Aż 7 mld euro wydanych na ochronę przeciwpowodziową w Wenecji, a miasto zalane. Piotr Kowalczyk o powodzi w Najjaśniejszej, stratach, jakie miasto poniosło, sytuacji turystów i reakcji mieszkańców.
Piotr Kowalczuk opowiada o sytuacji w Wenecji we Włoszech, gdzie woda zalała niemalże całe miasto. Powódź objęła ponad 80 proc. miasta.
Te półtora metra nie jest tak groźne jak to, co się stało we wtorek, kiedy poziom wód wynosił prawie 2 m. 20 cm więcej niż strefa bezpieczeństwa.
Polski dziennikarz podkreśla, że straty mogą wynieść nawet miliard euro (a nieoszacowane są straty bezcennych dzieł sztuki). Zalana została po raz 6. Bazylika św. Marka, co jest dla nie szkodliwe, gdyż nawet jak woda wyparowuje, to „sól zostaje i wżera się w posadzki”. Winowajcą zalania Wenecji był silny wiatr Sirocco, który pchał wodę do licznych kanałów. Poziom wody we wtorek osiągnął blisko 187 cm. Rekord wynosi 194 cm (1966 roku). Jedna osoba zginęła. Człowiek ten został porażony prądem, kiedy próbował włączyć pompę. Jednak jak wskazuje Kowalczuk „nie ma niebezpieczeństwa dla turystów”. Ci, których mieszkania zostały zalane, zostali przeniesieni do innych, ale nie ma potrzeby ich ewakuacji.
Od wielu lat są projekty co zrobić, by ratować Wenecję.
Przed takimi sytuacjami miał miasto uchronić „system Mojżesz”. Jednak jak mówi nasz gość, „Włochy są krajem szalenie skorumpowanym”. 17 osób zostało skazanych w związku z tą inwestycją, która pochłonęła jak dotąd 7 mld euro, tj. więcej niż było przewidziane na całość budowy. Kowalczyk podkreśla, że umowa jest skonstruowana tak, żeby wykonawcom opłacało się przeciągać budowę.
Włosi na północy to nie są ci stereotypowi Włosi.
Dodaje, że miejscowy lud jest bardzo twardy, a w Wenecji działa w takich sytuacjach system wzajemnej pomocy i wczesnego ostrzegania. Wenecjanie potrafią działać w obliczu zagrożenia katastrofą naturalną taką jak powódź czy trzęsienie ziemi.
Korespondent Polskiego Radia w Rzymie stwierdza, że nie można do końca oszacować strat materialnych, gdyż w grę wchodzą zabytki kultury jak Bazylika św. Marka. Straty wyniosły, jak mówi, w sumie miliard euro.
Sytuacja w Zatoce Puckiej ciągle się pogarsza. Rybacy zgłaszają występowanie dużej ilości ryb ze zmianami skórnymi i brakiem tkanki ocznej. Ministerstwo zapewnia, że wszystko jest w porządku.
Marcin Buchna, prezes stowarzyszenia Naszej Ziemi opowiada o aktualnej sytuacji w Zatoce Puckiej, która staje się coraz trudniejsza:
Mamy jesień, rybacy w tej chwili poławiają narzędziami dennymi rybę z zatoki Puckiej i coraz więcej chorych ryb się pojawia, to zjawisko potęguje.
Gość „Poranka WNET” podkreśla zaniepokojenie tą sytuacją. Jeszcze do niedawna jedynie u ryb dennych można było zauważyć zmiany chorobowe, teraz coraz częściej spotyka się je też u ryb pelagicznych, tzw. śledziowatych:
Tylko ryby denne miały zmiany widoczne na skórze, tzw. perforacje. Tkanka skórna i sama kondycja ryby były bardzo złej jakości. Teraz ryby pelagiczne tzw. śledziowate również mają te zmiany. Ryby nie mają tkanki ocznej i to jest bardzo niepokojące.
Jak zaznacza Marcin Buchna, nie są to jednostkowe przypadki. Rybacy kiedyś przekazywali informacje o pojedynczych sztukach, jednak sytuacja od lat zaczęła się nasilać:
W obecnej chwili z połowu jest to ok 30% ryb. To jest potężna ilość i to nie jest zjawisko naturalne. Widać ewidentnie, że środowisko i uwarunkowania w tej zatoce musiały się niesamowicie zmienić na gorsze, a efektem jest jakość tych zwierząt. […] Ryby żyją w takich męczarniach w tym środowisku.
Okazuje się, iż Ministerstwo Gospodarki Morskiej zleciło badania, jednak z nieznanych powodów wyniki nie zostały podane do publicznej wiadomości:
Wiemy, że takie badania i ekspertyzy były zlecone i też się niepokoimy, że mimo zapewnień ministerstwa, że jest wszystko w porządku, nie otrzymaliśmy tych ważnych informacji i materiałów źródłowych. Sytuacja jest bardzo pilna. […] trzeba ocenić, z czego to wynika i jaki czynnik spowodował te niesamowite zwiany.
USA jako pierwsze z sygnatariuszy paryskiego porozumienia klimatycznego z 2015 r. wycofują się z jego postanowień. Jest to spełnienie zapowiedzi, jakie od dawna składał prezydent Donald Trump.
O przesłaniu przez Stany noty do ONZ w tej sprawie poinformował sekretarz stanu Mike Pompeo. W oświadczeniu szef amerykańskiej dyplomacji nazywał układ z Paryża „niesprawiedliwym ekonomicznym brzemieniem” dla amerykańskiej gospodarki. We wpisie na Twitterze napisał, że Stany Zjednoczone są „dumne z pozycji światowego lidera” w ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych, rozwoju gospodarki i zapewnianiu energii dla obywateli. Jak dodawał:
Nasz model jest realistyczny i pragmatyczny.
Złożone przez Stany Zjednoczone dokumenty rozpoczynają roczny proces wychodzenia z porozumienia, który zakończy się dzień po wyborach prezydenckich w USA w listopadzie 2020 r. Jest to realizacja powtarzanych od dawna zapowiedzi Trumpa, który już w czerwcu mówił, że
[USA] całkowicie wstrzymują wprowadzanie w życie postanowień niewiążącego porozumienia paryskiego oraz drakońskich finansowych i gospodarczych obciążeń, jakie umowa ta nakłada na nasz kraj.
Porozumienie Paryskie, jak przypomina tvn.24, to globalna umowa z 12 grudnia 2015 roku, wynegocjowana podczas szczytu klimatycznego ONZ w Paryżu. Akt wskazuje działania mające służyć zatrzymaniu globalnego ocieplenia na poziomie „dużo poniżej 2°C”. Dotyczy okresu po 2020 roku. Opowiedziało się za nim 195 państw. Stany Zjednoczone są pierwszym krajem, który zapowiedział wycofanie się z umowy, ale 10 innych krajów jej nie ratyfikowało, w tym Turcja, Iran i Irak.
Amerykanie są drugim po Chinach największym emitentem CO2 na świecie. Te ostatnie ogłosiły razem z Francją na szczycie G20, że będą dążyć do „zaktualizowania” swojego wkładu w przeciwdziałanie zmianom klimatu w stosunku do obecnych, aby odzwierciedlić „ich najwyższe możliwe ambicje”. Ekologia jak mówił na antenie Radia WNET Zbigniew Stefaniuk, jest jednym z istotnych tematów wizyty prezydenta Francji, Emmanuela Macrona w Chinach. Macron w wystąpieniu Szanghaju, cytowany przez bizensalert.pl, powiedział:
Jeśli chcemy zachować zgodność z porozumieniem paryskim, będziemy musieli zwiększyć nasze zobowiązania do ograniczenia emisji i potwierdzić nowe zobowiązania na lata 2030 i 2050. Współpraca między Chinami a Unią Europejską w tym zakresie jest decydująca. W przyszłym roku musimy wspólnie podjąć się tego zadania.
Chiny dążą do osiągnięcia maksymalnego poziomu emisji do „około 2030 roku” i zwiększenia udziału źródeł niskoemisyjnych w miksie energetycznym do 20 procent do końca następnej dekady, z 15 procent w 2020 roku.
Mariusz Kałużny o cofaniu dekomunizacji ulic przez samorządowców z PO, potrzebie walki o prawdę i pamięć o polskich bohaterach i o konieczności wyrwania ekologii z rąk skrajnej lewicy.
Elity Platformy to elity postkomunistyczne. Postkomuna sobie Platformę zaanektowała, a może Platforma zawsze taka była.
Mariusz Kałużny o zmianie nazw ulic w Białymstoku i Żyrardowie. Samorządowi działacze w tych miastach głosowali za zmianą nazw ulic upamiętniających „Łupaszkę” i „Nila”. Poseł-elekt sprzeciwia się takim decyzjom, podkreślając, że to bohaterowie, którzy walczyli za Polskę w czasie wojny (gen. Fieldorf także w czasie I wś. w Legionach), a po wojnie nie godzili się na jej zniewolenie. Zgadza się z określeniem Tadeusza Płużańskiego, że te czyny wskazują na „recydywę komuny”.
Komuna próbowała im zabrać dobre imię, nie wystarczyło im ich zabić i pochować haniebnie. Chcieli im odebrać dobre imię. Cała propaganda PRL była skierowana, żeby zniszczyć ich dobre imię.
Po 1989 r. opozycyjne jeszcze wówczas środowiska prawicowe podjęły temat żołnierzy wyklętych, jednak teraz widzimy jak „trzecie pokolenie UB dalej szkodzi ich dobremu imieniu”.
Razem z europosłem Patrykiem Jakim, […] posłem Januszem Kowalskim, posłem Jackiem Ozdobą, ministrem Jackiem Kaletą podjęliśmy akcję „Ocalić bohaterów”.
Dla walki o prawdę, jak mówi polityk, powstała inicjatywa, w ramach której planowana jest wspólnie z muzeum Żołnierzy Wyklętych konferencja na Rakowieckiej. Zbierane są podpisy pod projektem uchwały nakazującej przywrócenie zmienione przez samorządy nazwy ulic.
Dzisiaj następuje humanizacja zwierząt i dehumanizacja ludzi. Wszyscy kochamy pieski, […] ale zwierze nie może zastępować człowieka.
Kałużny odnosi się także do synodu amazońskiego i dominującego na nim problemu ekologii. Podkreśla, że obecnie ekologii używa się jako narzędzia do „walki z chrześcijaństwem i ludźmi prawymi”.
Prawica musi szerzyć prawdziwą ekologię, prawicową, a nie lewacką.
Według najnowszych ustaleń badaczy terenom, na których mieszka dzisiaj ponad 300 mln ludzi, do 2050 r. będą grozić regularne powodzie. To trzy razy więcej niż pokazywały dotychczasowe wyliczenia.
Według naszych ustaleń trwałe, społeczności przybrzeżne na całym świecie muszą się przygotować na o wiele gorszą przyszłość, niż to przewidywaliśmy.
Praca amerykańskich naukowców pokazuje, że poziom wód na świecie może się podnieść do 2 m, podczas gdy wcześniej zakładano, że będzie to 0,9 m. Według badań, w których wykorzystano sztuczną inteligencję, do 2050 r. tereny, na których mieszka dzisiaj 300 mln ludzi będzie narażonych na ciężkie powodzie przynajmniej raz w roku, a do końca XXI w. dom 200 mln osób stanie się niezdatny do zamieszkania. Jak powiedział Benjamin Strauss, jeden ze współautorów raportu i CEO organizacji charytatywnej Climate Central:
Wyniki oznaczają, że owszem, o wiele więcej ludzi jest na terenach zagrożonych, niż myśleliśmy.
Dodał, że potrzeba natychmiastowych działań, żeby zapobiec nachodzącej „ekonomicznej i humanitarnej katastrofie”. Oznacza to rozbudowę instalacji chroniących wybrzeża. Największa różnica dotyczy Azji Płd-Wsch. Liczba osób zagrożonych powodzią jest dla Bangladeszu osiem, dla Indii siedem, dla Tajlandii dwanaście, a dla Chin trzy razy większa niż to wcześniej przewidywano. Zagrożony powodziami może być cały koniuszek południowego Wietnamu. Indonezja już teraz odczuwa skutki podniesienia poziomu wód. W związku z zagrożeniem powodziami przenosi ona swą stolicę z Dżakarty na Borneo. W tych krajach, a także na Filipinach i w Japonii łącznie ok. 70% ludzi jest zagrożonych corocznymi powodziami i pernamentnymi zalewami. Problem dotyczy jednak także innych regionów, będąc poza kwestią humanitarną problemem społecznym i politycznym. Jak informuje praca:
Ostatnie prace sugerują, że nawet w USA, wzrost poziomu morza w tym stuleciu wywoła migrację na wielką skalę z niechronionych wybrzeży, […] wywierając wielki nacisk na interior.
Do 2100 r. części wybrzeża 19 krajów, w tym Brazylii i Wielkiej Brytanii znajdą się poniżej linii przypływu. Badacze przypuszczają, że ich wyliczenia mogą być zaniżone, gdyż są oparte na projekcjach poziomu mórz wg scenariusza RCP 2.6, który zakłada redukcję emisji dwutlenku węgla przez sygnatariuszy paktu paryskiego. Nie wiadomo jednak czy ci dotrzymają swoich zobowiązań. W najgorszym przypadku, aż 640 mln osób może być zagrożonych.
Przeliczenie emisji na liczbę obywateli przekłada się w pewien sposób na dobrobyt i status w rankingu państw rozwiniętych, z pewnymi wszakże odchyleniami dla państw skrajnych warunków klimatycznych.
Jacek Musiał, Karol Musiał, Michał Musiał
Trochę statystyki
Największymi emitentami dwutlenku węgla na świecie są (BP Statistical Review of World Energy 2019) w [Gt/rok]:
1. Chiny 9,4,
2. Stany Zjednoczone 5,2,
3. Indie 2,5,
4. Rosja 1,6,
5. Japonia 1,1,
6. Niemcy 0,7,
7. Korea Południowa 0,7,
8. Iran 0,7,
9. Arabia Saudyjska 0,6,
10. Kanada 0,5.
Warto dodać, że światowa żegluga morska jest źródłem 0,7 Gt CO2, a lotnictwo – 0,5 Gt CO2. Polska w tym rankingu zajmuje bardzo odległą pozycję z emisją 0,1 Gt rocznie, przy emisjach całej Europy 4,2 Gt.
I ciekawostka: tylko z procesów fermentacyjnych produkcji napojów alkoholowych (czyli pomijając aspekty energetyczne i inne związane z uprawami, produkcją i dystrybucją) emitowanych jest do atmosfery 0,02 Gt CO2 rocznie (oszacowanie Michała i Karola Musiałów z 2015).
Przeliczenie emisji na liczbę obywateli przekłada się w pewien sposób na dobrobyt i status w rankingu państw rozwiniętych, z pewnymi wszakże odchyleniami dla państw skrajnych warunków klimatycznych. Nieco precyzyjniejsze jest też odniesienie do zużycia per capita tzw. energii pierwotnej, gdyż ta uwzględnia inne rodzaje pozyskiwanej energii (np. hydroelektrownie, energetykę jądrową).
Należy zwracać uwagę na niewłaściwe i krzywdzące nazywanie emitentów dwutlenku węgla „trucicielami”, czego dopuszczają się manipulanci, gdyż dwutlenek węgla nie jest gazem trującym!
