Ta koalicja rządząca nie była w stanie zniszczyć tego Instytutu wprost, dlatego, że nie jest powołany na mocy rozporządzenia, tylko ustawą – mówi była dyrektor Instytutu Pileckiego Magdalena Gawin.
W ubiegłym tygodniu aktualne działania Instytutu Pileckiego stały się przedmiotem szerokiej dyskusji publicznej. Kontrowersje wzbudził m.in. niejasny status programu „Zawołani po imieniu”, mającego za zadanie upamiętnić Polaków, którzy podczas II Wojny Światowej zginęli za udzielanie pomocy Żydom. Prof. Magdalena Gawin w rozmowie z Łukaszem Jankowskim odnosi się do licznych działań władzy, które w jej opinii mają na celu wygaszenie Instytutu. Najpierw jednak przypomina, jaka była misja założeniowa instytucji:
Chodziło o to, żeby stworzyć instytucję, która będzie pomocą dla Ministerstwa Kultury i Ministerstwa Spraw Zagranicznych w prowadzaniu polityki pamięci. I to takiej polityki pamięci, która odwołuje się do źródeł archiwalnych, zarówno polskich, brytyjskich, niemieckich. Dzięki niej możemy organizować wystawy w sposób szybki, łatwy i prosty. Nie musimy prosić ekspertów zagranicznych.
Jak mówi, działania Instytutu były oceniane negatywnie przede wszystkim przez Polaków:
Mamy największych wrogów, hejterów we własnym kraju.
Odpowiadając na pytanie, dlaczego tak się dzieje, mówi:
Wydaje się, że pewne obszary badań są tradycyjnie przypisane dla lewicy kulturowej, bardzo radykalnej. I ta właśnie lewica z przedmiotu badań Holokaustu uczyniła swoją dominującą narrację.
Fragment muralu upamiętniającego ludobójstwo na Wołyniu /Warszawa ul Młynarska/ autor: Mikołaj Ostaszewski
Dzisiaj przypada 82. rocznica Krwawej Niedzieli – kulminacyjnego punktu ludobójstwa Polaków dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
Wspomnienie tych wydarzeń boli tym bardziej, że ofiary wciąż czekają na pogrzeb. I że znów zagrano z nami w grę na czas.
Tutaj do wysłuchania jeden z programów wspomnieniowych Tomasza Wybranowskiego:
Polska – kraj bez prawa do pamięci?
Zacznijmy od gorzkiej refleksji: żadne poważne państwo nie może pozwolić sobie na upokarzanie własnych Ofiar. Nikt, kto ma w sobie cień moralności, nie powinien się na to godzić. A jednak od dziesięcioleci wymaga się od nas, Polaków, byśmy byli świętsi od papieża, milsi od Chrystusa.
W nowej, wygodnej dla Zachodu narracji to Polacy są współwinni Holokaustu. To nie Niemcy tylko jacyś „naziści”. Były kanclerz Scholz podczas rocznicy zamachu na Hitlera gloryfikuje von Stauffenberga – człowieka, który gardził Polakami i nazywał nas narodem „czującym się dobrze tylko pod knutem”.
Friedrich Merz, nowy kanclerz Niemiec, już pierwszego dnia urzędowania w Warszawie kpiąco zamknął temat wojennych reparacji, mówiąc przy Tusku:
„Prawne dyskusje na temat potencjalnych reparacji są zamknięte”.
Obok Merza Donald Tusk bez wahania przytaknął, oznajmiając, że „Polska nie ma żadnych roszczeń” i że „nie będziemy ich stawiać”. W jednej chwili pokoleń cierpienia – od ponad sześciu milionów ofiar niemieckiej okupacji – zostało symbolicznym ruchem ręki przekreślonych. Polska godność została oddana za grzeczne gesty i wzajemne obietnice „wspólnych projektów”.
W tym samym czasie nasi rządzący nie potrafią (albo nie chcą) skutecznie walczyć o pamięć Wołynia. Bo przecież „nie można drażnić Ukraińców”, „nie wolno wbijać noża w plecy sojusznika walczącego z Rosją”.
Gładkie słowa, mowa trwa i pozorowane działania
Podczas 80. rocznicy Krwawej Niedzieli usłyszeliśmy kilka miękkich, okrągłych zdań. Wysłano delegacje, zapalono znicze. Ale zabrakło prawdy. Zabrakło oficjalnego uznania ludobójstwa. Zabrakło realnych kroków – chociażby ekshumacji ofiar.
Czy my, Polacy, nie mamy prawa do wrażliwości? Czy nasz ból się nie liczy? Ukraina przeżywa traumę Buczy – i słusznie. Ale dlaczego my mamy milczeć o Ostrówkach, o Gaju, o Parośli?
Marsz z okazji 110. urodzin Bandery / Fot. Paweł Bobołowicz
Kreoni XXI wieku? Ukraina i prawo do pochówku
W tragedii Sofoklesa Kreon zabronił pochówku ciała Polinejkesa. To był bunt nie tylko przeciw człowiekowi, ale i przeciw prawom boskim. Dziś Ukraina, niczym Kreon opisany przez wielkiego tragika, nie pozwala pochować naszych Ofiar. Nie pozwala na ekshumacje. Nie pozwala postawić krzyży.
Zwłoki dziesiątek tysięcy Polaków wciąż leżą w bezimiennych dołach. Ich rodziny nie wiedzą, gdzie zapalić znicz. A przecież nawet w starożytnej Grecji wiedziano, że bez pochówku dusza nie zazna spokoju.
„Zniszczyć wszystko, co polskie” – rozkazy z piekła rodem
W 1943 roku Dmytro Klaczkiwśkyj pseudonim „Kłym Sawur”, w tajnej dyrektywie napisał:
„zlikwidować całą ludność męską w wieku od 16 do 60 lat”.
Jeszcze bardziej przerażają instrukcje wołyńskiej OUN-B: burzyć domy, niszczyć drzewa, zacierać ślady polskości. To nie były spontaniczne odruchy tłumu – to była zaplanowana eksterminacja.
OUN-B i jej zbrojne ramię UPA działali według „dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”. Punkt dziesiąty wzywał do „nienawiści i podstępu wobec wrogów narodu”. Takich instrukcji nie wymyślili „ruscy”. One naprawdę istniały – i były realizowane z przerażającą konsekwencją.
Nie wojna – ludobójstwo
Wbrew ukraińskiej narracji – to nie była żadna „wojna polsko-ukraińska”. To było ludobójstwo. Fakty, dokumenty, rozkazy i relacje – wszystko to potwierdza: celem było fizyczne unicestwienie Polaków. Mordy nie były przypadkiem. Były polityką.
Świadczy o tym choćby przesłuchanie Jurija Stelmaszczuka „Rudego”, dowódcy UPA, który sam przyznał, że latem 1943 r. wyrżnął ponad 15 tysięcy Polaków. Cytuję: „Po spędzeniu całej ludności w jedno miejsce rozpoczynaliśmy rzeź. Zwłoki zrzucaliśmy do dołów, zasypywaliśmy ziemią i paliliśmy ogniska”.
fot. Wikipedia ofiary OUN-UPA w Lipnikach marzec 1943 roku
Mit założycielski zbudowany na zbrodni
Ukraina czci „Kłyma Sawura” jako bohatera. Stawia mu pomniki. Odznacza jego krewnych. Gloryfikuje UPA, zamiast zmierzyć się z prawdą. I to nie przez przypadek – mit UPA to fundament współczesnej ukraińskiej tożsamości narodowej.
W Polsce mówić o tym, to jak być „ruską onucą”. Ale czy naprawdę jesteśmy tak naiwni, że nie widzimy, jak fałszywy mit podbity gloryfikowaniem faszystowskich dywizji i bohaterów – rezunów niszczy prawdziwe braterstwo?
Czas, który się kończy
Ukraińcy powtarzają jak mantrę (sami w to nie wierząc): „dajcie nam czas”. Ale ten czas trwa już ponad trzy dekady. W tym czasie Polska pomagała Ukrainie jak nikt inny. A szczątki naszych rodaków dalej gniją pod ziemią w dołach śmierci. Bez imienia, bez krzyża.
Czy naprawdę chcemy wierzyć, że po wojnie Ukraina porzuci mit UPA i czczenie pamiątek z nazistowskimi symbolami Waffen SS Galizien? Skoro dziś, w czasie największej zależności od Polski, nie potrafi nawet zgodzić się na ekshumację naszych rodaków?
Przychylam się do opinii polityków i części historyków, że bez rozwiązania tej sprawy Ukraina NIE MOŻE liczyć na szacunek narodów Europy i świata!
Epilog: 82 lata po rzezi – i dalej bez grobów
Dzisiaj kolejna rocznica Krwawej Niedzieli – 82. Milczenie ukraińskich władz, zapowiedzi bez pokrycia, kolejne odsuwanie ekshumacji – to już nie deszcz. To splunięcie.
Polska musi odzyskać godność. Musi jasno powiedzieć, że pamięć o Wołyniu nie jest atakiem na Ukrainę, lecz elementarnym obowiązkiem wobec własnych Ofiar.
Bo jeśli nie teraz – to kiedy? Jeśli nie my – to kto?
Amnesty International przeszła od obrony więźniów sumienia do gry politycznej u boku lewicy i liberałów, niszcząc suwerenność narodową i podwójnie stosując standardy. Felieton Tomasza Wybranowskiego.
Współczesna lewica, liberałowie i międzynarodowe NGO-sy, takie jak Amnesty International, coraz częściej tworzą ideologiczny sojusz, którego głównym celem wydaje się być rozmontowywanie narodowych tożsamości, osłabienie konserwatywnych rządów i wdrażanie postępowych dogmatów pod pretekstem „praw człowieka”.
To już nie jest tylko organizacja „od więźniów sumienia”. Dziś Amnesty International to globalny gracz polityczny, który gra na (i dla) jednej ideologicznej stronie.
Teraz Amnesty International grzmi: “Polska musi ukrócić samozwańcze patrole na granicy z Niemcami!”
W opublikowanym na stronach Wirtualnej Polski 9 lipca 2025 roku raporcie autorstwa Jarosława Kocemby organizacja alarmuje, że działalność tzw. patroli obywatelskich przy polsko-niemieckiej granicy stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa oraz praw cudzoziemców. Amnesty wzywa polskie władze do natychmiastowej reakcji i przypomina, że żadne przepisy nie uprawniają tych grup do ingerowania w granice kompetencji państwowych służb, a ich samowolne działania mogą prowadzić do eskalacji napięć i wzrostu ksenofobii.
Organizacja zwraca również uwagę na „szkodliwą narrację antyimigrancką szerzoną przez niektórych polityków, która podsyca lęki społeczne i dzieli społeczeństwo.”
Amnesty podkreśla, że
ochrona granic jest konieczna, ale musi odbywać się w zgodzie z prawem, poszanowaniem praw człowieka oraz zasadami Unii Europejskiej.
Ta ostrożność i troska o prawa jednostki jednak kontrastują z innymi działaniami Amnesty International, organizacji – dodam – coraz bardziej kontrowersyjnej, która zamiast bronić tradycyjnych wartości i suwerenności państw, angażuje się w liberalno-lewicowe kampanie o wątpliwej spójności i skuteczności.
Współczesne siły lewicowe i liberalne, które z zasady podważają znaczenie suwerennych państw narodowych (szczególnie tych o konserwatywnych korzeniach) znajdują ideologiczne oparcie w organizacjach takich jak Amnesty International.
Niegdyś znana głównie z walki o prawa więźniów politycznych w reżimach totalitarnych, dziś coraz częściej utożsamiana jest z politycznym aktywizmem, który budzi liczne kontrowersje i pytania o prawdziwe cele oraz metody.
Kontrowersje i liczne wpadki Amnesty International
Najpierw o finansowaniu i powiązaniach z ideologicznymi graczami. Amnesty International formalnie „niezależna”, ale realnie zależna od pieniędzy organizacji o bardzo sprecyzowanej agendzie. Open Society Foundations George’a Sorosa, Fundacja Forda to sponsorzy kampanii na rzecz aborcji, redefinicji rodziny, promowania „płynnej tożsamości” i zniesienia granic.
Amnesty w 2012 przyjęła 1,3 mln dolarów od OSF – mimo że statutowo nie powinna przyjmować funduszy rządowych ani politycznie powiązanych.
Czy to jeszcze obrona praw człowieka, czy przemycanie ideologii za wielkie pieniądze? – zapytam nieśmiało…
Kampanie aborcyjne, ale czemu tylko dla białych?
Irlandia (2018) – Amnesty była twarzą kampanii za uchyleniem ósmej poprawki Konstytucji chroniącej życie nienarodzonych. Polska (2020) – aktywna w osłabianiu decyzji TK o niekonstytucyjności aborcji eugenicznej.
Malta, Argentyna, Hiszpania, czyli wszędzie tam, gdzie chrześcijańska kultura stawia opór – Amnesty już jest, z plakatami, spotami, „manifestacjami oburzenia”. Ale jakoś cicho o Arabii Saudyjskiej, gdzie kobieta może być zamknięta za nieposłuszeństwo wobec ojca. Nie słyszałam o kampaniach w krajach afrykańskich, gdzie obrzezanie kobiet i przymusowe małżeństwa są na porządku dziennym.
Wniosek jest tylko jeden! Amnesty bije tylko w Zachód. Czyżby prawa kobiet były ważne tylko wtedy, gdy służą rozmontowywaniu chrześcijańskich społeczeństw?
Źródłó: RitaE / Pixabay.com
Otwarte granice i demonizacja państw narodowych
Amnesty International od lat atakowała Polskę, Węgry, Czechy, czyli kraje, które broniły swoich granic w obliczu niekontrolowanej migracji.
Polska regularnie oskarżona o „nieludzkie” traktowanie migrantów na granicy z Białorusią, mimo że wielu z nich stanowiło narzędzie wojny hybrydowej Łukaszenki. Podobnie Węgry po wielokroć krytykowane za politykę „zero migracji” i ochronę chrześcijańskiego dziedzictwa.
Jednocześnie Amnesty International totalnie ignoruje ofiary gwałtów i napaści dokonywanych przez migrantów w Niemczech, Szwecji czy Francji. A zamachy terrorystyczne to (sam spekuluję w myśl agendy tej organizacji) najprawdopodobniej „cena postępu”.
Podwójne standardy i wewnętrzne patologie
Organizacja, która uczy o empatii i równości, sama pogrąża się w hipokryzji. Oto specjalny raportz 2019 roku, gdzie napotkamy mobbing, depresje, presja psychiczna, samobójstwo pracownika.
Wewnętrzne śledztwa ujawniły skrajnie toksyczne zarządy oddziałów, niezdolność do reagowania na kryzysy i permanentny brak odpowiedzialności. Jak Amnesty International może nauczać innych o prawach pracowniczych, skoro we własnym domu nie umie ich przestrzegać? Powracam raz jeszcze do owego raportu z 2019 roku, który okazał się prawdziwym trzęsieniem ziemi!
Niezależne dochodzenie przeprowadzone przez specjalną komisję po samobójczej śmierci Gaetana Mootoo, wieloletniego pracownika Amnesty International, znanego działacza z Afryki Zachodniej, ujawniło zatrważający obraz tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami tej „etycznej” organizacji.
Mobbbing. Upokorzenia. Psychiczna presja. Depresje ignorowane przez kierownictwo.
Mootoo wielokrotnie prosił przełożonych o pomoc. Skarżył się, że nie dostaje wsparcia, że jego głos jest ignorowany, że atmosfera pracy stała się nie do zniesienia. W 2018 roku popełnił samobójstwo. Gdzie? W biurze Amnesty, z kluczami w ręku i wyłączonym telefonem.
Wezwano wtedy zewnętrznych audytorów. Efekt? Raport komisji określił klimat w organizacji jako „toksyczny”, z brakiem przejrzystości, zastraszaniem, brakiem empatii, a nawet przypadkami otwartego lekceważenia sygnałów ostrzegawczych od pracowników.
Ludzie opowiadali o nocnych atakach paniki, o przepracowaniu, o poczuciu „bycia jednorazowym narzędziem”. Niektórzy opisywali Amnesty jako miejsce, gdzie „logarytm zawodowego aktywizmu zabił … człowieczeństwo”.
A co zrobiło kierownictwo? Złożyło wymuszone rezygnacje dwóch liderów (Sekretarza Generalnego i szefowej HR), opublikowano przeprosiny. ale nikt nie poniósł realnej odpowiedzialności. Pracownicy mówią: „to było PR-owe pudrowanie trupa”. Problemy miały charakter systemowy, a „kultura przemocy psychicznej” była tolerowana przez lata.
grafika ilustracyjna/fot. pixabay
Jak więc Amnesty ma prawo nauczać innych o prawach pracowniczych, skoro we własnych strukturach łamało je na skalę, która skończyła się ludzką tragedią?
To nie była wpadka. To był strukturalny upadek moralny.
Organizacja, która publicznie piętnuje korporacje za wyzysk, we własnym środowisku nie potrafiła ochronić swoich ludzi. Czy to nie jest ostateczna hipokryzja?
Teraz historia z Nigerii, gdzie w tle Amnesty International nadużycia, szantaż i zwolnienia „za brak lojalności”. Była pracownica Amnesty Nigeria opowiadała o poważnym zastraszaniu przez dyrekcję, która miała wywierać presję na pokorę i wyróżniać „lojalnych” pracowników.
Nie brakło gróźb utraty pracy bez wyjaśnienia i zablokowaniu możliwości odwołania się, nawet mimo dobrych ocen .Nagminne były przymuszania pracowników do fałszowania dokumentów finansowych. Pracownicy byli instruowani, by na przykład „cofali” daty czeków, pod groźbą utraty pracy .
Węgry – dyskryminacja ze względu na płeć i macierzyństwo
W lokalnym biurze Amnesty Hungary pięć byłych pracownic opowiedziało o presji, aby porzucić karmienie piersią. Nagminne były jednoroczne kontrakty, które kończono z kobietami w ciąży, mimo że Amnesty w publicznych raportach krytykowało takie praktyki . W cytowanym raporcie z 2019 odnotowano na całym świecie masowe przypadki mobbingu. KonTerra Group przepytała 475 pracowników sekretariatu w Londynie i podała, że aż 39 % doświadczyło problemów psychicznych lub fizycznych z powodu pracy w Amnesty
Cytaty z raportu:
„Managers belittling staff in meetings… “You’re shit!” or “If you stay… your life will be misery.” – „Menadżerowie poniżający pracowników na spotkaniach… 'Jesteś do niczego!’ albo 'Jeśli zostaniesz… twoje życie będzie koszmarem.’”
„Toxic”, „adversarial”, „lack of trust”, „bullying” – „Toksyczny”, „wrogi”, „brak zaufania”, „mobbing” – te słowa padały wielokrotnie.
Po tych doniesieniach aż pięć z siedmiu członków kierownictwa łaskawie złożyli rezygnacje. Część odeszła, często przy „hojnych odprawach”.
W głównych siedzibach Amnesty International panoszył się rasizm! Tak odnotowano w wewnętrznym raporcie za lata 2020–21. Krótki przykład:
„Senior staff using the N-word and P-word… minority ethnic staff feeling sidelined.” – „Starsza kadra używała słowa na N(igger – moje dopowiedzenie; wulgarny, historycznie rasistowski i obraźliwy termin odnoszący się do czarnoskórych osób; w języku polskim „czarnuch”) oraz słowa na P(aki – mój dopisek; obraźliwe określenia „Paki” — używanego pejoratywnie wobec osób z Pakistanu lub południowoazjatyckiego pochodzenia) pracownicy należący do mniejszości etnicznych czuli się odsunięci na bok.”
Raport Howlett Brown potwierdził, że Amnesty zewnętrznie błyszczy moralnością, wewnętrznie jest pełna uprzywilejowania białych i gruboskórnego konformizmu .
W 2022 r. Global HPO przeprowadziła śledztwo, które zaowocowało 106-stronnicowym raportem z AIUK (Amnesty International United Kingdom, czyli brytyjski oddział Amnesty International).
AIUK odgrywa szczególnie istotną rolę w kształtowaniu wizerunku organizacji, zwłaszcza w krajach anglosaskich i często koordynuje kampanie medialne oraz lobbingowe w Parlamencie Brytyjskim. To właśnie ten oddział został w 2022 roku oskarżony w wewnętrznym raporcie o rasizm systemowy, strukturalną dyskryminację i poważne uchybienia etyczne wobec pracowników pochodzenia afro-karaibskiego i południowoazjatyckiego.
Jeśli Amnesty nie potrafi chronić swoich pracowników – od Australii po Afrykę, od Ameryki Północnej po Europę – czy naprawdę ma moralne prawo pouczać korporacje, rządy i społeczeństwa o przestrzeganiu praw i wartości? Wygląda raczej, że to organizacja, która w swej własnej strukturze jest etycznie niespójna, pełna hipokryzji i pozbawiona empatii.
Inne przykłady ideologicznej gry? Do wyboru i… koloru
Ukraina i rok 2022. Oto Amnesty International wywołała burzę, gdy opublikowała raport krytykujący… ukraińskie siły zbrojne za „narażanie cywilów”… podczas czasie rosyjskiej agresji. Tym samym wpisali się w opowieść Kremla.
Izrael vs Hamas – Amnesty otwarcie oskarżyła Izrael o „apartheid”, co jest prawdą, ale pominięto całkowicie fakt używania cywilów jako żywe tarcze przez Hamas.
I na koniec Stany Zjednoczone. Amnesty International przeprowadziła liczne kampanie przeciwko „systemowemu rasizmowi”, ale z całkowitym brakiem potępienia przemocy ze strony Black Lives Matter czy bojówkarzy z Antify.
W czyim imieniu przemawia Amnesty???
Amnesty International to dziś ideologiczna organizacja z polityczną misją. Zamiast chronić uniwersalne prawa człowieka, chroni interesy globalnych elit i forsuje lewicowo-liberalną wizję świata. Cechuje jej działania cynizm oparty na czterech filarach: wybiórczości, ideologizacji, braku symetrii oraz obiektywizmu w ocenie wydarzeń i wreszcie milczenia wobec realnych zagrożeń a głośnego krzyku oburzenia tam, gdzie chodzi o przemeblowanie społeczeństw Zachodu.
Moje pytania brzmią:
Czy Amnesty International to jeszcze strażnik sumienia ergo „obrońcy uciśnionych”, czy jednak już zdecydowanie armia ideologów z uśmiechem NGO-sów z wetkniętą w żółtą kamizelkę zbierających datki podobizną pana George’a?
Czy teraz Amnesty International broni ofiar, czy kreuje „ofiary”, aby niszczyć suwerenność i tradycję?
Bowiem jeśli to drugie, to czas powiedzieć zdecydowanie „STOP!!!”. I bronić się nie tylko przed reżimami, ale i przed pozornymi „obrońcami praw człowieka”, którzy wybiórczo je definiują.
Druga część opowieści ks. biskupa Michała Janochy o pierwszym soborze powszechnym, który odbył się w Nicei (dzisiejszym Izniku) z inicjatywy cesarza Konstantyna w 325 roku.
Pierwsza część opowieści ks. biskupa Michała Janochy o pierwszym soborze powszechnym, który odbył się w Nicei (dzisiejszym Izniku) z inicjatywy cesarza Konstantyna w 325 roku.
„Chodzi o to, żeby dzieci umiały rozsądnie czytać, szukając informacji w sieci” – mówi prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek, psycholog i terapeuta dzieci.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
Klub parlamentarny Polska 2050 złożył projekt ustawy zabraniającej korzystania przez uczniów ze smartfonów w szkołach podstawowych. Podobne próby ustawowego ograniczenia ekspozycji najmłodszych na ekrany mają miejsce w innych krajach europejskich. Prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek z Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie wskazuje na konieczność implementowania tych regulacji:
One mają ogromny sens, bo już w 2017 roku Amerykańska Akademia Pediatryczna, a także Kanadyjskie Towarzystwo Pediatryczne wydało zakaz korzystania z ekranów dla małych dzieci.
Ekspert zwraca uwagę na konsekwencje zbyt wczesnego korzystania z urządzeń elektronicznych, takich jak tablet lub smartfon, w szczególności w zakresie kształtowania się pola widzenia oraz aparatu mowy:
Kiedy [dzieci] patrzą na ekran, mają bardzo ograniczone pole widzenia. Gdyby rozglądały się po świecie, to jest 200 stopni, jeśli patrzą na ekran, 6 do 10 stopni.
Dzieci zjawiają się u mnie dlatego, że mają opóźniony rozwój mowy, a właściwie brak rozwoju mowy i są dzieci, które do trzeciego roku życia nie mówią.
Choć ograniczanie dostępu najmłodszych do ekranów poprzez działania ustawodawcy jest wskazane, równie ważne jest uświadamianie w tym zakresie opiekunów:
Dziecko jedzie w wózeczku i ogląda świat, a rodzic zamiast opowiadać mu o tym świecie i pokazywać ten świat, cały czas jest zajęty swoim telefonem.
Gość Radia Wnet wskazuje jednocześnie, że dziecko powinno zostać odpowiednio przygotowane do życia w coraz bardziej zdigitalizowanym świecie. To jednak wiąże się z pewnymi zasadami:
Moja zasada jest taka, że dziecko nie może oglądać telewizji, dopóki nie zacznie budować zdań i zadawać pytań. Dziecko nie może dostać ekranu, dopóki nie zrobi pierwszych kroków w nauce czytania.
Smartfony są, ekrany są, będą, a my je musimy, dzieci musimy przygotować, ich mózgi musimy do tego przygotować, żeby potrafiły to przetwarzać.
Książka ukazuje człowieka stojącego dziś na czele Kościoła, a także szerszy, historyczny i duchowy kontekst jego pontyfikatu. Profesor podkreśla, że skupiał się na szerokim tle papieskich poprzedników – od wielkich Leonów po tych mniejszego ducha i mądrości zasiadających na Piotrowym tronie – pokazując różnorodność i bogactwo ich wkładu. Tomasz Wybranowski
Ks. prof. Janusz Królikowski to wybitny teolog, filozof i publicysta, który łączy naukową erudycję z intelektualną odwagą. Związany z Instytutem Tomizmu, skupia się na filozofii św. Tomasza z Akwinu.
W jednym z wydań “Polskiej Tygodniówki Muzycznej” na antenie Radia Wnet zanurzyliśmy się w głęboką, duchową rozmowę z księdzem profesorem Januszem Królikowskim – teologiem, który nie boi się stawiać trudnych pytań i analizować współczesne wyzwania Kościoła.
Tematem przewodnim była biografia ilustrowana papieża Leona XIV, wydana przez wydawnictwo Biały Kruk. To opowieść nie tylko o człowieku na tronie Piotrowym, ale o złożonej relacji Kościoła z emocjami, rozumem i dzisiejszym światem. A moim gościem był ksiądz profesor Janusz Królikowski.
Biogram księdza profesora Janusza Królikowskiego
Ks. profesor Janusz Królikowski to wybitny teolog, filozof i publicysta, który łączy naukową erudycję z intelektualną odwagą. Związany z Instytutem Tomizmu, skupia się na filozofii św. Tomasza z Akwinu oraz na wyzwaniach, przed jakimi stoi dzisiejszy Kościół i społeczeństwo. Jego komentarze można znaleźć m.in. w „Niedzieli”, „Naszym Dzienniku” i wydawnictwie Biały Kruk. Profesor nie ukrywa krytyki wobec powierzchownego podejścia do dialogu i ekumenizmu bez solidnej podstawy teologicznej. Wskazuje, że rozum w dzisiejszych czasach jest często uśpiony albo zastępowany manipulacją emocjami.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z księdzem profesorem Januszem Królikowskim:
Rozum uśpiony, emocje w centrum – kryzys współczesnej kultury
Rozmowę rozpoczęliśmy od refleksji nad światem, w którym emocje coraz częściej przesłaniają rozum. Profesor trafnie zauważa, że w epoce przebodźcowania i ideologicznych nacisków racjonalność bywa ignorowana. Przywołał słowa personalisty Emanuela Mayera, który przewidział, że po totalitaryzmie ideologicznym nadejdzie „totalitaryzm emocji”.
Dziś kampanie wyborcze i medialne manipulacje opierają się na pobudzaniu emocji, co zagraża racjonalnemu dialogowi i prawdzie. W tym kontekście św. Tomasz z Akwinu jawi się jako wzór rozumu i mądrości, który powinien prowadzić nas ku źródłom wiary i prawdy.
Święty Tomasz z Akwinu – przewodnik w świecie zamętu
Św. Tomasz z Akwinu to dla mnie i mojego pokolenia duchowy drogowskaz. Ksiądz profesor Janusz Królikowski (na fotografii poniżej) przypomina, że dzieło Akwiniaty „Summa Theologiae” jest jasnym i przystępnym dziełem, adresowanym również do początkujących.
Św. Tomasz uczy, że Bóg nie jest przeciwieństwem rozumu, ale jego źródłem i celem. Rozum to narzędzie prowadzące do prawdy, a uczucia i pasje to nie tylko chwilowe emocje, lecz głębokie tendencje wewnętrzne, które wymagają kierownictwa rozumu i łaski. Ksiądz profesor zachęca, by mimo współczesnych trudności sięgać do nauk tego średniowiecznego mistrza i czerpać z nich siłę do rozumnego życia duchowego i intelektualnego.
„Leon XIV” — biografia ilustrowana jako duchowa i historyczna opowieść
Książka ukazuje człowieka stojącego dziś na czele Kościoła, a także szerszy, historyczny i duchowy kontekst jego pontyfikatu. Profesor podkreśla, że skupiał się na szerokim tle papieskich poprzedników – od wielkich Leonów po tych mniejszego ducha i mądrości zasiadających na Piotrowym tronie – pokazując różnorodność i bogactwo ich wkładu.
Między wrażliwością a kapitulacją – wyzwania Kościoła XXI wieku
Na zakończenie rozmowy poruszyłem pytania, które mnie jako czytelnika i słuchacza nurtują: gdzie przebiega granica między wrażliwością a kapitulacją wobec współczesnego świata?
Czy Kościół ubogi znaczy Kościół bez treści? Ksiądz profesor Janusz Królikowski przypomniał, że wybór imienia Leon przez nowego papieża to deklaracja programowa – odwołanie do historii, mądrości i ciągłości Kościoła.
To wezwanie do stawienia czoła wyzwaniom współczesności, bez rezygnacji z fundamentów wiary i rozumu. To balans między duchową głębią a koniecznością obecności w świecie, który często ceni powierzchowność i emocje bardziej niż mądrość i prawdę.
Papież Leon XIV – duchowy przewodnik naszych czasów
Leon XIV, nowoczesny i głęboko osadzony w tradycji, to symbol ciągłości i aktualności Kościoła katolickiego w XXI wieku. Jego pontyfikat to czas, gdy tradycyjne wartości spotykają wyzwania współczesności. Ksiądz profesor Janusz Królikowski podkreśla:
„My musimy widzieć, że jesteśmy stale aktualni i mamy odpowiedzi na zmieniające się epoki, tylko odpowiednio je rozłożyć, akcenty dostosować i sformułować, by być zawsze nowocześni.”
Ten pontyfikat pokazuje, że Kościół nie stoi w miejscu – nie boi się dialogu z czasem, a jednocześnie zachowuje swoje korzenie sięgające świętych Augustyna i Tomasza.
Głębokie odkrycia i inspiracje przy tworzeniu biografii
Praca nad biografią Leona XIV to nie tylko zadanie historyczne, ale i duchowa podróż dla autora, księdza profesora Janusza Królikowskiego. Jak sam mówi:
„Na nowo odkryłem papieża Leona XIII i wiele inspirujących elementów jego pontyfikatu, które dziś można odczytać jako uniwersalne przesłanie.”
W trakcie pisania ujawnił się szerszy kontekst – nie tylko jako postać historyczna, ale jako przewodnik otwierający okna Ewangelii na dzisiejszy świat. Profesor zwraca też uwagę na problem fragmentaryczności współczesnego czytania:
„Dzisiaj zadowalamy się fragmentami, myśląc, że to całość, a to jest grzech ciężki naszych czasów.”
To przypomnienie, że by naprawdę zrozumieć Leona XIV i jego przesłanie, trzeba patrzeć na całość – jego życie, nauczanie i kontekst.
Słowa wdzięczności i uznania dla współautora
Nie sposób nie docenić pasji, zaangażowania i pracy współautora – Adama Sosnowskiego. Bez jego skrupulatnych relacji z konklawe, głębokiej wiedzy dziennikarskiej i duchowego wnikania w temat, ta książka nie miałaby takiego ducha i życia. Adamie, Twoja praca i serce włożone w powstanie tej biografii są nieocenione i zasługują na najwyższe uznanie.
Z takim przewodnikiem jak ksiądz profesor Janusz Królikowski oraz dzięki lekturze Leon XIV. Biografia ilustrowana możemy spojrzeć na Kościół i jego liderów z większym zrozumieniem, dostrzegając zarówno ich ludzkie słabości, jak i duchowe powołanie. To inspirująca książka dla wszystkich, którzy szukają głębi i autentyczności w czasach szybkich i często powierzchownych przekazów.
„Dzisiaj mamy wyjątkowych gości, wspaniały duet, nie muzyczny, nie aktorski, ale jakże ważny w życiu wszystkich zmotoryzowanych, ojciec i córka, razem od lat prowadzą jedną ze stacji kontroli pojazdów w Warszawie. Cóż takiego wyjątkowego w tych ludziach? Nie często się zdarza by rodzic wspierał swoje niepełnosprawne intelektualnie dziecko dając mu pracę. Poznałem ich przypadkowo, po tym jak zgapiłem się z przeglądem auta, a robię je zawsze w jednym miejscu, tego dnia nie mogłem, zatem wybrałem się do najbliższej domu stacji kontroli pojazdów. Wyszedłem z auta, rzuciłem pytanie, czy mogę zrobić przegląd??? Po czym kobiecy głos odkrzyczał -nie można!!! Myślę, o będzie się działo, i wtedy zobaczyłem uśmiech Oli. Wiedziałem, że żartuje, co potwierdził jej tata Remek”. Fragment wypowiedzi prowadzącego audycję Radka Rucińskiego.
Mamy do wyboru autobus Nawrockiego i Trzaskowskiego — trzeciej możliwości nie ma. Albo wsiądziemy dobrowolnie, albo możemy zostać wepchnięci do pojazdu, który jedzie w przeciwnym niż chcemy kierunku
Mówi się, że wybory są jak autobus. Wsiadamy do takiego, który dowiezie nas najbliżej celu.
Mimo to część wyborców nie chce głosować, bo chce dojechać pod sam dom. To oznacza, że doszło do oczywistej pomyłki. To pomylenie autobusu z taksówką.
W tym przypadku nie można przespać się na przystanku do następnych wyborów. Wszyscy Polacy pojadą albo autobusem Trzaskowskiego, albo Nawrockiego.
Dokąd jedzie Jaś Kapela?
Lewicowy aktywista i poeta Jaś Kapela wie, gdzie zamierza dojechać, dlatego apeluje, żeby głosować na, tu cytat, “tęczowego Rafała”. Prezydent Warszawy od lat popiera inicjatywy takie jak marsz równości oraz organizacje LGBT, ale podczas kampanii starał się być całkiem za, a nawet przeciw. Jaś Kapela wierzy, że po wyborach Trzaskowski będzie już tylko ZA.
Felietonista Krytyki Politycznej popiera Trzaskowskiego, żeby — tu znowu cytat — ”Polska przyjmowała nielegalnych migrantów i wszystkich potrzebujących, i żeby walczyła z klimatem”. Poeta i uczestnik walk typu freak fight przedstawił też koronny argument: chodzi o to, żeby tacy artyści jak on sam dostawali stypendia.
Stypendysta aborcjonista
“Jestem wegańską bestią” napisał kiedyś Jaś Kapela, a bestia musi zjeść i wypić. “Czy oddam pieniądze na cele charytatywne? Oczywiście, że nie. Sam jestem celem charytatywnym” — pisał proroczo Jaś Kapela. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego doceniło taki talent i przyznało w tym roku Kapeli roczne stypendium w wysokości sześciu tysięcy złotych miesięcznie, żeby wierszokleta pisał tym razem o aborcji.
Nie on jeden próbuje jakoś związać koniec z końcem.
UE sypnie groszem LGBT
Homoseksualny poseł Marcin Józefaciuk przed kilkoma dniami powiedział na antenie LGBT.tv, że aktywiści spotykają się z europosłami, bo “poprzez blokadę Donalda Trumpa pieniądze nie popłynęły do niektórych fundacji”. Józefaciuk zdradził, że środowiska LGBT są na bardzo dobrej drodze, żeby uzyskać naprawdę duże wsparcie ze strony Unii Europejskiej.
Jeśli wybory wygra Rafał Trzaskowski to kurek z kasą dla środowiska LGBT zostanie odkręcony na całego także w Polsce. Ktoś przecież będzie musiał kontrolować przestrzeń publiczną w poszukiwaniu mowy nienawiści, ktoś będzie musiał tłumaczyć chłopcom, że mogą być dziewczynkami i tak dalej.
Kandydat zjednoczonego lewactwa
Chyba zrozumiał to Grzegorz Braun, który próbował skłonić Karola Nawrockiego, aby ten podpisał się pod jego postulatami. Okazało się, że odpowiedź sztabu PiS nie jest zadowalająca na co lider Konfederacji Korony Polskiej bardzo wczoraj narzekał. Ale dziś ostatecznie Braun poparł kandydata obywatelskiego i PiS-owskiego zarazem, a Rafała Trzaskowskiego nazwał kandydatem zjednoczonego lewactwa.
Lewicowe media piszą, że poparcie Grzegorza Brauna to pocałunek śmierci. Jeśli tak, to premier Donald Tusk wycałował Rafała Trzaskowskiego od stóp do głowy. Obecny szef rządu i były prezydent Europy do spraw podawania ciasteczek rzucił bardzo poważne oskarżenia opierając się na bardzo niepoważnym źródle.
Pierwszym źródłem jest artykuł ONET-u, który napisał, że ma dwóch świadków, ale ich nazwisk nie zdradzi. Świadkowie zdradzili natomiast, że Karol Nawrocki zajmował się doprowadzeniem prostytutek klientom Grand Hotelu w Sopocie.
Tusk uwierzył patocelebrycie
Premier powołał się też na drugie źródło takich sensacji. To słowa seryjnego kłamcy Jacka Murańskiego. Skazany niegdyś za ciężkie pobicie Murański powiedział, że inny przestępca mu powiedział, że ma haki na Nawrockiego. Służby jakoś do tych haków nie dotarły, mimo że Nawrockim zajmowały się już kilkanaście lat temu w okresie rządów Tuska
Premier publicznie podważył wiarygodność służby kontrwywiadu (ABW). Większym autorytetem jest dla niego uczestnik walk świrów i patocelebryta Jacek Murański niż wyszkoleni agenci. Szef rządu ściągnął na siebie falę krytyki wymieszanej ze śmiechem. Najwyraźniej zapomniał, że każdy kto rzuca łajnem musi się pobrudzić. W niedzielę dowiemy się czy szef rządu trafił czy spudłował.
Jakby tego było mało, to w tym samym czasie minister spraw zagranicznych nazwał Donalda Tuska najwybitniejszym polskim politykiem w tysiącletniej historii Polski. Radosław Sikorski zabłysnął też twierdzeniem, że Polska zyskała na II wojnie światowej, bo otrzymała 20 procent przedwojennego terytorium Niemiec. W tym właśnie kierunku zmierza jeden z wyborczych autobusów. Drugi będzie jeździł po kraju.
Pan Szczepan Falkowski, słuchacz Radia Wnet, opowiada o starcie rakiety Starship w Teksasie.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
Trzecia z rzędu nieudana próba lotu rakiety Starship stawia pod znakiem zapytania program Artemis, mający na celu ponowne wysłanie człowieka na księżyc.