Ostatni prawdziwy romantyk – Krzysztof Kamil Baczyński. Dzień poety w Radiu WNET w 103. rocznicę Jego urodzin

Krzysztof Kamil Baczyński był ostatnim z wielkim poetyckich romantyków. Fechtował metaforami i poetyckimi strofami tak jak jeden z wieszczów. Wielu krytyków wciąż porównuje do Juliusza Słowackiego.

Był jednym z wielu przedstawicieli pokolenia Kolumbów? Dlaczego Kolumbów? – ktoś raczy zapytać. Ponieważ to oni, urodzeni po roku 1918 i odzyskaniu przez Polskę niepodległości mieli zbadać ową wolność i bronić jej, ledwie po 21 latach…

Tomasz Wybranowski

Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu przyszło żyć, tworzyć i kochać w naprawdę bardziej niż trudnych czasach. Ale to właśnie ta apoteoza miłości, autentyczne tytaniczne uczucie, autentyczny żar namiętności uchroniła Go i ukochaną Basię od desperacji i beznadziejności.

Tutaj do wysłuchania program Tomasza Wybranowskiego poświęcony Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu:

 

 

Nie było to jednak spojrzenie przez pastelowe okulary i zerwanie kontaktu z rzeczywistością. Krzysztof Kamil Baczyński od pierwszych dni był częścią Polskiego Państwa Podziemnego, bo przecież walczył i poszedł z bronią w ręku walczyć z Niemcami w Postaniu Warszawskim.

Jak Tristan i Izolda, jak romantyczni rozbitkowie w sztormie dziejów ofiarowali sobie miłość i jej żar. Krzysztof Kamil Baczyński w hołdzie swojej ukochanej kobiecie zespolił w jednym miłość do niej i potwierdzenie czynem metafor zapisywanych zielonym atramentem w małym, szarym notesie.

Krzysztof Kamil Baczyński pierwsze próby poetyckie dodam, że udane , miał za sobą już jako piętnastolatek. W 1938 roku, mając niewiele ponad siedemnaście lat napisał „Piosenkę”, którą rozsławił na swoim debiutanckim albumie Grzegorz Turnau:

Znów wędrujemy ciepłym krajem,

malachitową łąką morza.

(Ptaki powrotne umierają

wśród pomarańczy na rozdrożach.)

Na fioletowoszarych łąkach

niebo rozpina płynność arkad.

Pejzaż w powieki miękko wsiąka,

zakrzepła sól na nagich wargach.

A wieczorami w prądach zatok

noc liże morze słodką grzywą.

Jak miękkie gruszki brzmieje lato

wiatrem sparzone jak pokrzywą.

Przed fontannami perłowymi

noc winogrona gwiazd rozdaje.

Znów wędrujemy ciepłą ziemią,

znów wędrujemy ciepłym krajem.

Wiersz jest niespotykany w historii polskiej literatury ze względu na metafory w nim użyte. To one sprawiają przez kunsztowne zestawienie, że dokonuje się nieco arkadyjska wizualizacja świata przedstawionego.

Ów wykreowany przez poetę świat jest do wyobrażenia przez zaangażowanie absolutnie wszystkich zmysłów, w tym także smaku (/…/ jak miękkie gruszki brzmieje lato /…/) i dotyku, nie mówiąc już o wzroku, słuchu a nawet węchu.

Dla mnie to arkadyjski hymn ucieczki przez burzą, która zbierała się na Polską i Europą na rok przed wybuchem II Wojny Światowej.

 

W okresie okupacji niemieckiej opublikował pięć zbiorków poezji: ”Zamknięty echem” (lato 1940), „Dwie miłości” (jesień 1940), „Wiersze wybrane” (maj 1942) i „Arkusz poetycki nr 1” (1944).

Jego metafory i kunsztowne porównania wyrażały uczucia targane niepokojem i wieszczyły późniejszy los roczników Kolumbów.

Bez wątpienia czuł na sobie ciężar odpowiedzialności, że jest wyrazicielem i głosem tego pokolenia. W swoich wierszach co rusz używał liczby mnogiej, rozprawiając o świecie i uczuciach w imieniu wszystkich Kolumbów.

Mimo, że pisał wiersze kasandryczne, pełne ciemnych barw by stawić czoła swojej posępnej epoce i szczerze opisać stan wojny i człowieka w niej zanurzonego, to na dnie tychże obrazów była i tkliwość, i miłość, i delikatność.

Wieszcz pokolenia Kolumbów zginął w Pałacu Blanka 4 sierpnia około godziny 16. Jego głowę dosięgła kula niemiecki (a nie nazistowskiego czy faszystowskiego!!!) snajpera. 1 września zginęła jego ukochana żona – Barbara.

Basia nie wiedziała, że Krzysztof zginął. Po wojnie jej matka Feliksa Drapczyńska opowiadała, że

Chciała znaleźć Krzysztofa i powiedzieć mu, że będą mieli dziecko…

W pierwszym wydaniu „Tygodnika Powszechnego”, z dnia 24 marca 1945 roku, wydrukowano wiersz Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Z wiatrem”. Metafory opatrzono wyjaśnieniem:

Największą może rewelacją życia literackiego okresu niewoli była poezja Krzysztofa Baczyńskiego. Ten nieznany i nie drukujący przed wojną (w chwili wybuchu której miał chyba nie więcej jak 17 lat) objawił się nagle jako gotowa i zdumiewająco dojrzała organizacja poetycka. […] Wybuch powstania zastał Baczyńskiego w Warszawie. Poeta z bronią w ręku wziął udział w nierównej walce z okupantem. Dalsze losy Baczyńskiego są zupełnie nieznane, na pytanie, czy poeta żyje, dziś jeszcze odpowiedzieć nie można.

Nie wykluczone, że też i z tego powodu Stefania Baczyńska nie wierzyła w śmierć syna? Twierdziła pragmatycznie, że skoro nie ma ciała, to jasnym jest, iż Krzysztof musi żyć. Regularnie uczestniczyła w publicznych kolejnych ekshumacjach masowych mogił powstańczych. Ale oto w styczniu 1947 roku ruszyły w ekshumacje przed ruinami warszawskiego Ratusza.

Napisałem, że był ostatnim romantykiem przynależnym do epoki Mickiewicza, Słowackiego i Norwida. Potwierdza to jeszcze jedno zdarzenie, które zakrawa na cud. A przecież to romantycy wierzyli bardziej „w czucie” niż racjonalistyczne „szkiełko i oko”.

Zmarzniętą ziemię trzeba było rozbić kilofami. W odsłoniętych mogiłach ani Stefania Baczyńska, ani Feliksa Drapczyńska nie rozpoznały jednak szczątków Krzysztofa. Ale w nocy matce Basi przyśnił się Krzyś, mówiący: „Mamo, ja leżę drugi od brzegu”. Drapczyńscy natychmiast pobiegli zawiadomić matkę poety, która nie mogła zrozumieć, dlaczego syn przyśnił się obcej kobiecie, teściowej. Rano jednak znów byli pod Ratuszem.

Otworzyli drugą trumnę i wtedy przy szyi zmarłego uwagę patrzących przykuła dziwna grudka ziemi. Ktoś ją wziął w palce, rozgniótł. Wypadł złoty medalik ze świętym Krzysztofem i inicjałami KKB. Nabożeństwo żałobne odbyło się kilka dni później w kościele Kapucynów.

14 stycznia 1947 roku Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pochowano na Powązkach, na Cmentarzu Wojskowym. Barbarę pochowaną w czasie Powstania Warszawskiego pod płytami chodnika przy ulicy Siennej złożono obok niego kilka miesięcy później.

Ich grób jest między kwaterami poległych bohaterów – powstańców z batalionów „Zośka” i „Parasol”.

A gdyby przeżył, to jaki los szykowała dla niego komunistyczna władza ludowa? Najprawdopodobniej katownia,  śmierć i pochówek na łączce bez tabliczki ni imienia – jak pisał inny wielki poeta

… Oto styczniu 1949 roku szukali go szpicle z UB ponad wszelką wątpliwość nie posiadający informacji, że dwa lata wcześniej Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pochowano na Powązkach…

Tomasz Wybranowski

 

Prof. Konrad Wnęk: Polska nie może odbiegać od Zachodu, jeżeli chodzi politykę historyczną

Zniszczenia Wielunia po bombardowaniu / Fot. autor nieznany / Domena publiczna

„Przez wiele lat zaniedbywano kwestię przekonywania Niemców do naszych racji, jeżeli chodzi o rozliczenie II wojny światowej”

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

II wojna światowa: Tajne klauzule paktu Ribbentrop-Mołotow nie stanowiły tajemnicy ani w Warszawie, ani w Paryżu

Prokuratura IPN zadecydowała, że Akcja „Wisła” nie była zbrodnią wymierzoną w naród ukraiński. Komentarz prezesa IPN

Dr Karol Nawrocki / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Były to działania niesuwerennego państwa komunistycznego, uwzględniając zagrożenie płynące z mieszkańców konkretnego regionu Polski.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 Ja tego uzasadnienia nie oceniam pod względem prokuratorskim i prawnym. Dla mnie to dowód na niezależność prokuratury IPN – mówi Prezes IPN.

Posłuchaj także:

Waldemar Buda: Sejm to nie Netflix. Problemów Polaków nie rozwiążę się heheszkami z ław sejmowych

Film pokazał cywilizowanym nacjom europejskim, jak strasznym jesteśmy narodem / Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” 112/2023

Fot. CC0, Pixabay

Wcale nie piszę o filmie, o którym dyskutują chyba wszyscy, a który, w każdym razie w momencie, kiedy to piszę, kilka dni po jego premierze, na pewno jest obecny we wszystkich mediach.

Piotr Sutowicz

Pewien film o strasznych Polakach

Pomyślałem sobie, że dobrze na łamach „Kuriera WNET” napisać parę słów o podobno wybitnej produkcji filmowej, nakręconej przez wybitnych skądinąd twórców, w której wystąpili wybitni aktorzy, w tym także – a jakże – polscy. Film znalazł uznanie krytyków, a jego powstaniem zainteresowane były elity polityczne.

Tematem wiodącym owego dzieła filmowego jest generalnie brutalność i bezwzględność funkcjonariuszy państwa polskiego wobec niePolaków. Film bardzo obrazowo i sugestywnie pokazuje, jak zachowują się oni względem tych, którzy odstają od standardu bycia Polakiem.

Brutalność wobec niewinnych powodowana jest wyłącznie nienawiścią eskalowaną przez władze. Film jasno pokazał potworne twarze przedstawicieli polskiej elity politycznej.

Obraz będący, jak napisałem, dziełem o wymiarze europejskim, pokazał mieszkańcom cywilizowanych nacji zachodnioeuropejskich, jak strasznym jesteśmy narodem i jak obłędni politycy Polakami kierują – po prostu zgroza.

A teraz niespodzianka: wcale nie piszę o filmie, o którym dyskutują chyba wszyscy, a który, w każdym razie w momencie, kiedy to piszę, kilka dni po jego premierze, na pewno jest obecny we wszystkich mediach.

Nie chodzi mi o produkcję Agnieszki Holland pt. Zielona granica, a o niemiecki film fabularny z roku 1941, pt. „Heimkehr” (Powrót), który był usprawiedliwieniem przez niemiecką propagandę napaści na Polskę z 1939 roku. Jeśli ktoś czerpał swą wiedzę o realiach przedwojennej Polski z tej produkcji, to na pewno niemiecka agresja z 1939 roku stała się całkowicie zrozumiała i moralnie uzasadniona: Polaków spotkała zasłużona kara.

Nie mam w zwyczaju zamieszczania w swych tekstach obszernych cudzych cytatów, ale tu tego dokonam. Otóż w zwykłej Wikipedii znalazłem opis tej wersji filmu, która wyświetlana była w kinach Generalnego Gubernatorstwa. Podobno seanse tego dzieła przeznaczone były dla ludności niemieckiej i zamierzeniem tej wersji, innej niż ta emitowana na Zachodzie, miało być wywołanie głębokiej, gwałtownej nienawiści do Polaków.

Autorem przywołanego opisu jest polski krytyk filmowy, ale i reżyser – Bohdan Korzeniowski: „Ukazywano w tym filmie rzeczy straszne. Tłumy matek z dziećmi na rękach biegły pędzone kolbami karabinów. Eleganccy oficerowie bili pejczami po twarzach przerażone staruszki. Woźny kopał w twarz młodą kobietę, błagającą polskiego burmistrza o ratunek. Zbliżenie ukazywało ciężki but i twarz kobiecą zalaną łzami. (…)

Obraz naszego zwyrodnienia miał przysposobić Niemców przebywających w Polsce do właściwego postępowania z Polakami”.

Jak wspomniałem na początku, w filmie grali również polscy aktorzy, których udział koordynował słynny Igo Sym, w latach dwudziestolecia kinowy amant, w którym pewnie podkochiwały się chodzące do polskich kin nastolatki, a może i mężatki; w czasie okupacji kolaborant i, co tu dużo mówić – szumowina. Nie będę tu wszystkich aktorów wymieniał, ale wspomnę np. o Józefie Kondracie, stryjku znanego nam z ekranów Marka Kondrata. Mogę też dodać, że Bogusława Samborskiego Sym nakłonił do udziału w superprodukcji prawdopodobnie szantażem, gdyż ten miał żonę Żydówkę, którą pewnie chciał ratować.

Po wojnie niektórych z tych aktorów próbowano za udział w filmie karać, ale… wychodziło tak sobie. Dodam, że niekiedy tłumaczyli się oni tym, iż nie znali niemieckiego i nie za bardzo wiedzieli, w czym grają.

Przypominam: pisałem o starym wojennym filmie, pewnej ikonie niemieckiej propagandy skierowanej przeciwko nam. Ale bądźmy szczerzy – różne analogie mogą na myśl przychodzić. Kino często używane jest jako broń polityczna, czasami straszna. Czasy, co prawda, się zmieniają, ale to, zdaje się – nie.

Felieton Piotra Sutowicza pt. „Pewien film o strasznych Polakach” znajduje się na s. 37 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Piotra Sutowicza pt. „Pewien film o strasznych Polakach” na s. 37 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023

Dr Wojciech Lizak opowiada o swoim antykwariacie w Szczecinie

Dr Wojciech Lizak/fot. Ksenia Parmańczuk

List Mickiewicza, wpis do księgi z uroczystości Paderewskiego, plakaty – to wszystko można zobaczyć w antykwariacie WU-EL w Szczecinie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Prof. Szeremietiew: Tusk dzisiaj tylko udaje polityka antyrosyjskiego

Dr Jabłonka: warto pamiętać, że Warszawa po Powstaniu nie skapitulowała. AK tylko zgodziła się na przerwanie walk

Powstanie Warszawskie / CC 2.0

Należy przyznać Niemcom, że 99% porozumienia z Polakami po zakończeniu Powstania zostało dotrzymanych – mówi historyk.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prof. Wiesław Wysocki: W sensie moralnym Powstanie trwa nadal

 

Paweł Lenarczyk: chciałbym więcej uczciwości, więcej praworządności

Paweł Lenarczyk / Fot. Michał Tęsny, Radio Wnet

„Chcę uregulowania kwestii gruntów spółdzielni mieszkaniowych” – mówi kandydat Trzeciej Drogi Paweł Lenarczyk.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Kacper Sztuka po raz kolejny wygrał wszystkie wyścigi weekendu włoskiej F4 – obejmuje pozycję lidera mistrzostw

Prof. Piotr Gliński: jakikolwiek atak na polską wieś to dla nas atak na Polskę

Piotr Gliński / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Nie widzimy ze strony ukraińskiej odpowiednich działań (…) dotyczących spraw gospodarczych, ale także dotyczących spraw trudnego wspólnego dziedzictwa.” – mówi min. kultury i dziedzictwa narodowego

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

W Krasiczynie odbywa się Forum Schumana w Trójmorzu

 

Henryk Sławik – jego życie to gotowy scenariusz na hollywoodzką superprodukcję, niczego nie trzeba dodawać ani ubarwiać

Pomnik Henryka Sławika i Józsefa Antalla w Dolinie Szwajcarskiej w Warszawie | Fot. Wikipedia

Trudno zliczyć, ilu ludziom pomógł. Liczbę tych, którzy mają mu coś do zawdzięczenia, ocenia się na ponad 30 tysięcy, w tym co najmniej 5 tysięcy Żydów uratowanych z niemieckich rąk.

Zbigniew Kopczyński

Henryk Sławik. Sprawiedliwy z Szerokiej

10 września to dzień beatyfikacji rodziny Ulmów. To jedni z najbardziej znanych sprawiedliwych, którzy swą sprawiedliwość przypłacili życiem całej swej rodziny. Beatyfikacja, prócz znaczenia religijnego, to także okazja pokazania międzynarodowej opinii publicznej wstrząsającego przykładu poświęcenia dla potrzebujących ratunku.

Nie widziałem dokumentów procesu beatyfikacyjnego i nie wiem, czy advocatus diaboli kwestionował prawo państwa Ulmów do narażania siebie i dzieci na pewną śmierć. Jest to trudny do rozstrzygnięcia dylemat: czy można poświęcać życie swoich dzieci, by ratować innych? Życie każdego człowieka ma jednakową wartość i nie chciałbym decydować, kto ma żyć, a kto nie.

Ci, którzy krytykują naszych przodków za zbyt małą pomoc Żydom, niech spróbują wyobrazić sobie siebie w tej sytuacji. Udzielić schronienia zupełnie obcym ludziom kosztem życia własnej rodziny, czy poprosić potrzebujących o szukanie ratunku gdzieś indziej i chronić własne dzieci?

W bezpiecznych czasach, zza biurka i za niezłą pensję łatwo jest krytykować tych, którzy musieli to przeżywać. A wówczas każda prośba o pomoc była stawaniem przed tą diabelską alternatywą. Wtedy jakakolwiek pomoc Żydom, choćby podanie kromki chleba czy szklanki wody, podlegała karze śmierci. Tym bardziej docenić należy poświęcenie i heroizm tych, którzy w tych warunkach ratowali nieszczęśników przed niemiecką bezdusznością.

Mniej znanym sprawiedliwym, choć równie wartym przypominania, był Henryk Sławik. W jego sprawie wątpliwości nie podniesie advocatus diaboli. Beatyfikacja też mu nie grozi, jako że był człowiekiem niezbyt religijnym, antyklerykałem – no, socjalistą był. Wart jest przypominania, bo jego życie to gotowy scenariusz na hollywoodzką superprodukcję, niczego nie trzeba tam dodawać ani ubarwiać, tylko pokazać tak, jak było.

Sławika należy pokazywać nie tylko jako sprawiedliwego wśród narodów. Jego postać jest rzadkim, choć nie jedynym przykładem śląskiego self-made mana. Człowieka, który to, co osiągnął, zawdzięcza własnej pracy, pracowitości i uporowi. Pamiętać musimy, że za niemieckich rządów na Śląsku droga kariery dla Polaków praktycznie nie istniała. Polską inteligencję stanowili prawie wyłącznie księża, nie było polskich inżynierów ani oficerów.

Henryk Sławik urodził się w 1894 roku w Szerokiej, dzisiaj dzielnicy Jastrzębia-Zdroju, znanej dawnym opozycjonistom z zakładu karnego, w którym wielu z nich spędziło trochę czasu w czasie zaprowadzania ładu i porządku przez sowieckiego namiestnika. Był dziesiątym z dwanaściorga dzieci biednej rodziny Jana i Weroniki. Życie młodego Henryka miało wyglądać podobnie jak jego ojca: szkoła podstawowa, jakaś praca, raczej mało płatna, ożenek, kilkanaścioro dzieci, z których połowa umrze – i tyle.

I tak początkowo wyglądało. Po ukończeniu pruskiej szkoły ludowej pozostał w Szerokiej, pracując, raczej dorywczo, w pobliskich folwarkach. Zmiana nastąpiła, gdy w wieku osiemnastu lat wyjechał za pracą do Hamburga. Tam usłyszał o socjalizmie i w roku 1912 był już członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej. Wkrótce po powrocie do Szerokiej otrzymał powołanie do niemieckiego wojska i zaliczył rosyjską niewolę na Syberii. Gdy wrócił do domu, wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej i walczył we wszystkich trzech powstaniach. Walczył i wywalczył: do Szerokiej przyszła Polska, a Henryk przeniósł się do Katowic.

I tutaj ten absolwent szkoły podstawowej został redaktorem naczelnym „Gazety Robotniczej”. Prowadził też działalność związkową i polityczną. Był radnym Katowic, posłem na Sejm Śląski i jego reprezentantem w Lidze Narodów w Genewie oraz członkiem Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej. Niesłychana kariera jak na biednego chłopca z Szerokiej.

Slawik Henryk Schriftl d Robotnicza Kattowitz Św Jana 1 III J Gestapa Berlin – ten zapis w Sonderfahndungsbuch Polen, czyli Specjalnej Księdze Gończej dla Polski, był wystarczającym powodem, by nie czekać na wkroczenie europejskich nosicieli postępu. Trafił więc Sławik na Węgry do obozu dla internowanych żołnierzy. Tam, podczas wizyty Józsefa Antalla – kierującego z ramienia rządu węgierskiego pomocą dla polskich uchodźców – stwierdził, że okoliczni Węgrzy tak karmią i poją polskich żołnierzy, że zagraża to ich zdrowiu. Postulował też zorganizowanie edukacji dla młodych żołnierzy. Po tej wypowiedzi Antall zabrał go do Budapesztu i odtąd Sławik współpracował z nim ściśle.

Pełniąc rolę nieformalnego pełnomocnika Rządu Rzeczypospolitej, organizował opiekę nad kilkudziesięciotysięczną rzeszą polskich uchodźców, głównie żołnierzy. W sprawach żydowskich pomagał mu Henryk Zvi Zimmermann, uciekinier z obozu w Płaszowie – człowiek kluczowy dla przetrwania pamięci o Henryku Sławiku.

Żołnierzom, którzy masowo korzystali z częstej przypadłości węgierskich strażników – nagłego pogorszania się wzroku w godzinach wieczornych – umożliwiał wyjazd do Wojska Polskiego we Francji, a później na Bliskim Wschodzie. Obywatelom Rzeczypospolitej pochodzenia żydowskiego załatwiał aryjskie papiery – dla nich przepustkę do życia. Trudno zliczyć, ilu ludziom pomógł. Liczbę tych, którzy mają mu coś do zawdzięczenia, ocenia się na ponad 30 tysięcy, w tym co najmniej 5 tysięcy Żydów uratowanych z niemieckich rąk.

Prawdziwym majstersztykiem było stworzenie sierocińca dla dzieci żydowskich w naddunajskim mieście Vác, gdzie zakamuflował je jako sieroty po polskich oficerach. W niedzielę dzieci maszerowały do kościoła, recytując wyuczone modlitwy, a w tygodniu, wewnątrz murów sierocińca, poznawały swoją religię. Gdy w marcu 1944 r. Niemcy rozpoczęły okupację Węgier, zorganizowano ewakuację dzieci przez Jugosławię na Bliski Wchód. Wszystkie przeżyły wojnę.

Dziś, gdy słyszymy o polskim wrodzonym antysemityzmie, warto podkreślić, że Henryk Sławik, reprezentując polski rząd, nie ratował Polaków czy Żydów. Ratował obywateli RP. Rzeczpospolita nie odróżniała narodowości, jedynie obywatelstwo. A ponieważ obywatele polscy narodowości żydowskiej byli najbardziej zagrożeni, reprezentujący Rzeczpospolitą Sławik otaczał ich szczególną opieką.

Wkroczenie Niemców zmieniło dramatycznie położenie i Polaków i Żydów. Niemcy chcieli problem żydowski rozwiązać na swój sposób i pomoc Żydom znów była karana. Teraz Sławik stanął przed dramatycznym wyborem. Był w Budapeszcie już z żoną i córką, których przyjazd z Warszawy zorganizowali węgierscy przyjaciele w iście filmowy sposób. Jadąc pociągiem z Warszawy do Budapesztu na węgierskich papierach, udawały ciężko chore, by jakiś węgierski mundurowy nie zechciał z nimi porozmawiać.

To wtedy córka zapytała Sławika, dlaczego nie wyjadą z Węgier, wszak mieli paszporty szwajcarskie, dające swobodę wyjazdu. Przypomniała mu jego obietnicę, że wyjadą, gdy zrobi się niebezpiecznie. Odpowiedział, że musi zostać, bo potrzebują go ludzie, którym pomagał. Za tę decyzję Henryk Sławik zapłacił cenę najwyższą, a jego rodzina niewiele mniejszą.

A teraz piewcy małego zaangażowania Polaków w obronę Żydów przed Niemcami zastanówcie się, jak zachowalibyście się na jego miejscu? Zostalibyście w Budapeszcie? Bylibyście takimi kozakami? Gestapo was ściga, a Żydom pomagać coraz trudniej. Zresztą tylu ich poszło z dymem, że tych kilkuset w tę czy w tę nie robi różnicy. A wy macie w ręku glejt, szwajcarski paszport.

Wsiadacie do pociągu wraz z rodziną i zostawiacie to piekło za sobą? Czy zostajecie – zabiurkowi rozliczacze bohaterów? Siedząc na kanapie łatwo odpowiedzieć: „zostalibyśmy”, ale czy byłoby tak w rzeczywistości? Przeżyliście kiedyś strach o życie własne i najbliższych?

Sławik został i ukrywając się, prowadził dalej swą działalność w kontakcie z Antallem. Niestety kolejny raz okazało się, że donoszenie obcym panom to prawdziwa plaga i nieszczęście naszego narodu. Od targowicy po obecną opozycję. No i znalazł się renegat, który pomógł Gestapo namierzyć Sławika. Aresztowano też Antalla.

Węgrów traktowali Niemcy inaczej niż Polaków i by skazać Antalla za pomoc Żydom, musieli mu tę „winę” udowodnić. Torturowali więc Sławika, aby wymusić na nim zeznania obciążające Józsefa Antalla.

Pomimo tortur nie zdradził przyjaciela. Wziął na siebie całą „winę”, czym uratował życie ojcu przyszłego premiera. József Antall wspominał, jak transportowany razem ze skatowanym Sławikiem po konfrontacji, dyskretnie dziękował polskiemu przyjacielowi. Tak płaci Polska – wydusił z siebie Sławik. Zginął powieszony w Mauthausen.

Żona Sławika przeżyła Ravensbrück. Córce udało się uciec i do końca wojny przechodziła przez łańcuch węgierskich rodzin. Z matką połączyła się po wojnie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i pomocy Antalla.

Pamiętajmy o Henryku Sławiku, Ulmach i tysiącach zapominanych już polskich sprawiedliwych. Nie potępiajmy tych oferujących żywność, odzież, cokolwiek i proszących o pójście dalej. Możemy wymagać od ludzi przyzwoitości, heroizmu – nie. Dlatego czcijmy naszych bohaterów, bo oni wskazują nam, jak można zachować się w dramatycznej sytuacji.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Henryk Sławik. Sprawiedliwy z Szerokiej” znajduje się na s. 22 wrześniowego Kuriera WNET” nr 111/2023.

 


  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Henryk Sławik. Sprawiedliwy z Szerokiej” na s. 22 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 111/2023

Mariusz Pilis: Niemieckie media milczą o beatyfikacji rodziny Ulmów

Featured Video Play Icon

Mariusz Pilis / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Nie ma jednolitego podejścia Niemców do okresu II wojny światowej, wydaje się, że ta kwestia jest tam wciąż żywa” – mówi Mariusz Pilis, twórca filmu o historii rodziny Ulmów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Lancelot w Siedlęcinie; Józef Retinger – zapomniany bohater / Tygodniowy Kalejdoskop Kulturalny/ 09. 09. 2023 r.