Czy zastąpić Służbę Geologiczną – Agencją? Już raz popełniliśmy błąd, tworząc regulacje prawne dla gazu łupkowego

W 2016 r. Główny Geolog Kraju podjął się ambitnego zadania skonstruowania ustawy o Polskiej Służbie Geologicznej. Do dziś nie wiadomo, kto oprócz pomysłodawcy uczestniczył w stworzeniu tego dokumentu.

Tomasz Nałęcz

Wielokrotnie stajemy przed wyborem, jaki model działania jest optymalny. Takie dylematy pojawiają się praktycznie w każdej branży. Ścierają się różne poglądy, jednak dla dobra ogółu należy znaleźć rozwiązanie optymalne. Nie inaczej jest w środowisku geologicznym, gdzie w ostatnich miesiącach trwa ożywiona pseudodyskusja nad przewagą Agencji Geologicznej nad Służbą Geologiczną. Kto ma rację? Główny Geolog Kraju, narzucający środowisku swoje wizje, czy większość środowiska odrzucająca jego rewolucyjne pomysły? (…)

Szkoda, że dyskusja na temat służby geologicznej toczy się z pominięciem szeroko rozumianego środowiska geologicznego, a prezentowany przez media obraz ma zdecydowanie jednostronny charakter i w efekcie proponowane rozwiązania niekoniecznie przybierają rozsądny kierunek. (…)

Przypomnę krótko wydarzenia ostatnich lat, które doprowadziły do obecnej konfliktowej sytuacji. W 2016 r. Główny Geolog Kraju (GGK) minister Mariusz Jędrysek podjął się ambitnego zadania skonstruowania ustawy o Polskiej Służbie Geologicznej. Prace trwały kilka miesięcy, choć do dziś nie wiadomo, kto oprócz pomysłodawcy uczestniczył w stworzeniu tego dokumentu, co już samo w sobie jest znamienne. W efekcie na Polskim Kongresie Geologicznym we Wrocławiu we wrześniu 2016 r. przedstawiono dokument, który został mocno skrytykowany przez środowisko geologiczne kraju.

Niestety ekipa pana ministra nie poradziła sobie intelektualnie z – przyznajmy – trudnym zadaniem, wymagającym wiedzy geologicznej i prawnej, ale też doświadczenia międzynarodowego i znajomości zasad działania nowoczesnych służb na świecie. Powstał potworek, krytykowany mocno w mediach (m.in. w związku z pomysłem formacji zbrojnej działającej wewnątrz służby…), jednoznacznie odrzucony podczas konsultacji społecznych.

Przedstawiciele ministerstw nie zostawili na tym dokumencie suchej nitki, zgłaszając ponad 1000 poprawek. Ustawa o PSG nie znalazła uznania także w Centrum Legislacyjnym Rządu.

Ministerialna ekipa GGK szybko wyciągnęła wnioski z bolesnej lekcji, a ponieważ brak w niej osób znających się na praktycznej realizacji zadań geologicznych w Polsce i na świecie, postanowiono Służbę Geologiczną zastąpić nowym tworem, który nie ma odpowiednika na świecie. Sprytne posunięcie: nikt nie wie, jak taka agencja powinna funkcjonować, więc może nikt nie będzie o to pytał. W ten sposób, po niewielkich zmianach projektu o PSG, stworzono projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej. Powstaje pytanie: czy mając szereg dobrych i wręcz gotowych wzorców, musimy tworzyć własne, niestety kontrowersyjne i wątpliwe rozwiązania?

Bardzo sprytnym zabiegiem była również „podmiana” treści i nazwy procedowanej wcześniej ustawy o SG, a nie – wycofanie jej z legislacji i procedowanie nowej ustawy o PAG. Pozwoliło to na znaczne zredukowanie dalszych konsultacji społecznych.

Można powoływać się na nowe rozwiązania i odcinać od fiaska ustawy o Służbie Geologicznej, ale jak ktoś zapyta o konsultacje, to przecież już się odbyły. Makiaweliczne, ale skuteczne. Przynajmniej do czasu. (…)

Mimo zapewnień Rzecznika PIG, jak i samego GGK, którzy twierdzą, że ustawa o PAG oparta jest na najlepszych trendach światowych, trudno znaleźć przykład tworu, jaki zaproponowano w tej ustawie. Tylko raz, kilka lat temu przygotowując jako ekspert EuroGeoSurveys (EGS) raport dotyczący restrukturyzacji służby geologicznej na Ukrainie, spotkałem się z podobnym rozwiązaniem. Koledzy z Zachodu nie mogli zrozumieć, że w strukturach służby znalazły się jednocześnie instytuty naukowe, przedsiębiorstwa wykonawcze i wydobywcze oraz administracja geologiczna. Wystarczy spojrzeć na przedstawione przez zespół EGS rekomendacje zmian tego modelu, aby skonstatować, że rozwiązanie ukraińskie do wydajnych nie należy. Pierwszym argumentem, jaki pojawiał się w dyskusjach, był brak transparentnych procedur i preferowanie „swoich” przedsiębiorstw kosztem inwestorów zewnętrznych. Połączenie w jednym miejscu zadań państwa i biznesu powoduje, co słusznie zauważa prof. Jaworowski, naturalne podejrzenia o mechanizmy korupcyjne. Przykład ukraiński jest w tym zakresie bardzo wymowny.

Proponowana w ustawie o PAG nacjonalizacja działań operacyjnych jest niebezpieczna i może mieć bardzo negatywne skutki, szczególnie gdyby na czele PAG stanęła osoba kierująca się niskimi pobudkami. Prawo powinno eliminować takie możliwości, wprowadzając mechanizmy ochronne.

Rzecznik PIG Adam Kordas przekonuje, że model PAG został przygotowany na podstawie trendów światowych. Nie jestem pewien, czy o tych samych trendach myślimy i czy miał okazję się z nimi naprawdę zapoznać. Jak na głos w dyskusji, tekst ten ma podstawową wadę: brak konkretów. Ogólniki mogą na chwilę zwieść opinię publiczną, ale nie fachowca. Rzeczony artykuł jest ponadto aż w jednej trzeciej poświęcony sprawom wydobycia surowców z dna oceanów, a chyba nie muszę przypominać, że w naszych warunkach geograficznych nie powinno to być priorytetem służby geologicznej.

Dlatego też uprzejmie informuję, stawiając na szali moją kilkuletnią bliską współpracę z EuroGeoSurveys, że zaproponowany model służby geologicznej nie ma nic wspólnego z trendami obowiązującymi w wysoko rozwiniętych krajach, w każdym razie nie w zakresie geologii, i nie został nigdzie wdrożony, może poza wspomnianym rozwiązaniem ukraińskim.

Autor był dyrektorem PIG z którym był związany przez niemal 25 lat, piastując tam szereg stanowisk kierowniczych. Jest ekspertem w zakresie geologii środowiskowej, hydrogeologii i geoinformacji, członkiem międzynarodowych zespołów: EuroGeoSurveys, OneGeology, INSPIRE, ELGIP.

Cały artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Mente et malleo po polsku, czyli czy warto zastąpić Służbę Geologiczną – Agencją Geologiczną?” znajduje się na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Mente et malleo po polsku” na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Dlaczego dorobek kilku pokoleń ma być wyprowadzony na nieznane wody (w przenośni i dosłownie) z woli jednego człowieka?

Styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny i jako taki nie istnieje w naszej przestrzeni cywilizacyjnej. Głos w dyskusji.

Krzysztof Jaworowski

Z uznaniem i uwagą odnotowałem podjęcie na łamach „Kuriera WNET” problemów związanych z zamiarami dokonania zmian w polskiej służbie geologicznej, którą od blisko stulecia sprawuje Państwowy Instytut Geologiczny. W służbie tej przepracowałem na różnych stanowiskach ponad pół wieku i pragnę przyłączyć się do trwającej na jej temat dyskusji. (…)

Tak jak ustanowił Sejm Ustawodawczy w 1919 roku, państwowa służba geologiczna (i państwowa służba hydrogeologiczna) powinny być nadal sprawowane przez Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytut Badawczy. To rozwiązanie, wbrew szerzonej obecnie krytyce, w pełni sprawdziło się w praktyce. Jedynie ścisły związek służb państwowych z badaniami zapewnia obiektywną informację i wsparcie państwa. Model sprawowania służby geologicznej przez podmioty badawcze jest przyjęty we wszystkich służbach geologicznych Unii Europejskiej. (…)

Powstaje więc pytanie: dlaczego ten sprawdzony model (przy wszelkich możliwościach – a nawet koniecznościach jego modyfikacji) wywracać do góry nogami, powołując instytucję o zupełnie innym charakterze, zwaną Polską Agencją Geologiczną (PAG) i powodując jednocześnie ogromne koszty obciążające budżet państwa?

Warto tu przypomnieć, że członkowie Komitetu Nauk Geologicznych PAN – reprezentanta środowiska geologicznego Polski – poproszeni w 2016 r. przez Głównego Geologa Kraju (GGK) o uwagi do projektu ustawy o Państwowej Służbie Geologicznej (pierwowzór ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej), opowiedzieli się jednomyślnie za jego wycofaniem ze ścieżki procedury legislacyjnej.

Projekt ustawy powstał całkowicie poza polską społecznością geologiczną, przy braku rzeczowej i obiektywnej analizy obecnego stanu polskiej służby geologicznej, jej rzetelnej oceny i bez merytorycznie wszechstronnego uzasadnienia potrzeby wprowadzenia zmian, zwłaszcza w ekspresowym tempie. Jednocześnie środowisko geologiczne Polski zadeklarowało pełną gotowość jak najdalej idącej współpracy we wszelkich działaniach Ministerstwa Środowiska zmierzających do wypracowania rozwiązań pozwalających na skuteczne funkcjonowanie polskiej geologii z pożytkiem dla gospodarki kraju, jak i nauki. Niestety, projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej powstał również bez konsultacji ze środowiskiem geologicznym (…)

Wejście służby geologicznej, w takiej postaci jaką ma być PAG, w rolę gracza kapitałowo-biznesowego grozi utratą integralności służby, wpływając przy tym negatywnie na konsolidację finansów publicznych i racjonalizację wydatków publicznych, powodując wyprowadzenie środków finansowych państwa poza system ścisłej kontroli. Styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny i jako taki nie istnieje w naszej przestrzeni cywilizacyjnej.

Jakkolwiek by się nazywały służby geologiczne Ameryki Północnej i Unii Europejskiej, nigdy nie łączą one zadań informacyjnych służby państwowej z biznesem i grą kapitałową, natomiast w naturalny sposób łączą swoją służbę państwową z nauką. Nie sposób w koncepcji powołania PAG nie dostrzec zagrożeń korupcjogennych (…)

Nie ulega wątpliwości, że powstanie PAG będzie końcem Państwowego Instytutu Geologicznego z prostego powodu – braku wystarczających środków na jego funkcjonowanie. Powstaje pytanie, dlaczego dorobek kilku pokoleń ma być wyprowadzony na nieznane wody (w przenośni i dosłownie – vide projekt poszukiwania złóż na Atlantyku) z woli jednego człowieka? Po dokonanych w ostatnich latach regulacjach prawnych, Rząd i Minister właściwy działający przy pomocy Głównego Geologa Kraju ma pełną władzę i kontrolę nad funkcjonowaniem Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego, szczególnie w zakresie sprawowanej przezeń państwowej służby geologicznej i państwowej służby hydrogeologicznej. W związku z tym ma pełne możliwości wyznaczania i egzekwowania wykonania zadań dla obu służb – zgodnie z przyjętymi wytycznymi polityki surowcowej państwa.

Przy mechanizmie obecnego finansowania zadań państwa w zakresie geologii przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej istnieje skuteczna państwowa kontrola wydatkowania środków publicznych. Tymczasem działania nadzorcze obecnego GGK sprowadzają się głównie do dyskredytowania i destabilizowania podległego mu instytutu, czego efektem jest zapaść organizacyjna i finansowa.

Profesor dr hab. Krzysztof Jaworowski jest geologiem, specjalistą w zakresie sedymentologii i geologii regionalnej. W latach 1989–1994 zajmował stanowisko dyrektora Państwowego Instytutu Geologicznego. Obecnie jest m.in. przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Nauk Geologicznych PAN.

Cały artykuł Krzysztofa Jaworowskiego pt. „O polskiej służbie geologicznej” znajduje się na s. 13 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Jaworowskiego pt. „O polskiej służbie geologicznej” na s. 13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Technologia się sprawdziła, jest tania. Typuję teraz, że Gmina Rajcza będzie pierwszą w Polsce wolną od smogu

Nie chcieli nas w Polsce, to skierowaliśmy się do naszych południowych sąsiadów, czyli Czech i Słowacji. Tam, o dziwo, przyjęto nas z otwartymi rękoma – a jesteśmy przecież dla nich zupełnie obcy.

Marek Adamczyk

Przypominam moją ocenę programu rządowego zawartą w III części artykułu pt. „Jak pokonać smok(g)a?” („Kurier WNET” 46/2018): jest bardzo drogi, niekompletny, dziurawy jak sito, bo nie wychwytuje wszystkich zanieczyszczeń zawartych w smogu (tlenków siarki, tlenków azotu, metali ciężkich), a jego realizacja rozłożona jest na 9 lat.

Nasz program jest inny – kompleksowy, bo likwiduje wszystkie składowe części smogu; tani, bo kosztuje ok. 10% wartości programu rządowego i wreszcie – możliwy do wprowadzenia w ciągu maksymalnie 2 lat.

Jest wreszcie innowacyjny, bo zakłada rozwój i wdrożenie nowych technologii przetwarzania węgla – w pierwszej kolejności produkcję paliwa bezdymnego, tzw. prakoksiku, w cenie brutto ok. 600 zł za tonę, a w drugiej kolejności procesowanie (zgazowanie pod ziemią) węgla w złożu i produkcję taniego polskiego syngazu, zapewniając przy tym na kilkaset lat bezpieczeństwo energetyczne Polski.

Obywatelski program radykalnie zmieniłby oblicze tej ziemi i poprawiłby sytuację polskiego górnictwa. Jednak, choć jest rewelacyjny, strona rządowa całkowicie go ignoruje. (…)

Przez kilka poprzednich lat prezentowaliśmy rządzącym, w tym ministrom, posłom, senatorom, samorządowcom nasze technologie. Było to jak przysłowiowe rzucanie grochem o ścianę. Na „górze” nie podjęto żadnej decyzji, nie zechciano sprawdzić, czy to, co przedstawiamy, jest możliwe do wdrożenia, czy likwidacja smogu z użyciem sorbentu ER-1 daje rzeczywiście tak fantastyczne efekty. Deklaracje wyborcze o popieraniu inicjatyw obywatelskich okazały się w tym przypadku zwykłą farsą.

Ale dość biadolenia – nie chcieli nas w Polsce, to skierowaliśmy się do naszych południowych sąsiadów, czyli Czech i Słowacji. Tam, o dziwo, przyjęto nas z otwartymi rękoma – a jesteśmy przecież dla nich zupełnie obcy. Osiągnęliśmy porozumienie z dużą firmą z Czech i to tam na wielką skalę (kilkanaście tysięcy ton „uszlachetnionego” węgla) sprawdzą działanie sorbentu ER-1 w elektrowniach zawodowych.

Z kolei w dniu 21.05.2018 roku uzyskano zapewnienie o wsparciu rządu słowackiego dla naszych działań w walce ze smogiem i potwierdzono wolę przeprowadzenia badań i wdrożenia technologii współspalania węgla z sorbentem ER-1. Czy ta sytuacja nie powinna być powodem do wstydu dla polskiego rządu?

Na zakończenie wleję trochę optymizmu w serca Czytelników, przekazując dobrą wiadomość dla Polski. W gminie Rajcza w nadchodzącym sezonie grzewczym 2018/2019 zostanie uruchomiony kompleksowy program walki ze smogiem.

Przewiduje się, że piece węglowe zostaną poddane lekkiej modernizacji poprzez założenie do nich tzw. kierownicy powietrza, a do paliwa stałego będzie dodawany sorbent ER-1. Stanie się to dzięki Kazimierzowi Fujakowi, wójtowi Gminy Rajcza, który zainteresował się naszą technologią i zdecydował się (razem z dwoma pracownikami) pojechać na Śląsk, do Łazisk Górnych, by zobaczyć efekty działania sorbentu w zmodernizowanym piecu Bogdana Gizdonia. Pozytywny przebieg ww. eksperymentu skłonił go do przeprowadzenia prób najpierw u siebie w domu, a potem w kilkunastu piecach w Rajczy. I tak się to zaczęło. Technologia się sprawdziła, jest tania i dlatego powinna stać się wiodącą w Polsce, w walce z ograniczeniem emisji szkodliwych substancji do atmosfery.

Typuję teraz, że Gmina Rajcza będzie pierwszą w Polsce wolną od smogu, co przełoży się nie tylko na poprawę jakości życia jej mieszkańców, ale mam nadzieję, że przyciągnie też do niej o wiele więcej turystów niż to bywało w poprzednich latach.

Cały artykuł Marka Adamczyka pt. „Jak pokonać smok(g)a III” znajduje się na s. 14 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Jak pokonać smok(g)a III” na s. 14 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Protestujący vs rządzący nad Sekwaną. Każdy protestuje w swojej sprawie, na swój sposób i po swojej stronie ulicy

Ruch protestacyjny nie ma jednego, wyrazistego lidera. Polityczna opozycja nie potrafi zagospodarować społecznego niezadowolenia. Społeczni kontestatorzy zaś nie mają swojej reprezentacji politycznej.

Zbigniew Stefanik

Wiosna rozpoczęła się nad Sekwaną pod znakiem protestów społecznych. Społeczno-gospodarcze reformy prezydenta Emmanuela Macrona i podległego mu rządu Edouarda Philippe’a spotykają się z coraz większym oporem społecznych grup, które zostały objęte owymi reformami. 22 marca tego roku we wszystkich większych miastach francuskich odbył się protest francuskich urzędników, zarówno pracujących dla administracji centralnej, jak i zatrudnionych w administracjach samorządowych. Na ulice w całej Francji wyszło ponad trzysta tysięcy ludzi. Od początku kwietnia tego roku przeciwko przeprowadzanej przez rząd Edouarda Philippe’a reformie francuskiej kolei protestują i strajkują kolejarze, a protest ten organizuje pięć ich największych związków zawodowych: CFDT, UNSA, CGT Sud Railles i FO.

Protestują również studenci, pracownicy służby zdrowia i wymiaru sprawiedliwości, pracownicy sektora opieki nad ludźmi starszymi i niepełnosprawnymi, pracownicy sektora energetycznego… Przedstawiciele coraz większej liczby grup zawodowych i społecznych domagają się poprawy warunków bytowych i pracowniczych. W styczniu tego roku swoje niezadowolenie w formie zorganizowanej wyrazili pracownicy francuskiej służby więziennej, policjanci i inni pracownicy służb porządkowych. Strajkowali pracownicy przedsiębiorstw oczyszczających i pracownicy Air France. Na ulice wyszli emeryci. Wszyscy oni coraz częściej i liczniej sprzeciwiają się prowadzonej nad Sekwaną przez Emmanuela Macrona i podległy mu rząd Edouarda Philippe’a polityce. (…)

Od czasu objęcia urzędu przez Emmanuela Macrona nastąpiły duże zmiany we francuskim prawie pracy, nowelizacja prawa antyterrorystycznego, reforma oskładkowania emerytur (csg), reforma fiskalna, likwidacja podatków lokalnych, reforma szkolnictwa wyższego, polityki społecznej, znaczne zmiany w systemie przekwalifikowania zawodowego pracowników, reforma policji i utworzenie nowej służby mundurowej, nowelizacja francuskiego prawa imigracyjnego i azylanckiego, reforma kolei. Na ten rok są planowane: reforma służby zdrowia, emerytalna i reforma francuskiego zakładu ubezpieczeń społecznych Carsat i francuskiego narodowego funduszu zdrowia Sécurité Sociale.

Tak wielką liczbę reform nad Sekwaną, jak i tempo ich wprowadzania zapewne w dużej mierze tłumaczy kalendarz wyborczy. W roku 2018, jako jedynym roku kadencji Emmanuela Macrona i podległego mu rządu, nie odbędą się we Francji żadne ogólnokrajowe wybory. Od roku 2019 zaś wybory nad Sekwaną będą następowały co kilka miesięcy do końca obecnej kadencji, co niewątpliwie skomplikuje proces wprowadzania reform. Stąd, jak można się domyślać, wynika dla rządzących polityczna konieczność wprowadzenia zaplanowanych zmian w roku bieżącym. (…)

Protestujący nie mają ponadto wspólnej reprezentacji, która negocjowałaby w imieniu wszystkich. Nie mają jej nawet poszczególne grupy zawodowe. Każdy związek zawodowy na własną rękę podejmuje albo nie podejmuje negocjacji z rządzącymi; każdy działa zgodnie ze swoją własną strategią i usiłuje osiągnąć swoje własne cele, co wpisuje się w występującą we Francji widoczną między tymi związkami rywalizację. Związki zawodowe nie współpracują ze sobą i niezwykle trudno im ustalić jakiekolwiek wspólne działanie czy akcję protestacyjną, co w sposób oczywisty obraca się na korzyść rządzących.

Nad Sekwaną nie występuje tak zwana konwergencja protestów. Każda grupa zawodowa protestuje w swojej sprawie, w swoim czasie, na swój sposób i po swojej stronie ulicy, co zdecydowanie osłabia możliwość oddziaływania na rządzących tych, którzy kontestują ich decyzje czy reformy. Ruch protestacyjny nie ma jednego, wyrazistego lidera czy nawet kilku wyrazistych liderów. Co więcej, polityczna opozycja nie potrafi zagospodarować społecznego niezadowolenia. Społeczni kontestatorzy zaś nie mają swojej reprezentacji politycznej. Związki zawodowe kojarzone z lewicą stanowczo odcinają się od politycznych ugrupowań lewicowych nad Sekwaną. Jean-Luc Mélenchon, lider i przywódca skrajnie lewicowego ugrupowania France Insoumise, coraz częściej nie jest mile widziany na manifestacjach przez ich uczestników. (…)

Protesty i niezadowolenie we Francji będą narastały, jednak w niczym nie przeszkodzi to rządzącym. Podzielony i niespójny ruch kontestacyjny nie jest w stanie przeprowadzić akcji protestacyjnych na skalę mogącą zagrozić obozowi władzy.

Najprawdopodobniej do punktu kulminacyjnego społecznych protestów we Francji dojdzie na jesieni tego roku i potrwają one do końca zimy roku przyszłego, albowiem będzie to czas, kiedy rząd Philippe’a będzie reformował francuski system emerytalny, a tą reformą mają zostać objęte wszystkie grupy zawodowe i społeczne. Jednak trudno obecnie sobie wyobrazić, aby nie współpracujące i rywalizujące między sobą związki zawodowe były w stanie zahamować reformę emerytalną czy w jakikolwiek sposób w jej wprowadzaniu przeszkodzić.

Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Próba sił nad Sekwaną” znajduje się na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Próba sił nad Sekwaną” na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

 

Teresa Wójcik: Ameryka będzie chciała zablokować budowę Nord Stream II

Gość Poranka WNET opowiedziała o prowokacji dziennikarskiej portalu Energetyka24.com oraz o rozpoczęciu budowy rurociągu Nord Stream II.

Pracownicy portalu Energetyka24.com wymyślili fikcyjnego dziennikarza Piotra Niewiechowicza i sprawdzili, ile fikcyjny przedstawiciel świata mediów jest w stanie ugrać. Jak się okazuje to sporo. Nieistniejący dziennikarz wyciągnął wrażliwe informacje i lobbował u opozycji. Wystarczyło konto na Twitterze i mail.

Redaktorka mówiła również o projekcie budowy Nord Stream II. Zdaniem Teresy Wójcik, niezwykle trudno będzie powstrzymać budowę rurociągu, która godzi w interesy naszego państwa:

  „Łatwiej potrzymać prace na lądzie niż na dnie morza. Budowa już ruszyła, maszyny kopią rowy. Myślę, że powstrzymanie budowy będzie bardzo trudne. Mogłoby to się udać, gdybyśmy przestrzegali prawa unijnego oraz gdyby Ameryka zaczęła bardziej się przeciwstawiać realizacją tego projektu. Z poufnych źródeł dowiedziałam się, że ten nacisk stanie się niebawem silniejszy. Może on objawić się w świecie finansów. Stany Zjednoczone wciąż są potęgą w zakresie międzyarkadowych instytucji finansowych. Myślę, że obecna administracja amerykańska jest na tyle zdeterminowana, że może zablokować możliwość obrotu finansowego”.

Amerykanie będą chcieli zablokować budowę Nord Stream II, ponieważ chcą zarobić na handlu paliwami na rynku europejskim oraz mają na Starym Kontynencie swoje interesy polityczne. „Donald Trump nie może pozwolić sobie na to, aby Rosja wchodziła do Europy tak szerokim frontem, jak to się teraz dzieje”.

Teresa Wójcik zauważyła, że charakter współpracy Niemiec i Rosji przy budowie Nord Stream II jest partnerski: „Nikt w tym układzie nie dominuje, dlatego jest on tak niebezpieczny”.

Dla niemieckiej gospodarki jest to bardzo intratna współpraca. Ponad 7000 ichniejszych firm zarabia na rosyjskim rynku. Teresa Wójcik mówiła także o działaniach Gazpromu, który coraz bardziej jest zainteresowany rynkiem hinduskim.

JN

Ogromny import węgla to WSTYD narodowy, a nawet HAŃBA dla rządzących / Marek Adamczyk, „Śląski Kurier WNET” 47/2018

Zawsze zdolności wydobywcze polskiego przemysłu węglowego są najmniejsze w czasie trwania koniunktury, a największe, kiedy ceny węgla szorują po dnie i na jego wydobyciu ponosimy ogromne straty.

Marek Adamczyk

Wstyd i hańba

Górnictwo węgla kamiennego w Polsce to dziedzina przemysłu, w której od 1990 roku, czyli od początku transformacji gospodarczej, nie mieliśmy dobrego gospodarza. Wydawało się, że rząd dobrej zmiany wreszcie przełamie tę fatalną passę i dokona cudu ekonomicznego, wyzwalając sektor z organizacyjnej niemocy. Niestety po 2,5 roku rządów, kiedy to obecni ministrowie w pełni odpowiadają za swoje decyzje (ze względu na ponad 2-letni cykl inwestycyjny w tej branży), mogę powiedzieć, że jest bardzo źle. I choć wyniki finansowe górnictwa są na tę chwilę dodatnie (ponad 3,6 mld zł netto), to czarne chmury nad nim gromadzą się szybciej niż nam się wydaje.

Obecne, świetne wyniki finansowe, są w ponad 95% wynikiem wzrostu cen węgla na rynkach światowych, a nie decyzji ministrów.

Polska nie ma w ogóle możliwości wpływu na ten rynek, ze względu na około jednoprocentowy (1%) udział w światowym wydobyciu. O wszystkim decyduje rynek w Azji Południowo-Wschodniej, przede wszystkim Chiny, a wkrótce również Indie. Niestety nasz udział w rynku węgla z każdym rokiem maleje i co gorsza, zawsze zdolności wydobywcze polskiego przemysłu węglowego są najmniejsze w czasie trwania koniunktury, a największe, kiedy ceny węgla szorują po dnie i na jego wydobyciu ponosimy ogromne straty.

To nie jest przypadek! Skoro nie możemy wpływać na ceny węgla na rynkach światowych, to czy możemy chociaż po części je przewidzieć, by w pełni korzystać z okresu hossy i przygotować się na nadejście bessy? Całą sytuację można porównać do małej łódki płynącej po wzburzonej rzece cen surowców energetycznych. Nie możemy płynąć po niej pod prąd, musimy płynąć z prądem i tak nią sterować, wykorzystując meandry rzeki, aby jak najmniejszym nakładem sił zawsze dobić do brzegu hossy, spić tam śmietankę koniunktury i obrosnąć tłuszczem pieniędzy. To ten „tłuszczyk” pozwoliłby bezpiecznie przetrzymać czas przyszłej bessy i umożliwiłby przygotowanie frontów wydobywczych na kolejną koniunkturę.

Tak to powinno wyglądać, ale niestety tak nie jest. Zawsze na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat rządzący postępowali odwrotnie, zawsze – wbrew oczywistym faktom i moim prognozom co do przyszłych trendów – inwestowali w rozwój mocy wydobywczych w szczycie koniunktury. Skutkowało to tym, że po 2–3 latach wpadaliśmy w pułapkę bessy z największymi zdolnościami wydobywczymi i największym bagażem kredytów inwestycyjnych do spłacenia. Brak popytu na węgiel i co za tym idzie, jego niskie ceny, oznaczają jedno: straty branży. To z kolei wymusza „reformy” i uzasadnia dalszą likwidację mocy wydobywczych, czyli ograniczenie strat. I tak wkoło Macieju przez ponad 20 lat. To wszystko doprowadziło do takiej sytuacji, że Polska z wielkiego eksportera węgla stała się jego wielkim importerem. Przecież to powód do wstydu!

I tak właśnie tę sytuację określa prof. Akademii Górniczo-Hutniczej dr hab. inż. Marek Ściążko w wywiadzie pt. Import węgla do Polski. Bez nowych złóż problem będzie narastał, udzielonym portalowi wnp.pl w dniu 06.04.2018 r.: „Moim zdaniem import węgla, w szczególności dla szeroko rozumianych potrzeb energetycznych, i to z kierunku wschodniego, jest wstydem narodowym.” Import węgla do Polski w 2017 roku wyniósł około 13,3 mln ton. W branży obawiają się, że w 2018 roku i latach następnych ten import będzie się mocno zwiększał (przekroczy 15 mln ton). Tyle publicznie mógł powiedzieć pan profesor, obawiając się szykan finansowych ze strony decydentów. Ja dopowiem resztę: to nie tylko wstyd narodowy, to hańba dla rządzących!

Czy to nie powinien być powód dla dymisji ministrów odpowiedzialnych za górnictwo i energetykę? Gdzie są górnicze związki zawodowe i dlaczego milczą w tej sprawie? Tylko Bogusław Ziętek, przewodniczący Sierpnia 80, zabiera głos:

„Jest rzeczą nieprawdopodobną, że pozwalamy do kraju, który węglem stoi, wwozić 13 mln ton, głównie rosyjskiego węgla. Chcę przypomnieć, że w czasach poprzedniej koalicji PO-PSL wielkość ta osiągnęła 10 mln ton i na granicach stanęły blokady. Dziś w Polsce zaczyna brakować naszego własnego surowca. Import rośnie i nic nie zapowiada, aby miało się to zmienić. I nikt nic z tym nie robi” – cytat pochodzi z tego samego co wcześniej artykułu.

Mam nadzieję, że odpowiedzialny za wszystko premier Mateusz Morawiecki pochyli głowę nad tym tematem i poważnie zajmie się problematyką górnictwa węgla kamiennego w oparciu o analizę zmian wielu kluczowych wskaźników ekonomiczno-politycznych. Mam nadzieję, że weźmie on pod uwagę nie tylko zysk polskiego górnictwa wypracowany w latach 2016 i 2017, ale przede wszystkim rozliczy ministrów z powodu niewłaściwego przejęcia zarządzania górnictwem – bez wykonania audytów na poziomie ministerstw (w gestii których uprzednio były kopalnie) oraz rozliczy z powodu niewykonania planu wydobycia węgla (utracony zysk) w tym okresie (wydobycie węgla w polskich kopalniach spadło w 2017 roku o 6,5%, do około 66 mln ton), a także z powodu braku rozliczenia audytów na poziomie spółek węglowych.

I wreszcie mam nadzieję, że wskaźnik bezpieczeństwa energetycznego i suwerenności energetycznej Polski będzie jednym z najważniejszych branych pod uwagę przy podejmowaniu kluczowych decyzji w tym zakresie. Przypomnę tutaj, że do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku wynosił on 0,98, by w 2005 roku spaść do 0,85. Ile wynosi obecnie? Nie wiem. Wiedzę na ten temat posiada Ministerstwo Energii. Jednakże z ogólnych danych wynika, że z każdym rokiem bezpieczeństwo energetyczne kraju spada.

Import węgla do Polski rośnie w dramatyczny sposób. O ile w 2015 i 2016 roku wyniósł około 8,2 mln ton, to w 2017 roku wzrósł do 13,4 mln ton. Przewiduje się, że w latach następnych import przekroczy 15 mln ton. To kompletna porażka rządu, to efekt niezrealizowania obietnic wyborczych PiS-u z początku 2015 roku, złożonych osobiście przed kopalnią „Pokój” w Rudzie Śląskiej przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Jarosław Kaczyński obiecał wówczas, że każda złotówka przeznaczona przez koalicję PO-PSL na likwidację kopalń (chodziło wtedy o 2 mld złotych) po wygraniu przez PIS wyborów zostanie przeznaczona na zwiększenie mocy produkcyjnych w polskim górnictwie.

Gdyby dotrzymano obietnic, polskie górnictwo wkroczyłoby z większymi zdolnościami produkcyjnymi w okres koniunktury 2016/17 i całkowicie zaspokoiło rynek krajowy, eliminując węgiel importowany do naszego kraju. Większa produkcja, o co najmniej 10 mln ton, oznaczałaby obniżkę kosztów wydobycia, czyli pozwoliłaby na znaczące powiększenie zysków nie tylko kopalń, ale również producentów sprzętu górniczego pracujących na rzecz przemysłu górniczego. Przy racjonalnej gospodarce nie doszłoby również do skandalicznych decyzji o likwidacji kopalń „Krupiński” i „Makoszowy” z ogromnymi zasobami węgla koksowego w tej pierwszej i bardzo dobrego węgla energetycznego w tej drugiej.

O tym, że kopalnia „Krupiński” ma ogromny potencjał do wygenerowania zysku rzędu 10 mld złotych z eksploatacji pokładu 405/1 świadczą starania angielskiej firmy Tamar o przejęcie kopalni ze spółki SRK.

Jej biznesplan zakłada eksploatowanie wyłącznie pokładów węgla koksowego, których rok wcześniej nie chciał zauważyć Minister Energii, pomimo licznych monitów ze strony OKOPZN. Czas najwyższy naprawić błędne decyzje rządzących, i to nie poprzez sprzedaż majątku podmiotom zagranicznym. To Naród jest właścicielem zasobów naturalnych i zyski z ich wydobywania muszą zostać w całości w kraju. W związku z tym „Krupińskiego” i inne kopalnie powinny przejmować polskie firmy, najlepiej te w 100% państwowe lub takie, w których państwo polskie zachowuje pakiet kontrolny.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Wstyd i hańba” znajduje się na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Wstyd i hańba” na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Akademia po Szychcie w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu: „Państwowa Kopalnia Węgla »Brzeszcze« w Brzeszczach”

„Ta kopalnia stanowi przedmiot specjalnego zainteresowania i powoduje publiczne wystąpienia zarówno konkurencji, jak i ze strony zasadniczych przeciwników »etatyzmu«” (PKW Brzeszcze, Kraków 1937).

Zenon Szmidtke

Tegoroczny cykl prelekcji „Akademia po Szychcie”, organizowanych przez Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, zatytułowany Górnictwo w Drugiej Rzeczypospolitej. W stulecie odzyskania Niepodległości, poświęcony jest kopalniom (węgla kamiennego, soli, ropy naftowej), które były „perłami w koronie II RP” – ze względu na skalę produkcji, innowacyjność, historyczne tradycje, duży udział właścicielski kapitałów polskich: państwowych i prywatnych. W dniu 27 marca br. drugą z kolei prelekcję w ramach wspomnianego cyklu, Państwowa Kopalnia Węgla „Brzeszcze” w Brzeszczach, wygłosiła Dorota Połedniok, kierowniczka Zespołu Relacji z Otoczeniem w TAURON Wydobycie SA. (kopalnia „Brzeszcze” obecnie wchodzi w skład tej spółki).

Hala maszyn kopalni „Brzeszcze”; ze zbiorów Archiwum Kopalni „Brzeszcze”, autor nieznany

Za prelegentką chciałbym przytoczyć informacje o najważniejszych i najciekawszych, zdaniem autora niniejszej relacji, aspektach funkcjonowania kopalni „Brzeszcze” w okresie międzywojennym:

  • W dwudziestoleciu międzywojennym Państwowa Kopalnia Węgla „Brzeszcze” była jedynym czynnym przedsiębiorstwem węglowym pozostającym całkowicie w rękach rządu RP. „Ta właśnie kopalnia stanowi przedmiot specjalnego zainteresowania i powoduje publiczne wystąpienia zarówno konkurencji, jak i ze strony zasadniczych przeciwników »etatyzmu« (Państwowa Kopalnia Węgla „Brzeszcze”, Kraków 1937, s. 6).
  • W czasach II RP w kopalni „Brzeszcze” pracowały maszyny wydobywcze o łącznej mocy 2740 KM równej mocy silników 5 samochodów marki Ferrari F430.
  • W przeliczeniu na obecne złotówki nakłady inwestycyjne w czasach II RP sięgały 217,5 mln zł.
  • Na terenie Brzeszcz działała filia Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet, na czele którego stała Zofia Moraczewska – żona premiera Jędrzeja Moraczewskiego. ZPOK był polską organizacją feministyczną, popierającą politykę Józefa Piłsudskiego. Do głównych celów Związku należały m.in. walka o zwiększenie aktywności kobiet w życiu publicznym i zrównanie płac kobiet i mężczyzn.

Artykuł Zenona Szmidtkego pt. „Akademia po Szychcie. Państwowa Kopalnia Węgla »Brzeszcze« w Brzeszczach” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zenona Szmidtkego pt. „Akademia po Szychcie. Państwowa Kopalnia Węgla »Brzeszcze« w Brzeszczach” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Projekt Sarmatia transportu ropy naftowej. Przez ponad 10 lat nie doczekał się realizacji. Czy są jeszcze na to szanse?

W 2007 r. doszło do powołania spółki Polski, Ukrainy, Gruzji, Litwy i Azerbejdżanu o nazwie Sarmatia dla budowy korytarza transportu ropy łączącego Morze Kaspijskie z morzami Czarnym i Bałtyckim.

Mariusz Patey

Na Ukrainie powstał plan wybudowania infrastruktury przesyłowej łączącej złoża ropy naftowej w rejonie Morza Kaspijskiego z wybrzeżem Morza Czarnego. W 1993 r prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk wydał rozporządzenie o budowie w Odessie terminala naftowego, który miał odbierać między innymi ropę z basenu Morza Kaspijskiego. W tym czasie Ukraina była znaczącym przetwórcą ropy naftowej i producentem produktów ropopochodnych.

W 1996 r. została podjęta decyzja o połączeniu istniejącej infrastruktury przesyłowej ropy naftowej wschód-zachód z terminalem naftowym w Odessie. W 2002 roku, już za prezydentury Leonida Kuczmy, zakończono budowę ropociągu Odessa-Brody. Ciekawe, że cały projekt został sfinansowany ze środków państwa ukraińskiego.

W 2003 r. Komisja Europejska uznała ten projekt za ważny dla bezpieczeństwa energetycznego UE, jej sąsiadów i krajów partnerskich. Polska od początku wykazywała zainteresowanie projektem. Jednak w 2004 r. ropociągiem zaczęła płynąć ropa rosyjska do terminala przeładunkowego w Odessie. (…)

Ryc. 1. Trasa projektowanego ropociągu. Źródło: Sarmatia Sp. z o.o.

Jak widzimy, trasa ropociągu biegnącego z Azerbejdżanu przez Gruzję (ryc. 1) kończy się terminalem przeładunkowym w Supsie, potem ropa naftowa tankowcami transportowana jest do portu w Odessie, a następnie ropociągiem ma docierać do rafinerii w Polsce, Słowacji, Czechach i Niemczech.

Lekka ropa z Morza Kaspijskiego jest bardziej wydajnym surowcem i nie wymagającym tak kosztownego procesu odsiarczania jak gatunki ropy ciężkiej (na przykład typu Ural), która jest głównym surowcem (jeszcze do niedawna 90% całego wolumenu zakupów) importowanym na do rafinerii Orlenu w Płocku.

Przeciwnicy projektu podkreślają jednak wyższą cenę surowca azerskiego czy irańskiego i wyższe koszty transportu wynikające chociażby z konieczności podwójnego przeładunku. Ceny surowców podlegają jednak dużym fluktuacjom i trudno dziś przewidzieć, jak będzie wyglądać relacja cenowa ropy typu „Ural” do gatunków wydobywanych w obszarze Morza Kaspijskiego.

Drogi morskie, dotychczas wykorzystywane do transportu ropy do Polski, są obarczone ryzykiem związanym z określoną przepustowością cieśnin, którymi już teraz przepływa zbyt duży tonaż ładunków. Na dzień dzisiejszy prawdą jest, że transport morski jest poważną konkurencją dla korytarzy lądowych. Korytarz transportowy północ-południe ma jednak istotny walor bezpieczeństwa, dając przy tym możliwość dywersyfikacji kierunków dostaw ropy. Trudna do przewidzenia w najbliższych latach polityka Kremla wobec krajów naszego regionu jest ważnym argumentem przemawiającym za kontynuacją tego projektu. Istotna jest dla odbiorców ropy docierającej tą drogą stabilność krajów tranzytowych i poradzenie sobie z zagrożeniami płynącymi z zewnątrz.

Innym problemem jest brak podpisanych długoterminowych umów z potencjalnymi dostawcami surowca. Jednak dziś, przy coraz większym udziale giełd, tzw. transakcji spotowych oraz sporej podaży surowca, nie należy się spodziewać braku chętnych do sprzedaży. Także istnieje obawa, że minimum opłacalności, tj. 10 mln ton transportowanej ropy rocznie, będzie niemożliwa do ulokowania na rynku polskim i innych rynkach regionu.

Niestety w dużej części o kierunku zakupów decydują wybory polityczne. W przypadku Polski czynnik polityczny powinien sprzyjać projektowi Sarmatia. Może jednak wystąpić problem (do przełamania) niechęci największego gracza w regionie, tj. petrochemii Płocku, do zakupów większych ilości surowca innego niż Ural.

Zainwestowano bowiem w przeszłości w drogie instalacje odsiarczające o określonych mocach przerobowych, które w przypadku zmniejszenia zakupów dotychczasowego gatunku ropy dłużej się będą amortyzowały. Polskie rafinerie (Orlenu w Płocku i Lotosu w Gdańsku) przy założonych odbiorach do 30% innych gatunków niż Ural w miksie mogłyby przerabiać między 4 mln a 8 mln ton ropy kaspijskiej Azeri Light bez szkody dla swych marż rafineryjnych. Być może także i inne rafinerie kontrolowane przez polskie spółki (Możejki) mogłyby być potencjalnie zainteresowane zakupami. Szacunki muszą być jednak ostrożne, nie należy zapominać, że ropa od dostawców światowych może docierać alternatywnymi drogami przez terminale naftowe nad Adriatykiem i Bałtykiem. Nie umniejsza to jednak znaczenia projektu Sarmatia. (…)

Ciekawie także przedstawia się mapa europejskich ropociągów. Wskazuje ona na mocną zależność Europy Środkowo-Wschodniej od jednego kierunku dostaw, natomiast Europa Zachodnia ma znacznie lepiej zdywersyfikowane kierunki zaopatrzenia. Prawdą jest, że Polska dzięki naftoportowi w Gdańsku może skutecznie obronić się przed hipotetycznym problemem gwałtownego zmniejszenia podaży rosyjskiej ropy. W Niemczech Wschodnich jest rafineria Leuna o przerobie 12 mln ton ropy rocznie, należąca do koncernu Total. Ropę importuje głównie przez ropociąg Przyjaźń.

Hipotetyczni odbiorcy ropy kaspijskiej mogą się znaleźć w Czechach (Unipetrol należący do Orlenu), na Litwie (Możejki) i w Niemczech (Leuna). Trudno obecnie liczyć na Słowację, gdzie znajduje się rafineria kontrolowana przez węgierski koncern MOL, ze względu na silne więzi kooperacyjne, a także związki polityczne z Rosją.

Ciekawą opcją byłaby budowa po stronie ukraińskiej rafinerii położonej na drodze przebiegającego ropociągu. Ukraina bowiem obecnie jest dużym importerem produktów ropopochodnych produkowanych głównie w białoruskich rafineriach. Z przyczyn politycznych chciałaby zapewne być mniej uzależniona od rosyjskiego surowca. Ciągle mała przejrzystość państwa nie wpływa odstraszająco na potencjalnych inwestorów z zagranicy. Jest jednak nadzieja, że podejmowane ostatnio próby reform tego kraju przyniosą pozytywne zmiany.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Projekt Sarmatia transportu ropy. Szanse realizacji” znajduje się na s. 10 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Projekt Sarmatia transportu ropy. Szanse realizacji” na s. 10 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Górnicy zaczynają powątpiewać w sens szukania pomocy u związkowców, skoro wszystkie decyzję podejmują związki zawodowe

Najwyraźniej coś z czasem przestało się zazębiać. Przecież związki zawodowe powinny stanowić tarczę ochronną dla pracownika i taką tarczą były. Co się stało, że ludzie tracą zaufanie do związkowców?

Tadeusz Puchałka

W „Biuletynie Informacyjnym Związku Zawodowego Jedność” czytamy między innymi: „Co to za oddział, w którym związkowcy decydują, kto powinien dostać wyższą grupę zaszeregowania lub zostać skierowany na specjalistyczny kurs?”.

– Na pozór wszystko jest w porządku, jednak znów dochodzi do czegoś na wzór „ręka rękę myje”. Górnicy twierdzą, że nagradzani są nie ci, którzy na to zasługują. Tego rodzaju sytuacje powodują, że zwyczajnie tracą motywację do efektywniejszej pracy, bo i tak „koleś kolesia” na stołku będzie się piął do góry. Warto się zastanowić nad tym problemem i za wszelką cenę doprowadzić do zakończenia tego szkodliwego działania. Pamiętajmy, że górnictwo to wyjątkowo wrażliwa profesja. Brak jedności w brygadzie to potencjalne zagrożenie. Sygnały, które odbijają się echem od górniczych wyrobisk i coraz częściej wydostają się na powierzchnię, każą nam reagować. Po to w końcu jesteśmy.

Trudno przytoczyć wszystkie bolączki, które zostały wymienione w biuletynie. Trudno też uwierzyć, że ludzie w dzisiejszych czasach są nadal zastraszani, że spotykają ich groźby przeniesienia w bardzo oddalone od miejsca zamieszkania miejsca za chociażby brak zgody na płacenie składek związkowych.

To przerażające, że ojciec rodziny traci pracę w wyniku zwolnienia lub przeniesienia do tak dalekiej od domu kopalni, że nie ma jak tam dojechać i musi zrezygnować z pracy. Pamiętajmy, że to nie czasy PRL-u, gdzie autobusy pracownicze zabierały pracowników niemalże spod domu i tam po zakończeniu pracy odwoziły. Trudno zrozumieć piękne hasła wykrzykiwane w mediach, jakoby państwo prowadziło szeroko zakrojoną politykę prorodzinną, kiedy nikt nie przejmuje się losem górniczych rodzin. Skoro jednak ludzie zaczynają narzekać, należy przyjrzeć się zjawisku bliżej, zanim będzie za późno.

W normalnie działającej firmie, mówią górnicy, powinno się każdemu zatrudnionemu zapewnić bez względu na przynależność związkową uczciwą ścieżkę kariery. Stawki zaszeregowania powinny iść w parze z jego wkładem pracy, zaangażowaniem, wiedzą i doświadczeniem.

Górnikom marzą się przełożeni, którzy potrafiliby odpowiednio docenić i ocenić swojego podwładnego. Czas najwyższy, aby dyrektor mógł samodzielnie podejmować decyzje, zwłaszcza kadrowe. Powinien istnieć zarząd, który nie ulega wpływom politycznym.

Lista postulatów górniczych załóg jest długa i aż trudno uwierzyć, że takie sprawy muszą być przedmiotem dyskusji. Skoro jednak problemy istnieją, dyskusja musi zostać podjęta.

O górniczych problemach, a także losach ich rodzin, będziemy informować. Nie powinno to nikogo dziwić, bowiem górnictwo, jak kultura, jest jednym z filarów naszej tożsamości.

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Prosto z przekopu” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Prosto z przekopu” na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Jak zlikwidować smog za pomocą społecznego programu wykorzystania węgla, zamiast nieracjonalnego i kosztownego SMOG STOP

Przedstawię tutaj racjonalną propozycję, rozłożoną na III etapy. To program obywatelski „Polska wolna od smogu i bezpieczna energetycznie”, stworzony przez inżynierów, a nie humanistów.

Marek Adamczyk

O starcie rządowego programu SMOG STOP poinformował osobiście Polaków premier Mateusz Morawiecki na naprędce zorganizowanej konferencji prasowej. (…) Premier ocenił, że start programu STOP SMOG to „pierwszy milowy krok we właściwym kierunku”. Przyznał jednak, że walka ze smogiem trochę potrwa.

Ten decyzyjny antysmogowy blitzkrieg premiera w obliczu zagrożeń płynących ze strony UE zamienił się w dalszej części konferencji prasowej, w trakcie wystąpienia wiceministra przedsiębiorczości i technologii Piotra Woźnego, w powolny żółwi marsz: „Chcielibyśmy to zrobić w dziewięć lat. Na koniec trzeciej kadencji rządów PiS, kiedy będziemy mogli dokończyć kolejną perspektywę budżetową UE na lata 2021–2027” – powiedział. (…)

Choć jestem skromnym prowincjonalnym inżynierem, to jeszcze w czasie trwania konferencji prasowej policzyłem szybko, ilu Polaków przedwcześnie umrze z powodu tak długiego okresu realizacji programu SMOG STOP. Skoro aktualnie umiera rocznie z powodu smogu ok. 45 tys. Polaków, to zakładając, że środki wydawane na ten cel będą rozłożone w czasie równomiernie, życie przedwcześnie straci w tym czasie ok. 181 tys. osób (± 10%).

Na program eliminacji smogu z niskiej emisji (tej do 40 metrów) w ciągu 9 lat rząd zamierza wydać łącznie ponad 210 mld złotych, w tym na wymianę starych pieców na tzw. 5 klasę, a docelowo Ecodesign – około 70 mld złotych oraz na głęboką termomodernizację budynków około 140 mld złotych. Są to ogromne sumy pieniędzy, ale okazuje się, że technicznie program jest dziurawy jak sito i nie umożliwia wyeliminowania z powietrza wszystkich szkodliwych substancji, w tym tlenków siarki i metali ciężkich (np. rtęci). (…)

Czy proponowane w programie SMOG STOP rozwiązania techniczne są więc właściwe? Ja mam wątpliwości i dlatego przedstawię tutaj zupełnie inną, a przy tym racjonalną propozycję, rozłożoną na III etapy. To program obywatelski „Polska wolna od smogu i bezpieczna energetycznie”, stworzony przez inżynierów, a nie humanistów. Program powstał w celu uczczenia 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

Pierwszy etap zakłada likwidację smogu w całym kraju w ciągu dwóch, a nie dziewięciu lat, jak to jest zapisane w rządowym programie SMOG STOP. Uzyskamy to poprzez częściowe przystosowanie małych pieców do nowych warunków spalania oraz poprzez zastosowanie sorbentu ER1 jako dodatku do spalanych paliw stałych (w ilości 2% wagi wsadu) i – co jest bardzo ważne – poprzez zmianę techniki palenia z tzw. oddolnego na spalanie od góry (współprądowe).

Drugi etap, trwający od 3 do 8 lat, to budowa w pobliżu kopalń instalacji chemiczno-energetycznych do produkcji paliwa bezdymnego, tzw. prakoksiku, i zastąpienie nim wszystkich rodzajów paliw stałych opartych na węglu. Cel główny tego etapu to dostarczenie odbiorcom taniego (około 600 zł brutto za tonę) i superekologicznego paliwa do wszystkich rodzajów pieców na paliwo stałe. Cel drugi to poszerzenie oferty handlowej polskiego górnictwa o produkt wysokomarżowy. Cel trzeci to pozostawienie Polakom swobody decyzji co do wyboru terminu wymiany ich własnego pieca (po jego całkowitym zużyciu technicznym) na nowy i tani, np. 3 klasy, za 3 000 złotych. Po zastosowaniu prakoksiku każdy piec będzie spełniał zaostrzone kryteria emisji spalin.

Trzeci etap (dla większości, w tym także dla wielu profesorów, to bajka), rozpoczynający się od 10 roku, od momentu startu naszego programu, to przemysłowe procesowanie (zgazowanie) węgla pod ziemią w celu uzyskania bardzo taniego „błękitnego paliwa” – syngazu – i zastąpienie nim w sposób dobrowolny wszystkich dotychczas używanych paliw stałych. Cel główny tego etapu to likwidacja ubóstwa energetycznego i poprawienie jakości życia obywateli naszego kraju oraz uzyskanie zdolności do generowania ogromnych zysków dla Polski z eksploatacji tego bogactwa w sposób ekologiczny.

Cały artykuł Marka Adamczyka pt. „Jak pokonać smok(g)a? III” znajduje się na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Jak pokonać smok(g)a? III” na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl