1980-2020: 40 lat Solidarności. „Historię swoją piszcie sami, bo inaczej napiszą ją za was inni i źle” (J. Piłsudski)

Ważne jest dotarcie do ludzi, którzy mogą podzielić się wiedzą o przeszłości swojej organizacji zakładowej. Prosimy o kontakt wszystkich, którzy mają wiedzę o interesujących nas sprawach i ludziach.

Arkadiusz Małyszka

W bieżącym 2020 roku minie 40 lat od powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność, organizacji, która była nie tylko związkiem zawodowym, ale olbrzymim ruchem społecznym. Aktywnie zaangażowało się w pracę związkową tysiące działaczy różnego szczebla, od komisji, kół po Komisję Krajową. Pomimo upływu tylu lat nie opracowano dotychczas wielu wątków z historii Związku.

Wiele lat zmarnowaliśmy, a to przez fałszywe przekonanie, że nie należy się chwalić, że to „styropian”, a to, że to niepotrzebne kombatanctwo.

A w tym czasie spora grupa założycieli, działaczy już odeszła, większość pozostałych, aktywnych w tamtym okresie związkowców znajduje się na zasłużonych emeryturach lub rentach, a pozostali szykują się do odejścia z pracy zawodowej.

Dlatego najwyższy czas, aby utrwalić historię naszego Związku zapisaną losami i działaniem konkretnych ludzi, którzy wówczas odważyli się jawnie rzucić wyzwanie systemowi komunistycznemu. Musimy się odwołać do ich pamięci, wspomnień, zapisków, przechowanych dokumentów, ponieważ większość dokumentacji z lat 1980–1981 zgromadzonych przez istniejące wówczas ogniwa Związku Solidarność zastała zniszczona w stanie wojennym.

Jak to się stało? Otóż po wprowadzeniu stanu wojennego 13 XII 1981 r. służba bezpieczeństwa przejęła dokumentację związkową i po kilku latach dokumenty te zostały zniszczone. W Instytucie Pamięci Narodowej zachowały się nawet protokoły brakowania takiej właśnie dokumentacji.

Tak więc głównym źródłem wiedzy są ludzie wówczas działający, ich pamięć i zachowane dokumenty oraz komisje zakładowe, szczególnie te, które działają w zakładach/instytucjach istniejących w tamtym okresie.

Pragnąc upamiętnić ludzi, którzy tworzyli Związek Solidarność w latach 1980–1981, Zarząd Regionu NSZZ Solidarność, w porozumieniu z poznańskim Oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej, przygotowuje wydawnictwo dokumentujące historię Związku z tego okresu. Chcemy w ten sposób oddać hołd wielu bezimiennym dotychczas członkom ogniw związkowych z tamtych lat, ludziom, którzy nagle stali się liderami w swoich miejscach pracy i zamieszkania. (,,,)

Aby ułatwić zebranie takich informacji opracowaliśmy ankietę, której formularz znajduje się na stronie internetowej Zarządu Regionu Wielkopolska NSZZ Solidarność. Wypełnione ankiety papierowe można przesyłać na adres: Zarząd Regionu Wielkopolska NSZZ „Solidarność”, ul. Metalowa 7, 60-118 Poznań; ankiety w formie cyfrowej prosimy przesyłać na adres poczty elektronicznej: barbara.napieralska@solidarnosc.poznan.pl lub Arkadiusz.Malyszka@ipn.gov.pl.

Arkadiusz Małyszka jest członkiem Zarządu Regionu Wielkopolska NSZZ Solidarność.

Cały artykuł Arkadiusza Małyszki pt. „Pamiętajmy o 40-leciu NSZZ Solidarność” znajduje się na s. 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Arkadiusza Małyszki pt. „Pamiętajmy o 40-leciu NSZZ Solidarność” na s. 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Lenina na portrecie przemalowałem na Hitlera, bo budził we mnie sprzeciw kult bolszewickich przestępców

Zostałem porwany i byłem terroryzowany przez rosyjski kontrwywiad – próbowano mnie zwerbować do współpracy, torturowano, topiono w przerębli, wywieziono do lasu, grożąc rozstrzelaniem.

Halina Pencko, Mariusz Patey, Anatol Kalinowski

Anatol Szułudko-Kalinowski, ukraiński działacz społeczno-polityczny, wywodzi się z drobnego polskiego ziemiaństwa Kalinowskich, osiadłego w Krzemieńczuku w obwodzie połtawskim na terenie dzisiejszej Ukrainy. W 1921 roku [po pokoju ryskim w stosunku do polskich rodzin, które nie były w stanie wyjechać do odrodzonej Polski, rządy bolszewickie rozpoczęły pierwsze zorganizowane represje; przyp. red.] w nocy do mieszkania rodziny nagle wpadło sowieckie czeka – policja polityczna sowieckiej Rosji, stosująca terror w skrajnej postaci – i zażądało opuszczenia mieszkania w trybie natychmiastowym. Pozwolono zabrać tylko parę worków rzeczy i wywieziono 45 km od Krzemieńczuka, na wieś w pobliżu Kozielszczyzny. Wywiezieni bez jakichkolwiek dokumentów tożsamości, musieli pracować niewolniczo, bez wynagrodzenia, po 15 godzin, w utworzonym tam kołchozie. I tak aż do lat sześćdziesiątych.

Po przegranej przez Rosję Sowiecką Bitwie Warszawskiej osoby aktywnie nie popierające bolszewików, Ukraińcy i Polacy odbierani byli przez władze sowieckie jako piłsudczycy i petlurowcy, czyli wrogowie. Władza radziecka zemściła się, wywołując na ziemiach Ukrainy pierwszy zorganizowany sztuczny głód w tragicznych latach 1922–1923 i kolejny w latach 32–33, by ostatecznie złamać opór społeczeństwa. Nastąpiły też czystki etniczne. Na opustoszałych terenach osiedlano Rosjan, a Donbas, gdzie czystki były największe, zasiedlano rosyjskimi więźniami kryminalnymi.

Od wczesnej młodości wiedział o swoich korzeniach i na nich budował tożsamość. Wraz z pogłębieniem znajomości historii własnego rodu, przekazywanej przez pokolenia, poznawał dramatyczne dzieje narodów zamieszkujących ZSRR. Poznawszy prawdę, walczył z komunizmem, obalając propagandowe mity w bezpośrednich rozmowach z rówieśnikami i nauczycielami.

Obecnie mieszka w Polsce. Inspirowany ideą Międzymorza, stara się budować pomost w stosunkach między Polską i Ukrainą.

Proszę opowiedzieć o swojej drodze życia.

Zaczęło się od sprzeciwu. Dopiero później pojawiło się działanie. Już jako uczeń z mundurków pionierów zrywałem chusty, ignorowałem pochody pierwszomajowe, upowszechniałem informacje pochodzące z radia Głos Ameryki. Sprzeciw budził we mnie kult bolszewickich przestępców. Lenina na portrecie przemalowałem na Hitlera. Przypominam sobie, jak bardzo oburzyło mnie i zdenerwowało, kiedy 23 lutego, z okazji dnia armii radzieckiej i floty, w mojej klasie śpiewali: „Pomniat psy otamany, pomniat polskije pany, konarmiejskije nasze sztyki”. Wybiegłem wtedy na ulicę i rzuciłem cegłą w okno.

A kiedy 9 maja nasz podpity sąsiad chwalił się, jak to we wrześniu 1939 roku czołgiem rozjeżdżał Polaków broniących Polski, moja mama, mając na uwadze, że Hitler i Stalin rozpoczęli wojnę II światową, nazwała tego „weterana” ss-manem sowieckim, a ja zerwałem z niego medale.

Za takie gesty i działania wyrzucano mnie wielokrotnie ze szkoły, a mamę z pracy. Gnębiła nas milicja, a potem KGB! Próbowaliśmy wyemigrować do USA, ale nie wypuszczano nas ze Związku Radzieckiego.

Pod koniec lat 80. wraz z mamą działałem w organizacji RUCH (1989–1999), potem tworzyłem organizację młodzieżową SNUM (Sojuz Niezależnej Ukraińskiej Młodzieży). Paliliśmy flagi sowieckie, rozdawaliśmy ulotki i gazety antysowieckie. KGB oskarżyło mnie o działania antysowieckie, ale ponieważ w 1990 roku Sowieci oficjalnie już nie więzili za sprawy polityczne, sprawę zlecono milicji, by oskarżyła mnie o chuligaństwo. Aresztowano mnie i w celu zastraszenia urządzono mi – „chuliganowi” – pokazowy proces. Jednak ludzie nie dali się nabrać i przyszli z żółto-niebieskimi flagami, wykrzykując: „wolność dla więźnia politycznego!”. Rozprawa trwała około 40 minut, bo wyrok już był przygotowany wcześniej i dostałem 4 lata więzienia. W tym samym czasie, za takie samo „chuligaństwo” trafił do więzienia Stepan Hmara.

Podczas pobytu w więzieniu zgłębiałem historię i opisywałem zbrodnie komunistów, także tortury, które stosowano wobec mnie za przekonania polityczne. Z więzienia wyszedłem 8 sierpnia 1994 r. i wróciłem do działalności politycznej w partii RUCH. Działając w ukraińskich patriotycznych organizacjach, przede wszystkim miałem na celu ujawnianie prawdy o zbrodniach popełnianych przez Sowietów i ich agentów na terenach dzisiejszej Ukrainy, o tym, jak podszywając się pod różne organizacje nacjonalistyczne, skłócali Polaków z Ukraińcami, co do dziś ma swoje konsekwencje.

Poza działaniem w patriotycznych organizacjach ukraińskich, współpracowałem i współpracuję z Polakami, którzy pomagają mi w licznych inicjatywach na rzecz polskiej społeczności na Ukrainie. Kiedy zamordowano dziennikarza Georgija Gongadzego, jako członek partii RUCH wyjechałem na protest do Kijowa. W styczniu 2001 r. wstąpiłem do partii UNA-UNSO, żeby w radykalny sposób zwalczać prezydenta Kuczmę, wspierać inicjatywę Międzymorza, zbliżać Ukrainę z Polską, odcinać od banderowców, a prowadzić na dobrą drogę petlurowską. Przekonywałem do zmiany partyjnej symboliki.

Według mnie symbolikę, która miała kojarzyć się z nazistowską, celowo wprowadzali – od powstania partii w 1991 roku – agenci GRU, którymi partia wtedy była nasycona.

Wyjeżdżałem wielokrotnie do Polski, by konsultować temat Międzymorza i sprawę badań zbrodni popełnionych na Polakach, np. na Wołyniu i w Katyniu. Zapraszałem też na do szkoły w Krzemieńczuku ludzi z różnych środowisk: doktora historii Tomasza Szczepańskiego – na wykład i wystawę o zbrodni katyńskiej (z udziałem wicekonsula RP w Charkowie p. Anity Staszkiewicz), Wiktora Marenicza – przewodniczącego obwodowej organizacji Związku Polaków na Ukrainie, studentów, przedstawicieli tamtejszej inteligencji i organizacji społecznych.

Kwatera żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej na cmentarzu Prawosławnym w Warszawie, 2017 r. Na zdjęciu: Anatol
Kalinowski, Rafał Dzięciołowski, Przemysław Czyżewski (Fundacja Wolność i Demokracja) i Mariusz Patey (Instytut im.
Romana Rybarskiego) | Fot. z archiwum A. Kalinowskiego

 

Z mojej inicjatywy w Krzemieńczuku posadzono Katyński Dąb Pamięci na cześć podporucznika Wojska Polskiego, Bronisława Urbańskiego, zamordowanego w lesie katyńskim w marcu 1940 roku. Najbardziej jednak przeszkadzałem SBU – Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy – jako autor książki Kozelszczyńskyj sobor żachiw, opartej na dokumentach o zbrodni katyńskiej [Obóz jeniecki w obwodzie krzemieńczuckim na Ukrainie był założony w celu przetrzymywania polskich jeńców wojskowych, a po ich zamordowaniu – jeńców rumuńskich. Istniały relacje świadków o prowadzeniu badań biologicznych i chemicznych na polskich jeńcach przez sowieckich odpowiedników dr. Mengele. Przyp. red.]. Byłem też inicjatorem tablicy upamiętniającej ofiary tej zbrodni, za co Polska nagrodziła mnie medalem. Za takie działania byłem prześladowany przez SBU i musiałem wyjechać do Polski (13.08.2013 r.), a medal mogłem odebrać dopiero w 2015 roku.

Kiedy zaczął się Majdan, postanowiłem zaryzykować i w listopadzie 2013 r. wróciłem, by walczyć z reżimem Janukowicza. Moje tam starania, by zbliżać patriotów polskich i ukraińskich, bardzo przeszkadzały politycznemu interesowi Rosji, więc tak pobili mnie tituszki (chuligani wynajęci do bicia demonstrantów; przyp. red.), że wylądowałem w szpitalu, a potem zostałem porwany i byłem terroryzowany przez rosyjski kontrwywiad  – próbowano mnie zwerbować do współpracy, torturowano, topiono w przerębli, wywieziono do lasu, grożąc rozstrzelaniem.

Z nałożonego wtedy na mnie aresztu domowego udało mi się uciec na Majdan, a tego samego dnia (11.02.2014 roku) wieczorem zastrzelono sędziego Łobodenkę. Następnego dnia w mediach Janukowicz, minister spraw wewnętrznych Zacharczenko i prokurator generalny Ukrainy Pszonka oskarżyli mnie o to zabójstwo, mimo że miałem alibi, poświadczone przez setki świadków.

Tylko dzięki długiemu łańcuchowi ludzi dobrej woli (począwszy od polskiego Konsula Generalnego w Charkowie Jana Granata przez przyjaciół z partii i Polski) udało mi się uciec do Polski. Już bezpieczny, płakałem z radości i całowałem polską ziemię.

Od 18 lutego 2014 r. mieszkam w Warszawie, a w marcu ukraińscy milicjanci (jeszcze niezlustrowani) wystawili za mną, jako zbrodniarzem kryminalnym, list gończy.

Działając w ukraińskich patriotycznych organizacjach, przede wszystkim miałem na celu ujawnianie prawdy o zbrodniach popełnianych przez Sowietów i ich agentów, działających na terenach dzisiejszej Ukrainy, o tym, jak podszywając się pod różne organizacje nacjonalistyczne, zakłócali stosunki polsko-ukraińskie, co do dziś ma swoje konsekwencje.

Moja działalność nie ogranicza się tylko do patriotycznych organizacji ukraińskich, ale współpracowałem i współpracuję z prominentnymi Polakami, którzy pomagają mi w niekończących się badaniach i inicjatywach na rzecz polskiej społeczności na Ukrainie, jak choćby dotyczących zmian nazw ulic na cześć Polski (w 2015 roku przekonałem Urząd Miasta Krzemieńczuk, by jedną z ulic upamiętnić nazwiskiem podporucznika Wojska Polskiego Bronisława Urbańskiego). W 2015 r. też ze mną i Mariuszem Pateyem spotkał się Piotr Bajsa i podpisał oświadczenie regulujące stosunki polsko-ukraińskie, które wcześniej już podpisałem ja i z polskiej strony: dyrektor instytutu Romana Rybarskiego Mariusz Patey, legendarna liderka Solidarności Walczącej Jadwiga Chmielowska, przewodniczący partii KPN Adam Słomka oraz działacz opozycji antykomunistycznej Adam Borowski.

11.11.2015 r. zaprosiłem ukraińskich patriotów z UNA-UNSO: Igora Jeremija i przewodniczącego partii KUN Stepana Braciunia na obchody polskiego Dnia Niepodległości. Z tej okazji podpisaliśmy oświadczenie o upamiętnieniu Wołynia, złożeniu kwiatów. To stało się już niemal tradycją, bo potem kwiaty składali ukraińscy żołnierze ATO (Antyterrorystyczna Operacja na wschodzie Ukrainy) na czele z Ihorem Mazurem, i nie tylko…

Dziś nadal mieszka Pan w Polsce i angażuje się w działania na rzecz zbliżenia polsko ukraińskiego. Dlaczego uważa Pan rozwój wzajemnych kontaktów za ważny?

Bez wolnej Ukrainy nie będzie wolnej Polski i odwrotnie. Ukraina zawsze była bliżej Polski niż Rosji. To systemy totalitarne, zakłamując historię, próbowały forsować wersję, że jest inaczej. Przecież podobnie już kiedyś manipulowano Kozakami i hajdamakami. Władza ZSRR robiła oczywiście wszystko, żeby zatrzeć ślady swoich zbrodniczych działań, tak jak w przypadku Zbrodni Wołyńskiej, a przy okazji zatajono historie o Ukraińcach ratujących Polaków podczas tej okrutnej rzezi.

Cały wywiad Haliny Pencko i Mariusza Pateya z Anatolem Kalinowskim pt. „Anatol Kalinowski – patriota Polski i Ukrainy” znajduje się na s. 19 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Wywiad Haliny Pencko i Mariusza Pateya z Anatolem Kalinowskim pt. „Anatol Kalinowski – patriota Polski i Ukrainy” na s. 15 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Z komunistami się nie rokuje”. Ugrupowanie Niepodległościowe „Zamek” – biała plama historii opozycji demokratycznej

Podstawą działania miało być uświadamianie Polakom, że z socjalizmu, z niesuwerennym rządem, nie da się wyjść drogą jedynie ewolucyjną, a każda ugoda z partią komunistyczną zostanie przez nią złamana.

Janusz Kamocki

Tytuł wydawanego od 1987 r. biuletynu „Zamek” (od popularnej nazwy siedziby Rządu RP na Uchodźstwie na Eaton Place w Londynie, nawiązującej do zamku warszawskiego, przedwojennej siedziby Prezydenta) stał się znakiem rozpoznawczym ugrupowania, wyraźnie określającym jego stanowisko polityczne, a gdy w okresie przed sejmem kontraktowym wydawane ulotki należało jakoś podpisać, przyjęto nazwę, która ostatecznie się ostała: Ugrupowanie Niepodległościowe Zamek.

Wszyscy późniejsi członkowie grupy założycielskiej Ugrupowania Niepodległościowego Zamek należeli do Solidarności, wszyscy też w okresie stanu wojennego zeszli do podziemia. Wkrótce jednak kierunek, w którym szła Solidarność, przestał im odpowiadać, stało się bowiem widoczne, że według „góry” solidarnościowej Polska powinna być niepodległa, ale przede wszystkim lewicowa; i do tej, wprawdzie nie komunistycznej, ale jednak lewicowej Polski trzeba dążyć nawet przez jakieś porozumienie się z władzami PRL. W tej sytuacji paru dawnych żołnierzy AK postanowiło stworzyć organizację mającą na celu przygotowanie kadr dla przyszłej wolnej Polski. Zakładali ją ludzie z dużym doświadczeniem konspiracyjnym, toteż, wykorzystując doświadczenia konspiracyjne i obserwacje pracy bezpieki, przyjęto system konspiracji pełzającej, trudnej do rozpracowania.

Eaton Place 43, siedziba Rządu RP na Uchodźstwie | Fot. Stephen Richards, CC BY-SA 2.0, Wikipedia

Formalnie można mówić o powstaniu ugrupowania na wiosnę 1985 roku, gdy Franciszek Bachleda-Księdzulorz (późniejszy senator RP) zorganizował spotkanie najbardziej zaufanych ludzi w klasztorze u sióstr Urszulanek w Jaszczurówce koło Zakopanego. Omówiono tam formy współpracy konspiracyjnej (przyjęto zasadę samodzielności poszczególnych grup oraz brak wyraźnej sieci łączności, z obawy o możliwość dekonspiracji). Początkowo nawet nie przyjęto żadnej nazwy, by utrudnić bezpiece pracę, gdyby jednak któraś z grup wpadła. Opracowano też program – deklarację celów organizacji, składającą się z 7 punktów:

1.   Uznawanie Rządu na Uchodźstwie za jedyną legalną władzę, będącą kontynuacją prawną przedwojennego rządu Rzeczypospolitej.
2.   Opracowanie projektu konstytucji, będącej kontynuacją wciąż obowiązującej Konstytucji kwietniowej – ostatniej konstytucji niepodległej Polski.
3.   Prezydent jest głową państwa i reprezentuje Majestat Rzeczypospolitej. Na Uchodźstwie zapewnia legalność Rządu.
4.   Konieczność opracowania założenia ustroju wewnętrznego Rzeczpospolitej, po obaleniu komunizmu z Polsce.
5.   Założenia polityki zagranicznej,
6.   Likwidacja skutków wojny z Niemcami,
7.   Likwidacja skutków sowieckiego najazdu.

(…) Tylko w Warszawie działano jawnie, np. organizowano manifestacje 11 listopada przy grobie Nieznanego Żołnierza, które zazwyczaj kończyły się aresztowaniem Wojciecha Ziembińskego. Ta działalność była widowiskowa i budziła duże zainteresowanie, a tym samym silnie oddziaływała propagandowo, jednocześnie jednak bardziej była narażona na zniszczenie przez władze, toteż pozostałe grupy działały w pełnej konspiracji, mając tym samym większe szanse na przetrwanie. Konsekwencją jednak tej pełzającej konspiracji jest to, że do dziś nie jest znana liczba ludzi współpracujących ze strukturami Zamku. (…)

Prace prowadzono dwutorowo – podstawową miała być działalność propagandowa: uświadamianie Polakom, że z ustroju socjalistycznego, z niesuwerennym rządem, całkowicie podporządkowanym ZSRR, nie da się wyjść drogą jedynie ewolucyjną, a każda ugoda z partią komunistyczną zostanie przez nią złamana. Równocześnie, licząc się z próbą siłowego złamania opozycji przez władze, bądź nawet z koniecznością otwartego podjęcia walk o wolność, podejmowano próby przygotowania do utworzenia w razie potrzeby odpowiednich służb porządkowych w oparciu o organizacje harcerskie, straże pożarne, kombatantów, towarzystwa regionalne. Pozyskiwano ludzi mogących w razie potrzeby zapewnić np. funkcjonowanie wodociągów w miastach (zwłaszcza Wrocław miał to doskonale zorganizowane), nawiązano kontakty z sudeckim oddziałem straży granicznej, a przez pracownika państwowej telekomunikacji – bezpośrednią łączność telefoniczną z Rządem RP na Uchodźstwie. Szczególnie bliskie były kontakty z Solidarnością Walczącą (na terenie Wrocławia z Kornelem Morawieckim utrzymywał je Józef Tallat).

Tylko raz doszło do konfliktu we wzajemnych stosunkach: SW zawarła ze swym litewskim odpowiednikiem, czyli Ligą Wolności Litwy, układ, w którym znalazło się stwierdzenie o uznaniu przez obie strony nienaruszalności aktualnej granicy polsko-litewskiej, a działacze Zamku jako legaliści uważali, że żadna organizacja uznająca Rząd RP na Uchodźstwie nie ma prawa bez zgody tegoż rządu na zawieranie układu legalizującego de facto skutki układu jałtańskiego.

Ze względu na zainteresowanie obu ugrupowań sprawami Polaków na terenie ZSRR, ugrupowanie Zamek współpracowało szczególnie blisko z Wydziałem Wschodnim Solidarności Walczącej, którego siedziba w Krakowie mieściła się w jednym z lokali kontaktowych. Tu łącznikami byli Piotr Hlebowicz i Jadwiga Chmielowska. Współpraca ta zaowocowała wspólnymi wyprawami Janusza Kamockiego i członków Solidarności Walczącej – Piotra Hlebowicza i Macieja Ruszczyńskiego – do Kazachstanu w celu zorientowania się w sytuacji wywiezionych tam Polaków i organizowania im pomocy oraz powstaniem w Krakowie Społecznego Komitetu Pomocy Polakom w Azji Środkowej. Na terenie Krakowa do działalności Zamku włączył się też Niepodległościowy Sojusz Małopolski, będący federacją paru niewielkich grupek młodzieżowych. (…)

Gdy stosunki dyplomatyczne między PRL-em a Watykanem zostały jednak nawiązane, Zamek wydał specjalne oświadczenie, komentarz do którego ukazał się w nadzwyczajnym wydaniu „Zamku” z dnia 18 lipca 1907 roku:

„Opublikowana w dniu 17 lipca wiadomość o uznaniu komunistycznego rządu w Warszawie przez Stolicę Świętą […] zmusza mnie do zabrania głosu w tej sprawie. Dla ugrupowań niepodległościowych to policzek i wyzwanie, i chociaż konflikt z hierarchią kościelną nie jest nam potrzebny, tej rękawicy nie podjąć nie możemy. Nie możemy w milczeniu przyjąć drugiej Jałty. I chociażby nasz protest nie miał większego skutku niż gest Rejtana, gest ten wykonany być musi”.

Pisma o charakterze politycznym podpisywał Janusz Kamocki (zwykle anonimowo), a ideologiczne Józef Tallat (pod pseudonimem Sylwester Chudoba). Jedynie pisma do papieża podpisane były pełnymi nazwiskami (bez pseudonimów) przez obu autorów. Wyjątkowo delikatnej misji przekazania naszych pism do Ojca Świętego podjął się ksiądz Józef Tischner w nadziei, że nie ośmielą się go rewidować na granicy. (…)

Opracowania dokonała Stefania Mąsiorska na podstawie materiałów przekazanych przez dr. Janusza Kamockiego.

Cały artykuł Janusza Kamockiego pt. „Zamek” znajduje się na s. 12 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Janusza Kamockiego pt. „Zamek” na s. 12 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wyszkowski: Postkomunistyczny wirus toczy nasze życie polityczne od 1989 r. Część elit wciąż służy Federacji Rosyjskiej

Były opozycjonista mówi o zmowie milczenia ws. współpracy Lecha Wałęsy z SB. Ocenia przebieg kampanii przed wyborami prezydenckimi w Polsce.

 


Krzysztof Wyszkowski komentuje ujawnienie taśm z udziałem Leszka Millera i Jana Kulczyka, z których wynika, że wiedza o współpracy Lecha Wałęsy z SB była już od dawna powszechna wśród elit III RP. Dla rozmówcy Łukasza Jankowskiego nie jest to żadne zaskoczenie. Ocenia on, że wiele działań polskiego establishmentu politycznego było inspirowanych przez służby rosyjskie:

Co najmniej od 10 lat informacje o agenturalnej przeszłości Wałęsy są powszechnie znane. Postkomunistyczny wirus toczy polskie życie polityczne od 1989 r. Kontekstem jest służba Rosji jako naszemu narodowemu wrogowi.

Współtwórca Wolnych Związków Zawodowych zwraca uwagę na liczne w ostatnim czasie wypowiedzi Lecha Wałęsy stawiające w pozytywnym świetle Władimira Putina.

Krzysztof Wyszkowski wysuwa tezę, że „Gazeta Wyborcza” została utworzona przez KC PZPR. Przypomina obronę Lecha Wałęsy przez byłego premiera Donalda Tuska.

Walcząc o prawdę o Lechu Wałęsie w sądach spędziłem 21 z 30 lat wolnej Polski. Mam nadzieję, że sprawiedliwości wkrótce stanie się zadość.

„Śladem rosyjskim” są obecne wypowiedzi byłego prezydenta, nawołujące m.in. do wyrzucenia Polski z Unii Europejskiej:

Część polskich środowisk politycznych i artystycznych intensywnie działa w interesie Kremla.

Poruszony zostaje również temat kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi w Polsce. Krzysztof Wyszkowski ocenia, że wszyscy kandydaci, poza prezydentem Andrzejem Dudą i Małgorzatą Kidawą-Błońską, są „kandydatami pozornymi”:

Andrzej Duda jest bezkonkurencyjny, nie ma poważnych oponentów, podobnie jak Donald Trump w Ameryce. Wszyscy kandydaci opozycyjni przerzucą poparcie na Małgorzatę Kidawę Błońską.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.