Polska działaczka na Śląsku Opolskim, Franciszka Koraszewska / Fundacja „Dla Dziedzictwa”, „Śląski Kurier WNET” 84/2021

Zasługuje na pomnik w Opolu. Prowadziła walkę o „duszę ludu polskiego” na historycznym Górnym Śląsku i w niemieckim Opolu. Urzędnicy pruscy mówili o niej: „Podobno jeszcze gorsza niż jej mąż”.

Wulkan energii, tytan pracy, filar „Gazety Opolskiej”. Franciszka Koraszewska z Czoków (1868–1947)

Franciszka Koraszewska jest jedną z tych kobiet, które zasługują na pomnik w Opolu. Była odważna, pomysłowa i piekielnie pracowita, obdarzona niezwykłą energią, silnym charakterem i odpornością na niedogodności materialne. Prowadziła walkę o „duszę ludu polskiego” na historycznym Górnym Śląsku i w niemieckim Opolu. Urzędnicy pruscy mówili o niej: „Die soll ja noch schlimmer als ihr Man sein” (Podobno jest jeszcze gorsza niż jej mąż).

Franciszka urodziła się 25 marca 1868 r. w Katowicach w rodzinie górniczej. Była jedną z trzech córek Józefa Czoka i Emilii z Bugdałów. W domu rodzinnym mówiła po polsku, a niemieckiego nauczyła się w szkole. Po ukończeniu szkoły ludowej i kursów robót ręcznych pracowała w Katowicach, Ząbkowicach, Lipsku i w okolicach Hamburga. Mimo chęci do nauki i szczególnego zamiłowania do nauk przyrodniczych, ze względów materialnych nie mogła dalej się kształcić.

Miłość do Polski i Bronisława

Miała talent do robótek ręcznych. Wyszywała, haftowała, pięknie dziergała na drutach i szydełkiem. Zebrane oszczędności i zaciągnięte pożyczki umożliwiły jej przejęcie ok. 1897 r. pracowni robótek ręcznych w Opolu. Nabyła sklep w Opolu i z tym miastem związała swój los. Z czasem sprowadziła tam swoich rodziców i młodszą siostrę. Klienci cenili ją za rzetelność i uprzejmość, a kobiety wprost przepadały za haftowanymi przez nią „zapaskami”.

Na szyldzie jej sklepu widniało zniekształcone w pisowni nazwisko „Czock”. Uwagę na błąd zwrócił jej Bronisław Koraszewski (1864–1924), wydawca „Gazety Opolskiej”. Zawzięta i pracowita Franciszka odszukała metrykę urodzenia jej ojca, przekonała się, że widnieje na niej nazwisko „Czok” i… szybko zmieniła szyld sklepu, wracając do polskiej pisowni swojego nazwiska.

Zaczęła odkrywać na nowo swoje korzenie, a pierwszą polską książką, którą nabyła, była Botanika na przechadzce autorstwa Mari Arct-Golczewskiej (1872–1913), znanej podróżniczki i tłumaczki, córki wydawcy Michała Arcta.

Franciszka powoli wsiąkła w polskie środowisko w Opolu. W 1901 r. wyszła za mąż za Bronisława Koraszewskiego, wybitnego działacza polskiego, którego śmiało można uznać za jedną z najciekawszych postaci Śląska – dumnego wydawcę „Gazety Opolskiej” i założyciela (1891) Towarzystwa Polsko-Katolickiego w Opolu i Banku Ludowego w Opolu (1897). Ślub odbył się we wtorek 23 kwietnia 1901 r. w Opolu. Był ważnym wydarzeniem kulturalnym i intelektualnym w mieście. Ceremonię zaślubin odprawiono w opolskiej katedrze. Odbyła się według staropolskiego zwyczaju. Na weselu – ze względu na zły stan zdrowia ojca panny młodej uczta weselna odbyła się w wąskim gronie 80 osób – zbierano datki na pomoc naukową dla Polaków. Panna młoda otrzymała też gromkie brawa za wykonanie pieśni, której refren brzmiał „Więc nad brzegiem sinej Odry fal witaj, witaj śląska niwo, ukróć smutek i tęsknoty żal”. Na weselu obecni byli m.in. Aleksander Lewandowski, Adam Napieralski, Jakub Kania, Wojciech Liguda, Karol Maćkowski, a telegramy z życzeniami wysłało ok. 300 osób. Relację ze ślubu Koraszewskich, na specjalne życzenie czytelników, zamieszczono w 34 numerze „Gazety Opolskiej”, która ukazała się drukiem w piątek 26 kwietnia 1901 r.

Małżonkowie zamieszkali najpierw na Ostrówku, a potem przy ul. Odrzańskiej 6, gdzie nabyli kamienicę, w której również mieściła się drukarnia i redakcja legendarnej „Gazety Opolskiej”.

Filar „Gazety Opolskiej”

Franciszka Koraszewska wspólnie z mężem wydawała „Gazetę Opolską”, prowadząc m.in. administrację redakcji. Założyła też księgarnię polską. Sprowadzała do Opola polskie książki, co nie było wcale proste. W 1908 r. zamówiła do księgarni „Gazety Opolskiej” w Opolu książki polskie z księgarni lwowskiej Altenberga.

Urzędnicy celni zatrzymali je w Mysłowicach. Komisarz graniczny Mädler wskazał na mnóstwo książek tzw. niebezpiecznych i kazał je odesłać prokuratorowi do Opola, aby ten przykładnie i surowo ukarał księgarza za zdradę stanu. Prokuratura wynajęła kilkunastu tłumaczy do przekładu „zaaresztowanych” książek na język niemiecki.

Z olbrzymiego materiału dowodowego okazało się, że „zbrodniczą” treść mają dwie książki, w których prokuratura dopatrzyła się przekroczenia § 230 ustawy karnej. Były to: Dla drogich dzieci autorstwa Stanisława Bełzy, a także Wesele Stanisława Wyspiańskiego. Obie publikacje skonfiskowano, a pozostałe oddano Koraszewskim. Od razu też wszczęto postępowanie sądowe przeciwko Bronisławowi Koraszewskiemu. Wydawca wygrał w sądzie, twierdząc, że zamówił od wydawcy wszystkie nowe publikacje i nie mógł wiedzieć, jakie tytuły ten mu wyśle. Wyrok nr 154/0812 zapadł 21 maja 1909 r. i na jego mocy „zbrodnicze” książki polskie przeznaczono do zniszczenia. Tak oto dramat Wyspiańskiego, uważany za jedno z najważniejszych dzieł epoki Młodej Polski, został uznany za „zagrażający bezpieczeństwu państwa pruskiego”.

Redaktorka „Der Weisse Adler”

Koraszewska budziła zaufanie. Miała wyjątkową cechę zjednywania sobie ludzi. W grudniu 1918 r. była delegatką powiatu opolskiego do Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu. W wyborach komunalnych 1919 r. startowała do Rady Miasta Opola z listy polskiej. Wybory okazały się wielką manifestacją polskości. Około 75 proc. wszystkich wybranych radnych na Górnym Śląsku było Polakami. W powiecie opolskim na 130 gmin w 80 większość zdobyli polscy kandydaci, a w znacznej części miały one wyłącznie polskie listy. Inaczej było w niemieckim Opolu, gdzie większość głosów przypadła Niemcom. Franciszka Koraszewska mandatu radnej nie zdobyła, bo z listy polskiej do Rady Miasta Opola dostali się jedynie dr prawa Franciszek Lerch, Michał Duda i Fryderyk Lipiński. 13 marca 1922 r. zajęła jednak miejsce Michała Dudy.

W 1919 r. zainicjowała wydawanie przez „Gazetę Opolską” czasopisma „Der Weisse Adler” w języku niemieckim, skierowanego do Górnoślązaków, którzy ulegli częściowej germanizacji. 5 czerwca 1920 r. objęła oficjalnie redakcję tego tygodnika. W założonej przez siebie gazecie prostowała fałszywe informacje z gazet niemieckich.

W 1921 r. bardzo aktywnie włączyła się w propolską agitację w okresie plebiscytu górnośląskiego. Była członkiem Polskiej Organizacji Woskowej i Komisji Mieszanej przy Komisji Międzysojuszniczej, która swoją siedzibę miała w Opolu. W 1920 i 1921 r. przeżyła napaść bojówek niemieckich na redakcję „Gazety Opolskiej”.

Działaczka społeczna

Franciszka Koraszewska aktywnie działała w towarzystwach kobiecych, kółkach śpiewaczych i teatrze amatorskim. Miała zmysł społeczny. Nie stroniła od aktywności politycznej i m.in. w 1904 r. na pierwszym wiecu kobiet w Bytomiu wygłosiła referat o niemczeniu polskich dzieci.

W styczniu 1920 r. została przewodniczącą Towarzystwa Polek w Opolu i wiceprzewodniczącą tej organizacji na powiat opolski. W gronie działaczek były m.in.: M. Krausowa, K. Kuleszowa, W. Spychalska, S. Michałowska, S. Kurpierzowa, M. Banasiowa, Z. Buhlowa i córka Koraszewskich – Aniela, która prowadziła sekretariat Towarzystwa.

Przeprowadzka do Katowic

W 1923 r. rodzina Koraszewskich przeniosła się do Katowic, które po podziale historycznego Górnego Śląska znalazły się w państwie polskim. Po śmierci męża w 1924 r. pracowała jako nauczycielka w Chorzowie i Łagiewnikach. Utrzymywała kontakty z polskimi organizacjami na Śląsku Opolskim. II wojnę światową spędziła w Warszawie, a po jej zakończeniu wróciła do Katowic. Była członkiem Związku Weteranów Powstań Śląskich i Komisji Opiniodawczej przy Polskim Związku Zachodnim. Odznaczono ją: Krzyżem Niepodległości, Medalem Niepodległości, Gwiazdą Górnośląską i Srebrnym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Ta wybitna Polka zmarła 8 grudnia 1947 r. Pochowana jest na cmentarzu w Katowicach. Niestety jej grobu nie udało się zlokalizować…

Fundacja Dla Dziedzictwa

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Wulkan energii, tytan pracy, filar »Gazety Opolskiej«” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Wulkan energii, tytan pracy, filar »Gazety Opolskiej«” na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Jabłonka: Zwolennicy Targowicy zachowywali się wówczas tak jak dzisiejsza opozycja

W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” historyk, dr Krzysztof Jabłonka, mówił m.in. o 227. rocznicy ogłoszenia uniwersału połanieckiego i Konstytucji 3 maja.

W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” dr Krzysztof Jabłonka mówi o 227. rocznicy ogłoszenia uniwersału połanieckiego:

7 maja 1794 roku ogłoszono uniwersał połaniecki. Wielu historyków opisuje go jako dopełnienie Konstytucji 3 maja, ze względu zachęcenie szlachty – bo ta miała pieniądze i wpływ – do udziału w krajowych reformach – komentuje ekspert.

Historyk i współzałożyciel Radia WNET skupia się na dwóch najważniejszych efektach uniwersału połanieckiego. Jak zaznacza dr Krzysztof Jabłonka były nimi całkowite i częściowe zniesienie pańszczyzny:

Uniwersał połaniecki dokonał dwóch istotnych rzeczy, po pierwsze – zniósł pańszczyznę od razu o połowę dla wszystkich chłopów. Po drugie, zniósł pańszczyznę całkowicie dla tych, którzy poszli do powstania – podkreśla na antenie Radia WNET historyk.

Ekspert przybliża słuchaczom społeczny odbiór uniwersału, który dla części Polaków oznaczał wielką nadzieję oraz idącą z nią w parze międzywyznaniową solidarność:

Z uniwersałem wiązała się wówczas wielka nadzieja. Miał on być odczytywany z wszystkich ambon, ze wszystkich kościołów, zborów i synagog – wspomina dr Krzysztof Jabłonka.

Ponadto, historyk rozwija także temat Konstytucji 3 maja i jej wkładu w dziedzictwo naszego kontynentu i kręgu kulturowego:

Konstytucja 3 maja była początkiem, nie końcem. To, że nam ją odebrano to już zasługa zaborców i ich wkład w dziedzictwo europejskie, czyli zniszczenie pierwszej w Europie konstytucji – mówi dr Krzysztof Jabłonka.

Ekspert dokonuje także porównania pomiędzy opozycją z okresu uchwalenia Konstytucji trzeciomajowej, a dzisiejszą opozycją. Jak sugeruje dr Krzysztof Jabłonka – można znaleźć wspólne cechy:

Zwolennicy Targowicy zachowywali się wówczas tak jak dzisiejsza opozycja, czyli „im gorzej tym lepiej”. Żeby nie zrażać do reform wahającej się części szlachty w uniwersale nie rozwinięto problemu chłopskiego i ewentualnej wizji poprawy ich losu.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

200. rocznica śmierci Napoléona Bonapartego. Dr Krzysztof Jabłonka: Oddajemy cześć temu, który złamał zaborców

Dr Krzysztof Jabłonka o zwycięstwach i błędach cesarza Francuzów oraz pamięci o nim w dwusetną rocznicę jego śmierci.

5 maja 1821 r. na Wyspie Świętej Heleny zmarł w wieku 51 lat Napoleon Bonaparte.

Jest to postać, której, o której Hegel powiedział, że kto można ją lubić, można nie lubić, ale nie wolno omijać. A kto to robi poświadcza, że jest głupcem.

Krzysztof Jabłonka zauważa, że najlepsze zdanie na temat cesarza Francuzów mają jego dawni przeciwnicy. Korsykanin cieszy się popularnością w Rosji, Anglii i Szkocji. Sami Francuzi są podzieleni. Historyk zauważa, że

[Napoleon] wielokrotnie się mylił. Umiał się przyznawać do błędów- to jest rzadkie.

Błędem Napoleona była Hiszpania. Nie docenił on uporu Hiszpanów. Jabłonka wskazuje, że potrafił on docenić księcia Józefa Poniatowskiego, którego uczynił marszałkiem po klęsce wyprawy rosyjskiej.

Dla nas Polaków Napoleon powinien odgrywać w jednej sprawie najważniejsze znaczenie: obalił traktaty rozbiorowe.

„Bóg wojny” był podziwiany, a nawet kochany przez ówczesnych jako wzór zwycięzcy. Jak pisał pewien francuski sierżant w swoim pamiętniku:

Napoleon przywrócił nam godność Francuza. Po raz pierwszy byłem dumny, że jestem Francuzem

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Dr Jabłonka: Może Wołodarka to ostatnia stacja drogi krzyżowej narodu białoruskiego. Tam siedzi przyszły rząd Białorusi

Zamek Piszczałowski służył za więzienie carowi, Sowietom, a teraz Łukaszence. Krzysztof Jabłonka przybliża tragiczne dzieje związane z tym miejscem.

Dr Krzysztof Jabłonka przybliża dzieje mińskiego więzienie na ul. Wołodarskiego. Zanim ulica ta w czasach sowieckich zyskała swoją obecną nazwę, położonym przy niej Zamku Piszczałowskim trzymano dekabrystów. Byli to oficerowie rosyjscy, którzy po śmierci Aleksandra I w 1825 r. zorganizowali powstanie w imię wprowadzenia rządów konstytucyjnych w Rosji.

Nazwano go Zamkiem Piszczałowskim, gdyż rzeczywiście wygląda jak zamczysko krzyżackie. Posiada cztery okrągłe baszty.

Zamek Piszczałowski „gościł” później polskich powstańców listopadowych i styczniowych. W okresie sowieckim było to więzienie NKWD, które

Odegrało straszną rolę w tak zwanej Akcji Polskiej, czyli masowym zabijaniu Polaków, których liczby nie wiem, czy się kiedykolwiek doliczymy.

[related id=34351 side=right] Chodzi o aresztowania i egzekucje obywateli sowieckich polskiego pochodzenia w latach 1937-1938. Ludzi tych wyszukiwano na zasadzie „książki telefonicznej”, czyli po polskobrzmiących nazwiskach. Historyk wyjaśnia, że po niepowodzeniu eksperymentu, jakim były utworzone na polskich dalszych Kresach, Polskie Rejony Narodowe: Marchlewszczyzna w ramach Ukraińskiej SRR i Dzierżyńszczyzna na terytorium Białoruskiej SRR, Sowieci postanowili wymordować Polaków.

Kolejnym tragicznym wydarzeniem była ewakuacja więzienia w 1941 r. Po agresji Niemiec na ZSRR sprowadzono do niego więźniów z innych więzień. Następnie przed wkroczeniem Niemców do Mińska pognano więźniów drogą do Mohylewa. W czasie postojów na drodze do Czerwienia NKWD przeprowadzało egzekucje więźniów. Ponieść śmierć mogło wówczas nawet 18 tys. ludzi. Rozmówca Jaśminy Nowak zauważa, iż w 2008 r. zawaliła się jedna z zamkowych wież.

Miejmy nadzieję, że całe więzienie się zawali, razem z ustrojem.

Wyjaśnia, że więzienie jest stare, nieremontowane i pordzewiałe. Porównuje je do paryskiej Bastylii. Sądzi, że kiedyś będzie w tym miejscu muzeum, takie jak na Rakowieckiej, gdyż

Tam siedzi przyszły rząd wolnej Białorusi.

W więzieniu w Mińsku zwanym Wołodarką przetrzymywani są obecnie Wiktar Babaryka i Siergiej Cichanouski, a od niedawna także Andrzej Poczobut. Dr Jabłonka podkreśla, aby nie wierzyć Wikipedii, która wśród więźniów Zamku Piszczałowskiego wymienia Józefa Piłsudskiego. W rzeczywistości działacz socjalistyczny nigdy tam nie przebywał.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Konwikt oo. jezuitów w Chyrowie – jedna z najlepszych szkół w Europie / Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” 81/2021

Przez 53 lata przewinęło się przez konwikt 6170 uczniów. Stanowili elitę społeczną: wybitni duchowni, naukowcy, prawnicy, artyści, literaci oraz politycy – twórcy niepodległego państwa polskiego.

Tadeusz Loster

Chyrowiacy

Mało kto wie, że jedna z najlepszych szkół średnich przed I wojną światową i w okresie międzywojennym w Europie znajdowała się w ówczesnej Polsce. Było to Gimnazjum klasycystyczne ojców jezuitów w dawnej Galicji w Chyrowie pod Przemyślem, które istniało przez 53 lata.

Miasto Chyrów jest położone w malowniczej okolicy górskiej w przedgórzu Karpat, nad brzegami rzeki Strwiąż. Na południe od Chyrowa biegnie pasmo Beskidów, w niektórych źródłach określane jako Płaskowyż Chyrowski. W 1883 roku ojcowie jezuici zakupili w Bąkowicach pod Chyrowem majątek Franciszka Topolnickiego. W 1886 roku w obszernych budynkach szkolnych ze wspaniałymi warunkami socjalnymi, zaopatrzonych znakomicie w pomoce naukowe, bibliotekę (30 tys. książek), zbiory archeologiczne, numizmatyczne i przyrodnicze, sale gimnastyczne, 4 korty tenisowe i 8 boisk rozpoczął działalność Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów, uważany za jedną z najlepszych szkół w Polsce i w Europie.

Na początku XX wieku po rozbudowie zakładu było w nim 327 pokoi mieszkalnych i sal wykładowych, przeznaczonych dla 400 uczniów. Program nauczania w zakładzie był identyczny jak zalecany dla gimnazjów państwowych, jednak znacznie rozszerzony o przedmioty nadobowiązkowe, np. o prowadzenie zajęć w języku ukraińskim, rosyjskim, francuskim, angielskim, grę na różnych instrumentach czy ćwiczenia w różnych dyscyplinach sportowych. Zakład był elitarną szkołą męską, do której uczęszczali synowie ziemiaństwa, urzędników państwowych i samorządowych z ziem dawnej Rzeczypospolitej, a także z pruskiego i cieszyńskiego Śląska oraz Austrii, Czech i Węgier. Warunkiem przyjęcia do tej szkoły prywatnej, wyznaniowej, była wyznawana przez ucznia religia katolicka. Dzień zaczynał się od mszy świętej.

Znakomita organizacja rozsławiała imię konwiktu. Chyrów słynął m.in. z żelaznej dyscypliny panującej w szkole i internacie i dlatego rodzice upatrywali w nim szansę – czasem ratunek – żeby z synów wyrośli wykształceni, porządni ludzie.

Tak pobyt w chyrowskim gimnazjum wspomina jeden z wychowanków: „Na dwu piętrach były dwa kilometry korytarzy. Każda z klas miała oddzielną sypialnię, salę do nauki, salę do rekreacji. Przemarsze przez korytarze odbywały się w milczeniu w dwóch szeregach. W milczeniu wchodziło się do jadalni na 550 osób i dopiero na dzwonek prefekta generalnego wolno było rozmawiać. Pobudka była o szóstej rano, cisza nocna o pół do dziesiątej. Lekcje trwały od 9 rano do pierwszej, z trzema kwadransami dużej pauzy i od czwartej do pół do szóstej. Na rekreację poświęcano dwie i pół godziny w dwu ratach. We wtorki i czwartki zamiast poobiednich rekreacji i lekcji odbywały się wycieczki i spacery. Zimą: łyżwy, narty, sanki. Latem kąpiele w rzece”.

Chyrowiacy rocznik 1917/1918 | Fot. ze zbiorów autora

Przez okres istnienia chyrowskiego zakładu, to jest przez 53 lata, przewinęło się przez niego 6170 uczniów. Wychowankowie gimnazjum stanowili elitę społeczną w różnych dziedzinach: wybitni duchowni, naukowcy, prawnicy, artyści, literaci oraz politycy – twórcy niepodległego państwa polskiego. Do 1936 roku 70 byłych uczniów konwiktu zostało wojskowymi, 30 kapłanami, urzędników państwowych, ministerialnych i samorządowych było 118, przemysłowców i kupców 63, adwokatów, sędziów i notariuszy 73, lekarzy 40, ziemian i leśników 146. Absolwentów chyrowskiego gimnazjum zwano chyrowiakami.

Chyrowiakiem bardzo związanym z Chyrowem, uczestniczącym w wielu zjazdach wychowanków, był wicepremier Rządu Polskiego Eugeniusz Kwiatkowski (1888–1974) – w polskich dziejach postać wyjątkowa; polski chemik, wicepremier, minister przemysłu i handlu, minister skarbu. Reformator polskiej gospodarki, twórca COP i portu w Gdyni, z czasem największego nad Bałtykiem. Jedna z najbarwniejszych postaci II Rzeczypospolitej.

Do znanych polityków, wychowanków kolegium chyrowskiego, należeli: Jan Choiński-Dzieduszycki (1890–1971) – polski ziemianin, działacz społeczny, polityk, poseł Sejm w II RP; Leon Koppens (1890–1964) – polski dyplomata i urzędnik konsularny; Jerzy Teofil Marian Barthel de Weydenthal (1882–1960) – polski urzędnik konsularny, dyplomata.

Spośród innych znanych osób kolegium ukończyli:

pisarze: Jan Brzechwa, Franciszek Ksawery Pruszyński, Kazimierz Wierzyński, Józef Garliński, Andrzej Rostworowski, Kamil Giżycki, Mieczysław Orłowicz;

artyści malarze: Adam Styka, Antoni Wiwulski (twórca Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie);

aktorzy: Kazimierz Junosza-Stępowski, Włodzimierz Ziembiński;

naukowcy: Aleksander Birkenmajer, Mieczysław Jerzy Gamski, Stanisław Łoś, Paweł Siwek, Franciszek Tokarz;

lekarz Marian Garlicki;

działacze społeczni: ks. Mieczysław Kuznowicz, Mieczysław Chłapowski, Tadeusz Łubieński, Feliks Szymanowski, Roman Wajda, Marian Kawski;

nauczyciel Jan Radożycki oraz filozof Julian Edwin Zachariewicz.

Trudno nie wyliczyć tu wybitnych duchownych: kardynała Adama Kozłowieckiego (arcybiskupa Lusaki), biskupa Kazimierza Tomczaka, Edwarda O’Rourke (pierwszego biskupa gdańskiego), Mariana Morawskiego (bratanka założyciela, teologa, męczennika Oświęcimia), ks. Stanisława Starowieyskiego (zakonnika ze Zgromadzenia Kapłanów od Najświętszego Sakramentu, przyjaciela Karola Wojtyły, z którym wspólnie wyjechał na studia do Rzymu w 1946 r.), Stanisława Stysia (jezuitę, profesora biblistę), Brunona Wolnika (jezuitę, misjonarza).

Uczniem chyrowskiego konwiktu był także ks. Zdzisław Aleksander Peszkowski – doktor filozofii, kapelan Jana Pawła II, harcmistrz, podchorąży kawalerii Wojska Polskiego II RP, rotmistrz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, kapelan Rodzin Katyńskich i pomordowanych na Wschodzie, Kapelan Naczelny ZHP, patron honorowy Hufca ZHP Ziemi Sanockiej.

Byli również wybitni wojskowi. W 1909 roku maturę w Chyrowie zdał Roman Abraham, późniejszy generał WP. Generał Abraham był jedynym dowódcą związku kawalerii, który na całym szlaku bojowym w kampanii wrześniowej nie poniósł ani jednej porażki, nie przegrał ani jednej bitwy.

Do absolwentów należeli również: Kazimierz Rafał Chłapowski – oficer WP, działacz polityczny, urzędnik, poseł na Sejm I kadencji w II RP; Bolesław Dunikowski – pułkownik audytor Wojska Polskiego; Adam Epler, Jerzy Kirchmayer, Stefan Kopecki, Wawrzyniec Łobaczewski – pułkownik kawalerii Wojska Polskiego, ofiara zbrodni katyńskiej; Kazimierz Papara, Witold Scazighino, Władysław Śniadowski, Wiktor Kamieński – polski prawnik z tytułem doktora, podporucznik Wojska Polskiego; Leon Schnür-Pepłowski.

Podczas Wielkiej Wojny ponad 70 chyrowiaków z pobudek patriotycznych wstąpiło do Legionów Polskich.

O kilku z wielu pragnę wspomnieć. Do nich należeli legioniści – grono koleżeńskie chyrowiaków, którzy weszli w skład 2 Szwadronu Ułanów II Brygady Legionów Polskich. Należeli do nich: por. Jerzy Kisielnicki ps. Topór, komendant 2 szwadronu (poległ pod Rokitną); ułan Jan Chwalibóg, kapral Mieczysław Chwalibóg (ranny dostał się do niewoli pod Rokitną); ułan Eugeniusz Potok-Łada (poległ pod Rokitną); ułan Stanisław Kułakowski (ranny pod Rokitną) i jeszcze kilku „Chyrowskich Rycerzy”, uczestników słynnej szarży 2 szwadronu pod Rokitną 13 czerwca 1915 roku, zwanej nową Somosierrą. Było dużo wspólnych cech, które łączyły i upodobniały te dwie szarże. W jednej i w drugiej do szarży przystąpił tylko jeden szwadron. Mimo że dzieliła je odległość ponad stu lat, polskich żołnierzy łączył wspólny cel – wywalczenie wolnej Polski. Bili się przy boku obcych armii poza granicami byłej Rzeczypospolitej. Pod Somosierrą nastąpiło zwycięstwo, a pod Rokitną – podziw dla odwagi i waleczności bohaterów.

Konwikt widok współczesny | Fot. O. Malyon, CC A-S 4.0, Wikipedia

Warto wspomnieć, że w słynnej szarży pod Somosierrą brał udział szwoleżer Mikołaj Dunin-Wąsowicz. Jego w prostej linii prawnuk rotmistrz Zbigniew Dunin-Wąsowicz poległ 13 czerwca 1915 roku pod Rokitną. Prowadził on do szarży 2 Szwadron Ułanów II Brygady Legionów Polskich.

Uczniem chyrowskiego konwiktu był również legionista Bolesław Wieniawa-Długoszowski, miłośnik kobiet, koni i hucznych zabaw, poeta, lekarz medycyny, generał, a także dziennikarz, bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego. Trafił do słynącego z rygoru gimnazjum jezuitów na własną prośbę. Jednak szybko z niego uciekł.

Ci wybitni wychowankowie chyrowskiego gimnazjum mieli wspaniałych nauczycieli i wychowawców. Przez okres działalności konwiktu przewinęło się ich 353; byli to jezuici, a także nauczyciele świeccy. Wśród najważniejszych należy wymienić Aleksandra Gromadzkiego, który przez 26 lat wykładał w Chyrowie matematykę, fizykę, historię naturalną, mineralogię i język rosyjski. Romuald Koppens uczył przez 42 lata w klasach gimnazjalnych literatury, języka polskiego, łaciny i greki. Leon Kapaun przez 37 lat był nauczycielem łaciny i greki. Ignacy Gruszczyński przez 30 lat wykładał przedmioty ścisłe i opiekował się gabinetem fizycznym. Wiktor Hoppe przez 33 lata uczył języków nowożytnych – francuskiego, niemieckiego i angielskiego. Karol Kroszyński nauczał religii, języka francuskiego, propedeutyki filozofii i historii. Herman Libiński, który przez ćwierć wieku uczył historii i geografii oraz języków niemieckiego, francuskiego, greckiego, religii i matematyki, był nieprzeciętnym poliglotą. Zygmunt Wojtycha, architekt i ogrodnik, przez 36 lat nauczał rysunku, kaligrafii, prac ręcznych oraz geometrii wykreślnej. Śpiew i grę na instrumentach muzycznych prowadził Aleksander Piątkiewicz, który dla konwiktorów pisał i reżyserował sztuki teatralne.

Byli też wykładowcy, którzy nie mieli tak długiego stażu w nauczaniu konwiktorów, ale ich nieprzeciętność pozostawiła olbrzymi wkład w wychowanie młodzieży. Do takich nauczycieli należy zaliczyć Karola Zdenka Runda – muzyka i wojskowego pochodzenia czeskiego, kapitana kapelmistrza Wojska Polskiego, kompozytora i wykładowcę, Nikodema Biernackiego – polskiego skrzypka i kompozytora, Władysława Filara–polskiego nauczyciela, filozofa.

Do znaczących osób związanych z chyrowskim konwiktem należy także zaliczyć wybitnych duchownych: Adama Kozłowieckiego – polskiego duchownego rzymskokatolickiego, jezuitę, misjonarza, arcybiskupa metropolitę Lusaki w latach 1959–1969; księdza kardynała Jana Beyzyma – polskiego duchownego katolickiego, jezuitę, misjonarza, błogosławionego Kościoła katolickiego, czy Tadeusza Karyłowskiego – polskiego jezuitę, poetę i tłumacza. Studiował filozofię, teologię, literaturę polską i francuską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przez szereg lat zajmował się hymnologią, tłumaczył hymny kościelne. Swoją twórczość literacką ogłaszał w wielu czasopismach jak „Nowe Wiadomości”, „Głos Ewangelii” oraz „Przegląd Powszechny”.

Warto wspomnieć wojenne losy chyrowskiego gimnazjum, które podczas Wielkiej Wojny w okresie inwazji wojsk rosyjskich Brusiłowa znalazło się w centrum działań wojennych. We wrześniu 1914 roku konwikt chyrowski znalazł się w pobliżu linii frontu.

Normalne życie do konwiktu zaczęło wracać dopiero pod koniec września 1915 roku. Przez ten czas dwa razy wojska austriackie założyły w pomieszczeniach gimnazjum szpital wojskowy, dwa raz taki sam szpital wojskowy zorganizowali Rosjanie, a ilość rannych żołnierzy przekraczała niekiedy pięć tysięcy.