Zawartość CO2 w atmosferze a fizjologia człowieka
Oddychanie w wypadku człowieka to przyjmowanie tlenu i wydalanie dwutlenku węgla. Drogami oddechowymi powietrze dostaje się do pęcherzyków płucnych, gdzie tlen pokonuje barierę pęcherzykowo-włośniczkową i dalej, układem krążenia, transportowany jest do tkanek i komórek. W odwrotnym kierunku przemieszcza się dwutlenek węgla, który dociera z tkanek do granicy włośniczkowo-pęcherzykowej i przekracza ją o wiele łatwiej niż tlen. O ile organizm jest bardzo wrażliwy na niewielkie nawet wahania zawartości tlenu w powietrzu wdychanym, o tyle radzi sobie dobrze z wydalaniem produkowanego CO2 nawet przy wielokrotnym wzroście jego stężenia w otoczeniu. Jednak niebezpieczny jest nadmierny wzrost poziomu dwutlenku węgla we krwi. Nasuwa się pewna analogia: człowiekowi w procesie oddychania potrzebny jest dwutlenek węgla jak roślinie tlen. Celowe podwyższenie stężenia CO2 w powietrzu wdechowym, np. przez świadomą hipowentylację, bywa stosowane w leczeniu niektórych przypadków migreny, astmy oskrzelowej czy spastyczności. W Polsce najbardziej znanym entuzjastą stosowania w leczeniu podwyższonych stężeń dwutlenku węgla jest lekarz Jan Pokrywka. Według jego doświadczeń, optymalne dla mózgu stężenie CO2 wynosi 3,2%, czyli blisko 100 razy więcej niż w atmosferze!
Oddychanie ludzi w liczbach
Człowiek wydala CO2 drogą oddychania. Podczas spokojnego oddychania 16 oddechów na minutę i objętości oddechowej 500 ml, wentylacja minutowa wynosi 8 l. Wentylacja roczna 365x24x60x8=4,2×103 m3 powietrza. W powietrzu wydechowym jest ok. 4% dwutlenku węgla, zatem w ciągu roku człowiek wydala 168 m3 tego gazu. Planetę zamieszkuje 7,6 mld ludzi. Rocznie wszyscy wydalają 2,4 mld ton, czyli gigaton (Gt) CO2. W związku z faktem, że nie wszyscy stale spokojnie oddychają (jak np. pracownicy umysłowi), a także z coraz powszechniejszą hiperalimentacją i epidemią otyłości, wyliczona wartość może być o ok. 50% większa, czyli osiągać 3,6 Gt CO2.
Zgodnie z danymi BP Statistical Review 2019, emisje roczne CO2 wynikające ze spalania paliw kopalnych dostarczają 34 Gt. Zatem oddychanie ludzi jest rzędu 10% tego, co dostarcza aktywność przemysłowa. To wcale nie jest mało.
Z drugiej strony uzmysławia to, że spalanie paliw kopalnych i produkcja cementu nie są aż tak astronomicznie duże wobec naszego zwykłego, ludzkiego tchnienia pomnożonego przez liczbę mieszkańców Ziemi. Nie wszyscy jednak zdają sobie z tego sprawę. (…)
Ludzki kał jako źródło CO2
Człowiek wydala rocznie ok. 500 l moczu i ok. (zmiennie według różnych kultur i badań) około 150 kg kału. Istotną wartość energetyczną, jaką można uzyskać ze spalenia, ma sucha masa kału. Ludzki stolec składa się w 75% z wody, pozostałe 25% stanowi tzw. sucha masa, która stanowi dziennie ok. 0,1 kg i rocznie blisko 40 kg. Dochodzi do tego cenna energetycznie masa papieru toaletowego, oszacowana w latach 90. w badaniach naukowców. Nowsze badania (np. Andriessen N, Ward B.J., Strandel L., To char or not to char? Revew of technologies to produce solid fuels for resource recovery from fecal sludge, „Journal of Water, Sanitation and Hygiene for Development”, suppl. C, Apr. 2019) oszacowały wartości energetyczne stolca w różnych krajach. Przyjmując do obliczeń suchą masę 0,41 kg rocznie i przeciętną kaloryczność 16 MJ/kg, uzyskać można rocznie 241 MJ energii. Przyjmując, że 1 MJ dla podobnych paliw odpadowych (Wartości opałowe i wskaźniki emisji w roku 2015 do raportowania w ramach Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji za rok 2018, KOBIZE, 2017) daje 0,1 kg CO2, okazuje się, że rocznie ekskrementy 7,6 miliarda ludzi emitują 0,18 Gt dwutlenku węgla. I albo go emitują w sposób naturalny, bezpożyteczny, albo mogą one zostać wykorzystane w celach gospodarczych. Podobny problem mamy zresztą z drewnem gnijącym w lesie. Albo w procesach gnilnych lub butwienia w naturalny, „ekologiczny” sposób odda ono CO2 i metan oraz ciepło do atmosfery, albo część tego drewna zostanie wcześniej wykorzystana zamiast tworzyw sztucznych do wyprodukowania przedmiotów, czy też zamiast paliw kopalnych zużyta do celów energetycznych, zanim jego entropia wzrośnie z oddaniem CO2 do atmosfery.
Oddychać – nie oddychać?
Oddychanie roczne ludzi dostarcza 2,4–3,6 Gt, rolnictwo – 5,1–6,1 Gt, kał ludzki ok. 0,18 Gt CO2. Roczne przemysłowe emisje to 34 Gt CO2. Zatem: emisje pochodzące z metabolizmu ludzi oraz z celowej, rolniczej produkcji substratów dla metabolizmu wynoszą łącznie od ok. 7,7 do 9,9 Gt, co stanowi od 23 do 29% rocznych emisji przemysłowych. To już nie są żarty.
Więc na wesoło: gdyby dla zrobienia przyjemności specom od cyferek z IPCC wszyscy Ziemianie zechcieli zmniejszyć emisje dwutlenku węgla, mogliby wykonywać tylko co drugi oddech.
Gdyby jeszcze bardziej chcieli się im przypodobać – powinni albo jeść co drugi dzień, albo o połowę mniejsze porcje, co by natychmiast zmniejszyło emisje o 12 do 14%. Należy mieć nadzieję, że nie znajdą się w IPCC eugenicy, którzy zaproponują radykalniejsze rozwiązanie wobec połowy populacji Ziemi.
Cały artykuł Jacka Musiała, Karola Musiała i Michała Musiała pt. „Dwutlenek węgla po ludzku” znajduje się na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jacka Musiała, Karola Musiała i Michała Musiała pt. „Dwutlenek węgla po ludzku” na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com
Węgiel jest określony jako jeden z głównych wrogów w klimatu. Bez dwutlenku węgla nie ma życia na świecie. To powinien wiedzieć każdy uczeń szkoły podstawowej – mówił prof. Jan Szyszko w Poranku Wnet.
W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim były minister środowiska komentował ostatni strajk klimatyczny. Profesor ocenił protesty jako skutek ekologizmu – wmawiania ludziom, że są największym wrogiem przyrody, a zasoby przyrodnicze trzeba przed nami chronić.
– Pamiętam rok 1994. Mieliśmy Instytut Ekologii PAN. Jeden z najlepszych instytutów na świecie Tak był oceniony chyba w 1994 roku. Byłem członkiem rady naukowej z zewnątrz tego Instytutu, ale w roku 1995 zlikwidowano ten Instytut. (…) Nie dziwmy się, że ci młodzi ludzie rzeczywiście mając szerokie, wielkie serce, w gruncie rzeczy protestują przeciwko sobie, właśnie w tym prostym schemacie myślowym „człowiek wróg, nie zabijaj, nie wycinaj”.
Zdaniem profesora nauk leśnych, gdyby faktycznie chciano zredukować koncetrację dwutlenku węgla w atmosferze, to powinno się działać jak najszybciej, jak najtaniej i jak najbardziej efektywnie. Tymczasem Unia Europejska walczy z węglem, ale nie wspiera lasów, które wychwytują dwutlenek węgla, a także są naturalnym budulcem.
– Promuje się chociażby energetykę wiatrową, jako odnawialne źródło energii, która kosztuje bardzo dużo, a mamy zasoby geotermalne, które rzeczywiście są naprawdę czystą energią i można ją pozyskiwać, ale to się przy okazji blokuje. Przecież tu nauka, wiedzą nie obowiązuje. Tu obowiązują tylko i wyłącznie swego rodzaju przekonania i fakty prasowe.
W drugiej części rozmowy rozmowa skoncentrowała się na obecnych zmianach klimatycznych i wypowiedzi prezydenta Francji.
– Informacja, że „nie było tak wysokiej temperatury od 60 lat”, to znaczy, że 60 lat temu taka temperatura była. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dwutlenek węgla jest gazem, który trzeba ustabilizować w atmosferze.
Zarazem nie wolno zapominać, że jego koncentracja w atmosferze bierze się z emisji oraz z degradacji gleb. Profesor przypomniał, że Polska wspiera między innymi tworzenie „Zielonego muru”, czyli regenerowania układów przyrodniczych na pograniczu Sahary.
W kontekście regeneracji gleb powrócił temat wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej. Jan Szyszko stwierdził, że trzeba być bardzo bogatym krajem, aby marnować wycięte drzewa, zamiast przeznaczyć je jako opał dla mieszkańców pobliskich miejscowości, czy budulec. Podkreślił, że w 2008 roku wystarczyłoby wyciąć kilkanaście drzew zarażonych przez kornika drukarza. Ówczesny brak działań doprowadził do wyginięcia części gatunków. Były minister środowiska odniósł się również do słów prezydenta Francji, oceniają je jako mentalność państwa kolonialnego.
Pod pozorem swojego głównego znaczenia poprawność polityczna staje się perfidnym narzędziem walki politycznej, instrumentem wymuszania posłuszeństwa wobec ideologii, nawet jawnie destrukcyjnych.
Jacek Musiał, Karol Musiał
Społeczeństwo niemieckie, które łączył wspólny język, wspólne wartości, które przez dwa wieki było motorem europejskiej nauki i kultury, w krótkim czasie dało się omamić fałszywym, obcym mu ideom, choć stały one w sprzeczności z tradycją niemiecką wyrosłą na bazie Dekalogu.
Pomijając wartości nadprzyrodzone przypisywane Dekalogowi, a więc patrząc na niego wyłącznie z ateistycznego punktu widzenia, jest on zbiorem praw opartym na doświadczeniach kilkuset pokoleń. W długotrwałej perspektywie przestrzeganie określonych zasad miało być optymalnym postępowaniem dla przetrwania społeczeństwa jako całości. Dekalog nie wyznacza kar – nie jest kodeksem karnym, a jedynie (albo aż) aktem normatywnym. Ujęcie tych zasad w formę nakazów moralnych wiąże się z faktem, że ich łamanie w perspektywie krótkowzrocznej wydaje się miłe, przyjemne, doraźnie niezwykle korzystne. Kilka współczesnych testów na inteligencję stawia szybki zysk i umiejętność łamania zasad ponad tradycją, wiernością, stabilnością. Doraźne korzyści wynikające z łamania wspomnianego zbioru zasad to na przykład szybko odczuwalne zaspokojenie całego szeregu potrzeb – np. poprawa sytuacji materialnej, awanse. (…)
Poprawność polityczna ma kilka znaczeń. Najczęściej używana jest w rozumieniu pozytywnym, czyli szacunku i tolerancji. Pośrednim znaczeniem jest (za Słownikiem języka polskiego) „postępowanie zgodnie z obowiązującym konwenansem”. Na drugim, negatywnym biegunie, może z powodu braku właściwego, innego określenia, poprawność polityczna stała się synonimem konformizmu, biernej postawy wobec zła, wobec błędów, czynów, postaw tradycyjnie negatywnych. Orwell nazwał to prawomyślnością lub ortodoksyjnością (wobec obowiązujących w tym momencie przepisów prawa państwowego). Przykładem historycznym jest usankcjonowana w III Rzeszy zagłada Żydów i Romów, czy E-Aktion, znana jako T4. Wszystko odbywało się przecież zgodnie z obowiązującymi normami. Pod pozorem swojego głównego znaczenia poprawność polityczna staje się przewrotnym i bezwzględnym narzędziem walki politycznej, instrumentem wymuszania posłuszeństwa wobec ideologii, nawet jawnie destrukcyjnych.
Poprawność obwarowaną strachem i opisanymi mechanizmami zachowań psychologicznych można przypisać poprawności politycznej sensu stricte, poprawności moralnej, naukowej, ekonomicznej, ekologicznej i pewnie wielu innym. Zespół zachowań naukowców, polegający na „niewychylaniu się”, można nazwać polityczną poprawnością nauki.
Poprawność polityczna wiąże się z autocenzurą i cenzurą otoczenia, w tym – z donoszeniem na „nieprawomyślnych”. Czasem, chcąc wykazać się własną „poprawnością” – z izolowaniem lub ośmieszaniem myślących inaczej. Według Orwella najbardziej gorliwymi strażnikami i egzekutorami „poprawności” są ludzie o ograniczonej inteligencji.
Społeczeństwa zachodnie, w których wolność i demokracja uśpiły czujność, łatwo poddają się „praniu mózgów” w stylu opisanym w 1948 roku przez George’a Orwella, czego dowodem jest to, jak łatwo uwierzyły w urojonego wroga w postaci CO2. Mieszkańcy byłego bloku wschodniego na własnej skórze mieli okazję poznać, czym jest poprawność polityczna i ci, którzy to pamiętają, są mocno wyczuleni na te metody. Niestety to pokolenie już wymiera, a nowe pokolenie nie odziedziczyło tej wrażliwości.
Przez dobrych 30 lat społeczeństwa były indoktrynowane opartą na bardzo subtelnych przekłamaniach teorią, że dwutlenek węgla pochodzący z działalności człowieka (a nie inne przyczyny) powoduje globalne ocieplenie. Zaangażowane w cały proceder były i są organizacje międzynarodowe, wiodące media, politycy, „poprawni” naukowcy. Wszelkie inne poglądy są tłumione w zarodku, marginalizowane lub umierają pozbawione środków finansowych. Są niezgodne z wielkimi interesami lobby rosyjskiego gazu ziemnego, francuskiej energetyki jądrowej, chińskich turbin wiatrowych i spekulacji giełdowej. Nieliczni, którzy próbują mieć inne zdanie, są ośmieszani, wyszydzani. Polski uczony, profesor Zbigniew Jaworowski (1927–2011) z niezwykłą intuicją próbował uzasadnić, że dwutlenek węgla nie może mieć istotnego wpływu na globalne ocieplenie, lecz nie zdążył udowodnić swoich racji, gdyż stracił za dużo czasu na błędną ścieżkę – ślepy zaułek. Swoją drogą, w środowisku naukowym spotkał się nie tylko z oporem, ale wręcz z izolacją. Cóż, naruszyłoby to piękną konstrukcję ortodoksyjnej teorii globalnego ocieplenia.
Znajomi inżynierowie pytają, po co tracić czas na walkę z mitem CO2 jako domniemanego czynnika sprawczego globalnego ocieplenia, skoro absurd tej teorii jest oczywisty? Otóż w dzisiejszej rzeczywistości – wcale nie tak oczywisty, nie zdroworozsądkowy. Według przywołanej futurystycznej powieści Orwella, napisanej jeszcze w 1948 roku, „za największą herezję uzna(wa)no zdrowy rozsądek”.
Co więcej: przyzwolenie na funkcjonowanie kłamstwa to zgoda na bezzasadne zniszczenie ekonomiczne niektórych państw, a powiększanie ich kosztem dobrobytu innych (nic dziwnego, że będących obecnie wielkimi orędownikami pochodzącej jeszcze z ubiegłego wieku teorii globalnego ocieplenia od CO2). To również niemoralne przyzwolenie dla spekulantów. Jak to zostanie opisane w następnych artykułach – to z dużym prawdopodobieństwem droga do faktycznego (a nie urojonego, od CO2) globalnego ocieplenia i dalszego niszczenia środowiska. Sam zdrowy rozsądek w orwellowskiej rzeczywistości nie wystarcza. W sytuacji „siła złego na jednego” potrzebne są konkretne hipotezy mocniejsze od tej z XX wieku.
Cały artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Czy Orwell miał rację?” znajduje się na s. 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Czy Orwell miał rację?” na s. 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com
Jeżeli widziałbym pewne zagrożenie to na niektóre pytania odpowiedzi były takie bardzo ogólne – wyraził swoje obawy prof. Zdzisław Krasnodębski w Popołudniu WNET.
Gość Łukasza Jankowskiego wini za to doradców Janusza Wojciechowskiego. Eurodeputowany podkreśla, że kompetencje Wojciechowskiego ocenia bardzo wysoko „Rozmawiałem wiele razy z Wojciechowskim i on ma konkretne poglądy na te sprawy”. Jednocześnie Krasnodębski wyraził obawy o to, jak odbywałaby się współpraca Wojciechowskiego jako komisarza z przełożonym – czyli z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmeransem.
Nasz gość pokusił się również o ocenę kampanii parlamentarnej. Jego zdaniem obecne starcie będzie również starciem europejskim, ponieważ Polska jest dużym europejskim krajem.
Poranka WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 16:00 – 18:00 na: 87.8 FM w Warszawie i 95.2 FM w Krakowie i na www.wnet.fm. Zaprasza Krzysztof Skowroński i Łukasz Jankowski.
Goście Popołudnia WNET:
Paweł Sałek – doradca prezydenta Andrzeja Dudy;
Tadeusz Świerczewski – współzałożyciel Solidarności Walczącej, radiowiec, przyjaciel Kornela Morawieckiego;
prof. Zdzisław Krasnodębski – europoseł PiS;
prof. Andrzej Szczerski – historyk sztuki, wykładowca w Instytucie Historii Sztuki Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie;
dr Józef Wieczorek – geolog, współpracownik Radia Wnet;
Jadwiga Chmielowska – redaktor naczelna Śląskiego „Kurier Wnet”.
Prowadzenie: Łukasz Jankowski, Krzysztof Skowroński
Wydawca: Jaśmina Nowak
Realizacja: Piotr Szydłowski, Karol Smyk
Część pierwsza:
Sonda Jaśminy Nowak zrobiona wśród studentów Uniwersytetu Jagielońskiego.
Paweł Sałek / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET
Paweł Sałek o zastrzeżeniach niektórych polityków PiS w sprawie reformy Jarosława Gowina: „Trudno mi się odnosić do tych zastrzeżeń. Na pewno środowisko akademickie ma jakieś uwagi. Będzie wchodziła ta reforma w bólach”. Na pytanie o to czy Europą zawładnął „nowy zielony ład” odpowiedział twierdząco. Jego zdaniem dziś w Unii Europejskiej nie przeważa rzeczywista dbałość o klimat i przeciwdziałanie zmianom klimatycznym, a redukcja CO2″.
Nowy zielony ład odmieniany przez komisarza Wojciechowskiego na różne strony: „Klimat zawładnął naszą polityką. Dziś w UE jest ogromna presja, by przeciwdziałać zmianom klimatycznym poprzez redukcję. „Klimat się zmienia. To naturalne. Głośniejsza część naukowców uważa, że człowiek ma na to przemożny wpływ. Natomiast ostatni raport NASA mówi o tym, że zmienia się trajektoria ziemi. W sprawie ochrony klimatu jest pewne przekłamanie. Trzeba rozróżnić dekarbonizację, która została zaakcentowana w ostatnim unijnym dokumencie od ochrony klimatu, zapisanego w porozumieniach paryskich”. Zdaniem naszego gościa, jeśli przeprowadzi się proces dekarbonizacji to już wkrótce będziemy mieli do czynienia z ruchami, które będą się domagały na przykład likwidacji zasobów ropy naftowej.
Część druga
Tadeusz Świerczewski wspomniał zmarłego w poniedziałek Kornela Morawieckiego, nie zapominając o podkreśleniu jego odwagi i niezłomności w czasach PRL. Powiedział też o tym, jak się poznali: „Poznałem Kornela Morawieckiego na Politechnice Wrocławskiej. Wtedy zaczęliśmy działalność opozycyjną. Wydawaliśmy razem <<Biuletyn Dolnośląski>>”. Świerczewski opowiedział też o tym, jak Solidarność Walcząca nadawała na falach radiowych. „Nadawaliśmy dzięki pomocy amerykańskiego wywiadu. Fizyk na naszej uczelni – Ojrzyński – zapytał mnie, czy byłaby taka możliwość nadawania we współpracy z amerykańską ambasadą. Przedstawił sytuację w taki sposób, że przyjechali panowie z ambasady amerykańskiej z pytaniem czy dalibyśmy z tym radę. Odpowiedziałem, że dalibyśmy radę, tylko brakuje nam tranzystorów dużej mocy i finansów. Mieliśmy wówczas grupę radiowców, choćby Jacka Lipińskiego czy Ryszarda Wroczyńskiego. Wtedy zorientowałem się, że chcieli nas wybadać, czy podołamy zadaniu. Już na początku stycznia emitowaliśmy alfabetem Morsa audycję radiową – <<Tu mówi Solidarność>>. Ten apel nasz odebrali ludzie z amerykańskiej bazy w Rammstein w Niemczech. W marcu od Jacka i Ryszarda otrzymałem namiar na amerykańskiego satelitę <<Oscar Children>>”.
Dr Michał Lubina dokonał interpretacji przemówienia przywódcy Chin Xi Jinpinga z okazji 70. rocznicy powstania Ogólnokrajowego Komitetu Ludowej Konsultatywnej Rady Politycznej Chin (OKLKRP). Słowa Jipinga o „parciu naprzód” i o panowaniu nad światem, Michał Lubina rozumie wyłącznie jako narzucanie swoich celów państwom, które są położone blisko ChRL. Zatem nie należy ich rozumieć dosłownie – tak jak to czynią Amerykanie.
Gość Radia WNET wyjaśnił również specyfikę chińskiego komunizmu. Jego zdaniem w pierwszej kolejności zwraca uwagę na nacjonalizm. Ideologia komunistyczna jest dopasowana do celów państwa i dążenia do dobrobytu. Zdaniem Lubiny to właśnie z tego powodu chińskie społeczeństwo nie potępia komunistycznego zbrodniarza Mao Ze Donga, a uważa go za bohatera i twórcę nowoczesnych Chin.
Część trzecia:
Prof. Zdzisław Krasnodębski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET
Prof. Zdzisław Krasnodębski uważa, że Janusz Wojciechowski jest dobrym kandydatem na unijnego komisarza ds. rolnictwa, chociaż na dzisiejszym przesłuchaniu nie wypadł zbyt dobrze. Zdaniem profesora europoseł PiS mówił ogólnikami i nie był przekonujący. Nasz gość wini za to doradców Wojciechowskiego. „Mam lekką pretensję do doradców komisarza. Choć być może wynikało to z tego, że chciał unikać antagonizmów. Natomiast lepiej by było, żeby ostrzejszą wizję pokazać”. Krasnodębski podkreśla, że kompetencje Wojciechowskiego ocenia bardzo wysoko. „Rozmawiałem wiele razy z Wojciechowskim i on ma konkretne poglądy na te sprawy”. Jednocześnie Krasnodębski wyraził obawy o to, jak odbywałaby się współpraca Wojciechowskiego jako komisarza z przełożonym, czyli z Fransem Timmeransem.
Prof. Andrzej Szczerski podchodzi do reformy Jarosława Gowina z dużym dystansem. Zdaniem Szczerskiego, kluczowy jest system ewolucji, zgodnie z którym polskie publikacje będą oceniane wedle ściśle określonych kryteriów. Profesor Szczerski, uważa że lepszym rozwiązaniem jest wspieranie przez rząd badań regionalnych w ramach naszego systemu i przygotowanie naukowców do wejścia choćby do światowych redakcji naukowych.
„Transformacja. Sztuka w Europie Środkowo-Wschodniej po 1989 roku” – to książka, której autorem jest nasz gość. Profesor Szczerski zwrócił uwagę na pewien fenomen. Polscy architekci budowali powojenne Skopie – stolicę Macedonii czy też stolicę Iraku – Bagdad. „Polscy architekci swoją wiedzę, którą wynieśli z politechnik, potrafili wykorzystać na całym świecie. To przypomina o czymś, co mnie zawsze w badaniach fascynowała – historia sztuki XX wieku działała też poza Polską. To w ramach takiego mówienia, że potrafimy się mierzyć ze światem”.
Część czwarta:
Dr Józef Wieczorek opowiedział nam o tym, jak został wyrzucony z Uniwersytetu Jagiellońskiego w okresie stanu wojennego w ramach tak zwanej „weryfikacji kadr”. Zdaniem naszego gościa spowodowane było to tym, że uczył swoich studentów krytycznego myślenia, co było bardzo niewygodne dla partyjnych władzy uczelni. Do tej pory, pomimo upadku komunizmu, nie został przywrócony do pracy. Dla Wieczorka absurdem była też powołana na początku lat 90. komisja uniwersytecka ds. rozpoznania krzywd w poprzednim systemie, ponieważ rozpatrywała nie ofiary systemu a jego beneficjentów.
Jadwiga Chmielowska podkreślała dużą charyzmę i wielką niezłomność Kornela Morawieckiego. „Ukrywał się za teksty w Biuletynie Śląskim. Tam znalazły się artykuły, które bardzo mocno denerwowały władzę. Kornel Morawiecki był nieprzejednany. Wiedział, że okrągły stół był fikcją. Pamiętamy przecież jak w jednym programów wywrócił stolik – była to symbolika jego stosunku do obrad”. Podkreśliła też, że Solidarność Walcząca musiała mierzyć się również z ugodową częścią „Solidarności”, która zwalczała niepokorną Solidarność Walczącą.