Dziennikarka „Do Rzeczy” mówi o hiszpańsko-polskich konsultacjach międzyrządowych i batalii o zachowanie tradycyjnych wartości.
Małgorzata Wołczyk omawia echa wizyty premiera Mateusza Morawieckiego w Hiszpanii w ramach konsultacji międzyrządowych. Zwraca uwagę, że była ona kulminacją ożywienia relacji między obu państwami w ostatnim czasie.
Nie ma w Europie dwóch tak odmiennych ideowo rządów. Jednak jako przedmurza, potrafimy się bardzo dobrze zrozumieć.
W trakcie rozmów podpisano 6 porozumień, m.in. w dziedzinie handlu i bezpieczeństwa. Dziennikarka „Do Rzeczy” wskazuje, że Polskę i Hiszpanię łączy fakt umiejscowienia na granicach Unii Europejskiej, odpowiednio wschodniej i południowej.
Rozmówczyni Jaśminy Nowak relacjonuje podwyżki cen energii wprowadzone w Hiszpanii.
Mało tego, rząd chce wprowadzić opłaty na wszystkich drogach. Jeżeli tak się stanie, ludzie znowu wyjdą na ulice.
W związku z wszystkimi problemami w kraju, premier Pedro Sanchez rzadko uśmiecha się publicznie. Inaczej było podczas spotkania z premierem rządu RP. Jak wskazuje Małgorzata Wołczyk, Polska może być wzorem dla Hiszpanii, jeżeli chodzi o asymilację imigrantów.
W Polsce wymagamy poszanowania naszego domu. Być może na tym polega wyższość naszego kraju.
Dziennikarka informuje ponadto o pracach nad wspólną deklaracją przedstawicieli PiS-u z politykami VOX-u. Jak mówi:
Dzisiejsze partie nie dzielą się na prawicę i lewicę, lecz na ugrupowania szanujące rodzinę, i te, które dążą do zmiany kodu kulturowego w Europie.
Jak podaje „Foreign Policy” Sekretarz Stanu USA upoważnił wszystkie ambasady Stanów Zjednoczonych do wywieszania flag i banerów BLM. Dekret został przygotowano w rocznicę śmierci George’a Floyda.
Nowowprowadzona dyrektywa Departamentu Stanu USA ma ilustrować zmianę priorytetów administracji prezydenta Joe Bidena, która położyć nacisk na realizację idei promocji „sprawiedliwości rasowej” i „różnorodności oraz integracji” na całym świecie.
Komunikat Departamentu Stanu USA zapewnia szefom misji dyplomatycznych, kierujących ambasadami Stanów Zjednoczonych na całym świecie, „ogólne pisemne upoważnienie” do wywieszania flag i banerów ruchu Black Lives Matter. Wprowadzona dyrektywa zezwala na wspomnianą identyfikację wizualną, lecz nie nakazuje takich działań.
Jak czytamy na stronie amerykańskiego portalu „Foreign Policy”:
Najnowsza depesza w tej sprawie odzwierciedla rosnącą świadomość Departamentu Stanu na temat tego, jak niesprawiedliwość rasowa w Stanach Zjednoczonych może wywołać reperkusje za granicą. Amerykańscy dyplomaci wyrazili zaniepokojenie, że ich wysiłki na rzecz promowania praw człowieka za granicą mogą zostać zniweczone przez wyzwania związane z systemowym rasizmem w kraju.
W rozmowie „Foreign Policy” jeden z amerykańskich dyplomatów opisał nową dyrektywę zezwalająca na umieszczanie symboli BLM w ambasadach USA jako „pozytywny sygnał i historyczny krok we właściwym kierunku”. Jak dodaje anonimowo dyplomata:
Będziemy jednak musieli zobaczyć znacznie więcej niż flagi BLM, aby zasygnalizować, że departament w istotny sposób godzi rozdźwięk między naszą krajową walką z niesprawiedliwością rasową a globalną retoryką dotyczącą praw człowieka.
Destrukcja polskiej kultury przez Niemców i komunistów oraz szkalowanie papieża Piusa XII i Polaków. Korespondent Radia WNET z Francji o tym, komu przeszkadza Polska.
My emigranci we Francji stale się spotykamy z problemem, że jesteśmy Polakami. Pytaniem, czy jesteśmy Polakami, czy jeszcze jesteśmy Polakami.
Piotr Witt mówi, z jakimi dylematami boryka się Polonia. Przypomina, że wierszyk „kto ty jesteś, Polak mały” powstał w 1900 r., kiedy nie było państwa polskiego. Autor wiersza Władysław Bełza spędził wiele czasu we Francji.
Witt przybliża tematykę swojej najnowszej książki „Komu Polska przeszkadza”. Wyjaśnia, że nasz kraj od wieków przeszkadzał różnym potęgom, np. Turkom pod Wiedniem. Postanowił się jednak skupić na okresie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Niemcy wkroczyli do Polski już z gotowym planem. To był ten plan Himmlera zniszczenia kultury polskiej i zniszczenia elity polskiej to znaczy sprowadzenia narodu polskiego do rangi niewolników, którzy będą służyli rasie panów- Niemcom.
W 1939 r. resztowano i wywieziono 142 profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczej. W 1941 r., po zajęciu Lwowa Niemcy rozstrzelali polskich profesorów.
Wchodząc do Warszawy Niemcy za bronili wydawania polskich książek zamknęli szkoły poza tylko szkołami zawodowymi, żeby kształcić rzemieślników, przydatnych robotników. Kazali zwieść księga wszystkie książki na Plac Piłsudskiego i tam je spalili.
Oczekiwano od księgarzy, że będą przekazywać wszystkie książki, w których jest choć jedno złe słowo o Niemcach. Wielu jednak ukrywało książki. Po wojnie walkę z nieprawomyślnymi książkami, teraz już na gruncie nie rasowym, lecz klasowym, kontynuowali komuniści.
Po wojnie kultura polska zaczęła przedstawiać obraz zupełnie wypaczony, zniszczony przez tych dwóch okupantów.
Korespondent Radia WNET z Francji przytacza wspomnienia Marii Dąbrowskiej, która zauważała, jak starano się „wbić klin” między naród polski a żydowski. Przykładem tego jest brak zgody na publikację książki Żydówki Czajki Stachowicz, której życie w czasie wojny uratował polski kowal. Tymczasem w filmie Wandy Wasilewskiej „Ostatni etap” Żydzi są przedstawieni w najlepszych barwach, a Polacy w najgorszych.
Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego wskazuje, że Piusa XII szkaluje się obecnie nazywając go „papieżem Hitlera”. Tymczasem
447 to jest liczba Żydów uratowanych przez Piusa XII tylko na terenie Watykanu, ponieważ jego akcja ratowania Żydów obejmuje ponad 10 tysięcy osób udowodnionych przypadków.
Włoscy Żydzi ogłosili zaraz po wojnie 17 kwietnia dniem wdzięczności dla Piusa XII. Piotr Witt przypomina, że Eugenio Pacelli, zanim został papieżem był sekretarzem swego poprzednika Piusa XI. Uczestniczył w redakcji encykliki Mit Brennenden Sorge krytykującej nazizm.
Prezes PKN Orlen tłumaczy sprawę związaną z odprawami dziennikarzy Polska Press. Jak podkreśla Daniel Obajtek: Pieniądze, jakie Orlen wypłaca na odprawy dla dziennikarzy Polska Press nie są publiczne.
W niedzielnej rozmowie na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia, prezes PKN Orlen poinformował, że polski koncern paliwowy wypłacił odprawy dziennikarzom Polska Press, którzy zdecydują się rozwiązać umowy o pracę za porozumieniem stron. Jak zaznaczył Daniel Obajtek kwoty przeznaczone na odprawy nie pochodzą z funduszy publicznych:
Nie są to pieniądze publiczne. To my wpłacamy do budżetu państwa ok. 36 mld zł co roku i nie mamy żadnych państwowych pieniędzy – mówił na antenie Polskiego Radia Daniel Obajtek.
Prezes PKN Orlen dodał również, że rezygnacja ze stanowiska, a w konsekwencji tego otrzymanie odprawy jest decyzją dobrowolną pracowników Polska Press. Zdaniem Daniela Obajtka żaden z pracowników nie został zwolniony:
Nikt nie zmusza pracowników, żeby te odprawy brali. (…) Nie wymieniamy dziennikarzy, myślimy wręcz, żeby wzmocnić ich warunkami pracy i płac – podkreślał szef Orlenu.
Prezes PKN Orlen został również zapytany o kwestie przestrzegania zasady wolności słowa. Jak podkreśla Daniel Obajtek – nie jest on w żadnej mierze jej przeciwnikiem, a ponadto, przyczynił się on do ułatwienia dostępu do prasy w Polsce:
Orlen nie jest w żadnej mierze przeciwnikiem wolności słowa. (…) Przez postępowania układowe i oddłużenie Ruchu, polska prasa od prawa do lewa ma wreszcie płacone – zaznaczył Daniel Obajtek.
Grupa medialna Polska Press to jedna z największych grup wydawniczych w Polsce. Jest właścicielem ok. 20 dzienników regionalnych, prawie 120 tygodników lokalnych oraz ponad 500 witryn online.
Francuski trener ujawnia na łamach dziennika „AS” powody swojego odejścia z klubu. Jak podkreśla w otwartym liście: „Odchodzę, ponieważ czuję, że klub nie wspierał mnie tak, jakbym tego oczekiwał”.
Zinedine Zidane zdecydował się upublicznić powody, dla których w ubiegły czwartek zdecydował się opuścić Real Madryt. W specjalnym liście otwartym do kibiców, opublikowanym w piśmie „AS” szkoleniowiec tłumaczył m.in., że nie czuł się w klubie pewnie. Co więcej, trenerowi nie podobało mu się, że wiele prywatnych informacji z jego życia wyciekało do mediów. Jak komentuje na łamach „AS” Zidane:
Odchodzę, ale nie wyskakuję z łodzi i nie jestem zmęczony treningiem. W maju 2018 rozstałem się z Realem, bo uznałem, że po dwóch i pół roku pracy z tyloma sukcesami zespół potrzebował nowego impulsu, aby pozostać na szczycie. Dzisiaj jest inaczej. Odchodzę, ponieważ czuję, że klub nie wspierał mnie tak, jakby tego oczekiwał. Tym samym trudno było zbudować coś trwałego w perspektywie planów średnio lub długoterminowych.
Francuz zaznacza, że w obliczu braku dostatecznych sukcesów połączonych z ogromnymi oczekiwaniami kibiców i władz klubu, najsłuszniejszym rozwiązaniem wydaje się rezygnacja.
Jestem w piłce nożnej od wielu lat i znam oczekiwanie takiego klubu jak Real. Zdaje sobie sprawę, że jeśli nie odnosi się sukcesów, to trzeba odejść – pisze Zidane.
Ponadto, w opublikowanym niedawno liście, szkoleniowiec krytycznie odnosi się do kierownictwa klubu:
Tutaj zapomniano jednak o bardzo ważnej rzeczy. Wszystko, co budowałem na co dzień, zostało zapomniane. Także to, co przekazywałem w relacjach z zawodnikami, ze 150 osobami, które pracują z zespołem i wokół niego. Zwycięzca był tutaj. Niemniej, aby zdobywać trofea, są też w klubie: ludzie, emocje, życie. Czuję, że te rzeczy nie były cenione i że nie było zrozumiałe.
Francuz odnosi się również do relacji między członkami zespołu. Jak wskazuje Zinedine Zidane w klubie ważniejsze niż pieniądze powinny być relacje międzyludzkie:
Chcę szanować to, co razem zrobiliśmy. Moje relacje z klubem i prezydentem w ostatnich miesiącach trochę różniły się od relacji innych trenerów. Nie prosiłem o przywileje, ale chciałem, aby pamiętano o tym, co zrobiłem dla klubu. Dziś życie trenera na ławce dużego klubu to dwa sezony, niewiele więcej. Aby trwały dłużej, niezbędne są relacje międzyludzkie, ważniejsze od pieniędzy, ważniejsze niż sława, ważniejsza niż cokolwiek innego. Musisz się nimi zająć.
Na koniec listu legendarny piłkarz i szkoleniowiec odnosi się do informacji zamieszczanych na jego temat informacji w prasie. Francuz ubolewa nad toksycznością i presją artykułów, które m.in. przewidywały jego rychłe zwolnienie z Realu Madryt jeśli nie wygra kolejnego meczu:
Dlatego bardzo mnie zraniło, gdy przeczytałem w prasie po porażce, że wyrzucą mnie, jeśli nie wygram następnego meczu. To bolało nie tylko mnie, ale całą drużynę. Takie wiadomości celowo wyciekły do mediów, wywołując złą atmosferę w zespole. Na szczęście miałem w zespole wspaniałych piłkarzy, którzy byli ze mną na dobre i na złe.
Jak podsumowuje Zinedine Zidane, koniec końców czarę goryczy przepełnił brak poczucia stabilności w pracy:
Oczywiście nie jestem najlepszym trenerem na świecie, ale potrafię dać siłę i pewność, których każdy potrzebuje w swojej pracy. Niezależnie od tego, czy jest zawodnikiem, członkiem personelu technicznego lub jakimkolwiek innym pracownikiem – komentuje Francuz.
Były minister rolnictwa o tym, czemu potrzebujemy Funduszu Odbudowy oraz o złym kierunku, w jakim zmierza Unia Europejska, oraz o wadach Zielonego Ładu i cynizmie jego zwolenników.
Jan Krzysztof Ardanowski zaznacza, że w polityce liczy się siła. Z tego powodu nie możemy zrezygnować ze środków unijnych, które pozwolą nam ją zbudować.
.@jkardanowski w #PornekWNET o KPO: Nie możemy rezygnować z takich pieniędzy. (…) Nie możemy sobie pozwolić, by nasza gospodarka zwalniała po pandemii. (…) Warto zaryzykować.#RadioWNET
[related id=130204side=right]Bez środków z unijnego Funduszu Odbudowy nie uda się odpowiednia stymulacja naszej gospodarki. Były minister rolnictwa wspomina, że namawiał rolników do głosowania za wejściem do Unii Europejskiej argumentując, że geopolitycznie musimy opowiedzieć się za blokiem zachodnim. Przyznaje, że może w przyszłości nadejść moment, w którym Polska będzie musiała Unię opuścić. Nie sądzi przy tym, żeby miało to miejsce za jego życia. Wskazuje przy tym, że obecnie
.@jkardanowski w #PornekWNET: #UE ewoluuje w kierunku, który jest dla mnie nie do przyjęcia. (…) Wchodziliśmy do UE suwerennych państw (…) UE stała się lewacka, próbuje się stworzyć państwo federacyjne, przejmować kontrolę przez urzędników brukselskich.#RadioWNET
Choć twórcy podwalin pod późniejszą Unię Europejską, jak Robert Schuman byli wierzącymi chrześcijanami, to obecnie w UE szerzy się neomarksistowska ideologia szkoły frankfurckiej. Poseł PiS wskazuje na cyniczność postawy polityków unijnych zachwycających się Gretą Thunberg i mówiących o transformacji energetycznej.
.@jkardanowski w #PornekWNET: Europa chce być czysta, ekologiczna, szlachetna, tylko że brudną energię wypycha poza #UE. Bogaci ludzie, bogatej Północy udają, że dbają o kulę ziemską, (…) a jednocześnie ta brudna energia powstaje gdzie indziej. To jest cynizm.#RadioWNET
Przewodniczący prezydenckiej Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich mówi również o wyzwaniach, jakie stoją przed rolnictwem w czasie transformacji ekologicznej UE. Przyznaje, że rolnictwo nie jest partykularnym interesem rolników. Musi być ono bardziej środowiskowo zrównoważone, m.in. stosować mniej pestycydów. Jednak Zielony Ład stawia większe wymagania, wypływające z ideologicznych założeń.
.@jkardanowski w #PornekWNET: Rolnictwo jako szalenie ważny element gospodarki, musi zmniejszyć presję na przyrodę i być bardziej zrównoważone – to oczywiste – ale żeby rolnicy spełnili ideologiczne założenia Zielonego Ładu, (…) muszą mieć duże środki inwestycyjne.#RadioWNET
Polityk podkreśla, że małe gospodarstwa, którym ma rzekomo służyć Zielony Ład, pierwsze padną ofiarą unijnej transformacji, jeśli nie otrzymują odpowiedniego finansowania. Tego zaś na razie nie widać.
Kierownik Psychiatrycznego Zespołu Leczenia Środowiskowego w Tworkach o stanie psychicznym dzieci w czasie pandemii koronawirusa.
Jonathan Britmann stwierdza, że psychiczne skutki izolacji będziemy obserwować będziemy latami. Dotyczy to nie tylko dorosłych, ale przede wszystkim dzieci.
Na pewno będą w kategoriach zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania spowodowane właśnie długim okresem pandemicznym.
Wskazuje, że ludzie przyzwyczajeni są do wychodzenia z domu. Tego, że nie stykami się z najbliższymi cały czas. W czasie lockdownu ludzie są zamknięci w domach. Pozostają w zbyt intensywnych kontaktach ze sobą. W rezultacie sięgają po alkohol. Wzrosło też zapotrzebowanie na antydepresanty.
O wypadkach samochodowych wiemy wszyscy. Było trzy i pół tysiąca w zeszłym roku albo cztery. Natomiast o podobnej ilości samobójstw jakoś mało się mówi.
Jak mówi Britmann, depresja nie jest tak powszechnie zauważana. Wskazuje, że na wsi dziwne zachowania pojedynczych ludzi nikogo nie dziwią.
Do tej pory jeszcze gdzieś na wsiach jeżeli jest dziwny, nazwijmy go pan Zenek, od czasu do czasu dziwnie się zachowuje […] porąbie siekierą własną budę to nikogo z miejscowych to nie dziwi, bo po prostu pan Zenek jest dziwny.
Duża liczba ludzi nie rozumie, że jak ktoś nie może wstać, to nie znaczy, że jest leniem.
Nowoczesna psychiatria w Polsce jest niestety trochę do tyłu.
Kierownik Psychiatrycznego Zespołu Leczenia Środowiskowego w Tworkach wyjaśnia, że w naszym kraju są „szpitale-wyspy, które straszą kratami” zamiast psychiatrii środowiskowej, wychodzącej do ludzi.
Istnienie prawa naturalnego nie jest następstwem decyzji władzy politycznej. Prawo naturalne nie zależy od państwa i nie nadaje go państwo, a zatem żadna władza polityczna nie może go unieważnić.
Herbert Kopiec
Prawo naturalne
Bóg wybacza nam zawsze, człowiek czasami, a natura nigdy!
Prawo w Unii Europejskiej w ramach konstytucji poszczególnych państw i kodeksów szczegółowych (prawa cywilnego, karnego, administracyjnego itd.) osadzone jest nie w prawie naturalnym, lecz w prawie pozytywnym, stanowionym. Rzetelnie napisał o tym wszystkim śląski filozof edukacji prof. Adolf F. Szołtysek w swojej opublikowanej w 1998 roku monografii pt. Filozofia wychowania. Przedstawił w niej godną najwyższej uwagi autorską koncepcję wychowania. Myślę, że atrakcyjność i wartość poznawcza wzmiankowanej koncepcji tkwi w sensownym pojmowaniu człowieka.
Wychowanie – podkreślmy to – dotyczy człowieka. Elementarna uczciwość badacza, a także zdrowy rozsądek nakazują, aby pedagog odwołał się do sensownej koncepcji człowieka (co to jest człowiek, kim jest człowiek?).
Nie ma tu miejsca na prezentację tej koncepcji. Na użytek niniejszych analiz musi wystarczyć, że o jej wartości przesądziło pokazanie człowieka w perspektywie prawa naturalnego. Książka Szołtyska spełnia wymogi podręcznika akademickiego. Recenzowało ją trzech profesorów, w tym prof. Bogusław Śliwerski.
Jakoż w wydanym przez Wydawnictwo Naukowe PWN w pięć lat później podręczniku akademickim Pedagogika (pod redakcją Z. Kwiecińskiego i B. Śliwerskiego, z adnotacją na okładce „Obowiązkowa lektura dla pedagogów!”), wznowionym w 2019 r., o podręczniku prof. Szołtyska i jego oryginalnej koncepcji pojmowania wychowania ani mru mru, jeśli nie liczyć, że widnieje w Bibliografii. Wielce to zastanawiające i zasmucające zarazem.
Popadł Szołtysek w niełaskę na salonach akademickiej pedagogiki i został „wyciepnięty” z podręcznika tejże. Nadto znany czytelnikom moich felietonów guru polskiej pedagogiki, prof. Zbigniew Kwieciński, postanowił dołożyć politycznie niepoprawnemu filozofowi edukacji i obśmiał prof. Szołtyska, nazywając go czołowym przedstawicielem „pedagogii nawiedzonej”. W tonacji właściwej tolerancyjnemu, postępowemu, lewackiemu odnowicielowi polskiej pedagogiki (a nawet religii!)
Kwieciński napisał: „Pedagogia nawiedzona pragnie iść dalej niż pedagogika religijna. Współcześni pedagodzy religii zmierzają ku pedagogice otwartej, analitycznej i tolerancyjnej. Pedagogia nawiedzona jest pewna siebie, pełna pychy, moralizująca, naznaczająca i wykluczająca poglądy inne niż własne. Aleksander Nalaskowski pisał o »edukacji natchnionej«. Pedagogika nawiedzona idzie o krok dalej: przemawia do odbiorców, aby ich jako naród poprowadzić do Boga i w jego imieniu; lubi siebie nazywać pedagogiką teonomiczną, głoszącą boskie prawo. Jest łatwo rozpoznawalna (…), pod względem formalnym posługuje się twierdzeniami ideologicznie przerysowanymi do granic groteski” („Nurty pedagogii”, Kraków, 2011, s. 53). No cóż, oberwało się prof. Szołtyskowi. Niech usprawiedliwieniem dla tej mojej dzisiejszej pisaniny będzie to, że już przynajmniej wiemy, dlaczego ten katol popadł w niełaskę… i dostał za swoje. Taki mamy klimat.
Człowiek jako obraz Boga
Unia Europejska szczyci się tym, że jest stróżem prawa i wolności. Tymczasem obserwacje wskazują, że mamy do czynienia z inwazją ideologii neomarksistowskiej, nowej lewicy, która w gruncie rzeczy definiuje chrześcijaństwo, a w zasadzie głównie Kościół katolicki, jako swojego wroga. Bywa, że z nutką nieskrywanej satysfakcji, wroga postrzeganego jako tracącego wpływy.
Śląski postępowy socjolog prof. Jacek Wódz, utyskując na „chorobliwe powiązanie wpływów tradycjonalistycznego Kościoła i władzy” w Polsce wyraził ostatnio przekonanie, że nowa lewica będzie musiała stworzyć nowy model nowoczesnego społeczeństwa wolnego od „poddaństwa Kościołowi” („Przegląd”, kwiecień 2021). Narzuca się pytanie: jak owo agresywne rozprzestrzenianie się wrogiej Kościołowi i religii ideologii wpływa na prawa człowieka? Ideologii, przypomnijmy, na gruncie której zakłada się możliwość „zbawienia świata bez Boga”.
Nie trzeba większej przenikliwości, aby przewidywać, że na wyjątkowe zagrożenia narażone jest PRAWO NATURALNE, choć przecież nie tylko ono. Prawo naturalne, przypomnijmy, jest czym innym niż prawo stanowione, pozytywne, które nie uznaje istnienia prawa naturalnego. W wykładni św. Augustyna, jeśli prawo pozytywne znosi prawo naturalne, to jest ono niesprawiedliwe i jako takie nie obowiązuje. Nie będę ukrywał, że zdecydowałem się przypomnieć parę rzeczy o prawie naturalnym, pomny, że pojęcie to funkcjonuje w świadomości przeciętnego zjadacza chleba w postaci śladowej. To prawdziwa tabula rasa. Przekonali mnie o tym moi studenci. Mimo że przecież chodzili do szkoły, ukończyli katechezę, rzadko który był w stanie powiedzieć coś sensownego o prawie naturalnym. Może warto więc przybliżyć to, co mają do powiedzenia fachowcy.
Filozof religii Georg Picht pokazał, że nauka o prawach człowieka opiera się na przekonaniu o tym, iż człowiek jest obrazem Boga. Człowiek przez prawo naturalne staje się kimś mającym uczestnictwo w Bogu, w Jego rozumie, w Jego stosunku do całej przez Niego stworzonej rzeczywistości (Zarys etyki szczegółowej, Kraków 1982).
Zwolennicy prawa naturalnego uznają je za wspólne wszystkim kulturom. Ma ono łączyć wszystkich ludzi oraz – pomimo wielu różnic kulturowych – zakładać pewne wspólne zasady postępowania. Według jego zwolenników jest trwałe i nie zmienia się pośród zmian historycznych, poglądów i obyczajów. Prawa tego nie można człowiekowi odebrać, bo oparte zostało na jego naturze. Broni ono ludzkiej godności, określa fundamentalne prawa i obowiązki człowieka.
Sobór Watykański II głosi, że „w głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra, a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, tamtego unikaj. Człowiek bowiem ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony”.
Tymczasem w naszym systemie społecznym, zainfekowanym fałszywie pojętą wolnością i tolerancją, pomijane jest sumienie. Człowiek kierujący się sumieniem potrafi zachować szacunek dla kodeksu praw cywilnych (prawa stanowionego), dlatego że zachowuje prawo Boże. Znamienne, że starożytni filozofowie greccy (pitagorejczycy) dostrzegali ścisły związek między prawem a wychowaniem. Na pytanie, w jaki sposób najlepiej wychować syna, padała odpowiedź: „uczyniwszy go obywatelem państwa, w którym obowiązują dobre prawa”. Naczelna norma prawa naturalnego sprowadza się do nakazu: „czyń dobro!” (dobro należy czynić, a zła unikać).
Człowiek ma pewne naturalne cechy, jak przykładowo życie i zdolność do świadomego wyboru. Istnienie tych cech można bez trudu stwierdzić samym tylko „okiem rozumu”. Po przełożeniu tych cech natury ludzkiej na język prawa mamy do czynienia z prawem naturalnym. Prawo naturalne to prawo do zachowania własnego życia, jego przekazywania, prawo do rozwoju życia osobowego, moralnego i intelektualnego.
Prawo naturalne jest wyznaczone przez to, kim jest człowiek. W człowieku zawarty jest pewien niezmienny składnik osobowy. Od najdawniejszych czasów człowiek tak samo cierpi, kocha, nienawidzi, cieszy się, przeżywa lęki i niepokoje. Da się więc powiedzieć, że nie ma żadnej różnicy między płynącym do Itaki Odyseuszem a współczesnym pilotem-kosmonautą zmierzającym na Księżyc.
Jeśli prawo naturalne jest rzeczywiste, musi się rzeczywiście pojawić każdemu człowiekowi (i to na sposób ludzki, a więc rozumnie). Prawo naturalne jest uniwersalne, ma zastosowanie do wszystkich ludzi we wszystkich miejscach, w każdej sytuacji i w każdym czasie.
Sporo czynników wyróżnia człowieka spośród istot żywych. Wszystkie istoty żywe, poza człowiekiem, żyją po to, żeby żyć. Człowiek żyje natomiast po to, aby jakoś żyć. Inaczej mówiąc, człowiek ceni sobie nie tylko samo życie, lecz określone życie. Określoność życiu nadają rozumne wartości. Na prawomocność prawa naturalnego wskazują słowa Ewangelii o tym, by wszyscy ludzie nazywali Boga Abba, czyli Ojcem. W tym właśnie wezwaniu Ewangelii jest istota powszechności praw człowieka. Słowem, Pismo Święte nauczyło chrześcijan, aby prawomocności władzy nie przypisywać człowiekowi, ale Bogu. Z tego powodu – jak pisał przed laty E. Gilson – „prawa człowieka są o wiele droższe chrześcijanom niż niewierzącym, według tych ostatnich bowiem opierają się tylko na człowieku, który o owych prawach zapomina, natomiast chrześcijanie opierają się na prawach Boga, który nie pozwala nam o nich zapomnieć”.
Prawo naturalne nie zostało napisane na papierze, ale jest „wypisane w sercu”. To jest podstawowa intuicja moralna, która pozwala człowiekowi rozpoznawać dobro i zło. Przykładem prawa naturalnego są zasady: „oddaj każdemu, co mu się należy”, „za dobry czyn należy się nagroda, za zły kara”, „czyń dobrze”, „unikaj zła” itd. Istnienie prawa naturalnego nie jest następstwem decyzji władzy politycznej. Prawo naturalne nie zależy od państwa i nie nadaje go państwo, a zatem żadna władza polityczna nie jest też w stanie go unieważnić.
Tymczasem nowożytne demokracje jako największe osiągnięcie zaczęły przypisywać sobie obalenie „mitu chrześcijańskiego o Bogu, dawcy praw” i wolę ludu uczyniono źródłem prawomocności władzy. Zapomniano przy tym, że w pierwszym przypadku wszyscy są sługami, gdyż od Boga otrzymali władzę, w drugim zaś są panami, bo wola ludu uczyniła ich takimi. Stąd w drugim przypadku tak łatwo przejść od demokracji do totalitaryzmu i despotyzmu. Każda bowiem władza, jeśli oderwie się od swego źródła, deprawuje.
Przyjrzyjmy się roztrząsaniom prawa naturalnego w ujęciu ateisty Leszka Kołakowskiego. Okaże się, że bez odwołania do Absolutu (Boga) jego wywody trudno uznać za satysfakcjonujące. Oto – przypomina filozof – nie można prawa naturalnego wydedukować z tego, co jest wspólne, czy jest choćby milczącą podstawą wszelkiego prawodawstwa. Nie ma takiego uniwersalnego jądra wszystkich systemów prawnych i nie są powszechnie uznane takie reguły, które dla wielu z nas wydawać się mogą intuicyjnie oczywiste, jak na przykład zasada, iż wolno karać tych, co przestępstwo popełnili, nie zaś innych i że nie może być sprawiedliwie, by – wedle starego przysłowia – ślusarz zawinił, a kowala powiesili.
W kodeksie Hammurabiego można było prawomocnie karać śmiercią osoby, które do przestępstwa się nie przyczyniły. Podobnie w stalinowskim kodeksie karnym powiedziane było wyraźnie, że w wypadku pewnych przestępstw politycznych karane są nie tylko osoby, które wiedziały o przestępstwie, ale o nim nie doniosły, lecz również inne osoby z rodziny czy choćby wspólnego z przestępcą mieszkania, a więc – całkiem explicite – takie, które o przestępstwie nic nie wiedziały. W sowieckich łagrach siedziały i umierały tysiące kobiet określanych skrótem żir – żona zdrajcy ojczyzny. Tak stanowiło prawo, a praktyka była stokroć gorsza.
„Mamy prawo wierzyć, że nasze uczynki naprawdę są dobre lub złe, że dobro i zło nie są swobodnym projekcjami naszych upodobań, emocji czy postanowień. Bez tej wiary rujnujemy nasze człowieczeństwo” – słusznie konkluduje ateista Kołakowski w „O prawie naturalnym”.
Warto więc przypominać, że człowiek jako byt osobowy, który wyróżnia z otaczającego świata życie duchowe i związane z nimi zdolności do poznania umysłowego i miłości, potrzebuje mądrego poznania świata, które jest podstawą roztropnego w nim działania i tworzenia. Mądrego poznania świata nie można dziedziczyć, trzeba więc w każdym nowym pokoleniu najważniejsze wartości odtwarzać. W świecie zmasowanej manipulacji, dominacji miernot i lansowania fałszywych ideologii (vide gender) są z tym problemy. Niestety, naturalne zaniepokojenie, jakie powinno temu towarzyszyć, jest udziałem niewielu, wszak tak to już jest, iż niewiedza nie boli, choć jest niewątpliwym dowodem niedojrzałości społecznej.
W XX wieku prawo stanowione jest normą, na której oparto konstytucje państw europejskich. Nie trzeba dodawać, że wychowanie organizowane przez państwo obliguje szanować prawo, jeśli jednak prawo stanowione pomija sumienie osoby ludzkiej, to mamy do czynienia z brakiem perspektywy moralnej, odwołującej się właśnie do sumienia.
Sumienie – przypomnijmy – nie jest produktem kulturowej edukacji ani kulturowego uczłowieczania. Jest człowiekowi zadane tak jak życie. To nie przypadek, że lewoskrętna Magdalena Środa niegdyś stwierdziła, że z polityki należy „wyrugować kategorię sumienia, ponieważ jest ono niebezpieczne”.
Jakoż bez ryzyka popełnienia błędu zasadnie da się powiedzieć, iż przywróceniu szacunku dla prawa naturalnego musi towarzyszyć odrodzenie sfery duchowej ludzi. W kulturze zanurzonej w sferze ducha nie ma miejsca na obawy przed sumieniem, a dla jasności wywodu zaznaczmy, że nie ma miejsca na zachowania cyniczne! Prawo stanowione (czyli prawo ludzkie) opiera się na pomyśle człowieka. Chodzi o pomysł kierowania człowieka do celu.
Fundamentalne znaczenie ma to, że prawo stanowione nie powinno kierować do dowolnych celów. Przeciwnie, źródłem i uzasadnieniem prawa musi być pomysł rozumny, zgodny z dobrem człowieka jako osoby ludzkiej. Dlaczego prawo naturalne miałoby mieć charakter nadrzędny wobec prawa stanowionego? Prawo ustanawiane jest dla ludzi. Z tego powodu nie może pomijać tego, jacy ludzie są.
Dobrze ilustruje to rozmowa Króla z Małym Księciem w powieści Antoniego de Saint-Exupery: „Jeśli rozkażę generałowi, żeby jak motylek przeleciał z kwiatka na kwiatek albo żeby zamienił się w morskiego ptaka, a generał nie wykona tego, to czyja to będzie wina?” – pytał retorycznie Król, będąc najwyraźniej świadomy ograniczeń, jakim musi podlegać prawo stanowione. I to nawet wówczas, gdyby prawodawcą był władca absolutny. Przed taką utopią przestrzegał również w swoim Szekspirze Wiktor Gomulicki:
„O mędrkowie! Gdy prawo natury was gniewa,/ Zmieńcie je – lecz wprzódy każcie lwu, niech słodko śpiewa,/ Zmuście groźny ocean, by szemrał łagodnie,/ Z ludzkich pojęć wykreślcie rozpacz, gwałt i zbrodnię”.
Prawo stanowione nierespektujące prawa naturalnego staje się groźne. Bo oto prawo to dekretuje, że coś jest tym, czym nie jest. Ustawodawca każe uznać, że jest coś, czego nie ma, bądź odwrotnie – że nie ma czegoś, co jest.
Zauważmy, że małżeństwo wywodzi się od słowa matrimonium, a ono ma swe źródło w słowie matka. Matka jest osobą dającą życie, a więc aktu kreowania od początku. To leży u podstaw określenia pojęcia matki, a następnie pojęcia małżeństwa. Tymczasem proponuje się, aby pojęcia te znaczyły całkowicie coś innego.
Dlaczego? Myślę, że w świetle przywołanych uwag narastająca wrogość lewackich sił postępu do Kościoła i Pana Boga jest całkowicie zrozumiała. Inaczej mówiąc – nie budzi zdziwienia. Wszak pojęcie prawa naturalnego ma mocne zaplecze doktrynalne na gruncie społecznego nauczania Kościoła katolickiego.
Artykuł Herberta Kopca pt. „Prawo naturalne” znajduje się na s. 5 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 83/2021.
Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
W „Sekcji Lewackiej” Milo Kurtis i Janek Śpiewak rozmawiają o wolności słowa. Zdaniem Janka Śpiewaka prowokacje w debacie publicznej są zjawiskiem wartościowym, bo pobudzają do krytycznego myślenia.
W majowym, czwartym programie „Sekcji Lewackiej” Radia WNET Milo Kurtis i Janek Śpiewak przybliżają słuchaczom swoje zdanie na temat granic wolności słowa. Janek Śpiewak wskazuje przy tym na wartościowe aspekty słownych prowokacji:
Jestem wielkim zwolennikiem prowokacji i mówienia rzeczy na krawędzi. To wprowadza ferment, bez tego byłoby nudno, a wiele rzeczy pozostałoby przed nami nieodkrytych – zaznacza Janek Śpiewak.
Gospodarze audycji są zgodni, że prowokacyjne wypowiedzi mieszczą się w granicach wolności słowa i, co więcej, wnoszą wiele pozytywnych rzeczy do debaty publicznej. Jednocześnie jednak zaznaczają, że należy przy tym uważać by nie naruszyć dóbr innych osób:
Na tym polega wolność słowa, że można prowokować. Oczywiście należy robić to tak, by możliwie nie urażać przy tym innych, chociaż czasem nie da się inaczej tego zrobić – mówi Janek Śpiewak.
Ponadto, Janek Śpiewak dotyka także tematu granic wolności słowa. Według działacza wolność wypowiedzi kończy się tam, gdzie zaczynają się fizyczne groźby:
Granica wolności słowa moim zdaniem przebiega tam, gdzie możesz komuś fizycznie zagrozić – komentuje Janek Śpiewak.
Według Milo Kurtisa w obecnych czasach wolność słowa nie istnieje. Jako przykład artysta podaje funkcjonowanie mediów masowych, gdzie jego zdaniem brakuje otwartości na wypowiedzi osób o odmiennych poglądach:
Ja uważam, że jej nie ma. Nie istnieje. Na pewno nie w mass mediach – komentuje Milo Kurtis.
Prowadzący pochylają się także nad tematem wolności słowa w kontekście świata nauki. Tutaj również, zdaniem Janka Śpiewaka, sprawy mają się coraz gorzej. Sytuację tę aktywista ilustruje przykładami z okresu pandemii covid-19:
Kolejnym obszarem, gdzie wolność słowa jest ograniczana jest świat nauki. Mamy historię, którą żyjemy od dwóch lat, czyli wirus z Wuhan. Przez te dwa lata nie mogliśmy zadawać pytań czy nie został on stworzony w laboratorium i czy nie uciekł z laboratorium przez zaniedbanie lub nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa?
Gospodarze „Sekcji Lewackiej” dochodzą do wspólnego wniosku, że wolność słowa przysługuje przede wszystkim osobom sprzyjającym obowiązującej władzy. Jak wskazuje Milo Kurtis, w dzisiejszych czasach nie musi być to jednak władza państwowa:
Teraz władza to media i developerzy – stwierdza muzyk.
Zapraszamy do wysłuchania całej audycji w formie podcastu!