Należy uwolnić prezydenta od podpisywania nominacji profesorskich, skoro nie odpowiada za to, co naukowcy wypisują

Nawet wśród absolwentów wyższych uczelni profesor pod względem poważania ustępuje strażakowi. Nominacji na strażaka prezydent nie podpisuje, a strażak prestiż społeczny ma, i to większy od profesora!

Józef Wieczorek

W Polsce tytuł profesora cieszył się od lat prestiżem w społeczeństwie, choć nie wszyscy odróżniają tytuł od stanowiska, a nawet od zawodu, stąd umieszczanie profesora uniwersytetu w rankingach prestiżu zawodów w Polsce. Przez lata, właśnie profesor uniwersytetu – umieszczany w kategorii zawodów – cieszył się największym prestiżem. Tak było w PRL!

Jeszcze przez lata w III RP profesor uniwersytetu był liderem rankingu prestiżu zawodów, choć jego przewaga nad innymi malała, i w badaniu CBOS w 2013 r. profesor spadł na drugie miejsce, bo społeczeństwo wyżej doceniło zawód strażaka.

W badaniu z roku ubiegłego profesor uniwersytetu znalazł się – uwaga! – na 5 miejscu, ustępując prestiżem nie tylko strażakowi (nadal lider rankingu), ale także pielęgniarce, robotnikowi wykwalifikowanemu i górnikowi.

Widać, że wzrost liczby uczelni, stanowisk i tytułów profesorskich oraz osób z wyższym wykształceniem przełożył się – o dziwo – na spadek prestiżu profesorów, którzy, jak można sądzić, swoimi kwalifikacjami, poziomem intelektualnym i moralnym sprawiają społeczeństwu zawód.

Ciekawe, że nawet wśród absolwentów wyższych uczelni profesor uniwersytetu pod względem poważania ustępuje strażakowi, a nawet pielęgniarce.

Można sądzić, że i absolwenci uczelni wreszcie się zorientowali, że z tymi tytułami jest u nas coś nie tak. Widoczna jest zależność – im wyższe wykształcenie społeczeństwa, im więcej studiujących mających kontakt bezpośredni z profesorami, tym prestiż profesorów staje się niższy. Gdy prestiż oparty był na propagandzie, mediach, ciągłym informowania o doskonałości uczonych, używaniu wobec nich określeń typu koryfeusze, luminarze – jakoś to oddziaływało na społeczeństwo, ale w dobie otwarcia na świat, powszechnego już internetu, ta nadmuchiwana tytularna bańka zaczyna pękać, nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. (…)

W Polsce tytuł profesora nadaje prezydent, stąd o takim profesorze mówi się, że jest „prezydencki” czy „belwederski”, gdyż zwykle ceremonie odbywały się w Belwederze. (…)

Były wiceminister edukacji i były wiceminister nauki Zbigniew Marciniak uważa, że „procedury związane z nadaniem tytułu profesora belwederskiego są polską specyfiką i zupełnie wystarczyłby tytuł uczelniany (…) w przyszłości trzeba zrezygnować z tej dekoracji mającej charakter obrzędowy, bez znaczenia dla jakości polskiej nauki”.

Ostatnio w przestrzeni publicznej zaistniała sprawa profesury belwederskiej psychologa społecznego dr. hab. Michała Bilewicza z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizującego się w obszarach dyskryminacji i uprzedzeń.

Liczni naukowcy-psycholodzy (choć nie tylko) zorganizowali petycję (Petycja w sprawie nadania tytułu profesora dr. hab. Michałowi Bilewiczowi – petycjeonline.com) w obronie dyskryminowanego ich zdaniem kolegi, do którego prezydent – w ich opinii – jest uprzedzony. Recenzenci Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych wniosek profesorski Michała Bilewicza ocenili jednoznacznie pozytywnie, jednak prezydent jeszcze tego wniosku nie podpisał. Naukowcy zatem traktują prezydenta jak notariusza, który ma bez zastanowienia i zwłoki podpisywać to, co mu komisja do podpisania podsunie. Uważają przy tym, że zwlekanie z podpisem nominacji dla Michała Bilewicza jest „szkodą wyrządzoną na wizerunku Polski w oczach międzynarodowej społeczności uczonych, którą trudno będzie w przyszłości naprawić”.

Po co naukowcom potrzebny jest taki system, w którym awanse naukowe ma podpisywać bezrefleksyjnie prezydent – nie wiadomo.

Prezydent wśród naukowców nie cieszy się zbytnim prestiżem, ale naukowiec ma mieć prestiż dopiero po podpisaniu jego awansu przez prezydenta? Zdumiewające – nieprawdaż? Badania rankingu prestiżu zawodów wskazują jednakże, że ten prestiż nawet po podpisaniu nominacji przez prezydenta i tak spada. Widać, że pies jest gdzie indziej pogrzebany. (…)

Powstaje pytanie: czy nie należałoby uwolnić prezydenta od obowiązku podpisywania nominacji profesorskich, skoro nie może brać odpowiedzialności za to, co naukowcy wypisują?

Skoro prezydent nie powinien ingerować w badania/rezultaty badań naukowców (słusznie), bo to jest odpowiedzialność świata nauki, a nie prezydenta, to niech świat nauki bierze odpowiedzialność za kreowanie swoich członków na profesorów.

Co więcej, prezydent u nas nie może odebrać tytułu profesora, choć jako „notariusz” ma go nadawać. Czy słyszał ktoś o odebraniu tytułu profesora komuś, kto go uzyskał w wyniku oszustwa, np. plagiatu? To co? Prezydent ma odpowiadać za awansowanie w systemie akademickim oszustów?

Prezydenci Stanów Zjednoczonych nie mają takich dylematów, bo nic im do nominacji profesorskich – tym zajmują się uczelnie.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy prezydent musi nadawać tytuł profesora?” znajduje się na s. 13 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy prezydent musi nadawać tytuł profesora?” na s. 13 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Targowiczanie a dzisiejsi „prawdziwi patrioci” sprzymierzeni z „zagranicą”/ Zbigniew Kopczyński, „Kurier WNET” 73/2020

To jest właśnie ta pokrętna logika zdrajców: im więcej pozwolimy obcym decydować o naszych sprawach, tym bardziej będziemy wolni, a Polska niepodległa. Po ponad dwustu latach dokładnie to samo.

Zbigniew Kopczyński

Historyczne paralele

Szukać historycznych podobieństw do dzisiejszych czasów to zajęcie dość ryzykowne, choć pociągające. Jeszcze bardziej ryzykowne jest wyciąganie na ich podstawie wniosków co do czekającej nas przyszłości. Dziś inne są uwarunkowania, wydarzenia biegną szybciej, a i my możemy zachować się inaczej niż nasi przodkowie. W tym cała nadzieja. Nadzieja, gdyż pomimo opisanych wyżej zastrzeżeń, nieodparcie nasuwa się historyczna analogia między obecnym okresem najnowszej historii Polski a schyłkiem Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Ostatnie lata jej świetności to panowanie Jana III Sobieskiego. Nie wszystko było wtedy super, ale pamiętamy wspaniałe zwycięstwa nad Turcją pod Wiedniem i Parkanami, choć to drugie jakby mniej, może ze względu na jego późniejsze konsekwencje. Złamało ono bowiem potęgę Imperium Osmańskiego, dając tym samym poczucie bezpieczeństwa Austrii i Rosji, co pozwoliło im zająć się dobijaniem słabnącej Rzeczypospolitej.

Po śmierci tego „Piasta” znudzeni nim Sarmaci wybrali królem prawdziwego Europejczyka, Augusta II Sasa, zwanego Mocnym. Wybór przyszedł tym łatwiej, że agenci cara przekonali brać szlachecką argumentami napełniającymi kieszenie. Budzi to pewne skojarzenia z finansowaniem działań politycznych we współczesnej Polsce przez niewątpliwie życzliwych nam sąsiadów.

Wśród wielu powstałych dzięki temu inicjatyw najbardziej znana jest partia pod nazwą Kongres Liberalno-Demokratyczny – pierwsza partia Donalda Tuska. Ale to nie koniec analogii.

August II, brylujący na salonach Europy, to przeciwieństwo Sobieskiego, czującego się najlepiej w swoim Wilanowie lub obozie wojskowym. Polacy mogli być dumni z nowego króla. Europejskie salony traktowały go jak swego. Był przecież Niemcem. Dzięki znajomości języków doskonale się z nimi rozumiał. Podobnie jak jego syn i następca, August III Sas, który oprócz języka ojczystego znał także francuski, polski i łacinę. Inna rzecz, że coraz mniej miał do powiedzenia w którymkolwiek z tych języków.

Również w sprawach prywatnych August II zerwał z ciemnogrodzką hipokryzją i prowadził się jak wyzwolony i oświecony Europejczyk. Jego metres historycy naliczyli 11, tyleż samo nieślubnych dzieci. Ile było przelotnych przygód, nie dowiemy się chyba nigdy. Nie ma w ogóle porównania z Sobieskim, tak zacofanym i nudnym z tą swoją Marysieńką. Jedynym rysem na europejskości Augusta jest to, że zarówno żona, jak i metresy były kobietami. Cóż, nikt nie jest idealny.

Sarmatom imponował siłą fizyczną. Potrafił rękami zginać podkowy. W polityce zagranicznej nie był już tak mocny. Wybrał model przyjaznego współżycia z sąsiadami. W końcu dzięki nim został królem. Unikał angażowania Polski w awantury wojenne i praktycznie zlikwidował polskie wojsko. W końcu po co armia polska, skoro jest saska?

W takich warunkach, w polityce wewnętrznej król mógłby ograniczyć się do pilnowania ciepłej wody w kranie, gdyby krany były w powszechnym użyciu. Obywatelom pozostało więc radosne grillowanie w ogródku, choć wtedy inaczej to się nazywało.

Podsumowuje to znane powiedzenie „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. I gdy wzdłuż i wszerz słychać było „Kochajmy się” biesiadującej szlachty, Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi.

Dobra zmiana nastąpiła za panowania następcy Sasów, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Państwo wymagało gruntownych reform i reformatorzy wdrażali je, jak mogli i umieli, choć nie można odmówić im zaangażowania. Był olbrzymi opór i były niekonsekwencje we wprowadzaniu reform. Dziś możemy gdybać, czy gdyby udało się wystawić armię taką, o jakiej postanowił Sejm Wielki, historia nie potoczyłaby się inaczej?

By pokonać opór tych, którzy chcieli, by było tak jak było, reformatorzy musieli uciekać się do forteli i naciągania prawa. Gdyby istniał wtedy Trybunał Konstytucyjny, z pewnością uznałby tryb uchwalenia Konstytucji 3 maja za niekonstytucyjny. Wyroki europejskich trybunałów też byłyby łatwe do przewidzenia.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wtedy nie istniał, istniała za to imperatorowa. Pochyliła się ona nad skargą przeciwników dobrej zmiany, osądziła sprawę, wydała wyrok i go wyegzekwowała. Dziś Petersburg zastąpiła Bruksela, a skarżący, podobnie jak ich protoplaści broniący swych włości i przywilejów, płaczą nad stratą posad i dostępu do funduszy.

Oczywiście formalnie chodzi o coś innego. I wtedy, i dziś chodzi o poszanowanie prawa i wolności obywatelskich.

Jeśli spojrzymy na tekst Aktu założycielskiego konfederacji targowickiej, zobaczymy, jak bardzo jest on aktualny. Ani słowa o podporządkowaniu Rzeczypospolitej Rosji, oddaniu jej gros terytorium. Nic z tych rzeczy. Jest tylko prośba o ochronę przed straszną dyktaturą, jaką była dla nich konstytucyjna monarchia dziedziczna, i protest przeciw łamaniu praw i wolności szlachty. No i te oskarżenia przeciwników o antyrosyjskość, a dziś – antyeuropejskość.

„Sejm dzisiejszy, (…) przywłaszczywszy sobie władzę prawodawczą na zawsze (…) ciągle ją ze wzgardą praw uzurpując, połamał prawa kardynale, zmiótł wszystkie wolności (stanu) szlacheckiego, a na dniu 3 maja r. 1791 w rewolucję i spisek przemieniwszy się, nową formę rządu (…) postanowił (…) władzę królów rozszerzył, rzeczpospolitą w monarchię zamienił, szlachtę bez posesji od równości i wolności odepchnął, (…) w wojnę szkodliwą przeciwko Rosji, sąsiadki naszej najlepszej, najdawniejszej z przyjaciół i sprzymierzeńców naszych, wplątać nas usiłował”.

W tej sytuacji „konfederujemy się i wiążemy się węzłem nierozerwanym (…) przeciwko sukcesji tronu, przeciwko powiększeniu władzy królów, przeciwko oderwaniu najmniejszej cząstki kraju (…), przeciwko konstytucji 3 Maja, w monarchię rzeczpospolitą zamieniającej (…), przeciwko wszystkiemu, cokolwiek sejm zrobił illegalnego”.

A jaki program działania mieli targowiczanie? Dziś jest to ulica i zagranica. Wtedy głos ulicy nie liczył się zupełnie, została więc ta druga. I tak: „A że Rzplta pobita i w rękach swych ciemiężycielów (czyli reformatorów) moc całą mająca, własnymi z niewoli dźwignąć się nie może siłami, nic jej innego nie zostaje, tylko uciec się z ufnością do Wielkiej Katarzyny, która narodowi sąsiedzkiemu, przyjaznemu i sprzymierzonemu, z taką sławą i sprawiedliwością panuje, zabezpieczając się tak na wspaniałości tej wielkiej monarchini, jako i na traktatach, które ją z Rzpltą wiążą”.

A czego spodziewali się po interwencji carycy? To również brzmi znajomo: „Żądania nasze są, aby Rzplta udzielną, samowładną, niepodległą, w granicach całą została (…) Żądamy wolności, narodowi naszemu przyzwoitej (…) Żądamy spokojności wewnętrznej, trwałego z sąsiadami pokoju, bo szczęśliwości, bezpieczeństwa własności, nie zamieszania wojen szukamy. Żądamy sobie utwierdzić rząd republikański, (…) bo inny niepokój i ruinę przynieść nam tylko może”.

Prawdziwi patrioci, prawda? To jest właśnie ta pokrętna logika zdrajców: im więcej pozwolimy obcym decydować o naszych sprawach, tym bardziej będziemy wolni, a Polska niepodległa. Po ponad dwustu latach dokładnie to samo.

Jaki był efekt działań tych, którzy wtedy chcieli, by było tak jak było, dobrze wiemy. Jaki będzie efekt działań tych, którzy teraz chcą by było tak jak było, zależy od nas. Od tego, czy wyciągniemy wnioski z historii, czy kolejny raz damy uwieść się pięknym, lecz pustym słowom.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Historyczne paralele” znajduje się na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Historyczne paralele” na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

17 lipca 2020 r. odszedł do Domu Pana śp. Jerzy Pietraszko, nasz przyjaciel, członek Solidarności Walczącej z Wrocławia

Za PRL-u uczestnik demonstracji i pracy podziemnej (druk, kolportaż prasy), członek Solidarności Walczącej. Matematyk, wykładowca, autor podręcznika i wspomnień, prześladowany usuwaniem z pracy.

Jerzy Pietraszko urodził się 21 XII 1954 r. we Wrocławiu. Był absolwentem Instytutu Matematyki Uniwersytetu Wrocławskiego (1978).

W marcu 1968, jeszcze jako uczeń, uczestniczył w studenckiej demonstracji na pl. Grunwaldzkim we Wrocławiu. W 1972 został mistrzem Dolnego Śląska juniorów w grze błyskawicznej w szachy (jednym z jego źródeł dochodu w czasie bezrobocia były wygrane pieniężne na zawodach szachowych). Od 1977 r. kontaktował się z wrocławskimi środowiskami opozycyjnymi. Od roku 1978 kolportował wydawnictwa niezależne, w tym od 1979 r. „Biuletyn Dolnośląski”.

Od 1979, na zlecenie Pionu Kształcenia Kadry, pracował jako wykładowca i współprowadzący seminarium w Instytucie Cybernetyki Technicznej Politechniki Wrocławskiej. Po 13 XII 1981 otrzymał zakaz wstępu na teren Politechniki Wrocławskiej. Od stycznia 1982 r. brał udział w tworzeniu podziemnej struktury drukarskiej (w styczniu 1982 r. sprowadził powielacz z Olsztyna do Wrocławia) i kolportażowej RKS Dolny Śląsk. Był także uczestnikiem demonstracji ulicznych. Od czerwca 1982 r. działał w Solidarności Walczącej.

W latach 1982–1983 został zatrudniony jako konserwator w Schronisku PTTK nad Łomniczką. 1 V 1983 zatrzymało go ZOMO w czasie demonstracji we Wrocławiu (przed transportem do aresztu został pobity przez grupę manifestantów). W latach 1983–1985 m.in. przerzucał przez granicę w Karkonoszach drukowane po czesku przez SW biuletyny „Nazor”. Pisał artykuły do prasy podziemnej, głównie do biuletynu „Myśli”. Współpracował z Radiem SW.

W latach 1984–1986 pracował w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Maniowie Wielkim jako specjalista do prac wysokościowych. W latach 1986–1989 został fikcyjnie zatrudniony jako programista w firmie Datastart (w rzeczywistości utrzymywał się z udzielania korepetycji i innych prac dorywczych). W roku szkolnym 1990/1991 uczył matematyki w VIII LO we Wrocławiu. Od 1993 r. był wykładowcą w Instytucie Matematyki i Informatyki Politechniki Warszawskiej.

Jest autorem podręcznika Matematyka. Teoria, przykłady, zadania, 1997 (kolejne wyd. rozszerzone) i tomu wspomnień Terroryści i oszołomy, 2007.

Żegnaj, Kolego i Przyjacielu!

Jadwiga Chmielowska, Przewodnicząca Komitetu Wykonawczego SW

Tadeusz Świerczewski – Współzałożyciel SW

Piotr Hlebowicz – Współprzewodniczący Wydziału Wschodniego SW

Krokodyle łzy Zbigniewa Girzyńskiego w Radiu Wnet, bo ks. Isakowicz-Zaleski nie znalazł się w komisji ds. pedofilii

Poseł Girzyński może sobie pozwolić na takie wyssane z palca opowieści, bo wie, że biskupom nie będzie wypadało z nim polemizować. Ale katolicy nie powinni dawać się na to nabierać.

„Prof. Zbigniew Girzyński żałuje, że ksiądz Isakowicz-Zaleski nie zasiądzie w powołanej komisji. Niestety jest to decyzja Kościoła i hierarchów, którzy nie chcieli, aby ksiądz Isakowicz-Zaleski znalazł się w tej komisji” – czytamy na portalu Wnet. [related id =119752]

Wszystko wskazuje na to, że strona kościelna w ogóle nie chce uczestniczyć w tej komisji. Zbyt oczywiste jest po prostu, iż ma ona charakter wyłącznie instrumentalny. Nie ma ona jakichś oddzielnych kompetencji, a jedynie dubluje to, co powinna robić prokuratura. Z góry więc można przewidzieć, iż będzie przede wszystkim miejscem politycznych rozgrywek. A biskupi, słusznie, nie chcą być traktowani jako przedmiot tej rozgrywki.

Powody, dla których ks. Zaleski dał się wciągnąć w takie gry, powinien wyjaśnić on sam. Najpierw uczestnictwo w filmie Sekielskich. Potem współpraca z Terlikowskim, który niespecjalnie kryje, że problemu pedofilii chce używać do uruchamiania walki o władzę w Kościele, a może i nie tylko.

