Stefan Ogorzałek – wolontariusz Stowarzyszenia „Dzieje”, zbudował zespół składający się z prawie 300 aktorów-wolontariuszy grających w widowisku;
Prof. Jacek Kowalski – historyk, poeta, bard;
Andrzej Kosakowski – Stadnina Raduszyn;
Justyna Jagiełło – projektuje i wykonuje stroje dla aktorów widowiska nocnego;
Piotr Szelągowski -Wielkopolskie Stowarzyszenie Kresowian
Zbigniew Stefanik– korespondent z Francji;
Janusz „Raptus” Waściński– muzyk;
Adriana Wojtkowiak – koordynator Parku Dzieje;
Prowadzący: Tomasz Wybranowski
Wydawca: Jan Brewczyński
Realizator: Paweł Chodyna
Część pierwsza:
Tomasz Łęcki opowiedział o tym, w jaki sposób odbierane jest w rejonie Murowanej Gośliny Powstanie Wielkopolskie, oraz o działalności Stowarzyszenia Dzieje. O Stowarzyszeniu można przeczytać na ich domowej stronie: www.parkdzieje.pl Celem działania Stowarzyszenia jest inicjowanie szeroko pojętych działań kulturalnych, przede wszystkim organizacja widowisk, tworzenie parku historycznego i promowanie regionu, a także działania na rzecz ochrony środowiska, ekologii, ochrony dziedzictwa przyrodniczego oraz zrównoważonego rozwoju.
Maciej Gramacki opowiedział o działalności Parku Dzieje, który dzięki współpracy z działającym we Francji parkiem historycznym „Puy du Fou” organizuje co roku wspaniałe widowiska historyczne. Park posiada obecnie w użyczeniu 27 ha terenu,które na własność przynależą do Kościoła. Na terenie parku odbywają się pokazy, wzorowane na „Cinéscénie”, czyli nocnym widowisku o historii Francji. Tomasz Łęcki zauważył, że widzom odwiedzającym park towarzyszy zawsze wiele entuzjazmu, ale również refleksja dotycząca naszej historii, a właśnie o to, założycielom parku chodziło.
Część druga:
Justyna Jagiełło opowiedziała o swojej pasji a zarazem pracy, czyli projektowaniu i szyciu kostiumów dla aktorów widowiska nocnego.
Tomasz Łęcki oraz Maciej Gramacki opowiedzieli o Jarmarku Św. Jakuba, czyli największym wydarzeniu kulturalnym Gostynina.
Goście Tomasza Wybranowskiego opowiedzieli o szeregu wolontariuszy, którzy poświęcają swój czas na pomoc w przygotowaniu widowisk historycznych w Murowanej Goślinie;
Część trzecia:
Prof. Jacek Kowalski opowiedział o widowiskach historycznych organizowanych w Murowanej Goślinie, o postaci Stańczyka w polskiej historii, oraz o historii Powstania Wielkopolskiego.
Maciej Gramacki opowiedział o akcji charytatywnej.
Część czwarta:
Stefan Ogorzałek opowiedział o wolontariuszach wspomagających widowiska historyczne w Murowanej Goślinie. Ludzie z okolic Murowanej Gośliny są bardzo zorganizowani, sami proponują swoją pomoc i są gotowi aby zaangażować się w te przedsięwzięcia.
Andrzej Kossakowski opowiedział o działalności Stadniny Raduszyn, która znajduje się w pobliżu Murowanej Gośliny, 20 km na północ od Poznania, obok Parku Krajobrazowego Puszcza Zielonka. Nasz gość zaprosił również na Festyn Żelaznej Podkowy i zawody hippiczne, które odbędzie się już 18 sierpnia na terenie Stadniny Raduszyn. Aby dowiedzieć się więcej o stadninie zapraszamy do odwiedzenia strony http://www.kosakowscy.pl/
Część piąta:
Piotr Szelągowski opowiedział o scenie politycznej w Wielkopolsce, o gospodarce tego regionu oraz o zbliżających się wyborach samorządowych.
Zbigniew Stefanik opowiedział o bieżących wydarzeniach politycznych we Francji, w tym o aferze politycznej, związanej z jednym z bliskich współpracowników Emmanuela Macrona.
Część szósta:
Janusz „Raptus” Waściński opowiedział o tworzeniu swojej muzyki i zaśpiewał na żywo jeden ze swoich utworów.
Gospodynie dzisiejszego Poranka Radia Wnet Pani Adriana Wojtkowiak i Pani Gabriela zaprosiły do odwiedzin Parku Dzieje.
Antykatolickie, agresywne akcenty bluźniercze towarzyszą pochodom lesbijek i gejów na całym świecie. Przypominają, że tolerancji dla katolików nikt w homośrodowisku nie uważa za oczywistość.
Herbert Kopiec
Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji
Lobby gejowskie w Polsce dopiero się tworzy. Nie ma ono jeszcze takiej siły przebicia, jak na Zachodzie. Jednak to tylko sprawa czasu. Przekonuje o tym m.in. obszerny artykuł Kirka i Pilla The Overhauling of Straight America (Wyprzedzanie heteroseksualnej Ameryki), który ukazał się w 1987 r. w niszowym wówczas magazynie dla homoseksualistów „Gay Travel, Entertainment, Politics and Sex”. Autorzy zarysowali w nim program działania organizacji homoseksualistów. Jest on obecnie realizowany z wielkim powodzeniem w USA i w wielu innych krajach. Przedstawia program kampanii medialnej, która miała/ma na celu zasadniczą zmianę postrzegania homoseksualistów, a także zrównanie ich standardów moralnych z heteroseksualną większością w oczach społeczeństwa (W. Roszkowski, „Gość Niedzielny” 2017).
Promowaniem homoseksualizmu w Polsce zajmuje się głównie „Gazeta Wyborcza”.
Z badań przeprowadzonych na zlecenie Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi wynika, że przez trzy lata wzrosła w niej lawinowo liczba publikacji pozytywnie przedstawiających homoseksualizm oraz tzw. kulturę gejowską. W zestawieniu z innymi dziennikami GW jest prawdziwym promotorem homoseksualizmu i na tym polu może konkurować jedynie z portalami homoseksualnymi („Nasza Polska” 2006, „Opcja na prawo” 2009). Łatwo rozpoznać i odnaleźć w tekstach pomieszczonych w Wyborczej kluczową tezę amerykańskich gejów:
Zamącić to, co moralne
Jak się to robi? Ano: „należy mówić o gejach i lesbijkach na tyle głośno i często, na ile to tylko możliwe”. Zwykła obecność w debacie publicznej miała stworzyć wrażenie, że sprawa homoseksualistów jest ważna, bo interesuje duży odsetek społeczeństwa. Autorzy wzywali do wykorzystania dialogu w tej sprawie „w celu zamącenia obrazu tego, co moralne” oraz podważenia „autorytetu moralnego homofobicznych Kościołów przez przedstawienie ich jako zacofanego ciemnogrodu”. Działacze, którzy realizowali później przesłanie Kirka i Pilla, odnieśli w tej dziedzinie ogromne sukcesy. Notoryczne odgrzewanie debaty na temat homoseksualizmu przy okazji rozmaitych imprez, w których po stronie gejów i lesbijek stają heteroseksualni obrońcy praw człowieka, stało się faktem, całkowicie oderwanym od rzeczywistych rozmiarów zjawiska i problemów środowiska homoseksualnego. Dość powiedzieć, że Krakowskie Dni Kultury Gejowskiej i Lesbijskiej popierali nobliści: Szymborska i Miłosz.
Donald Tusk, Małgorzata Kidawa-Błońska, Michał Boni mówili o słabnącej w Polsce moralnej dezaprobacie dla homoseksualizmu jako o czymś bardzo pozytywnym („Gość Niedzielny” 2011). Równocześnie można się było dowiedzieć o udanych akcjach lobby gejowskiego w Polsce w postaci nacisków na władze uczelni, aby nie doszło do wykładów przedstawiających naukowe poglądy na kwestie homoseksualizmu („Gość Niedzielny” 2011). Dzisiejsi „postępowcy” co krok bombardują nas sloganami o tolerancji, wolności i prawach dla homoseksualistów. Wmawia się ludziom, iż małżeństwa homoseksualne w gruncie rzeczy są moralnie dobre, uzasadnione przez wolność, równość i braterstwo ludzi… Aktywista i działacz gejowski Robert Biedroń dobrze wie, że język zmienia świadomość, dlatego w jego wypowiedziach pojawia się sformułowanie „legalizacja związków homoseksualnych”. Chodzi bowiem o wywołanie wrażenia, że związki osób tej samej płci są w Polsce nielegalne, czyli ścigane z mocy prawa, jak pędzenie bimbru, jazda samochodem pod wpływem alkoholu czy rozpowszechnianie pornografii pedofilskiej.
Czy ktoś słyszał, żeby w Polsce do mieszkania dwóch pań czy panów żyjących w związku wpadła ekipa w kominiarkach i postawiła ich przed sądem? A przecież wciskanie kitu o potrzebie legalizacji powtarza za Biedroniem niemało ludzi, łącznie z niektórymi duchownymi i politykami partii konserwatywnych.
Mity rzekomej homofobii
Stowarzyszenia polskich gejów i lesbijek twierdzą, że nie chcą niczego więcej, tylko równych praw z parami heteroseksualnymi (z wyjątkiem praw do adopcji dzieci), a więc prawa do odwiedzin partnera seksualnego w szpitalu i informacji o stanie jego zdrowia, do odbioru korespondencji i wynagrodzenia za pracę, wspólnego kupna mieszkania itp. Poglądy negujące konieczność regulacji prawnych nazywają homofobią. Jednak w świetle obowiązującego w Polsce prawa nie ma dyskryminacji. Jedyna regulacja, która obecnie nie jest korzystna dla par homoseksualnych w porównaniu z małżeństwem, to unormowania podatkowe (podatek od dochodów osobistych, podatek od spadków i darowizn). Nie jest jednak wcale pewne, czy tu musi zachodzić równość. Małżeństwo ma inne cele i wydatki, zwłaszcza związane z dziećmi.
Wracając do wątku dbania „o dobry wizerunek gejów”, Kirk i Pill wzywali do przedstawiania ich w roli ofiar, nigdy zaś w roli agresywnych rywali, a także do przemilczania chwiejności ich związków. „W każdej kampanii pozyskiwania dla nas opinii publicznej homoseksualiści muszą być ukazywani jako ofiary, które potrzebują ochrony, tak aby w heteroseksualistach wywołać spontaniczny odruch wzięcia na siebie roli ich obrońców”.
Dziś społeczeństwa, zwłaszcza zachodnie, wiedzą już, że homoseksualiści podlegali i podlegają prześladowaniom, choć na ogół nie są w stanie przypomnieć sobie konkretnego przypadku takich współczesnych prześladowań.
Nieco historii z domieszką dydaktycznego sosu
Musi niepokoić dramatyczny spadek wartości macierzyństwa we współczesnych społeczeństwach. Upadek rodziny, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, Skandynawii i krajach Beneluksu, to dramatyczny efekt owych ruchów liberalnych ostatnich 40 lat. Od lat kilkunastu atak ten przybiera także formy prawne: legalizacji aborcji, eutanazji, związków homoseksualnych. Te same kraje, które dały naszej cywilizacji tyle mądrości, chcą na mocy prawa stanowionego nazwać związki homoseksualne małżeństwem. Proponują, by ich rytuał i skutki prawne były analogiczne jak w przypadku sakramentu małżeństwa. Małżeństwo wywodzi się od słowa matrimonium, a ono ma swe źródło w słowie ‘matka’. Matka jest osobą dającą życie. To leży u podstaw pojęcia matki, a następnie małżeństwa. Tymczasem proponuje się, aby pojęcia te znaczyły całkowicie coś innego.
Istnieje sporo obserwacji, że ruch homoseksualny jest odnogą ruchu komunistycznego, a źródłem jego metod funkcjonowania są taktyki marksistowskie. Założyciele ruchu homoseksualnego (gejowskiego) byli zagorzałymi komunistami. I tak już raczej zostało. Dziś ich następcy brylują w dominujących mediach, na uniwersytetach i gdzie się tylko da, odziani w szaty lewackich liberałów. Aktywność gejów wpisuje się w cywilizacyjne samobójstwo – sporo o nim w moich felietonach – niewinnie zwane zmianą społeczną. W ruchu gejowskim nie powinna też zaskakiwać obecność dezinformacji i różnych forteli stosowanych wobec oponentów/wroga przez sowieckie państwo i jego agenturę, które opisał Vladimir Volkoff (Dezinformacja. Oręż wojny, 1991).
Prawa gejów (czyli „wesołych chłopaczków”) najpierw pojawiły się w Stanach Zjednoczonych, a później zostały przeniesione na grunt europejski za pomocą tych samych zasad walki klas. W niektórych środowiskach miejsce walki klas zajęła walka płci, mężczyzna jawi się jako nieprzyjaciel kobiety, co w konsekwencji powoduje chorą rywalizację.
Jak to określił kardynał Alfonso Lopez Tujillo, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny – prowadzi do „rozjątrzenia sprawy relacji między płciami”. Bagatelizuje się też biologiczną różnicę między kobietą i mężczyzną i tworzy wzorce kulturowe, które całkowicie ignorują ład biologiczny. Trudno się dziwić, że takie tendencje są pożywką dla ideologii, które kwestionują klasyczne rozumienie rodziny. Myślę, że w obliczu umacniania się poglądów o rzekomej równości heteroseksualizmu i homoseksualizmu, dobrze się stało, iż Kongregacja Nauki Wiary, opierając się na wykładni biblijnej o stworzeniu (Rdz 1-3), przypomniała kilka podstawowych prawd:
1. Ludzie są osobami, mężczyznami i kobietami, równymi sobie co do godności, bo jako mężczyźni i kobiety zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. 2. Różnica płciowa jest istotna, a nie przypadkowa – ma ona charakter i biologiczny, i psychologiczny, i duchowy, i ontologiczny, pociągając za sobą różne – i komplementarne – role kobiet i mężczyzn w społeczeństwie i w Kościele. 3. Różnica płciowa nie jest skierowana ku walce płci, ale ku harmonijnemu współistnieniu i współdziałaniu, które respektują różnicę między mężczyzną i kobietą. („Tygodnik Powszechny” 2004).
Mocna pozycja Kościoła katolickiego (stąd ciągłe próby podkopywania jego autorytetu), resztki rozsądku Polaków i stosunkowo ograniczony zasięg epidemii dyktatury tolerancji pozwolą, być może, powstrzymać harcowników jeszcze na przedpolu. Ale trzeba większej świadomości, że walec „postępu” się toczy.
Homoseksualiści jako uciemiężona mniejszość
Homoseksualiści przeniknęli w latach 50. do partii politycznych w Europie i USA. Wytworzyli i rozwinęli teorię, według której stanowią mniejszość kulturową, oczywiście prześladowaną przez dominującą heteroseksualną większość. Pozwoliło to np. korespondentowi włoskiego dziennika „La Repubblica” napisać („Rzeczpospolita” 2007), że w Polsce jest zatruta atmosfera, homoseksualiści są prześladowani: „Jeśli Polska chce należeć do UE, w której geje są burmistrzami Berlina, Paryża i Hamburga, musi zaakceptować zasadę tolerancji dla mniejszości. Z europejskich zasad nie można wybrać tylko niektórych wartości, jak z menu w restauracji. Fundamentalistyczna mobilizacja w Polsce przypomina rządy islamskie w Iranie, a ci , którzy ostatnio mówili, że geje są nieprzydatni biologicznie, rządzili Niemcami w latach 1933–1945”.
Przedstawienie zjawiska homoseksualizmu w kontekście rzekomej dyskryminacji było przebiegłym ruchem ze strony homoseksualistów. Wraz ze słowem ‘dyskryminacja’ pojawiło się natychmiast słowo ‘homofobia’. Dowodem jest rezolucja Parlamentu Europejskiego potępiająca obok Belgii, Francji i Niemiec m.in. Polskę jako kraj, w którym nastąpił wzrost nietolerancji powodowanej rasizmem, antysemityzmem i homofobią. Nietolerancję, zdaniem parlamentarzystów z UE, wywołuje w Polsce Radio Maryja, którego nikt z nich nigdy nie słyszał. Grunt pod taką opinię przygotowały polskie media i przedruki z tych mediów w krajach Unii Europejskiej („Nasza Polska” 2006).
Niewątpliwym sukcesem taktyki marksistowskiej zastosowanej przez homoseksualistów jest fakt, iż w 1973 r. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne orzekło, że homoseksualizm przestaje być dewiacją. Od tamtej pory przeszliśmy długą drogę, w wyniku której fundamenty kształtujące filary naszej kultury poważnie uszkodzono. Do tego stopnia, że środowisko homoseksualne, wspierane przez „postępowców”, nawołuje dziś do uwzględniania w programach szkolnych zajęć propagujących homoseksualizm oraz piętnujących „homofobię”, zarazem otwarcie protestując przeciwko popieraniu powszechnie akceptowanej normy, czyli heteroseksualnego modelu egzystencji („Opcja na prawo” 2009).
Homofobia jako choroba?
Czym jest owa homofobia, którą postępowcy wymachują jak cepem?
Ma to być groźna choroba, jeśli nie zboczenie, które trzeba zwalczać. Kto biernie, bo moralnie, wyraża swoją dezaprobatę wobec homoseksualizmu; kto negatywnie ocenia nachalne, publiczne demonstrowanie seksualnych upodobań; kto nie uznaje traktowania homoseksualistów jako odrębnej, szczególnej grupy społecznej, ten jest po prostu chory.
Zatem żart z czyichś odmiennych skłonności seksualnych zostaje uznany nie za chamstwo, lecz groźny symptom zamachu na demokrację. Jednocześnie drwiny z papieża (czy to w wykonaniu ministra Siwca, czy posłanki Senyszyn) traktowane są jako sztubackie wybryki, choć przecież urażają uczucia większości społeczeństwa deklarującego się jako katolicy.
W ogóle katolicyzm okazuje się złem samym w sobie i zagrożeniem dla nowoczesnego porządku. Jak wyraził się lewicowy eurodeputowany Daniel Cohn-Bendit w wywiadzie dla „Dziennika” (10 lipca 2006), „bez sekularyzacji demokracja nie funkcjonuje prawidłowo. We współczesnym społeczeństwie nie ma miejsca na monolityczną instytucję, która chce kontrolować moralność społeczeństwa”. Prawdziwym zagrożeniem dla Polski okazuje się więc nie bezprawie, korupcja czy oligarchizacja gospodarki, lecz katolicyzm i nietolerancja. Celem staje się zbudowanie nie państwa demokratycznego, lecz tolerancji. Trzeba wyjątkowej ślepoty, aby nie zauważyć, iż lobby homoseksualne manipulują podstawowymi pojęciami stanowiącymi fundament porządku społecznego, usiłując doprowadzić do zrównania w świadomości społeczeństwa istoty związku heteroseksualnego i homoseksualnego. Różnica między nimi byłaby nieistotna, dotyczyłaby tylko innego źródła „atrakcji” seksualnej.
Po Lizbonie nowy artykuł 10 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej mówi, że „Unia dąży do zwalczania wszelkiej dyskryminacji ze względu na orientację seksualną”. Na tej podstawie homoseksualiści domagają się zrównania wobec prawa ich związków z małżeństwami, traktując „prawo do małżeństwa” jako zwykłe prawo nadawane przez państwo, na przykład – jak prawo do głosowania, które nie od razu było wszystkim przyznane. Jednak w istocie homoseksualiści nie są w stanie stworzyć rodziny, jak dowiodła już tego historia Norwegii, Szwecji i Danii. Dlatego rodzina i związek małżeński jako jej fundament cieszyć się powinny opieką ze strony państwa i szczególnymi uprawnieniami, czyli przywilejami. Małżonkowie biorą na siebie zobowiązanie wychowania nowych obywateli i żadna instytucja nie jest w stanie ich w tym zastąpić.
Lansowana w mediach homofobia stała się już na tyle poważnym zarzutem, że tego rodzaju infamia przypomina gromkie oskarżenia o antysemityzm czy rasizm.
Antykatolickie, agresywne akcenty bluźniercze towarzyszą pochodom lesbijek i gejów na całym świecie. Przypominają, że tolerancji dla katolików nikt w homośrodowisku nie uważa za oczywistość. „Postęp”, wspomagany przez poprawne politycznie media, toczy się przez Unię Europejską niczym walec i zmierza do Polski. W imię tegoż postępu homoseksualiści domagają się, by na ich żądanie zmieniano prawa i porządek społeczny, definicję małżeństwa i rodziny. Uważają, że formuła prawna ustanawia rzeczywistość. Chcą, aby taką formułę uchwaliło państwo na ich życzenie. Udało im się przecież zmusić amerykańskich psychiatrów, aby orzekli (przez głosowanie!), że homoseksualizm to coś normalnego. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że rzeczywistość/natura/byt jest zawsze sobą i nie można jej zmienić.
Osobliwa definicja homofobii, przyjęta przez Parlament Europejski, kwalifikuje tak każdy objaw zwykłej niechęci wobec homoseksualizmu. Sprawia, iż wszyscy krytycy tego zjawiska stają się potencjalnym źródłem przemocy i jako tacy są rzekomo niebezpieczni dla równości. Można powiedzieć, że teoretycznym zapleczem tego pojęcia są praktyki magiczne przypominające te uprawiane przez ludy prymitywne i polegające np. na „złym spojrzeniu”. Zmusza to ludzi, zwłaszcza polityków, do mówienia tego, czego się od nich w imię poprawności politycznej oczekuje, nie zaś tego, co myślą. Przytoczmy spostrzeżenie w tej kwestii prof. W. Roszkowskiego, historyka i byłego eurodeputowanego:
„W Parlamencie Europejskim, gdy ktoś powie, że małżeństwo to jest związek kobiety i mężczyzny, to połowa sali zawyje, jedna czwarta uzna, że ma rację, ale nie należy tak ostro stawiać sprawy, a jedna czwarta skomentuje: powiedział, ale pewnie bezskutecznie” („Rzeczpospolita” 2009). Walec postępu robi swoje.
Jeszcze niedawno było we mnie więcej optymizmu. Napisałem, że Polska, mimo zachodzących w świecie obyczajowych zmian, jest krajem, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze. Zapomniałem, że wybory parlamentarne w październiku 2011 r. pewność tę powinny podważyć. Przecież wówczas aktywista gejowski R. Biedroń otrzymał poselski mandat, a następnie został prezydentem Słupska.
Kończąc, skonstatujmy, póki jeszcze można: homoseksualizm nie jest i nie może być normą społeczną. Nie da się twierdzić – bez popadnięcia w niedorzeczną ideologię powszechnego egalitaryzmu – że relacje heteroseksualne i homoseksualne są równe. Te ostatnie, co oczywiste, uniemożliwiają przetrwanie gatunku, nie mają oparcia w naturze; były zawsze w historii traktowane jako, w najlepszym razie, ekstrawagancja. Nigdy nie spełniały, bo spełniać nie mogły, podstawowych funkcji socjalizacyjnych. Kto mówi więc o tak rozumianej równości, obraża zdrowy rozsądek, a przy okazji podstawowe intuicje moralne („Nowe Państwo” nr 1/2006).
Nie inaczej rzeczy się mają w przypadku rzekomej dyskryminacji. Kościół w oficjalnym stanowisku Watykanu przekonująco wyjaśnia i przypomina, że nie może być mowy o dyskryminacji tam, gdzie nie ma prawa. Domagając się dla siebie odrębnych praw, w imię tolerancji i wolności, homoseksualiści żądają w istocie protekcji państwa dla mechanizmów samobójczych. Dyskryminacja jest odmawianiem słusznych praw, niezgodnie z duchem sprawiedliwości. W przypadku homoseksualistów nie mają oni prawa ustanawiać swojego występku jako instytucji publicznej. Niestety, przywołana argumentacja zdaje się nie mieć wpływu na opinię publiczną Europejczyków.
Dominuje przekonanie, jakoby w Polsce mniejszości seksualne były prześladowane i formuje się paneuropejski ruch obrony polskich gejów i lesbijek. Szczególnie chętnie w ten ruch „wyzwalania” rzekomo uciemiężonych nad Wisłą gejów angażuje się niemiecka lewica. Niewykluczone, że już niedługo jakiś wrażliwy, lewicowy pisarz niemiecki napisze „Chatę wuja Biedronia”.
PS
Wiadomość z ostatniej chwili: Krajowa Rada Sądownictwa negatywnie zaopiniowała projekt ustawy o związkach partnerskich. Członkowie Rady jednogłośnie stwierdzili, że proponowane rozwiązania mogą naruszać konstytucję i są niezgodne z wartościami kultury chrześcijańskiej zakorzenionej w Polsce. Istotnie, Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że Pismo Święte przedstawia czyny homoseksualne jako poważną deprawację. Jednocześnie KKK zaleca unikanie „każdego przejawu niesprawiedliwej dyskryminacji”. Nic dodać, nic ująć. I tak trzymać!
Artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji” znajduje się na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
Bariery administracyjne w końcu uderzą i w tych, którzy je tworzą. Jak to się zakończyło w krajach realnego socjalizmu, doskonale wiemy. Czy unijne elity zdają sobie sprawę ze skutków swojej polityki?
Mariusz Patey
Rada Europy i Parlament Europejski zdecydowały, że podstawą do ustalania limitów pozyskiwania drewna w latach następnych będzie pozyskiwanie drewna z lat 2000–2009. Dla naszej gospodarki drzewnej, przemysłu meblowego może to zakończyć się katastrofą. W Polsce mamy coraz lepszą substancję leśną, wzrasta średni wiek drzew. Polskie Lasy Państwowe, prowadząc zrównoważoną gospodarkę, umożliwiając nie tylko prostą zastępowalność drzewostanu, ale stopniowo zwiększając powierzchnię areałów leśnych, mogły bez szkody pozyskiwać coraz więcej surowca. (…)
W roku 2018 planowano uzysk 43 mln3 drewna. Natomiast w latach 2000–2009, które będą podstawą do obliczenia limitów na lata do 2030 roku, uzysk wyniósł średnio 29 mln m3. Możemy zatem obawiać się znacznych deficytów surowca dla naszego przemysłu przetwórczego. (…)
Nasi producenci mebli, papieru, stolarki muszą myśleć wyprzedzająco, jak dostosować się do niekorzystnych dla nich uwarunkowań. Polski rząd, posłowie do europarlamentu muszą walczyć o branżę dającą Polsce miliardy dolarów i euro przychodów. Pomysłem wartym rozważenia jest zezwolenie Lasom Państwowym na obrót drewnem pozyskiwanym z zagranicy. Trzeba także się zastanowić, jak ograniczyć eksport surowego drewna, tak by zapewnić naszej branży przetwórczej możliwości rozwoju.
Pomysł, aby UE regulowała gospodarkę leśną, jest jeszcze jednym argumentem potwierdzających chęć centralnego sterowania procesami gospodarczymi. Można także tu szukać drugiego dna i roli lobbingu koncernów dużych państw UE w narzuceniu regulacji osłabiających konkurencyjność polskich producentów. Tyle, że bariery administracyjne w końcu uderzą także i w tych, którzy je tworzą. Jak to się zakończyło dla gospodarki w krajach realnego socjalizmu, my, Polacy, doskonale wiemy.
Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Unia uderza w polską branżę drzewną” znajduje się na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Mariusza Pateya pt. „Unia uderza w polską branżę drzewną” na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
To jedno nazwisko i historia życia i walki jednego legionisty. Na granitowym postumencie podtrzymującym popiersie marszałka Piłsudskiego w Zawierciu tych nazwisk wykuto 142. A ilu ich było w Polsce…
Tadeusz Loster
11 listopada 2014 roku na skwerze przy fontannie na Żabkach w Zawierciu, w pobliżu ul. Leśnej, zostało odsłonięte kamienne popiersie pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Rzeźbę wykonał znany artysta Stanisław Lutostański. Mimo że odsłonięcie monumentu wypadło w 96 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, pomnik został poświęcony „Komendantowi w setną rocznicę wymarszu Legionów”. Na trzech stronach granitowego postumentu podtrzymującego popiersie pierwszego marszałka Polski obok legionowych orłów wykuto nazwiska 142 legionistów Ziemi Zawierciańskiej, uczestników walk o niepodległą Polskę. Wśród tych nazwisk, ułożonych w szyku alfabetycznym, widnieje nazwisko młodszego brata mojej babki, Ludwika Labera. (…)
Fot. Tadeusz Loster
Mój wuj Ludwik urodził się w Zawierciu 27 VII 1886 roku w rodzinie rzemieślniczej zamieszkałej w Kromołowie (obecnie dzielnica Zawiercia). W 1904, roku mając 18 lat, wstąpił do Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej, przyjmując pseudonim „Sułtan”. Był członkiem „szóstki”. (…)
W grudniu 1912 roku w Brzeszczach powstała Polska Drużyna Strzelecka, do której wstąpił. 16 sierpnia 1914 roku z krakowskich Oleandrów wyruszył do walki pierwszy oddział strzelców i drużyniaków, zwany Kompanią Kadrową. W następnych dniach z miejsc koncentracji: Sierszy, Krzeszowic, Suchej i z Krakowa ruszyły dalsze oddziały. Wśród nich 47-osobowa Drużyna Strzelecka z Brzeszcz. W drugiej połowie sierpnia do Krakowa z Brzeszcz wymaszerowała następna grupa, licząca 28 osób. Wśród nich był strzelec Ludwik Laber, który 28 sierpnia 1914 roku wstąpił do Legionów Polskich i został przydzielony do 8. Kompani II Baonu 2 Pułku Piechoty. Batalion ten wchodził n w skład 2. Brygady L.P., który październiku 1914 roku wyruszył na front karpacki, na Węgry.
(…) Według księgi zgonów parafii rzymskokatolickiej św. Urbana w Brzeszczach, zmarł 20 VIII 1957 r. Został odznaczony między innymi: Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Legionowym oraz Odznaką II Brygady.
Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Legionista” znajduje się na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Legionista” na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
W owym wysypie ustrojodawczej gorliwości możemy odnaleźć ciekawy owoc prawnopolitycznego namysłu, który pojawił się na łamach cenionego przez smakoszy pisma „Kurier WNET” w jego czerwcowej edycji.
Artur Karaźniewicz
Raczej nieznany w rozrastających się kręgach badaczy konstytucyjnego pisma sensu largo oktrojodawca poprzedził swoją propozycję doktrynalnym, mającym jak najbardziej publicystyczny, pozbawiony jakiejkolwiek normatywności charakter wprowadzeniem, w którym wyłuszcza filozoficzno-ideowo-kwantytatywne założenia swojego przedłożenia. To, co zwraca uwagę w tym tekście, to fraza „zapis dokonany w konstytucji”.
Pro domo sua nie mogę się powstrzymać od uwagi, że w środowisku konstytucjonalistów rzeczony zapis jest traktowany jak absolutnie niepożądany i z uporem maniaka tępiony „nomenklaturowy chwast na wrażliwym ciele Ius Supremum”, ale zawsze można stanąć na stanowisku, że są to jedynie „chorobliwe uprzedzenia sekciarzy”. (…)
Jeśli chodzi o filozofię tekstu, to wyraża się ona w godnej pochwały powściągliwości, opartej na dyrektywie лучше меньше, да лучше. W efekcie proponowana Ustawa Zasadnicza nie jest specjalnie rozbudowana. Składa się ona z kilku krótkich fragmentów, oznaczonych rzymskimi cyframi, przy czym „V” odnajdujemy zarówno przy „Źródłach i zasadach finansowania państwa”, jak i przy „Zmianie Konstytucji”, co wypada uznać za dość symplicystyczną omyłkę. Części czy też rozdziały lansowanej Konstytucji składają się z punktów, określonych w „doktrynalnym wstępie” mianem paragrafów, która to nazwa jest zastrzeżona raczej w rodzimej praktyce ustawodawczej dla kodeksów, natomiast Lex Maior składa się raczej z artykułów, ale rzecz jasna jest to usus, jak najbardziej podważalny w przepojonym postmodernizmem gnoseologicznym oglądzie rzeczywistości. (…)
Ergo proponuję usunąć braki formalne i przemyśleć po raz zapewne kolejny (тяжёлая жизнь) koncepcję nowego Prawa Najwyższego, nie tracąc bynajmniej przekonania co do sensu przedsięwzięcia, bo co prawda, jak mawiają wymowni Francuzi, le meilleur est l’ennemi du bien, ale tym niemniej można żywić nadzieję, że ów bon mot nie zawsze jest słuszny.
Cały artykuł Artura Karaźniewicza pt. „Konstruktywna krytyka Konstytucji Kowalskiego” znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Artura Karaźniewicza pt. „Konstruktywna krytyka Konstytucji Kowalskiego” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
Narzędziem do osiągnięcia celu jest miękki odpowiednik terroru, czyli coraz szczelniejszy system prawny strzegący ideologii oraz przemoc symboliczna, uprawiana przez media i ośrodki opiniotwórcze!
Abp Stanisław Gądecki
Gdy Kościół prowadził tak intensywną pracę chrystianizacyjną na obszarach Europy północnej i środkowo-wschodniej, książę Mieszko I – przejmując władzę po swoim ojcu, już na początku swojego panowania – podjął najważniejszą decyzję dla całej historii Polski. Kierując się przewidywanymi korzyściami politycznymi, ale przede wszystkim szczerą wiarą, przyjął chrzest w roku 966. „Chrzest księcia Mieszka I – stwierdził prezydent RP z okazji jubileuszu tamtego wydarzenia w swoim orędziu przed Zgromadzeniem Narodowym w Poznaniu – chrzest Mieszka to najważniejsze wydarzenie w całych dziejach państwa i narodu polskiego. Nie było ono, lecz jest – bo chrześcijańskie dziedzictwo aż po dzień dzisiejszy kształtuje losy Polski i Polaków (por. Poznań, 15.04.2016).
Fot. A. Karczmarczyk
Wykorzystując swoje późniejsze zwycięstwo nad Wolinianami we wrześniu roku 967, książę ten wysłał poselstwo na czele z Jordanem do Rzymu – gdzie przebywał wówczas cesarz Otto I – z wiadomością o pokonaniu Wichmana, saskiego buntownika. Przy tej okazji posłowie Mieszka przekazali cesarzowi miecz pokonanego, zaś Jordan złożył cesarzowi i papieżowi Janowi XIII relację o chrzcie polskiego księcia i jego otoczenia wraz z prośbą o ustanowienie biskupstwa w państwie piastowskim. Petycja Mieszka spotkała się z przychylnością cesarza i Stolicy Apostolskiej. Jordan został konsekrowany przez papieża w Rzymie w roku 968 na pierwszego biskupa w państwie Polan. Jego pierwsze na ziemiach polskich biskupstwo z siedzibą w Poznaniu – obejmujące całe państwo Mieszka – podlegało bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. (…)
Po konsekracji – według tradycji przekazanej przez Długosza – Jordan otrzymał od papieża miecz św. Piotra, aby wstawiennictwo Księcia Apostołów wspierało jego misję chrystianizacyjną w Polsce. Ta cenna relikwia jest przechowywana po dziś dzień w poznańskim muzeum archidiecezjalnym. (…)
Dzięki Kościołowi Polacy zrozumieli niepowtarzalną godność każdej osoby ludzkiej, która to godność nie była wcale oczywista w świecie pogańskim. Dzięki Kościołowi rodzące się państwo polskie zostało zbudowane na ewangelicznych wartościach, które stały się fundamentem jego życia społecznego i państwowego. Dzięki wartościom Ewangelii – uczącym autentycznej wolności i sprawiedliwości – przez wiele wieków uważano Polskę za jedno z najbardziej tolerancyjnych państw Europy, gdzie wiele mniejszości szukało schronienia. (…)
A co da się powiedzieć o naszej dzisiejszej kondycji duchowej? Dziś w miejsce ustępującego komunizmu weszło społeczeństwo konsumpcyjne. Doszło do odwrócenia systemu wartości. Wolność ma odtąd oznaczać wyłącznie oswobodzenie się od nakazów i norm, skutkiem czego ma nastąpić zdanie się człowieka na władzę jego popędów, które będą nim rządzić, redukując go do stanu zwierzęcego. (…)
Ideologicznie zorientowana kontrkultura zdominowała ośrodki opiniotwórcze, media i uniwersytety. To ona uformowała nowe elity, czyli skolonizowała również politykę. Ideologia stała się świeckim ersatzem religii, mającym odpowiadać na wszystkie zasadnicze pytania człowieka i projektującym jego ziemskie zbawienie. Niestety wraz z załamywaniem się tradycyjnego porządku osoba ludzka utraciła swoją pewność, a stres związany z poczuciem przygodności istnienia, braku sensu istnienia oraz samotność stały się coraz bardziej dojmujące i widoczne. (…)
Nie powinniśmy nigdy traktować czegokolwiek jako osiągnięte raz na zawsze, tak jakby poświęcenie, wiara i odwaga minionych pokoleń wystarczyły, żeby iść dalej i uchronić się od wszelkich niebezpieczeństw. Każde pokolenie musi przyswoić sobie – w sposób odpowiadający jego charakterowi – tradycję i wartości, jakie zostały mu przekazane, przyczyniając się do tego, by otrzymany dar zaowocował na nowo w naszych czasach.
Cała homilia abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Polonia cepit habere episcopum” znajduje się na s. 1 i 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Homilia abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Polonia cepit habere episcopum” na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
Obchodzimy w tym roku 74. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Popadam więc w zadumę i zastanawiam się, ile osób w tym roku upamiętni młodzieńczy zryw, który miał wieść ku wolności, a jak wiemy, przyczynił się do podziału na Jego zwolenników i przeciwników. Fascynacja nakazuje przemierzyć bojowe szlaki powstańców poprzez niezliczone publikacje wspomnień, pamiętnikowych zapisków i suchych faktów w podręcznikach historii. Krok po kroku na tej podstawie odtwarzam plan sytuacyjny z dnia pierwszego […]
Obchodzimy w tym roku 74. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Popadam więc w zadumę i zastanawiam się, ile osób w tym roku upamiętni młodzieńczy zryw, który miał wieść ku wolności, a jak wiemy, przyczynił się do podziału na Jego zwolenników i przeciwników.
Fascynacja nakazuje przemierzyć bojowe szlaki powstańców poprzez niezliczone publikacje wspomnień, pamiętnikowych zapisków i suchych faktów w podręcznikach historii. Krok po kroku na tej podstawie odtwarzam plan sytuacyjny z dnia pierwszego sierpnia 1944 roku.
Na planie Warszawy wykałaczkami wbitymi w plastelinę oznaczam miejsca stacjonowania powstańców, nazwy batalionów wraz z miejscem zbiorki i stanem osobowym. W kolorze szarym, polnym pozycje 9. Armii Niemieckiej. Niemalże z dokładnością do numeru ulicy…
Szlaków bojowych w pełni odtworzyć nie sposób. Przemijający czas, powojenna odbudowa i przebudowa miasta, w końcu zamieszanie i nieregularność walk powstańczych nie sprzyjają temu.
Raz jeszcze popadam w zadumę na warszawskim Czerniakowie, gdzie po 63 dniach wszystko się skończyło. Jednak Niemcy tego starcia nie wygrali. To żołnierze podziemia złożyli broń, mając w perspektywie bezsens dalszych walk.
Krok ku wolności
Wieść o planowanym wybuchu powstania wywołała ogólne podekscytowanie. Dowódcy organizowali zbiórki swych plutonów w konspiracyjnych lokalach. Przez okupowane miasto z narażeniem życia łączniczki przewoziły broń i rozkazy pisane na cienkiej bibułce, którą na wypadek rewizji można było dyskretnie zniszczyć. Na kilka godzin przed planowanym rozpoczęciem powstania na ulicach Warszawy zaczęły powiewać biało – czerwone flagi.
Niektórzy szli na miejsce zbiórki w powstańczych opaskach na ramieniu, niekompletnym ekwipunku wojskowym zdobytym na żołnierzach niemieckich podczas akcji dywersyjnych.
Mieszkańcy pełni obaw, ale z zaciekawieniem wyglądali z okien poruszeni śpiewem i ogólnym zamieszaniem. Niemcy początkowo nie reagowali w przekonaniu, że to tylko kolejna prowokacja. Tak naprawdę do końca nie zdawali sobie sprawy z sytuacji.
Komendant główny AK, gen. Tadeusz Komorowski ps. „Bór” wyznaczył godzinę “W” na 17.00 dnia 1 sierpnia, choć pierwsze strzały padły na Żoliborzu w północnej części miasta już około godziny 13.00.
W potyczkach z patrolami i żandarmerią udało się poniekąd zdobyć wyznaczone cele i trochę broni wraz z amunicją.
Długo oczekiwany krok ku wolności nie został niestety wykonany w jednej chwili we wszystkich częściach miasta. Nawet rozkazy wojskowe nie były w stanie utrzymać w ryzach dyscypliny i młodzieńczego zapału.
Za trzy dni w wolnej Warszawie…
Na prawie 35 000 zmobilizowanych żołnierzy AK niespełna 10 000 posiadało broń. W arsenale, poza zdobycznymi karabinami, był również powstańczej produkcji karabin „Błyskawica”, granaty i butelki z benzyną. W użyciu była również broń z czasów pierwszej wojny światowej, także broń sportowa. W miarę upływu czasu i rozwoju wydarzeń sytuacja powstańców pod tym względem ulęgała poprawie.
Sami uczestnicy przyznali, że
„o ile pierwszego sierpnia nie było czym walczyć, tak od polowy września nie było już komu chwytać za broń”.
Przez cały ten okres napływali ochotnicy, bez doświadczenia i przygotowania wojskowego. Wałczyła cała Warszawa. Informacje, prowiant i woda i wielkie pokłady zaangażowania napływały z każdej strony. Taka postawa doczekała się silnych represji. Niemcy odcięli gaz i prąd z wyjątkiem Powiśla, gdzie elektrownia długo pozostawała w rekach powstańców.
Profesor Witold Kieżun, podczas walk w Powstaniu Warszawskim, tuż po zdobyciu komendy niemieckiej policji. Jedno z najsłynniejszych zdjęć z Powstania Warszawskiego. Fot. archwum Muzeum Powstania Warszawskiego.
Od końca sierpnia nasilił się ostrzał artyleryjski. W końcu doszło do masowych migracji z miasta, które w tamtym czasie zostało już zniszczone w 70 procentach. Ostatnie trzy tygodnie to bezustanna zmiana placówek, ewakuacja rannych i kierowanie wszystkich do Śródmieścia. A można tam się było dostać niemal wyłącznie kanałami.
3 października zaprzestano wszelkich działań zbrojnych. Z zamierzonych 3 dni – bo tyle tylko mogli walczyć biorąc pod uwagę możliwości i zaopatrzenie w broń – powstańcy wytrzymali 63 dni. Nie pomogły alianckie zrzuty, które w całości niemal trafiały w ręce Niemców.
Nie pomogło również wsparcie 1 Pułku Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego, które przybyło zbyt późno po nieudanej przeprawie przez Wisłę. Dodać należy, że za te akcję dowódca 1 Armii Wojska Polskiego, generał Zygmunt Berling został zdymisjonowany i zdegradowany na wyraźny rozkaz samego Stalina.
Wszyscy uczestnicy powstania otrzymali status wojskowy i zostali przetransportowani do obozów jenieckich.
Skrajne opinie
Powstanie Warszawskie było częścią planu „Burza”, przygotowanego przez Armię Krajową w okupowanej Warszawie. Akcja zbrojna miała być połączona z ujawnieniem się i rozpoczęciem oficjalnej działalności najwyższych struktur Polskiego Państwa Podziemnego.
Głównym zamierzeniem zbrojnego wystąpienia nie była, jak można przypuszczać, chęć dania możliwości upustu emocjom ludności Warszawy obciążonej brzemieniem okupacji, lecz przede wszystkim próba ratowania powojennej suwerenności, a być może i niepodległości Polski.
Osiągnąć to można było poprzez odtworzenie w stolicy władz państwowych, które byłyby kontynuacja władz przedwojennych. Było więc zrywem nie bezpodstawnym.
Biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że zbliżał się front i Armia Czerwona podążając od lutego 1944 w kierunku zachodnim odnosiła sukcesy militarne (począwszy od zimowej klęski wojsk niemieckich pod Stalingradem) – wybór daty nie był przypadkowy.
Istotną rolą Powstania było zadanie ciężkich strat Niemcom. Erich von dem Bach – Zelewski, generał policji i SS w Generalnej Guberni ocenił je na 17 tys. zabitych i 9 tys.rannych.
Heinrich Himmler w jednym z listów do generałów niemieckich pisał, że
„była to walka najbardziej zażarta spośród prowadzonych od początku wojny, równie ciężka jak walka uliczna o Stalingrad”.
Natomiast Jerzy Kirchmayer, w publikacji dotyczącej Powstania Warszawskiego, ujął je jako wielki symbol, pisząc:
„Bohaterstwo, ofiarność i zaciętość powstańców są największym w naszej historii przejawem walki o wolność jako wartości wyższej niż życie ludzkie, kalectwo, wszystkie dobra materialne. Byłoby ciężkim błędem nie doceniać, a co gorsza odżegnywać się od takich wartości duchowych.”
Sceptycy i pesymiści tego wydarzenia oskarżają dowództwo o glupote, odpowiedzialność za zniszczenie miasta na skutek prowokacji wroga dysponującego większym potencjałem zbrojnym i cierpienia ludności cywilnej. Nie można odebrać im racji, choć nader łatwo zauważyć optymizm i ducha walki w oczach młodych ludzi na archiwalnych zdjęciach.
Tak naprawdę powstanie zbrojne było tylko kwestią czasu od samego początku okupacji Warszawy. W obliczu wroga nawet małe dzieci nie wiedziały, co to strach. Pomimo utraty materialnego dorobku kulturowego narodu, ten jeden nie został naruszony. Powstanie Warszawskie to czas, gdzie każdy był bratem i siostrą. Strach zamieniony został w przyjaźń, a silna wola wyparła kompromisy. Wszystko po to, by pokazać światu, czym dla polaka jest wolność.
Obchodzimy w tym roku 74 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Wszyscy popadamy w zadumę.
Często też zastanawiamy się, ile osób w tym roku upamiętni młodzieńczy zryw, który miał wieść Polskę ku wolności, a jak wiemy, do dzisiaj dzieli na zwolenników i przeciwników Powstania.
W tym roku, redakcja Radia WNET przygotowała ponad dziewięć godzin programów, które w całości poświęcone są tej wielkiej, zbrojnej manifestacji polskiego hartu ducha i umiłowania wolności, w 74 rocznicę Godziny „W”.
Powstańcze Radio WNET – ramówka 1 sierpnia 2018 roku:
07:07 – 10:00 – Poranek WNET, który poprowadzi Piotr Dmitrowicz.
Piotr Dmitrowicz, prowadzący specjalne wydanie Poranka WNET, 1 sierpnia 2018 roku. Fot. Archiwum Radia WNET.
10:00 – 11:20 – Powstańcze Kalendarium – 63 dni chwały i męstwa. Program przygotował Tomasz Wybranowski.
Fragment ekspozycji wysatwy zoorganizowanej w Dublinie, przez Duszpasterstwo Polskiej, z okazji 70 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Fot. T. Wybranowski.
Oprócz dat i faktów, oraz kilku ciekawostek, przedstawione zostaną także biogramy osób, które w Powstaniu Warszawskim odegrały znaczącą rolę.
11:20 – 12:25 – Lepiej było walczyć! – powstańcze wspomnienia profesora Witolda Kieżuna.
Profesor Witold Kieżun, podczas walk w Powstaniu Warszawskim, ze zdobytym ciężkim karabinem maszynowym.
11 maja 2014 roku profesor Witold Kieżun gościł w Krakowie na zaproszenie Stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej.
Profesor Witold Kieżun zawsze twierdzi, że w tamtym czasie nie było wyboru. Niemcy okupujący Warszawę, jego zdaniem, chcąc zamienić stolicę Polski w twierdzę i tak dokonaliby rzezi jej mieszkańców.
– Lepiej było walczyć! – powtarza.
Warto jeszcze zwrócić uwage na jeden aspekt całej sprawy. Rozpętana przez stalinowski Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wojna ideologiczna z właściwą polską tożsamością narodową ciągle trwa. Wiele grup i środowisk robi wszystko, aby Polacy wciąż wstydzili się historii Polski i własnych korzeni.
W naszym bloku poświęconym 74. Rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego na montaż poetycko – muzyczny. Lirycznie strofy, które można zebrać w jeden, zbiorczy tytuł „Miłość bez jutra”.
Usłyszymy wiersze poetów i powstańców, nazywanych pokoleniem Kolumbów, rocznik ’20: Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Wacława Bojarskiego, Tadeusza Borowskiego i Tadeusza Gajcego, oraz Andrzeja Trzebińskiego.
13:10 – 14:10 – „O trzeciej nic się nie działo, ale około godziny szesnastej odezwały się jakieś strzały.” – wspomnienia z Powstania Warszawskiego sanitariuszki Teresy Cieślak – Mielniczuk, pseud. „Ewelina”.
Pani Teresa Cieślak – Mielniczuk, sanitariuszka z Powstania Warszawskiego. Fot. Muzeum Powstania Warszawskiego.
Przejmujące wspomnienia pani Teresy Cieślak – Mielniczuk, II Obwód „Żywiciel” (Żoliborz) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej, sanitariuszki pełniącej służbę w Punkcie Opatrunkowym nr 203, przy ul. Kasprowicza -„Nasz Dom” pl. Konfederacji 42/44.
Opracowanie dźwiękowe w oparcia o nagrania dla Muzeum Powstania Warszawskiego, z dnia 6 listopada 2008 r. Rozmawiała Iwona Brandt.
14:10 – 14:50 – rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Hubertem „Spiętym” Dobaczewskim, liderem grupy Lao Che.
Hubert Dobaczewski, Lao Che, podczas jednego z koncertów w Dublinie. Fot. Anna Latka.
Rozmowa dotyczy polskiego pierwiastka i słowiańskiej wolności, którego dotykaja muzycy Lao Che na debiutanckim krążku „Gusła” (2002) i kontunuowali na płycie „Powstanie Warszawskie” (2005).
14:50 – 16:00 – Lao Che z oklaskami „Powstanie Warszawskie”.
Znaczący wzrost polskich publikacji historycznych w językach kongresowych nie zapobiega utrwalaniu w powszechnej świadomości mylnych, przestarzałych przekonań rodem z czasów zimnej wojny.
Tomasz Szustek
Batalia o uwzględnienie polskiego głosu w historiografii europejskiej jest tematem aktualnym od dawna. Pomimo powrotu polskiej humanistyki na szerokie forum międzynarodowe, wciąż zmagamy się ze stereotypami w myśleniu i pisaniu o dziejach i kulturze Europy Środkowo-Wschodniej. (…) Przykładem może być wydana w 2005 roku książka Philipa Longwortha Russian’s Empires. Their Rise and Fall. From Prehistory to Putin (Rosyjskie Imperia. Ich powstanie i upadek. Od pradziejów do Putina). Książka stanowi syntezę historii ziem rosyjskich ze szczególnym uwzględnieniem procesu powstawania kolejnych mocarstw – Rusi Kijowskiej, Księstwa Moskiewskiego, Rosji carskiej i Związku Radzieckiego.
W publikacji tego pokroju należałoby się spodziewać opracowań kartograficznych, które ujmują dynamikę rozwoju terytorialnego kolejnych tworów państwowych. Nic podobnego jednak nie znajdziemy na kartach książki Longwortha. Z punktu widzenia historii Polski szczególnie mapa 3 niewybaczalnie wypacza okres z lat 1613–1917.
Utrata niepodległości przez Rzeczpospolitą nastąpiła dopiero pod koniec XVIII wieku, ale Autor nie kłopotał się tego zaznaczyć na mapie i wymazał państwo polsko-litewskie już w 1613 roku, kiedy było ono jeszcze istotnym elementem europejskiej polityki.
To dziwne, zwłaszcza że w warstwie tekstowej poprawnie jest naszkicowana sytuacja Rosji w okresie tzw. Wielkiej Smuty, czyli nieudane próby osadzenia na carskim tronie kolejnych kandydatów, w tym popieranych przez polską szlachtę i wypędzenie Polaków z Moskwy w 1612 roku. Na mapie Longwortha już rok później nie ma śladu po całej Rzeczpospolitej. Brak jakiegokolwiek komentarza do mapy, który objaśniłby, że przedstawia ona zasięg carskiej Rosji przed rewolucją, a nie od początku XVII wieku. (…)
W rozdziale dotyczącym ekspansji sowieckiego imperium dziwi rachityczne jedynie wspomnienie wojny polsko-rosyjskiej 1920–21. Autor być może korzystał tylko z rosyjskich źródeł, a powszechnie wiadomo, że wpierw radzieccy, a potem rosyjscy historycy chcieliby skrzętnie ukryć fakt, że Piłsudski zatrzymał pod Warszawą „czerwony pochód na Zachód”. Umniejszanie roli wojny polsko-sowieckiej jest powszechną praktyką, ale realny wymiar tych wydarzeń powinien być znany zawodowym historykom. (…)
Europocentryzm został już dawno zidentyfikowany i napiętnowany w historiografii świata zachodniego, jednak wciąż wielu naukowców nie próbuje spojrzeć na historię w pełniejszy sposób, ujmujący różne punkty odniesień. Historycy, szczególnie anglosascy, rzadko kwapią się do rzetelnej kwerendy wśród oryginalnych źródeł, z błahego powodu – nieznajomości języka. (…)
Jest jednak i druga strona medalu wizji dziejów. Kolejnym zagrożeniem dla wolności i niezależności badań naukowych jest już nie ignorancja, ale opresyjna polityka historyczna władz państwowych. Podła to zasada, że „każda władza pisze własną historię”, ale obecnie jest to palący problem, który dotyczy właśnie Europy Wschodniej, szczególnie Rosji, w której imperialny głos wśród naukowców jest mocno popierany i dotowany przez Kreml.
Cały artykuł Tomasza Szustka pt. „Historia Polski w oczach brytyjskich historyków”, znajduje się na s. 16 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Tomasza Szustka pt. „Historia Polski w oczach brytyjskich historyków” na s. 16 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
Chyba najbardziej atrakcyjny postulat to powszechny dostęp do broni. Czy warto próbować napaści na kogoś, kto w obronie swojego mienia, samochodu, czy wreszcie własnej rodziny może sięgnąć po broń?
Piotr Krupa-Lubański
To państwo jest miękkie, słabe i powyżej pewnego podstawowego poziomu powszechnie skorumpowane. Nikt nie dba o jego interesy i z łatwością je grabi.
Może zamiast pięknych i górnolotnych konstytucji potrzebna jest mu jakaś potężna organizacja, będąca miksem wywiadu, kontrwywiadu oraz służby specjalnej z licencją na wszystko i wskrzeszającej bardzo skuteczne niegdyś Sądy Podziemne Armii Krajowej? Może całe to towarzystwo od karuzel vatowskich albo importerów-podpalaczy śmieci powinno się obsługiwać po prostu jak zdrajców i szmalcowników za niemieckiej okupacji? Szybko i sprawnie.
Kraj skorzystałby na tym błyskawicznie pod każdym względem. Inaczej liczba sędziów i policjantów będzie musiała być wkrótce większa niż reszty obywateli. (…)
Proponuję wyjść na ulicę i spytać przeciętnych Kowalskich, czy mieliby coś przeciwko odrobinie kontrolowanego, precyzyjnego terroru w imię obrony Polski przed ciągłym rozkradaniem. Serio, zamiast nowej konstytucji wolałbym jakąś tajną organizację terrorystyczną pilnującą interesów tego kraju. Jeden wyrok tygodniowo? 50 rocznie? To i tak byłby promil ofiar wypadków drogowych czy ofiar smogu i zatrutego powietrza. (…)
Wracając do tematu – dział III projektu poświęcony sądom powinien być znacznie poszerzony, inaczej będą to tylko znowu górnolotne idee pozbawione związku z rzeczywistością dnia codziennego zwykłego obywatela. Ten projekt konstytucji naprawdę jest chyba zbyt radosny i optymistyczny i za bardzo przypomina atmosferę roku.
Bardzo dobrze wygląda założenie o referendum. Żyjemy w dobie internetu, który umożliwia demokrację bezpośrednią. W zasadzie wszelkie decyzje władz centralnych i lokalnych mogłyby być uzgadniane w powszechnych, internetowych referendach. Technologia istnieje od dawna. Jeden z takich systemów internetowych (DEMOK.pl) od lat jest gotowy i czeka na zagospodarowanie do konsultacji społecznych. System ten umożliwia nawet odwzorowanie tradycyjnej idei posła na sejm.
Gdy użytkownik nie czuje się kompetentny w jakiejś sprawie, może wskazać – uprawnić – innego użytkownika do zagłosowania w tej kwestii za niego. System umożliwia okresowe przekazania prawa do głosowania w całej kategorii spraw (np. medycyna) komuś, kogo uznajemy za eksperta w tej dziedzinie. Podobnie z ekonomią czy podatkami.
Dzięki temu osoba uznana za eksperta może głosować w danej dziedzinie w imieniu wszystkich użytkowników, którzy uznali jej autorytet. Może więc mieć siłę głosu setek czy tysięcy osób. Jest więc dla nich, ale tylko w konkretnej dziedzinie, kimś w rodzaju wirtualnego posła – przedstawiciela innych użytkowników. (…)
Chyba najbardziej atrakcyjny i rzucający się w oczy postulat projektu to powszechny dostęp do broni. Masowe posiadanie broni przez obywateli to straszak na wszelkie militarne zakusy w stylu zielonych ludzików. Dla sąsiadów rozważania o wchodzeniu i okupowaniu kraju, gdzie każdy dorosły obywatel jest potencjalnym partyzantem, mogą się skończyć bólem głowy. (…) Inny dobry powód to zwykłe, codzienne bezpieczeństwo na ulicach, szczególnie dla obywateli klasy średniej, przedsiębiorców, właścicieli sklepów czy stacji benzynowych. Czy warto próbować napaści na kogoś, kto w obronie swojego mienia, samochodu czy wreszcie własnej rodziny może sięgnąć po broń?
Cały artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „O projekcie nowej konstytucji” znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „O projekcie nowej konstytucji” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl