Polska na Rozdrożu: jak Unia Europejska przeobraża naszą przyszłość. Prawny chaos w Polsce, gdy sędziowie tworzą prawo!

Transformacja Unii Europejskiej nie jest już jedynie abstrakcyjnym, teoretycznym scenariuszem! To rzeczywisty, nieubłagany proces, który rozgrywa się na naszych oczach. Coraz większa centralizacja władzy, silniejsze dążenie do ograniczenia konkurencyjności, eliminowanie niezależnych mediów i wzmacnianie aparatu kontroli społecznej to nie kalki wspomnień z komunistycznego Związku Radzieckiego i zza dawnej "żelaznej kurtyny" czy wizje przyszłości, ale mechanizmy, które są już wdrażane. Przemiany te, choć na pozór subtelne, prowadzą nas w stronę erozji fundamentów, na których opierała się zjednoczona Europa na judeo -chrześcijańskich korzeniach.

Transformacja Unii Europejskiej to nie teoretyczny scenariusz, ale realny proces.

 Stopniowe załamanie kontraktu społecznego i konieczność stosowania narzędzi przymusu doprowadzą do całkowitego podporządkowania obywateli. Jeśli nie zaczniemy działać, to powiemy… Żegnaj, Polsko!

Ciekawe, kiedy dojrzeje w nas świadomość, że aż w ciągu ostatnich lat zdarzyło się aż pięć bardziej niż krytycznych okoliczności, które doprowadziły do obecnego zatrważającego i tragicznego stanu systemu prawnego w Polsce. To dzieje się w całej Unii Europejskiej, ale Polska obrywa najwięcej…

W polskiej debacie publicznej, na forum parlamentu czy mediów nikt nie zastanawia się i nie dyskutuje na temat w jaki sposób doszło do tego, że prawo zamiast być pewnym fundamentem sprawiedliwości, stało się narzędziem do ochrony układów i betonowania wpływów kosztem maluczkich obywateli?!

Tomasz Wybranowski



 

Pierwsza teza powinna już zatrważać – polski system sądowniczo-prawny po 1989 roku pozostał całkowicie nietknięty.

Nie był to przypadek, ale świadoma gwarancja dla post-PRL-owskich sitw, od tajnych służb po aktywistów, polityków i ich zstępnych po polskim okrągłym stole stała się faktem! W ten sposób zabetonowano systemowe pasożytowanie na państwowym majątku i publicznych pieniądzach, czerpiąc zyski z szemranych układów, prywatyzacji podsycanych “opiniami zagranicznych fachowców i audytorów”, kombinacji, oszustw i matactw w świetle reflektorów aż po tragifarsę trzymania Polski na krótkiej smyczy zagranicznych interesów.

Profesor Antoni Dudek w swojej książce „Reglamentowana rewolucja” opisuje, jak to elity PRL, zamiast ponieść odpowiedzialność za swoją działalność, płynnie przeszły do III RP, zabezpieczając swoje wpływy. Profesor Dudek podkreśla również, że komunistyczne elity skutecznie wykorzystały swoją przewagę organizacyjną i ekonomiczną:

Dzięki wcześniejszemu przygotowaniu i dostępowi do zasobów państwowych nomenklatura PRL była w stanie przejąć kontrolę nad kluczowymi sektorami gospodarki, przekształcając się w nową elitę biznesową.”

Powtórzę z naciskiem, że okrągły stół stał się narzędziem, które umożliwiło niesprawiedliwą transformację:

„Porozumienia Okrągłego Stołu stworzyły podwaliny pod system, w którym dotychczasowi funkcjonariusze państwa komunistycznego mogli nie tylko uniknąć rozliczeń, ale również odnaleźć się w nowych realiach, często na kluczowych pozycjach.”

Zgadza się z tym prof. Andrzej Zybertowicz, który od ponad 30 lat pisze I mawia, że 

Nie było dekomunizacji, była ciągłość państwa”,

Andrzej Zybertowicz zwraca uwagę, że brak rozliczenia PRL-owskich kadr spowodował, iż „nowa” Polska wciąż tkwi w starych układach”. W 1992 roku podczas próby lustracji wybuchła tzw. “noc teczek”, co pokazało, jak bardzo wpływowe grupy dążyły do ukrycia swoich powiązań z systemem komunistycznym.

W nocy z 4 na 5 czerwca 1992 roku rząd premiera Jana Olszewskiego został odwołany po ujawnieniu przez ministra spraw wewnętrznych, Antoniego Macierewicza listy osób publicznych zarejestrowanych jako tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. W trakcie narady u prezydenta Lecha Wałęsy, mającej na celu ustalenie strategii odwołania rządu, Donald Tusk, ówczesny lider Kongresu Liberalno-Demokratycznego, zwrócił się do zebranych słowami: „Panowie, policzmy głosy”.

Scena ta została uwieczniona w filmie dokumentalnym „Nocna zmiana” z 1994 roku, który przedstawia kulisy tych wydarzeń. Film zawiera materiały archiwalne, w tym wspomnianą naradę, podczas której zapadła decyzja o odwołaniu rządu Jana Olszewskiego.

Poniżej fragment filmu „Nocna zmiana”, ukazujący moment, w którym Donald Tusk wypowiada słowa: „Panowie, policzmy głosy”.

 

 

Nie rozliczono przeszłości, więc nie można było budować przyszłości na zdrowych zasadach” – dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

Polska transformacja była sterowana tak, aby władza realna pozostała w tych samych rękach” – prof. Wojciech Roszkowski.

 

Sądownictwo w całej Europie stało się narzędziem władzy, a nie jej kontrolą.

Po II wojnie światowej w wielu europejskich krajach establishment sędziowski znalazł sposób na przejmowanie coraz większych obszarów decyzyjności, niezależnie od wyborów i demokratycznych procedur. Politycy, nawet kiedy chcieli, to nie mieli szans, bowiem z każdym rokiem sądokracja uzależniała ich od swoich decyzji, tworząc właściwy rząd w cieniu, na pozornie quasi apolitycznym polu, a faktycznie decydującym o wszystkim.

Lord Jonathan Sumption, brytyjski sędzia i historyk, wielokrotnie ostrzegał przed zjawiskiem „sądokracji / judicial overreach”, wskazując, że sędziowie coraz częściej przekraczają swoje kompetencje i zamiast ograniczać się do interpretacji prawa, faktycznie je tworzą.

W swoich wystąpieniach i publikacjach podkreślał, że taka sytuacja prowadzi do osłabienia demokratycznej kontroli nad władzą sądowniczą oraz ograniczenia roli parlamentów jako organów stanowiących prawo. W serii słynnych wykładów zebranych pod zbiorczym tytułem „Reith Lectures”, lord Sumption argumentował, że 

prawo stało się substytutem polityki” oraz, że „nadmierna rola sądów w kształtowaniu polityki publicznej prowadzi do erozji demokracji”.

Wskazał jednoznacznie, że w systemie demokratycznym decyzje o charakterze politycznym powinny pozostawać w gestii wybranych przedstawicieli społeczeństwa, a nie sędziów, którzy 

nie ponoszą odpowiedzialności przed wyborcami. (!!!)

Sumption wielokrotnie krytykował także orzeczenia brytyjskiego Sądu Najwyższego, które – wedle jego oceny – rażąco przekraczały tradycyjne granice władzy sądowniczej. Przykładem kardynalnym był wyrok w sprawie prorogacji parlamentu przez premiera Borisa Johnsona w 2019 roku, kiedy to sąd uznał działanie rządu za niezgodne z prawem. Lord Sumption argumentował, że była to decyzja polityczna, a nie prawna, i że sąd nie powinien wkraczać w ten obszar.

Podobne zarzuty dotyczące sądokracji pojawiają się coraz liczniej także w kontekście Unii Europejskiej. W 2019 roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wydał orzeczenie dotyczące niezależności sądów w Polsce, które – według krytyków – stanowiło próbę ingerencji w suwerenność polskiego systemu prawnego.

 

źródło: domena publiczna

Przypomnę, że ten wyrok odnosił się do reformy sądownictwa w Polsce, a TSUE (siedziba na zdjęciu powyżej) orzekł, że 

„krajowe przepisy dotyczące systemu dyscyplinarnego sędziów muszą być zgodne ze standardami unijnymi”. Decyzja ta została odebrana przez polski rząd jako próba podporządkowania polskiego wymiaru sprawiedliwości organom unijnym i ograniczenia możliwości kształtowania krajowej polityki sądowej.

Podobne napięcia między TSUE a państwami członkowskimi pojawiały się już wcześniej, co skwapliwie i solidarnie media liberalnolewicowe zamiatało nie tyle z gracją, co „na chama” i bezwstydnie pod dywan.

Oto w 2020 roku w Niemczech, tamtejszy Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe wydał wyrok kwestionujący orzeczenie TSUE dotyczące programu skupu obligacji przez Europejski Bank Centralny (EBC). Niemieccy sędziowie uznali, że TSUE przekroczył swoje kompetencje. To tylko jeden z przykładów pokazujący, że spór o granice władzy sądowniczej w Europie nie dotyczy jedynie Polski.

Ale co wolno Niemcom, to Polakom nawet nie wolno o tym pomyśleć!

Lord Sumption wskazuje na konkretnych przykładach, że nadmierna jurydyzacja polityki może prowadzić do alienacji obywateli, którzy tracą wpływ na kluczowe decyzje dotyczące ich życia.

Ową jurydyzację powinniśmy rozumieć, jako rozrost władzy sądowniczej, ergo: sądową ingerencję w politykę i przewagę prawa nad polityką. Mamy więc do czynienia z karygodnym naruszeniem Monteskiuszowskiej zasady trójpodziału władzy. I w kontekście jurydyzacji polega ono na tym, że władza sądownicza zaczyna przejmować i zawłaszczać kompetencje władzy ustawodawczej i wykonawczej.

Zamiast jedynie interpretować prawo, sędziowie podejmują decyzje o charakterze politycznym, które powinny należeć do demokratycznie wybranych organów.

Przejawy tego zjawiska obejmują:

  • tworzenie prawa przez sądy, zamiast jego interpretacji.

  • podważanie decyzji parlamentów i rządów na podstawie szerokiej interpretacji norm prawnych.

  • rozszerzanie kompetencji organów sądowych, np. poprzez orzeczenia, które zmieniają ustalony porządek prawny.

  • podporządkowanie władzy ustawodawczej i wykonawczej sądom międzynarodowym (np. TSUE), co może ograniczać suwerenność państwową.

Krytycy, tacy jak Lord Sumption, wskazują, że taki proces prowadzi do osłabienia demokracji, ponieważ obywatele tracą wpływ na decyzje podejmowane przez niekontrolowaną przez nich władzę sądowniczą. Wzywa do przywrócenia równowagi między władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, aby demokracja mogła funkcjonować w sposób właściwy.

Zarówno krytyka lorda Sumptiona, oraz kontrowersje wokół orzeczeń TSUE wskazują na szerszy problem rosnącej roli sądów w kształtowaniu polityki oraz na napięcia między suwerennością państw narodowych a kompetencjami organów unijnych.

Trzeba tutaj przywołać nieżyjącego prof. Piotra Winczorka (1943 – 2015), prawnika i profesora Uniwersytetu Warszawskiego, który przez całą swoją karierę naukową wskazywał na istotny dylemat w systemach demokratycznych:

jak zapewnić niezawisłość sędziów, nie odbierając im jednak odpowiedzialności przed społeczeństwem.

Profesor Winczorek podkreślał, że sądownictwo w demokratycznym państwie nie może być absolutnie oderwane od społeczeństwa, ponieważ

sędziowie, choć muszą być niezawiśli, to jednak pełnią swoją rolę w ramach systemu sprawiedliwości, który służy obywatelom.

Niezawisłość sędziów oznaczać ma ich niezależność od wpływów politycznych i innych nacisków, ale nie powinna oznaczać całkowitej niezależności od społeczeństwa, czyli powinni być odpowiedzialni za swoje decyzje przed obywatelami. Oznacza to, że istnieje potrzeba kontroli społecznej nad funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości, by unikać sytuacji, w których władza sądownicza staje się niekontrolowana i nieodpowiedzialna.

Kontrola społeczna nad sądownictwem nie oznacza ingerencji w orzeczenia sędziów, ale nadzór nad procesami wyboru sędziów, ich oceną i odpowiedzialnością za działania. W tym kontekście profesor Piotr Winczorek podkreślał rolę polskiego parlamentu, który 

ma prawo uchwalać przepisy prawne i ustanawiać procedury, a także organów samorządu sędziowskiego, które powinny dbać o niezależność sędziów, ale również o transparentność i sprawiedliwość w całym systemie.

 

Zasada trójpodziału władzy

Władza sądownicza, mimo swojej niezawisłości, działa w ramach – i trzeba głośno o tym pisać, mówić i krzyczeć we współczesnej Polsce! – JEDNAK (!!!) trójpodziału władzy, który ma na celu wzajemne hamowanie się i kontrolowanie władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej.

Jeśli władza sądownicza jest całkowicie odcięta od jakiejkolwiek formy kontroli społecznej, może to prowadzić do nadużyć władzy, braku transparentności oraz oddalenia sędziów od oczekiwań i potrzeb społeczeństwa.

Ważnym elementem kontroli społecznej nad sądownictwem jest rola i aktywność mediów oraz opinii publicznej, które mogą ścigać nieprawidłowości, ujawniać przypadki niewłaściwego zachowania sędziów i wszelkie niezgodności z prawem.

Piotr Winczorek zaznaczał, że społeczeństwo nie powinno pozostać bierne wobec działań wymiaru sprawiedliwości, ale także podkreślał, że takie działania muszą odbywać się w ramach poszanowania zasad niezawisłości i uczciwości sądów.

 

Przykłady kontroli społecznej nad sądownictwem czy jej zaprzeczenie

Co z wyborem sędziów?

W Polsce, przed reformami sądownictwa wprowadzonymi w ostatnich latach przez PiS i Zjednoczoną Prawicę, to środowisko sędziowskie samo wybierało swoich przedstawicieli do Krajowej Rady Sądownictwa, co (rzekomo – mój dopisek) „zapewniało większą autonomię sądownictwanadzór społeczny”.

Procedury oceny sędziów

W wielu krajach sędziowie są poddawani ocenie efektywności pracy (dla przykładu przez samorządy sędziowskie, organizacje prawnicze), co pozwala zapewnić, że sądy działają zgodnie z oczekiwaniami społecznymi.

Warto pójść dalej i zmieniając fundamenty ustrojowe prawne Polski umożliwić obywatelom wybrać sędziów i prokuratorów!

Prof. Piotr Winczorek wskazywał, że w systemach demokratycznych niezawisłość sądów powinna być równoważona przez szeroką kontrolę społeczną, aby uniknąć odcięcia wymiaru sprawiedliwości od realiów i oczekiwań obywateli.

Chociaż sędziowie muszą być chronieni przed naciskami zewnętrznymi, to jednak zdecydowanie powinni działać w ramach zasady przejrzystości, a ich działania powinny być monitorowane przez społeczeństwo i odpowiednie instytucje, by zapewnić sprawiedliwość i zgodność z normami społecznymi.

W finale tego podrozdziału dwa cytaty:

Sądy muszą działać w ramach prawa stanowionego, a nie ponad nim”, to słowa Alana Dershowitza. Przytoczę jeszcze wypowiedź Antonina Scalii, zmarłego w 2016 jednego z najważniejszych sędziów w historii sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych: Nie ma większego zagrożenia dla demokracji niż sądy, które stają się władzą ustawodawczą”.

Lewicowy marsz przez instytucje – czysta metoda destrukcji

Współczesna XXI – wieczna lewicowość coraz bardziej odchodzi od tradycyjnej i dobrze nam znanej ze szkół (starych i dobrych) definicji skupienia się na ekonomii i klasie społecznej, przesuwając środek ciężkości w stronę progresywnych postulatów dotyczących spraw społecznych i kulturowych.

Lewica XXI wieku mówi o sobie z dumą, że walczy “o równość, inkluzywność i ochronę praw jednostki przed opresją struktur społecznych”. Ja twierdzę, że wymazuje każdy segment starego porządku świata i wartości niezmiennych.

Lewicowy marsz przez instytucje to strategia, która z powodzeniem realizuje swoje cele od ponad już pięciu dekad, a dziś jest bardziej skuteczna niż kiedykolwiek. Współczesny marksizm nie potrzebuje już rewolucji ulicznych, barykad i dramatycznych przewrotów. Wystarczy konsekwentne przejmowanie kluczowych instytucji: sądownictwa, mediów, edukacji oraz korporacji.

Pod hasłami walki z faszyzmem, tak zwaną „mową nienawiści” i obrony praw człowieka dokonuje się dramatyczna rewolucja kulturowa, której celem nie jest równość czy sprawiedliwość, ale całkowita przebudowa społeczeństwa według utopijnych, a zarazem totalitarnych wzorców.

Przemiany te są często przedstawiane jako konieczne i nieuniknione – wszakże sprzeciw wobec nich oznacza etykietę „wroga postępu”.

To właśnie dzięki tym mechanizmom społeczeństwa zmuszane są do akceptowania kolejnych absurdów – od uznawania kilkudziesięciu płci po promocję ideologii gender w szkołach czy seksualizację dzieci. Donald Trump jest wrogiem, bowiem powiedział temu stanowcze nie!

Jednym z najbardziej niebezpiecznych narzędzi tej strategii jest system sprawiedliwości. Sądy, zamiast bronić obywateli przed naruszeniami praw i wolności, coraz częściej służą jako narzędzie ideologicznej inżynierii społecznej.

Przykłady? Liczne procesy, które odwołują się do pokazowych z czasów komunizmu, przeciwko osobom sprzeciwiającym się ideologii LGBT, cenzura niepoprawnych poglądów pod pretekstem walki z „mową nienawiści” czy spektakularne wyroki wymierzone w tych, którzy ośmielili się publicznie powiedzieć, że mężczyzna nie może być kobietą.

Media, te dumne media niegdyś uznawane za czwartą władzę, które strzegły interesy obywateli, stały się tubą propagandową nowej ideologii. Szerzenie jedynej słusznej narracji, niszczenie oponentów społecznych, eliminowanie z przestrzeni publicznej niewygodnych myślicieli – oto metody, które nie mają nic wspólnego z wolnością słowa czy pluralizmem poglądów. Każdy, kto się sprzeciwia, jest momentalnie dehumanizowany, nazywany jest bez pojęcia i śladu historycznej faktografii „faszystą” lub „skrajną prawicą”, a następnie poddawany medialnemu linczowi.

Jeszcze skuteczniej przebiega ofensywa na froncie edukacyjnym. Przejęcie programów nauczania przez aktywistów lewicowych – przykład minister Nowackiej jest jak najbardziej wzorcowy – sprawia, że młode pokolenia nie są już uczone krytycznego myślenia, ale otrzymują gotowe zestawy jedynie słusznych poglądów.

Wmówienie młodzieży, że nauka matematyki może być „rasistowska”, a biologia jest „społecznym konstruktem”, to nic innego jak systematyczna dezinformacja i oszustwa prowadzące do tworzenia pokoleń ludzi odciętych od rzeczywistości i racjonalnych podstaw wiedzy,

Korporacje, kiedyś skupione tylko na pomnażaniu zysków, dzisiaj dołączyły do tego marszu, stając się głównymi sponsorami ideologii progresywnej. Wymuszana poprawność polityczna, obowiązkowe szkolenia z „białego przywileju”, promowanie ideologii gender wśród pracowników, poprawianie historii i dzieł literatury to tylko niektóre z narzędzi stosowanych przez wielki biznes.

Warto też zauważyć, że te same korporacje, które tak chętnie angażują się w „tęczowe” kampanie na Zachodzie, w krajach takich jak Chiny, Iran, Nigeria czy Arabia Saudyjska zdają się tracić zapał do promocji progresywnych idei.

Ostateczny cel tej strategii jest jasny. To całkowite przeobrażenie społeczeństwa, wymazanie tradycyjnych wartości i stworzenie nowego człowieka: bez korzeni, bez tożsamości, bez możliwości buntu i bezsilnego w swojej głupocie rozumienia i pojmowania.

Lewicowy marsz przez instytucje to metoda destrukcji, która nie niszczy budynków, ale fundamenty cywilizacji. A współczesne sądy temu sprzyjają!

 

Wpływ ideologii na współczesne instytucje i edukację

Współczesne zmiany w sferze edukacji, polityki i kultury pokazują, jak ideologie kształtują rzeczywistość, często w sposób, który budzi kontrowersje i sprzeciw zdecydowanej większości społeczeństwa, ale biernego i milczącego ku swojej zagładzie (niestety).

Dostrzec to można zarówno w teorii, jak i w praktycznych decyzjach podejmowanych przez rządy, szczególnie europejskie, oraz instytucje. Przyjrzyjmy się kilku głównym koncepcjom oraz ich autorom, którzy wpłynęli na ten stan rzeczy.

 

Herbert Marcuse i jego „Represyjna tolerancja”

Herbert Marcuse, filozof i socjolog związany z marksistowską Szkołą Frankfurcką, w swoim eseju „Represyjna tolerancja” stwierdził, że 

lewica powinna wykorzystywać instytucje do uciszania konserwatywnych i prawicowych głosów.

Jego zdaniem prawdziwa wolność i równość mogą zostać osiągnięte tylko wtedy, kiedy „dominujące, reakcyjne narracje zostaną zdławione”. Te słowa brzmią niczym credo Feliksa Dzierżyńskiego!

W praktyce możemy to obserwować dziś w wielu krajach, gdzie instytucje akademickie, media oraz korporacje ograniczają debatę publiczną poprzez cenzurę i nakładanie wędzidła stygmatu „mowa nienawiści” na pewne treści oraz eliminację dyskusji na kontrowersyjne tematy.

Znakomitym przykładem uprawiania tego typu polityki może być decyzja duńskich władz z 2021 roku o usunięciu ze szkół podręczników podkreślających binarność płci. To przejaw wpływu ideologii na edukację i prawodawstwo.

Usuwanie tradycyjnych koncepcji płciowych na rzecz nowoczesnych teorii to jeden z przejawów zmian zachodzących na Zachodzie, gdzie idee różnorodności i inkluzywności są wykorzystywane do przekształcenia systemu edukacyjnego.

Antonio Gramsci i podstępna strategia infiltracji

 

Teraz Antonio Gramsci i jego „rewelacje”. Ten włoski filozof marksistowski, tak ukochany przez elity Unii Europejskiej i brukselskiej „śmietanki” uważał, że 

najlepszym sposobem przejęcia władzy nie jest rewolucja, ale infiltracja”.

Jego teoria hegemonii kulturowej zakładała, że kontrola nad społeczeństwem może być osiągnięta poprzez stopniowe przejmowanie instytucji kulturowych: mediów, szkół i uniwersytetów, muzeów i wydawnictw literackich. Ta strategia, stosowana przez dekady, doprowadziła do sytuacji, w której wiele współczesnych instytucji promuje tylko idee „nowe” i skutecznie marginalizuje te konserwatywne i „stare”.

Jordan Peterson, psycholog i publicysta, w swoich analizach wskazuje na zmiany w mechanizmach kontroli społecznej. Twierdzi, że 

dawniej tyrani kontrolowali ludzi siłą, dziś robią to za pomocą ideologii”.

Peterson wskazuje na niebezpieczeństwo narzucania jednolitej narracji przez dominujące instytucje, co prowadzi do ograniczenia wolności myślenia i debaty publicznej.

Na koniec tego rozdziału smutne memento Douglasa Murraya, brytyjskiego pisarza i dziennikarza, który od dawna ostrzega przed stopniowym przejmowaniem zachodnich instytucji przez ideologie lewicowe. Twierdzi, że 

marksizm kulturowy przejmuje Zachód metodą salami – po kawałku”.

Oznacza to, że zmiany nie zachodzą nagle, lecz są wprowadzane stopniowo, co utrudnia opór i pozwala na głębokie przeobrażenie struktur społecznych i kulturowych.

Zebrane przeze mnie cytaty wskazują, że współczesne zmiany w polityce, edukacji i mediach nie są przypadkowe, ale wynikają z długofalowych strategii ideologicznych. Debata na temat ich wpływu jest kluczowa, ponieważ dotyczy podstawowych wartości, takich jak wolność słowa, edukacja i kształtowanie przyszłych pokoleń.

Czy mamy do czynienia z naturalnym rozwojem społecznym, czy też z kontrolowaną transformacją – to pytanie pozostaje otwarte. – Tomasz Wybranowski.

 

Unia Europejska i zaplanowana centralizacja władzy

Transformacja Unii Europejskiej, która zmierza w kierunku centralizacji władzy nie jest przypadkowym procesem, ale wynikiem świadomego projektu, który opiera się na przekonaniu, że scentralizowana, biurokratyczna machina powinna zarządzać wszystkimi aspektami życia, eliminując rolę państw narodowych.  Realizacja tego celu odbywa się poprzez wprowadzanie mechanizmów takich jak chaos prawny, kontrola sądowa oraz narzędzia finansowego, prawnego i medialnego nacisku. W efekcie społeczeństwa mogą nie dostrzegać, jak stopniowo tracą wpływ na swoje państwa.

Orędownikiem głębszej integracji był Jean-Claude Juncker, były przewodniczący Komisji Europejskiej (2014–2019). W swoim orędziu o stanie Unii z roku 2018 roku mówił o „godzinie europejskiej suwerenności”, sugerując, że państwa członkowskie powinny działać bardziej wspólnie, aby sprostać globalnym wyzwaniom.

Juncker argumentował, że tylko zjednoczona Europa może skutecznie stawić czoła takim mocarstwom jak Chiny czy Stany Zjednoczone. To Juncker był autorem „mechanizmu praworządności”.

 

Mechanizm praworządności – gilotyna kontroli nad państwami członkowskimi

Wprowadzenie mechanizmu praworządności w UE trzeba wprost postrzegać jako sposób na podporządkowanie państw niezgadzających się z ideologią Brukseli i jej wolą. Mechanizm ten pozwala na monitorowanie i ocenę – niestety dowolną – przestrzegania zasad praworządności w państwach członkowskich, a w skrajnych przypadkach na zastosowanie sankcji finansowych. Krytycy, których na szczęście przybywa, uważają, że jest to narzędzie wywierania presji na rządy, które nie podążają za głównym nurtem polityki unijnej.

Nigel Farage, brytyjski polityk i jeden z głównych architektów Brexitu, wielokrotnie krytykował biurokrację UE. Podkreślał, co denerwowało salony brukselskie, że 

eurokraci nie są wybierani, a rządzą!

Farage wskazuje na deficyt demokratyczny w strukturach unijnych! Oto bowiem niewybrani przez obywateli urzędnicy mają zbyt dużą władzę, co prowadzi do alienacji społeczeństw od procesów decyzyjnych w UE.

Jednym z najgłośniejszych krytyków centralizacji Unii jest Viktor Orbán, premier Węgier. Twierdzi, że 

Unia Europejska zmienia się w imperium, które chce podporządkować sobie państwa członkowskie.

Orbán ostrzega przed utratą suwerenności narodowej na rzecz ponadnarodowych struktur, twierdząc stanowczo, że decyzje dotyczące poszczególnych krajów powinny być podejmowane przez ich obywateli, a nie przez brukselskich biurokratów.

 

Unieważnianie państwa narodowego na przykładzie Polsce – rzecz o zrewoltowanych sędziach…

 

Czy to naprawdę przypadek, że to właśnie w Polsce toczy się najbardziej brutalna bitwa o niezależność sądownictwa? A może jest w tym coś znacznie głębszego, coś, co ma na celu osłabienie suwerenności Polski, zmniejszanie wpływu obywateli na kształtowanie własnego państwa i tego, co się z nim dzieje!?

Sędziowie, którzy powinni być strażnikami prawa, a także znakomitą i szanowaną częścią politycznych elit, odgrywają niestety kluczową rolę w rozmontowywaniu fundamentów polskiej państwowości. Ich działania zdają się prowadzić nas na smycz Brukseli i globalnych interesów, odcinając Polskę i jej obywateli od jej narodowej tożsamości, kodu kulturowego, ale przede wszystkim decyzyjności.

Nie jest przypadkiem, że to w Polsce, będącej jednym z ostatnich bastionów oporu wobec unijnego centralizmu, toczy się totalna wojna o sądownictwo. Tylko w Polsce wymiar sprawiedliwości stał się polem walki o przyszłość nie tylko państwa, ale i całego narodu.

W tym kontekście nie możemy zapominać o kluczowej roli, jaką odgrywają unijne instytucje, w tym Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej – TSUE. W 2021 roku TSUE nałożył na Polskę gigantyczne kary finansowe za przeprowadzone reformy sądownictwa. To kara, która nie tylko obciążyła polski budżet, ale także pokazała, jak sądy unijne mogą być wykorzystywane jako narzędzie nie nacisku, ale UCISKU politycznego, a nie organ sprawiedliwości. Polska, mimo suwerenności, jest zależna od decyzji zagranicznych ciał i dworów.

Prawo nie jest już wyrazem woli narodu, ale bronią w rękach globalnych elit”, powiedział kiedyś cytowany już Victor Orbán. I trudno się z nim nie zgodzić skoro prawo jest już narzędziem globalnej dominacji, a nie zabezpieczeniem interesów obywateli danego państwa.

Polski system prawny, zamiast być tworzony przez Polaków i dla Polaków, staje się coraz bardziej poddany obcym wpływom i interpretacjom.

Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości, przestrzegał, że „Polska nie może pozwolić sobie na to, by o jej prawie decydowali urzędnicy z zagranicy”. Jego słowa mają szczególne znaczenie w kontekście rosnącego wpływu Brukseli i międzynarodowych organizacji na polski system prawny. A przecież to w polskiej tradycji prawnej, sądy powinny być nie tylko niezależne, ale także ściśle związane z interesami narodowymi i z wolą społeczną.

Sędziowie w Polsce walczą nie o niezależność, ale o zachowanie swoich przywilejów” – te słowa Marka Jana Chodakiewicza trafnie ujmują całą istotę sporu.

Zamiast dążyć do usprawnienia systemu i jego rzeczywistej niezależności, część środowiska sędziowskiego koncentruje się na utrzymaniu swojego statusu, przywilejów i wpływów. Gdyby sędziowie naprawdę walczyli o niezależność, powinni zrezygnować z roli politycznych marionetek, które manipulują systemem prawnym na korzyść globalnych interesów. Zamiast tego, opór wobec reform, które miały na celu usprawnienie polskiego wymiaru sprawiedliwości, staje się polem do walki o osobiste przywileje i polityczne wpływy.

Bez realnej reakcji i czynnego oporu Polska może stać się jedynie wspomnieniem w podręcznikach historii. Kiesy zaś władza sądownicza zostaje całkowicie podporządkowana obcym interesom, wtedy wola narodu polskiego zostaje zignorowana.

Polacy tracą nie tylko kontrolę nad swoim systemem prawnym, ale także nad swoją przyszłością. Jeżeli nie zaczniemy działać, to nie tylko system sądowniczy, ale cała polska państwowość może zostać zapisana na stronicach historii. Bo jeżeli nie będziemy w stanie walczyć o nasze prawa, o naszą tożsamość i suwerenność, to powiemy chóralnie „ŻEGNAJ, POLSKO!”

Model polityczny, do którego zmierza transformacja Unii Europejskiej, w istocie opiera się na wdrażaniu narzędzi realnego przymusu i kontroli społecznej. Sami widzimy, że to prowadzi do opresyjnych mechanizmów wobec obywateli. Z owym narastającym zagrożeniem autorytarnych tendencji w zarządzaniu społeczeństwami Bruksela depcze demokrację i za nic ma obywateli.

Zwiększająca się centralizacja władzy politycznej i gospodarczej, w połączeniu z celowym osłabianiem konkurencyjności stwarza ryzyko załamania podstawowych filarów kontraktu społecznego. Osłabia konkurencyjność?! – ktoś wyśmieje mnie wskazując fundamenty i powody dla których powstała UE. A jak inaczej nazwać unijne regulacje, uprawianie polityki klimatycznej, która jest pozbawiona sensu (bo niewykonalna i wpędzająca w biedę) z niekorzystną polityką fiskalną?!

Zaczyna to rodzić niepokój oraz zaczyny oporu! Społeczeństwa, które mają poczucie, że ich interesy nie są reprezentowane – jak pokazuje historia – popadają w stan dezorientacji i niezadowolenia.

I właśnie dlatego, aby uniknąć destabilizacji władzy, jej kontestowania oraz poważnych konsekwencji społecznych, Unia Europejska wdraża rozbudowany aparat kontroli z przyzwoleniem na coraz wyraźniejszą ingerencję systemu sprawiedliwości w kwestie polityczne z coraz większym dążeniem do ograniczenia wolności obywatelskich. Jak nie pandemie, to wojna! Straszak zawsze się znajdzie na obywateli, którzy bojąc się oddadzą resztki wolnościowej godności.

To poletko (i nasze głowy) uprawiają teraz większość mediów w Polsce strasząc wojną. Tą samą rzeką płynie premier Donald Tusk z ministerialnymi przyległościami i „poselską policją polityczną”, która każe zamykać pod byle pretekstem opozycyjnych parlamentarzystów.

Presja na przestrzeń publiczną i indywidualną wolność jednostki wzrasta, ale mniemam, że to dopiero (niestety!) początek!

 

Centralizacja władzy i eliminacja suwerenności państw członkowskich

Unia Europejska podejmuje szereg działań, które mają na celu osłabienie autonomii krajów członkowskich, co przekłada się na dalszą centralizację władzy. Mechanizm warunkowości funduszy unijnych staje się narzędziem politycznego nacisku, wprowadzającym elementy przymusu w relacjach między instytucjami unijnymi a państwami członkowskimi.

Próby ograniczenia prawa weta, szczególnie w kontekście polityki zagranicznej czy kwestii obronności, mogą prowadzić do sytuacji, w której decyzje podejmowane na poziomie unijnym będą naruszać interesy narodowe poszczególnych państw. Na przykład, wprowadzenie unijnych podatków, coraz większa presja na powołanie wspólnej unijnej armii czy próby wdrażania wspólnej polityki fiskalnej to kroki w stronę unii politycznej, której efekt może być odwrotny do zamierzeń. Jak na dłoni widać, że to prowadzi do podziałów między krajami o różnych tradycjach gospodarczych i politycznych.

 

Rozbudowa mechanizmów kontroli społecznej

Polityka ESG i polityka klimatyczna stają się narzędziami, które w coraz większym stopniu kontrolują gospodarki państw członkowskich. Przykładem jest system unijnych certyfikatów energetycznych (CBAM) oraz ambitny plan Fit for 55, które narzucają standardy, mające na celu walkę ze zmianami klimatycznymi.

Ale efektem ubocznym takich działań jest wykluczenie małych i średnich przedsiębiorstw z rynku, które nie są w stanie sprostać wymaganiom ekologicznym, podczas gdy korporacje o globalnym zasięgu, powiązane z centralnym aparatem władzy, zyskują na konkurencyjności. Przemiany te mogą prowadzić do zmniejszenia innowacyjności i dynamizmu gospodarki.

A nadto rozwój cyfrowych walut banków centralnych, takich jak planowane cyfrowe euro, daje instytucjom centralnym możliwość pełnej kontroli nad transakcjami finansowymi obywateli. Przewiduje się już – i to jest groźne! – wprowadzenie mechanizmów, które mogą blokować wydatki na „niepożądane” cele, co rodzi obawy o ograniczanie osobistej swobody i prywatności obywateli.

Upolitycznienie systemu sprawiedliwości i cenzura

W wielu krajach UE, takich jak Niemcy, Francja czy Hiszpania, obserwujemy coraz silniejszą ingerencję sądownictwa w sprawy polityczne. W niektórych przypadkach dochodzi do eliminowania opozycji pod pretekstem naruszenia demokratycznych norm, co może skutkować dalszym osłabieniem pluralizmu politycznego. Zjawisko to przyczynia się do erozji demokratycznych wartości, w których władza sądownicza staje się narzędziem politycznym.

W kontekście mediów i przestrzeni publicznej, unijny „Akt o Usługach Cyfrowych (DSA)” stanowi próbę walki z tak zwaną dezinformacją. Ale ów akt również prowadzi do coraz większej cenzury i ograniczania wolności słowa. Niewygodne opinie, które nie pasują do narracji przyjętej przez instytucje unijne, mogą być już wykluczane z debaty publicznej, co zagraża podstawowym wolnościom obywatelskich.

 

Rozszerzanie uprawnień instytucji siłowych

Zwiększenie inwigilacji obywateli poprzez regulacje dotyczące dostępu do prywatnych wiadomości, takie jak planowana kontrola zaszyfrowanych komunikatorów przez UE, to kolejny kroki w stronę totalnej kontroli, zaś wprowadzenie regulacji dotyczących „zagrożenia wewnętrznego” stworzyć może liczne preteksty do użycia sił porządkowych przeciwko protestującym obywatelom, co w praktyce może prowadzić do brutalnego tłumienia sprzeciwu.

Przykładem tego rodzaju działań były brutalnie tłumione protesty rolników w Holandii, które pokazały, jak łatwo państwo używa siły w obronie politycznych decyzji a nie racji i dobra swoich obywateli.

Przemiany, które zachodzą w ramach Unii Europejskiej, zmierzają w stronę coraz bardziej scentralizowanego modelu politycznego, gospodarczego i jednej konkretnej idei, który prowadzi do osłabienia podstawowych praw obywatelskich. Wzrost mechanizmów kontroli społecznej, upolitycznienie sądownictwa oraz rozszerzanie uprawnień siłowych to tendencje, które tworzą opresyjny system.

Ale jak znaleźć równowagę między silną władzą centralną a wolnością jednostki, aby uniknąć kryzysu społecznego, politycznych napięć i protestów, których Europa nie widziała od stu prawie lat. Ktoś pamięta jeszcze Wiosnę Ludów?

 

 

Transformacja Unii Europejskiej nie jest już jedynie abstrakcyjnym, teoretycznym scenariuszem! To rzeczywisty, nieubłagany proces, który rozgrywa się na naszych oczach. Coraz większa centralizacja władzy, silniejsze dążenie do ograniczenia konkurencyjności, eliminowanie niezależnych mediów i wzmacnianie aparatu kontroli społecznej to nie kalki wspomnień z komunistycznego Związku Radzieckiego czy wizje przyszłości, ale mechanizmy, które są już wdrażane. Przemiany te, choć na pozór subtelne, prowadzą nas w stronę erozji fundamentów, na których opierała się zjednoczona Europa na Chrześcijańskich korzeniach opartych na Ewangelii i nauce Kościoła.

Skutek tej transformacji będzie opłakany! Bruksela nieuchronne prze ku załamaniu (a potem całkowitemu) zburzeniu tradycyjnego kontraktu społecznego, który łączył obywateli z instytucjami, a także zaufania.

Jeśli te mechanizmy będą kontynuowane, to Unia Europejska może znaleźć się na krawędzi swojego przetrwania. Wtedy Bruksela zmuszona będzie do sięgnięcia po narzędzia przymusu i krwawej represji, aby utrzymać swoje status quo w rękach niewielkiej, wąskiej grupy decydentów.

Wtedy już nie będzie mowy o zjednoczeniu, lecz o brutalnej dyktaturze elit, które będą grały na czas, nie licząc się z obywatelami. To jest cena, jaką zapłacimy za tę nieodwracalną przemianę, która w końcu zdegraduje naszą wspólnotę do narzędzia w rękach nielicznych.

Jeden z ostatnich aktów tej walki i przeciągania liny dzieje się w Polsce.

Tomasz Wybranowski

Piotr Banach – 60 urodziny legendy. Przyjaciel, muzyk, człowiek z duszą rockandrollową – życzenia Tomasza Wybranowskiego

Ja chciałem zrobić karierę nie tylko po to, żeby zaspokoić własną próżność – to oczywiście również, bo wszyscy jesteśmy próżni. Każdy myśli o sobie jako o kimś wyjątkowym. Więc chciałem zrobić karierę również i z tego powodu, ale przede wszystkim dlatego, że wychowywałem się na legendzie wielkich osobowości, które w historii rock and rolla były postrzegane jako ci, którzy zmieniali świat na lepsze. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo były to tylko jednostki, ale dawali ludziom, swoim słuchaczom poczucie, że istnieje lepszy świat. Chciałem pójść tą drogą. – mówi Piotr Banach., który dzisiaj - 5 marca - kończy 60 lat.

Mój Przyjaciel, Piotr Banach, obchodzi swoje 60. urodziny. Piotrze, życzę Ci wszystkiego, co najlepsze – zdrowia, radości, niekończącej się pasji i inspiracji do tworzenia kolejnych muzycznych cudów!

Niech nigdy nie zabraknie Ci tego ognia, który zapala serca słuchaczy od lat.

 

33 lata przyjaźni i wspólnego bicia serca

Nasza znajomość rozpoczęła się 33 lata temu pod niebem Lublina. To był czas, gdy świat wirował szybciej, a muzyka miała moc zmieniania rzeczywistości. Dzięki Tobie Piotr przeżywałem „Beatlemanię” po polsku za sprawą zespołu Hey! Serce biło szybciej przy dźwiękach Twojej gitary, a każde spotkanie (nie tylko radiowe) owocowało niekończącymi się rozmowami o muzyce, życiu, świecie. Piotrze, jesteś nie tylko genialnym muzykiem, kompozytorem, producentem, ale przede wszystkim człowiekiem o wielkim sercu.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Piotrem Banachem, dzisiejszym jubilatem:



 

Ja chciałem zrobić karierę nie tylko po to, żeby zaspokoić własną próżność – to oczywiście również, bo wszyscy jesteśmy próżni. Każdy myśli o sobie jako o kimś wyjątkowym. Więc chciałem zrobić karierę również i z tego powodu, ale przede wszystkim dlatego, że wychowywałem się na legendzie wielkich osobowości, które w historii rock and rolla były postrzegane jako ci, którzy zmieniali świat na lepsze. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo były to tylko jednostki, ale dawali ludziom, swoim słuchaczom poczucie, że istnieje lepszy świat. Chciałem pójść tą drogą.– Piotr Banach.

Zaczynał, co ciekawe, jako perkusista (Paragraf 4, Kryterium, czy Kolaboranci), ale dał się poznać całej Polsce jako znakomity gitarzysta, melodyk i twórca pierwszych i tych najważniejszych szlagierów grupy Hey, którą założył na przełomie 1991 i 1992 roku. Albumy „Fire”, „Ho!”, czy „Hey (album)” z 1999 roku z „Czasem spełnienia”

a przede wszystkim z nagraniem „Najważniejsze” także z tekstem Piotra, który jest swoistym pożegnaniem z zespołem i wyznaczeniem sobie nowego azymutu i łąk marzeń do odnalezienia na nowo .

 

W roku 1999 zdecydował się opuścić band, który stworzył w najmniej spodziewanym momencie szczególnie dla fanów muzyki:

„Odszedłem z zespołu „Hey” w 1999 roku, nie odszedłem dla kaprysu, miałem jednak swoje powody. Nie żałuję i mam olbrzymi sentyment do zespołu i muzyków. Po moim odejściu wydarzyło się dla mnie bardzo dużo ciekawych rzeczy. Jestem za młody na stabilizację. Z jednej strony może dać mi to poczucie bezpieczeństwa z drugiej zaś powoduje, że człowiek zaczyna żyć na pamięć – wspominał Piotr Banach.

Ale to nie znaczy, że Piotr Banach schował gitary do lamusa. Stworzył Indios Bravos z Piotrem „Gutkiem” Gutkowskim jako wokalistą i Wolnych Ludzi. Z tymi dwoma projektami zapoczątkował renesans na muzykę reggae. Z Wolnymi Ludźmi, którzy „Odwkurzają świat” wydał jedną z najważniejszych polskich płyt ostatniej dekady…, choć niedocenioną (sic!) niestety.

Powstała też BAiKA, czyli Piotrem i Kafi. Ten „muzyczny etap i moment” wciąż trwa i pięknie się rozwija niczym kwiat. Album „Byty zależne” z 2018 roku dał nam nadzieję, że nie masowość a indywidualność w muzyce ma wciąż (a może przede wszystkim) sens i rację bytu.

Bardzo ubolewam nad tym, że w tej chwili – oczywiście na pewno są wyjątki, ale mówię o ogóle – że dla większości młodych ludzi muzyka stała się środkiem do celu, na przykład do zrobienia kariery – Piotr Banach.

HEY – fundament legendy

To Ty stworzyłeś HEY – zespół, który na zawsze zmienił polską scenę muzyczną. Twoja wizja, talent i determinacja sprawiły, że HEY stał się nie tylko kultową grupą, ale też symbolem całego pokolenia. To Twoja pasja i niepowtarzalne brzmienie stworzyły legendę, której echo rozbrzmiewa do dziś.
Indios Bravos – reggae z duszą Nie poprzestałeś na jednym muzycznym obliczu. Tworząc Indios Bravos, wprowadziłeś do polskiej sceny reggae nową jakość – duchowość, głębię i brzmienie, które stało się bliskie tysiącom słuchaczy.

BAiKA to nie zespół, to zjawisko, którego musisz być świadkiem

Z HEY stworzyłeś legendę, z Indios Bravos wprowadziłeś nową jakość na scenę reggae, ale to BAiKA jest dowodem na to, że muzyczna dusza nie zna granic. Razem z Kafi stworzyliście projekt, który wykracza poza ramy gatunkowe. To nie tylko koncerty, to rytuał, spotkanie dusz i myśli. Kto raz tego doświadczył, ten wie.

 

Muzyka Piotra Banacha: bunt, emocje i prawda

Od pierwszych punkowych brzmień, przez rockowe uniesienia, aż po mistyczne reggae – muzyka Piotra Banacha to zapis emocji, buntu, ale i poszukiwania piękna. Album „Byty zależne” pokazał, że wrażliwość i siła mogą iść w parze. A „Zdecydowana mniejszość”? To manifest. To nie tylko płyta, ale muzyczna filozofia, którą każdy powinien usłyszeć.
Jeśli jeszcze nie byłeś na koncercie BAiKA, koniecznie musisz to nadrobić. Trasa „Amatorka Tour A.D. 2024 ” to było więcej niż koncerty. Banach i Kafi to duet, który rozmawia z publicznością dźwiękami, emocjami, gestami. To nie jest zwykła muzyczna podróż – to doświadczenie.

Piotr Banach – 60 lat i wciąż nie do zatrzymania

Piotrze, jesteś dowodem na to, że prawdziwa pasja nie zna wieku. Że muzyka to nie tylko dźwięki, ale też sposób na życie. Życzę Ci kolejnych dekad pełnych twórczego spełnienia, niezapomnianych koncertów i wciąż nowych dróg do odkrycia. Bo Ty, Przyjacielu, nigdy się nie zatrzymujesz.
Niech Twoja muzyka nadal inspiruje i porusza kolejne pokolenia. Młodsi słuchacze odkryją w niej własne emocje, a my – którzy dorastaliśmy z Twoją twórczością – czujemy w niej echa naszej szalonej i dobrej młodości. Sto lat, Piotrze! – Tomasz Wybranowski

Piotr Banach – gitara, instrumenty perkusyjne, produkcja, kompozycje, teksty. Był perkusista i autorem tekstów kilku szczecińskich zespołów spod znaku punk rocka i reggae, a w roku 1992, już jako gitarzysta założył rockowy zespół HEY, którego liderem i głównym kompozytorem był do lipca 1999 roku.

Po kilkuletniej przerwie w działalności muzycznej powrócił z formacją Indios Bravos, która była nie tylko jedną z gwiazd krajowej sceny reggae, ale też zaznaczyła swoją obecność na wielu festiwalach rockowych, m.in. Jarocin Festiwal, OpenAir, czy Przystanek Woodstock, gdzie nagrodzona została Złotym Bączkiem za rok 2006 przyznawanym za najlepszy występ festiwalu. Banach był również producentem płyty Katarzyny Nosowskiej „Puk, puk”, a w roku 2005 nagrał swój solowy album „Wu-wei”.

Żołnierz, Kapłan, Filozof – o Ojcu Józefie Bocheńskim w XXX. rocznicę śmierci. Paweł Winiewski & Tomasz Wybranowski

Kompleks niższości Polaków w stosunku do Niemców czy też Francuzów jest najzupełniej zrozumiały. Klęski, które wycierpieliśmy, tak nas bili po głowie, że Polacy zrobili się mali. Zrobiliśmy się niepewni. Trzeba ludzi bardzo namawiać, żeby patrzyli na to, co jest dobre i pozytywne w naszej tradycji. - mawiał ojciec Bochenski. Fot ze zbiorów Małgorzaty Bocheńskiej

Ojciec Bocheński to fascynująca postać spleciona z dwóch idei: mądrości i pokory.. 30 lat minęło od śmierci jednego z najwybitniejszych myślicieli XX wieku, o. Józefa Innocentego Marii Bocheńskiego OP

 Ta niezwykła postać, której życie było zbiorem niezliczonych przymiotów, od żołnierskiej odwagi, przez kapłańską posługę i pobożność, po wreszcie filozoficzną głębię, pozostawiła po sobie trwały ślad.

W programie „Muzyczna Polska Tygodniówka” miałem wielki honor ponownie spotkać się z Pawłem Winiewskim, znakomitym dziennikarzem, który przeprowadził ostatni wywiad z ojcem Bocheńskim przed jego śmiercią.

Paweł Winiewski w swoich licznych artykułach i medialnych wystąpieniach przekazuje przesłanie, jakie pozostawił po sobie ojciec Józef Bocheński, wskazując na 

fundamentalną rolę rozumu, moralności i chrześcijańskiej wiary w kształtowaniu współczesnego świata.

Przesłaniem kolejnego cyklu programów na antenie Radia Wnet (w każdą trzecią sobotę miesiąca), inspirowanego myślą wielkiego ojca Bocheńskiego, jest fundamentalna teza:

„Trzeba słuchać ojca Bocheńskiego, bo ma w swoich myślach lek na polską niemoc i zgniliznę moralną!”.

Przemyślenia ojca Józefa Marii Bocheńskiego stanowią drogowskaz dla współczesnego społeczeństwa, które boryka się z kryzysem wartości, relatywizmem moralnym i intelektualnym zamętem.

W kolejnych odcinkach przybliżymy kluczowe idee ojca Bocheńskiego, jego bezkompromisową diagnozę kondycji duchowej i intelektualnej narodu oraz wskazówki, jak przywrócić Polsce ład moralny, zdrowy rozsądek i siłę ducha.

To nasze radiowe zaproszenie do refleksji, ale i wezwanie do działania – do odrzucenia marazmu, bierności i fałszywych autorytetów na rzecz klarownego, logicznego myślenia i nieugiętej postawy wobec prawdy.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Pawłem Winiewskim:

Żołnierz i kapłan: fundamenty wartości

„Jestem najpierw żołnierzem, potem kapłanem, a dopiero potem filozofem” – te słowa ojca Bocheńskiego idealnie oddają hierarchię jego życia.

W rozmowie z Pawłem Winiewskim podjęliśmy temat szczególnej roli, jaką odgrywały w życiu ojca Bocheńskiego wartości wojskowe oraz przymioty duchowe. Życie w trudnych czasach wymagało nie tylko intelektualnej odwagi, ale także wewnętrznej siły, którą dawała mu wiara. Winiecki przypomina, jak wielką wagę Bocheński przykładał do wychowania przez 

„wiarę, rozum i moralność, które były fundamentem jego filozoficznych przemyśleń”.

A rozum jest potrzebny, aby nie dać się uwikłać w wiarę w zabobony.

„Filozofia zamiast burzyć zabobony będzie wszystkim największym z tych zabobonów współczesnych. – pisał ojciec Józef Innocenty Maria Bocheński. – To jest wielkie niebezpieczeństwo naszej współczesności – to jest zwątpienie o rozumie! Ludzie nie chcą używać rozumu, /…/ Filozof jako taki jest wychowawcą do rozumu.”

Ostatni Wywiad – rozmowa o życiu i prawdzie

W 1994 roku, zaledwie kilka tygodni przed śmiercią ojca Bocheńskiego, Paweł Winiewski miał zaszczyt i honor przeprowadzić z Nim wywiad. To w tej rozmowie ojciec Bocheński, w obliczu własnej śmierci, przypomniał i sumował swoje filozoficzne poszukiwania, niezachwianą wiarę w rozum,  która wynikała z mocy i mądrości Chrystusa. Zastanawiając się nad współczesnym światem, ojciec Bocheński ostrzegał przed zwątpieniem w rozum w wartościach chrześcijańskich.

Wspólna rozmowa o mądrości, życiu i religii pozostaje jednym z najważniejszych świadectw intelektualnego dziedzictwa Pawła Winiewskiego, którą wciąż przekazuje światu.

Na przestrzeni trzech dekad, od śmierci ojca Bocheńskiego, jego myśli i nauki nie tylko nie straciły na aktualności, ale jeszcze bardziej zyskały na znaczeniu i mocy sprawczej. Jego refleksje pozwalają na nowo odkrywać głębię filozoficznych i teologicznych poszukiwań tego wielkiego człowieka, którego życie było świadectwem niezłomnej wiary, poszukiwania prawdy i służby innym.

W 30-lecie śmierci Bocheńskiego, jego mądrość jest bardziej niż kiedykolwiek potrzebna w dzisiejszym świecie a nade wszystko pod niebem Polski. – dodaje Tomasz Wybranowski. 

„Wielka szkoda, że myśl ojca Bocheńskiego, zwłaszcza antropologiczna, nie jest dostatecznie w Polsce znana.” – od lat powtarza w moich programach na antenie Radia Wnet Paweł Winiewski.

Ojciec Bocheński w sposób bezkompromisowy ganił intelektualistów kolaborujących z komunizmem (nazywał ich „zgniłkami”). Jak ojciec sam podkreślał to stwierdzenie naukowe, oznaczające ludzi, którzy …

Nie wierzą w prawdę oraz są produktem rozkładającego się społeczeństwa.

 

Ojciec Józef Innocenty Maria Bocheński OP uważany był (a jego myśl i dzieła wciąż są!) na całym świecie jako osoba światła, wszechstronnie wyedukowana, powszechnie poważana i szanowana.

Zanim Karol Wojtyła został papieżem, ojciec Bocheński był najbardziej znanym Polakiem na świecie.

Niestety trzeba powiedzieć śmiało, że Polacy są z niewiadomych (choć jednak wiadomych – taki oto oksymoron) powodów odcinani od myśli ojca Bocheńskiego. Mimo, że przez Senat RP rok 2020 został ogłoszony, jako rok ojca Józefa Marii Bocheńskiego OP, to niewiele z tego wynika!

Niedosyt obecności myśli, badań i samej postaci ojca Bocheńskiego w życiu nauki i mediów jest bardziej niż zauważalny.

Po chwilowym zachłyśnięciu wolności w roku 1990, kiedy można było mieć szerszy kontakt z jego twórczością, teraz właściwie nikt go nie wspomina, ani nie wznawia jego dzieł. – konkluduje Tomasz Wybranowski.

Ojciec Józef Innocenty Maria Bocheński walczył z naszym poczuciem niższości wobec innych narodów Europy i świata. Akcentował to szczególnie sprzeciwiając się używaniu pewnych wyrażeń w obiegu medialnym i politycznym, kiedy Polska rozpoczęła rozmowy o poszerzeniu Unii Europejskiej na początku lat 90. XX wieku:

Polska nie musi wchodzić do Europy. Polska w niej jest, słowo dołączenie jest nietrafne, chodzi o to, żebyśmy się z nią związali organizacyjnie.

Nie bał się mówić także na tematy, od których wszyscy uciekali by nie zajmować stanowiska kategorycznego. Tak było w przypadku Żydów, których ojciec Bocheński zawsze cenił:

„Byłem zawsze i jestem dalej, mimo wszystko, filosemitą. Lubię Żydów i uważam polskich Żydów za grupę, której niepodobna wyłączyć z naszej historii. Ale Polakowi jest niezmiernie trudno być filosemitą z powodu różnych wypadków historycznych – mordów dokonanych po jednej i po drugiej stronie. A dziś zwłaszcza z powodu naprawdę szaleńczej postawy wielu Żydów, którzy działają tak, jakby chcieli celowo wywołać antysemityzm.” – czytamy w „Między logiką a wiarą” [Wydawnictwo Noir Sur Blanc, Warszawa 1995].

Tutaj do wysłuchania jedna z rozmów z 2020 roku z Pawłem Winiewskim o ojcu Bocheńskim i jego życiu:

Paweł Winiecki – filozof, redaktor, intelektualista z misją

Paweł Winiewski to postać nadzwyczajna. Teolog z zacięciem filozoficznym, dziennikarz i publicysta, a przede wszystkim jeden z głównych propagatorów myśli ojca Józefa Bocheńskiego, którego idee i życie stały się dla niego inspiracją przez całe życie.