Na całym świecie realizowana jest kampania mająca na celu sianie przekonania, iż Kościół jest strukturą zła, generującą ze swej istoty pedofilię. Przy tej okazji prowadzi się walkę z instytucją kapłaństwa, strukturą Kościoła – władzą biskupów, itd. Jasne, że chodzi też po prostu o pieniądze – milionowe odszkodowania, przy których niejeden wyobraża sobie swój zarobek. Realizowane są przeróżne cele wewnątrzkościelne, jak i systemowe podporządkowywanie Kościoła państwom (łatwo sobie wyobrazić, że przy minimalnej nowelizacji taki właśnie kierunek zostanie nadany komisji w Polsce. Czemu Kościół miałby dobrowolnie w tym uczestniczyć?).

Na świecie z takich pozycji wyprowadzono nawet żądanie (abp Vigano), by Ojciec Święty Franciszek złożył rezygnację, bo nie dość intensywnie z pedofilią walczy. Co się dziwić, że są tacy, którzy chcą, powołując się na głos ludu, poodwoływać sobie biskupów w Polsce?

Wszystko to jest możliwe, bo większość ludzi nie jest w stanie przejrzeć skomplikowanych meandrów tych gier. Zapytajmy jednak prosto. Na początku ci, którzy nagle dostrzegli wielki problem pedofilii w Kościele, odwoływali się wyłącznie do dobra ofiar. W miarę jak las gęstnieje, o tym akurat mówi się coraz mniej. Samo to powinno dawać do myślenia…

W imieniu Stowarzyszenia Europa Tradycja

Ryszard Skotniczny, Prezes

Studio Dublin – 17 lipca 2020 – Agnieszka Słotwińska, Agnieszka Białek, Bogdan Feręc – Polska-IE, oraz Tomasz Szustek

W piątkowe przedpołudnie na falach Radia WNET jak zawsze informacje z Republiki Irlandii i Ulsteru. Londyn, Belfast, Dublin, cała Republika Irlandii w czasie wielkiego odmrażania i brexitowych wyzwań.

W gronie gości:

  • Agnieszka Słotwińska – właścicielka „My Little Craft World” w Cork,
  • Agnieszka Białek – pedagog i przedsiębiorca z Belfastu, korespondentka Radia WNET,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Tomasz Szustek – współautor książki „Atlantic Tabor. The Pilgrims of Croagh Patrick”, reporter i dziennikarz związany ze Studiem 37 Dublin. 

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Paweł Chodyna (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, wersja zdecydowanie letnia. Fot. arch. własne.

 

Zawsze na wstępie Studia Dublin pojawia się On i jego korespondencje, okraszone ciekawostkami z zachodniej części Irlandii. W roli głównej Bogdan Feręc, szef najważniejszego i opiniotwórczego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

Rozmowę z Bogdanem Feręcem zacząłem od podsumowania i analizy wizyty w Irlandii Północnej premiera Micheála Martina. Prezes irlandzkiej Rady Ministrów podczas spotkania z Arlene Foster, pierwszym ministrem Irlandii Północnej, podkreślił, że chciałby realizować z jej gabinetem projekty infrastrukturalne, które pozwolą na kontynuację dobrosąsiedzkich relacji i zacieśnią stosunki pomiędzy oboma krajami.

Najważniejsza informacja dla Irlandzczyków i rezydentów z obu stron granicy jest taka, że nie należy się spodziewać, by jego gabinet, wprowadził kontrole graniczne z Irlandią Północną.

 


Micheál Martin jest też zwolennikiem połączenia wyspy w jedną całość, co dał wyraz, wypowiadając następujące słowa:

Chciałbym jednak zobaczyć, jak wygląda wspólna wyspa. Dorastałem w tradycji, która chciała zjednoczyć Irlandię. Porozumienie z Wielkiego Piątku było fantastycznym przełomem. Tak, zawiera przepis dotyczący referendum i nadzoru granicznego, ale także zasady zgody oraz jedności.

Wszystko w słowach i deklaracjach wygląda bardziej niż pięknie. A do tego brexitowego tanga trzeba … trojga. Nic nie wydarzy się bez dobrej woli premiera brytyjskiego rządu Borisa Johnsona.

 

Dublin rain from the bus. Foto (c) Studio 37.

Dane z tego tygodnia mówią, że irlandzki Skarb Państwa wydał już na pomoc osobom bezrobotnym ponad 2 miliardy euro, o czym czytamy na oficjalnych stronach Revenue.

Ogółem na wsparcie dla osób korzystających z systemów dopłat do wynagrodzeń i płatności pandemiczne wydano już 2 062 000 euro, a w ostatnim tygodniu z dopłat TWSS (Temporary Wage Subsidy Scheme) skorzystało 415 000 osób.

Od marca 2020 roku przez system Temporary Wage Subsidy Scheme przewinęło się już 618 000 osób, które otrzymały z tego tytułu przynajmniej jedną płatność. W programie irlandzkiego rządu dotyczącym dopłat do wynagrodzeń zarejestrowanych jest obecnie 67 400 pracodawców, z czego ponad 62 800 otrzymało już dotację.

 

Na koniec informacja o tym, że po trzynastu latach przerwy (to już 13 lat!!!), od 23 sierpnia polski przewoźnik – Polskie Linie Lotnicze LOT – rozpocznie regularne rejsy na trasie Warszawa – Dublin.

Połączenia z Lotniska im. Fryderyka Chopina w Warszawie do Dublina będą obsługiwane cztery razy w tygodniu maszynami Boeing 737-800 NG, których właścicielem jest LOT. Bilety na nowe połączenie LOT-u są już od 16 lipca br. dostępne w sprzedaży

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

 

 

 

W piątkowym głównym wydaniu Studia Dublin do wysłuchania serwis informacyjny „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”.

Irlandzki minister zdrowia Stephen Donnelly poinformował, że w najbliższy poniedziałek 20 lipca opublikuje „zieloną listę” państw, z których po przyjeździe do Irlandii, nie będzie obowiązywała czternastodniowa kwarantanna.

Ministerstwo zdrowia zasugerowało też, że raczej nie będzie rekomendować spędzania w tym roku wakacji na Szmaragdowej Wyspie, gdyż spoczywa na nim obowiązek ochrony mieszkańców wyspy.

Dublińska siedziba Taoiseach’a (irlandzkie określenie na premiera). Fot. Tomasz Szustek / Studio 37 Dublin

Rząd i parlament dyskutują o kwestii utrzymania zakazu podnoszenia czynszów i zakazu eksmisji. Zgodnie z przyjętym wcześniej harmonogramem ten okres ochronny ma się skończyć w najbliższy poniedziałek (20 lipca 2020). Rząd zgodził się jednak na krótkotrwałe przedłużenie tych zakazów, choć nie wiadomo, jak długo będą obowiązywać. Konkrety poznamy dopiero w połowie przyszłego tygodnia.

Siedziba irlandzkiego prezesa rady ministrów. Fot. Studio 37.

Osłony na twarzach, lub obowiązkowe maseczki wymagane będą już wkrótce w sklepach i innych pomieszczeniach publicznych (m.in. urzędy pocztowe i państwowe).

Maski na twarzach obowiązywać będą w równym stopniu kupujących i personelu. Jednak ci ostatni mogą uchronić się przed całodziennym noszeniem maseczki, jeżeli pomiędzy nimi a klientami zamontowane zostaną ekrany ochronne.

Zapowiedź nowego zarządzenia, nie ma jeszcze formy prawnej, więc nie jest dopracowane w szczegółach, a może wejść do czwartej fazy odmrażania gospodarki, czyli obowiązywać od przyszłego poniedziałku (20 lipca 2020 roku).

„Wielka Brytania straciła niezależność w sprawie Huawei!” – takie oświadczenie 16 lipca wydało chińskie MSZ, w którym krytykuje decyzje gabinetu Borisa Johnsona. Londyn wykluczył koncern Huawei z budowy sieci 5G. Departament handlu ChRL zapowiedział w odwecie, tutaj cytat:

Podjęcie koniecznych środków by chronić prawa chińskich firm.

Rzecznik ministerstwa handlu przekazał na specjalnej konferencji prasowej, że

Decyzja brytyjskiego rządu oznacza dyskryminację i podważa zaufanie chińskich inwestorów do Wielkiej Brytanii.

Rząd Wielkiej Brytanii ogłosił 14 lipca , że chiński koncern jednak nie będzie brał udziału w budowie brytyjskiej sieci 5G. Cała technologia i infrastruktura należąca do Huawei musi zostać usunięta z tej sieci do 2027 roku.

Ponadto od przyszłego roku brytyjscy operatorzy telekomunikacyjni będą mieli zakaz zakupu nowego sprzętu 5G od tej chińskiej firmy.

Tutaj do wysłuchania „Wyspiarski serwis Studia 37”:

 

 

W Studiu Dublin gorące informacje wieści i przegląd prasy z Belfastu i Londynu.  Nasza korespondentka Agnieszka Białek obok najnowszych danych i statystyk związanych z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, opowiada również o kolejnych etapach odmrażania gospodarki. Coraz więcej miejsca w debacie publicznej poświęca się tematowi drugiej fali zakażeń Covid-19, które ma przynieść jesienna pora. 

Wielka Brytania przygotowuje się na drugą falę koronawirusa. Premier Boris Johnson w przyszłym tygodniu przedstawi plan walki z Covid-19. Prognozy ekspertów z brytyjskiej Akademii Nauk Medycznych mówią nawet o 120 tys ofiar w okresie od wcześnia 2020 do czerwca 2021.

W telewizji Sky News minister zdrowia Matt Hancock zapowiedział największy w historii Wielkiej Brytanii program szczepień przeciw grypie. Tymczasem rząd walczy że skutkami pandemii wprowadzając bonusy dla firm, które utrzymają pracowników po zakończeniu wypłacania im pensji z budżetu.

Agnieszka Białek, serce i oczy Radia WNET w Irlandii Pólnocnej. Foto. arch. własne.

 

W cieniu informacji koronawirusowych Agnieszka Białek mówiła również o wprowadzonym systemie punktowym dla nowych imigrantów, który będzie obowiązywał, kiedy Brexit i rozbrat z Unią Europejską stanie się już faktem.

Na koniec „dramatyczne” oświadczenie wydane przez brytyjskie Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cyfrowego.

Chodzi  o cyberataki na ośrodki pracujące nad powstaniem skutecznej szczepionki przeciw Covid-19. Szef dyplomacji brytyjskiej Dominic Raab oskarża wprost o te działania Rosję i zapowiada działania kontrujące.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Białek:

 

Kiedy docieramy około 5:30 rano do podnóża góry, mijamy pierwsze osoby które właśnie zakończyły dzisiejsze pielgrzymowanie. Należą do wąskiego kręgu pielgrzymów, dla których w dobrym tonie jest witać wschód słońca na szczycie Croagh Patrick. Wyruszyli zaraz po północy, w całkowitej ciemności, przy padającym deszczu pokonali ponad 700 metrów wysokości kamienistą, stromą ścieżką. Fot. Tomasz Szustek.

Za niespełna tydzień pielgrzmi z całej Irlandii, mimo czasu po zarazie ruszą w kierunku niezwykłej góry. Od ponad piętnastu wieków, w ostatnią niedzielę lipca, czyli tak zwany Reek Sunday, tłumy Irlandczyków biorą udział w pielgrzymce na górę Croagh Patrick, w hrabstwie Mayo – zachodnia części Irlandii.

Tomasz Szustek. Fot. Studio 37.

Jak mawia gość Studia Dublin, Tomasz Szustek, dziennikarz, reporter i fotografik, oraz współautor książki „Atlantic Tabor. The Pilgrims of Croagh Patrick”:

Wśród pielgrzymów wędrujących śladami św. Patryka na Croagh Patrick spotkać można przedstawicieli całego irlandzkiego społeczeństwa i rezydentów Szmaragdowej Wyspy.

O Croagh Patrick i wielkim pielgrzymowaniu będziemy rozmawiać za tydzień w Studiu Dublin. Tym razem rozmawialiśmy o jego pasji fotografii i jego początkach z mediami na Szmaragdowej Wyspie.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Tomaszem Szustkiem, współtwórcą Studia 37:

 

Piotr Słotwiński z małżonką Agnieszką Słotwińską, moją rozmówczynią. Fot. arch. własne.

Ostatnim gościem piątkowego, głównego wydania Studia Dublin była pani Agnieszka Słotwińska, założycielka i prowadząca zajęcia w „My Little Craft World”. Tym razem, już po raz drugi, w ramach akcji Studia 37 Dublin „Pocztówka wakacyjna z Irlandii” zaprosiła nas do odwiedzenia trzech niezwykłych miejsc. 

Jak głosi tabliczka przy Mass Rock w Kilshinihan: „Pamięci naszych przodków, którzy uczestniczyli w odprawianych tutaj łacińskich Mszach Świętych, w czasach gdy było to zabronione /1536-1829/. Niech spoczywają w pokoju. Amen.”. Fot (c) Piotr Słotwiński.

Najpierw przejmująca opowieść o Mass Rock w Kilshinihan.  Ów Mass Rock to wspólna nazwa dla skał albo układanek z kamieni, które znajdują się w wielu odosobnionych miejscach, z dala od oczu ciekawskich na całej Hibernii. Przez wiele lat były używane jako ołtarze w odprawianych potajemnie rzymskokatolickich Mszach Świętych, w czasach gdy najeźdźcy prześladowali katolików.

Druga pocztówka związana jest z miastem Cork i adresem 124 St Patrick’s Street, w cieniu pomnika Ojca Matthew. Tam znajduje się kamienne poidło dla psów z napisem „Madrai”. Ma już swoje lata i interesującą historię. Wykonał je sam Seamus Murphy, jeden z najbardziej znanych irlandzkich rzeźbiarzy. To on wykonał popiersie irlandzkiej patriotki i bohaterki Konstancji hrabiny Markiewicz, które znaje się w St Stephen’s Green Park w Dublinie. 

Przyznajemy szczerze! Wiele razy przechodziliśmy tamtędy i w ogóle nie zauważyliśmy tego poidła. Dopiero gdy wybraliśmy się na kolejny „geocachingowy” spacer po Cork, tym razem śladami dawnych publicznych ujęć wody w tym mieście, niejako przy okazji „odkryliśmy” dla siebie ten użytkowy, ale i artystyczny przedmiot. – mówią państwo Słotwińscy.

W finale wakacyjnych spacerów po zaułkach Cork i okolic, pani Agnieszka Słotwińska opowiedziała o Bottlehill. To malowniczo położone wzgórze  pomiędzy Cork a Mallow.

Jego nazwa związana jest z legendą… Dawno temu w jednej z małych irlandzkich wsi mieszkał wraz z żoną biedny człowiek, który nazywał się Michael Purcell. – zaczyna opowieść Agnieszka Słotwińska.

Kolejne wakacyjne pocztówki ze Szmaragdowej Wyspy w paśmie „Irlandzkie Impresje” (od poniedziałku do czwartku, między 15:00 a 16:00).

Zapraszam do lektury blogu Piotra Słotwińskiego, gdzie dowiedzą się państwo wielu niezwykłych informacji i pasjonujących historii spod nieba Irlandii (kliknij tutaj).

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Słotwińską:

Opracowanie: Tomasz Wybranowski. 

Współpraca: Bogdan Feręc – portal Polska-IE.com. 


 

Partner Radia WNET

Partner Studia 37 Dublin

 

                 Produkcja – Studio 37 Dublin Radio WNET – lipiec 2020 roku

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Ewa Witek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.

 

Procedury wyborcze i urzędowe, koronawirus i Stanisław Bareja – a raczej jego geniusz wiecznie żywy

Mała sprawa, jednak przy takim załatwianiu spraw można – albo należy (?) się zniechęcić. Ale może chociaż ten czas nie był stracony i cioci głos przeważy w najbliższych wyborach.
PS Przeważył.

Magdalena Słoniowska

Mieszka z nami prawie dziewięćdziesięcioletnia ciocia, która już nie jest w stanie o własnych siłach opuścić swojego pokoju. Czyta jednak prasę – zawsze „Gościa Niedzielnego” i „Niedzielę”, a „Kurier WNET” (korzystam z okazji kryptoreklamy) –  ilekroć dostarczę jej wydanie papierowe, mimo że trudno z taką płachtą poradzić sobie w łóżku. Słucha także Radia Maryja i ogląda telewizję Trwam. Jest więc na bieżąco ze wszystkim, co dzieje się w Polsce i w Kościele.

Wobec wiadomej sytuacji z wyborami prezydenckimi – wiadomej nie tylko ze względu na koronawirusa, ale przede wszystkim na kandydatów, których wygrana mogłaby być kompromitująca dla naszej ojczyzny – ciocia postanowiła zagłosować. Oczywiście nie może udać się do lokalu wyborczego. Dlatego ja mam oddać głos w jej imieniu. (…)

W kolejce stałam jednakowoż ponad godzinę. Wszyscy czekający mieli, tak jak ja, sprawę do działu ewidencji, w związku z wyborami. Do innych działów szczęśliwie wchodziło się bez kolejki, ale pewnie dlatego, że prawie nikt nie miał tam interesów.

Przy drzwiach wejściowych do urzędu trzech panów pilnowało kolejkowiczów. Jeden w ogóle nie wiem, po co – rozmawiał tylko z pozostałymi dwoma. Nie, przepraszam! Kiedy przyszła moja kolej, powiedział, że mogę wejść. Drugi wydawał plastikowe karty z numerem pokoju, odbierał je od wychodzących i przesuwał po namoczonej środkiem dezynfekującym szmacie – raz na kwadrans, bo takie było tempo mniej więcej, licząc także tych, którzy mieli sprawy do innych działów. Trzeci mierzył każdemu temperaturę na czole zbliżeniowym termometrem.

Oczywiście  z taką samą częstotliwością. W ramach swoich obowiązków ten trzeci pan szepnął mi jeszcze numer pokoju, który już miałam wydrukowany na karcie zdezynfekowanej przez drugiego pana. Ponieważ kolejka szła powoli, panowie siedzieli i gawędzili między sobą, oczywiście z maseczkami zsuniętymi pod brodę. Obok na tablicy wisiało sążniste zawiadomienie o tym, że każdy, kto ma coś do załatwienia w urzędzie, musi mieć szczelnie zasłonięty nos i usta. Pracownicy urzędu przechodzili obok nas bez maseczek. Czułam się jak za PRL albo w jakiejś innej grotesce. (…)

Miałam okazję, siedząc pod drzwiami, usłyszeć, jak któraś z pań urzędniczek karciła zniecierpliwiona przez telefon jakąś petentkę, która chciała upoważnić swoją córkę do głosowania za nią. Z rozmowy wynikało, że córka pracuje i nie może przyjść do urzędu w godzinach pracy. Pani chciała dowiedzieć się, jak sprawę rozwiązać. Urzędniczka była niezadowolona, podniesionym głosem zarzucała rozmówczyni, że nie rozumie, co się do niej mówi, i że nie ona przecież wymyśliła procedury. Może to był pięćdziesiąty telefon w tej sprawie tego dnia, ale moje wrażenie, że wróciłam do PRL-u, się wzmogło.

Wychodząc (trochę po szesnastej) usłyszałam, jak jeden z trzech panów przy wejściu tłumaczył jakiejś kobiecie (nikogo z oczekujących prócz niej już nie było), że niestety dziś już nie uda jej się załatwić sprawy. Do zamknięcia urzędu była jeszcze ponad godzina.

Mała sprawa, jednak przy takich procedurach można – albo należy (?) się zniechęcić. Ale może chociaż cioci głos przeważy w najbliższych wyborach.

PS Przeważył.

Cały felieton Magdaleny Słoniowskiej pt. „Może nie Orwell, ale Bareja” znajduje się na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Magdaleny Słoniowskiej pt. „Może nie Orwell, ale Bareja” na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Walka między nurtem patriotycznym a nurtem kosmopolitycznym w polskiej ekonomii jest zażarta, wręcz mordercza

Wygrana nurtu patriotycznego będzie wymagała ogromnej konsekwencji i działań na wielu szczeblach, i musi być realizowana nie przez nawet kilkanaście najbliższych lat, lecz przez dziesięciolecia.

Eryk Łon

Na początku ostatniej dekady XX wieku w polskich naukach ekonomicznych dominował pogląd, że „kapitał nie ma narodowości”. Zagadnienia gospodarcze traktowane głównie były z punktu widzenia maksymalizacji korzyści konsumenta w oderwaniu od tego, że ów konsument jest zazwyczaj także członkiem dwóch ważnych wspólnot: rodziny i narodu. Tematyka gospodarstwa rodzinnego oraz gospodarstwa narodowego była wręcz lekceważona. (…)

W gospodarce fundamentalne znaczenie ma system finansowy. Jest on jakby krwiobiegiem całej gospodarki. Z tego też powodu bardzo ważny jest fakt, że mamy własną walutę. Istotne jest też, czy banki są w polskich rękach, czy strategię giełdy warszawskiej ustalamy sami, czy ustalają ją za nas inni. Wielką rolę odgrywa struktura własnościowa handlu, przemysłu, także mediów.

Z biegiem czasu w debacie publicznej zaczęły pojawiać się stopniowo coraz liczniejsze głosy, że „kapitał ma jednak narodowość” i że trzeba, abyśmy jako Polacy byli gospodarzami we własnym kraju, także pod względem własności podmiotów gospodarczych. (…)

Wiele osób słyszało w szkole, a przede wszystkim na uczelni wyższej, argumenty o potrzebie wyprzedaży polskiej własności w obce ręce. Z tego powodu osoby te mogły przyswoić sobie ten sposób myślenia i w sobie go utrwalić. Dlatego tak ogromne znaczenie ma ukształtowanie odpowiednich postaw polskiej młodzieży.

(…) Jestem głęboko przekonany, że potrzeba bardzo silnej współpracy uczelni ekonomicznych z podmiotami gospodarczymi o polskim kapitale. Natężenie tych więzi między uczelnią polską a podmiotami gospodarczymi o polskim kapitale mogłoby być wręcz jednym z kluczowych kryteriów oceny uczelni ekonomicznej. Uczelnie ekonomiczne nie istnieją bowiem same dla siebie, lecz dla konkretnej gospodarki, dla konkretnego narodu. Uświadomienie sobie tego faktu jest podstawowe w dyskusji o przyszłości polskiej ekonomii jako nauki.

Dr hab. Eryk Łon jest profesorem nadzwyczajnym UEP i członkiem Rady Polityki Pieniężnej, autorem książki „Patriotyzm gospodarczy”.

Cały artykuł Eryka Łona pt. „Patriotyczna kontrofensywa w polskiej ekonomii” znajduje się na s. 6 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Eryka Łona pt. „Patriotyczna kontrofensywa w polskiej ekonomii” na s. 6 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Koronaedukacja”. Rok szkolny 2019/2020 był bodajże najtrudniejszy w XXI wieku dla uczniów, nauczycieli i rodziców

Choć nie pamięta się o tym na co dzień, w procesie wychowawczym biorą udział oba podmioty – grono pedagogiczne i rodzina. Żadne ogniwo łańcucha edukacyjnego nie było przygotowane na nauczanie zdalne.

Małgorzata Szewczyk

Ekstremalne sytuacje, a taką była nauka online, obnażają pełną prawdę o człowieku. Nie ma co ukrywać, że początki były dość nerwowe, a samo dostosowanie się do wirtualnych realiów wymagało czasu i wysiłku oraz pokładów cierpliwości. Dziś można zapytać, czy egzamin wypadł pozytywnie?

Ponieważ miałam okazję z bliska obserwować codzienne zmagania nauczycielki, podzielę się kilkoma spostrzeżeniami, stanowiącymi zapis koronaedukacji. Wydawałoby się, że sposób komunikowania się za pomocą e-maili i czatu młode pokolenie opanowało perfekcyjnie, jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Być może jest tak, że e-mail czy czat bardziej ośmiela człowieka, ale nie zwalnia z zachowania podstawowych form grzecznościowych, nadal obowiązujących.

Rzadko kto posługiwał się formą „Szanowna Pani” czy kończył wiadomość sformułowaniem „Z poważaniem”, nie wspominając już o błędach ortograficznych, gramatycznych czy formułowaniu zdań bez zachowania jakichkolwiek reguł języka polskiego, i nie byli to uczniowie z pierwszych klas szkoły podstawowej.

Niestety w ten sam sposób swoje myśli na ekran komputera czy tabletu przelewali niektórzy rodzice tych uczniów… Polskie społeczeństwo, tak starsze, jak i młodsze, ma też, niestety, problemy z czytaniem… Mimo każdorazowych próśb o przesyłanie zadań na czas i z określonym opisem, nauczyciele otrzymywali e-maile wysyłane np. o godzinie 23.33 lub 3.40 bez treści, za to załącznik nazwany był np. fiza2020, mat123, angol456… Jak w tym gąszczu kryptonimów miał się odnaleźć nauczyciel, który otrzymywał dziennie 30–40 takich wiadomości?

Osobnym problemem były kłopoty ze złączem internetowym, brakiem prądu (w centrum Poznania, sic!), niedziałającym mikrofonem czy kamerą, także w nowych urządzeniach wypożyczonych przez szkołę. Oczywiście to wszystko są martwe rzeczy i zawsze coś może się popsuć, ale przez 2–3 miesiące tak trudno było to naprawić? Spóźnianie się na lekcje, o których uczniowie byli poinformowani, kartkówki online pisane przez panie i panów korepetytorów, przerywanie lekcji, bo „kurier przyszedł”, „proszę pani, już jestem, bo kolega pytał, czy zagram z nim na kompie”, „niech mi pani przesle ta kartkowke” (pisownia oryginalna), „udział” w lekcjach uczennicy z perspektywy kierownicy roweru lub ucznia… z wędką w ręce nad stawem – to tylko niektóre atrakcje lekcji online.

Cały felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Koronaedukacja” znajduje się na s. 3 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Koronaedukacja” na s. 3 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jeżeli dojdzie do II tury, będzie konieczna mobilizacja i masowe spotkanie przy urnach, by oddać głos „jak trzeba”

W konfrontacji z obecnym prezydentem reszta pretendentów do fotela głowy państwa to trzecia czy czwarta liga w porównaniu z drużyną narodową. Jednak niech nas to porównanie nie usypia.

Adam Gniewecki

Oto krótki spis wóseckus (czyli sukcesów na odwrót) i pomysłów Prezydenta Warszawy w zarządzaniu miastem, jednocześnie kandydata Koalicji na prezydenta Polski, którego zapewne poprze, w ewentualnej II turze, prawie cała „reszta sił połączonej opozycji”.

