Mamy prawdziwy wielki post. Trudności weryfikują ludzi i instytucje / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 70/2020

WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.

Jadwiga Chmielowska

Kwiecień – miesiąc Wielkiego Postu – oczekiwania na Zmartwychwstanie. Mamy teraz prawdziwy wielki post. Zamilkły dyskoteki i huczne zabawy, świat pogrążył się w zadumie nad sensem, kruchością i marnością życia. Szkoda, że dopiero teraz.

Czasy trudne weryfikują ludzi i instytucje. Światowa Organizacja Zdrowia, która zajmowała się wychowaniem seksualnym przedszkolaków, całkowicie nie zdała egzaminu w walce ze światową epidemią.

Powtórzyła w swoim oświadczeniu 14.01. 2020 r. wersję Pekinu z 31.12. 2019 r. o przypadkach „nieznanej choroby, co do której nie ma przesłanek, że roznosi się z człowieka na człowieka”.

Zamknięto targ rybny w Wuhan jako źródło problemu. Zignorowano władze Tajwanu, które przekazały WHO już 31.12. 2019 r. informację, że wirus jednak może się roznosić między ludźmi. WHO wiedziała, że 13.01. 2020 r. rozpoznany został pierwszy znany przypadek zachorowania na covid-19 poza Chinami, w Tajlandii. Od tego czasu wirus przenikał do kolejnych państw. WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.

Według dyrektora ds. kontroli i zapobiegania chorobom w USA, dra Roberta Redfielda, do 25% osób zarażonych nie ma objawów, ale przenosi wirusa na innych. Pobudziło to dyskusje na temat noszenia masek w miejscach publicznych. Szkoda, że polscy eksperci negowali ich używanie. Na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że badanie wirusa mogło nastąpić właściwie dopiero, gdy zaatakował obywateli wolnego świata. Dwie kancelarie adwokackie w USA rozpoczęły śledztwo nad sposobem wydostania się wirusa z laboratorium zbudowanego przy pomocy Francji w Wuhan i podawaniem przez Chiny od początku fałszywych informacji.

Komunistyczne Chiny, Rosja i Kuba wykorzystują pandemię do zwiększenia swoich globalnych wpływów. Wiele krajów z zadowoleniem przyjęło ich pomoc.

Pojawił się jednak sceptycyzm, a nawet odmowa dalszych zakupów sprzętu medycznego po tym, jak Czechy, Holandia, Hiszpania i Turcja zgłosiły w ubiegłym tygodniu, że sprzęt z Chin jest wadliwy. Dziwią więc duże polskie zakupy w Pekinie.

Nie rozumiem, dlaczego Prezydent Duda zwrócił się o pomoc do Prezydenta Chin, a nie do Trumpa, naszego sojusznika. Zszokowana też jestem jego tweetem i spotem, w którym głosi: „Wychodząc naprzeciw wszystkim stęsknionym za sportem, wraz z Ministerstwem Cyfryzacji zapraszamy do turnieju #GrarantannaCup: http://grarantanna.pl. Od dzisiaj znajdziecie mnie także na Tik Toku! Szukajcie pod nazwą: AndrzejDudaNaTikToku. Mrugająca buźka”.

Co robią nasze służby specjalne, które powinny uświadomić Prezydenta RP, czym jest Tik Tok? To firma z Chin kontynentalnych, zobowiązana do przekazywania danych Komunistycznej Partii Chin. Sztuczna inteligencja AI przetwarza je tak, by użyć jako broni; może je również sprzedać swoim sojusznikom, np. Rosji. Zresztą każde media społecznościowe zbierają dane – wszystko o wszystkich.

Gen. Robert Spalding twierdzi, że chiński reżim wykorzystał pandemię jako okazję do rozszerzenia kontroli nad globalnym łańcuchem dostaw. KPCh próbuje też przerzucić na innych odpowiedzialność za wywołanie nieszczęścia. Strategia opracowana przez chińskich urzędników wojskowych pod koniec lat 90., nieograniczona wojna – jak wyjaśnił Spalding w swojej książce Stealth War: How China Took Over While America’s Elite Slept – odnosi się do zastosowania szeregu niekonwencjonalnych taktyk wojennych: jest to wojna bez angażowania się w rzeczywistą walkę. Moim zdaniem oś Moskwa – Pekin wojnę zaczęła w 2007 r. od cyberataku na Estonię.

Czekając na Zmartwychwstanie, dobrem zło zwyciężajmy. Miejmy ufność w Chrystusie, modląc się „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie”.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Widzę problemy, które nas dotkną w najbliższej przyszłości / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 70/2020

Za miesiąc wielu z nas nie otrzyma wypłaty, zabraknie miejsc, w których można będzie szukać pracy, nasza firma, sklep czy redakcja przestanie działać i trzeba będzie wdrażać upadłościowe procedury.

Jolanta Hajdasz

10 rocznica katastrofy smoleńskiej. 15 rocznica śmierci Jana Pawła II. 100 rocznica urodzin Karola Wojtyły. Beatyfikacja Kardynała Wyszyńskiego. 100 rocznica Bitwy Warszawskiej… Jak daleko w tej chwili są ode mnie te sprawy, którymi jeszcze przed miesiącem intensywnie zajmowałam się w pracy, planując konferencje, spotkania, wydawnictwa, artykuły i film. Nagle stały się dalekie, jakby dotyczyły innego świata, bo „tu i teraz” wręcz nietaktem stało się przypominanie, że to ważne, że istotne, że nie możemy przegapić. A sprawy prywatne, osobiste? Ile tematów, którymi żyliśmy przed wirusem, odpłynęło tak daleko, że nawet nie można sobie przypomnieć, o co chodziło w tamtej dyskusji czy sporze, dlaczego ktoś powiedział „nie” i dlaczego ja upierałam się na tak lub odwrotnie. Nieważne. Dziś prosty spacer do parku stał się luksusem, a pójście na mszę św. do pobliskiego kościoła niemożliwe.

Rzeczywistość wirtualna ma nam zastąpić tę realną: nekrolog na Facebooku – obecność na pogrzebie, życzenia na WhatsAppie – kawę pitą z koleżanką w dniu jej urodzin, Librus szkolne lekcje, a święconkę na Wielkanoc mamy sobie poświęcić sami w domu.

I nie buntować się, nie protestować, bo bezpieczeństwo, bo zdrowie, bo przecież chodzi o życie. Jasne, że się podporządkowałam. Podziwiam lekarzy i ministra zdrowia, kibicuję sanitariuszom, noszę jednorazowe rękawiczki, nauczyłam się modlić z telewizorem i ciągle wierzę, że to wszystko chwilowe, że jeszcze wrócimy do tych fajnych przyzwyczajeń, gdy bez wielkiego planu można było gdzieś pojechać i z kimś się spotkać. Iść przed siebie i nie obawiać się pytania od nieznajomego „która godzina?”.

Rozum i doświadczenie podpowiada jednak inny scenariusz. Widzę problemy prozaicznie realne, które nas dotkną, gdy już w następnym miesiącu wielu z nas pewnie nie otrzyma wypłaty, gdy zabraknie miejsc, w których można będzie szukać pracy, gdy nasza firma, sklep czy redakcja przestanie działać i trzeba będzie wdrażać upadłościowe procedury. Lata 90. nauczyły nas, że taki scenariusz jest realny, jak to w kapitalizmie: jednym się udaje, mają wszystko i opływają w luksusy, gdy inni nie wiedzą, jak przetrwać do pierwszego. Mówił o tym papież Franciszek 27 marca w przejmującej modlitwie w deszczu, sam na pustym zupełnie placu św. Piotra:

„Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań. Nie obudziliśmy się w obliczu wojen i światowej niesprawiedliwości. Nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie”.

Papież przekazał jednak światu swoją receptę: ten czas próby to czas przestawienia kursu życia na Boga. Życzę nam wszystkim, by świat ten głos następcy św. Piotra wziął sobie mocno do serca.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy koronawirus to spisek, aby odebrać nam wolność i zbudować społeczeństwo Igrzysk Śmierci? [TEORIE SPISKOWE]

Co łączy Dolinę Krzemową, Forum w Davos, Covid-19, zamach 11 września i film z Jennifer Lawrence? Tłumaczy to w omawianym przez Jana Olendzkiego, wywiadzie na YouTubie David Icke.

Teraz, spójrzmy na, to kiedy to wszystko się dzieje i na te wielkie orwellowskie, drakońskie działania w imię rozwiązania problemu. Problem ostatecznie przeminie. Wirus ostatecznie przestanie być tak groźny. Ale to, co widzimy za każdym razem, gdy dzieje się coś takiego – ataki z 11 września to klasyczny przykład – system powraca tylko odrobinę do stanu poprzedniego, ale zmiana rzeczywistości i wprowadzone w wyniku problemu działania pozostają. I to wszystko zbliża nas do modelu Społeczeństwa Igrzysk Śmierci.

W tych słowach David Icke opisuje działanie mechanizmu, jaki jego zdaniem funkcjonuje. Polega on na triadzie problem-reakcja-rozwiązanie, gdzie najpierw pokazuje się społeczeństwu problem, następnie szerzy się wokół niego panikę w społeczeństwie, aż to będzie skłonne zaakceptować lub nawet domagać się rozwiązania  go. Wprowadzane zmiany zostają po ustaniu nadzwyczajnych okoliczności, w jakich je wprowadzono. Komu miałoby to służyć? Grupie tzw. jednoprocentowców, czyli 1% najbogatszych na świecie ludzi. Ich ekonomiczną dominację nad pozostałymi 99% dopełniać ma „bezlitosne państwo policyjno-wojskowe”, które nie jest klasyczną komunistyczną lub faszystowską dyktaturą, ale ma cechy wspólne z nimi. Chodzi o światową technokrację opartą na kontroli ludzkości przy pomocy nowoczesnych technologii.

Brytyjski pisarz wskazuje na to, co mówią „szaleńcy z Doliny Krzemowej”  snujący wizję nieodległej przeszłości, w której  „ludzkie umysły będą połączone ze sztuczną inteligencją”. Jednym z celów „kultu”, jest likwidacja gotówki i wprowadzenie światowej wirtualnej waluty.

Kolejnym wielkim celem, kolejną rzeczą, którą zaobserwujemy, o której mówię od 1993 roku, będzie wprowadzenie w społeczeństwie cyfrowego bezgotówkowego systemu. To będzie miało gigantyczne konsekwencje dla wolności. Chcą pozbyć się gotówki. Kiedy to mówiłem 30 lat temu, gotówki było dużo w obiegu. Ludzie nie dowierzali że zbliża się koniec gotówki. A jak jest teraz? Ted Ross, szef Światowej Organizacji Zdrowia, mężczyzna, któremu absolutnie nie ufam, powiedział, żeby nie korzystać z gotówki, gdyż na niej przenosi się koronawirus. Powiedział, żeby używa zamiast tego kart. Przyszedłem tu dzisiaj na ten wywiad i trzy razy, w trzech miejscach, które zawsze przyjmowały gotówkę – dziś odmówiono jej przyjęcia. Jeśli tak będzie dalej, system uzasadni społeczeństwo bezgotówkowe na podstawie zagrożenia zarażenia wirusem za pomocą gotówki. I system będzie powtarzał, że: nie możemy powrócić do gotówki.  Pojawi się też więcej cyfrowych testów sprawdzających, czy ludzie mają temperaturę i tego typu rzeczy, a cały ten nadzór będzie tylko poszerzał granice inwigilacji i trwał. Dokładnie tak jak w Chinach. Jeśli ludzie myślą, że Chiny osiągnęły ostateczny punkt wykraczający poza orwellowski obraz świat, niech zobaczą jakie skutki niesie ze sobą koronawirus i jak jest zwalczany.

[related id=100122 side=left]Pojawienie się SARS-Cov-2 mówca uważa za nieprzypadkowe. Przekonanie ludzi, że kolejne kryzysy są przypadkowe ułatwia, jak twierdzi, kontrolę ludzi. Wskazuje na przeprowadzoną przez Billa Gatesa symulację walki z pandemią, jaka miała miejsce przed pojawieniem się epidemii koronawirusa. Stwierdza, że amerykański miliarder „chce zaszczepić cały świat” i „sponsoruje badania nad elektronicznym śledzeniem ludzi”. Przywołuje słowa księcia Karola z Forum Ekonomicznego w Davos, który stwierdził, że „potrzebujemy nowego, globalnego systemu ekonomicznego, by sprostać zmianom klimatycznym”.

Powtarzam to już od dłuższego czasu – społeczność Igrzysk Śmierci jest zaprojektowana tak, aby małe firmy, a także firmy średniej wielkości na całym świecie przestały istnieć. Jedynie gigantyczne korporacje, które kontrolują i produkują wszystko będą miały prawo bytu. Amazon jest klasycznym przykładem tego, o czym mówię. Histeria wywołana koronawirusem rozwija się z dnia na dzień na całym świecie, niszcząc małe firmy, firmy rodzinne, średnie firmy, a nawet niektóre większe firmy. Dziedzictwo tego, co dzieje się teraz, nie będzie miało związku ze zdrowiem w perspektywie długoterminowej. To będzie związane z ekonomią i będzie miało katastrofalne skutki.

Znany głosiciel teorii spiskowych wskazuje, że podejmowane przez rządy działania pod pretekstem walki z zagrożeniem epidemicznym prowadzą do pauperyzacji większości społeczeństwa i w ten sposób przybliża sytuację, w której biedna większość ludzi kontrolowana będzie przez bardzo bogatą mniejszość.

Co dzieje się z ludźmi, których firmy upadają? Co dzieje się z tymi wszystkimi ludźmi, którzy pracowali dla tych firm? Dla barów, hoteli, dla wszystkich tych bizensów, które są celem ograniczeń? Co się z nimi dzieje? Spadną na dno społeczeństwa Igrzysk Śmierci. To co teraz widzimy to zbliżająca się realizacja takiego projektu społecznego jak Społeczeństwo Igrzysk Śmierci, z powodu działań podejmowanych w imię ochrony tych ludzi. I mam dla was wiadomości. Jeśli wystarczająco zagłębimy się w problem, zobaczymy, że tego systemu, ludzie wcale nie obchodzą.

Zaznacza, że system wcale nie dba o starszych ludzi, którzy „są zmuszeni kupować najgorszej jakości produkty, bo to wszystko, na co ich stać. Nie spożywają zatem produktów bogatych w składniki odżywcze, które wzmocnią ich układ odpornościowy. Jednocześnie wdychają zanieczyszczone powietrze, piją toksyczną wodę i inne napoje.”

A.P.

Całego wywiadu możesz posłuchać tutaj!

Po raz pierwszy od wprowadzenia stanu wojennego doświadczam zniewolenia / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 70/2020

Godzę się z tym, choć mam dużo wątpliwości i przekonanie, że to, co się dzieje, jest rodzajem eksperymentu, w którym za pomocą sztucznej inteligencji jest przejmowana kontrola nad człowiekiem.

Krzysztof Skowroński

Pisząc artykuł wstępny do marcowego „Kuriera WNET”, nie przypuszczałem, że już po miesiącu Korona Wirus nie tylko zabije 50 tysięcy osób, ale, że potrafi zniszczyć podstawę egzystencji dziesiątkom albo setkom milionów ludzi na całym świecie.

Miesiąc temu, nie podważając stwierdzenia, że wirus jest groźny, bardziej byłem skłonny do mówienia o manewrach, a dziś wiemy, że to nie są żadne manewry, że nie jest to jakiś prosty biznes, tylko prawdziwa wojna o przyszłość świata, który nagle nam się zmienił.

Zostaliśmy zmuszeni do tego, by żyć inaczej. Na chwilę wiele problemów ulotniło się, a wiele spraw przestało być istotnych. Jesteśmy zamknięci w domach. Robimy porządki w dokumentach, notatkach, zdjęciach. Przyglądamy się własnemu życiu i wiemy, że została zaatakowana nasza codzienność. Jesteśmy oddzieleni od innych i być może trwale skazani na zmianę sposobu naszego życia. Za chwilę może się okazać, że nasz świat stał się miejscem ludzi głodnych, pozbawionych pracy i pogrążonych w rozpaczy. Za chwilę my możemy stać się takimi ludźmi, a co więcej, możemy zostać zniewoleni, bo system, który właśnie pojawia się wraz z pandemią, uzurpuje sobie prawo do zarządzania nami, mówi nam, że jest od nas mądrzejszy i że wie, co jest dla nas właściwe.

Godzimy się na to, bo mamy przekonanie, że to jest dla nas dobre. Ale następnym razem już może nie być pytania o zgodę. I nie piszę tego przeciw zarządzeniom premiera Mateusza Morawieckiego i ministra Łukasza Szumowskiego. Postępują tak jak muszą. Piszę, bo po raz pierwszy od wprowadzenia stanu wojennego doświadczam zniewolenia. Godzę się z tym, choć mam dużo wątpliwości i przekonanie, że to, co się dzieje, jest rodzajem eksperymentu, w którym za pomocą sztucznej inteligencji jest przejmowana kontrola nad człowiekiem. W Chinach zdarzyło się to już kilka lat temu. My też od wielu lat mamy świadomość istnienia w naszym życiu Wielkiego Brata. Kupując iphona, godzimy się na to, że wszelkie dane dotyczące naszego życia wędrują do chmury i tam oczekują na naszego kontrolera.

Od dawna wiemy, że nasze nastroje, myśli i wybory są kreowane przez sztuczną inteligencję. Do tej pory była ona jednak narzędziem wstydliwie chowanym przez służby lub wykorzystywanym w marketingu, a teraz jako narzeczona Koronaksięcia wyszła na salony i każe siebie podziwiać, a kto nie padnie z zachwytu, tego w przyszłości czeka kwarantanna.

Ale to nie sztuczna inteligencja jest naszym wrogiem w tej wojnie. Są nimi ci, którzy zechcą jej użyć przeciw naszej wolności.

Dlatego potrzebna jest gruntowna zmiana prawa i zmiana systemu, a szczególnie sposobu, w jaki wybieramy władze. Ale to już inna historia.

***

Z obowiązkowej izolacji skorzystał też „Kurier WNET” i postanowił nie pójść do drukarni. Ten kwietniowy numer będzie dostępny tylko w internecie, co ma swoje zalety: mógł nabrać kolorów, zyskać nowy format i nie brudzi rąk. Ma też wady: nie będzie go można czytać w wannie. Mamy nadzieję, że kwarantanna nie potrwa zbyt długo i nasza Gazeta Niecodzienna z powrotem będzie mogła ubrać się w papierowe szaty; ale czy będą to te same szaty? Tego dziś nie wiemy. Poczekamy na Państwa reakcję. Pamiętamy, że nie szata zdobi człowieka. Gwarantujemy, że w tej czy innej szacie odnajdą Państwo w „Kurierze WNET” tych samych wspaniałych autorów i to samo bogactwo treści. Dobrej lektury!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W stulecie Urszulanek Szarych w Pniewach – wspomnienie o śp. Matce Franciszce, która zginęła w niewyjaśnionym wypadku

Matka Franciszka Popiel: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia”.

Katarzyna Purska USJK

Moja opowieść o m. Franciszce Popiel to historia człowieka, który tak uprawiał swoje człowieczeństwo, aż stał się dziełem sztuki, czyli „osobą rozumną i dobrą w swej wolności”. (…)

Podobno nic wcześniej nie zapowiadało tak silnej osobowości, jaką okazała się być w przyszłości m. Franciszka Popiel (chrzestne imię Antonina):

„Tosia nie była żadnym nadzwyczajnym dzieckiem ani się też żadnymi specjalnymi zdolnościami nie odznaczała. Poczciwe dziecko, posłuszne, niegłupie, dobrze wychowane, jak wszystkie dzieci wólczańskie”.

I kolejne wspomnienie, o dojrzałej już zakonnicy i Przełożonej Generalnej Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK. Jest o tyle ciekawe, że zostało uczynione przez tę samą osobę i dotyczyło tej samej Antoniny: „Pełnia jej duchowego życia objawiła mi się na dobre dopiero po jej śmierci, głównie na podstawie rozmaitych wypowiedzi jej sióstr… Tosia może nie tyle się zmieniła, co tak ogromnie wyolbrzymiała; nie byłabym nigdy tej głębi u niej się spodziewała – myślę, że łaska Boża potężnie ją urabiała…”. Pisze o niej: „Tosia ogromnie wyolbrzymiała”, a zatem urosła w swoim człowieczeństwie, jakoś stała się bardziej, pełniej. Coś, co się w niej wydarzyło, dla jej ciotki było oczywistym dowodem na to, że „łaska Boża ją urabiała” (tamże, s. 46). (…)

Jadwiga Popielowa dbała osobiście. Codziennie, z każdym z nich osobno, prowadziła lekcje religii. Dużo uwagi poświęcała też ich dobremu wychowaniu.

Przyzwyczajała swoje dzieci do życia w skromnych warunkach. Uczyła je cieszyć się małymi rzeczami i dzielić się z innymi. Tępiła nadmierne zainteresowanie sobą oraz wszelkie próby zwracanie na siebie uwagi drugich. Oboje rodzice uczyli dzieci panowania nad sobą i nie pozwalali im na egzaltacje.

„Metodą wychowawczą była pokora – pisała p. Rostworowska. – W Wójczy nie nosiło się ciała na sobie ani w uczynkach, ani w słowach, ani w myślach. Były ręce, nogi, brzuch oczywiście, ale ciała nie było. Nie ozdabia się czegoś, czego nie ma” (tamże, s. 42). Przytaczam to interesujące spostrzeżenie, aby zilustrować coś, czego w przyszłości będzie nauczał papież Jan Paweł II w swojej teologii ciała: „Człowiek jako duch ucieleśniony, czyli dusza, która się wyraża poprzez ciało, i ciało formowane przez nieśmiertelnego ducha, powołany jest do miłości w tej właśnie swojej zjednoczonej całości” (FC p. 11, KDK12).

Autorytet rodzice mieli u dzieci ponoć ogromny. Wspomina o. Jan Popiel: „Dla nas tatuś był kimś w rodzaju Boga Ojca na ziemi. Był przez nas kochany, lecz przede wszystkim był trochę groźny (…) Był dość wymagający, a przy tym stanowił najwyższą instancję w domu. (…) Mamusia była jeszcze trudniejsza do scharakteryzowania niż ojciec. Choć na pewno była nam bliższa. Zresztą wywnętrzanie się przed dziećmi u naszych rodziców nie istniało.” A jednak – jak twierdził – ich wychowanie nie było surowe. Dzieci w zasadzie nie pamiętały, aby były karane przez swoich rodziców, ale za to doskonale pamiętały pełne swobody zabawy. „Dzieci biegały boso i można im było do woli się brudzić” (tamże, s. 26–31). „Myślę, że umiar, niechęć do ekstrawagancji, podejrzliwość w stosunku do zjawisk niespodziewanych nadawały ton kulturze tego domu, i nie tylko kulturze, ale i sprawom wiecznym” – wspominała rodzinę m. Franciszki (Antoniny) Popiel ich ciotka, Róża Rostworowska (tamże, s. 45). (…)

Po maturze w 1936 r. udała się do Belgii na rok studiów katechetyczno-pedagogicznych. Studia podjęła w Ixelles (Bruksela). Z tego okresu pochodzi świadectwo jej koleżanki ze studiów: „Tosia z robiła na mnie silne wrażenie dzięki swej dojrzałości, spokojnej, a jednocześnie pełnej uśmiechu. Bardzo inteligentna, radziła sobie bardzo dobrze ze studiami, które były dla niej tym łatwiejsze, że doskonale znała j. francuski (…) Była uroczą towarzyszką, gdy ciekawie prowadziła rozmowę i z łatwością się uśmiechała (…) W kaplicy mnie uderzała jej postawa skupiona i energiczna zarazem” (tamże, s. 53). To już nie tylko dobra – grzeczna, lecz przeciętna – dziewczynka, ale młoda, inteligentna kobieta, obdarzona dużym poczuciem humoru i darem łatwego nawiązywania kontaktów towarzyskich. (…)

„Najtragiczniejszy okazał się dzień 17. 09, kiedy przez Mołodów wycofywały się polskie oddziały wojskowe znad granicy wschodniej ku Warszawie. Żeby ujść z życiem i przedostać się przez wsie wrogo nastawione, żołnierze podpalali je. Tak miało się stać z Mołodowem. (…)

S. Popiel nie chciała dopuścić do swej świadomości, że grozi jej niebezpieczeństwo ze strony tych ludzi, których dawaliśmy tyle dowodów oddania i życzliwości. (…) Rzeczywistość okazała się okrutną. Na naszych oczach ludność uwięziła Skirmunttów; wkrótce dowiedziałyśmy się o zamordowaniu Henryka i Marii. Zrozumiałyśmy, że nie mamy wyboru.

(…) Przed wyjazdem zlikwidowaliśmy kaplicę, ksiądz wziął z sobą Przenajświętszy Sakrament (…) Ruszyliśmy w drogę w kilka wozów zaprzężonych w konie, z niewielkim dobytkiem, z sercem rozdartym i pełnym niepokoju (…) i nad tym płakała s. Popiel, gdyśmy przedzierały się za wojskiem przez opustoszałe, zniszczone pożarem wsie”. Opowiadała potem młodym siostrom o tym swoim bólu i płaczu, kiedy podczas ucieczki w kierunku Warszawy, ułożona na noc pod stołem, chciała wypłakać cały ten ból i swoje rozczarowanie człowiekiem. Wraz z nią przedzierało się kilkanaście sióstr, których została przewodniczką i opiekunką. Siostry zapamiętały ją z tego okresu jako osobę odważną w podejmowanych decyzjach, rzeczową i wyjątkowo dojrzałą. A miała przecież tylko 23 lata! (…)

Lata 50. to czas najstraszniejszego terroru komunistycznego i otwartej walki z Kościołem. W dniu 20. 03. 1950 r. Sejm PRL uchwalił ustawę o przejęciu tzw. „dóbr martwej ręki”. Upaństwowiono wówczas – wśród wielu innych dóbr kościelnych i zakonnych – urszulańskie gospodarstwo w Pniewach. W utworzonym w ten sposób PGR siostry podjęły pracę, zmuszone potrzebą zdobywania środków do życia. Od 1950 r. s. Franciszka, nawet wtedy, gdy już była przełożoną domu, pracowała w PGR jako prosta robotnica na równi z innymi. „Przed wyjściem sprawdzała, czy siostry mają dobre obuwie i ubranie, aby nie zmarzły, potem dzieliła pracę, wybierając dla siebie, co najtrudniejsze” (s. Hiacynta Cieślak SJK, tamże, s. 99).

Według relacji kapelana domu, ks. A. Chmielowca, „s. Popiel wstawała o pół godziny wcześniej niż pozostałe siostry-robotnice, a więc o 3:30, następnie budziła siostry, przygotowywała kaplicę do mszy św., a potem jeszcze cały dzień pracowała w polu. Ręce miała od ciężkiej pracy stwardniałe, z popękanych od upału warg sączyła się krew. I tak trwało przez 4 i pół roku

(…) Próbowano siostry rozdzielić i pomieszać ze świeckimi, zmusić do pracy w męskich kombinezonach, ale i tu postawa s. Popiel, jej osobista powaga i argumentacje sprawiły, że władze PGR-owskie zrezygnowały z tych zamiarów”, (…)

Od 1962 r. szkoła średnia, którą prowadziły siostry urszulanki w Pniewach, została umieszczona na liście instytucji kościelnych, które mogą być włączone do planu represji w województwie poznańskim. (…) Poznański KW PZPR sporządził dokument, z którego wynika, że w porównaniu z upaństwowieniem innych zakonnych placówek, najtrudniejsza do przeprowadzenia okazała się akcja w klasztorze sióstr urszulanek w Pniewach i że „zaistniały tam poważniejsze trudności”. Czytamy dalej w raporcie: „W szczególny sposób przeciwstawiała się przejęciu szkół matka generalna zakonu »urszulanek« w Pniewach (była hrabina)”. I dalej podana jest informacja, że „na wyraźne polecenie matki generalnej wszystkie siostry zajmujące lokale szkolne nie chciały ich opuścić”. Przełożona generalna miała jakoby powiedzieć, że jeśli władzę chcą mieć opróżnione pomieszczenia, „niech przekonują indywidualnie każdą siostrę” (Małgorzata Krupecka, Walka o przetrwanie szkoły sióstr urszulanek SJK w Pniewach w latach 1957–1962, w: „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017). Tyle o postawie m. Franciszki jako przełożonej generalnej wobec bezprawnego przejmowania szkoły przez władze. A co myślała o tym Antonina Popiel? (…) Do ks. bp. Antoniego Pawłowskiego powiedziała zaś kiedyś: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia” (tamże, s. 153; ks. bp Antoni Pawłowski). (…)

„Trudno dziś powiedzieć– pisze Elżbieta Wojcieszek w artykule pt. Wielka Nowenna Narodu a Archidiecezji Poznańskiej – czy służby miały coś wspólnego z niewyjaśnionym, a co najmniej podejrzanym tragicznym wypadkiem urszulanki Franciszki Popiel, która zginęła wraz ze swą asystentką s. Urszulą Kuleszanką w wypadku samochodowym 16. 08. 1963 r. w Węgierkach koło Wrześni – na prostej drodze, na którą nagle wtargnął pojazd”.

Mnie osobiście zaintrygował fakt, że rok przed obchodami Millenium miał miejsce inny niewyjaśniony wypadek samochodowy. Dotyczył osoby byłego więźnia PRL – abp Antoniego Baraniaka. Co ciekawe, okoliczności zajścia tego wypadku były niezmiernie podobne (zob. „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017, s. 62–63).

Cały artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” znajduje się na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70, KWIETNIOWY numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej, będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” na ss. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Karnowski: Gdyby opozycja uzyskała przesunięcie wyborów, zaczęłaby kampanię na rzecz opcji wyboru kandydatów od nowa

Michał Karnowski o głosowaniu korespondencyjnym, tym, czemu jest to najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji oraz o postawie Jarosława Gowina i zagrożeniach dla demokracji.

 

W Porozumieniu nie ma woli, by ginąć za sprzeciw przeciw głosowaniu korespondencyjnemu.

Michał Karnowski stwierdza, że wicepremier Jarosław Gowin „bardzo mocno i ostro zagrał” w sprawie terminu wyborów prezydenckich. Nie potrafi powiedzieć, jaki miał on w tym interes polityczny. Stwierdza, że „wprowadzenie stanu klęski żywiołowej oznacza spazmy co 3 miesiące”, czyli przy każdym odnowieniu stanu. Opozycja chciałaby bowiem, aby wybory odbyły się w wygodnym dla niej momencie. Postawa lidera Porozumienia może wynikać z ulegnięcia narracji opozycji. Kandydaci tej ostatniej „okazali się bardzo słabi”, dlatego chcą przesunięcia wyborów. Dziennikarz jest zdania, że

Gdyby opozycja uzyskała przesunięcie wyborów, zaczęłaby kampanię na rzecz możliwości wybory kandydatów od nowa.

Wiązałoby się to z dodatkowymi problemami, takimi jak konieczność ponownej zbiórki podpisów. Nasz gość podkreśla, że w momencie takiego kryzysu, jak teraz nie można zawieszać demokracji. Czas kryzysów to bowiem okres, kiedy budzą się „-izmy”, jak komunizm, faszyzm, nacjonalizm.

Ludzie nie rozumieją, jak poważna jest sytuacja.

Przyznaje, mówiąc o głosowaniu korespondencyjnym: „w normalnych warunkach jestem jego przeciwnikiem i pozostaję”. Nie jest to, jak mówi, rozwiązanie idealne, ale najlepsze możliwe. Szybkie przeprowadzenie wyborów pozwoli naszemu krajowi przygotować się na wyzwania zmienionego przez epidemię świata.

Granice znów przeorały Europę. […] Rządy brukselskiej kasty urzędniczej narody europejskie na dłuższą metę odrzucą.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

W nowojorskim ZOO koronawirusem zaraziła się … tygrysica

Do niecodziennego przypadku zarażenia doszło w zoo na nowojorskim Bronxie. Pozytywny wynik na SARS-Cov-2 wykazał test zrobiony tygrysicy Nadii.

Ogród zoologiczny w nowojorskiej dzielnicy Bronx jest zamknięty dla zwiedzających od dwóch tygodni. Jak powiedział, cytowany przez Onet.pl, główny lekarz weterynarii w ogrodzie, Paul Calle:

O ile wiemy, po raz pierwszy (dzikie) zwierzę nabyło Covid-19 od człowieka […] To jedyne wytłumaczenie, jakie ma sens.

Wcześniej obecność SARS-CoV-2 odnotowano m.in. u owczarka niemieckiego w Hongkongu i kota domowego w Belgii. Informacja o zarażeniu się dużego kota nie zdziwiła prof. Michaela Speidela. Emerytowany naukowiec Uniwersytetu Harvarda w Bostonie powiedział PAP, że

Najnowsze badania chińskich naukowców wykazały, że COVID-19 mogą zarazić się krowy, koty, bizony, psy, kozy, owce, gołębie, a także świnie.

Test na koronawirusa przeprowadzono u czteroletniej samicy tygrysa malajskiego, po tym, gdy pracownicy zoo zauważyli u niej suchy kaszel. Objawy choroby układu oddechowego wykazują, jak mówi Calle, cytowany przez Brisbane Times, także inne duże koty w zoo: siostra Nadii Azul, dwa tygrysy syberyjskie i trzy lwy afrykańskie. Test wykonano tylko u Nadii, gdyż by pobrać próbkę o dużego kota, potrzebne jest znieczulenie. Jak powiedziała Brisbane Times Dr Jane Rooney:

To ważne, by zapewnić posiadaczy zwierząt domowych i posiadaczy dzikich zwierząt, że na tą chwilę nie ma dowodu, że mogą one przenosić wirusa.

A.P.

Marek Suski: Koalicja się nie rozpadnie

Poseł PiS Marek Suski odrzuca propozycję Porozumienia i liczy na jego poparcie dla poprawek PiS. O zmianach w ordynacji wyborczej oraz o transformacji energetycznej mówił na antenie Radia Wnet.


Poseł Suski komentował dzisiejsze głosowanie sejmowe w rozmowie z Łukaszem Jankowskim:

Sądzę, że test przejdziemy pomyślnie, nie ma powodu, by wychodzić z koalicji. Liczę na działanie odpowiedzialne partii Gowina. Jest sytuacja trudna i różni ludzie mają różne pomysły i nie wszystkie są najlepsze. Ten pomysł wicepremiera Gowina nie jest pomysłem najlepszym. Dobrym pomysłem jest korespondencyjne głosowanie.

Suski krytykował ostatnie wypowiedzi członków Porozumienia, zaznaczając jednak, że rozumie je jako wyraz „troski” o Państwo i „poszukiwanie dobrych rozwiązań” w dobie kryzysu. Stwierdził, że liczy na zwycięstwo rozsądku i poparcie głosowania pocztowego przez posłów partii Gowina. Na uwagę prowadzącego, że byłoby to już drugie weto pochodzące z partii Gowina (po 30-krotności ZUS) oraz pytanie, czy da się rządzić z koalicjantem, który w trudnych sytuacjach wetuje, odpowiadał:

Da się rządzić, chociaż rządzenie nie jest łatwe. Rząd mniejszościowy nie jest w stanie rządzić w ogóle. To jest najlepszy rząd, jaki można stworzyć. Nie sądzę, by upadła koalicja. W trakcie epidemii jakiekolwiek zawirowania z rządem byłyby niekorzystne; liczę na to, że nasi koalicjanci poprą poprawki. Los koalicji mam nadzieję, że nie zależy od poprawek do kodeksu wyborczego.

Suski komentował również wpływ epidemii na polską energetykę. Wobec alternatywy – czy wykorzystać pandemię do przyspieszenia transformacji energetycznej, jak chcieliby niektórzy, czy też (jak chciałby wiceminister Janusz Kowalski) do wydostania polskiej energetyki z polityki klimatycznej UE – zdawał się popierać drugą z możliwości.

Dzisiaj jest pewne, że węgla nie da się zastąpić. Przy tak trudnej sytuacji gospodarczej, zobowiązania redukcji CO2 nałożone przez UE,  w sytuacji kryzysu gospodarczego nie widać możliwości, żeby tego rodzaju redukcję przeprowadzić. Nie można dokładać kolejnych obciążeń.

Poseł sprzeciwił się idei wprowadzania stanu klęski żywiołowej. Równocześnie zaznaczył, że o końcu zaostrzeń można będzie mówić, dopiero gdy zacznie spadać liczba zachorowań. Na pytanie, czy wybory się odbędą w terminie 10 maja, odpowiedział, iż takie jest zamierzenie, ale nie można tego jeszcze stwierdzić z całkowitą pewnością.

Na pewno to, filozoficznie odpowiadając, wiemy, że każdy z nas musi umrzeć.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

Redakcja

Rzeczywistość nowelizacji ustawy śmieciowej w wielkiej płycie / Małgorzata Szewczyk, „Wielkopolski Kurier WNET” 69/2020

Oto mieszkańcy wielkiej płyty stanęli przed dylematem: albo umieszczą w swoich kuchniach trójdzielne kosze, albo będą zmuszeni zrezygnować z jednej szafki stojącej lub, co gorsza, stołu…

Małgorzata Szewczyk

Śmieciowa historia

Choć ustawa śmieciowa weszła w życie w lipcu 2019 roku, to już 1 stycznia br. wprowadzono jej nowelizację. Temat wśród wielu, zwłaszcza mieszkańców „wielkiej płyty”, wciąż budzi duże emocje, stąd ten felieton.

Wcale nie najstarsi Polacy pamiętają, że na słowa rodziców: „Wynieś śmieci!”, człowiek – mały i duży, mniej lub bardziej chętnie – szedł do kuchni i brał w ręce wiadro z różnego rodzaju odpadkami. Nie była to czynność z serii najprzyjemniejszych, ale cóż było robić – szło się do miejsca, gdzie stały kontenery o pojemności 4 ton każdy i opróżniało się wiadro. Na jednym z poznańskich osiedli w owym czasie stały trzy–cztery takie metalowe, masywne kontenery, z otwieranymi klapami, przeznaczone dla ok. 1500 mieszkańców (5 bloków po 6 klatek, na każdym piętrze 10–15 mieszkań).

Ten błogi – o czym wówczas nie mieliśmy nomen omen zielonego pojęcia – stan trwał do 2013 roku, kiedy to spółdzielnia wygrodziła przestrzeń na kontenery, zainstalowała nad nimi dach (sic!), a furtkę wyposażyła w zamek na klucz. Nie trzeba było długo czekać, bo już po kilku miesiącach zamek został uszkodzony i odtąd kluczyk jest zbędny.

Od 2019 roku na tablicy ogłoszeń w każdej klatce wisi informacja o konieczności segregacji odpadów. Cel pewnie jest szczytny, obwarowany unijnymi nakazami, ale w kuchniach o powierzchni 7 m2 mało realny.

Oto mieszkańcy wielkiej płyty stanęli przed dylematem: albo umieszczą w swoich kuchniach trójdzielne kosze, albo będą zmuszeni zrezygnować z jednej szafki stojącej lub, co gorsza, stołu…

W wybudowanym „domku na śmieci”, jak mówią często najmłodsi, stoi dziś 6 kontenerów, tyle że o pojemności 1100 l, opisanych według swojego przeznaczenia. Liczba mieszkańców „przypisanych” do owych kontenerów nie zmieniła się znacznie, więc nietrudno się domyślić, że już po 2–3 dniach ich zawartość wysypuje się na zewnątrz. Ale nie są to, jak można by mniemać, Himalaje absurdu. Palmę pierwszeństwa w tej kwestii dzierży bowiem pojemnik na bioodpady: 120 l. Zwracam uwagę na tę „gigantyczną” pojemność i proponuję porównać ją z liczbą 1400 mieszkańców, dla których jest to jedyne tego typu rozwiązanie. Ale jakby tego było mało, niedawno dzielni pracownicy poznańskiej spółdzielni rodem z kultowego serialu Alternatywy 4 przykleili na nim kartkę papieru (zwracam uwagę: nie jest to odpad bio) z informacją: „Nie wrzucać worków foliowych”. To ja się pytam, w czym mam przynieść: obierki od warzyw i owoców, pestki, zawartość konserw warzywno-owocowych, kaszę, makaron czy fusy po kawie i herbacie? W torbie papierowej, koszyku czy – jak za starych, dobrych czasów – w wiadrze? To ostatnie rozwiązanie wiąże się z dodatkowym zużyciem wody. Uściślając: popieram segregację papieru, szkła czy petów, ale pozostałe odpady?

Zanim wszedł w życie ten genialny przepis, przeciętna rodzina zużywała jeden worek na śmieci. Dziś są to co najmniej trzy (jak się to ma do walki z wyrobami foliowymi?).

Można zadać pytanie: wprowadzając te przepisy, komu tak naprawdę oddaliśmy największą przysługę? I jeszcze jedno: skoro obowiązek segregacji śmieci spada na mnie jako obywatelkę tego kraju, wnoszę postulat likwidacji lub przynajmniej zmniejszenia liczby sortowni śmieci, bo na poznańskim osiedlu w pięknie ogrodzonym miejscu na kontenery rządzą sroki, gołębie, gawrony i koty… I to one chyba najwięcej zyskały.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Śmieciowa historia” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Śmieciowa historia” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie możemy w Polsce dopuścić do dalszej laicyzacji. Środowiska katolickie muszą zmienić strategię na skuteczną

W każdym ugrupowaniu nasze projekty znajdą zwolenników, ale zapewne wśród szeregowych posłów, a nie wśród liderów, których stosunek do spraw moralnych nie różni się nadmiernie we wszystkich partiach.

Ryszard Skotniczny

Obywatelskie inicjatywy ustawodawcze podejmowane w kolejnych latach miały na celu przywrócenie debaty publicznej na tematy moralne. Okazały się na tyle skuteczne, że debata o ochronie życia powróciła. Niestety później inicjatywę przejęły środowiska, które ze zbierania podpisów, z marszów uczyniły cel sam w sobie, aż po budowanie swojej podmiotowości przeciw całej scenie politycznej (np. liderka, która wystąpiła w wyborach z ramienia radykalnego ugrupowania głoszącego postulat wyjścia z UE). W praktyce oznacza to najgorszą sytuację, gdy katolicy definiują się jako radykalna mniejszość, a nie głos moralnej większości.

Metoda projektów obywatelskich i marszów została wyczerpana – właśnie z powodu ich zastosowania do pozycjonowania się jako mniejszość w kontrze do wszystkich. Nowe rozwiązania powinny przede wszystkim zapewnić oddziaływanie na siły polityczne, a nie walkę z nimi lub próbę ustanowienia kolejnej. Nasze środowiska i organizacje powinny się zaangażować w przedsięwzięcie polegające na nakłanianiu liderów partii politycznych, by w ich ugrupowaniach w przyszłości nie obowiązywała dyscyplina partyjna co do głosowania i inicjatywy w sprawach moralnych. Taką próbę podjęliśmy przed 2011 rokiem (również przy pierwszym projekcie obywatelskim odnośnie do ochrony życia) – chcieliśmy uzyskać poparcie choćby kilku posłów w każdym klubie i nie pozwolić na używanie naszego projektu do walk największych partii między sobą poprzez wskazywanie, iż jedna jest systemowo za życiem, a druga przeciw. (…)

Trzeba budować poparcie dla utrzymania chrześcijańskich norm moralnych jako podstawowych wartości Europy. Nie należy traktować kwestii aborcji czy homozwiązków jako tematów odrębnych. Musimy wskazywać podstawy naszej chrześcijańskiej cywilizacji jako dorobek pokoleń, który nie może ustępować chwilowym modom czy fascynacjom niewielkich mniejszościowych grup.

Wszelkie próby podważania jakiejkolwiek z fundamentalnych zasad i wartości należy rozpatrywać jako negowanie całości norm. Liberalnym lewicowym grupom znacznie trudniej będzie namówić polityków do poparcia podważenia zbioru norm i wartości niż pojedynczych zasad. Nie można też pozwolić na ustawianie w debacie polskich katolików na pozycji przeciwników „nowoczesnej” Europy. (…)

Podczas ostatniej kadencji parlamentarnej kwestie moralne, w tym sprawa ochrony życia, były traktowane wyłącznie propagandowo. Deklaracje bardzo wielu polityków nie przełożyły się na przyjęcie stosownych ustaw. Pod byle pretekstem politycy zakwestionowali wartość merytoryczną projektu, który według uzgodnienia został przedstawiony jako obywatelski. Ostateczne zablokowanie sprawy nastąpiło w momencie deklaracji liderki strony społecznej o kandydowaniu w wyborach z listy ugrupowań partyjnych. (…)

Przyczynę tego stanu rzeczy upatrujemy w upartyjnieniu kwestii moralnych. Okazało się, iż żadna z partii nie traktuje ich serio. Widoczne jest głównie zainteresowanie manipulowaniem nimi dla wzniecania emocji politycznych. Postulaty moralne nie powinny być amunicją dla przeciwstawiania jednej partii drugiej. Należy powrócić do modelu poszukiwania poparcia u polityków we wszystkich partiach. W każdym ugrupowaniu nasze projekty znajdą zwolenników, ale zapewne wśród szeregowych posłów mających kontakt z wyborcami, a nie wśród liderów partyjnych, których stosunek do spraw moralnych nie różni się nadmiernie we wszystkich partiach.

Większość Polaków ma w sprawach moralnych inne poglądy niż elity polityczne, które są bardziej indyferentne moralnie.

Upartyjnianie kwestii moralnych prowadzi do tego, że ponadpartyjna moralna większość zostaje podzielona partyjnie. Polacy w wielu kwestiach moralnych są zgodni, ale tylko tak długo, jak sprawa nie zostanie połączona z poparciem dla tej czy innej partii politycznej. Nasza organizacja postuluje, by skoncentrować się na przekonaniu liderów partyjnych, by zagwarantowali, że w ich ugrupowaniach nie będzie obowiązywać dyscyplina partyjna w sprawach moralnych.

Ryszard Skotniczny jest prezesem Stowarzyszenia Europa Tradycja.

Cały artykuł Ryszarda Skotnicznego pt. „Nowe otwarcie” znajduje się na s. 19 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Ryszarda Skotnicznego pt. „Nowe otwarcie” na s. 19 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego