Zwycięstwo zapomniane? 80 lat później – pamięć, która drażni Zderzenie dwóch totalitaryzmów.

W 1939 roku Polska została brutalnie rozdarta między nazistowską III Rzeszę a komunistyczny Związek Sowiecki.

Oba systemy reprezentowały skrajnie represyjny model władzy, w którym jednostka była jedynie trybikiem w machinie ideologii. Wszechmocny aparat bezpieczeństwa. RSHA i gestapo w Niemczech oraz NKWD w ZSRR, wymuszał ślepe posłuszeństwo. Stalin realizował planową eksterminację rzeczywistych i urojonych wrogów, sięgając po terror na skalę niespotykaną nawet w totalitarnych Niemczech, gdzie ludobójstwo miało inny charakter: było celem samym w sobie.

Zarówno nazizm, jak i komunizm, gloryfikowały przemoc, siłę, wojnę i bezwzględność. Historycy, choć nie bez sporów, porównują oba reżimy, zadając pytanie o wyjątkowość Holocaustu, eksterminacji Romów, czy polskiej inteligencji. Komunizm trwał dłużej i pochłonął więcej ofiar – szacuje się, że nawet 20 milionów. Największe natężenie zbrodni przypada na lata 30. i 40. XX wieku.

Polska, wciśnięta pomiędzy te dwa nieludzkie systemy, była miejscem konfrontacji ideologii śmierci.


 

Gra w wojnę. Bezduszne imperia i ich figurki na mapie – Władza jako narkotyk

Kiedy słucha się przemówień takich ludzi jak Adolf Hitler czy Józef Stalin, tych, którzy przesądzali o losach milionów, to na Boga! trudno doszukać się w ich słowach jakiejkolwiek wielkiej idei. Nie ma tam wzniosłych haseł, które naprawdę coś znaczą.  Nie ma autentycznej wiary w wartości, którymi się zasłaniają. Jest za to zimna, bezczelna skuteczność. Twarda mowa technokratów władzy, którzy nauczyli się, że słowa to tylko narzędzia, a ludzie — tylko zasoby.

Ideologie? To tylko dekoracje. Fasady do zdobywania poparcia, budowania kultu i mobilizowania tłumu. Ale w środku tej konstrukcji nie ma nic. Tylko chora żądza kontroli. W wersji soft – power doświadczamy tego także dzisiaj w Unii Europejskiej (sic!)

 

Skan z: II Wojna Światowa: Wojna obronna Polski 1939 r.; Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1979

Komuniści nie wierzyli w komunizm, naziści nie wierzyli w rasową hierarchię, demokraci nie wierzą w demokrację. Wierzą w władzę.

Orwell miał rację: „Nie obchodzi nas dobro ludzkości; obchodzi nas wyłącznie władza.”

To właśnie uderza w tych nagraniach i zapiskach sprzed ponad 80. lat – brak emocji, brak refleksji, brak odpowiedzialności. Zostaje tylko logika działania: skuteczność, podbój, dominacja. Żadnego ducha, tylko narzędzia. Żadnych ludzi, tylko liczby.

To nie nowość I nie odkrywam redaktorsko na nowo Ameryki! Komuniści nie wierzyli w komunizm, demokraci nie wierzą w demokrację, a wielcy wodzowie z przeszłości nie kierowali się żadnym dobrem ogólnym. Jakim dobrem ogółu, wcielając nowe mrzonki w życie chociażby w Unii Europejskiej, kierują się nowi “władcy”?

Georg Orwell wiedział to dawno temu i z chirurgiczną precyzją ujął w ustach O’Briena: Rządy dla samego rządzenia. Systemy, hasła, ideologie — to tylko kartonowe dekoracje na scenie teatru, w którym realna akcja dzieje się w kulisach, w sztabach, przy stołach, na mapach.

Fot. Dreamcatcher25 (CC A-S 4.0, Wikipedia)

Mapa, nie człowiek

Właśnie… Mapa. Dla takich ludzi wojna nie ma twarzy. Nie ma płaczu matek ani śmierci dzieci. Nie śmierdzi krwią i nie brudzi rąk. Ma kolorowe chorągiewki, pionki do przesuwania, raporty w tabelkach i plany w punktach.

Pomogliśmy Włochom, podzieliliśmy lotnictwo. Zajęliśmy fabrykę. Zniszczyliśmy 34 tysiące czołgów.”

To wszystko brzmi jak instrukcja do strategii turowej, jakby relacjonował kampanię w jakiejś grze w sieci, a nie faktyczne wydarzenia, które pozbawiły życia setki tysięcy ludzi. To samo dzieje się także dzisiaj.

Stalin działał tak samo. Patrzył na mapę, planował tysiące oceanicznych okrętów podwodnych i czekał na moment, kiedy zajmie Hiszpanię. Gdy Niemcy padną, wciągnie ich resztki do czerwonego imperium, a Polaków i Litwinów — cóż, ich się „pozbędzie”.

Zimna kalkulacja: 150 milionów Sowietów, 60 milionów Niemców, 30 milionów Polaków. Posępna i nieczuła matematyka śmierci.

W tej logice ludzie to nie ludzie. To przeszkody, przesuwalne liczby, statystyka. Przeszkadza ci naród? Zlikwiduj. Mieszają ci cywile? Zagazuj, spal w obozach. Są niepokorni? Wytłucz, rozstrzelaj, zakop na odludziu.

W tym wszystkim najbardziej przerażająca nie jest sama skala zbrodni. Przeraża obojętność. Beznamiętność. Emocje pojawiają się dopiero wtedy, gdy rzeczywistość nie zgadza się z planem na mapie. Kiedy „opanowane” miasto wszczyna powstanie, kiedy „podbity” naród dalej się broni. Wtedy pojawia się wściekłość. Nie moralna panika, ale logistyczna irytacja. Przecież miało już być zrobione.

A potem decyzje zapadają impulsywnie. Warszawa? „Zabić wszystkich. Niech nie zostanie kamień na kamieniu.” Nie dlatego, że to kara. Bo przeszkadzają. Bo nie wpisują się w układ sił. Bo buntownicy burzą planszę, na której układa się imperium.

Zabił wtedy swoich potencjalnych sojuszników. Ludzi, którzy, broniąc się przed jedną okupacją, byli naturalną przeszkodą dla drugiej. Stalin był zadowolony. I nie ukrywał, że w Polsce po sześciu latach wojny wciąż jest milion młodych zdolnych do walki. To była liczba do skreślenia.

Zbyt łatwo można uwierzyć, że ci ludzie mieli jakąś wielką wizję. Że wierzyli w coś większego. Ale prawda jest prostsza i dużo bardziej gorzka: to byli gracze. Chłodni, cyniczni, oderwani od rzeczywistości. Dla nich wojna to była gra. My — jej planszą. I (NIESTETY) wciąż jesteśmy.

 

Egzekucje w Piaśnicy. Fot. Waldemar Engler, / Wikimedia Commons

Prawda niewygodna dla Europy

Pomimo brutalnych represji – od Katynia, przez deportacje, po stłumienie Powstania Warszawskiego – system komunistyczny długo cieszył się w Europie pewną „legitymizacją moralną” jako ten, który pokonał Hitlera. Z jednej strony zgoda! Przestały dynić kominy obozów koncentracyjnych, ustały łapanki i wywózki na przymusowe roboty, nikt już nie rozstrzeliwał obywateli podbitej Polski w masowych egzekucjach. Kto to robił? Niemcy.

Ale z drugiej strony zbrodnie sowieckie były długo bagatelizowane: Węgry 1956, Praga 1968, Polska 1981 – wszystko to nie zdołało zburzyć pozytywnego wizerunku ZSRR w oczach wielu zachodnich elit. Dopiero plac Tiananmen, Rumunia 1989 czy reżimy na Kubie i w Korei Północnej zaczęły powoli odsłaniać prawdziwą twarz komunizmu.

Tymczasem Polska musiała czekać aż do 1989 roku na pełną suwerenność, a dopiero wejście do Unii Europejskiej w 2004 roku ostatecznie przekreśliło polityczne konsekwencje konferencji jałtańskiej z lutego 1945 roku.

Statystyka strat poniesionych przez Polaków wciąż wymaga rzetelnych badań – szacuje się, że ponad 5 milionów ludzi zginęło z rąk Niemców, od 500 tysięcy do 1 miliona – z rąk Sowietów i ponad 100 tysięcy (licząc ostrożnie) z rąk Ukraińców. Wymordowano nasze elity, twórców i naukowców, ziemiaństwo, kadrę oficerską i generalicję.

 

Cmentarz Wojenny 1939 r. z II wojny światowej w Tomaszowie Lubelskim. Wojna Obronna Polski 1939 przeciwko Niemcom hitlerowskim/Foto. Taddek/CC BY-SA 4.0

Świętowanie na własnych zasadach

Dzień Zwycięstwa – 9 maja – staje się dziś przedmiotem ataku, szykan i prób relatywizacji. W Europie dominuje „polityczna poprawność”, w której próbuje się zastąpić wojskowe honory i historyczną dumę „neutralnymi gestami pojednania”.

Tymczasem to właśnie ten dzień miał uczcić koniec niewyobrażalnego cierpienia i zwycięstwo nad totalitaryzmem. Zamiast tego obserwujemy marsze neobanderowców w Kijowie i Lwowie, upamiętnienia Waffen-SS w Rydze i Tallinie – wszystko to pod parasolem milczenia Zachodu.

Zarówno USA, NATO, jak i Unia Europejska przymykają oko na heroizację faszystowskich kolaborantów w krajach, które dziś są „strategicznymi partnerami” w rywalizacji z Rosją.

Europa próbuje też wymazać własną winę – od Monachium 1938 po udział w przerażającym ludobójstwie, o którym często nie pisze się w podręcznikach historii „zjednoczonej Europy”. Przypadek?! Zachód nie popiera rosyjskich inicjatyw potępiających nazizm w ONZ. Czy czyni to z niewiedzy czy poszukiwania „żywotnych interesów? Nie! Odpowiedź jest jeszcze smutniejsza, czyni tak ze świadomego politycznego wyrachowania.

Rosja również wykorzystuje Dzień Zwycięstwa dla swoich celów. Święto, które kiedyś jednoczyło, dziś stało się polem bitwy propagandowej. Prezydent Putin oskarża Ukrainę o neonazizm, Zachód zaś Rosję o agresję wobec Ukrainy. Symbol św. Jerzego, połączony z literą „Z”, służy już nie pamięci, lecz legitymizacji wojny.

W maju Ameryka organizuje Memorial Day, z paradami, z techniką wojskową, bez podejrzeń o militaryzację.

Ja zaś jestem oskarżany o to, że czczę pamięć dziadków, którzy przelewali krew w wojnie, której sami nie wywołali. Ojciec mojego Taty – Stefan Wybranowski walczył w dywizji generała Maczka. Ojciec mojej Mamy – Tadeusz Czuchaj zdobywał Berlin z 1 Dywizją Wojska Polskiego im. Tadeusza Kościuszki. Oddaję im cześć w czasie, kiedy Polska blaknie! Na własne życzenie…

Tomasz Wybranowski

80 lat po wojnie: Gorzki smak zwycięstwa. Felieton Jacka Wanzka

Osiemdziesiąt lat temu zakończyła się II wojna światowa – konflikt, który na zawsze odcisnął piętno na dziejach świata i na losie naszego narodu.

 Choć Polska formalnie znajdowała się wówczas po stronie państw sprzymierzonych, trudno mówić o jakimkolwiek triumfie. To „zwycięstwo” miało dla nas wyjątkowo gorzki smak.

Dziś w dyskursie publicznym świata Zachodu dominuje narracja o pokonaniu III Rzeszy przez aliantów. Kraje zachodnie, które tak chętnie powołują się na spuściznę Norymbergi – w kluczowym momencie pozostały bierne wobec napaści na Polskę. W cieniu opowieści o zwycięstwie nad III Rzeszą milknie dramat narodu, który pierwszy stawił zbrojny opór Hitlerowi i przez sześć długich lat ponosił niewyobrażalne ofiary. Lata mijają, świadkowie odchodzą, a zbiorowa pamięć ulega erozji.

Coraz częściej można odnieść wrażenie, że pamięć o II wojnie światowej nawet w Polsce zaczyna blednąć. Rocznice mijają, ale refleksja staje się powierzchowna. Wśród młodszych pokoleń narasta dystans do wydarzeń, które ukształtowały losy całego narodu.

W tym kontekście niezwykle poruszające stają się słowa piosenki Edmunda Fettinga:

Dzieci urodzą się nowe nam

I spójrz, będą śmiać się że my

Znów wspominamy ten podły czas —

Porę burz.”

Czy naprawdę zbliżamy się do momentu, w którym przeszłość stanie się tylko powodem do uśmiechu politowania? Czy kolejne pokolenia potraktują wspomnienia wojny jako niepotrzebne rozdrapywanie ran?

Historia nie powinna być ciężarem, ale przestrogą. Jeśli przestaniemy przypominać sobie o „porze burz”, możemy nie zauważyć kiedy nadchodzi następna.

Alarmujące jest to, że coraz mniej Polaków zna własną historię – tym bardziej nie zna jej świat. Ale skoro my sami nie potrafimy pielęgnować prawdy o naszej przeszłości, to czy możemy mieć pretensje, że inni ją wypierają lub ignorują?

Obowiązkiem narodowej pamięci jest przywracać prawdę: II wojna światowa była dla Polski katastrofą o wymiarze egzystencjalnym. Straciliśmy niemal sześć milionów obywateli, z czego połowę stanowili polscy Żydzi.

Jednak, jak podaje Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939–1945 opublikowane w 1947 roku, „jedynie” 644 tysiące osób zginęło w wyniku działań wojennych na frontach. Około 160 tysięcy z nich to żołnierze. Co zatem z pozostałymi milionami Polaków? Zostali zgładzeni w wyniku niemieckiej polityki terroru, eksterminacji i okupacyjnej przemocy.

Terror niemiecki w okupowanej Polsce podczas II wojny światowej był systematyczny, brutalny i zaplanowany jako element polityki wyniszczenia narodu polskiego.

Była ona bardziej brutalna niż w jakimkolwiek innym kraju okupowanym. Represje, egzekucje, pacyfikacje, likwidacja elit intelektualnych, masowe deportacje i przymusowe roboty stały się codziennością. Polacy byli mordowani w Palmirach, Wawrze, Piaśnicy i w tysiącach innych miejsc kaźni. Niemcy z premedytacją uczynili z okupowanej Polski epicentrum zagłady europejskich żydów – Treblinka, Sobibór, Bełżec, a wreszcie Auschwitz, który początkowo był obozem dla Polaków, a potem stał się największym cmentarzyskiem świata, w którym wymordowano ponad milion Żydów.

W ramach polityki wysiedleń i germanizacji prawie 160 tysięcy dzieci wywieziono do Niemiec. Miliony dorosłych Polaków trafiły na roboty przymusowe.

Rabunek i dewastacja dorobku narodowego miały charakter totalny. 1 września 2022 roku Instytut Strat Wojennych im. Jana Karskiego przedstawił na Zamku Królewskim w Warszawie Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej, 1939–1945. Szacuje się, że Polska utraciła:

  • ponad 5,2 miliona obywateli zamordowanych przez Niemców (bez ofiar sowieckich),

  • 157 tysięcy dzieci odebranych rodzinom i poddanych germanizacji,

  • 4,3 mln roboczolat pracy przymusowej,

  • ponad 296 miliardów złotych strat skarbu państwa,

  • ponad 516 tysięcy dzieł sztuki,

  • do 95% zbiorów niektórych bibliotek i archiwów,

  • 80% zabudowy Warszawy (aż 92% jej architektury zabytkowej!),

  • ok. 20% kadry naukowej.

W sumie, według wspomnianego raportu, straty Polski wyniosły astronomiczne 6 bilionów 220 miliardów złotych.

Fot. CC A-S 4.0, Wikipedia

Dziś, 80 lat po wojnie, kiedy Polska upomina się o należne jej reparacje, niemieccy politycy odpowiadają z zimną kurtuazją i zamiatają temat pod dywan historii. Podczas środowej wizyty w Warszawie kanclerz Niemiec, Friedrich Merz oświadczył, że:

Temat ten prawnie jest zakończony”. „Jeśli chodzi o kwestie prawne w kontekście możliwych reparacji, są zakończone. Co nie oznacza, że nie będziemy rozmawiać o wspólnych projektach, wspólnych pomysłach”.

Jakie to „projekty”? O jakich „pomysłach” mowa? Czy chodzi o skandalicznie niskie wsparcie dla żyjących polskich ofiar niemieckiej okupacji, o którym w lipcu ubiegłego roku enigmatycznie mówił kanclerz Scholz? A może o słynny kamień w centrum Berlina, który ma upamiętnić bezmiar zbrodni na narodzie polskim?

Stojący obok kanclerza Niemiec, premier polskiego rządu, Donald Tusk stwierdził: Jestem historykiem, jestem z Gdańska, mógłbym godzinami mówić o tym, jak wygląda ten rachunek i on nigdy nie był zadośćuczyniony, ale nie będziemy przecież o to prosić. To jest też kwestia do przemyślenia przez wszystkie strony.

Czy naprawdę możemy mieć pretensje do Niemców, że nie szanują polskiej ofiary, skoro my sami jej nie bronimy?

Należy pamiętać, że po wojnie to nie Polska, lecz Niemcy – podzielone, ale otoczone opieką Zachodu – uzyskały pomoc z Planu Marshalla. Wschodnia Europa, w tym Polska, została oddana Stalinowi. Polska została potraktowana nie jak ofiara, ale jak pionek na geopolitycznej szachownicy.

Brutalna prawda jest taka, że Polska wyszła gorzej na wygranej wojnie niż Niemcy na jej przegranej. Podczas gdy RFN w latach 50. cieszyła się już odbudowaną gospodarką, Polska tonęła w szarości komunistycznej zależności. Niemcy skutecznie przeszli „denazyfikację”, zyskali międzynarodowy szacunek, zbudowali nowoczesne państwo. Polska przez dekady pozostawała krajem opóźnionym, zepchniętym na margines.

Zadaniem naszej generacji nie jest rozpamiętywanie, ale świadome pamiętanie. I szacunek. Przede wszystkim do samych siebie. Bez rozwiązania kwestii reparacji nie będzie ani sprawiedliwości, ani prawdy. A bez prawdy nie ma przyszłości.

Jacek Wanzek

Prawo cytatu – autorska audycja prof. Jana Majchrowskiego

Prof. Jan Majchrowski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

W pierwszym odcinku wysłuchamy refleksji nad książkami „Maj, rok 1945” Heleny Rżewskiej, „Za drutami Murnau” rtm. Stefana Majchrowskiego, oraz ” Krucjata” Dwighta Eisenhowera.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Teresa Kaczorowska i opowieść o książce „Obława Augustowska w oczach świadka”. Zapraszamy do Ciechanowa 26 lutego 2025

Dr Teresa Kaczorowska o obławie augustowskiej: najważniejsze archiwalia są zamknięte w archiwach moskiewskich.

„Obława Augustowska w oczach świadka” (Warszawa 2024), to książka o Obławie Augustowskiej, pokazana poprzez życie i działalność księdza prałata Stanisława Wysockiego (01.03.1938 r. – 07.11.2024 r.)

Ks. Stanisław Wysocki był niezłomnym kapłanem z Suwałk, świadkiem historii i społecznym bojownikiem o prawdę o największej powojennej zbrodni komunistycznej. Mocno doświadczony już w dzieciństwie, kiedy 28 lipca 1945 r.

Rosjanie przy pomocy polskich komunistów, zabrali na Jego oczach ojca i dwie siostry, którzy przepadli bez wieści, jak tysiące innych „zabranych” tamtego lipca. 

Książka ta opowiada również o Jego młodości z piętnem „rodziny bandyckiej”, o pracy duszpasterskiej, w tym jako charyzmatycznego duszpasterza Kościoła Młodych w Łomży, pierwszego kapelana łomżyńskiej „Solidarności”, a także Akowców, Sybiraków, proboszcza kilku parafii północno-wschodniej Polski. Chociaż był nękany przez bezpiekę, to zawsze niósł umiłowanie polskości, Polski i wartości „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Do sędziwego wieku walczył nie tylko o prawdę o Obławie Augustowskiej, ale także o swoją godność, bo ataków oraz prób skompromitowania Go i deprecjacji cały czas nie brakowało.

Teresa Kaczorowska jest doktorem nauk humanistycznych, badaczką historii najnowszej, reporterką, poetką, animatorką kultury. Jest autorką 8 zbiorów poezji i 20 książek prozą, w tym ostatnich czterech przybliżających Obławę Augustowską: Obława Augustowska (Warszawa 2015) wydanej też w j. angielskim w przekładzie Haliny Koralewski pt. „The Augustów Roundup of July 1945” (USA 2023), Dziewczyny Obławy Augustowskiej (Warszawa 2017), Było ich 27 (Warszawa 2020) oraz Obława Augustowska w oczach świadka (Warszawa 2024), a także wielu artykułów prasowych i prac naukowych. Uczestniczka licznych spotkań autorskich i konferencji, w kraju i na świecie.

Pani dr Teresa Kaczorowska jest prezesem Związku Literatów na Mazowszu z siedzibą w Ciechanowie i Academia Europaea Sarbieviana w Sarbiewie.

Uhonorowana m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta” (2010), Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości (2021), Brązowym i Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” (2014, 2023). Stypendystka Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku (2003/2004) i dwukrotnie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2005, 2023).

Tutaj do wysłuchania rozmowa z panią dr Teresą Kaczorowską o poezji Juliusza Erazma Bolka (2020 rok):

Zapraszamy bardzo serdecznie do Ciechanowa na spotkanie z panią doktor Teresą Kaczorowską. Szczegóły na poniższym plakacie:

Ks. dr Robert Ogrodnik: nie może być żadnych wątpliwości – podczas II w.ś. Polacy byli ofiarami, nie sprawcami

Ks. dr Robert Ogrodnik / Fot. Wojciech Jankowski

Musimy szybko doprowadzić do godnego upamiętnienia polskich ofiar wojny w Berlinie; pomnik ofiar Holocaustu powstał tam już dawno – mówi kapelan ocalonych z KL Ravensbrück .

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prof. Andrzej Chwalba: Polska potrzebuje szerokiego porozumienia w kwestii polityki pamięci

Prof. Andrzej Chwalba: Polska potrzebuje szerokiego porozumienia w kwestii polityki pamięci

Cmentarz Wojenny 1939 r. z II wojny światowej w Tomaszowie Lubelskim. Wojna Obronna Polski 1939 przeciwko Niemcom hitlerowskim/Foto. Taddek/CC BY-SA 4.0

Musi nadejść czas wspólnej refleksji nad doświadczeniami II wojny światowej – mówi historyk.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Demokratyzacja pamięci czy pusty rytuał? Piotr Gursztyn i prof. Bogusław Kopka w 80-lecie wyzwolenia Auschwitz

Demokratyzacja pamięci czy pusty rytuał? Piotr Gursztyn i prof. Bogusław Kopka w 80-lecie wyzwolenia Auschwitz

Eingangstor des KZ Auschwitz, Arbeit macht frei Fot. Dnalor 01 (CC-BY-SA 3.0), Wikimedia Commons

Zapraszamy do wysłuchania dyskusji historyka-publicysty i historyka-wykładowcy. Moderuje Wiktor Świetlik.

Do milionów ludzi dociera przekaz, że ta zbrodnia nie była abstrakcją, tylko autentycznym okrucieństwem w stosunku do konkretnych niewinnych ludzi

mówi Piotr Gursztyn, wskazując na proces 'demokratyzacji pamięci” o ludobójstwie dokonywanym w obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau, którego 80. rocznica wyzwolenia mija 27 stycznia 2025 r. Profesor Bogusław Kopka tłumaczy z kolei zjawisko instrumentalizacji pamięci o Zagładzie.

Wsłuchując się w świadectwa ocalałych z Auschwitz, nie możemy zapominać o innych miejscach, jak Treblinka. Papież Jan Paweł II, odwiedzając Auschwitz w 1979 r., wyraźnie zrównał ze sobą wszystkie ofiary.

Jacek Wanzek: Z Auschwitz na wolność: Motywy i historie ucieczek z piekła

Jak wskazuje w dalszej części rozmowy Piotr Gursztyn, uroczystości w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau, niejednokrotnie miały charakter „pustego rytuału”. W dalszej części rozmowy. prof. Bogusław Kopka omawia przebieg samego wyzwolenia obozu. Uwypukla zaskoczenie zarówno wojsk wyzwalających, jak i Niemców, faktem szybkiego opanowania obozu.

Warto pamiętać o ustawicznej pomocy mieszkańców Oświęcimia, a także sprawnej konspiracji wewnątrzobozowej.

/awk

Jacek Wanzek: Z Auschwitz na wolność: Motywy i historie ucieczek z piekła

Obóz koncentracyjny Auschwitz, symbol największej zbrodni w historii ludzkości, jest miejscem, które na zawsze pozostanie w pamięci jako świadectwo niewyobrażalnego cierpienia.

 Od momentu założenia w 1940 roku do wyzwolenia w 1945 roku, KL Auschwitz stał się miejscem kaźni dla ponad miliona ludzi, głównie Żydów, ale także Polaków, Romów i wielu innych narodowości. Wśród przetrzymywanych w Auschwitz więźniów znajdowały się osoby, które mimo niewyobrażalnych trudności podejmowały próby ucieczki z niemieckiego kombinatu śmierci. Poznajmy motywy ich ucieczek.

Wyjść z Auschwitz? Tylko przez komin.

Już od pierwszych godzin po przybyciu do Auschwitz psychika więźniów poddawana była ciężkiej próbie. Wielu z nich wspominało po latach słowa kierownika obozu Karla Fritscha, który podczas „przywitania” więźniów złowieszczo przepowiadał, że trafili do „niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia, jak przez komin”1. Słowa te skutecznie łamały wolę oporu wśród części więźniów.

Ci, którzy pozostawali we względnie dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, chcąc marzyć o wolności musieli zmierzyć się z systemem zabezpieczeń w obozie. Ten składał się z części czynnej, czyli wartowników SS nadzorujących pracujące na zewnątrz komanda więźniów i biorących udział w pościgu za zbiegami oraz biernej w postaci małego i dużego łańcucha straży. Obie formy zabezpieczeń charakteryzowały się dużą skutecznością, w znacznym stopniu zapobiegając próbom ucieczek2. Jednak pomimo wszystkich przeciwności i konsekwencji w przypadku niepowodzenia, byli tacy, którzy pragnęli spełnić swój sen o wolności. Ucieczki z obozów koncentracyjnych były nie tylko aktem desperacji, ale również manifestacją nieugiętej woli przetrwania i odzyskania wolności. Często związane były z olbrzymim ryzykiem i kończyły się tragicznie, niemniej niektóre zakończyły się sukcesem, stając się symbolem nadziei i ludzkiej determinacji.

Liczba ucieczek z Auschwitz.

Według ustaleń doktora Jacka Lachendro z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau łączną liczbę uciekinierów z kompleksu obozowego Auschwitz szacuje się na 928 osób. W przypadku 433 z nich próba ta zakończyła się tragicznie. Zostali złapani i w konsekwencji zamordowani po doprowadzeniu do obozu lub zastrzeleni podczas pościgu. Losy 254 zbiegów po ucieczce pozostają nieustalone, lecz można założyć, że przynajmniej dla części z nich ucieczka zakończyła się sukcesem. Z powodzeniem z obozu udało się zbiec 220 osobom, co stanowi 23% liczby wszystkich uciekinierów. Natomiast w przypadku 20 osób nie sposób ustalić przebiegu ucieczki z powodu braku danych na ten temat3.

Ogólna liczba podjętych prób ucieczek może wydawać się na pozór niewielka w stosunku do liczby zarejestrowanych w obozie więźniów. Należy natomiast mieć na uwadze fakt w jak ciężkich warunkach musieli oni egzystować. Wyniszczenie ciężką pracą, biciem, głodem i chorobami skutecznie odsuwało osadzonych od myśli o ucieczce. Wpływ na decyzję o rezygnacji z ucieczek miał również żelazny reżim obozowy, który wobec współwięźniów oraz rodzin uciekinierów stosował brutalne represje4. W początkowym okresie istnienia obozu podczas apeli wybierano bowiem dziesięciu lub więcej więźniów z tego samego komanda lub bloku, do którego należał uciekinier. Następnie wybranych nieszczęśników Niemcy kierowali do podziemi bloku 11, gdzie więźniowie umierali z głodu i pragnienia. W późniejszym okresie władze obozowe sprowadzały do Auschwitz krewnych uciekinierów, których ustawiano w widocznych dla więźniów miejscach po czym kierowano ich do obozu, gdzie nierzadko ginęli. Kto się załamał, ten ginął.

Kazimierz Piechowski, polski patriota, nieznany bohater słynnej ucieczki z obozu śmierci Auschwitz.

Trafiających do obozu więźniów, wyrwanych z ich dotychczasowego życia ogarniało poczucie wszechogarniającej beznadziejności sytuacji w jakiej się znaleźli. Paraliżujący strach jednych doprowadzał do szybkiego załamania psychicznego i w konsekwencji do samobójstwa, podczas gdy inni próbowali dostosować się do warunków panujących w obozie. Kazimierz Piechowski (na fotografii), polski harcerz, który dostał się do Auschwitz w czerwcu 1940 roku za próbę przekroczenia granicy z Węgrami, tak wspomina pierwsze chwile w obozie: „Najpierw trzeba było zdusić duszę w człowieku, zabić w nim jego ego, zrobić z niego szmatę, zmienić go w stworzenie, które tylko chce jeść i nic więcej”5.

Wspomniany powyżej Kazimierz Piechowski był jednym z ponad dziewięciuset śmiałków, którzy podjęli się próby ucieczki z KL Auschwitz. Wyczerpany nadludzką pracą i warunkami panującymi w obozie Piechowski coraz bardziej opadał z sił. Jak twierdził, podczas pracy przy budowie krematorium stracił nadzieję na przetrwanie6.

Od niechybnej śmierci wyratował go kapo Otto Küsel, który przydzielił Polaka do pracy w HWL, głównym magazynie oddziałów SS7. Tam, dzięki dachowi nad głową i możliwości organizowania jedzenia, kondycja zdrowotna Polaka uległa poprawie. Podczas pracy w nowym komandzie Piechowski poznał Eugeniusza Benderę, numer obozowy 8502 oraz Józefa Lemparta, numer obozowy 3419. Bendera był zatrudniony, jako mechanik w warsztatach samochodowych SS, gdzie zajmował się naprawą aut. Kazimierz Piechowski wspomina, że na początku maja 1942 roku odbył rozmowę z Benderą, który przyznał mu się, że został umieszczony na liście więźniów przeznaczonych na śmierć. Informację tę przekazali mu polscy więźniowie pracujący w obozowym Politische Abteilung-wydziale politycznym. W wyniku desperacji i chęci ocalenia życia Bendera zwrócił się do Piechowskiego z zapytaniem o możliwość zorganizowania ucieczki8.

 

Spektakularna ucieczka Kazimierza Piechowskiego i kolegów.

Planowanie ucieczki zajęło więźniom kilka tygodni. Plan zakładał wykorzystanie jednego z samochodów SS oraz mundurów wykradzionych wcześniej z tak zwanego Bekleidungskammer. Okazało się, że poprzez właz do bunkra, do którego wsypywano koks można dostać się do magazynów SS. Problemem pozostawała jednak kwestia brutalnych represji, które spadłyby na współwięźniów po ucieczce Piechowskiego i kolegów. Jak wynika ze wspomnień Piechowskiego, los współtowarzyszy niedoli nie był mu obojętny. Nie miał zamiaru za cenę ucieczki poświęcać życia współwięźniów. Ale i ten problem udało się rozwiązać poprzez stworzenie fikcyjnego komanda pracy, tzw. Rollwagenkommando. W ten sposób Piechowskiemu i kolegom udało się ominąć zarządzenie władz obozowych, które zakładało, że w przypadku ucieczki jednego z więźniów na śmierć wyznaczone zostaną osoby z jego komanda.

Do ucieczki zaangażowano jeszcze Stanisława Jastera oraz Józefa Lemparta, albowiem do pracy przy rolwagach potrzebne były co najmniej cztery osoby. W sobotę, 20 czerwca 1942 roku, przebrani w mundury SS więźniowie wyjechali z obozu samochodem marki Steyer 220 dokonując tym samym jednej z najbardziej spektakularnych ucieczek w historii obozów koncentracyjnych.

Jak wspominał historyk i były więzień KL Auschwitz, Józef Garliński: „Brawurowa ucieczka […] wywołała w obozie wielkie poruszenie. Tysiące więźniów podawało sobie z ust do ust jej szczegóły, typowa obozowa plotka uwielokrotniała liczbę uciekinierów i zabranej broni, śmiano się z bezradności SS. Czterej odważni ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy, ile dodali współwięźniom ducha, jaki wzniecili optymizm”9. Ucieczka czwórki więźniów pozwoliła im nie tylko uniknąć śmierci, ale również stała się symbolem odwagi i determinacji. Motywacja Piechowskiego i kolegów do przetrwania była tak silna, że podjęli ogromne ryzyko, które ostatecznie się opłaciło. Poza naturalną chęcią ocalenia życia, ucieczka polskich więźniów miała jeszcze jeden cel. Było nią przekazanie na zewnątrz raportu na temat obozu, który Witold Pilecki wręczył Stanisławowi Jasterowi.

Ucieczka jako akt oporu i chęć podjęcia walki z okupantem – dzieje Witolda Pileckiego

Wielu więźniów KL Auschwitz w zetknięciu z nieludzkimi warunkami i brutalnością strażników pragnęło uciec z obozu nie tylko po to, aby ratować własne życie, ale również by kontynuować walkę z okupantem na wolności. Wśród nich nie sposób nie wymienić Witolda Pileckiego, znanego jako „ochotnik do Auschwitz”. Chociaż chęć dobrowolnego dostania się do obozu wydaje się nieprawdopodobna, w przypadku Pileckiego tak właśnie było.

Witold Pilecki przybył do obozu jako Tomasz Serafiński w nocy z 21 na 22 września 1940 roku10. Wśród bestialstwa, głodu i chorób rozpoczął w obozie swoją pracę konspiracyjną. Pomimo początkowego załamania, Pilecki był silnie zmotywowany do oporu przeciw niemieckim oprawcom. Pilecki błyskawicznie zaczął tworzyć Organizację Wojskową (OW). Jej celami były przede wszystkim: podtrzymywanie więźniów na duchu, przekazywanie im informacji spoza obozu, potajemne rozdzielanie żywności i odzieży oraz przekazywanie informacji na temat sytuacji w obozie na zewnątrz. Ponadto rozwijano samopomoc koleżeńską, starano się walczyć ze szpiclami oraz obsadzać więźniami politycznymi stanowiska funkcyjne. Jednak najbardziej ambitnym planem ruchu oporu w Auschwitz miało być przygotowanie własnych oddziałów do opanowania obozu na wypadek ewentualnego zaatakowania go przez oddziały partyzanckie11. W ostateczności do zbrojnego powstania przeciwko załodze obozu nigdy nie doszło z powodu zbyt dużej dysproporcji sił oraz braku możliwości ukrycia dziesiątek tysięcy więźniów po ich ewentualnej ucieczce12.

Czy można, kiedy się chce przyjeżdżać i wyjeżdżać z Oświęcimia? -Można”.

Wraz z upływem czasu w obozie wzmagały się działania władz, które były wymierzone w członków obozowego podziemia. Pilecki dzięki zaangażowaniu kolegów szczęśliwie uniknął deportacji do innego obozu, jednak w wyniku represji wymierzonych w obozową konspirację postanowił opuścić Auschwitz. Jego decyzję o ucieczce przyspieszyły informacje na temat schwytania przez gestapo Bolesława Kuczbary, więźnia Auschwitz, któremu udało się uciec z obozu kilka miesięcy wcześniej. Witold Pilecki obawiał się, że poddany brutalnemu śledztwu Kuczbara może przekazać Niemcom szczegółowe informacje na temat obozowego podziemia. W obliczu realnego zagrożenia Pilecki powziął decyzję o ucieczce z obozu i osobistym poinformowaniu komendy AK o sytuacji w Oświęcimiu:

„Po dwuipółletnim wyczekiwaniu nie mam już teraz chęci ani potrzeby zostawać tu dłużej. Może uda się z zewnątrz przyjść z pomocą kolegom w lagrze”13.

O swoich planach poinformował również przebywającego w obozie kapitana AK, Stanisława Machowskiego, z którym rozmowę przytoczył w swoim późniejszym raporcie: „Siedzę tu dwa lata i siedem miesięcy. Prowadziłem tu robotę. Ostatnio nie dostałem żadnych dyspozycji. Obecnie Niemcy wywieźli naszych najlepszych ludzi, z którymi pracowałem. Trzeba by było zaczynać wszystko od początku. Uważam, że dalsze siedzenie moje tutaj nie ma sensu. I dlatego wychodzę. Kapitan spojrzał na mnie zdziwiony. – No tak, rozumiem pana, lecz, czy można, kiedy się chce przyjeżdżać i wyjeżdżać z Oświęcimia? – zapytał. Odpowiedziałem: Można”14. Od tej pory Witold Pilecki wszelkie swoje wysiłki skupił na ucieczce z obozu. Realizacja tego odważnego planu była możliwa przy pomocy kolegów Edwarda Ciesielskiego oraz Jana Redzeja. Edward Ciesielski, podobnie jak Pilecki pragnął uciec z obozu i kontynuować walkę z Niemcami poza drutami obozu15.

Cel: poinformować świat o zbrodniach w Auschwitz.

Poza chęcią walki z okupantem na wolności, jednym z kluczowych motywów, które skłaniały więźniów Auschwitz do ucieczki, była chęć poinformowania świata o niewyobrażalnych zbrodniach dokonywanych w obozie. Ucieczki te miały na celu przekazanie aliantom i opinii publicznej informacji o masowych mordach, torturach i innych okrucieństwach, co mogło doprowadzić do reakcji zewnętrznych sił i potencjalnie uratować tysiące ludzi. Motywacjami tymi jasno kierowali się Witold Pilecki oraz Edward Ciesielski, którzy uciekli z obozu w kwietniu 1943 roku. Ciesielski trafił do Auschwitz jako kilkunastoletni chłopak. Mężnie znosił obozowe udręki, jednak po pewnym czasie załamał się i planował popełnić samobójstwo. Z letargu pomogli mu wyjść więźniowie pierwszego transportu, którzy próbowali odwieść chłopaka od drastycznej decyzji.

„Samobójstwo- to tchórzostwo-powie mu jeden z nich-to ujma dla Polaka-więźnia politycznego. Musimy przetrwać, aby świat mógł dowiedzieć się, do czego zdolny jest faszyzm. Świat musi dowiedzieć się o hitlerowskich zbrodniach”16.

Po tych słowach Ciesielski zawziął się i obiecał sobie, że musi przetrwać, aby poinformować świat o okropieństwach, które widział oraz podjąć walkę z okupantem. Ciesielski był członkiem obozowej Organizacji Wojskowej, której jednym ze sztandarowych założeń było właśnie alarmowanie opinii publicznej o masowych zbrodniach dokonywanych w obozie w Oświęcimiu. Taki też był między innymi cel jego ucieczki z Pileckim. Planowali oni wynieść materiały świadczące o niemieckich zbrodniach, a także przekazać informacje na temat warunków w obozie Komendzie Głównej AK. „Pamiętaj, Edek-tłumaczył Pilecki- że nie chodzi o ratowanie własnej skóry z tego piekła, ale o cele ogólne”17.

Z piekarni na wolność.

Dzięki swoim kontaktom, Organizacja Wojskowa umożliwiła Pileckiemu i kolegom pracę na nocnej zmianie w komandzie piekarzy, które wychodziło na noc poza teren obozu. Więźniowie komanda byli na noc zamykani w piekarni, w której nadzorowało ich dwóch esesmanów. Pracujący tam wcześniej Redzej upatrywał szansy ucieczki w możliwości otwarcia zaryglowanych metalowych drzwi, do których należało dorobić klucz. Dokonał tego zaufany ślusarz na podstawie odcisku nakrętek zrobionego w chlebie przez Jana Redzeja. Klucz postanowiono ukryć na terenie piekarni, zaś termin ucieczki ustalono na koniec kwietnia 1943 roku. Data ta była nieprzypadkowa, albowiem w tym czasie spora część obozowej załogi SS przebywała na wielkanocnym urlopie.

Po rozpoczęciu nocnej zmiany 26 kwietnia więźniowie szybko przekonali się jak ciężka jest praca w piekarni. Przez dłuższy czas nie mieli możliwości wdrożenia swojego planu, udało się to dopiero podczas krótkiej przerwy przy ponownym rozpalania pieców18. W czasie, gdy Pilecki i Ciesielski zajęci byli przygotowaniem opału, Jan Redzej próbował otworzyć zaryglowane drzwi dorobionym kluczem. Więźniowie przeżyli chwile grozy, gdy do pomieszczenia, w którym znajdował się Redzej wszedł SS-man bacznie sprawdzający zabezpieczenie drzwi. Przerażeni więźniowie byli przekonani, że zobaczył otwarte zasuwy, jednak ku ich zdziwieniu wartownik nie dostrzegł niczego podejrzanego19. Po uporaniu się z drzwiami, Ciesielski przeciął kabel dzwonka alarmowego, po czym cała trójka rzuciła się do ucieczki. Podczas przeprawiania się przez Sołę, uciekinierzy słyszeli strzały SS-manów alarmujących główną wartownię o ucieczce. Pierwszy etap w drodze ku wolności mieli za sobą.

Walka z okupantem po ucieczce z Auschwitz.

Po wyczerpującej nocy, nad ranem zbiegom udało się przedostać na drugą stronę Wisły, gdzie w pobliskim lesie spędzili cały dzień. Następnie udali się dalej na wschód do Generalnej Guberni, w czym pomógł im ksiądz proboszcz z Alwerni20. Jednak to nie był koniec niebezpieczeństw jakie czyhały na uciekinierów. W czasie przeprawiania się przez Puszczę Niepołomicką natknęli się na niemiecki patrol, w wyniku czego Pilecki został postrzelony w ramię. Szczęśliwie jednak udało mu się ujść pościgowi21.

Po ucieczce z obozu Ciesielski dołączył do Armii Krajowej, w której szeregach brał czynny udział w akcjach dywersyjnych w okolicach Wiśnicza. Następnie przedostał się do Warszawy, gdzie prowadził komórkę wydawania fałszywych dokumentów. W sierpniu 1944 roku pod pseudonimem „Beton” brał udział w Powstaniu Warszawskim. Końca wojny doczekał w partyzantce na Kielecczyźnie. Z kolei Witold Pilecki po ucieczce z Auschwitz napisał szczegółowy raport, w którym opisał terror panujący w obozie oraz mordowanie Żydów, Polaków i innych narodowości. W sierpniu 1944 roku był uczestnikiem Powstania Warszawskiego, po upadku, którego dostał się do niewoli w Bawarii. Doczekawszy wyzwolenia dotarł do Włoch, gdzie wstąpił do II Korpusu Polskiego. Za swoją wierną służbę został aresztowany przez aparat bezpieki i zamordowany w 1947 roku.

Warto dodać, że za ucieczkę Pileckiego i kolegów w obozie nie zastosowano masowych represji na więźniach. Spoliczkowano nadzorcę bloku, w którym mieszkało komando piekarzy, a SS-manów nadzorujących pracę w piekarni osadzono w areszcie22.

Ściana śmierci w Auschwitz. Fot. Jacek Wanzek

Raporty z piekła: Starania Witolda Pileckiego o pomoc dla więźniów KL Auschwitz.

Zanim jednak Pilecki wydostał się z obozu, kilkukrotnie wysyłał meldunki do komendy AK. Robił to także za pośrednictwem innych uciekinierów takich jak porucznik Bielecki, który przekazał raport dowództwu w Warszawie. Kolejne meldunki Pilecki przekazał również Stanisławowi Jasterowi, który zbiegł z obozu wraz z Kazimierzem Piechowskim w czerwcu 1942 roku23. W przesyłanych raportach Pilecki sugerował Komendzie Głównej, że więźniowie gotowi są podjąć walkę i tylko czekają na rozkaz. Do zbrojnego zrywu jednak nigdy nie doszło, gdyż dowództwo Armii Krajowej uważało to za niewykonalne. Sądzono, że siły SS były zbyt liczne. Dysproporcja sił oraz brak możliwości zrzucenia przez aliantów w pobliże obozu broni i desantu przekreśliły plany o przyjściu więźniom z pomocą24. Dodatkowo obawiano się represji skierowanych w ludność cywilną.

Pomimo wysiłków Pileckiego i osobistej interwencji by zorganizować pomoc więźniom w KL Auschwitz, Komenda Główna AK nie zmieniła swej negatywnej decyzji. O staraniach Pileckiego wiedziała w obozie jedynie wąska grupa osób. Stąd pojawiały się późniejsze głosy, że Witold Pilecki nie wywiązał się ze swej obietnicy: „Nadzieje pokładane w osobie rotmistrza Serafińskiego (przybrane nazwisko Pileckiego) po jego ucieczce również zawiodły. Nigdy się z nami nie kontaktował”25. Zarzuty te w swoich wspomnieniach odpierał Edward Ciesielski, który notował: „Chcę jak najbardziej obiektywnie poinformować kolegów, byłych więźniów Oświęcimia, którzy czekali na rezultat naszej ucieczki, pełni nadziei na zbrojną interwencję z zewnątrz, która wyrwałaby ich z tego piekła, że robiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, lecz niestety kierownictwo Armii Krajowej nie zdecydowało się na wykonanie naszych planów”26.

Ucieczka ku prawdzie: Misja Rudolfa Vrby i Alfréda Wetzlera w ujawnieniu zbrodni Auschwitz.

Podobnymi motywacjami co Pilecki kierowali się dwaj Słowaccy Żydzi Rudolf Vrba (Walter Rosenberg) i Alfréd Wetzler, którzy pragnęli uciec z obozu w celu poinformowania świata o zbrodniach dokonywanych w Auschwitz. Niezwykle cennym dokumentem opisującym zbrodnie popełniane w obozie był ich raport sporządzony po ucieczce. Obaj trafili do Auschwitz w 1942 roku, gdzie przez niemal dwa lata byli świadkami masowych mordów dokonywanych na więźniach oraz ludności żydowskiej.

W drugiej połowie 1943 roku podjęli przygotowania do wspólnej ucieczki. Nie miała to być jednak wyłącznie desperacka próba ratowania życia. Zarówno Wetzler jak i Vrba zgodnie twierdzili, że ich głównym celem jest poinformowanie świata o zbrodniach, których byli świadkami27. Aby uwiarygodnić swoje relacje postanowili zabrać ze sobą dokumenty-plany obozu, krematoriów i komór gazowych oraz spisy tysięcy zamordowanych ludzi. Ich plan zakładał ukrycie się w specjalnie przygotowanej kryjówce zbudowanej wewnątrz stosu drewna na terenie będącego w budowie tzw. Meksyku (BIII)-jednej z części obozu Auschwitz II-Birkenau.

Więźniowie zakładali, że spędza tam trzy dni, po czym postarają wydostać się poza teren obozu. Decyzja ta wynikała z faktu, że w przypadku odnotowania braku więźniów na wieczornym apelu, pozostawiano posterunki dużego łańcucha straży (grosse Postenkette), które zwijano dopiero po ujęciu uciekinierów lub po trzech dniach w przypadku niepowodzenia pościgu28.

Znaczenie raportu Vrby i Wetzlera.

Słowacy postanowili uciekać 7 kwietnia 1944 roku. W ukryciu w stosie drewna pomogli im inni więźniowie, którzy następnie posypali kryjówkę tytoniem i polali naftą w celu zmylenia jednostek pościgowych z psami. Po tym jak w obozie zorientowano się, że brakuje dwóch więźniów, natychmiast rozpoczęto gorączkową akcję poszukiwawczą. Na szczęście dla zbiegów poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem, przez co po trzech dniach mogli opuścić kryjówkę. Czołgając się dotarli do ogrodzenia, pod którym przedostali się poza teren obozu. Po kilkunastodniowym, wyczerpującym marszu i przy pomocy polskiej i słowackiej ludności udało im się dostać do Żyliny na Słowacji. Tam spotkali się z przedstawicielami Rady Żydowskiej, którym przekazali posiadane przez siebie informacje.

Sporządzony przez Vrbę i Wetzlera raport zadawał kłam niemieckiej propagandzie o rzekomym „przesiedlaniu” ludności żydowskiej, która w rzeczywistości była uśmiercana w komorach gazowych. Podczas gdy odważni Vrba i Wetzler zabiegali o natychmiastową interwencję, do Auschwitz zaczęły trafiać masowe transporty Żydów z Węgier. Twórcy raportu zdawali sobie sprawę, że każdy dzień zwłoki wiąże się ze śmiercią wielu tysięcy ludzi. Dzięki ich determinacji dokument został przetłumaczony na kilka języków i rozesłany do przedstawicieli rządów państw alianckich, organizacji humanitarnych oraz mediów. Reakcje na raport były różnorodne. W niektórych kręgach informacje zawarte w dokumencie ze względu na skalę opisywanych zbrodni były przyjęte z niedowierzaniem. Jednakże dla wielu decydentów stanowił on potwierdzenie wcześniejszych doniesień na temat ludobójstwa dokonywanego w Auschwitz.

Informacje zawarte w raporcie przyczyniły się do wywołania międzynarodowego poruszenia i presji na rząd węgierski, co doprowadziło do wstrzymania transportów węgierskich Żydów do Auschwitz na początku lipca 1944 roku. Należy jednak zaznaczyć, że zanim do tego doszło, Niemcy zdołali zamordować w komorach gazowych ok. 330 tys. spośród 430 tys. Żydów przywiezionych z Węgier.

Zachować człowieczeństwo

Podsumowując analizę motywów ucieczek jakimi kierowali się wspomniani więźniowie można zauważyć różnorodność pobudek, które skłaniały bohaterów do podjęcia ryzyka związanego z ucieczką. Przeważnie były to pragnienie przetrwania, walki z okupantem oraz chęć poinformowanie świata o zbrodniach dokonywanych w obozie. Bez wątpienia wszystkie były aktem najwyższego heroizmu, świadectwem ludzkiej determinacji i woli życia wbrew wszelkim przeciwnościom i okrucieństwu jakie zagnieździło się za drutami KL Auschwitz. Motywy te, choć różnorodne, pokazują głęboką potrzebę wolności i godności, która tkwiła w sercach więźniów, dając im siłę do podjęcia niewyobrażalnego ryzyka.

Wszystkie przytoczone historie łączy wspólny mianownik: niezgoda na nieludzkie traktowanie i chęć odzyskania człowieczeństwa. Są one dowodem na to jak strasznymi i nieludzkimi miejscami były niemieckie obozy koncentracyjne i zagłady, skoro chcący uciec z nich więźniowie ryzykowali to, co najcenniejsze: życie swoje, swoich bliskich i towarzyszy niedoli. Analiza wspomnień byłych więźniów Auschwitz pozwala także zrozumieć, jak różne były drogi do wolności, ale jak wspólny był cel: przetrwanie i opór wobec zła. Niestety, nie znamy motywów wszystkich uciekinierów, którzy podjęli się ryzykownej próby ucieczki z niemieckiej fabryki śmierci.

Wielu z nich nie miało szansy na złożenie swoich świadectw, ponieważ zginęli w trakcie próby ucieczki lub ich losy do dziś pozostają nieznane. Niemniej, lekcja płynąca z tych historii dla potomnych jest jednoznaczna: nawet w obliczu niewyobrażalnego terroru, ludzka wola przetrwania i dążenie do wolności są niezłomne. Dla przyszłych pokoleń niedotkniętych doświadczeniem obozów koncentracyjnych niech będą one przestrogą i przypomnieniem o konieczności przeciwdziałania nienawiści i tyranii w każdej formie.

tekst i fotografie: JACEK WANZEK

Bibliografia:

  • Bielecki J., Kto ratuje jedno życie, Oświęcim 1999.

  • Brol F., Włoch G., Pilecki J., Książka bunkra w bloku 11 hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, „Zeszyty Oświęcimskie, nr 1, 1957, s. 29.

  • Ciechanowski J., AK w Oświęcimiu, „Zeszyty Historyczne”, nr 34, Paryż 1975, s. 219.

  • Ciesielski E., Do widzenia Auschwitz, Warszawa-Kraków 2020.

  • Cyra A., Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz, Warszawa 2014.

  • Cywiński P. M. A., Lachendro J., Setkiewicz P., Auschwitz od A do Z. Ilustrowana historia obozu, Oświęcim 2018.

  • Garliński J., Oświęcim walczący, Warszawa 1992.

  • Lachendro J., Lekcja internetowa Ucieczki z KL Auschwitz, lekcja.auschiwtz.org [dostęp:05.08.2024]. 

  • Lachendro J., Wybrane przykłady ucieczek z KL Auschwitz [w:] Cena odwagi. Między ocaleniem człowieczeństwa, redakcja naukowa Alicja Bartuś, Piotr Trojański, Oświęcim 2019.

  • Piechowski K., Byłem numeremHistorie z Auschwitz, Warszawa 2004.

  • Pilecki W., Raport Rotmistrza Witolda Pileckiego [w:] A. Cyra, Rotmistrz…, Warszawa 2014.

  • Setkiewicz P., Ogrodzenie i system izolacji obozu oraz zabezpieczeń przed ucieczkami więźniów z KL Auschwitz [w:] Architektura zbrodni. System zabezpieczenia i izolacji obozu Auschwitz, Teresa Świebocka (red.), Oświęcim 2008.

  • Wetzler, A., Ucieczka z Auschwitz, Warszawa 2021.

1 J. Bielecki, Kto ratuje jedno życie…, Oświęcim 1999, s. 71

2 P. Setkiewicz, Ogrodzenie i system izolacji obozu oraz zabezpieczeń przed ucieczkami więźniów z KL Auschwitz [w:] Architektura zbrodni. System zabezpieczenia i izolacji obozu Auschwitz, Teresa Świebocka (red.), Oświęcim 2008, s. 14-15.

3 Strona internetowa PMA-B. J. Lachendro, Ucieczki z KL Auschwitz. Charakterystyka statystyczna ucieczek, http://lekcja.auschwitz.org/pl_15_ucieczki/ [dostęp: 15.07.2024]

4 Zobacz więcej w: J. Lachendro, Lekcja internetowa Ucieczki z KL Auschwitz. Represje za ucieczki. https://lekcja.auschwitz.org/pl_15_ucieczki/ [dostęp:15.07.2024].

5 K. Piechowski, Byłem numerem…Historie z Auschwitz, Warszawa 2004, s. 26.

6 Tamże, s. 35.

7 Tamże, s. 63.

8 Tamże, s. 65.

9 J. Garliński, Oświęcim walczący, Warszawa 1992, s. 91.

10 W. Pilecki, Raport Rotmistrza Witolda Pileckiego [w:] A. Cyra, Rotmistrz…, Warszawa 2014, s. 249.

11 A. Cyra, Rotmistrz Pilcecki: ochotnik do Asuchwitz, Warszawa 2014, s. 50.

12 P. M. A. Cywiński, J. Lachendro, P. Setkiewicz, Auschwitz od A do Z. Ilustrowana historia obozu, Oświęcim 2018, s. 150.

13 A. Cyra, Rotmistrz…, s. 92.

14 W. Pilecki, Raport Rotmistrza Witolda Pileckiego [w:] A. Cyra, Rotmistrz…, Warszawa 2014, s. 372.

15 E. Ciesielski, Do widzenia Auschwitz, s. 96.

16 E. Ciesielski, Do widzenia…, s. 10.

17 Tamże, s. 142.

18 Tamże, s.170.

19 Tamże, s. 171.

20 A. Cyra, Rotmistrz…, s. 114.

21 Tamże, s.115.

22 Tamże, s. 115.

23 Tamże, s. 79.

24 J. Ciechanowski, AK w Oświęcimiu, „Zeszyty Historyczne”, nr 34, Paryż 1975, s. 219.

25 A. Cyra, Rotmistrz…, s. 124.

26 E. Ciesielski, Do widzenia…, s. 213.

27 A. Wetzler, Ucieczka z Auschwitz, Warszawa 2021, s. 153.

28 J. Lachendro, Lekcja internetowa Ucieczki z KL Auschwitz. System zabezpieczenia obozu macierzystego i Birkenau. Duży łańcuch straży (grosse Postenkette) https://lekcja.auschwitz.org/pl_15_ucieczki/ [dostęp:05.08.2024].

Paweł Winiewski & Tomasz Wybranowski: Niech myśl ojca Bocheńskiego przywróci blask Polsce i Polakom odrzucając zabobony!

Ojciec Józef Maria Bocheński był filozofem, którego myśli, często wyrażane w formie celnych maksym, dotykały problemów racjonalności, wiary, wolności i krytyki ideologii. O racjonalności napisał: „Filozofia nie jest wiedzą o wszystkim, ale jest umiejętnością myślenia o wszystkim.” O współczesnych mitach mawiał, że są „Największym zagrożeniem dla współczesnego człowieka są zabobony – te małe, intelektualne i wielkie, ideologiczne.”

Przesłaniem kolejnego cyklu programów z myślą wielkiego ojca Bocheńskiego jest teza: „Trzeba słuchać ojca Bocheńskiego, bo ma w swoich myślach lek na polską niemoc i zgniliznę moralną!”

 

Powracam w swoich programach do wielkiej myśli ojca Bocheńskiego. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wiedza i światło wiedzy Pawła Winiewskiego.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Pawłem Winiewskim:

 

Paweł Winiewski rozkochany w swoim Krakowie jest dziennikarzem i filozofem, który jako ostatni przeprowadził wywiad z ojcem Józefem Marią Innocentym Bocheńskim, dominikaninem, jednym z najwybitniejszych polskich filozofów XX wieku i najbardziej znanych Polaków poza granicami Ojczyzny.

Wywiad ten odbył się we Fryburgu, gdzie o. Bocheński mieszkał i pracował do końca swojego życia. Rozmowa dotyczyła kluczowych zagadnień filozoficznych, takich jak sens życia, racjonalność wiary i krytyka współczesnych ideologii.

 

W wywiadzie Bocheński podkreślał znaczenie życia teraźniejszością (carpe diem) oraz mądrości polegającej na dążeniu do harmonii w swoim życiu. Był przekonany, że racjonalność nie wyklucza wiary, a światopoglądy naukowe są iluzją, gdyż nauka nie operuje na poziomie metafizyki.

Ostatnia rozmowa ojca Bocheńskiego była nie tylko refleksją nad jego filozoficznym dorobkiem, ale także cennym świadectwem jego duchowej dojrzałości – mówi Paweł Winiewski. ​

Józef Maria Bocheński był wybitnym logikiem, filozofem i sowietologiem. Urodził się w 1902 roku i przez całe życie zajmował się kwestiami związanymi z logiką oraz filozofią analityczną. Był autorem licznych dzieł, w tym klasycznych opracowań historii logiki i krytyki współczesnej kultury intelektualnej​

Dzięki wywiadowi Pawła Winiewskiego, który został przeprowadzony niedługo przed śmiercią dominikanina w 1995 roku, zachowano cenny zapis jego ostatnich przemyśleń. Winiewski zachował status świadka końcowej refleksji jednego z najważniejszych myślicieli chrześcijańskich XX wieku.

 

Ojciec Józef Innocnety Maria Bocheński. Fot. ze

Ojciec Józef Maria Bocheński (1902–1995) – filozof, dominikanin i patriota. Urodził się jako Józef Franciszek Emanuel Bocheński. Jego imiona imię zakonne Innocenty to Maria O.P. (30 VIII 1902 – 8 II 1995).

Używał i publikował pod wielona pseudonimami: Bogusław Prawdota, Emil Majerski, Józef Ursyn, Józef Miche, Giuseppe Miche, dr K. Fred, Fred czy P. Banks

 

Wczesne życie i edukacja

Józef Maria Bocheński urodził się 30 sierpnia 1902 roku w Czuszowie w Małopolsce, w szlacheckiej rodzinie o patriotycznych tradycjach. Już od najmłodszych lat był związany z wartościami wolnościowymi, wyniesionymi z domu. Ukończył szkołę średnią w Krakowie, a następnie rozpoczął studia na Uniwersytecie Lwowskim.

Początkowo studiował prawo, ale szybko zainteresował się filozofią, co zdeterminowało jego dalsze życie intelektualne i duchowe. W 1920 roku, jako ochotnik, wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej, walcząc w obronie odradzającej się Polski.

 

Działalność w obronie Polski podczas II wojny światowej

Wybuch II wojny światowej zastał Bocheńskiego już jako dominikanina i naukowca. W 1937 roku przyjął święcenia kapłańskie. Gdy Niemcy zaatakowali Polskę w 1939 roku, o. Bocheński włączył się w działalność wojenną. Służył w kampanii wrześniowej jako kapelan wojskowy. Po klęsce wrześniowej udało mu się przedostać na Zachód, gdzie dołączył do polskich jednostek wojskowych we Francji, a później w Wielkiej Brytanii.

Jako żołnierz i kapelan II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa przeszedł szlak bojowy, w tym kampanię włoską i bitwę o Monte Cassino. Oprócz posługi duchowej dla żołnierzy prowadził także działalność intelektualną, organizując wykłady z filozofii i logiki dla polskich żołnierzy, aby podtrzymać ich morale i rozwijać intelektualnie w trudnych warunkach wojennych​

Po wojnie – sowietolog i obrońca wolności

Po wojnie o. Bocheński nie mógł wrócić do Polski z powodu przejęcia władzy przez komunistów. Osiedlił się we Fryburgu w Szwajcarii, gdzie stał się profesorem na tamtejszym uniwersytecie. Specjalizował się w logice, epistemologii oraz filozofii analitycznej. Jego badania nad marksizmem i systemem sowieckim przyczyniły się do rozwoju sowietologii jako nauki.

Józef Maria Bocheński był zagorzałym krytykiem komunizmu i jednym z czołowych ekspertów w analizie ideologii marksistowskiej. Jego dzieła, takie jak „Zarys logiki” oraz „Marksizm – Leninism: An Analysis”, stały się kluczowymi pracami w zrozumieniu totalitarnej filozofii sowieckiej.

Zasługi dla Polski i świata

Choć działał poza granicami kraju, bowiem do Ojczyzny pod butem sowietów nie mógł wrócić, o. Bocheński zawsze podkreślał swoją przynależność do Polski. Uczestniczył w życiu polskiej emigracji, wspierał rodaków na Zachodzie i działał na rzecz wolności Polski na arenie międzynarodowej.

Jego analizy ideologiczne oraz krytyka komunizmu miały znaczący wpływ na zachodnią opinię publiczną, pomagając kształtować postawy wobec bloku wschodniego w okresie zimnej wojny​.

 

Dziedzictwo

O. Józef Maria Bocheński zmarł 8 lutego 1995 roku we Fryburgu. Pozostawił po sobie bogaty dorobek naukowy i duchowy, który do dziś inspiruje filozofów, teologów i osoby zaangażowane w życie społeczne. Jego życie to przykład głębokiego połączenia służby intelektualnej, duchowej i patriotycznej.

Jako żołnierz, kapłan i myśliciel stał się symbolem nieustannej walki o prawdę i wolność.

Nie ma swojego grobu, bowiem w testamencie zapisał swoje ciało “nauce”…

Ciąg dalszy nastąpi…

Tomasz Wybranowski

Więcej moich rozmów i programów w zaułku Mixcloud (kliknij poniżej): www.mixcloud.com/tomaszwybranowski

 

Dr Leon Popek: w deklaracji ukraińskiej zabrakło zgody na pochówki

Figura Maryi i krzyż w miejscu, gdzie stał kościół w zniszczonej polskiej wsi Ostrówki / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

„Trzeba podkreślić, że jest to deklaracja oczekiwana od dłuższego czasu przez stronę polską.” – mówi dr Leon Popek z Instytutu Pamięci Narodowej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

W rozmowie z Łukaszem Jankowskim dr Leon Popek przypomina skalę rzezi wołyńskiej:

Problem dotyczy około 4000 miejscowości – 2000 na Wołyniu i 2000 we wschodniej Małopolsce.

W sumie na terenie dawnego Wołynia było 5 ekshumacji.

Gość Poranka Wnet wyraża obawę, że temat ekshumacji szybko zejdzie na dalszy plan w debacie publicznej:

Obawiam się, że opadnie kurz bardzo szybko i inne tematy mogą wejść na porządek dzienny.

Zobacz także:

Dr Jakub Olchowski: ukraińska deklaracja ws. ekshumacji na Wołyniu to dobry sygnał, ale radziłbym zachować sceptycyzm