Wbrew traktatom przystąpiono do budowy Stanów Zjednoczonych Europy / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 83/2021

Niebezpiecznym krokiem jest zgoda na zaciągnięcie wspólnej pożyczki przez UE. Będziemy spłacać pieniądze nawet przez nas niewykorzystane. Niestety obowiązuje nas uwarunkowanie od tzw. praworządności.

Jadwiga Chmielowska

Maj, słońce wysoko, dzień coraz dłuższy, zazieleniły się drzewa i krzewy. 100 lat temu, w nocy z 2 na 3 maja wybuchło zwycięskie III Powstanie Śląskie. Przemysłowa część Górnego Śląska znalazła się w granicach RP i pozwoliła na szybką industrializację całego kraju.

Aktywiści ruchu ślązakowskiego – czytaj śląskich Niemców – chcą zablokować budowę Pomnika Powstań Śląskich w Gliwicach.

„Gazeta Wyborcza” informuje o zbieraniu podpisów pod protestem: „Od poniedziałku gliwiczanie mogą się podpisywać pod petycją w sprawie zablokowania budowy Pomnika Powstań Polskich, który już powstaje na placu Krakowskim”. W 2017 r. radni wyrazili zgodę na budowę pomnika przez oddział Stowarzyszenia Pamięci Armii Krajowej. Miało to być miejsce patriotycznych uroczystości. „Radna Agnieszka Filipkowska z klubu radnych Koalicji Obywatelskiej twierdzi: (…) znów mamy na Górnym Śląsku próby ukazywania jednej części historii tego regionu” – czytamy w GW. I tak po 100 latach, dzięki Schlesierom, spór o polskość Górnego Śląska zdaje się znów żywy.

Liberalne rządy III RP doprowadziły do zamknięcia wielu śląskich hut i prywatyzacji największej Huty Katowice. Cena stali teraz poszybowała w górę. Można oczekiwać wzrostu kosztów branży budowlanej – budowy dróg, mostów, szlaków kolejowych i domów mieszkalnych, a także cen maszyn rolniczych i samochodów.

Dyskusje o dekarbonizacji toczą się niestety głównie wokół bezpieczeństwa socjalnego osób zatrudnionych w górnictwie, a mniej – bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Błędem jest godzenie się na dyktat religii klimatycznej. Niemcy budują kopalnie węgla brunatnego na potrzeby elektrowni, a my likwidujemy jedyne bezpieczne pozyskiwanie energii. Ostatnia zima pozbawiła Szwecję i Teksas energii elektrycznej – zasypane śniegiem fotowoltaiki i oblodzone skrzydła wiatraków. O budowie elektrowni atomowej mówiono już w PRL pod koniec lat 70. Jak dotąd nie widać żadnych nowych, nieopartych na węglu, pewnych źródeł energii elektrycznej.

Niebezpiecznym krokiem jest też, moim zdaniem, zgoda na zaciągnięcie wspólnej pożyczki przez UE. Będziemy spłacać pieniądze nawet przez nas niewykorzystane. Niestety obowiązuje nas uwarunkowanie od tzw. praworządności. Wiele wskazuje na to, że przystąpiono wbrew traktatom do budowy federacyjnego państwa europejskiego – Stanów Zjednoczonych Europy. Obawiam się też, że pandemia i powszechny strach przed nią posłużą do budowania Nowego Ładu – współczesnej formy totalitaryzmu.

Niestety technika daje narzędzia do pełnej kontroli obywateli. Światowy lockdown uderzył w klasę średnią, gwaranta wolności obywatelskich.

Blokowane są informacje o starych lekach antywirusowych skutecznych w leczeniu covid-19, takich jak amantadyna. Media straszą obywateli, a nie informują, co wiemy o szerzącej się chorobie.

„Chińska restauracja w Vancouver zainstalowała kamery, które przekazują obraz do systemu oceny punktowej obywateli działającego w Chinach. Przed taką sytuacją ostrzegał już kanadyjski wywiad. Takie rozwiązania mają zostać zakazane w UE” – podał „The Epoch Times”. Menedżer Haidilao Hot Pot Ryan Pan przyznał, że w restauracji są kamery, wymóg chińskiej korporacji. „Obraz przesyłany jest do Chin w celu obserwowania i karania pracowników, którzy nie przestrzegają korporacyjnych standardów” (PAP).

Dziwią ciągłe nadzieje na zyski ze współpracy z Chinami, zamiast żądania odszkodowań za rozsianie po świecie wirusa.

Senat Teksasu jednogłośnie przyjął rezolucję potępiającą „straszliwą praktykę chińskiego komunistycznego reżimu grabieży od więźniów sumienia organów na przeszczepy”.

Walka z Kościołem ma na celu osamotnienie człowieka. Pozbawienie go wiary w Boga sprawia, że staje się bezbronny. Maj to miesiąc Maryi. Gromadźmy się przy kapliczkach na nabożeństwach majowych i nie zapominajmy o różańcu.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Budzimy się do prawie normalnego życia, które już nie będzie takie samo / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 83/2021

Cyfrowe ja ułatwia nam życie, pozwała załatwić formalności jednym kliknięciem. Jednak podlega ono pełnej kontroli i przyjdzie moment, kiedy nasz wirtualny awatar zapanuje nad naszym codziennym życiem.

Krzysztof Skowroński

Myśl o tym, że ten numer „Kuriera WNET” będą mogli Państwo czytać, siedząc w kawiarniach, jest oczywiście bardzo przyjemna. Wracamy do prawie normalnego życia, choć – zgodnie z zapowiedzią – nie będzie ono takie samo. Budzimy się w innym świecie z przekonaniem, że takie są konsekwencje pandemii. Ale to przekonanie jest błędne. Kryzys nie jest konsekwencją pandemii. Najpierw był kryzys, a później pandemia. Pandemia pozwoliła na skorzystanie z narzędzi finansowych, których w normalnych warunkach nie można było zastosować. Te narzędzia scentralizowały władzę i przeniosły na inny poziom podejmowanie istotnych decyzji. Jesteśmy bliżej władzy światowej. O nasze interesy teoretycznie dba władza wybierana w demokratycznych wyborach, a praktycznie ponadnarodowe struktury, w których najistotniejszą rolę odgrywają najbogatsi ludzie.

Klasyczne reguły kapitalistycznego rynku przestały obowiązywać. Jeszcze tego nie odczuwamy, bo jesteśmy na początku drogi do nowej normalności.

Zmiany odczujemy za kilka lat, kiedy Nowy Ład w realny sposób będzie kształtował nasze codzienne życie. Teraz niektóre regulacje, jak np. paszport covidowy, traktujemy jako coś, co ma nam ułatwić miłe spędzenie wakacji, a nie jako nowy instrument, który w przyszłości będzie służyć do ograniczania wolności.

Podobnie jest z budowaniem naszej cyfrowej tożsamości. To drugie ja ułatwia nam życie, pozwała wszystkie urzędowe, bankowe czy handlowe formalności załatwić za pomocą jednego kliknięcia. Radując się z tego faktu, zapominamy o tym, że cyfrowe ja podlega pełnej kontroli i że przyjdzie taki moment, w którym ten nasz wirtualny awatar zapanuje nad naszym codziennym życiem.

Ale póki co, korzystajmy z chwili, zamówmy kolejną kawę i przeczytajmy następny artykuł z „Kuriera WNET”. Naprawdę warto. A przy okazji mogą Państwo się zastanowić, czy ten nasz „Kurier” nie powinien zmienić formatu. Przyznam, że w redakcji mniej więcej raz do roku odbywamy rytualną naradę na ten temat. Ale teraz po raz pierwszy prawie jednogłośnie byliśmy za tym, żeby to zrobić, chociaż każdy z nas miał bardzo poważną wątpliwość, czy na pewno tego chcemy. Może to nie jest decyzja, która wisi nad nami jak ciężka, gradowa chmura, ale czujemy, że kiedyś trzeba będzie ją podjąć. Jednak zanim to nastąpi, chcielibyśmy skonsultować się z Państwem – naszymi Czytelnikami.

Pytanie brzmi: czy warto zmieniać format największej niecodziennej gazety w Polsce? W tym wydaniu „Kuriera WNET” niech zabrzmi ono jeszcze nieoficjalnie. Być może za miesiąc będziemy prosić Państwa o głosowanie w tej sprawie.

Nie wiem, czy warto zmienić rozmiary „Kuriera”, ale wiem, że warto rozmawiać. I niech to ostatnie zdanie zabrzmi jako wyraz solidarności z Janem Pospieszalskim i z innymi dziennikarzami, którzy uważają, że ich wolność jest ograniczana. A o problemach dziennikarzy mogą Państwo przeczytać w „Wielkopolskim Kurierze WNET”, którego redaktor naczelną jest Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Poza tym miejmy nadzieję, że w maju zapanuje wiosenna pogoda i będziemy mogli z uśmiechem krzyknąć: Wiosna nasza!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ks. Paś: liczne internetowe publikacje Państwa Islamskiego opisywały pandemię jako karę boską za to, jaki jest Zachód

Jak co wtorek, w „Kurierze w Samo Południe” przedstawiciele „Pomocy Kościołowi w Potrzebie” przybliżają słuchaczom najnowsze informacje związane m.in. ze światową społecznością Chrześcijan.

W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” ks. dr Andrzej Paś opowiada m.in. o bieżącej działalności Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”. Rozmówca Jaśminy Nowak wskazuje, że trwająca pandemia koronawirusa odcisnęła swoje piętno na wielu lokalnych społecznościach chrześcijańskich na świecie:

Żadne wydarzenie we współczesnej historii nie wpłynęło tak na ludność świata jak pandemia Covid-19. Bez względu na rasę, kolor skóry czy wyznanie – pandemia dosłownie zdewastowała strukturę zdrowia publicznego i wstrząsnęła tradycyjnymi kanałami w gospodarce światowej i zarządzaniu. Często z głębokimi konsekwencjami dla Praw Człowieka, w tym prawa do wolności religijnej.

Ks. dr Andrzej Paś porusza temat coraz bardziej aktywnych w dobie pandemii organizacji terrorystycznych. Członkowie ugrupowań przestępczych wykorzystują m.in. spowodowane pandemią problemy władz centralnych do wzmożenia swoich działań w różnych regionach:

Kilka rządów afrykańskich, przytłoczonych pandemicznymi wyzwaniami, przesunęło siły wojskowe i siły bezpieczeństwa aby wesprzeć potrzeby opieki zdrowotnej. Szczególnie w pierwszych miesiącach grupy terrorystyczne, czyli dżihadyści wykorzystali rozproszoną uwagę rządów do nasilenia swoich ataków i umocnienia zdobyczy terytorialnych – relacjonuje gość Radia WNET.

Jak dodaje przedstawiciel „Pomocy Kościołowi w Potrzebie” organizacje terrorystyczne wykorzystują również strach przed pandemią, do manipulacji opinią publiczną i poszerzania swoich szeregów:

Pandemia została również wykorzystana przez ekstremistów do rekrutacji nowych członków. Liczne internetowe publikacje Al-Ka’idy i tzw. Państwa Islamskiego czy Boko Haram opisywało Covid-19 jako karę boską za to jaki jest Zachód, nazywając go „dekadenckim Zachodem”. Obiecywały odporność na wirusa, zapewniały dżihadystom miejsce w Raju.

Gość „Kuriera w Samo Południe” dotyka również tematu pandemicznych teorii spiskowych, które stanowią jedno ze źródeł dyskryminacji wielu mniejszości religijnych, nie tylko Chrtześcijan:

W Internecie mnożyły się teorie spiskowe twierdzące, że to Żydzi spowodowali pandemię. W Indiach takie same zarzuty kierowano do mniejszości muzułmańskiej. A w takich państwach jak Chiny, Niger, Turcja czy Egipt winą za Covid-19 obarczono Chrześcijan – mówi ks. dr Paś.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Rosyjskie MSZ pozbywa się korespondenta TVP z Moskwy. Do 1 września Tomasz Jędruchów musi opuścić Rosję

Korespondent Telewizji Polskiej, Tomasz Jędruchów, będzie musiał opuścić Rosję. Powodem jest brak zgody na przedłużenie akredytacji korespondenckiej po wygaśnięciu obecnej.

Oto ciąg dalszy dyplomatycznych porachunków. Jak podają media, korespondent TVP w Moskwie, Tomasz Jędruchów, znalazł się w trudnej sytuacji.

W ubiegłym tygodniu dziennikarz został wezwany do rosyjskiego MSZ, gdzie poinformowano go, że nie zostanie mu przedłużona akredytacja korespondencka i związana z nią wiza po wygaśnięciu obecnej.

O kłopotach dziennikarza TVP przekazał jako pierwszy portal Wirtualnemedia.pl. Zgodnie z relacją, Jędruchow będzie musiał opuścić Rosję do 1 września. Rosyjscy dyplomaci podkreślają, że decyzja stanowi odpowiedź za niedawne niewpuszczenie do Polski reportera rosyjskiej telewizji państwowej – Jewgienija Reszetniowa.

Jak przekazały władze RP, rosyjskiemu dziennikarzowi zarzuca się wcześniejsze gromadzenie informacji wykorzystywanych później do działań przeciwko Polsce, w tym do prowadzenia dezinformacji. Reszetniow został objęty zakazem wjazdu do Polski na wniosek Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Zakaz ma obejmować okres pięciu lat, dotyczy również zakazu wjazdu do strefy Schengen na trzy lata.

Na ograniczenia zastosowane wobec Jewgienija Reszetniowa rosyjskie MSZ zareagowało ostrym komentarzem, w którym działania polskiego rządu określiło jako „łamanie podstawowych zasad wolności słowa” i „represje wobec dziennikarzy”.

Wiadomo, że Tomasz Jędruchów spotkał się już w tej sprawie z ambasadorem RP w stolicy Rosji, Krzysztofem Krajewskim. Obecna wiza i akredytacja dziennikarza wygasną 1 września tego roku. Do tego czasu korespondent TVP będzie zobowiązany opuścić Federację Rosyjską.

Tomasz Jędruchów jest korespondentem Telewizji Polskiej w Rosji już od 2016 r. Po jego wyjeździe z Moskwy, w Federacji Rosyjskiej pozostaną jedynie korespondenci PAP i Polskiego Radia.

N.N.

Źródło: Onet.pl

Jak szatański „wynalazek” polskiego prawa może zatruć życie na lata/ Piotr Krupa-Lubański, „Kurier WNET” nr 82/2021

Akta sprawy leżały nie wiadomo gdzie i nic się nie działo. A na koniec okazało się, że prokuratura wymyśliła sobie przepis, na podstawie którego może nas nawet nie zawiadomić, że ma w d… naszą sprawę.

Piotr Krupa-Lubański

Nakazy upominawcze w postępowaniach uproszczonych zostały wymyślone dawno temu do szybkiej i hurtowej obróbki niezapłaconych rachunków za telefon, prąd czy gaz. Cała procedura odbywa się bez procesu sądowego, czy nawet analizowania treści roszczeń.

Pozwy są taśmowo przerabiane na nakazy zapłaty z orzełkiem w nagłówku i jeśli nie zostaną oprotestowane przez pozwanego (bo np. ktoś zadba o to, aby nigdy nie były mu dostarczone), to stają się prawomocne.

Co więcej, mimo że procedura została wymyślona do szybkiej obróbki „drobnicy”, nie ustalono nigdy górnego limitu kwotowego roszczenia (np. 3000 zł), które może być ściągane w ten banalny sposób. To zwykłe barbarzyństwo. To „niedopatrzenie” wygląda na celową robotę lub skrajną głupotę ludzi stanowiących prawo w tym kraju. Tego typu luka daje narzędzie przestępcom i jest systematycznie wykorzystywana do wyłudzania czasem wielomilionowych kwot. Procedura jest na tyle uniwersalna, że można przy jej pomocy okraść każdego – i przedsiębiorcę, i „zwykłego” obywatela. Mało kto jest tego świadomy. A oto opowieść o dziesięcioletniej już historii jednego z takich nakazów.

Ludzie, którzy ukradli udziały założycieli portalu eBilet i sprzedali je Allegro w roku 2020, mają na swoim koncie tuzin wszelkiego rodzaju przekrętów prawno-sądowych. Takie działanie umożliwia im nadal dziurawe prawo, niekompetencja urzędników sądowych oraz nieetyczne postępowanie sędziów, w tym byłego przewodniczącego XX wydziału gospodarczego w Warszawie, Macieja Kruszyńskiego, obecnie sędziego sądu apelacyjnego (!), który nie wycofał się ze składu orzekającego w sprawie… jego własnych wcześniejszych postanowień z czasów, gdy był sędzią sądu okręgowego. Co na to zasady etyki zawodowej sędziów oraz ustawa (art. 399 par 1 i 2 kpc), która wyraźnie zakazuje takich praktyk, a wyroki powstałe w ten sposób uznaje za nieważne?

Nie popisał się również sędzia Trybunału Konstytucyjnego, który w ogóle nie zrozumiał istoty luki prawnej, celowo wprowadzonej kiedyś do procedury, w ramach ekonomicznych (!) oszczędności, a polegającej na tym, że postępowania sądowe, wydane z naruszeniem wspomnianej wyżej ustawy, a kończące się Postanowieniem, są niezaskarżalne w polskim prawie, podczas gdy te kończące się Wyrokiem, można skarżyć.

Jest to skrajne łamanie konstytucji i praw obywateli, jednak świeżo upieczony specjalista z Trybunału nie zorientował się w sytuacji (zainteresowanych odsyłam do treści skargi konstytucyjnej, zamieszczonej na stronie: www.eBiletHistoria.pl, w zakładce „skarga konstytucyjna”).

Stacja 1

Rok 2012. 5 identycznych, sfingowanych pozwów. Sfałszowane roszczenie na pół miliona trafia wiosną 2012 roku do XX wydziału Sądu Okręgowego w Warszawie. Rzekomy materiał dowodowy to niepoświadczone, w większości nieczytelne (!) kserokopie standardowych dokumentów, jakie występują w każdej firmie i nie świadczą zupełnie o niczym, może tylko o tym, że firma funkcjonuje. Kserokopie tych neutralnych dokumentów sumowały się do kwoty ok. 200 tys. zł. Mimo to oszuści zażądali w „pozwie” 454 tys. złotych. Takich pozwów było w tym czasie pięć, wszystkie według tego samego schematu, różniące się jedynie kwotami i zakresem dat – łącznie oszuści próbują wyłudzić 1,3 mln zł.

To ci sami ludzie, którzy w roku 2010 usiłowali wyłudzić 1,7 mln zł, fałszując adresy doręczeń, a w następnych latach, już po przywłaszczeniu udziałów założyciela eBilet, uciekli z portalem do następnej spółki, potem na Cypr, a stamtąd sprzedali go spółce Allegro za dość duże pieniądze.

Stacja 2

Nakaz upominawczy XX GC 305/12. Sąd Okręgowy w Warszawie, XX Wydział Gospodarczy. Referendarz sądowy Paweł Karlikowski, zamiast skierować tak nędznie uszyty „pozew” do postępowania zwykłego, czyli normalnego procesu sądowego, wydaje nakaz zapłaty na żądaną, sfingowaną kwotę – w ogóle nie zagląda do załączników i ignoruje to, że „kserokopie” nie sumują się nawet do połowy żądanej przez oszustów kwoty. Nie przejmuje się tym, że dokumenty uwidocznione na kserokopiach nie potwierdzają w żaden sposób ich roszczeń, a dołączona opinia jakiegoś rzekomego biegłego, czyli tzw. „opinia prywatna”, dotyczy zupełnie innych kwestii i innego okresu. Jak w wojsku, „sztuka się liczy”.

Stacja 3

Poczta Polska. Nakaz wydany przez referendarza nigdy nie zostaje dostarczony pozwanemu. Listonosz zaznacza na kwitku, że rzekomo włożył awizo w drzwi mieszkania. Śmieszne. Zamknięte, strzeżone osiedle w centrum Warszawy, działające domofony i skrzynki pocztowe w świetnym stanie. Poczta przychodzi co tydzień. Nagle listonosz, a może ktoś z łapanki urlopowej Poczty Polskiej (lato 2012 roku), wpada na pomysł włożenia awiza w drzwi.

Prasa opisywała wiele przypadków korumpowania listonoszy tak, aby ważna przesyłka lub wiedza o niej nigdy nie dotarła do adresata. Kiedyś na Śląsku przejęto w ten sposób średniej wielkości firmę, pisała o tym „Gazeta Prawna”; listonosz przyznał się do winy.

Dlatego dobrym zwyczajem jest chodzić dwa razy w miesiącu osobiście na pocztę i odbierać listy. Tak jest bezpieczniej.

Stacja 4

Nakaz się uprawomocnia. Ponieważ zawiadomienie o nakazie na pół miliona złotych nie zostaje odebrane przez adresata (który nic nie wie o przesyłce), sąd uznaje je za doręczone (!) i wobec braku sprzeciwu, wydaje prawomocny wyrok. Dziś można by argumentować, że nie da się już tak „dostarczać” przesyłek. Nieprawda. Wystarczy, żeby ktoś się podpisał na zwrotce. Jak sprawa wyjdzie na jaw i policja wdroży za pół roku śledztwo, to listonosz już nie będzie pamiętał, kto i w jakich okolicznościach to podpisał. Pracownik sekretariatu sądowego też może w tym pomóc. Ci z sekretariatu XX Wydziału mają na swoim koncie (tylko w sprawach eBilet.pl) przynajmniej 4–5 bardzo kontrowersyjnych akcji, w których niby nie sposób udowodnić umyślności działań, jednak powtarzalność i rezultaty dają do myślenia.

Przykłady? Wielomiesięczne przetrzymywanie pism, które sędzia nakazał wysłać do biegłych, sfingowanie wysłania odpisu pozwu do pozwanego, generujące skutki formalne (mała kopertka z pokwitowaniem wysłania pozwu, ale bez samego pozwu), przekręcanie nazw spółek w pismach kierowanych do Allegro, aby to mogło się wykręcać od ujawnienia, w jaki sposób weszło w posiadanie przedsiębiorstwa eBilet (zostało za to pozwane w roku 2020 – treść pozwu wisi publicznie na stronie www.eBiletHistoria.pl), wprowadzanie w błąd prokuratury prowadzącej śledztwo w sprawie eBilet – prokuratura pyta o sprawę XX GC 611/14, a pracownik sekretariatu odpisuje, że przecież sprawa XX GC 622/11 dawno się już skończyła oddaleniem pozwu. Dobre, nie? A na koniec, gdy Sędzia postanawia, że biegli muszą wyliczyć wysokość odszkodowania, natychmiast giną akta całej sprawy i mimo upływu kolejnych 3 lat, nadal nie ma gotowej opinii, chociaż publicznie wiadomo, za ile Allegro kupiło eBilet.

Stacja 5

Sąd odrzuca wszelkie skargi i pozwy.

Gdy wreszcie przekręt wychodzi na jaw i pozwany składa do sądu sprzeciw i wnioski o wznowienie sprawy, wytykając uchybienia ze stacji 1, 2 i 3, przewodniczący XX Wydziału z uporem godnym lepszej sprawy oddala sprzeciwy i odrzuca wszelkie pozwy w tej sprawie, mimo że krok po kroku ujawniane są wyniki pozostałych czterech pozwów złożonych przez oszustów. Te trafiają na rozsądnych sędziów i zostają odrzucone już na pierwszych rozprawach z powodu braku jakichkolwiek dowodów

Łobuzeria nie ma odwagi nawet składać apelacji, bo wie, że nie ma żadnych szans. Mimo tak pełnego obrazu rozboju (5 identycznych, bezpodstawnych pozwów złożonych w 3 miesiące do dwóch wydziałów sądowych), XX Wydział nie chce przyznać się do błędu w tej sprawie, co więcej, to właśnie w jednej z tych spraw, wygranej przez pozwanego, pracownik sekretariatu XX Wydziału wysyła wspomnianą kopertę z „doręczeniem bez doręczenia” (do wiadomości przewodniczącej wydziału oraz CBA – chodzi tu o sprawę XX GC 888/12). Sędziowie orzekający o zachowaniu, ewidentnie przekręconego, „nakazu upominawczego” XX GNc 305/12, mają już do dyspozycji wyroki z dwóch pozostałych spraw, rozstrzygniętych w tym samym wydziale: XX GC 888/12 oraz XX GC 1034/12. Wyroki są miażdżące dla sprawców, a mimo to w sprawie nakazu sędzia Kruszyński i sędzia Rachocka postanawiają go podtrzymywać. O co tu chodzi?

Stacja 6

Zakaz pracy i działalności gospodarczej. Omawiany tu nakaz jest istotną uciążliwością. Pozwany ma od 10 lat zajęcie komornicze. Jego pierwotna kwota urosła z pół miliona do obecnych (wiosna 2021) 1,2 mln zł. Pozwany oczywiście nie zaspokaja oszustów i nie spłaca tego rzekomego, bandyckiego zobowiązania. Jednak nie może podjąć żadnej etatowej pracy ani uruchomić działalności gospodarczej, ponieważ jego konto natychmiast zostałoby zajęte.

Stacja 7

Sąd apelacyjny i Poczta Polska. Ręka rękę myje, czyli „świadek”, który ma interes we wpływaniu na sprawę. Sprawa trafia do sądu apelacyjnego, który żąda rozpatrzenia jej jeszcze raz i odpytania Poczty Polskiej o działania listonosza. Sąd okręgowy wykonuje te polecenia i żąda od poczty wyjaśnień. Ta odpowiada, że wszystko było w porządku i kłamie w żywe oczy, że listonosz zakreślił „awizo w skrzynce”, chociaż na pokwitowaniu w aktach jest „awizo w drzwiach”.

Poczta ma oczywisty interes w chronieniu listonosza i siebie, ponieważ jest instytucją posiadającą monopol na dostarczanie przesyłek sądowych i dobrze na tym zarabia. Ma też władzę pozbawić nas całego dorobku życia – wystarczy, że dobrze sfałszuje doręczenie, tak aby sąd mógł uznać, że dostaliśmy ten czy inny wyrok.

Dla sądu to jednak wygodna sytuacja. Skoro Poczta Polska pisze, że wszystko było OK, to sąd ma podkładkę, która zwalnia go z przyznania, że przez swoje skrajne niedbalstwo przyłożył rękę do rabunku. Referendarz Karlikowski i sędzia Kruszyński zyskali ekskuzę. Sąd Okręgowy nawet nie przesłuchał listonosza, co było skrajną niestarannością. Po co miał robić wstyd kolegom sędziom? Sprawa trafiła znowu do sądu apelacyjnego, który znowu potwierdził oczywiste kłamstwo, chociaż dysponował kwitami wypełnionymi przez listonosza.

Kiedyś wśród prawników funkcjonowało powiedzenie: „niezbadane są wyroki sądów rejonowych i okręgowych”… Miało ono sugerować, że ewentualna korupcja lub niekompetencja nie sięga do sądów apelacyjnych. Ten pogląd jest już niestety dawno nieaktualny. Bardzo kiepska pozycja Polski w światowych rankingach Transparency International, czyli korupcji, musi wynikać z jakichś konkretnych przypadków jednostkowych. Kto wie, czy nie właśnie z takich.

Stacja 8

Anachronizmy w doręczeniach. Fałszowanie adresów doręczeń było główną metodą, przy pomocy której dokonano kradzieży udziałów założycieli eBilet. Teoretycznie procedury te trochę poprawiono, jednak nadal obowiązuje nas (lub naszych pełnomocników) odwiedzanie poczty nie rzadziej niż co 14 dni. Jesteśmy do nich przywiązani niczym chłopi pańszczyźniani do ziemi – pod rygorem utraty majątków.

Nie sposób jest zrozumieć, dlaczego państwo polskie nie uruchomi portalu, na którym każdy obywatel mógłby sprawdzić, czy jakaś instytucja czegoś od niego nie chce.

Portalu, gdzie byłyby rejestrowane wszelkie wezwania czy pozwy, i który powiadamiałby nas o tym mailem lub sms-em, nawet jeśli w tym czasie żeglujemy po Atlantyku. Istniejące portale sądowe nie spełniają tej roli, ponieważ nie ma żadnej gwarancji, że poinformują nas o sprawach, które dopiero się zaczynają, no i są ograniczone do spraw sądowych. Za mało mamy informatyków w kraju?

Stacja 9

Etyka sędziego sądu apelacyjnego. Minęło kilka lat. Przewodniczący XX Wydziału awansował do sądu apelacyjnego, a pozwany ponownie wniósł pozew o unieważnienie nakazu do sądu okręgowego. Znowu go odrzucono. Trafił więc znowu do sądu apelacyjnego, który znowu postanowił go odrzucić (to już chyba trzeci raz). Tym razem jednak okazało się, że w rozpatrywaniu sprawy brał udział ten sam sędzia Maciej Kruszyński, który 5 lat wcześniej, w sądzie okręgowym, zdecydował o podtrzymaniu nakazu i uniemożliwieniu pozwanemu, założycielowi eBilet, uczciwego procesu. Procesu, o którym było wiadomo, że zostanie natychmiast przegrany przez oszustów, ponieważ roszczenie nie dość, że było sfingowane i pozbawione jakichkolwiek dowodów, to jeszcze w chwili złożenia było przeterminowane, zatem bez żadnych szans na wyrok w normalnym postępowaniu. Nakaz upominawczy przepchnięty za plecami pozwanego był jedyną możliwością uzyskania wyroku – te wszystkie kwestie nie miały jednak znaczenia dla sędziego Kruszyńskiego. Sędzia ten powinien się natychmiast wyłączyć z tej sprawy, jednak tego nie zrobił. Naruszył w ten sposób art. 45 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, czyniąc wydane przez sąd apelacyjny postanowienie nieważnym. I tu dopiero zaczęła się zabawa.

Stacja 10

Trybunał Konstytucyjny. Obecność sędziego Kruszyńskiego w składzie sądu apelacyjnego rozpatrującego sprawę uczyniła jego orzeczenie nieważnym z mocy ustawy (art. 379 pkt 4 kpc, art 391 par 1 kpc, art. 361 kpc).

Polskie prawo nie przewiduje procedury, w której można by takie nieważne postanowienie zaskarżyć. Po prostu art. 399 par 1 i 2 kpc pozwala stwierdzić nieważność „Wyroku”, w którego wydaniu brał udział sędzia wyłączony z mocą ustawy, a nie przewiduje tego samego, gdy dochodzi do nielegalnego wydania „Postanowienia” kończącego sprawę.

To nie jest żart. To jest komedia. Dziurawe prawo w byle jakim państwie.

Mamy wierzyć, że nikt tego nie zauważył przez ostatnie 30 lat stanowienia prawa? Ktoś postanowił po prostu zaoszczędzić na pracy sądów i nie dał możliwości skarżenia nielegalnie wydanych postanowień, nawet jeśli te dotyczą milionowych kwot i rujnują komuś życie. Albo celowo zostawił taką lukę, bo może się kiedyś przyda. Jak to możliwe, że środowiska prawnicze nie wymuszają na ustawodawcy czy ministrze sprawiedliwości usuwania takich czarnych dziur polskiego prawa? Ano tak to, że w mętnej wodzie łatwiej te ryby obrabiać. Nie chodzi przecież o stworzenie cywilizowanego kraju, tylko o dorobienie się porscha i paru nieruchomości. Tak, piję tu do kolegów z klasy. Obrzydzenie bierze.

W tej sytuacji mój pełnomocnik, człowiek wielkiej klasy, przygotował skargę konstytucyjną opisującą tę rażącą niekonsekwencję procedur i złożyliśmy ją w Trybunale Konstytucyjnym. I co dalej? Okazało się, że świeżo przyjęty do TK sędzia w ogóle jej nie zrozumiał i nie została przyjęta.

Mimo, że była napisana językiem zrozumiałym dla gimnazjalisty (treść na stronie www.eBiletHistoria.pl). Znowu „przypadek” czy tylko rażąca niekompetencja?

Stacja 11

Prokuratura Rejonowa i Krajowa. W sprawie oszukańczego wyłudzenia nakazu sądowego oraz ciągłego usiłowania wyłudzenia przeszło miliona złotych, pozwany wszczynał wielokrotnie postępowania prokuratorskie, które były umarzane w skandalicznych okolicznościach. Wyroki sądów cywilnych, które bezwzględnie negatywnie oceniały pracę prokuratorów wojskowych (!), wiszą również na stronie eBiletHistoria.pl. Dlaczego wojskowych?

Otóż ludzie, którzy dokonali przejęcia eBilet.pl, byli wielokrotnie widywani w kręgach MSW, a dziś są w wieku mocno emerytalnym. Na stronie można też znaleźć korespondencję Prokuratora Generalnego, Andrzeja Seremeta, który nie pozostawia suchej nitki na tej sprawie, bardzo krytycznie oceniając w 2015 roku pracę własnej prokuratury. Po zmianie władzy prokuratura działa jednak równie źle.

Przez ostatnie kilka lat Prokuratura Krajowa zwodziła nas rzekomym rozpatrywaniem skargi nadzwyczajnej, podczas gdy akta sprawy leżały nie wiadomo gdzie i nic się nie działo. A na koniec okazało się, że prokuratura wymyśliła sobie przepis, na podstawie którego może nas nawet nie zawiadamiać o tym, że ma w d… naszą sprawę. Skarga nadzwyczajna to fikcja.

Podobnie fikcyjna i pozorna jest praca Prokuratury Okręgowej – Wydziału ds. zorganizowanej przestępczości gospodarczej, który od 3–4 lat udaje, że prowadzi postępowanie w sprawie wyprowadzenia eBiletu na Cypr, oszukania jego założycieli i skarbu państwa. Zamiast sprawnie użyć konfiskaty rozszerzonej i potrząsnąć Allegro, które dokonało zakupu firmy pochodzącej z kradzieży (w kontekście moich 29% udziałów), zachowuje się, jakby nie chciał sprawiać sprawcom żadnych kłopotów.

Stacja 12

Sąd Najwyższy. Zmartwychwstanie? To chyba jedyne światełko w tunelu w tej sprawie.

Jesienią ubiegłego roku (2020) Sąd Najwyższy unieważnił przekręt komornika z 2011 roku i zawyrokował o nielegalności i nieważności przejęcia udziałów w eBilet (wyroki na stronie www). Wreszcie sąd nazwał złodziejstwo po imieniu. Nie zrobiło to jednak wrażenia na Prokuraturze Krajowej, która ociąga się z wniesieniem skargi w sprawie nakazu upominawczego, czekając, aż przedawni się przewidziany na to termin.

Wygląda na to, że prokuratura to „państwo w państwie” i nie musi się przejmować Sądem Najwyższym. Ani boskim, ani ludzkim.

Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „Droga krzyżowa z nakazami upominawczymi” znajduje się na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „Droga krzyżowa z nakazami upominawczymi” na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Idee wolnomularskie przenikały do PRL różnymi drogami / Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” nr 82/2021

Masonów w PRL nie represjonowano, ale nawet dopuszczono do kontraktu stulecia, jakim był Okrągły Stół, byli więc jednym z partnerów komunistów w transformacji i jej beneficjentami.

Andrzej Świdlicki

Opozycyjni intelektualiści PRL, masoneria, Zdzisław Najder

W recenzji z książki Wojciecha Wasiutyńskiego Źródła niepodległości Zdzisław Najder zbeształ autora, że poważnie traktuje pojęcie ‘mentalności masońskiej’, którym posługiwał się lider Narodowej Demokracji Roman Dmowski. Nazwał to niedźwiedzią przysługą wyświadczoną temu politykowi. Samo pojęcie ‘mentalności masońskiej’ zaliczył do pięciu najbardziej rozpowszechnionych „koncepcji konspiracyjnych”, nazwał „przejawem myślenia magicznego a jednocześnie kompleksu niższości i poczucia bezsiły”. Takie koncepcje – pisał – „rozpowszechniają się wówczas, kiedy ludzi, którzy czują się zagrożeni, nie stać na trzeźwą analizę procesów historycznych, których są podmiotem”. „Jest to ten sam typ myślenia – kontynuował – który przypisuje poruszanie się maszyn tkwiącym w środku demonom” („Kultura” 4/1978).

Z dzisiejszej perspektywy ta próba zdyskredytowania pojęcia ‘masońskiej konspiracji’ wygląda na samoobronę, bo sam Najder tkwił w niej po uszy.

Według jego syna Krzysztofa, Zdzisław Najder (1930–2021) był: „człowiekiem wybitnym, ale też kontrowersyjnym i pełnym sprzeczności”. Charakterystyka trafna, niewystarczająca.

Z zawodu literaturoznawca, znawca twórczości Josepha Conrada, z temperamentu publicysta, z przekonań integracjonista, atlantysta, globalista, germanofil, w okresie późnego Gierka animator dysydenckiej grupy intelektualistów Polskie Porozumienie Niepodległościowe (PPN), dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa (1982–87), w maju 1983 skazany na karę śmierci przez sąd wojskowy w sfingowanym procesie o szpiegostwo, w okresie transformacji doradca Lecha Wałęsy i szef zespołu doradców premiera Jana Olszewskiego. Służbie Bezpieczeństwa PRL znany jako TW „Zapalniczka” i „Conrad”. Jego współpraca z SB pod pierwszym z tych kryptonimów wyszła na jaw przy okazji wyrównywania lustracyjnych porachunków między rządem Olszewskiego a prezydentem Wałęsą. Niewątpliwie postać politycznie aktywna, w świecie obyta, może wydawać się barwna, ale niekomunikatywna i skryta.

Tłumacząc się z kontaktów z policją polityczną PRL (1957–63), mówił o „grze”, „wprowadzaniu w błąd”, „ochronie przyjaciół”, „sondowaniu przeciwnika”. Dawał do zrozumienia, że jego kontakty same w sobie nie były naganne, a gdyby stała za nim jakaś organizacja, to byłyby usprawiedliwione. Te tłumaczenia w najlepszym razie uznano za racjonalizację kolaboracji ex post, najczęściej z nich kpiono.

Teoretycznie Najder w młodym wieku 28 lat mógł sobie wyobrażać, że w okresie odwrotu od październikowej odwilży warto było wysondować MSW w sprawie inicjatywy „obudzenia” masonerii. Być może widział w wolnomularstwie nową, tolerowaną przez władze formę politycznej aktywności, bo antykościelną i antyendecką.

Można się zastanawiać, czy wolnomularstwo było tematem rozmów Najdera z Józefem Retingerem w Oksfordzie w 1957 r., gdy po raz pierwszy jako początkujący literaturoznawca wyjechał za granicę na 7-miesięczne stypendium ZLP, ściągając na siebie po powrocie uwagę Wydziału IV Departamentu III MSW.

Retingera – szarą eminencję polityki europejskiej – posądza się o członkostwo we francuskiej loży Les Renovateurs i polskim oddziale B’nai B’rith. Według Bogdana Podgórskiego: „przyjęcie tej tezy [że Retinger był masonem] powoduje […], że wszystko, co dotyczy jego osoby, nagle staje się zrozumiałe i przestaje być tak tajemnicze. Również ta jego tajemniczość oraz to, że działał zawsze za kulisami, wskazywałoby na charakterystyczny dla masonerii styl działania. To mogłoby również tłumaczyć fakt, że zawsze był lepiej i szybciej poinformowany od innych” (B. Podgórski, Józef Hieronim Retinger).

O Retingerze mówi się, że miał zmysł do wyłapywania obiecujących talentów i inspirowania ich pomysłami. Być może w Najderze dopatrzył się potencjału. Podobieństwa między nimi są zastanawiające. Pierwszy współtworzył zza kulis Klub Bilderberg, będący tajnym samozwańczym towarzystwem wszystko-lepiej-wiedzących polityków i bankierów, a drugi grupę PPN – tajne towarzystwo wszystko-lepiej-wiedzących wolnomyślicieli, a później także Społeczną Radę Gospodarki Narodowej. Gremia te miały ambicje polityczne, a liczył się dla nich punkt widzenia elit.

Bilderberg i PPN myślały perspektywicznie o urządzeniu świata, zakładając jego integrację w ponadnarodowych strukturach. Miały więc cele znacznie wykraczające poza klub dyskusyjny. Realizowali je zza kulis, chcąc wpływać na polityczne decyzje ludzi u władzy. To ostatnie jest zresztą charakterystyczne dla masonerii, stroniącej od jawnej działalności politycznej, z której można by ją rozliczyć, lecz interesującej się polityką od strony programów, koncepcji, zasad uprawiania, taktyki.

Zarówno Retinger, jak i Najder słabo rozumieli gospodarkę, nie mieli doświadczenia w administracji, lecz za to byli skłonni zastępczo myśleć za innych i podsuwać pomysły.

Retinger mógł mieć wpływ na przyznanie Najderowi stypendium Fundacji Forda – jej dyrektor na Europę, Shephard Stone, był aktywny w Bilderbergu i przebywając w Warszawie, spotkał się z działaczami Klubu Krzywego Koła i prywatnie z Najderem. Niewykluczone, że w 1959 r., przebywając w USA na stypendium Forda, dzięki czyjemuś poparciu, być może Retingera, Najder dostał dodatkowe 9-miesięczne stypendium doktoranckie w St. Antony’s College w Oksfordzie. Co jeszcze ciekawsze, przezornie wystarał się o nowe w następnym roku. Zastanawia, że mało znany naukowiec – nie wiadomo, czy literaturoznawca, czy filozof-estetyk, z kraju zza żelaznej kurtyny – miał taką łatwość w załatwianiu sobie stypendiów doktoranckich w oksfordzkim college’u powiązanym z Foreign Office.

Przedłużenie pobytu za granicą skomplikowało mu stosunki ze Służbą Bezpieczeństwa, więc za cenę paszportu gotów był do ustępstw. W czerwcu 1961 r., obiecując bezpiece konkretne usługi, wyjechał do Anglii po raz trzeci. Retinger wówczas nie żył, ale Najder przyjaźnił się z jego osobistym sekretarzem Janem Pomianem. Po powrocie do Polski w kwietniu 1962 r. wykręcał się od kontaktów z MSW, zdjęto go więc z rejestru aktywnych TW i w 1964 r. ukarano odmową paszportu.

Warto mieć przed oczyma kalendarz: Najder wrócił z przedłużonego pobytu na stypendium Forda latem 1960 r., na około pół roku przed „przebudzeniem” niezależnej loży „Kopernik” rytu szkockiego przez siedmiu przedwojennych mistrzów.

Kilka miesięcy po jego powrocie z drugiego stypendium w St. Antony’s jego bliski przyjaciel J. Olszewski został zalożowany w „Koperniku”, gdy już było wiadomo, że niczym to nie grozi. Najder przyjaźnił się z przyjętym do „Kopernika” w lutym 1961 r. Janem Józefem Lipskim, znanym mu z Klubu Krzywego Koła. W 1962 r. Lipski uzyskał trzeci stopień wtajemniczenia, w tym samym roku awansował na przewodniczącego loży, a z czasem na Wielkiego Mistrza Loży Narodowej Polski.

(Na marginesie warto zauważyć, że koleżanką J.J. Lipskiego z Instytutu Badań Literackich była Jadwiga Kaczyńska, a on sam miał wychowawczy wpływ na bliźniaków Lecha i Jarosława).

Lipski tłumaczył, że masoneria dawała kontakty zagraniczne i finansowe wsparcie m.in. na pomoc dla represjonowanych. Istotnie Polska Loża Macierzysta „Kopernik” z siedzibą w Paryżu, działająca w strukturach Wielkiej Loży Francji, takiego wsparcia udzieliła co najmniej przy dwóch okazjach i reprezentowała polskie wolnomularstwo za granicą. Olszewski mówił, że masoneria miała zabawne rytuały, ale służyła za dogodną przykrywkę działalności opozycyjnej.

Z pewnością bezpieka mniej interesowała się panami w określonym wieku o dziwnym upodobaniu do fartuszków, cyrklów i ptaka sowy, którzy na przesłuchaniu mogli udawać ekscentrycznych pomyleńców, niż np. niezależnym ruchem związkowym czy niepokornymi księżmi.

Masonów w PRL nie represjonowano, ale nawet dopuszczono do kontraktu stulecia, jakim był okrągły stół, byli więc jednym z partnerów komunistów w transformacji i jej beneficjentami.

W końcówce rządów Edwarda Gierka Olszewski i Najder działali w PPN, grupie o wyraźnych cechach wolnomularskich, a Lipski zaangażował się w Komitecie Obrony Robotników, gdzie był jednym z czterech wolnomularzy obok Edwarda Lipińskiego, Ludwika Cohna i Jana Kielanowskiego. Stosunki Najder-Olszewski po ujawnieniu zapalniczkowego epizodu w życiorysie conradysty były możliwym powodem zerwania stosunków między nimi. Najder przyznał się przyjacielowi, że brał od SB pieniądze, ale zrobił to dopiero pięć miesięcy po publicznym ujawnieniu współpracy. Olszewski, początkowo nastawiony wstrzemięźliwie do zapalniczkowych rewelacji ujawnionych w „Nie” Jerzego Urbana, mógł poczuć się wywiedziony w pole.

„Czy jest Pan masonem”? – zapytał Najdera nieco obcesowo Roman Kałuża, autor niepublikowanej książki o nim pod intrygującym tytułem „Człowiek z cienia”. „Nigdy nie byłem” – odparł zapytany. Przyznał zarazem, że „znał ludzi, którzy mieli taką opinię”, a „jego entuzjazm dla europejskiej integracji bywał interpretowany jako kosmopolityzm”.

Człowiek z cienia nie ukazał się drukiem. Najder nie zaaprobował końcowej wersji, mimo że cała książka była kompilacją rozmów z nim. Zagroził nawet, że się od niej odetnie, jeśli wyjdzie wbrew jego woli.

Kosmopolityzm, czyli postawa uznająca, że ojczyzną człowieka nie jest kraj urodzenia ani nawet zamieszkania, lecz cały świat, wyrażająca się w dążeniu do zbudowania jego politycznej i społecznej jedności – to podstawowy składnik wolnomularskiej filozofii: „Narodowości we współczesnej Europie stają się – stopniowo, powoli ale wyraźnie – szczególnymi i niepowtarzalnymi pomostami do ludzkości” – pisał Najder w 1989 r., dając do zrozumienia, że nie są wartością samą w sobie (Wymiary polskich spraw, Most, Warszawa 1990, s. 147). Jego teksty często zawierają odniesienia do pomostów, okien i bram, zupełnie jakby przewidywał eurobanknoty wyobrażające abstrakcyjne budowle.

Nie tylko Roman Kałuża podejrzewał Najdera o związki z masonerią. Za masona brano go w Wydziale XIV Departamentu I MSW, który rozpracowywał go bardzo skutecznie w ważnym okresie, gdy działał w PPN, dyrektorował RP RWE i był czynny w polskim życiu politycznym na wczesnym etapie transformacji. Wydział nielegałów MSW ufundował mu nawet stypendium, o którym on sam sądził, że pochodziło od katolickiej fundacji z Niemiec. Nielegał (agent niekontrolowany przez lokalną rezydenturę) Andrzej Madejczyk, „Lakar”, podwójny agent Służby Bezpieczeństwa i zachodnioniemieckiego BND, przyjaźnił się z nim długo i blisko, skutecznie szkodząc Wolnej Europie, zwłaszcza na bardzo ważnym podwórku rzymskim, co opisałem w książce Pięknoduchy, radiowcy, szpiedzy… (wyd. Lena, Wrocław 2019).

Podejrzewanie Najdera o związki wolnomularskie mogło tkwić u podłoża niezrozumiałej niechęci do niego ustępującego dyrektora RP RWE Zygmunta Michałowskiego. Niska opinia, jaką Michałowski miał o tekstach PPN, i zgroza na myśl, że Najder przychodził do Monachium realizować politykę Jerzego Giedroycia, nie tłumaczą w pełni ostentacyjnego dystansowania się Michałowskiego od niego ani akcentowania swoich związków z Kościołem dla wykazania kontrastu.

Dystans wobec Najdera utrzymywał także prymas Józef Glemp i Episkopat Polski. Biskupi nie wstawili się za nim po skazaniu na karę śmierci, za to episkopat skarżył się ambasadzie USA na niektóre komentarze polityczne rozgłośni. Skutkiem było to, że Watykan – do połowy lat 80. międzynarodowa giełda informacji o Polsce – był dla Najdera spiżową bramą.

Czy ten niechętny stosunek hierarchów tłumaczy antyreklama, którą w Stolicy Apostolskiej robił Wolnej Europie i Najderowi nielegał Madejczyk? Po części tak, ale możliwe, że episkopat scedował na niego część swojej niechęci do Jerzego Giedroycia lub podejrzewał, że dyrektor RP RWE był zalożowany. Podejrzeń nie było za to w Londynie, gdzie prezydent RP Edward Raczyński po wyroku sądu wojskowego odznaczył Najdera Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, a po odejściu z Monachium nazwał „wielce zasłużonym dla sprawy polskiej”.

Obok kosmopolityzmu cechą masońską („ostoją” według Deklaracji Europejskiej Konferencji Wolnomularskiej ze Strasburga z 1993 r.) jest entuzjazm dla europejskiej integracji. W jej promocji wolnomularstwo odegrało prominentną rolę, by przypomnieć postać austriackiego arystokraty i masona Richarda Coudenhove-Kalergiego, członka loży „Humanitas”, który w latach 20. XX wieku ogłosił manifest postulujący otwarcie granic i wymieszanie ludności, czyli zniszczenia narodowej tożsamości i patriotyzmu. Kilkadziesiąt lat później dzięki takim pomysłom Europa coraz mniej jest Europą, a za to coraz bardziej domem całego świata. Po wojnie ważną rolę w ruchu europejskim odegrał Retinger, współtwórca działającego od 1954 roku Klubu Bilderberg będącego uzupełnieniem amerykańskiej Council on Foreign Relations, na co wskazuje pokrywanie się członkostwa i pokrewieństwo celów politycznych.

Współzałożycielem innej globalistycznej organizacji – Komisji Trójstronnej (USA, Europa i Japonia) jest współpracownik Davida Rockefellera Zbigniew Brzeziński. Komisja działa od 1973 r. na zasadach przyjętych przez Retingera przy organizowaniu Bilderbergu. Brzeziński – członek Bilderbergu od połowy lat 60. – był politycznym guru dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE Jana Nowaka. Najder także go znał, konsultował się z nim m.in. przed zainaugurowaniem PPN i w okresie, gdy ważyły się jego losy w radiu.

Trio Nowak-Brzeziński-Najder za pośrednictwem Wolnej Europy, jedynego niekontrolowanego przez komunistów massmedium, zarządzało percepcją Polaków w PRL, kształtując horyzont ich wyobrażeń o tym, co było politycznie możliwe (czytaj: zgodne z długofalowym interesem politycznym Stanów Zjednoczonych).

Innym łącznikiem między Bilderbergiem a Wolną Europą jest zasłużony w jej utworzeniu C.D. Jackson – magnat prasowy i przyjaciel Eisenhovera, którego imieniem nazwano największą salę w siedzibie RWE w Monachium. Kleine, aber nette Gesellschaft, którego duchowym patronem jest Retinger.

Nowak i Najder byli sobie bliscy nie tylko dzięki znajomości z Brzezińskim, ale także poglądowo. Pierwszy z nich do 1962 r. był członkiem, wcześniej działaczem PRW NiD (Polskiego Ruchu Wyzwoleńczego Niepodległość i Demokracja), stawiającego sobie za cel utworzenie światowego państwa, co jest celem masonerii: „Powiązane w skali światowej narody [sfederowane] zachowają swą niepodległość przy jednoczesnym ograniczeniu swej suwerenności państwowej na rzecz odpowiednich ogniw Państwa Światowego” (NiD, Karta Wolnego Polaka). Polska w wyobrażeniu NiD miała być niepodległa z nazwy, a sfederalizowana w treści. Nasuwa to skojarzenia ze stalinowską formułą Polski narodowej w formie i socjalistycznej w treści. Z kolei w dokumencie PPN (Polskie Porozumienie Niepodległościowe Wybór tekstów, Polonia, Londyn 1989) można znaleźć pean ku czci masońskiej cnoty braterstwa jako podstawy procesów integracyjnych w Europie: „wierzymy w powszechną ewolucję stosunków międzynarodowych w kierunku współpracy wolnych, równouprawnionych, znających się nawzajem narodów i w dalszą erozję centralistycznych mocarstw.

Wierzymy w suwerenną Polskę w dzisiejszych granicach, z których każda będzie bramą, zabezpieczoną szanowanym powszechnie prawem, a nie drutem kolczastym, murem i fosą”. Kogo PPN miał na myśli, pisząc o „erozji centralistycznych mocarstw”? Może Watykan?

NiD i PPN łączy brak spójności w myśleniu o niepodległości Polski. NiD nie tłumaczył, jak państwo, ograniczające suwerenność na rzecz ogniw światowego państwa, mogłoby ją zachować, PPN sądził, że idea niepodległości wyzwoli Polaków spod kurateli ZSRR, ale nie wyjaśnił, jak mogliby ją utrzymać w świecie ponadnarodowego braterstwa. Na niepodległość Polski PPN patrzył w kontekście spodziewanego zjednoczenia RFN z NRD i widział ją jako warunek i wstęp do szerszej integracji europejskiej: „zjednoczenie Niemiec, gdy do niego dojdzie, nie powinno spowodować nowego zakłócenia w stosunkach polsko-niemieckich, lecz powinno stać się czynnikiem ogólnej integracji tej [środkowowschodniej] części kontynentu”. Teksty PPN z dzisiejszej perspektywy mocno trącą myszką, są przeteoretyzowane i rażą naiwnością, niemniej są wyrazem myślenia społecznie niereprezentatywnego środowiska warszawskich intelektualistów drugiej połowy lat 70.

Czy PPN był inspirowany przez NiD? Łącznikiem między obydwoma ugrupowaniami był Jerzy Lerski, kalifornijski profesor, ważny działacz NiD we wczesnym okresie, przyjaciel Jana Nowaka, tak jak on kurier z czasów okupacji. Poparcie Lerskiego dla PPN (niewykluczone, że także finansowe) odwzajemnił Najder koncepcyjnym wkładem w firmowaną przez Lerskiego inicjatywę Studium Spraw Polskich. Nasuwa się pytanie, czy działalność Najdera w PPN, jego znajomość z Lerskim (był jednym z mężów zaufania PPN), kontakty z Nowakiem i jego guru Brzezińskim miały wpływ na jego dyrektorską nominację w Wolnej Europie? Jeśli miały, to niewystarczający. Mimo że RWE formalnie nie była wówczas pod kuratelą CIA, agencja wciąż w Monachium sporo znaczyła, co znajdowało wyraz zwłaszcza w sytuacjach politycznego przesilenia. Najder miał od niej zielone światło.

Wydaje się nieprawdopodobne, że na Najdera czekano w Monachium trzy i pół roku – od kwietnia 1978 r., gdy w Wiedniu posadę zaproponowano mu po raz pierwszy, do grudnia 1981, gdy przebywając na kolejnym stypendium w Oksfordzie, przyjął ją w reakcji na stan wojenny. Oczywiste jest więc, że tzw. mocodawcom rozgłośni, jak mawiała propaganda PRL, bardzo na nim zależało.

Jako dyrektor rozgłośni polskiej Najder na pierwszym przynajmniej etapie wyobrażał sobie, że będzie w Monachium realizował politykę Jerzego Giedroycia, ale stosunkowo szybko poróżnił się z nim na tle stosunku do Kościoła. Prywatnie zapewne się z nim zgadzał, ale jako dyrektor rozgłośni polskiej nie miał porównywalnej z „Kulturą” swobody w ocenie posunięć episkopatu i prymasa. Polityka Stanów Zjednoczonych stała na gruncie tzw. ogólnonarodowego dialogu, w którym Kościół był pośrednikiem i uczestnikiem. Wolna Europa nie mogła stawać jej na przekór. Jednak przed konfliktem z Kościołem Najder i tak się nie uchronił, co przeciwko rozgłośni wykorzystała Służba Bezpieczeństwa i niezawodny Madejczyk.

Nie mając żadnego doświadczenia w kierowaniu zespołem ludzkim, skutecznie go podzielił. Sprawiał wrażenie, że nie był jego częścią, mimo że za niego odpowiadał, lecz był niejako Wolnej Europie wypożyczony przez bliżej nieokreślonych „mandatariuszy”. Wówczas nie domyślano się, o kogo mogło chodzić; dziś ta jego podzielona lojalność wobec amerykańskiego pracodawcy i wolnomularstwa jest bardziej czytelna. Wprowadził nowe audycje na dobrym poziomie, w tym jedną pod jawnie wolnomularskim tytułem „Europa bez granic”. Wolnomularskie skojarzenia nasuwa też jego radiowy pseudonim „Mateusz Kielski” i 3-odcinkowy cykl o historii wolnomularstwa przygotowany przez księdza Stanisława Ludwiczaka.

Radosny odgłos kielni pobrzękiwał w jego komentarzu z okazji drugiej rocznicy Sierpnia, w którym mówił o masońskim ideale braterstwa i postępu: „[Solidarność] była wprowadzeniem w codzienne życie szerokiego oddechu idealizmu, uczciwości, międzyludzkiego braterstwa.

Czym niegdyś dla nędznych wsi i brudnych miasteczek średniowiecza były strzeliste gotyckie katedry – tym stała się dla współczesnej Polski Solidarność […] stała się otwarciem okien na możliwość innego życia. Była ideą zmuszającą ludzi do tego, aby stawali się lepsi, niż są”. Skądinąd śmiałe było porównanie Solidarności ze średniowiecznymi katedrami, jeśli wziąć pod uwagę, że przy ich budowie zaangażowane były konfraternie zrzeszające rzemieślników, w szczególności majstrów budowlanych, którzy dokładali starań, by tajniki ich zawodowej wiedzy nie wydostały się poza wąski krąg wtajemniczonych.

Idee wolnomularskie przenikały do PRL różnymi drogami. Niektórymi chadzał znawca twórczości Josepha Conrada o niezdrowym upodobaniu do zagranicznych stypendiów, co wykorzystała Służba Bezpieczeństwa w rozpracowaniu go i skompromitowaniu. „Ile jest dróg?” – pytał Najder w jednym w tytule jednej ze swych książek. Można pytanie odwrócić: A którymi podążał on sam? Warto sporządzić ich mapę, by wyrobić sobie opinię, dokąd, zastępczo myśląc za Polaków, chciał ich doprowadzić.

Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Opozycyjni intelektualiści PRL, masoneria i Zdzisław Najder” znajduje się na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Opozycyjni intelektualiści PRL, masoneria i Zdzisław Najder” na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nowy Zielony Ład będzie miał negatywne skutki dla ludzi i zwierząt / Paweł Sałek, „Kurier WNET” nr 82/2021

Konsekwencją wprowadzenia tego rodzaju prawa na poziomie UE i krajowym będzie utrata cennych gatunków roślin, grzybów i zwierząt, gdyż gatunki związane są z siedliskami, a te muszą być użytkowane.

Paweł Sałek

Konsekwencje Nowego Zielonego Ładu

Flagowym projektem Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen jest Nowy Zielony Ład (NZŁ) – wielowątkowa koncepcja rozwiązań głównie w szeroko rozumianej ochronie środowiska. Zapewne można przejść obojętnie wobec rozwiązań, które mają stworzyć idealny, zielony świat. To następny polityczny projekt KE, w którego centrum stoi środowisko naturalne i przyroda „zagrożona przez człowieka”.

Niestety nie przebił się do powszechnej świadomości fakt, że Nowy Zielony Ład to przykład zawłaszczania kolejnych obszarów życia gospodarczego, o którym nie wspomniano w traktach UE. NZŁ wkracza między innymi w obszar leśnictwa, dotychczas nietkniętego regulacjami UE i pozostającego w wyłącznej kompetencji państw członkowskich.

W ubiegłym roku KE skierowała komunikat do Parlamentu Europejskiego, Rady UE, Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego i Komitetu Regionów, pt. Unijna Strategia na rzecz Bioróżnorodności 2030 – Przywracanie przyrody do naszego życia. Dokument dotyczy ochrony przyrody (bioróżnorodności), która w swych założeniach zakłada wpływ na politykę leśną i ochronę przyrody w Polsce i całej UE.

Powyższy dokument (aktualnie negocjowany) może doprowadzić do zmiany gospodarki leśnej w Polsce, którą prowadzimy w sposób odmienny od krajów „starej UE”. Polskie leśnictwo od ponad 100 lat działa w sposób trwale zrównoważony. Wielofunkcyjna gospodarka leśna to znakomity przykład równowagi między ochroną a użytkowaniem. Nigdy, w porównaniu z krajami zachodniej Europy, nie byliśmy nastawieni przede wszystkim na pozyskanie drewna, co w przypadku kilku krajów zachodniej Europy doprowadziło do znacznego organicznie terenów leśnych i utraty bioróżnorodności.

Polacy od wieków użytkowali lasy i nauczyli się żyć z lasu i z lasem, pielęgnując go dla kolejnych pokoleń. Warto dodać, że leśnictwo w Polsce miało zawsze solidne podstawy naukowe. Świadczy o tym m.in. fakt, że Polska ma najstarsze na świecie czasopismo leśne „Sylwan”, wydawane nieprzerwanie od 1820 roku, czyli od ponad 200 lat.

Istnieje realne zagrożenie, że po wprowadzeniu w życie Unijnej Strategii na rzecz Bioróżnorodności 2030 – Przywracanie przyrody do naszego życia, zostaną zachwiane podstawy funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe (PGL LP).

KE zakłada, że do końca 2021 r. państwa członkowskie i Europejska Agencja Środowiskowa uzgodnią kryteria i wytyczne dotyczące wyznaczania dodatkowych obszarów chronionych i ustalą definicję starodrzewu (las powyżej 100 lat).

Zakłada się objęcie ochroną co najmniej 30% unijnych obszarów lądowych i morskich, w tym 10% jako obszarów ochrony ścisłej. Ochrona ścisła, czyli bierna, ma dotyczyć pozostałych w UE lasów pierwotnych i starodrzewów (pytanie, czy takie są?).

Dodatkowo w ciągu najbliższych dwóch lat państwa członkowskie mają wprowadzić korytarze ekologiczne.

Wyznaczenie nowych obszarów ochrony będzie zapewne dotyczyło terenów zarządzanych przez Lasy Państwowe, gdyż są to grunty Skarbu Państwa. Utworzenie terenów ochronnych na terenach prywatnych wiązałoby się z wydatkowaniem środków z budżetu na ich wykup bądź ponoszeniem opłat np. z tytułu wyłączenia z produkcji rolnej. W konsekwencji Lasy Państwowe będą zmuszone ograniczyć pozyskanie surowca drzewnego, co będzie negatywnie wpływać m.in. na krajowy przemysł meblarski – naszego lidera eksportu. Własny sektor leśno-drzewny ma duży wpływ na funkcjonowanie, rozwój i możliwość konkurowania przemysłu meblarskiego na światowych rynkach, a w szczególności na rynku europejskim.

W tych okolicznościach jest obawa, że nie zostaną zrealizowane założenia polityki leśnej państwa przyjętej przez Radę Ministrów w 1997 roku. To samo dotyczy także Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, w której jest zapisane: „Prowadzenie w lasach wielofunkcyjnej i trwale zrównoważonej gospodarki leśnej jest gwarantem zachowania bogactwa przyrodniczego lasów Polski, przy jednoczesnym korzystaniu z ich zasobów w celu zaspokojenia potrzeb społecznych i gospodarczych”.

Od strony przyrodniczej konsekwencją wprowadzenia tego rodzaju prawa na poziomie UE i krajowym będzie utrata cennych gatunków roślin, grzybów i zwierząt, gdyż gatunki związane są z siedliskami, a te muszą być użytkowane. Nałoży się na to problem sekwestracji i magazynowania dwutlenku węgla. Stare lasy staną się potężnym emitentem CO2 związanym z procesami rozkładu drewna i martwej materii organicznej w glebie, co pogłębi efekt cieplarniany.

Wprowadzenie obszarów „dzikiej przyrody”, spowoduje, że człowiek będzie w nich tylko gościem lub nawet intruzem. Realizacja ochrony ścisłej – czyli biernej – spowoduje ograniczenie dostępności dla społeczeństwa terenów leśnych: całkowity zakaz lub ograniczenie zbiorów runa leśnego, zakaz pozyskania drewna na opał, ograniczenie korzystania z różnych form odpoczynku, turystyki i prowadzenia gospodarki łowieckiej.

Nauka zna już negatywne konsekwencje ścisłej (biernej) ochrony przyrody. W wielu przypadkach doprowadziło to do utraty gatunków i siedlisk, dla których ta ochrona została wprowadzona. Wydaje się to paradoksem, ale taka jest rzeczywistość. Komisja Europejska chce zastosować metody ochrony przyrody skompromitowane w świecie nauki. Pytanie, kto zapłaci za te straty? Pewnie skończy się tak jak w Puszczy Białowieskiej. Nikt nie chce ponieść konsekwencji za degradację bioróżnorodności w tym kompleksie przyrodniczo-leśnym.

Sektor leśnictwa nie jest objęty Traktatem o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Jednak KE chce uznać lasy i leśnictwo za część środowiska i nie chce przyjąć do wiadomości, że leśnictwo należy wyłącznie do kompetencji państw członkowskich.

Należy zwrócić uwagę, że podobny zabieg KE zastosowała wobec Polski w odniesieniu do zapisu traktatowego dotyczącego bezpieczeństwa energetycznego, które jako sprawa wewnętrzna państwa członkowskiego miało pozostać w zakresie jego kompetencji. Niestety za pomocą polityki klimatycznej i środowiskowej dokonano ingerencji w krajowy miks energetyczny i doprowadzono do zmian w sektorze węgla kamiennego i brunatnego. Wymuszono na Polsce odejście od własnych zasobów surowcowych, które gwarantują bezpieczeństwo energetyczne i bezpieczeństwo dostaw do obywateli.

Prace nad operacjonalizacją Strategii są intensywne i należy przyjąć, że zapewne jej zapisy staną się w przyszłości wiążącym prawem w UE. Dlatego już dzisiaj trzeba postawić pytanie: jak po wdrożeniu NZŁ będą wyglądać polskie lasy?

Paweł Sałek – Doradca Prezydenta RP ds. ochrony środowiska, polityki klimatycznej i zrównoważonego rozwoju. Sekretarz Stanu, Pełnomocnik Rządu ds. polityki klimatycznej w Ministerstwie Środowiska w latach 2015-2018.

Artykuł Pawła Sałka pt. „Konsekwencje Nowego Zielonego Ładu” znajduje się na s. 14 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Pawła Sałka pt. „Konsekwencje Nowego Zielonego Ładu” na s. 14 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Program Wschodni: Henryk Litwin powiedział, że Polska zaprasza Ukraińców do czucia się spadkobiercami Konstytucji 3 maja

W najnowszym „Programie Wschodnim” Robert Czyżewski przybliża słuchaczom Radia WNET wydarzenia związane z historią i obchodami 1 maja w Polsce i na Ukrainie.

Prowadzący: Paweł Bobołowicz

Realizacja: Michał Mioduszewski, Wiktor Timochin


Goście:

Robert Czyżewski – dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie

Taras Kompanichenko – kompozytor i piosenkarz


W nowym „Programie Wschodnim” Robert Czyżewski wspomina m.in. wydarzenia z 1 maja 1986, kiedy pochodom pierwszomajowym towarzyszyła katastrofa w Czarnobylu. Dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie skupia się m.in. historii towarzyszącej dawnym obchodom 1 maja w Polsce i na Ukrainie:

Warto wspomnieć, że latach 80. święto 1 maja było także wykorzystywane przez grupy opozycyjne do organizowania niezależnych demonstracji – zwraca uwagę Robert Czyżewski.

Rozmówca Pawła Bobołowicza wspomina też początki obchodów święta w Polsce. Historyk podkreśla, że duży wpływ miały w tym przypadku działania PPS-u:

Mi 1 maja, poza komunistycznymi ceremoniałami kojarzy mi się z początkiem obchodzenia 1 maja na ziemiach polskich. W to był zaangażowany PPS, wraz z działającym aktywnie Józefem Piłsudskim.

Dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie przybliża słuchaczom WNET historię pierwszych w Polsce obchodów pierwszomajowych:

Przypominam, że pierwsze obchody 1 maja w Polsce to były również starcia z rosyjską policją. Z organizacji bojowej, jaką była wówczas PPS wyrosła później ta siła, która wraz z marszałkiem Piłsudskim walkę Polski o niepodległość w czasie I Wojny Światowej.

Z kolei Taras Kompanichenko mówi o znaczeniu Konstytucji 3 maja dla Ukraińców. Muzyk, zwany „Ostatnim bardem I Rzeczypospolitej” tłumaczy jaką osobistą wartość ma dla uchwalona 3 maja 1791 roku ustawa:

Dla mnie Konstytucja 3 maja to marzenie o nowoczesnej wolności i zarazem kontynuacji polskiej tradycji. I mimo, że to marzenie nie zostało od razu zrealizowane, Konstytucja 3 maja stanowi artefakt, mówiący o tym, że Polska już wtedy dojrzała do nowoczesnego pojmowania swojej wolności.

Ukraiński bard wspomina także słowa dawnego ambasadora Polski na Ukrainie, który zachęcał Ukraińców do traktowania Konstytucji 3 maja również jako ich dziedzictwo:

Myślę, że to był dobry pomysł kiedy Henryk Litwin, który był ambasadorem Polski na Ukrainie, powiedział na obchodach poświęconych Konstytucji, że Polska zaprasza Ukraińców do czucia się spadkobiercami Konstytucji 3 maja – przypomina Taras Kompanichenko.

W dalszej części audycji, z okazji wypadającej 2 maja dla wyznawców Prawosławia Wielkanocy, Taras Kompanichenko wykonuje na żywo tradycyjne ukraińskie pieśni wielkanocne i pasyjne. Muzyk przybliża również słuchaczom zwyczaje i historię związaną z obchodami Wielkanocy w obrządku prawosławnym.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Dr Bartosiak: Nadchodzi możliwe załamanie w wielu krajach Zachodu. Może czas wezwać rodaków z powrotem do Polski?

W nowym „Poranku WNET” ekspert ds. geopolityki, dr Jacek Bartosiak, mówi m.in. o problemach demograficznych Polski i rozwiązaniach dotyczących ściągania rodaków z powrotem do kraju.


W najnowszym „Poranku WNET” dr Jacek Bartosiak analizuje pogarszającą się sytuację demograficzną Polski. Ekspert szuka także rozwiązań dotyczących ściągania Polaków do kraju. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego przywołuje swoje fikcyjne przemówienie napisane w roli polskiego premiera, które odnosi się do migracji Polaków zagranicę:

W Strategy and Future piszemy co jakiś czas tzw. przemówienia symulowane ważne dla Polski, dla strategii polityki zagranicznej, dla bezpieczeństwa.(…) Polega to na tym, że wkładamy w usta polityków albo kluczowych decydentów w Polsce pewne opisy stanu oraz rozmaite prognozy i recepty.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego przybliża słuchaczom WNET czego dotyczyło jego najnowsze symulowane przemówienie premiera Polski na Wawelu:

To jest właśnie jedno z takich przemówień – ważne dla mnie, ponieważ pisałem je ponad miesiąc. To symulowane wystąpienie premiera na Wawelu, w którym ogłasza zbiorczy pakiet ustaw pt. „Prawo do powrotu”, zachęcające wszystkich Polaków na emigracji do powrotu do ojczyzny.

Ekspert ds. geopolityki pochyla się jednocześnie nad samym tematem emigracji Polaków na Zachód. Analizuje poszczególne fale emigracji, a także ich strukturę społeczną:

Musimy sobie również powiedzieć, dlaczego ludzie wyjeżdżali z Polski. (…) Nawet w III RP kolejne rzesze osób urodzonych w późnym PRL-u lub nawet na początku III RP wyjeżdżało na Zachód w poszukiwaniu lepszego życia – komentuje dr Jacek Bartosiak.

Gość porannej audycji skupia się także na potrzebie zmiany polskiej polityki rozwojowej. Opisuje m.in. kierunki promowane przez Strategy and Future:

W Strategy and Future uważamy, że była to archaiczna polityka nieradzenia sobie z problemami. I w tym długim, bo mającym dziesięć stron tekście dajemy do zrozumienia, że wiemy jak to wyglądało w przeszłości. Jednocześnie wskazujemy, że nie czas teraz na rozliczenia, ale na wyśpiewanie nowej pieśni.

Ekspert wskazuje na krążące nad Europą Zachodnią widmo kryzysu postpandemicznego. W jego obliczu, zdaniem geopolityka, jednym z rozwiązań mógłby być program zachęcający polskich obywateli do powrotu na łono ojczyzny:

Jeśli model rozwojowy się wyczerpuje, bo przecież nadchodzą wielkie zmiany w świecie i prawdopodobne załamanie w wielu krajach Zachodu – czas się zastanowić  czy nie wezwać rodaków z powrotem do Polski. Oczywiście, proponując im konkretne rozwiązania.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Indyjski wariant koronawirusa w Polsce? Sanepid bada przypadki u zakonnic na Śląsku

Misjonarki Miłości Matki Teresy z Kalkuty posługujące w Katowicach mogą być zarażone indyjską odmianą Covid-19. Sprawę bada śląski sanepid.

Jak donoszą media, istnieje ryzyko, że posługujące w Katowicach siostry Misjonarki Miłości Matki Teresy mogą być zakażone indyjskim wariantem koronawirusa. Jak powiadomiła w środę rzeczniczka wojewody śląskiego Alina Kucharzewska:

Trwa weryfikacja tych informacji ze strony sanepidu.

Na chwilę obecną kilkanaście sióstr zakonnych przebywa na kwarantannie, którą objęto także 10 osób bezdomnych, którymi się opiekowały. Wiadomo, że jedna siostra jest już w szpitalu.

W ostatnim czasie Śląsku obserwuje się spadek liczby zakażeń Covid-19. Skutkiem tego, szpitalne łóżka zarezerwowane dla cierpiących na koronawirusa są uwalniane na potrzeby innych chorych. Co więcej, w środę wojewoda śląski Jarosław Wieczorek zapowiedział „zredefiniowanie” pojęcia szpitala covidowego. Zgodnie z jego relacją, jesienią szpitale covidowe będą wciąż funkcjonować – ale za to w zmienionej formule.

Jak wynika z ostatnich danych, w szpitalu tymczasowym w Katowicach w środę przebywało 110 chorych na COVID-19, w tym 24 na respiratorach. Z kolei placówce w Pyrzowicach leczyło się 98 zakażonych Covid-19, w tym 9 na respiratorach.

N.N.

Źródło: Onet.pl