Niestety przez lata polityka była traktowana nie jako służba dla narodu, a gra. Gracze mogą się „zakiwać” na śmierć. W gospodarce też nie liczyła się uczciwość i moralność, tylko zysk za wszelką cenę.
Jadwiga Chmielowska
Maj, zielone łąki pokryło kwiecie, zwierz wyszedł gęstwiny, bo odzyskał przestrzeń. Człowiek zamknął się w domu. Epidemia okazała się nie taka straszna. Choć niestety wielu górników śląskich kopalń zachorowało. W kilku kopalniach wstrzymano wydobycie z powodu choroby i kwarantanny. Decyzje rządu ograniczyły rozprzestrzenianie się wirusa. Zainteresowanym chińskim prezentem dla całego świata polecam mój tekst Epidemia wirusa i świrusa.
2 maja wywieszamy flagi i pamiętamy o 99 rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego. W nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Grupa Destrukcyjna „Wawelberga” Tadeusza Puszczyńskiego wysadziła mosty na dalekim zapleczu frontu, aby Niemcy nie mogli wysyłać za Odrę wojska do tłumienia narodowowyzwoleńczej walki Ślązaków.
W maju czekają nas wybory Prezydenta RP. Wygląda na to, że będzie to kolejny bój o Polskę.
Część polityków zachowuje się tak, jakby wykonywała polecenia Otwartego Dialogu – Kramka i Kozłowskiej sprzed kilku lat, gdy nawoływali, aby zatrzymać państwo i obalić wybrane w 2015 r. władze.
Choć czasem w wersji karykaturalnej, historia lubi się powtarzać. Zdrajców i głupców był zawsze dostatek. Wybory bezdyskusyjnie muszą się odbyć. Nawet wizyta w lokalu wyborczym nie jest bardziej niebezpieczna od zakupów w sklepie. Opowieści o skażonych kopertach to strachy na Lachy.
W świecie toczy się wojna o wartości. Niestety przez lata polityka była traktowana nie jako służba dla narodu, a gra. Gracze mogą się „zakiwać” na śmierć. W gospodarce też nie liczyła się uczciwość i moralność, tylko zysk za wszelką cenę. Korupcja przeżarła klasę polityczną we wszystkich krajach. Do tego dochodzi zgnilizna moralna biznesmenów i polityków. W USA dopiero za prezydentury Trumpa wydano prawdziwą wojnę pedofilom. Wielu dotąd nietykalnych trafiło do więzień. Okazało się, że sieć powiązań jest międzynarodowa. Dotyczy też wielu celebrytów. Zboczeńcy łatwo podlegają szantażowi, co wyjaśniałoby wiele dziwnych politycznych decyzji.
Komunistyczne Chiny przeznaczyły przeszło 100 mld $ na łapówki w państwach „Jedwabnego Szlaku”. Chiński program „Tysiąca Talentów” korumpował naukowców nawet w USA. Pekin wyłudzał też technologie. Pazerne korporacje, które przeniosły produkcję do Chin, nie zauważyły niebezpieczeństwa, nawet gdy nie mogły transferować zysku i wszystkie pieniądze musiały inwestować w Chinach. W obliczu pandemii okazało się, że największym zagrożeniem jest globalizacja, a kapitał ma jednak narodowość.
Polska mogłaby teraz bardzo skorzystać. W USA zamknięto chińskie zakłady mięsne. Nasi producenci mogliby natychmiast eksportować produkty z wołowiny, baraniny i drobiu albo przerabiać mięso amerykańskie. Dobrze, aby się tym Minister Rolnictwa zainteresował.
Nasze firmy farmaceutyczne też mogłyby eksportować leki, ale warunek jest jeden – wszystkie składniki muszą pochodzić z Europy, a nie z Chin. Wniosek jest prosty – należy rozwijać polską produkcję. Z rozmowy Trump-Duda wynika, że USA proponują nam bliską współpracę gospodarczą. Polityk musi myśleć, jak każdą, nawet najtrudniejszą sytuację wykorzystać i wyciągnąć wnioski, a szkodę przekuć w sukces.
Wiedza na temat 5G jest mała. Niektóre miasta wyrażają zgodę na instalowanie chińskiego Huaweia. Jest to technologia niebezpieczna, nie tylko ze względu na długość fal, ale przede wszystkim na zgodę na pełną inwigilację obywateli i pozyskiwanie wrażliwych danych. Trzeba wykorzystać w Polsce jedynie amerykańską technologię, działającą na innych zasadach.
Maj to miesiąc Najświętszej Marii Panny. Czas zacząć chodzić do kościoła na nabożeństwa majowe. Jest ciepło, modlić się można też na dworze, przed świątynią. Niech Królowa Polski ma w opiece naród cały, zwłaszcza teraz, w chwilach próby. Walka dobra ze złem toczy się już otwarcie, na naszych oczach.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Słucham Radia Wnet i jestem dumny, że tworzę je i w nim pracuję. Niezależne media, nawet jeśli nie są w stanie zmienić losów świata, to przynajmniej pozwalają nam zachować godność bycia sobą.
Krzysztof Skowroński
Billa Gatesa nie lubię i chciałbym, żeby wybory prezydenckie były w maju. I to zdanie niech w tym majowym „Kurierze WNET” wystarczy za polityczny komentarz. Bo w tych dwóch prostych twierdzeniach zawiera się zarówno mój stosunek do pandemii i globalnej destrukcji, jak i polskiej polityki. Nie chcę obowiązkowych szczepionek, dronów mierzących temperaturę, aplikacji kontrolujących, z kim się spotykamy, sieci 5G, rządów finansowej oligarchii i chińskich komunistów. Nie ufam Światowej Organizacji Zdrowia i poecie publikującemu wiersz na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”.
Groteskowi są politycy, którzy w piątym roku brutalnej kampanii wyborczej twierdzą, że jej nie ma. Mierzi mnie zakłamanie świata i melodia wyśpiewywania przez wielkie media.
Dlatego z przyjemnością napiszę tu o radiu, którego słucham. A słucham Radia Wnet i jestem dumny, że je tworzę i w nim pracuję. W czasie pandemii nadajemy z siedemnastu studiów: studia-bazy w budynku PAST-y, studia Prawy Brzeg, Studia Ochota, Podkowa, Warmia, Biała Podlaska, Brwinów, Zwycięzców; studia w Krakowie i Wrocławiu, Studia 37 w Dublinie, studia Londyn i Studia Dziki Zachód w Arizonie; studia Los Angeles, studia Bejrut, Wilno i Lwów. W każdym z tych miejsc tworzymy i z nich na żywo nadajemy audycje radiowe. Pandemia ujawniła, że możemy z szybkością światła przemieszczać się po całym świecie. Dołączyli do nas nasi słuchacze, którzy stali się radiowymi reporterami. Dzięki temu docierają do nas informacje z pierwszej ręki z każdego miejsca na ziemi.
Ale nie to jest fenomenem Radia Wnet. W czasie zarazy, gdy informacje napawają pesymizmem, nam udało się w naturalny sposób dołączyć do tego radość z życia. Jesteśmy jednym z nielicznych mediów, które w czasie izolacji społecznej eksplodowało energią, zmieniło się na lepsze, nabrało wigoru i odmłodniało o 30 lat, nie tracąc swojej wysokiej jakości.
Nie tylko młodość i twórcza siła zwyciężyła, ale też uruchomiliśmy Solidarnościową Akcję Radiową. Jesteśmy gotowi, by wspierać darmową reklamą małe rodzinne firmy, producentów, sprzedawców, małe wydawnictwa, księgarnie, studyjne kina, teatry, akcje charytatywne i inicjatywy społeczne.
Ksiądz profesor Józef Tischner zdefiniował wolność jako możliwość bycia sobą u siebie. I my chcemy być u siebie i dać z siebie tyle, ile możemy, by pomóc innym. Ale i my potrzebujemy solidarności innych. Niezależne media, nawet jeśli nie są w stanie zmienić losów świata, to przynajmniej pozwalają nam zachować godność bycia sobą. A „Kurier WNET” jest sobą, ale nie u siebie. Na czas pandemii musiał schować się do internetu. Wprawdzie w nabrał tu kolorów, ale nie wyobrażamy sobie, by długo tkwił w wirtualnej niewoli.
„Kurier WNET” jest klasyczną – choć niecodzienną – gazetą. Siłą naszej gazety są teksty przelane na papier, a przyjemnością czytelnika jest przewracanie kolejnych stron. I to na pewno wróci.
„Nie ma wolności bez solidarności”, a ja dodam: „nie ma solidarności bez miłości”. Niech te słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w Gdańsku, towarzyszą nam przy lekturze majowego „Kuriera WNET”; wszak 18 maja przypada setna rocznica urodzin naszego papieża-Świętego.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Profesor na etacie (niejednym), utrzymywany z kieszeni podatnika, również z mojej, nie radzi sobie z doskonaleniem mniej doskonałych i domaga się na swoim blogu „Pedagog”, abym ja mu pomógł.
Józef Wieczorek
Św. Franciszek Salezy, patron dziennikarzy, w swej koncepcji doskonałości argumentował, że „doskonałość polega na zwalczaniu niedoskonałości”, przekonując: „niech nas nie niepokoją nasze niedoskonałości, bo nasza doskonałość polega na ich zwalczaniu; a nie możemy ich zwalczać, gdy ich nie widzimy, ani pokonać, gdy ich nie spotykamy”. (…)
Tak argumentował św. Franciszek Salezy i miał rację, co widać na przykładzie profesorów będących w stanie doskonałości – członków Rady Doskonałości Naukowej, którzy, jak się okazuje, nieraz są nadzwyczaj niedoskonali.
Pokazuje to przykład profesora od doskonałości naukowej – Bogusława Śliwerskiego, bardzo aktywnego na swoim blogu „Pedagog”, o którym już pisałem (O doskonałości ‘pedagoga’…, KW 63/2019). Niedawno profesor zdumiał się okrutnie, że ktoś zainteresował się tym, co zrobił za pieniądze podatnika otrzymane na działalność naukową, jakby taka kwestia nie wchodziła rachubę przy prowadzeniu badań naukowych w Polsce. Finansowanie badań i badaczy, jak wiadomo, jest u nas mizerne, a ma być dużo większe niż jest, aby cokolwiek wymagać od etatowych naukowców. Takie są mniemania badaczy
Jeśli ktokolwiek pyta się publicznie, co z obecnego finansowania naukowców wynika – to budzi zdumienie, nie tylko profesora-blogera, bo i inni profesorowie podobno pukają się w głowę na wieść o takich zainteresowaniach.
Czyżby byli zdumieni, że po tylu latach tak powszechnego w Polsce pozoranctwa naukowego znajdują się jeszcze obywatele, którzy mogą sądzić, że cokolwiek interesującego z tego pozorowania działalności naukowej mogło powstać? Wszak, jak wynika z braku reakcji społecznej na mój artykuł o pracach naukowych nad sposobami wychodzenia z plaży, ludziska po tych pracach niczego się nie spodziewają. (…)
Starałem się dowiedzieć, na co tak naprawdę ten marny grosz publiczny jest przeznaczany w domenie naukowej, mając na uwadze historyczne motto Najwyższej Izby Kontroli: „Ktokolwiek grosz publiczny do swego rozporządzenia odbiera, wydatek onegoż usprawiedliwić winien”.
W państwie demokratycznym obywatel ma prawo i obowiązek kontrolować wszelkie władze, w tym i akademicką władzę nad groszem publicznym. Jawność tego, co naukowcy zrobili za przeznaczony na nich grosz publiczny, uważałem i nadal uważam za podstawową cechę normalnie funkcjonującego systemu akademickiego. Chciałbym przy tym zauważyć, że przez lata nie miałem żadnych problemów z zapoznaniem się z tym, co zrobili w ramach projektów badawczych amerykańscy naukowcy, bo było to i jest jawne, choć na te projekty nie płaciłem ani grosza. Ale u nas jest inaczej i nie ma woli, aby to zmienić, choć ja jako obywatel nie wyrażam zgody na finansowanie z mojej kieszeni utajnianych projektów z nazwy badawczych, ani na naukowców rekrutowanych do instytucji badawczych w ramach utajnianych konkursów, rzecz jasna ustawianych. Nakłady na projekty, dzieła naukowe, jak i ich rezultaty winny być jawne dla zainteresowanego i płacącego na nie podatnika. DOSKONAŁY profesor twierdzi jednak, że „nikt jeszcze nigdy nie dochodził tego typu spraw” – wbrew faktom zawartym na moim, nieobcym mu, nonkonformistycznym blogu. (…)
Szokujące są informacje profesora-blogera, że „naukowcy nie czerpią korzyści ze swojej pracy naukowo-badawczej, kiedy w grę wchodzi opublikowanie jej wyników. Na naszych publikacjach korzysta ze środków publicznych i tym samym zarabia: redaktor książki, recenzent książki, składacz tekstu, ilustrator, drukarz, uczelnia (wydawca) sprzedająca dany tytuł”. Z czego chyba ma wynikać, jacy to naukowcy są filantropijni [?], że utrzymują tak liczne gremia. Bloger informuje: „Autor nie tylko nie zarabia, ale utrzymuje przy profesjonalnym życiu wiele osób”. Jak wiadomo z mediów, pensje na uczelniach są głodowe, a tu się okazuje, że naukowiec nie tylko, że nie zarabia za swoją pracę, ale jeszcze utrzymuje gromadę innych! Skąd oni na taką filantropię biorą pieniądze?
Profesor nie podaje natomiast informacji na temat rocznych nakładów budżetowych na jednego badacza, które na początku wieku wynosiły średnio 45 667 USD, a obecnie są znacznie większe. To dla podatnika informacja wielce interesująca. Mimo, że profesor jest na etacie (jak wynika z bazy danych o ludziach nauki – nie na jednym) i jest utrzymywany z kieszeni podatnika, również – bez mojej zgody – z mojej, nie radzi sobie z doskonaleniem mniej doskonałych i domaga się na swoim blogu „Pedagog”, abym ja (osoba bezetatowa, bez wsparcia z kieszeni podatnika) pomógł mu udoskonalić osobę z tytułem doktora, która zdaniem pana profesora nie jest doskonała. A przecież to on na doskonalenie innych otrzymuje środki podatnika i ma nie tylko służbowy, ale i moralny obowiązek doskonalić mniej doskonałych.
Przerzucanie kosztów swojej działalności na barki tych, którzy nie mają na nią żadnych środków (ani grosza) ani obowiązku doskonalenia innych, to co najmniej impertynencja, tym bardziej, że używa zwrotu „Może taki dr Józef Wieczorek…”.
Może taki prof. Śliwerski (że użyję zwrotu specjalisty od doskonałości), który jest beneficjentem najlepszego z systemów i decydentem na drodze do doskonalenia innych, puknie się w głowę, zanim napisze coś tak kuriozalnego i poleci innym do wykonania.
Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „O konieczności doskonalenia doskonałych” znajduje się na s. 16 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „O konieczności doskonalenia doskonałych” na s. 16 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Ożyli bohaterowie sienkiewiczowskiej Trylogii – „Ogniem i mieczem”. Tak „Gwiazdka Cieszyńska” pisała o zagończykach, którzy bronili Kresów przed „czerwonym zalewem”. Do łask znowu wróciła szabla.
Zdzisław Janeczek
W artykule pt. Tragiczne miasto pisała o powszechnej mobilizacji: „Duch we Lwowie jest płomienny, tragicznie płomienny. Gdyby do czego przyszło – to miasto będzie się biło, jak wściekłe, z wiarą w zwycięstwo lub i bez niej nawet. Znowu tysiące ochotników stoją pod bronią. […] Lwów dał wielu ochotników, a prócz tego dywizja lwowska liczy przecie sporą liczbę żołnierza. Jeśli się zważy, że Ukraińcy, ani Żydzi do wojska nie idą i że Lwów ma 100 000 ludności polskiej, to znaczy, iż 20–23% tej swej ludności oddał pod broń. […] Wszystko żyje wojną, wieściami z frontu.
Miasto wciąż nadsłuchuje: a nuż zagrzmią armaty!”. Zwiastując nadejście głodnych i obdartych hord żądnych gwałtów i grabieży mitycznie bogatego miasta.
Ożyli bohaterowie sienkiewiczowskiej Trylogii – Ogniem i mieczem. „Gwiazdka Cieszyńska” pisała o zagończykach, którzy bronili Kresów przed „czerwonym zalewem”. Do łask znowu wróciła szabla. Jeden z ułanów wspominał: „Straszna to broń karabin maszynowy, ale stara, dobrze użyta szabla też jest straszna. Widziałem twarze kozaków zrąbane tak, jakby ich twarze były zrobione z masła”. „Nasze wojska przypominały zupełnie wojnę XVII wieku. Na przykład Budionny: zebrał jakiś czambuł i ruszył z nim na któreś z granicznych miast. Dowiedziano się o tym w porę – wyszedł naprzeciw Budionnego jeden z lepszych zagończyków naszych. Kozak zwąchał pismo nosem, zaczął zmykać, nasi dopadli go i poszarpali trochę”. Innym razem „ni stąd, ni zowąd zjawił się jakiś nasz, prawdę mówiąc cofający się batalion, a natknąwszy się na Budionnego tak się rozjuszył, że go w straszny sposób rozbił”.
Według felietonisty kraj zmienił się w jedno apokaliptyczne pole bitwy. „Tu wojska ciągną, tu konnica ugania się za podjazdami nieprzyjacielskimi, które rzucają się na szpitale, szpitale kryją się po lasach, chłopstwo uzbrojone grasuje po kraju, lasy pełne zbiegów i rabusiów”. Nieprzypadkowo przebojem teatralnego sezonu we Lwowie stała się sztuka Stefana Żeromskiego Ponad śnieg bielszym się stanę, której finałem była scena mordu dokonanego na rodzinie ziemiańskiej przez bolszewickich maruderów.
Grozę budziły wieści o rzezi dokonanej przez bolszewików na młodocianych rekrutach w Bystrzykach i desperackiej obronie Zbaraża, przypominającej tę z czasów powstania Bohdana Chmielnickiego (10 VII – 20 VIII 1649), którą dowodził książę Jeremi Wiśniowiecki. Dokonanym tam zbrodniom towarzyszyły hasła: „panów rżnąć”, „zamieść białe śmiecie”, „śmierć jaśnie wielmożnym”.
Lwów zmienił się w kresową strażnicę. Zbierano szable i buty dla wojska, poeta Jan Kasprowicz mówił o miłości ojczyzny, organizowano „dzień kwiatka dla tchórzy”.
Związek Harcerzy Polskich wezwał swoich członków, by wstępowali do Armii Ochotniczej. I jak zauważył komentator śląskiej gazety: „Może to wyglądać i pięknie, i romantycznie, a jest niewątpliwie podniosłe, ale przede wszystkim […] widok ten musi być bolesny. Ludzie się męczą. Trudno im przecież cofnąć się duszą o trzy wieki wstecz”. Wszystkie te głęboko wstrząsające społeczeństwem wypadki musiały znaleźć omówienie w „Gwiazdce Cieszyńskiej”. (…)
W bitwie pod Zadwórzem, na przedpolu Lwowa, w której I batalion 54. Pułku Piechoty lwowskich ochotników, złożony z harcerzy i młodych obrońców 1919 r., wchodzący w skład zgrupowania Romana Abrahama stawił czoło natarciu 6. Dywizji Konnej Siemiona Budionnego na Lwów, zginęło 318 z 330 walczących, powstrzymując skutecznie przez cały dzień atak wojsk bolszewickich. Ostatni rozkaz kpt. Bolesława Zajączkowskiego, który odmówił poddania się, brzmiał: „Chłopcy! Strzelać do ostatniego ładunku!”.
Odparli sześć konnych szarż, wytrwali pod huraganowym ostrzałem artyleryjskim, a gdy zabrakło naboi, gdyż celny nieprzyjacielski pocisk artyleryjski zniszczył wózki amunicyjne, ostatni bój stoczyli na bagnety i kolby karabinów.
Kilku popełniło samobójstwo, aby nie wpaść żywcem w ręce wroga, który pastwił się nawet nad ciałami poległych. Dlatego po bitwie udało się zidentyfikować tylko siedmiu. Byli to: kpt. Bolesław Zajączkowski, kpt. Krzysztof Obertyński, por. Jan Demeter, ppor. Tadeusz Hank, pchor. Władysław Marynowski, kpr. Juliusz Gromnicki i strzelec Eugeniusz Szarek. Kpt. Bolesław Zajączkowski popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Podchorąży Władysław Marynowski „wyrwał karabin stojącemu obok żołnierzowi, oparł kolbę o ziemię, nachylił się nad lufą i pociągnął za cyngiel”. To samo uczynili ppor. Antoni Liszka i sierżant Jan Filipów. Wszyscy oni mieli odrobinę szczęścia, iż rozpoznano ich sponiewierane szczątki, gdyż zwycięzcy rannym i poległym odrąbywali „szaszkami” głowy, a ciała ćwiartowali. Świadek tych zbrodni Izaak Bebel odnotował: „Żyć się odechciewa, mordercy, niesłychana podłość”.
Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej«” znajduje się na ss. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej«” na ss. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
W latach 1945–46 urząd bezpieczeństwa adaptował go na obóz pracy, głównie dla Niemców i Ślązaków posądzonych o zdradę narodową z powodu umieszczenia ich w spisie I i II grupy Volkslisty.
Stefania Mąsiorska
Fot. J. Telenga
Muzeum miasta Mysłowice w wyjątkowy sposób uhonorowało przypadające w tym roku dwie rocznice: 660. istnienia miasta i 75. tragedii górnośląskiej – bo filmową etiudą Rosengarten, której premiera miała miejsce 7 marca. W filmie odżyły tragiczne wydarzenia, które rozegrały się najpierw podczas wojny w tymczasowym więzieniu policyjnym, a po wojnie w obozie pracy w Mysłowicach.
Twórcy filmu to artyści z Mysłowic: reżyser Piotr Wróbel, producent Jarosław Telenga (7279ART) i odpowiedzialny za efekty wizualne Michał Jaworski. Tę niezwykłą, emocjonalną pamiątkę historyczną zaadresowali oni przede wszystkim do młodego pokolenia. Kanwą filmu są wzruszająco opowiedziane losy rodziny, która w trudnym czasie wojny znalazła się w Mysłowicach, i jej powojenny dramat, kiedy ojca osadzono w obozie, nazywanym przez więźniów „przedsionkiem piekła”.
W latach 1941–45 Rosengarten było niemieckim więzieniem policyjnym, gdzie osadzonych przesłuchiwano, stosując tak krwawe tortury, że stąd ponoć wywodzi się jego ta wstrząsająco przewrotna nazwa „Ogród róż”.
Po zakończeniu czynności śledczych więźniowie byli odsyłani do KL Auschwitz, wysyłani na przymusowe roboty lub mordowani w publicznych egzekucjach. Przez ten obóz w czasie wojny przewinęło się około 20 tysięcy osób, z czego większość została w nim uśmiercona.
W latach 1945–46 komunistyczny urząd bezpieczeństwa adaptował go na obóz pracy, głównie dla Niemców oraz Ślązaków posądzonych o zdradę narodową z powodu umieszczenia ich nazwisk w spisie I i II grupy Niemieckiej Listy Narodowościowej (Deutsche Volksliste). Nieludzkie warunki panujące w obozie sprawiły, że do końca jego funkcjonowania, czyli do roku 1947, zmarło w nim ponad 2300 więźniów. „Ta powojenna historia jest chyba najbardziej trudna i najcięższa do zrozumienia. Jest to jedna z najbardziej czarnych i smutnych i historii nie tylko miasta Mysłowice, ale i całego regionu Śląska” – powiedział przed premierowym pokazem filmu dyrektor Muzeum Miasta Mysłowice Adam Plackowski.
Artykuł Stefanii Mąsiorskiej pt. „Pamiętamy w Mysłowicach o obozie Rosengarten” znajduje się na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Stefanii Mąsiorskiej pt. „Pamiętamy w Mysłowicach o obozie Rosengarten” na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Polska nareszcie idzie własną drogą. Jest upominana, pouczana, piętnowana przez fora europejskich lewicowych polityków, ale nie jest lekceważona. My chcemy stanowić o sobie i pomagamy w tym innym.
Sprawdzam
Nadchodzi czas, który powie – sprawdzam. Sprawdzam wiarygodność oszustów, którzy kłamią dla zdobycia władzy. Sprawdzam naiwnych, bezrefleksyjnych i bez wyobraźni – co by teraz było, gdyby rządziła poprzednia ekipa.
Jak można zaufać krytykom, którzy obecnie widzą samo zło? To rodzi podejrzenia, a nawet pewność nieuczciwości. To znaczy, że oni będą idealni? Po czynach się poznaje, nie po frazesach.
Nadchodzi czas, w którym możemy stracić wiele, a nawet wszystko. Refleksja poniewczasie będzie kosztowna. Naiwność albo małostkowość w ocenach może przynieść przykre skutki nawet i dla tych, którzy manipulatorom zawierzyli.
Zważcie, Polska nareszcie idzie własną drogą. Jest upominana, pouczana, piętnowana przez fora europejskich lewicowych polityków, ale nie jest lekceważona. My chcemy stanowić o sobie i pomagamy w tym innym.
Nadchodzi czas, w którym Polska będzie podziwiana za swą postawę i dokonania, że wspomnę imigrantów, eurowalutę, Międzymorze, jak i solidarną politykę społeczną.
Był czas, w którym leniwi i niefrasobliwi rodacy dopuścili do katastrofy. Pokolenia czynem, krwią i życiem musiały płacić za powrót do niepodległości.
Chrońmy naszą Rzeczpospolitą, trwajmy przy własnej tradycji i religii. Ten fundament jest gwarancją Niepodległości.
Krzyczy w wypowiedziach interenetowych, „bo nie umie ukryć emocji”, bije rekordy w ilości wygłaszanych nonsensów. Niech mówi jak najwięcej, a prezydent Duda ma zapewnione kolejne 5 lat prezydentury.
Szymonem Hołownią zainteresowałem się dopiero po jego starcie w wyborach prezydenckich. Wcześniej słyszałem coś o nim jako o katolickim publicyście powiązanym z TVN, co wydawało mi się pewną sprzecznością. I rzeczywiście, słuchając jego różnych wystąpień od początku kampanii wyborczej, zobaczyłem wyraźnie, że z jego katolicyzmu dużo nie zostało. Z kolei infantylność tych wypowiedzi skojarzyła mi się z czytaną w dzieciństwie książeczką o królu Maciusiu Pierwszym. W tym skojarzeniu utwierdziła mnie rozmowa z Szymonem Hołownią w telewizji FAKTY24 we wtorek 30 kwietnia.
Pytany przez Agnieszkę Burzyńską, dlaczego krzyczy podczas swoich internetowych wystąpień, Hołownia odpowiedział, że to z powodu emocji, jakich nie potrafi ukryć. No to piękną mamy perspektywę prezydentury z prezydentem niepotrafiącym opanować swoich emocji.
Wyobraźmy sobie wcale nierzadką sytuację, gdy podczas napiętej dyskusji czy negocjacji na wysokim, międzynarodowym szczeblu dochodzi do nerwowego spięcia, a polski prezydent zaczyna nagle krzyczeć albo weźmie i się rozpłacze.
W podobnym infantylnym w stylu odpowiedział na pytanie o wybory i swoje związane z nimi plany. Choć w całej swojej tyradzie, mówiąc o rządzących, nazywał ich wyłącznie oszustami, stwierdził jednak, że w wyborach weźmie udział, by wygrać z tymi właśnie oszustami. Następnie zadeklarował, że po ich wygraniu zrezygnuje z prezydentury zdobytej wskutek oszukańczych wyborów i wystartuje w nich ponownie, by tym razem wygrać w sposób uczciwy. W pozornie słusznej wypowiedzi Hołownia bije rekordy w ilości nonsensów na linijkę tekstu.
Po pierwsze: jeśli pisowscy oszuści rzeczywiście sfałszują wybory, Hołownia nie wygra. Nie po to fałszuje się wybory, by zapewnić zwycięstwo konkurentowi.
Po drugie: jeśli Hołownia wygra wybory i ogłosi swoją rezygnację z powodu z ich sfałszowania, przyzna się tym samym do sfałszowania tych wyborów. Wynika to z faktu, że sfałszowane wybory wygrywa zwykle fałszerz. Zamiast więc z wyborcami, spotykać się będzie musiał z prokuratorem.
Po trzecie: rezygnacja krótko po wyborach i rozpisanie nowych to dodatkowy koszt dla budżetu państwa wysokości grubo powyżej 300 mln zł. Czy w dobie pandemii państwo polskie nie ma innych potrzeb? Te circa 320 milionów to cena, jaką zapłaci Polska za wyobrażenia króla Maciusia o tym, jak wygląda wielka polityka.
Na koniec kolejna zapowiedź z serii, co zrobi Hołownia po wygraniu wyborów. Otóż zaprosi sędziów wybranych swego czasu na zapas w skład Trybunału Konstytucyjnego i odbierze od nich przysięgę. W ten sposób zostaną sędziami TK, jako że zostali legalnie wybrani przez Sejm. Król Maciuś Pierwszy zapowiedział tu wprost i jednoznacznie złamanie Konstytucji, która dokładnie określa liczbę sędziów Trybunału Konstytucyjnego na piętnaście. Tego nie da się zmienić, a nowy sędzia może wejść jedynie na zwalniane miejsce. Usunąć przed upływem kadencji sędziego TK, który spełnił wszystkie konstytucyjne wymogi, nie może nawet prezydent.
Król Maciuś musi nauczyć się, że w Polsce nawet królowi nie wszystko wolno.
Szymon Hołownia przeskoczył w sondażach Małgorzatę Kidawę-Błońską i walczy z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem o tytuł głównego kandydata opozycji. Paradoksalnie, konkurując pokazał jedną cechę wspólną z kandydatką Platformy. Już na początku można było dostrzec, że Andrzej Duda w zasadzie nie musi nic zrobić, żeby wygrać te wybory. Wystarczy dać mówić głównej konkurentce. TVP powinna codziennie zapraszać MKB, by wysłuchać jej opinii o przeróżnych sprawach, pod warunkiem, że będą to wypowiedzi samodzielne. Epidemia znacznie ograniczyła aktywność kandydatki PO, stąd jest jeszcze kilka procent – dokładnie dwa – chcących na nią głosować. Hołownia biegnie w jej ślady. Dajmy mu mówić jak najwięcej, a prezydent Duda ma zapewnione kolejne 5 lat prezydentury.
Nie wolno zaniedbać protestu! Nie dopuśćmy, by bezczelność zatriumfowała! Zastanówmy się, jeśli nie chcemy potem pluć sobie w brodę i spuszczać ze wstydu oczu. Za nasze pieniądze. Na złość patriotom.
Tekst: Stefan Truszczyński
Projekt pomnika i grafiki: Bogdan Rutkowski
Na pohybel!
Od szubienicy wywodzi się tytułowe wyrażenie. A kogóż to wieszano podczas insurekcji kościuszkowskiej? Otóż – złych, złych spośród bezkarnie człapiących po polskiej ziemi. Źli są ci, którzy nie mają szacunku dla tych, którzy za nią polegli. Którzy nie okazują czci tym, którzy walczyli i ginęli za niepodległość i godność narodu.
Czy można hucpą, bezczelnością i tupetem niszczyć pamięć o ludziach świętych dla naszej historii? Można. Jeśli ma się pomoc ze strony głupków, cyników i jawnych wrogów (czytaj: „europejczyków”) Ojczyzny. Pełno ich i mnożą się jak wszy w gnijącym barłogu.
1920
Sto lat temu hordy nieprzeliczone, tyle że bose i z karabinami na sznurkach, zostały zatrzymane nad Wisłą. Przeszły rzeki – Świnkę koło Cycowa, Wieprz pod Dęblinem, ale nie pokonały królowej naszych rzek – Wisły. Cud to był na pewno ludzkiej odwagi i determinacji, a może nawet cud boski. Mówią: Piłsudski – i już się kłócą pseudohistorycy i über-mądrale. Mówią: Matka Boska – i rżą ordynarnie; sami nie wierząc, kpią z innych. Mówią: postawmy pomnik – i wybierają złe miejsce i jeszcze gorszy projekt. To są te same osobniki, które godzą się na stawianie blaszanego kurnika na dachu pięknego historycznego zabytku – Hotelu Bristol. Ci sami, którzy wprawdzie kpią z architekta Biura Odbudowy Stolicy Józefa Sigalina, że podlizując się czerwonej władzy, zasłonił najpiękniejszy kościół Warszawy przy placu Zbawiciela, ale oni sami ozdobili ulice stolicy śmietnikami, by ułatwić pracę wywożącym odpadki, a zeszpecić miasto. Ci sami, którzy nierozumnie projektując, rozpasali deweloperów, a wspólne mają za swoje.
Władzo Warszawy! Na pohybel ci! Wkręć sobie „wiertło”, które ma stanąć na placu Na Rozdrożu, gdzie ci pasuje.
Jakimś cudem wepchnęłaś się, WŁADZO, do pięknego pałacu przy placu Bankowym. Wprawdzie Słowacki odwrócił się od ciebie (czteroliterową częścią ciała), ale tam, niestety, siedzisz. Władzo – czuwaj nad śmierdzącą rurą, żeby znów nie pękła. Masz jeszcze tyle do zrobienia i po lewej, i po prawej stronie naszej pięknie dzikiej rzeki. Remontuj, odbudowuj – czyje by to nie było – tylko nie niszcz na przykład Saskiej Kępy, podstępnie, korupcyjnie likwidując domki historycznej, stylowej zabudowy, robiąc miejsce pod bloki ponad 20-metrowe, na wynajem (wiem, okropne słowo, ale tu pasuje!). Żal i pohybel!
Chwilowy, przypadkowy władca miasta nie może mieć prawa do dewastacji, zgadzając się, by implementować na najważniejsze ulice durne zamysły. Tytułów, stanowisk pięknie brzmiących mamy niekontrolowany wysyp.
Prawdziwy prezydent miasta, Stefan Starzyński, gdyby mógł, wyciągnąłby rękę z pomnika stojącego naprzeciw ratusza i pacnąłby w łeb rajców i pajaców.
Podpisują się utytułowani niby-architekci i profesorowie pod czymś, na widok czego nawet absolwent podstawówki zżyma się i klnie. Toż to hańba! Obraza dla żołnierzy 1920 roku. Zniewaga, by plagiatem, czyjegoś pomysłu kopią bezideowej idei, po linii najmniejszego oporu zeszpecić Aleje Ujazdowskie, gdzie stoją godne rzeźby Piłsudskiego, Szopena, Sienkiewicza, Korfantego, Dmowskiego, Paderewskiego, Witosa i generała Grota-Roweckiego.
Projekt Pomnika Chwały 1920 autorstwa Bogdana Rutkowskiego na placu Na Rozdrożu w Warszawie
Ta zbrodnia się oczywiście nie uda! Prawda? Panie Prezydencie Rzeczpospolitej Polskiej Andrzeju Dudo!
Stanie się tak, jak z pomnikiem nieszczęsnego prałata z Gdańska – lina, maszyna i buch! Huk i pył. Ale to – mam nadzieję – nie będzie potrzebne.
Wystarczy Warszawie już jedna pomnikowa kompromitacja – „pomnik” smoleński na placu Piłsudskiego. Długo deliberowano. Akademicy. Zwykle tacy właśnie „akademicy”, którzy nie imają się dłuta, teoretycy, dopuszczani są niestety do gremiów elekcyjnych – i knocą. Kłócą się nawet, ale knocą.
Schody prowadzące donikąd, nieczytelne napisy, czarny granit w ciemności niewidoczny, bo nawet nie doprowadzono do instalacji oświetlenia – to ma być uczczenie 96 wspaniałych Polaków, którzy zginęli w straszny sposób, pohańbieni jeszcze po śmierci, których szczątki znajdują się pod obcą ziemią, zalane betonem, zasypane śmieciami, na niedostępnym dziś, porośniętym krzakami terenie!
Czy nadal w Warszawie, w wyniku partyjnie podsycanej niezgody, prawda ma milczeć, a niezrozumiała nienawiść zwyciężać?
Mauzoleum
Mijają już lata, gdy chodzę z projektem Bogdana Rutkowskiego wydrążenia mauzoleum pod placem Piłsudskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza (obok są rysunki). Pod powierzchnią placu, który nie doznałby najmniejszego uszczerbku, pod przezroczystą płytą znalazłyby miejsce – godne i przestronne – symbole tragedii smoleńskiej, Katynia, a może i – przeciwnie – miejsce chwały polskiego oręża. Nazwy bitew są wypisane na płytach Grobu. Niech sobie stoi dalej pomnik – schody. Można go nawet (oczywiście za zgodą twórcy) połączyć – z zejściem pod ziemię.
Popatrzcie na ten projekt. To jest generalne założenie. Chodzi o to, by spacerując po placu, przez przezroczystą płytę widzieć wnętrze, a potem wejść do środka. To w gruncie rzeczy bardzo proste rozwiązanie. I nie da się go zniszczyć na przykład jednym spychaczem, gdyby jeszcze bardziej durna i bezczelna, nienawistna władza zechciała nagle to uczynić. Łaziłem z tym projektem, który tu przedstawiam, przez kilka lat, od Annasza do Kajfasza. Próbowałem dotrzeć do wszystkich ważnych. A głównie po to, by ci ważni dotarli do prezesa PiS, żeby zobaczył projekt.
Niestety nie udało się. Ważni ministrowie, posłowie i nawet dostojnicy z najbliższych Prezesowi kręgów nie dopuścili do tego. Bali się? Najwyraźniej, choć nie wiadomo czego. Najpierw czekano na wynik prac rzeźbiarzy i projektantów, potem na decyzję „profesorów”. A potem, gdy główny decydent ciągle był niezadowolony (i słusznie), bano się w ogóle tematu. „Po co się mieszać?”. A wiadomo, że klakierzy, schlebiacze to tchórze. Koncepcja podziemnego mauzoleum na placu Piłsudskiego w Warszawie jest więc ciągle aktualna.
Pracowity i zdolny człowiek, artysta, designer Bogdan Rutkowski ciągle wierzy i doskonali swoją propozycję. Teraz rozpoczął nowy zamysł, projekt Pomnika Chwały 1920. Nie będzie to na pewno zimny kloc. Czy się tym razem uda? Nie wiadomo. Ale walczyć warto. A nawet trzeba. Z prostactwem, cwaniactwem, nieuctwem, brakiem wyobraźni i szacunku.
Każdy głos na wagę złota
Są w ojczyźnie rachunki krzywd. Dureń ich nie przekreśli. Głos w wyborach, obywatelski, to ważna rzecz. Pójdźmy. Koniecznie wszyscy. Ale najpierw dobrze się zastanówmy, czyje nazwisko wybierzemy. Zastanówmy się, jeśli nie chcemy potem pluć sobie w brodę i spuszczać ze wstydu oczu, gdy wybór padnie na ludzi popierających rzęch „pomnikowy”. Za nasze pieniądze. Na złość patriotom.
Odwróćmy role. Nie dopuśćmy, by bezczelność zatriumfowała. Poseł gada głupio, wrzeszczy – ale tylko przez chwilę. Radni i miastowi prezydenci wkładają na szyję ozdobne łańcuchy, ale tylko na krótki czas. Przyjdą następni. Niech nie muszą burzyć i zmieniać tabliczek, jak dzieje się to dziś z nazwiskami ludzi, którzy z Polską nic dobrego, wspólnego nie mieli. W miejscu, gdzie dziś dumnie stoi wielki wieszcz Juliusz Słowacki – stał, i to dość długo, Dzierżyński. Ale nie z polskiej on pamięci. Pomnik ku czci wielkiego zwycięstwa, wielkiej bitwy znaczącej nie tylko dla Polski, ale i dla Europy – to sprawa rocznicy 100-lecia.
Nie śpieszmy się. Sierpień wprawdzie niedaleko. Ale lepiej niech nic nie stanie, niż miałby to być gniot.
Uspokójmy – nawet fizycznie – wrzeszczących popaprańców. Wara! Do budy! Grajcie sobie na innym boisku. Bo będzie na pohybel. Tak jak przypomina pisarz Jarosław Marek Rymkiewicz w Wieszaniu: lud wierny Polsce nieraz skutecznie wychodził na ulice. Z garstką niemądrych ludzi łatwo sobie poradzić. Nie wolno tylko protestu zaniedbać.
„Jesteśmy wreszcie we własnym domu. Nie stój, nie czekaj. Co robić? Pomóż!”. Mówiliśmy tak w 1989 roku. Ale możemy powtórzyć jeszcze raz. Ładnie to brzmi. Ale żeby również się udało! Trzeba wierzyć. Po to, by nie krzyczeć potem: na pohybel!
Artykuł Stefana Truszczyńskiego z grafikami Bogdana Rutkowskiego pt. „Na pohybel!” znajduje się na ss. 10–11 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Stefana Truszczyńskiego z grafikami Bogdana Rutkowskiego pt. „Na pohybel!” na ss. 10–11 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Dopuszczenie do udziału w plebiscycie emigrantów, którzy reprezentowali jedynie siebie samych, było pogwałceniem zasad plebiscytu. Zignorowano zasadę uprawnienia do głosowania stałych mieszkańców.
Jadwiga Chmielowska
Decyzja o przeprowadzeniu plebiscytu była warunkiem kompromisu pomiędzy zwycięzcami: Anglią, Francją a pokonanymi Niemcami. Warunki pokoju przedstawione Niemcom 7 maja 1919 r. przewidywały przyznanie Polsce Górnego Śląska.
Wnioskujący opierali się na pruskim spisie ludności z 1910 r., według którego większość mieszkańców spornego terytorium stanowili Polacy.
Po pierwszej wojnie światowej przyjęto zasadę wyższości samookreślania narodów nad legalistyczną doktryną prawno-państwową o formalnej przynależności obszarów do poszczególnych państw (Encyklopedia powstań śląskich, s. 297.)
Niemcy zaatakowali taką propozycję mocarstw. Ich argumenty były następujące: „daje się Polsce terytoria, które w różnych okresach zostały od niej oddzielone i które nigdy nie znajdowały się pod jej władzą”; „przyłącza się do Polski liczne miasta niemieckie i znaczne obszary czysto niemieckie”; „język polski »wielkopolski« nie jest językiem rodzimym mieszkańców Górnego Śląska, którzy mówią narzeczem polskim »Wasserpolnisch«. Narzecze to nie świadczy bynajmniej o narodowości i nie wyklucza bynajmniej niemieckich uczuć narodowych”; „Górny Śląsk zawdzięcza cały swój rozwój umysłowy i materialny pracy niemieckiej. Niemcy są miarodajnymi przedstawicielami sztuki i wiedzy w tym kraju”; „Niemcy stoją tam na czele handlu i przemysłu, gospodarstwa rolnego, działalności ekonomicznej. Niemcy są kierownikami robotników i zarządcami syndykatów. Niemcy nie mogą się obyć bez Górnego Śląska , Polsce natomiast nie jest on potrzebny”; „co się tyczy urządzeń w zakresie zdrowotności i ubezpieczeń publicznych, warunki bytu na G. Śląsku są bez porównania lepsze niż w sąsiedniej Polsce”; „Pragnie się dać Polsce wobec Niemiec dobre granice wojskowe i ważne węzły kolejowe”; „Odstąpienie Górnego Śląska Polsce nie jest pożyteczne dla innych mocarstw, gdyż będzie ono niewątpliwie zarodkiem nowych elementów sporów i niezgód, co zagrażałoby poważnie pokojowi Europy i całego świata” – przytacza Encyklopedia powstań śląskich.
Niemcy twierdzili, że bez Górnego Śląska nie będą w stanie podołać reparacjom wojennym. To właśnie ten argument przekonał Anglię.
Anglicy na terenach plebiscytowych wyraźnie faworyzowali Niemców. Pod naciskiem Anglii podjęto decyzję nieprzyłączania Górnego Śląska do Polski, a jedynie przeprowadzenia plebiscytu. Złamano przy tym naczelną zasadę uwzględniania przy wytyczaniu granic argumentów etnicznych. Oktrojowany (narzucony wbrew panującemu prawu) plebiscyt nie gwarantował Ślązakom zwycięstwa. W warunkach absolutnej dominacji administracji niemieckiej na terenie Górnego Śląska i stosowanych przez Niemców nacisków administracyjnych, ekonomicznych i siłowych, był w zasadzie nie do wygrania przez Ślązaków. Nawet Kościół podlegał hierarchii niemieckiej.
Głosujący w plebiscycie mieli tylko opowiedzieć się za przynależnością do Polski lub Niemiec. Nie mieli deklarować narodowości. Dopuszczenie do udziału w plebiscycie emigrantów, którzy reprezentowali jedynie siebie samych, było pogwałceniem zasad plebiscytu. Zignorowano w ten sposób zasadę uprawnienia do głosowania stałych mieszkańców. Nie dopuszczono do też głosowania dzieci i młodzieży do lat 20.
Wynik plebiscytu miał jedynie stanowić formę opinii dla mocarstw, które arbitralnie miały podjąć decyzję. Najciekawsze jest to, że propozycja udziału emigrantów w plebiscycie padła ze strony polskiej delegacji.
Obecnie rzuca się podejrzenie na prof. Eugeniusza Romera, wybitnego geografa i znawcę problemów narodowościowych. Był on jedynie polskim ekspertem na konferencji wersalskiej a nie oficjalnym przedstawicielem delegacji polskiej – politykiem. (…)
Poseł polski hr. Maurycy Zamoyski złożył w Paryżu 20 IX 1920 r. przewodniczącemu rady ambasadorów Julesowi Cambonowi notę kwestionującą zasadność dopuszczenia emigrantów do głosowania. Francja poparła stanowisko polskie, a Anglia i Włochy upierały się przy dokładnym wykonaniu wcześniejszych ustaleń i zapisów. Ostateczną decyzję o udziale w plebiscycie emigrantów podjęła Rada Najwyższa pod presją strony angielskiej. „Państwo niemieckie skorzystało na inicjatywie polskiej dyplomacji i werbowało pewnie Ślązaków zamieszkałych w całych Niemczech, stwarzając im bardzo dogodne warunki do udziału w plebiscycie – z pociągami specjalnymi, a nawet kartkami żywnościowymi włącznie” – czytamy w tekście wyjątkowo nieprzychylnego Polsce prof. Antoniego Golly’ego na stronie współczesnych proniemieckich autonomistów: http://www.silesia-schlesien.com. Trzeba pamiętać, że w wyborach samorządowych, które odbyły się 9 XI 1919 r. wybrano 6882 polskich radnych i 4373 Niemców. Według tych danych Polacy powinni wygrać. Dlatego Niemcy dołożyli wszelkich starań, by proporcje narodowościowe na Śląsku odwrócić.
Komuniści natomiast agitowali za przynależnością do Niemiec. Na organizowanych przez siebie zebraniach i wiecach wprost głosili, „że żądanie połączenia z Polską jest przejawem polskiego nacjonalizmu”.
Polska antybolszewicka stała na drodze zwycięstwa ogólnoświatowego komunizmu! Polscy socjaliści-Ślązacy optowali za przynależnością do Polski. Wspierali ich bardzo pepeesowcy z Zagłębia Dąbrowskiego, głównie militarnie.
Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Plebiscyt na Górnym Śląsku” znajduje się na s. 9 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Plebiscyt na Górnym Śląsku” na s. 9 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
W piątkowe przedpołudnie w Radiu WNET informacje z Irlandii, oraz rozmowa z sekretarzem stanu MSZ dr hab. Piotrem Wawrzykiem. Belfast, Dublin i Republika Irlandii w pierwszy majowy dzień roku.
W gronie gości:
Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu
Barbara Stachowska – Pietkiewicz – stowarzyszenie Midlands Polish Community
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com
Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin
Michał „Tosiek” Danielewicz – muzyk Żeglarzy Portowych
Prowadzący: Tomasz Wybranowski
Wydawca: Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc
Realizator: Paweł „Danny” Chodyna (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)
W piątkowym Studiu Dublin tuż po serwisie Studia 37 „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat” jak zwykle o tej radiowej porze Bogdanem Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, nadaje znad Atlantyku.
Rośnie presja na irlandzki rząd Leo Varadkar i jego ministrów, aby znieść część uciążliwych obostrzeń zwiążanych z pandemią. Tymczasem koronawirus zbiera wciąż swoje żniwo. Większość przypadków śmiertelnych w Republice Irlandii dotyczy osób starszych, przyznaje dr Tony Holohan z Departamentu Zdrowia.
Ale zdarzają się też przypadki śmiertelne wśród osób młodych i w wieku średnim. Najnowsze dane mówią o 43 zgonach spowodowanych koronawirusem, czyli ogółem o 1 232 zgonach obywateli Republiki Irlandii, oraz 359 zakażeniach. Łączna liczba wszystkich zakażeń wynosi już 20 612 przypadków. – donosi redaktor naczelny Bogdan Feręc.
1 maja 2020 roku w Republice Irlandii weszły w życie nowe stawki podatkowe od emisji dwutlenku węgla. Nowe zasady opodatkowania odpowiedzialne będą za wzrost kosztów ogrzewania domów, ale wpłyną także na cenę benzyny i oleju napędowego.
Tak więc nawet w tych trudnych dla nas czasach, płacić będziemy więcej. W tej sprawie wystosowano apel do rządu, aby wstrzymał wprowadzenie podatku, jednak do tej pory nie ma żadnej odpowiedzi. – mówi Bogdan Feręc.
Przede wszystkim jednak rozmawiałem z Bogdanem Feręcem o irlandzkim programie odmrażania kraju. Wiemy, że będzie on podzielony został na trzy etapy, a każdy z nich na kolejne trzy podetapy. Co ciekawe w planie odmrażania Republiki Irlandii nie ma określonych żadnych terminów, bo fazy rozpoczynać się będą zgodnie ze wskazaniami medycznymi. Następne kroki mogą być obowiązujące w cyklach dwutygodniowych. Ale terminy te mogą się wydłużać do trzech, a nawet do czterech tygodni. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że obywatele Republiki Irlandii będą mogli poruszać się w pasach do 10 km od miejsca zamieszkania, a nie jak do tej pory do 2 km.
Tymczasem badanie Chambers Ireland pokazało, że kraj został prawie całkowicie zatrzymany. Tak wynika to z ankiety, jaką przeprowadzono wśród irlandzkich pracodawców. Badanie prowadzono powśród 1 300 firm, a z odpowiedzi wyłania się obraz kraju, który właściwie nie działa.
85% irlandzkich pracodawców stwierdza, że zamknęło swoje przedsiębiorstwa lub wyraźnie odroczyli ich pracę.
Połowa z ankietowanych mówi, iż spodziewa się utraty dochodów na poziomie przekraczającym 60%, a jeszcze większych strat oczekują firmy mniejsze. Ponad połowa ankietowanych udzieliła odpowiedzi, że ich firmy są teraz zamknięte, a część pracowników wykonuje swoje obowiązki w domach. Jedna na trzy firmy nie działa w ogóle, a 15% firm działa normalnie.
Tuż przed Dniem Flagi i świętem Polonii kilka refleksji o stanie polskiej diaspory poza granicami kraju, także w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich. Kwestia udziału Polonii w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, oraz opinie na temat jej zaangażowania są bardziej niż podzielone.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z szefem portalu www.Polska-IE.com Bogdanem Feręcem:
Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.
W Studiu Dublin połączyliśmy się z naszą korespondentką Agnieszką Białek, która mieszka i pracuje w Belfaście. Wielka Brytania i Irlandia Północna w obliczu koronawirusa są nieco zagubione i czują się osierocone przez Londyn.
Jak radzi sobie po rekonwalescencji premier Boris Johnson? Jak przebiegają prace nad brytyjską szczepionką?
W czwartek podczas popołudniowej konferencji prasowej premier Boris Johnson, poinformował o dobowej liczbie zgonów z powodu koronawirusa, która wynosiła 674 osoby. Była to pierwsza od miesiąca konferencja prasowa z udziałem premiera, który powrócił do zdrowia po zarażeniu koronawirusem.
Łączna liczba zgonów w Wielkiej Brytanii z powodu Covid-19 wynosi 26 711 osób. W środę brytyjskie ministetstwo zmieniło sposób podawania statystyk i obecnie uwzględniają one wszystkie zgony (nie tylko szpitalne). A co z testami?
W ciągu ostatniej doby przeprowadzono ok 81 tysięcy testów, to wciąż nie 100 tysięcy, które zapowiadano, ale coraz bliżej do osiągnięcia tego pułapu.
Podczas konferencji premier Boris Johnson zaznaczył, że omawiany jest szeroki plan odmrażania gospodarki Wielkiej Brytanii. Tymczasem Ministerstwo Edukcji zachęca za pośrednictwem pracodawców do podnoszenia kwalifikacji przez zdobywanie wiedzy na internetowych platformach edukacyjnych.
W przeglądzie prasy dziennik „Daily Mail” i informacja, że pierwsze tanie linie lotnicze wznawiają połączenia z Wielkiej Brytanii. Czy w związku z tym czekają nas obowiązkowe testy medyczne oraz wyższe ceny biletów lotniczych w zwiazku z tzw. ograniczoną przepustowością?
W „Mirror” zaś możemy przeczytać, że premier Boris Johnson przedstawi na początku przyszłego tygodnia szczegóły zakończenia lockdown’u . Organ National Police Chiefs’ Counsil (NPCC) poinformowała zaś o statystykach dotyczących wystawianych mandatów w związku z nieprzestrzeganiem kwarantanny. Przeciętny mandat opiewa na kwotę £60 a rekordzista otrzymał aż 6 takich mandatów.
Korespondencja Agnieszki Białek z Belfastu do wysłuchania tutaj:
W Studiu Dublin zgodnie ze zwyczajem Studia 37 nie może zabraknąć Jakuba Grabiasza i jego sportowego okienka. Czas pandemii koronowirusa sprawił, że wydarzenia sportowe tak jak na kontynencie, tak i na Irlandii zostały odwołane. Wszelkie rozgrywki sportowe i zawody zamarły. Stan zawieszenia nie służy ani sportowcom, ani stowarzyszeniom, a przede wszystkim kibicom.
Jakub Grabiasz. Fot. arch. Studio 37 Dublin.
Ale nasz Kuba nie byłby sobą, gdyby jakiegoś sportowego zdarzenia nie wyśledził. I tak oto słów kilka o zawodach jeździeckich. Jakub opowiedział o wyścigach w Galway i Dublin Horse Show. Przytoczył także kilka ciekawostek piłkarskich. Czy sędziowie będą karać piłkarzy żółtymi kartkami za plucie na boisku? Dowiedzą się Państwo także tego, co ma wspólnego armia Korei Południowej z angielską Premiership.
W finale kilka słów refleksji Jakuba Grabisza o przygotowaniach irlandzkich firm i wyspiarskiego biznesu do etapu odmrażania po pandemii.
Korespondencja Jakuba Grabiasz do odsłuchania tutaj:
Aviva Stadium (Dublin Arena). Fot. Tarafuku10, WIkimedia Commons (CC BY-SA 4.0)Barbara Stachowska- Pietkiewicz, broker, nauczyciel i członek stowarzyszenia Midlands Polish Community.
Polki i Polacy, których los rzucił na Irlandię w chwilach próby i sytuacjach kryzysowych pomagają okazać otuchę a przede wszystkim pomoc dla tych, którzy jej oczekują.
Można o naszej nacji mówić wiele i czasami być krytycznym dla siebie, ale nie można nam odmówić empatii i solidarności w obliczu trudnych zdarzeń, tak jak szalejąca pandemia koronawirusa. Znakomitym przykładem jest akcja, którą prowadzi stowarzyszenie Midlands Polish Community.
Midlands Polish Community jest stowarzyszeniem, które zostało utworzone by w ramach lokalnej społeczności zgodnie łączyć i współpracować z Polakami, polskimi przedsiębiorcami oraz organizacjami a także wspierać Polsko – Irlandzką integrację i współpracę w Midlands. Stowarzyszenie ma na celu tworzyć warunki do rozwoju intelektualnego, emocjonalnego, artystycznego i fizycznego w naszych społecznościch jak również wspierać ochronę środowiska naturalnego, ochronę zwierząt oraz działalność charytatywną.
Kolejnym gościem Studia Dublin będzie Barbara Stachowska- Pietkiewicz, Polka pochodząca z Górowa Iławeckiego na Warmii, któa od sześciu lat mieszka i pracuje w Irlandi. Jak twierdzi, paradoksalnie emigracja obudziła w niej wielką miłość do ojczyzny.
Prywatnie jestem bardzo szczęśliwą mamą dwójki dzieci Mai i Szymona. Zawodowo spełniam się jako broker ubezpieczeń na życie w firmie RR Financial Services, oraz nauczyciel w Polskiej Szkole Idea w Athlone. – mówi Barbara Stachowska – Pietkiewicz.
Od początku istnienia stowarzyszenia Midlands Polish Community jest jego członkiem. Od niedawna działa jako jeden z koordynatorów akcji „Maseczki dla Irlandii” w grupie „Pomocna Dłoń”, która powstała w ramach stowarzyszenia.
Grupa powstała w odpowiedzi na sytuację wywołaną pandemią. Pomoc drugiemu człowiekowi to największe dobro jakie możemy po sobie pozostawić. – odpowiada.
Midlands Polish Community jest organizacją, która działa w środkowej części Irlandii od prawie 3 lat. Powstała z myślą o integracji Polek i Polaków mieszkających w tej części Szmaragdowej Wyspy. W obliczu pandemii w stowarzyszeniu powstała specjalna jednostka „Pomocna dłoń”, której główną ideą jest szeroko rozumianą pomoc osobom, które znalazły się w ciężkiej sytuacji z powodu szalejącego koronawirusa.
Maseczki szyte są przez polskie wolontariuszki. Na terenie całego Midlands rozdaliśmy już ponad 1 000 maseczek dla różnych organizacji. Otrzymali je w pierwszej kolejności pracownicy przychodni lekarskich, pielęgniarki środowiskowe, personel domów opieki spokojnej starości, oraz funkcjonariusze irlandzkiej policji – Gardy. Teraz przygotowujemy się do szycia kostiumów ochronnych dla pracowników medycznych. – powiedziała Barbara Stachowska- Pietkiewicz.
Rozmowa z Barbara Stachowska- Pietkiewicz do wysłuchania tutaj:
Żeglarze Portowi podczas koncertu w Tawernie Korsarz – Michał „Tosiek” Danielewicz i Dariusz „Grzywa” Wołosewicz. Fot. archiwum zespołu.
Michał Tosiek Danielewicz
Moim ostatnim gościem w świątecznym wydaniu Studia Dublin był Michał „Tosiek” Danielewicz, połowa duetu Żeglarze Portowi. „Tosiek” zaprosił słuchaczki i słuchaczy Radia WNET na wirtualny koncert szant „Luckie granie”, który poświęcony jest pamięci Michała „Lucjusza” Kowalczyka.
Początek dzisiaj (1 maja 2020) o godzinie 19:00. Dokładnie 10 lat temu, 1 maja 2010 roku, odszedł na wieczną wachtę Michał „Lucjusz” Kowalczyk, który serce zaprzedał żaglom, Mazurom i piosence żeglarskiej. Był także liderem bandu Spinakery i autorem wielu żeglarskich przebojów m.in. „Na Mazury!”, „Gruby”, „Biała sukienka”, „Przyjaciółka żeglarzy”.
Dla upamiętnienia postaci „Lucka” zapraszamy Was na koncert, który będzie transmitowany przez internet dnia 1 maja o godzinie 19:00. Będziemy śpiewać i grać piosenki Barda Mazur, poopowiadamy trochę o „Lucku”, pośmiejemy się, a może i popłaczemy. – dodał Michał „Tosiek” Danielewicz.
Wystąpią oczywiście Żeglarze Portowi, czyli Michał Tosiek Danielewicz i Dariusz Grzywa Wołosewicz. Od godziny 19:00 obserwujecie konto FB www.facebook.com/michal.tosiek
Rozmowa z Michałem „Tośkiem” Danielewiczem do wysłuchania tutaj:
„Studio Dublin” zawsze w piątki na antenie Radia WNET, tuż po Poranku WNET Krzysztofa Skowrońskiego. Przygotował i opisał Tomasz Wybranowski