Przez półtora roku panowania w stolicy jej obecny prezydent przekonująco wykazał, że obietnice służą osiągnięciu celu, czyli fotelo-stołka, a potem niech ci, którzy deklaracjom zaufali, rozliczą się sami. Z własnym rozumem?! Nie mam na myśli wyznawców idei własnych interesów żeby było tak jak było, czyli (im) dobrze i miło. A to spora garstka.

Pomijając ukrywany przez 3 tygodnie wytrysk życiodajnej Czaskowianki i skrywaną latami dystrybucję na cały kraj resztek niespalonych – bo piec wysiadł i nikt go przez lata nie naprawił – toksycznych odpadów z oczyszczalni śmieci, przypomnę losy niektórych obietnic:

·                   hotele dla kochających inaczej – zamiast darmowych żłobków dla dzieci;

·                   paradowanie z LGBT – zamiast nazywania ulic imionami narodowych bohaterów;

·                   zagłodzenie ratuszowych kóz na wiślanej wyspie – zamiast 1500 tanich mieszkań na wynajem rocznie. À propos, znam taki budynek czynszowy w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie 3 mieszkania, każde po 30 m², od lat stoją puste;

·                   „strefa relaksu” w chmurach spalin i tandetne zimowe plaże nad Wisłą – zamiast obiecanych parkingów podziemnych i koncepcji IV linii metra z Ursusa na Mokotów oraz V, łączącej Młociny i Białołękę;

·                   sabotująca opieszałość w przekazywaniu warszawskim przedsiębiorstwom rządowej pomocy w ramach „tarczy antykryzysowej”, ponoć z powodu szczupłości kadr (choć w stołecznym ratuszu i urzędach dzielnicowych pracuje już 9 tys. osób, a w ubiegłym roku przybyło 300 zatrudnionych, doliczając zaś miejskie spółki, łączny stan zatrudnienia sięga 27 tys. osób) – zamiast 18 nowych szkół podstawowych i podwyżek dla nauczycieli;

·                   skarżenie do sądu postanowień „komisji reprywatyzacyjnej” – zamiast wypłacania odszkodowań lokatorom pokrzywdzonym przez mafię reprywatyzacyjną z udziałem jej ratuszowych wspólników – jak przystało na wychowanka HGW. Jeśli obecny Prezydent Warszawy zostałby Prezydentem Polski, to liczbę 40 tys. skrzywdzonych mieszkańców stołecznych czynszówek trzeba będzie pomnożyć przez 10, 15, 20? Czy więcej? Co do stolicy, zastanawiam się czy prowadzi on politykę urbanistyczną, czy urbańską i widzę, że raczej tę drugą: „(Za)rząd się wyżywi”.

Tymczasem zasłużony dla warszawskich lokatorów, zdecydowanie najlepszy z możliwych kandydatów na stanowisko Prezydenta Warszawy, min. Patryk Jaki, przebywa na banicji w Brukseli. Smutne, ale vox populi (Varsaviae), vox Dei.

Cały artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Przed ewentualną II turą” znajduje się na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Przed ewentualną II turą” na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Inicjatywa, weto, referendum – oto „magiczny trójkąt” demokracji oddolnej, w której naród jest rzeczywistym suwerenem

O co chodzi w koncepcji wprowadzenia narzędzi bezpośrednio-demokratycznych w jakimkolwiek państwie (nie tylko w Polsce), polegającej na ‘magicznym trójkącie demokracji bezpośredniej’?

Mirosław Matyja

Najważniejszym elementem demokracji bezpośredniej, a więc takiego typu ustroju demokratycznego, w którym obywatele współuczestniczą w podejmowaniu decyzji na szczeblu państwowym, jest referendum, czyli wiążące i bezprogowe głosowanie ogólnokrajowe w ważnych sprawach. Wszyscy zgodzą się z tym, że referendum jest narzędziem kontroli władz, kształtowania ustroju i wyrazem woli społeczeństwa.

Aby mogło dojść do referendum, bodziec inicjujący powinien wyjść od społeczeństwa, które zna najlepiej swoje problemy i bolączki. Referendum powinno w następstwie przeprowadzonej inicjatywy obywatelskiej doprowadzić do zmiany zapisu w konstytucji albo w następstwie weta umożliwić zmianę lub uchylenie istniejącej ustawy. (…)

Weto obywatelskie to nic innego jak wyrażenie sprzeciwu wobec rozwiązań istniejących w obowiązującym systemie prawa. Zamiast wychodzić na ulicę, organizować marsze i demonstrować, obywatele powinni mieć w swoim ręku narzędzie, które umożliwia im zawetowanie każdej ustawy.

Teoretycznie wydaje się to bardzo proste, a i w praktyce ta procedura nie jest wcale trudna do realizacji. Spójrzmy jednak na opisane zjawisko z innej strony. Weto obywatelskie nie musi być stosowane „na co dzień”. Ale dla rządzących istnieje zawsze zagrożenie użycia tego instrumentu przez obywateli. Sama świadomość tego faktu spowoduje, że głosowania nad ustawami w parlamencie będą ostrożniejsze, bowiem parlamentarzyści i stojące za nimi partie i ugrupowania polityczne będą musiały się liczyć z niezadowoleniem społeczeństwa lub różnych grup interesów i ich ewentualną reakcją w postaci weta obywatelskiego.

Wprowadzenie zapisu o wecie obywatelskim do polskiej konstytucji byłoby z pewnością działaniem nowatorskim i dawałoby społeczeństwu obywatelskiemu ważne narzędzie kontrolne. Ludzie, zamiast narzekać, mogliby wziąć inicjatywę w swoje ręce i zebrać – w razie potrzeby – odpowiednią ilość podpisów w celu zmiany niewygodnej, złej lub chybionej ustawy. Należy podkreślić, że o tym, czy ustawa będzie zatwierdzona lub odrzucona, decydowałaby większość biorących udział w referendum, a jego wynik byłby prawnie wiążący dla organów decyzyjnych w Polsce. (…)

Inicjatywa (szczebel konstytucji), weto (szczebel ustawy) i referendum to właśnie propagowany przeze mnie „magiczny trójkąt” w ramach demokracji oddolnej/bezpośredniej.

Społeczeństwo w opisanym procesie nie jest organem uchwałodawczym, lecz siłą protestującą i domagającą się zmiany istniejących przepisów prawnych za pomocą uznanych i skutecznych instrumentów demokratycznych.

Prof. Mirosław Matyja jest dyrektorem Zakładu Kultury Politycznej i Badań nad Demokracją na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie (PUNO) w Londynie.

https://www.facebook.com/profesormatyja/

Cały artykuł Mirosława Matyi pt. „Magiczny trójkąt demokracji bezpośredniej” znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Mirosława Matyi pt. „Magiczny trójkąt demokracji bezpośredniej” na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego