80 lat po wojnie: Gorzki smak zwycięstwa. Felieton Jacka Wanzka

Osiemdziesiąt lat temu zakończyła się II wojna światowa – konflikt, który na zawsze odcisnął piętno na dziejach świata i na losie naszego narodu.

 Choć Polska formalnie znajdowała się wówczas po stronie państw sprzymierzonych, trudno mówić o jakimkolwiek triumfie. To „zwycięstwo” miało dla nas wyjątkowo gorzki smak.

Dziś w dyskursie publicznym świata Zachodu dominuje narracja o pokonaniu III Rzeszy przez aliantów. Kraje zachodnie, które tak chętnie powołują się na spuściznę Norymbergi – w kluczowym momencie pozostały bierne wobec napaści na Polskę. W cieniu opowieści o zwycięstwie nad III Rzeszą milknie dramat narodu, który pierwszy stawił zbrojny opór Hitlerowi i przez sześć długich lat ponosił niewyobrażalne ofiary. Lata mijają, świadkowie odchodzą, a zbiorowa pamięć ulega erozji.

Coraz częściej można odnieść wrażenie, że pamięć o II wojnie światowej nawet w Polsce zaczyna blednąć. Rocznice mijają, ale refleksja staje się powierzchowna. Wśród młodszych pokoleń narasta dystans do wydarzeń, które ukształtowały losy całego narodu.

W tym kontekście niezwykle poruszające stają się słowa piosenki Edmunda Fettinga:

Dzieci urodzą się nowe nam

I spójrz, będą śmiać się że my

Znów wspominamy ten podły czas —

Porę burz.”

Czy naprawdę zbliżamy się do momentu, w którym przeszłość stanie się tylko powodem do uśmiechu politowania? Czy kolejne pokolenia potraktują wspomnienia wojny jako niepotrzebne rozdrapywanie ran?

Historia nie powinna być ciężarem, ale przestrogą. Jeśli przestaniemy przypominać sobie o „porze burz”, możemy nie zauważyć kiedy nadchodzi następna.

Alarmujące jest to, że coraz mniej Polaków zna własną historię – tym bardziej nie zna jej świat. Ale skoro my sami nie potrafimy pielęgnować prawdy o naszej przeszłości, to czy możemy mieć pretensje, że inni ją wypierają lub ignorują?

Obowiązkiem narodowej pamięci jest przywracać prawdę: II wojna światowa była dla Polski katastrofą o wymiarze egzystencjalnym. Straciliśmy niemal sześć milionów obywateli, z czego połowę stanowili polscy Żydzi.

Jednak, jak podaje Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939–1945 opublikowane w 1947 roku, „jedynie” 644 tysiące osób zginęło w wyniku działań wojennych na frontach. Około 160 tysięcy z nich to żołnierze. Co zatem z pozostałymi milionami Polaków? Zostali zgładzeni w wyniku niemieckiej polityki terroru, eksterminacji i okupacyjnej przemocy.

Terror niemiecki w okupowanej Polsce podczas II wojny światowej był systematyczny, brutalny i zaplanowany jako element polityki wyniszczenia narodu polskiego.

Była ona bardziej brutalna niż w jakimkolwiek innym kraju okupowanym. Represje, egzekucje, pacyfikacje, likwidacja elit intelektualnych, masowe deportacje i przymusowe roboty stały się codziennością. Polacy byli mordowani w Palmirach, Wawrze, Piaśnicy i w tysiącach innych miejsc kaźni. Niemcy z premedytacją uczynili z okupowanej Polski epicentrum zagłady europejskich żydów – Treblinka, Sobibór, Bełżec, a wreszcie Auschwitz, który początkowo był obozem dla Polaków, a potem stał się największym cmentarzyskiem świata, w którym wymordowano ponad milion Żydów.

W ramach polityki wysiedleń i germanizacji prawie 160 tysięcy dzieci wywieziono do Niemiec. Miliony dorosłych Polaków trafiły na roboty przymusowe.

Rabunek i dewastacja dorobku narodowego miały charakter totalny. 1 września 2022 roku Instytut Strat Wojennych im. Jana Karskiego przedstawił na Zamku Królewskim w Warszawie Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej, 1939–1945. Szacuje się, że Polska utraciła:

  • ponad 5,2 miliona obywateli zamordowanych przez Niemców (bez ofiar sowieckich),

  • 157 tysięcy dzieci odebranych rodzinom i poddanych germanizacji,

  • 4,3 mln roboczolat pracy przymusowej,

  • ponad 296 miliardów złotych strat skarbu państwa,

  • ponad 516 tysięcy dzieł sztuki,

  • do 95% zbiorów niektórych bibliotek i archiwów,

  • 80% zabudowy Warszawy (aż 92% jej architektury zabytkowej!),

  • ok. 20% kadry naukowej.

W sumie, według wspomnianego raportu, straty Polski wyniosły astronomiczne 6 bilionów 220 miliardów złotych.

Fot. CC A-S 4.0, Wikipedia

Dziś, 80 lat po wojnie, kiedy Polska upomina się o należne jej reparacje, niemieccy politycy odpowiadają z zimną kurtuazją i zamiatają temat pod dywan historii. Podczas środowej wizyty w Warszawie kanclerz Niemiec, Friedrich Merz oświadczył, że:

Temat ten prawnie jest zakończony”. „Jeśli chodzi o kwestie prawne w kontekście możliwych reparacji, są zakończone. Co nie oznacza, że nie będziemy rozmawiać o wspólnych projektach, wspólnych pomysłach”.

Jakie to „projekty”? O jakich „pomysłach” mowa? Czy chodzi o skandalicznie niskie wsparcie dla żyjących polskich ofiar niemieckiej okupacji, o którym w lipcu ubiegłego roku enigmatycznie mówił kanclerz Scholz? A może o słynny kamień w centrum Berlina, który ma upamiętnić bezmiar zbrodni na narodzie polskim?

Stojący obok kanclerza Niemiec, premier polskiego rządu, Donald Tusk stwierdził: Jestem historykiem, jestem z Gdańska, mógłbym godzinami mówić o tym, jak wygląda ten rachunek i on nigdy nie był zadośćuczyniony, ale nie będziemy przecież o to prosić. To jest też kwestia do przemyślenia przez wszystkie strony.

Czy naprawdę możemy mieć pretensje do Niemców, że nie szanują polskiej ofiary, skoro my sami jej nie bronimy?

Należy pamiętać, że po wojnie to nie Polska, lecz Niemcy – podzielone, ale otoczone opieką Zachodu – uzyskały pomoc z Planu Marshalla. Wschodnia Europa, w tym Polska, została oddana Stalinowi. Polska została potraktowana nie jak ofiara, ale jak pionek na geopolitycznej szachownicy.

Brutalna prawda jest taka, że Polska wyszła gorzej na wygranej wojnie niż Niemcy na jej przegranej. Podczas gdy RFN w latach 50. cieszyła się już odbudowaną gospodarką, Polska tonęła w szarości komunistycznej zależności. Niemcy skutecznie przeszli „denazyfikację”, zyskali międzynarodowy szacunek, zbudowali nowoczesne państwo. Polska przez dekady pozostawała krajem opóźnionym, zepchniętym na margines.

Zadaniem naszej generacji nie jest rozpamiętywanie, ale świadome pamiętanie. I szacunek. Przede wszystkim do samych siebie. Bez rozwiązania kwestii reparacji nie będzie ani sprawiedliwości, ani prawdy. A bez prawdy nie ma przyszłości.

Jacek Wanzek

Zamach na Polskość w cieniu ReArm Europe. Rozmowa z prof. Wojciechem Polakiem o nowej książce Wydawnictwa Biały Kruk

Wydawnictwo Biały Kruk po raz kolejny oddaje w ręce czytelników wybitne dzieło –jedną z najbardziej wyczekiwanych książek na polskim rynku pt. „Zamach na polskość”. To niezwykle istotny głos protestu stanowiący owoc pracy wielu znanych i cenionych autorów, intelektualistów i patriotów – wybitnych umysłów współczesnej Polski zjednoczonych w walce o przyszłość narodu: Adama Bujaka, prof. Przemysława Czarnka, ks. prof. Janusza Królikowskiego, prof. Grzegorza Kucharczyka, Pawła Lisickiego, Jakuba Maciejewskiego, prof. Andrzeja Nowaka, Barbary Nowak, prof. Wojciecha Polaka, Wojciecha Reszczyńskiego, prof. Wojciecha Roszkowskiego, ks. prof. Roberta Skrzypczaka, Leszka Sosnowskiego, dr. hab. Krzysztofa Szczuckiego, prof. Artura Śliwińskiego oraz Rafała A. Ziemkiewicza.

W cieniu rosnącego zagrożenia ze Wschodu i coraz śmielszych deklaracji o „strategicznej autonomii Europy” Komisja Europejska ogłasza plan stworzenia gigantycznego funduszu obronnego.

W ramach zaprezentowanego przez Komisję Europejską mechanizmu ReArm Europe pojawia się imponująca, wręcz przytłaczająca kwota 800 miliardów euro. Jednak po bliższym przyjrzeniu się propozycji okazuje się, że to w dużej mierze zabieg retoryczny, oparty na kreatywnej księgowości i szacunkach dotyczących możliwego efektu mnożnikowego, a nie twarde zobowiązania finansowe.

Realnie dostępne środki to zaledwie 150 miliardów euro i – co istotne –  nie będą one bezzwrotnym wsparciem, lecz formą pożyczek, które państwa członkowskie będą mogły zaciągać na określonych warunkach. Oznacza to, że zamiast bezpośredniego wzmocnienia potencjału obronnego, kraje szczególnie te najbardziej zagrożone, jak Polska, będą musiały się zadłużać, by sfinansować swoją obronę w ramach wspólnego europejskiego projektu.

Pozostałe setki miliardów euro, którymi posługuje się Komisja w komunikatach, nie mają pokrycia w żadnym faktycznym budżecie. To wyłącznie polityczna narracja mająca stworzyć wrażenie potężnego zastrzyku finansowego, podczas gdy realne wsparcie pozostaje ograniczone i obciążone ryzykiem.

W cieniu rosnącego zagrożenia ze Wschodu i coraz śmielszych deklaracji o „strategicznej autonomii Europy” Komisja Europejska ogłasza plan stworzenia gigantycznego funduszu obronnego, który w teorii ma on służyć bezpieczeństwu całej Unii. Praktyka pokazuje zgoła coś innego. Kraje takie jak Polska, znów spychane są na margines.

Symboliczna wręcz jest sytuacja, w której polski przemysł zbrojeniowy, mimo ogromnych inwestycji i realnego wkładu w bezpieczeństwo kontynentu, otrzymuje z unijnych środków zaledwie ułamek promila. Elity polityczne milczą, a warunki stawiane przez Brukselę zdają się uderzać wprost w interes narodowy. Czy mamy do czynienia z cichą zdradą polskiej racji stanu? Dlaczego głos państw wschodniej flanki jest wciąż lekceważony? 

I od tego rozpoczęliśmy rozmowę o najnowszej książce wydawnictwa Biały Kruk „Zamach na Polskość” z profesorem Wojciechem Polakiem. 

Tutaj do wysłuchania rozmowa:

 

To, co wydarzyło się ostatnio w Brukseli, prof. Wojciech Polak określa bez zawahania jako kolejny akt systematycznego osłabiania Polski. I nie chodzi tylko o politykę obronną czy zbrojeniową – chodzi o planowe wypychanie Polski z grona samodzielnych podmiotów europejskich.

„Chodzi o to, by wyeliminować Amerykanów z rynku, a ich miejsce oddać niemieckim i francuskim koncernom. I niestety, Polska daje się wykorzystać. Obecny rząd nie ma odwagi powiedzieć dość” mówi profesor z rozgoryczeniem.Trzeba było uderzyć pięścią w stół!

Zamiast tego, Polska po raz kolejny grzecznie ustępuje, godząc się na „pozory współpracy” i faktyczne podporządkowanie. Wspólna europejska armia? Raczej fasada dla dominacji Berlina i Paryża nad rynkiem i polityką bezpieczeństwa.

Bolesław Chrobry i manipulacja historią

Podczas niedawnej „rządowej” uroczystości w Gnieźnie, obok powagi historycznej chwili, nie zabrakło gorzkiego uśmiechu:

Z ust ministra Sikorskiego padły słowa, które tworzyły alternatywną wersję historii. Taką, która nie przystaje do faktów.zauważył prof. Polak, autor obszernej monografii o Bolesławie Chrobrym.

Chrobry nie otrzymał korony dzięki sojuszom z Niemcami. Wręcz przeciwnie – przez większość życia walczył z nimi zbrojnie i politycznie. Koronował się w 1025 roku wbrew cesarzowi i bez zgody papieża. 

To był akt siły, niezależności i suwerenności. Nikt nie podważył prawomocności tej koronacji. Polska stała się królestwem – i koniec. – podkreśla historyk.

Dziś, jego zdaniem, próbuje się przemycać nową narrację – uległą, zależną, wpisującą się w „europejski mainstream”. Tyle że ta opowieść nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Ani historyczną, ani współczesną.

Erozja – nie tylko gospodarcza, ale duchowa

Rozmowa z profesorem Wojciechem Polakiem była również okazją do refleksji nad głębszym, duchowym wymiarem „zamachu na polskość”. Bo to nie tylko polityczne decyzje i gospodarcze porażki – to również zmiana mentalności. A może raczej: jej uśmiercanie. Występuje się przeciwko Kościołowi, przeciw wartościom chrześcijańskim, przeciw pojęciu suwerenności. Tradycyjne normy społeczne – jak wierność, solidarność, odpowiedzialność są dziś wyśmiewane lub pomijane. To wszystko – w opinii profesora Polaka – prowadzi do zubożenia nie tylko portfeli, ale i dusz. I to boli najbardziej. W jego oczach nie jest to jednak proces nieodwracalny.

„Polacy wciąż chcą być wolni. I wielu z nas wciąż pamięta, czym jest godność narodowa” – dodaje z nadzieją, choć i z ostrzeżeniem.

 

Czy zasługujemy jeszcze na niepodległość?

Ostateczne pytanie, jakie padło podczas tej rozmowy, było może zbyt brutalne, ale konieczne: czy w takim stanie ducha, w jakim się znaleźliśmy, zasługujemy jeszcze na wolną, silną Rzeczpospolitą?

Zasługujemy! – odpowiada prof. Wojciech Polak. – Mimo wszystko większość Polaków myśli inaczej niż rządząca elita. Problem w tym, że wartości takie jak patriotyzm, wierność, odpowiedzialność są systematycznie rugowane. Ale to się może zmienić – choć nie stanie się samo”.

Tomasz Wybranowski

 

1 Maja – Święto Świętego Józefa Robotnika. Patron zdradzonych przez „elyty”. Felieton Tomasza Wybranowskiego

Cieśla z Nazaretu, nie prezes korporacji jest moim wzorem! Dziś 1 maja. W PRL-u drzewiej sztandarowa parada.

Po 1989 roku pustka, grill, antyklerykalne memy i może leniwe wspomnienie o „klasie robotniczej”. Ale Kościół, trochę pod prąd czasu, przypomina dziś o św. Józefie Robotniku. Nie o ideologu, nie o karierowiczu, ale o cieśli z Nazaretu. O człowieku pracy. Tym facecie, który w milczeniu pokornie wychowywał Boga.

Z narzędziami w dłoniach, nie z segregatorem w ręku czy ekranem pełnym giełdowych wykresów. Z odciskami na rękach a nie z grantem dla NGO’sów. Z honorem, pokorą i dumą z pracy, którą wykonuje.

Tutaj wersja dźwiękowa felietonu:

 

Stocznia gdańska/ Źródło: Wikimedia Commons/ Autor: Krzysztof Korczyński

To święto, ustanowione przez Kościół w 1955 roku za sprawą papieża Piusa XII miało być przeciwwagą dla czerwonego sztandaru. Ale nie w sensie politycznym. To była deklaracja: prawdziwa rewolucja społeczna nie dokonuje się w manifestach, ale w codziennej, uczciwej harówce. Święty Józef nie walczył o władzę. Nie pisał planów pięcioletnich. On po prostu był w trzech stanach, jako obecny, niezłomny i wierny. Mężczyzna, który daje światu stabilność. Dziś zamieniony na pogardzany przeżytek.

 

Zdradzona klasa robotnicza

A teraz wróćmy do naszej polskiej rzeczywistości. Klasa robotnicza, ta prawdziwa, nie z haseł i broszur, została zmarginalizowana i porzucona. Ta, która dźwigała Solidarność, która ryzykowała wszystko w strajkach, nie po to, żeby mieć Netfliksa, ale żeby dzieci miały chleb i światło w lodówce – została zniszczona. Przez kogo? Przez tych, których sama wyniosła do władzy. Przez złotoustych liberałów w popelinowych płaszczach, którzy obiecywali Zachód, a przynieśli Balcerowicza i „terapię szokową”.

To ci właśnie ludzie – nieobecni w halach produkcyjnych, w hutach, na kopalniach – przejęli ster po 1989 roku. Kiedy robotnik walczył z komuną, oni już liczyli, ile zyskają na prywatyzacji. Szybkiej, brutalnej, bezwzględnej.

 

Fot. www.sierpien1980.pl

 

Prywatyzacja jako grabież

Zakłady, które przez dekady utrzymywały całe społeczności, poszły pod młotek. Często za symboliczną złotówkę. Sprzedane obcym. Nie po to, by je rozwijać – ale po to, by je zlikwidować. Zamiast fabryk: galerie handlowe, banki, markety z tanim plastikiem. Zamiast przyszłości – emigracja albo wegetacja. A ci, co krzyczeli „Balcerowicz musi odejść”, zostali zbyci i wyszydzeni jako „moherowy beton”.

Nikt za to nie przeprosił. Nikt nie oddał majątku narodowego. Nikt nie zapłakał nad losem Nowej Huty, Ursusa, Stoczni Gdańskiej, zakładów Szczecina i Kopalni Krupiński! Zamiast św. Józefa – influencer z korporacji. Zamiast etosu pracy – mit sukcesu. Tyle że z tego sukcesu wykluczeni są ci, którzy naprawdę pracowali.

 

2025: Nowe twarze starej pogardy

A dziś, 1 maja 2025? Polska Donalda Tuska, Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka- Kamysza – kraj zwolnień, niepewności, wstrzymywanych inwestycji, spolegliwości wobec brukselskich dyrektyw, kraj zapowiadanej wyprzedaży i pogardy. W pierwszym kwartale tego roku 75 tysięcy ludzi straciło pracę. Oficjalnie. A nieoficjalnie? Niepoliczalne rzesze wypchnięte na samozatrudnienie, na śmieciówki, na cichą emigrację wewnętrzną.

Zamiast troski – „optymalizacja procesów”, zamiast stabilności – Excel, zamiast człowieka – wskaźniki giełdowe. Donald Tusk – znów zadowolony z siebie, znów z hasłami „nowoczesności”. A że Polacy tracą grunt pod nogami? Kogo to obchodzi. Rządy PO-PSL już to przerabiały. Likwidacja stoczni, kopalń, hut. Przedsiębiorstwa sprzedawane za grosze.

„Prywatyzacja” jako eufemizm dla „zamykania”. Dziś idą jeszcze dalej – teraz już nie udają. Po prostu zwalniają. Masowo. Beznamiętnie. Bez litości.

 

Fot. marcindrew, CC0, Pixabay

Cisza hal, cisza sumienia 

To nie tylko upadek przemysłu. To upadek zaufania. Klasa robotnicza najpierw została wykorzystana jako taran na komunę, potem sprzedana rynkowi, a teraz – po prostu zbędna. Bo nie generuje klików. Bo nie pasuje do PowerPointa. Bo nie daje się policzyć w Google Analytics. A przecież to oni – spawacze, hutnicy, kucharki, szwaczki, elektrycy, sprzątaczki, magazynierzy i górnicy – trzymają ten kraj w pionie. Bez nich nie ma nic. Ani państwa. Ani rodziny. Ani Kościoła. Bo Kościół, jeśli nie jest z nimi – to nie jest z nikim.

Święty Józef – nie tylko patron, ale oskarżyciel

1 maja to dzień gorzkiej refleksji. Niech św. Józef pozostanie patronem tego dnia. Cichy świadek upadku robotnika, którego imieniem nazywano kiedyś ulice, szkoły, związki. Dziś jego cień ciągnie się za pustymi halami, biednymi miasteczkami i zdewastowanym rynkiem pracy. Ale św. Józef to nie tylko wspomnienie. To znak. To oskarżenie. Przeciwko systemowi, który wyrzuca ludzi jak śmieci. Przeciwko politykom, którzy sprzedali nasz rynek globalnym graczom bez sumienia. Przeciwko elitom, które zapomniały, że człowiek nie jest kosztem

jest celem.

To nie Kościół ma się dziś wstydzić 1 maja. To oni, liberałowie z rozdętym ego i portfelami pełnymi euro. Bo Polska to nie ich korporacja.

Polska to miliony ludzi, którzy rano wstają do roboty. I to oni powinni wrócić na scenę i zamanifestować swoją wolę 18 maja!

Nie przez rewolucję. Ale przez pamięć o tym, że godność pracy to nie frazes. To warunek istnienia rodzin, które tworzą nasz naród.

Tomasz Wybranowski

Daniel Obajtek kontra system: O Orlenie, Polsce i polityce z rynsztoka – rozmowy Tomasza Wybranowskiego

W obliczu rosnących wyzwań gospodarczych i międzynarodowych, zarządzanie przedsiębiorstwami państwowymi staje się jednym z kluczowych tematów , który będzie decydować o przyszłości naszej gospodarki.

1 maja, w dniu Święta Pracy, warto zastanowić się nie tylko nad rolą pracy w społeczeństwie, ale również nad tym, jak polska gospodarka, polskie przedsiębiorstwa i narodowe interesy są zarządzane w kontekście zmieniającej się rzeczywistości politycznej i ekonomicznej. W szczególności chodzi o to, jak rządy, które twierdzą, że działają w interesie obywateli, tak naprawdę kształtują naszą przyszłość – czy idziemy w kierunku rozwoju, czy w stronę stagnacji.

W Polsce, w obliczu rosnących wyzwań gospodarczych i międzynarodowych, zarządzanie przedsiębiorstwami państwowymi staje się jednym z kluczowych tematów politycznych, który będzie decydować o przyszłości naszej gospodarki i jakości życia.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Danielem Obajtkiem:


Na tle tych refleksji warto przywołać postać Daniela Obajtka – byłego prezesa PKN Orlen, który przez lata był symbolem sprawnego i ambitnego zarządzania w sektorze państwowym. Obajtek, w swojej książce „Jeszcze nie skończyłem”, z pasją broni swoich działań, zarzucając rządzącym nie tylko hipokryzję, ale także niezdolność do skutecznego wykorzystania potencjału narodowych koncernów, takich jak Orlen, Energa czy inne spółki skarbu państwa. Jego krytyka koncentruje się na paraliżu decyzyjnym, który – w jego opinii – ma miejsce w polskiej polityce gospodarczej, oraz na niebezpiecznej strategii zarządzania przez strach.

 

Dzień 1 maja skłania nas do zadania sobie pytania: czy w imię politycznych rozgrywek i bieżących kalkulacji rządzący naprawdę dbają o dobro Polski? Jakie działania są podejmowane, by zapewnić stabilność i przyszłość naszym przedsiębiorstwom, a w konsekwencji – naszemu społeczeństwu? W kontekście słów Obajtka, to pytanie nabiera szczególnego znaczenia.

Obudź się, Polsko! Media, które nie są nasze, sterują naszym myśleniem

Daniel Obajtek nie boi się stawiać twardych diagnoz. W swojej książce „Jeszcze nie skończyłem”, otwarcie zarzuca Polakom, że żyją w bańce medialnej stworzonej przez obce interesy.

Mój gość zdecydowanie stwierdza, że media w Polsce, choć z nazwy mogą być polskie, tak naprawdę są kontrolowane przez zagraniczne koncerny. Wpływa to na to, co Polacy myślą o polityce, o gospodarkach narodowych i – w konsekwencji – jak głosują. Obajtek pokazuje mechanizmy manipulacji, które skutecznie odwracają uwagę obywateli od realnych problemów. Ostrzega przed tym, co się dzieje, kiedy nie mamy własnej narracji medialnej.

„Bez narodowej narracji, Polska staje się łupem dla zewnętrznych graczy” – mówi wprost, wskazując na dramatyczne skutki braku kontroli nad własnym przekazem. To, co Obajtek dostrzega w polskim krajobrazie medialnym, jest jednym z kluczowych elementów, które według niego prowadzą do zastoju w Polsce, zbliżając kraj do niebezpiecznego punktu, w którym decyzje gospodarcze są kształtowane przez siły zewnętrzne.

Zarządzanie przez strach: Dlaczego Orlen przestaje działać i przynosić zyski Polsce i Polakom

Obajtek nie oszczędza krytyki w stosunku do obecnych menedżerów Orlen-u, który niegdyś pod jego przewodnictwem zyskał status regionalnego giganta. Twierdzi, że 

dzisiejsze kierownictwo boi się podejmować decyzji, nie tyle z obawy przed rynkiem, co przed odpowiedzialnością.

W jego ocenie, strach przed prokuraturą paraliżuje rozwój, a niechęć do ryzyka i brak odważnych decyzji prowadzą do stagnacji. Obajtek przypomina, że za jego kadencji Orlen osiągał zyski w wysokości 21 miliardów złotych, a dziś wynik ten wynosi ledwie 1,4 miliarda.

„Rozliczają, zamiast budować” – mówi bez ogródek, obwiniając za to błędną politykę, która zamiast promować rozwój, fiksuje się na nieustannym szukaniu winnych.

To, co dla Daniela Obajtka jest największym problemem, to zarządzanie polskimi przedsiębiorstwami pod obecnym rządem. Jego krytyka nie dotyczy tylko Orlen, ale również całej strategii gospodarowania majątkiem narodowym, jaką stosuje rządząca Koalicja Obywatelska.

W jego ocenie, polityka rządu jest pełna obaw i braku odpowiedzialności, co skutkuje nie tylko zahamowaniem wzrostu w sektorze energetycznym, ale także zjawiskiem tzw. „zarządzania przez strach” w wielu innych firmach państwowych. Rządy, które zamiast wdrażać ambitne projekty, boją się ryzyka i opóźniają decyzje, podejmując je tylko pod presją opinii publicznej i przed wyborami.

Zauważa także, że takie podejście sprawia, że polskie przedsiębiorstwa tracą konkurencyjność, podczas gdy globalne korporacje, również te z zagranicy, skutecznie wykorzystują takie opóźnienia na swoją korzyść.

Oskarżenia, książka i walka o narrację

Daniel Obajtek wyraźnie zamierza oddać pole do kontrataku, wydając książkę „Jeszcze nie skończyłem”, w której przedstawia swoją wersję wydarzeń. W tej publikacji stawia twarde zarzuty – nie tylko broni swoich działań, ale wskazuje na hipokryzję obecnych władz, które z jednej strony krytykują jego decyzje, z drugiej zaś chwalą się ich rezultatami. „Skandal!” – komentuje obajtek zarzuty prokuratorskie i brak kontynuacji jego projektów.

Twierdzi, że to właśnie on zbudował Orlen jako regionalnego potentata i stworzył podstawy energetycznego bezpieczeństwa Polski. Dziś, w jego ocenie, Orlen traci impet, a rządzący skupiają się na doraźnych zyskach, nie dbając o dalszy rozwój. Książka staje się więc nie tylko osobistą obroną, ale i próbą przywrócenia mu głosu w debacie o przyszłości Polski.

Obajtek w swojej narracji zwraca szczególną uwagę na nieudolne zarządzanie dużymi spółkami skarbu państwa przez rządy Koalicji Obywatelskiej. Z jego perspektywy, władze te nie traktują przedsiębiorstw jako fundamentu narodowego, a raczej jako narzędzie do realizacji doraźnych celów politycznych. W efekcie państwowe koncerny, zamiast inwestować w rozwój i innowacje, zostają zdominowane przez krótkoterminowe decyzje, które paraliżują ich potencjał.

Zamiast budować silną gospodarkę, obecne władze poszukują „kozłów ofiarnych”, obwiniając poprzedników za ich błędy, nie dostrzegając własnych niedociągnięć.


 

 

Daniel Obajtek to były prezes PKN Orlen, wcześniej szef ARiMR i spółki Energa, zaś obecnie polski poseł w Brukseli. Zasłynął jako twardy menadżer, który centralizował kontrolę nad energetyką i paliwami w Polsce. Dziś, mimo licznych zarzutów, nie zamierza milczeć. Wydana przez wydawnictwo Czarna Skrzynka książka „Jeszcze nie skończyłem” to jego próba odzyskania głosu w debacie o przyszłości Polski, szczególnie w kontekście zarządzania przedsiębiorstwami państwowymi przez obecny rząd.

 

Tomasz Wybranowski

 

Ważna książka Wydawnictwa Czarna Skrzynka – „Jeszcze nie skończyłem” – Daniel Obajtek w rozmowie z Tomaszem Wybranowskim

Były Prezes PKN Orlen Daniel Obajtek opowiada Tomaszowi Wybranowskiemu o swojej książce "Jeszcze nie skończyłem" i o tym, czym naprawdę jest polska racja stanu.| Fot. materiały PKN Orlen

Wywiad-rzeka, przeprowadzony przez doświadczonego dziennikarza Wiktora Świetlika, układa się w spójną i potoczystą narrację o człowieku, który – wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

W książce „Jeszcze nie skończyłem” [Wydawnictwo Czarna Skrzynka] poznajemy Daniela Obajtka – jedną z najbardziej rozpoznawalnych i zarazem kontrowersyjnych postaci polskiego życia publicznego ostatnich lat – z zupełnie innej perspektywy. Nie jako prezesa giganta paliwowego czy polityka obozu rządzącego, lecz jako człowieka, który musiał się zmierzyć z ogromną presją, nieustanną krytyką, ale też z własnymi ambicjami i determinacją.

 

 

Wywiad-rzeka, przeprowadzony przez doświadczonego dziennikarza Wiktora Świetlika, układa się w spójną i potoczystą narrację o człowieku, który – jak sugeruje tytuł – wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Książka liczy niemal 300 stron i jest pełna anegdot, wspomnień oraz zakulisowych opowieści z czasów kierowania Orlenem, a także wcześniejszych etapów kariery Daniela Obajtka – od pracy w gminie Pcim po zarządzanie jedną z największych firm w Europie Środkowo-Wschodniej, która była piątą najdynamiczniej rozwijającą się na świecie pod jego rządami.

Fragment książki:

Wiktor Świetlik: To, że prezes był z pana okolic, ludzie stamtąd awansowali u pana. Wygląda jak nieformalne partnerstwo publiczno- prywatne czy jakiś układ…

Daniel Obajtek: W jaki sposób mogła Telefonika odgrywać istotną rolę? Przecież Telefonika nie handluje paliwami, petrochemią. To producent kabli. Tak, przyjmowałem ludzi, których znałem, albo polecanych mi przez ludzi, których znałem. To źle? Skąd miałem brać tych menedżerów? Z urzędu źle, z innej spółki źle, z prywatnego biznesu też źle? Jak ktoś się sprawdził w wielkim prywatnym przedsiębiorstwie, zrobił karierę od samego dołu do szczytu, to źle, że go przejąłem?
Nie widzi pan, o co w tym chodzi? O to, że nie wolno nikogo zwolnić i nikogo zatrudnić. Bo narusza to układy, których naruszać nie wolno. Bo byli ludzie, którzy pilnowali biznesu, ale nie orlenowskiego, nie publicznego, nie akcjonariuszy, tylko zupełnie innych biznesów, i ja te układy naruszyłem. /…/

Wiktor Świetlik nie unika trudnych pytań. Pyta wprost o fuzję Orlenu z Lotosem, zakupy mediów regionalnych, polityczne powiązania, ale i o osobiste dramaty, jak śmierć brata czy dzieciństwo w rodzinie z problemem alkoholowym.

Daniel Obajtek odpowiada szczerze, czasem zaskakująco otwarcie, czasem z charakterystyczną dla siebie stanowczością. Szczególnie interesujące są fragmenty dotyczące jego menedżerskiej filozofii – szybkiego podejmowania decyzji, niechęci do „papierologii” i bezkompromisowego stylu zarządzania.

To książka, która może zaskoczyć nawet sceptyków. Nie jest to typowa laurka. Z kart książki wyziera czasem Obajtek autokrytyczny, ale i szczerze opowiadający o popełnianych błędach, konfliktach i napięciach. Równocześnie jednak książka tchnie poczuciem siły, osobistej misji i wewnętrznego przekonania o słuszności obranej drogi.

Pod względem stylu “Jeszcze nie skończyłem” czyta się lekko, mimo że poruszane tematy bywają ciężkie i wymuszają na czytelniku uzbrojenie się w pewną wiedzę z zakresu ekonomii, zarządzania czy polityki . Witek Świetlik prowadzi rozmowę sprawnie, z humorem i wyczuciem, pozwalając swojemu rozmówcy rozwinąć myśl, ale też przywołując kontekst polityczny i społeczny. Dzięki temu książka ma wartość nie tylko biograficzną, ale też dokumentalną – pokazuje realia polskiego biznesu i polityki od kuchni.

Trudno odmówić tej pozycji rangi ważnego głosu w debacie publicznej. To książka o sile charakteru, osobistych kosztach sukcesu i o tym, że – niezależnie od ocen – Daniel Obajtek wciąż pozostaje graczem, którego nie można ignorować.

Wszystko wskazuje na to, że będzie dalszy ciąg, bowiem “jeszcze nie skończył”.

Tomasz Wybranowski

Między kroniką a misją: Polonia irlandzka w oczach dra Jarosława Płacheckiego. Majowa pocztówka z Dublina

W centralnym miejscu dr Jarosław Płachecki, obok Hanna Dowling | Fot. archiwum H. Dowling

Choć rozmowa rozpoczęła się od żartobliwego wspomnienia celtyckiej wiosny, która podobno przychodzi już 1 lutego, temat szybko skręcił w kierunku spraw znacznie ważniejszych – tożsamości, dziedzictwa.

Dr Jarosław Płachecki – redaktor naczelny i sprawujący nadzór naukowy nad Rocznikiem Towarzystwa Irlandzko-Polskiego, jest także dyrektorem filii Staropolskiej Akademii Nauk Stosowanych w Dublinie, wykładowcą i działaczem społecznym.

Od lat obecny na falach jako gość i ważny komentator na antenie Radia Wnet i irlandzkiej rozgłośni NEAR FM, oraz na scenie polonijnej w Irlandii od prawie 25 lat. Nauczyciel akademicki, kronikarz Polonii na Szmaragdowej Wyspie, podpora IPS, wreszcie człowiek wielu pasji i głębokiego zaangażowania.


 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z doktorem Jarosławem Płacheckim:


Polska w Irlandii – nie tylko Dublin

Choć rozmowa rozpoczęła się od żartobliwego wspomnienia celtyckiej wiosny, która podobno przychodzi już 1 lutego, temat szybko skręcił w kierunku spraw znacznie ważniejszych – tożsamości, dziedzictwa i trwania.

Dr Jarosław Płachecki z dumą zapowiada jedenasty tom Rocznika Towarzystwa Irlandzko-Polskiego. Choć publikacja jest nieco opóźniona, jej zawartość – jak co roku – stanowi bezcenną kronikę życia Polonii na Szmaragdowej Wyspie.

W najnowszym numerze nie zabraknie relacji z wydarzeń nie tylko z Dublina, ale także z takich miejsc jak Limerick, Cork czy Galway. –

„Nie tylko stolica tworzy historię” – podkreśla Jarosław Płachecki, zapowiadając, że kolejne roczniki jeszcze śmielej wyjdą poza ramy jednej organizacji. – „To już nie tylko dokumentacja działań Towarzystwa Irlandzko-Polskiego, lecz szerszy zapis polonijnego życia, który sięga również Polski – MSZ, Senatu czy innych instytucji współpracujących z diasporą.”

Kronika pokoleń i misja dla przyszłości

W czasie rozmowy nie zabrakło refleksji nad zmieniającą się naturą irlandzkiej Polonii. Dziś to już ponad 80 szkół polonijnych, około 100 organizacji i setki inicjatyw – niektóre trwałe, inne efemeryczne. – „Musimy to uchwycić, zanim zniknie” – mówi Płachecki. Prasa, radio, inicjatywy kulturalne – wiele z nich przemija, a ich ślad bywa ulotny. Stąd potrzeba rocznika jako narzędzia dokumentowania, archiwizacji i oddania głosu tym, którzy współtworzą współczesną emigrację.

Dr Płachecki nie tylko pisze o Polonii, ale ją współtworzy. Na co dzień prowadzi wykłady z zakresu pedagogiki i pracy socjalnej w Staropolskiej Akademii – w większości online, dzięki czemu może docierać do studentów zarówno w Irlandii, jak i w Wielkiej Brytanii. –

„Zaskakująco wielu młodych ludzi chce się uczyć, chce rozumieć, jak wygląda życie w społeczeństwie wielokulturowym” – opowiada. Choć z uśmiechem przyznaje, że na kierunkach pedagogicznych dominuje płeć piękna – 95% jego studentów to kobiety.

Nie tylko historia – ale przyszłość

Pytany o przyszłość Polonii, Płachecki odpowiada bez wahania: trzeba robić swoje. Nie liczyć na masowość, ale dbać o jakość. Trzymać się wysokiej kultury słowa, promować sztukę, organizować spotkania. – „Dla niektórych Irlandia to już kraj numer jeden, Polska – emocjonalne wspomnienie. Tym bardziej musimy działać, by ten most nie runął.”

Wkrótce – na początku maja – odbędzie się premiera nowego rocznika. Planowane są wydarzenia w Domu Polskim przy William Street 20 – kulturalnym sercu irlandzkiej Polonii. Odbędzie się też wieczór poezji Edwarda Stachury, który – jak przypomina dr Płachecki – sam był dzieckiem polonijnym, uczniem szkoły we Francji. Jego piękna polszczyzna to dowód, że język serca można pielęgnować nawet poza granicami ojczyzny.

Dr Jarosław Płachecki to nie tylko redaktor i naukowiec. To człowiek, który konsekwentnie tworzy i dokumentuje historię Polaków w Irlandii. A jednocześnie nie przestaje zadawać pytań o to, co dalej. Jego odpowiedź jest prosta:

„Zachowujmy. Twórzmy. Bądźmy obecni”.

Tomasz Wybranowski

 

Profesor Andrzej Nowak ostro o Tusku, Giertychu, Wrzosek i Cybie

Profesor Andrzej Nowak: Poczucie dystansu prezydenta Donalda Trumpa wobec Niemiec jest bardzo silne. Fot. Michał Klag

Prof. Andrzej Nowak, jeden z najbardziej cenionych autorytetów w Polsce, udzielił wypowiedzi na kanale YT Białego Kruka gdzie gorzko i w bardzo mocnych słowach podsumował działania ekipy Tuska.

 Nazwał je wprost

szokująco łajdackimi prowokacjami poruszającymi każdą strunę moralnie wrażliwego człowieka.

Prof. Nowak wymienił trzy konkretne wydarzenia, które wstrząsnęły Polską w ostatnich kilkunastu dniach i pokazały pogardę obozu rządzącego wobec polskich obywateli. Pierwsze z nich to przesłuchanie śp. Barbary Skrzypek.

Specyficzne przesłuchanie Barbary Skrzypek i jej śmierć po tym, wskutek tego przesłuchania prowadzonego pod ścisłym nadzorem spuszczonego z łańcucha przez Donalda Tuska, pana mecenasa Giertycha, oczywiście przy bezpośrednim udziale pani prokurator Ewy Wrzosek, pana mecenasa Dubois i reprezentanta, można powiedzieć że osobistego reprezentanta, pana Giertycha. Ten pojedynek trzech na jedną skończył się śmiercią tej jednej” – powiedział prof. Andrzej Nowak.

Następnie bardzo krytycznie odniósł się do roli mediów głównego nurtu, które budują narrację, jakoby Barbara Skrzypek zmarła wskutek rozmowy telefonicznej z Jarosławem Kaczyńskim. Prof. Nowak nazwał te insynuacje „szokującym łajdactwem.”

 

 

Tysiąclecie Królestwa Polskiego. Tusk nie świętuje, bo drugiego nie planuje. Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

Arkadiusz Jarzecki (fot. Jakub Węgrzyn)

Z okazji Tysiąclecia Królestwa Polskiego Muzeum Historii Polski zorganizuje ubogi konkurs, a to i tak więcej niż planuje rząd Donalda Tuska. W PRL-u było lepiej, ale premier nawiązuje do innej epoki.

W tym roku obchodzimy Tysiąclecie Koronacji Bolesława Chrobrego, ale premiera Donalda Tuska nic to nie obchodzi.

Szef rządu przy wielu okazjach przypomina, że z wykształcenia jest historykiem. Ciekawe do jakiego okresu historycznego teraz nawiązuje, bo o ile wiem to tylko w okresie zaborów władze nie świętowały ważnych rocznic przypominających o trwałości państwa polskiego.

Mimo to w 1910 roku Polacy zorganizowali w Krakowie gigantyczne, trzydniowe obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem. Pochody, przedstawienia, przemowy trwały 3 dni. W Krakowie zgromadzili się najważniejsi przedstawiciele świata sztuki, kultury, nauki i polityki. Czy i tym razem społeczny zapał zdoła zapełnić lukę, którą zostawiło państwo?

„To jedna z najważniejszych i symbolicznych rocznic w historii Polski, a rządzący nie organizują centralnych obchodów” — mówił wczoraj w Rawiczu były premier Mateusz Morawiecki. Po co celebrować polską państwowość skoro mamy być europejskim landem z prawem do decydowania o sprawach trzeciorzędnych. Takie są plany centralizacyjne Unii Europejskiej, więc nie będziemy świętować 1000-lecia Królestwa Polskiego, skoro drugiego tysiąclecia ma nie być.

 

Lepiej było nawet w PRL-u

Wtedy towarzysz Gomułka ścigał się na patriotyzm z Kardynałem Stefanem Wyszyńskim. W 1966 roku mieliśmy okazałe kościelne oraz napompowane państwowe obchody Tysiąclecia Chrztu Polski, a w tym roku…

Muzeum Historii Polski organizuje — uwaga — konkurs historyczny dla szkół. To impreza na miarę ubogiej gminy wiejskiej, a nie na miarę dużego europejskiego państwa.

 

Escape room czyli pomnik wstydu

W konkursie Muzeum Historii Polski wygra ten, kto zrobi lepszy escape room albo grę terenową poświęconą rocznicy Tysiąclecia Koronacji Bolesława Chrobrego. A więc zamiast stawiać pomniki Bolesławowi Chrobremu, to zrobimy mu Espace Roomy. Przecież dla upamiętnienia księcia Władysława Laskonogiego wypada zrobić więcej.

Co można wygrać w tym konkursie? Udział w gali… dyplom i niesprecyzowane nagrody rzeczowe, czyli pewnie książki, które zalegają muzealnym magazynie. Bieda aż piszczy! Nauczyciele, którzy odwalą za państwo czarną robotę, zdobędą dla swojej placówki tytuł “Szkoły tysiąclecia”.

 

Dyplomy zamiast infrastruktury

Władze PRL-u zrobiły dużo więcej. 67 lat temu Władysław Gomułka zapowiedział budowę tysiąca szkół na Tysiąclecie Chrztu Polski i słowa dotrzymał z nawiązką, bo w latach 1958-1966 powstało ponad 1400 placówek. To były prawdzie szkoły tysiąclecia zwane tysiąclatkami, a teraz w Polsce Donalda Tuska szkoły dostaną dyplom na papierze o wysokiej gramaturze. I po co komu bezużyteczny świstek papieru, skoro państwo skapitulowało?

 

Papier też budzi skojarzenia.
W PRL-u brakowało sznurka do snopowiązałki, mięsa i papieru toaletowego. Odrobina wyobraźni wystarczy, żeby dostrzec w tym nawet związek przyczynowo-skutkowy!
Ale skoro nie było co jeść, to władza karmiła lud przynajmniej symbolami i zorganizowała największą w historii defiladę wojskowo-historyczną.

 

Borsuków tyle, co kot napłakał

Teraz defilady nie będzie, ale dzieją się rzeczy równie symboliczne. Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało umowę wykonawczą na produkcję 111 wozów bojowych Borsuk. “Dzisiaj można spokojnie powiedzieć, że Polska jest bezpieczniejsza” — mówił podczas uroczystości minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz nie biorąc jak gdyby pod uwagę, że produkcja wozów zajmie 4 lata, więc Polska nie jest ani odrobinę bardziej bezpieczna dlatego, że maznął długopisem po kartce papieru.

111 borsuków to za mało, żeby wyposażyć w pełni 2 bataliony zmechanizowane, a my mamy takich 30, co więcej będzie ich jeszcze więcej, bo armia ma być nie dwustu a 300-tysięczna.

 

PiS podpisał umowę ramową na zakup 1400 Borsuków, bo to minimum, czego potrzebuje Wojsko Polskie, do tego miały być ciężkie wozy bojowe. Szkoda gadać. W obecnym tempie produkcji będziemy gotowi na konftronację z Rosją za 48 lat.

Po co nam defilada na Tysiąclecie Królestwa Polskiego. Zróbmy od razu marsz żałobny.

 

 

Inne felietony:

Czy i czym obroni nas Unia Europejska, czyli niezwykły dar przekonywania Donalda Tuska. Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

Rezolucja ws. obronności to dowód, że Koalicja Tuska nie ma pieniędzy na Tarczę Wschód. Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

Nie zawsze trafione amerykańskie prezenty, czyli czego chce od nas Trump i co w zamian? Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

W poszukiwaniu prawdy – rozmowa z profesorem Wojciechem Polakiem o Bolesławie Chrobrym i wyzwaniach współczesności

Tak Chrobry gromił Niemców! „Pierwsze królestwo” prof. Wojciecha Polaka, wyjątkowa książka na 1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego

Profesor Polak opowiadał o tysiącleciu koronacji Bolesława Chrobrego i zauważył, jak współczesne społeczeństwo nie dostrzega wystarczająco istotności tej rocznicy.

Rozmowa Tomasza Wybranowskiego z profesorem Wojciechem Polakiem dostarcza nie tylko fascynujących refleksji na temat przeszłości i Bolesława Chrobrego, w milenium Jego koronacji, ale również wskazuje na znaczenie historii w zrozumieniu współczesnych wyzwań Polski i Polaków. Książki profesora Polaka wydaje wydawnictwo Biały Kruk.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z profesorem Wojciechem Polakiem:

 

W rozmowie, która odbyła się na antenie Radia Wnet, profesor Wojciech Polak, autor książki „Pierwsze Królestwo”, podzielił się z Tomaszem Wybranowskim swoimi przemyśleniami na temat historii Polski, w szczególności postaci Bolesława Chrobrego. Profesor opisał Chrobrego jako jednego z dwóch królów Polski, który zasłużył na przydomek „Wielki”. Zwrócił uwagę, że w historii polskich monarchów to właśnie Bolesław Chrobry, obok Kazimierza Wielkiego, został zaszczycony tym tytułem, podkreślając jego znaczenie zarówno w kontekście militarnym, jak i chrześcijańskim.

Profesor Polak opowiadał o tysiącleciu koronacji Bolesława Chrobrego i zauważył, jak współczesne społeczeństwo nie dostrzega wystarczająco istotności tej rocznicy, co wydaje się być efektem pewnych politycznych kalkulacji. W kontekście obchodów rocznicy podkreślił, że rząd nie organizuje wystarczających uroczystości, jednak są inne inicjatywy oddolne, jak Marsz Chrobrego czy konferencje naukowe, które pozwalają pamiętać o wielkości tej postaci.

W rozmowie nie zabrakło także odniesień do współczesnych zagrożeń dla wolności jednostki i spuścizny historycznej. Profesor Polak zauważył, że neomarksizm i współczesna lewicowa ideologia nie sprzyjają czczeniu postaci historycznych, które mają silne powiązania z chrześcijaństwem i tradycją europejską. Wskazał również na wycofanie się niektórych polityków, takich jak Donald Tusk, z obchodów rocznic narodowych, co w jego ocenie może być wynikiem politycznych ambicji, które nie uwzględniają znaczenia polskiego dziedzictwa.

Książka „Pierwsze Królestwo” profesora Polaka ma na celu ukazanie roli Bolesława Chrobrego w kształtowaniu Polski, ale także całej Europy. Właśnie dzięki takiej literaturze, łączącej historię z pasją i wiedzą, możemy odbudować poczucie dumy narodowej, które, według profesora, jest niezbędne do zrozumienia naszej tożsamości i utrzymania silnych więzi z przeszłością.

Profesor Wojciech Polak podkreślił również rolę rodziny i nauczycieli w kształtowaniu patriotycznych postaw młodego pokolenia. W obliczu trudności w systemie edukacji, kiedy nauka historii jest traktowana po macoszemu, to właśnie oddolne inicjatywy społeczne mogą zdziałać najwięcej, aby pamięć o wielkich postaciach i wydarzeniach nie zniknęła.

Spotkanie na antenie Radia Wnet było okazją do promocji książki „Pierwsze Królestwo”, ale także do refleksji nad tym, jak historia Polski powinna być pielęgnowana, by młodsze pokolenia nie zapomniały o swoich korzeniach. Uroczystości związane z tysiącleciem koronacji Bolesława Chrobrego to doskonała okazja do przypomnienia tej wielkiej postaci, która miała ogromny wpływ na kształtowanie się naszej narodowej tożsamości.

Książka prof. Wojciecha Polaka „Pierwsze królestwo” znakomicie przybliża nam koniec wieku X i początek XI, gdy ostatecznie ukształtowało się państwo nazywane do dziś Polską. Znajdziemy w niej opisy zarówno zbrojnych wypraw Bolesława Chrobrego, jak i codziennego życia oraz obyczajów tamtych czasów. Wraz z autorem odwiedzimy miejsca, w których wyznaczano kierunki ówczesnej polityki. Będziemy świadkami umacniania się chrześcijaństwa, które od początku nierozerwalnie złączone było z polską państwowością.

Wojciech Polak „Pierwsze królestwo. Mocarstwo Bolesława Chrobrego”, wyd. Biały Kruk, 344 str., format 16,5 x 23,5 cm, twarda oprawa. Więcej na: https://bialykruk.pl/ksiegarnia/ksiazki/pierwsze-krolestwo-mocarstwo-boleslawa-chrobrego

Teresa Kaczorowska i opowieść o książce „Obława Augustowska w oczach świadka”. Zapraszamy do Ciechanowa 26 lutego 2025

Dr Teresa Kaczorowska o obławie augustowskiej: najważniejsze archiwalia są zamknięte w archiwach moskiewskich.

„Obława Augustowska w oczach świadka” (Warszawa 2024), to książka o Obławie Augustowskiej, pokazana poprzez życie i działalność księdza prałata Stanisława Wysockiego (01.03.1938 r. – 07.11.2024 r.)

Ks. Stanisław Wysocki był niezłomnym kapłanem z Suwałk, świadkiem historii i społecznym bojownikiem o prawdę o największej powojennej zbrodni komunistycznej. Mocno doświadczony już w dzieciństwie, kiedy 28 lipca 1945 r.

Rosjanie przy pomocy polskich komunistów, zabrali na Jego oczach ojca i dwie siostry, którzy przepadli bez wieści, jak tysiące innych „zabranych” tamtego lipca. 

Książka ta opowiada również o Jego młodości z piętnem „rodziny bandyckiej”, o pracy duszpasterskiej, w tym jako charyzmatycznego duszpasterza Kościoła Młodych w Łomży, pierwszego kapelana łomżyńskiej „Solidarności”, a także Akowców, Sybiraków, proboszcza kilku parafii północno-wschodniej Polski. Chociaż był nękany przez bezpiekę, to zawsze niósł umiłowanie polskości, Polski i wartości „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Do sędziwego wieku walczył nie tylko o prawdę o Obławie Augustowskiej, ale także o swoją godność, bo ataków oraz prób skompromitowania Go i deprecjacji cały czas nie brakowało.

Teresa Kaczorowska jest doktorem nauk humanistycznych, badaczką historii najnowszej, reporterką, poetką, animatorką kultury. Jest autorką 8 zbiorów poezji i 20 książek prozą, w tym ostatnich czterech przybliżających Obławę Augustowską: Obława Augustowska (Warszawa 2015) wydanej też w j. angielskim w przekładzie Haliny Koralewski pt. „The Augustów Roundup of July 1945” (USA 2023), Dziewczyny Obławy Augustowskiej (Warszawa 2017), Było ich 27 (Warszawa 2020) oraz Obława Augustowska w oczach świadka (Warszawa 2024), a także wielu artykułów prasowych i prac naukowych. Uczestniczka licznych spotkań autorskich i konferencji, w kraju i na świecie.

Pani dr Teresa Kaczorowska jest prezesem Związku Literatów na Mazowszu z siedzibą w Ciechanowie i Academia Europaea Sarbieviana w Sarbiewie.

Uhonorowana m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta” (2010), Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości (2021), Brązowym i Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” (2014, 2023). Stypendystka Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku (2003/2004) i dwukrotnie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2005, 2023).

Tutaj do wysłuchania rozmowa z panią dr Teresą Kaczorowską o poezji Juliusza Erazma Bolka (2020 rok):

Zapraszamy bardzo serdecznie do Ciechanowa na spotkanie z panią doktor Teresą Kaczorowską. Szczegóły na poniższym plakacie: