Dzień Dobrych Uczynków. Rozmowa z Panią Anną Sobańską z Fundacji Ekologiczna Arka.
Fundację Ekologiczną ARKA założył Wojciech Owczarz w 2005 roku. Od początku naszym głównym celem jest szeroko pojęta edukacja ekologiczna. Przez wiele lat działania w różnych organizacjach pozarządowych nauczyliśmy się bowiem, że to właśnie swoista praca u podstaw daje najlepsze efekty.
Ta myśl w sposób naturalny kieruje nas w stronę dzieci i młodzieży. Nawiązaliśmy współpracę z wieloma szkołami zainteresowanymi problematyką ekologiczną. Prowadzimy warsztaty, przygotowujemy specjalne wydawnictwa, zachęcamy dzieci i nauczycieli do czynnego udziału w naszych akcjach.
W Fundacji Ekologicznej ARKA staramy się jednak nawiązywać relacje nie tylko z dziećmi i młodzieżą. Do naszych sukcesów na pewno zaliczyć można bardzo dobre kontakty z licznymi samorządami, mediami, przedstawicielami kultury, strażakami czy leśnikami.
Zajmujemy się przede wszystkim zagadnieniami ochrony powietrza, gospodarki odpadami, ochrony zwierząt i szerzenia wiedzy na temat wpływu zachowań człowieka na otaczające nas środowisko. Nasze sztandarowe programy to: Kochasz dzieci nie pal śmieci, Kwiaty zamiast śmieci, Pomóż potrąconym, Ratujmy beskidzkie lasy. Organizujemy także akcje edukacyjne, między innymi: Dzień dobrych uczynków, Choinki nadziei, Dzień czystego powietrza, Śmieciobranie, Segregujesz-zyskujesz.
Fundacja Ekologiczna Arka łączy ekologię z działaniami społecznymi, bo stan środowiska w znaczący sposób wpływa na zdrowie i człowieka. Nasze programy, kampanie i akcje angażują w działania ekologiczne, prozdrowotne i prospołeczne Polaków w każdym wieku. Zmieniajmy świat najpierw zmieniając siebie! Edukacja ekologiczna potrzebna jest wszystkim, bez względu na wiek.
Polegamy na współpracy z samorządem lokalnym, biznesem, z nauczycielami i rodzicami. Uczymy poprzez zabawy, gry, instalacje przestrzenne i nowoczesne technologie. zródło: http://fundacjaarka.pl/
Dyskusja jest konieczna już teraz. W przyszłości może być za późno na pytania i wątpliwości, bo przecież nikt nie ma uprawnień do kontrolowania WHO, a organizację tę chroni immunitet dyplomatyczny.
Jolanta Hajdasz
Globalny „Traktat pandemiczny”
Tuż po świętach wielkanocnych minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował (w wywiadzie dla TVN24), iż Polska skorzystała z tzw. klauzuli siły wyższej i przekazała Komisji Europejskiej i firmie farmaceutycznej Pfizer, że odmawia przyjmowania kolejnych szczepionek przeciw covid-19, a także wykonywania płatności za nie.
Minister powiedział, że w magazynach w Polsce przechowywanych jest obecnie 25 mln szczepionek przeciw COVID-19 oraz że Polska ma zamówionych blisko 70 mln dawek, że chciała te szczepionki „przekazywać albo odsprzedawać tym krajom, które niestety nie miały do nich dostępu w pierwszej kolejności”, ale sytuacja epidemiczna na świecie jest na tyle dobra, że nie ma już takiego zapotrzebowania.
Jak być może pamiętamy, negocjacje dotyczące zakupu szczepionek były prowadzone przez Komisję Europejską, Polska zwróciła się więc i do niej i do głównych ich producentów, „żeby te dostawy, które były planowane w tak dużej liczbie w najbliższych kwartałach po prostu rozłożyć bardziej w czasie, np. żeby rozłożyć te dostawy na 10 lat i – co najważniejsze – płacić wtedy, gdy otrzymujemy szczepionki” – wyjaśniał minister i dodał, że „niestety, Polska spotkała się z kompletnym brakiem elastyczności po stronie producentów”.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że ten kontrakt ma specyficzną konstrukcję, bo zawarty jest między Komisją Europejską a producentami, a więc Polska nie ma jak go wypowiedzieć, bo nie jest w ogóle jego stroną.
Kwoty, o których mowa, są niestety ogromne – w tym roku chodzi o 2 mld złotych, a w przyszłym ten kontrakt z tylko jedną firmą produkująca covidowe szczepionki, to jest 6 mld zł. W kontekście tego, że instytucje unijne nie są w stanie pomóc Polsce w finansowaniu pomocy uchodźcom z Ukrainy, zmuszanie nas do płacenia za niepotrzebne w tak ogromnych ilościach szczepionki jest co najmniej zastanawiające i kontrowersyjne. Problem: jak odstąpić od kontraktu, którego się nie podpisało – jest więc jednym z tych, który zostaje z nami po pandemii koronawirusa. Niestety nie jest jedynym.
Kolejny to nowa międzynarodowa umowa – traktat w sprawie pandemii, który miałby zapewnić skuteczniejszą niż dotychczas obronę przed globalnymi zagrożeniami zdrowotnymi. Traktat przygotowywany jest w ramach prac Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Warto zapoznać się z założeniami tego dokumentu i wytyczonymi tam głównymi tezami, bo niektóre z nich mogą naprawdę zaniepokoić. Przede wszystkim widać, że w imię bezpieczeństwa i ochrony przed infekcjami jeszcze bardziej niż do tej pory zostaną usprawiedliwione ograniczenia w zakresie wolności, w tym wolności słowa.
Zdaniem ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia ani poszczególne rządy, ani żadna instytucja nie są bowiem w stanie stawić czoła globalnym kryzysom zdrowotnym. W związku z tym to właśnie WHO miałaby mieć uprawnienia do ogłaszania kolejnych pandemii, lockdownów, ograniczeń handlu, turystyki czy zamknięciu ruchu lotniczego. Także WHO miałoby uprawnienia do koordynacji i dostarczania rozwiązań medycznych, takich jak szczepionki, leki, diagnostyka czy sprzęt ochronny.
Czy na pewno ta światowa organizacja traktowałaby wszystkie kraje tak samo? Czy nie pojawiliby się na międzynarodowej arenie równi i równiejsi, którym wolno więcej, np. kraje które krócej i mniej restrykcyjnie miałyby jakiś lockdown albo niekoniecznie musiałyby kupować astronomiczne ilości leków, których dany kraj nie jest w stanie wykorzystać?
Niepokój budzi i to, że pierwsze publiczne przesłuchania w sprawie tego proponowanego globalnego „Traktatu pandemicznego” zostały zamknięte i dysponujemy dziś jedynie szczątkowymi informacjami na ich temat. Kolejna runda rozmów ma się rozpocząć w połowie czerwca, ale już w przyszłym roku raport z podjętych działań ma być już prezentowany na sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia. Czasu wcale nie jest więc dużo.
Informacje na temat traktatu pełne są sprzeczności – niektórzy widzą w nim jedynie kolejny spisek, która ma się urzeczywistnić w czasie, gdy na Ukrainie toczy się wojna zagrażająca wręcz światowemu bezpieczeństwu, a chyba już każdy z ulgą chce zapomnieć o covid-19. Inni widzą w nim tylko wzmocnienie instrumentów ochrony zdrowia.
Ale trudno nie widzieć zagrożeń, jakie przyniosłoby wprowadzenie tego paktu – jest ich kilka, zwrócę uwagę jedynie na te związane właśnie z wolnością słowa
Nie da się ukryć, iż powszechne przyjęcie proponowanych wstępnie rozwiązań oznaczałoby wręcz wprowadzenie cenzury informacji zdrowotnych na całym świecie.
Po przyjęciu paktu w proponowanym kształcie globalne medialne korporacje, jak Facebook, Google, Twitter czy Instagram mogłyby usuwać bez problemu niewłaściwe treści, a nawet pozbawiać dostępu do Internetu każdego, kto zamieszczałby na temat zdrowia informacje sprzeczne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia, pod pretekstem siania dezinformacji i tzw. fake newsów, nie zważając na weryfikację faktów. To naprawdę niebezpieczna praktyka. I ogromny przywilej, a więc i ogromna władza dla WHO.
Trzeba przypomnieć, że tuż przed wybuchem pandemii koronawirusa to właśnie WHO zmieniła jej definicję i usunęła z niej wymóg masowych ofiar danej choroby. Zgodnie z tą definicją obecnie pandemią może stać się każda choroba występująca w wielu krajach, nawet jeśli ryzyko związane z nią jest hipotetyczne. To także niepokojąca praktyka.
To wszystko tematy do dyskusji, ale jest ona konieczna już teraz. W przyszłości może być za późno na pytania i wątpliwości, bo przecież nikt nie ma uprawnień do kontrolowania WHO, a organizację tę chroni immunitet dyplomatyczny, nie ma więc jak pociągnąć do odpowiedzialności decydentów z tej organizacji, nawet jeśli podejmą kiedykolwiek w imieniu np. naszego państwa decyzje niekorzystne dla nas.
Warto więc dyskutować na ten temat publicznie już teraz i zastanowić się, czy Polska w ogóle powinna ten globalny traktat pandemiczny przyjmować. Oby się nie okazało, że zamiast dodatkowej ochrony naszego zdrowia, przyjmiemy na siebie jedynie obowiązek kupowania usług medycznych czy leków, których nie będziemy potrzebować, albo na które nas nie będzie stać.
Przedsmak takiej praktyki właśnie mamy za sobą i niestety, jak widać, sporo nas to kosztuje.
Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Globalny traktat pandemiczny” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 95/2022.
Majowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Przewodniczący Krajowej Sekcji NSSZ SOLIDARNOŚĆ o transportowym impasie między Polską a Ukrainą – strona ukraińska wstrzymała tranzyt.
Henryk Grymel wypowiada się na temat transportowego impasu między Polską a Ukrainą – zostało wstrzymane połączenie kolejowe między obydwoma państwami, które było kluczowe także dla innych sieci, w których udział brały m.in. Chiny. W środę odbył się z tego powodu protest przed konsulatem w Lublinie.
Strona ukraińska wstrzymała cały tranzyt.
Rozwiązania w sprawie nie przyniosła również odpowiedź ze strony władz Ukrainy.
Minister napisał, że nie może nic kazać szefowi kolei, bo byłoby to naruszanie prawa.
Gość „Poranka Wnet” dodaje, że chwilę obecną wskutek interwencji prawdopodobnie udało się załagodzić sytuację, lecz nie długofalowo.
Były interwencje i z tego, co się nieoficjalnie dowiedziałem to przedłużyli do 20 lutego – pytanie co dalej.
Rozmówca Magdaleny Uchaniuk zaznacza, że jest to sytuacja, której część odpowiedzialnych za transport osób całkowicie się po Ukrainie nie spodziewała.
Wydawałoby się, że jesteśmy na stopie przyjacielskiej, a tutaj nagle coś takiego.
W zawrotnym tempie rynek mediów społecznościowych podbija chińska aplikacja TikTok. Obecnie liczba użytkowników oscyluje wokół miliarda, a 28% procent to użytkownicy poniżej osiemnastego roku życia.
Główną formą przekazywania treści na TikToku są krótkie materiały wideo, najczęściej wykorzystujące gotową muzykę. Co ciekawe, w Polsce światowe trendy dominacji TikToka przez młodzież są jeszcze lepiej widoczne – aż 90% użytkowników aplikacji w Polsce to osoby niepełnoletnie. TikTok zdominowany jest także przez kobiety – na świecie 60% użytkowników – w Polsce aż 95%.
Materiały wideo nagrywane są przez samych użytkowników. Ich maksymalna długość początkowo wynosiła jedynie 15 sekund, obecnie można dodawać już nawet trzyminutowe nagrania. Tym samym otworzyło to pole dla nowych treści – początkowo były to głównie krótkie nagrania muzyczne, taneczne czy krótkie stand-upy. Obecnie coraz więcej jest chociażby krótkich poradników, a także relacji na żywo – i dezinformacji.
W raporcie NewsGuard opisany został eksperyment przeprowadzony w lecie 2021 roku. Kilkoro dzieci założyło konta na TikToku (w języku angielskim, włoskim i niemieckim) i spędziło tam 45 minut (dla porównania średni dzienny czas użytkowania aplikacji na świecie to ponad godzina). W tym czasie zdecydowana większość z nich natknęła się na dezinformację związaną z Covid-19, z czego jedna trzecia na dezinformację na temat szczepionek. Co ciekawe, nawet te dzieci, które dostały polecenie, by nie wyszukiwać aktywnie żadnych materiałów i nie „followować” kanałów, natrafiły na taką dezinformację. Oznacza to, że same algorytmy TikToka podsuwają użytkownikom popularne posty niosące dezinformację. Co gorsza, im więcej wideo o podobnej tematyce się ogląda, tym więcej podobnych treści podsuwa użytkownikowi sama aplikacja.
Oficjalnie management firmy utrzymuje, że zwalcza dezinformację poświęconą Covid-19. Przy materiałach opatrzonych odpowiednimi hashtagami pojawiają się odpowiednie komunikaty zachęcające do zapoznawania się z wiarygodnymi treściami na temat pandemii koronawirusa. W pierwszym kwartale 2021 roku TikTok usunął 30 tysięcy materiałów zawierających fałszywe informacje na temat koronawirusa. Jak donosi NewsGuard, mimo to pojawiają się powszechnie. Często rozsiewane są fałszywe pogłoski, jak chociażby o śmierci osób po szczepieniu albo zafałszowane statystyki.
Z badań przeprowadzonych przez Instytut Dialogu Strategicznego wynika, że 124 materiały wideo zawierające fałszywe twierdzenia miały łącznie 20 milionów wyświetleń i 2 miliony polubień.
Jest to szczególnie niebezpieczne, gdy weźmie się pod uwagę grupę docelowych użytkowników aplikacji. Chociaż regulamin przewiduje konieczność ukończenia trzynastu lat, nawet młodsze dzieci bez większych problemów są w stanie poradzić sobie z założeniem konta. Występują tu dwa główne problemy. Z jednej strony młodzi ludzie mają gorzej rozwinięty aparat poznawczy, często nie mają wyrobionej umiejętności weryfikacji treści. Drugi aspekt to podatność dzieci na słowa idoli, chęć naśladowania popularnych osób. W takim przypadku proste wyrażenie niechęci do szczepień może prowokować podobne zachowania u młodych ludzi.
Innym problemem jest brak kontroli rodziców. Tak duża obecność na TikToku młodych ludzi przy jednoczesnym małym udziale osób w średnim wieku pokazuje w jasny sposób, że rodzice sami nie korzystają z tej aplikacji, a tym samym nie mają często świadomości jej działania i nie są w stanie weryfikować treści oglądanych przez ich dzieci.
Dezinformacja to nie jedyny problem TikToka. Przypomnijmy, aplikacja pochodzi z Chin. Pojawiają się wobec niej często zarzuty o ograniczanie wolności słowa, ale także o naruszenia prywatności użytkowników. W połowie tego roku TikTok włączył do swojej polityki prywatności zapisy przyznające mu prawo do zbierania danych biometrycznych, takich jak kształt twarzy czy danych dotyczących głosu użytkowników, a nawet do analizowania elementów tła w celu określania lokalizacji danych materiałów.
Aplikacja zyskała uznanie władz rosyjskich za swoją politykę zwalczania „dezinformacji” – dotyczyło to chociażby blokowania materiałów o protestach w Rosji na początku tego roku. Władze Federacji Rosyjskiej chwaliły chińską aplikację za doskonałą współpracę w usuwaniu tego typu treści. Pojawiają się także zarzuty dotyczące blokowania czy usuwania materiałów wyrażających poparcie dla osób LGBT oraz mniejszości i opozycji w Chinach.
TikTok jest platformą mocno niepokojącą, biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki. Szczególne obawy budzi jego popularność wśród najmłodszych użytkowników Internetu. Pokazuje to, że edukacja w zakresie weryfikacji wiarygodności informacji powinna być jedną z podstawowych umiejętności w XXI wieku, nawet wśród najmłodszych.
PMB
Źródła: NewsGuard, The Guardian, NBC News,Business of Apps, TechCrunch
Ekonomista mówi o wyzwaniach związanych z cyfryzacją gospodarki oraz o potrzebie zmiany podejścia do długu publicznego.
Jan Zygmuntowski mówi o przyszłym kształcie cyfrowej gospodarki. Ocenia, że wielkie korporacje w swoim funkcjonowaniu kierują się myśleniem imperialnym. Zwraca uwagę, że doszło do odwrócenia idei, jaka stała za upowszechnieniem Internetu; miała być to przestrzeń wolności, zaś obecnie koncerny takie jak Meta ( dawniej Facebook) roszczą sobie prawo do jej urządzania.
Twórcy treści będą nadal je tworzyć, ale na zamkniętym ogródku technicznym.
Ekonomista podkreśla, że za chwilę będziemy uwięzieni w gospodarce zdominowanej przez kilka wielkich korporacji. Dodaje, że nie należy uwierzyć, że taki rozwój wypadków jest zgodny z „duchem postępu”.
Państwa nigdy nie powinny były dopuścić do powstania takich imperiów jak koncern Zuckerberga. […] Trzeba dla nich wymyślić trudniejsze zasady gry.
W opinii eksperta powinien istnieć silny ruch sprzeciwu wobec praktyk cyfrowych gigantów. Wyraża przekonanie, że współdziałanie obywateli i państwa może przynieść sukces w tej materii. Przypomina, że w dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce poprzez „strajk naftowy” udało się powstrzymać podwyżki cen prądu dyktowane przez prywatne elektrownie.
Po takiej – bardzo trudnej społecznie – kampanii, monopoliści obniżali swoje ceny.
Zdaniem Jana Zygmuntowskiego demokracja jest zagrożeniem dla interesów wielkich firm technologicznych.
Rozmówca Łukasza Jankowskiego mówi też o tym, jak będzie traktowany dług w nowym systemie ekonomicznym. Podkreśla, że powinien być oceniany przez pryzmat tego, kto go zaciągał i w jakim celu.
Oczywiście, gospodarka nie może polegać jedynie na zadłużaniu. Pamiętajmy jednak, że będziemy się zadłużali względem dzisiejszego społeczeństwa, więcej damy tym, którzy będą żyli w przyszłości.
Ekonomista ubolewa nad tym, że środki z tarcz antykryzysowych nie trafiły bezpośrednio przez pracowników, tylko były marnowane przez pracodawców. Dostarczanie pieniędzy gospodarce zbyt często odbywa się po omacku.
Jeżeli dajemy pieniądze firmom, to oczywiste jest, że chcemy, by były silniejsze względem zwykłych ludzi.
Członek Rady Polityki Pieniężnej o konieczności zwiększenia kompetencji banków centralnych, patriotyzmie gospodarczym i potrzebie rezygnacji z pomysłu wejścia Polski do strefy euro.
Profesor Eryk Łon przekonuje, że banki centralne będą odgrywać coraz większą rolą w wykuwającym się ładzie ekonomicznym. Jak wskazuje, coraz bardziej są one nastawione na generowanie zysków dla budżetu państwa.
W przypadku Polski jest to od 7 do 10 mld zł. To potężne zastrzyki gotówki.
Ekonomista uwypukla znaczenie utrzymania własnej waluty i rezygnacji z pomysłów przystąpienia do strefy euro. Zdaniem eksperta nowe czasy nie muszą wcale oznaczać unieważnienia starych szkół myślenia o ekonomii.
Mnie nadal jest bliska szkoła narodowa, którą reprezentowali profesorowie: Stanisław i Władysław Grabscy oraz Stanisław Głąbiński. Głosili oni, że politykę gospodarczą może prowadzić nie tylko rząd, ale także naród.
Jak podkreśla gość Radia Wnet, w Polsce potrzebne są państwowe fundusze majątkowe, by skutecznie rywalizować z globalnymi korporacjami.
Wyobrażam sobie, że NBP wraz z tymi funduszami będzie odzyskiwać, utrwalać i poszerzać polską własność w gospodarce. Zarówno publiczną, jak i prywatną. Marzy mi się potężny Narodowy Bank Polski.
Korporacje potrafią działać bardzo dyskretnie, instytucje państwa też muszą się tego nauczyć. Ekspert krytycznie odnosi się ponadto do koncepcji całkowitej likwidacji gotówki. Wskazuje na konieczność nieustannego promowania patriotyzmu konsumenckiego.
Poszerzając polską własność w gospodarce, wzmacniamy polski naród.
Gościem „Poranka Wnet” jest Szymon Bujalski – dziennikarz Gazety wyborczej, który komentuje bieżącą sytuację klimatyczną na świecie.
Szymon Bujalski mówi o celach wypracowanych na szczycie klimatycznym w Glasgow, wśród których głównym jest zmniejszenie temperatury na świecie. Zdaniem gościa „Poranka Wnet”, kongres zakończył się optymistycznym akcentem.
Dziennikarz krytykuje uczestników wydarzenia którzy mówiąc o ochronie klimatu sami odpowiadają za dużą część emisji dwutlenku węgla. Zaznacza też, że problem nie leży w przeludnieniu populacji.
.@SBujal w #PoranekWnet: problemem nie jest to, ile jest ludzi na świecie, ale jaki styl życia prowadzimy #RadioWnet
Ważne jest, żeby mieć zielony kod, bo jest jeszcze czerwony i pomarańczowy. On jest oparty o aplikację QR. Tam trzeba podać wszystkie swoje dane osobiste, łącznie ze zdjęciem twarzy.
Andrzej Zawadzki-Liang opowiada o sytuacji pandemicznej w Chinach. Wedle rozmówcy Magdaleny Uchaniuk, bez maseczki i sprawdzenia wysokości temperatury Chińczyk nie wejdzie do większości miejsc. Polityka zero tolerancji dla covid-19 jest bardzo restrykcyjna. Wszakże życie toczy się w Szanghaju normalnie.
W zasadzie żyje się prawie normalnie. W sklepach, w galeriach handlowych i komunikacji obowiązkowo trzeba mieć maseczki i badanie temperatury – mówi nasz gość.
#PoranekWnet / Andrzej #Zawadzki-Liang: W Chinach cały problem pandemii został przeniesiony ze szczebla centralnego na szczebel prowincji czy miasta.
Mieszkaniec Szanghaju mówi również na czym polega instytucja tzw. zielonego kodu, który podlega obowiązkowej weryfikacji przy wstępie do większości obiektów publicznych. Wedle naszego gościa, stanowi on odpowiednik paszportu covidowego:
W przypadku galerii handlowych, atrakcji turystycznych trzeba jeszcze pokazać zielony kod, który ma się w komórce. On jest odpowiednikiem paszportu – tłumaczy Andrzej Zawadzki-Liang.
Rozmówca Magdaleny Uchaniuk tłumaczy jak skonstruowana jest aplikacja oraz jakie dane należy podać, by móc z niej korzystać. Jak podkreśla gość audycji, są trzy rodzaje kodów:
Ważne jest żeby mieć zielony kod, bo jest jeszcze czerwony i pomarańczowy. On jest oparty o aplikację QR. Tam trzeba podać wszystkie swoje dane osobiste, łącznie ze zdjęciem twarzy, rozpoznawaniem twarzy – dodaje.
Od 1 listopada w Szanghaju można przyjąć trzecią dawkę szczepionki. Szczepienia są dobrowolne. Nasz gość opisuje również problemy wynikające ze strategii chińskiej polityki radzenia sobie z pandemią:
Cały problem pandemii został przeniesiony ze szczebla centralnego na szczebel prowincji czy miasta – stwierdza Andrzej Zawadzki-Liang.
Nie możemy zachwycać się zmianami kosmetycznymi i hałaśliwym piarem wspieranym przez disco polo. 30-tysięczna armia WOT nie obroni nas nawet przed migrantami z Iraku wspieranymi przez Łukaszenkę.
Nie wiem, co może nas ocalić przez najbliższe trzy lata. Przed Parlamentem Europejskim, Wysoką Komisją, TSUE, Niemcami i Rosją. Do czasu kolejnych wyborów prezydenckich w USA. Chyba tylko modlitwa. Minął zaledwie rok od wygranej Joe’ego Bidena i jego lewackiej orientacji, a z pozycji Polski w Europie nie pozostało nic.
Pamiętacie jeszcze poprzednią hucpę „europejską” przeciwko Polsce? Miała miejsce w końcówce rządów Baracka Obamy i ustała nagle.
Po zwycięstwie Donalda Trumpa i jego koncepcji budowy Trójmorza jako przeciwwagi dla pozycji Niemiec w Europie w oparciu o Polskę jako główne państwo regionu, mieliśmy pełne cztery lata na przebudowę państwa z postkomunistycznego w normalne. Zmarnowaliśmy je.
Może ocali nas biurokratyczna inercja albo kolejny kryzys gospodarczy? Nie wiem. Jednak jedno wiem. Jeżeli dostaniemy kolejną (amerykańską?) szansę, nie możemy jej zmarnować. A żeby jej nie zmarnować, już dziś musimy zacząć pracę nad zmianami ustrojowymi naszego państwa. Takimi, które zapewnią Polsce stałą, a nie sezonową pozycję w Europie i w świecie.
Nie możemy zachwycać się zmianami kosmetycznymi i hałaśliwym piarem wspieranym przez disco polo. 30-tysięczna armia WOT nie obroni nas nawet przed migrantami z Iraku wspieranymi przez Łukaszenkę. Potrzebujemy obywatelskiej armii liczącej 2 miliony przeszkolonych i uzbrojonych obywateli. Zdolnych do podjęcia zorganizowanych działań w ciągu kilku dni, a spontanicznych, likwidujących doraźne zagrożenie, od zaraz.
Potrzebujemy na to powszechnego dostępu do pieniędzy. Do pieniędzy, które większość z nas jest w stanie wygospodarować po likwidacji fiskalnego państwa redystrybucji. Obecnego państwa. Żebrzącego o kredyty w Brukseli za cenę podporządkowania się szaleństwu nowej bolszewii, która właśnie zachodnią Europą zawładnęła w interesie starych Prus, II i III Rzeszy i Niemiec obecnych.
Super, że możemy podziwiać w ostatnich dniach odwagę naszego premiera „nie pozwolimy” Morawieckiego. Szkoda tylko, że przed niespełna rokiem zgodził się na ideologiczny warunek przyznawania europejskich pieniędzy.
To znaczy europejskich kredytów, bo Europa od dawna nie ma żadnych pieniędzy. Na powiązanie przyznawania funduszy z przestrzeganiem ideologicznego szaleństwa tolerancji dla 51 płci. Co może się skończyć wymogiem wpłacania pieniędzy do wspólnego wora, żyrowania europejskich pożyczek naszym majątkiem państwowym i oglądaniem europejskiej figi z powodu niespełniania europejskich standardów.
Dla obrony przed nową bolszewią potrzebujemy własnych polskich pieniędzy. Powinniśmy tak przeorganizować państwo, abyśmy mogli automatycznie je wypracowywać. Jeżeli tylko nie przestraszymy się wielkich liczb, recepta jest banalnie prosta. Musimy zdecydowanie obniżyć koszt codziennego funkcjonowania obywateli i państwa. Bez przymierania głodem i bez luksusów Bizancjum.
Musimy wrócić do źródeł, do podstawowych chrześcijańskich wartości w myśleniu o państwie i życiu społecznym. Jego esencję stanowi zasada pomocniczości – podstawowa zasada nauki społecznej Kościoła. Stanowi ona, że wszystko, co obywatel może zrobić sam, powinien zrobić sam.
Wszystko, co wymaga współdziałania lokalnej społeczności, powinno się odbywać w ramach lokalnej społeczności, bez ingerencji państwa. Dopiero to, co nie może być wykonane w powyższy sposób, powinno odbyć się przy wykorzystaniu zasobów i możliwości państwa. (Rzecz całościowo przedstawiłem w Wojnie, którą właśnie przegraliśmy i projekcie nowej Konstytucji)
Zamiast rynku kapitałowego opanowanego przez zewnętrznych spekulantów powinniśmy zorganizować powszechną własność obywatelską majątku narodowego. To wyeliminuje zewnętrzną spekulację i sztuczne bańki. Podwyżka cen produktów Orlenu jako części majątku narodowego oznaczać będzie wzrost zysków każdego z nas. A spadki cen na stacjach Orlenu zaowocują wzrostem naszych oszczędności. Nie potrzebujemy większej stabilności. I nie potrzebujemy żadnych kolejnych zewnętrznych kredytów. Uzależnionych od naszego posłuszeństwa wobec Wysokiej Niemieckiej Komisji.
W ten sam właścicielski sposób musimy zabezpieczyć naszą emerycką przyszłość i przyszłość naszych wnuków. Zamiast wystawiać się na światową spekulację naszymi środkami, powinniśmy je ulokować w realnej gospodarce narodowej. Sfinansować jej rozwój.
Sami kredytując i zabezpieczając wzrost własnej zamożności, wypracujemy środki niezbędne do naszego powszechnego uzbrojenia. To po pierwsze. Po drugie, obniżając koszt funkcjonowania w gospodarce, wygramy rywalizację globalną.
Wszyscy z zewnątrz będą chcieli u nas zamawiać produkcję, usługi i inwestować własny majątek rzeczywisty, a nie lewarowane spekulacyjne środki. Pozycja Polski na świecie, zwłaszcza w najbliższym trójmorskim otoczeniu, automatycznie wzrośnie. I w ten sposób staniemy się rzeczywistym liderem, mogącym pociągnąć pozostałe państwa. Brednie wygłaszane w TVP o naszych obecnych sukcesach, gdy pozycja Polski lokuje się pomiędzy Albanią i Bułgarią, przecież jej nie zapewnią.
Módlmy się zatem o przeżycie tych paru niekorzystnych lat i pracujmy nad naszą koncepcją. Bo dzień, w którym będziemy ją mogli przedstawić wszystkim Polakom jako ofertę wyborczą, może przyjść szybciej, niż nam się wydaje.
Jan Azja Kowalski
PS Gdy na początku lat 80. twierdziliśmy (LDP „Niepodległość”), że dni Związku Sowieckiego są już policzone, wielu stukało się w czoła J