Dwa razy główne pomieszczenia konwiktu zajmował naczelny wódz armii rosyjskiej wraz ze swoim sztabem, generał Brusiłow. Na początku 1916 roku w organie chyrowskiego gimnazjum, „Kwartalniku Konwiktowym”, można było przeczytać:

„Przybliżający się do Chyrowa lub zwiedzający jego okolice ujrzy z boleścią zburzone stacye czy to w Zagórzu, czy w Samborze, ruiny dworów w Grodowicach i Komorowicach, gruzy pałaców w Laszkach i Lisku, starożytny, gotycki kościół Herburtów w Felsztynie, z takim pietyzmem przez X. Watulewicza niedawno odnowiony, bez dachu i bez słynnej na całą okolicę baszty. Wita nas jednak z dala wieża Chyrowskiego Konwiktu, pocieszają całe, niezburzone obie chyrowskie stacye, choć najbliższe domki dróżników spalone. Konwikt ocalony, pomimo że i nad nim przelatywały granaty i szrapnele!”.

Konwikt oo. jezuitów | Rycina ze zbiorów autora

Jeszcze na przełomie 1918 i 1919 roku gimnazjum ojców jezuitów zawiesiło naukę swoich wychowanków, kiedy to Chyrów został opanowany przez Ukraińców. W okresie międzywojennym w 1929 roku utworzono w chyrowskim gimnazjum Ligę Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Od marca 1933 roku w zakładzie był czynny oddział Ligi Morskiej i Kolonialnej, a w 1936 roku został utworzony szczep Związku Harcerstwa Polskiego.

Po upadku Polski po wrześniu 1939 r. jezuici musieli opuścić Chyrów. Collegium jezuickie stało się siedzibą garnizonu Armii Czerwonej. W 1941 roku biblioteka została całkowicie zniszczona, a całość zakładu naukowego zamienili Niemcy na koszary i więzienie. Po II wojnie światowej jezuicki konwikt i Collegium zostały zamienione na radzieckie koszary, a od 2004 r. – na koszary ukraińskie.

W lutym 1996 r. przyklasztorna kaplica Collegium została wyświęcona jako greckokatolicka cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja. W sierpniu 2013 roku Zakład Naukowo-Wychowawczy OO. Jezuitów został sprzedany na aukcji prywatnej firmie „Chyrów-rent-inwest” za 2231 tys. hrywien. Obecnie w części budynków mieści się hotel i zakład wodoleczniczy. W 2017 roku w odnowionym gmachu byłego kolegium zostało otwarte muzeum historii gimnazjum.

24 marca 2018 roku do polski dotarły niepokojące wieści. „Kresowy Przegląd Tygodnia” informował: „Około godziny 14 lokalnego czasu wybuchł pożar w XIX-wiecznym kompleksie dawnego zakładu wychowawczego jezuitów w Chyrowie (obwód lwowski na Ukrainie). Jak wynika z doniesień portalu zaxid.net oraz relacji internautów, ogień, który objął cały kompleks, jeszcze nie został ugaszony.

Jak pisze zaxid.net, z żywiołem walczy 11 wozów straży pożarnej i 68 strażaków. Ogień zajął cały dach kompleksu. Według mera Chyrowa całkowicie spłonęło także najwyższe, drugie piętro budynku, jednak jak wynika ze zdjęć publikowanych przez internautów w mediach społecznościowych, ogień rozprzestrzenił się na pozostałe piętra. Najmniej miał ucierpieć kościół przylegający do konwiktu, służący obecnie prawosławnym – według zaxid.net spłonęła jedynie jego kopuła”.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Chyrowiacy” znajduje się na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 81/2021.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Chyrowiacy” na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 81/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

100-lecie podpisania Traktatu Ryskiego

Trwający zaledwie dwie dekady pokój ryski pozwolił na okres jednego pokolenia przetrwać nowo ustanowionym państwom narodowym: Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii.

Równo sto lat temu – 18 marca 2021 r. w Rydze został zawarty traktat kończący trwającą dwa lata wojnę polsko-bolszewicką. Działania zbrojne w ramach wojny ustały ostatecznie po polskim zwycięstwie w bitwie nad Niemnem 26 września 1920 roku.

Jedną z pierwszych decyzji podjętych już na początku obrad w Rydze było wykluczenie delegacji ukraińskiej z  udziału w posiedzeniu. Przyzwolenie ze strony polskiej na taki obrót wydarzeń było równoznaczne z uznaniem panowania Rosji Radzieckiej nad Ukrainą. Tym samym pogrzebane zostały plany Ukraińców i Józefa Piłsudskiego o stworzeniu prawdziwie niezależnego państwa.

Traktat pokojowy między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany o godz. 20:30 w ryskim pałacu Czarnogłowców, został ratyfikowany miesiąc później przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Dokument zawierał 26 artykułów, w których sygnatariusze zobowiązali się w imieniu swoich państw m.in. do nieingerowania w sprawy wewnętrzne drugiego państwa.

Poza tym, traktat uregulował przebieg granic między tymi państwami, a także pozostałe kwestie sporne. Przewidywał on m.in. pieniężną rekompensatę dla Polski za wkład ziem polskich w budowanie gospodarki rosyjskiej w okresie rozbiorów.

Zapisana kwota rekompensaty w wysokości 30 mln rubli w złocie (wg cen obowiązujących w 1913 r.) nie zostały jednak nigdy wypłacone przez stronę rosyjską, a sam traktat nie przewidywał żadnych sankcji za niewykonanie tych postanowień.

Co więcej, Traktat Ryski zobowiązywał także Rosję do zwrotu zrabowanych z terenów Polski dzieł sztuki. Do kraju wróciły wówczas m.in. słynne arrasy wawelskie, miecz koronacyjny królów Polski (Szczerbiec) oraz – stojący obecnie pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie – pomnik księcia Józefa Poniatowskiego dłuta dłuta Thorvaldsena. Można jednak uznać, że i to postanowienie nie zostało do końca spełnione, ponieważ zwrócono stosunkowo niewiele eksponatów – raczej na zasadzie wzajemności.

Obecnie, składający się z 17 papierowych kart egzemplarz Traktatu Ryskiego znajduje się w zbiorach Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie.

N.N.

Źródło: Pamięć Polski

Ulica Ochotniczej Ligi Kobiet zamiast ul. J. Lewartowskiego? List w obronie Ronda Romana Dmowskiego w Warszawie

Roman Dmowski zasługuje na rondo w Warszawie, a polskie kobiety można docenić w lepszy sposób- twierdzą sygnatariusze listu do Rady m. st. Warszawy.

W ostatnim czasie głośna się stała sprawa zmiana patrona stołecznego ronda na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej. Pomysł zmiany nazwy obecnego Ronda Romana Dmowskiego w Warszawie na Rondo Praw Kobiet sięga 2019 r. Jak wzywał wówczas Warszawski Strajk Kobiet:

Zmieniamy nazwę Ronda Dmowskiego w Warszawie na Rondo Praw Kobiet! Koniec z celebrowaniem zła, nienawiści, rasizmu i pogardy na jednym z najważniejszych warszawskich skrzyżowań, czas świętować dobro, solidarność, prawa człowieka.

Złożony wówczas wniosek w tej sprawie został odrzucony przez radnych. Sprawa zmiany nazwy powróciła wraz z niedawnymi protestami Strajku Kobiet. Zwolennicy tego pomysłu wysyłają e-maile do Rady Miasta w tej sprawie. Przeciwko protestują środowiska prawicowe, które włączyły się do akcji #Dmowskizostaje.

List w imieniu grupy organizacji pozarządowych wystosowała Fundacja Polska Zwycięska, popularyzująca wiedzę o wojnie polsko-bolszewickiej. Jak czytamy w podpisanym przez m.in. środowiska narodowe (warszawska Młodzież Wszechpolska, ONR, Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, Straż Narodowa) apelu:

Roman Dmowski zasługuje na to, by być patronem ronda w warszawskim Śródmieściu. Usunięcie ojca Narodowej Demokracji z stołecznej przestrzeni publicznej będzie aktem dalszego dzielenia Polaków, gdyż duża część mieszkańców Warszawy przyjmie ten fakt z oburzeniem.

Sygnatariusze podkreślają, że ruch narodowo-demokratyczny był obok ruchu ludowego i socjalistycznego jednym z głównych nurtów w Polsce przy jej odrodzeniu, w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej. Przeciwstawienie praw kobiet jednemu z ojców polskiej niepodległości jest zaś, jak zauważają, niewłaściwe, gdyż to z list narodowców do polskiego Sejmu wprowadzany był największy odsetek posłanek.

Federacja Stowarzyszeń Weteranów i Sukcesorów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej, Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych oraz inne organizacje podpisane pod listem do Rady m. st. Warszawy  zaproponowały alternatywny sposób docenienia kobiet:

Wśród nazw ulic w Śródmieściu znajduje się bolszewicki kolaborant, Józef Lewartowski, proponujemy zmianę nazwy niniejszej ulicy na ulicę Ochotniczej Legii Kobiet, by w ten sposób uczcić kobiety, które w 1920 roku broniły Warszawę przed Armią Czerwoną.

O inicjatywie w obronie utrzymania nazwy ronda Dmowskiego mówił na antenie Radia WNET Michał Szymański, prezes Fundacji Polski Zwycięskiej. Wskazał, że 18 marca warszawscy radni będą decydować, czy śródmiejskie rondo ma przybrać nową nazwę – Praw Kobiet. Według gościa Poranka Wnet  sprawa wynika z walki na polu polityki historycznej, która się obecnie odbywa w wielu krajach świata Zachodu. Przykładem jest ruch BLM. Szymański zauważył, że wiele organizacji sprzeciwiło się pomysłowi postępowych środowisk. Dodał, że wśród sygnatariuszy listy są organizacje młodzieżowe jak Młodzi dla Polski i Studenci dla Rzeczypospolitej. Poza środowiskami narodowymi są także konserwatywno-liberalne jak Stowarzyszenie KoLiber.

A.P.

Zwycięska walka o uratowanie dworku Wincentego Pola w Lublinie / Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” 80/2021

Nawet życiorys Wincentego Pola w dzisiejszych czasach jest przykładem Polaka patrioty. Ten – z pochodzenia Niemiec – zakochał się w Polsce, zmienił nazwisko z Pohl na polsko brzmiące Pol.

Tadeusz Loster

Ratujemy dworek Wincentego Pola

Dwie różne polityki historyczne realizowane są obecnie przez rząd i samorządy. Ta pierwsza – przekraczająca horyzont tysiąclecia – polega m.in. na pielęgnowaniu pamięci o wielkich Polakach i o ich dokonaniach. Ta druga – obliczona na jedną kadencję i najbliższe wybory – ogranicza się do uwieczniania dzieł aktualnego wójta, burmistrza lub prezydenta. Pomiędzy tymi wizjami mamy zwykłe pragnienia społeczeństwa obywatelskiego: ocalić od zapomnienia cenne dziedzictwo narodowe. Ja wyrażam to pragnienie apelem o uratowanie dworku Wincentego Pola (Filia Muzeum Narodowego w Lublinie przy ul. Kalinowszczyzna 13).

Należę do pokolenia, które kształcono, przekazując i ucząc historii literatury polskiej w granicach wyznaczonych przez czerwoną władzę PRL. „Przerabiając” pisarzy polskich okresu romantyzmu, moja nauczycielka prześlizgnęła się tylko po Wincentym Polu, zagłuszając jego twórczość stwierdzeniem: „staroświecka bez współczesnych wartości”.

W latach 1970., sprzątając w rodzinnym domu stare książki, natknąłem się na Wypisy polskie – na klasę trzecią ułożone przez Henryka Gallego, wydane w roku 1922. Układ podręcznika był dla mnie dużym zaskoczeniem ze względu na wspaniale dobrane fragmenty powieści, nowele i wiersze najznakomitszych polskich poetów i pisarzy.

Czytając wypisy, przekonałem się, jak bardzo w tamtych czasach Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego dbało o patriotyczne wychowanie młodzieży uczącej się w gimnazjum niższym. Wypisy wypełnione były m.in. wierszami Wincentego Pola. Po przeczytaniu ich wpadłem w zachwyt, wiersze te urzekły mnie swą patriotyczną treścią. Zrozumiałem, dlaczego poezja tego poety była niedostępna i zakazana w okresie PRL.

Nawet życiorys Wincentego Pola w dzisiejszych czasach jest przykładem Polaka patrioty. Ten – z pochodzenia Niemiec – zakochał się w Polsce, zmienił nazwisko z Pohl na polsko brzmiące Pol. Był powstańcem – żołnierzem powstania listopadowego, walczył na Litwie w korpusach generałów Giełguda i Chłapowskiego, został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.

Spod jego pióra wyszły takie utwory, jak Pieśni Janusza, Mohort, Pieśń o ziemi naszej, Wit Stwosz, Pamiętniki J.P. Benedykta Winnickiego, Pacholę hetmańskie i wiele innych dzieł. Kiedyś bardzo popularne Pieśni Janusza odeszły obecnie w zapomnienie, choć pieśń Mazur śpiewana jest wciąż przez Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze. Do wiersza Śpiew z mogiły muzykę napisał Fryderyk Chopin, a ognisty mazur ze słowami wiersza Krakusy przypomina nam co roku o wybuchu powstania listopadowego.

POETA I GEOGRAF

Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, podróżnik, geograf, pisarz, a przede wszystkim poeta. Pomyśleć, że w XIX wieku jego poezja była bardziej popularna niż Adama Mickiewicza! Trudno rozpisywać się o twórczości Wincentego Pola, bo jest ogromna. Z woli narodu, w uznaniu za jego dorobek, spoczął po śmierci w Krakowie, w krypcie zasłużonych w podziemiach kościoła Paulinów na Skałce. Przejawem docenienia twórczości poety jest placówka muzealna – Dworek Wincentego Pola, filia Muzeum Narodowego w Lublinie.

Wnętrze jednego z pokojów dworku

Ten mały modrzewiowy dworek szlachecki został wzniesiony w XVIII wieku na terenie niewielkiego folwarku Firlejowszczyzna pod Lublinem. W latach 1804–1810 był własnością rodziny Polów. Po wyjeździe Polów do Lwowa został sprzedany. W roku 1860 stał się własnością Wincentego Pola jako dar Obywateli Województwa Lubelskiego w uznaniu za jego narodową twórczość.

Dworek na swoim pierwotnym miejscu stał do roku 1969. Wtedy został rozebrany i ponownie wzniesiony na posesji przy ul. Kalinowszczyzna 13 w Lublinie. 2 grudnia 1972 roku, w setną rocznicę śmierci W. Pola, dokonano uroczystego otwarcia dworku jako muzeum słynnego poety i geografa. Istniejące zbiory – pamiątki po Wincentym Polu – zostały jeszcze wzbogacone o artefakty ofiarowane muzeum przez rodzinę poety. W 1977 roku placówkę przekazano Muzeum Okręgowemu w Lublinie.

Obecnie dworek znajduje się w centrum Lublina, gdzie w jednej z kamienic Starego Miasta urodził się nasz poeta. Dogodne położenie dworku sprawia, że jest stale odwiedzany, a organizowane w nim imprezy cieszą się dużą popularnością. Na przestrzeni lat odbywały się tu liczne wystawy czasowe, spotkania artystyczne, konferencje naukowe, konkursy recytatorskie, warsztaty edukacyjne, wieczory bibliofilskie i literackie, lekcje muzealne, spotkania znanych rodów związanych z Polami, występy wokalne i wspólne śpiewy pieśni patriotycznych czy kolęd. Uczestniczyło w nich wiele osób. Jednym słowem – dworek żył.

PROGRAM LIKWIDACJI

Nie ma się co dziwić, że dworkiem „żyje” również rodzina Wincentego Pola, ta zamieszkała w Lublinie oraz ta na Górnym Śląsku. Jakież zaniepokojenie u praprawnuczki poety, Anny Frączak, wywołał opublikowany na stronie BIP Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dokument zatytułowany: Program działania Muzeum Narodowego w Lublinie na lata 2020–2025, ułożony przez dyr. Katarzynę Mieczkowską. Na stronie 6 tego dokumentu Pani Dyrektor postuluje pozbycie się stojącego w centrum Lublina dworku Wincentego Pola poprzez rozebranie go i przekazanie do znajdującego się na peryferiach miasta skansenu – Muzeum Wsi Lubelskiej, gdzie miałby być ponownie postawiony.

Tu należy dodać, że w roku 2020 całe Muzeum Lubelskie zyskało najwyższy status muzealny i – pod nazwą Muzeum Narodowe w Lublinie – jest prowadzone przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego wraz z Województwem Lubelskim, a w perspektywie niewielu lat jedynym organizatorem tej jednostki będzie MKiDN, z czym wiąże się centralne finansowanie. Wcześniejsze wyprowadzenie dworku z muzeum odetnie tę placówkę od środków krajowych.

Główne powody przeniesienia dworku, które przytacza Pani Dyrektor, to brak infrastruktury dojazdowej, brak parkingu oraz usytuowanie obiektu pomiędzy blokami mieszkalnymi (bloki od dworku oddalone są o około 200 metrów). Poza tym użytkowanie tego obiektu jest „niezwykle trudne i ekonomicznie niezasadne”.

Dodatkowy argument stanowi to, że blisko pięćdziesiąt lat temu planowano, by dworek stał się obiektem Muzeum Wsi Lubelskiej.

Tego typu argumenty, moim zdaniem, są mało znaczące i zastanawiam się, o co tu faktycznie chodzi? Jak dokładnie nie wiadomo, o co, to raczej o pieniądze, a dokładniej: o działkę po dworku, usytuowaną w centrum Lublina. To jest najcenniejsza lokalizacja w mieście, tam można coś „ciekawego” postawić, a ten, co będzie chciał to stawiać, na pewno nie będzie liczył się z groszem. Ciekaw jestem, czy likwidację dworku wymyśliła Pani Dyrektor, czy pomysł zrodził się po naradzie z…

ŻONA PREZYDENTA

Trochę się zapędziłem i mogę być upomniany, jak poseł Czarnek, przez Pawła Krysiaka, dziennikarza, który 17 stycznia 2020 r. w lubelskiej „Gazecie Wyborczej” napisał: „Niech poseł Czarnek zostawi związki małżeńskie w spokoju. Nie wolno uderzać w rodzinę”. Pan redaktor dalej pisze: „Poseł PiS Przemysław Czarnek dziwi się, dlaczego Katarzyna Mieczkowska jest nadal dyrektorem Muzeum Lubelskiego. Przecież poważnie zgrzeszyła, bo jest »bezpośrednio związana z władzami PO«. Spróbujmy przyjrzeć się tym »niebezpiecznym związkom« Katarzyny Mieczkowskiej. Jak ustaliliśmy, nie jest i nie była członkiem żadnej partii. Posłowi Czarnkowi może chodzi tylko o jeden związek, o jej związek małżeński z prezydentem (Lublina, dopisek autora) Krzysztofem Żukiem, działaczem PO”…

Potomkowie Wincentego Pola oraz spokrewniona z Polami rodzina Longchamps
de Bérier przed dworkiem Wincentego Pola w Lublinie

Pani Dyrektor w swoim programie działalności muzeum nie wzięła pod uwagę skutków, jakie pociągnie likwidacja dworku, magazynowanie zbiorów i elementów budowli. Nie wiemy, skąd się wezmą pieniądze na rozbiórkę i ponowne postawienie dworku. Ponadto – likwidacja muzealnego obiektu będzie wiązać się ze zwolnieniami muzealników. Upłynie sporo czasu od likwidacji do ponownego postawienia i wyposażenia zabytkowej budowli.

Dworek na terenie skansenu – Muzeum Wsi Lubelskiej – będzie jednym z wielu „eksponatów”, a znaczenie jego jako pamiątki po znakomitym poecie ulegnie „rozcieńczeniu” i marginalizacji. Taka osobna instytucja, jak Muzeum Wsi Lubelskiej, nie będzie miała przygotowanych muzealników, którzy powtórzą i wypełnią wypracowany w obecnej filii program imprez i zajęć, które – w centrum wielkiego miasta – odbywały się przez lata.

A co będzie, jak po szybkim rozebraniu dworku jakaś dowolna przeszkoda, np. kryzys spowodowany pandemią, sprawi, że zabytkowa budowla, składowana w oczekiwaniu na „lepsze czasy”, ulegnie zniszczeniu? Na razie wiemy tylko to, że Program Działania Muzeum Narodowego, a faktycznie program Pani Dyrektor Katarzyny Mieczkowskiej z 29.09.2020 r., został zaakceptowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Wicepremiera prof. Piotra Glińskiego.

Znamy tylko ogólnikowy plan zmian. Nie wiemy, jakie decyzje podejmie Miejski Konserwator Zabytków w Lublinie i czy sprawą wartościowego dobra narodowego zajmie się Wojewódzki Konserwator Zabytków. Konieczne wszak będzie zatwierdzenie projektu wykonawczego, obejmującego nie tylko budowę nowych fundamentów i przyłączenie mediów, ale również spełnienie wszystkich warunków przeciwpożarowych, ekologicznych, dotyczących dostępu dla osób niepełnosprawnych itd. Dochodzi do tego konieczność zapewnienia pełnego finansowania całej operacji PRZED przystąpieniem do robót. To nie będzie zwykłe „oczyszczenie” najdroższej działki w Lublinie. Społeczeństwo obywatelskie starannie obserwuje cały proces.

PS Interwencja rodziny – prawnuków Wincentego Pola, zarówno z Lublina, jak i Śląska – oraz zainteresowanie dziennikarzy, a także działanie biura poselskiego Przemysława Czarnka sprawiły, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego złożyło zapewnienie, że dworkowi-muzeum nie grozi rozbiórka. Mamy nadzieję, że nikt już w Lublinie nie powróci do tego niestosownego pomysłu.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Ratujemy dworek Wincentego Pola” znajduje się na s. 1 i 2 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Ratujemy dworek Wincentego Pola” na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Uwaga! Ważna książka: „Listy do Marii Konopnickiej z lat 2010-2020” Teresy Kaczorowskiej. Rozmawia Tomasza Wybranowski.

“Listy do Marii Konopnickiej z lat 2010-2020” Teresa Kaczorowska zaczęła pisać dziesięć lat temu. Tak zwierzyła się na antenie Muycznej Polskiej Tygodniówki autorka tej nadzwyczajnej książki.

“Listy do Marii Konopnickiej z lat 2010-2020” to magiczna, inter – wertykalna i bardziej niż otwarta przestrzennie książka doktor Teresy Kaczorowskiej, która zaczęła powstawać jedenaście lat temu.

Najpierw sporadycznie, później częściej, nie zastanawiając się  jak długo będę kontynuować a tym bardziej czy kiedykolwiek uda mi się je opublikować, wydać i czy w ogóle ujrzą światło dzienne. – powiedziała Teresa Kaczorowska.

Ale takim prawdziwym zapalnikiem, gdzie buzowały się myśli i uczucia (a listy właśnie do Marii Konopnickiej zaczęły powstawać) był rok 2010 i tragedia smoleńska.

Listy powstawały w rozmaitych, czasami zaskakujących sytuacjach i momentach życia, podczas podróży, spacerów, oraz chwil nagłego wzruszenia. Także nieprzewidzianych wydarzeń, jak to z 19 kwietnia 2010 roku. – mówi Teresa Kaczorowskiej.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z dr Teresą Kaczorowską:

 

Teresa Kaczorowska postanowiła wydać “Listy do Marii Konopnickiej z lat 2010-2020”,  w 110 lat po śmierci poetki. Wydawcą książki stał się Związek Literatów na Mazowszu. Publikacja doczekała się recenzji Ewy Krysiewicz, pedagoga z Zespołu Szkół nr 1 imienia generała Józefa Bema w Ciechanowie.

 

                    Dwie poetki z Suwałk – mi(s)tyczne spotkanie

 

 

Obydwie poetki, tak Maria Konopnicka jak i Teresa Kaczorowska, urodziły się w Suwałkach. Ale to nie jedyna zbieżność w ich biogramach i liniach losu. Oto Teresa Kaczorowska uczęszczała do suwalskiego I Liceum Ogólnokształcącego, któremu patronuje Maria Konopnicka.

Te poetyckie panie łączy piękna Ziemia Ciechanowska, z którą obydwie przez meandry losu zostały powiązane. To także zamiłowania do podróży, metaforyczna refleksja nad czasem i ludzkimi rojami.

Życiowe meandry rzuciły mnie do Ciechanowa, miasta na północnym Mazowszu, też z z wielką Marią Konopnciką związanego za sprawą syna Jana Konopnickiego, który z zawodu był młynarze/ I tutaj kolejna ciekawa historia, ponieważ od hr. Krasińskich dzierżawił w latach 1903-1914 młyn na rzece Łydyni w Ciechanowie. Mało tego, w roku 1905 nabył również pobliski majątek Przedwojewo. – wylicza dr Teresa Kaczorowska.

25 listopada 2020 r. o godzinie 17.00 miała miejsce wirtualna premiera książki w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Ciechanowie. Wydarzenie było transmitowane na żywo na facebookowym profilu Biblioteki.

 

Maria Konopnicka to słynna polska poetka i nowelistka, autorka wielu utworów dla dzieci, krytyczka literacka, publicystka i tłumaczka. Jedna z najwybitniejszych polskich pisarek w historii, jedna z najwybitniejszych przedstawicielek okresu realizmu. Jej twórczość poetycka przepełniona patriotyzmem i szczerym liryzmem, stylizowana na swojską nutę zdobyła powszechne uznanie.

W latach 1884–1886 redagowała pismo dla kobiet „Świt”; próbując zradykalizować jego program, wywołała sprzeciw zachowawczej opinii i cenzury. Utwory Marii Konopnickiej dla dzieci ogłaszane od 1884 r., eliminujące natrętny dydaktyzm, rozbudzające wrażliwość odbiorców były nowością w tej dziedzinie pisarstwa.

Powszechną popularność zyskała baśń „O krasnoludkach i sierotce Marysi” oraz nowela „Nasza szkapa”, które na stałe weszły do kanonu lektur szkolnych.

W 1908 r. Maria Konopnicka w czasopiśmie „Gwiazdka Cieszyńska” opublikowała Rotę, wiersz, który stanowił punkt kulminacyjny publicystycznej kampanii poetki przeciwko polityce germanizacyjnej w zaborze pruskim.

Maria Konopnicka zaczęła od dziennikarskich doświadczeń. Początkowo czerpała inspiracje z doświadczeń Bolesława Prusa i Elizy Orzeszkowej, a następnie rozwinęła własne pomysły w dziedzinie małych form.

Utwory Konopnickiej zawierają protest przeciwko niesprawiedliwości społecznej oraz ustrojowi niosącemu ucisk i krzywdę. Nacechowane są patriotyzmem, liryzmem i sentymentalizmem.

Maria Konopnicka brała udział w walce o prawa kobiet, akcji potępiającej represje władz pruskich, w pomocy na rzecz więźniów politycznych i kryminalnych. Z powodu swojej twórczości atakowana przez kler i środowiska klerykalne.

W czasie okupacji niemieckiej całość jej twórczości trafiła na niemieckie listy proskrypcyjne jako szkodliwa i niepożądana z przeznaczeniem do zniszczenia.

 

Dr Teresa Kaczorowska. Fot. Agencja Informacyjna.

Teresa Kaczorowska  zaczynała pracę w „Tygodniku Ciechanowskim”. Była dziennikarką mazowieckiego wydania „Gazety Wyborczej”, współpracowała też z Polskim Radiem i Warszawskim Ośrodkiem Telewizyjnym.

 

Jej teksty ukazywały się w wielu innych pismach w kraju i za granicą. Aktualnie jest redaktorem naczelnym w „Ciechanowskich Zeszytach Literackich”. Na stałe współpracuje z bostońskim „Białym Orłem”, z dziennikiem „Rzeczpospolita”, z pismami „Forum Dziennikarzy” i monachijskim „Moje Miasto”.

Teresa Kaczorowska publikuje artykuły i rozprawy w pismach naukowych, w Polsce i zagranicą. Jest autorką kilkunastu prozatorskich książek. Cieszy się też uznaniem jako poetka. Wydała osiem zbiorów wierszy, często tłumaczonych na języki obce. Jest członkiem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” oraz Światowej Rady Badań nad Polonią.

Teresa Kaczorowska została uhonorowana między innymi: przez Ministra Kultury Rzeczpospolitej Polskiej odznaką „Zasłużony Działacz Kultury” (1995), nagrodą IV Salonu Książki Polonijnej (Bruksela 2003), nagrodą honorową Kongresu Polonii Amerykańskiej (Chicago 2005), statuetką „Złote Pióro” (Ciechanów 2004, 2006, 2009), ogólnopolską Nagrodą im. Edwarda Hulewicza (Warszawa 2006), Honorową Odznaką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Zasłużony dla Kultury Polskiej” (2007), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta” (2010), Medalem „Pro Masovia” (2012), Nagrodą Literacką im. Klemensa Janickiego (2017), Złotym Medalem „Za Zasługi dla Obronności Kraju” (2018), Medalem Zygmunta Krasińskiego (2019).

/WyT/

Prof. Szeremietiew o Strajku Kobiet: Młodzież musi się wyszumieć, ale niepokojące jest uderzenie w państwo polskie

Prof. Romuald Szeremietiew o zamęcie, rozróbach i uderzeniu w polskie państwo oraz tendencji do odrzucania tożsamości polskiej na rzecz wielokulturowej wspólnoty.

Jak mówi prof. Romuald Szeremietiew, w Strajku Kobiet jest mało sensu. Będziemy go wspominać jako okres zamętu. Określa SK jako rodzimych hunwejbinów. Wskazuje na pojawiające się incydentalnie rozróby.

Największym osiągnięciem protestów są kawałki kartonu z coraz głupszymi hasłami. Nasz gość ocenia, że opozycja chce wykorzystać Strajk do odsunięcia Zjednoczonej Prawicy od władzy. Stwierdza, iż „można rozumieć, że młodzi muszą się rozumieć”. Niepokojące jest jednak uderzenie w państwo polskie.

 Rozmówca Łukasza Jankowskiego podkreśla, że Polacy walczyli o swoją wolność w bardziej poważny sposób niż maszerowanie z kawałkiem kartonu. Obecne ekscesy są zaś, jak mówi, uderzeniem w strukturę państwa, które nazywa się PRL-bis.

Opozycjoniści nie rozumieją, że jeśli wygrają wybory, to będą musieli w tym państwie funkcjonować.

Gość Popołudnia WNET stwierdza, że odrodziła się tendencja, która dążyła do likwidacji państwowości polskiej. Przypomina, że Hitler i Stalin chcieli zlikwidować Polskę, a przed nimi zaborcy. Część Polaków uwierzyła w czasach zaborów, że trzeba się pogodzić z byciem mniejszością w obcym państwie.  Prof. Szeremietiew ocenia, iż widzimy obecnie kolejną próbę stworzenia utopii. Niektórzy twierdzą, że państwowość polska nie jest potrzebna i należy podporządkować się komuś silniejszemu.

 Były minister obrony narodowej odnosi się do negatywnego wyniku ćwiczeń wojskowych polskiej armii. Zauważa, iż osłabienie w Polakach wiary o tym, że jesteśmy w stanie się obronić jest na rękę naszym wrogom.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.