Filozofia nosa. Średniowieczni mawiali, że rozum ma nos z wosku. Że można go wykręcać w dowolne strony

Jezus nie był gejem ani nie może przyjść jako kobieta. Wcielenie dokonało się raz jeden w całej historii. Nie da się go powtórzyć i nie da się go odwołać. Trudno też Boga oskarżyć o jakąś pomyłkę.

Sławomir Zatwardnicki

Wrzucam w wyszukiwarkę hasło „stand-up bez przekleństw”. Klikam w drugą od góry pozycję zatytułowaną Jezus „Miłujcie się”. Uszy stają na sztorc. (…)

Za występem Jezus „Miłujcie się” stoi Grupa Filmowa Darwin. (…) Zamyślam się nie nad przesłaniem, ale nad światem, w którym mogło się ono pojawić. Patrzę na twarz bruneta z brązową peruką. Coś tu nie pasuje. Nic tu się nie klei, choć skrojone jest niby po mistrzowsku. Jezus Ewangelii nie przypomina Jezusa stand-upu.

Jak to pisał był G.K. Chesterton? „Musiało rzeczywiście być coś nie tylko tajemniczego, ale i wszechstronnego w Chrystusie, skoro można wykroić z Niego tylu mniejszych Chrystusów”.

Musi być też coś małego w dzisiejszym rozumie, że grubymi nićmi wszechtolerancji fastryguje pokawałkowany światopogląd.

Średniowieczni mawiali, że rozum ma nos z wosku. Że można go wykręcać w dowolne strony. Patrzę zatem na jakby znajomą twarz scenicznego Andrzeja-Jezusa, ale widzę nos z wosku. Nie tylko Jana Jurkowskiego, ale wszystkich jemu podobnych. „A co, jeśli Jezus też był gejem?” – pada zza mikrofonu bardzo oryginalne jak na dzisiejsze czasy pytanie, zadane chyba całkiem na poważnie. Że niby nic nie wiemy na pewno, bo wszystko jest domniemane. Ale co byłoby – zawisa w powietrzu retoryczna pauza – gdyby wrócił jako gej albo jako kobieta? Może zaakceptowalibyśmy Go i w końcu wszyscy pokochaliby wszystkich – ciągnie Jurkowski.

Gdyby miało to być dla śmiechu, trzeba by śmiechem odpowiadać. Ale skoro mówi się tutaj całkiem na poważnie, trzeba chyba odpowiadać „na serio”. Otóż tak się składa, że ani nie chodzi o domniemania, ani Jezus nie był gejem, ani nie może przyjść jako kobieta, bo Wcielenie – z samej swojej natury – dokonuje się raz jeden w całej historii. Nie da się go powtórzyć i nie da się go odwołać. Trudno też Boga oskarżyć o jakąś pomyłkę w realizacji odwiecznego planu zaaplikowanego nie przypadkiem w tym a nie innym czasie. (…)

Dobra Nowina Jurkowskiego polega na tym, że jak poradziliśmy sobie z segregacją rasową i brakiem równouprawnienia kobiet, tak i przez dzisiejszą niesprawiedliwość jakoś przejdziemy

Idące pod prąd prawa naturalnego postulaty LGBT zostały tutaj postawione w jednym szeregu z tym, co wprost z prawa naturalnego wynika. Zgodnie z filozofią nosa woskowego wolno tak zrobić.

To wystarczy, by mieć prawie trzy miliony odsłon, jakieś 300 razy więcej niż wynosi nakład „Kuriera WNET”, który Państwo właśnie czytacie. Naprawdę, wystarczy posłuchać stand-upowca, który nie przeklina. I wykrojonego z Ewangelii Jezusa, który nie zbawia od grzechu, lecz indoktrynuje ideologią. Zamienić „miłujcie się” na „tolerujcie się” (por. odpowiedź w stylu „oko za oko, skecz za skecz” autorstwa Tomasza Samołyka pt. Tolerujcie się (Mój coming out)).

Taki to stand-up bez przekleństw, za to z dildo. Żal mi Jurkowskiego. Żal mi siebie. Miało być śmiesznie, a jest smutno i straszno.

Facet ma nos z wosku. Mógłby zapalić świecę do modlitwy, a dał zwieść swoją wrażliwość na manowce. Ale przecież nie o nim jest ten tekst. Raczej o tych wszystkich, którzy na potęgę wykręcają swoje nosy. O tej większości, która z mniejszości robi normę. O upadku wszelkich norm, o normie budowanej na piasku braku normalności.

O ranie duszy i ciała, którą leczy się zapewnieniem, że wszystko jest OK. O pofragmentaryzowanym świecie klejonym taśmą klejącą tolerancji, królowej wszystkich innych cnót, które wyparowały.

Cały artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Filozofia nosa” znajduje się na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Filozofia nosa” na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Totalitaryzm nie zawsze przychodzi w mundurze gestapowca i ubowca. Dziś skrywa się za fałszywie pojętą wolnością

Rozum podpowiada, że toleruje się tylko to, co jest złe. Nikt przecież nie toleruje tego, co dobre, bo dobro jest akceptowalne i samo się broni. Zło zaś tolerujemy, bo nie potrafimy się go pozbyć.

Herbert Kopiec

Nie da się utrzymać twierdzenia, iż wielkie totalitaryzmy odeszły do lamusa historii wraz z końcem XX wieku. Jest poza dyskusją, że cywilizacja zachodnia przełomu tysiącleci przeżywa głęboki kryzys. Obraz rzeczywistości ukazuje nieustanną walkę dobra ze złem, kultury łacińskiej (zachodniej), opartej na Ewangelii, ukształtowanej w starożytności i średniowieczu na bazie chrześcijaństwa i filozofii greckiej, z kulturą liberalną, mającą swoje korzenie w oświeceniowym racjonalizmie.

Głosiciele „wolności i tolerancji” jako wartości najwyższych coś ważnego przeoczyli. Natarczywie mówią o absolutnej wolności jako jądrze i podwalinach demokracji, ale nie zauważają, że demokracja chwieje się z braku zasad.

(…) Wielu Polaków bez pomocy nie jest w stanie dostrzec, że za frazesami o wolności, tolerancji i demokracji skrywa się inna rzeczywistość. Aby to sobie uświadomić, trzeba nieco oderwać się od stereotypowego przekonania, że totalitaryzm zawsze musi przychodzić w mundurze gestapowca i ubowca. Tak bardzo uwierzyliśmy w to, że źli mogą być jedynie faszyści i komuniści, że nie jesteśmy w stanie dostrzec zła przychodzącego pod postacią walki z nietolerancją, ksenofobią i fanatyzmem religijnym. Jesteśmy do tego stopnia przytłoczeni wypowiedziami o wydumanej dyskryminacji rozmaitych egzotycznych grup w rodzaju gejów, że przestaliśmy zwracać uwagę na faktyczną dyskryminację ludzi myślących inaczej, choćby w kwestii gejowskiej. Antykatolickie środowiska to usprawiedliwiają i hodują groźny dla Europy kryzys kultury, od dawna widoczny gołym okiem. Póki co indyferentyzm moralny, zalecany przez skrajny liberalizm, nieuchronnie spycha jego wyznawców do rynsztoka wulgarności i prostactwa. Pozostając tam, prościej jest trwać w zepsuciu, niż czynić wysiłki ku nawróceniu. Innymi słowy: łatwiej jest być ideologicznie leniwym, niż walczyć. (…)

Przecież wszystko jest konwencją, grą i nie można od nikogo wymagać odpowiedzialności za swoje przekonania. Szare jest piękne! Nic nikogo nie obowiązuje w życiu publicznym, nawet za to, co powie czy zrobi. Wszystko stało się możliwe i względne zarazem.

(…) Trzeba, aby ogół Polaków miał większą świadomość, że ludzka wolność jest uwarunkowana także przez możność wybrania zła. I to się w Polsce stało. Brak dekomunizacji był wyborem zła. Wyjątkowo zasmucające jest to, że Polska wychodziła z komunizmu bogata w wiedzę i przemyślenia, czym jest stalinizm, terror, kłamstwo ideologicznej indoktrynacji. A mimo to po 1989 roku całe to doświadczenie uległo stopniowej banalizacji i stępieniu. Udało się zaatakować podstawy patriotyzmu polskiego, zakwestionować i zbagatelizować męczeństwo Polaków w XX wieku oraz zohydzić rolę katolicyzmu w polskiej historii. (…)

Większość Polaków udało się nabrać na brak dekomunizacji. Część bezbronnej polskiej młodzieży, wyrastająca w rzeczywistości nieokreślonej, nieukształtowanej ostatecznie, gdzie widma PRL i mentalność postkomunistyczna ciągle są żywe, chętnie sięga do efektownych wzorców światłej Europy. Bawi się w parady feministyczne czy gejowskie, jak kulę u nogi traktując historię, tradycję, moralne rozterki. A gdzie sprawdzone wzorce? Czego się trzymać? Gdzie dobro, a gdzie zło? Wszystko staje się splątane, płynne, brakuje oparcia. Nieprzypadkowo więc tym oparciem uczyniono… wolność i tolerancję! Mało. Wprowadzono terror, dyktaturę wolności i tolerancji. Dzisiaj bycie nietolerancyjnym oznacza bycie NIEBEZPIECZNYM. Mocno propagowane w walce z prawdą hasło tolerancji (fascynacja tolerancją!) ma przecież w rzeczywistości oznaczać oswajanie się z brakiem sprzeciwu wobec zła.

(…) Katolik nie może stawać jednocześnie po stronie prawdy i kłamstwa, dla własnej wygody stawiać między nimi znaku równania. Nie może TOLEROWAĆ milczenia, kiedy trzeba głośno mówić. Mamy niewątpliwie do czynienia z lewacką (póki co bezkrwawą/aksamitną) rewolucją dążącą do przebudowania społeczeństwa według barbarzyńskiego wzoru. W tej przebudowie poczesne miejsce zajmuje promowanie zdegenerowanej wolności i tolerancji. Notabene warto może odnotować, że to już było.

Do naszych czasów doskonale odnosi się charakterystyka społeczeństwa angielskiego i indyjskiego z czasów Gandhiego, słynnego hinduskiego moralisty, który wymienił siedem grzechów głównych owych społeczeństw. Są to: bogactwo bez pracy, przyjemność bez sumienia, wiedza bez charakteru, biznes bez moralności, nauka bez człowieczeństwa, religia bez gotowości do ofiary, polityka bez zasad.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Zdegenerowana wolność i tolerancja” znajduje się na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Herberta Kopca pt. „Zdegenerowana wolność i tolerancja” na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jakub Maciejewski: To przemyślany atak na Kościół, z pomocą zagranicznych finansów, polskich degeneratów, byłej bezpieki

Jakub Maciejewski o wulgarnych protestach wokół wyroku TK ws. ustawy antyaborcyjnej, atakach na Kościół i tym, kto za nimi stoi oraz o postawie duchowieństwa idącego na kompromis z rzeczywistością.

Te „bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach” wpadały w jakiś amok, szał, trzęsły się, wrzeszczały.

Jakub Maciejewski nawiązuje do utworu „Potęga Smaku” Zbigniewa Herberta opisując trwające protesty w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Wskazuje, że na „strajku kobiet” było dużo mężczyzn oraz przedstawicieli środowisk LGBT. Zauważa, że nastroje społeczne się zmieniają, przypominając, iż kara śmierci została w Polsce zniesiona w momencie, gdy większość społeczeństwa nie była przeciw niej. Lewica zwraca uwagę na nastroje społeczne, gdy jest to na niej wygodne. Nasz gość wskazuje, że część działaczy LGBT wprost przyznaje, że Kościół ze swoją doktryną jest przeciw ich postulatom. Odnosi się do kwestii upolitycznienia Kościoła:

Nie znam biskupa bardziej sprzyjającego Platformie Obywatelskiej niż metropolita Kazimierz Nycz […]. W Gazecie Wyborczej, Tygodniku Powszechnym, czy TVN-ie są dyżurni duchowni, którzy tłumaczą Kościół tak, że prawica wychodzi na katofaszystów.

Według dziennikarza stężenie manipulacji wokół tematu antyaborcyjnego jest ogromne. Podkreśla, że cokolwiek by Kościół nie robił i tak będzie atakowany przez skrajną lewicę.

Jest to atak na Kościół, przemyślany, z pomocą zagranicznych finansów, degeneratów w Polsce, byłej bezpieki, niedouczonej młodzieży.

Protesty w kościołach i na ich terenach wynikają z taktyki lewicy, której głównym celem jest zanegowanie wartości chrześcijańskich. Dodaje, że ten atak jest przemyślany i wspierany przez instytucje zagraniczne. W wulgarnych manifestacjach brali udział również małoletni- 13-15 latki.

Lewica obyczajowa w Polsce jest po prostu antypolska. […] Lewica przyszła tak jak KPP w latach 20, 30 do II RP, jako element obcy dla społeczeństwa. Bardzo współczuję ludziom, którzy dali się na to nabrać.

Maciejewski krytykuje „miękkich konserwatystów”, którzy nie chcą zauważać trwającego ataku na Kościół. Tłumaczy, że wyrok TK nie ma mocy ustawodawczej. Podkreśla, że

Ten zapis był furtką do robienia aborcji także na dzieciach zdrowych.

Ponadto mówi, iż to nie jest żadna rewolucja, a podkreślenie zapisów konstytucyjnych, które mówią o ochronie życia człowieka. Obecna sytuacja, jak mówi, pokazuje, że duchowni idący na kompromis z rzeczywistością przeliczyli się, gdyż i tak stali się ofiarą ataków.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja w myśl polityki George’a Sorosa?/ Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” nr 76/2020

Nie wiem, czy Soros finansuje mutanta RWE na Węgrzech, ale dziwiłbym się, gdyby sponsorzy tej inicjatywy, wiedząc o tym, że miał na pieńku z Viktorem Orbanem, nie zwrócili się do niego.

Andrzej Świdlicki

Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?

8 września na Węgrzech rozpoczął działalność finansowany przez Amerykanów nowy nadawca – Szabad Európa Rádió. Nazwa kojarzyły się z Radiem Wolna Europa, nadającym z Monachium w latach 1950–1995 w pięciu językach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym po węgiersku do 1993 r. W odróżnieniu od pierwowzoru, mutant Szabad Európa nie korzysta z częstotliwości radiowej, lecz platformy cyfrowej, a jego publiką są użytkownicy Facebooka i Instagramu.

W programie ma m.in. codzienny, trzyminutowy newsletter, cotygodniowa audycja o Unii Europejskiej, podcasty, materiały z archiwum dźwiękowego węgierskiej rozgłośni RWE. Szabad Európa ma działać w publicznym interesie, być obiektywne, faktograficzne.

Dlaczego Amerykanie tak troszczą się o publiczny interes na Węgrzech (także w Bułgarii i w Rumunii, gdzie mutacje Radia Wolna Europa działają od 2019 r.) i jak go pojmują?

Komunikat prasowy obwieszczający uruchomienie nowej internetowej platformy ubolewa nad upadkiem „pluralizmu węgierskich mediów i degradacji informacyjnego krajobrazu”. Powołuje się przy tym na rankingi pozarządowych organizacji Reporterzy bez Granic i Freedom House. Żadna z tych organizacji nie dała się poznać z odważnych wystąpień w obronie Juliana Assange’a, krytyki cenzury online ani z napiętnowania medialnego mainstreamu za szerzenie propagandy covidowego strachu.

Reporterzy bez Granic i Freedom House nie widzą lub nie chcą widzieć, że „upadek pluralizmu” i „degradacja informacyjnego krajobrazu” bierze się z centralizacji mediów i że to zjawisko globalne. Jak wytłumaczyć, że różne publikatory myślą tak samo, niezależnie od szerokości geograficznej? Co spowodowało, że nawiedzona, pozbawiona odrobiny uroku Greta Thunberg objawiła się jako sumienie świata, choć nie miała niczego do powiedzenia poza banałami? Amerykański bloger Paul Craig Roberts, urawniłowkę medialnego przekazu tłumaczy „kazirodczymi stosunkami między dziennikarzami, agencjami wywiadu, biznesem, politykami i celami amerykańskiej polityki zagranicznej”. Według niego ten gatunek kazirodztwa jest tak rozgałęziony, że przestał kogokolwiek poruszać i tylko nieliczni dziennikarze mają trudności z podporządkowaniem się mu (Paul Craig Roberts, 13 XI 2019).

Redaktorka „New York Timesa” Barri Weiss w liście do wydawcy gazety, w którym wymówiła pracę, napisała: „W prasie wyłonił się nowy konsensus, szczególnie widoczny w tej gazecie [NYT]: prawda przestała być procesem zbiorowego odkrywania, ale [stała się] ortodoksją z góry znaną nielicznym oświeconym, których zadaniem jest informowanie ogółu”.

W świetle tego stwierdzenia może wydać się dziwne, że Radio Wolna Europa w 1950 r. powołane do walki z cenzurą, nie zajmuje się przeciwdziałaniem „degradacji informacyjnego krajobrazu” na własnym, amerykańskim podwórku. Oczywiście dziwne to nie jest, bo na promowanie pluralizmu mediów na Węgrzech są pieniądze, a na realizowanie pokrewnego celu w USA nikt by ich nie wyłożył, a jeśli nawet, to nie Radiu Wolna Europa.

A zatem jest zupełnie bez znaczenia, że mediów opozycyjnych jest na Węgrzech więcej niż rządowych i mają się dobrze, a każdy Węgier może powiedzieć, co chce, bez żadnych konsekwencji. Rzeczywistym powodem zainstalowania Węgrom mutanta Radia Wolna Europa jest to, że lewicowi liberałowie o orientacji globalistycznej są w wojnie z tradycyjnie pojmowanym konserwatyzmem osadzonym na idei suwerennego, narodowego państwa, wyznającego wartości chrześcijańskie.

W przemówieniu na spotkaniu z młodzieżą w Baile Tusnad (Tusnádfürdő) w lipcu 2014 r. premier Viktor Orbán uznał, że kryzys finansowy z 2008 r. był punktem zwrotnym, który dowiódł, że „era liberalnej demokracji dobiegła końca”. Według niego zachodni model państwa z rozbudowanym systemem świadczeń socjalnych wyczerpał się, jest niewypłacalny i nie do utrzymania. Jego dalsze naśladownictwo nie przyniesie Węgrom niczego dobrego. „Będziemy dążyć do organizacji społeczeństwa nieosadzonej w dogmatycznych ideologiach przyjętych w świecie zachodnim” – zapowiedział.

Spór Orbana z lewicowymi liberałami nie ogranicza się do ideologii. Premier Węgier skrytykował organizacje pozarządowe, których pracownicy to opłacani przez zagranicę polityczni aktywiści, promujący obce interesy. Organizacje te (NGOs) często działają pod szyldem filantropii, oferują granty i stypendia, programy edukacyjne itp., ale potrafią też zmontować polityczną opozycję i przygotować jej program.

Rząd Orbana jest solą w oku nie tylko międzynarodówki liberałów, ale także eurokratów: chce handlować z Rosją, by zmniejszyć zależność od europejskiego rynku, powierzył Rosji zmodernizowanie elektrowni atomowej w Pacs, sprzeciwił się nałożeniu na Rosję sankcji po zajęciu Krymu, zamknął granice dla imigrantów z Bliskiego Wschodu, usunął z Węgier „Uniwersytet Sorosa”, wstrzymał finansowanie studiów nad gender, rozumie, że za finansowym kredytem idzie polityczna zależność.

Europejscy postępowcy nie pozostali mu dłużni. Węgry Orbana są rekordzistą w liczbie potępieńczych rezolucji Parlamentu Europejskiego. Oksfordzki profesor Timothy Garton Ash oskarżył premiera Węgier o „rozmontowywanie demokracji” i oburzał się na to, że otrzymuje unijne pieniądze. To ostatnie oburzać go nie powinno, bo po brexicie nie są to już pieniądze brytyjskie. Ale jak widać, trudno mu oprzeć się pokusie rozdysponowywania pieniędzy cudzych: „Na europejskim kontynencie jest miejsce dla różnych reżimów, ale Unia Europejska musi być społecznością demokracji” – napisał, sugerując, że w UE dla Węgier miejsca być nie powinno („The Guardian”, 20 VI 2019). Tak jak Edek w Tangu Mrożka, Ash poucza, że każdy może mieć zdanie, jakie chce, byle zgodne z jego.

Jeszcze dalej posunął się publicysta centrolewicowego, progresywnego „The Atlantic”, Franklin Foer, porównując Victora Orbana do Pol Pota i Stalina, „marzących o zlikwidowaniu inteligencji [jako klasy społecznej, ograniczeniu publicznej oświaty i urobieniu posłusznych ludzi”. „To autokrata, który nie musi polegać na pałce ani na pukaniu do drzwi w środku nocy, bo jego atak na społeczeństwo obywatelskie dokonuje się pod szyldem legalizmu podkopującego instytucje zdolne rzucić wyzwanie jego władzy” (czerwiec 2019).

Foer trafił w sedno: mutant Szabad Európa powstał dlatego, że wpisuje się w cel wygenerowania na Węgrzech tzw. społeczeństwa obywatelskiego, mającego podkopać nielubiane przez lewicowych liberałów konserwatywne rządy, by utorować drogę do wprowadzenia kulturowych i obyczajowych wzorów zachodnich.

Idea społeczeństwa obywatelskiego, cokolwiek ma znaczyć, aprobowana jest przez duże korporacje i finansjerę, bo też wyznają różnorodność.

Lewica od dawna niedowidzi na jedno oko. Ash i Foer, ochoczo piętnujący domniemany autorytaryzm Victora Orbana, nie sprzeciwili się autorytaryzmowi rządu Borysa Johnsona czy gubernatorów stanowych USA, wprowadzających antywirusowe obostrzenia łamiące prawo do prywatności i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Nie dali się poznać jako obrońcy pluralizmu opinii w środowisku lekarskim, gdzie głosy pandemicznych sceptyków, krytyczne wobec przyjętych przez rządy rozporządzeń rujnujących dla gospodarki, szkodliwych społecznie i nieskutecznych w zwalczaniu wirusa, są filtrowane przez prorządowe media, jak BBC.

Szabad Európa wpisuje się w myślenie i polityczne oczekiwania multimilionera George’a Sorosa, sprowadzające się do kulturowego, obyczajowego, faktycznie cywilizacyjnego unicestwienia tego, co przywykliśmy uważać za europejskie dziedzictwo.

Dokonuje się to pod szyldem obywatelskiego społeczeństwa, pluralizmu, otwartych granic, upodmiotowienia obyczajowego marginesu, różnorodności, a faktycznie – odrzucenia norm i nietolerancji dla tego, co jest uznane za politycznie niepoprawne.

Czy Soros – finansujący Fundację Otwartego Społeczeństwa, anty-brexitowe inicjatywy w Wlk. Brytanii, Helsińską Fundację Praw Człowieka, organizacje społecznego nacisku na rządy, jak np. Human Rights Watch, przybudówki partii demokratów w USA i rozmaitych progresistów w Europejskim Parlamencie, by nie wspomnieć o wkładzie w tzw. plan Balcerowicza – nie mógłby dorzucić się do finansowania mutanta Wolnej Europy na Węgrzech? Mógłby. I to nie tylko dlatego, że odpowiada mu ideowo, ale dlatego, że dokładał się wcześniej.

W końcówce działalności Radia Wolna Europa w Monachium, będący jego wyodrębnioną częścią dział badań i analiz (od 1990 r. jako Research Institute) porozumiał się z Sorosową Fundacją Open Society w sprawie przenosin do Pragi pod nową nazwą Open Media Research Institute. Do końca 1996 r. OMRI miał finansować Kongres USA, a przez następne cztery – fundacja Sorosa.

Wraz ze zmianą chlebodawcy poszła zmiana profilu Instytutu. Miał się zajmować szkoleniem dziennikarzy, analityków i młodych naukowców w idei „open society”, czyli przygotowaniem kadr pod przyszłe kolorowe rewolucje,

a więc takie, w których uzasadnione poczucie krzywdy części społeczeństwa lub inna ważna kwestia polityczna lub społeczna przechwytywana jest w aranżowanej przez Stany Zjednoczone bądź ich konfratrów operacji wymiany ekipy rządzącej, zwykle z nacjonalistycznej na proamerykańską i proglobalistyczną. Okazją ku temu są wybory przegrane przez opozycję, która nie akceptuje przegranej, mobilizuje młodzież w mediach społecznościowych pod hasłami walki z korupcją, upodmiotowienia itp.

Nie wiem, czy Soros finansuje mutanta RWE na Węgrzech, ale dziwiłbym się, gdyby sponsorzy tej inicjatywy, wiedząc o tym, że miał na pieńku z Viktorem Orbanem, nie zwrócili się do niego.

W przeszłości Węgrzy byli w awangardzie rozmaitych zmian politycznych i społecznych, nieraz płacąc za to – jak np. w 1956 r. – wysoką cenę. Z początkiem lat 60., za rządów Jánosa Kádára, eksperymentowali z tzw. mechanizmem rynkowym, osiągając wyższy poziom życia niż inne ludowe demokracje. W latach 80. uchodziły za prymusa pierestrojki, a w 90. pierwsze spośród państw dawnego obozu moskiewskiego sprywatyzowały majątek państwowy. Ostatnio jako pierwsze publicznie dały wyraz rozczarowaniu zachodnioeuropejskim modelem liberalnej demokracji i zatrąbiły do odwrotu. Pokarano ich zainstalowaniem Szabad Európy na Facebooku i Instagramie. Czy to forpoczta kolorowej rewolucji?

Cały Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?” znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?” na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Człowiek, który nie do końca wie, kim jest, łatwo daje posłuch tym, którzy mu wbijają do głowy nową tożsamość

To nie jest teoria spiskowa ani kasandryczne czarnowidztwo. Wystarczy śledzić poziom tego, co jeszcze niektórzy nazywają kulturą – forpocztę dekadencji. Zawsze zapowiada to, co niechybnie nastąpi.

ks. Zygmunt Zieliński

Parlament Europejski, opanowany w większości przez dziś coraz bardziej nihilistyczną lewicę, uznaje za niepraworządne wszystko, co opiera się tej nowej przebudowie świata, która w społeczeństwach zachodnich charakteryzuje się odrzuceniem korzeni, co zawsze skutkuje uwiądem, rezygnacją z własnej tożsamości i oddawaniem w tempie szybszym lub wolniejszym pałeczki nowym właścicielom świata postchrześcijańskiego.

Ten świat z odziedziczonej kultury zachował jeszcze tylko wyrafinowany konsumpcjonizm. Wielowiekowe parcie islamu na Europę Zachodnią kończy się jej kapitulacją, wymuszoną bynajmniej nie orężem półksiężyca, ale uwiądem i degeneracją jego ongiś potężnego przeciwnika. (…)

To nie jest ani teoria spiskowa, ani kasandryczne czarnowidztwo. Wystarczy tylko śledzić poziom tego, co jeszcze niektórzy nazywają kulturą. To jest forpoczta dekadencji. Zawsze zapowiada to, co niechybnie nastąpi.

W europarlamencie, jaki dzisiaj mamy, wszystko, co sprzeciwia się nihilistycznej wizji świata i człowieka, nosi cechy niepraworządności. Tak samo niepraworządni, choć inaczej nazywani, byli przeciwnicy Hitlera, komunizmu i w ogóle wszyscy mający odwagę posługiwać się własnym rozumem, a nie narzucanymi schematami. Jeśli mniejszość homoseksualna obraża większość o orientacji normalnej i wprost terroryzuje swą obecnością szeroki ogół, to wszystko w porządku. Jeśli policja stara się nie dopuścić do ekscesów wzniecanych przez lobby LGBT, jest to uznawane za niepraworządność. Podobnie kiedy policjanci bronią swej nietykalności, do czego są zobowiązani.

Przynamniej lewica – niech się ona nazywa jak chce, ale przecież jest w istocie komunistyczna – powinna tu zdobyć się na odrobinę rozsądku, jeśli komukolwiek w pamięci pozostały manifestacje hitlerowskie. Bojówki hitlerowskie mogły rozbijać manifestacje SPD i KPD, ale jeśli tamci się bronili, to już nazywało się naruszeniem prawa. I policja weimarska w tym duchu postępowała. Dziś to są kalki tamtych wydarzeń. (…)

Polska jest nieszczęsnym krajem, bo zawsze, kiedy mogło ją spotkać coś dobrego, znaleźli się tacy, którzy gdzieś się odwołali, by to zniszczyć. W XVIII wieku grupa warchołów do Katarzyny, w 1944 r. „Związek Patriotów Polskich” do Stalina, w PRL do bratniego narodu radzieckiego; w sumie przez cały czas do Moskwy. Teraz zaś do Brukseli.

Dlatego warto zapamiętać tych, którzy tak jak tamci wtedy, dziś także skarżą Polskę – tyle że nie w Moskwie, a w Strasburgu – z powodu rzekomej niepraworządności. Czy popierający ich tam europosłowie wiedzą, o jaką niepraworządność chodzi? Przecież nie o co innego, jak tylko o zmianę rządów w Polsce, by było tak jak było, by miast dla dzieci i rodzin, nadwyżki wpadały do kieszeni także rodzin, ale ich własnych. O to chodzi, by nie ścigać gangsterów i mafiosów, bo przecież są takie czy inne powiązania, a ludzie interesu też żyć muszą. Bo to jest właśnie praworządność według receptury unijnej: kruk krukowi oka nie wykole.

Zatem należy zapamiętać, kto za czym głosował, kto za Polską, a kto przeciw niej. O podobnych rzeczach nie pamiętano w 1989 roku i dlatego mamy chore sądownictwo, dlatego mamy dobrze ustawionych i bliskich władzy dawnych luminarzy MSW.

Bo Mazowiecki zrobił grubą kreskę. Pod nią znalazła się Polska i dlatego jest taka chwiejna, że przeciętny obywatel o nią zatroskany czuje się jak na statku pośród nawałnicy na morzu. Dlatego pamiętajmy chociaż dziś, kto nas chce uczęstować swoją praworządnością odwołującą się do najlepszych wzorców z czasów PRL i III RP – obie staruszki stale jeszcze u nas żywotne. A w UE hołubione.

Cały artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Do Moskwy czy do Brukseli, byle przeciw Polsce” znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Do Moskwy czy do Brukseli, byle przeciw Polsce” na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Są protesty wybuchające z ważnych powodów społecznych, a są też takie, których inaczej niż pastiszem nazwać nie można

Zdecydowanie większą sympatię budzą we mnie walczący o wolność Hongkończycy czy protestujący przeciwko korupcji młodzi Libańczycy niż amerykańska lewica, posiłkująca się sfrustrowanymi obywatelami.

5 czerwca w Warszawie przed ambasadą USA odbyła się demonstracja „solidarnych z dotkniętymi rasizmem Afroamerykanami” – jak mi wyjaśniła jedna z demonstrujących nastolatek.

Skąd młodzież dowiedziała się o tej „imprezie”? Wiele osób wiedzę czerpie z portali społecznościowych, ale część zostało zachęconych przez… swoich nauczycieli.

Pojawiły się osoby widoczne na tzw. czarnych marszach, walczące o prawo do zabijania dzieci nienarodzonych, jak też społecznie wrażliwi antyglobaliści z czarnymi sztandarami i kilku internacjonalistów z czerwoną flagą. Widziałem także walczące o polityki afiliacyjne grupki aktywistów LGBT.

Na pytanie, dlaczego nie demonstrują pod ambasadą Federacji Rosyjskiej, prowadzącej znacznie bliżej granic Polski wojnę napastniczą, młodzież reagowała zdziwieniem i niedowierzaniem; tak samo jak na pytanie o chińskie ofiary przemocy wobec osób myślących inaczej niż oficjalne władze Chin.

I tu nasuwa się komentarz. Są protesty wybuchające z ważnych powodów społecznych, a są też takie, których inaczej niż pastiszem nazwać nie można.

Obarczanie innych winą za swoje niepowodzenia życiowe to mechanizm znany nie tylko w polskim społeczeństwie. Prawda jest jednak taka, że brak zadowolenia z życia jest głównie wynikiem własnych zaniechań i błędów. W Polsce brak spójności społecznej część środowisk lewicy tłumaczyła spadkiem po pańszczyźnie, a prawicy – po komunizmie. To, że w Polsce człowiek urodzony w popegeerowskim osiedlu nie szuka lepszej pracy poza miejscem zamieszkania, ale woli spotykać się z kolegami przy piwie pod sklepem spożywczym, nie jest winą państwa ani mitycznych „elit wielkomiejskich”. Problem jest w konkretnym człowieku.

W USA przyczyną tego, że ktoś pracuje dla półświatka, nie jest kolor jego skóry. Prawo daje wszystkim równe szanse. W USA dodatkowo – ze względu na aktywną politykę afiliacyjną – ambitni tzw. Afroamerykanie mają większe możliwości zrobienia kariery niż biali.

Dodatkowo – czy w Polsce, czy w USA – jeśli podczas protestu na terenie, gdzie ten się odbywa, następuje podpalanie samochodów, niszczenie innego mienia i rabunki, to organizatorzy nie mogą się tłumaczyć, że oni osobiście nie są ich sprawcami, a więc nie ponoszą odpowiedzialności za zaistniałe akty wandalizmu.

Jeśli protestujący zajmują ulice, nie wpuszczają tam policji – to ponoszą odpowiedzialność za porządek na tych ulicach.. Organizując protest i odmawiając jednocześnie siłom porządkowym prawa do wykonywania ich pracy, stają się na równi odpowiedzialni za przemoc, która wówczas ma miejsce, jak ci, co jej dokonują.

Oczywiście nie neguję tego, iż w systemach demokratycznych – czy to w USA, czy w Europie – istnieją problemy, ale trzeba do nich przykładać odpowiednią miarę. Czym innym są protesty w Hongkongu czy na ulicach Bejrutu, a czym innym w USA.

Zdecydowanie większą sympatię budzą we mnie walczący o wolność Hongkończycy czy protestujący przeciwko korupcji młodzi Libańczycy niż amerykańska lewica, posiłkująca się sfrustrowanymi obywatelami.

Mariusz Patey

Szacun dla Margot, który bezkarnie wystrychnął na dudka cały świat / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 76/2020

Ponieważ nie ma testu, który przez pobranie wymazu z nosa czy innych otworów pozwoli odróżnić „bezwaginalną kobietę o skłonnościach lesbijskich” od bezczelnego faceta, nie można mu udowodnić oszustwa.

Jan Martini

Szacun dla Margot?

Jako skrajnie binarny, heteronormatywny, patriarchalny biały człowiek, z utęsknieniem czekam na wypowiedzenie konwencji stambulskiej. Nie, żebym był jakimś specjalnym miłośnikiem przemocy w rodzinie. Przeciwnie – bijam żonę rzadko i niechętnie, ale tylko wtedy, gdy sobie nagrabi. Uważam jednak, że konwencja ta drastycznie narusza prawa człowieka, bo już w starożytnym kodeksie Hammurabiego są paragrafy odnoszące się do dyscyplinowania krnąbrnych żon. A dlaczego się dyskryminuje sadystów? Co ma zrobić człowiek mający takie preferencje seksualne? Dlaczego odmawia mu się człowieczeństwa i praw należnych?

A masochistki? Świat zapomniał o ich potrzebach. Chyba nawet nie są wspominane w skrócie LGBT, a liczne organizacje promujące „niestereotypowe zachowania seksualne” nie kwapią się do obrony ich interesów.

A przecież wiadomo, że kobiety uwielbiają słodkich brutali – świadczą o tym choćby słowa przedwojennej piosenki: „Na mej piersi blizna sina wciąż mi ciebie przypomina”.

Wszyscy znamy rytualną formułkę-zaklęcie o „szacunku i godności, które należą się każdemu bez względu na preferencje seksualne, płeć, narodowość, rasę, wyznanie, kolor skóry, włosów czy zębów”.

Ale trudno o szacunek dla produktów pedagogiki Wielkiego Wychowawcy Polskiej Młodzieży – „Jurka” Owsiaka. Mało kto wie, że on sam nie wymyślił sobie słynnego „róbta co chceta” – jest to dosłowne tłumaczenie hasła satanistów amerykańskich („do as you will”).

W latach 90. w internecie można było spotkać różne rozszerzenia programu ideowego Owsiaka:

Mówta co chceta, bluźnijta, kłamta,
nie szanujta innych, ubliżajta, wyśmiewajta,
plujta, wymiotujta, europeizujta,
szpiclom współczujta, bolkowi wierzta,
kaczory potępiajta, ałtorytety całujta,
patriotyzm przeklinajta, transwestytyzm podziwiajta,
gdzie stoita, tam lejta, gdzie siedzita – fajdajta.

Michał Sz. jako niebinarna, bezwaginalna kobieta o skłonnościach lesbijskich, uprawiająca wielkoformatową i wielootworową poliamorię, jest właśnie typowym beneficjentem (czy ofiarą?) filozofii „róbta co chceta”.

Na fejsbuku koszalińskiego KOD-u jest informacja, że „aktywistka LGBT Margot jest koszalinianką”. Choć sam „Margot” się swym pochodzeniem nie chwali, miasto Koszalin jest bardzo dumne ze swego syna/córki – to już trzecia postać z Koszalina, która uzyskała ogólnopolską renomę – obok szefa IPN Leona Kieresa (który „skitrał” „kompromaty” na polityków w zbiorze zastrzeżonym, czym poniekąd uratował IPN przed likwidacją za rządów SLD) i Kuby Wojewódzkiego.

Swoją drogą ten „Margot” jest szczęściarzem. Niejeden młody chłopiec w swoich najdzikszych fantazjach erotycznych marzy, aby być molestowanym i zdemoralizowanym przez feministkę. Nad „Margotem” opiekuńcze skrzydła roztoczyła bodaj najznamienitsza feministka polska – Klementyna Suchanow. Dzięki niej trafił z nieco zapyziałego miasta wprost na warszawskie salony i squoty. Jakież szare i ponure byłoby życie Michała Sz. bez feministek, które nauczyły go poliamoryzmu i wprowadziły do kolorowego świata LGBT!

Michał Sz. musiałby pójść do pracy gdzieś w skupie mleka czy przy melioracji, a tak – został nadzieją demokracji polskiej. Bo demokracja polska z utęsknieniem czeka na swego zbawcę.

Kilku poprzednich kandydatów – Palikot, Petru, Kijowski, Kasprzak, Biedroń, Hołownia – nie sprostało wyzwaniom. Nadzieje związane z Trzaskowskim właśnie spłynęły do Bałtyku.

Siłom postępu pozostał „Margot”, do którego zabawny profesor Hartman głosi inwokację na kolanach:

„Margot, stałaś się liderką i w ciebie wpatrują się oczy milionów porządnych ludzi. Dziś nie możesz być gówniarą i zawieść tych ludzi. To już nie jest twoje życie, ale sprawa wszystkich. Od tego, jak się będziesz zachowywać, jak udźwigniesz rolę liderki, zależy to, czy będą bić LGBT, czy nie. Czy będziemy normalnym krajem, czy zoną faszystowskiego terroru w środku Europy”.

Nawet dalej poszedł równie utalentowany kolega profesora – Jerzy Urban: „Dopier….cie katolikom, dopier…cie faszystom, dopier…cie białoczerwonym”. Widać, że agresywnym mniejszościom etnicznym nie chodzi o jakieś tam prawa osób LGBT, tylko o walkę z polskością i Polakami.

Niestety „Margot” nie jest pozbawiony wad. Prof. Hartman (etyk) po ojcowsku napomina: „Margot nie powinna używać wulgaryzmów”. Osobiście uważam, że powinna, bo sam/sama jest chodzącym wulgaryzmem. Powinna/powinien jednak nauczyć się ortografii podstawowych wulgaryzmów, bo robiąc dwa błędy w jednym wyrazie, przebił nawet prezydenta Komorowskiego, który do dwóch błędów ortograficznych potrzebował jednak całego zdania.

„Należy się szacunek każdemu bez względu na” itd. – słyszymy te bełkotliwe formułki niemal w każdej wypowiedzi ludzi lewicy i okolic. Jednak szacunek nie należy się każdemu. Człowiek nie rodzi się z szacunkiem. Trzeba go sobie zdobywać. Można mieć szacunek dla młodzieży, która szła do legionów, do młodych z AK. Nawet dla członków ZMP uwiedzionych ideą budowania świata „bez wyzysku człowieka przez człowieka”.

Ja szacunku dla Michała Sz. nie mam. Uważam, że to oszust i cwaniak, który przebił nawet Kijowskiego, dla którego „jelenie” zbierały „hajs” na „stypendium wolności”.

„Margot” bryluje w polskojęzycznych mediach, prowadzi lekkie życie bez trosk materialnych, korzysta z uroków „poliamorii niebinarnej” i zakpił sobie z tych wszystkich profesorów, Hartmanów, redaktorów, etyków i innych humanistów, którzy z nabożną czcią zawsze mówią o nim „ona”.

Ponieważ nie istnieje test, który przez pobranie wymazu z nosa czy innych otworów byłby w stanie odróżnić „bezwaginalną kobietę o skłonnościach lesbijskich” od bezczelnego faceta, nie można mu udowodnić oszustwa.

Z pewnością pozostanie bezkarny, bo trudno sobie wyobrazić sędziego skłonnego podjąć ryzyko skazania człowieka, za którego poręczają (materialnie?) największe autorytety – nobliści i artyści, księża i rabini z pewnym etykiem – księdzem profesorem z KUL na czele.

A już wiadomość, że z tymi nieszczęśnikami solidaryzuje się kilkunastu (!) filozofów z Uniwersytetu Warszawskiego, dosłownie zwala z nóg.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Szacun dla Margot?” znajduje się na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Szacun dla Margot?” na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Skrzecząca rzeczywistość kieruje umysły młodzieży ku absurdom / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 76/202

Wydumane problemy i opis świata, jaki proponuje kino LGBT, nie oddają rzeczywistych dylematów zdecydowanej większości ludzi. Tymczasem to, co najważniejsze, szybko znika z naszego życia.

Jolanta Hajdasz

Trzeba znać przeszłość, by zrozumieć teraźniejszość i lepiej przygotować się na przyszłość. Dlatego z takim upodobaniem, pasją i najwyższym zaangażowaniem piszemy w „Kurierze WNET” o przeszłości, która ciągle wraca i nadal nie jest dobrze zbadana i opracowana. Jak „mały Oświęcim”, obóz koncentracyjny dla polskich dzieci w Łodzi.

Właśnie ukazała się długo oczekiwana książka o tym obozie, o którym chyba nikt nie może czytać bez poruszenia i bezsilnych łez.

Wystarczy sobie tylko zestawić te wyrazy: dziecko i obóz koncentracyjny. Dzieci z obozu na Przemysłowej w Łodzi marzyły o tym, by wrócić do Auschwitz, bo „tam była mama”. Perfidia organizacji tego miejsca poraża, obóz był zlokalizowany na terenie łódzkiego getta i mało kto wiedział, że w ogóle istnieje. Bezbronność uwięzionych dzieci, bestialstwo i sadyzm opiekunów plus obozowy niemiecki standard – głód, bicie, nieleczone choroby i kary za najdrobniejsze przewinienie, np. zmoczenie łóżka, upuszczenie czegoś, problem z wykonywaniem pracy, bo przecież te dzieci musiały pracować…

Wywożono tam setki dzieci z Wielkopolski i ze Śląska, np. te, których rodzice byli aresztowani za działalność w podziemiu.

Dziś na terenie byłego obozu jest zwyczajne osiedle mieszkaniowe, a o tragedii niewinnych przypomina Pomnik Pękniętego Serca. I organizowany co roku przez kurię arcybiskupią w Łodzi Marsz Dzieci. Oby tradycja tego marszu przetrwała.

Tymczasem skrzecząca za oknami rzeczywistość kształtuje umysły młodzieży w coraz bardziej absurdalnych kierunkach. Spokojnie rozmawiamy o zagrożeniach płynących z ekspansji ideologii LGBT, a ona bez specjalnego rozgłosu rozgościła się obok na dobre i mebluje umysły otwartych na świat i przecież ze względu na wiek prawie zupełnie bezbronnych nastolatków. Ilustracją do tej tezy niech będzie treść filmów prezentowanych w ramach tegorocznego festiwalu kina LGBT (lesbian, gay, bisexual, transgender) w naszym kraju. Odbywa się on już od 11 lat co roku w największych miastach w Polsce. W naszym Poznaniu na przełomie września i października.

Jakiś przykład fabuły? Bardzo proszę. Pedro opiekuje się Danielą, cierpiącą na śmiertelną chorobę, transseksualną przyjaciółką. Aby zapewnić jej pobyt w szpitalu, decyduje się pomóc pewnemu przestępcy w ucieczce z więzienia. Ukrywając Jeana przed policją, nawiązuje z nim nietypową relację, która z czasem przeradza się w namiętność. Film odmalowuje rzadko oglądany w kinie portret dojrzałego geja, który doświadcza w jesieni życia zarówno smutku i bólu przemijania, jak i gwałtownej siły pożądania. Inny przykład? Marcin jako zawodowy żołnierz dostaje propozycję wzięcia udziału w misji w Kosowie. Wyjazdowi sprzeciwia się jego życiowy partner Kamil, zmuszając go do wyboru między związkiem a pracą. W podjęciu decyzji nie pomaga apodyktyczna matka Marcina. Kolejny film? Kinga zakochuje się w kobiecie, angażuje w pomoc protestującym i pobitym w trakcie Marszu Niepodległości. To daje jej siłę, aby odrzucić wartości, z którymi się nie zgadza i na nowo odkryć samą siebie. Film nosi wymowny tytuł „Nad Wisłą”. Jesteśmy kimś więcej niż tylko płcią, jaką nam przypisano.

To, co mamy między nogami, nie definiuje nas jako ludzi – czytam w materiałach prasowych festiwalu. Na to są pieniądze publiczne, miejsce i czas w publicznych instytucjach (w Poznaniu oczywiście niezawodny CK Zamek).

Jak przekonać młodych, że te wydumane problemy nie dotyczą każdego przeciętnego chłopca i dziewczyny, że taki opis świata, jaki proponuje kino LGBT, nie oddaje rzeczywistych dylematów zdecydowanej większości ludzi, a miłość między kobietą a mężczyzną jest najpiękniejszym, co może nam się przytrafić w życiu? Obyśmy nie przeoczyli, że dziś to, co najważniejsze, znika z naszego życia tak szybko, jak prawda o niemieckim bestialstwie w czasie II wojny światowej.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marek Wróbel: Właściwe wykorzystanie unijnego Funduszu Odbudowy jest kluczowe, jeśli chcemy uniknąć recesji

Marek Wróbel o rekonstrukcji rządu i nowej umowie koalicyjnej oraz unijnym funduszu, jego wykorzystaniu, a także o atakach na Polskę i wyzwaniach stojących przez rządem.

Marek Wróbel  ocenia, że w poprzednim rozkładzie ministerstw koalicjanci Prawa i Sprawiedliwości dostali więcej, niż by to wynikało z ich ciężaru politycznego, a obecnie przyszło urealnienie.  Poprzedni układ nie odzwierciedlał „masy grawitacyjnej” głównego ugrupowania. Ocenia, że wejście Jarosława Kaczyńskiego do rządu sprawi, że koordynacja ministerstw będzie prawdopodobnie sprawniejsza. Wejdzie do niej bowiem najważniejszy polityk w kraju.

Nazwałbym to nie przewrotem, tylko znacznym potencjalnym uprawnieniniem pracy Rady Ministrów jako organu kolegialnego.

Prezes Fundacji Republikańskiej mówi także o podnoszeniu się gospodarczym Polski po lockdownie. Ten ostatni obecnie ma już charakter „punktowy i bardziej przemyślany”. Szansą na uniknięcie recesji i zmniejszenie dystansu do niektórych państw zachodnich jest dobre wykorzystanie środków z Unii Europejskiej.

Fundusz Odbudowy, jego absorpcja i odpowiednie rozprowadzenie to kluczowa rzecz, jeśli chcemy aby chcemy uniknąć dalszych reperkusji gospodarczych.

Nasz gość wskazuje, że zapowiadany estoński CIT byłby impulsem inwestycyjnym, natomiast w tej chwili odbudowujemy konsumpcję. Boomu inwestycyjnego dopatruje się raczej w funduszach unijnych. Tymczasem w Unii Europejskiej znów mówi się o relokacji uchodźców, a także słychać oskarżenia wobec Polski, które przesuwają się z praworządności na kwestię LGBT. Mówi także o wyzwaniach stojących przed rządem, takich jak dokończenie reformy wymiaru sprawiedliwości, stan samorządów, których poważne słabości uwidocznił Covid-19, czy polityka demograficzna.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Waszczykowski: Koncepcja LGBT oparta na gender to ideologia. Ambasadorowie nie powinni zajmować stanowisk ideologicznych

Czemu Turcja czuje się zostawiona ze swymi problemami przez UE i NATO? Witold Waszczykowski o konflikcie w Górskim Karabachu, polityce Ankary, praworządności i liście ambasadorów.

Witold Waszczykowski przypomina, że Górski Karabach to ormiańska enklawa na azerbejdżańskim terytorium, a konflikt o ten region toczy się od 1988 r. Rozwiązaniu go służy Grupa Mińska OBWE. Polska powinna być zainteresowana tym konfliktem, gdyż toczy się on na przedpolu Europy, a zaangażowane są w niego takie mocarstwa jak Rosja (sojusznik Armenii) i Turcja (wspierająca Azerbejdżan). Obydwa kraje są partnerami dla NATO i Unii Europejskiej. Były minister spraw zagranicznych wskazuje, że nie mamy jako członek NATO obowiązku popierać w nim Turcji, gdyż nie jest ona w nim zagrożona. Zauważa przy tym, że położenie Turcji sprawia, iż jest ona otoczona przez obszary na których toczą się różne konflikty. Z perspektywy Ankary jej sojusznicy nie robią wystarczająco dużo w ich sprawie:

Turcy mają do nas do NATO do Unii Europejskiej wiele zastrzeżeń i pretensji, że pozostawiliśmy ich, że nie rozwiązujemy konfliktów, które toczą się wokół nich, np konfliktu syryjskiego. W związku z tym oni muszą brać sprawy w swoje ręce.

Eurodeputowany PiS wyraża nadzieję, że konflikt zostanie szybko zażegnany, wskazując, że w bombardowaniach cierpią także cywile. Odnosi się do także do listu ambasadorów, który wzywa Polskę do przestrzegania praw człowieka odnośnie to tzw. społeczności LGBT. Podkreśla, że w Polsce nie ma żadnej dyskryminacji ze względu na czyjeś życie seksualne. Tym o co chodzi lobby LGBT są przywileje, takie jakie mają małżeństwa. Kuriozalną nazywa sytuację, w której o przestrzeganie praw człowieka wzywa Polskę kraj taki jak Wenezuela. Wskazuje na reakcję Mateusza Morawieckiego, który podkreślił, że Polska ma długą tradycję tolerancji.

Nasz gość komentuje słowa amerykańskiej ambasador, która stwierdziła, że nasz kraj „stoi po złej stronie historii” jeśli chodzi o LGBT. Zaznacza, że ambasadorowie nie powinni zajmować stanowiska w sporach ideologicznych. Ocenia, że Georgette Mosbacher jest pod presją amerykańskich środowisk „które wywalczyły sobie przywileje”.

Dyskusja o praworządności nie jest dyskusją nad poprawą polskiego, czy węgierskiego prawa, tylko dyskusją nad tym, czy rządy takie jak polski  i węgierski w ogóle mają prawo egzystować.

Polityk komentuje kolejną odsłonę unijnej debaty na temat praworządności. Przedstawiane obecnie propozycji określa jako „antyeuropejskie”. Wymiar sprawiedliwości i kwestia jego reformy nie jest czymś objętym traktatami unijnymi.

Mamy próbę uzurpacji większej władzy przez Komisję Europejską.

Polityk wskazuje, że Polska przekonuje do swego stanowiska kraje takie, jak Litwa. Ze stanowiskiem polskiego rządu zgadzają się także Węgry.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.