Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana.
Wojciech Pokora
Gdy w 1926 r. Józef Piłsudski wrócił do władzy, dawno straciliśmy inicjatywę wywiadowczą na kierunku wschodnim. Polska, podobnie zresztą jak Estonia, Łotwa, Finlandia, Rumunia, a nawet Francja i Wielka Brytania (oczywiście w różnym stopniu), była zinfiltrowana przez wywiad sowiecki, który co najmniej od 1921 r. prowadził wielką akcję dezinformacyjną pod kryptonimem „Trust”. (…) W Polsce agenci „Trustu” wniknęli głęboko w struktury państwa, czego przykładem niech będzie fakt, że np. legalnie otrzymywali polskie paszporty i posługiwali się polską pocztą dyplomatyczną. Jak pisał Władysław Michniewicz, polski oficer wywiadu pracujący w Estonii, sowietom udało się nawet przesłać zaszyfrowany polskim kodem komunikat. W szczytowym okresie operacji zaangażowali w nią niewyobrażalną na tamte czasy liczbę 5 tysięcy agentów i funkcjonariuszy.
I chociaż wielu ekspertów twierdzi, że operacja „Trust” bądź jej pochodne trwają do dzisiaj, oficjalne jej zakończenie zbiegło się w czasie z powrotem do polityki Józefa Piłsudskiego. Od tego momentu Polska próbowała na nowo odzyskać kontrolę na kierunku wschodnim.
Problem dziurawej granicy zauważono już wcześniej, dlatego w 1924 r. podjęto decyzję o powołaniu wojskowej formacji do jej ochrony. Piłsudski planował rozbudowę koncepcji systemu ochrony granic przez wojsko o kolejne kierunki (północ, południe i zachód), ale spotkało się to z silnym oporem wewnętrznym i zewnętrznym. Od tej pory KOP kojarzyć się miał tylko i wyłącznie z granicą wschodnią.
Na posiedzeniu Rady Ministrów 16 sierpnia 1926 r. Piłsudski dokonał zmiany kursu wobec mniejszości narodowych. Wówczas właśnie zlecono gruntowną rewizję polskiej polityki wobec obywateli innych narodowości. O ile koncepcja endecka opierała się na przekonaniu, że mniejszości da się zasymilować, o tyle obóz Piłsudskiego postanowił włączyć je w ustrój państwa polskiego i uczynić lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej. (…)
Piłsudski jeszcze na początku lat 20. przygotował własną ofertę dla Ukraińców. Kluczowa była w tym postawa Rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej na Emigracji. Postanowiono zainspirować Ukraińców do wyciągnięcia wniosków z prowadzonej w sowietach polityki ukrainizacji, której postawiono w pewnym momencie tamę.
Uświadomienie mieszkańcom republik radzieckich, że w ramach tego państwa nie osiągną niepodległości, stało się zalążkiem większej strategii, nazwanej prometeizmem.
W 1926 w Paryżu założono organizację „Prometeusz”, w skład której weszli z czasem przedstawiciele Azerbejdżanu, Kozaków Dońskich, Gruzji, Idel-Uralu, Ingrii, Karelii, Komi, Krymu, Kubania, Kaukazu Północnego, Turkiestanu i Ukrainy.
Prometeizm nie stał się nigdy oficjalnym programem ani rządu, ani żadnej partii w Polsce, jednak po przewrocie majowym Piłsudski zaczął go wdrażać w życie. Koordynację projektu powierzył zaufanym ludziom umieszczonym w różnych resortach – Spraw Zagranicznych, Obrony, Spraw Wewnętrznych oraz Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a koordynację przedsięwzięcia powierzył Tadeuszowi Hołówce. Prometejczycy otrzymali na działanie tajny budżet.
Uruchomienie tego programu wskazywało wprost na kierunki polityki zagranicznej Piłsudskiego, który bagatelizował zagrożenie ze strony Niemiec, a jego głównym zadaniem było dążenie do rozbicia Rosji na wiele państw narodowych.
Działania te realizowane były na szeroką skalę. Hołówko nawiązywał relacje z przedstawicielami państw, które mogły wesprzeć Piłsudskiego w jego dążeniach. Nawiązano także bliskie stosunki z Teheranem i Ankarą, gdzie utworzono przyczółki programu prometejskiego. Ważnym ośrodkiem był Paryż.
Duży nacisk położono na kraje kaukaskie, silnie obsadzając konsulat w Tbilisi, którego aktywność została zauważona. Już w 1927 r. przed sądem w Charkowie stanęła grupa Gruzinów zaangażowanych w program prometejski, których zeznania obciążyły Hołówkę. Moskwa wzięła go na celownik. Wcześniej zrobiła to samo z Petlurą, który został zamordowany przez sowieckiego agenta 25 maja 1926 r. W 1927 r. na terenie Polski odtworzono armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, w skład polskiej armii weszło zaś trzydziestu pięciu Ukraińców na stanowiskach oficerów kontraktowych. Jednym z nich był Pawło Szandruk.
Na sowieckiej Ukrainie utworzono tajną placówkę wywiadowczą o kryptonimie „Hetman”, na której czele stanął Mykoła Czebotariw, były szef osobistej ochrony Petlury podczas wyprawy na Kijów. Czebotariw raportował o sukcesach wywiadowczych, a jednocześnie prowadził grę z formalnym następcą Petlury Andrijem Liwyckim o przywództwo w Ukraińskiej Republice Ludowej. Oznajmił, że Ukraińcy w Związku Radzieckim pragną odtworzenia URL, ale przywódcy na uchodźstwie są oderwani od ich spraw, w związku z tym ci, z którymi się kontaktuje, nie chcą utrzymywać relacji z oficjalnymi władzami państwa podziemnego. Czebotariw raportował, że nawiązał bliską łączność z działającym na terenach dawnego URL Związkiem Walki o Niezależną Ukrainę, tajną organizacją, która szukała możliwości zbudowania sojuszu z Polską. Działalność Czebotariwa w połączeniu z akcją w Polsce dawała obraz dobrze przygotowanego planu na odbicie Ukrainy spod władzy sowieckiej. Jednak znów nie doceniono bolszewików.
Do dziś do końca nie wyjaśniono sytuacji związanej z działalnością placówki „Hetman”, jednak najbardziej prawdopodobnym wydaje się, że mieliśmy do czynienia z mistyfikacją podobną do sowieckiej operacji „Trust”.
Najpewniej Czebotariw był sowieckim agentem, który od początku działał na niekorzyść URL i Polski. Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana. Mimo że na skutek mistyfikacji Czebotariwa wiele działań okazało się pozornymi, nie ulega wątpliwości – i wiedział o tym także Stalin – że Polska prowadziła politykę wywierania wpływu na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm.
Cały artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” (II) znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Dr Bruno Surdel o problemach Nigerii w obliczu koronawirusa, zawirowań na rynku ropy naftowe i działań Boko Haram oraz tym, co musiałoby się zmienić, by zwalczyć w niej gangi i terrorystów.
Dr Bruno Surdel mówi jak Nigeria radzi sobie z epidemią koronawirusa. Jest 8000 zakażony, a ok. 230 zmarło i „sporo wyzdrowiało”. Są to jednak, jak zauważa, liczby oficjalne, które mogą być zaniżone przez małą liczbę wykonanych testów. Zauważa, że mimo zdalnych zajęć szkolnych i zasad dystansu społecznego:
Widać stały, stabilny wzrost zachorowań.
Przypuszcza, że stan ten będzie trwał do czasu wynalezienia szczepionki. Politolog komentuje także sytuację Nigerii, jako jednego z największych wydobywców ropy naftowej. Obecnie zgodnie z porozumieniem OPEC musi ona ograniczyć swoje wydobycie o 23%.
Nigeria jest państwem rentierskim. Nigeria, powiedzmy uczciwie, nic prawie poza ropą naftową nie produkuje.
Afrykański kraj był największym dostawcą dla Indii. Po tym jak popyt na ropę spadł o 60% w tych ostatnich, trzeba było zmodyfikować nigeryjski budżet. Oznacza to także pogorszenie i tak już nie najlepszej sytuacji zwykłych mieszkańców tego kraju:
Ja sam otrzymuję dramatyczne SMS-y od ludzi w Nigerii od znajomych, którzy nie mają co jeść. Nie mają po prostu, za co się utrzymać.
Z ropy handlowej, jak zauważa, zyski czerpią elity, które jej wydobycie kontrolują. Ten 200-milionowy kraj wpadł w pułapkę, z której obecnie próbuje się wyrwać Arabia Saudyjska przez swój program rozwoju innych dziedzin gospodarki. Nigerii ciąży jednak, jak mówi nasz gość, konieczność utrzymania jej licznej populacji. Kolejnym problemem, z jakim się zmaga jest terroryzm reprezentowany przez lokalną odnogę Daesh:
Miejscowe Państwo Islamskie miało jeszcze kilka lat temu strategię, by zdobywać tereny tak jak w Syrii. Obecnie jest inaczej – jest taktyka run and go.
Dżihadyści zajmują wioski, rabują je, a następnie się wycofują przed przybyciem wojska. Rządowi walkę z Boko Haram utrudnia fakt, że ich partyzantów nieraz trudno odróżnić od zwykłych mieszkańców. Mimo wysiłków w tym celu sami wysocy funkcjonariusze nigeryjskiego państwa przyznają, że
Nie jest możliwe wyeliminowanie z Nigerii ani terroryzmu, ani radykalizmu, ani gangów.
Rozwiązaniem byłaby poprawa sytuacji ekonomicznej kraju, jednak ta, jak mówi dr Surdel, „w tym pokoleniu nic się nie zmieni”.
Co się jesienią 2019 r. w Chinach stało, tego wiedzieć nie będziemy, póki panuje tam komunistyczny reżim. Wiarygodne badania mogły się rozpocząć dopiero, gdy wirus dotarł do demokratycznego świata.
Jadwiga Chmielowska
Od kilkudziesięciu lat cały świat pracuje na wzrost potęgi komunistycznych Chin. Wyprowadzono niemal całą światową produkcję do tego niebezpiecznego kraju. Wmówiono ludziom, że tak jest taniej, więc lepiej.
Ludzie uwierzyli nawet w takie brednie, że uratujemy klimat na ziemi, gdy ograniczymy emisję dwutlenku węgla u siebie, a zwiększymy w Chinach. Trzeba być niezłym świrem, by wierzyć, że to państwo emituje zanieczyszczenia do innej atmosfery niż ziemska, z której korzystają wszystkie narody.
No cóż, jeśli siwi starcy z tytułami naukowymi słuchają z przejęciem siedemnastoletniej Grety Thunberg, to jedynie można przypuszczać, że jakiś paskudny bakcyl zainfekował ich mózgi.
Nasz rodzimy geopolityczny celebryta, dr Jacek Bartosiak, goszczący w mediach, bez zażenowania twierdzi, że to Chińczycy zbudowali bogactwo świata i teraz chcą mieć udział w rządzeniu nim, i mówi wprost, że nie liczą się prawa człowieka, a jedynie ekonomia. Oskarża USA o łamanie wolności gospodarczej i wymuszanie wycofania produkcji z Chin, a przynajmniej jej ograniczenia.
W świątecznym „Saloniku Politycznym Ziemkiewicza” przyznał wprost, że musimy być skazani na Chińczyków, bo nikt nie umie już nic robić. To trzeba się, Panie Bartosiak, nauczyć!
Nie wszyscy mają tylko takie zdolności jak Pan, ale zawsze jest bardzo potrzebna praca na taśmie produkcyjnej, a jeśli i to dla niektórych intelektualistów za trudne, to pozostaje łopata, miotła i szmata. Cały świat pracował na bogactwo Chin, świadczy o tym deficyt w handlu – import przewyższał eksport. Pieniądze szerokim strumieniem płynęły do Pekinu. (…)
Spośród 184 pacjentów z covid-19 na holenderskim oddziale intensywnej opieki medycznej 38% miało nieprawidłowe parametry krzepnięcia krwi, a prawie u jednej trzeciej wystąpiły skrzepy (artykuł z 10 IV br., „Thrombosis Research”). Skrzepy krwi mogą spowodować zawał serca, wylądować w płucach, blokując tętnice – to stan znany jako zatorowość płucna, która podobno zabiła wielu pacjentów z covid-19. Skrzepy z tętnic mogą również osiadać w mózgu, powodując udar. Według Behnooda Bikdelego, specjalisty medycyny sercowo-naczyniowej w Columbia University Medical Center, wielu pacjentów ma dramatycznie wysoki poziom D-dimerów, produktu ubocznego zakrzepów krwi.
„Badania wskazują, że coraz bardziej prawdopodobne staje się, że skrzepy krwi odgrywają główną rolę w nasileniu choroby i śmiertelności z powodu covid-19” – mówi Bikdeli. Stąd też często słyszymy informacje o chorobach towarzyszących. Przyczyną zgonu jednak był koronawirus.
Niektórzy lekarze zalecają u pacjentów zarażonych i chorych na choroby związane z układem krążenia lub udarami oraz z zakrzepicą żylną stosowanie zwiększonych dawek leków rozrzedzających krew. (…)
Niestety, tak modni w Polsce „geopolitycy” jak Jacek Bartosiak i Bartłomiej Radziejewski wpisują się w chińską propagandę. Choć Radziejewski na łamach „Nowej Konfederacji” zauważa: „Być może można było spowolnić wzrost Chin w latach 90. lub na początku XXI w. Podstawowym błędem było dopuszczenie Chin do WTO, a następnie pozwolenie im na łamanie podstawowych zasad tej organizacji w celu osiągnięcia własnej korzyści. A teraz jest już za późno”. Przerażające, nieprawdaż? Przecież geopolityk powinien analizować i szukać recept i dróg wyjścia z trudnych sytuacji. Dobrze się stało, że Rafałowi Ziemkiewiczowi w „Saloniku Politycznym” udało się sprawić, iż Jacek Bartosiak przestał uprawiać jedynie elokwentny, moim zdaniem, bełkot, i powiedział wprost, że toczy się wojna o przywództwo w świecie. Niestety on stawia na Chiny i uważa, że ludy Azji chcą być rządzone przez rządy totalne. (…)
Analizę polityki chińskiej prowadzi Jakub Grygiel, profesor nauk politycznych na The Catholic University of America (Waszyngton, DC) i ekspert w The Marathon Initiative. To on na łamach nationalereview.com wcielił się w mentalność chińskich komunistów, aby pokazać ich dążenia, sposób myślenia i postępowania. Przedstawił to w formie jakoby korespondencji Biura Strategii Długoterminowej (PLA) do Przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga:
„Koronawirus krążący obecnie po świecie oferuje Chinom wyjątkową strategiczną szansę. Mamy nad naszymi wrogami na Zachodzie przewagę dzięki naszej zdolności do ignorowania własnych ofiar; a ich zmuszamy do ponoszenia poważnych kosztów, kształtujemy ich na nasz obraz i stworzyliśmy precedens, który przyniesie nam zyski w przyszłości. Ta globalna pandemia to kryzys, którego nie wolno nam zmarnować i musimy go wykorzystać dla zwiększenia naszych wpływów.
Mamy kontrolę nad informacjami i nikt nigdy nie pozna ostatecznej liczby naszych zmarłych. Prawda jest tym, czym sami zdecydujemy, aby była. Nasi zmarli to niewielki koszt globalnych korzyści, jakie przynosi nam pandemia, w dużej mierze dlatego, że nasi wrogowie bardziej niż my obawiają się ofiar.
Europa, USA i kapitalistyczni wrogowie w Azji skutecznie się zamknęli i, skoncentrowani na sobie, tymczasowo wycofali się z konkurencji geopolitycznej. Pod względem gospodarczym Zachód przeżywa ogromne trudności. Jedna trzecia gospodarki USA stanęła, a deficyt federalny gwałtownie wzrósł z powodu pakietu stymulacyjnego. Włochy, ósma co do wielkości gospodarka świata (i trzecia w UE), zostały zamknięte na ponad miesiąc. Nie otworzą się przed latem. Podobnie dzieje się w innych zachodnich gospodarkach”.
Dalej pokazuje, jaki szatański plan mogą mieć Chiny: „Po pierwsze, należy podkreślać, że pandemia jest globalnym wyzwaniem, które wymaga globalnych rozwiązań. Jest to argument, który wielu na Zachodzie kocha i mamy wiele użytecznych głosów wśród ich elit, które same będą rozpowszechniać to przesłanie. Aby zwiększyć atrakcyjność logiki »globalnego wyzwania/globalnych rozwiązań«, musimy nadal promować nasze dostawy masek i gorszych zestawów testowych (szczególnie do krajów najsłabszych ekonomicznie). Przesłanie powinno być takie: Chiny są odpowiedzialnym obywatelem globalnym, który nie dyskryminuje i pomagają światu w walce z niewidzialnym wrogiem. Bądźmy odważni!
Dalsze kroki mogą być następujące: Wykorzystanie tego kryzysu do dalszej penetracji społeczeństw zachodnich. (…) Zaoferowanie pomocy w zakresie narzędzi nadzoru do celów zdrowotnych. Monitorowanie osób z wirusem to świetny sposób na zdobycie ogromnych ilości innych danych, zwłaszcza że wirus ten wydaje się bardzo zaraźliwy.
Powinniśmy z nową mocą promować nasze możliwości 5G, które mogłyby służyć jako podstawa do kontroli zdrowia. Musimy być hojni, dając swoje technologie!”
Oczywiście jest to jedynie przypuszczenie politologa, ale jakże trafne. (…)
Przy okazji pandemii wyszedł na jaw fakt, że przewodniczącym WHO jest skrajny komunista-maoista Tedros Adhanom Ghebreyesus, zwolennik aborcji, antykoncepcji i seksualizacji dzieci. Od czasu wyboru głosi otwarcie, że swoje poglądy będzie promował na całym świecie. Został wybrany z poparciem Chin, nie tylko lobbystycznym, ale i zwyczajem chińskim – finansowym. Stąd też oszukanie świata w ostrzeżeniach przed epidemią i całkowicie niewiarygodne obecnie wytyczne. Jeśli ktoś raz skłamał, to skąd pewność, że nie oszukuje nadal? Aby uświadomić sobie niebezpieczeństwa ze strony ChRL, warto posłuchać zastępcy sekretarza generalnego NATO, Mircei Geoany, który ostrzega przed „autorytarnymi przeciwnikami NATO, mogącymi wykorzystać kryzys gospodarczy (będący następstwem pandemii), aby wykupywać nasz przemysł i strategiczne infrastruktury”.
Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Epidemia wirusa i świrusa” znajduje się na s. 1 i 2 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Nie spodziewałem się, że konklawe potrwa tak krótko, aczkolwiek Jana Pawła I (kard. Albina Lucianiego) wybrano w moje urodziny, zaledwie po czterech głosowaniach, przeprowadzonych tego samego dnia.
Jan Bogatko
Habemus Papam!
Październik roku 1978 był w Monachium chłodniejszy i bardziej wilgotny niż przed rokiem. W Rzymie trwało właśnie konklawe po niespodziewanej śmierci Jana Pawła I po 33 dniach pontyfikatu.
W Monachium mieszkałem przy Belgradstrasse, w dzielnicy Schwabing. Nie spodziewałem się, że konklawe potrwa tym razem tak krótko, aczkolwiek Jana Pawła I (kardynała Albina Lucianiego) wybrano w moje urodziny, zaledwie po czterech głosowaniach, przeprowadzonych tego samego dnia.
Dziennik wieczorny w TV w poniedziałek, 18 października 1978. 18:18 – biały dym nad Kaplicą Sykstyńską! Habemus Papam!
Pada nazwisko nowego papieża. Voytywa. Podobno z Polski. Kto to jest?
Kardynał Karol Wojtyła był w Niemczech raczej mało znany poza kręgami kościelnymi. W konklawe, na którym wyłoniono Jana Pawła I, miał uzyskać w jednym z głosowań zaledwie 4 głosy. Nazwisko przyszłego świętego wprowadziło w Rzymie niejednego purpurata w zakłopotanie, jak na przykład arcybiskupa Gwatemali, Maria Casariego y Aceveda, który nie zrozumiawszy nazwiska wybranego właśnie papieża, pytał zaskoczony kardynałów: „kim jest ów kardynał Bottiglia?” (nazwisko o brzmieniu podobnym do Voytywa), po włosku znaczy to tyle, co „butelka”. Tak, to on, ksiądz profesor – uświadomiłem to sobie nagle!
Media mały sensację. „Nie-Włoch papieżem”? Tak, pierwszym od 455 lat od czasu pontyfikatu Hadriana VI (papież Hadrian był Holendrem – gdzie ty stoisz dziś, Holandio?) i oczywiście pierwszym Polakiem w dziejach Kościoła (gdzie ty stoisz dziś, Polsko?). Po konklawe dowiedzieliśmy się, że kardynał Wojtyła uchodził za outsidera; faworytami byli dwaj włoscy kardynałowie: arcybiskup Genui Giuseppe Siri, postrzegany jako konserwatysta, oraz arcybiskup Florencji, postrzegany jako liberał – Giovanni Benelli. Podczas konklawe doszło do sytuacji patowej: żaden z kandydatów nie był w stanie uzyskać wymaganej większości kwalifikowanej dwóch trzecich głosów. I kiedy wydawało się, że proces utkwi w miejscu – jak podają niemieckie źródła, arcybiskup Wiednia, kardynał Franz König, miał zaproponować dobrze mu znanego Karola Wojtyłę. I tak od szóstego głosowania poparcie dla polskiego kardynała zaskakująco rosło, bowiem – jak uważają eksperci – kardynałowie spoza Włoch skoncentrowali się na nowym faworycie. A przecież – jak utrzymuje biograf papieża, Andreas Englisch,
Karol Wojtyła omal nie spóźnił się na konklawe! W dniu głosowania wybrał się bowiem po południu do rzymskiej kliniki Gemelli, by odwiedzić chorego przyjaciela, biskupa Andrzeja Marię Deskura. Do Kaplicy Sykstyńskiej tego dnia wszedł ostatni, a po zamknięciu wrót Kaplicy do środka nie wpuszcza się już nikogo!
***
Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim znalazłem się pod koniec października 1968 roku, po wyjściu z więzienia, gdzie przebywałem za udział w wydarzeniach marcowych. Mój profesor z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, historyk państwa i prawa, wybitny znawca Kościoła, Jakub Sawicki, którego miałem zaszczyt być studentem, po pierwszej relegacji z UW za moje (niewłaściwe) zaangażowanie polityczne, ratując mnie przez grożącym mi powołaniem do jednej z karnych kompanii LWP, zaproponował mi podjęcie studiów na Wydziale Teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, bo jeszcze na ten kierunek możliwy był egzamin wstępny. Na wiadomość, że ów egzamin będzie pojutrze, zareagowałem lekkim zaskoczeniem, ale odwrotu nie było… Ku mojemu zdziwieniu dostałem po egzaminie indeks. I tak poznałem „wujka”, jak studenci KUL nazywali Karola Wojtyłę, szefa Zakładu i Katedry Etyki na Wydziale Filozofii. Niestety nie skończyłem studiów na KUL, bowiem przywrócono mnie (na krótko) w prawach studenta UW. Ale roczny pobyt w Lublinie (pierwszy z moich pobytów) wiele mnie nauczył. Najbardziej wbiły mi się w pamięć obchody 50-lecia KUL w 1968 roku z udziałem kardynała Stefana Wyszyńskiego.
***
W 1980 roku, nadal mieszkając w Monachium, byłem jako wówczas jeszcze wolny współpracownik reporterem radia Deutschlandfunk w Kolonii. Niezapomnianym przeżyciem stała się dla mnie wizyta pastoralna Ojca świętego Jana Pawła II w Bawarii. 18 listopada 1980 roku papież przybywa do bawarskiej Częstochowy, Altötting. Na Kapellplatz dziesiątki tysięcy wiernych. Z ciężkim magnetofonem reporterskim podbiegam do „papamobil” i po polsku, jakżeby inaczej, zwracam się do Jana Pawła II. Przedstawiam się i proszę Ojca świętego o błogosławieństwo dla słuchaczy, którego z chęcią udziela. Widzę pełne podziwu oczy innych reporterów i sióstr zakonnych, skierowane na mnie. Nikt z nich nie odważył się podbiec do papieża. Na miejscu dostrzegam obok Jana Pawła II gospodarza, arcybiskupa Josepha Ratzingera. Późniejszego następcę papieża-Polaka, Benedykta XVI.
Z Altötting nazajutrz, 19 listopada, Jan Paweł II przyjechał krótko po 9 rano specjalnym pociągiem do Monachium. Pogoda nie sprzyjała; typowa listopadowa, zimna mżawka towarzyszyła nabożeństwu na Theresienwiese. Jego tematem była młodzież. Po południu papież przemawiał w Sali Herkulesa Królewskiej Rezydencji do ludzi sztuki i dziennikarzy.
Bawaria była wówczas krajem umiłowania tradycji – na honorowych miejscach zasiedli przedstawiciele domu Wittelsbachów, dynastii do niedawna panującej w tym kraju. Wiem, że bardzo mnie to zdziwiło, że dopiero dalsze miejsce zajął ówczesny premier Bawarii, Franz Joseph Strauss.
Późnym popołudniem nabożeństwo w pięknie udekorowanej kwiatami monachijskiej katedrze, gdzie papieża owacyjnie, ze łzami w oczach witali zaproszeni goście, głównie ludzie starzy i upośledzeni, przy których Jan Paweł II zatrzymywał się, by zamienić kilka słów. Owacje wywołały słowa papieskiego powitania, „Grüß Gott” – „Niech będzie pochwalony”, powszechnie wypowiadane w Bawarii. „Widzę, że seniorzy równie silnie biją brawo, co i młodzi”… Na koniec papież udzielił wiernym błogosławieństwa. O pobycie Jana Pawła II w monachijskiej Frauenkirche przypomina relief na jednej z kolumn.
***
Rzym, Watykan, październik roku 1978. W ósmym głosowaniu Karol Wojtyła uzyskał decydujący wynik 99 na 111 głosów. A kiedy kardynałów zapoznano z wynikami tego głosowania, w którym ponad dwie trzecie purpuratów opowiedziało się za oddaniem kluczy do Stolicy Piotrowej biskupowi z Polski, sekretarz stanu tejże, kardynał Jean-Marie Villot, zadał metropolicie Krakowa przewidziane rytuałem pytanie: „Czy przyjmujesz dokonany przed chwilą kanonicznie wybór twojej osoby na Najwyższego Kapłana?” Wzruszony kardynał Wojtyła odpowiedział: „W duchu posłuszeństwa wobec Chrystusa, mojego Odkupiciela i Pana, w duchu zawierzenia wobec jego Matki – przyjmuję”. Czy Karol Wojtyła posłuchał podszeptu kardynała prymasa Stefana Wyszyńskiego, który miał podczas konklawe powiedzieć mu: „Jeśli wybiorą, proszę nie odmawiać…”? Tego się nie dowiemy. Wśród Polaków w Monachium wiadomość o polskim papieżu wywołała wielką radość; wielu z nich jakże trafnie przepowiadało teraz upadek sowieckiej dominacji w Europie.
Zaskoczeni wyborem byli niemieccy komentatorzy. Nikt nie liczył się z wyborem papieża „z bloku wschodniego”. To wydawało się niemożliwe. Mnie, stosunkowo wówczas młodemu dziennikarzowi, imponowały telefony od ekspertów, którzy chcieli się dowiedzieć czegoś o nieznanym bliżej biskupie, który teraz stanął na czele Kościoła i państwa, jakim jest Watykan. Jaki jest prywatnie? Jaki jest jego stosunek do komunistycznego państwa?
Czy jest konserwatystą (w domyśle: jak wszyscy Polacy), czy liberałem (w domyśle: jak wszyscy komuniści)?
Radość panowała także wśród dość mało katolickich Czechów w Monachium i oczywiście wśród licznej diaspory węgierskiej. Radio Wolna Europa, które mieściło się w Ogrodzie Angielskim w Monachium, miało teraz bez końca tematów na relacje i komentarze. Dla Polaków w Monachium najciekawsze były informacje o reakcjach komunistów w Warszawie.
Jakim ciosem dla sowieckich namiestników w Warszawie był wybór Karola Wojtyły na następcę Jana Pawła I, świadczy fakt, że natychmiast zwołali oni w KC PZPR specjalną naradę. Informacje z partyjnych kręgów, świadczące o konsternacji bonzów – bo oto coś, mimo gęstej agenturalnej sieci, ucieka spod kontroli SB – wywoływały radość i wiarę w pokonanie reżimu.
Zdenerwowanie komunistów było olbrzymie. Tak oto Olszewski wylewa na jasny garnitur filiżankę czarnej kawy, a Czyrek (którego to prezydent „wolnej Polski”, Jaruzelski żegnał w liście kondolencyjnym) starał się rozładować napiętą sytuację bonmotem: „ostatecznie lepszy Wojtyła jako papież tam niż jako prymas tu”. Dobrze, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak się mylił.
Oczywiście czerwona Warszawa oficjalnie wyrażała radość z powodu wyboru Karola Wojtyły na papieża. Aczkolwiek nie brakło efektów humorystycznych – w telegramie, wysłanym nazajutrz po konklawe, napisano: „Na tronie papieskim po raz pierwszy w dziejach jest syn polskiego narodu, budującego w jedności i współdziałaniu wszystkich obywateli wielkość i pomyślność swej socjalistycznej ojczyzny”.
Nie wiem, czy bez papieża-Polaka, bez jego zaangażowania na rzecz wolności udałoby się doprowadzić do upadku Imperium Zła. Oczywiście na to wydarzenie, które przybliżyło milionom ludzi w Polsce i na świecie wolność osobistą i niezależność polityczną od Kremla, złożyło się wiele przyczyn. Ale bez obecności Jana Pawła II na światowej scenie dziejów nie byłoby to tak szybko możliwe.
Artykuł Jana Bogatki pt. „Habemus Papam!” znajduje się na s. 3 majowego „Kuriera WNET” numer 71/2020.
Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Media będące w rękach finansistów i nie mniej od nich uzależnieni przedstawiciele państwa uprawiają ogłupiającą i zwodniczą retorykę, z niewiarygodnym cynizmem maskując zamach na ludzkie życie.
Bernard Mégeais
Unia Europejska, rzeczniczka neoliberalizmu i globalizacji, likwidatorka państwa opiekuńczego lansująca prywatyzację usług publicznych, przeciwniczka istnienia narodów i ich suwerenności – stanęła w obliczu próby, na którą wystawia ją pandemia koronawirusa. Ta sama Unia, której komisja, w latach 2011–2018, 63 razy zalecała państwom członkowskim ograniczenie wydatków na ochronę zdrowia, z alternatywą jej prywatyzacji.
Włochy, pierwsza europejska ofiara pandemii, to przykład konsekwencji takiej polityki. W „uczelni postępu”, zwanej strefą euro, Italia to „dobry uczeń”. Stąd niedoinwestowanie włoskiego sektora publicznego, prowadzące do jego degradacji. Bruksela nieustannie zaleca Rzymowi politykę oszczędności, którą przywódcy państwa gorliwie stosują, co umożliwia spłacanie długów, ale już nie poprawę poziomu życia obywateli. Jak zauważył włoski filozof Diego Fusaro, „Powiedziano nam, że granice powinny zostać zniesione. Prywatne jest lepsze niż publiczne. Państwo jest złe. Szpitale należy zamknąć z przyczyn ekonomicznych itp., itd. Tymczasem do obnażenia fałszu neoliberalizmu wystarczył wirus”. Teraz Włosi odczuwają skutki oszczędzania na ochronie zdrowia. Tamtejsi lekarze mówią, że z braku środków w pierwszej kolejności ratują pacjentów mających największe szanse przeżycia, co oznacza pozostawienie innych ich własnemu losowi.
We Francji nie jest lepiej. Rozprzestrzenianie się epidemii wywołuje takie same reakcje, jak we Włoszech. Nowy dekret zezwala na eutanazję w domach spokojnej starości.
Ponadto z powodu najnowszych reform gospodarczych pracownicy są bardziej podatni na zagrożenia, a reforma ubezpieczenia od bezrobocia spowodowała obniżenie świadczeń.
Grecy, którzy są już i tak na granicy wytrzymałości, muszą dodatkowo zmagać się z pandemią. Gospodarka grecka jest w ruinie, głównie z powodu odmowy ze strony Angeli Merkel rozłożenia na raty spłaty zadłużenia, na czym Niemcy zarobiły 2,9 miliarda euro. To jest tzw. europejska solidarność? (…)
Szwajcaria jest jednym z krajów europejskich, w które epidemia uderzyła najmocniej, a liczba osób zainfekowanych koronawirusem w stosunku do populacji kraju jest największa. Wśród chorych znalazło się 61% mężczyzn i 39% kobiet. Przy 13% zakażonych bez chorób towarzyszących i 87% z co najmniej jedną taką chorobą, dotychczasowa liczba zgonów osiągnęła 1000. [Uwzględniając fakt, że Polska liczy 4,25 razy więcej ludności niż Szwajcaria, na 20 kwietnia mielibyśmy w naszym kraju ok 4300 ofiar pandemii, zamiast 390. Przyp. tłumacza.] W reakcji na epidemię władze polityczne zdobyły się tylko na ograniczenie praw personelu szpitalnego. Rada Federalna, bez negocjacji ze stroną społeczną, zawiesiła przepisy dotyczące wymiaru czasu pracy i wypoczynku w tym sektorze.
Skuszeni hasłami powszechnego ubezpieczenia i wolnej konkurencji, szwajcarscy wyborcy głosowali na system opieki zdrowotnej realizowany przez prywatnych ubezpieczycieli, z których każdy ma przecież zarząd i akcjonariuszy.
(…) Desperacko szukając oszczędności na ubezpieczeniach, Szwajcarzy wybierają tanie opcje, które nie przewidują zwrotu kosztów leczenia poniżej 2500 CHF. Powoduje to ograniczanie wizyt u lekarza do sytuacji najcięższych przypadłości. W efekcie braku prewencji we wczesnych stadiach chorób, przechodzą one w ciężkie i niebezpieczne dla życia. To w rezultacie podnosi koszty leczenia i, paradoksalnie, tracą na tym obie strony. (…)
System ultraliberalny to autor upadku świata, w którym brakuje nawet maseczek i łóżek szpitalnych, a wszystkie działania traktuje się w kategoriach kosztów, które przecież można obniżać. Ten sam system, nawołując do ograniczenia roli państwa, sprawił, że wspólne pieniądze trafiają do najbogatszych, do międzynarodowych korporacji i potężnych firm. W rezultacie zasoby publiczne służą dalszemu bogaceniu się ich szefów, którzy będą spekulować akcjami własnych spółek, sprzedając je, a następnie odkupując po niższej cenie.
Stanęliśmy w wobec faktu, że na Zachodzie, w obliczu wciąż ustępującego państwa, wszechpotężne mocarstwo wielkiej finansjery zdobywa panowanie nad tym, co ludzkość ma najcenniejszego
– nad zdrowiem i całym sektorem z nim związanym, w tym procesami produkcyjnymi – tworzącymi wartość dodaną świata ochrony zdrowia (lekarstwa, systemy szpitali publicznych, sprzęt itp.). Teraz ponosimy bolesne konsekwencje tego procesu. By plan się powiódł, media będące w rękach finansistów i nie mniej od nich uzależnieni przedstawiciele państwa uprawiają codzienną, ogłupiającą i zwodniczą retorykę, z niewiarygodnym cynizmem maskując zamach na ludzkie życie.
Ogłupiała istota ludzka staje się bezwartościowa. W imię tzw. postępu wkroczyliśmy w następny etap uprawiania praktyk, którym wcześniej powiedzieliśmy: „nigdy więcej”. Eugenika i eutanazja z powodu wieku lub przewlekłych chorób, braku personelu pielęgniarskiego i sprzętu medycznego to konsekwencje neoliberalnych oszczędności.
Cały artykuł Bernarda Mégeais pt. „Unia Europejska w obliczu próby” znajduje się na s. 15 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Pandemia przybliżyła ludzi do zjawiska śmierci i wcale ich to nie ucieszyło. Wiara większości społeczeństw leży w gruzach. Paraprzepowiednie apokaliptyczne nie przygotowały ich na to, co nieuchronne.
Piotr Sutowicz
Dzisiejszy postęp składa się z kilku elementów. Bez wątpienia jednym z nich jest demokracja oparta na demoliberalnych założeniach, z partiami politycznymi jako fundamentem tego sytemu. Rzeczywistość, jaką mamy dziś, w tym obszarze życia kształtowała się stopniowo gdzieś od Oświecenia, by przyśpieszyć gwałtownie w wieku XIX, coraz brutalniej niwelując postulaty rzeczywistej wolności obywatelskiej wynikające z innych korzeni. Dziś bardzo trudno żyć w społeczeństwie, starać się być aktywnym i zachować dystans do debaty politycznej lub też trwać na własnych pozycjach, nie opowiadając się po żadnej z głównych stron sporu. Jeżeli ktoś głosi oczywistą prawdę, że udział w demokratycznym procedowaniu w ogóle nie musi opierać się na systemie partyjnym, ma ogromną szansę zostać uznanym za oszołoma lub zwykłego wariata.
A przecież koncepcja dobra wspólnego nie musi na całej linii być ideologiczna, chociaż spór światopoglądowy, przeniesiony na grunt ideologii właśnie, znakomicie utrudnia apolityczną dyskusję propaństwową.
Gdyby w niej uznać priorytet prawa naturalnego, oczywiście problemu by nie było albo stałby się znacznie mniejszy, niemniej ideologie skutecznie odwodzą całą debatę od kompleksowej koncepcji praw wynikających z niezbywalnej godności osoby ludzkiej. Chętnie natomiast sięgają do worka z wszelkim materiałem nazwanym „wartościami demokratycznymi”, które przybierają niekiedy bardzo dziwaczne formy, tworzone chyba tylko po to, by uruchamiać nowe kierunki debaty społecznej, oczywiście ściśle reglamentowanej i nadzorowanej.
Dziś, w miejmy nadzieję krótkiej epoce koronawirusa, tego typu działalność również ma miejsce. Z jednej strony z pierwszych stron portali internetowych, gazet papierowych i mediów obrazkowych zniknęły lub przesunęły się na dalszy plan „prawa osób LGBT+ i coś tam”. Dla przykładu warto wspomnieć choćby, iż kolejna wypowiedź pani europosłańczyni, dr Sylwii S. (pisałem o niej dwa miesiące temu w „Kurierze WNET”) – dotycząca akcji sprowadzania Polaków i ich niepolskich małżonków w czasie sanitarnego zamykania granic, w której to wypowiedzi domagała się, by prawo przyjazdu uzyskali też homoseksualni partnerzy naszych powracających rodaków – przeszła, pewnie ku jej zdziwieniu, zupełnie bez echa, pokazując, jaką wagę ma ta kwestia dla Polaków w sytuacji większego zagrożenia. (…)
W średniowieczu i po nim od chrześcijan oczekiwano, by się modlili o oddalenie zła i pomagali czynnie w zwalczaniu jego skutków. W modlitewnikach i litaniach znajdziemy wielu świętych, którzy zasłynęli z tego, że odważnie, z narażeniem życia, często składając z niego ofiarę, nieśli pomoc cierpiącym. (…)
Dziś, kiedy istnieje ryzyko, że system się zawali, od chrześcijan wymaga się, by swą aktywność i poczucie odpowiedzialności za wspólnotę uzewnętrznili poprzez zostanie w domu.
Jeśli chcą uciszyć swoje sumienie, mogą co najwyżej przekazać właściwym instytucjom – najlepiej państwowym, choć niekoniecznie – stosowną ilość środków służących poprawie obecnego stanu, ale broń Boże nic więcej robić nie powinni. Nie wolno im zbierać się na modlitwie w kościołach, co najwyżej mogą cieszyć się transmisjami, które rzeczywiście namnożyły się jak grzyby po deszczu i pokazały, że jeszcze komuś zależy na mszy św., widzianej choćby tylko na ekranie komputera, czy na rekolekcjach usłyszanych poprzez streaming. W tej dziedzinie wydarzyło się dużo dobrego.
Przy okazji dała się zauważyć oferta transmisji nabożeństw ze strony mediów, które dotąd absolutnie stroniły od takich propozycji, a rozdział Kościoła od państwa, czy ogólnie od życia publicznego, czyniły paradygmatem swej działalności. W tym wypadku przyczyny mogą być dwie: pierwsza – znaczna liczba zainteresowanych widzów, druga – dostosowanie się do chwilowego trendu i liczenie na to, że część katolików, szczególnie tych mniej pobożnych, przyzwyczai się do takiej formy uczestniczenia w obrzędach religijnych i do kościoła już nie wróci, a przy ekranie może zostać. Wniosek taki wydaje się cokolwiek przewrotny, ale dość uzasadniony. Szczególnie że inne fakty wskazują na to, iż rzesze katolików i chyba liczni duszpasterze mieli od dawna problem z odnalezieniem się we współczesnej rzeczywistości, stojąc w rozkroku między wymaganiami postępu a trwaniem przy religii. (…)
Oprócz tego, że obostrzenia prawne na polu życia religijnego w czasie Wielkiego Postu bardzo mocno uderzyły w katolików, to spotkało ich coś jeszcze, co było szczególnie widoczne w sieci: ogromna fala hejtu, jaka spłynęła na wierzących – nie wiadomo za co. Właściwie chyba za sam fakt istnienia. Były to po pierwsze głosy oburzenia, że zbierają się i rozszerzają chorobę, są więc nieodpowiedzialni i szkodzą społeczeństwu, z drugiej strony – od przedstawicieli pierwszego szeregu życia politycznego płynęły absurdalne zarzuty, iż modlitwa nie chroni przed wirusem, bo osoby religijne też umierają. Wszystko wskazuje na to, że nienawiść do wiary ma bardzo głębokie korzenie i na razie trudno powiedzieć, by doświadczenie, które nadeszło, skłoniło elity do przewartościowania tej postawy. Być może jednak rzeczywistość pójdzie w przeciwnym kierunku niż ich oczekiwania kontynuacji postępu. Czas pokaże. (…)
W przeciwieństwie do niemal wszystkich co bardziej popularnych świeckich apokalips znanych z literatury czy filmów, gdzie ludzie gromadzili się w celu pokonania takiego czy innego wroga, choćby innej zorganizowanej grupy, tu celem stało się rozproszenie nas i odosobnienie.
Świat mediów miał nam w tym wydatnie pomóc. Jednak życie pokazało, że społeczeństwo, przynajmniej nasze, poddaje się takiemu zabiegowi bardzo niechętnie, wręcz stawia opór i dopiero w obliczu restrykcji albo silnej, mającej je przestraszyć propagandy, nieco się ugina. Oczywiście były jednostki, które poddały się bezapelacyjnie wszelkim rozporządzeniom i chętnie postponowały innych z powodu prawdziwego lub rzekomego łamania zasad. (…)
Kolejna ciekawa obserwacja, która chcąc nie chcąc wyłania się z minionego czasu, dotyczy zjawiska śmierci. Przez społeczeństwo konsumpcyjne było ono odpychane jak najdalej, próbowano wręcz sobie wmówić, że myśl ludzka jest o krok od wynalezienia świeckiego sposobu na niemal całkowitą nieśmiertelność. Wspominana już i lubiana przez mnie literatura science fiction wspierała dotychczas tę myśl, choć tu akurat dociekliwi czytelnicy znajdowali również obawy i niepokój, że tego typu rozwiązania mogą więcej skomplikować niż pomóc, ale tym się chyba zbytnio nie przejmowano. Oczywiście rzecz jest tak naprawdę iluzją – ludzie giną i umierają na skutek nieszczęśliwych wypadków, wojen, chorób, ze starości i z innych przyczyn. Co prawda życie w świecie tzw. Zachodu rzeczywiście staje się coraz dłuższe, ale nie wynika to z żadnych wielkich wynalazków.
Na końcu choćby najdłuższego życia człowiek i tak musi umrzeć.
Wszystko inne jest tylko propagandą, być może jakimś świeckim chciejstwem i chyba właśnie inżynierią społeczną, mającą na celu promocję owego świeckiego boga – postępu, który ma rozwiązać wszystkie problemy, a kiedyś pewnie i zakończyć historię.
(…) W każdym razie pandemia przybliżyła ludzi do zjawiska śmierci i wcale ich to nie ucieszyło ani nie uspokoiło. Okazało się bowiem, że wiara większości społeczeństw leży w gruzach, a świeckie paraprzepowiednie apokaliptyczne nie przygotowały ich na to, co nieuchronne.
Cały artykuł Piotra Sutowicza pt. „Między postępem a apokalipsą” znajduje się na s. 8 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
W piątkowe przedpołudnie na falach WNET jak zawsze informacje z Republiki Irlandii i Ulsteru. Londyn, Belfast, Dublin i cała Republika Irlandii w czasach zarazy i odmrażania – tydzień jedenasty.
W gronie gości:
Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu.
Ewa Witek – trener osobisty, instruktor fitness, doradca ds. metod żywienia.
Agnieszka Słotwińska – pomysłodawczyni „My Little Craft World” w Cork.
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com.
Sławomir Kazek – prezes stowarzyszenia Midlands Polish Community
Alex Sławiński – poeta, literat, szef Studia Londyn Radia WNET
Prowadzący: Tomasz Wybranowski
Wydawca: Tomasz Wybranowski
Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)
Piątkowe wydanie główne „Studia Dublin” Tomasz Wybranowski rozpoczął jak zwykle od serwisu informacyjnego „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”. W serwisie m.in.:
Irlandzka minister ochrony socjalnej Regina Doherty uważa, że tak zwany okres wypłacania zasiłku pandemicznego musi być absolutnie wydłużony. Te słowa wypowiedziała w obecności posłów w Dáil (odpowiednik polskiej niższej izby parlamentu). Minister Doherty zaznaczyła jednak, że
Oficjalnej decyzji jeszcze nie ma, gdyż ta zapadnie dopiero w najbliższym czasie. Płatność powinna obowiązywać do końca trwania wszystkich zapowiedzianych przez irlandzki rząd faz odmrażania gospodarki, a więc do czasu, gdy obywatele i rezydenci nie zostaną ponownie uwolnieni od wszelkich zakazów.
W czerwcu w Republice Irlandii rozpocznie się akcja badań przesiewowych, która ma dać odpowiedź na pytanie o prawdziwy zakres fali zakażeń koronawirusem w kraju. Środowiska naukowe i medyczne wyrażają pogląd, że ilość przypadków zakażeń wykrytych to niewielka część w porównaniu do stanu rzeczywistego. Tutaj stosowny cytat:
Należy przeprowadzić badania, by dowiedzieć się, jaka ilość osób w Irlandii, faktycznie zakażona była wirusem SARS-CoV-2.
Podczas badania krwi laboratoria szukać będą w próbkach przeciwciał i markerów odpowiadających wirusowi z Wuhan. To dopiero, zdaniem naukowców, powinno wskazać prawdziwą skalę zachorowań na Szmaragdowej Wyspie.
Badaniom nie będą jednak poddani wszyscy mieszkańcy wyspy, tylko wybrana ich liczba. Ta próba ma być reprezentatywna, aby badania były miarodajne. Według oficjalnych danych wiemy o 24, 5 tysiącu osób z potwierdzonym koronawirusem. Irlandczcy naukowcy są zdania, że w całej społeczności kraju zakażonych mogło być nawet 6% mieszkańców, jednak wielu z nich „chorobę przeszło bez objawowów.”
Tutaj do wysłuchania wyspiarski serwis Studia 37 Dublin:
Agnieszka Słotwińska przy krakowskim „Papieskim oknie”. Fot. Piotr Słotwiński.W programie także wspomnienie 100. rocznicy urodzin Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana Pawła II i świętego. Na antenę Radia WNET zawitała ponownie pani Agnieszka Słotwińska. Opowiedziała m.in. o tym, co w związku z tą ważną rocznicą przygotowała w ramach działań „My Little Craft World” w Cork (Republika Irlandii).
Pamiętam spotkania z młodzieżą w Krakowie na Franciszkańskiej w słynnym oknie kiedy Papież modlił się i żartował z młodzieżą. Nie chcieliśmy żeby te spotkania się skończyły, ciągle były za krótkie. My pokolenie JP2 dorastaliśmy w czasach kiedy głosił do nas swoją naukę. Te słowa jakże dalej są aktualne: „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować”. Kiedy umierał byłam już w Irlandii tu inaczej obchodzono żałobę niż w Polsce ale każdy Irlandczyk wiedział że John Paul II był Polakiem. Nasz Papież, święty Jan Paweł II jest z nami i dziś i czuwa nad nami. – wspominała Agnieszka Słotwińska.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Słotwińską:
Bogdan Feręc, portal Polska-IE – Radio WNET Irlandia
Tuż po serwisie w StudiuDublin zawsze korespondencja Bogdana Feręca, szefa najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.
Nie jest wykluczone, że granica zewnętrzna Unii Europejskiej wewnątrz irlandzkiej wyspy będzie musiała powstać. Takie pogłoski wpędzają w niepokój Irlandczyków z Ulsteru, jak i Republiki.
Rząd Wielkiej Brytanii opublikował dokument, w którym stwierdza, że „protokół irlandzki, nie wpływa w żaden sposób na utworzenie granicy na Morzu Irlandzkim między Wielką Brytanią a Irlandią Północną.”
Oznacza to, że wszystkie towary, pomiędzy Wielką Brytanią a Irlandią Północną, mogą migrować bez żadnych kontroli i opłat celnych. Jest jeden warunek. Tak może się dziać w przypadku, jeżeli towary i dobra nie przekroczą granic Zjednoczonego Królestwa, którego Irlandia Północna jest częścią.
Takie podejście do sprawy może oznaczać, że granica pomiędzy Irlandią Północną a Republiką Irlandii, stanie się niezbędna, aby chronić interesy Królestwa i Unii Europejskiej. – mówi Bogdan Feręc.
Londyn / Fot. David Iliff / CC 3.0
Londyn twierdzi stanowczo, że „nie powstanie na Morzu Irlandzkim żadna dodatkowa infrastruktura celna.” To wyraźny przekaż dla rządu Republiki Irlandii, że to on będzie zobowiązany do budowy zewnętrznej granicy Unii Europejskiej na prawie pięciusetkilometrowym odcinku.
Widmo odtworzenia granicy między dwiema częściami Wyspy wywołuje niepokój i może eskalować napięcia społeczne wśród Irlandczyków, zwłaszcza między republikanami a lojalistami. Republika Irlandii i brytyjska Irlandia Północna są ze sobą mocno powiązane gospodarcza. Ze Zjednoczonego Królestwa do Republiki sprowadzany jest m.in. nabiał, produkty spożywcze, ale i energia elektryczna. W przypadku odtworzenia granicy konieczne byłoby znalezienie nowych źródeł i stworzenia łańcuchów dostaw z innych krajów unijnych. Bogdan Feręc zwrócił także uwagę na negatywne skutki globalizacji:
Zrobiliśmy chyba sobie dużą krzywdę pozwalając na to, żeby władzę na świecie poniekąd przejęły korporacje, które zarządzają tym wszystkim co się teraz wytwarza.
W finale o braku należytej polityki informacyjnej na stronach ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Irlandii. Dla przykładu, materiały związane z setną rocznicą urodzin Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana Pawła II rozesłano… 19 maja 2020, czyli dzień po. Takich wpadek i niedbałości jest znacznie więcej.
Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Bogdanem Feręcem:
W trakcie rozmowy z szefem portalu Polska-IE.com pozdrowienia i pocztówka z Connemary. W roli głównej Ewa Witek z 4EvaFit.ie, instruktorka fitness, trenerka osobista i grupowa, która mieszka w tym niezwykłym miejscu w hrabstwie Galway (Irlandia Zachodnia).
Ewa Witek radzi na antenie Radia WNET słuchaczkom i słuchaczom, jak żyć sportowo, w jaki sposób z pasją witać każdy nowy dzień, a przede wszystkim jak osiągnąć ten złoty środek między zdrowiem, sprawnością a wyśmienitym humorem! Pojawi się tradycyjnie w niedzielnym podsumowaniu wydarzeń tygodnia Radia WNET (15:00 – 18:00).
Sławomir Kazek, prezes stowarzyszenia Midlands Polish Community. Fot. arch. własne.
Dzisiaj powracamy do rozmowy ze Sławomirem Kazkiem, szefem Midlands Polish Community, który opowiedział o obecnych i przyszłych działaniach stowarzyszenia.
Należy podkreślić z radością, że Midlands Polish Community jest jedną z tych organizacji w Irlandii, która rzeczywiście działa (a nie markuje i grzeje się w blasku fleszy). W wyspiarskiej lokalnej społeczności, Midlands Polish Community łączy w zgodnym działaniu nie tylko Polaków mieszkających w Irlandii.
Można o naszej nacji mówić wiele i czasami być krytycznym dla siebie, ale nie można nam Polakom odmówić empatii i solidarności w obliczu trudnych zdarzeń, tak jak pandemia koronawirusa, która – miejmy nadzieję – i na Szmaragdowej Wyspie odejdzie do lamusa zapomnienia.
Znakomitym przykładem jest akcja, którą prowadzi stowarzyszenie Midlands Polish Community. Maseczki szyte są przez polskie wolontariuszki. Na terenie całego Midlands rozdanych już zostało ponad 2 000 maseczek dla różnych organizacji. Otrzymali je w pierwszej kolejności pracownicy przychodni lekarskich, pielęgniarki środowiskowe, personel domów opieki spokojnej starości, oraz funkcjonariusze irlandzkiej policji – Gardy. O tym opowiadała pani Barbara Stachowska- Pietkiewicz w Studiu Dublin 1 maja 2020 roku.
Stowarzyszenie ma na celu tworzyć warunki do rozwoju intelektualnego, emocjonalnego, artystycznego i fizycznego w naszych społecznościch jak również wspierać ochronę środowiska naturalnego, ochronę zwierząt oraz działalność charytatywną.
Akcja szycia maseczek dla potrzebujących trwa! Są one przekazywane ZA DARMO lokalnym instytucjom zgłaszającym się po pomoc, które zatrudniają pielęgniarki i opiekunów osób starszych.
Prezes Sławomir Kazek zaprasza Polaków w Republice Irlandii, ale i Irlandczków, rezydentów i wszystkich ludzi dobrego serca do wspólnej pracy przy szyciu maseczek i kombinezonów ochronnych. Darownizny materiałów i tkanin niezbędnych do ich produkcji jak najbardziej wskazane. Cieszymy się jako Radio WNET i portal Polska-IE.com, że Polki i Polacy, których los rzucił na Irlandię w chwilach próby pomagają okazują empatię, dodają otuchy a przede wszystkim niosą pomoc!
Midlands Polish Community współpracuje z Polakami i Irlandczykami. Staramy się aktywizować i wspierać polskich przedsiębiorców, ale nade wszystko budujemy polsko – irlandzką integrację i współpracę w całym Midlands. – mówi Sławomir Kazek.
Ostatni projekt stowarzyszenia, o który mówimy od ponad misiąca na antenie radia WNET, odbił się szerokim echem w całej Republice Irlandii. Komentowany jest nie tylko w mediach polonijnych i polskojęzycznych na Szmaragdowej Wyspie i w Ulsterze, ale także donosi i nim prasa irlandzką i lokalne rozgłośnie radiowe.
Tutaj do wysłuchania rozmowa ze Sławomirek Kazkiem:
Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.
W Studiu Dublin połączyliśmy się telefonicznie także z naszą korespondentką Agnieszką Białek, która mieszka i pracuje w Belfaście. Przytoczyła najnowsze statystyki zachorowań na Covid-19 w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.
W czwartek po południu brytyjski departament zdrowia podał dobową liczbę zgonów, która wynosiła 338 osób. Łączna liczba ofiar śmiertelnych w Wielkiej Brytanii to 36 042 osób. Dobowa liczba wykonanych testów wynosiła 128 tys.
Tymczasem majowa aura i fala upałów sprawiła, że mieszkańcy Anglii, Szkocji i Walii tłumnie wyruszyli w poszukiwaniu miejsca na plażach łamiąc wszelkie możliwe zasady dystansu społecznego. Lekceważenie zarządzeń sanitarnych w Wielkiej Brytanii przysparza policji bardziej niż wiele pracy:
Policji brytyjskiej powoli kończą się kartki na mandaty po tym jak właśnie wczoraj Brytyjczycy tłumnie wyruszyli w poszukiwaniu miejsca na plaży.
Agnieszka Białek zwracóciła także uwagę na ostrzeżenia organizacji charytatywnej Mind przed nowym kryzysem, związanym ze zdrowiem psychicznych odizolowanych ludzi. Statystyki pokazują pogorszenie stanu psychicznego mieszkańców Wyspy i wzrost przemocy domowej.
Korespondentka Radia WNET informuje także, że do regularnej sprzedaży wprowadzono testy wykrywające przeciwciała na koronawirusa.
Za 69 funtów można w ciągu 24 godzin dowiedzieć się, czy jest się zarażonym koronawirusem. Eksperci ostrzegają jednak przed zbytnią ufnością w te testy.
Boris Johnson / Fot. Andrew Parsons / CC 2.0
Wdrażane są kolejne etapy otwierania brytyjskiej gospodarki. Premier Boris Johnson potwierdził wprowadzenie drugiej fazy do walki z koronawirusem. 1 czerwca 2020 roku rozpocznie się kolejny etap poluzowania lockdownu.
Do czasu wejścia w trzecią fazę poluzowania blokad, czyli do 4 lipca 2020 roku brytyjski minister bezpieczeństwa planuje wdrożyć projekt aplikacji śledzącej, która wraz z zatrudnieniem 21 tysiąca tzw. zwanych „wyłapywaczy” osób zakażonych mają być kluczem do zniesienia restrykcji. Pomysł aplikacji i powołanie do życia profesji „wyłapywaczy zakażonych” wzbudza mieszane uczucia i sporo kontrowersji.
W tle zaś mamy doniesienia dotyczące pobrexitowej umowy między Wielką Brytanią a Unią Europejską, której podpisanie wydaje się teraz niemożliwe. Dziennik „The Times” zapowiada poluzowanie kwaranntany dla przyjeżdżających na wyspy i stworzenie tzw. „mostów powietrzych”, dając tym samym nadzieję brytyjczykom na spędzenie tegorocznego urlopu poza Wielką Brytanią.
Korespondencja Agnieszki Białek z Belfastu do wysłuchania tutaj:
W Studiu Dublin, 22 maja 2020 roku miała też miejsce premiera najnowszego singla legendarnej grupy Sztywny Pal Azji „Wodzirej”. Piosenka jest zapowiedzią najnowszego albumu Sztywnego Pala Azji „Korowód”. Płyta będzie następczynią znakomitej „Szarej” (2017), z singlową „Luxtorpedą” i przebojem Radia WNET „Iluminacje”.
Muzykę skomponował i słowa napisał Jarosław Kisiński, który będzie gościem Tomasza Wybranowskiego w programie „Muzyczna Polska Tygodniówka” (sobota, 23 maja 2020, godzina 14:05).
Aleksander Sławiński. Fot. arch. prywatne.
Alex Sławiński w „Londyńskim WNETowym Zwiadzie” zauważył, że w świadomości Brytyjczyków wciąż dominuje i króluje koronawirus odsuwając na boczny tor tak ważne sprawy jak dla przykładu Brexit i życie wyspiarzy po 1 stycznia 2021 roku.
Dziennikarz zwraca uwagę na tendencje Brytyjczyków do przekładania rozwiązywania problemów na później:
Tak jakby naiwnie wierzyli, że same znikną lub ktoś za nich je rozwiąże.
Tymczasem problem granicy z Republiką Irlandii pozostaje aktualny, a brytyjski rząd zadłuża się na potęgę, choć kiedyś ktoś będzie musiał to wszystko spłacić. Alex Sławiński zauważa, że w Londynie niewiele osób karze się za łamanie przepisów epidemiologicznych, inaczej niż w Szkocji, Walii czy choćby na sąsiedniej wyspie, w Ulsterze.
Pocieszające jest to, że zmniejsza się liczba chorych w stolicy Londynie. Czując wiosnę ludzie zdrowieją. I to napawa optymistycznie. – puentuje Alex Sławiński, szef Studia Londyn.
Tutaj do wysłuchania prosto z Londynu korespondencja Alexa Sławińskiego:
Opracowali: Tomasz Wybranowski i Aleksander Popielarz.
Przed wprowadzonymi przez nas zmianami w prokuraturze sprawy związane z pedofilią były zamiatane pod dywan – mówi wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
Marcin Warchoł mówi o utworzeniu specjalnego zespołu do wyjaśnienia afery w Zatoce Sztuki.
Zespół zbada wszystkie wątki pokazane w filmie Sylwestra Latkowskiego.
Zapewnia, że w przypadku każdego podejrzenia pedofilii zostaną podjęte odpowiednie czynności. Wiceszef resortu sprawiedliwości potwierdza, że przed 2015 rokiem postępowanie ws. Zatoki Sztuki było zaniedbane. Jak przypomina:
Kiedy prokuratorem generalnym został Zbigniew Ziobro nakazał podjęcie umorzonych postępowań w związku z pedofilią. Dzięki temu oskarżony Krystek ma teraz 40 zarzutów seksualnych. Przed zmianą w prokuraturze te sprawy były zamiatane pod dywan.
Gość „Popołudnia WNET” zapewnia:
Wszystkie te sprawy zostaną dokładnie zbadane. Kluczem będą pracowitość, rzeczowość i fachowość.
Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gad0wskiej mówi o oderwaniu opisywanych w filmie celebrytów od wszelkich norm etycznych:
To poczucie bezkarności i lekceważenie zasad moralnych, nie mówiąc już o normach prawnych.
Cała sprawa jest dla wiceministra Warchoła dowodem na to, że konieczne było ponowne połączenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości w 2016 r.
Rzecznik Praw Dziecka komentuje wyemitowany wczoraj w TVP film „Nic się nie stało”. Mówi o skutkach psychicznych wykorzystywania seksualnego dzieci. Zapowiada dalsze zaostrzenie walki z pedofilią.
Mikołaj Pawlak mówi o wieloletnich zaniedbaniach organów państwa w kwestii pedofilii. Jak ocenia:
Mieliśmy, i nadal mamy, do czynienia z „pandemią zła i dewiacji” w związku z tym haniebnym procederem.
Rzecznik Praw Dziecka zapowiada, że będzie dążył do rozliczenia jak największej części zbrodni pedofilskich, niezależnie od tego, z jakiego środowiska wywodził się sprawca:
W każdej grupie społecznej zdarzają się czarne owce, i będziemy z nimi walczyli.
Jak dodaje rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej:
Gwarantuję radykalizm w podejściu do zła pedofilii i w jego niszczeniu.
Mikołaj Pawlak mówi o tym, że dziecięce ofiary wykorzystywania seksualnego bardzo często decydują się na odebranie sobie życia:
Skutki molestowania są często nieodwracalne, pozostają na całe życie.
Gość „Popołudnia WNET” apeluje o zwiększenie wrażliwości na krzywdę dzieci:
Żadne chowanie przez rodziców dziecka do grobu nie powinno mieć miejsca.
Mikołaj Pawlak kończy rozmowę słowami:
Jestem od tego żeby stać na straży dobra dzieci. Czasem brakuje mi narzędzia i o to narzędzie proszę.
Dr Konrad Popławski o kryzysie sektora motoryzacyjnego w RFN, jego problemach z normami ekologicznymi; spolegliwości niemieckiego rządu i rosnącej nieufności obywateli.
Jakiś piasek wpadł w tryby tej dobrze naoliwionej machiny.
Dr Konrad Popławski mówi, że w Niemczech branża motoryzacyjna w ostatnich latach „trochę obrosła w tłuszczyk”, przez co nie uniknęła pewnych problemów. Wskazuje, że częściową winę za to ponosi „trochę zbyt spolegliwa” polityka niemieckiego rządu federalnego, gdzie kanclerz Angela Merkel była dostępna dla szefów koncernów samochodowych „niemal na telefon”. Dla dobra niemieckich samochodów:
Niemcy przymusiły Irlandię, by odłożyła regulacje klimatyczne.
Zdaniem eksperta pierwsze symptomy można było dostrzec już 5 lat temu, kiedy wykryto nieprawidłowości przy manipulowaniu badaniami emisji spalin w dieslowskich silnikach Volkswagena. Już w 2010 r. Spiegel wskazywał na praktyki koncernów motoryzacyjnych:
Koncerny od dawna pracują nad ekologią. Stworzyły centrum prac do oczyszczania spalin w ramach, którego ustalały tak naprawdę jak różnych norm unikać.
Od tego czasu spadło zaufanie klientów do niemieckich koncernów samochodowych. Coraz częściej pojawiają się postulaty, by zakazać wjazdu samochodów z silnikiem Diesla do niektórych niemieckich miast. Ekspert prognozuje, że zapaść przemysłu motoryzacyjnego może wywołać „szok” dla całej niemieckiej gospodarki:
Rysy są poważne i nie będzie łatwo ich zaklajstrować. Jest to przestroga przed polityczną hipokryzją; z jednej strony Niemcy kreowały się na lidera ekologicznej polityki energetycznej, z drugiej wzmacniali tradycyjne, nieekologiczne sektory.
Przypomina jak niemieccy biznesmeni „wyśmiewali samochody elektryczne Tesli”, twierdząc, że z doświadczenia wiedzą, iż inwestycja taka się nie opłaca. Okazuje się jednak, że „firma Muska staje się coraz bardziej dochodowa”. Dr Popławski zauważa, że wraz z obecnymi problemami branży może pojawić się tendencja, by dążyć do utrzymania jak największego zatrudnienia w niemieckich zakładach pracy. W sprawie tej na koncerny mogą wpływać niemieccy politycy. Nasz gość zauważa, że aż 20% akcji Vokswagena jest w posiadaniu rządu Dolnej Saksonii.