Sławomir Gowin, Iwan Jaremko, Tomasz Lachowski, Chrystyna Nikołajczuk – Popołudnie WNET – 17.07.2020 r.

Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 16:00 – 18:00 na: www.wnet.fm, 87.8 FM w Warszawie, 95.2 FM w Krakowie i 96,8 FM we Wrocławiu. Zaprasza Wojciech Jankowski.

Goście Popołudnia WNET:

Sławomir Gowin – dyrektor artystyczny lwowskiego kabaretu „Czwarta rano”;

Artur Żak – Stowarzyszenie Polskich Przedsiębiorców Ziemi Lwowskiej;

Anna Gordijewska – „Kurier Galicyjski”;

Iwan Jaremko – dziennikarz sportowy;

Dr Tomasz Lachowski – Uniwersytet Łódzki;

Dr Chrystyna Nikołajczuk – Katedra Polonistyki Uniwersytetu Iwana Franki we Lwowie.


Prowadzący: Wojciech Jankowski

Realizator: Franciszek Żyła


Dyrektor artystyczny lwowskiego kabaretu „Czwarta rano”, Sławomir Gowin wspomina zmarłego Mirosława Rowickiego i zaznacza, że choć nie potrafi przypomnieć sobie pierwszego spotkania, to tylko świadczy o tym, że Mirek był osobą, która „błyskawicznie zjednywała sobie ludzi i miało się wrażenie, że zna się go od dawna”. Dyrektor kabaretu „Czwarta rano” przytacza przedostatnią rozmowę z Mirosławem Rowickim, z którym rozmawiał o planach na przyszłość i podkreśla, że „ten duch pierwszej solidarności w Mirku cały czas istniał i potrafił tym duchem natchnąć otoczenie ludzi, z którymi się spotykał”. Sławomir Gowin nawiązuje także do słów zmarłego, który mówił , że „dziennikarstwo to pewnego rodzaju przypadek w jego życiu”. Przykład ten pokazuje, że osoby które zdobyły doświadczenie w innych i często odległych dziedzinach życia, potrafią potem „zdyskontować” je w pracy dziennikarza, tak jak zrobił śp. Mirosław Rowicki. Gość Wojciecha Jankowskiego dodaje, że „trudno znaleźć dziedzinę, w której wykazałby się jakimś dyletantyzmem”. Przedstawiciel Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorców Ziemi Lwowskiej, Artur Żak wskazuje natomiast na fakt, że choć w Kurierze Galicyjskim jest wielu ludzi o odmiennych poglądach politycznych i życiowych, to jednak Mirosław Rowicki potrafił ich wszystkich zjednać: „Był jak mądry kapitan, który kierował ten statek w postaci Kuriera w odpowiednim kierunku”.

Anna Gordijewska z „Kuriera Galicyjskego” opowiada o wyludnionych ulicach Lwowa, czego przyczyną była pandemią koronawirusa, a także o dynamicznie zmieniającej się sytuacji na Ukrainie w związku z postępującym rozprzestrzenianiem się wirusa: „Latem jest tutaj masa turystów, najwięcej z Polski (…) Natomiast teraz Lwów jest bez turystów-opustoszony. Zaczęły pracować restauracje, ale musi być odległość pomiędzy stolikami. Lwów już mógłby przyjmować turystów bo pracują hotele, ale tych turystów nie widać”.

W dalszej części rozmowy, dziennikarz sportowy Iwan Jaremko przypomina jak doszło do historycznego meczu z 14 lipca 1894 roku, w którym zmierzyli się Lwów z Krakowem: „Śmieszną rzeczą jest, że gimnastyka i rower to były bardziej znane sporty, a piłka nożna nie była wówczas znana”. Publiczność nie rozumiała zasad i taktyki, arbitrem meczu został profesor Zygmunt Wyrobek, a mecz trwał zaledwie 6 minut, do pierwszej strzelonej bramki. Gość Wojciech Jankowskiego wspomina, że mecz ten uznawany jest jako pierwszy w historii futbolu polskiego i ukraińskiego.

Pracownik naukowy Uniwersytetu Łódzkiego, dr Tomasz Lachowski opowiada o polsko-ukraińskich doświadczeniach związanych z walką przeciw sowieckiemu imperializmowi. Naukowiec wskazuje, że w czasie dyskusji zorganizowanej przez Ukraiński Instytutu Pamięci Narodowej, pojawiła się koncepcja sowieckiego ludobójstwa, ujęta przez pryzmat, nie biologicznego wyniszczenia konkretnych narodów, ale zmierzającej do zmiany struktury społecznej. Gość Wojciech Jankowskiego podkreśla, że agresja rosyjska na Ukrainę w 2014 roku to „kolejna próba dominacji, którą nazwalibyśmy kolonialną (…) Widzimy doskonale jak wyglądała próba wyzwolenia się i zmiany Ukrainy na Majdanie 6 lat temu i z jaką spotkała się reakcją Rosji”.

Dr Chrystyna Nikołajczuk z Katedry Polonistyki Uniwersytetu Iwana Franki we Lwowie, tłumaczy co oznacza na Ukrainie wyrażenie „przecinać kordon dzierżawy” i skąd mogą wziąć się nieporozumienia w komunikacji międzykulturowej pomiędzy Polakami, a Ukraińcami. Rozmówczyni Popołudnia Wnet przytacza szereg przykładów odmiennych zwrotów, które nie istnieją lub mają odmienne znaczenie dla obu narodów, co nierzadko wprawia w zakłopotanie: „Po Polsku mówi się, że jedzie się na gapę. Po Ukraińsku mówi się, że ktoś „jedzie zającem”.

Kamińska: 30% obywateli polskich ma swoje korzenie na Kresach Wschodnich

Joanna Kamińska przedstawicielka Rady Fundacji dla Polonii opowiada o pomocy dla Polonii na Kresach, ciągle żywej polskiej tożsamości w tym regionie i repatriacji Polaków ze Wschodu poprzez edukację.


Przedstawicielka Rady Fundacji dla Polonii, prowadząca Kolegium Św. Stanisława Kostki, Joanna Kamińska rozpoczyna rozmowę od podzielenia się opowieścią o początkach swojej działalności dla Polaków na Kresach i pracy w Kolegium. Jak wspomina rozmówczyni, wszystko zaczęło się od lektury pewnej książki:

To jest książka Floriana Czarnyszewicza „Nadberezyńcy” (…) Po przeczytaniu tej książki zostałam darczyńcą, potem wolontariuszką w Kolegium Św. Stanisława Kostki w Warszawie. W szkole, która kształci polska młodzież ze wschodu (…) Czułam się zobowiązana, żeby spłacić dług wobec potomków Nadberezyńców, którzy zostali tam po Traktacie Ryskim w 1921 roku.

Joanna Kamińska ocenia na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń, że na Kresach „polskości jest więcej niż w polskich metropoliach (…) Tam w tej polskości można się unurzać i utopić”. Przedstawicielka Rady Fundacji dla Polonii ocenia, że obietnica Prawa i Sprawiedliwości o „repatriacji” Polaków ze Wschodu okazała się wielkim rozczarowaniem.

Ta kwestia całkowicie leży (…) Miałam karkołomny plan, żeby dotrzeć do sztabu wyborczego pana Prezydenta i przekazać informację, żeby chociaż podarować naszej szkole budynek, a pieniądze z czynszu przekazać na kształcenie większej liczby młodzieży (…) Jeśli słucha nas jakiś polityk z PiS to niech pomyśli o tym, że 30% obywateli polskich ma swoje korzenia na Kresach.

Gość Joanny Nowak wskazuje, że dla Polaków powracających ze wschodu, Polska to ziemia obiecana, a repatriacja poprzez edukację to najtańsza i najbardziej efektywna forma dla ich trwałego powrotu i odnalezienia się w społeczeństwie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Kamienny sztandar z napisem po rosyjsku: „cała władza w ręce rad”. To swoiste upamiętnienie wydarzeń 1920 roku…

Przejechaliśmy już 4000 km, odwiedzając dziesiątki miejsc od zachodniej Ukrainy do Ostra na lewym brzegu Dniepru, gdzie w maju 1920 roku najdalej dotarły sojusznicze wojska Petlury i Piłsudskiego.

Paweł Bobołowicz

4 maja wieczorem dotarliśmy z Dmytrem Antoniukiem do Równego. Zaczynamy od zapalenia zniczy pod tablicą poświęconą generałowi Markowi Bezruczce. To wybitny wojskowy wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej. W maju 1920 r. w randze pułkownika dowodził 6. Siczową Dywizją Strzelców Armii URL i razem z generałem Śmigłym-Rydzem 9 maja 1920 roku odbierał paradę ukraińskich i polskich wojsk na kijowskim Chreszczatyku, a w sierpniu 1920 roku dowodził bohaterską obroną Zamościa. W Zamościu Ukraińców wspomagał w obronie 31 Pułk Ułanów Kaniowskich.

Dzięki świetnie zorganizowanej linii obrony, zasiekom i setkom min ułożonych przez ukraińskich saperów oraz wykorzystaniu do obrony umocnień twierdzy zamojskiej, Armii Konnej Budionnego nie tylko nie udało się zająć miasta, ale ostatecznie została ona okrążona i zwyciężona w bitwie pod Komarowem 31 sierpnia 1920 roku. Konna Armia, która przez miesiące siała strach i śmierć, po bitwie pod Komarowem już nie odzyskała pełnej zdolności bojowej.

Ostatecznie z 20-tysięcznej 1. Armii Konnej przetrwało ok. 3 tys. żołnierzy. Marko Bezruczko w październiku 1920 roku został awansowany na generała chorążego armii URL. W 1944 roku zmarł w Warszawie i spoczywa na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli. Upamiętnienie jego postaci w Równem to dzieło m.in. Sergiusza Porowczuka, który przez całą naszą wyprawę nie pozwala zapomnieć o wydarzeniach 1920 roku i… o sobie: setki wiadomości i telefonów czasem wręcz denerwują, ale pan Sergiusz, dzięki swojemu uporowi, potrafił też doprowadzić do tego, by pamięć o wielkim ukraińskim żołnierzu trwała w Równem, mieście, w którym nie zawsze łatwo jest się przebić przez nagromadzone warstwy propagandy i mitów.

Jedziemy z Dmytrem na rówieński cmentarz. Zatrzymujemy samochód przy potężnym pomniku: pędzący w galopie kawalerzyści z szablami w dłoniach… charakterystyczne budionówki i kamienny sztandar z napisem po rosyjsku: „вся власть советам” – „cała władza w ręce rad”. To niewątpliwie swoiste upamiętnienie wydarzeń 1920 roku…

Wielki memoriał nie został zdekomunizowany – znajduje się na cmentarzu i jako element grobów nie może być zdemontowany. Jego istnienie ma zapewne też tłumaczyć umieszczony przed memoriałem napis: „Jesteśmy winni szacunek i pobożność dla przelanej krwi, bez względu, kim oni byli”.

Jednak nie ma przy pomniku żadnych dodatkowych wyjaśnień, żadnego opisu wydarzeń 1920 roku.

Kilkaset metrów dalej w kierunku, w którym pędzi pomnikowa konnica Budionnego, wzrok przyciągają białe krzyże. Ponad 100 krzyży bez nazwisk, bez dat. Tak, to jest kwatera polskich żołnierzy, zapewne poległych w walach o Równe na początku lipca 1920 roku. Pomimo wielu heroicznych wyczynów naszych żołnierzy, Budionny zajął Równe 10 lipca. Ze znacznymi stratami po polskiej stronie. Miasto w ręce Polaków powróciło we wrześniu 1920 roku po bitwie pod Klewaniem – ostatnią polską potyczką z Konarmią. 17 września 1920 roku Polacy pokonali bolszewików w nietypowym starciu z kawalerią – nie na wolnym polu, ale pośród zabudowań. Klewań to jedna z miejscowości, do których musimy jeszcze dotrzeć w ramach naszej akcji. Dziś Klewań najczęściej kojarzy się z „tunelem miłości”– uroczą linią kolejową spowitą łukiem drzew. W Klewaniu jest też zamek będący główną siedzibą Czartoryskich herbu Pogoń Litewska. W czasach sowieckich był w nim zakład psychiatryczny. Historia Klewania z roku 1920 na Ukrainie pozostaje nieznana.

Wśród bezimiennych mogił na rówieńskim cmentarzu przykuwa uwagę biała płyta z inskrypcją: „Alfred Kelle Szeregowiec WP”. Z wykutych dat wynika, że żołnierz miał niespełna 23 lata: „Wielkieś nam uczynił pustki w domu naszym, nasz drogi Alfredzie, tem zniknięciem swojem. Pełno nas, a jakby nikogo nie było. Jedną duszą swoją tak wiele ubyło”. Wśród ponad 300 bezimiennych grobów tylko szeregowy Alfred Kelle został upamiętniony w ten inny sposób. Nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało. Wydaje się jednak, że krzyże przed wojną mogły mieć imienne tabliczki. (…)

Z księdzem Tomaszem Czoporem wymyśliliśmy, że 9 maja, w setną rocznicę kijowskiej parady, powinny zadzwonić dzwony od Dniepru do Wisły. Szczególnie w tych miejscach, gdzie są pochowani nasi żołnierze.

Prosimy Aleksandra, by zorganizował bicie dzwonów w Zdołbunowie. Odpowiedź Aleksandra najpierw dziwi, a potem zachwyca „Dzwony nie zabiją, bo ich nie ma… ale ja zagram na trąbce”. Tak, 9 maja 2020 roku Aleksander Radica w samo południe zagrał na trąbce, wtedy gdy biły dzwony w soborze św. Michała Archanioła w Kijowie i w kościele pod wezwaniem Krzyża Świętego w Warszawie, i w wielu innych miejscach. O tym jeszcze napiszemy…

Cały reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Pamięć w czasach zarazy. Przez Wołyń i Ziemię Lwowską” znajduje się na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Pamięć w czasach zarazy. Przez Wołyń i Ziemię Lwowską” na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przyszłość Ukrainy: „niemiecki garnuszek” czy przyjaźń z Polską? Zakończenie cyklu o historii nacjonalizmu ukraińskiego

Wielu mieszkańców współczesnej Ukrainy w rzeczywistości nie wie, kim jest — badania przeprowadzone w 1994 r. w Doniecku wykazały, że największą grupę w tym mieście stanowią „ludzie radzieccy”.

Stanisław Orzeł

W 1926 r. Dmytro Doncow opublikował broszurę Nacjonalizm, w której stwierdził, że między narodami toczy się darwinowska walka o byt. Przetrwać mogą tylko najsilniejsi, dlatego trzeba sięgać po radykalne środki, odrzucając moralność i etykę.

Naród miał stać się najwyższą wartością nie tylko w sferze polityki, ale miała mu zostać podporządkowana wola życia człowieka. Według niego tożsama z pojęciem narodu wola życia miała zostać osiągnięta poprzez przemoc, gdyż „bez przemocy i bez żelaznej bezwzględności niczego w historii nie stworzono.

Przeciwko „zajmańcom” (zaborcom), czyli Polakom i Rosjanom, miała być toczona bezwzględna walka, podczas której należało zapomnieć o wszelkich zasadach humanitarnych.

By osiągnąć cel, należało stworzyć własne siły zbrojne i pozyskać sojuszników. Kierując się zasadą, że „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, za takiego sojusznika oficjalnie uznano Niemcy. Ideologię OUN skodyfikował latem 1929 r. Stepan Łenkawśki w „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”:

„Ja – duch odwiecznego żywiołu, który uratował Ciebie przed tatarskim potopem i postawił na granicy dwóch światów, aby tworzyć nowe życie:

  1. Zdobędziesz państwo ukraińskie albo zginiesz w walce o nie.
  2. Nie pozwolisz nikomu plamić chwały ani czci Twojego Narodu.
  3. Pamiętaj o wielkich dniach naszych Walk Wyzwoleńczych.
  4. Bądź dumny z tego, że jesteś spadkobiercą walk o chwałę Włodzimierzowego Tryzuba.
  5. Pomścisz śmierć Wielkich Rycerzy.
  6. O sprawie nie rozmawiaj tylko z tym, kim można, ale z tym, z kim trzeba.
  7. Nie zawahasz się wykonać największego przestępstwa, jeśli będzie tego wymagać dobro sprawy.
  8. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wrogów swej Twojej Nacji.
  9. Ani prośby, ani groźby, ani tortury, ani śmierć nie przymuszą Ciebie do wyjawienia tajemnicy.
  10. Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni Państwa Ukraińskiego nawet w drodze zniewolenia obcych”.

(…) Źródłami, które potwierdziły polskie dochodzenia i ostatecznie kompromitują działalność nacjonalistów ukraińskich w czasach II RP, są: wspomniany memoriał Dumina sporządzony dla Abwehry i przejęte w 1934 r. tzw. archiwum Senyka.

(…) Analiza Memoriału Dumina i archiwum Senyka wykazuje, że od 1921 r. organizacje ukraińskich nacjonalistów UWO i OUN – jak pisze Lucyna Kulińska w Działalności terrorystycznej… – „pełniły w Polsce rolę V kolumny. UWO, a potem i OUN, dostarczały polskie dokumenty wojskowe i państwowe nie tylko Niemcom, ale także Sowietom i Litwinom (…). Memoriał [Dumina – S.O.] to materiał z jednej strony kompromitujący, a z drugiej obnażający całą amoralność przywódców ruchu, którzy bez wahania szafowali przyszłością i życiem młodzieży ukraińskiej, która im zawierzyła bez reszty”. Dumin już w pierwszych słowach nie pozostawia złudzeń co do tego, jaki jest cel walki i wszelkich innych przedsięwzięć UWO: „Zadaniem UWO była nieustanna i bezwzględna walka przeciwko Polsce. Celem UWO było zniszczenie polskiego panowania we wszystkich ukraińskich dzielnicach, podkopanie polskiego autorytetu państwowego, materialne i moralne niszczenie polskich organów władzy państwowej, a wreszcie zdobycie i ustanowienie własnego niezależnego państwa ukraińskiego” (L. Kulińska, Działalność terrorystyczna…, jw., s. 123).

Jednak głównym źródłem finansowania UWO pozostawał wywiad niemiecki. Do dalszego zbliżenia z Abwehrą doszło w roku 1933, kiedy wdrożono na szeroką skalę program szkoleń ukraińskich agentów. (…)

Ostatecznym czynnikiem, który zadecydował, że Niemcy we wrześniu 1939 r. nie wykorzystali komórek terrorystycznych OUN w Polsce, było podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow. Mimo to w kampanii wrześniowej odnotowano liczne przypadki ataków Ukraińców na posterunki polskiej policji oraz grupy polskich żołnierzy (D. Gibas-Krzak, D. Gibas-Krzak, Działalność terrorystyczna i dywersyjno-sabotażowa nacjonalistów ukraińskich w latach 1921–1939, „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego” 3/10, s. 185–186). To, co wydarzyło się później, było już tylko ostatecznym rezultatem hodowania i tresury nacjonalizmu ukraińskiego przez nacjonalistów niemieckich, których pobił największy nacjonalista wielkoruski, Josip Wissarionowicz Dżugaszwili, a obecnie wykorzystuje nowy nacjonalista rosyjski – Władimir Władimirowicz…

Czy mieszkający i pracujący dziś w Polsce Ukraińcy, ci ze Związku Ukraińców w Polsce i ci, którzy przyjeżdżają „na zarobek” (a było ich chwilami 3 miliony), są inni niż przed okupacją niemiecką i zd/radziecką? Autor jednej z najobiektywniej napisanych historii Ukrainy, Jarosław Hrycak, widzi swój naród bardzo podzielony pod wieloma względami: językowym, wyznaniowym, kulturowym itd. Przyznaje, że ‘Ukrainiec’ jest dzisiaj pojęciem politycznym, a nie etnicznym, i że wielu mieszkańców współczesnej Ukrainy w rzeczywistości nie wie, kim jest — badania socjologiczne przeprowadzone w 1994 r. w Doniecku wykazały, że największą grupę w tym mieście stanowią „ludzie radzieccy”.

„Wszystko to (…) przemawia za tezą, że proces formowania się narodu ukraińskiego nie został ostatecznie zakończony, że przekształcanie się tego »substratu narodowego« w rozwinięte społeczeństwo obywatelskie, złączone nie tylko wspólną przeszłością, ale też atrakcyjnym projektem wspólnego życia w przyszłości — wciąż jeszcze trwa”.

(B. Stoczewska, Od „substratu etnicznego” do narodu (na marginesie książki Jarosława Hrycaka, Historia Ukrainy 1772–1999. Narodziny nowoczesnego narodu, Lublin 2000), „Przegląd Historyczny” 92/1, s. 107).

Natomiast w Polsce, która nie jest już „pańska”, sprawę ukraińską w dwudziestoleciu międzywojennym powinniśmy – jak mówi L. Kulińska – potraktować „nie jako wyjątek, ale jeden z takich dramatów, których przebieg wskazuje na nieuchronność krwawej rozprawy ze strony wywodzących się z mniejszości etnicznych przeciwników państwa (szczególnie gdy znajdzie się ono w trudnej sytuacji międzynarodowej lub ekonomicznej), jeśli mniejszość jest wystarczająco liczna, a na dodatek znajdą się w niej ugrupowania kierujące się skrajnie szowinistyczną ideologią odrzucającą metody określane przez kulturę Zachodu jako cywilizowane…”

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Przyszłość Ukrainy. „Niemiecki garnuszek” czy przyjaźń z Polską?” znajduje się na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Przyszłość Ukrainy. „Niemiecki garnuszek” czy przyjaźń z Polską?” na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Historyczny rajd drogami i bezdrożami Ukrainy po miejscach, gdzie przed stu laty toczyły się walki przeciwko bolszewikom

Nasza akcja „Rok 1920 – Pamięć w czasach zarazy” się nie zakończyła. Przejechaliśmy już ponad 3000 km i wciąż szukamy miejsc chwały polskiego i ukraińskiego oręża i miejsc pochówku naszych bohaterów.

Paweł Bobołowicz

Paweł Bobołowicz i Dmytro Antoniuk | Fot. Ołeh Semeniuk

Czas epidemii sparaliżował także na jakiś czas moją pracę reporterską. (…) Cały czas miałem też w pamięci fakt, że legną w gruzach pomysły uczczenia 100 rocznicy polsko-ukraińskiego braterstwa broni, że w setną rocznicę wyzwolenia Kijowa nie przejdzie Chreszczatykiem polsko-ukraińska parada, tak jak miało to miejsce 9 maja 1920 roku. I że nie odbędę planowanej radiowej wyprawy motocyklowej szlakiem 1920 roku na Ukrainie.

Drzwi w zrujnowanym kościele rzymskokatolickim w Czarnuszowicach | Fot. P. Bobołowicz

Jeszcze przed epidemią z moim druhem, ukraińskim dziennikarzem, krajoznawcą, przewodnikiem Dmytrem Antoniukiem mieliśmy też własny pomysł na uczenie 100 rocznicy wyzwolenia Kijowa z bolszewickich rąk. Plan był prosty: może w mundurach z epoki, a może z polskimi i ukraińskim flagami przejedziemy wynajętym tramwajem historyczną trasą z podkijowskiej Puszczy Wodycy do serca ukraińskiej stolicy. (…)

Instytut Polski rozpoczął wielką, dwujęzyczną akcję informacyjną o 1920 roku w internecie, wystawa w kijowskim metrze została przesunięta na czas po kwarantannie, ale jednak mieliśmy poczucie, że tak tej sprawy nie możemy zostawić. (…) Jeśli nie możemy wjechać tramwajem, nie odbędzie się wspólna parada rekonstruktorów, to może chociaż pojawimy się w centrum Kijowa w mundurach z epoki, może we dwóch staniemy z flagami polską i ukraińską 9 maja na Chreszczatyku! To przecież nie naruszy przepisów kwarantanny. A że mundury były we Lwowie, to może jadąc po nie, odwiedzimy cmentarze, gdzie pochowani są żołnierze 1920 roku, zapalimy znicze, zmówimy modlitwę.

W drodze do Wapniarki – ksiądz proboszcz Stanisław Stwórka przy krzyżu z polską inskrypcją na cmentarzu w Komargrodzie | Fot. P. Bobołowicz

Gdy nasz pomysł ogłosiliśmy na antenie Radia Wnet, pierwszy odezwał się ksiądz proboszcz Stanisław Swórka z podwinnickiego Tomaszpola – z zaproszeniem i opowieścią o walkach polskiego lotnictwa w czasach Operacji Kijowskiej. Lotnisko dla poznańskich samolotów znajdowało się w Wapniarce. Wiadomość od księdza Stanisława była dla nas silnym impulsem: musimy to zrobić i nam się to uda! (…)

Kwatera polskich żołnierzy 1920 roku w Barze na Podolu | Fot. P. Bobołowicz

I potem zaproszenia, sygnały, kolejne historie posypały się jak lawina. Zrozumieliśmy, że 9 maja może stać się momentem kulminacyjnym akcji, ale na pewno tak samo ważne jest przypomnienie o walkach i bohaterach 1920 roku i miejscach z nimi związanych na olbrzymim obszarze dzisiejszej Ukrainy. W czasie pierwszego etapu naszej wyprawy byliśmy m.in. w Nowogrodzie Wołyńskim, Susłach, Korcu, Równym, Zdołbunowie, Lwowie, Żółtańcach, Horpinowie, Pawłowie, Łopatyniu, Nowym Witkowie, Czornuszowicah, Żurawnikach, Zborowie, Tarnopolu, Strusowie, Latyczowie, Barze, Brajłowie, Tomaszpolu, Wapniarce, Tulczynie, Strutynce, Lipowcu, Nemirowie i Winnicy.

Upamiętnienie żółnierzy Ukraińskiej Armii Halickiej w Barze na Podolu | Fot. P. Bobołowicz

Wyjeżdżając z Kijowa, nie mieliśmy żadnego konkretnego planu – było za mało czasu na przygotowania. Wiedzieliśmy, że chcemy dotrzeć do Równego, potem Beresteczko (do którego wciąż jeszcze nie dojechaliśmy) i planowany nocleg we Lwowie.

Cały artykuł i fotoreportaż Pawła Bobołowicza pt. „Rok 1920. Pamięć w czasach zarazy” znajduje się na s. 10–11 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł i fotoreportaż Pawła Bobołowicza pt. „Rok 1920. Pamięć w czasach zarazy” na s. 10–11 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Eksperyment wołyński” wojewody Henryka Józewskiego. Geneza Katynia (III): polityka narodowościowa II Rzeczpospolitej

Czym narazili się Polacy, że eksterminowano ich na taką skalę, że do tego dzieła przystąpiły wspólnie dwa totalitaryzmy? W kolejnych wydaniach „Kuriera WNET” staram się na to pytanie odpowiedzieć,

Wojciech Pokora

Polska odrodziła się w całkowicie specyficznym okresie, w czasie krzepnięcia na Wschodzie rządów bolszewików, mających w planie rozpętanie światowej rewolucji. Plany te pokrzyżowała im Polska. W tym roku świętować będziemy setną rocznicę militarnego zwycięstwa nad bolszewikami.

Jednak duża część Polaków miała jeszcze w planie zwyciężyć z bolszewikami na innych frontach, także prowadząc grę wywiadowczą, dyplomatyczną i polityczną. Idei konfederacji, którą zaczęto wdrażać na Wschodzie, zaczynając od czterech republik – Ukrainy, Białorusi, Rosji i Zakaukazia, a kończąc w momencie rozpadu w 1991 roku na piętnastu – Polska przeciwstawiła ideę federacyjną.

Koncepcję tę zaprezentował Józef Piłsudski w kontrze do promowanej przez Romana Dmowskiego idei inkorporacyjnej, zakładającej wcielanie do Polski tych ziem, której ludność dałoby się zasymilować i spolonizować. (…)

Józef Piłsudski natomiast marzył o utworzeniu bloku państw skonfederowanych z Polską, utworzonych z niepodległej Litwy, Białorusi i Ukrainy. Mniejszości, które znalazły się na terytorium II Rzeczypospolitej, miały natomiast cieszyć się autonomią i dążyć do rozsadzenia ZSRR po „narodowych szwach”.

Postawa ta znalazła wyraz w polityce państwowej realizowanej wobec mniejszości po zamachu majowym w 1926 roku. Rząd Kazimierza Bartla przyjął „Wytyczne dla władz rządowych w sprawie stosunku do mniejszości narodowych”. Zerwano z dotychczasową polityką asymilacji narodowej na rzecz koncepcji asymilacji państwowej. Odtąd mniejszości narodowe nie były na siłę przekształcane w Polaków, a postanowiono zadbać o ich lojalność jako obywateli, z zachowaniem odrębnej tożsamości. Przyjęto założenie, ze polityka asymilacyjna powinna w pierwszej kolejności zaspokajać potrzeby mniejszości w zakresie spraw natury gospodarczej i kulturalnej. Ponadto postanowiono usprawnić administrację w ten sposób, by realizowała ona postulaty mniejszości w zakresie lokalnym. Zapowiedziano zniesienie przepisów z okresu administrowania poszczególnymi regionami obecnej Rzeczpospolitej przez państwa zaborcze, w ten sposób, by nie ograniczały już życia narodowego i religijnego mniejszości narodowych. Zastrzeżono przy tym, że państwo nie pozwoli na żadne działania mniejszości narodowych, godzące w dobro i interes państwa.

Raporty MSW z tego okresu wskazują, że mniejszości przyjęły dojście Piłsudskiego do władzy w większości z nadzieją.

Mniejszość niemiecka skupiła się na rozbudowie życia wewnątrz swojej wspólnoty narodowej, niezależnie od życia społeczeństwa polskiego, bardzo mocno reagując na wydarzenia w Rzeszy Niemieckiej i na zewnątrz, w stosunkach z państwem polskim wykazując jedność (bez względu na wewnętrzne podziały polityczne pomiędzy poszczególnymi organizacjami). Istniało wówczas 7 głównych niemieckich partii politycznych na terenie Polski, z których wywodziła się reprezentacja parlamentarna, składająca się z 17 posłów i 5 senatorów.

Mniejszość ukraińska (nazywana w raportach nadal jako „ruska” lub „rusińska”) także żywo reagowała na sytuację w Rzeszy Niemieckiej. Raportowano, że w napięciu reagowała na niemiecką propagandę dotyczącą rewizji granic Rzeczpospolitej, karmiąc się nadzieją, że sytuacja, gdy rosnące w siłę Niemcy zmuszą Polskę do zgody w sprawie rewizji niemieckich granic wschodnich, wydźwignie znów na arenę międzynarodową sprawę wschodnich granic Polski, w tym kwestię ukraińską. Nowa polityka władz polskich spowodowała rozwój ukraińskich organizacji i stowarzyszeń społecznych, takich jak „Proświta” czy „Ridna Szkoła”, a także ukraińskiej prasy. Uaktywnił się Ukraiński Komitet centralny skupiający Ukraińców Naddnieprzańskich (petlurowców). Wciąż jednak zwalczano wszelkie przejawy ukraińskiej irredenty i obserwowano przemianę ideową obozu wojskowego. Ukraińska Organizacja Wojskowa ustąpiła miejsca Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, a związani z nią przedstawiciele mniejszości ukraińskiej prowadzili przeciwko Polsce działalność wywiadowczą i szpiegowską.

Bardzo aktywni zrobili się Białorusini. Uznano, że skoro „na czele Polski stoi demokratyczny rząd Bartel-Piłsudski”, jak pisało „Biełaruskaje Słowo”, pora wrócić do koncepcji federacji polsko-ukraińsko-białoruskiej i w obliczu rozpadu Związku Sowieckiego zacząć wprowadzać reformę rolną. Szybko nastroje zaczęły się jednak radykalizować i hasło reformy rolnej podchwyciła BWR Hromada, zmieniając wektor działań na antypolski. Spowodowało to reakcję władz Polski i rozwiązanie organizacji oraz aresztowanie wywodzących się z niej posłów.

Dużą zmianą był stosunek do ludności żydowskiej. Po przewrocie majowym kwestia żydowska przestała być uznawana za najgroźniejszą obok ukraińskiej dla bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Jednocześnie swój stosunek do państwa zmieniła mniejszość żydowska.

Z jednym wyjątkiem. Żydowskie organizacje lewicowe głosiły, że należy przyjąć postawę antysanacyjną, bowiem polityka rządu przynosi korzyść jedynie warstwom bogatym, ogół społeczeństwa żydowskiego natomiast nie odczuwa zmian na lepsze. Mniejszość żydowska miała swoje przedstawicielstwo w Sejmie w postaci 34 posłów skupionych w Kole Żydowskim i 12 senatorów w Klubie Senatorskim.

W grudniu 1928 roku wojewodą wołyńskim został Henryk Józewski. Decyzja ta była wprost związana z nową polityką Rzeczpospolitej wobec mniejszości narodowych. (…) Uznano zatem kwestię narodowości za sprawę polityczną, w tym sensie, w jakim rozumiana była w I Rzeczypospolitej.

Jednostka obdarzona szacunkiem władzy, mogąca kultywować swoje tradycje i kulturę, czująca instytucjonalne wsparcie, samodzielnie dokona wyboru lojalności wobec takiego państwa. Polskość nie musi być kwestią pochodzenia narodowego, a może stać się wyborem, jak to już zresztą miało w historii miejsce.

Przyjęto zatem koncepcję narodowej asymilacji mającej na celu nie wynarodowianie, a wzajemne przenikanie się narodów. W takiej koncepcji proces zachodzi jednak w dwóch kierunkach, będzie zatem następować także w jakimś stopniu wzajemne przenikanie się kultur i asymilacja narodowa Polaków. Z tego powodu koncepcja ta nie mogła przypaść do gustu nacjonalistom z obu stron. Jednak w momencie, gdy Józewski obejmował swój urząd na Wołyniu, nie nacjonaliści byli największym zagrożeniem. Problemem był komunizm.

[Józewski] Postanowił udowodnić Ukraińcom, że Rzeczpospolita jest dla nich lepszym sojusznikiem niż partia komunistyczna. Droga ta dziś nazywana jest eksperymentem wołyńskim.

Polegała na tym, żeby wspomóc narodziny nowoczesnego narodu ukraińskiego. W tym celu należało wesprzeć ukraińską kulturę i przedsiębiorczość.

Cały artykuł Wojciecha Pokory pt. „Polityka narodowościowa II Rzeczpospolitej. Dlaczego doszło do Katynia? (III)” znajduje się na s. 7 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Polityka narodowościowa II Rzeczpospolitej. Dlaczego doszło do Katynia? (III)” na s. 7 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Generał chorąży Wołodymir Oskiłko – krytyk i rywal atamana Symona Petlury. Wspomnienie w 94 rocznicę śmierci

Wołodymir Oskiłko został skrytobójczo zabity 19 czerwca 1926 roku w swojej rodzinnej wsi Horodok przez nieznanych sprawców. Zabójstwo nastąpiło miesiąc po zamordowaniu w Paryżu Symona Petlury.

Sergij Porowczuk

Wołodymyr Oskiłko (ur. 1892 w Horodku koło Równego, zm. 19 czerwca 1926 tamże) był ukraińskim działaczem społecznym i wojskowym, atamanem i generałem chorążym armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, organizatorem i dowódcą północnej grupy wojsk URL, a także jednym z przywódców Ukraińskiej Partii Socjalistów-Niepodległościowców. Przy wsparciu jej członków zorganizował nieudany zamach stanu w Kijowie. (…)

Wiosną 1919 r. sytuacja militarno-strategiczna na Ukrainie była trudna. Zdaniem generała Oskiłki, bolszewiccy agenci z Czeka infiltrowali aparat państwowy i dowództwo armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, a ich działalność wywrotowa doprowadziła do serii porażek Ukraińców na frontach.

Oskiłko nie uważał Symona Petlury za agenta Moskwy, jednak uznawał go za osobę pozbawioną charyzmy i niekonsekwentną, która uległa wpływowi „zdrajców generałów”.

Wołodymir Oskiłko | Fot. Wikipedia

12 kwietnia 1919 r. powołano nowy gabinet ministrów URL, na czele stanął ukraiński socjaldemokrata Boris Martos, który ogłosił utworzenie „republiki rad robotniczych” i oświadczył o swoim zamiarze zawarcia pokojowego porozumienia z bolszewicką Rosją. Kilka partii ukraińskich: socjaliści-niepodległościowcy, socjaliści-federaliści i republikanie narodowi – powierzyło generałowi Oskiłce zadanie przekazania Petlurze memorandum w sprawie natychmiastowego odwołania rządu Martosa. 20 kwietnia w Zdołbunowie memorandum zostało przekazane, ale Petlura publicznie podarł ten dokument.

Pod koniec kwietnia 1919 r. Petlura dwukrotnie wystosował rozkaz dla generała chorążego, aby udał się ze swoimi żołnierzami na front bolszewicki, ale Oskiłko zignorował oba rozkazy głównego atamana. Ponadto Petlura wystosował rozkaz o odwołaniu generała Agapiewa ze stanowiska szefa sztabu Frontu Północno-Zachodniego, ale generał chorąży odmówił wykonania tego polecenia. Stało się jasne, że Wołodymyr Oskiłko ostatecznie wypowiedział posłuszeństwo głównemu dowództwu wojskowemu.

28 kwietnia 1919 r. Oskiłko otrzymał kolejny rozkaz naczelnego wodza, zgodnie z którym powinien był przekazać dowództwo generałowi Żelichowskiemu. 29 kwietnia 1919 r., przy wsparciu Ukraińskiej Partii Socjalistów-Niepodległościowców i Ukraińskiej Partii Ludowo-Republikańskiej, podjął próbę przewrotu, aresztując kilku ministrów i wysokich oficerów rządu URL.

Buntownicy zażądali zwołania Zgromadzenia Ustawodawczego i usunięcia Petlury z kierownictwa spraw wojskowych. Oskiłko wysłał także swoich przedstawicieli do Polski w celu prowadzenia negocjacji pokojowych.

Szef rządu Boris Martos, większość ministrów i generał Żelichowski zostali aresztowani, jednak aresztowanie Petlury nie było możliwe, ponieważ w tym czasie nie było go w Równem. Przebywał na stacji kolejowej Zdołbunów. Generał nakazał dowódcy dużego oddziału kawalerii, Semenowi Gryzło, aresztować Głównego Atamana Dyrektoriatu URL. Rebelianci spodziewali się, że w Zdołbunowie nikt nie wie o buncie, ale gdy tylko Semen Gryzło zbliżył się do stacji, jego oddział natychmiast został otoczony przez jednostki lojalne wobec Petlury. Dowódca oddziału postanowił nie uczestniczyć w bitwie i wrócił do Równego.

Wkrótce Oskiłko powtórzył próbę aresztowania Petlury, wysyłając do Zdolbunowa jeden ze swoich najlepszych oddziałów, kierowany przez Atamana Bielousowa, ale on również zawiódł. Tymczasem Równe zostało zaatakowane przez oddziały Korpusu Strzelców Siczowych, oddziały Straży Polowej Petlury i pociąg pancerny. O dziesiątej rano 30 kwietnia bunt został stłumiony, a Oskiłce z kilkoma współpracownikami udało się uciec z Równego i 12 maja zgłosić do przedstawicieli polskich władz. Został skierowany do obozu dla internowanych, następnie wyjechał do Wiednia.

W 1921 r. wrócił do Równego i zajął się wydawaniem gazety „Dzwin” (pol. „Dzwon”). Na jej łamach głosił program porozumienia z Polską i lansował hasło przyszłej federacji polsko-ukraińskiej.

Kierował utworzoną przez siebie Ukraińską Partią Ludową (UPL), która sprzeciwiała się polityce asymilacji narodowej reprezentowanej przez endecję i opowiadała się za reorganizację II Rzeczypospolitej na zasadach federalistycznych.

Cały artykuł Sergija Porowczuka pt. „Wołodymir Oskiłko – rywal Symona Petlury” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Sergija Porowczuka pt. „Wołodymir Oskiłko – rywal Symona Petlury” na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Bobołowicz: W Nowym Dorohinie z pokolenia na pokolenie była przekazywana informacja o pochówku polskich żołnierzy

Paweł Bobołowicz o pobycie w Korosteniu w związku z akcją „Rok 1920. Pamięć w czasach zarazy”, tym, jacy żołnierze są tam upamiętnieni oraz o historii przetrwania pamięci o pochówku na Polesiu.

Paweł Bobołowicz mówi, że Korosteniu zobaczył szereg kurchanów, które w ogóle nie są opisane. Na to, iż mógł tam być cmentarz rzymskokatolicki wskazuje jedna płyta nagrobna, zaś jeden z kurhanów sugeruje, że mogą spoczywać tu także polscy żołnierzy, którzy zginęli w 1920 r. W Korosteniu nie ma jednak upamiętnienia polskich i ukraińskich żołnierzy. Jednakże można znaleźć upamiętnienie sowieckich walczących przeciw Niemcom w 1943-44 r., a także bolszewików z 1920 r. W Korosteniu była także kiedyś kaplica.

Jadąc do Kijowa Bobołowicz odwiedził jeszcze poleskie miejscowości. W Nowym Dorohinie pamięć o mogile polskich żołnierzy, dziś już oficjalnie tam upamiętnionych, przechowali miejscowi:

Z pokolenia na pokolenie była przekazywana informacja, że tam nie wolno nikogo chować, bo tam leżą żołnierze.

Miejsce to oznaczone było granitowym kamieniem.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Stalin wiedział, że Polska wpływała na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm

Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana.

Wojciech Pokora

Gdy w 1926 r. Józef Piłsudski wrócił do władzy, dawno straciliśmy inicjatywę wywiadowczą na kierunku wschodnim. Polska, podobnie zresztą jak Estonia, Łotwa, Finlandia, Rumunia, a nawet Francja i Wielka Brytania (oczywiście w różnym stopniu), była zinfiltrowana przez wywiad sowiecki, który co najmniej od 1921 r. prowadził wielką akcję dezinformacyjną pod kryptonimem „Trust”. (…) W Polsce agenci „Trustu” wniknęli głęboko w struktury państwa, czego przykładem niech będzie fakt, że np. legalnie otrzymywali polskie paszporty i posługiwali się polską pocztą dyplomatyczną. Jak pisał Władysław Michniewicz, polski oficer wywiadu pracujący w Estonii, sowietom udało się nawet przesłać zaszyfrowany polskim kodem komunikat. W szczytowym okresie operacji zaangażowali w nią niewyobrażalną na tamte czasy liczbę 5 tysięcy agentów i funkcjonariuszy.

I chociaż wielu ekspertów twierdzi, że operacja „Trust” bądź jej pochodne trwają do dzisiaj, oficjalne jej zakończenie zbiegło się w czasie z powrotem do polityki Józefa Piłsudskiego. Od tego momentu Polska próbowała na nowo odzyskać kontrolę na kierunku wschodnim.

Problem dziurawej granicy zauważono już wcześniej, dlatego w 1924 r. podjęto decyzję o powołaniu wojskowej formacji do jej ochrony. Piłsudski planował rozbudowę koncepcji systemu ochrony granic przez wojsko o kolejne kierunki (północ, południe i zachód), ale spotkało się to z silnym oporem wewnętrznym i zewnętrznym. Od tej pory KOP kojarzyć się miał tylko i wyłącznie z granicą wschodnią.

Na posiedzeniu Rady Ministrów 16 sierpnia 1926 r. Piłsudski dokonał zmiany kursu wobec mniejszości narodowych. Wówczas właśnie zlecono gruntowną rewizję polskiej polityki wobec obywateli innych narodowości. O ile koncepcja endecka opierała się na przekonaniu, że mniejszości da się zasymilować, o tyle obóz Piłsudskiego postanowił włączyć je w ustrój państwa polskiego i uczynić lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej. (…)

Piłsudski jeszcze na początku lat 20. przygotował własną ofertę dla Ukraińców. Kluczowa była w tym postawa Rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej na Emigracji. Postanowiono zainspirować Ukraińców do wyciągnięcia wniosków z prowadzonej w sowietach polityki ukrainizacji, której postawiono w pewnym momencie tamę.

Uświadomienie mieszkańcom republik radzieckich, że w ramach tego państwa nie osiągną niepodległości, stało się zalążkiem większej strategii, nazwanej prometeizmem.

W 1926 w Paryżu założono organizację „Prometeusz”, w skład której weszli z czasem przedstawiciele Azerbejdżanu, Kozaków Dońskich, Gruzji, Idel-Uralu, Ingrii, Karelii, Komi, Krymu, Kubania, Kaukazu Północnego, Turkiestanu i Ukrainy.

Prometeizm nie stał się nigdy oficjalnym programem ani rządu, ani żadnej partii w Polsce, jednak po przewrocie majowym Piłsudski zaczął go wdrażać w życie. Koordynację projektu powierzył zaufanym ludziom umieszczonym w różnych resortach – Spraw Zagranicznych, Obrony, Spraw Wewnętrznych oraz Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a koordynację przedsięwzięcia powierzył Tadeuszowi Hołówce. Prometejczycy otrzymali na działanie tajny budżet.

Uruchomienie tego programu wskazywało wprost na kierunki polityki zagranicznej Piłsudskiego, który bagatelizował zagrożenie ze strony Niemiec, a jego głównym zadaniem było dążenie do rozbicia Rosji na wiele państw narodowych.

Działania te realizowane były na szeroką skalę. Hołówko nawiązywał relacje z przedstawicielami państw, które mogły wesprzeć Piłsudskiego w jego dążeniach. Nawiązano także bliskie stosunki z Teheranem i Ankarą, gdzie utworzono przyczółki programu prometejskiego. Ważnym ośrodkiem był Paryż.

Duży nacisk położono na kraje kaukaskie, silnie obsadzając konsulat w Tbilisi, którego aktywność została zauważona. Już w 1927 r. przed sądem w Charkowie stanęła grupa Gruzinów zaangażowanych w program prometejski, których zeznania obciążyły Hołówkę. Moskwa wzięła go na celownik. Wcześniej zrobiła to samo z Petlurą, który został zamordowany przez sowieckiego agenta 25 maja 1926 r. W 1927 r. na terenie Polski odtworzono armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, w skład polskiej armii weszło zaś trzydziestu pięciu Ukraińców na stanowiskach oficerów kontraktowych. Jednym z nich był Pawło Szandruk.

Na sowieckiej Ukrainie utworzono tajną placówkę wywiadowczą o kryptonimie „Hetman”, na której czele stanął Mykoła Czebotariw, były szef osobistej ochrony Petlury podczas wyprawy na Kijów. Czebotariw raportował o sukcesach wywiadowczych, a jednocześnie prowadził grę z formalnym następcą Petlury Andrijem Liwyckim o przywództwo w Ukraińskiej Republice Ludowej. Oznajmił, że Ukraińcy w Związku Radzieckim pragną odtworzenia URL, ale przywódcy na uchodźstwie są oderwani od ich spraw, w związku z tym ci, z którymi się kontaktuje, nie chcą utrzymywać relacji z oficjalnymi władzami państwa podziemnego. Czebotariw raportował, że nawiązał bliską łączność z działającym na terenach dawnego URL Związkiem Walki o Niezależną Ukrainę, tajną organizacją, która szukała możliwości zbudowania sojuszu z Polską. Działalność Czebotariwa w połączeniu z akcją w Polsce dawała obraz dobrze przygotowanego planu na odbicie Ukrainy spod władzy sowieckiej. Jednak znów nie doceniono bolszewików.

Do dziś do końca nie wyjaśniono sytuacji związanej z działalnością placówki „Hetman”, jednak najbardziej prawdopodobnym wydaje się, że mieliśmy do czynienia z mistyfikacją podobną do sowieckiej operacji „Trust”.

Najpewniej Czebotariw był sowieckim agentem, który od początku działał na niekorzyść URL i Polski. Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana. Mimo że na skutek mistyfikacji Czebotariwa wiele działań okazało się pozornymi, nie ulega wątpliwości – i wiedział o tym także Stalin – że Polska prowadziła politykę wywierania wpływu na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm.

Cały artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” (II) znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” (II) na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Święty Andrzej Bobola, patron Polski, w swoich czasach spieszył z pomocą potrzebującym, także ofiarom epidemii w Wilnie

Od tamtych wydarzeń minęło 400 lat, a wirusy mutują i ciągle zmieniają swoje oblicze; od tych zagrażających życiu poprzez ekonomiczne i polityczne. Św. Andrzej nadal wspiera i chroni naszą ojczyznę.

Andrzej Karpiński

Święty Andrzej Bobola

W październiku 2019 roku otrzymałem od „Kuriera WNET” propozycję comiesięcznych relacji na temat prac graficznych z wizerunkami polskich męczenników do akcji Polska pod Krzyżem. Postanowiłem, że grafiki będę opisywał zgodnie z datami wspomnienia świętych. Szczególnie niecierpliwie czekałem na maj, gdyż św. Andrzej Bobola – patron Polski – jest także moim patronem, jak również patronem prezydenta, mam nadzieję reelekta, Andrzeja Dudy. Maj roku 2020 jest szczególny i symboliczny nie tylko z powodu niepewnego terminu wyborów prezydenckich. Jest przede wszystkim czasem szalejącej, ogólnoświatowej destabilizacji życia i gospodarki.

Jakże obecna sytuacja przypomina czasy działalności św. Andrzeja, który szczególnie dbał o ubogich, wspierał chorych, odwiedzał więźniów. Od tamtych wydarzeń minęło 400 lat, a wirusy mutują i ciągle zmieniają swoje oblicze; od tych zagrażających życiu poprzez ekonomiczne i polityczne, na komputerowych kończąc. Św. Andrzej Bobola nadal działa, lecz teraz już jako patron Polski, poprzez kapłanów i rządzących. W czasie epidemii wspiera ekonomicznie ubogich, pomaga chorym, a zamkniętych w domach ludzi nadal odwiedza i pokrzepia słowem. Jako patron wspiera i chroni naszą ojczyznę na wiele sposobów. W dniu wspomnienia Świętego, 16 maja, ustanowiono np. Święto Straży Granicznej. Przypadek?

Sylwetka

 

Jak w poprzednich pracach, zapoznałem się z dotychczas funkcjonującym wizerunkiem świętego. Rozpocząłem od przeglądania tzw. „Bobolików” – pamiątek związanych z kultem męczennika w wirtualnym muzeum św. Andrzeja Boboli w Czechowicach-Dziedzicach. Wśród zbiorów kolekcjonera Jerzego Gizy dominowało kilka powtarzających się przedstawień. Zauważyłem, że często jeden, krążący w obiegu drukarskim wizerunek, był modyfikowany lub „upiększany” na siłę. Natomiast współczesne obrazy olejne, zdobiące wiele kościołów, są niestety dziełami amatorskimi. Zwykle nie przedstawiają zgodnego z opisami wyglądu postaci, ubioru lub atrybutu. Dlatego moją uwagę zwróciły XVIII-wieczne miedzioryty opublikowane w cyfrowym archiwum Biblioteki Narodowej. Zawierały wiele detali potrzebnych do mojej pracy. Jednak faworytem okazał się miedzioryt opublikowany na stronie internetowej Collegium Bobolanum, Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie. Grafika, a właściwie scenka rodzajowa przedstawiająca tortury męczennika, podpowiedziała mi wszystko, czego potrzebowałem. Miałem już pewność co do stroju jezuity, pociągłych rysów twarzy, drobnej postury i dłuższej, lekko potarganej fryzury. Jedynym dysonansem w miedziorycie były tureckie, a nie kozackie szable. Ale o tym później…

Portret

Wizerunek św. Andrzeja Boboli miał być wyeksponowany we Włocławku pod krzyżem głównym, przy scenie-ołtarzu. Zależało mi na wierności odtworzenia twarzy. Główną inspiracją portretową była miniaturowa reprodukcja obrazu z ok. 1935 r. nieznanego autora, należąca do ks. Jana Ziei, odnaleziona w Archiwum Generalnym Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach. Był to obrazek z podobizną św. Andrzeja Boboli i autografem prymasa Augusta Hlonda. Drugą inspiracją był obraz z ok. 1711 r., z Sanktuarium i Muzeum św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Przedstawienia te były anatomicznie spójne z wcześniej opisanym miedziorytem. Zgadzał się też wizualnie wiek 66-letniego mężczyzny. Zaczerpnąłem z nich trójkątną twarz, wąski nos i usta, lekką opuchliznę dolnych powiek, tzw. worki pod oczami, szeroko i błagalnie ułożone brwi. Zaczerpniętym elementem był także wzrok skierowany w górę, powodujący lekkie zmarszczenie regularnego czoła. Natomiast oczy, ucho, fryzurę i część zarostu przeniosłem z… własnej twarzy. W tym celu wykonałem sobie serię zdjęć, aż udało mi się uzyskać maksymalnie zbliżony do oryginału wyraz twarzy. Dzięki temu kluczowe elementy portretu miały ostrość pozwalającą na druk wielkoformatowych obrazów.

Atrybuty

Inspiracje portretowe: obrazek z podobizną św. Andrzeja Boboli (źródło: Archiwum Generalne SS Urszulanek), części twarzy autora, obraz z ok. 1711 r. z Sanktuarium i Muzeum św. Andrzeja Boboli w Warszawie oraz obrazy późniejszych twórców

Po utworzeniu szaty jezuickiej oraz dłoni trzymającej krucyfiks, zająłem się resztą obrazu. Głównym atrybutem przedstawień św. Andrzeja Boboli są jedna lub dwie szable przebijające jego szyję, których pchnięcia

zakończyły okrutne tortury zadawane przez Kozaków. To i tak delikatny symbol męczarni człowieka obdzieranego ze skóry. Długo szukałem typowej szabli kozackiej. Powinna być z otwartą rękojeścią i wąską głownią. Niestety żadne historyczne ilustracje tego nie potwierdzają. Kozacy używali różnej białej broni. W tamtych czasach dobra broń nieczęsto była zmieniana. Jednego typu szabli używano nawet przez sto lat lub dłużej. Kozackie szable były mieszaniną zdobycznej broni ruskiej, tureckiej i polskiej. Dopiero z szabli czerkiesko-kaukaskiej wykształciła się popularna, jednosieczna, typowo kozacka „szaszka”. Aby dokonać głębokiego pchnięcia szablą, pióro głowni musi być obusieczne, a to rzadkość w szablach przeznaczonych do zadawania cięć. Po dociekliwych poszukiwaniach znalazłem wreszcie szablę najbardziej zbliżoną do tych z dawnych ilustracji. Na potrzeby całości grafiki połączyłem ją z szablą polską o ruskiej głowni i z grawerowanym napisem „Boże zbaw Polskę”. Napis miał symbolizować ofiarowanie Bogu męczeństwa św. Andrzeja Boboli. Gdy do fundacji Solo Dios Basta przesłałem projekt z wbitymi w szyję szablami i cieknącą krwią, zatelefonował do mnie od razu Lech Dokowicz i powiedział: „Andrzeju, no nie, tak nie może być, ludzie się nie skupią! Wystarczy jedna szabla obok męczennika”.

Fakty

Granice Rzeczypospolitej z ok. 1650 r.
oraz miejsca działalności św. Andrzeja
Boboli (grafika Autora)

Pochodzący z katolickiej i szlacheckiej rodziny Andrzej urodził się niedaleko Sanoka, we wsi Strachocina, 30 listopada 1591 roku. Przez prawie połowę życia związany był z jezuickimi szkołami i uczelniami wileńskimi. Studiował filozofię. Ten etap życia zakończył święceniami kapłańskimi, które przyjął jako 31-latek 12 marca 1622 r. Wilno opuścił tylko na dwa lata, gdy nauczał młodzież w warmińskim Braniewie, a potem w Pułtusku. W wieku 61 lat św. Andrzej Bobola wyjechał z Wilna do Pińska, gdzie posługiwał w kościele pw. św. Stanisława. Pragnął nawracać okoliczną ludność z prawosławia na katolicyzm. Był to rok 1652, a więc czas, gdy Rzeczpospolita Obojga Narodów osiągała szczyt zasięgu terytorialnego. Nie licząc Cesarstwa Rosyjskiego, była wtedy największym państwem w Europie. Miała także największy w regionie procent ludności szlacheckiej, wynoszący prawie 10% społeczeństwa. Ciekawostką jest ówczesna ilość mieszkańców Rzeczypospolitej – zaledwie 11 milionów. Oprócz szlachty przywilejami obdarzone były także osoby duchowne. Reszta społeczeństwa nie miała znaczenia politycznego. Poddana ludność pracowała przy ciągle rosnącej produkcji zboża, głównego towaru eksportowego Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Na tak dużym i wielokulturowym terytorium taka struktura społeczeństwa powodowała napięcia. Najbardziej agresywną grupą etniczną byli Kozacy, którzy przez ponad sto lat organizowali bunty i zbrojne powstania przeciwko Rzeczypospolitej. Powodem była nie tylko niechęć do integracji i służenia polskiej szlachcie, ale także sprzeciw wobec postępującego katolicyzmu. Pińsk, do którego przybył z misją ewangelizacyjną św. Andrzej Bobola, znajdował się akurat na pograniczu tych niekończących się walk. Miasto było wielokrotnie napadane przez Rosjan i Kozaków dokonujących rzezi na ludności wyznania rzymskokatolickiego. Największy najazd Kozaków na Pińsk, w liczbie ponad 2 tys., miał miejsce 15 maja 1657 roku. Św. Andrzej Bobola wraz z kolegą, ks. Szymonem Maffonem, musieli opuścić klasztor jezuitów i uciekać z miasta. W trakcie ucieczki ks. Maffon został ujęty i brutalnie zamordowany. Św. Andrzejowi udało się zbiec i ukryć we wsi Janów Poleski, oddalonej zaledwie 30 kilometrów od Pińska. Niestety dzień później, 16 maja, oddziały kozackie wtargnęły także do Janowa, gdzie rozpoczęli mordowanie ludności. Św. Andrzej uciekał więc rozpaczliwie w stronę wsi Peredił, jednak Kozacy byli już wszędzie. W okolicy wsi Mogilno zatrzymali uciekiniera. Gdy chmara Kozaków zobaczyła, że to ksiądz, rozpoczęła się droga krzyżowa św. Andrzeja Boboli.

Miedzioryt z ok. 1750 r. (źródło: www.polona.pl oraz www.bobolanum.edu.pl)

Męczennika najpierw obnażono i biczowano. Potem założono mu koronę cierniową, wybito zęby, a z prawej ręki ściągnięto skórę. Następnie, związany sznurami przywiązanymi do końskich siodeł, został zawleczony do rzeźni miejskiej w Janowie Poleskim. Tutaj, rozłożonego na stole rzeźnickim, przypalali ogniem, skórę na głowie wycięli do kości na kształt tonsury, a na plecach nacinali i ściągali skórę na wzór ornatu. Tak się „bawili” Kozacy! Rany posypywali mu solą i sieczką i jeszcze żywemu wykłuli jedno oko. Następnie odcięli mu nos i wargi. Gdy ciągle wzywał Jezusa, obrócili go na brzuch, a w karku wycięli dziurę i wyrwali język. Konającego w konwulsjach męczennika powiesili głową w dół, a dowódca bandytów dokończył męczarnie pchnięciami szabli w szyję. Ciało św. Andrzeja Boboli zaniesiono do miejscowego kościoła. Rozpoczęła się seria cudów.

Pierwszy raz Andrzej Bobola ukazał się 45 lat po śmierci w Pińsku i wskazał, gdzie znajduje się jego grób z nietkniętym ciałem. Po ponad stu latach ukazał się kolejny raz w Wilnie, przepowiadając uwolnienie Polski spod zaborów i że zostanie jej patronem. Ciało-relikwia już beatyfikowanego męczennika pozostawało najpierw pod opieką dominikanów, potem pijarów. Trumna z ciągle dobrze zachowanym ciałem świętego była kilka razy przenoszona pomiędzy kościołami. Po wybuchu rewolucji bolszewickiej została przeniesiona do muzeum medycznego w… Moskwie. W końcu na prośbę Watykanu ciało świętego zostało w 1924 r. przetransportowane do kościoła jezuitów w Rzymie. Transport odbywał się drogą okrężną, przez Morze Czarne i Konstantynopol, aby z wiadomych przyczyn ominąć Polskę. Dzisiaj nazwałbym tę metodę „rurociągową”. Wreszcie po 281 latach, 17 kwietnia 1938 r., Pius XI kanonizował św. Andrzeja, a jego ciało-relikwia zostało uroczyście przewiezione do kraju. Przejazd pociągu z Rzymu przez Lublanę, Budapeszt, Kraków, Poznań, Łódź do kościoła jezuitów w Warszawie był wydarzeniem religijnym, patriotycznym i politycznym zarazem. W kwietniu 2002 roku watykańska Kongregacja Kultu Bożego nadała św. Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego patrona Polski, a główne uroczystości odbyły się 16 maja 2002 roku w Warszawie.

Inspiracje

 

Najlepiej pracuje się plastycznie, gdy wniknie się w biografię osoby portretowanej. Jeszcze lepiej pracuje się, gdy można odwiedzić miejsca związane z tą osobą. A gdy to jest święty, najlepiej połączyć wszystko modlitwą w jego sanktuarium. W sierpniu 2018 roku, dokładnie rok przed akcją Polska pod Krzyżem, odbyła się parafialna pielgrzymka w Bieszczady i do Lwowa. W programie była także Strachocina – miejsce urodzenia i chrztu św. Andrzeja Boboli. Nie wyobrażam sobie rzetelnej pracy nad jego wizerunkiem bez odwiedzenia tego miejsca. Miejscowa kustosz, s. Agnieszka, szczegółowo przedstawiła postać męczennika, wzbogacając naszą wiedzę o nieznane fakty. Ważne dla mnie było, aby oprócz pamiątek zobaczyć okolicę, w której wychowywał się mój patron, i po prostu pooddychać trochę „tamtym” powietrzem. Była też uroczysta Msza Święta z relikwiami męczennika i modlitwą w intencji ojczyzny, którą odprawił ks. Marek Niemir, proboszcz parafii pw. św. Marcina i św. Wincentego M. w Skórzewie, który także 16 maja tego roku świętuje 29. rocznicę święceń kapłańskich. Przypadek?

Polska pod Krzyżem

Ze wszystkich wizerunków męczenników, które wykonywałem na wydarzenie Polska pod Krzyżem, największą radość sprawił mi mój patron św. Andrzej Bobola. Cieszę się, że byłem w miejscu jego urodzenia, że poznałem wiele faktów z jego życia. Również pozostałe opracowania graficzne i relacje zawarte w niniejszych artykułach bardzo mnie ubogacają i nadają sens malarstwu portretów świętych. Potwierdzają, że bez wniknięcia w biografię, epokę, detale i modlitwę, będzie to zwykła czynność malarska. Choćby była na wysokim poziomie, to jednak martwa czynność techniczna.

Wszystkie wizerunki męczenników-patronów akcji Polska pod Krzyżem są do nabycia w sklepie internetowym fundacji Solo Dios Basta pod adresem: http://sklep.mikael.pl/9-polska-pod-krzyzem.

www.airbrush.com.pl

MODLITWA ZA OJCZYZNĘ PRZEZ PRZYCZYNĘ ŚW. ANDRZEJA BOBOLI

Boże, któryś zapomnianą do niedawna Polskę wskrzesił cudem wszechmocy Twojej, racz za przyczyną sługi Twojego Św. Andrzeja Boboli dopełnić miłosierdzia nad naszą Ojczyzną i odwrócić grożące jej niebezpieczeństwa. Niech za łaską Twoją stanie się narzędziem Twojej czci i chwały. Natchnij mądrością jej rządców i przedstawicieli, karnością i męstwem jej obrońców, zgodą i sumiennością w wypełnianiu obowiązków jej obywateli. Daj jej kapłanów pełnych ducha Bożego i żarliwych o dusz zbawienie. Wzmocnij w niej ducha wiary i czystości obyczajów. Wytęp wszelką stanową zazdrość i zawiść, wszelką osobistą czy zbiorową pychę, samolubstwo i chciwość tuczącą się kosztem dobra publicznego. Niech rodzice i nauczyciele w bojaźni Bożej wychowują młodzież, zaprawiając ją do posłuszeństwa i pracy, a chroniąc od zepsucia. Niech ogarnia wszystkich duch poświęcenia się i ofiarności względem Kościoła i Ojczyzny, duch wzajemnej życzliwości i przebaczenia. Jak jeden Bóg, tak jedna wiara, nadzieja i miłość niech krzepi nasze serca! Amen.

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Święty Andrzej Bobola” znajduje się na s. 7 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Święty Andrzej Bobola” na s. 7 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego