„A ty mnie jeszcze nie znasz” opowieść o Alinie Janowskiej czyli Kiedyś to było – 28.07.2025 r.

Parę dni przed 81. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, przybliżamy sylwetkę artystki, która jako młoda dziewczyna wzięła w nim udział jako łączniczka. Zapraszamy na opowieść o Alinie Janowskiej

Alina Janowska (1923–2017) była jedną z najwybitniejszych postaci polskiej kultury – aktorką teatralną, filmową i telewizyjną, piosenkarką, choreografką, a zarazem uczestniczką Powstania Warszawskiego.

Urodziła się w Warszawie, dzieciństwo spędziła m.in. na Kresach. Podczas II wojny światowej zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Po aresztowaniu w 1942 roku, spędziła siedem miesięcy w więzieniu, unikając wywózki do Auschwitz. W Powstaniu Warszawskim służyła jako łączniczka w batalionie „Kiliński”.

Po wojnie związała się z teatrem, m.in. Syreną, STS-em i Komedią. Na ekranie zadebiutowała w kultowym filmie Zakazane piosenki (1946). Szeroką popularność przyniosły jej role w serialach: Wojna domowa, Złotopolscy, Plebania, a także występy w filmach Wajdy czy Jakubowskiej.

Była także wykładowczynią, działaczką społeczną, radną Żoliborza, współtwórczynią inicjatyw wspierających dzieci i młodych artystów. Jej benefis w 2013 roku we Wrocławiu był symbolicznym pożegnaniem ze sceną.

Alina Janowska zmarła 13 listopada 2017 roku. Spoczywa na Powązkach w Alei Zasłużonych.

 

Zachęcamy także do wysłuchania poprzedniej audycji!

„Rób co chcesz” zespół VOX o nowym czyli Kiedyś to było – 21.07.2025 r.

Agnieszka Cubała o Powstaniu Warszawskim czyli Sztuka jest magią – 26.07.2025 r.

Agnieszka Cubała / fot.: Kamil Kowalik, Radio Wnet

Gościem audycji Sztuka jest magią była Agnieszka Cubała – autorka kilkunastu książek o Powstaniu Warszawskim. W rozmowie poruszono kwestię zainteresowania młodzieży przeszłością

Agnieszka Cubała, historyczka i autorka książek o Powstaniu Warszawskim, opowiada o roli kobiet – Peżetek – w powstaniu, ich codziennych zadaniach i zapomnianym wkładzie.

Rozmowa porusza też emocjonalny wymiar pisania, znaczenie pracy z młodzieżą i sposób, w jaki autorka trafia do młodych ludzi, pokazując im, że historia to opowieść o ludziach takich jak oni.

Zachęcamy do wysłuchania poprzedniej audycji:

Miasto Lublin w opowieściach Joanny Rawik czyli Sztuka jest magią – 19.07.2025 r.

Niemiecki napis ma wrócić na Most Grunwaldzki we Wrocławiu? Juliusz Woźny: „Zostawcie ten most takim, jakim jest”

Most Grunwaldzki, fot. Jar.ciurus/Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 PL

Tabliczka z napisem „Kaiser Brücke” (Most Cesarski) miałaby pojawić się w związku z planowanym remontem. Koncepcja wywołała głośną dyskusję wśród mieszkańców Wrocławia i historyków.

Informacja szybko obiegła media, jednak do kontrowersyjnego pomysłu nikt się nie przyznaje.  Juliusz Woźny, odnosząc się do sytuacji, przede wszystkim streszcza burzliwą historię obiektu, który wielokrotnie zmieniał swoją nazwę:

Most Grunwaldzki, początkowo miał patrona cesarza Fryderyka. Konkurs ogłoszono w 1904 roku pod nazwą Kaiser Friedrich Brücke. Fryderyk w międzyczasie zmarł i zostawiono tylko Kaiser Brücke.

Po klęsce Niemiec w I Wojnie Światowej, współczesny Most Grunwaldzki przemianowano na Most Wolności. Jednak nie na długo:

Most zmienił po raz kolejny nazwę, kiedy doszedł do władzy Adolf Hitler. Wolność mu się nie najlepiej kojarzyła. Tak most wrócił do swojej nazwy.

Dzisiejszą nazwę mostu nadała władza ludowa. A skąd wzięła się ówczesna nomenklatura?

1910 rok skojarzył się po wojnie z bitwą pod Grunwaldem, prawda? 1410 – nie ma Polaka, który by tej daty nie pamiętał, więc dlatego nazwano go Grunwaldzkim, jako taki symbol zwycięstwa nad faszyzmem.  

~ mówi Juliusz Woźny. Wyraża też swoją opinię w kwestii planowanych zmian. Odnosi się przy tym do tragicznej katastrofy lotniczej (1945 r.), która wydarzyła się na znajdującym się nieopodal mostu Placu Grunwaldzkim:

Zostawcie ten most takim, jakim jest, bo ten most opowiada nam swoją historię w sposób naprawdę fantastyczny. Można tam dodatkowo umieścić tablice, które by rzecz jeszcze lepiej wyjaśniły. I pamiętajmy, że jak mówię, przez Wrocław przeszła straszliwa wojna. Jest co prawda taki niewielki kamień, który upamiętnia te 13 tysięcy ofiar, ale wydaje mi się, że swoistą pamiątką, nie powiem pomnikiem, ale taką pamiątką świadectwą tej tragedii na Placu Grunwaldzkim też jest sam most. W związku z tym jest to doskonała okazja, żeby w ten sposób pozostawić takiego świadka historii od 1910 roku.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Z Użhorodu o Lwowie: Znicze Powstania ’44 i kresowe dzieci pod opieką Legionistów

Groby powstańców lwowskich na Cmentarzu Łyczakowskim / Fot. Józef Żak

Artur Żak, korespondent Radia Wnet, stojąc na pieszym moście nad Użem w Użhorodzie, relacjonował lwowskie skromne obchody 81. rocznicy Powstania Lwowskiego, które zorganizowali kibice Legii Warszawa.

Artur Żak zaznaczył, że 22 lipca 1944 roku Lwów, stanął do Akcji „Burza”, by powitać Armię Czerwoną jako gospodarze. Przypomniał tragiczny finał: po kilku dniach biało‑czerwonych flag NKWD rozbroiło żołnierzy AK, a setki z nich trafiły do więzienia przy Łąckiego.

Szacuje się, że w walkach zginęło nawet 700 akowców, jednak do dziś nie mają oznaczonych mogił. Dzięki opiekunowi polskich grobów Józefa Żaka, ujawnił historię dyskretnej renowacji anonimowego grobu pięciu Powstańców na Łyczakowie, sfinansowanej przez krakowski oddział TMLiKPW.

Grób powstańca lwowskiego na Cmentarzu Łyczakowskim / Fot. Józef Żak

W rocznicę powstania członkowie Old Fashion Man Club – Legia Warszawa za pośrednictwem Józefa Żaka zapalili symboliczne znicze w kilku miejscach cmentarza, oddając cześć zapomnianym bohaterom. W drugiej części korespondencji opowiedział o weekendowej akcji OFMC, która wsparła 50‑osobową grupę polskich dzieci z Mościsk i okolic wracających z wakacji u salezjanów pod Ostródą. Pod opieką ks. Jarosława Wąsowicza mali kresowiacy odwdzięczyli się wzruszającymi koncertami pieśni patriotycznych i kresowych. Kibice Legii Warszawa nakarmili też szesnaścioro dzieci z Naddniestrza – krainy, gdzie przed wiekami stał słup z napisem „Finis Poloniae”. Zaangażowanie Legionistów, Stowarzyszenia Fanów Legii oraz projektu Legia PamiętaMY pokazało, że pamięć historyczna i pomoc rodakom idą w parze.

Studio Lwów 30.06.25: Nowe polskie rozporządzenie. Absolwenci polskich szkół zostawieni na lodzie!

„Polscy żołnierze Napoleona” – Nieregularnik literacki – 20.07.2025 r.

January Suchodolski, Bitwa pod Somosierrą, Muzeum Narodowe w Warszawie / Fot. cyfrowe.mnw.art.pl

Jak przed ponad półwieczem wyglądały Roztocze oraz Zamojszczyzna? Co z tamtego, bezpowrotnie minionego, czasu pozostało w dziecięcej pamięci?

Dlaczego obrazy zapamiętane w młodości zazwyczaj bywają wyidealizowane?

Na te, między innymi, kwestie odpowie Piotr Szewc, autor tomu opowiadań pt. „Było”.

Natomiast w drugiej odsłonie programu cofniemy się w znacznie bardziej zamierzchłą przeszłość, bowiem porozmawiamy z Piotrem Korczyńskim, autorem książki  „Krew i popiół”, opatrzonej wyjaśniającym podtytułem – „Polscy żołnierze Napoleona”.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

90-lecie urodzin Jarosława Marka Rymkiewicza – Nieregularnik literacki – 13.07.2025 r.

Lewica konsekwentnie niszczyła Instytut Pileckiego? Prof. Magdalena Gawin o celowym wygaszaniu instytucji

Magdalena Gawin, fot. Radio Wnet

Ta koalicja rządząca nie była w stanie zniszczyć tego Instytutu wprost, dlatego, że nie jest powołany na mocy rozporządzenia, tylko ustawą – mówi była dyrektor Instytutu Pileckiego Magdalena Gawin.

W ubiegłym tygodniu aktualne działania Instytutu Pileckiego stały się przedmiotem szerokiej dyskusji publicznej. Kontrowersje wzbudził m.in. niejasny status programu „Zawołani po imieniu”, mającego za zadanie upamiętnić Polaków, którzy podczas II Wojny Światowej zginęli za udzielanie pomocy Żydom. Prof. Magdalena Gawin w rozmowie z Łukaszem Jankowskim odnosi się do licznych działań władzy, które w jej opinii mają na celu wygaszenie Instytutu. Najpierw jednak przypomina, jaka była misja założeniowa instytucji:

Chodziło o to, żeby stworzyć instytucję, która będzie pomocą dla Ministerstwa Kultury i Ministerstwa Spraw Zagranicznych w prowadzaniu polityki pamięci. I to takiej polityki pamięci, która odwołuje się do źródeł archiwalnych, zarówno polskich, brytyjskich, niemieckich. Dzięki niej możemy organizować wystawy w sposób szybki, łatwy i prosty. Nie musimy prosić ekspertów zagranicznych.

Jak mówi, działania Instytutu były oceniane negatywnie przede wszystkim przez Polaków:

Mamy największych wrogów, hejterów we własnym kraju.

Odpowiadając na pytanie, dlaczego tak się dzieje, mówi:

Wydaje się, że pewne obszary badań tradycyjnie przypisane dla lewicy kulturowej, bardzo radykalnej. I ta właśnie lewica z przedmiotu badań Holokaustu uczyniła swoją dominującą narrację.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz! 

Zwiedzanie kościoła św. Leonarda w Lipnicy Murowanej z ks. Mariuszem Jachymczakiem

Kościół św. Leonarda w Lipnicy Murowanej/Fot. Creative Commons

Drewniany kościół św. Leonarda w Lipnicy Murowanej od 2003 r. wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO – opowiada proboszcz parafii św. Andrzeja i kustosz sanktuarium św. Szymona z Lipnicy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Wójt Lipnicy Murowanej: ta gmina to ziemia z bogatą historią, sięgającą X wieku

 

Wójt Lipnicy Murowanej: ta gmina to ziemia z bogatą historią, sięgającą X wieku

Kościół św. Andrzeja w Lipnicy Murowanej/Fot. Radio Wnet 10.07.25

„Dziedzictwo i historia tutaj się przenikają, są fundamentem naszej tożsamości” – mówi Tomasz Gromala, wójt gminy Lipnica Murowana.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Zwiedzanie kościoła św. Leonarda w Lipnicy Murowanej z ks. Mariuszem Jachymczakiem

Lipiec w cieniu Wołynia – felieton Jacka Wanzka

Wołyń 1939 fot. Nawolyniu.pl

Nastał lipiec. Wokół pachnie dojrzewającym zbożem, gęstym od ciepła powietrzem i słodką nostalgią polskiego lata. Ale dla mnie lipiec od zawsze miał jeszcze jeden zapach – zapach popiołu…

… spalonego drewna, płaczu niesionego wiatrem przez pola. Lipiec pachnie Wołyniem.

Dla mnie ludobójstwo na Kresach i w Małopolsce Wschodniej to nie tylko bolesna karta polskiej historii. To część mojej tożsamości i rodzinnej tragedii. To depozyt, który otrzymałem od dziadka – człowieka, który cudem uniknął losu dziesiątek, a może i setek tysięcy Polaków pomordowanych w bestialski sposób tylko za to, że byli Polakami.

Wielokrotnie słuchałem jego historii, wypowiadanych półgłosem, często z zaszklonymi od łez oczami. Dziadek opowiadał o Wołyniu jak o krainie rodem z poetyckiego krajobrazu – malował słowem falujące łany zbóż, cerkwie na wzgórzach i dzieci beztrosko bawiące się nad rzeką Horyń. Wspominał bezkresne pola, po których niosły się zmieszane echa ludowych pieśni – polskich i ukraińskich – śpiewanych przez miejscowe kobiety. Opowiadał o baśniowym świecie – o szeptuchach, dziwach i płanetnikach. Siadałem wtedy przy kaflowym piecu i chłonąłem, wrastałem w ten świat pełen magii i folkloru.

Opowieść ta jednak nie ma szczęśliwego zakończenia. Urywa się nagle. Tak jak głos dziadka, który ją snuł.

Jak mawiał: „Złe” wyszło na świat i jak za dotknięciem różdżki ucichły radosne śpiewy na polach, ludzie zaczęli spoglądać na siebie podejrzliwie, a Horyń wkrótce miał spłynąć krwią.

Nastał czas grozy

Co jakiś czas słyszano wprawdzie, że ten czy tamten zaginął, ale tłumaczono to sobie jako efekt prywatnych porachunków. Do czasu. Coraz częściej docierały informacje o pomordowanych polskich wsiach. Na polnych drogach można było spotkać uciekających niedobitków a letnie, nocne niebo wypełniały łuny płonących nieopodal miejscowości.

Na Polaków padł strach. Nie spano już w domach, bo nie wiadomo było kiedy nastąpi kolejny atak. Chowano się po stodołach, na polach – gdzie kto mógł. Banderowcy, często przy wsparciu ukraińskiej czerni, zazwyczaj przychodzili nocą. Otaczali miejscowość, mordowali Polaków, po czym podpalali domy, nieraz całe wsie.

Piękne lipcowe noce zaczął przedzierać nieludzki krzyk mordowanych bestialsko ofiar, ryk płonącego bydła i błagalne prośby o oszczędzenie życia.

To nie był konflikt. To nie była wojna polsko-ukraińska. To było Genocidum Atrox-ludobójstwo dokonane z niezwykłym okrucieństwem.

Za pomocą siekier, wideł i innych narzędzi gospodarskich rżnięto polskie kobiety, starców i dzieci. Bez wyjątku. Bez litości.

Należy jednak pamiętać o wielu Sprawiedliwych Ukraińcach, którzy ryzykując własne życie ostrzegali swoich polskich sąsiadów i udzielali im schronienia. To oni są prawdziwymi bohaterami Ukrainy, nie rezuni spod znaku OUN-UPA.

Dziś, ponad osiemdziesiąt lat po tych wydarzeniach oddajemy hołd naszym zamęczonym Rodakom. Każda z ofiar miała swoją twarz: czyjegoś ukochanego dziecka, matki, ojca… Każda z tych osób miała swoją historię. Większość z nich nigdy nie zostanie opowiedziana. Zabrano je do bezimiennych mogił – rozrzuconych po lasach, studniach i polach, gdzie od ponad ośmiu dekad czekają na godny pochówek, którego im się odmawia.

Dlatego Wołyń i Kresy to nie tylko miejsca na mapie. To rana. Niezabliźniona. Dziedziczona z pokolenia na pokolenie. Wołyń to trauma, którą niesie się w genach-czasem nieświadomie jak niepokój bez przyczyny, jak tęsknota za czymś, czego nigdy się nie znało.

Jednak ten krzyk niesiony przez lipcowy wiatr nie umilkł. Po prostu zmienił ton i stał się szeptem przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Ja go słyszę. I nie pozwolę mu zamilknąć.

Jacek Wanzek 

11 lipca 2025

Zamordowane były kobiety, staruszkowie i dzieci – Krzesimir Dębski o rzezi wołyńskiej w 82. rocznicę ludobójstwa

Krzesimir Dębski, fot. Anna Jaroszewicz/Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0

Rodzice Krzesimira Dębskiego cudem przeżyli zbrodnię wołyńską. Jego dziadkowie nie mieli już takiego szczęścia, zostali porwani i zamordowani. Lata później nasz gość patrzył w oczy ich mordercy.

Relacje jego bliskich oraz innych świadków tych wydarzeń, w tym Ukraińców, Krzesimir Dębski opisał w książce „Wołyń. Nic nie jest w porządku”. Wokół tej publikacji toczy się rozmowa z Konradem Mędrzeckim.

Na początku nasz gość patrzy wstecz i szuka pierwszych zalążków konfliktów polsko ukraińskich:

Kresy się polonizowały. Można powiedzieć, w XIX wieku, no i wcześniej też oczywiście, ponieważ, przepraszam, że to jest, nie chcę obrazić w ogóle narodu ukraińskiego, ani historii ukraińskiej, ale tak się stało, że przez katolicyzm Polacy, którzy byli katolikami w większości, stali się ludźmi nowocześniejszymi niż na przykład prawosławni, niż rusini, niż mieszkańcy, wywodzący się ze wschodu bardziej.

I kontynuuje wątek:

Był opór taki i tak, przed nowościami, przed wynalazkiem. Prawosławie troszeczkę ma w sobie taką konserwatywność, prawda? I na przykład wielkim był konfliktem, Sławoj Skłatkowski, który Sławojki wprowadzał. (…) I to było wszystko przyjmowane z wielkimi oporami, a szczególnie właśnie wśród Rusinów, wśród Ukraińców, którzy uważali, że to się niszczy w ten sposób, przepraszam, ale zapaleni nacjonaliści, tacy ukraińscy działacze, pisali, że to godzi w substancję prawdziwą kulturową ruskiego. Ukraińskiego chłopa, człowieka.

Potem przywołuje zdarzenia Krwawej Niedzieli:

Stało się tak, że po prostu zaatakowano w jedną niedzielę, 11 lipca i potem też były późniejsze, co niedzielę, prawda, kiedy były Polacy chodzili do kościołów. Ze wsi do Kościoła. Tak, bo trzeba wiedzieć, że to był teren pusty też już wtedy, po I wojnie światowej. Front I wojny światowej stał właśnie na Wołyniu, od Północy, od Dźwiny do Karpaty. I to trwało lata. Żadne zaopatrzenie, żadna pomoc, tylko żołdactwo jeszcze do tego jacyś i z jednej strony, z drugiej, z trzeciej strony i plus anarchiści jacyś czerwoni i no, rewolucja październikowa też to wszystko spowodowała.

Redaktor Mędrzecki zauważa, że te fakty stały się pożywką dla nacjonalizmu, a Krzesimir Dębski odpowiada tak:

Dla wszystkiego, dla odrodzenia się złego. Zła w absolutnej postaci. W czasie pierwszej wojny światowej to ludzie już bardzo chyba stali się obojętni na śmierć, na pomaganie, na jakieś ratowanie się, na solidarność międzyludzką. Straszliwe takie czasy. No i ten bakcyl zła, zbrodni już był na tamtych terenach. I wcześniej, i w czasie wojny, i potem właśnie ten krótki czas Polski przedwojennej.

Krzesimir Dębski, dotyka też wątku ekshumacji:

Ukraińcy twierdzą, że ekshumacje nie mogą się odbyć, no bo to obie strony były winne. No niestety to nie jest prawda, ponieważ sytuacja była taka na Wołyniu w tym właśnie 1943 roku, a już w 1939 roku się zaczęło, że mężczyźni młodzi powołani byli do wojska polskiego. W tym też Ukraińcy, którzy byli często po porządku, będąc w wojsku. Potem inni Ukraińcy dobijali rannych z polskiego wojska. Czasami też Ukraińców, którzy byli w tej armii. (…) W zasadzie nie było w ogóle mężczyzn w związku z tym.

Odnosi się też do wyników nielicznych ekshumacji, które jak dotąd przeprowadzono:

Zamordowane były kobiety, staruszkowie i dzieci. Nie ma, jak to środowiska nacjonalistyczne ukraińskie mówią, że to była symetryczna wojna, symetryczna wymiana. Nie. Nie było mężczyzn, więc nie mogło być żadnej wojny. Były nieliczne punkty oporu typu przebraże, czyli samoobrona, gdzie się Polacy, uciekając przed mordami, gdzie się zgromadzili w większej ilości. Ale tak, niestety, okazuje się, że te wszystkie ekshumacje, które były już, pokazują jasno. Było to ludobójstwo na bezdomnych ludziach, na resztkach Polaków, którzy tam jeszcze zostali.

Z niepokojem też patrzy na obecność nacjonalistycznej narracji w ukraińskiej edukacji:

Ta nieprawda, która się konserwuje w ukraińskim społeczeństwie, no ciągle jest coraz większa, bo przez ostatnie lata oświatą zarządzały na Ukrainie najmniejsze partie, najmniejsze ugrupowania polityczne. Wiadomo, jak rząd koalicyjny, ty to, ty to, a wy to dostaniecie historię. No i to okazuje się, że to byli nacjonaliści, którzy czad swój straszny, ten nacjonalistyczny, wpłaczają dzieciom w szkole podstawowej, w szkołach pierwszego stopnia tych nauczania, wszyscy tam dostają i to narrację niestety nacjonalistyczną. No taka narracja, która w żadnym kraju nie ma prawa bytu. Nie wiem, to kraj nacjonalistyczny jakiś, to kapuje, że to jest niezdrowe, prawda? Ukraińcy tego nie chcą zrozumieć, niestety.

Zauważa też, że duża część ukraińskiego społeczeństwa nie ma skąd dowiedzieć się prawdy:

Mnóstwo już książek polskich jest napisane na te tematy. Właściwie ukraińskich takich naprawdę to nie ma. Opisują jakieś tam kwestie, ale to zawsze niedopowiedzenia (…) Tu nie można nawet usłyszeć prawdy, no, czy Ukraińcy piszą o udziale ich jednostek niestety nacjonalistycznych, strasznych w powstaniu warszawskim? To tematy, które w ogóle nie nawet ruszone przez Ukraińców. Ja nie spotkałem jeszcze Ukraińca, młodego, starszego, którzy w Polsce, który by przeczytał Banderę. Jakieś pisma, manifesty, czy te wszystkie jego historie. No, więc oni wielbią kogoś, kogo w ogóle nie znają.

Kontynuując ten wątek, Krzesimir Dębski odnosi się do słów prof. Osadczuka:

To jest wstyd i hańba i jak się otworzy to, co napisał, co Bandera pisał i inni. Że to rzeczy, które trzeba było, żeby nie było złych konotacji z niemieckimi paleniami książek, że to trzeba byłoby natychmiast zniszczyć, schować, bo to jest wstyd dla narodu ukraińskiego. To jest wstyd intelektualny, wstyd moralny i wstyd w ogóle, który powinien być najczęściej opracowany, wskazany, że to była głupota i natychmiast przede wszystkim elementy tego myślenia natychmiast wycofać ze szkolnictwa. Z życia publicznego.

Dostrzega też inny problem:

Nawet jak teraz mamy telewizji obrazki z pogrzebów młodych Ukraińców, czy zginęli, prawda, na wojnie i uchowani na cmentarzu łyczakowskim. No i tam powiewa las czarno-czerwonych flag, czyli nacjonalistycznych. Nie ukraińskich. Nie ma tam. Bardzo mało się widzi. To jest… Już ci młodzi wszyscy ludzi i po prostu zaczadzeni tym nacjonalizmem. I to jest bardzo, niekorzystne dla narodu ukraińskiego, bo to właśnie propaganda putinowska wykorzystuje te fakty, że to przecież nacjonaliści, to faszyści, bo w rosyjsku faszysta to jest najgorszy już, jaki może być faszyści.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!