Ks. Duszkiewicz: Pseudoekolodzy walczą z człowiekiem. Błędna kwalifikacja Puszczy Białowieskiej przez UNESCO

Dzień 31. z 80 / Białowieża / Poranek WNET – Gdy ustalano strefę UNESCO, popełniono straszny błąd, bo zakwalifikowano Puszczę Białowieską jako obiekt przyrodniczy, a to godzi w miejscową ludność.

– Tutaj pseudoekolodzy walczą z człowiekiem. Są tacy, którzy się mnie pytają, po co ksiądz tu jest, po co się miesza. Mieszam się, bo tam, gdzie jest walka z Panem Bogiem, z wartościami, a przede wszystkim z zamysłem Pana Boga o stworzeniu, tam musi włączyć się kapłan i musi bronić ewangelii – powiedział ksiądz Tomasz Duszkiewicz, kapelan Dyrekcji Lasów Państwowych, który pochodzi z Sarnak nad Bugiem, koło Serpelic.

Tomasz Wybranowski przypomniał wszystkim, którzy chcieliby wykluczyć osoby duchowne z życia społecznego, że przecież każdy jest obywatelem, a więc ksiądz też. – Wykluczanie pewnych osób, pewnych grup z życia społecznego jest dyskryminacją, ale również faszyzmem – powiedział i zacytował przy tym słowa Marka Borowskiego, że „wykluczanie to przeniesienie pewnych faszystowskich praktyk kolonialnych w nasze rozwiązania”.

„Czyńcie sobie ziemię poddaną” – kapelan przypomniał leśnikom słowa z Księgi Genesis Starego Testamentu, które Pan Bóg powiedział człowiekowi i wskazał w ten sposób hierarchię wartości, która jest następująca: Pan Bóg, który jest naszym Bogiem; człowiek, który jest najpiękniejszym dziełem stworzenia Pana Boga, istotą rozumną, mającą duszę i wolną wolę; zwierzęta, przyroda, wszystko to, co nas otacza.

Przyroda jest dana człowiekowi przez Pana Boga po to, aby z niej korzystać. Oczywiście według rozumu, nie robiąc nikomu krzywdy – uważa ksiądz Duszkiewicz.

Mieszkańcy tych terenów w sporze o Puszczę Białowieską w większości popierają działania ministra środowiska. Z poparciem wystąpili też duchowni katoliccy i prawosławni z powiatu hajnowskiego.

– Oni tak naprawdę poparli człowieka, który tu od wieków przebywał – powiedział ksiądz Duszkiewicz, który podkreślił, że gdy ustalano na tym obszarze strefę UNESCO, popełniono straszny błąd, gdyż zakwalifikowano Puszczę Białowieską jako obiekt przyrodniczy. Godzi to w miejscową ludność, ponieważ Puszcza nie jest obiektem przyrodniczym, ale kulturowo-przyrodniczym.

Przypomniał, że Puszcza Białowieska i jej okolice to wytwór ludzi, którzy od wieków mieszkali na tych terenach, gospodarowali, sadzili lasy, kosili łąki itd. Jego zdaniem zakwalifikowanie Puszczy Białowieskiej przez UNESCO jako obiektu tylko przyrodniczego to „kulturalne powiedzenie, że ludzie nic tutaj nie zrobili i mogą się stąd wynosić, a przecież ten obiekt powstał dzięki tym ludziom”.

[related id=”32338″] – My, włączając się w ochronę, pomagając leśnikom, chcemy pokazać światu, że tak piękny obiekt powstał dzięki działalności miejscowej ludności i za to powinniśmy tym ludziom na szyjach wieszać medale, a tymczasem przyjeżdżają tutaj pseudoekolodzy i tych ludzi obrażają, szkalują, chcą wypędzić z tej ziemi – powiedział ksiądz Tomasz. Zresztą on sam również miał przejścia z „ekologami”, którzy zablokowali dojazd do jego domku letniego.

– Wezwano policję i powiedziano, że ich rozjeżdżam. A ja kulturalnie zatrzymałem się i pytałem, dlaczego nie mogę wjechać do swojego domu – skarżył się kapelan leśników. – Jest to łamanie prawa, bo przecież każdy ma prawo dojechać do własnego domu i w nim żyć – twierdzi ksiądz Duszkiewicz.

Korzystając z możliwości, podziękował na antenie wszystkim leśnikom, którzy pracują na terenie Puszczy Białowieskiej, bronią polskiej nauki i bronią godności człowieka.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

 

Mieczysław Gmiter: Mamy nadzieję, że ta chora sytuacja, która jest wokół Puszczy Białowieskiej, ulegnie zmianie

Dzień 31. z 80/ Poranek WNET/ Białowieża – Przekazy medialne o sytuacji w Puszczy Białowieskiej rozgłaszane na świecie i w Polsce są przekłamane. Zamiast się spierać, trzeba szybko zacząć działać.

O sytuacji w Puszczy Białowieskiej w dzisiejszym Poranku Wnet Tomasz Wybranowski rozmawiał z Mieczysław Gmiterem, byłym burmistrzem Hajnówki reprezentującym Społeczny Ruch Obrońców Puszczy Białowieskiej.

Zdaniem gościa nie trzeba wiele zrobić, aby sytuacja w Puszczy się poprawiła, niestety nagonka trwa. Gorąca atmosfera jest podtrzymywana przez tych wszystkich, którzy chcą zaszkodzić obecnemu rządowi i jego działaniom. Atakowany jest minister środowiska prof. Jan Szyszko. Wykorzystywane są przy tym wszystkie dostępne środki.

Puszcza Białowieska jest obecnie w stanie klęski ekologicznej. Jest to ogromna tragedia. Dla okolicznej ludności teraz najważniejsze jest jej ratowanie. Spory polityczne zostały odłożone na bok, a większość ludności popiera działania podjęte przez ministra Szyszkę. Wszyscy chcieliby, żeby Puszcza wróciła do stanu sprzed dziesięciu lat. [related id=32338]

– Od wieków mieszkańcy tej ziemi żyli wokół puszczy, współdziałali z tą puszczą, dbali o tę puszczę, sadzili drzewa w tej puszczy. To nieprawda, że jest to puszcza pierwotna, las naturalny, bo zawsze żył tu człowiek. Ostatnie badania wykazały, że na terenie Puszczy Białowieskiej były pola uprawne.

Gość Poranka zauważył, że Polaków dzielą poglądy polityczne, co przenoszą na spór dotyczący Puszczy. Nie powinni tego robić, ponieważ jest ona częścią Rzeczypospolitej.

Mieczysław Gmiter zaapelował do osób, które – jak minister Jan Szyszko – uważają, że dalsza bierna obrona doprowadzi do zaniku Puszczy, aby – tak jak czynią to „ekolodzy” – wysyłały pisma do Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, na jego adres frans-timmermans-contact@ec.europa.eu.

Całego Poranka można posłuchać tutaj. Wywiad z Mieczysławem Gmiterem znajduje się w części czwartej.

MW

 

Co uniemożliwiło szybkie reagowanie na rozwój kornika? Co by było, gdyby zostawić Puszczę Białowieską samą sobie?

Dzień 31. z 80 / Białowieża / Poranek WNET – O tym, czy w Puszczy Białowieskiej potrzebne są wycinki oraz co ma wspólnego leśnik z konserwatorem zabytków – w dzisiejszej rozmowie w Radiu WNET.

W pierwszej części nadawanego z Białowieży Poranka WNET Tomasz Wybranowski rozmawiał z profesorem Rafałem Paluchem, pracownikiem Instytutu Badawczego Leśnictwa, i z Bartoszem Nowosadką, nauczycielem z Technikum Leśnego w Białowieży. Goście opowiadali o przyczynach gradacji kornika drukarza w Puszczy Białowieskiej oraz o prawnych ograniczeniach uniemożliwiających leśnikom skuteczne przeciwdziałanie jego rozwojowi.

Czy w ogóle wycinki są potrzebne? Zdaniem gości, w części Puszczy są one niezbędne, w innych tylko potrzebne. Wycinki konieczne są tam, gdzie drzewa zaatakowane przez kornika zagrażają ludziom, a więc przede wszystkim przy drogach i szlakach turystycznych. Z kolei wycinki potrzebne są tam, gdzie są „świeże wgryzy” kornika – czyli tam, gdzie dopiero zadomawia się w nowych świerkach.

Są też miejsca, w których zgodnie z prawem zakazane są jakichkolwiek wycinki – drzewostany tzw. naturalne, drzewostany ponadstuletnie oraz parki narodowe i w rezerwaty. [related id=32338]

Gradacja kornika pojawiła się w 2012 r. i nasila się. Tym, co uniemożliwia walkę z nią, jest wprowadzona w 2012 roku definicja drzewostanu ponadstuletniego. Aby dany drzewostan uznać za „ponadstuletni” wystarczy, że jest w nim 10% drzew starych. Przy czym liczy się nie powierzchnia lub ilość drzew, ale ich tzw. miąższość, czyli objętość masy drzewnej w danym drzewostanie. W praktyce często wystarcza, że w danej uprawie będzie dziesięć starych dębów, a cały ten drzewostan zostanie uznany za ponadstuletni.

Gdy pojawia się kornik w takich drzewostanach, leśnicy nie mogą podejmować odpowiednich działań. W innych drzewostanach ich możliwości reagowania ogranicza zmniejszony o połowę w planie urządzenia lasu z 2012 r. limit pozyskania drewna.

Co się stanie, jeśli pozostawić Puszczę Białowieską samą sobie? Drzewostany świerkowe to około 25% całej Puszczy. W krótkim czasie już ich wtedy nie będzie albo pozostanie bardzo mało.

Goście Poranka podsumowali rozmowę stwierdzeniem, że warto przyjechać do Puszczy Białowieskiej i zobaczyć na miejscu, jak wygląda sytuacja. Zbyt wiele osób wygłasza na jej temat kategoryczne sądy, w ogóle wcześniej tutaj nie będąc. Porównali też pracę leśnika do pracy konserwatora zabytków.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w dzisiejszym Poranku WNET w części pierwszej.

JS

Czy człowiek jest największym wrogiem przyrody? Spór o kornika drukarza w Puszczy Białowskiej sporem filozoficznym?

Dzień 31. z 80 / Białowieża / Poranek WNET – O przyczynach gradacji kornika w Puszczy Białowieskiej oraz o filozoficznym i politycznym podłożu protestów ekologów i opozycji w rozmowie z Janem Szyszką.

[related id=”32504″]Tomasz Wybranowski, prowadzący Poranek WNET ze studia w Białowieży, rozmawiał z ministrem środowiska prof. Janem Szyszką. Głównym tematem rozmowy był oczywiście spór o działania podejmowane przez Ministerstwo Środowiska i leśników na terenie Puszczy Białowieskiej w związku z gradacją (czyli masowym mnożeniem się) kornika drukarza.

Opozycja ma – według gościa Radia WNET – „krótką pamięć”, jeśli chodzi o zaniechania w gospodarce leśnej w czasach, gdy rządziła koalicja PO i PSL. Przyczyną jest – jak to określił – „uległość wobec pewnej myśli filozoficzno-politycznej, która związana jest z układem liberalno-lewackim”. Według tej filozofii największym wrogiem zasobów przyrodniczych jest człowiek, a „najwyższą formą ich ochrony jest niewycinanie drzew i niezabijanie zwierząt”. Tę koncepcję realizuje totalna opozycja i ta koncepcja była też realizowana za czasów poprzedniego rządu.

Gradacja kornika drukarza rozpoczęła się w latach 2010-12. Dopiero za rządów PiS zaczęto jej przeciwdziałać. Miejscowi leśnicy doskonale znają historię drzewostanów w Puszczy Białowieskiej i wiedzą, że gdyby pozwolono im działać i wyciąć zainfekowane (zaatakowane przez kornika) drzewa, kontrolowana mogłaby być populacja tego gatunku i nie pojawiłyby się setki czy nawet tysiące hektarów zamarłych drzewostanów. Do tego właśnie doprowadziła ideologia pod hasłem „Nie wycinaj, nie zabijaj – to jest najlepsza forma ochrony”.

[related id=”32404″]Zasoby przyrodnicze trzech nadleśnictw gospodarczych w Białowieży mają swoją historię użytkowania. Były – jak to powiedział minister – „robione ręką człowieka”. Pozbawione działalności gospodarczej zareagowały, powracając do kornika. Może on mieć nawet cztery generacje w ciągu jednego roku. Dlatego nieusunięcie trzydziestu paru zarażonych drzew miało taki skutek, że każde z nich zarażało ok. trzydziestu kolejnych drzew. W efekcie już po pierwszym roku zarażonych zostało kilkanaście tysięcy drzew. Teraz jest ich już ok. 1,3 miliona.

– Te drzewa trzeba za wszelką cenę usunąć, żeby zahamować proces erupcji jeszcze w tym roku – twierdzi Jan Szyszko.

Dlaczego nie ma rozmowy na argumenty? Zdaniem ministra Szyszki jest to wynik wcześniej wspomnianej filozofii, że człowiek jest największym wrogiem przyrody oraz chęci zatarcia dowodów przestępstwa względem gospodarki i przyrody, jakim był brak reakcji na gradację kornika.

Drzewostany białowieskie („zrobione ręką człowieka”) minister Szyszko porównuje je do krajobrazów Polski południowej – szachownicy polskich pól. Trzeba je chronić. Pytanie jak. Oczywiście przed człowiekiem. Co się wtedy stanie? Wszystko zarośnie. Minister środowiska objaśnia to też na przykładzie rzeki Rospudy. Postanowiono chronić ją przed człowiekiem i obwodnicę Augustowa wybudowano gdzie indziej. Gdy człowiek przestał teren Rospudy wykorzystywać, jak to było wcześniej, gatunki, które miały być chronione, „oczywiście zginęły”.

[related id=32338]Jan Szyszko ocenia, że Polska jest liderem, jeśli chodzi o właściwe gospodarowanie zasobami przyrodniczymi, dzięki czemu „mamy najlepszą bioróżnorodność”. Przy czym chodzi o „tę bioróżnorodność, którą kształtował człowiek przez użytkowanie zasobów przyrodniczych”.

W audycji mowa była także o niedawnym otwarciu zaporowego zbiornika retencyjnego na Skawie – zbiornika Świnna-Poręba. Budowa trwała ponad 30 lat, a pierwsze jej plany pochodzą z 1919 r., uczestniczył w ich opracowywaniu prof. Gabriel Narutowicz.

Minister pochwalił się również tym, że udało mu się doprowadzić do uchwalenia nowego prawa wodnego. Oparte jest ono na rozwiązaniach z ustawy z 1922 r., które za wzór dla świata w zakresie gospodarowania wodami w systemie zlewniowym.

Rozmowy można wysłuchać w części szóstej dzisiejszego Poranka WNET.

JS

 

 

 

Burmistrz Terespola Jacek Danieluk: Zrównoważony rozwój to fikcja. Kuriozalna mapa powodziowa groziła stagnacją miasta

Dzień 29. z 80 / Poranek WNET / Terespol – Gdyby wprowadzono mapy powodziowe to byłaby wielka tragedia nie tylko dla Terespola i jego mieszkańców, ale dla dużej części kraju – powiedział Danieluk.

 

Chyba nie ma człowieka w Polsce, który nie wiedziałby o istnieniu Terespola. Właśnie do tego miejsca na granicy Polski  z Białorusią często odliczane są kilometry dróg. Miasto przygraniczne na ważnym europejskim szlaku komunikacyjnym wschód-zachód. Jego burmistrzem już trzecią kadencję jest Jacek Danieluk, samorządowiec i nauczyciel.

– Nieważne kto rządzi w kraju, czy to Platforma, czy PiS, czy jakakolwiek inna partia to każdemu z nas tutaj na najniższych szczeblach samorządowych, czy gdzieś tam na górze na szczeblach rządowych powinno leżeć na sercu, aby każde miasto, każda wieś rozwijała się przynajmniej w miarę równomiernie – powiedział Jacek Danieluk, gość Poranka Wnet, burmistrz Terespola.

Rozwój zrównoważony tak modny za czasów poprzedniej władzy jest fikcją według burmistrza Terespola. Uważa on, że budżet który jest rozdysponowywany na cały kraj dla różnych samorządów przynajmniej powinien być w miarę równomierny. Niektóre samorządy mają to szczęście, że jest u nich kopalnia węgla kamiennego, uzdrowisko, suchy port przeładunkowy i dlatego mają pieniądze. Władze samorządowe w takich miejscach niewiele muszą robić, aby wykazać się.

– Miasto Terespol ma około 6 tys. mieszkańców, gdybyśmy mieli 5 tysięcy mieszkańców subwencja oświatowa byłaby wyższa. Dalej PROW [Program Rozwoju Obszarów Wiejskich – przyp.red.] dosyć łatwe środki zewnętrzne unijne, też nie możemy z nich skorzystać ponieważ jesteśmy małym miasteczkiem, gdybyśmy mieli 5 tysięcy mieszkańców lub gdybyśmy byli wioską, moglibyśmy korzystać. Czy to jest uczciwe i czy to jest sprawiedliwe? – pyta się burmistrz.

Jego zdaniem błędne jest rozdzielanie pieniędzy samorządom zależnie od liczby mieszkańców, a nie od ich potrzeb. Zaznacza przy tym, że wiele samorządów ma większy problem od Terespola, któremu udało się wywalczyć duże pieniądze – Terespol dzięki przychylności rady miasta, wielu ludzi życzliwych w tym parlamentarzystów, a przede wszystkim mieszkańców, pozyskał w ciągu ostatnich 10 lat około 100 milionów złotych.

– Staraliśmy się pozyskiwać wszelkie zewnętrzne środki możliwe do pozyskania. Nie mówię tu tylko o środkach unijnych – powiedział Jacek Danieluk, zastrzegając, że tymi pieniędzmi gospodaruje oszczędnie. Podał tu, jako przykład budowę chodników. W Terespolu każdego roku przybywa kilka kilometrów chodników. Jedyny przetarg, jaki urządzają władze dotyczy materiałów do budowy.

– Po przetargu budowa 1 metra kwadratowego chodnika waha się w granicach od 80 do stu paru złotych, a u nas budowa takiego chodnika to jest koszt około 40 złotych.

Terespol, aby uzyskać taki wynik korzysta z pracy osób zgłaszających się do Powiatowego Urzędu Pracy i skazańców odbywających karę w zakładzie karnym w Białej Podlaskiej. Osoby z PUP zatrudniane są na stażach, robotach publicznych i interwencyjnych.

– Dwa lata temu sprezentowano nam mapkę powodziową, mapkę wodną. Gdzieś tam iluś mądrych w Warszawie siedziało i tak sobie tworzyli – wspomina burmistrz Terespola, który uważa brak konsultacji z samorządem w tej sprawie za rzecz karygodną.

W Terespolu od dziesiątek lat powodzi nie było w odróżnieniu od okolicznych miejscowości, gdzie od czasu do czasu przy wysokiej fali te wsie „pływają”. Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej, autor owej mapki nie sprawdzając stanu faktycznego zaznaczył, że niemal 80 procent gruntów Terespola to teren zagrożony powodziowo. Oznaczało to przede wszystkim trudności w uzyskaniu pozwoleń na budowę dla mieszkańców Terespola i przedsiębiorców chcących tu zainwestować.

– Gdyby wprowadzono mapy powodziowe to byłaby wielka tragedia nie tylko dla Terespola i jego mieszkańców, ale dla dużej części kraju – powiedział burmistrz, który wyjaśnia, że mapka ta nie uwzględnia żadnych zabezpieczeń przeciwpowodziowych, jakie są na terenie Terespola w dodatku trudno określić metodę wykonania tego „dzieła” kartografii.

– Metoda skanu laserowego, gdzie badanoby wysokości bezwzględne nie została zastosowana u nas. Nie wzięto pod uwagę istniejących wałów, wałodróg, systemu przepompowni, bowiem cały Terespol jest praktycznie otoczony wałodrogami. Tam gdzie wysokość bezwzględna jest duża, stwierdzono, że to teren powodziowy, gdzie jest niższa, że to teren niepowodziowy – wyjaśnił burmistrz. Prowadzący rozmowę Tomasz Wybranowski przytoczył tu opinię osób, z którymi rozmawiał, że sporządzając te mapy poprzednia ekipa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej mogłaby skopiować mapy turystyczne i popełniłaby zapewne mniej pomyłek, a poza tym byłoby szybciej i taniej.

-Wręcz fenomenem było to, że zaznaczono na terenie administracyjnym Terespola wyspę białoruską i tego nie potrafiliśmy zupełnie zrozumieć  – powiedział burmistrz,

[related id=”32013″] który podziękował parlamentarzystom, a szczególnie senatorowi Grzegorzowi Biereckiemu i posłowi PO Stanisławowi Żmijanowi, którzy doprowadzili oni do upowszechnienia wiadomości na temat owej kuriozalnej mapki.

Przez nią mieszkańcy mają utrudnioną drogę by otrzymać pozwolenia na budowę, ponieważ muszą występować do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej o dodatkowe pozwolenie, ale „już jest dobrze” jak to ujął burmistrz -Mamy już dokument z Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, że w pierwszej kolejności będą zmodyfikowane i zweryfikowane mapy z obszaru Terespola i koryta rzeki Bug.

– Wszystko jest możliwe w Polsce, ale gdziekolwiek się dzieje jakieś dobro to jest to ogromny sukces. Mówi się tak, że człowiek nie jest w stanie świata zbawić, ale jeżeli pomożesz jednej osobie, jednemu sprawisz szczęście, dobro to jest to również ogromny sukces – powiedział na zakończenie rozmowy Jacek Danieluk.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w siódmej części Poranka WNET z Terespola. Burmistrz uczestniczył też w rozmowie z dyrektorem liceum w Terespolu piątej części Poranka.

MoRo

Dzień 28. z 80/ Wodzisław Śląski/ Czesław Sobierajski, poseł PiS: Pan prezydent zreflektuje się. Śląsk zrewitalizujemy

Prezydent zreflektuje się i jeszcze wszystko będzie dobrze. Reformę sądownictwa przeprowadzimy do końca, bo to fundamentalny program wprowadzania zmian w Polsce – powiedział Czesław Sobierajski z PiS.

– Weto prezydenta było dla mnie zaskoczeniem – powiedział poseł PiS Czesław Sobierajski, pytany o zdarzenia wczorajszego dnia, kiedy to prezydent zawetował aż dwie ustawy reformujące sądownictwo: o KRS i SN. Aktualnie poseł oczekuje na prezydenckie projekty, bo to, co uchwaliło PiS, zgadzało się z oczekiwaniami „tysięcy, milionów ludzi, którzy czekali na sprawiedliwość w dobrze funkcjonujących sądach”. .

Pytany o swoje przemyślenia na temat motywów prezydenckiego postępowania stwierdził, że nie ma o nich pojęcia. Zadeklarował przy tym, że „reformę sądownictwa przeprowadzimy do końca, bo to fundamentalny program wprowadzania zmian w Polsce”.

Przyznał, że prawica w Polsce zazwyczaj nie przegrywała z przeciwnikiem z zewnątrz, tylko rozpad zaczynał się od środka. Wspomniał tu chociażby sytuację, w jakiej znalazła się prawica w Polsce po obaleniu rządów Olszewskiego. Jak przypuszcza, podczas spotkania prezydenta z premier i marszałkami Sejmu musiały zapaść jakieś wiążące decyzje.

– Skoro naród oczekuje „dobrej zmiany”, reformy sądownictwa, to nie możemy się tutaj zapętlić – powiedział poseł Sobierajski. Uważa, że najważniejsza dla PiS była reforma sądownictwa, na którą czekaliśmy od 26 lat, i że „właściwie bez tej reformy nie ma możliwości zmiany czegokolwiek, bo główny hamulcowy działa”.

„Brawo, tak trzymać”, „wreszcie” – pisali wyborcy i znajomi posła Sobierajskiego podczas gorących obrad i uchwalania reformy sądownictwa w ubiegłym tygodniu.

– Mnie nie przeraziłby nawet milion, a nie tylko te kilkanaście tysięcy, które wyszło demonstrować – powiedział . Jego zdaniem można takie wystąpienia brać pod uwagę, ale na pewno „nie powinno to być determinantem naszych działań”.

– Jestem przekonany, że zbyt gwałtownie likwidowano kopalnie – ocenił Czesław Sobierajski ostatnie 25 lat przemysłu wydobywczego. Przypomniał, że jeszcze gdy był członkiem Porozumienia Centrum, postulował w 1994 r. o ustanowienie specjalnych stref w miejscach, gdzie będą likwidowane zakłady pracy. Wskazał, że aktualnie te specjalne strefy pod Opolem są położone na terenach zielonych, a miejsca, w których kiedyś były zakłady pracy, często w samym centrum miasta, tylko straszą, a przecież „są to tereny najbardziej proinwestycyjne i tylko trzeba je ożywić”.

Wiele osób na Śląsku podnosi kwestie związane z upadkiem kopalni, które jeszcze latami mogłyby wydobywać węgiel i były rentowne w momencie zamykania. Ich zdaniem zamykanie kopalń często przebiegało wbrew zdrowemu rozsądkowi i interesom ekonomicznym, ale na zlecenia polityczne, które były w jakiś sposób skorelowane z planami gospodarczymi Niemiec.

[related id=”31888″]- Prawdopodobnie taki był zamysł ogólny i nie dotyczył tylko górnictwa – potwierdził poseł Sobierajski nasze domniemania. Przypomniał słowa ministra Tadeusza Syryjczyka w rządzie Tadeusza Mazowieckiego: „brak polityki gospodarczej to jest polityka”.

– No bardziej głupiego stwierdzenia jeszcze nie słyszałem, bo państwo bez przemysłu to żadne państwo – ocenił. Jego zdaniem postąpiono tak, aby Polska była dostarczycielem tanich produktów, siły roboczej i surowców. Podkreślił, że wprowadzanie „dobrej zmiany” to odbudowa polskiego przemysłu.

Jak utrzymuje, walka o klimat to jedno z najbardziej absurdalnych pomysłów w Unii Europejskiej, a przecież wiele spraw „podporządkowuje się tej dziwacznej idei”.

– Już idziemy na udry z Brukselą, bo oni swoje, a my swoje. W dodatku Komisja Europejska tak naprawdę nie realizuje ustaleń paryskich – podsumował Sobierajski, który uważa, że węgiel jeszcze przez lata będzie podstawowym surowcem energetycznym w Polsce ze względu na jego dostępność i taniość.

Z raportu NIK podsumowującego działania koalicji PO-PSL w przemyśle wydobywczym wynika, że wydano 66 mld zł bez żadnych efektów. Poseł PiS pytany, czy nie będzie podobnie, jeśli chodzi o rządy PiS, odparł, że nie ma takiej możliwości, bowiem aktualnie mamy koniunkturę na węgiel i z tego powodu firmy teraz zbierają kapitał, aby wprowadzać inwestycje, w tym budować nowe ściany wydobywcze, a nawet nowe kopalnie.

– Na tym terenie mamy jedną trzecią terenów zdegradowanych i poprzemysłowych, to jest największy problem Śląska – powiedział poseł PiS. Dodał, że często to są centra miast, bo tak się kiedyś budowało. Uważa, że tylko państwo może wkroczyć w taki teren i przystosować go do inwestycji. Przypomniał, że często wokół takiej fabryki powstawały osiedla mieszkaniowe, w których dziś bieda aż piszczy.

Ujawnił, że rząd aktualnie zajmuje się projektem zmian, które mają uzdrowić sytuację na Śląsku i zrewitalizować tereny poprzemysłowe. Przy współudziale władz samorządowych powstanie fundusz, który się tym zajmie zasilany z budżetu państwa.

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

Cały wywiad z posłem Sobierajskim  w części 8 Poranka

Uchwalono nowe prawo wodne. Sejm zgodził się z propozycją Senatu dot. usztywnienia taryf na dostarczenie wody

Posłowie przyjęli senackie poprawki do Prawa wodnego, dotyczące kwestii opłat za wodę. Nowe przepisy zamrażają ceny dla mieszkańców na dwa lata. Ustawa czeka na podpis prezydenta.

Najważniejsza z przyjętych przez Sejm poprawek mówi o tym, że wprowadzenie opłat za usługi wodne nie może stanowić podstawy do zmiany taryf, o których mowa w przepisach ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków określonych na rok 2018 i 2019.

Posłowie poparli ponadto propozycję, która pozwoli na zwolnienie z opłaty rocznej gruntów pokrytych wodami, które znajdują się w użytkowaniu jednostek samorządu terytorialnego i są przekazywane np. klubom sportowym czy osobom, które amatorsko łowią ryby. Takie zwolnienie będzie możliwe, o ile taka infrastruktura, np. pomosty, będzie ogólnodostępna i bezpłatna.

Kolejna ze zmian obniża możliwą maksymalną opłatę, jaką można pobierać za dostarczenie mieszkańcom wody przeznaczonej do spożycia. Po zmianie te górne opłaty wyniosą 0,30 gr. za metr sześcienny; 0,2 gr. oraz 0,15 gr. za metr sześcienny.

Posłowie opowiedzieli się także za poprawką, której konsekwencją będzie obniżenie maksymalnych opłat do celów rolniczych na potrzeby zaopatrzenia w wodę ludzi i zwierząt gospodarczych. Chodzi m.in. o pobór wody wykorzystywanej później do pojenia zwierząt gospodarskich.

Właśnie kwestia opłat za wodę i ewentualnych podwyżek dla mieszkańców wzbudziły podczas prac parlamentarnych nad ustawą najwięcej sporów. Ustawa bowiem w pełni będzie wdrażać unijną Ramową Dyrektywę Wodną (RDW), w tym jej kontrowersyjny artykuł 9., mówiący o zwrocie kosztów usług wodnych. Polska była już upomniana przez Komisję Europejską za niewdrożenie tych przepisów.

Premier Beata Szydło zapewniała, że po zmianie przepisów ceny wody nie wzrosną. Zapowiedziała, że senatorowie złożą poprawki, które zabezpieczą Polaków przed możliwością niekontrolowanych podwyżek cen wody.

Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk przyznawał w Sejmie, że nowe prawo może być wykorzystywane przez samorządy do podnoszenia cen za dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków od mieszkańców. Dlatego też zadeklarował, że w przyszłości powstanie regulator cen wody, miałby on działać w nowej instytucji „Wody Polskie”. Regulator miałby zatwierdzać taryfy za wodę, jakie przygotowywane są przez przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne.

Do tej kwestii odniosło się też Ministerstwo Środowiska.

Według wiceministra Mariusza Gajdy nowe Prawo wodne umożliwia obniżenie maksymalnej opłaty z 4,23 zł do 0,70 zł za metr sześcienny.

„Stawki będą szczegółowo określone w rozporządzeniu Rady Ministrów, ale nie są przewidziane skokowe podwyżki opłat za pobór wody dla mieszkańców. Pozostaną one na niezmienionym poziomie do 2020 r. Jeżeli zajdzie taka konieczność, to będą one wzrastały stopniowo, po wykonaniu analiz społeczno-ekonomicznych. Dostawca wody nie musi sprzedawać jej po maksymalnych stawkach przewidzianych w rozporządzeniu. Nowe Prawo wprowadza jedynie opłatę stałą w celu racjonalnego wykorzystania zasobów wodnych” – wyjaśnił.

Według opozycji – PO, Nowoczesnej, PSL i Kukiz’15 nowe Prawo wodne to de facto nowy podatek wodny i zapłacą go wszyscy, od mieszkańców po przemysł, energetykę i rolnictwo. Według nich o przyszłych podwyżkach ma świadczyć chociażby fakt, że przychody nowej instytucji „Wód Polskich” sięgać będą kilku miliardów złotych rocznie.

Rząd tłumaczył, że dodatkowe obciążenia wynikające z ustawy będą dotyczyć największych gospodarstw rolnych (ok. 3,1 tys.), energetyki. Według szacunków MŚ, udział opłaty w cenie sprzedaży energii elektrycznej nie przekroczy rocznie 1 zł na osobę.

Pobór wody do 5 tys. litrów na dobę do celów rolniczych ma być bezpłatny.

Nowe przepisy wprowadzą też opłatę „za utraconą wodę”. Ministerstwo tłumaczy, że będzie ona dotyczyła dużych nieruchomości, których powierzchnia w 75 proc. jest trwale zabudowana, uszczelniona. Chodzi np. o parkingi. Jeśli jednak przy takich obiektach będą powstawać instalacje pozwalające na retencję wody, to stawka opłaty ma być nawet dziesięciokrotnie niższa.

Resort środowiska podkreśla, że musimy zacząć lepiej zarządzać zasobami wodnymi w naszym kraju. Polskie zasoby wynoszące rocznie 1,5-1,6 tys. metrów sześc. na jednego mieszkańca są jednymi z najniższych w Europie. To prawie tyle, co w Egipcie – podkreśla MŚ.

Nowemu prawu przyświeca zasada „rzeka, wały w jednych rękach”. W tym aspekcie również chodzi o dostosowanie polskiego prawa do prawa europejskiego i wprowadzenie zarządu nad wodami w układzie zlewniowym, a nie administracyjnym, jak to jest teraz. Ministerstwo zwraca uwagę na obecny problem rozproszenia kompetencji. Wielokrotnie zdarza się bowiem, że na granicy województw wałami przeciwpowodziowymi zarządzają inni marszałkowie, a sama rzeka jest np. w zarządzie rządowym. To powoduje m.in. brak koordynacji przy prowadzeniu inwestycji przeciwpowodziowych.

Dlatego też ustawa powołuje nową instytucję Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie”, która w imieniu Skarbu Państwa będzie pełniła rolę gospodarza na wszystkich wodach publicznych. Pozwolić to ma m.in. na sprawniejsze zarządzanie zasobami wodnymi, a także możliwość planowania inwestycji wieloletnich, a nie w ujęciu budżetu jednorocznego.

Nowe przepisy mają pozwolić na uruchomienie 3,5 mld euro z funduszy europejskich m.in. na inwestycje przeciwpowodziowe.

Prawo wodne ma wejść w życie z początkiem 2018 r. Pierwotnie miało być gotowe w 2015 r.

Prace nad projektem nowych przepisów rozpoczęła poprzednia koalicja PO-PSL w latach 2011-2012. Projekt trafił do konsultacji społecznych w grudniu 2014 r., ale ostatecznie nie został przyjęty przez rząd. Zgodnie ze składanymi wówczas zapowiedziami, Rada Ministrów miała go rozparzyć w połowie 2015 r.

Projekt PO-PSL, podobnie jak obecny, miał wprowadzać zlewniowy model zarządzania rzekami w Polsce. W zależności od rangi rzeki zarządzać mieli nimi marszałkowie województw bądź zarządy dorzecza Odry i Wisły. Ówczesny projekt miał też wprowadzić kontrowersyjne przepisy dotyczące opłat, lecz sposób ich naliczania miał być określony nie w samej ustawie, a w rozporządzeniu do niej.

Po wyborach nad nowym projektem zaczął pracować rząd PiS. W październiku ub.r. rząd przyjął projekt z zastrzeżeniem, że musi on jednak zostać dopracowany. Ostatecznie resort środowiska uzupełnił projekt i przesłał go do Sejmu pod koniec kwietnia br.

PAP/MoRo

Dzień 15. z 80/ Poranek Wnet z Łęknicy/ Park Mużakowski – perła polskiej turystyki z listy Światowego Dziedzictwa UNESCO

Park zaprojektowany jako „obraz malowany za pomocą roślin”, wykorzystywał miejscową roślinność do podkreślenia walorów krajobrazu. W skład obiektu wchodzi również odbudowany zamek, mosty i arboretum.

 

Łęknica to niewielkie miasteczko w województwie lubuskim, leżące niemal na samej granicy Polski z Niemcami, nad Nysą Łużycką, na zachód od Żar. Mim że niewielkie, może się ono poszczycić zabytkami formatu światowego. Znajduje się tu dziewiętnastowieczny zespół pałacowo-parkowy, wpisany w 2004 roku na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dziś mało kto w Polsce wie o jego istnieniu. Po parku oprowadzali Krzysztofa Skowrońskiego Robert Brachun – właściciel firmy Leknica.net i Marek Maciantowicz – leśnik i dendrolog.

– Gdy pojechaliśmy na polskie targi we Wrocławiu w Hali Stulecia, Park Mużakowski, okazał się nowością i robił furorę, bo nikt kompletnie tego miejsca nie kojarzył – powiedział Robert Brachun, który przypomniał, że to jest takiej rangi obiekt, jak Wawel, krakowska starówka, kopalnia soli w Wieliczce, Zamość czy Malbork. – Według badań lubuskiego urzędu marszałkowskiego Park Mużakowski kojarzy jedynie 3 procent badanych, a więc „w granicach błędu statystycznego”.

– Można powiedzieć, że mamy w Łęknicy dwa obiekty którym patronuje UNESCO, to jest wspomniany już Park Mużakowski, ale też Geopark, który jest nową rzeczą i podlega ochronie dziedzictwa geologicznego.

Sama Łęknica, jak i jej okolice to bardzo malownicze tereny ze względu na ukształtowanie terenu po epoce lodowcowej. Wokół Łęknicy do tej pory przetrwała dobrze zachowana morena czołowa. Na tym terenie powstał Geopark.

– Przejście lodowca pół miliona lat temu miało duże znaczenie na ukształtowanie terenu i istnienie złóż mineralnych. Nacisk wytworzony przez lodowiec spowodował przemieszanie się różnych warstw geologicznych, co zaowocowało między innymi wypchnięciem ku górze bogatych złóż węgla brunatnego – powiedział Robert Brachun. Wyjaśnił, że przez tereny dawnej kopalni Babina biegnie aktualnie malownicza trasa geościeżki. Jest to obszar dawnych podziemnych i odkrywkowych eksploatacji węgla brunatnego oraz iłów ceramicznych, prowadzonych na skalę przemysłową w latach 1920-1973. W okolicy występuje około stu jezior, pięknych i kolorowych, m.in. szmaragdowych, granatowych, czerwonych. Istnieje tam podwodna trasa nurkowa. [related id=”28737″]

– Część z nich to jeziora utworzone po przejściu lodowca, a część to zalane tereny pokopalniane – powiedział Brachun. Na trasie geościeżki są również wybijające źródełka z wodami mineralnymi.

– Park Mużakowski, który jest częścią Geoparku, to największy park w stylu angielskim w Polsce – powiedział w Poranku WNET Marek Maciantowicz – leśnik i dendrolog, dla którego najcenniejszy jest unikatowy drzewostan parku z przedstawicielami takich gatunków, jak tulipanowce amerykańskie, magnolia drzewiasta czy kasztanowiec drobnokwiatowy, występujący jako krzew, którego kwiaty w USA zapylają kolibry, a w Polsce rodzaj motyla-ćmy – zawisak. Olbrzymia i ciekawa kolekcja różaneczników sprawia, że na przełomie maja i czerwca ogród, jak podkreśla Maciantowicz, jest szczególnie piękny, a od zapachów „można dostać zawrotu głowy”.

– Dąb mużakowski, który został tutaj wyhodowany, to ciekawostka dendrologiczna. Jego listki przypominają trochę liście laurowe – powiedział botanik. Cypryśnik błotny to kolejna ciekawostka dendrologiczna Parku Mużakowskiego, bowiem do 1941 roku było to drzewo znane jedynie z odcisków w węglu brunatnym i odnalazła je w górach Syczuanu wyprawa naukowa.

Park krajobrazowy o powierzchni 750 hektarów, rozciągający się po obu stronach Nysy Łużyckiej, wzdłuż której przebiega granica polsko-niemiecka, stworzony przez księcia Hermanna von Pückler-Muskau w latach 1815-1844, został harmonijnie wpisany w wiejski krajobraz. To zapoczątkowało nowe podejście do projektowania krajobrazu i wpłynęło na rozwój architektury krajobrazu w Europie i Ameryce.

Zaprojektowany jako „obraz malowany za pomocą roślin”, wykorzystywał miejscową roślinność do podkreślenia walorów istniejącego krajobrazu.  W skład obiektu wchodzi również odbudowany zamek, mosty i arboretum. Dzisiaj przez Park Mużakowski przebiega korytem Nysy Łużyckiej polsko-niemiecka granica. Jego obszar, obejmujący łącznie przeszło 700 ha, podzielony jest asymetrycznie rzeką pomiędzy niemieckie Bad Muskau (Saksonia) i polską Łęknicę (woj. lubuskie).

Po niemieckiej stronie znajduje się centralna część założenia, z głównymi budynkami, ogrodami i „pleasuregroundem” (ok. 1/3 historycznej kompozycji), po polskiej zaś – rozległy naturalistyczny park (ok. 500 ha). Obie części łączą dwa mosty parkowe: Most Podwójny oraz Most Angielski.

– Park jest rewitalizowany pod patronatem Rady UNESCO od 1989 roku – powiedział Maciantowicz. W miejscowym arboretum ogrodnik pałacowy miał pod swoją pieczą 2800 taksonów roślin, to jest więcej, niż stanowi cała flora Polski, z czego 1000 to gatunki drzewiaste.

Na rozwój turystyki gmina stara się pozyskiwać środki. Ma otrzymać wsparcie z programu Polska-Brandenburgia.

MoRo

Całej rozmowy o Parku Mużakowskim można posłuchać w pierwszej i drugiej części dzisiejszego Poranka Wnet; kliknij tutaj.

12.07 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 15. / Poranek WNET z Łęknicy koło Parku Mużakowskiego

Od północy do Łęknicy przylega XIX-wieczny park, wpisany w 2004 r. na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 522 ha parku znajduje się po polskiej stronie granicy, a 206 ha po stronie niemieckiej.

Goście Poranka WNET:

prof. dr hab. Mariusz Orion Jędrysek – Sekretarz Stanu, Główny Geolog Kraju, Pełnomocnik Rządu Do Spraw Polityki Surowcowej Państwa;

Radosław Domagalski-Łabędzki – Prezes Zarządu KGHM Polska Miedź SA;

Robert Brachun – właściciel firmy Leknica.net;

Marek Maciantowicz – leśnik, dendrolog;

Piotr Kuliniak – burmistrz gminy Łęknica;

Józef  Tarnowy – dyrektor powiatowego urzędu pracy w Żarach;

Dariusz Śmigielski – właściciel Hotelu Mużakowskiego.


Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Wydawca: Lech Rustecki

Realizator: Karol Smyk


Cześć pierwsza:

Robert Brachun oprowadza Krzysztofa Skowrońskiego po „Geoparku” w Łęknicy.

Radosław Domagalski-Łabędzki o 20-leciu debiutu akcji KGHM na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, o aktualnej sytuacji firmy i jej inwestycjach.

 

Część druga:

Prof.  Mariusz Orion Jędrysek o geologicznych bogactwach zachodniej części Polski i ich wykorzystaniu. W świetle najnowszych badań potencjał geologiczny Polski może okazać się większy niż dotąd uważano. Dlatego trwają prace nad nowym projektem polityki surowcowej państwa.

Polska ma międzynarodowy arbitraż w sprawie sporu o złoża miedzi w kraju.

Robert Brachun i Marek Maciantowicz o  Parku Mużakowskim, którego obszar znajduje się po obu stronach granicy polsko-niemieckiej. Ze względu na warunki klimatyczne zasoby roślinne Parku Mużakowskiego są unikalne w skali kraju.

 

 

Część trzecia:

Wiadomości Radia Warszawa i ogłoszenia

 

Część czwarta:

Burmistrz Piotr Kuliniak opowiada o ekonomicznym i społecznym charakterze gminy Łęknica. W rozmowie mowa między innymi  o rynku pracy, o zaniku przemysłu , o polsko-niemieckim handlu przygranicznym , o planach inwestycji w rozwój turystyki, a także o wpływie przemian własnościowych po 1989 roku na krajobraz okolicy.

W Łęknicy są dwa obiekty, którym patronuje UNESCO. To Park Mużakowski i Geopark.

Dalszy ciąg opowieści o Parku Mużakowskim i o Geoparku.

 

Część piąta:

Józef Tarnowy o pamięci o zbrodni wołyńskiej w Żarach, o kresowym pochodzeniu i współczesnej tożsamości mieszkańców Żar. Nasz rozmówca mówi o pasywności państwa polskiego wobec konsekwencji ludobójstwa na Wołyniu.

Piotr Kuliniak o atrakcjach turystycznych Łęknicy i okolic, między innymi o spływach kajakowych.

 

Cześć szósta:

Goście Poranka – Piotr Kuliniak, Robert Brachun i Marek Maciantowicz   podsumowują informacje o turystycznych atrakcjach Łuku Mużakowskiego i polsko-niemieckiego pogranicza – zarówno przyrodniczych, jak i historycznych, m.in. o podwodnej trasie turystycznej, o autentycznej  szubienicy (nieczynnej) i o bazaltowym moście w Kromlau.

Dariusz Śmigielski, właściciel Hotelu Mużakowskiego, mówi o ograniczeniach dla przedsiębiorczości w Polsce.


Posłuchaj całego Poranka WNET:

 

Jan Szyszko w Poranku Wnet: Będziemy pokazywać całemu światu, jak wygląda sytuacja w Puszczy Białowieskiej [VIDEO]

Najwyższy czas, aby w polityce rolę zaczęła odgrywać wiedza, a nie tylko hasła. Mamy fakty, unikalne środowisko w Rospudzie zniknęło, chronionych gatunków już tam nie ma – powiedział minister Szyszko.

 

Spór wokół sposobu ochrony Puszczy Białowieskiej od kliku dni coraz mocniej rozpala polityczne emocje zarówno w Białowieży, gdzie protestują ekolodzy, jak i w Sejmie, gdzie posłowie Platformy Obywatelskiej z przypiętymi zielonymi wstążkami protestowali przeciwko działaniom rządu. Zdaniem części opozycji prowadzenie prac leśnych, w tym wycinka drzew zaatakowanych przez kornika drukarza, jest niszczeniem naturalnego bogactwa Puszczy Białowieskiej. Poseł Sławomir Nitras z PO w czwartek przed blokiem głosowań w Sejmie domagał się informacji rządu, czy chce wykreślić Puszczę Białowieską z listy dziedzictwa UNESCO.

[related id=25751]

W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim minister środowiska stwierdził, że polski rząd będzie starał się  nie o wykreślenie lasów białowieskich z listy dziedzictwa, tylko o zmianę ich kwalifikacji: – Puszcza Białowieska została odbudowana po zniszczeniach pierwszej i drugiej wojny światowej przez miejscową ludność oraz przez leśników i w myśl polskiej szkoły ochrony przyrody. Puszcza zgodnie z prawem została wprowadzona do sieci Natura 2000 jako miejsce tętniące życiem, ale równocześnie, łamiąc prawo, Białowieża została wpisana na listę UNESCO jako dziedzictwo przyrodnicze i lasy nietknięte ręką człowieka, co nie jest prawdą.

Minister Szyszko mówił o wielu dokumentach świadczących o prowadzeniu gospodarki leśnej na terenie lasów białowieskich na przestrzeni wieków, szczególnie w czasie pierwszej wojny światowej oraz w okresie międzywojennym: – Puszcza Białowieska to jeden z najlepiej udokumentowanych obiektów przyrodniczych pod względem użytkowania tych zasobów przez człowieka. Pierwsze dokumenty pochodzą z XIII i XIV wieku, kiedy powstawało prawo bartne.

– Puszcza Białowieska staje się sławna na cały świat z tego powodu, że jest wielkim dziedzictwem kulturowo-przyrodniczym miejscowej ludności oraz polskiego leśnictwa i polskiej szkoły ochrony przyrody – powiedział prof. Jan Szyszko.
Minister środowiska powiedział, że Lasy Państwowe wykonały ciężką pracę nad inwentaryzacją zasobów puszczy, aby nie było już wątpliwości, jakie będą skutki działań środowisk ekologicznych: – Obecnie każdy może wejść na stronę internetową Ministerstwa Środowiska i zobaczyć, jak się zmienia sytuacja w puszczy, i obserwować 1450 powierzchni badawczych, gdzie zrobiona była inwentaryzacja, i oglądać zachodzące zmiany.

W ramach promocji polityki rządu oraz leśników i Lasów Państwowych w czwartek razem z ministrem środowiska do Puszczy Białowieskiej przyjechało dwunastu ambasadorów państw europejskich. Zdaniem ministra tylko aktywne działania leśników mogą uratować unikalne stanowiska przyrodnicze oraz chronione gatunki fauny i flory lasów białowieskich.

– Po stronie ekologów jest szereg autorytetów, którzy nawet w puszczy nie byli, to są specjaliści od ortopedii czy kardiologii oraz aktorzy – stwierdził minister Szyszko.
Zapraszamy do wysłuchania audycji.

ŁAJ

 

Obejrzyj również wywiad na naszym kanale YouTube!