Plakat promujący spotkanie z Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego / Materiał Agere Contra
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, prof. Piotr Gliński już w piątek o godzinie 17 będzie odpowiadać na pytania dotyczące roli kultury w budowaniu światopoglądu.
.W trakcie spotkania będziemy rozważać, w jaki sposób sztuka, tradycje i wytwory kulturowe wpływają na nasze przekonania oraz definiują nas jako jednostki i społeczność. To inspirujące spotkanie dla wszystkich zainteresowanych wpływem kultury na nasze życie społeczne i osobiste. Spotkanie poprowadzi Tomasz Sztreker. Aby wziąć udział w spotkaniu
należy dokonać bezpłatnej rejestracji przez stronę Agere Contra – https://agerecontra.pl/wydarzenie/rola-kultury-w-budowaniu-swiatopogladu-piotr-glinski-wicepremier-polski/
Spotkanie na żywo odbędzie się w kawiarni Agere Contra mieszczącej się przy ul. Chłodnej 2/18 w Warszawie (wejście od ul. Białej). Osobom spoza Warszawy polecamy transmisję na żywo na kanale YouTube Radia Wnet.
Gdyby Platforma rządziła samodzielnie lub z Lewicą, edukacja z pewnością przypadłaby lewackim aktywiszczom. Wtedy w polskich szkołach nauczycielszcza wychowywałyby uczeniszcza w duchu tolerancji.
Zbigniew Kopczyński
Political fiction
Tym razem pofantazjuję o Polsce pod rządami opozycji. Wizja jej wygranej stwarza niesamowite pole dla snucia rozmaitych przewidywań i prognoz. A to wszystko z powodu tajemnicy okrywającej plany lidera Platformy i jego sprzecznych wypowiedzi.
Z jednej strony oskarża on PiS o blokowanie granicy przed „biednymi ludźmi szukającymi swego miejsca na Ziemi”, a z drugiej o wpuszczanie setek tysięcy muzułmanów. Pomijam tutaj mylenie przez niego uchodźców z imigrantami i pracującymi czasowo. Pozostaje jednak pytanie, czy zwycięska Platforma będzie wpuszczać imigrantów, czy nie?
Podobne pytania dotyczą prawie wszystkich dziedzin funkcjonowania państwa, więc pofantazjujmy.
Fantazjowanie ograniczone jest wypowiedziami liderów obecnej opozycji, jej rzeczywistymi działaniami i, co ważne, doświadczeniami ośmioletnich rządów PO i PSL. Spróbuję przedstawić, jak widzę państwo Platformy w kilku wybranych aspektach.
Imigracja
Tu muszę przyznać się do bezsilności. Szybkość i amplituda zmian oblicza Donalda Tuska od światłego i wolnego od uprzedzeń Europejczyka do zamkniętego nacjonalisty i ksenofoba powoduje, że możliwe jest całe spektrum rozwiązań: od mostu powietrznego Lampedusa–Warszawa do całkowitego zamknięcia granic z hasłem „Polska dla Polaków” głoszonym z pomocą pewnego adwokata, chwilowo na wygnaniu. Ksenofobiczną twarz pokazał niedawno Donald Tusk, wypominając pewnemu Polakowi jego rumuńskie pochodzenie i oskarżając rząd o wpuszczanie muzułmanów.
Poszanowanie Konstytucji
To było najważniejsze hasło opozycji przed ośmiu laty. Z czasem traciło na znaczeniu i wreszcie ucichło.
Konstytucja stała się zbędna, gdy Donald Tusk jednoosobowo unieważnił referendum i uznał Trzaskowskiego za prezydenta. Spełnił tym samym rolę Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego. Taka funkcja nie jest przewidziana w naszej Konstytucji, należy jednak do tradycji politycznej naszych zachodnich sąsiadów i nosi dumną nazwę „Führer”.
Wola Führera, czyli wodza, jak głosiły niemieckie autorytety prawnicze, nie była niczym ograniczona i mogła wyrażać się w dowolny sposób, wiążąc bezwzględnie poddanych. Poza tym zapowiedzi „zrobienia porządku” po zwycięskich wyborach w żaden sposób nie dają się pogodzić z obowiązującą Konstytucją. Jest więc ona zbędna, a źródłem prawa będzie wola wodza.
Wykonywanie woli wodza już ćwiczą zastępy jego zwolenników. Wódz występuje w białej koszuli, no to wszyscy na biało. Spędy Platformy wyglądają jak w Północnej Korei. A gdyby do białych koszul dodać czerwone krawaty, mielibyśmy ZMS. Były już w ustrojach totalitarnych koszule czarne i brunatne, mogą być i białe. Być może przesadzam w złośliwościach, jednakże nie znam żadnej demokratycznej partii w żadnym cywilizowanym kraju, której członkowie i zwolennicy ubieraliby się w jednakowe mundurki.
Wolność słowa
Zawsze leżała ona na sercu Platformie Obywatelskiej, zarówno teraz, jaki i wtedy, gdy rządziła. Pamiętamy wizytę ABW w redakcji tygodnika „Wprost”, szarpaninę o laptop i grzywnę (18 tys. zł) dla redaktora Majewskiego za skuteczną tegoż laptopa obronę.
Dodajmy do tego faktyczny monopol propagandowy, bo o informacji trudno było mówić, czyli śpiewanie TVP, TVN i Polsatu w jednym chórze.
Przypomnieć należy też usiłowanie niedopuszczenia do przyznania miejsca na multiplexie jedynej wtedy znaczącej stacji telewizyjnej niezależnej od rządu, czyli Telewizji Trwam, i ciągnącą się procedurę, łącznie z burzliwymi posiedzeniami komisji sejmowych i senackich, podczas gdy małe, nieznane firmy dostawały tam miejsca bez zbytnich ceregieli.
Ciąg dalszy dopisano latem, przy okazji organizacji Campusu Polska. W planie była dyskusja dziennikarzy nie należących do wściekle antypisowskich. Zdecydowanie przeciwnych Prawu i Sprawiedliwości, ale czasami krytycznych również wobec opozycji. Nazwano ich symetrystami i, jako zakale jedności moralno-politycznej narodu, odebrano prawo głosu. W efekcie w dyskusji o przyszłości Polski konkurowały z sobą ideologie lewackie ze skrajnie lewackimi.
Edukacja
Najlepszym kandydatem na szefa tego resortu jest oczywiście Roman Giertych. Posiada już poważne doświadczenie w sprawowaniu tego urzędu, a jego osiągnięć nie podważają nawet obecnie rządzący.
Nie wiadomo jednak, czy po oddaniu kręgosłupa za miejsce na liście, minister Giertych będzie kontynuował ówczesną linię, czy zajmie się propagowaniem odlotowych idei lewaków. Są to rozważanie raczej teoretycznie, jako że Roman Giertych bardziej zainteresowany jest rolą prokuratora generalnego i najwyższego sędziego w jednej osobie.
Bardziej interesuje go karanie dorosłych niż wychowywanie młodzieży.
Jeśli Platforma będzie musiała zapłacić Konfederacji za zawarcie koalicji, to murowanym kandydatem będzie Grzegorz Braun. Wtedy lekcje rozpoczynać się będą modlitwą, a w pierwsze piątki uczniowie klasami pomaszerują do spowiedzi i komunii.
Gdy Platforma będzie rządzić samodzielnie lub z Lewicą, edukacja z pewnością przypadnie lewackim aktywiszczom, jakich przedstawiszcze – San Kocoń kandyduje z listy Koalicji Obywatelskiej. Edukacja jest tą dziedziną, w której aktywiszcza mają najwięcej pomysłów, co nie znaczy pojęcia. Wtedy w polskich szkołach nauczycielszcza będą wychowywały uczeniszcza w duchu tolerancji.
Rolnictwo
Ministrem zapewne zostanie Michał Kołodziejczak, wsławiony głośnymi protestami przeciw wszystkim i bieganiem po brukselskich korytarzach. Pojęcie o rolnictwie ma takie, jak cała Platforma, czyli żadne. Nic dobrego z tego nie wyniknie, ale szkód też raczej nie narobi. Będzie pewnie krzyczał i protestował, choć sam nie będzie wiedział przeciw komu. Może dokończy sprzedaż lasów, choć pewnie tego nie zauważy.
Kultura
Tu murowanym kandydatem jest Andrzej Seweryn. Artysta o niekwestionowanym dorobku, obecnie zaangażowany politycznie. Jego zwięzły i konkretny program mogliśmy nie tak dawno oglądać, gdy przedstawiał go swojemu wnukowi. Minister i kultura odpowiedni dla Platformy.
Ochrona zdrowia
To temat trudny, bo na medycynie przejechało się już kilka rządów. Nic dziwnego, że o niej Donald Tusk wiele nie mówi. A szkoda, bo
ma w swoich szeregach prawdziwą perełkę, idealnego kandydata na ministra zdrowia. To profesor medycyny Tomasz Grodzki, który do perfekcji opanował skuteczny i wydajny sposób finansowania służby zdrowia. Nic, tylko wprowadzić go w całym kraju. Budżet odetchnie od żądań płacowych, lekarze zarobią godziwie, a i obsługa pacjentów się poprawi. W sumie wszyscy będą zadowoleni.
Unia Europejska
Tu Platforma obiecuje naprawienie tego, co zepsuł PiS: natychmiastowe odblokowanie funduszy i harmonijną współpracę z Komisją Europejską, czytaj: spełnianie wszelkich jej żądań. No może przesadziłem, przecież Donald Tusk chwali się wpływami wśród brukselskich decydentów i możliwością załatwienia wielu istotnych spraw. Jak jest w rzeczywistości, widzieliśmy przy okazji wizyty, jaką z jego namaszczeniem odbył w Brukseli lider Agrounii. Widzieliśmy go szwendającego się po brukselskich korytarzach i polującego tam na szefową KE. Okazało się, że brukselskie wpływy Tuska są zbyt małe, by zapewnić nadziei PO choć dziesięciominutowe posłuchanie w gabinecie pani przewodniczącej.
Niemniej chwila z przewodniczącą na korytarzu ogłoszona została niesamowitym sukcesem platformerskiej dyplomacji, która w chwilę załatwiła to, co nie udało się pisowskiemu ministrowi, czyli przedłużenie embarga na ukraińskie zboże. Niestety chwilę później odtrąbiony sukces okazał się ułudą, żadnego przedłużenia embarga nie było.
Dla normalnie myślących ludzi było to oczywiste, że Komisja Europejska na krótko przed polskimi wyborami zrobi wszystko, by dokuczyć Prawu i Sprawiedliwości i pomóc Donaldowi Tuskowi powrócić do władzy. To, że Donald Tusk chciał przedłużenia embarga, nie miało znaczenia. Tusk jest od wykonywania poleceń Brukseli, a raczej Berlina, a nie od mówienia możnym Unii, jak mają mu pomóc. Oni wiedzą to lepiej.
Podsumowanie
Nie wiemy, czy zwycięska Platforma wpuści tłumy osadników, czy zamknie granice. Nie wiemy, czy obrady Sejmu rozpoczną się Mszą, czy oficjalne komunikaty z obrad będą w stylu „Premierszcze zapewniło posłoszcza, że ministszcza jego rządu, ściśle współpracując z komisaryszczami Komisji Europejskiej, pracują intensywnie dla dobra Polski, by Poliszczom żyło się lepiej”.
Mimo tego prawie co trzeci wyborca gotowy jest głosować na kota w worku. To właśnie jest miara zaślepienia.
A na razie trwa gorąca wyborcza kampania. Strony rzucają wobec siebie coraz cięższe oskarżenia. Wychwytują też najmniejsze nieścisłości. Tak też zrobiła Platforma, zaskarżając podany przez PiS stopień bezrobocia w czasach rządów PO. I wygrała. Rzeczywiście, poziom bezrobocia wynosił wtedy nie 15%, jak twierdził PiS, a jedynie 14,4%. Kłamstwo udowodnione – wielki sukces! A przy okazji przypomniano Polakom, jak żyło się pod rządami Donalda Tuska.
W tym samym czasie TVP wznowiła nadawanie serialu Reset. Zarzuty tam stawiane są tak poważne, że gdyby choć trochę były nieprawdziwe, zaowocowałyby serią pozwów i spraw karnych. Tymczasem cisza. Trudno o lepszy certyfikat prawdziwości oskarżeń.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Political fiction” znajduje się na s. 12 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023.
Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Zdaniem opozycji obecna władza jest zła, brzydka, bo nie zgadza się z dominującą w Europie ideologią, i trzeba ją wyeliminować z życia politycznego. Mądrzy ludzie na Zachodzie lepiej nami pokierują.
Krzysztof Skowroński, Bronisław Wildstein
15 października 2023 roku wybieramy parlament. Jakiego wyboru dokonamy?
Podstawowa oś sporu to jest stosunek do państwa polskiego, do polskiej suwerenności, a więc do narodu, do państwa jako emanacji narodu. Pytanie, na ile nasza niepodległość ma dla nas znaczenie, na ile jesteśmy w stanie ją obronić i na ile leży to w naszym interesie.
Przed kim mamy bronić tych wartości?
Przede wszystkim przed Unią Europejską. Ale ja bynajmniej nie namawiam do opuszczenia Unii, tylko do natychmiastowego rozpoczęcia poważnej debaty na temat warunków, na jakich akceptujemy naszą przynależność do niej, a na jakich przestaje nam to odpowiadać i rezygnujemy z członkostwa.
Niestety poważnej debaty politycznej w Polsce nie można podjąć.
Myślę, że winne są obie strony sporu, ale ten niszczący model uprawiania polityki wprowadził Donald Tusk i PO od 2005 roku, kiedy przegrali z PiS-em najpierw wybory prezydenckie, potem parlamentarne. Donald Tusk rozpoczął wtedy uprawianie polityki przez diabolizowanie przeciwnika i próby wypchnięcia go z życia politycznego.
Na to się nakłada sytuacja w Unii Europejskiej, gdzie mamy do czynienia z modelem nazwanym liberalną demokracją, czyli z homogenizacją polityczną. Chodzi o to, aby partie prawicowe, konserwatywne, które już i tak od tradycyjnej lewicy różnią się niemal tylko twarzami liderów, a nie programami, skolonizować przez lewicę. Wówczas obywatel nie będzie miał już żadnego wyboru.
W Unii Europejskiej mówi się, że osiągnęliśmy taki poziom racjonalności, że wiemy, jak rozwiązywać problemy. Tylko że to by znaczyło, że osiągnęliśmy finał historii, zrozumieliśmy wszystkie mechanizmy i wiemy, jak organizować ludzką rzeczywistość. Tymczasem to nieprawda, my w ogóle mało wiemy, a więc powinniśmy debatować o różnych projektach. A kiedy nie ma żadnego projektu, następuje zawłaszczenie sceny politycznej. (…)
We Francji diabolizacja kiedyś Frontu Narodowego, a obecnie Zgromadzenia Narodowego, przypomina diabolizację PiS-u. Nie wolno mieć jakiegokolwiek związku z tą partią. Cały czas próbuje się robić to w stosunku do innych. Ja nie mówię, że to się udaje. Komunizm też się zawalił.
Sam fakt, że Unia Europejska się osuwa, jest bardzo interesujący. Dzięki przyjętej w latach 90. tzw. strategii lizbońskiej w 2000 roku mieliśmy przegonić Stany Zjednoczone i oczywiście rozziew gospodarczy między USA a Europą się tylko pogłębia. Ale to nie znaczy, że indywidualnie i grupowo ludzie na tym nie zyskują –tacy panowie jak Timmermans – którzy w normalnej polityce nie mieliby żadnych szans. Oni są wypluwani w polityce krajowej, obywatele i ich narodów nie chcą na nich głosować. Przykład Ursuli von der Leyen jest ewidentny. Po tym, co ona wyprawiała jako minister obrony narodowej, zastanawiano się, czy nie zafundować jej Trybunału Stanu. Tymczasem została szefem Komisji Europejskiej.
Mówisz jako konserwatysta. Ale jest cała masa wykształconych ludzi, którzy są zwolennikami projektów europejskich.
Ja jestem z pokolenia, które chciało, żeby u nas było jak na Zachodzie. Nie za bardzo wiedzieliśmy, co to znaczy, nie wiedzieliśmy, jaka jest Europa. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że te narody, państwa się tak od nas różnią. Ale kiedy komunizm upadł, powinniśmy się nad różnymi zjawiskami zastanowić.
Europa się bardzo rozwinęła, tyle że już dawno temu, a teraz jest pogrążona w stagnacji, przeżywa kryzys. A my słyszymy ciągle, że na kryzys Unii – więcej Unii. Jak walił się komunizm, było dokładnie to samo: na kryzys komunizmu – więcej komunizmu. (…)
Donald Tusk, który był prezydentem Europy, nie mówi otwarcie, jakie są jego intencje. Może Ty umiesz odpowiedzieć na pytanie, po co Donaldowi władza?
Jak to, po co? Bo człowiek tęskni za władzą, dąży do niej. To jest najmocniejszy impuls.
To jest jakaś odpowiedź; ale Donald Tusk ma przecież jakąś intencję polityczną i zadanie polityczne. Dlaczego nie chce o tym powiedzieć?
Otóż to nie tylko Donald Tusk, a cała III RP przyjęła, że wystarczy nam namiestnik. Mówiąc o III RP, mam na myśli formację, do której należy cały establishment. Nie Prawo i Sprawiedliwość, nie Konfederacja i jakieś marginalne ugrupowania, których nie muszę kochać, ale one oczywiście nie są projektem III RP. Natomiast Platforma Obywatelska, SLD, PSL – to są klasyczne ugrupowania III RP.
Co ciekawe, Platforma Obywatelska startowała jako kontestator III RP, ale Tusk doszedł do wniosku, że władzę w Polsce zdobyć i utrzymać jest bardzo trudno bez porozumienia z establishmentem, który pochodzi z okresu postkomunistycznego i tworzy oligarchiczny układ. Więc najlepiej być jego emanacją, dogadać się z nimi. (…)
Ale żeby Donald Tusk, który w wywiadzie dla „Przekroju” zapytany, kto miał rację w 1992 roku: Macierewicz czy Michnik?, odpowiedział: Macierewicz?…
Tusk wtedy bardzo różne rzeczy przeżył, m.in. nawrócenie religijne. Ja osobiście znam Tuska, pamiętam, że on wtedy wzywał do radykalnej lustracji, do ujawnienia wszystkich danych IPN-owskich… Bardzo prędko mu to przeszło.
To mu przeszło czy to mu przeszli?
Przeszło czy mu przeszli, to wszystko jedno, to jest człowiek do głębi cyniczny. (…)
A może polityka przeżywa właśnie kryzys, tak jak demokracja?
Kryzys polega przede wszystkim na tym, że demokracji nie ma, że nam się sprzedaje jako demokrację coś, co nią nie jest. To coś nazywa się demokracją liberalną i dąży się do tego, żeby było jeszcze mniej demokracją. A to jest właśnie model oligarchii.
Widziałem definicję, że ten, kto się nie zgadza na demokrację liberalną, jest populistą, a populista jest przeciwnikiem demokracji w ogóle, więc trzeba uważać, co się mówi, bo można być wykluczonym z debaty.
W takiej sytuacji mówię zwykle: proszę mi zdefiniować, na czym polega demokracja liberalna. I nagle okazuje się, że to jest przede wszystkim rozbudowywanie systemu prawnego. A to, że wszystko da się regulować prawnie, jest absurdem. Kultura, obyczaj, etyka to są dużo bardziej elastyczne modele, które regulują pewne zjawiska. Prawo powinno je tylko nadzorować w bardzo szerokim wymiarze, powinno wyrastać z nich. U nas się coraz bardziej eliminuje etykę, tradycyjny obyczaj, obyczajowość na rzecz systemu prawnego, który ma wszystko rozwiązywać.
Prawo i Sprawiedliwość nie uprościło systemu prawnego.
Ale ja wcale nie mówię, że wszystko się udało. Przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość zderzyło się z oligarchią prawniczą, głównie sędziowską, i nie potrafiło sobie z tym dać rady. To zresztą w dużej mierze były naczynia połączone z problemami Unii Europejskiej, ponieważ Unia Europejska interweniowała w obronie sędziokracji polskiej. I polskie władze się wycofywały, a nie powinny tego robić w żadnym wypadku. (…)
Co by się stało, gdyby Ukraina przegrała z Rosją?
Po pierwsze, to byłaby ogromna krzywda dla narodu ukraińskiego. Ale to również znaczy, że my będziemy bezpośrednio zagrożeni, bo Rosja ma świadomość, że gdyby w tej wojnie Polska zachowała się inaczej, to Ukraina by się nie obroniła. Rosja podejmuje rozmaite działania wymierzone w Polskę, bo doskonale wie, że jesteśmy barierą dla jej imperialnego rozwoju. Jeżeliby upadła Ukraina, to my będziemy kolejnym krajem, który Rosja będzie chciała podbić.
Co pomyślałeś, kiedy dowiedziałeś się, że rozbił się samolot, w którym był albo nie było Prigożyna?
Zła strona mojej natury cieszy się, jak dranie giną. A z drugiej strony pomyślałem sobie: co teraz będą mówili ci, którzy twierdzili, że zamach smoleński to bzdura? (…)
Kto wygra wybory?
Na pierwszym miejscu będzie PiS.
Będzie rządził?
Nie wiem. Ale jest to bardzo prawdopodobne. Natomiast jest bardzo mało prawdopodobne, że będzie rządził ktoś inny.
Mogę sobie wyobrazić jakąś bardzo heterogeniczną koalicję, wspieraną po cichu przez Konfederację, bo inaczej nie będzie rządziła, ale jest raczej niemożliwe, żeby rządził ten, powiedzmy umownie, anty-PiS, czyli opozycja, bo przecież ona będzie zablokowana przez weto prezydenckie i w związku z tym de facto nie za bardzo będzie w stanie cokolwiek zrobić.
Myślę, że prawdopodobnie wchodzimy w okres turbulencji do wyborów prezydenckich.
Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Bronisławem Wildsteinem pt. „Namiestnik czy suweren?” znajduje się na s. 2, 6 i 7 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023.
Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Rozmowa z Konstantym Pilawą, członkiem zarządu Klubu Jagiellońskiego i redaktorem naczelnym czasopisma idei „Pressje”. O początkach konserwatywnej „ekologii” i o interesujących pracach na jej temat.
W dzisiejszym odcinku rozmawiamy o roli edukacji w świecie artystycznym i wpływie systemu edukacyjnego na rozwój talentów. Wspominamy, że sam talent i umiejętności nie wystarczają w dziedzinie sztuki,
Edukacja odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu świadomości artystów i ich zdolności do nauki od innych. Współczesny system edukacyjny różni się znacznie od tego, w jakim artyści takie jak Mickiewicz i Baczyński zdobywali wykształcenie. Edukacja daje artystom poczucie samoświadomości i pomaga im doskonalić swoje umiejętności w swoich dziedzinach. Jeśli nie utrzymamy pewnego poziomu edukacji, może to prowadzić do degradacji sztuki i kultury. Wzorzec ludzkiej wizji zmienił się, a jednostki często są egoistyczne i oporne na krytykę. Ta degradacja jest widoczna nie tylko u jednostek, ale także w polityce i Europie jako całości. Tradycyjne wykształcenie, jak w przypadku ukraińskiego studenta studiującego w Charkowie, może dostarczyć większej kompetencji kulturowej w porównaniu do współczesnych Polaków. Presja dostosowania się do norm społecznych jest ogromna, a jakiekolwiek odstępstwo może prowadzić do poważnych konsekwencji, jak to miało miejsce w okresie stalinizmu. Dzisiejsi młodzi artyści stoją przed podobnym poziomem presji społecznej, podobnym do terroru i taktyk cenzury wspomnianego okresu. Obecny krajobraz kulturowy ma znamiona stalinizmu, co jest niepokojącą rzeczywistością.
Pomnik Henryka Sławika i Józsefa Antalla w Dolinie Szwajcarskiej w Warszawie | Fot. Wikipedia
Trudno zliczyć, ilu ludziom pomógł. Liczbę tych, którzy mają mu coś do zawdzięczenia, ocenia się na ponad 30 tysięcy, w tym co najmniej 5 tysięcy Żydów uratowanych z niemieckich rąk.
Zbigniew Kopczyński
Henryk Sławik. Sprawiedliwy z Szerokiej
10 września to dzień beatyfikacji rodziny Ulmów. To jedni z najbardziej znanych sprawiedliwych, którzy swą sprawiedliwość przypłacili życiem całej swej rodziny. Beatyfikacja, prócz znaczenia religijnego, to także okazja pokazania międzynarodowej opinii publicznej wstrząsającego przykładu poświęcenia dla potrzebujących ratunku.
Nie widziałem dokumentów procesu beatyfikacyjnego i nie wiem, czy advocatus diaboli kwestionował prawo państwa Ulmów do narażania siebie i dzieci na pewną śmierć. Jest to trudny do rozstrzygnięcia dylemat: czy można poświęcać życie swoich dzieci, by ratować innych? Życie każdego człowieka ma jednakową wartość i nie chciałbym decydować, kto ma żyć, a kto nie.
Ci, którzy krytykują naszych przodków za zbyt małą pomoc Żydom, niech spróbują wyobrazić sobie siebie w tej sytuacji. Udzielić schronienia zupełnie obcym ludziom kosztem życia własnej rodziny, czy poprosić potrzebujących o szukanie ratunku gdzieś indziej i chronić własne dzieci?
W bezpiecznych czasach, zza biurka i za niezłą pensję łatwo jest krytykować tych, którzy musieli to przeżywać. A wówczas każda prośba o pomoc była stawaniem przed tą diabelską alternatywą. Wtedy jakakolwiek pomoc Żydom, choćby podanie kromki chleba czy szklanki wody, podlegała karze śmierci. Tym bardziej docenić należy poświęcenie i heroizm tych, którzy w tych warunkach ratowali nieszczęśników przed niemiecką bezdusznością.
Mniej znanym sprawiedliwym, choć równie wartym przypominania, był Henryk Sławik. W jego sprawie wątpliwości nie podniesie advocatus diaboli. Beatyfikacja też mu nie grozi, jako że był człowiekiem niezbyt religijnym, antyklerykałem – no, socjalistą był. Wart jest przypominania, bo jego życie to gotowy scenariusz na hollywoodzką superprodukcję, niczego nie trzeba tam dodawać ani ubarwiać, tylko pokazać tak, jak było.
Sławika należy pokazywać nie tylko jako sprawiedliwego wśród narodów. Jego postać jest rzadkim, choć nie jedynym przykładem śląskiego self-made mana. Człowieka, który to, co osiągnął, zawdzięcza własnej pracy, pracowitości i uporowi. Pamiętać musimy, że za niemieckich rządów na Śląsku droga kariery dla Polaków praktycznie nie istniała. Polską inteligencję stanowili prawie wyłącznie księża, nie było polskich inżynierów ani oficerów.
Henryk Sławik urodził się w 1894 roku w Szerokiej, dzisiaj dzielnicy Jastrzębia-Zdroju, znanej dawnym opozycjonistom z zakładu karnego, w którym wielu z nich spędziło trochę czasu w czasie zaprowadzania ładu i porządku przez sowieckiego namiestnika. Był dziesiątym z dwanaściorga dzieci biednej rodziny Jana i Weroniki. Życie młodego Henryka miało wyglądać podobnie jak jego ojca: szkoła podstawowa, jakaś praca, raczej mało płatna, ożenek, kilkanaścioro dzieci, z których połowa umrze – i tyle.
I tak początkowo wyglądało. Po ukończeniu pruskiej szkoły ludowej pozostał w Szerokiej, pracując, raczej dorywczo, w pobliskich folwarkach. Zmiana nastąpiła, gdy w wieku osiemnastu lat wyjechał za pracą do Hamburga. Tam usłyszał o socjalizmie i w roku 1912 był już członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej. Wkrótce po powrocie do Szerokiej otrzymał powołanie do niemieckiego wojska i zaliczył rosyjską niewolę na Syberii. Gdy wrócił do domu, wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej i walczył we wszystkich trzech powstaniach. Walczył i wywalczył: do Szerokiej przyszła Polska, a Henryk przeniósł się do Katowic.
I tutaj ten absolwent szkoły podstawowej został redaktorem naczelnym „Gazety Robotniczej”. Prowadził też działalność związkową i polityczną. Był radnym Katowic, posłem na Sejm Śląski i jego reprezentantem w Lidze Narodów w Genewie oraz członkiem Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej. Niesłychana kariera jak na biednego chłopca z Szerokiej.
Slawik Henryk Schriftl d Robotnicza Kattowitz Św Jana 1 III J Gestapa Berlin – ten zapis w Sonderfahndungsbuch Polen, czyli Specjalnej Księdze Gończej dla Polski, był wystarczającym powodem, by nie czekać na wkroczenie europejskich nosicieli postępu. Trafił więc Sławik na Węgry do obozu dla internowanych żołnierzy. Tam, podczas wizyty Józsefa Antalla – kierującego z ramienia rządu węgierskiego pomocą dla polskich uchodźców – stwierdził, że okoliczni Węgrzy tak karmią i poją polskich żołnierzy, że zagraża to ich zdrowiu. Postulował też zorganizowanie edukacji dla młodych żołnierzy. Po tej wypowiedzi Antall zabrał go do Budapesztu i odtąd Sławik współpracował z nim ściśle.
Pełniąc rolę nieformalnego pełnomocnika Rządu Rzeczypospolitej, organizował opiekę nad kilkudziesięciotysięczną rzeszą polskich uchodźców, głównie żołnierzy. W sprawach żydowskich pomagał mu Henryk Zvi Zimmermann, uciekinier z obozu w Płaszowie – człowiek kluczowy dla przetrwania pamięci o Henryku Sławiku.
Żołnierzom, którzy masowo korzystali z częstej przypadłości węgierskich strażników – nagłego pogorszania się wzroku w godzinach wieczornych – umożliwiał wyjazd do Wojska Polskiego we Francji, a później na Bliskim Wschodzie. Obywatelom Rzeczypospolitej pochodzenia żydowskiego załatwiał aryjskie papiery – dla nich przepustkę do życia. Trudno zliczyć, ilu ludziom pomógł. Liczbę tych, którzy mają mu coś do zawdzięczenia, ocenia się na ponad 30 tysięcy, w tym co najmniej 5 tysięcy Żydów uratowanych z niemieckich rąk.
Prawdziwym majstersztykiem było stworzenie sierocińca dla dzieci żydowskich w naddunajskim mieście Vác, gdzie zakamuflował je jako sieroty po polskich oficerach. W niedzielę dzieci maszerowały do kościoła, recytując wyuczone modlitwy, a w tygodniu, wewnątrz murów sierocińca, poznawały swoją religię. Gdy w marcu 1944 r. Niemcy rozpoczęły okupację Węgier, zorganizowano ewakuację dzieci przez Jugosławię na Bliski Wchód. Wszystkie przeżyły wojnę.
Dziś, gdy słyszymy o polskim wrodzonym antysemityzmie, warto podkreślić, że Henryk Sławik, reprezentując polski rząd, nie ratował Polaków czy Żydów. Ratował obywateli RP. Rzeczpospolita nie odróżniała narodowości, jedynie obywatelstwo. A ponieważ obywatele polscy narodowości żydowskiej byli najbardziej zagrożeni, reprezentujący Rzeczpospolitą Sławik otaczał ich szczególną opieką.
Wkroczenie Niemców zmieniło dramatycznie położenie i Polaków i Żydów. Niemcy chcieli problem żydowski rozwiązać na swój sposób i pomoc Żydom znów była karana. Teraz Sławik stanął przed dramatycznym wyborem. Był w Budapeszcie już z żoną i córką, których przyjazd z Warszawy zorganizowali węgierscy przyjaciele w iście filmowy sposób. Jadąc pociągiem z Warszawy do Budapesztu na węgierskich papierach, udawały ciężko chore, by jakiś węgierski mundurowy nie zechciał z nimi porozmawiać.
To wtedy córka zapytała Sławika, dlaczego nie wyjadą z Węgier, wszak mieli paszporty szwajcarskie, dające swobodę wyjazdu. Przypomniała mu jego obietnicę, że wyjadą, gdy zrobi się niebezpiecznie. Odpowiedział, że musi zostać, bo potrzebują go ludzie, którym pomagał. Za tę decyzję Henryk Sławik zapłacił cenę najwyższą, a jego rodzina niewiele mniejszą.
A teraz piewcy małego zaangażowania Polaków w obronę Żydów przed Niemcami zastanówcie się, jak zachowalibyście się na jego miejscu? Zostalibyście w Budapeszcie? Bylibyście takimi kozakami? Gestapo was ściga, a Żydom pomagać coraz trudniej. Zresztą tylu ich poszło z dymem, że tych kilkuset w tę czy w tę nie robi różnicy. A wy macie w ręku glejt, szwajcarski paszport.
Wsiadacie do pociągu wraz z rodziną i zostawiacie to piekło za sobą? Czy zostajecie – zabiurkowi rozliczacze bohaterów? Siedząc na kanapie łatwo odpowiedzieć: „zostalibyśmy”, ale czy byłoby tak w rzeczywistości? Przeżyliście kiedyś strach o życie własne i najbliższych?
Sławik został i ukrywając się, prowadził dalej swą działalność w kontakcie z Antallem. Niestety kolejny raz okazało się, że donoszenie obcym panom to prawdziwa plaga i nieszczęście naszego narodu. Od targowicy po obecną opozycję. No i znalazł się renegat, który pomógł Gestapo namierzyć Sławika. Aresztowano też Antalla.
Węgrów traktowali Niemcy inaczej niż Polaków i by skazać Antalla za pomoc Żydom, musieli mu tę „winę” udowodnić. Torturowali więc Sławika, aby wymusić na nim zeznania obciążające Józsefa Antalla.
Pomimo tortur nie zdradził przyjaciela. Wziął na siebie całą „winę”, czym uratował życie ojcu przyszłego premiera. József Antall wspominał, jak transportowany razem ze skatowanym Sławikiem po konfrontacji, dyskretnie dziękował polskiemu przyjacielowi. Tak płaci Polska – wydusił z siebie Sławik. Zginął powieszony w Mauthausen.
Żona Sławika przeżyła Ravensbrück. Córce udało się uciec i do końca wojny przechodziła przez łańcuch węgierskich rodzin. Z matką połączyła się po wojnie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i pomocy Antalla.
Pamiętajmy o Henryku Sławiku, Ulmach i tysiącach zapominanych już polskich sprawiedliwych. Nie potępiajmy tych oferujących żywność, odzież, cokolwiek i proszących o pójście dalej. Możemy wymagać od ludzi przyzwoitości, heroizmu – nie. Dlatego czcijmy naszych bohaterów, bo oni wskazują nam, jak można zachować się w dramatycznej sytuacji.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Henryk Sławik. Sprawiedliwy z Szerokiej” znajduje się na s. 22 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 111/2023.
Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
„Było to bardzo duże trzęsienie ziemi (…). Tak duże trzęsienie ziemi jest bardzo rzadkim zjawiskiem w tym regionie” mówi dr inż. Anna Kwietniak z Wydz. Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH.
Każdy z nas ma dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków. Mamy bardzo różne linie genetyczne. Ale ogólnie jesteśmy jako Polacy bardzo mocno do siebie wszyscy podobni i to jest niezwykłe.
Konrad Mędrzecki, Ryszard Derdziński
(…) Nie wiem, czy Państwo wiedzą, że znany nam gryf to jest tak naprawdę istota żeńska, ponieważ męski gryf nie posiada skrzydeł, ma je tylko kobieta-gryf. Gryf jest połączeniem dwóch zwierząt: lwa i orła. Niektórzy historycy uważają, że w wypadku dynastii Gryfitów – a jej genezy do końca jeszcze nie poznano – nastąpiło połączenie znaku lwa z orłem piastowskim. Piastowie pieczętowali się orłem, który musiał wejść w konszachty z jakimś lwem. No i powstał znak gryfa.
Ale chyba nikt rodowodu gryfów nie zbadał do końca. Mędrcy chrześcijańscy uważali te zwierzęta za symboliczne. Izydor z Sewilli na przykład stwierdził, że Gryf jest symbolem Pana Jezusa, ponieważ łączy w sobie orła i lwa. W Biblii lew występuje np. jako lew Judy, a orzeł pojawia się m.in. jako ten, który niesie Słowo Boże, występuje też psalmach. W Ewangeliach święty Marek to lew, a święty Jan – orzeł.
Dobre konotacje. A jak wiąże się to z tym, jak Tolkien pisał o gryfach?
Niestety nie wykorzystał tego. Kiedy był na studiach, narysował herb swojej rodziny z tym gryfem, ale tematu nie rozwijał. W jego mitologii nigdzie nie pojawia się żadna istota, która przypomina gryfa. Jedynie w pierwszym polskim tłumaczeniu Władcy Pierścieni Marii Skibniewskiej koń Gandalfa ma na imię Gryf, nie wiadomo dlaczego, bo po angielsku nazywa się Cienistogrzywy i to imię występuje w obecnych tłumaczeniach. Tak więc pierwotnie Gandalf jeździł na Gryfie, ale to jest tylko taki polski, można powiedzieć, wtręt.
Czy u Tolkiena pojawiały się w ogóle jakieś istoty, mające z gryfami coś wspólnego poza grzywą, którą można by tutaj od biedy, tak jak pani Skibniewska, brać pod uwagę?
Tolkien w swojej mitologii nieczęsto nawiązuje do świata demonicznych czy mitycznych wyobrażeń śródziemnomorskich, tylko raczej do mitów północnych i dlatego do jego heraldyki i mitologii weszły smoki, a gryfy nie. Natomiast gryfy występują u Lewisa w Opowieściach z Narnii. Świat Narnii wypełniony jest istotami, które znamy z mitologii Greków i Rzymian.
W ogóle gryfy pochodzą z mitologii Bliskiego Wschodu; chyba po raz pierwszy są wspomniane w Asyrii, w którymś z krajów babilońskich. I potem Grecy starożytni poznali gryfy dzięki Herodotowi. Lewis w swojej mitologii Narnii dużo przejął właśnie z mitów Greków i Rzymian i dlatego też np. w Ostatniej bitwie pojawiają się pędzące gryfy. Pięknie to widać na filmie. Także podczas bitwy z Białą Czarownicą można zobaczyć gryfy w akcji; to naprawdę niebezpieczne zwierzęta mityczne.
Takie też niosą przesłanie. Są gryfy dobre, chrześcijańskie, że tak powiem, i są też groźne. Jak w końcu z nimi jest?
W Septuagincie, czyli w greckim przekładzie Biblii Starego Testamentu, gryfy były zwierzętami nieczystymi i jest tam zalecenie, żeby nie jeść gryfów. A gryfy mitologiczne były postaciami raczej negatywnymi. Pilnowały skarbów jak smoki i tak one były bardzo zazdrosne i chciwe. W wyobrażeniach Herodota, jak pamiętam, gryfy pilnowały kurhanów ze złotem, ze skarbami, gdzieś na stepach Wschodu. Natomiast my, chrześcijanie, potrafimy kulturę zaadaptować do chrystianizacji.
Lewis zauważył w gryfie podobieństwa do tych dwóch bardzo pozytywnych zwierząt mitologicznych, a także rzeczywistych, czyli orła i lwa. A chrześcijaństwo to nie jest przecież potulna religia. To jest religia bardzo groźna dla grzechu, dla zła. I tutaj waleczny gryf to nie jest wcale zły symbol. Pan Jezus z Apokalipsy podąża na koniu, z mieczem, właśnie na wielką bitwę. Mamy takie obrazy choćby u Lewisa w bitwie z Białą Czarownicą. (…)
A jak to się stało, że „Gotki Słowian pokochały”?
(…) Otóż emocje Polaków rozpala spór o to, czy Słowianie na naszych ziemiach są od tysiącleci, czy też przybyli dopiero gdzieś około roku 500, a wcześniej mieszkali tu inni ludzie.
Konkluzja jest taka, że Polacy są na tych ziemiach autochtonami. Jako populacja polska mamy przodków, którzy żyli tutaj wcześniej niż 500 lat po Chrystusie, jeszcze w epoce brązu, a nawet w neolitycznej. Różne wielkie fale osadników przetaczały się po Europie i zmieniały jej oblicze. W tej chwili ma miejsce kolejna wielka migracja – z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej – i też odmieni losy kontynentu.
My, Polacy, jesteśmy potomkami tych pradawnych ludów, które tu mieszkały. W pewnym momencie, w epoce żelaza, pojawili się tutaj też Germanie, czyli właśnie owi Goci. Teraz już wiemy na pewno, właśnie dzięki badaniom genetycznym, że od nich pochodzą dzisiejsi Skandynawowie. Goci, którzy mieszkali nad Wisłą, przemieszczali się w kierunku Kotliny Hrubieszowskiej wzdłuż Wisły, a potem zamieszkali na stepach.
Czy Niemcy to Skandynawowie?
Niemców tutaj nie było. Niemcy to jest osobna historia Skandynawów.
Ogólnie Germanie i Słowianie to takie dwa wielkie ludy z terenu Europy. Jesteśmy my, Słowianie, i Germanie, podobnie jak inne ludy mieszkające w Europie – Celtowie, ludy romańskie. Wszyscy jesteśmy potomkami Praindoeuropejczyków na takim samym poziomie. Nikt nie jest, że tak powiem, bardziej indoeuropejski niż pozostali. Natomiast Słowianie są bardzo sobie bliscy, gdy chodzi o genetykę, ale także językowo.
Wbrew temu, co nam się może wydawać, wywodzimy się z wczesnej epoki brązu. Z kultury archeologicznej, która nazywa się kulturą ceramiki sznurowej. I wielkie etnosy – Bałtów, Słowian, Germanów, Celtów – wywodzą się właśnie z tego kręgu kulturowego. Ich języki rozwijały się odrębnie, na nie jeszcze nakładały się różnego rodzaju tzw. substraty – np. kiedy Indoeuropejczycy zamieszkali na terytorium, gdzie zastali już jakąś ludność, to z jej języków. Często w językach germańskich mamy szczególnie dużo tego typu zapożyczeń od ludów ze Skandynawii.
Ogólnie można powiedzieć, że gniazdem Germanów są północne Niemcy, południowa Skandynawia, natomiast gniazdem Słowian, moim zdaniem i zdaniem większości w tej chwili wiodących naukowców w Polsce, są tereny dzisiejszej Ukrainy, ewentualnie może jakiś fragment wschodniej Polski za Wisłą, czyli obszar np. dzisiejszego województwa podkarpackiego, ale przede wszystkim właśnie Ukraina Zachodnia i pogranicze z Białorusią.
Tam prawdopodobnie mieszkali ci Prasłowianie, którzy mieli specyficzny język. Oni nie byli bardzo podobni do nas, ponieważ według badań wspomnianego zespołu naukowców, Słowianami staliśmy się dopiero w momencie, gdyśmy się połączyli z innymi ludami. No i właśnie pani Segond i pan Martyka bardzo fajnie to opisali. Humorystyczny tytuł tego artykułu odnosi się do tego, że dzisiejsza populacja Polski ma w sobie bardzo wiele z kobiet, które mieszkały na naszych ziemiach w tych dawnych czasach.
Autochtonami jesteśmy przede wszystkim jako potomkowie tych właśnie kobiet. Te kobiety pochodziły od Gotów i Wandalów, pewnie też Wenetów, tajemniczego ludu, który się potem ze Słowianami tak mocno zlał, że np. Germanie nazywali Słowian Wenedami, zwłaszcza tych z Pomorza Zachodniego.
Ciekawe, że u Tolkiena Słowianie są w jakimś sensie obecni, ale niestety nie jako ludy szczególnie dobre. Jesteśmy tam opisani jako tzw. Easterlingowie, poddani Saurona, bo kiedy Tolkien pisał swoją książkę, to wszystkie kraje słowiańskie były w bloku komunistycznym, tak więc mógł mieć takowe skojarzenia.
W każdym razie my jako Polacy jesteśmy autochtonami. Jako Słowianie – nie, bo Słowianie przybyli prawdopodobnie właśnie około V-VI wieku na teren Polski z niedalekich ziem, bo gdzieś z Wołynia, czyli właśnie z zachodniej Ukrainy, i zlali się potem z miejscową ludnością. To byli pewnie głównie wojowniczy mężczyźni, tak się domyślamy po liniach Y-DNA, które są obecnie w Polsce najbardziej rozpowszechnione.
Ja też zbadałem swoje Y-DNA. Akurat moi pradawni przodkowie w linii męskiej mieszkali gdzieś w okolicach dzisiejszego Grodna albo Litwy i byli Jaćwingami. Wcześniej nazywano ich Bałtami. Natomiast na pewno liczne są inne linie męskie w mojej rodzinie. Każdy z nas ma dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków. Mamy bardzo różne linie genetyczne. Ale ogólnie jesteśmy jako Polacy bardzo mocno do siebie wszyscy podobni i to jest niezwykłe.
Jesteśmy dosyć podobni do Białorusinów, także do Litwinów z południa, którzy też byli pod zaborami. Jesteśmy podobni do Ukraińców. Bardzo podobni do nas genetycznie są Słowacy. Troszkę mniej Czesi, bo oni byli bardziej zgermanizowani, ale stanowimy taki słowiański trzon, z czym oczywiście nie wszyscy muszą się zgadzać.
Wyszliśmy z terenów dzisiejszej zachodniej Ukrainy i południowej Białorusi, ale także pewnie ze wschodniej Polski, czyli zza Wisły. (…)
Cała rozmowa Konrada Mędrzeckiego z tolkienistą Ryszardem Derdzińskim pt. „Gryfy, genomy i Germanie” znajduje się na s. 29–31 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 111/2023.
Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
„Chcemy tego dnia i przez kolejne dni uwielbiać Boga, że żyli przed nami tacy ludzie jak Ulmowie, ta rodzina, która oddała życie za innych ludzi” – mówi o. Jan Maria Szewek OFM.
„Wiele razy jest też tak, że to nasi sąsiedzi Niemcy podglądają Polaków w jaki realizować poszczególne inwestycje.” – mówi Paweł Sałek, doradca prezydenta RP ds. środowiska.