Audycji Milo Kurtisa można słuchać w każdy wtorek od godziny 10, a jej retransmisji od godziny 20.
Poprzednich audycji Milo Kurtisa można słuchać tutaj
Znany naszym słuchaczom ekonomista opowiedział o swojej działalności m.in. „wykorzystywaniu cenzury” PRL-u by przekazywać błędy ekonomii socjalizmu. Podzielił się również swoją ulubioną muzyką.
Audycji Milo Kurtisa można słuchać w każdy wtorek od godziny 10, a jej retransmisji od godziny 20.
Poprzednich audycji Milo Kurtisa można słuchać tutaj
Waluty kryptograficzne, np. bitcoin, to waluty wyłącznie elektroniczne, które nie potrzebują instytucji centralnej, takiej jak bank, do rejestracji i księgowania poszczególnych transakcji.
Pierwszy człon słowa „kryptowaluta” mógłby wskazywać na ukryte cechy lub niejawny charakter tej waluty. Jednak w tym przypadku nazwa powstała z połączenia słowa „waluta” z kryptografią, czyli sztuką przekształcania tekstu zrozumiałego dla wszystkich w tekst zaszyfrowany.
Waluty kryptograficzne to waluty wyłącznie elektroniczne, które nie potrzebują instytucji centralnej, takiej jak bank, do rejestracji i księgowania poszczególnych transakcji. Najpopularniejszą kryptowalutą jest bitcoin, wprowadzony w 2009 roku w oparciu o pracę naukową podpisaną przez Satoshi’ego Nakamoto, enigmatyczną postać lub grupę osób.
Posiadacze bitmonet korzystają z elektronicznych portfeli, których mogą tworzyć nieograniczoną ilość. Ta cecha kryptowaluty oraz fakt, że w rejestrze transakcji zapisywany jest unikalny numer portfela bez danych osobowych jego posiadacza, powoduje, że bitcoin jest często opisywany jako pieniądz umożliwiający jego użytkownikom zachowanie całkowitej anonimowości. (…)
Emisja kryptowaluty nie jest kontrolowana przez żadną osobę lub instytucję, ale zależy od oprogramowania zarządzającego rozproszoną siecią, które przekazuje nowe monety jako nagrody właścicielom komputerów, które uczestniczą w obliczeniach kryptograficznych potrzebnych dla właściwego funkcjonowania systemu. (…)
Waluty kryptograficzne są jedynie imitacją pieniądza, który nie jest emitowany ani gwarantowany przez żaden bank centralny. (…) ryzyka związane z inwestycją w kryptowaluty: brak gwarancji, możliwość straty środków w wyniku kradzieży oraz brak powszechnej akceptowalności bitmonet.
W aktualnej sytuacji rynkowej, gdy trwa hossa na rynkach kryptowalut, a ich kursy osiągają astronomiczne wartości, trzeba szczególną uwagę zwrócić na ryzyko związane z dużą zmiennością ceny oraz różnego rodzaju propozycjami inwestycyjnymi, które mogą się okazać oszustwem i kolejną wersją piramidy finansowej.
W końcu najbardziej atrakcyjną cechą kryptowaluty powinna być możliwość zapłaty za towar na drugim krańcu kuli ziemskiej bez konieczności uiszczania znacznych kosztów opłat transakcyjnych, a nie to, że jej kursy rosną i podobno można na niej dużo zarobić. (…)
Bitcoin cieszył się największym zainteresowaniem 22 grudnia 2017 roku. Wskazują na to trendy wyszukiwania publikowane przez firmę Google. Tego dnia jednak świat obiegła informacja o największym załamaniu kursu tej kryptowaluty. Cena bitcoina w stosunku do dolara spadła nagle o ponad 3 tys. dolarów, zaraz po tym, gdy chwilę wcześniej osiągnęła swoją rekordową wartość – ok. 20 tys. dolarów za jednostkę tej pierwszej kryptowaluty, która debiutowała na giełdzie w 2010 roku kursem 6,3 centa za bitcoin.
Cały artykuł Lecha Rusteckiego pt. „Kryptowaluta. Upadek z wysokiego byka?” znajduje się na s. 14 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Zdaniem profesor Oręziak nowy pomysł premiera Morawieckiego na zwiększenie oszczędności Polaków nie spełnia podstawowych wymagań systemu emerytalnego, a deklarowana dobrowolność jest iluzoryczna.
15 lutego, po niemalże dwóch latach od pierwszych zapowiedzi, minister finansów Teresa Czerwińska oraz minister rodziny Elżbieta Rafalska, w asyście Pawła Borysa prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju, przedstawiły projekt ustawy o Pracowniczych Planach Kapitałowych (PPK), czyli program dodatkowego oszczędzanie pieniędzy na emeryturę.
PPK w deklaracji mają być dobrowolną formą odkładania przez pracowników środków na dodatkowe świadczenia emerytalne, działającą w podstawowych założeniach na zbliżonych zasadach do zbiorowych programów funkcjonujących w ramach trzeciego filaru emerytalnego.
System wprowadzana nową dobrowolną, ale powszechnie dostępną dla pracowników płacących składki do ZUS-u, formę dodatkowego zabezpieczenia emerytalnego. Projekt zakłada, obowiązek założenia Pracowniczych Planów Kapitałowych przez pracodawców, który odprowadzają składkę ubezpieczeniową chociażby od jednego pracownika. W teorii to pracownik będzie samodzielnie decydować czy przystąpić do programu, jednak na początek wszyscy zostaną zapisani do programów i tylko jeśli ktoś będzie chciał może się wypisać, ale nawet jeśli na to zdecyduje, to jego przygoda z PPK wcale się nie skończy.
Pracodawca i pracownik, będą się wspólnie zrzucać na nową składkę przekazywaną do PPK, którym i będą zarządzać prywatne towarzystwa finansowe. Pracownicy uczestniczący w nowym systemie emerytalnym będą co miesiąc odkładać 2 procent swojej pensji na specjalne konto emerytalne. Pracodawca ze swojej strony dołoży 1,5 procent od wysokości wypłacanej pensji. Swój wkład do systemy dołoży również państwo m.in. w postaci przewidywana w projekcie ustawy swoistej zachęty w formie składki powitalnej w postaci 250 zł oraz dopłaty rocznej ze strony państwa w wysokości 240 zł.
O opinię na temat rządowej propozycji poprosiliśmy prof. Leokadię Oręziak: Jest to system, w którym całe koszty i ryzyko spadają na przyszłego emeryta oraz na państwo. Zyskują ci, którzy działają na rynkach finansowych, czyli banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i towarzystwa funduszy inwestycyjnych. Oni bardzo czekają na ten system i liczą, że ogromne środki będą trafiać na rynki, a oni będą pobierać opłaty za zarządzanie środkami zgromadzonymi w Pracowniczych Planach Kapitałowych – podkreśliła prof. Leokadia Oręziak, kierownik Katedry Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej oraz ceniona badaczka systemów emerytalnych, autorka uznanej książki o skutkach wprowadzenia na Wisłą Otwartych Funduszy Emerytalnych pt. „OFE. Katastrofa prywatyzacji emerytur w Polsce”.
Zdaniem profesor Oręziak deklarowana przez rząd dobrowolności udziału w programie, w rzeczywistości jest fikcją: W istocie w ramach PPK, obowiązuje aromatyczny zapis pracowników sektora prywatnego, a następnie publicznego, do programu. Tylko kto będzie wiedział i nie zapomni o możliwości wyjścia z programu, to będzie mógł się wypisać. Przy automatycznym zapisie wiele osób nie zdecyduje się na wypisanie z programu, bojąc się konieczności zwrotu środków wpłacany ze strony państwa. Nawet jak ktoś złoży oświadczenie, że się wypisuje, to co dwa lat i tak zostanie do niego automatycznie zapisany powtórnie. Trudno to nazwać systemem dobrowolnym.
Do gry na rynkach finansowych i na giełdzie zaprzęgnięte będą nie tylko składki płacone przez pracownika i pracodawcę, ale też publiczne pieniądze z funduszu pracy – podkreśliła prof. Leokadia Oręziak.
Ekonomistka wskazuje na znaczne koszty dla sektora finansów publicznych oraz dla samych uczestników planów, przy baraku odpowiednich gwarancji wypłaty przyszłych świadczeń: Szacuje się, że w ramach Pracowniczych Planów Kapitałowych ok. trzech miliardów złotych rocznie z publicznych pieniędzy, będzie przekazanych na rynek kapitałowy. Będzie to system, który pochłonie bardzo duże środki finansowe od pracowników, pracodawców ale również państwa, nie dając żądanych gwarancji emerytalnych dla jego uczestników.
Tak naprawdę oceniając to rozwiązanie, można powiedzieć, że z pensji pracowniczych środki trafią do budżetu państwa, za pośrednictwem instytucji finansowych, które sobie od tego skasują procent – mówił prof. Oręziak.
Jedynym sprawdzonym zabezpieczeniem wypłaty świadczeń na starość jest powszechny publicznych system emerytalny, a wszelkie prywatne formy zabezpieczeń mogą działać tylko w formie pełnej dobrowolności jako uzupełnienia dla chętnych, podkreśliła profesor Leokadia Oręziak. Wskazując jednocześnie na szereg zagrożeń, na jakie narażone będą środku zgromadzone w ramach nowej propozycji premiera Morawieckiego: Pieniądze, które trafią do PPK będą narażone na ryzyko rynku finansowego, czyli załamań giełdowych i kryzysów, kiedy aktywa spadają o kilkanaście procent. Aktywa finansowe nie są zabezpieczone przed inflacją oraz defraudacją ze strony instytucji finansowych. (…) Opłaty, nawet zredukowane przez ustawodawcę, ale pobierane przez lata, będą wpływać na obniżenie świadczenia.
Jest to rozwianie ryzykowne z punktu widzenia emeryta. To nie spełnia wymagań stawianych systemom emerytalnym. W ogóle nie jest system emerytalny, tylko sposób na zebranie kapitału na państwowe inwestycje – podkreśliła prof. Leokadia Oręziak, ekonomistka, specjalizująca się w zasadach działania rynków finansowych i ich wpływu na systemy emerytalne.
ŁAJ
Największym wyzwaniem dla Pracowniczych Planów Kapitałowych będzie zdobycie zaufania Polaków, którzy po OFE są bardzo sceptyczni wobec pomysłów prywatnych emerytur – pokreślił poseł PiS.
W Poranku Wnet Janusz Szewczak, ekonomista, były główny ekonomista Kasy Krajowej SKOK, poseł Prawa i Sprawiedliwości odniósł się do nowych pomysłów rządu na system emerytalny: Program Pracowniczych Planów Kapitałowych to jest Wielkie Wyzwanie i wielka reforma, która zakłada ułożenie na nowo przyszłości emerytalnej Polaków. To jest na pewno sensowniej, mądrzej zrobione i uczciwie niż OFE, które było jednym wielkim oszustwem, a jak się skończyło, to przecież wszyscy wiemy.
Zdaniem gościa Poranka Wnet największą trudnością w ramach wprowadzania Pracowniczych Planów Kapitałowych będzie kwestia zaufania Polaków do nowego systemu oszczędzania: Pamiętajmy, że doświadczenia Polaków z oszczędzaniem na emerytury w prywatnym sektorze, po programie OFE są bardzo złe. Ludzie są uczuleni i taki program, trzeba będzie bardzo mądrze przeprowadzić. Trzeba przekonać Polaków, że to jest sensowne rozwiązanie, a taki jest z kilku powodów, nie tylko poprzez nowe uregulowanie systemu zabezpieczenia emerytalnego. PPK dadzą pieniądze na polski rynek kapitałowy od Polaków, czyli troszkę staniemy się niezależni od pożyczek zagranicznych, to ma również istotne znaczenie dla realizacji inwestycji oraz ułatwi sprzedaż obligacji skarbu państwa.
Tematem rozmowy z posłem Janusz Szewczaka, była również realizacja sztandarowego programu Prawa i Sprawiedliwości: Program Mieszkanie Plus to jest fundamentalna sprawa dla polskiej gospodarki. Jeśli ci mniej zarabiający Polacy będą mieli szanse na wynajęcia mieszkania po przystępnych czynszach, na racjonalnym poziomie 600 do maximum tysiąca złotych, to wtedy być może wielu naszych rodaków zdecyduję się wrócić do Polski. Takie masowe powroty oznaczają więcej rąk do pracy i łatwiejszą możliwości produkcji przemysłowej dla przedsiębiorców. Mieszkanie Plus to koło zamachowe dla polskiej gospodarki, bo mieszkania to jest i przemysł budowlany, ale też meblowy i około mieszkaniowy tak wyposażenia wnętrza oraz AGD i wiele innych branż. Liczę również na większe zaangażowanie sektora bankowego, z Bankiem Gospodarstwa Krajowego na czele.
To nie ma żadnego podstaw prawnych i traktatowych. W bogatszych krajach Unii Europejskiej zorientowali się, że Europa środkowo-wschodnia zaczyna się dynamicznie rozwijać i gonić, a nawet deptać po piętach, zwłaszcza Polska. Więc postanowili znaleźć oszczędności w budżecie UE – zaznaczył poseł Szewczak, podkreślając, że – Oszczędności trzeba szukać również z powodu błędów poważnych, jakie popełniła kanclerz Merkel i szefostwo Komisji Europejskiej w sprawie uchodźców (…) Jest także kwestia wydatków na armię i na uzbrojenie, bo zaległość krajów zachodnich w tym obszarze są olbrzymie. Dlatego te kraje postanowił oszczędzić na nas.
ŁAJ
Nord Stream1 umożliwił Rosji uzyskanie środków, które przeznaczyła na modernizację armii. Dwa lata później nastąpiła agresja Rosji na Gruzję, później aneksja Krymu, agresja na Ukrainę, Syria…
Zaczęliśmy dialog z Niemcami na temat reparacji?
Uważam, że to nasz i mój pewien sukces wizyty w Berlinie – przekonanie mojego partnera Sigmara Gabriela, ministra spraw zagranicznych Niemiec do tego, by Niemcy spojrzały na ten problem oczami Polaków, żeby zrozumiały nasze stanowisko, a sam minister spraw zagranicznych Niemiec zgodził się na to, żeby tej sprawie przyjrzeli się eksperci, oczywiście po stronie polskiej. Ci eksperci pracują w komisji parlamentarnej pana posła Mularczyka.
Innymi słowy, do tej pory Niemcy mówili, że dla nich sprawa reparacji i pewnego zadośćuczynienia ofiarom – bo tu nie chodzi tylko o reparacje międzypaństwowe – jest z perspektywy prawa zamknięta. Teraz jednak dopuszczają rozmowy i myślę, że to jest właściwa droga. (…)
Moja prośba do Niemców była taka, żeby porównali straty poniesione przez Polaków w czasie drugiej wojny światowej i to, co otrzymali w ramach zadośćuczynienia czy reparacji, ze stratami, jakie poniosły inne narody i z ich reparacjami. Innymi słowy, czy wobec ogromu strat i zniszczeń Polacy nie są przypadkiem traktowani jako obywatele drugiej kategorii w porównaniu do Duńczyków, Francuzów itd. To był mój argument, który, mam nadzieję, przekonał i spowodował pewne otwarcie ze strony ministra spraw zagranicznych Niemiec. (…)
Czy rozmowy w Berlinie koncentrowały się na reparacjach, czy było poruszanych więcej tematów?
Tematów było więcej. Mówiliśmy o naszych dwustronnych stosunkach z Niemcami. Niemcy chcieliby je zacieśniać. Omawialiśmy problem pełnomocnika ze strony polskiej do współpracy transgranicznej. Mówiliśmy o naszym miejscu w Unii Europejskiej, o wspólnej polityce w ramach UE. Moim zdaniem – i to też otwarcie prezentowałem podczas tego spotkania – jest pewna bliskość interesów między Niemcami a Polską, taka dalekosiężna, dotycząca kształtu Unii Europejskiej. Chodzi o to, by zachować konkurencyjność Unii, by cztery podstawowe swobody były w niej przestrzegane.
Postawiłem tezę, że w Unii mamy do czynienia z podziałem państw na dwie grupy. Jedna to demokracje liberalne, do których zaliczam Niemcy, Polskę, Szwecję i Węgry, a więc te państwa, które opowiadają się za swobodą przepływu usług, towarów, kapitału i osób, które chcą, by Europa była konkurencyjna, by znaczyła coraz więcej w świecie, by się szybko rozwijała – pod tym względem jesteśmy razem, mam nadzieję, z Niemcami.
I jest druga grupa państw – możemy je nazwać demokracjami protekcjonistycznymi – które ograniczają te swobody, a w konsekwencji ciągną Unię Europejską do dołu.
Ta teza zrobiła wrażenie. Widziałem to po reakcji moich rozmówców, także po reakcji prasowej. Do tej pory my byliśmy stawiani do kąta jako państwo, nie chcę powtarzać słowa, jakie, gdzie nie ma demokracji. Nie, my jesteśmy wśród tych państw, które ciągną w górę. Spójrzmy na rozwój gospodarczy, na reformy państwa – i znowuż na grupę sąsiadów Niemiec z tamtej strony.
Francuzi.
Nie wymieniłem tych państw, ale wiadomo, że to są te, które mają problem z funkcjonowaniem państwa. One powinny zreformować swoje państwo, a nie stosować polityki protekcjonistycznej i egoistycznej, co ma miejsce, jeśli chodzi o swobodę przepływu pracowników, delegowanych pracowników-kierowców – co się teraz toczy. Przecież to jest ograniczanie liberalnych wartości europejskich. Musimy więc bronić naszego stanowiska.
Niemcy są tak pośrodku… To jest sytuacja ciekawa dla Niemiec. My walczymy o to, żeby oni jednak wspierali bardziej nas niż, powiedzmy, tego innego partnera, który opowiada się za protekcjonizmem.
Czy w czasie spotkań dyplomatycznych wszystkie argumenty leżą na stole, czy też politycy owijają w bawełnę?
Tu jest pewien problem, który dostrzegłem w moich rozmowach z partnerami z Unii Europejskiej – ministrami spraw zagranicznych czy komisarzem Fransem Timmermansem. Dominuje pewna narracja, narzucona przez Komisję Europejską, i mamy problem, żeby przebić się z naszym stanowiskiem. Na przykład według tej narracji w Polsce jest problem z przestrzeganiem trójpodziału władzy, niezależności sądów i praworządności. Według mnie ta narracja jest nieprawdziwa, ale nie byliśmy w stanie przekonać do tego naszych partnerów rozmów.
Pod kierunkiem premiera Mateusza Morawieckiego powstaje właśnie taka „biała księga”, w której ustosunkowujemy się do zarzutów Komisji Europejskiej. Jej stanowisko jest niesłychanie krytyczne i niesprawiedliwie przedstawia stan rzeczy, jeśli chodzi o reformę sądownictwa, a nawet powiedziałbym, że niektóre fakty nie są przedstawione w sposób prawdziwy, co prowadzi do bardzo złych konkluzji: że nie ma niezależnego Trybunału Konstytucyjnego, że sądy nie są niezależne.
Państwa członkowskie za pośrednictwem dyplomatów unijnych przyjęły taką wizję. I uważają, że nie mają powodu uznać, że ta wizja jest nieprawdziwa. Ja mówię, że ona jest nieprawdziwa, musimy przedstawić nasze racje i na razie prosimy o to, żeby państwa, które są w Radzie, spojrzały obiektywnie na tę reformę, która jest w Polsce jeszcze w toku i podjęły decyzję później, zgodnie z pełną wiedzą.
Symboliczna dla relacji polsko-niemieckiej jest budowa Nord Stream; najpierw Nord Stream1, teraz Nord Stream2. Czy o tym też Pan rozmawiał i przedstawił polskie argumenty przeciwko tej budowie i czy po stronie niemieckiej jest jakakolwiek otwartość na dyskusję?
Na spotkaniu w Niemczech przedstawiłem w sposób zdecydowany te kwestie. Ukazałem pewną zależność, odnosząc się do budowy Nord Stream1 w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości 2005–2007 – wówczas byłem dyrektorem departamentu strategii i planowania w MSZ.
Polacy zdecydowanie przeciwstawiali się budowie Nord Stream1, jednak Niemcy to przeforsowali. Nord Stream1 umożliwił Rosji uzyskanie pewnych środków, które przeznaczyła na modernizację armii. Niemcy uczestniczyły w tej modernizacji, budując w Rosji ośrodki szkoleniowe dla żołnierzy rosyjskich. Dwa lata później nastąpiła agresja Rosji na Gruzję, później aneksja Krymu, agresja na Ukrainę, Donbas, Ługańsk; później zaangażowanie w Syrii.
Powiedziałem, że to jest konsekwencja, że trzeba to widzieć w kategoriach geopolitycznych: jeżeli dostarcza się Rosji pewne środki i współpracuje z Rosją, to wówczas musi się ponieść tego konsekwencje. Te relacje przyczynowe dla nas w Polsce są oczywiste, a tam, w Niemczech, wzbudziło to zdziwienie, ale też pozytywne. Być może pewną refleksję. To było przecież oczywiste wsparcie dla reżimu, odnowienie i przeszkolenie, unowocześnienie tej armii. Dzisiaj płacimy jako społeczność międzynarodowa, bo przecież Rosja w zdecydowany sposób przeciwstawia się polityce świata zachodniego, Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, ale to my sami jako Europejczycy – nie Polacy, ale Niemcy – umożliwiliśmy.
Jeżeli zostałby zrealizowany Nord Stream2, to pozycja Rosji, przede wszystkim wobec Ukrainy, jeszcze się umocni. To jest bardzo poważne zagrożenie geopolityczne. Te argumenty podczas rozmów leżą na stole. Przekonujemy cały czas, że to jest niedobra inwestycja dla naszego bezpieczeństwa i może mieć daleko idące konsekwencje geopolityczne. (…)
Czy coś się zmienia w naszej polityce w stosunku do uchodźców?
Nasza polityka w tej sprawie jest niezmienna. Uważamy – i to są też moje słowa ze spotkania w Niemczech – że każde państwo ma prawo do zapraszania uchodźców na swoje tereny, ale nie ma prawa do zapraszania ich do innego państwa. To jest dla nas oczywiste. Jeśli chodzi o problem relokacji, nie ma w Polsce zgody na stosowanie tego mechanizmu. (…)
Propozycja objęcia stanowiska ministra padła 24 godziny przed faktem. Czy ciężko było podjąć taką decyzję?
(…) Argumenty za przeważyły i zdecydowałem się podjąć wyzwanie. W tym sensie była trudna, że oczywiście jest to niesłychanie ważne i odpowiedzialne stanowisko. Każdy sobie w tej sytuacji stawia pytanie, czy spełni oczekiwania, ale myślę, że chciałbym się przyczynić do rozładowania napięcia, do poprawy stanu naszej dyplomacji i działać na rzecz Polski, bo przecież naszym celem jest służyć Polsce.
Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z ministrem spraw zagranicznych Jackiem Czaputowiczem pt. „Walczymy o naszą pozycję w Europie” znajduje się na s. 10–11 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

82% dochodów światowej gospodarki trafiło w ostatnim roku do 1% mieszkańców Ziemi. Według danych banku Credit Suisse, 42 ludzi na świecie posiada obecnie więcej niż 3,7 miliarda najbiedniejszych.
Przygotowany przez humanitarną organizację Oxfam raport pokazuje, jak wzrasta różnica majątkowa między wąską grupą najbogatszych a większością.
Oxfam to pochodząca z Wielkiej Brytanii organizacja o szacownej proweniencji z czasów II wojny światowej, obecnie międzynarodowa federacja bliska lewicowemu myśleniu w typie lidera Partii Pracy Jeremy Corbyna. Co roku Oxfam publikuje raport o nierówności na świecie. Obecny został opublikowany pod tytułem Reward work not wealth (Wynagradzać pracę, nie bogactwo). Niezależnie od wyraźnie lewicowego charakteru rozwiązań socjalnych i ekonomicznych proponowanych w dokumencie, przedstawione dane zasługują na uwagę.
Na świecie jest obecnie – według oficjalnych informacji – 2043 miliarderów. W tej grupie przeważają mężczyźni – jest ich dziewięciu na każdą dziesiątkę.
W ciągu ostatniego roku ta elitarna grupa zwiększyła swój majątek o 762 miliardy dolarów. To kwota, która wystarczyłaby, aby znacznie zmniejszyć poziom ubóstwa w najbiedniejszych regionach świata.
W okresie między rokiem 2006 a 2015 dochody zwykłych pracowników wzrastały średnio o 2% rocznie, podczas gdy majątki miliarderów wzrastały o 13%.
82% dochodów światowej gospodarki trafiło w ciągu ostatniego roku do 1% mieszkańców ziemi, podczas gdy biedniejsza połowa ludzkości nie odnotowała żadnego wzrostu dochodów.
Według danych szwajcarskiego banku Credit Suisse, 42 ludzi na świecie posiada obecnie więcej niż 3,7 miliarda najbiedniejszych. (…)
Korporacje doskonale współpracują z pozaeuropejskimi dyktaturami. I tak w Mjanmie (dawnej Birmie) kobiety pracujące w fabrykach odzieżowych zarabiają cztery dolary dziennie. Ta pensja, na którą muszą pracować sześć lub siedem dni w tygodniu 11 godzin dziennie, ledwo starcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Wyzysk taniej siły roboczej to nie jest tylko cecha Azji czy Afryki. Raport Oxfam pokazuje przykład pracowników ferm drobiarskich w USA, zmuszanych do pracy w pampersach – żeby zbyt często nie opuszczali stanowisk pracy.
Jakie cechy składają się na system generujący takie nierówności?
– Redukcja praw pracowników, często wymuszana przez globalne instytucje finansowe, promowanie elastycznych form zatrudnienia. Towarzyszy jej malejąca rola związków zawodowych.
– Dążenie do ograniczenia kosztów pracy i wyścig wśród krajów biedniejszych o przenoszenie do nich produkcji.
– Wyzysk kobiet. Korporacje potrafią doskonale wykorzystać istniejącą w wielu kulturach słabszą pozycję kobiet i płacą im mniej niż mężczyznom. (…)
– Omijanie podatków i raje podatkowe. Najbogatsze firmy i jednostki potrafią zwykle unikać opodatkowania, korzystając z globalnej sieci rajów podatkowych. Kraje rozwijające się tracą rocznie 170 miliardów dolarów w wyniku utraty należnych podatków. Ta kwota mogłaby wystarczyć na edukację 264 milionów dzieci na całym świecie, pozbawionych edukacji szkolnej. (…)
Niezależnie od lewicowego języka opisu raport Oxfam pozwala postawić pytanie – czy naprawdę ten świat nie mógłby być bardziej sprawiedliwy? I czy ktoś nas wszystkich nie robi globalnie w konia?
Całość raportu: https://www.oxfam.org/en/research/reward–work–not–wealth
Opracowanie Antoniego Opalińskiego pt. „Jak robią nas w konia. Raport organizacji Oxfam i prawdziwe oblicze systemu korporacyjnego” znajduje się na s. 6 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Zdaniem Jerzego Kwiecińskiego nie ma podstaw prawnych, aby w obecnej perspektywie finansowej zastosować pomysł na powiązania przyznawania środków unijnych oraz arbitralnych zasad praworządności.
„Nakręcamy inwestycje”, w ramach tak zatytułowanej konferencji rząd postanowił się pochwalić wynikami z realizacji przez Polskę polityki spójności. Szef resort Inwestycji i Rozwoju Jerzy Kwieciński ocenił stan realizacji unijnej perspektywy budżetowej jako bardzo dobry, wskazując, że Polska jest europejskim liderem w absorpcji środków. W wystąpieniu ministra pojawiają się również mniej optymistyczne akcenty jak problem w zakresie tempa realizacji programów regionalnych w części województw.
Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju odpowiada za prowadzenie krajowych oraz monitorowanie regionalnych programów operacyjnych w ramach europejskiej polityki spójności.
Jak przekazał ministerstwo do tej pory, wpłynęło ponad 75 tysięcy wniosków, na kwotę prawie 500 miliardów złotych, z czego wkład z Unii Europejskiej to prawie 300 miliardów złotych w ramach wszystkich programów. Łączna kwota zapisana w umowach niemalże w całości pokrywa się z sumą środków przeznaczoną dla Polski w ramach całej siedmioletniej perspektywy budżetowej.
Jednak jak podkreślił na konferencji minister Kwieciński, na obecnym etapie istotny jest wskaźnik środków zakontraktowanych w ramach już podpisanych umów: Najważniejszym wskaźnikiem, na którym w tej chwili patrzymy, jest ilość środków w podpisanych już umowach. Mamy już podpisanych prawie 32 tysięcy projektów, które są realizowane, a część nawet zostało zrealizowanych. Te projekty opiewają na kwotę 281 miliardów złotych, a wkład z Unii Europejskiej wynosi 174 miliardy złotych. To oznacza, że przekroczyliśmy już połówkę, jeśli chodzi o wykorzystanie funduszy europejskich w podpisanych umowach i dokładnie mamy 54,70% w podpisanych umowach przypomnę, że cel na koniec zeszłego roku to było 50 procent alokacji środków w podpisanych umowach.
Kiedy patrzymy na wykorzystane tych środków, to 56 mld złotych już zostało rozliczone, czyli jedno piąta ze środków w podpisanych umowach zostało rozliczonych. W ramach UE udało nam się rozliczyć zdecydowanie najwięcej środków, bo prawie 8 mld złotych, trzy kolejne kraje rozliczyły razem tyle, co Polska. Nasz udział w płatnościach z polityki spójności wynosi 27 procent w ramach całej UE – podkreślił minister Inwestycji i Rozwoju.
Programy krajowe chodzą bardzo dobrze, można powiedzieć, że znacznie lepiej niż w poprzedniej perspektywie. Ale programy regionalne chodzą znacznie gorzej, i to nie tylko niż programy krajowe, ale również niż to było w poprzedniej perspektywie budżetowej UE.
Minister Kwieciński wskazał, że w ramach podpisywanych umów udało się częściowo nadrobić zaległości w programach wojewódzkich, które są zarządzane przez samorządy wojewódzkich. Natomiast jeżeli popatrzymy na faktyczną realizację programów, na wydatki, to różnicę są znaczące. W ramach programów krajowych, realizowanych i koordynowanych z poziomu rządowego, to wydatkowania uplasowało się na poziomie 15 procent, podczas gdy w sektorze programów regionalnych to wydatkowanie sięga raptem 9 procent.
Minister Inwestycji i Rozwoju wskazał, na silne rozbieżności w tempie realizacji programów regionalnych, między różnymi województwami. Część województw jak Pomorskie, Opolskie czy Podkarpackie, które realizują obecną perspektywę w tempie podobnym do programów krajowych, ale mamy regiony, bardzo słabo sobie radzące po poziomie dwa lub trzy razy gorsze niż średnia krajowa, jak w przypadku województw Podlaskiego, Świętokrzyskiego, Warmińsko-Mazurskiego oraz Kujawsko-Pomorskiego.
Minister Kwieciński podkreślił, że zaległości w realizacji polityki spójności szczególnie szybko dotykają najsłabiej rozwiniętych województwa ściany wschodniej: Wśród tych regionów, które mają najsłabsze wyniki, są województwa z polskich wschodniej. Wydałoby się, że te regony, które mają największy dystans do średniej unijnej czy krajowej, powinny znacznie ambitniej realizować programy unijne, a mają bardzo poważne problemy.
Niektóre z programów regionalnych nie wykorzystają środków, które są im przeznaczone. Ze wstępnych analiz wynika, że jeżeli nic się nie zmieni, to w programach regionalnych w tym roku możemy stracić 1.2 mld euro. Wiec poprosiliśmy władze województw, aby przygotowały specjalne programy i celu uniknięcia takiej sytuacji – zaznaczył pod koniec wystąpienia minister Kwieciński.
Jak podkreślił minister Kwieciński, obecna perspektywa jest bardziej wymagająca w prowadzeniu projektów niż poprzednia i wiele krajów europejskich ma problem w utrzymaniu założonych przez rządy państwa członkowskich poziomów absorpcji środków z polityki spójności. Na tym tle Polska jest liderem, ponieważ na koniec ubiegłego roku w zakresie osiągając szybszą dynamikę realizacji w zakresie podpisanych umów.
Minister Kwieciński jednoznacznie podkreślił, że w następnej perspektywie środków na politykę spójności będzie mniej: To jest związane z trzema zasadniczymi powodami. Po pierwsze Polska staje się coraz bogatszym krajem i kolejne regiony województwa wychodzą z grupy najbiedniejszych regionów UE (do których kieruje się większe stosunkowo większe wsparcie z polityki spójności).
Drugą przyczyną zmniejszenie budżetu na politykę spójności jest Brexit, w wyniku którego z UE wychodzi druga największa gospodarka. Wielka Brytania wpłacała do kasy UE 12-14 mld euro rocznie. To powoduje, że będzie mniej pieniędzy. Trzecim elementem zmniejszenia polityki spójności jest, że pojawiały się nowe priorytety jak kryzys uchodźczy czy kwestie związane z bezpieczeństwem – zaznaczył minister Inwestycji i Rozwoju.
Minister Kwieciński odniósł się również do propozycji Komisji Europejskiej, która chce uzależnić przekazywanie środków europejskich od przestrzegania demokratycznych zdefiniowanych w traktatach: Powiązanie polityki spójności z praworządności, jest rozważane w ramach obecnej perspektywy budżetowej oraz w następnym budżecie planowanym na lata 2021-27. W obecnej perspektywie budżetowej szansa na powiązanie środków z zasadą praworządności jest znikoma. Nie ma podstaw traktatowych dla takiego powiązania.
Jeżeli chodzi o nową perspektywę, to takie pomysły się pojawiają w ramach rozmów czy odpowiednich dezyderatów. My się mocno tym propozycjom sprzeciwiamy tak jak wiele krajów naszego regionu. Naszym zdaniem podstawa traktatowa dla takich rozwiązania jest bardzo wątła. Takie rozważania będą musiały być przyjęte przez wszystkie kraje, bo wszyscy muszą przyjąć nowa ramy finansowe – podkreślił Jerzy Kwieciński.
ŁAJ
W czwartek ogłoszony został projekt ustawy o Pracowniczych Planach Kapitałowych. To sztandarowy pomysł rządu na reformę systemu emerytalnego oraz na zgromadzenie dodatkowych środków dla państwa.
Po niemalże dwóch latach prac, minister finansów Teresa Czerwińska oraz minister rodziny Elżbieta Rafalska, w asyście Pawła Borysa prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju, przedstawili projekt ustawy wprowadzającą szeroki program emerytalny, zakładający dodatkowe oszczędzanie przez Polaków na emeryturę. Pracownice Plany Kapitałowe w deklaracji mają być dobrowolną formą odkładania przez pracowników środków na dodatkowe świadczenia emerytalne, działającą na podobnych zasadach jak dotychczasowe programy składające się na tzw. trzeci filar emerytalny.
📽 Transmisja | Briefing prasowy nt. pracowniczych planów kapitalowych https://t.co/cOqLucD0FD
— Ministerstwo Rodziny (@MRPiPS_GOV_PL) 15 lutego 2018
6 lipca 2016 roku wicepremier i minister rozwoju i finansów ogłosić swój pomysł na reformę OFE oraz powołanie nowych form oszczędzania przez pracowników, czyli Pracowniczych Planów Kapitałowych. Pierwotnie zmiany miały już funkcjonować od 1 stycznia 2017 roku, w Radzie Ministrów powodował spowolnienie prac nad projektem, a resort finansów podawał kolejne terminy rozpoczęcia prac legislacyjnych w rządzie.
Teraz rząd pokazał ustawą o Pracowniczych Planach Kapitałowych, które w SOR są wymienione jako jeden z filarów programu budowy oszczędności Polaków. Sam mechanizm działania PPK jest podobny do działających już w ramach III filara emerytalnego Pracowniczych Programach Emerytalnych, które końca 2016 roku Pracownicze Plany Emerytalne, będąc całkowicie dobrowolną formą oszczędzania na emeryturę, zgromadziły na prawie 1 100 kontach około 8,3 miliarda złotych. Znacząco więcej niż IKE czy IKZE.
System wprowadzana nową, dobrowolną, ale powszechnie dostępną dla pracowników płacących składki do ZUS, formę dodatkowego zabezpieczenia emerytalnego. Projekt zakłada, obowiązek założenia Pracowniczych Planów Kapitałowych przez pracodawców, ale to pracownik będzie samodzielnie decydować czy przystąpić do programu. Obice strony, czyli pracodawca i pracownik, będą się wspólnie zrzucać na nową składkę przekazywaną do PPK.
Pracownicy uczestniczący w nowym systemie emerytalnym będą co miesiąc odkładać 2 procent swojej pensji na specjalne konto emerytalne. Pracodawca ze swojej strony dołoży 1,5 procent od wysokości wypłacanej pensji. Wcześniej koszty miały być dzielone po równo.
Co prawda obowiązkowe składaka pracodawcy została obniżona o 0,5 procent uposażenia, w stosunku do poprzednich zapowiedzi, ale w nowych propozycjach nie ma śladu po możliwości odpisanie właśnie 0,5 procent przekazywanej pensji od składki na Fundusz Pracy, a co było zapowiadane w zeszłym roku.
Swój wkład do systemy dołoży również państwo m.in. w postaci przewidywana w projekcie ustawy zachęt fiskalnych w formie, składki powitalnej w postaci 250 zł oraz dopłata roczna ze strony państwa w wysokości 240 zł,
Projekt zakłada, że środki przekazywane przez pracodawców będą zwolnione z opłat na ZUS, stanowiąc swoisty wkład państwa w oszczędności emerytalne. Łącznie co miesiąc na konto emerytalne pracownika będzie spływać co najmniej 3,5 procent pensji w wersji podstawowej. Jednak jeżeli uczestnik Planów będzie chciał to może na swoje konto przekazywać co miesiąc aż 8 procent wynagrodzenia, rozłożonego równo po 4 procent przez pracownika i pracodawcę .
Na początku taką działalność będzie prowadzić tylko TFI kontrolowane przez Polski Fundusz Rozwoju. Następnie pieniądze na emerytury będą trafiać do prywatnych podmiotów, co zapewne będzie budzić wątpliwość części ekspertów ale też posłów PiS, którzy będą bać się powtórzenia nieprawidłowość jakie wystąpiły przy funkcjonowaniu OFE. Wyprzedając taką możliwość MF zapewnia, że uregulowane będą też zasady akwizycji i reklamy tak, aby zapobiec nieetycznym zachowaniom. Jest również niebezpieczeństwo o koszty całego systemy, jak będą sobie naliczać TFI. Dlatego MF wprowadziła ograniczenie opłat za pomnażanie oszczędności pracowników oraz zarządzanie ich rachunkami, których koszt uczestnika nie może przekroczyć 0,6% aktywów netto, a wynagrodzenie nie może być wyższe niż 0,5 % zgromadzonych aktywów.
Ponadto instytucja finansowa będzie uprawniona do pobrania wynagrodzenia za osiągnięty wynik maksymalnie 0,1% aktywów netto funduszu w skali roku pod warunkiem zrealizowania założonej dynamiki zysków funduszu.
Jak podaje MF program ma dotyczyć „ponad 11 milionów pracowników, w tym do około 9 milionów osób zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw oraz ponad 2 milionów osób pracujących w jednostkach sektora finansów publicznych, czyli tzw. „budżetówce”.
Co istotne pieniądze – według Ministerstwa Finansów – będą prywatne. W przeciwieństwie np. do kapitału emerytalnego, środki z PPK będą w pełni dziedziczone.
ŁAJ
Piotr Nisztor skomentował wczorajsze zatrzymania ws. prywatyzacji Ciechu. Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało sześć osób w tej sprawie. Wśród zatrzymanych jest m.in. były wiceminister skarbu.
Prywatyzacja Grupy CIECH, przeszło cztery lata temu wywołała wiele emocji. Grupa CIECH to potentat na polskim rynku chemicznym zajmuje również drugie miejsce w Europie jako producent sody kalcynowanej. Cztery lata temu, z powodu zadłużenia Skarb Państwa postanowił sprzedać udziały firmy. Kupiła je wtedy grupa KI Chemistry, należąca do Jana Kulczyka. Już podczas negocjacji, eksperci ekonomiczni wskazywali na zbyt niską cenę akcji i straty, jakie może spowodować w budżecie państwa.
Już ponad dwa lata temu prywatyzacją CIECH-u zajęła się Najwyższej Izby Kontroli i Prokuratury. Zatrzymań dokonali wczoraj funkcjonariusze wrocławskiej CBA z polecenia Prokuratury Regionalnej w Katowicach.
Jak informuje CBA na swojej stronie internetowej, były wiceminister skarbu Paweł T., który nadzorował transakcję, ma mieć postawione zarzuty przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Jego działania miały doprowadzić do zaniżenia wartości CIECH-u przed sprzedażą, a straty Skarbu Państwa miały wynieść od 20 do 120 milionów złotych.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.
jn
Prawo handlowe w międzynarodowej wymianie handlowej, opartej na koncepcji wolnego rynku, można uznać za bezprawie, szczególnie że naturalny proces globalizacji także sprzyja firmom wielkim i bogatym.
Prawda was wyzwoli (J 8,32)
Jak wiadomo ustrój kapitalistyczny opiera się na założeniu: istota ludzka dąży do polepszenia swojego bytu. Zaś głównym postulatem jest: prawo „świętej” własności posiadanych dóbr (majątku). Przy narastającej liczbie ludzi i ograniczonej ziemskich zasobów łatwe zdobywanie dóbr skończyło się.
Wtedy, aby powiększyć swój majątek, trzeba było unicestwić dotychczasowego właściciela w celu przejęcia jego majątku. Powstało nowe prawo wojenne – walki o byt. Zwycięzca prawem silniejszego zabierał majątek pokonanego. Brutalność tego prawa spowodowała uzupełnienie o przepisy mające chronić słabszych; nastąpiła (w Europie) chrystianizacja prawa.
Nie zahamowało to procesu zmian własnościowych, które zachodziły za zgodą ich właścicieli. Tak narodziła się dobrowolna, pokojowa wymiana dóbr. Później tę działalność, po wynalezieniu pieniądza, nazwano handlem. W istocie, pieniądz jest (umownym) dobrem uniwersalnym, które można wymienić na każde inne (kupić) i każde dobro wymienić (sprzedać) na dobro uniwersalne. Za tym powstało pojęcie kapitału, wyrażanego w jednostkach pieniężnych. Powstało w ten sposób wiele dóbr uniwersalnych – walut. Powstały giełdy walutowe, przeliczające stosunek (kurs) ich wartości. Obecnie jesteśmy świadkami narodzin wspólnej waluty ogólnoświatowej.
Teraz każdą wymianę dóbr z udziałem pieniędzy nazywamy handlem, a bez ich udziału – barterem. Wymiana handlowa zastąpiła potrzebę zmian własnościowych bez konieczności wywoływania wojen, przy zachowaniu istniejącego „świętego” prawa własności.
W rezultacie powstało prawo handlowe. O ile prawo dla krajowych transakcji handlowych okazało się wystarczające, to zastosowane do transakcji międzynarodowej wymiany handlowej, opartej na koncepcji wolnego rynku, jest stronnicze (dla wielkich i bogatych) i można uznać je za bezprawie, szczególnie że naturalny proces globalizacji także sprzyja firmom wielkim i bogatym.
Na naszych oczach ujawniają się wielkie afery i oszustwa, najczęściej związane ze sferą handlu i obrotem finansowym. Są to jednak „zwykłe” przestępstwa związane z łamaniem prawa. Ograniczają się do okradania skarbu państwa przez osoby fizyczne i osoby prawne, czasem także przez urzędników.
Treść przedstawionego tu raportu dotyczy innego rodzaju oszustw, dokonywanych w świetle prawa i z punktu obecnego prawa handlowego legalnych. Są to szczególnie obrzydliwe oszustwa, gdyż działają na korzyść państw bogatych kosztem państw biednych. W pracy dowodzę, że są one niesprawiedliwe. Widzimy to także na przykładzie Unii Europejskiej.
Wielkim problemem, nie tylko Unii Europejskiej, są zasady opodatkowania (podatkiem dochodowym) zagranicznych osób fizycznych i osób prawnych. Mianowicie pracownicy cudzoziemscy płacą taki podatek w kraju, w którym pracują, zaś filie zagranicznych firm – osoby prawne – płacą w swoich zagranicznych centralach (w krajach, w którym są zarejestrowane). Często rejestrują się w „rajach podatkowych”.
Jeżeli korporacja posiada wiele filii w wielu krajach, to finansowe wyniki są sumowane w kraju macierzystym, jednocześnie wykazując zerowe zyski w pozostałych krajach. Taką manipulację umożliwia przyjęcie specjalnie wyznaczanych wewnętrznych cen rozliczeniowych. Wyznaczenie takich cen jest zadaniem matematycznym (programowania liniowego), rozwiązywanym przy pomocy komputerów. Najprostszym przykładem manipulacji cenowych jest wymiana jednego dobra między dwoma „marketami”, np. ziemniaków. Market A działa na terenie państwa I (np. Polski), a Market B na terenie państwa II (np. Niemiec). Zakładając, że państwo I jest biedniejsze, a państwo II o wiele bogatsze, przyjmiemy, iż kurs giełdowy jest 1:4; taki jak np. przykład: zł:$.
Założymy następnie, że jednostką miary ziemniaków jest tona, a jej cena 1000 zł/t w kraju I, zaś w kraju II (gdzie wynagrodzenia są średnio czterokrotnie wyższe), 500 $/t. W kraju II ziemniaki są więc stosunkowo tańsze. Jednocześnie rolnik szwajcarski uzyskuje 500 $/t, dwa razy więcej aniżeli polski.
Pomijając koszty i zwroty VAT, uzyskujemy zysk 1000 zł (lub 250) z każdej wyeksportowanej tony ziemniaków. Teraz więc za wszystkie sprzedane, na przykład we Włoszech, ziemniaki z Polski, możemy zaimportować z Włoch pomarańcze po 500 $, czyli po 2000 zł za t. Policzmy, ile można zyskać na takiej operacji handlowej. Zakupując 10 ton ziemniaków, co nas kosztowało 10 000 zł, po ich sprzedaży uzyskamy 20 000 zł. Za tę kwotę (5 000 $) zakupimy 10 ton pomarańczy w celu ich sprzedaży w Polsce po cenie 16 000 zł/t, inkasując kwotę 160 000 zł (4 000 $).
Teraz wyobraźmy sobie, że te operacje wykona któryś „market” sieci niemieckiej w Polsce i market tej samej sieci we Włoszech. Wynik finansowy tych operacji pojawi się w Polsce. Zostanie on zaliczony jako zysk całej niemieckiej sieci zarejestrowanej w Berlinie, w którym zapłaci ona podatek dochodowy. Podatek ten zasili budżet niemiecki.
Jak więc łatwo zauważyć, handel międzynarodowy Polski i Włoch znalazł się poza kontrolą tych dwóch państw, a zyski osiąga inne państwo. Wszystkie operacje są wewnętrznymi operacjami jednego, prywatnego przedsiębiorstwa niemieckiego.
Stosowanie transakcyjnych cen wewnętrznych sieci handlowych w obrocie międzynarodowym umożliwia dowolne manipulacje miejscami powstawania kosztów i w konsekwencji miejscem powstawania sumarycznego zysku. „Optymalizacja” tych cen umożliwia niepłacenie podatku, gdyż markety korporacji przynoszą straty, z wyjątkiem jednego, wybranego w państwie, w którym podatek dochodowy jest najmniejszy.
Ponadto urzędy skarbowe państw nie mogą skontrolować wyników ekonomicznych marketów, gdyż są one ustalane poza granicami państw na terenie innych, dowolnie wybranych państw. Nietrudno odgadnąć, dla których państw taki system podatkowy jest korzystny, a dla których niekorzystny.
Jednocześnie biedniejsze kraje, cierpiące na bezrobocie, wysyłają swych obywateli do pracy w krajach bogatszych, tracąc wpływy budżetowe z podatku dochodowego, który muszą oni płacić w miejscu pracy, a nie w państwie, w którym są zarejestrowani jako obywatele.
Rozpatrzmy inny przykład:
Ceny jabłek i pomarańczy na tych rynkach są następujące: w Polsce jabłka 1 zł, pomarańcze 8 zł za kilogram. W Niemczech i Norwegii 0,5 euro za 1 kg jabłek. Natomiast we Włoszech pomarańcze są w cenie 1 euro za kilogram. Oczywiście wszystkie ceny są przykładowe.
Wyznaczmy następnie, kto i jakie osiągnie korzyści ze wszystkich transakcji. I tak pierwsza transakcja to sprzedaż do Niemiec 1000 kg jabłek. Właściciel sieci z każdego tysiąca zł (kredyt z banku) zainwestowanego w tę transakcję uzyska 2000 zł (500 euro), biorąc pod uwagę kurs giełdowy 4 zł za 1 euro. Za tę kwotę we Włoszech zakupuje 500 kg pomarańczy, uzyskując za nie w Polsce 4000 zł. Po zwrocie zainwestowanych (pożyczonych z banku) 1000 zł uzyskuje zysk 3000 zł! W rzeczywistości będzie nieco mniejszy, gdyż pominęliśmy koszty transportu i kredytu.
Sprawdźmy, jaką korzyść z tych transakcji uzyskała Polska – nic! I to w sytuacji, gdy eksportowała jabłka i importowała pomarańcze. A co uzyskały Niemcy? Podatek dochodowy od zysku zarejestrowanej w nich sieci. Jeżeli podatek byłby 10%, to budżet niemiecki otrzymywałby 300 zł (ponad 70 euro) – niedużo, ale bez pracy. Biorąc pod uwagę skalę obrotów handlowych, może to zapewnić znaczące podwyższenie np. emerytur obywatelom.
Zauważmy, że znacznie możemy powiększyć zysk, gdybyśmy jabłka wysłali do Norwegii. Mianowicie dostalibyśmy zwrot podatku VAT, gdyż Norwegia nie należy do Unii. Następnie otrzymaną sumę przesyłając do Włoch, możemy tam zakupić pomarańcze i przesłać je do Polski. Ten wariant nasuwa myśl, aby przesłać jabłka do Niemiec przez Norwegię, inkasując zwrot VAT, i te same jabłka przesłać z powrotem do Polski. Przy takiej operacji poniesiemy koszty transportu. Operacja może być nieopłacalna. Ale od czego mamy „głowę do interesów”: operację możemy wykonać „na papierze”. Jabłka mogą cały czas leżeć w magazynie.
Rozpatrzmy następujący przykład. Obcy kapitał proponuje nam pomoc w wybudowaniu fabryki produkującej części samochodowe, która pozwoli zmniejszyć bezrobocie w kraju. Wyprodukowane części będą odbierane przez znaną obcą firmę produkującą samochody, dysponującą własną siecią sprzedaży. Oczywiście obcy kapitał także skorzysta, gdyż zmniejszy koszt produkcji samochodu (wskutek tańszej robocizny), a więc powiększy zysk.
Załóżmy, że taką umowę zawarto i fabryka została wybudowana. Dostarcza ona części (np. silniki) na zamówienie obcej firmy samochodowej, która jest jej właścicielem, chociaż działa na terytorium naszego państwa. Firma staje się firmą międzynarodową. Można więc uważać, że posiada strukturę sieciową. Przykładami takich firm są np. Fiat, Mercedes, itp.
Teraz obca firma zamawia w swojej filii zagranicznej potrzebne części, otrzymuje je po cenie własnej (bez zysku), gdyż nie jest to produkt do sprzedaży. Sprzedawany jest dopiero cały samochód. Wydaje się więc, że wszystko jest w porządku, obie strony są zadowolone.
Czy jednak na pewno?
Posłużę się przykładem liczbowym. Mianowicie niech koszt własny naszego silnika stanowi połowę kosztów własnych produkcji całego samochodu, a zysk jest równy połowie kosztu własnego produkcji samochodu. Na przykład: cena sprzedaży samochodu: 90 000 zł, koszt własny 60 000 zł, w tym koszt silnika 30 000 zł.
Załóżmy, że w ciągu roku sprzedano 100 000 samochodów. Stąd wynika, że firma „samochodowa” zgłosi do urzędu skarbowego swego kraju zysk do opodatkowania 3 mld. zł. Jednocześnie filia tej firmy działająca w naszym kraju nie osiąga jakiegokolwiek zysku, a przecież, proporcjonalnie do kosztu, połowę zysku osiągnięto kosztem pracy załogi w Polsce. Sprawiedliwość wymaga więc, aby połowa zysku była opodatkowana w polskim urzędzie skarbowym. Zasiliłoby to nasz państwowy budżet setkami milionów zł.
Z punktu widzenia prawa sieć jest to zbiór punktów handlowych (tzw. marketów – sklepów) rozproszonych na obszarze wielu państw, a należących do jednego właściciela. Z punktu widzenia ekonomicznego jest to firma nastawiona na maksymalizację zysku, rozciągnięta na obszarze geograficznym wielu państw.
Z punktu widzenia funkcji gospodarczych sieć handlowa jest przedsiębiorstwem logistycznym, pośrednikiem między wytwórcami dóbr a konsumentami, umożliwiając usunięcie niedogodności wynikających z istniejących różnic między chwilami wytwarzania dóbr i ich konsumpcji oraz miejscem ich wytworzenia a miejscem ich konsumpcji.
Zastanówmy się, do czego taka sieć dąży.
W rezultacie sieci handlowe będą faworyzować masowych dostawców, wymuszając najniższe ceny zakupu, utrzymując ich na skraju bankructwa. Zauważmy, że odmowa sprzedaży po tak niskich cenach skutkuje natychmiastowym bankructwem tych dostawców. Sprzedając następnie te towary po cenie maksymalnej, sieć drenuje ludność (rynek) z pieniędzy.
Zyski te można jeszcze znacznie zwiększyć, przesyłając towar poza granicę Unii, aby następnie ten sam towar sprowadzić na rynek innego państwa w Unii, gdzie ten towar jest poszukiwany. Oczywiście przesyłanie towaru poza granicę Unii powoduje zwrot podatku VAT, zwiększając zysk sieci. Zauważmy, że operacja transportu towaru może być operacją czysto papierkową. Jest to klasyczny przykład wyłudzania VAT.
W sieci nie można opodatkować zysków z każdej transakcji, gdyż są to wewnętrzne obroty firmy. Można tylko opodatkować zysk roczny punktów handlowych. Ale w tym przypadku ma zastosowanie „podatkowa optymalizacja”. Polega ona na wykorzystaniu aparatu tzw. cen rozliczeniowych wewnątrz przedsiębiorstwa.
Ceny wewnętrzne towarów można tak ukształtować, aby na przykład wszystkie punkty handlowe nie miały zysku – z wyjątkiem jednego, który będzie opodatkowany podatkiem dochodowym od zysku całej sieci. Teraz przedsiębiorstwo, a faktycznie właściciel sieci decyduje, czy poczuwając się do bycia obywatelem jakiegoś państwa, wybierze punkt handlowy na obszarze tego kraju, czy jest obywatelem świata i wybierze punkt, w którym wykaże zysk całej sieci na obszarze państwa, w którym podatki są najmniejsze. Np. Cypr, Luksemburg, Kajmany itp.
Narasta fala rozwoju sieci ponadnarodowych (globalnych). Wzmaga to uczucie bezsilności wobec wzrostu nierówności. W efekcie nasila się ruch terrorystyczny.
Rozpatrzmy przykład wymiany dóbr między dwoma państwami. Załóżmy, że wytwórcę dobra A w państwie A łączą z konsumentem w państwie B następujące przedsiębiorstwa: firma A (handlowa), firma T (transportowa) i firma B (handlowa).
Założymy, że firmy handlowe A i B należą do tej samej sieci (np. LAND państwa A) lub firma B jest przedstawicielem zagranicznym firmy A.
W obydwu przypadkach zysk z transakcji wynikający z różnicy cen (zakupu u wytwórcy A i sprzedaży konsumentom B) zgarnie firma A (po odliczeniu kosztów transportu). Następnie firma A część zysku wpłaci do budżetu państwa A w postaci podatku dochodowego od osób prawnych.
Z punktu widzenia państwa A taką transakcję można nazwać EKSPORTEM. Z punktu widzenia państwa B – jest to przywóz towarów konkurencyjnych na teren państwa B.
Rozpatrzmy teraz odwrotną sytuację własnościową – to firma A jest przedstawicielem firmy B, która (przez swoje przedstawicielstwo) kupuje jakiś towar u wytwórcy A. W tej sytuacji cały zysk z transakcji zgarnie firma B.
Z punktu widzenia firmy B jest to IMPORT celowy, który dla budżetu państwa jest korzystny, gdyż powiększa dochody budżetu państwa B.
W tej sytuacji, z punktu widzenia państwa A, jest to wywóz towarów, być może potrzebnych krajowi A. Taki wywóz towarów jest niekorzystny dla państwa A. Nie można takich transakcji nazywać EKSPORTEM państwa A, gdyż nie przynoszą korzyści – jest to zwyczajny wywóz towarów.
A co będzie, gdy firmy (handlowe) A i B należą do tego samego właściciela, np. państwa C? Ma ono szansę opanować całość obrotów handlowych państwa A, a nawet grupy państw. Tak właśnie powstały i rozwijały się faktorie handlowe w świeżo odkrytych krajach zamorskich. Tak rozwinęły się np. Kampania Wschodnioindyjska, Hanza itp. Rozpoczęła się era „kolonialna”. Jak dziś wiemy, nie przyniosło to korzyści kolonizowanym krajom. Natomiast wzbogacili się kolonizatorzy, właściciele faktorii.
Na marginesie zauważmy: dla handlu międzykontynentalnego zasadniczą rolę odgrywa flota morska. Nie przypadkiem np. porty tak się rozrosły (np. Hamburg).
Reasumując, zyski (budżetu) z EKSPORTU można osiągnąć, gdy jest on realizowany przez własne firmy, a koszty IMPORTU maleją.
Najważniejszym „oszustwem prawnym” jest zróżnicowanie – dla osób prawnych i oddzielnie dla osób fizycznych – przepisów dotyczących miejsca płacenia podatku dochodowego. Osoby fizyczne płacą w kraju, w którym pracują, a osoby prawne (międzynarodowe sieci!) w kraju, w którym zarejestrowana została „centrala firmy”. Takie zróżnicowanie przepisów podatkowych jest wyraźnie korzystne dla krajów posiadających kapitał i wyraźnie niekorzystne dla krajów biedniejszych.
W obecnej sytuacji mamy trzy wyjścia.
W pierwszym przypadku musielibyśmy znaleźć jakieś państwo – własną kolonię, aby uzyskany tam zysk przesyłać do Polski. Niestety wydaje się, że w obecnej sytuacji jest to niemożliwe – spóźniliśmy się.
W drugim przypadku – politycznej walki o zmianę przepisu o podatku dochodowym – prowadziłoby to do „wojny” z najbogatszymi państwami świata. Tym bardziej, że objęłaby cały świat, zyskując poparcie kilkudziesięciu okradanych (z kapitału) biedniejszych państw. Aby uniknąć światowej rewolucji, proces zmiany zasad płacenia podatku dochodowego winna przeprowadzi ONZ, kończąc „erę kolonialną”.
Jest jeszcze trzecie wyjście – nic nie robić i dać się dalej wykorzystywać przez bogatszych. To grozi krwawą rewolucją, niekontrolowaną – żywiołową. Już dziś taką przyszłość sygnalizuje szerzący się terroryzm, szczególnie w państwach kolonialnych.
Rozumnym działaniem w tej sytuacji jest podjęcie czynności opisanych w drugim przypadku.
Nietrudno zauważyć, że takie zmiany radykalnie zlikwidowałyby „wędrówki ludów” w pogoni za lepszym życiem. Lepsze życie można by osiągnąć we własnym kraju, zabierając część zysków osiąganych przez firmy zagraniczne. Zatrzymana część zysku byłaby dalej w dyspozycji firmy, pod warunkiem zainwestowania tych zysków w kraju, w którym ten zysk osiągnięto.
Ogólnie można stwierdzić, że decydenci – także naszej gospodarki – nie doceniają szkodliwości zasad handlu międzynarodowego stosowanych przez ponadnarodowe sieci handlowe, produkcyjne i logistyczne. Przykładem jest oszukańcze nazywanie ruchu towarów opuszczających nasz kraj – eksportem. A przecież wywóz towarów z Polski przez firmy zagraniczne nie wzbogaca nas. Eksportem jest dostawa towaru do odbiorcy przez polskie przedsiębiorstwo, z zyskiem wynikającym z różnicy cen zakupu i zbytu towarów. Wtedy podatek od zysku zasilałby nasz budżet. Stąd zdziwienie sfer rządowych, że „eksport” rośnie, a wpływy z „eksportu” – maleją.
Wszystkie przykłady przytoczone w tym artykule dotyczą tego, jak w pełni legalnie ograbiać z kapitału słabych, skutecznie hamując ich rozwój. Tylko jeden przypadek jest zwykłym oszustwem – „papierowa transakcja”. Reszta wynika z fałszywej zasady płacenia podatku dochodowego w miejscu zarejestrowania przedsiębiorstwa. Ta błędna zasada powstała automatycznie w okresie odkryć geograficznych, gdy państwa kolonialne dostarczały np. noże za wiele drogocennych futer lub złotych wyrobów. Ta zasada przetrwała do dziś. Skutki tej zasady są widoczne współcześnie na przykładzie Afryki i trwającego „najazdu” na Europę uciekinierów z Afryki.
Przyjęcie zasady: płacisz podatki tam, gdzie osiągnąłeś zysk, umożliwiłoby powrót uciekinierów do miejsc zamieszkania i rozwijania własnego kraju, wykorzystując własny rosnący kapitał. Tak jak 100 lat temu postąpiła odrodzona Polska. Dziś znaleźliśmy się w sieci zagranicznych sieci.
Florian Stanisław Piasecki jest emerytowanym prof. nadzwyczajnym nauk technicznych i zwyczajnym PAN.
Artykuł prof. Floriana S. Piaseckiego pt. „Raport o błędach prawa gospodarczego Unii Europejskiej” znajduje się na s. 12 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
