Wirus bezmyślności i poddaństwa zaatakował też prezydenta Dudę, gdy mówił o wpisaniu członkostwa w UE i NATO do konstytucji RP, czyli odpowiedniku PRL-owskiej wiecznej miłości do Sowietów.
Jadwiga Chmielowska
Chwalcie łąki umajone,
Góry, doliny zielone.
Chwalcie cieniste gaiki,
Źródła i kręte strumyki!
Maj zawsze urzeka młodą zielenią i kwieciem. Nie zajmujmy się brzydotą, ale pięknem – pisałam miesiąc temu po koncercie chińskiego zespołu Shen Yun. Tak impregnowana, nie byłam zszokowana występem bywalców rynsztoka 3 maja AD 2019 na Uniwersytecie Warszawskim, który współorganizował ten „spektakl kłamstwa i nienawiści” wobec religii i ludzi o „niesłusznych” poglądach, przyrównanych do świń. Rewia narodowo-komunistycznych haseł w wykonaniu Leszka Jażdżewskiego – wiernego ucznia Hitlera! Zdziwiło mnie jedynie zaskoczenie obecnych tam dziennikarzy. Nie znalazł się na sali nikt z honorem. Nikt nie wstał i nie powiedział: proszę nie kłamać, nie obrażać ludzi i instytucji, nie bluźnić!
Salę wypełniali niewolnicy bez mózgów, bez odwagi. Sami skazali się na infamię. Nie ja ich skazałam, nie ja ich tam zapraszałam, ale ręki im nie podam i będę mówiła, kim są. Jakie RODO? Ja o swoje nazwisko dbam!
Rektor uczelni odpowiada za to, by w jej murach poszukiwano prawdy i ją głoszono. Prof. Marcin Pałys ma szansę ocalić resztę honoru, podając się do dymisji.
Wirus niewolnictwa i poddaństwa grasuje w Polsce. Organizatorzy konferencji IPN w Szczecinie nie protestowali, kiedy prof. Iwanow przez cały wykład kłamał, fałszując historię. Tłumaczyli mi się później, że nie wypadało przerywać. W Paryżu kłamstwa historyczne na podejrzanym sympozjum głosili: Jan Tomasz Gross, prof. Jacek Leociak i Barbara Engelking. Zarzuca się im często nierzetelność badawczą, falsyfikację teorii i wniosków, jednak w obronie swoich pracowników wystąpił prezes PAN, Jerzy Duszyński. Tak potwierdza się nieprawdę, która zaczyna żyć swoim życiem.
Brak ostrej i zdecydowanej reakcji społeczeństwa i władz powoduje, że wymordowana podczas wojny elita narodu nie może się odrodzić w kolejnych pokoleniach.
Króluje łżeelita. Mazowieckiemu i Szymborskiej zapomniano listy do Bieruta, pochwalające aresztowanie biskupów polskich, np. Kaczmarka w latach 50. XX w. Zbigniew Herbert nie dostał nagrody Nobla, a Wisława Szymborska, dzięki wpływom komunistycznym w norweskim komitecie, tak. Młodzież uczy się o tej polskiej „wieszczce”, ale nie prawdziwej jej historii.
Wirus bezmyślności i poddaństwa zaatakował też prezydenta Dudę, gdy mówił o wpisaniu członkostwa w UE i NATO do konstytucji RP, czyli odpowiedniku PRL-owskiej wiecznej miłości do Sowietów. Niebezpieczna zagrywka, moim zdaniem rusofili, by wykazać, że PO i PiS to jedna banda i tylko Putin uratuje Polaków przed eurosojuzem. Teraz Konfederacja, znana z prorosyjskości, organizuje marsz w słusznej sprawie Ustawy 447, by zdobyć w ten sposób zwolenników.
Wypowiedzi J. Kaczyńskiego, M. Morawieckiego i A. Dudy generalnie są bardzo dobre, jednak za mało oni czynią w ważnych dla Polaków sprawach, nie licząc socjalnych.
Theresa May usunęła ministra za przekazanie danych Huawei. W USA udowodniono, że to nie Trump współpracował w kampanii przedwyborczej z Kremlem, a otoczenie Hillary Clinton. Natomiast syn wiceprezydenta za kadencji Obamy, Bidena, zainwestował w technologię używaną obecnie w komunistycznych Chinach przeciwko Ujgurom. Śledztwo w tej sprawie trwa. Trump ostatnio nałożył cła na Chiny i nie podpisał z nimi umowy handlowej, bo wbrew zobowiązaniu, nie zaprzestały kradzieży technologii. Czyny, a nie gadulstwo!
W Konstytucji 3 maja zapisano, że każdy, kto znajdzie się na terytorium RP, jest człowiekiem wolnym. Marzę o tym. Narody pragną poznania i powrotu do swoich tradycji i historii, odrzucenia kłamstw i fikcji. Chcą – wolni z wolnymi, równi z równymi, zacni z zacnymi – prowadzić politykę, czyli rozumnie działać dla dobra wspólnego w zgodzie z zasadami Stwórcy.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com
Nie chcę euro, nie chcę LGBT w szkołach, nie chcę przekazywania kolejnych kompetencji do Brukseli ani wpisywania do konstytucji przynależności do UE. Popieram gospodarcze plany premiera Morawieckiego.
Krzysztof Skowroński
Dobrej zmianie nie jest łatwo rządzić, szczególnie w przeddzień wyborów. Z jednej strony totalna opozycja, z drugiej Konfederacja. Totalna opozycja od dawna przyprawia aktualnej władzy gębę nacjonalistów i populistów, próbujących wprowadzić rządy autorytarne, pozbawionych empatii, zdolności rządzenia, bezwzględnych, pazernych, kłamców, nietolerancyjnych antysemitów.
Według Konfederacji zaś najważniejsza cecha obozu rządzącego to wiernopoddańcza służalczość wobec diaspory żydowskiej.
Kiedy PiS opędza się jak od natrętnej muchy od podejrzenia o antysemityzm, konfederaci krzyczą o diasporze; kiedy dla odmiany chce pokazać, że żadnej diasporze nie służy – słyszy krzyk o antysemityzmie.
Totalna opozycja (KE Biedroń) i Konfederacja – te dwie siły chcą pozbawić PiS władzy.
Celem pierwszej jest budowa ponadnarodowego imperium, które dziś nazywa się Unią Europejską i gdzie miejsce normy zajmuje ideologia związana z ruchem LGBT. Konfederacja jest tego przeciwieństwem. Cel przez nią deklarowany to państwo narodowe, oparte na rodzinie i wartościach chrześcijańskich.
Konfederacja nie ma szans na przejęcie władzy. Może doprowadzić jedynie do odsunięcia PiS od rządów. Nie twierdzę, że PiS powinien mieć monopol na władzę. Wiele decyzji, zjawisk czy rozwiązań systemowych mi nie odpowiada, ale rządy totalnej opozycji będą gorsze. Nie chcę euro, nie chcę LGBT w szkołach, nie chcę przekazywania kolejnych kompetencji do Brukseli i nie chcę wpisywania do konstytucji przynależności do UE. Popieram premiera Mateusza Morawieckiego, który zamierza wydobyć polską gospodarkę z peryferii do podmiotowości. Konfederacja, jeśli osiągnie sukces, doprowadzi do dalszego osłabiania naszej suwerenności.
Niestety dobra zmiana ma niezwykle groźnego przeciwnika. Nie oblega on twierdzy, ale jest w jej środku. Tym wrogiem są pojawiające się w różnych instytucjach i działaniach buta, pycha, niekompetencja i brak szacunku dla ludzi. Z wielu środowisk docierają do mediów WNET takie skargi, i to od zwolenników dobrej zmiany.
Wybory europejskie tuż, tuż i już wielkich korekt zrobić się nie da, jednak jeśli nie wprowadzi się ich przed jesiennymi wyborami, PiS może przegrać z samym sobą.
Ale, ale! Cieszymy się, ze Radio WNET ma 10 lat i zapraszamy na Jarmark WNET 25 maja.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com
W Mysłowicach zachowano się jak trzeba. Odsłonięcie w I Liceum Ogólnokształcącym w Mysłowicach tablicy poświęconej członkom organizacji Tajne Harcerstwo Krajowe – Szeregi Wolności (1948–1953)
Stefania Mąsiorska (opr.)
Tajne Harcerstwo Krajowe powstało w marcu 1948 r. w Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w Mysłowicach z inicjatywy Juliusza Gamży, Pawła Ścierskiego, Teodora Krzemienia, Wiktora Kokota i Ryszarda Tuszyńskiego. Na początku 1952 r. w jego skład wchodziły grupy: Mysłowice, Lędziny, Goławiec, Imielin, Bieruń i Katowice. 2 lutego 1952 r. Tajne Harcerstwo Krajowe zmieniło nazwę na Szeregi Wolności. (…)
Złożenie uroczystej przysięgi odbyło się 14 marca 1948 r., po uprzednim zdjęciu ze ściany portretu Bolesława Bieruta, w klasie pustej w niedzielę szkoły, której kierownikiem był ojciec jednego z konspiratorów.
Na tę uroczystość zakupiono pięć wizerunków Matki Boskiej, przygotowano biało-czerwoną flagę i krzyż, na który miano składać przysięgę, a także portrety Andrzeja Małkowskiego – założyciela Związku Harcerstwa Polskiego i Baden Powella – założyciela skautingu. Sposób składania przysięgi był ściśle określony: dwa palce winny być położone na krzyżu. Przysięga brzmiała następująco:
Przyrzekam przed Majestatem Najwyższego, że będę wytrwale i w każdej dogodnej sytuacji walczył z zalewem komunizmu, podsycał płomień poczucia prawdziwej polskości wśród narodu, jako też bez najmniejszej zdrady spraw organizacyjnych, będę się starał czynić wszystko w zgodzie i z nadzieją lepszego jutra i kończyła się słowami: „Tak mi dopomóż Bóg”.
Tajne Harcerstwo Krajowe w swych założeniach zmierzało do zmiany ustroju i rządu w Polsce, zerwania stosunków z ZSRR, a tym samym wprowadzenia nowej władzy i nowego ustroju w Polsce, z całkowitym wykluczeniem komunistów z życia politycznego. W założeniach programowych była także mowa o walce z rusyfikacją.
Umożliwić zrealizowanie zakładanych celów miało m.in. „sianie” w społeczeństwie nienawiści do ustroju, rządu Polski Ludowej, komunizmu i ZSRR, wychowanie młodzieży we wrogim stosunku do Polski Ludowej i ZSRR, nawoływanie społeczeństwa do wystąpienia w obronie religii katolickiej, a robotników do niepodejmowania współzawodnictwa pracy oraz nieuczestniczenia w obchodach pierwszomajowych. W późniejszym czasie hasła Tajnego Harcerstwa Krajowego radykalizowały się, nawołując społeczeństwo do podjęcia walki z ustrojem Polski Ludowej i komunistycznym rządem. (…)
„Aresztowania blisko 60 osób odbyły się w połowie listopada 1953 r. Aresztowani zostali osadzeni w Więzieniu Karno-Śledczym w Katowicach przy ul. Mikołowskiej. Cechą charakterystyczną pawilonu śledczego było to, że w każdej celi przebywał »kapuś«.
W końcu 1953 r., już po śmierci Stalina, nastąpiło pewne złagodzenie metod śledczych. Już nie bili, lecz stosunkowo wiele innych dokuczliwych metod stosowali, takich jak: plucie w twarz, wszelkiego rodzaju obelgi, siedzenie godzinami na taborecie przy otwartym oknie, zwłaszcza w nocy, czy siedzenie na nodze odwróconego taboretu. Byli też tacy śledczy, którzy mieli jakiś szatański pomysł, żeby bluźnić na temat religii. Potrafili to robić całymi godzinami” (Wspomnienie Juliusza Gamży, pseudonim Kmicic, Marian, dowódcy Tajnego Harcerstwa Krajowego). Wszyscy zostali skazani przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach. (…)
W czwartek 28 lutego 2019 r. w I Liceum Ogólnokształcącym im. T. Kościuszki w Mysłowicach z inicjatywy dr. Andrzeja Sznajdera, Dyrektora Oddziału Katowickiego IPN, odbyło się odsłonięcie tablicy poświęconej członkom organizacji Tajne Harcerstwo Krajowe – Szeregi Wolności, działającej w latach 1948–1953.
Uroczystości zaszczycili swoją obecnością byli członkowie Tajnego Harcerstwa Wiktor Kokot i Konrad Graca oraz rodziny nieżyjących już członków THK. Na odsłonięcie tablicy przybyli również parlamentarzyści ze Śląska, reprezentanci samorządów, organizacji kombatanckich i harcerskich, stowarzyszeń i związków zawodowych, służb mundurowych, przedstawiciele mediów i inni zaproszeni goście, a zwłaszcza młodzież szkolna.
Cała opracowana przez Stefanię Mąsiorską informacja pt. „W Mysłowicach zachowano się jak trzeba” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Opracowana przez Stefanię Mąsiorską informacja pt. „W Mysłowicach zachowano się jak trzeba” na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com
Na terror Polacy odpowiedzieli aktywniejszymi przygotowaniami do powstania. Prowadzono małą dywersję. Pokazywano Niemcom, że to oni są intruzami na tej ziemi i rdzeni mieszkańcy ich sobie nie życzą.
Jadwiga Chmielowska
Przypominamy w cyklu artykułów dzieje walk o przyłączenie do Polski Śląska i Wielkopolski i sylwetki ludzi, którzy poświęcili temu swoje życie.
„Ślązacy powracali do swych domów z doświadczeniami wojennymi, które nabyli w obcych krajach (…) Wzrosła świadomość, że nadszedł czas sprzyjający, aby skorzystać z chwilowej niemocy i rozstroju społecznego Niemiec i pomyśleć o możliwości oderwania się od Niemiec” – wspomina Filip Copik z Lipin, uczestnik trzech powstań śląskich. (…)
Przeciwdziałania niemieckie
Coraz większa aktywność Polaków zarówno na Śląsku, jak i arenie międzynarodowej sprawiała, że Niemcy próbowali przeciwdziałać, tworząc podobne do polskich aparaty propagandowe. Już w pierwszych dniach stycznia 1919 r. założyli w Opolu organizację „Freie Vereinigung zum Schutze Oberschlesiens”. Jej głównym celem było uniemożliwienie przyłączenia Śląska do Polski.
Olbrzymie środki finansowe i niespotykana u Niemców ruchliwość sprawiła, że szkoły były wręcz zasypywane ulotkami. Każda polska rodzina miała kontakt z tymi drukami. Niemcy walczyli nie tylko agitacją.
Już w styczniu zaczęli ściągać na Śląsk kolejne oddziały wojskowe Grenzschutzu i tzw. Heimatschutzu – organizacji wojskowej. Heimatschutz rabował i dewastował – postępował wyjątkowo brutalnie. To właśnie Heimatschutz w dniach od 3–5 lutego 1919 r. ograbił w Lublińcu polskie składy kupieckie.
„Zamek w Piaśnikach był takim punktem na ważnym skrzyżowaniu Lipiny–Królewska Huta (Chorzów)–Świętochłowice–Bytom, skąd miało promieniować bezpieczeństwo i dodawać otuchy Niemcom, że ich obrońcy stoją na straży. Ciągłe pogotowie i ćwiczenia tych obrońców nie zastraszyły Polaków i nie przeszkadzały tajnej organizacji w pracy. Niemcy zaś, wielce niezadowoleni z tego, że wojsko nie miało zamiaru najechać na miejscowość, aby poskromić zuchwalców, pochowali się do swoich nor, lamentując w ukryciu, a policjanci, aby się nie narażać, trzymali pewien dystans i należnym respektem odnosili się do krytycznej sprawy. Bardzo ważnym zagadnieniem i trudnością było zdobywanie i gromadzenie broni. Uszkodzoną trzeba było naprawiać i uzupełniać częściami innej broni. Ten arsenał chowany był pod hałdami, w zasypanych kanałach starych hut, w miejscach, w których nasi przodkowie kiedyś pracowali, ocierając zroszone potem czoła. Np. u nas w Lipinach hałdy leżące za miejscowością nie mogły być odkryte i tylko wtajemniczeni wiedzieli, gdzie ukryta jest broń” – wspomina Filip Copik.
Władze niemieckie na Śląsku zaostrzyły terror wobec Polaków. Dowódca 117 dywizji, gen. Höfer stacjonujący w Bytomiu, ogłosił 18 stycznia 1919 r. stan oblężenia, który następnie z Bytomia i powiatu bytomskiego rozciągnął się na cały Górny Śląsk. Na terror Polacy odpowiedzieli aktywniejszymi przygotowaniami do powstania. Prowadzono małą dywersję, np. uszkadzano sieć telekomunikacyjną. Pokazywano Niemcom, że to oni są intruzami na tej ziemi i rdzeni mieszkańcy ich sobie nie życzą.
26 lutego 1919 r. w wielkiej hali starego sądu ludowego w Bytomiu Niemcy zwołali wiec. „Gdy Radca szkolny Rzesnitzek zaczął przemawiać po niemiecku, z galerii zagrzmiał protest, żądano, by przemawiał po polsku.
Ten odruch polski Niemcy usiłowali zgnieść gromkiem odśpiewaniem pieśni Deutschland, Deutschland über alles. W odpowiedzi na hymn niemiecki, który Polacy wysłuchali w spokoju, rozległ się równie potężnie Mazurek Dąbrowskiego: „Jeszcze Polska nie zginęła” – zapisał we wspomnieniach Józef Grzegorzek.
Drobne zdrady i wielkie hamowanie
Do więzień trafiali polscy patrioci. Mikołaj i Józef Witczakowie przeszło 2 miesiące spędzili w areszcie. Prezydent rejencji opolskiej wydał okólnik, w którym czytamy: „Każdemu, który poda nazwiska przywódców polskich oraz świadków tak, że sądowne ukaranie winnych może nastąpić, zaręczam nagrodę 4 000 marek”. Od tej pory posterunki niemieckie otworzyły drzwi dla wszystkich donosicieli. Polscy spiskowcy musieli się mieć na baczności. Kapitan Józef Kwasigroch z Mysłowic na polecenie Komitetu Wykonawczego POW G.Śl. zajmował się zdobywaniem dużej ilości broni i większego sprzętu w garnizonie w Gliwicach i Brzegu. „Został on aresztowany, ponieważ zdradził go renegat nazwiskiem J. Ujma. Kwasigroch przebył 10 miesięcy w więzieniu sądowem w Gliwicach wśród ciężkich warunków” – odnotował komendant POW J. Grzegorzek.
Donosy sąsiedzkie czasami na szczęście trafiały w próżnię, a werbowani potencjalni kapusie zgłaszali się do organizacji polskich, by siać następnie dezinformację w szeregach niemieckich.
Tak się stało w Tychach. Niemcy podejrzewali Franciszka Kozyrę o członkostwo w polskiej organizacji. Postanowili zrobić z niego konfidenta. Obiecali sowitą zapłatę za plany polskich spiskowców. Kozyra się zgodził i zawiadomił komendę powiatową POW w Pszczynie. Postanowiono wykorzystać sytuację. Dyrektor Banku Ludowego Jan Kędzior i komendant powiatowy POW Stanisław Krzyżowski oraz Józef Loska z Glinki i Brunon Gorol z Tych sporządzili plik podrobionych dokumentów. Opisali straszne represje, jakie spadną na Niemców za dokuczanie Polakom. Kilka dni później Kozyra dostarczył falsyfikaty na umówione miejsce w tyskim browarze. Kierownik miejscowego niemieckiego wywiadu, a zarazem naczelnik poczty Gawelka, nauczyciel Kotlorz i urzędnik z browaru Seifert uznali, że tak ważne dokumenty należy dostarczyć na posterunek policji w Mikołowie. W zapiskach z tamtych lat czytamy: „Komisarz Gentz od razu zabrał się do czytania i wnet trząsł się ze śmiechu – bo poznał cały manewr. (…) – Oddaj te kilka tysięcy marek, które za te bezwartościowe szmaty otrzymałeś – krzyczał naczelnik poczty Gawelka”. Kozyra nie miał żadnych pieniędzy, bo wszystko co dostał przekazał na konto Polskiego Czerwonego Krzyża.
„Podkomisarz Kazimierz Czapla walczył przeciw bezprawiom władz niemieckich śmiało i zręcznie, lecz mógł to czynić tylko w formie publicznych protestów i enuncjacyj. Rychło też okazało się, że prowadził walkę z wiatrakami, albowiem niemieckie władze cywilne i wojskowe robiły swoje, nie zważając bynajmniej na to, jakie pojęcia jurystyczne ma o niemieckiej robocie polski adwokat Czapla” – relacjonuje Józef Grzegorzek.
Wielu Ślązaków, a zwłaszcza nieliczna inteligencja, nadal jednak wierzyło, iż obędzie się bez walki, a zwycięska koalicja nałoży pęta na pruski militaryzm i przyłączenie Śląska do Polski jest czymś zupełnie oczywistym. Z dnia na dzień ten entuzjazm gasł.
Ślązacy rwali się do walki o przyłączenie swych ziem do Polski. Byli też i tacy, którzy – być może dla wygody, własnych interesów i osiągniętej stabilizacji – bali się zmian. Owszem, czuli się Polakami, ale walczyć nie chcieli. Część z nich można usprawiedliwić tym, że byli przekonani, iż zwycięskie mocarstwa podarują Polsce Śląsk. Brali więc na przeczekanie. Nie były to jednak na szczęście postawy masowe. (…)
„Lewe” raporty
Negatywne nastawienie Kazimierza Czapli miało najprawdopodobniej wpływ na treść jego raportów o śląskim POW wysyłanych do NRL w Poznaniu. Posyłał je również do Józefa Dreyzy, który po panicznej i niezrozumiałej ucieczce ze Śląska założył w Sosnowcu strukturę konkurencyjną w stosunku do Komitetu Wykonawczego POW, która niestety wprowadzała jedynie zamęt. Józef Grzegorzek domagał się od Wojciecha Korfantego prawdy i publikacji raportów Czapli – „z powodu opacznego przedstawienia w »Polonji« faktów i zdarzeń z czasów pierwszego powstania śląskiego”. O dziwo, Korfanty zaczął mu opublikowaniem dokumentów i raportów grozić. Grzegorzek w swojej książce wydanej w 1935 r. tak to opisuje: „Wtedy poseł Korfanty otrzymał zapewnienie, że organizacja wojskowa nie lęka się ogłoszenia tych dokumentów, natomiast uważa, iż z tem nie należy zwlekać. Dotychczas dokumenty te nie zostały ogłoszone, chociaż od dnia wspomnianej rozmowy minęło 5 lat. Szkoda wielka. Apel taki do publiczności przydałby się bowiem raczej do przyznania łagodzących okoliczności tym osobom, które świadomie lub nieświadomie paraliżowały zewnętrzny rozmach organizacji wojskowej”.
W okresie międzywojennym Wojciech Korfanty posiadał koncern prasowy. Drukował kilka dzienników. „Polonia” ukazywała się od 24.09.1924 r. Korfanty przejął też po Ignacym Paderewskim akcje w „Rzeczpospolitej”. Trudno więc było już wtedy dochodzić prawdy historycznej.
Kto ma prasę, ten ma władzę i próbuje tworzyć historię na nowo. Skąd my to znamy?
Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Na beczce prochu. Historia powstań śląskich” znajduje się na s. 16 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Na beczce prochu. Historia powstań śląskich” na s. 16 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com
W armii polskiej zmienił się jego stosunek do służby wojskowej. Przełożeni potwierdzali jego rosnące zaangażowanie i entuzjazm dla idei niepodległości Polski i powrotu Górnego Śląska do Macierzy.
Zdzisław Janeczek
W tym roku będziemy obchodzić 100 rocznicę I powstania śląskiego. Z tej okazji warto przybliżyć sylwetki bohaterów tamtych wydarzeń, często zapomnianych lub celowo pomijanych przez wiele lat w oficjalnych publikacjach historiografii PRL-u, m.in. w Encyklopedii powstań śląskich. W grupie dotkniętej zapisem cenzorskim znalazł się m.in. kapitan Wojsk Polskich Henryk Kalemba, ofiara zbrodni katyńskiej, dla którego zapewne z tego powodu zabrakło miejsca na tablicy epitafijnej pomnika ustawionego na skwerze im. jego towarzysza broni i krajana Walentego Fojkisa, dowódcy katowickiego 1. Pułku Powstańczego im. Józefa Piłsudskiego.
Obaj urodzeni w Józefowcu, należącym wówczas do gminy Dąb, i związani z pobliskimi Siemianowicami Śląskimi, przeszli ten sam szlak bojowy. Jak dotąd czyny H.A. Kalemby i pamięć o nim zostały uwiecznione w kościele garnizonowym Wojska Polskiego pw. św. Kazimierza Królewicza w Katowicach i przez córkę Józefę Bogdanowiczową, która zamieściła inskrypcję na grobie jego żony Bronisławy Kalembowej na cmentarzu parafialnym w Dębie. To jeden ze wzruszających dowodów, iż zachowała ona przez całe życie głęboki szacunek wobec ojca.
Autor rozprawy ma nadzieję, iż pisząc szkic biograficzny Henryka Aleksandra Kalemby, przyczyni się do naprawienia błędu niedopatrzenia, za jaki należy uznać niewątpliwie pominięcie jego nazwiska na obelisku. Jak na ironię, był on inicjatorem i budowniczym jego pierwowzoru z 1938 r.!
W eseju zostały zawarte informacje dotyczące nie tylko życia żołnierskiego, zainteresowań kapitana Henryka Aleksandra Kalemby, ale także wydarzeń politycznych, w które angażował się on i jego najbliżsi. Historia rodziny Kalembów jest bowiem odbiciem losów narodu, skupionym jak w soczewce na trzech pokoleniach: Józefa seniora – hutnika zmagającego się z wyzwaniami, jakie niosła rewolucja przemysłowa i bismarckowski Kulturkampf, Henryka juniora – uczestniczącego w odbudowie państwa polskiego – i jego córki Józefy – ofiary terroru niemieckiego i świadka narodzin PRL-u, a z nim „katyńskiego kłamstwa”. Józefa wraz z matką Bronisławą, wyczekującą powrotu męża z wojny, przez długie lata musiały okazywać hart ducha, być mocne i „twarde jak kamień”, by przetrzymać doznane krzywdy, cierpienia i upokorzenia.
Kapitan Henryk Aleksander Kalemba był człowiekiem swojej epoki, a jego życie odzwierciedlało cechy charakterystyczne czasów, w których przyszło mu żyć. Niech esej poświęcony bohaterowi nie tylko śląskich powstań przywróci godność wszystkim ofiarom bezprawia.
Jego historia pokazuje, iż Niepodległość Rzeczpospolitej miała nie tylko wielkich ojców; miała także cichych bohaterów „tworzących podglebie, na którym wyrosła wolność”.
Henryk Aleksander Kalemba, ps. Biały, kawaler Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Niepodległości, Krzyża Walecznych, Gwiazdy Śląskiej, Krzyża na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, weteran pierwszej wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej, trzech powstań śląskich i kampanii wrześniowej, urodził się 15 VII 1899 r. w Józefowcu (kolonii wiejskiej gminy Dąb), osadzie przemysłowej w pow. Katowickim. Był dzieckiem zatrudnionego w wełnowieckiej cynkowni „Hohenlohe” („Silesia”) hutnika Józefa Kalemby (7 VIII 1874–9 XI 1960) i Franciszki Drong (3 XII 1873–9 X 1952), połączonych węzłem małżeńskim w 1897 roku. W pamięci rodzinnej zachowały się żartobliwe słowa wypowiedziane do położnicy po jego narodzinach: „synka wom przyniósł w dziobie”.
Nasz bohater miał liczne rodzeństwo: braci Józefa i Alojzego oraz trzy siostry: Wiktorię, Marię i Cecylię. Toteż Franciszka Kalembowa nieraz musiała stanowczością przykrywać rozsądną dobroć i matczyną czułość. Nie zadręczając się codziennymi przeciwnościami losu, stworzyła mężowi i dzieciom ciepły, rodzinny dom.
Ciężko pracująca pani domu miała dla swych dzieci zawsze czas i bezmiar czułości. Towarzyszyła dzieciństwu Henryka. Uczyła polskiego pacierza, prawiła śląskie godki o śląskiej ziemi i o Polsce, co żyć będzie. Jej niewątpliwie zawdzięczał wspomnienie o legendarnej krainie dzieciństwa i młodości oraz Bożą iskrę w sercu.
Od matki też uczył się wiary prostej, silnej, a według opinii niedowiarków – naiwnej. Rodzina była wyznania rzymskokatolickiego. Kościół i religia w czasach najcięższych prób były dla dziadków i rodziców H. Kalemby ostatnią przystanią, która nie zawiodła i pozwoliła przetrwać pruską politykę Kulturkampfu, obronić wiarę ojców i macierzysty język.
O uczuciu tym poeta napisał: „Jest to wiara, która z rzewną szczerością podaje umarłemu gromnicę, rozwija chorągiew z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, przed której obrazem pada w kościele na wznak i gorącymi łzami zimną zlewa posadzkę. Jest to wiara, która mai krzyże przydrożne […]. Wiara, która kredą święconą w Trzech Króli kreśli na drzwiach […] znaki […] aby dobytek nie zmarniał. […] Wiara tak silna, że na jej zawołanie spokojny, pracy […] oddany, pójdzie, zawiesiwszy szkaplerz na piersiach, w najkrwawszą zawieruchę”. Ten hart ducha krewni Kalemby zawdzięczali częstym pielgrzymkom do sanktuarium w Piekarach Śląskich, gdzie były Gradusy – Święte Schody, po których po dziś dzień tradycyjnie przechodzi się na kolanach i boso.
W domu rodzinnym H. Kalemba dowiedział się, że człowiek ma dwie matki – tę, która go urodziła, i Ziemię Ojczystą, na której żyje. W domu mówiło się po polsku. W tym języku mały Hajnuś porozumiewał się w czasie zabaw z rodzeństwem i kolegami na podwórzach Józefowca, Wełnowca i Kolonii Agnieszki lub na brzegach pobliskiej Rawy przecinającej rozległą płaszczyznę otwartych pól. Tutaj, jako dziecko miasta, zyskał nową, pełną czarów przestrzeń dla wyobraźni, poznawał naturę i zwracał rówieśnikom uwagę na jej specyfikę. Ciszę zakłócał plusk kąpieli i okrzyki tryumfu dzieci jako poławiaczy ryb, raków i żab.
Mowa polska żyła także w murach kościoła pw. św. Jana i Pawła Męczenników w Dębie, który od 18 VIII 1894 r. dekretem biskupa wrocławskiego Georga Koppa miał status parafii. Przynależały do niej m.in. osady: Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki, gdzie rytm życia regulowały syreny kopalń i hut, a najbardziej znanymi osobistościami byli: naczelnik gminy, poczmistrz, aptekarz, proboszcz, piekarz, rzeźnik, drogerzysta, fryzjer i pruski żandarm. Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki to niewielkie ludzkie siedliszcza, uśpione kurzem unoszącym się z brukowanych kocimi łbami ulic. Kurz ten górnicy i hutnicy, gdy zaschło im w gardłach, regularnie „płukali” po szychcie piwem w miejscowej restauracji lub szynku.
Nieprzypadkowo Henryk odznaczał się wszystkimi cechami, które wyróżniały jego przodków i ziomków, takimi jak przywiązanie do wiary i mowy ojców, ostrożność i racjonalność w podejmowaniu decyzji, oszczędność czy trzeźwość myślenia. Nie ulegał mowom demagogów, by na ich życzenie chwytać za broń. Jeśli jednak już podejmował walkę, nie poddawał się, a gdy czegoś bronił, gotów był za swe ideały oddać życie. Z domu wyniósł nawyk ciężkiej pracy. Polskość łączył z żywą wiarą katolicką ugruntowaną przez matkę i surowego, ale kochającego ojca, wychowanków miejscowego społecznika, bogucickiego proboszcza ks. Leopolda Markiefki (1813–1882).
Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” znajduje się na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com
Mamy podciąć gałąź, na której siedzimy, i pójść w energetyce w ślady Niemców, tzn. zmniejszyć udział węgla kamiennego i brunatnego z obecnych ponad 80% do okolic 50% i postawić na OZE oraz atom.
Marek Adamczyk
Niemcy w ciągu ostatnich 10 lat wydali 500 mld euro na energetykę odnawialną. Efekt? Redukcja emisji CO2 bliska zeru i 50% wzrost kosztów energii dla każdego indywidualnego odbiorcy! Co więcej – rząd w Berlinie musiał oficjalnie przyznać, iż nie uda mu się osiągnąć celów polityki klimatycznej, a Niemcy pozostaną „krajem węgla brunatnego”. Niemcy mogą sobie pozwolić na budowę i dotowanie OZE, bo na to pozwala dobry stan budżetu państwa – piąty raz z rzędu osiągnięto nadwyżkę budżetową, tym razem – za 2018 rok – rekordową, w wysokości 58 mld euro.
Na internetowej stronie portalu wnp.pl możemy przeczytać: „W latach 2015–2035 (czyli przez najbliższe 20 lat) Niemcy dopłacą do OZE ok. 500 miliardów euro. Koszty dotacji do OZE w 2035 r. będą stanowiły wtedy 126 proc. ceny hurtowej energii”.
Czy rozsądne państwo może pozwolić sobie na takie straty? Na pewno nie. Tu chodzi o zdominowanie nowej dziedziny wytwórczości przemysłowej dla OZE – produkcji paneli fotowoltaicznych i wiatraków przez niemieckie firmy. Świadome napędzanie popytu przez ukierunkowany odpowiednio system dotacji dla producentów „zielonego prądu” i stworzenie dla nich tzw. przyjaznego otoczenia prawnego (europejskie dyrektywy klimatyczne) ma wywołać efekt skali i umożliwić firmom wielkoseryjną produkcję w celu minimalizacji kosztów wytwarzania urządzeń. Taki był cel rządu niemieckiego. Na szczęście dla konsumentów do walki o nowe dziedziny produkcji włączyli się Chińczycy i przebili ceną niemiecką ofertę (są tańsi o ok. 50%).
