Bogdan Szafrański: Relacje Trumpa z amerykańską finansjerą są dość chłodne

Bogdan Szafrański o największych przedsiębiorstwach finansowych w Stanach Zjednoczonych, które są również udziałowcami FED (amerykański System Rezerwy Federalnej).


W kontekście polityki FED i banków gość Poranka WNET mówi na temat stosunków owych podmiotów z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Szafrański przedstawia także wpływ amerykańskiej finansjery na
światową gospodarkę oraz elit na krajową politykę.

Jerzy Kwieciński minister inwestycji, Jacek Ozdoba, Marek Zuber oraz Andrzej Potocki w Popołudniu Wnet

Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach od 16:00 do 18:00 na www.wnet.fm oraz na 87.8 FM w Warszawie, a także 95.2 FM w Krakowie. Więcej audycji: https://wnet.fm/ramowka/

Goście Popołudnie Wnet:

16:00 Jacek Ozdoba – radny m.st. Warszawa, Prawo i Sprawiedliwość;

16:30 Andrzej Potocki – dziennikarz tygodnia Sieci;

16:45 Arek Szcześniak – prezes stowarzyszenia „Stop Bankowemu Bezprawiu”;

17:05 Marek Zuber ekonomista i Marek Siudaj dziennikarz Gazety Bankowej;

17:35 Jerzy Kwieciński – minister inwestycji i rozwoju


Prowadzący: Łukasz Jankowski

Realizator: Dariusz Kąkol


Część pierwsza:

Jacek Ozdoba: jak wygląda polityka budżetowa Warszawy oraz realizacja obietnic Rafała Trzaskowskiego z kampanii wyborczej;

Część druga:

Andrzej Potocki: o zaletach śmigłowców Black Hawk, które rząd zamówił dla polskiej armii, ale zbyt małej liczby zamówionych maszyn;

Część trzecia:

Arkadiusz Szcześniak: o odpowiedzialności banków za kryzys z kredytami frankowymi oraz nieadekwatności rozwiązań zapisanych w prezydenckiej ustawie o pomocy części „frankowiczów”;

Część czwarta:

Marek Zuber i Marek Siudaj: Podsumowywali tego roczną edycję światowego forum ekonomiczne w Davos, znaczenia Brexitu dla polskiej gospodarce oraz czym są tzw. kredyty frankowe;

Część piąta:

Jerzy Kwieciński: jakie będą konsekwencje bezumownego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE ale polskiej gospodarki oraz dla budżetu Unii Europejskiej, o współpracy z samorządami wojewódzkimi przy absorpcji środków unijnych oraz wizji wprowadzenia waluty euro w Polsce;

Sejm bliżej przyjrzy się aferze Get Back S.A. Jest zgoda na powołanie nadzwyczajnej podkomisji

W czwartek sejmowa komisja finansów publicznych na wiosek posłów opozycji oraz przedstawicieli poszkodowanych powołała specjalną podkomisję, która będzie badać kulisy afery wrocławskiego windykatora.

Przedstawiciele stowarzyszenia poszkodowanych obligatariuszy GetBeck S.A. od kilku miesięcy zgłaszali zastrzeżenia do pracy urzędów państwowych wyjaśniających kulisy afery i prosili posłów o bardziej szczegółowe przyjrzenie się działaniach instytucji państwowych w tej sprawie. Pod szczególnie ostrą krytyką znalazł się urząd Komisji Nadzoru Finansowego, który jest oskarżany nie tylko przez poszkodowanych,ale również przez cześć posłów koalicji rządzącej o zbyt powolne działania.

Działania posłów w komisji finansów publicznych spotkały się z przychylnym przyjęciem przez środowiska skupiające poszkodowanych. W Popołudniu Wnet Rafał Momont ze stowarzyszenia poszkodowanych obligatariuszy GetBack S.A. podkreślił, że taka komisja pomoże w dochodzeniu sprawiedliwości przez pokrzywdzonych.

Jak podkreślił na posiedzeniu komisji finansów publicznych Janusz Szewczak z PiS urzędnicy KNF od ponad dwóch miesięcy nie mogą dostarczyć ogólnego sprawozdania z działań w sprawie GetBack S.A., a informacje przekazywane przez KNF nie są wystarczające.

Nawet przedstawiciel Najwyższej Izby Kontroli wskazywał, że w czasie kontroli prowadzeniem w KNF, były przejściowe kłopoty z dostępem do audycji KNF-u w jednym z banków prowadzących intensywną sprzedaż obligacji wrocławskiego windykatora.

Powołana nadzwyczajna podkomisja będzie mogła pracować w trybie niejawnym i ułatwić uzyskiwanie informacji o pracach KNF-u oraz prokuratury w ramach prowadzonych postępowań. Przedstawiciele poszkodowanych liczą, że w wyniku prac uda się wyjaśnić niektóre wątki afery.

We wniosku przygotowanym przez Paulinę Hennig-Kloskę wskazano na proceder kupowania znacznie powyżej wartości kupowanych długów. Jak podkreślają przedstawiciele poszkodowanych taki proceder dotyczył również innych baków.

 

Stodolak: Reformom Maria Draghi zarzuca się brak przejrzystości oraz to, że były zbyt pochopne

Europejski Bank Centralny nie ujawnienia nazw banków, które skorzystały na polityce Draghiego w czasie kryzysu w Grecji i Italii. A robił wszystko, żeby im pomóc, do dodruku pieniędzy włącznie.

Sebastian Stodolak, ekspert z „Dziennika-Gazety Prawnej”, goŝć Poranka WNET przybliża sylwetkę dyrektora Europejskiego Banku Centralnego, Maria Draghiego. Drghi zaczynał jako prosty profesor ekonomii, później w latach 1984–1990 pełnił funkcję dyrektora wykonawczego w Banku Światowym, wrócił do Włoch, gdzie został dyrektorem Departamentu Skarbu, później do 2001 zajmował stanowisko dyrektora wykonawczego Skarbu Państwa, od 1993 kierował jednocześnie komisją ds. prywatyzacji.

Draghiemu zarzucano, że związani z nim ludzie z Goldman Sachs przez nieuczciwe porady doprowadzili do zaognienia kryzysu w Grecji, jednak według Stodolaka robił on wszystko, by ulżyć południowym krajom, głównie przez dodruk pieniędzy oraz wykupywanie obligacji z rąk prywatnych przez EBC, żeby usprawnić rynek bankowy i dać czas pogrążonym w kryzysie krajom na reformy. Reformy oceniono dość pozytywnie, jednak krytycy zarzucają, że decyzje podjęte przez Draghiego były podjęte zbyt pochopnie, zarzucają też brak przejrzystości – EBC nie kwapi się z ujawnieniem, które banki skorzystały na polityce Draghiego

Więcej w Poranku WNET. Wysłuchaj naszej rozmowy już teraz!

mf

Adam Glapiński: Wykonam ustawę o jawności zarobków, ale będzie to ze szkodą dla Narodowego Banku Polskiego

Prezes NBP mówi, że nie ma żadnych powodów, aby miał podać się do dymisji i podkreśla, że bank centralny jest w pełni apolityczny i całkowicie niezależny od rządu czy wpływów idących z Sejmu.

Od kilkunastu dni nie cichnie burza wokół wysokości zarobków części dyrektorów pracujących w Narodowym Banku Polskim. Szczególnie pod lupą znalazły się wynagrodzenia dyrektorki departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej, która miała zarabiać łącznie ponad 60 tysięcy złotych miesięcznie.

W poniedziałek 7 stycznia o zarobki w NBP zapytał senator z PiS Jan Maria Jackowski, który wydał oświadczenie skierowane do prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego, z pytaniem o sumy, które zarabiają jego najbliższe współpracownice. W oświadczeniu senator pyta, „czy prawdą jest, że jedna ze współpracowniczek Pana Prezesa zarabia 65 tysięcy zł. Miesięcznie, a jeżeli nie jest to prawdą, to jakie zarobki miesięcznie z uwzględnieniem wszystkich pochodnych osiąga ta osoba w NBP?”

Na list senatora Jackowskiego odpowiada prezes Glapiński, podkreślając, że obecnie mamy do czynienia z nagonką na pracowników NBP.

Martyna Wojciechowska, bo to na nią jest ta nagonka, nie wiem z jakiego powodu, może też, że jakaś związana z PiS-em w swoim życiu jako radna – ona jest wśród 14 dyrektorów, którzy zarabiają podobnie.

Prezes NBP mówił również o konsekwencjach ustawy o jawności wynagrodzeń, że – Czy to dobre będzie dla banku? Fatalnie. To fatalne dla banku. To bardzo utrudni pracę bankowi, nabór, wyróżnianie. Tu są departamenty, co mają 350 osób zatrudnienia, a są departamenty, które mają 10 osób. Zróżnicowanie jest rzeczą naturalną – mówi  Glapiński, podkreślając, że po uchwaleniu takiego przepisu może pojawić się potrzeba ujednolicenia płac wszystkich dyrektorów.

Adam Glapiński jednoznacznie stoi po stronie swoich pracowników.

– Szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor z nieznanych mi powodów. Z powodu może ich wyglądu czy czegoś innego. Haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich dziećmi, które chodzą do szkoły i przedszkola, nad ich mężami, rodzicami. Wszyscy są w Warszawie tym szalenie zbulwersowani, jak się o tym prywatnie rozmawia. Ale publicznie nikt nie zabierze głosu, tylko powtarza jakieś prymitywne, chamskie odzywki. A króluje w tym gazeta, która się mieni jakimś recenzentem elegancji, tolerancji, równości płci, itd. Nagle kobiety nie mogą zarabiać tyle, co mężczyźni? U nas w NBP jest inaczej. Połowa dyrektorek to kobiety, zawsze były – podkreślił Adam Glapiński podczas konferencji Rady Polityki Pieniężnej.

ŁAJ

Budownictwo mieszkaniowe nie odpowiada potrzebom społecznym. Zdaniem 70% Polaków to główny powód kryzysu demograficznego

Program „Mieszkanie Plus” został przyjęty niejako pokątnie – nie tylko bez żadnego planu, ale również bez żadnych konsultacji ze środowiskami profesjonalnie zajmującymi się budownictwem mieszkaniowym.

Piotr Witakowski

Głośny obecnie program określany mianem „Mieszkanie Plus” przedstawiany jest jako jeden z najważniejszych projektów rządowych. To ten program ma rozwiązać nabrzmiały w Polsce problem mieszkaniowy. Zdziwienie musi jednak budzić fakt, że program ten został przyjęty w trybie, w jakim nie był przyjmowany żaden program o tak wielkiej doniosłości. Został wdrożony niejako pokątnie – nie tylko bez żadnego planu, ale również bez żadnych konsultacji ze środowiskami profesjonalnie zajmującymi się budownictwem mieszkaniowym i z pominięciem całego dorobku wypracowanego przez nie w ubiegłych latach.

Aczkolwiek sam premier podkreśla znaczenie dostępności do mieszkania, zwłaszcza dla młodego pokolenia, przyjęte rozwiązanie ignoruje całą historię dotychczasowych starań o rozwiązanie problemu mieszkaniowego, abstrahuje od wiedzy i doświadczeń zgromadzonych w ubiegłych latach. W istocie sprowadza się do powołania działającej na zasadach komercyjnych (dla zysku) zupełnie nowej spółki BGK Nieruchomości SA – bez żadnych doświadczeń, zaplecza naukowego, badawczego i inżynierskiego – i powierzenia jej ogromnego majątku w celu rozwiązania problemu braku mieszkań w Polsce, który szacuje się obecnie na 3 mln.

Co więcej, przy realizacji programu „Mieszkanie Plus” nie ma żadnej kontroli społecznej nad racjonalnością i celowością podejmowanych przedsięwzięć budowlanych.

Środowiska zawodowe, instytucje takie jak Habitat for Humanity, spółdzielczość mieszkaniowa, Kongres Budownictwa, stowarzyszenia naukowo-techniczne skupione w NOT – wszystkie te instytucje zostały całkowicie zignorowane przy tworzeniu programu „Mieszkanie Plus”. Nowo wykreowaną, nieznaną spółkę obdarzono i pieniędzmi, i prawem do realizowania najważniejszego programu narodowego, jakim jest Narodowy Program Budownictwa Mieszkaniowego. (…)

W okresie komunistycznym ingerencja władz politycznych w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego sięgnęła absurdu. Ze szczebla centralnego nie tylko decydowano o polityce mieszkaniowej, lecz bezpośrednio ingerowano zarówno w sam proces organizacji, jak też w technologie budowlane (prefabrykacja i fabryki domów). O efektach takiej polityki świadczy fakt, że w roku 1979 zatrudnienie w budownictwie wynosiło 1372 tys. osób, z czego jedynie 98 tys. pracowało w prywatnych przedsiębiorstwach budowlanych, a tymczasem przedsiębiorstwa te oddawały do użytku – pod względem kubatury – tyle samo substancji mieszkaniowej, co cała reszta przedsiębiorstw „budownictwa uspołecznionego”, mimo że te drugie cieszyły się wszelkimi priorytetami. Zestawienie tych danych ukazuje dramatyczne skutki centralnego zarządzania w budownictwie w wydaniu komunistycznym – kilkanaście razy mniejsza wydajność pracy w porównaniu z wydajnością w niewielkiej enklawie budownictwa prywatnego – i daje świadectwo gigantycznego marnotrawstwa wysiłku społecznego. (…)

Deficyt mieszkań, który w roku 1978 wynosił 1,622 mln i w roku 1988 spadł do 1,253 mln, poczynając od roku 1990 zaczął rosnąć i w roku 2006 osiągnął już liczbę 2,130 mln. (…)

Wycofanie się państwa ze wspierania budownictwa mieszkaniowego spowodowało zdecydowane ograniczenie środków przeznaczanych na ten cel i gwałtowny spadek ilości budowanych mieszkań. To wycofanie państwa z finansowego wspierania budownictwa mieszkaniowego było całkowicie niezrozumiałe, gdyż budownictwo mieszkaniowe było per saldo źródłem dochodów budżetowych państwa.

Często artykułowany argument, że „państwo nie wspiera budownictwa mieszkaniowego, bo budżetu na to nie stać”, nie ma nic wspólnego z prawdą. W rzeczywistości budownictwo mieszkaniowe jest źródłem wielomiliardowych przychodów budżetowych w wyniku wszystkich podatków, jakimi jest obciążone budownictwo. Przykładowo – w roku 2015 wpływy budżetowe z tytułu budownictwa mieszkaniowego wyniosły ok. 12 mld zł.

Sytuacja mieszkaniowa w Polsce w roku 2006 była bardziej dramatyczna niż w roku 1980. Mimo przemian politycznych sprzyjających rozwojowi budownictwa mieszkaniowego, faktyczna obojętność władz państwowych wobec tego problemu, panująca przez cały okres po transformacji, doprowadziła do szokującego efektu – przeciętna liczba mieszkań oddawanych do użytku w dziesięcioleciu przed rokiem 2006 była 2,5-krotnie mniejsza niż w dziesięcioleciu poprzedzającym wybuch protestu sierpniowego (97,5 tys. w latach 1996–2005 wobec 240,6 tys. w latach 1970–1979). Dziewiętnasty postulat Porozumień Sierpniowych doczekał się szyderczej realizacji – czas oczekiwania na mieszkanie skrócił się do zera, ale tylko dla tych, których było stać na pokrycie pełnego kosztu mieszkania. Dla rodzin nie mających zdolności kredytowej czas ten wydłużył się tak, że znikła nadzieja na uzyskanie samodzielnego mieszkania kiedykolwiek.

Miało to katastrofalne konsekwencje demograficzne, gdyż liczba urodzeń jest ściśle skorelowana z liczbą oddanych wcześniej mieszkań. Wycofywanie się państwa z udziału w rozwiązywaniu problemu mieszkaniowego natrafiło w Polsce na sytuację, która już wcześniej stanowiła swoistą tragedię narodową, czego wyrazem może być jeden z Postulatów Gdańskich w sierpniu 1980 roku. Deficyt mieszkań trwający przez kilka lat powoduje jedynie trudności i napięcia społeczne. Jednakże w Polsce deficyt ten utrzymywał się przez całe dziesięciolecia. W kraju dotkniętym kataklizmem II wojny światowej jak żaden inny na świecie w żadnym roku od zakończenia wojny nie oddano do użytku tylu mieszkań, ile w danym roku zawarto małżeństw.

(…) Wszystkie kraje europejskie po II wojnie światowej przeżywały problemy związane z deficytem mieszkań i że wszystkie te kraje je rozwiązały. Nieznane są kraje, w których w długim okresie tylko stosunki rynkowe, bez publicznej interwencji, regulowałyby dostępność i użytkowanie mieszkań. Mimo zdecydowanie lepszej sytuacji mieszkaniowej w krajach Europy Zachodniej, wszystkie te kraje stosowały w całym okresie powojennym aktywną politykę mieszkaniową, która była i pozostaje nadal ważnym składnikiem ogólnej polityki gospodarczej i społecznej. (…)

Długoletnie doświadczenia polityki mieszkaniowej w krajach europejskich pokazały, że mieszkalnictwo nie jest sektorem, do którego mają zastosowanie reguły czysto komercyjne. Nie mogą one być zupełnie wyeliminowane, ale konieczne są systemy interwencji na rynku mieszkaniowym.

(…) Kraje „starej Unii” rozwiązały swe problemy mieszkaniowe dzięki różnym formom budownictwa społecznego. Dość powiedzieć, że na początku lat 50. w Wielkiej Brytanii, a we Francji na przełomie lat 50. i 60. ponad 80% nowo budowanych mieszkań powstawała w wyniku różnych form budownictwa społecznego. W dużej mierze budownictwo społeczne jest budownictwem czynszowym, które z czasem ulega zmianie na własnościowe przez sprzedaż lokatorom. W wielu krajach (Hiszpania, Grecja, Portugalia, Włochy, Irlandia, Luksemburg) dominuje jednak od początku społeczne budownictwo własnościowe.

Jeszcze w roku 1995 Sejm Rzeczypospolitej Polskiej przyjął uchwałę wzywającą władze wykonawcze do realizacji programu budownictwa mieszkaniowego, w której stwierdzano: Za strategiczny cel polityki mieszkaniowej Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uznaje zlikwidowanie narastającego przez dziesięciolecia deficytu mieszkań o współczesnym standardzie. Realizacja tego celu jest możliwa w okresie 10–15 lat. W tym celu konieczne jest stopniowe coroczne zwiększanie liczby oddawanych do eksploatacji nowo wybudowanych mieszkań – do poziomu co najmniej 150 tysięcy mieszkań w roku 1999 i co najmniej 300 tysięcy mieszkań w roku 2005.

(…) Wbrew sejmowej uchwale władze wykonawcze w dalszym ciągu prowadziły politykę skutkującą rzuceniem wszystkich potrzebujących mieszkania „na pastwę rynku”. (…) Taka właśnie była realna polityka mieszkaniowa przy równoczesnym propagandowym zapewnianiu przez kolejne ekipy polityczne o chęci rozwiązania problemu mieszkaniowego. Ta hipokryzja skończyła się wraz z dojściem do władzy ekipy kierowanej przez premiera Donalda Tuska. (…) Wbrew wszelkim zobowiązaniom ciążącym na władzach publicznych, rząd ustami swego premiera oświadczył, że rozwiązanie problemu braku mieszkań widzi w „indywidualnym inwestowaniu we własne mieszkanie”.

Trudno o jaśniejszą deklarację, że rząd traktuje sprawę posiadania dachu nad głową jako prywatną sprawę każdego obywatela. Fakt, że dotyczy to jednej z zasadniczych kwestii decydujących o losach narodu, umknęło uwadze premiera. Wszelki komentarz jest tu zbędny. Ówczesny premier obnażył rzeczywisty, a nie werbalny stosunek władz państwowych do problemu mieszkaniowego w ostatnim ćwierćwieczu.

Zorganizowana w Spale w roku 2009 kolejna, już XX Konferencja Spalska poświęcona budownictwu mieszkaniowemu doprowadziła do opracowania projektu Ustawy o polityce mieszkaniowej państwa. (…)

Jednym z elementów projektu było unicestwienie oszustwa ze strony przeciwników zaangażowania państwa w rozwój budownictwa mieszkaniowego. Oszustwo to sprowadza się do argumentu, że zaangażowanie państwa pociągnęłoby wydatki budżetowe niemożliwe do udźwignięcia przez budżet – „państwo jest za biedne, a są pilniejsze wydatki”. W rzeczywistości jednak budownictwo mieszkaniowe jest źródłem nie wydatków, lecz ogromnych przychodów budżetowych – wpływy budżetowe z tytułu budownictwa mieszkaniowego przekraczają 10 mld zł rocznie.

Dla unicestwienia tego oszustwa projekt przewidywał, że w ustawie budżetowej po stronie przychodów będzie ujawniona pozycja „przychody budżetowe wnoszone przez budownictwo mieszkaniowe”. To ten postulat mający ogromne znaczenie dla świadomości społecznej budzi największe opory przeciwników projektu ustawy.

Projekt ustawy został przedstawiony podczas specjalnej konferencji w Sejmie, a w roku 2012 został przyjęty do realizacji przez władze Prawa i Sprawiedliwości. Niestety, nadal czeka na realizację.

Cały artykuł Piotra Witakowskiego pt. „Mieszkanie Plus, dwa raporty i ustawa” znajduje się na s. 10 i 11 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Piotra Witakowskiego pt. „Mieszkanie Plus, dwa raporty i ustawa” na s. 10 i 11 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jacek Rostowski i Sławomir Nowak pod sąd. Jest decyzja komisji śledczej ds. VAT o wysłaniu zawiadomienia do prokuratury

Zawiadomienie zostało złożone, ponieważ istnieją poważne przesłanki, że politycy Platformy nie dopełnili obowiązków – mówi dla Radia Wnet wiceprzewodniczący komisji Kazimierz Smoliński.

Komisja śledcza ds. VAT podjęła decyzję o zawiadomieniu prokuratury ws. możliwości popełnienia przestępstwa przez byłego wicepremiera i ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego i byłego ministra transportu, budownictwa i gospodarki wodnej Sławomira Nowaka.

Zawiadomienie dotyczy podejrzenie popełnienia czterech przestępstw: przekroczenia uprawnień, ujawnienia informacji służbowych, doprowadzenia do straty w mieniu państwa i niedopełnienia obowiązków.

Podstawą zawiadomienia są zeznania byłej wiceminister prof. Elżbiety Chojny-Duch, która w czasie przesłuchania przed sejmową komisją śledczą ds. VAT wskazywała na nieprawidłowości przy tworzeniu ustaw podatkowych.

Jak podkreśla wiceprzewodniczący komisji śledczej, zawiadomienie zostało wystosowane, ponieważ istnieją poważne przesłanki, że politycy Platformy nie dopełnili obowiązków lub też narazili skarbu państwa na straty. Niedopełnienie obowiązków to między innymi dopuszczenie do informacji, które są chronione tajemnicę służbową i tajemnicą skarbową społecznego doradcy, który na serwerze zagranicznym wysłał maila do pracowników Ministerstwa. Do tego, jak się okazało społeczna doradczyni ministra Rostowskiego, działała poza wiedzą pani minister Chojny-Duch, która sama się o tym dowiedziała dopiero na przesłuchaniu przed komisją.

Posłowie PiS zasiadający w komisji podkreślają, że zaznania prof. Chojny-Duch mają potwierdzenie w dokumentach przekazanych przez ministerstwo finansów, jak chociażby maile, które przesyłała do pracowników ministerstwa Joanna Hayder, będąca społecznym doradczą ministra Rostowskiego i pracownikiem wielkiej zagranicznej spółki doradztwa podatkowego.

Jak zaznacza poseł Smoliński trudno podważyć wiarygodność prof. Chojny-Duch, ponieważ na początkowym etapie sprzeciwiała się zapisom ustawy, a dopiero w końcowym etapie jej procedowania po decyzji ministra, zobowiązania była ją popierać.

Zdaniem opozycji wniosek ma charakter czysto polityczny i nie opiera się na merytorycznych przesłankach. Jak zaznaczył Mirosław Pampuch z Nowoczesnej, złożenie wniosku jest zdecydowanie przedwczesne, ponieważ najpierw komisja powinna przesłuchać ministrów Rostowskiego i Nowaka, a dopiero później wysyłać zawiadomienia do organów ścigania.

Posłowie opozycji zgłaszali obawy, że zgłoszenie zawiadomienia do prokuratury może zdestabilizować prace komisji, a nie będą mogli składać pełnych zeznań przed komisją. Żadnych podstaw do takich obaw nie widzi Kazimierz Smoliński z PiS, podkreślając, że — to nie zmienia statusu tych osób, które będą przesłuchiwanej. Jestem spokojny, że 10 grudnia dojdzie do przesłuchania pana ministra Jana Vincent Rostowskiego – klaruje wiceprzewodniczący komisji śledczej.

Przedstawiciel opozycji w komisji śledczej z Nowoczesnej przyznaje, że pozycja, jaką w ministerstwie zajmowała Joanna Hayder miała charakter nadzwyczajny, ale podobnych doradców mieli również wiceministrowie w tym prof. Elżbieta Chojna-Duch.

ŁAJ

 

Janusz Szewczak: Ambasador Mosbacher swoim zachowaniem niweczy działalność prezydenta Donalda Trumpa

Jacek Rostowski za lukę podatkową powinien stanąć nie tylko przed Trybunałem Stanu, ale też przed sądem, za zaniechanie urzędnicze – mówi poseł PiS, komentując prace komisji śledczej ds. luki w VAT.


Relacje polsko-amerykańskie w ostatnich dniach przeżywają trudne chwile, po tym, jak ambasador USA Georgette Mosbacher wystosowała oficjalne pismo do premiera i prezydenta z żądaniem niekrytykowania stacji TVN, której właścicielem jest amerykańska firma Discovery. Do działań amerykańskiej ambasador w rozmowie z Radiem Wnet, odnosi się poseł Janusz Szewczak – Nie wątpliwie Polska nie ma szczęścia do pań ambasador. Obrona TVN ze strony ambasador jest zadziwiająca, ponieważ to jest stacja, która brutalnie atakuje nie tylko nasz rząd, ale też Donalda Trumpa i jego administrację.

Wydaje się, że rozpoczynanie urzędowania przez panią ambasadora w taki sposób, do tego w tak ważnym kraju, jak Polska i to w momencie negocjacji na stacjonowaniem wojsk USA w Polsce, jest zadziwiające. (…) Warto kontynuować te dobrą tradycję zapoczątkowane przez prezydenta Trumpa na placu Krasińskich, a nie ją psuć, podlegać jakimś podszeptom – podkreśla Szewczak.

Wiceprzewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych odnosi się również do prac sejmowej komisji śledczej ds. luki w podatku VAT i akcyzie, która w środę wystosowania zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa m.in. przez byłego ministra finansów Jacka Rostowskiego – To, co powiedział prof. Chojna-Duch jest absolutnie sensacyjne stwierdzenie i pokazujące, że prywatne firmy zajmujące doradztwem podatkowym i optymalizacją podatkową, czyli tym jak omijać płacenia podatków, żeby urzędowały wewnątrz ministerstwa finansów.Wnioski do prokuratury są w pełni uzasadnione, bo ja dawno twierdziłem, że nie tylko wniosek do Trybunału Stanu wobec Jacka Rostowskiego zostały wystosowane, ale też właśnie doniesienia do organów ścigania za nie dopełnienie obowiązków – komentuje Janusz Szewczak.

ŁAJ

Poszkodowani przez GetBack apelują do premiera: Prokuratura powinna postawić zarzuty pracownikom Idea Banku

Zdaniem Artioma Bujana większość członków stowarzyszenia zostało skłonionych do zakupu obligacji GetBacku przez bank należący do wrocławskiego biznesmena Leszka Czarneckiego.

W poniedziałek w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów odbyło się spotkanie przedstawicieli Stowarzyszenia Poszkodowanych Obligatariuszy GetBack S.A., na którym pokrzywdzeni przez firmę windykacyjną, przedstawili 11 postulatów do premiera. Z poszkodowanymi obligatariuszami, spotkał się Kamil Mroczka dyrektor Centrum Oceny Administracji, podkreślając chęć spotkania ze strony premiera i pomoc w szybki odzyskaniu pieniędzy dla prywatnych nabywców obligacji GetBack S.A.

 

 

Przedstawiciele Stowarzyszenie Poszkodowanych Obligatariuszy GetBack S.A. oprócz spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim domagają się powołania specjalnego zespołu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, który ma wspierać urzędników w wyjaśnianiu afery wokół wrocławskiego windykatora oraz banków należących do Leszka Czarneckiego, ujawnienia raportu KNF dotyczącego wpisania Idea Banku na listę ostrzeżeń.

Zdaniem Artioma Bujana, Prezesa Zarządu Stowarzyszenia Poszkodowanych Obligatariuszy GetBack S.A., instytucje państwa mogłyby działać szybkiej w rozwiązywaniu afery wrocławskiego windykatora oraz pomocy dla poszkodowanych w odzyskaniu pieniędzy.

Poszkodowani szczególnie liczą na szybszą i sprawniejszą pracę prokuratury. Organy śledcze powinny podjąć działania nie tylko wobec GetBack-u, ale również przesłuchać pracowników Idea Banku. Zdaniem poszkodowanych, należący do Leszka Czarneckiego bank, w sposób nieuczciwy rozprowadzał wśród swoich klientów obligacje GetBack-u.

Rafał Momot ze stowarzyszenia wskazywał, że setki osób zostało oszukanych przez bank Leszka Czerneckiego, który wprowadził na rynek zdecydowaną większości sprzedanych obligacji GetBack. Pracownicy Idea Banku mieli wprowadzać w błąd swoich klientów, oferując zamiast bezpiecznych lokat, bardzo ryzykowne papiery wartościowe wrocławskiego windykatora. W relacjach pokrzywdzonych często podkreśla się, że pracownicy podkreślali pewność kupowanych papierów, albo w ogóle nie informowali, że środki będą lokowane w obligacjach.

 

 

Zdaniem poszkodowanych prokuratura powinna postawić zarzuty pracownikom banku, których oskarżają o nielegalne praktyki przy sprzedaży obligacji, a jak zaznacza Rafał Momot, z informacji docierających do stowarzyszenia prokuratura nawet nie przesłuchała pracowników Idea Banku.

Przedstawiciele Stowarzyszenia Poszkodowanych Obligatariuszy wnioskują też do nowego przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, aby KNF szybko przeprowadziła działania idące w kierunku ustalenia konkretnej liczby pokrzywdzonych w aferze GetBack.

 

ŁAJ

Rzymkowski: Doszło do jednej z największych afer korupcyjnych w historii III RP. To będzie rzutowało na wizerunek PiS

Przychylność KNF wobec Idea Banku miała kosztować 40 milionów. Czy afera GetBack będzie takim ciosem dla PiS jakim afera Rywina była dla SLD?

Zdaniem Tomasza Rzymkowskiego, posła Kukiz`15 najbardziej oburzające jest to, że szef Komisji Nadzoru Finansowego, Marek Chrzanowski, spotykał się z prezesem Idea Banku, Leszkiem Czarneckim, aby rozmawiać na temat przyszłości jego instytucji finansowej. Szef KNF w marcu 2018 roku miał zaoferować przychylność dla tego banku w zamian za około 40 mln zł.

– Do takich sytuacji absolutnie nie powinno dochodzić. To będzie rzutowało na wizerunek Prawa i Sprawiedliwości. Doszło do jednej z największej afer korupcyjnych w historii III Rzeczypospolitej – mówi. Przypomina też zarzuty z zeszłotygodniowego przesłuchania Donalda Tuska dotyczące braku kontroli rządu nad KNF i twierdzi, że tym razem są nawet poważniejsze.

Mimo wszystko Rzymkowski nie zgadza się z wnioskiem członków totalnej opozycji o powołanie komisji śledczej: – Komisja jest powoływana, gdy zawodzą organy państwa. Póki co działa prokuratora, póki co działają organy służby specjalne. Tą sprawą służby zajęły się bardzo szybko, gdy wybuchła w maju afera GetBacku. Problem polega na tym, że stało się to tak późno, od tego służby, by takie sytuacje likwidować w zalążku – dodaje.

MF