Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać? Polityka historyczna Polski i polityka historyczna wobec Polski

Kto miał w Polsce prowadzić politykę historyczną – Miller z Kwaśniewskim? premier B., dwojga pseudonimów? Czy premierzy „Carex”, „Olin”, a może gość, dla którego „polskość to nienormalność”?

Jan Martini

Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać

Gdy luksusowy statek wycieczkowy „Silver Cloud” zawinął do Istambułu, wszyscy jego pasażerowie, schodząc na ląd, otrzymali propagandową broszurę z informacją, że ludobójstwa Ormian nie było. Można się było dowiedzieć, że ludność ormiańska sprzyjała wrogom Turcji, a ze względu na przypadki sabotażu, dywersji i szpiegostwa władze wojskowe zmuszone były usunąć (na tamten świat) wrogą ludność z rejonów przyfrontowych.

Kwestionowanie pierwszego ludobójstwa w XX wieku (rzeź 1,5 mln Ormian w 1915 r.) jest elementem tureckiej polityki historycznej. Ale Turcja jest krajem suwerennym, a nas przekonano, że we współczesnym świecie nie istnieją państwa w pełni suwerenne. Zadowoliliśmy się zatem państwem teoretycznym, nie dbającym o swój wizerunek.

Często można usłyszeć opinię, że „zaniedbaliśmy”, „nie potrafiliśmy”, a zresztą – kto miał prowadzić politykę historyczną – Miller z Kwaśniewskim? premier B., dwojga pseudonimów? Czy premierzy „Carex”, „Olin”, a może gość, dla którego „polskość to nienormalność”?

Wbrew takim głosom, ludzie administrujący „tenkrajem” prowadzili konsekwentną politykę historyczną. Świadczą o tym liczne filmy, nagradzane dzieła literackie czy plastyczne, a zwłaszcza wylansowanie Jana Grossa, którego misją życiową jest rozbudzanie i kultywowanie antysemityzmu w Polsce (polski antysemityzm jest potrzebny pewnym środowiskom w Polsce i na świecie jak woda rybie). To dzięki kręgom zbliżonym do Michnika i Geremka wspomniany Gross uzyskał międzynarodowy status najwybitniejszego (obok prof. Baumana) uczonego polskiego.

Pracując przez wiele lat na luksusowych statkach, miałem okazję prowadzić dziesiątki rozmów z pasażerami. Wielokrotnie mogłem się zdziwić stanem wiedzy historycznej Amerykanów. Dla wielu z nich wojna w Europie zaczęła się w 1941 roku atakiem nazistów na Związek Radziecki. O polskim zwycięstwie w 1920 roku nie słyszał nikt („przecież Armia Czerwona jest invincible – niezwyciężona”). Słyszano o powstaniu w warszawskim getcie, ale o „aryjskim” powstaniu – już nie. Informacja o tym, że Niemcy mordowali także Polaków-chrześcijan najczęściej budziła niedowierzanie.

Jak mgliste jest na Zachodzie pojęcie o okupacji w Polsce, świadczy opinia pewnego intelektualisty francuskiego. Jego zdaniem na wieść o mordowaniu żydowskich współobywateli Polacy powinni ogłosić strajk generalny i zmusić okupantów do zaprzestania działań…

W Ameryce istnieje szczególny rodzaj historyków – historycy Holokaustu, a na dziesiątkach uczelni w Ameryce (i Europie) prowadzą działalność katedry studiów nad Holokaustem. Wszelkie próby „pisania na nowo historii” są daremne, bo amerykańska opinia publiczna jest całkowicie zdominowana przez już ustaloną narrację („udział Polaków w Holokauście jest naukowo udowodniony, bo pisał o tym także Polak – profesor Gross, a polski prezydent nawet przeprosił”…) Kłamliwa książka Grossa, cytowana tysiące razy, stała się nieformalną szóstą księgą Tory – Pięcioksięgu Mojżesza.

Kto i dlaczego kolaborował?

Największy „łowca nazistów” Szymon Wiesenthal przez kilkadziesiąt lat zlokalizował i zneutralizował ponad tysiąc zbrodniarzy hitlerowskich. Obok Niemców i Austriaków byli wśród nich Ukraińcy, Łotysze, Litwini Rumuni, a nawet Rosjanie (jeńcy sowieccy zatrudnieni jako wachmani w Sobiborze). NIE BYŁO POLAKÓW, ale i tak postrzegani jesteśmy jako główni kolaboranci Hitlera.
Mimo kuszącej perspektywy walki z bolszewikami, kolaboracja Polaków z Niemcami nie miała szans z uwagi na wielką brutalność władz okupacyjnych, a także na niechęć Hitlera do tworzenia zbrojnych oddziałów polskich. Pamiętano „zdradę Polaków” podczas I wojny i liczne dezercje poborowych ze Śląska i Pomorza. Poza tym mieliśmy być następnym narodem po Żydach do „wykasowania”.

Przy skali milionów ofiar polska kolaboracja była wręcz nędzna, ale dewastująca wizerunkowo. Jakiś motłoch mordujący i rabujący Żydów w Szczebrzeszynie czy Łukowie, kanalie donoszący za nagrodę (3 litry wódki) czy ze strachu, jacyś chłopi zmuszeni przez Niemców do wspólnego przeczesywania w tyralierze lasów, aby wyłapać uciekinierów z getta. Ile mogło być ofiar tych nikczemnych działań? Z pewnością za dużo, ale czy można mówić (jak premier Netaniahu) o SYSTEMOWEJ kolaboracji? I jak się to ma do skutków żydowskiej kolaboracji (czy tylko kooperacji) Judenratów i policji w gettach?

Początkowo tworzenie zamkniętych dzielnic żydowskich przyjmowane było przez Żydów z zadowoleniem – uzyskali autonomię i prawa niedostępne Polakom. Mieli swoją administrację, szkolnictwo, służbę zdrowia, a nawet tramwaj. Minęło trochę czasu, zanim zorientowali się, że to śmiertelna pułapka.

Trudno mieć pretensje do kolaborantów – w sytuacjach ekstremalnych ludzie podejmują działania rozpaczliwe, a kolaboracja zwiększała szansę na przeżycie. Jednak większość żydowskich policjantów miała tylko ten komfort, że pojechali ostatnim transportem, a do wagonu zagnał ich kopniakiem błękitnooki aryjczyk. Czy bez pracy Judenratów i policji żydowskiej byłoby możliwe perfekcyjne funkcjonowanie tej machiny zbrodni stworzonej przez Eichmanna i innych zdolnych organizatorów? Tysiące wagonów krążących po Europie z uwzględnieniem przepustowości torów i pojemności bocznic. Żadnych przestojów, krematoria pracujące w systemie 24/7. Nadzwyczaj udane konstrukcje zaprojektowane przez najlepszych niemieckich inżynierów. Bezawaryjne, niezawodne. Jednak ludzki surowiec do fabryk śmierci musiał być pozyskiwany przez kooperantów w gettach na każdy dzień we właściwej ilości. Tak, aby nie było przerw…

W kataklizmie polskim po 1939 roku mniejszości narodowe zachowały się często nielojalnie względem Polaków, ale czy można mieć pretensje, że nie mieli ochoty iść z nami na dno? Doświadczenie 2 tysięcy lat diaspory nauczyło Żydów opowiadania się po stronie silniejszego. Z przekazów rodzinnych wiem o bulwersującym ich zachowaniu w okupowanym przez bolszewików Lwowie. „Wasze się już skończyło” – taki tekst usłyszał niejeden Polak – późniejszy antysemita.

O ile żydowską kolaborację z Niemcami można usprawiedliwić stanem wyższej konieczności (zagrożeniem życia), to kolaboracja z sowietami była całkowicie dobrowolna. Czy bez pomocy znających język i teren obywateli polskich żydowskiego pochodzenia byłoby możliwe zainstalowanie sowieckiego protektoratu zwanego Polską Ludową?

W latach 1939–1956 udział Żydów w sowieckim aparacie represji był smutnym faktem i przyczynił się do setek tysięcy polskich ofiar zesłanych do gułagów czy zamordowanych. Myślę, że nie warto rozdrapywać ran i licytować się na kolaborację. Wszyscy byliśmy przede wszystkim ofiarami. W warunkach straszliwej wojennej demoralizacji, gdy górę brała zoologiczna część ludzkiej natury, cena ludzkiego życia nie była większa niż 2 grosze.

O tym, że kolaboracja czasem popłaca, świadczy niezwykły życiorys Reich-Ranickiego. Pracując jako urzędnik w Judenracie, wyekspediował swoich rodziców do Auschwitz, zdefraudował kasę urzędu i uciekł na stronę aryjską. Dzięki pieniądzom udało mu się doczekać wkroczenia bolszewików. Wtedy zaczął kolaborować z drugim okupantem, pracując w NKWD. Następnie jako funkcjonariusz UB pojechał z kolegą Kiszczakiem do Londynu, gdzie „filtrował” polskich oficerów pragnących wrócić do kraju. Później uciekł (?) do Niemiec Zachodnich, gdzie został krytykiem literackim. W 1975 roku jego kariera zawisła na włosku, gdy wyszła na jaw jego praca w bezpiece. Niemcy ze zrozumieniem przyjęli jego tłumaczenie, że musiał wstąpić do NKWD, by ochronić się przed polskim antysemityzmem. Ranicki zwany był „papieżem literatury niemieckiej” i przez 30 lat wypromował rzeszę pismaków mających wpływ na obecny stan niemieckich umysłów.

Śmierć śmierci nierówna

Gdy w 80. rocznicę „Hołodomoru” na Ukrainie pewien polityk ukraiński nazwał to ludobójstwo holokaustem, wybuchła awantura porównywalna do obecnej w Polsce. Mimo, że sztucznie wywołany głód w latach 1932–1933 pochłonął podobną liczbę ofiar (5–7 mln), nazwanie tej sowieckiej zbrodni Holokaustem wywołało w Izraelu gwałtowną reakcję. Żydzi zazdrośnie strzegą swego monopolu na cierpienie.

Dlatego nikt nigdy nie próbuje używać terminu ‘Holokaust’ w odniesieniu do innych, nierzadkich niestety zbrodni ludobójstwa. Prof. Barbara Engelking-Boni (ex-żona europosła o pseudonimie „Znak”), kierująca Centrum Badań nad Zagładą Żydów, w wywiadzie dla zaprzyjaźnionej telewizji powiedziała: Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna… śmierć jak śmierć… A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym.

A więc nie jesteśmy sobie równi w obliczu śmierci – prawdopodobnie także tortury dla jednostek subtelnych były bardziej dotkliwe niż dla gruboskórnych Polaków…

Antysemityzm zamaskowany

Staramy się być naprawdę mili dla „starszych braci”. Na arenie międzynarodowej zawsze popieramy Izrael. Polska i Izrael są strategicznymi partnerami, choć trudno oprzeć się wrażeniu braku symetryczności. Czy robimy równie dobre interesy w Izraelu, jak Izraelici w Polsce? Zbudowaliśmy muzeum Historii Żydów w Polsce, co roku w Krakowie odbywa się największy na świecie Festiwal Kultury Żydowskiej. Minister kultury ofiarował 100 mln zł na remont cmentarza żydowskiego (polskie nekropolie w Wilnie i Lwowie muszą poczekać).

Nikomu nie przeszkadza, że na Biennale w Wenecji reprezentowała Polskę artystka z Izraela, a dyrektorem opery w Poznaniu jest obywatel Izraela mieszkający w Belgii.

W 2007 roku została w Polsce reaktywowana żydowska loża masońska B’nai B’rith. Jednym z celów jej działalności jest walka z rzekomo antysemickim Radiem Maryja. Mało znany fakt – Janusz Palikot przeszedł na judaizm i zapisał się do B’nai B’rith.

Obszar obozu Auschwitz nie jest formalnie eksterytorialny, ale wpływ ministerstwa kultury na obsadę stanowiska dyrektora wydaje się ograniczony. Wystawa poświęcona Pileckiemu jest niedostępna, na teren obozu nie można wnosić polskich flag (dozwolone są flagi Izraela). Polskie ofiary zakwalifikowane są jako „nie-Żydzi”. Lecz kim są Polacy uznani przez Niemców jako Żydzi, bo pochodzili z mieszanych małżeństw, mieli żydowską babcię czy konwertyci? Wiele jest dowodów na to, że najmniejsza, ale bardzo wpływowa mniejszość jest w Polsce traktowana lepiej niż inne grupy etniczne. Niemniej uchodzimy za antysemitów, co tłumaczone jest katolicyzmem Polaków.

W takim razie jak wytłumaczyć fakt, że w najbardziej katolickiej diecezji – tarnowskiej – był też najwyższy procent uratowanych podczas okupacji Żydów? Tropiąca przejawy antysemityzmu na świecie Anti-Defamation League nie ma zbyt dużo roboty w Polsce, skoro w jej zasobach z ostatnich lat wciąż „wiszą” 3 „incydenty” – jakiś przygłup we Wrocławiu spalił kukłę Żyda, ktoś w Nowym Sączu napisał w klozecie „Jude won” itp.

Resztki antysemityzmu definitywnie skończyły się w 1968 roku, gdy władze komunistyczne zaczęły okazywać jawną niechęć (słowo represje byłoby za mocne) wobec obywateli pochodzenia żydowskiego.

Oskubią czy rozdziobią nas kruki i wrony?

Czy tylko niesłychanej wrażliwości Izraela i diaspory żydowskiej na tematykę związaną z Holokaustem zawdzięczać możemy wręcz alergiczną reakcję na ustawę o IPN? Przeczyć temu może materiał TVN o polskich miłośnikach Hitlera nakręcony przez funkcjonariusza medialnego Bertolda Kittela (brał także udział w „podgotowce” medialnej usunięcia R. Szeremietiewa z MON, gdy minister tworzył brygady obrony terytorialnej).

Dla nas świętowanie urodzin Hitlera jest czymś tak absurdalnym, że niewartym uwagi, ale materiał był przeznaczony na użytek zewnętrzny. Podobno pojawił się tysiące razy w większości telewizji świata. Obok wybuchu wulkanu na Bali czy lawiny błotnej w Kolumbii. Przekaz był wyraźny – Polsce grozi faszyzm. Coś trzeba z tym zrobić.

Telewizja TVN to jedna z głównych centrali medialnych opozycji. Gdy Rada Etyki Mediów usiłowała nałożyć na tę stację karę finansową za manipulatorską relację z próby puczu w 2016 roku, natychmiast interweniował Departament Stanu USA. Bo założona przez dwóch agentów komunistycznego wywiadu stacja TVN jest… amerykańska. Jej obecnym właścicielem jest David Zaslav, członek Światowego Kongresu Żydów – organizacji, która nie lubi polskich nacjonalistów.

Rabin Szudrich (ten, który zablokował ekshumacje w Jedwabnem) w wywiadzie dla izraelskiej gazety powiedział, że choć Żydom w Polsce żyje się lepiej niż w innych europejskich państwach, to sytuacja pogorszyła się, odkąd władzę sprawuje w Polsce partia nacjonalistyczna. Jednocześnie rząd tej „nacjonalistycznej” partii uchodzi za najbardziej proizraelski w III RP. W ogóle w ciągu ostatnich 30 lat wszystkie polskie rządy bardzo starały się zaprzyjaźnić z Izraelem. Chyba bez wzajemności.

Wydaje się, że w Izraelu bardziej sobie cenią przyjaźń z Federacją Rosyjską. Może dlatego, że do Izraela przybyło 1,4 mln rosyjskich Żydów w ramach operacji „Most”, którą to operację prawdopodobnie sfinansowaliśmy. Mówi się, że pieniądze na transfer emigrantów pochodziły z tzw. „oscylatora” (jednej z pierwszych wielkich afer III RP), zorganizowanego przez tandem zdolnych aferzystów izraelsko-polskich Bagsik & Gąsiorowski.

W roku 1989, po częściowym wycofaniu się Rosjan z interesu, powstała luka szybko zagospodarowana przez innych łowców okazji. Natychmiast zinwentaryzowano, co się znajduje i ile jest do wyjęcia z obszaru między Odrą a Bugiem. Policzono łąki miodne, lasy pełne zwierzyny, kopaliny itp. Dokonano nawet wyceny polskich Parków Narodowych. Wówczas te działania wydawały się absurdalne. „Ile jest warta Maczuga Herkulesa czy Giewont?” ironizowali dziennikarze. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze o kuriozalnym z prawnego punktu widzenia żądaniu rekompensaty za tzw. mienie bezspadkowe pozostawione w Polsce przez Żydów – obywateli polskich II RP. Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego wyceniła sobie swoje „należności” na 65 mld $. Pieniądze mają być przeznaczone dla ofiar Holokaustu i szerzenie wiedzy o zagładzie Żydów. Trudno sobie wyobrazić taką sumę. Grzegorz Braun wyliczył: gdybyśmy codziennie spłacali 1 mln $, to ostatnią ratę zapłacilibyśmy po 170 latach. Za niedużą część tej sumy można wygenerować polityka, stworzyć partię i przejąć władzę w średniej wielkości państwie.

Jak Dawidek z Goliatem

Większość ludzi w Polsce nie zdaje sobie sprawy, że proces odzyskiwania suwerenności zaczął się właściwie dopiero w 2015 roku. Pojawił się nowy podmiot (podmiocik?) i rozpycha się łokciami, co nie podoba się naszym sąsiadom z prawa i lewa. Pomrukuje też groźnie tak zwana światowa opinia publiczna. Nie jest tajemnicą, że osoby pochodzenia żydowskiego chętniej podejmują pewne zawody, a inne mniej. Żydzi lepiej się realizują w takich zawodach jak finansista, prawnik czy dziennikarz niż kierowca TIR-a czy elektromonter. Aby zapobiec nadmiernej koncentracji osób pochodzących z mniejszości narodowych w pewnych zawodach, władze II RP stosowały na uczelniach tzw. numerus clausus. Żydzi stanowili ok. 10% społeczeństwa i mieli zagwarantowane 10% miejsc na pewnych kierunkach studiów (np. prawo). Była to niewątpliwie dyskryminacja, piętnowana jako antysemityzm. W Stanach Zjednoczonych nie ma antysemityzmu, stąd istnieje tam wielka nadreprezentacja Żydów wśród prawników, dziennikarzy czy finansistów. Żydzi stanowią ok. 2% ludności USA, ale jedna trzecia sędziów Sądu Najwyższego jest Żydami!

Pewien Żyd – profesor w rozmowie z moim ojcem w latach 40. ub. wieku powiedział, że „teraz światowe żydostwo stanowi ogromną potęgę” (termin „żydostwo” nie miał wówczas konotacji pejoratywnej). Na uwagę ojca, że zginęło tak wielu Żydów, odpowiedział: „Ale kto zginął? – głównie biedota wzbudzająca niechęć ludności krajów osiedlenia i będąca źródłem antysemityzmu. Bogaci i elity żydowskie w większości ocalały. Teraz łatwiej będzie Żydom na świecie osiągnąć swoje cele”. Czyżby możnym tego świata Holokaust był na rękę?

Amerykański naukowiec badający wpływ judaizmu na kulturę współczesną, Kevin MacDonald, w swojej pracy The Culture of Critique wyodrębnił cele zwiększające szanse Żydów w rywalizacji o władzę i wpływy:

1. Wzbudzić poczucie winy za niechęć do Żydów umożliwiającą Holocaust.
2. Ośmieszać i zwalczać Kościół katolicki jako instytucję winną wpojenia masom antysemityzmu.
3. Oczyścić z chrześcijaństwa przestrzeń publiczną.
4. Podważać spoistość społeczeństw przez szerzenie indywidualizmu i relatywizację wartości.
5. Propagować wielokulturowość i masową imigrację.
6. Kwestionować dumę narodową kraju gospodarza jako przejaw nacjonalizmu.
7. Propagować swobodę obyczajową, zwłaszcza seksualną, i podążanie za przyjemnościami.

Ten program znamy z autopsji.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać” znajduje się na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać” na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Marek Jurek: Otrucie Siergieja Skripala to złamanie zasad obowiązujących nawet podczas Zimnej Wojny

O prześladowaniu chrześcijan na Bliskim Wschodzie, dyskryminacji w Europie, próbie otrucia Siergieja Skripala oraz relacjach Zachodu z Putinem w rozmowie z Radiem WNET mówił europoseł Marek Jurek.

– Na szczęście w Europie coraz więcej mówi się o prześladowaniu Chrześcijan i rejestrowanie samego faktu jest coraz częstsze. Natomiast jeżeli chodzi o napiętnowanie wprost nienawiści i pogardy antychrześcijańskiej jako form dyskryminacji, jako zagrożenia dla pokoju społecznego i międzynarodowego jest niestety ciągle odrzucane – stwierdził przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej.

[related id=53006]Potrzeba pokoju jest niezbędna dla możliwości pozostania chrześcijan w krajach kościołów pierwotnych. Posługując się historią Iraku wskazał na tamtejszy spadek liczby wyznawców Chrystusa o 80 proc.: – Miliona ludzi tam nie ma. To są czasami ofiary prześladowań fizycznych, a bardzo często exodusu, ucieczki. Musimy działać tak, żeby wspólnoty chrześcijańskie funkcjonowały na Bliskim Wchodzie przynajmniej tak jak żyją w spokoju w Libanie czy Izraelu.

Otrucie Siergieja Skripala ocenił jako groźny sygnał i złamanie reguł, które były przestrzegane nawet podczas Zimnej Wojny. Wyraził również żal, iż polskiej dyplomacji nie udało się wpłynąć na przemówienie premier Teresy May, aby wśród ataku Rosji na Krym i otrucia Aleksandra Litwinienki wymieniła przetrzymywanie wraku polskiego samolotu, w którym zginęła elita naszego kraju.

Stwierdził również, że nie widzimy wielu gestów sympatii wobec Władimira. Jako przykład podał spotkanie premiera Belgii z prezydentem Rosji w prywatnej rezydencji Putina, a rozmowy dotyczyły ocieplenia relacji między Rosją a Zachodem: – Później Charles Michel jedzie do wyższej szkoły handlowej w Moskwie i wygłasza wykład mówiąc, że Machiavelli i Monteskiusz nauczyli nas, że pokój należy budować przez handel. Tylko pytanie czym handel? Czy bezpieczeństwem państw Europy Środkowej? Czy bezpieczeństwem tych, którzy mają odwagę przeciwstawiać się agresywnej polityce Rosji w naszym regionie?

 

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.

WJB

Alawici do grobu, chrześcijanie do Libanu. Czyli dlaczego chrześcijanie popierają krwawego dyktatora

– Strefa Guty jest ostrzeliwana na prośbę mieszkańców Damaszku – poinformował ks. Waldemar Cisło, dyrektor Sekcji Polskiej Pomocy Kościołowi w Potrzebie.

Na wstępie sympozjum „Solidarność i ochrona: polityczne obowiązki Europy wobec prześladowanych chrześcijan” europoseł Marek Jurek stwierdził, że podstawowym zadaniem jest rozpoznanie potrzeb prześladowanych chrześcijan oraz ustalenie systemu ochrony: – Jaki porządek międzynarodowy może gwarantować bezpieczeństwo ich życia, jakie sytuacje niosą dla nich największe zagrożenia. Przyjeżdżam bezpośrednio ze spotkania z arcybiskupem Sleimanem, metropolitą łacińskim Bagdadu, który trochę skorygował dane. Mówi, że na szczęście chrześcijanie częściowo powracają do swoich domów, ale mimo to w perspektywie tego stulecia, 81 proc. chrześcijan znikło z Iraku. Wyjechali albo zginęli.

Europoseł przypomniał również, że jeszcze w przededniu krucjat, chrześcijanie stanowili większość mieszkańców współczesnego Iraku.

 

Ksiądz Waldemar Cisło przedstawił inne informacje o wojnie w Syrii niż te, które powszechnie do nas docierają. Dotyczy to przede wszystkim ostrzeliwanej strefy Guty, która według relacji mieszkańców Damaszku, jest ostrzeliwana na ich prośbę:

– Oni przez kilka lat byli ostrzeliwani przez rebeliantów czy partyzantów z Guty. Pytali mnie „gdzie były organizacje międzynarodowe, gdy oni nas ostrzeliwali? To my wymusiliśmy na prezydencie, aby zakończył ataki na nas” – relacjonował ks. Cisło.

Opowiedział również o obozie dla uchodźców, który został zlikwidowany, ponieważ jego mieszkańcy znaleźli pracę i mieszkania. Jedną z podstawowych potrzeb dla ofiar wojny była możliwość edukacji dzieci. Jak wytłumaczył dyrektor Sekcji Polskiej Pomocy Kościołowi w Potrzebie, ceni się tam edukację, która daje możliwość wysokich zarobków. Dzięki pracowitości Syryjczyków oraz dobrej lokalizacji geopolitycznej PKB Syrii przed wojną był wyższy od PKB Polski.

– Inne organizacje nie mają pieniędzy lub nie chcą ich dawać na pomoc medyczną. Już w tym roku mamy prośby z tych kilkunastu miejsc w Syrii na 700 tysięcy euro. Proszą nas o jedno. „Nie znudźcie się tą pomocą” – mówił ks. Waldemar Cisło.

 

Prof. Maciej Münnich, wykładowca KUL, współpracownik Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego oraz portalu Defence 24 zatytułował swój referat „Dlaczego syryjscy chrześcijanie wspierają krwawego dyktatora?”. Wykazał w nim złożoność problemu wojny w Syrii oraz duże poparcie społeczne dla Baszszara al-Asada.

– Problem polega na tym, że Wolna Armia Syryjska to nazwa. W rzeczywistości nie istnieje coś takiego. Nie ma centralnego dowództwa, nie ma jednej ideologii, wzorca. To są bardzo różne lokalne ugrupowania – a ostatnia próba zjednoczenia była podjęta w 2013 roku. Ostatecznie została powstrzymana przez inne ugrupowanie rebelianckie.

– Kościoły z początku nie angażowały się w ten konflikt, a część chrześcijan nawet uczestniczyła w antyasadowskich protestach, licząc na bardziej demokratyczne rządy – zwrócił uwagę Maciej Münnich, podając przykłady mordowania chrześcijan i niszczenie kościołów przez islamskich rebeliantów. – W poprzednim roku mówiłem, jakie jest hasło malowane na murach przez umiarkowanych rebeliantów: „Alawici do grobu, chrześcijanie do Libanu” – zakończył.

 

Prelegenci odpowiedzieli również na pytania uczestników sympozjum. Z powodu złej jakości nagrania seria pytań została wycięta.

 

WJB

Watykan przygotowuje dwa dokumenty o gender. Pierwszy zostanie opublikowany najpóźniej za dwa miesiące

Jak ujawnił abp Angelo Zani sekretarz Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej Stolica Apostolska przygotowuje dwa dokumenty na temat ideologii gender.

Dokument przygotowywany przez Kongregację ds. Edukacji Katolickiej będzie miał formę listu skierowanego do wszystkich episkopatów. Kongregacja nie podejmie jednak dyskusji z ideologią gender, lecz przypomni główne zasady chrześcijańskiego wychowania w tym względzie.

Na dokument bardziej pogłębiony, uwzględniający różne aspekty antropologiczne tej ideologi będziemy musieli poczekać trochę dłużej. Przygotowuje go Kongregacja Nauki Wiary.

Abp Angelo Zani przypomniał, że do zbawczej misji Kościoła należy troska o integralny rozwój człowieka, w tym jego seksualności. Teoria gender budzi uzasadniony niepokój, bo jak zauważył papież Franciszek promuje ona „społeczeństwo bez różnic płciowych i banalizuje podstawy antropologiczne rodziny”, a „tożsamość człowieka zdana jest na indywidualistyczny wybór”.

Papież wielokrotnie występował z ostrą krytyką tej ideologii. Podczas konferencji prasowej po podróży do Azerbejdżanu nazwał ją przejawem ideologicznej kolonizacji i wojną z małżeństwem.

 

Apel do katolickich nauczycieli by odwoływali się do zdrowego rozsądku jako fundamentu nauczania Kościoła, wygłosił również Prymas Anglii i Walii. Kard. Vincent Nichols.

– Uczniowie mogą podawać pod wątpliwość swoją tożsamość, jednak szkoły nie mogą ignorować płci, w jakiej narodziły się dzieci ani tym bardziej zachęcać do jej zmiany – oświadczył. Wyraźnie zaznaczył również kontrast pomiędzy Kościołem katolickim a Wspólnotą Anglikańską, która otwarcie zachęca dzieci do odkrywania, że „tożsamość skrywa się pod wieloma płaszczami”. Arcybiskup Westminsteru podkreślił, że płeć jest „dana” i przychodzi z narodzinami, jest wbudowana w człowieka. Taki fundament – dodał – w dzisiejszym płynnym świecie jest bardzo ważny.

 

Źródło: KAI

WJB

Podczas strajku kobiet w Madrycie zniszczono elewacje dwóch kościołów

Podczas odbywającego się 8 marca strajku generalnego kobiet zniszczono elewacje kościołów Ducha Świętego oraz Pielgrzymującej Dziewicy z Fatimy. Części napisów była wulgarna i propagowała aborcję.

W czwartek kilkadziesiąt tysięcy kobiet wyszło na ulice miast Hiszpanii w obronie ich praw. Towarzyszą temu manifestacje, które doprowadziły w kilku miastach do chaosu komunikacyjnego. Nad ranem odwołano w całym kraju ponad 300 kursów pociągów. W wielu miastach Hiszpanii prowadzone są także manifestacje, których uczestniczki żądają poszanowania praw kobiet, zmniejszenia dyskryminacji płciowej na rynku pracy, a także walki ze zjawiskiem przemocy domowej.

Pozytywnie o proteście Hiszpanek wypowiadało się na początku marca kilku biskupów, w tym arcybiskup Madrytu kard. Carlos Osoro. W jednym z wywiadów przyznał on, że rozumie motywy strajku Hiszpanek w Dniu Kobiet, dodając, że kobiety słusznie walczą o swoją godność.

Na ścianach i drzwiach wejściowych do świątyń nieznani sprawcy, prawdopodobnie uczestnicy protestu, wypisali farbą hasła i znaki organizacji feministycznych, w tym zdania propagujące aborcję. Treść niektórych z nich jest wulgarna.

DK/WJB, Źródło: KAI

Znaczenie i rola „gańby” w dokonywaniu tzw. zmiany społecznej / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” 43/2018

W bitwie z bezwstydem brakuje stanowczego sprzeciwu wobec tzw. nowej seksualności. Trudno więc się dziwić, że człowiek, wyłaniający się z haseł rewolucji seksualnej, to już nie jest stworzenie Boże.

Herbert Kopiec

Komu zależy na wywłaszczaniu ludzi ze wstydu?

Podzielę się dziś – notabene nie po raz pierwszy – paroma uwagami o znaczeniu i roli wstydu (gańby)w dokonywaniu tzw. zmiany społecznej (Z. Kwieciński, „Pedagogie Postu”, Kraków 2012). To z pozoru niewinnie brzmiące pojęcie oznacza postawienie świata na głowie, zmianę wzorców kulturowych w tempie tak przyspieszonym, że wzorce poprzednio dominujące zaczynają gwałtownie upadać.

Skoncentruję się na seksie wprzęgniętym w tę służbę lewackiej, antychrześcijańskiej rewolucji obyczajowej, odnotowując dla klarowności wywodu, iż pomysł manipulowania ludźmi za pomocą seksu nie jest nowym wynalazkiem. Tyle, że współcześnie już nie praca, lecz seksualność stała się tym, co należało/należy wyzwalać, a z czasem – gdy zakwestionowano pojęcie natury – kreować.

Herbert Marcuse (1898–1979), jeden z patronów kontrkulturowej rewolucji 1968 roku, zmierzającej do sygnalizowanej „zmiany społecznej” – postawił na destabilizację tradycyjnego społeczeństwa, które, według niego, należy zniszczyć, gdyż jest represyjne i nie pozwala człowiekowi być wolnym. Zakładał, że można to osiągnąć m.in. poprzez wczesne rozbudzenie seksualne młodzieży uniwersyteckiej i doprowadzenie do powszechnej rozpusty. Marcuse nawoływał do palenia bibliotek oraz do uprawiania seksu na świeżym powietrzu, najlepiej w narkotycznych oparach, poprzez które – rzekomo – widać prawdziwy świat. Aby być wolnym i szczęśliwym – twierdzą lewackie siły postępu – trzeba uwolnić skądinąd sympatyczny popęd seksualny, bo gdyby go nie było – trzeba to przecież przyznać – to i nas by nie było. Słowem: niezbędna jest „rewolucja erotyczna”.

Starsi wiekiem pamiętają pionierkę tych zmian moralnych, „burzycielkę seksualnego tabu” w epoce PRL-u – Michalinę Wisłocką (1921–2005). Ostatnio w związku z premierą filmu (styczeń 2017) o jej edukacyjnej krucjacie gazety pisały, że „Ona nauczyła Polaków seksu”, a w „Wysokich Obcasach” ukazał się tekst pod tytułem: Rewolucja erotyczna Michaliny Wisłockiej: To była walka o miłość. W jej pojmowaniu miłości – zauważmy – seks był/jest traktowany bardziej jako cel niż środek. Pod pewnym względem w sukurs Wisłockiej przyszła ostatnio reżyserka filmowa M. Szumowska (ur.1973), produkując ideologiczne filmy, między innymi o płatnej miłości – rzekomo wyjątkowo odkrywczej i pociągającej, w stylu „soft porno”. „To film o pożądaniu rzeczy. Seks jest jedną z nich” – mówi reżyserka Szumowska o swojej nowej fabule – prostytucji wśród paryskich studentów. Główną rolę gra francuska gwiazda Juliette Binoche.

W rozmowie z dziennikarzem awangardowa artystka Szumowska wyznaje, że pierwszy raz spotkała się z aktorką, która nie ma w sobie strachu, jest tak otwarta. „Zaskoczyła mnie już samą decyzją, że chce zagrać w takim filmie. Na planie nie stawia sobie żadnych barier i podaje siebie jak na tacy. To sprawiło, że ja również podjęłam to wyzwanie – podałam siebie na tacy (…). Odkryłyśmy między sobą podobieństwo. Obie potrafimy lekko przekraczać granice – wstydu czy przyzwoitości, jak ktoś chce to nazwać, o co, jak wiesz, w ogóle nie dbam” (Polka bez kompleksów, rozmowa z Małgorzatą Szumowską, „Gazeta Wyborcza” lipiec 2010).

Dodajmy, że ów deklarowany nonszalancki stosunek Szumowskiej do wstydu czy przyzwoitości nie wygląda na zwykłą paplaninę. Coś może być na rzeczy. Artystkę wychowali rodzice, którzy „nigdy niczego jej nie zakazywali”. Choć trzeba przyznać, że sama Szumowska nazwała to „ryzykownym stylem wychowania”. „Moim dzieciom wolno było taplać się w błocie (…)” – wyznała mama artystki, Dorota Terakowska (E. Kozakiewicz, „Dom na opak”, 1999 r.).

Nobilitacja prostytucji

„Choć prostytutka to kobieta upadła i z tego powodu ocena prostytucji jest wszędzie jednoznacznie negatywna – to film Szumowskiej (Sponsoring) – piszą recenzenci – chciałby to zmienić”. Prostytutki są, według Szumowskiej, całkiem OK, bo „mają w sobie dużo kobiecego ciepła (…) pomagają mężczyznom, których żony nie spełniają erotycznych fantazji, bo całą swoją seksualność, w sensie czułości, przelewają na dzieci”.

Przywołana argumentacja (negująca wartość rodziny!), uzasadniająca atuty i przewagę prostytutek nad żonami/matkami, wpisuje się w „mądrość” samego Włodzimierza Lenina. Tak jak Szumowska troszczy się i raduje z powodu erotycznie spełnionych żonkosiów, tak samo Lenin, mając na oku zbudowanie raju na ziemi w postaci komunizmu, zauważył (już w 1904 r.), że potencjał energii seksualnej, nakierowanej dotąd na wartości rodzinne (i w ten sposób tłumionej i utrzymywanej w ryzach obyczaju), przyczynić się może do zwycięstwa komunizmu. Należy tylko omamić ludzi świetlaną wizją nieskrępowanego tradycyjną moralnością spełnienia seksualnego. Jakie to proste, prawda?

M. Szumowska została też kolejną ambasadorką akcji „Ramię w ramię po równość”, wyrażając swoje poparcie dla gejów i lesbijek. Wyprzedziła ją w tym cywilizacyjnym projekcie „zmiany społecznej” Manuela Gretkowska, która stwierdziła w telewizji ni mniej, ni więcej, że „geje Fay-Moulton (z USA ściągnął ich do Polski TVN) są jak Cyryl i Metody, którzy przyszli do Słowian, żeby wprowadzić cywilizację” (F. Kucharczyk, Cywilizacja rakowa, „Gość Niedzielny” 2008). Niedawno można było zobaczyć Szumowską w roli edukatorki seksualnej: „Masturbacja – przypominała z dobrą dykcją, polemizując z aktualnym podręcznikiem szkolnym – jest zachowaniem jak najbardziej normalnym”. Należy więc zmienić stosunek do masturbacji – przekonuje.

Destrukcyjne konsekwencje edukacji seksualnej

Myślę, że warto sięgnąć do intuicji mało znanego w Polsce niemieckiego socjologa Helmuta Schoecka (1922–1993), z nadzieją, że może być pożytecznym ostrzeżeniem przed opłakanymi, destrukcyjnymi skutkami współczesnej seksualnej rewolucji. Zaliczany do ruchu konserwatywnego Schoeck, autor licznych książek o zacięciu publicystycznym (od 1950 roku wykładał na uniwersytetach w USA), po powrocie do Niemiec (1965 r.) wszedł natychmiast w ostre polemiczne starcia z Nową Lewicą i ideologami ruchu ’68, nie ustając w demaskowaniu ich prawdziwych celów politycznych i edukacyjnych. Wymagało to odwagi i poświęcenia, gdyż jak pisał nasz T. Konwicki (1926–2015) – przypomnijmy – pupil wszystkich „salonów PRL-u”: „Cała Europa była na lewo! Na lewo to było w porządku! Na lewo to był szpan!”.

Strategia zimnej, wyrachowanej kalkulacji

Warto przypominać, że funkcjonariusze „zmiany społecznej”, miłośnicy „postępu” – z reguły lewackiej maści, wiązali i nadal wiążą z wywłaszczaniem wstydu u dzieci nadzieje na wyzwolenie ludzkiej seksualności ze stanu – jak twierdzą – „ciemiężenia przez obłudną i represyjną tradycyjną kulturę”. Wzmiankowany wyżej Helmut Schoeck zwracał uwagę na to, że idea pozbawiania wstydu naszych dzieci, zarówno w anatomicznym, jak i psychicznym sensie, nie zrodziła się ze swawoli seksualnych obsesjonatów, ale z zimnej, wyrachowanej kalkulacji lewicowych manipulatorów, używających dzieci jako świnek morskich w duchowych eksperymentach: zmuszając chłopców i dziewczęta, aby wspólnie pozbywali się wstydu, trafnie przewidując, że owo oswajanie się z bezwstydem rozbija siły duchowe i czyni w świadomości człowieka wyrwę otwartą na każdy inny rodzaj „zmiany” w dziedzinie dotychczasowych norm moralnych i konwencji.

Poszukując odpowiedzi na pytanie: komu zależy na oswajaniu ludzi z bezwstydem – warto wiedzieć, że wprowadzana do niemieckich szkół edukacja seksualna – uważał Helmut Schoeck 40 lat temu – przynosi szczególnie destrukcyjne owoce, ponieważ prowadzi się ją w klasach mieszanych, jednocześnie przed dziewczętami i chłopcami („seks z rynsztoka” – podkreślał – „lewica wałkuje w klasach mieszanych”). „Chce się wszak dzieciom wszczepić przekonanie – pisał konserwatywny socjolog – że dla kolektywu nic nie jest święte, że wszystko może i powinno być dostępne” (T. Gabiś, „Arcana” nr 1/2014).

„Nie uważam, by sceny erotyczne – mówi o swoim filmie Szumowska – były na granicy pornografii, one są, moim zdaniem, po prostu do bólu realistyczne. I takie miały być”. Podobne „wolnościowe” przekonanie odnajdujemy w Owsiakowym zawołaniu „róbta co chceta!”. Nie powinno więc zaskakiwać, że Owsiak podczas Przystanku Woodstock zalecał konserwatywnej posłance Pawłowicz, by była bardziej otwarta – by „spróbowała seksu”. Jak przekonywał, wówczas posłance „rozluźnią się nogi, plecy, poczuje wiatr we włosach, a przez to w głowie może też się poukładać”.

W ten sposób pojmowane atuty seksu (dzięki niemu nawet rozum miewa się rzekomo lepiej!) celowo pozbawiają ludzi (uczniów) szansy, aby mogli prywatnie i osobiście odczuć urok sfery erotycznej, aby dali się nią w przyszłości oczarować. Oczywiście można posłuchać rewolucjonistów, pasjonatów seksu spod znaku Owsiaka, Szumowskiej, Wisłockiej (życiorys tej ostatniej: życie w trójkącie z mężem i przyjaciółką – średnio się nadaje na wzór nawet dla ludzi o lewackiej wrażliwości) i seks postawić w miejsce Boga, ale to się smutno kończy.

W autobiograficznym filmie fabularnym (33 sceny z życia) i w dokumencie o swoim ojcu Szumowska zdradza swojego męża i zamiast ronić łzy, nonszalancko i bezceremonialnie pali papierosy na cmentarzu przy grobie rodziców. „Ja nigdy żałoby nie przeżyłam, może tylko w małym stopniu, robiąc film 33 sceny z życia, ale i to nie jest pewne, może to zwykła iluzja” – wyznała kilka lat po śmierci swoich rodziców. Choć z przygnębiającym niesmakiem, mogę jednak o tym pisać, nie naruszając prywatności(?) artystki, gdyż przytaczam (cytuję!) konkretne przykłady naruszania przez nią niejednego (w tradycyjnym sensie) tabu, z czego zresztą ona sama nie robi tajemnicy. Wręcz przeciwnie – wygląda na to, że Szumowska dobrze wie, iż na braku hamulców moralnych, pogardzie dla tradycyjnych wartości, przekraczaniu tabu właśnie – można zafundować sobie sukces, brylować na międzynarodowych festiwalach. Przykro o tym pisać, ale to dlatego „Małgośka” w autobiograficznym filmie z pieczołowitością opowiada o dramatycznych okolicznościach, w których po kolei umierali jej rodzice. (Jaka fajna jest prostytucja… o najnowszym filmie Małgorzaty Szumowskiej, Internet).

Nie będę ukrywał, że artystyczna kariera Małgorzaty Szumowskiej interesuje mnie i irytuje nie tylko z racji mojego ogólnego „niewyemancypowania”. „Małgośka” – podobno lubi, aby tak o niej mówić – jest córką Doroty Terakowskiej (krakowskiej dziennikarki i pisarki, (która mówi o sobie, że „starannie pielęgnuje w sobie wariata i uczy tego córki”) i Macieja Szumowskiego (filmowca i dziennikarza). To moi rówieśnicy ze studiów. Z Dorotą, jeszcze jako panienką, chodziłem przez dwa lata (1960–1962) na język francuski w ramach lektoratu, a z Maćkiem przez pięć lat mieszkałem w „Żaczku”, domu studenckim Uniwersytetu Jagiellońskiego o niepowtarzalnym klimacie, w którym pojęcie „brać studencka” nie było puste. Oboje przedwcześnie zmarli w 2004 roku. Nie muszę zapewniać, iż z naturalnego sentymentu i z nostalgii za młodością i „studenckimi czasami” byłoby mi miło, gdybym mógł z ich córki „Małgośki” – podobnie jak rodzice – być dumny. Ale czy to jest możliwe, Drogi Czytelniku – musisz rozstrzygnąć sam.

Dlaczego aż tyle ekshibicjonizmu?

Co się dzieje i jak to zrozumieć, że pokoleniowo tożsami ze mną rodzice Małgorzaty Szumowskiej wychowali tak radykalnie „postępową” artystkę? Nie muszę dodawać, że bardzo mi z młodą Szumowską nie po drodze. Mam oczywiście pełną świadomość, że próba satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie: dlaczego? jest marzeniem ściętej głowy. Mimo to nie rezygnuję, upatrując w tym jakąś szansę wglądu w ogólniejsze przyczyny toczącej się dziś w Polsce niebezpiecznej i bolesnej (plemiennej) wojny polsko-polskiej.

Ma być miło i przyjemnie

Bez aspiracji do wymyślenia prochu jestem przekonany, że w niezbędnej bitwie z bezwstydem brakuje stanowczego sprzeciwu wobec tzw. „nowej seksualności”, realizowanej w ramach edukacji seksualnej dzieci. Trudno wówczas mieć pretensje, że człowiek, który wyłania się z haseł rewolucji seksualnej, to już nie jest stworzenie Boże, zatroskane o swoje zbawienie i sensowne życie.

Mało; drążąc ten wątek, znajdziemy się w kręgu pobrzmiewającej na gruncie lewackiej, skrajnie liberalnej ideologii brawurowej tezy, w myśl której w gruncie rzeczy człowiek jest na świecie po to, żeby uprawiać seks, zdradzać i mieć z tego przyjemność, no i nie musi stawiać sobie żadnych wymagań. Ma wszak być miło i przyjemnie. Poniekąd trudno się temu dziwić, bo cóż lepszego mogą robić ludzie, którzy postanowili zerwać z moralnością zakorzenioną w chrześcijaństwie i żyć, jakby Boga nie było? Czegóż mogą chcieć bardziej niż seksu? Może władzy? Władza jest trudniej dostępna od seksu…

Ale udane „obalenie seksualnego tabu” jakoś, póki co, też nie wywołało powszechnej szczęśliwości (F. Kucharczyk, 2017). W oswojonej już w kręgach awangardy artystycznej banalności w przeżywaniu seksualności nie ma przecież wstydu. I co? Ano amerykańska aktorka Shirley MacLaine wyznała swoim wielbicielom: „Miałam ogromną liczbę kochanków, po trzech dziennie. Niektórzy byli naprawdę okropni”.

Myślę też, że należy mocniej uwyraźniać i ostrzegać, iż dzisiejsza edukacja seksualna wpisuje się w strategię opisaną przez Vladimira Volkoffa, a polegającą na osłabianiu i pokonywaniu przeciwnika (zwłaszcza Kościoła katolickiego) bez użycia wysiłku militarnego. Do elementów tej strategii należy m.in. (obok siania niezgody między obywatelami, podżegania młodych przeciwko starym itp.) sprzyjanie obyczajowej rozwiązłości. Działa to jak koń trojański. Pamiętamy, że wbrew ostrzeżeniom Kasandry, Trojanie sami wprowadzili go do swojego miasta na własną zgubę. Obserwacje potwierdzają, że rodzice – i jest ich coraz więcej – nie tylko nie zauważają zagrożeń płynących dla ich dzieci z gloryfikowania seksualności, ale bywa, że sami popychają je w tym kierunku. „Poproszę o seksowną sukienkę dla mojej 11-letniej córeczki” – zwróciła się do ekspedientki sklepu z odzieżą „postępowa” mamusia. Znajoma wychowawczyni przedszkola zauważyła ostatnio, że w jej przedszkolu trzy dziewczynki noszą… stringi. W tym jedna czterolatka…

Refleksja końcowa

„Dostrzeganie tego, co się rzuca w oczy, wymaga nieustannego wysiłku”. (George Orwell)

Da się wszelako zauważyć, iż sposób wywłaszczania ze wstydu przyjmuje formę stępienia zmysłów, powodując niwelację myśli i doznań, i w konsekwencji sferę intymną człowieka nieuchronnie otwiera dla pornografów. Dziś, po latach, już możemy śmiało powiedzieć, że Schoeck się nie mylił. Czy więc Niemcy go czytają? Okazuje się, że nie za bardzo („Arcana” nr 1/2014).

Niestety, wciąż mało znane jest spostrzeżenie, o którym pisał ten konserwatysta, że tak zwana emancypacyjna i krytyczna pedagogika ma nadrzędny cel: już od pierwszych klas szkoły podstawowej, ba, przedszkola, wykorzenić przekazywane tradycją ideały, wartości i reguły w obcowaniu międzyludzkim. Przy czym trzeba w zarysowany wyżej sposób pomyślaną rewolucję robić tak – przyznają w chwilach szczerości lewicowi fachowcy od „zmiany społecznej” – by nikt nie zauważył, że właśnie się dokonuje.

Tak oto rośnie nam pokolenie zniszczonych psychicznie dziewczynek – ostrzegło onegdaj Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. Powód? Niezwykle skąpe stroje, roznegliżowane zabawki i wszechobecne w mediach programy o podtekstach erotycznych (R. Kim, Seksowne ciuszki już w przedszkolu, „Dziennik” 2007). Potrzeba zatem większej świadomości, że na celowniku rewolucyjnych sił postępu znalazł się głównie Kościół katolicki, przymuszany, by również zgiął kark przed bożkiem seksu.

Kto bardziej prowokacyjnie łamie Dekalog (Terakowska mówi o sobie: „Ja osobiście nie potrafię się zamknąć w jakiejś jednej religii, podobają mi się wszystkie”), kto kpi z patriotyzmu – ten budzi większe zainteresowanie mediów. Telewizje roją się więc od Kiepskich i kabaretowych skeczów, w których obleśni, podpici, zachwyceni sobą „polaczkowie” naśmiewają się z proboszcza i wikarego. Za pomocą takich metod buduje się w Polakach nową świadomość „obywatela europejskiego”, który niekoniecznie będzie się już kierował interesem, racją stanu własnego państwa.

Leje się więc propaganda, uświadamiająca (?), jak należy żyć, aby się nie wychylać, jakie poglądy są słuszne i „europejskie”, a jakie z „ciemnogrodu”. Rośnie więc po części pokolenie ukształtowane przez telewizje promujące „lumpenumysły”, dla którego Bóg nie istnieje, bo nigdy nie widzieli Go na ekranie… Widzą za to w teleturniejowych popisach młodniejącego z każdym rokiem Krzysztofa Ibisza albo Małgorzatę Szumowską, odważnie, choć luzacko oswajającą Polaków z prostytucją i masturbacją. W przerwach zaś mogą sobie poczytać wyznania jej mamusi Doroty Terakowskiej na temat ich domu i rodziny. W jej samoocenie dom rodzinny dawał córce Małgorzacie „zawsze to, co powinien”. „Nie jestem tylko mamą – przyznaje Terakowska – ale i przyjaciółką, chociaż daję im czasem trzaśnięte pomysły”. Córki potwierdzają: ich mama ma zwariowane, dziwne pomysły. Zazdroszczą jej nawet tego szaleństwa (E. Kozakiewicz, op. cit).

No właśnie, czy patologiczne, destrukcyjne, wyuzdane siły postępu, zmierzające do przeprowadzenia „zmiany społecznej”, mogłyby wymarzyć sobie lepszych, bardziej bezwstydnych szaleńców? A to przecież ci szaleńcy destabilizują ład społeczny i są prawdziwymi „benificjentami” wywłaszczania ze wstydu.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Komu zależy na wywłaszczaniu ludzi ze wstydu?” znajduje się na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Komu zależy na wywłaszczaniu ludzi ze wstydu?” na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

 

Rwanda: Władze stolicy zamknęły 714 kościołów

O wydarzeniu poinformowała miejscowa anglojęzyczna gazeta „The New Times Rwanda”, powołując się na przedstawiciela rządu. Według niego owe kościoły nie spełniają niezbędnych standardów.

Przewodniczący Wydziału Partii Politycznych i Społeczeństwa Obywatelskiego rządu Rwandy – Justus Kangwagye oświadczył, że miejsca modlitwy muszą spełniać podstawowe wymagania w zakresie bezpieczeństwa, higieny, infrastruktury i przepisów prawnych. Zaznaczył, że proboszczowie i inni gospodarze dużej części zamkniętych świątyń, prosili o powstrzymanie tych procesów do czasu, aż znajdą oni właściwe rozwiązanie.

Większość obiektów nie miała ani bieżącej wody, ani toalet, mieściły się w namiotach albo nie miały niezbędnych zezwoleń oficjalnych. Kangwagye wytłumaczył, że założenie kościoła wymaga tymczasowego certyfikatu, który wygasa po 12 miesiącach.

„Większość nie dotrzymała tego i nie złożyła wniosku o dokumenty stałe. Nie można im pozwolić działać poza prawem” – powiedział.

Według polityka nabożeństwa winny się odbywać w sposób zorganizowany i z zachowaniem podstawowych standardów. „Wasza wolność religijna nie może stać w sprzeczności z prawami innych ludzi” – podkreślił Kangwagye. Zaznaczył również, że ludzie chodzący do kościoła mają prawo do „minimum porządku i standardów”.

Zamknięte zostały z reguły kościoły tradycji zielonoświątkowej albo innych nurtów protestantyzmu. Nie zamknięto żadnych kościołów katolickich.

Justus Kangwagye zapowiedział, że kościoły zostaną ponownie otwarte dopiero wówczas, gdy spełnią wymagane warunki. Wyjaśniono jednocześnie, że nie jest to atak na wolność wyznania.

Jak nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, zamknięcie kościołów było spowodowane walką rządu z sektami.

WJB/DK/KAI

Akcja RespectUs: Szanujcie nas. Podczas II Wojny Światowej Polacy uratowali ponad 100 tys. Żydów

Gośiem Radia Wnet był Marek Miśko, jeden z twórców kampanii #RespectUs, która ma przypomnieć o Polakach ratujących Żydów.

Kampania społeczna RespectUs to oddolna inicjatywa młodych Polaków, którzy nie chcą żyć w kłamstwie. Głównym celem kampanii jest wyrażenie sprzeciwu wobec zakłamywania historii, oraz ukazywania Polski i Polaków jako kata w czasie II Wojny Światowej- możemy przeczytać na stronie założycieli inicjatywy.

Po Europie zaczęły jeździć samochody ciężarowe z napisem „Respect Us. During WW2 Poles saved over 100 000 Jews” (Szanujcie nas. Podczas II Wojny Światowej Polacy uratowali ponad 100 tys. Żydów). Akcja jest oddolną inicjatywą, stworzoną przez 8 osób.

Na stronie RespectUs znajdujemy również poruszający film.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy oraz do odwiedzenia strony https://www.respectus.pl/o-nas i zapoznania się dokładniej z kampanią.

jn

Stanisław Michalkiewicz: Pan Jonny Daniels jest współczesnym przykładem Nikodema Dyzmy [VIDEO]

Redaktor Michalkiewicz wskazał na dyskretne zachowania polskich mediów wobec próby opodatkowania katolickich kościołów, które znajdują się na terytorium Jerozolimy.

Stanisław Michalkiewicz, odnosząc się do kryzysu dyplomatycznego, wskazał na niepokojące działania Knesetu wymierzone w Kościół katolicki: Władze Izraela pracują nad ustawą, która zmierza do opodatkowania kościołów katolickich i zakłada, że jeżeli ten podatek nie zostanie zapłacony, to świątynie będą konfiskowane na rzecz państwa. Ta ustawa została zgłoszona zaraz po tym, jak Donald Trump zapowiedział przeniesienie ambasady USA w Izraelu do Jerozolimy. Były obawy, że jeżeli Izrael przejmie pełną kontrolę nad Jerozolimą, to dostęp do katolickich świątyń będzie utrudniony i to się teraz dzieje.

To jest bardzo ciekawa sytuacja, to, że w naszych mediach, taka dyskrecja na ten temat panuje, świadczy o tym, że podlizujemy się, jak tylko możemy – podkreślił Stanisław Michalkiewicz.

Tematem rozmowy był również Jonny Daniels, osoba prowadząca polsko-izraelski dialog, m.in. organizator wizyt członków Knesetu w Polsce: Pan Daniels, to jest współczesny przykład kariery Nikodema Dyzmy. A on się cieszy wyjątkową sympatią naszych umiłowanych przywódców. Przed głęboką rekonstrukcją rządów na szabasowej kolacji u pana Danielsa to zaproszeni zostali Mateusz Morawiecki, wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak oraz wicemarszałek senatu Adam Bielan, ale nie było tam premier Beaty Szydło, co wskazywałoby, że jej czas się kończy, a zaczyna się czas pana Mateusza Morawieckiego. Wszystko się sprawdziło i naczelnik naszego państwa zarządził zgodnie z tymi preferencjami.

Ja myślę, że pomysł Jonnyego Danielsa, aby obóz koncentracyjny Auschwitz został przekazany na pod nadzór międzynarodowej fundacji, zostanie rozszerzony na całą Polskę – skomentował Stanisław Michalkiewicz w rozmowie z Witoldem Gadowskim.

ŁAJ

Syria: Rosja wprowadziła pięciogodzinne wstrzymanie ognia ze względów humanitarnych

W tym czasie maja również być wstrzymane w strefie syryjskiej Ghucie starcia pomiędzy wojskami al-Assada wspieranymi przez wojska irańskie i antyasadowską opozycją.

Każdego dnia od 8 rano do 13 bombardowania lotnictwa Baszara al-Asada i lotnictwa rosyjskiego maja być wstrzymane. Zdaje się, ze dzisiaj faktycznie doszło do względnego wstrzymania ognia w strefie Ghuty – informuje nas Zbigniew Stefanik.

Starcia miały być wstrzymane już 24 lutego na okres 30 dni – tak głosiła rezolucja przyjęta przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Projekt rezolucji został przedstawiony 9 lutego przez Szwecję i Kuwejt i był od tego czasu wielokrotnie poprawiany na życzenie Rosji, która popiera reżim Asada. W czwartek Moskwa zaproponowała poprawki do tekstu rezolucji, wskazując na – jak to ujęto – jej „nierealistyczny język” oraz to, że RB ONZ nie może po prostu narzucić rozejmu w Syrii bez konsultacji ze stronami konfliktu. W sobotę Rosja, dysponująca prawem weta w RB ONZ, zagłosowała za przyjęciem rezolucji.

Jednak bombardowania lotnictwa rosyjskiego i lotnictwa sił Baszara al-Asada nadal trwały. Jak informuje nas Zbigniew Stefanik, od momentu przyjęcia tej rezolucji przez rade bezpieczeństwa ONZ, do poniedziałku w bombardowaniach w rejonie Ghuty zginęło co najmniej 50 osób.

Ze stanowczym apelem o natychmiastowe zaprzestanie przemocy i zapewnienie dostępu do pomocy humanitarnej w Syrii zwrócił się Franciszek podczas niedzielnej modlitwy Anioł Pański w Watykanie.

W poniedziałek Polska Misja Medyczna zadeklarowała gotowość do jak najszybszego przekazania środków ratujących życie i zdrowie za pośrednictwem lokalnych organizacji medycznych. „Nie działają szpitale, a ranni i ciężko ranni nie mają dostępu do leków i krwi. Dr Mansour Alatrash przekazał, że brakuje środków ratujących życie, opatrunków, antybiotyków, paliwa do generatorów” – opisuje koordynatorka pomocy dla Syrii Małgorzata Olasińska-Chart. [related id=52009]Wedle deklaracji przekazanie środków ratujących życie i zdrowie ma nastąpić za pośrednictwem lokalnych organizacji medycznych działających na terenach pod kontrolą opozycji, w tym Balsam Medical Organisation, jak również w porozumieniu z Departamentem ds. Pomocy Humanitarnej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i stojącą na jego czele Panią Minister Beatą Kempą.

Zbigniew Stefanik szerzej komentował skomplikowaną sytuację w Syrii we wtorek w audycji Koloseum.

 

WJB/Zbigniew Stefanik/KAI