Belgowie za zgodą Unii Europejskiej udzielą wsparcia rzędu 3,5 miliarda euro inwestycji w morskie farmy wiatrowe „Mermaid” (o mocy 235 MW), „Seastar” (252 MW) oraz „Northwester2” (219 MW) zlokalizowane na Morzu Północnym. Unijni urzędnicy potwierdzają: bez publicznego wsparcia farmy wiatrowe są nieopłacalne!
Czesi kilka lat temu (w latach 2008–2010) umożliwili inwestorom krajowym i zagranicznym wybudowanie kilkudziesięciu elektrowni fotowoltaicznych o łącznej mocy około 1500 MW. Przyznano tym firmom bardzo korzystne finansowo warunki odbioru wytworzonej energii. Jak podaje czeski Najwyższy Urząd Kontroli, skarb państwa do 2030 roku wyda na wsparcie OZE ok. 36 mld dolarów!
Myślę, że po zapoznaniu się z tymi kilkoma faktami możemy stwierdzić, że nie tędy powinna wieść droga polskiej energetyki.
Cały artykuł Marka Adamczyka pt. „Na chłopski rozum” znajduje się na s. 1 i 4 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Marka Adamczyka pt. „Na chłopski rozum” na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com
W piątkowym Studiu Dublin, jak zwykle wieści z Irlandii. Obok rozmów i przeglądów prasy, także korespodencja z Galway, muzyczne kalendarium „urodzinowe” oraz zapowiedź sportowych emocji z Dublina.
Prowadzenie: Tomasz Wybranowski
Współprowadzenie: Tomasz Szustek (gościnnie)
Wydawca: Tomasz Wybranowski
Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin)
Realizacja: Paweł Chodyna (Warszawa)
Produkcja: Studio 37 – Radio WNET Dublin
Bukiet świeżej, piątkowej irlandzkiej prasy. Fot. Studio 37 Dublin
W piątkowy poranek w Studiu Dublin, nasze słuchaczki i słuchaczy tradycyjnie przywitaliśmy z Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska-IE.com. Dzisiejszy program rozpoczęliśmy od tematów wyborczych.
24 maja Irlandczycy z Republiki i rezydenci wybiorą eurodeputowanych oraz swoich przedstawicieli do władz lokalnych nazywanych city counsil albo country counsil.
Republika Irlandii podzielona jest na 34 okręgi administracyjne, na które skłąda się 29 hrabstw i pięciu dużych miast: Dublin, Cork, Galway, Limerick i Waterford.
W odróżnieniu od Polski, gdzie prawo do głosowania daje nam sam fakt zameldowania w danym miejscu, w Republice Irlandii wyborca sam musi się zarejestrować w specjalnym spisie wyborczym.
Republika Irlandii w tym roku wybierze swoich trzynastu reprezentantów do Parlamentu Europejskiego.
Najnowsze sondaże przedwyborcze przewidują w eurowyborach zwycięstwo rządzącej Fine Gael, ale wysoko w rankingach wyborczych także kandydaci opozycyjnej Fianna Fáil. W wyborach lokalnych natomiast, jak przewiduje Bogdan Feręc, będzie inaczej:
„rządzący złapią zadyszkę, co wykorzystają kandydaci niezależni, oraz ci wystawieni przez Fianna Fáil i Sinn Féin.”
Irlandzki system wyborczy
Wybory w Irlandii odbywają się w oparciu o proporcjonalny system wyborczy za pomocą pojedynczego głosu przechodniego. Nazwiska kandydatów są umieszczone na karcie do głosowania w porządku alfabetycznym i z ramienia jednej partii politycznej może startować więcej niż jeden kandydat.
Fot. arch. Studio 37 Dublin
Osoba głosująca wybiera poszczególnych kandydatów zaznaczając swoje preferencje '1′, lub '2′ lub '3′, itd. przy nazwisku kadydata. Wyborca może oddać głos na jednego kandydata lub na więcej niż jednego ale zawsze zaczynając numerem '1′ przy kandydacie pierwszego wyboru, a następnie kontunuując zaznaczanie numeryczne. Zaznaczanie '1′ lub '2′ lub '3′, itd. dwukrotnie, przy więcej niż jednym kandydacie spowoduje nieważność głosu.
Po zakończeniu pierwszego liczenia głosów zostaje określona 'quota’, która wykorzystuje formułę sumy oddanych ważnych głosów i liczbę mandatów do rozdzielenia. Quota określa liczbę głosów, które musi otrzymać kandydat aby zostać wybranym. Kandydaci, których głosy w pierwszym liczeniu przekroczyły „quota” zostają uznani za wybranych, zaś nadmiar głosów które uzyskali rozdziela się pomiędzy pozostałych kandydatów (tych, którzy nie osiągnęli quota).
Zasady głosowania
Przed wyborami, osoby upoważnione do głosowania powinny się upewnić, że są zarejestrowane i widnieją w Rejestrze Wyborców. Zasady głosowania są następujące: głosując, należy zaznaczyć „1” w kwadracie obok imienia i nazwiska kandydata pierwszego wyboru, na którego chcecie oddać swój głos. Następnie, jeśli wyborca chce też oddać głos na kolejnego kandydata należy zaznaczyć „2” przy jego fotografii i nazwisku.
I tym oto sposobem można dalej oddać głos na innych kandydatów zaznaczając przy ich nazwiskach kolejno 4, 5, 6 itd. Następnie należy złożyć kartę do głosowania i wrzucić do zapieczętowanej urny wyborczej.
W przeglądzie prasy irlandzkiej Tomasz Szustek omówił bardziej niż ciekawy tekst, który ukazał się w dzienniku „Irish Times”.
Patsy McGarry w artykule „Państwo musi skończyć z upamiętnianiem Powstania z 1916” zszokował obywateli Republiki Irlandii.
Patsy McGarry napisał o Powstaniu Wielkanocnym między innymi takie słowa:
„Powstanie z 1916 r. było czynem przestępczym popełnionym przez nielicznych, którzy podnieśli broń przeciwko imperium brytyjskiemu, z którego Irlandia wycofywała się stosując środki parlamentarne. Ten właśnie sposób uwolnienia się od imperium był popierany przez zdecydowaną większość Irlandczyków.”
Komentatorowi „The Irish Times” nie podobał się marsz sympatyków Nowej – IRA, którzy w ten sposób uczcili 103. rocznicę wybuchu Powstania Wielkanocnego. Patsy McGarry przypomniał, że miało to miejsce zaledwie kilka dni po zabójstwie północnoirlandzkiej dziennikarki Lyra McKee, do którego przyznała się Nowa – IRA.
Czytelnicy dziennika nie zostawili na autorze artykułu „State must end practice of commemorating 1916 Rising” (tytuł oryginalny) przysłowiowej suchej nitki. Oto fragment komentarza jednego z nich:
„Większość krajów ma swój Dzień Niepodległości i upamiętnia walki i wojny o nią. Większość tych wojen była chaotyczna i nie każdy aspekt ich działań może być w pełni uzasadniony. Takie jest jednak życie, zaś większość szanujących się krajów po prostu /…/ szanuje mężczyzn i kobiety, którzy walczyli o wolność. Aby w pełni ocenić, jak absurdalne jest to, o czym piszesz , to wyobraźmy sobie jak to USA odwołuje święto 4 lipca, ponieważ niektórzy skrajnie prawicowcy także mogą to święto obchodzić i być uczestnikami oficjalnych obchodów?”
Tomasz Wybranowski, w drugiej części irlandzkiego przeglądu prasy, omówił kilka artykułów z dwóch czasopism polskojęzycznych ukazujących się w Republice Irlandii: dwutygodnika „Nasz Głos” i miesięcznika „MIR – magazynu informacyjno – rozrywkowego”.
Agnieszka Mądry i Agnieszka Grochola (w centrum, z flagą Polski), w otoczeniu zaproszonych gości. Uśmiechnięty minister Kancelarii Prezydenta RP Adama Kwiatkowskiego (drugi od prawej), w otoczeniu dyrektor Polskiej Szkoły w Galway i Jolanty Oliwiak. Fot. arch. Polska Szkoła w Galway.
W Studiu Dublin powróciliśmy wspomnieniami do majowych świąt. Irlandzka Polonia miała powody do zadowolenia i dumy. Z okazji Dnia Flagi Polskiej Agnieszka Mądry, uczennica VI klasy Polskiej Szkoły w Galway im. Wisławy Szymborskiej, miała zaszczyt uczestniczyć w uroczystościach państwowych na placu Belwederskim w Warszawie.
Towarzyszyła jej prezes Polskiej Macierzy Szkolnej w Irlandii pani Agnieszka Grochola i Jolanta Oliwiak, sekretarz Macierzy. Delegacja Polskiej Szkoly w Galway otrzymala z rąk prezydenta RP Andrzeja Dudy flagę Polski podczas oficjalnych uroczystości państwowych w Belwederze.
Tomasz Wybranowski na antenie Radia WNET rozmawiał z bohaterkami uroczystości, Agnieszką Mądry i Agnieszką Grocholą.
W sportowej części „Studia Dublin” Kuba Grabiasz opowiadał o pasjonujących rostrzygnięciach w półfinałowych meczach piłkarskiej Ligii Mistrzów i supremacji angielskiej piłki nożnej w tym sezonie, oraz łzach argentyńskiego szkoleniowca Mauricio R. Pochettino Trossero. W finale FC Liverpool zmierzy się z jedenastką Tottenhamu Hotspur.
Jakub Grabiasz. Fot. arch. Studio 37 Dublin.
Nasz sportowy ekspert zaprosił także na finał rozgrywek rugby w ramach Heineken Champions Cup, z udziałem irlandzkiego Leinster i angielskiego klubu Saracens. Ten pasjonujący finał Heineken Champions Cup już jutro (sobota, 11 maja 2019) na St. James’ Park w Newcastle.
W Studiu Dublin mówiliśmy także o urodzinach Bono Vox, a właściwie Paula Hewsona, który przyszedł na świat 10 maja 1960 roku w Dublinie. Dzieciństwo i młodość spędził w Glasnevin (dzielnica Dublina Północnego). Od maleńkości, późniejszy frontman grupy U2, otoczony był kultem muzyki.
Jego Ojciec – Rob, mimo, że pracował jako urzędnik pocztowy serce i duszę zaprzedał operze. Po pracy, wieczorami śpiewał w zaciszu domowym arie operowe.
Bono 1983, fot. Tom Kern, Pixabay CC0 via Wikimedia Comons
To Rob zaraził syna miłością do muzyki. Kiedy zmarł – Bono z U2 koncertował w Ameryce Południowej. Wyrazem bólu, miłości i tęsknoty do ojca jest przejmująca piosenka z krążka „How To Dismantle An Atomic Bomb” – „Sometimes You Can’t Make It On Your Own”.
Bono jak równy z równymi rozmawia o problemach głodu, wykorzystywania dzieci i kryzysie krajów Trzeciego Świata. Bakcyla społecznikostwa połknął za sprawą sir Boba Geldofa. Irlandzki rockman zaprosił U2 do udziału w koncercie Live Aid. Od tego momentu czwórka z Dublina stała się gwiazdą.
Bono w 2011roku. Fot World Economic Forum CC BY SA 2.0, via Wikimedia Commons
W roku 1987, kiedy U2 za sprawą płyty „Joshua Tree” odniosła sukces artystyczny, jak i koncertowy, Bono ze swoją piękną żoną Ali wyjechał do Etiopii, aby lepiej poznać tamtejsze realia.
Przez kilka tygodni pracowali w jednym z etiopskich szpitali, z dala od wygód i cywilizacji.
Walka Bono o równość wszystkich ludzi w kwestii dostępu do edukacji, lecznictwa publicznego i poszanowania praw jednostki zawstydzała wielu. Jeden ze znanych amerykańskich pastorów powiedział kiedyś: „Jestem pastorem, głoszę słowo Boże a ten Irlandczyk jest jak przykład, chwalebny przykład z Biblii. I nie robi tego dla jakichś korzyści.”
W naszym kalendarium Tomasz Szustek nieco „odbrązowił” sylwetkę wokalisty i autora tekstów legendarnej U2. W kalendarium wiele faktów, których nawet najwięksi fani U2 i samego Bono po prostu nie znają.
Możliwe, że burzliwy romans Adama Mickiewicza z Konstancją Łubieńską uchronił go od śmierci. Gdyby zginął, Polacy nie doczekaliby się „Reduty Ordona”, III części „Dziadów” czy „Pana Tadeusza”.
Tadeusz Loster
Do Kongresówki zaczęła przyjeżdżać emigracja polska, aby zasilić szeregi powstańców. Jednym z nich miał być Adam Mickiewicz. W kwietniu wyruszył on z Rzymu do Paryża. Przypuszczalnie na początku sierpnia 1831 r. pod przybranym nazwiskiem Adam Mühel przybył do Wielkopolski i zamieszkał u państwa Górzeńskich w Śmiełowie jako nauczyciel ich dzieci. Tutaj poznał Konstancję Łubieńską, która gościła u swojej siostry Antoniny Gorzeńskiej. Konstancja była wysoką, słynną z urody i talentu kobietą, dowcipną, starannie wykształconą i wychowaną. Mieszkała w Budziszynie koło Rogoźna, była żoną kapitana wojsk napoleońskich Józefa Łubieńskiego, z którym miała 5 dzieci. Wzajemna fascynacja Konstancji i Adama przerodziła się w romans. Podczas pobytu w Wielkopolsce Mickiewicz dwa razy próbował przekroczyć granicę, aby dostać się do Kongresówki i wziąć udział w powstaniu.
Znane są informacje o jednej próbie, pod koniec sierpnia, w okolicach Śmiełowa, kiedy to obecność kozackiego patrolu na drugim brzegu Prosny ostudziła zamiary wieszcza. (…)
Miał wyrzuty sumienia, że nie wziął udziału w powstaniu i postanowił wyjechać do Drezna, gdzie skupiła się większość wygnańców z Kongresówki. Konstancja Łubieńska przewiozła Mickiewicza własnym powozem za granicę jako swojego lokaja. W Dreźnie Mickiewicz, słuchając wspomnień powstańców, coraz bardziej żałował, że nie wziął udziału w walkach.
Po powrocie hr. Łubieńskiej do Budziszewa poeta uznał, że romans jego został zakończony. Konstancja jednak była gotowa porzucić dla niego męża i dzieci oraz udać się na emigrację. Gdy Mickiewicz zamieszkał w Paryżu, założyła na jego nazwisko konto, na które wpłacała znaczne sumy. Z czasem wzajemna fascynacja przerodziła się w przyjaźń umacnianą trwającą 20 lat korespondencją. Konstancja przyjechała do Paryża na pogrzeb Mickiewicza.
Mickiewicz, przebywając w Dreźnie wśród żołnierzy polskiej rewolucji, twierdził, że do końca życia nie daruje sobie tego, że do nich nie dołączył. Postanowił walczyć o sprawę polską piórem, jak mówił: aby „darmo rąk w trumnie nie złożyć”.
W rozmowach z weteranami przekonywał, aby nie wracali do kraju. W liście do swego brata Franciszka pisał: „Wiem, jak to przykro przywyknąć do włóczęgi – lepiej wszakże po Niemczech niż po Sybirze wojażować… Ja nigdy pod rząd rosyjski nie wrócę, nigdy, nigdy nie miałem tego zamiaru”. Czuł, że jest coś winny tym, którzy walczyli w powstaniu, a na emigracji stali się zagubieni. Jeszcze w Dreźnie pod wrażeniem klęski powstania listopadowego napisał Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Wyszły po raz pierwszy drukiem w Paryżu w grudniu 1832 r. Wcześniej, 1 sierpnia 1832 r. Mickiewicz przyjechał do Paryża. W tym czasie we Francji przebywało już około 6000 żołnierzy listopadowej rebelii. Pod naciskiem Rosji rząd pruski rugował powstańców ze swoich granic, dla wygnańców było tylko jedno miejsce: Francja – ziemia ojczyzny dwóch rewolucji.
Bezimienna broszura w formie małej książeczki do nabożeństwa w nakładzie 10 000, rozsyłana bezpłatnie, trafiła do żołnierzy polskich osadzonych w obozach w Besancon, Borges, Poitiers, Lyonie, Awinionie, Montpellier, Tuluzie. Cały nakład rozszedł się błyskawicznie, Księgi… trafiły do wszystkich skupisk polskich we Francji, Niemczech i w Anglii. Już w 1833 r. ukazało się drugie wydanie Ksiąg…, zwane popularnie „Ewangelią Mickiewicza”. W tymże roku ukazało się ich tłumaczenie w języku francuskim, niemieckim, angielskim, a w 1835 – włoskim. (…)
W Księgach pielgrzymstwa polskiego Mickiewicz tłumaczy, że ci Polacy, co opuścili ojczystą ziemię, są pielgrzymami, a każdy Polak w pielgrzymstwie nie nazywa się tułaczem, bo tułacz jest człowiek błądzący bez celu. Ani wygnańcem, bo wygnańcem jest człowiek wygnany wyrokiem urzędu, a Polaka nie wygnał urząd jego.
Dalsza część ksiąg przypomina stylem przypowieści moralne wzorowane na Biblii. Nawołuje do zachowania jedności narodowej oraz budowaniu ideału polskości. Mickiewicz ukazuje w niej naród polski jako apostołów wolności świata. Poemat kończy się Modlitwą Pielgrzyma oraz słynną Litanią Pielgrzymską. (…)
Przesłanie Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego było nadal aktualne dla nowej emigracji, która znalazła się na Zachodzie. W połowie 1866 r. w Paryżu, nakładem Księgarni Luxemburgskiej, w serii Biblioteki Ludowej Polskiej wyszła mała broszurka Ksiąg… z przedmową Władysława Mickiewicza, syna Adama. (…)
1 września 1939 r. Niemcy napadły na Polskę. 17 września tegoż roku Rosja bolszewicka bez wypowiedzenia wojny zbrojnie zagarnęła część Polski. Pod koniec września Polska skapitulowała. Rozpoczęła się największa w dziejach Polski „emigracja”. Zapełniły się obozy jenieckie polskim wojskiem – pielgrzymami oczekującymi powrotu do domu. Ci pielgrzymi, którzy byli wolni, przez Rumunię i Węgry podążali do Francji aby tam tworzyć wojsko polskie i walczyć z Niemcami. Po kapitulacji Francji pielgrzymowali do Anglii, aby kontynuować walkę ze wspólnym wrogiem. (…)
Po zakończeniu działań wojennych jednostki wojska polskiego zostały rozmieszczone na terenie Półwyspu Apenińskiego. Zaczęli dołączać do nich Polacy uciekinierzy z zajętego przez Sowietów kraju, z obozów jenieckich oraz wywiezieni na przymusowe roboty do Niemiec, tworząc osiedla we Włoszech. Dla tego dużego emigracyjnego skupiska Polaków założony przez Jerzego Giedroycia Instytut Literacki we Włoszech jako pierwszą swoją publikację wydał w 1946 r. Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Dość obszerny wstęp do tego wydania napisał Gustaw Herling-Grudziński:
„AKTUALNOŚĆ Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego jest chwilami przerażająca. Ta mała broszurka – jak ją w liście do Gorczyńskiego nazwał Mickiewicz – która w pierwotnej wersji nosiła nazwę Katechizm pielgrzymstwa polskiego, odczytywana w 114 lat po jej powstaniu na nowej emigracji, niepokoi w pierwszej chwili żywością bolesną, trudną i ciągle nieprzezwyciężoną. Czyżby znowu więznąć nam miały w gardłach słowa najwyższego potępienia pod adresem »rządów i medyków francuskich i angielskich«, »kupców i handlarzy obojga narodów, łaknących złota i papieru i pieniądz posyłających na zgnębienie wolności«?
Czyżby znowu, po wieku przeszło niewoli i wolności, trzeba było w Litanii Pielgrzymskiej, w zwrocie »Przez męczeństwo żołnierzy zaknutowanych w Kronsztadzie przez Moskali« słowo »Kronsztad« zamienić tylko na »Katyń«, a »zaknutowanych« na »zamordowanych strzałem w tył czaszki«?
(…) »O WOJNĘ POWSZECHNĄ ZA WOLNOŚĆ LUDÓW« prosimy Ciebie i my, Panie. Prosimy Cię o nią jednak nie tylko przez krew i męczeństwo zamordowanych w Oświęcimiu, Majdanku i Katyniu, ale przez trud, ofiarność i godność wszystkich, którzy poczuli się dzięki tej wojnie prawdziwymi Europejczykami”.
Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Są takie księgi – jest taka literatura” znajduje się na s. 10 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Są takie księgi – jest taka literatura” na s. 10 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com
W połowie 1956 r. opuścił stalinowskie więzienie jako jeden z ostatnich więzionych ludowców, a później przez lata był inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako przedstawiciel tzw. prawicy ludowej.
Jerzy Bednarek
(…) Jego zawodowe plany przekreślił wybuch wojny w 1939 r. Razem ze swoim pułkiem brał udział w bitwie nad Bzurą i w obronie Warszawy. Za udział w kampanii wrześniowej został odznaczony na podstawie rozkazu Sztabu Armii „Łódź” i „Warszawa” z 28 IX 1939 r. Krzyżem Srebrnym (V klasy) Orderu Virtuti Militari i dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Po kapitulacji stolicy trafił do niemieckiej niewoli, w której przebywał aż do lutego 1945 r. Umieszczono go początkowo w Oflagu XI B w Braunschweigu (do czerwca 1940 r.), a potem w Oflagu II C w Woldenbergu. W obozie, nie poddając się trudnej jenieckiej rzeczywistości, był jednym z organizatorów tajnych studiów uniwersyteckich. Od końca 1942 r. prowadził seminarium statystyczne w ramach tzw. sekcji ekonomicznej. Program seminarium został opracowany głównie dzięki tajnym kontaktom Nadobnika z ojcem, który wówczas był wykładowcą konspiracyjnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich w Warszawie. Dodatkowo profesor Nadobnik i jego bliscy współpracownicy – prof. Jan Rutkowski (specjalista w zakresie historii gospodarczej Polski) oraz prof. Stefan Zaleski (ekonomista) – wyrazili zgodę na przeprowadzanie w obozie egzaminów, które po zakończeniu wojny zaliczono ostatecznie byłym jeńcom na poczet studiów wyższych. Warto wspomnieć, iż ważnym efektem pracy seminarium kierowanego przez Nadobnika okazało się dokonanie spisu wszystkich więźniów w obozie. (…)
Prawdziwym przełomem w jego politycznej karierze okazał się powrót do Polski Stanisława Mikołajczyka w czerwcu 1945 r. Nadobnik szybko stał się jednym z głównych organizatorów struktur PSL w Wielkopolsce.
Od 7 października 1945 r., czyli od chwili formalnego zawiązania się partii w Poznaniu, był drugim wiceprezesem Zarządu Wojewódzkiego PSL w Poznaniu. Do jego kompetencji należały sprawy administracyjno-samorządowe. W naturalny sposób został delegatem na pierwszy Kongres PSL, który odbył się w Warszawie w dniach 19–21 stycznia 1946 r. Podczas obrad kierował pracami komisji wnioskowo-redakcyjnej, której zadaniem było rozpatrywanie i opracowanie do przedstawienia na forum Kongresu wniosków składanych podczas prac poszczególnych komisji. Wybrano go na jednego ze 125 członków Rady Naczelnej PSL – organu kierowniczego partii. Od początku blisko współpracował z premierem Mikołajczykiem i cieszył się jego zaufaniem. Nie bez powodu prezes PSL zgodził się być ojcem chrzestnym jego córki Wandy, której chrzest odbył się 25 III 1946 r. w Poznaniu.
W maju 1946 r. z wyboru Wojewódzkiej Rady Narodowej K. Nadobnik wszedł w skład Okręgowej Komisji Głosowania Ludowego. W efekcie był bezpośrednim świadkiem nadużyć i fałszerstw dokonanych przez komunistów i aparat bezpieczeństwa podczas organizacji referendum przeprowadzonego 30 czerwca 1946 r. Warto podkreślić, że w samym tylko województwie poznańskim, w związku z „zabezpieczeniem” akcji głosowania, Urząd Bezpieczeństwa Publicznego aresztował ok. 3 tys. osób, głównie członków PSL.
Nadobnik, nie godząc się na arogancję pepeerowców, szalejące represje i bezprawie, odmówił podpisania protokołu czynności Okręgowej Komisji Głosowania Ludowego w Poznaniu. W zamian przygotował dla Generalnego Komisarza Głosowania Ludowego w Warszawie obszerne materiały dokumentujące fałszowanie prawdziwych wyników głosowania.
W tym samym czasie silnie zaangażował się w próbę wyjaśnienia bulwersującej zbrodni popełnionej przez funkcjonariuszy PUBP w Kępnie (woj. poznańskie) w nocy z 19 na 20 października 1945 r. W brutalny sposób zamordowano wówczas co najmniej osiem osób w odwecie za likwidację przez podziemie kierownika PUBP w Kępnie. Ze względu na drastyczny charakter zbrodni sami mieszkańcy miasta wypadki te nazwali „krwawą nocą kępińską”. Nadobnik przygotowywał w tej sprawie dokumentację, którą Zarząd Wojewódzki PSL w Poznaniu przekazał w czerwcu 1946 r. do poznańskiego Wojskowego Sądu Okręgowego. Interpelował też w związku z wypadkami kępińskimi jako poseł PSL podczas XI sesji Krajowej Rady Narodowej we wrześniu 1946 r. Ujawnił wówczas informacje m.in. o odkryciu niezidentyfikowanych zwłok na terenie ogrodu sąsiadującego z siedzibą Urzędu Bezpieczeństwa i żądał ostatecznego wyjaśnienia okoliczności wszystkich morderstw popełnionych przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa z Kępna. Uczestnik obrad, znany działacz PSL Stefan Korboński odnotował później, iż po wystąpieniu Nadobnika „na sali zaległa nagła cisza, w której rozlegał się tylko głos naszego przedstawiciela, motywującego szerzej swoje żądanie. Wiadomość zrobiła na wszystkich piorunujące wrażenie. Nawet pepeerowcy milczeli, niepewni, jak się zachować”. (…)
Kazimierz Nadobnik już w połowie listopada 1947 r. musiał wycofać się z życia publicznego. (…) Nie mógł nigdzie dostać pracy, a jego jedynym dochodem była skromna dieta poselska. Równocześnie coraz intensywniej interesował się nim aparat bezpieczeństwa, osaczając go swoimi konfidentami. Szczególnie krytyczne i niepochlebne informacje na jego temat przekazywał do WUBP w Poznaniu informator ps. Pszczoła – były sekretarz Zarządu Wojewódzkiego PSL w Poznaniu, i co szczególnie przykre, także bliski i wieloletni przyjaciel rodziny Nadobników. Według zachowanych materiałów ewidencyjnych Służby Bezpieczeństwa w Poznaniu informatorem „Pszczoła” był Stanisław Bąk – ur. w 1902 r. ekonomista, działacz ludowy, sekretarz Zarządu Wojewódzkiego PSL w Poznaniu. Po wojnie pracował m.in. na stanowisku kierownika Centrali Mięsnej w Kościanie. Służba Bezpieczeństwa zakończyła z nim współpracę w lipcu 1967 r., z powodu podeszłego wieku.
W lutym 1949 r. dyrektor Departamentu V MBP Julia Brystygier zwróciła się z poleceniem do szefa WUBP w Poznaniu o natychmiastowe podjęcie intensywnych działań operacyjnych wobec „wszystkich działaczy wchodzących w skład centralnego aktywu” PSL. Z terenu województwa poznańskiego oprócz Nadobnika wytypowano do „rozpracowania” jeszcze 17 osób. (…)
Nadobnik został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego 22 lipca podczas urlopu w Ustroniu Morskim. Oprócz niego aresztowano wówczas m.in. Tadeusza Nowaka, Franciszka Kamińskiego i Zygmunta Załęskiego. Zgodę na zatrzymanie Nadobnika wydał dzień wcześniej marszałek Sejmu Ustawodawczego (pismo podpisał w jego zastępstwie wicemarszałek Roman Zambrowski).
Umieszczono go w Więzieniu nr 1 (Mokotów) przy ul. Rakowieckiej. Od 24 lipca 1950 r. do 7 listopada 1951 r. był „badany” 38 razy przez oficerów śledczych MBP. W trakcie śledztwa był bity i poniżany.
(…) Akt oskarżenia zatwierdził 14 stycznia 1952 r. wiceprokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr Mieczysław Bogucki. (…) Wyrok ogłoszono 31 stycznia 1952 r. Nadobnik został skazany na karę 13 lat więzienia, pozbawienie praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i przepadek całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Sąd orzekł, że jego głównym celem było „wszelkimi sposobami obalić ustrój państwa polskiego, opanowanie Polski przez PSL i włączenie jej do obozu imperialistycznego”. Został skazany za usiłowanie zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego przez to, że był członkiem stronnictwa „będącego agenturą subsydiowaną przez wrogie Polsce ośrodki”, był współpracownikiem „agenta wywiadu państw imperialistycznych” Stanisława Mikołajczyka, prowadził działalność dywersyjną poprzez szkalowanie ustroju i rządu, „nastawiał” terenowe struktury PSL „w kierunku opanowania instytucji państwowych”, przekazywał wiadomości stanowiące tajemnicę państwową pracownikom konsulatu amerykańskiego i w sposób tajny zbierał informacje o działalności PPR i aparatu bezpieczeństwa. (…)
Po kilkumiesięcznej izolacji i rozmowach ostrzegawczych ponownie trafił do celi zbiorowej. Tym razem jednak od razu był intensywnie obserwowany przez tzw. agenturę celną – tajnych współpracowników aparatu bezpieczeństwa specjalnie umieszczanych w więzieniu razem ze skazanymi. Nadobnik domyślał się, że jest inwigilowany, dlatego z dużą podejrzliwością odnosił się zwłaszcza do nowych więźniów. Gdy w październiku 1954 r. pojawił się w jego celi rzekomo skazany ludowiec z Olsztyna, Nadobnik zwrócił się do niego: „Cholera, zagęściło się »kapusiami«, siedzi ich nawet po dwóch w celi”. Ludowiec z Olsztyna, będący rzeczywiście agentem o ps. Jacek, donosił później złośliwie na Nadobnika:
„Dziwny to człowiek, niby dzielił się z nami, ale nic go nie obchodziło. Chory na manię wielkiego uczonego, a przy tym wariat. Psychicznie chory jest na pewno”.
Dr Jerzy Bednarek jest zastępcą Dyrektora Biura Badań Historycznych IPN.
Cały artykuł Jerzego Bednarka pt. „Kazimierz Nadobnik (1913–1981). Szkic do biografii polityka ruchu ludowego” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jerzego Bednarka pt. „Kazimierz Nadobnik (1913–1981). Szkic do biografii polityka ruchu ludowego” na s. 4–5 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com
Niewielu było i jest w Rzeczypospolitej tak mądrych i odważnych głosicieli prawdy o Kresach, jak polski Ormianin, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Podróżuje po Polsce ze swoimi poruszającymi wykładami.
Rajmund Pollak
Jedno z takich spotkań zorganizował w Czechowicach-Dziedzicach Patriotyczny Ruch Wolnościowy, jego inicjatorem był Dariusz Piechaczek. Na spotkaniu ksiądz Isakowicz-Zaleski przedstawił rys historyczny powstania lwowskiego. Przypomniał, że w 2019 roku przypada jego 100 rocznica. Żołnierzami o polskość Lwowa byli w tej walce słabo uzbrojeni uczniowie i studenci, nazwani potem legendarnymi Orlętami Lwowskimi. Ich zryw trwał od 1 listopada 1918 do połowy 1919 roku, kiedy to z odsieczą przybyło do Lwowa regularne Wojsko Polskie.
Jeszcze podczas I wojny światowej, w dniu 1.11.1918 r. regularne oddziały ukraińskich strzelców siczowych, wspomagane przez lokalnych bojówkarzy, zajęły znaczną część urzędów we Lwowie i ogłosiły powstanie tzw. Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Nastąpiło to przed ogłoszeniem przez Polskę niepodległości, jednak natychmiast jako pierwsze stawiły opór Ukraińcom słabo uzbrojone dzieciaki ze szkoły im. Henryka Sienkiewicza, które wspomógł batalion kadrowy Wojska Polskiego pod dowództwem kpt. Zdzisława Trześniowskiego. W tej samej, zachodniej części Lwowa do walki włączyli się studenci z Domu Akademickiego przy ul. Issakowicza, wspomagani przez garstkę żołnierzy POW. Został powołany lokalny Lwowski Komitet Ochrony Dobra i Porządku. Nastąpił okres kilkunastodniowych walk ulicznych, określonych przez historię jako obrona Lwowa. Siły były zaiste nierówne, bo z jednej strony gimnazjaliści, licealiści i studenci wspomagani garstką polskich żołnierzy, a z drugiej – regularna, dobrze uzbrojona armia ukraińska.
Najmłodszy obrońca Lwowa miał zaledwie 9 lat, a 13-letni Antoś Patrykiewicz został najmłodszym w całej historii Rzeczypospolitej kawalerem orderu Virtuti Militari.
(…) Ojciec Isakowicz-Zaleski podkreślił, że ze względu na prawdę nie może milczeć na temat faktu, że nie ma w Polsce oficjalnych obchodów 100 rocznicy powstania lwowskiego, mimo że bohaterstwo Orląt Lwowskich należy do największych przykładów heroizmu i poświęcenia dla Ojczyzny w całej ponad tysiącletniej historii Polski. Przypomniał również, że w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie do dziś spoczywa ciało właśnie jednego ze Lwowskich Orląt!
Cały artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – niezłomny rzecznik Kresów” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – niezłomny rzecznik Kresów” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com