Paweł Winiewski ma niezwykłą zdolność łączenia głębokiej refleksji filozoficznej z praktycznym działaniem, często angażując się w różne formy edukacji i pracy publicystycznej.

Winiewski jest jednym z najwybitniejszych przedstawicieli intelektualnej elity związanej z katolicką tradycją filozoficzną w Polsce, której mistrzem i mentorem był ojciec Józef Bocheński OP.

Wiele z jego działań, publikacji i refleksji jest poświęconych zrozumieniu i szerzeniu mądrości, które wykraczają poza intelektualny elitarny krąg, kierując się ku wyższym wartościom moralnym, intelektualnym i duchowym.

W roku 2025 na antenie Radia Wnet, w każdą trzecią sobotę miesiąca rozmowy o ojcu Bocheński zebrane pod zawołaniem:

Ojciec Józef Maria Bocheński – żołnierz, kapłan, filozof

W 93. roku swojego życia, na który przypadło 66 lat życia zakonnego jako dominikanin i 54 kapłaństwa, 8 lutego 1995 r. w szwajcarskim mieście Fryburg o. Józef Innocenty Maria Bocheński odszedł w pokoju do Pana.

W chwili śmierci nie miał rozszerzonych źrenic. Tak się dzieje kiedy ludzkie oczy widzą wielkie, intensywne światło…

Zapraszam Tomasz Wybranowski

„Wojna i Pokój” zespołu Armia: Tomasz Budzyński w poszukiwaniu sensu, światła i nadziei. Rozmowy Tomasza Wybranowskiego

Tomasz Budzyński, podobnie jak Fiodor Dostojewski, wierzy, że w człowieku tkwi ogromny potencjał do zmiany i odkupienia. Wiele z tych pytań nie ma odpowiedzi, ale to właśnie w tych niejednoznacznych tekstach i muzyce kryje się prawda. Tomasz Wybranowski

Płyta „Wojna i Pokój” zespołu Armia to dzieło, które porusza głęboko zakorzenione tematy wewnętrznych zmagań, duchowych poszukiwań i próby zrozumienia sensu ludzkiego istnienia.

Tomasz Budzyński, charyzmatyczny lider grupy, po raz kolejny zmusza słuchacza do refleksji nad życiem, wojnami, które toczymy codziennie, i nad pokojem, do którego dążymy. To płyta pełna metafor, nieoczywistych ścieżek interpretacyjnych i dźwięków, które nie pozostawiają obojętnym.

Praca zespołu w dużej mierze opiera się na poszukiwaniach duchowych, a same teksty pełne są odniesień do Księgi nad Księgami – Bibli, oraz klasycznej literatury, w tym dzieł rosyjskich gigantów, jak Fiodor Dostojewski czy Lew Tołstoj.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Tomaszem Budzyńskim:

Wołanie do Boga i drugiego człowieka – duchowa głębia w muzyce Budzyńskiego

„Wołanie”, które pojawia się w otwierającym utworze krążka „Wojna i Pokój”, to wołanie, które niesie ze sobą ogromną duchową głębię. Tomasz Budzyński mówi o „wołaniu w obie strony – do Boga i do drugiego człowieka”. To wołanie pełne jest emocji, bezradności, ale także nadziei, że możliwe jest spotkanie.  W swojej twórczości Budzyński często nawiązuje do przesłania Ewangelii, zwracając uwagę na chrześcijański wymiar duchowości. Powiedział na antenie Radia Wnet w „Muzycznej Polskiej Tygodniówce” wprost:

Słowo, o którym śpiewam, to żyjące Słowo, Chrystus, który daje życie”.

To głęboka refleksja nad mocą, jaką niosą słowa i ich potencjał w kreowaniu rzeczywistości. Piosenki Armii stają się tu manifestem poszukiwania sensu i duchowego oświecenia w codziennej walce z samym sobą i światem.

 

„Wojna i Pokój – refleksje nawiązujące do Tołstoja i Dostojewskiego

Tytuł płyty – „Wojna i Pokój” – nie jest przypadkowy. W literaturze rosyjskiej to XIX-wieczna powieść Lwa Tołstoja, która stawia pytania o sens wojny, ludzkość i wewnętrzny spokój. Tołstoj stworzył dzieło, które bada konflikt wewnętrzny jednostki oraz tragedię, która toczy się nie tylko na frontach, ale także w sercu człowieka.

Tomasz Budzyński w swojej twórczości nawiązuje do tych pytań, pokazując, że wojna i pokój nie dotyczą jedynie sytuacji zewnętrznych, ale są również symbolami wewnętrznych zmagań, które każdy z nas prowadzi codziennie.

Jak mówi Budzyński: „Wojna toczy się codziennie w sercu każdego człowieka”.

Płyta jest pełna takich odniesień, a duchowa wojna, której doświadczamy na co dzień, staje się metaforą zmagania z własnymi lękami, grzechami i poszukiwaniem pokoju w Bogu.

„Słowo, które daje życie – muzyka pełna światła i nadziei”

Na płycie „Wojna i Pokój” oprócz tematu wojny, chaosu i lęku, wybrzmiewa także nadzieja, której źródłem jest Chrystus i Jego słowo. Budzyński wyjaśnia, że 

słowo, o którym śpiewam, to Chrystus, Słowo żyjące, które daje życie drugiemu”.

W twórczości Budzyńskiego można odnaleźć silne przesłanie nadziei i światła. Choć wojna i pokój to główne motywy tej płyty, to jednak nie jest to płyta pesymistyczna. Budzyński zdaje się mówić:

mimo wszystko, mimo wojny i cierpienia, jest nadzieja, jest Słowo, które daje życie.

I to jest kluczowy punkt jego przekazu! Nie chodzi tylko o walkę, ale o to, by znaleźć sens w tym, co wydaje się być chaosem, a w końcu odkryć pokój.

 

„Wojna w sercu człowieka i zmagania z własnymi demonami”

Wojna, którą Budzyński opisuje, to nie tylko zmagania zewnętrzne, ale przede wszystkim wewnętrzne – wojna z lękami, wątpliwościami, brakiem wiary i odchodzenie ze ścieżki Chrystusa. W rozmowie ze mną Tomasz Budzyński powiedział:

Wojna zaczyna się od momentu, kiedy wstajesz rano. Wtedy pojawia się nieprzyjaciel, który interpretuje twoje życie, wątpisz w siebie i zaczynasz walczyć z samym sobą”.

„Wojna i Pokój jako drogowskaz do zrozumienia siebie”

Ten nadzwyczajny album, który po każdym nowym przesłuchaniu daje nam nowe pola myśli i interpretacji, jest pełen trudnych pytań, ale równocześnie wskazuje drogę ku zrozumieniu siebie i świata. A może ku pogodzeniu się i zrozumieniu, w tej kolejności. Tomasz Budzyński, podobnie jak Fiodor Dostojewski, wierzy, że w człowieku tkwi ogromny potencjał do zmiany i odkupienia. Wiele z tych pytań nie ma odpowiedzi, ale to właśnie w tych niejednoznacznych tekstach i muzyce kryje się prawda.

Jak powiedział Tomasz Budzyński w rozmowie ze mną: Najpierw trzeba poznać siebie, a potem poznać dobroć Boga”.

„Wojna i pokój” to duchowa podróż, która może pomóc zrozumieć siebie i innych. W tej podróży wojny i pokoju chodzi nie tylko o zewnętrzne konflikty, ale o znalezienie harmonii wewnętrznej, która pozwala dostrzec piękno, sens i miłość w życiu. Obok znajdą Państwo moją długą recenzję albumu miesiąca lutego Radia Wnet „Wojna i pokój” zespołu Armia.

Tomasz Wybranowski

 

Teresa Kaczorowska i opowieść o książce „Obława Augustowska w oczach świadka”. Zapraszamy do Ciechanowa 26 lutego 2025

Dr Teresa Kaczorowska o obławie augustowskiej: najważniejsze archiwalia są zamknięte w archiwach moskiewskich.

„Obława Augustowska w oczach świadka” (Warszawa 2024), to książka o Obławie Augustowskiej, pokazana poprzez życie i działalność księdza prałata Stanisława Wysockiego (01.03.1938 r. – 07.11.2024 r.)

Ks. Stanisław Wysocki był niezłomnym kapłanem z Suwałk, świadkiem historii i społecznym bojownikiem o prawdę o największej powojennej zbrodni komunistycznej. Mocno doświadczony już w dzieciństwie, kiedy 28 lipca 1945 r.

Rosjanie przy pomocy polskich komunistów, zabrali na Jego oczach ojca i dwie siostry, którzy przepadli bez wieści, jak tysiące innych „zabranych” tamtego lipca. 

Książka ta opowiada również o Jego młodości z piętnem „rodziny bandyckiej”, o pracy duszpasterskiej, w tym jako charyzmatycznego duszpasterza Kościoła Młodych w Łomży, pierwszego kapelana łomżyńskiej „Solidarności”, a także Akowców, Sybiraków, proboszcza kilku parafii północno-wschodniej Polski. Chociaż był nękany przez bezpiekę, to zawsze niósł umiłowanie polskości, Polski i wartości „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Do sędziwego wieku walczył nie tylko o prawdę o Obławie Augustowskiej, ale także o swoją godność, bo ataków oraz prób skompromitowania Go i deprecjacji cały czas nie brakowało.

Teresa Kaczorowska jest doktorem nauk humanistycznych, badaczką historii najnowszej, reporterką, poetką, animatorką kultury. Jest autorką 8 zbiorów poezji i 20 książek prozą, w tym ostatnich czterech przybliżających Obławę Augustowską: Obława Augustowska (Warszawa 2015) wydanej też w j. angielskim w przekładzie Haliny Koralewski pt. „The Augustów Roundup of July 1945” (USA 2023), Dziewczyny Obławy Augustowskiej (Warszawa 2017), Było ich 27 (Warszawa 2020) oraz Obława Augustowska w oczach świadka (Warszawa 2024), a także wielu artykułów prasowych i prac naukowych. Uczestniczka licznych spotkań autorskich i konferencji, w kraju i na świecie.

Pani dr Teresa Kaczorowska jest prezesem Związku Literatów na Mazowszu z siedzibą w Ciechanowie i Academia Europaea Sarbieviana w Sarbiewie.

Uhonorowana m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta” (2010), Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości (2021), Brązowym i Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” (2014, 2023). Stypendystka Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku (2003/2004) i dwukrotnie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2005, 2023).

Tutaj do wysłuchania rozmowa z panią dr Teresą Kaczorowską o poezji Juliusza Erazma Bolka (2020 rok):

Zapraszamy bardzo serdecznie do Ciechanowa na spotkanie z panią doktor Teresą Kaczorowską. Szczegóły na poniższym plakacie:

Premiera książki Tomasza Sztrekera „Koniec bycia singlem” już 12 lutego

Tomasz Sztreker / Fot. Ksenia Parmańczuk

Teza o tym, że warto łączyć się w pary, kiedyś oczywista, dzisiaj dla wielu jest szokująca – mówi autor książki, założyciel kawiarni Agere Contra.

Drogą do szczęścia nie są chwilowe uniesienia. Zachęcam, by o relacjach myśleć w sposób długofalowy

mówi Tomasz Sztreker. Jak podkreśla, jego intencją było sprzeciwienie się „antykulturze bycia singlem”.  Gość „Popołudnia Wnet” wskazuje, że do stworzenia szczęśliwego związku niezbędna jest umiejętność odróżniania emocji od uczuć.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Polska na Krawędzi (???): Natalia Panczenko chce zaszantażować nasz kraj napięciami (anty)ukraińskimi (???)

Polska i Ukraina / Fot. United Nations Cartographic Section, Alex Khristov / Wikimedia Commons

Natalia Panczenko to ukraińska aktywistka, która od lat mieszka w Polsce i otrzymała polski paszport. Angażuje się w najróżniejsze działania polityczne i społeczne.

Była związana z Fundacją „Otwarty Dialog” oraz aktywnie uczestniczyła w „polskim euro(cia)majdanie” w 2017 roku, który miał na celu rozpalenie ogólnopolskiego kryterium ulicznego, aby obalić legalny rząd Zjednoczonej Prawicy.

Panczenko zdobyła „rozgłos” przede wszystkim dzięki swoim kontrowersyjnym, często skrajnie nacjonalistycznym i antypolskim wypowiedziom. w których stwierdziła [sic!], że 

„Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) walczyła z Polakami o niepodległość Ukrainy” oraz że „Gdańsk to niemieckie miasto”.

Jej kontrowersyjne postawy stały się jeszcze bardziej wyraźne w październiku 2020 roku, kiedy po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, delegalizującym aborcję eugeniczną, opisała Polskę w mediach społecznościowych słowami:

„wstydzę się za kraj, w którym mieszkam”.

Mój komentarz jest krótki. Co jeszcze w nim robi owa pani i dlaczego nie zrzekła się jeszcze była paszportu polskiego???!

Tomasz Wybranowski

fot. PAP

W przeciwieństwie do innych redakcji i serwisów internetowych, postanowiłem dokładniej przyjrzeć się całemu wywiadowi Natalii Panczenko, którego udzieliła dla ukraińskiego Kanału 5. Streszczając całość Panczenko ostrzega Ukraińców na Ukrainie. ale także Polaków przed rosnącą retoryką antyukraińską, twierdząc, że 

„może to prowadzić do niebezpiecznych napięć narodowościowych”.

Wedle nie tylko mojej opinii, takimi „występami” medialnymi wpisuje się ona w powszechnie znaną narrację Kremla.

Najbardziej szokującą z jej wypowiedzi jest prognoza, że w Polsce mogą zacząć się „podpalania sklepów i domów”, w wyniku eskalacji wrogości między Ukraińcami a Polakami, które ma rozpalać rozpoczęta kampania prezydencka. O tym w dalszej części artykułu. 

Tutaj cały fragment tej wypowiedzi, która wzbudziła tyle kontrowersji i niepokoju:

 

W drobiazgowym rozbiorze na części tego wywiadu wykażę, dlaczego cała wypowiedź Panczenki i jej kontekst są groźne w ramach szerszej i jakże dynamicznej sytuacji politycznej. Tego typu „wykwity erudycji” prowadzą do niepożądanych konsekwencji i zaburzeń społecznych. Nie tylko w Polsce, ale i na Ukrainie.

Co minutę bez wątpienia padają sute toasty na Kremlu, kiedy oglądają tam ów wywiad.

Ale po kolei.

Moje komentarze oparte są na analizie CAŁEGO wywiadu Natalii Panczenko, którego udzieliła redaktorowi Kanału 5 na Ukrainie. Poniżej link do całego nagrania:

 

 

Redaktor Kanału 5: Kampania wyborcza. A ta prezydencka w Polsce naprawdę nabiera tempa. I to nie jest dla nas takie obojętne, bo wszystkie kwestie ukraińskie mogą, niestety, stać się zakładnikami tej rywalizacji. Głośno mówi się o tym, że ukraińscy uchodźcy, w tym kontekście, mogą być wykorzystywani w politycznych celach. Natalia Panczenko, liderka ukraińskiej diaspory w Polsce, dowiedziała się o tym skandalu.

Dzień dobry, proponuję zacząć od omówienia inicjatyw, które pojawiają się ze strony różnych ugrupowań politycznych, zarówno tych zdecydowanie prorosyjskich, jak i tych nie do końca. W szczególności koncentrują się one na uchodźcach z Ukrainy. Partia Konfederacja proponuje zniesienie prawa do darmowej opieki medycznej dla ukraińskich uchodźców, którzy nie płacą składek na ubezpieczenie zdrowotne. Rozumiem, że chodzi o osoby, które nie pracują legalnie. Jakie są szanse, że Ukraińcy zostaną pozbawieni dostępu do opieki medycznej w Polsce w najbliższej przyszłości?

Natalia Panczenko: Rzeczywiście, pojawiły się propozycje, by pozbawić tych, którzy nie pracują i nie płacą podatków w Polsce, możliwości korzystania z zasiłków na dzieci, a także z opieki medycznej, ponieważ w Polsce zawsze było to uzależnione od tego, czy osoba pracuje, czy nie. I tylko w przypadku uchodźców z Ukrainy zrobiono wyjątek w 2022 roku. Teraz te wyjątki chcą cofnąć. Oczywiście to jest negatywne, jest to złe. Ale z drugiej strony trzeba zrozumieć, że to po prostu wyrównuje prawa Ukraińców z prawami innych imigrantów, a także Polaków. Z punktu widzenia prawa i tego, że ta zmiana może być wprowadzona, wcale nie ma wielkich problemów.

Problem pojawia się gdzie indziej. Problem w tym, że poza tymi dwoma niewielkimi przywilejami, czyli dodatkami na dzieci i darmową opieką medyczną, ukraińscy uchodźcy w Polsce nie otrzymywali żadnej innej pomocy.

To jedyne, co mieli, bo przecież nie są to zwykli imigranci, którzy przyjechali tu do pracy, ale osoby, które uciekały przed wojną. I tylko z tego powodu mają wsparcie państwa w Polsce. Jednak inny, jeszcze bardziej niebezpieczny problem to populizm. Nawet jeśli ta zmiana zostanie wprowadzona i uchodźcy zostaną wyrównani w prawach do innych, to da się to zrozumieć, ale forma, w jakiej się to teraz odbywa w Polsce, to po prostu tragedia. W tej chwili zaczynają się tworzyć całe strategie kampanii wyborczej, w której Polaków straszy się bezrobotnymi Ukraińcami, którzy przyjechali i siedzą na zasiłkach. Choć to całkowita nieprawda, dane statystyczne mówią coś zupełnie odwrotnego. Co więcej, pracujących Ukraińców w Polsce jest procentowo znacznie więcej niż Polaków.


Mój komentarz:

Zacytuję raz jeszcze: Problem pojawia się gdzie indziej. Problem w tym, że poza tymi dwoma niewielkimi przywilejami, czyli dodatkami na dzieci i darmową opieką medyczną, ukraińscy uchodźcy w Polsce nie otrzymywali żadnej innej pomocy.

Opinia moja będzie znowu krótka: Natalia Panczenko napluła w ten sposób w twarz wszystkim ofiarnym Polkom i wspaniałym Polakom, którzy pośpieszyli natychmiast z pomocą, otwartymi sercami, czterema kątami i hojną zawartością swoich prywatnych portfeli.

Ten konkretny fragment wywiadu jest jednym wielkim nieporozumieniem, w którego gąszcz warto wejść i go okłamać. Po pierwsze, kwestia roszczeniowego podejście do sprawy świadczeń i zasiłków dla Ukraińców. Ten temat jest zawsze problematyczne i to nie tylko w Polsce.

Często spotykamy się z przekonaniem, głównie tych, którzy chcą u nas zamieszkać, że każda osoba, która znajdzie się na terytorium Polski, automatycznie powinna otrzymywać pełne świadczenia społeczne, niezależnie od tego czy płaci podatki i wnosi wkład do naszej gospodarki.

Takie rozumowanie jest błędne, ponieważ w Polsce, jak i w wielu innych krajach, dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej czy zasiłków na dzieci jest uzależniony od aktywności zawodowej lub innych form legalnego pobytu. Tak jest także w Republice Irlandii. Wyjątek uczyniony dla Ukraińców w 2022 roku był zrozumiały w kontekście wyjątkowej sytuacji – wybuchu wojny i masowego napływu uchodźców. Ale nie oznacza to, że ten stan powinien trwać w nieskończoność.

Wyjątkowe wsparcie dla osób uciekających przed wojną nie powinno być traktowane jak standardowe rozwiązanie. I to nie jest kwestia „wyrównywania praw” pani aktywistko, ale przede wszystkim zrozumienia specyfiki tej sytuacji.

Co do licznych oskarżeń o populizm, to należy pamiętać, że wszystkie kampanie wyborcze wykorzystują emocje społeczne. Każdy kraj ma prawo do kształtowania własnej polityki migracyjnej w sposób odpowiedzialny. Ale – tutaj zgoda! – nie może to być czynione kosztem uprzedzeń, ale także nie może się odbywać kosztem rdzennych obywateli tego kraju! W tym przypadku nas Polaków!

Ważne jest to, aby nie stawiać całych grup ludzi (narodowych, społecznych, zawodowych) w negatywnym świetle na podstawie błędnych generalizacji. Ale elementarna uczciwość tych ocen i świadomość praw, ale także przecież i licznych obowiązków, jest równie ważna!

Nie chodzi o to, by pozbawiać uchodźców wszelkiego wsparcia, ale raczej o to, aby polska polityka była oparta na zdrowym rozsądku, sprawiedliwości społecznej i równych prawach dla wszystkich, niezależnie od tego, czy są to obywatele Ukrainy, Polski, czy innych krajów.

I jeszcze jedno przypomnienie. Czy to nie aby rząd “populistów” Zjednoczonej Prawicy otworzył granice, wszelką pomoc i każde możliwe wsparcie dla Ukraińców już od pierwszego dnia wojny?! Tak mała refleksja, która w niczym „liderki ukraińskiej diaspory w Polsce” nie zmąci jej dobrego nastroju…


 

Natalia Panczenko kontynuuje odpowiedź na pytanie: Przykładowo, 80% Ukraińców w Polsce pracuje, a tylko 20% z różnych powodów nie może pracować. To są albo emeryci, albo osoby z niepełnosprawnością, albo dzieci, które mają problemy ze zdrowiem i dlatego nie mogą w pełni pracować. Zaledwie 20% nie pracuje. Z kolei w Polsce pracuje tylko 56% obywateli. Warto o tym mówić. I jeśli mówimy faktami, okazuje się, że Ukraińcy są bardzo produktywni.


 

Mój komentarz:

Natalii Panczenko przypomnę pewną organizację, to UNICEF (United Nations Children’s Fund). To agencja ONZ, której głównym celem jest pomoc dzieciom i zapewnienie im praw do zdrowia, edukacji, ochrony oraz równych szans na przyszłość. Obecnie UNICEF działa na całym świecie, szczególnie w krajach rozwijających się, ale także w obliczu kryzysów humanitarnych i katastrof.

Moje pytanie (ktoś powie, że się czepiam, ale takie słowa padły), od kiedy to dzieci na Ukrainie muszą pracować? Sam o tym nie słyszałem, ale teraz już wiem, że UNICEF może mieć pełne ręce roboty na Ukrainie. Ale bez gorzkich żartów i do rzeczy. 

Reszta słów, to absolutny skandal i wroga antypolska propaganda! Już wyjaśniam faktograficznie! Według danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) w 4. kwartale 2023 roku wskaźnik zatrudnienia ogółem wyniósł 57,1% (pierwszy błąd w wywiadzie) pośród osób w wieku od 15 do 89 lat. W tej grupie mężczyźni charakteryzowali się wyższym wskaźnikiem zatrudnienia (64,0%) niż kobiety (50,6%).

Ale jeśli skoncentrujemy się na osobach w wieku od 22 do 65 lat, to wskaźnik zatrudnienia w Polsce w 2023 roku wyniósł 77,9%. To oznacza, że w tej grupie wiekowej około 22,1% osób nie było aktywnych zawodowo. I tu jeszcze jedna uwaga, ale bardzo ważna! Wskaźnik zatrudnienia w Polsce w grupie wiekowej 20–64 lata w 2022 roku wyniósł 76,7%, co stanowiło wartość wyższą od średniej Unii Europejskiej (74,6%).

Dla porównania, w 2022 roku wskaźnik zatrudnienia dla kobiet w wieku 15–64 lata wyniósł w Polsce 65,4%, co stanowiło wzrost o 8,8 punktu procentowego w porównaniu z rokiem 2015. Wskaźniki te odzwierciedlają ogólną sytuację na rynku pracy w Polsce, uwzględniając różnice między płciami oraz porównania z innymi krajami Unii Europejskiej.

Polacy nie są narodem nierobów! 


Natalia Panczenko (ciąg dalszy wywiadu z Kanału 5): Okazuje się, że mają [Ukraińcy] ogromny wkład w polską gospodarkę. Ale oczywiście te hasła, fakty i dane w kampanii wyborczej są ignorowane. O tym zaczynają mówić dopiero Szymon Hołownia i pani Biejat, kandydatka z partii „Lewica”, która jest główną kandydatką tzw. „trzeciej drogi”. To tylko dwójka z kandydatów. Większość, niestety, zarówno prawicowych, jak i częściowo lewicowych, bo na przykład Rafał Trzaskowski, który jest kandydatem rządzącej koalicji, także decyduje się na retorykę, która podburza Polaków przeciwko Ukraińcom.

Niestety, ale to jest prowokacja mowy nienawiści, która stawia Ukraińców w absolutnie niezasłużonym negatywnym świetle. Mówią to tak, jakby zabiorą ukraińskim bezrobotnym te pieniądze, które są z naszych podatków.

W rzeczywistości Ukraińcy, którzy płacą podatki, mogą absolutnie bez problemu utrzymać tych, którzy chwilowo nie mogą pracować. Polska, na przykład, dostaje z podatków Ukraińców około 15 miliardów złotych, a na wypłatę 800+ idzie około 2 miliardy złotych. Tak więc Polska jest przynajmniej 13 miliardów na plusie. My, ci, którzy płacą podatki, możemy bez problemu utrzymać tych Ukraińców, którzy nie pracują. A pomoc Polaków nam nie jest potrzebna. I jak już mówiłam, to nie jest problem. To sztucznie stworzone kłamstwo.

Problem w tym, że Polska postanowiła pójść na te wybory prezydenckie po drodze politycznej. Kampania dopiero się rozpoczęła, ale jeśli tak będzie dalej, to temat ukraiński, stosunki polsko-ukraińskie mogą stać się narzędziem, na którym populistyczni politycy będą grali. Musimy być na to gotowi.


Mój komentarz:

Rafał Trzaskowski nie podburza, tylko wreszcie zadaje ważne pytania i staje się realistą patrząc na pękający polski budżet. No i zarzucić prezydentowi Warszawy mowę nienawiści… No, no… bardzo odważnie, zwłaszcza że wiele inicjatyw ukraińskich sfinansował z kasy budżetu stolicy. Skoro Ukraińcy tyle zarabiają i odprowadzają morze podatków, to dlaczego skoro “jest tak dobrze, to jest tak źle”.

Na te tematy przynajmniej dwukrotnie rozmawiałem z publicystą, komentatorem i dziennikarzem Łukaszem Warzechą na antenie Radia Wnet. Raz krótko po tym, kiedy przyjrzał się – reagując na podobne, nieco mityczne stwierdzenia w stylu Natalii Panczenko – i powiedział: Sprawdzam!

Publicysta „Do Rzeczy” zadał Ministerstwu Finansów pytanie o wpływy podatkowe pochodzące od obywateli Ukrainy przebywających w Polsce. Dane te obejmują zarówno pracowników, jak również uchodźców i pochodzą z lat 2022 i 2023.

Z informacji przekazanych przez resort finansów (I potem wielokrotnie potwierdzonych) wynika, że w 2022 roku wpływy z tytułu podatku PIT wynosiły 801,5 milionów (nie miliardów!) złotych, a VAT – 260,5 milionów złotych. Rok później w 2023 roku było to już 997,5 milionów (wiąż nie miliardów) złotych z tytułu podatku PIT i 492,5 mln złotych z VAT.

Podatek VAT z konsumpcji w 2023 r. (oczywiście zakładając, że w Polsce konsumowany jest cały dochód, co jest nieprawdą, przy efektywnej średniej stopie VAT dokładnie 16,95 %) wyniósł 3,7 mld zł.

Pewnie nie muszę pisać, że poziom wpływów z uczciwych i ciężko harujących ukraińskich podatników – których szanuję, bo w nich, uczciwie pracujących widzę siebie w Republice Irlandii – przypomina trochę te magiczne opowieści o „wielu miliardach”, które miały popłynąć do polskiego budżetu. Bez sprawdzania faktów powielają je także czołowi politycy.

Gdyby te pieniądze rzeczywiście istniały, to pewnie byłyby one ukryte w tej samej skarpetce co legendarne złote góry – równie realne, jak obietnice polityków. No chyba, że Donald Tusk je schował na złość. Ale poważnie, fakty są takie, że te wpływy nijak nie pokrywają wydatków związanych z obecnością obywateli Ukrainy w naszym kraju. Można by powiedzieć, że budżetowe „Eldorado” może zamienić się już za chwilę w finansową pustynię, na której „wydatki” rosną szybciej niż wpływy.

Pora przestać liczyć na te hipotetyczne i mityczne miliardy, o których Panczenko mówiła w wywiadzie i zacząć myśleć o twardej rzeczywistości, gdzie każda złotówka w Polsce ma swoją wagę, a nie jest tylko migającym światłem w odległej przyszłości. Stąd pytania niektórych kandydatów na urząd prezydenta RP.

I wciąż ani słowa o pomocy zwykłych i wielkich sercach, oraz gościnności Polek i Polaków. Padają tylko stwierdzenia, że państwo polskie odbiera pieniądze i socjale Ukraińcom.


Ciąg dalszy omawianej przeze mnie rozmowy:

Redaktor Kanału 5: Jeśli chodzi o Konfederację, to już przyzwyczailiśmy się do takich gier, ale ze strony pana Tuska to jednak zaskoczenie. Bo, mówiąc wprost, pisze się „moskiewski”, a czytamy „Donald Tusk”. I to jest oczywiste. Może to po prostu próba wygrania tych wyborów za wszelką cenę, bo jak rozumiem, różnica między dwoma głównymi kandydatami, z jednej strony Platforma Obywatelska czy Koalicja, a z drugiej Prawo i Sprawiedliwość, jest naprawdę minimalna.

Natalia Panczenko: Tak, to jest próba wygrania tych wyborów za wszelką cenę. A dla Trzaskowskiego to kwestia bardzo bolesna, bo poprzednie wybory prezydenckie przegrał z Andrzejem Dudą z minimalną różnicą. Przez długi czas były one bardzo wyrównane. Wydaje mi się, że teraz próbują przeciągnąć część prawicowego elektoratu na swoją stronę, więc zaczynają stosować metody, których wcześniej nie stosowali. Dlatego teraz widzimy nie tylko walkę faktów i prawdziwych kandydatów, ale także walkę na poziomie populizmu. To znaczy, kto wymyśli jakieś głupoty, by przekonać prawicowych wyborców. Moim zdaniem to, do czego się posunął Trzaskowski to, jak mówią Polacy, „strzał w kolano”. On raczej nie zyska poparcia prawicowych wyborców, bo PiS i Konfederacja są znacznie bardziej profesjonalni w tej grze populistycznej. Po drugie, przez to, że prowadzi taką politykę, może stracić wielu swoich wyborców, bo w mediach społecznościowych, na telewizji, w wywiadach, wielu aktywistów i ekspertów, którzy wcześniej go wspierali, teraz otwarcie mówi, że jeśli będzie kontynuował tę politykę, to nie będą go popierać w wyborach.

Redaktor: To ci sami inni kandydaci, którzy otwarcie mówią o tym, że “chłopaki, stop, robicie jakąś głupotę”, bo tutaj, z Kijowa może nam się wydawać, że wszystko jest stracone. W Polsce jest źle. Tam, mówiąc w skrócie, musisz podróżować do mnie w Polsce dziesiątą drogą, bo tam jeszcze cię pobiją. Wiecie, bo w ukraińskich mediach też jest pewne podgrzewanie atmosfery. A z tymi anonimowymi kanałami Telegramu to już w ogóle. Chodzi o to, że tutaj trzeba też postawić akcenty, że mimo tego podgrzewania atmosfery, rzeczywiście są jacyś antyukraińscy wrogowie. Ale są też politycy, którzy otwarcie mówią, że Ukraińcy to ogromna część polskiej gospodarki. I nie tylko to.

Natalia Panczenko: Zgadza się. Obecnie z pięciu kandydatów, dwóch oficjalnie mówi o tym, i mówi o tym wszędzie w swoich wywiadach. Mówią, że Ukraińcy są korzystni dla gospodarki, że musimy wspierać Ukrainę w tej wojnie I, że to, co proponują siły prawicowe, a teraz dołączył do nich Rafał Trzaskowski, to kompletna bzdura. Już wspomniałam o pani, już wspomniałam o panu przewodniczącym, którzy biorą udział w tych wyborach i oni otwarcie mówią o swojej poparciu dla Ukrainy. Dlatego nie trzeba bać się jechać do Polski. Nie martwcie się, nie jest aż tak źle. Trzeba pamiętać, że to kampania wyborcza. Przypomnijmy sobie, jakie brudne były kampanie wyborcze na Ukrainie. Polska nie różni się pod tym względem. Oczywiście może to w jakimś stopniu wpływać na nastroje społeczne, ale wierzę, że to nie pójdzie aż tak daleko, by ludzie bali się jechać do Polski.

Co więcej, to przede wszystkim ogromne zagrożenie dla Polaków. Rozumiem, że oni to rozumieją. Bo dzisiaj, kiedy każdy dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec, podgrzewanie niechęci między Ukraińcami a Polakami jest już bardzo niebezpieczne. Przede wszystkim dla Polski, bo to na terenie Polski zaczną się bójki, bo na terenie Polski zacznie się podpalanie jakichś tam sklepów, domów itd. A to przede wszystkim wpływa na wewnętrzne bezpieczeństwo Polski.

Tutaj ten urywek w całości. Powyżej w tekście pytanie dziennikarza i pełna odpowiedź Natalii Panczenko:

Więc to, przede wszystkim, muszą mieć na uwadze polscy kandydaci na prezydenta i ci, którzy bawią się tymi kwestiami. Bardzo ważne jest, żeby się w to nie bawili. Wśród zwykłych ludzi na razie, przynajmniej, nastroje są normalne. Wszyscy rozumieją, że to kampania wyborcza, a żadnych zmian w społeczeństwie na razie, na szczęście, nie zauważam. Bardzo chcę, żebyśmy tak samo mówili w maju, kiedy już odbędą się wybory prezydenckie, i kiedy politycy, mimo że muszą zarabiać głosy, nie zrobią najgorszego, co może prowadzić do tego, że Ukraińcy będą się bać jechać do Polski, albo spowodują, że naprawdę kiedyś będziemy się bać jeździć do siebie nawzajem.


 

Mój komentarz

Te słowa identyfikuję, jako próbę wpływania na wybory prezydenckie w Polsce. “Liderka ukraińska w Polsce” podsyca obawy i niepokój w polskim społeczeństwie w kontekście relacji z Ukraińcami. W wypowiedzi pojawia się nawet nie tyle sugestia ile groźba, że podgrzewanie napięć między Ukraińcami a Polakami może prowadzić do eskalacji przemocy.

Z jednej strony ma rację, obawy o napięcia między różnymi grupami etnicznymi i narodowymi we wszystkich zakątkach świata są uzasadnione. W Polsce, szczególnie w kontekście dużej liczby uchodźców z Ukrainy, także mogą być uzasadnione. Piszę to z pełną odpowiedzialnością. Już dochodzi do rywalizacji o zasoby (przejmowane przez Ukraińców w czasie ich wojny polskich firm i zwalnianie pracowników), coraz większa konkurencja na rynku pracy czy ryku nieruchomości. Ale tak dzieje się absolutnie wszędzie! 

Ale najbardziej niepokoją inne słowa Panczenki. Brzmią one – to moje odczucie – jak wielki szantaż, bo jak inaczej je nazwać (raz jeszcze dokładny cytat):

/…/ bo to na terenie Polski zaczną się bójki, bo na terenie Polski zacznie się podpalanie sklepów, domów itd. A to przede wszystkim wpływa na wewnętrzne bezpieczeństwo Polski./…/

Opinie tego typu już wpływają na wewnętrzne bezpieczeństwo Polski i przekładają się bezpośrednio od 5 lutego 2025 (data emisji tego wywiadu) na nastroje polskich wyborców i ich postawy wobec polityków a szczególnie kandydatów na prezydenta RP.

Przekaz, który na pierwszy rzut oka wydaje się ostrzeżeniem, interpretuję jeszcze inaczej. Dla mnie to próba wywołania lęku wśród obywateli. Panczenko mówi o sytuacjach „zagrażających bezpieczeństwu”, co może sugerować, że dla niektórych osób, obawy te mogą stać się wyznacznikiem ich decyzji wyborczych a dla części uchodźców zza wschodniej granicy, jako – Boże broń! – instruktaż ergo wezwanie do działania. Do tego nie wolno dopuścić!!!

Sugerowanie, że ukraińscy obywatele „mogą się bać przyjechać do Polski” (wierny cytat z wywiadu), może budować poczucie zagrożenia i niepewności, co nie ma obiektywnego uzasadnienia, a bardziej służy rozpalaniu emocji. A na tym najbardziej zależy Moskwie.

W kontekście wyborów prezydenckich (naszych!), polskich, takie wypowiedzi mogą stać się narzędziem, które zmienia dynamikę kampanii poprzez wpływ na nastroje społeczne i polityczne. Kampania, która rozgrywa się wokół kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego wzbudza emocje i polaryzuje wyborców, szczególnie w przypadku wypowiadanych nierozważnie – tak jak w tym przypadku – bardziej radykalnych wypowiedzi sugerujących, że „obcy” stanowią zagrożenie. Taka dialektyka działa zawsze w dwie strony.

Wywoływanie obaw o przyszłość relacji polsko-ukraińskich, nawet jeśli obecnie nastroje są „normalne”, ma na celu sugerowanie – i to jest dla mnie bardzo groźne w tym wywiadzie, że 

jeśli kandydaci nie zajmą odpowiedniego stanowiska, to mogą w przyszłości prowadzić do poważniejszych problemów.

To może działać jako strategia mobilizowania elektoratu, który podziela takie obawy, ale jednocześnie może wywoływać napięcia w społeczeństwie, które mogą stać się bardziej widoczne w czasie kampanii wyborczej.


 

Ciąg dalszy omawianego wywiadu:

Redaktor: Mam nadzieję, że tak się nie stanie, bo byłoby to bardzo przykre. Ale myślę, że Rafał Trzaskowski swoimi wypowiedziami robi bardzo, delikatnie mówiąc, niekorzystną rzecz. Pozwól, że to powiem. Może on tak nie myśli, ale jakie mogą być tego skutki? Jak potem ugasić ogień, który może wybuchnąć, to już inna sprawa. Jeszcze jedna jego wypowiedź dotycząca wysyłania polskich wojsk do Ukrainy. Powiedział, że nie sądzę, żeby wysyłanie polskich wojsk na Ukrainę było dobrym pomysłem, powiedział kandydat na prezydenta i obecny prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. A to znowu pewne podgrzewanie atmosfery wśród prawicowego elektoratu. Może nie jest to do końca zrozumiałe, ale nikt teraz nie wysyła Polaków przymusowo do Ukrainy, kto chce, ten idzie ochotniczo, a są przedstawiciele Polski w różnych formacjach. Chodzi o pewną reakcję na słowa ukraińskiego prezydenta, który mówi, że to właśnie z zagranicy obce wojska mogą stać się w przyszłości jakimś czynnikiem powstrzymania Rosji.

Natalia Panczenko: Tak, o tym były wcześniejsze rozmowy. Niestety, to nie jest nic nowego, to nie jego wymysł. Po prostu powtarza słowa Donalda Tuska. Kiedy odbywała się oficjalna wizyta prezydenta Francji Macrona, który, nawiasem mówiąc, poruszał kwestię stworzenia misji pokojowej ONZ w Ukrainie, która miałaby międzynarodowe wojska dbające o to, aby na terytorium Ukrainy panował pokój, to już wtedy Tusk odmówił i powiedział, że Polska nie jest tym zainteresowana, a polskie wojska tam nie pojadą.

Wydaje mi się, że tutaj jeszcze wiele pracy dyplomatycznej przed nami. Polska to nasz najbliższy sąsiad, dlatego wydaje mi się, że zarówno Macron, jak i prezydent Ukrainy myśleli, że Polska powinna być tym państwem, któremu najbardziej zależy na pokoju w Ukrainie. I dlatego powinna być zainteresowana wysłaniem swoich wojsk jako siły pokojowej do Ukrainy. Niestety, Donald Tusk powiedział, że tego nie zrobią. A teraz Rafał Trzaskowskiego, który jest członkiem jego partii, po prostu to powtarza. Dlaczego to się powtarza w kampanii wyborczej, kiedy, jak to mówią, nikt o to nie pytał? Wydaje mi się, że to po prostu sposób na zdobycie głosów wśród tych, którzy uważają, że polskie wojska nie powinny jechać do Ukrainy. Dla mnie to bardziej populistyczna, mniej pragmatyczna decyzja, bo jeśli Polacy dzisiaj nie wyślą swoich wojsk jako sił pokojowych do Ukrainy, to za rok czy dwa ich wojska będą musiały już walczyć na swojej własnej ziemi. I wydaje mi się, że wojskowi eksperci podkreślają to dość jasno. Dla tych, którzy dbają o bezpieczeństwo Polski, to powinno być zrozumiałe. Więc wybór jest oczywisty: albo pomóc Ukrainie wygrać, albo walczyć z Putinem na własnej ziemi. Na razie góruje populizm. Zobaczymy, co będzie dalej.


Mój komentarz

Takie słowa mogą brzmieć patriotycznie i budująco dla diaspory ukraińskiej. Dla mnie, jako Polaka są bardzo niepokojące, szczególnie w kontekście relacji polsko-ukraińskich i naszej polskiej sytuacji geopolitycznej. Uczestniczka “polskiego euromajdanu” z 2017 roku pani Panczenko raczy zapominać, że Polska ma swoje własne suwerenne interesy, a jednoznaczne jej wskazywanie, co powinien robić polski rząd, wprowadza niepotrzebną presję i jest niezrozumieniem prawideł demokracji.

Rządy demokratyczne, szczególnie w czasie wyborczym, nie mogą być wykorzystywane do wzniecania napięć, ani prowadzić do wygłaszania populistycznych obietnic, które mogą kosztować więcej niż się początkowo wydaje.

Donald Tusk jest premierem Polski a swoje polityczne brudy pierzemy we własnym sosie i nie potrzebujemy suflerów albo Kasandry.

Porównanie sytuacji na Ukrainie do wspomnianej przyszłej (rzekomo) wojny na polskiej ziemi podsyca niepotrzebne obawy, które zamiast budować solidarność po prostu dzielą.

Nie ma wątpliwości, że Polska ma prawo do suwerennego decydowania o tym, w jaki sposób angażuje się w konflikty międzynarodowe. Sugerowanie, że decyzje takie, jak wysłanie polskich wojsk na Ukrainę, są niezbędne by uniknąć przyszłego zagrożenia, to wywieranie w przestrzeni medialnej presji na demokratyczne decyzje, które powinny opierać się na szerokim konsensusie a przede wszystkim na dobru Polek i Polaków. 

Jestem przekonany, że takie słowa już efektywnie szkodzą polskiej jedności i współpracy z Ukrainą, niż pomagają w budowaniu realnych, pragmatycznych rozwiązań ku przyszłości. Nie chodzi mi tylko o wojnę, ale też o zrozumienie, że decyzje o wysyłaniu wojsk wymagają głębokiej refleksji i są najtrudniejsze do podjęcia w atmosferze wyborczej rywalizacji i odpowiedzialności za cały polski naród.


Ciąg dalszy wywiadu:

Redaktor Kanału 5: Przepraszam, zapomniałem zapytać o pro-ukraińskich uchodźców, którzy teraz przyjeżdżają do Polski. Bo sytuacja, w ogóle, nie tylko w Polsce, wygląda skrajnie niesprawiedliwie. Faktycznie pomoc ze strony jakiegokolwiek państwa teraz nie jest możliwa do uzyskania. Czy się mylę w przypadku Polski, bo wciąż trwają aktywne działania bojowe? Pokrowsk i inne miejscowości.

Natalia Panczenko: Jakie by nie były polsko-ukraińskie relacje, w Polsce jest jednak jasne zrozumienie, że bezpieczeństwo Polski zależy bezpośrednio od bezpieczeństwa w Ukrainie i zależy od tego, kiedy lub jak Ukraina wygra tę wojnę. Dlatego Polsce bardzo zależy na tym, by Stany Zjednoczone dalej wspierały Ukrainę. Bo dla wszystkich stało się jasne, że wojna w Ukrainie to nie tylko sprawa Ukrainy, to sprawa całego regionu, a przede wszystkim krajów bałtyckich, Polski, Czech, Słowacji, tych państw, które graniczą z Ukrainą. Dlatego tak już publicznie powiedziano o “trzydziestu sekundach”. Donald Trump otrzymał takie zaproszenie i bardzo liczę na to, że Polska rzeczywiście podniesie kwestię bezpieczeństwa w naszym regionie na tym spotkaniu.

Redaktor Kanału 5: Czekamy z niecierpliwością na zakończenie kampanii wyborczej. Aktywistka społeczna, liderka ukraińskiej diaspory w Polsce, Natalia Panchenko, odpowiadała na nasze pytania. 

I tu nastąpił koniec tego wywiadu.

Zamiast zakończenia

W finale gorzkie słowo i refleksja ode mnie. W tym wywiadzie udzielonym przez Natalię Panczenko Kanałowi 5 nie padają ŻADNE słowa o rzeczywistej, ofiarnej i masowej pomocy, jaką Polki i Polacy okazali Ukraińcom od pierwszych dni wojny. Zamiast tego Panczenko skoncentrowała się przedstawieniu fałszywego obrazu, który wykrzywia i zniekształca rzeczywistość.

Panczenko w ogóle w tej wypowiedzi nie doceniła skali pomocy, jaką Polska udzieliła uchodźcom, co może sugerować, że Polacy nie byli tak otwarci i pomocni, jak to było w rzeczywistości a przekazy medialne poszły na cały świat. Przedstawienie sytuacji w taki sposób wprowadza w błąd, a także wykorzystuje, by nie napisać wprost, powiela narrację propagandową Moskwy.

Obok echa narracji Kremla, ten wywiad dodatkowo przynosi zohydzenie obrazu Polski i Polaków w oczach Ukraińców na Ukrainie, przedstawiając nas bezdusznie w sposób jednostronnie wypaczony. Natalia Panczenko, która – dodam raz jeszcze – posiada polski paszport, nie zasadziła małej grządki, ale wielki zagon nieufności i wątpliwości aż za horyzont.

Tomasz Wybranowski

Zmierzch ideologii woke w USA? Dr Katarzyna Szumlewicz: Demokraci nie zauważyli, że nawet ich elektorat ma dość

Woke / Fot. EpicTop10.com CC BY 2.0

W chwili obecnej każdy, kto by podjął ten temat, zadeklarował zatrzymanie tych zmian ideologicznych, znalazłby posłuch wśród Amerykanów – mówi socjolog.

W tym momencie o amerykańskich więzieniach wiemy tyle, że osoby trans, mężczyźni identyfikujący się jako trans, stanowią 15% więźniów żeńskich oddziałów i są to osoby skazane w 50 albo 60% więcej niż połowie za przestępstwa seksualne, czyli częściej niż mężczyźni uważający się za mężczyzn. I z tego drobiazgu po prostu urosła sytuacja, w której kobiety były wielorako pokrzywdzone, między innymi właśnie tymi więzieniami.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Woke: nowa ideologia podbija Zachód. Czy nasza cywilizacja staje się przez to „oświecona”, czy otumaniona?

„Nie przepada za Niemcami”. Prof. Andrzej Nowak o rodowodzie Trumpa i jego niechęci do Niemiec 

Profesor Andrzej Nowak: Poczucie dystansu prezydenta Donalda Trumpa wobec Niemiec jest bardzo silne. Fot. Michał Klag

Prof. Andrzej Nowak, wybitny historyk i znakomity autor, opowiedział o historii rodzinnej Donalda Trumpa i wynikającym z tego jego nastawieniu geopolitycznym, w tym niechęci do Niemiec. 

Już w tej historii rodzinnej zapisany jest duży dystans do niemieckości”, podkreśla prof. Andrzej Nowak i przypomina, że „ludność pochodzenia niemieckiego stanowi największą część migracji poza anglosaskim rdzeniem mieszkańców Stanów Zjednoczonych. To jest około 50-60 milionów Amerykanów niemieckiego pochodzenia”. 

Historyk opowiada, że przodkowie 47. prezydenta USA wyemigrowali z niemieckiego miasteczka Kallstadt leżącego na zachodzie kraju. Fryderyk Trump (Drumpf), dziadek Donalda, „z wielką energią wykorzystał szansę, jaką dawała amerykańska zasada od pucybuta do milionera.

Nie zaczynał jako pucybut oczywiście Fryderyk Trump, ale zaczynał od, można powiedzieć, działalności z pogranicza branży hotelarsko-rozrywkowej. – relacjonuje prof. Andrzej Nowak. 

Zdaniem historyka również niedawne wypowiedzi Trumpa o dołączeniu Kanady do Stanów Zjednoczonych mogą wynikać z jego historii rodzinnej, w której znaczenie miało miasteczko Whitehorse, leżące na dalekiej północy Kanady. 

Tam właśnie rozwinąwszy bardzo swój interes, myślę, że mógł przekazać dziadek Trump swojemu synowi, a w kronice rodzinnej ostatecznie swojemu wnukowi, pewnego rodzaju sentyment do tych pionierskich, można tak powiedzieć, czasów. – tłumaczy prof. Nowak. 

 

 

Sentyment babki Donalda Trumpa do kraju rodzinnego sprawił, że dziadkowie spróbowali wrócić do Bawarii na początku XX wieku, gdzie okazało się, że dziadek jest ścigany za uchylanie się od służby wojskowej w królestwie Bawarii. I dlatego błyskawicznie zwinął manatki po raz kolejny, tym razem już na zawsze wyemigrowawszy do Stanów Zjednoczonych. 

Na pewno nie żywi Donald Trump ciepłych uczuć do kraju swoich przodków. To właśnie poczucie, że zostali wypędzeni stamtąd; abstrahuję od tego, z jakich powodów, ale to poczucie dystansu wobec Niemiec jest bardzo silne. Mimo że pochodzenie jest jednoznacznie po obojgu dziadkach ojczystych, tak bym powiedział, niemieckie. Ale tu chciałem w tym momencie tylko powiedzieć tyle, że już w tej historii rodzinnej pojawia się taka rysa, którą można by było na pozór pominąć czy nie dostrzec jej, wywodząc poglądy Donalda Trumpa z jego niemieckiego pochodzenia. Niemiec to znaczy, że będzie proniemiecki. Nic bardziej mylnego. Już w tej historii rodzinnej zapisany jest duży dystans do niemieckości. – podkreśla prof. Andrzej Nowak.   

 

Cała wypowiedź prof. Andrzeja Nowaka jest dostępna w Biały Kruk TV:

Elon Musk, AfD i cienie przeszłości: kiedy pamięć historyczna staje się polem walki. Felieton Tomasza Wybranowskiego

Elon Musk, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Podczas wirtualnego wystąpienia na wiecu niemieckiej skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), stwierdził, że „dzieci nie powinny ponosić winy za grzechy swoich rodziców, a tym bardziej pradziadków”.

„Grzechy przodków” czy obowiązek pamięci? Kontrowersje wokół wypowiedzi Elona Muska na tle niemieckiej historii nie ustają. I słusznie! – dodam.

 Elon Musk, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Podczas wirtualnego wystąpienia na wiecu niemieckiej skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), stwierdził, że 

„dzieci nie powinny ponosić winy za grzechy swoich rodziców, a tym bardziej pradziadków”To stwierdzenie, w kontekście niemieckiej historii, zabrzmiało jak wezwanie do minimalizowania odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy narodu niemieckiego. Brzmi to pogrzebowo w kontekście przyszłości… 

 

80. rocznica wyzwolenia Auschwitz: co znaczą słowa Muska w kontekście Holokaustu?

Wypowiedź Muska miała miejsce zaledwie parę dni przed obchodami 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną. Obóz Auschwitz-Birkenau jest symbolem Holokaustu, gdzie zamordowano ponad milion ludzi. Nie tylko Żydów! Także Polaków, Rosjan, Czechów i Słowaków, Romów i innych ofiar niemieckiego reżimu Hitlera z całej Europy.

Warto przypomnieć, że to właśnie Armia Czerwona wyzwoliła to miejsce kaźni, co stanowi niezaprzeczalny fakt historyczny. Obóz Auschwitz został wyzwolony 27 stycznia 1945 roku przez żołnierzy Armii Czerwonej, wchodzących w skład 60. Armii 1. Frontu Ukraińskiego. Bramy obozu otworzył rosyjski Żyd – porucznik Anatolij Szapiro, dowódca jednego z oddziałów szturmowych. Żołnierze Armii Czerwonej znaleźli w obozie około 7 tysięcy wycieńczonych więźniów, którzy przeżyli likwidację obozu i marsze śmierci. Wyzwolenie Auschwitz stało się symbolem końca hitlerowskiego ludobójstwa i tragedii Holokaustu.

 

AfD i rewizjonizm historyczny: polityczna groźba dla granic i fundamentów pamięci

W kontekście tej rocznicy słowa Muska dodatkowo ranią, sugerując, że Niemcy powinny „przejść dalej” i przestać skupiać się na rozliczaniu przeszłości. Co z reparacjami dla Polski, panie Musk?

AfD od lat kwestionuje znaczenie winy Niemiec za zbrodnie II wojny światowej. Przykładem jest wypowiedź jednego z jej założycieli, Alexandra Gaulanda, który nazwał okres III Rzeszy „plamą ptasiego guana” w ponad tysiącletniej historii Niemiec.

Partia ta często podejmuje też tematy granic z Polską, sugerując konieczność rewizji powojennych ustaleń terytorialnych. Wypowiedzi prominentnych polityków AfD, takich jak Petra Lowsa, która wspomniała o „historycznych terytoriach Niemiec” obejmujących miasta jak Wrocław czy Szczecin, wskazują na niebezpieczne tendencje do rewizjonizmu.

Relatywizm wobec nazizmu – ostrzeżenie Yad Vashem i lekcje z przeszłości

Dani Dayan, przewodniczący Yad Vashem – izraelskiego pomnika ofiar Holokaustu – określił te wypowiedzi jako „znieważenie ofiar nazizmu i zagrożenie dla demokratycznej przyszłości Niemiec”. Tego typu relatywizowanie odpowiedzialności za Holokaust budzi obawy o osłabienie pamięci historycznej, co może prowadzić do groźnych powtórek z przeszłości.

Czy Elon Musk powtórzy błąd Forda? Niepokojące paralele z historią amerykańskiego przemysłu w czasach III Rzeszy

Wypowiedzi Elona Muska, wspierające narrację AfD, mają szczególne znaczenie w kontekście międzynarodowym. Abraham Foxman, były dyrektor Anti-Defamation League, ostrzegł, że takie podejście osłabia pamięć o ofiarach totalitaryzmów [WSZELKICH] i podważa fundamenty demokracji. Musk, dzięki swojemu globalnemu wpływowi, może być postrzegany jako promotor niebezpiecznych ideologii, które podkopują wysiłki na rzecz utrzymania pamięci o zbrodniach nazizmu. Mam nadzieję, że nie zechce się upodobnić się do imć Forda.

Dla przypomnienia, podczas II wojny światowej niektórzy amerykańscy przemysłowcy i finansiści, w tym Henry Ford, byli krytykowani za działania, które pośrednio wspierały niemiecki przemysł wojenny. Ford Werke AG, niemiecki oddział Forda, produkował pojazdy na potrzeby armii hitlerowskiej, a koncern korzystał z pracy przymusowej podczas okupacji. Inne firmy, takie jak General Motors, także prowadziły interesy w Niemczech, co budziło kontrowersje dotyczące ich współpracy z reżimem hitlerowskich Niemiec.

Dlaczego pamięć o Auschwitz pozostaje kluczowa w obliczu nowych form negacji historii?

Nie można pozwolić sobie na metaforyczne zaklęcia speca od zarabiania kasy i „zamiatanie przeszłości pod dywan”, szczególnie w obliczu rosnących tendencji do relatywizmu historycznego. Auschwitz pozostaje symbolem zła, którego rozmiary wymagają, by pamięć o nim była pielęgnowana jako przestroga dla przyszłych pokoleń.

Współczesne zagrożenia dla prawdy historycznej: Musk, AfD i pytanie o odpowiedzialność elit

Relatywizm, jaki proponują obecnie Elon Musk i AfD, przypomina rosnący cień, który może przesłonić prawdę historyczną, jeśli nie zostanie odpowiednio napiętnowany. Obecność Muska na wiecu AfD, partii nawołującej do rewizjonizmu i minimalizowania winy Niemiec, jest w mojej opinii nie tylko poważnym, ale totalnym zagrożeniem dla ładu opartego na sprawiedliwości dziejów i pamięci o ofiarach nie tylko Holokaustu.

Pamiętajmy, że obóz śmierci Auschwitz Niemcy utworzyli dla Polaków. To moje przydługie przypomnienie ma wskazać, że odpowiedzialność za przeszłość jest fundamentem, na którym musimy budować przyszłość, bez względu na polityczne preferencje czy osobiste poglądy.

Tomasz Wybranowski