Kpt. Zbigniew Radłowski, żołnierz AK: „Róbcie, co możecie, żeby obronić prawdę, żebyście nie musieli wstydzić się i przepraszać za winy niepopełnione przez waszych ojców, dziadów czy pradziadów”.
Józef Wieczorek
Karol Tendera, 96-letni były więzień KL Auschwitz numer 1000430 i KL Birkenau, od wielu lat prowadzi batalię z niemiecką publiczną telewizją ZDF, która na swojej stronie internetowej umieściła określenie „polskie obozy zagłady Majdanek i Auschwitz”. Ofiara niemieckich zbrodni domaga się zakazania stronie pozwanej rozpowszechniania określeń „polski obóz zagłady” lub „polski obóz koncentracyjny”, a także przeprosin wraz z ogłoszeniem ich w prasie i na portalu.
Karol Tendera Świadkiem Historii. 30 listopada 2017 r. | Fot. J. Wieczorek
Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił powództwo Karola Tendery reprezentowanego przez mec. Lecha Obarę. Sąd Apelacyjny zmienił jednak wyrok, nakazując stronie pozwanej przeprosić naród polski i Karola Tenderę. Ponieważ ZDF uchylała się od wykonania wyroku, sprawa trafiła pod Wyższy Sąd Krajowy w Koblencji, który przyznał rację Karolowi Tenderze. Według mec. Obary to postanowienie niemieckiego sądu jest przełomowe, gdyż otwiera Polsce możliwość dochodzenia prawdy historycznej na terenie Niemiec. Możliwość została otwarta, ale realizacja tej możliwości jeszcze nie . Po stronie ZDF stanął niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości, twierdząc, że wyrok sądu w Koblencji nie może być egzekwowany w Niemczech, bo naruszałby fundamentalne prawo wolności opinii oraz mediów. Została więc złożona skarga do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego i można sądzić, że w końcu skarga Karola Tendery trafi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. (…)
Kpt. Zbigniew Radłowski, 94-letni kombatant, wraz ze Światowym Związkiem AK pozwał twórców serialu za naruszenie dóbr osobistych. (…) Po niemal trzech latach trwania procesu, przesłuchaniach świadków, odtworzeniu całego serialu na sali sądowej, zapadł wyrok korzystny dla strony polskiej. Kancelaria Pasieka, Derlikowski, Brzozowska i Partnerzy tak informuje o wyroku Sądu Okręgowego w Krakowie: „W piątek 28.12.2018 r. w krakowskim sądzie okręgowym zapadł precedensowy wyrok w sprawie przeciwko producentom serialu Nasze matki, nasi ojcowie. Sąd podzielił argumentację Powodów – kapitana Z. Radłowskiego oraz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – którzy domagali się przeproszenia, zaniechania dalszych naruszeń oraz zadośćuczynienia. Sąd nakazał producentom serialu, tj. niemieckiej telewizji oraz firmie UFA-Fiction przeproszenie w polskiej telewizji, na kilku kanałach telewizji niemieckiej oraz na stronach internetowych producentów”. (…) Wyrok w sprawie serialu nie jest prawomocny, a telewizja zapowiedziała odwołanie się od tego wyroku, jako że krakowski sąd podobno nie uwzględnił w należytym zakresie wolności twórczości artystycznej. Sąd określił rzeczywiście, że wolność dowolnego fałszowania historii, naruszania dóbr osobistych ma swoje granice. Ten serial nie był filmem kategorii science fiction, lecz filmowym środkiem do realizacji określonej polityki historycznej, przeznaczonym dla młodego pokolenia Niemców, aby ci nie czuli wyrzutów z powodu czynów swoich matek i ojców.
Krystian Brodacki ze zniesławiającym zdjęciem. Rozprawa 7 grudnia 2017 r.
Z grupy procesów w ramach walki o prawdę historyczną trzeba przypomnieć także proces Krystiana Brodackiego z polskojęzycznym portalem onet.pl kontrolowanym przez niemiecko-szwajcarski koncern Ringier Axel Springer Polska. Sprawa dotyczyła zdjęcia jako ilustracji tekstu o prostytucji kobiet podczas okupacji, opublikowanego 15 marca 2016 roku na stronie tego portalu. Jedną z tych kobiet, prowadzonych na egzekucję w Palmirach, była rozpoznana na zdjęciu matka Krystiana Brodackiego – konspiratorka Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej, która została rozstrzelana przez Niemców w Palmirach wiosną 1940 r. Maria Brodacka pomagała w ucieczce żydowskiemu oficerowi PLAN i została wydana gestapo przez nianię jej 2,5-letniego syna Krystiana Brodackiego, który jako 2,5 letnie dziecko został sierotą. Sprawa została wygrana i onet.pl musi przeprosić za zniesławienie matki Krystiana Brodackiego i naruszenie jego dóbr osobistych.
Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Polityka historyczna Niemiec przegrywa w polskich sądach” znajduje się na s. 2 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Polityka historyczna Niemiec przegrywa w polskich sądach” na s. 2 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com
Uczysz cnoty patriotyzmu, zachęcasz do wysiłku przezwyciężania narodowych wad. Nigdy nie naruszyłeś zasad kultury języka, skłaniałeś do powściągnięcia emocji i podjęcia rzeczowego sporu.
Jolanta Hajdasz
Nagroda to uznanie za działalność naukową i społeczną. Historyk, znawca stosunków polsko-rosyjskich i publicysta odebrał tę nagrodę 26 stycznie br. za szczególne zasługi dla rozwoju polskiej nauki i kultury. Profesor Andrzej Nowak jest kierownikiem Zakładu Historii Europy Wschodniej i Studiów nad Imperiami XIX i XX wieku w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk oraz Zakładu Historii Europy Wschodniej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Swoją wiedzą na temat rosyjskiej myśli politycznej wielokrotnie dzielił się na uczelniach w Stanach Zjednoczonych, Europie i Azji.
Jest autorem ponad 30 książek i 200 artykułów oraz recenzji naukowych. Twórczy patriotyzm profesora Nowaka, jak podkreślała kapituła przyznająca statuetkę, wyraża się także w jego działaniach społecznych.
Na statuetce znajdują się słowa „Bądź wierny” z wiersza Zbigniewa Herberta, który stworzył fikcyjną postać Pana Cogito, człowieka inteligentnego i wykształconego, często nie mogącego pogodzić się z otaczającym go światem.
Akademicki Klub Obywatelski nagrodę przyznał po raz czwarty. Wcześniej uhonorowani byli tą nagrodą Jarosław Rymkiewicz (2015), Jan Pietrzak (2016) i Bronisław Wildstein (2017).
Fragmenty laudacji wygłoszonej przez dra hab. Wiesława Ratajczaka, przewodniczącego kapituły Statuetki Pan Cogito
Szanowny Laureacie! (…) Twoja interpretacja dziejów Rzeczpospolitej pozwala zrozumieć wytrwałe, dumne dążenie wspólnoty do wolności i sprawiedliwości, do życia świadomego, wiernego dziedzictwu przodków i prowadzonego z odpowiedzialnością za los przyszłych pokoleń. (…)
Kardynał Wyszyński dla opisania wysiłku historyka posłużył się przejmującą metaforą: „Skrzętnie zbieramy okruchy dziejowe jak okruchy ewangeliczne, bo są one zawsze pożywne. Najdrobniejsza okruszyna Ewangelii żywi ducha. Podobnie okruchy dziejów Narodu są siewcą jego ducha. Trzeba więc podawać młodemu pokoleniu to pożywienie, aby Naród nie zatracił związku z dziejami. Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości”. Twój wysiłek zbierania okruchów, spełniający się w monumentalnym cyklu Dziejów Polski, dzięki połączeniu literackiego kunsztu z nieskazitelnym warsztatem historyka przyniesie naszemu i następnym pokoleniom panoramę dziejów i trwały fundament tożsamości. (…)
Należysz do tych nielicznych humanistów, którzy pracę naukową potrafią twórczo łączyć z uczestnictwem w życiu publicznym. Twoje artykuły i prelekcje o sprawach współczesnych wolne są od skazy doraźności.
Przyszły historyk dziejów Rzeczpospolitej przełomu XX i XXI wieku odszuka zapewne w Twej publicystyce (i w redagowanych przez Ciebie periodykach) najważniejsze wątki polskich sporów, dziś będących naszym udziałem. I doceni to, że choć byłeś obywatelem głęboko przejętym sprawami swego kraju i stroniącym od kompromisów rozmywających prawdę, to nigdy nie naruszyłeś zasad kultury języka, skłaniałeś do powściągnięcia emocji i podjęcia rzeczowego sporu. Nie ustępujesz w staraniach o oryginalny kształt humanistyki akademickiej, pozostającej dziś pod wpływem intelektualnych mód i płasko pojętego utylitaryzmu. Jasno wskazujesz cel: by państwo polskie służyło wolności polskiej myśli.
Wskazałeś, że mistrz Wincenty przeniósł centrum opowieści o polskich dziejach z osoby władcy na wspólnotę zdolną do samostanowienia. Po wiekach jesteśmy połączoną prawem i pamięcią wspólnotą obywateli, co pomagasz nam zrozumieć, docenić, pielęgnować i rozwijać.
Zbigniew Herbert w 1994 r. przypominał: „Podstawowym obowiązkiem intelektualisty jest myśleć i mówić prawdę. (…) Myśleć to znaczy zastanawiać się nad tym, kim jesteśmy i jaka jest otaczająca rzeczywistość. Oznacza to siłą rzeczy odpowiedzialność za słowo”. Poeta z odrazą odnosił się do współczesnego konformizmu, kłamstwa i banału, którym Ty także, Szanowny Laureacie, z uporem i dobrym skutkiem się przeciwstawiasz.
Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Profesor Andrzej Nowak nagrodzony w Poznaniu statuetką Pana Cogito” znajduje się na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Profesor Andrzej Nowak nagrodzony w Poznaniu statuetką Pana Cogito” na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com
Uważał, iż na silnych charakterach opierały się narody, pomyślność kraju i Kościoła. O potędze stanowiły nie miliony pospólstwa, lecz „wielka ilość ludzi uczciwych, światłych i z charakterem”.
Zdzisław Janeczek
Prymas Hlond o człowieku i historii
Humanizm prymasa Augusta Hlonda miał źródło w wykształceniu ogólnym, przyswojeniu filozofii nie tylko chrześcijańskiej (od św. Pawła do Augustyna i od św. Tomasza do współczesnych mędrców Kościoła), w nieustannym dążeniu do wzbogacania swej wiedzy historycznej oraz dążeniu do poznania cywilizacji antycznej, a także kultur innych narodów. W życiu i działalności duszpasterskiej kierował się priorytetem norm etyki chrześcijańskiej.
Był człowiekiem nadzwyczaj skromnym, stroniącym od blichtru, rozgłosu, uprzejmym i życzliwym, wyróżniającym się dużą sprawnością oratorską i zdolnościami pisarskimi.
Pierwszym nauczycielem historii był dla Augusta jego ojciec, człowiek hołdujący tradycji, przepojony uczuciem godności i chwały Rzeczypospolitej, syn powstańca 1863 r. Historia Polski stanowiła dlań punkt wyjścia do analizy teraźniejszości. Miejsce szczególne zajmowała zaś utrata suwerenności i walka o niepodległość. Jan Hlond często śpiewał synowi pieśń Jeszcze Polska nie zginęła, ponadto wiadomym było, iż ukrywał przed pruską policją broń, oczekując stosownej chwili, gdy Ślązacy podejmą walkę z zaborcą. W domu były czytane polskie gazety i książki, m.in. pisma Piotra Skargi. Jak wspominał Kajetan Morawski, „w tym właśnie przypominał Korfantego – wrodzone, atawistyczne, nie zawsze dostosowane do współczesnej rzeczywistości piastowskie poczucie polskości przepajało do cna jego śląską duszę”.
August był uczniem pilnym i nieprzeciętnym, o czym świadczyły oceny celujące nie tylko z historii. Przedmiot ten zajmował istotne miejsce w edukacji. August Hlond po ukończeniu nauk we Włoszech kontynuował swoje zainteresowania, tworzył własny obraz dziejów, konfrontując go z otaczającą rzeczywistością. Biegła znajomość wielu obcych języków ułatwiła mu zapoznanie się z bogatą literaturą zachodnioeuropejską. W Poznaniu u Żyda Mieczysława Kronenburga pobierał także lekcje języka hebrajskiego, aby czytać Biblię w oryginale i być bliżej „wewnętrznej treści” słowa Bożego. Studiował historię starożytnej Grecji i Rzymu oraz Polski, czytał pamiętniki, opracowania i pisma dotyczące wielkich filozofów i doktorów Kościoła. Sięgał również po literaturę piękną, wiele uwagi poświęcił romantykom: Adamowi Mickiewiczowi i Juliuszowi Słowackiemu. Jednak obce mu były „Ognie mesjanizmu Mickiewicza z fałszywego mesjanizmu Towiańskiego”. Jego miłość do Ojczyzny, jej kultury i przeszłości pogłębił władający 12 językami salezjanin ks. Wiktor Grabelski (1857–1902).
Pod urokiem pisarzy sarmackich
Nieprzypadkowo uczestniczył w uroczystości odsłonięcia w Węgrowcu pomnika znanego teologa ks. Jakuba Wujka (1541–1597), którego tłumaczenie Biblii odegrało fundamentalne znaczenie dla kształtowania się polskiego języka i stylu biblijnego. Upowszechniał również dzieło profesora filozofii św. Jana Kantego (1390–1473) i kult Władysława z Gielniowa (1440–1505), kaznodziei i twórcy pieśni religijnych w języku polskim. Jako Ślązakowi szczególnie bliski był mu język Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego i Piotra Skargi, za to, jak wspominał bp Józef Gawlina, trudniej mu było „wniknąć w finezje nowoczesnego stylu powieściowego”. O jego znawstwie kultury staropolskiej świadczyła wypowiedź z okazji kanonizacji jezuity Andrzeja Boboli, gdy z wielką swobodą i erudycją powoływał się na takich krzewicieli „ducha i oświaty”, jak Stanisław Hozjusz, Jan Szczęsny Herburt, Krasowski, Krzysztof Warszewicki, Jakub Wujek, Piotr Skarga, Marcin Laterna, Stanisław Grodzicki, Benedykt Herbest, Maciej Sarbiewski, Łęczycki, Jackowski, Morawski i Załęski. Znał poglądy Thomasa Carlyle‘a i Maxa Stirnera, którzy główną rolę w historii przypisywali wybitnym jednostkom, a krzewiony przez nich kult indywidualizmu miał być skutecznym lekiem na schorzenia Europy. Najprawdopodobniej znał Księcia Niccolo Machiavellego oraz Marksa, Engelsa i Lenina, których bardzo surowo cenzurował. Historię traktował jako mistrzynię życia, wyznając pogląd, iż nauki czerpiemy nie tylko z doświadczenia – widział w niej drogowskaz przyszłości.
W jego wypowiedziach, notatkach, książkach i korespondencji odnajdujemy ślady dojrzałej refleksji historycznej. W wykładach na temat roli patriotyzmu w życiu narodu podejmował śmiałe i krytyczne interpretacje dziejów ojczystych i Europy. Można by zredagować antologię jego sentencji o charakterze przestróg dla rządzących. W dziejach dawnej Rzeczypospolitej dostrzegał nie tylko dni chwały, ale także sprzeczne pasje, intrygi i chaos. Utyskiwał na brak autorytetów, spory i walki rozmaitych frakcji politycznych oraz ograniczenie wzrostu ludności. Jako Prymas uczył polityków i zwykłych obywateli nie tylko patriotyzmu; w jego wystąpieniach znajdowali oni etyczne i historyczne uzasadnienie podejmowanych poczynań. Podnosił zwłaszcza moralną wartość polskiego czynu zbrojnego i ofiary krwi, złożonej na narodowym ołtarzu:
„Nigdy nie było wojen zaborczych w dawnej Polsce; zamiłowania do wojny jako do podbojowego środka nie było; nie łupiliśmy sąsiadów, biliśmy się dla własnej obrony i wtedy byliśmy bohaterami. Dlatego wojnę nazywano potrzebą. Polak jest stworzony do pracy pokojowej”.
Podobnie jak bitwę pod Grunwaldem – odsiecz wiedeńską Hlond zaliczał do wydarzeń historycznych, których pamięć ukształtowała święta narodowe usuwające w cień spory, jednoczące społeczność polską w kraju i za granicą. Zwycięstwo pod Wiedniem było „koniecznością dziejową” i wyrosło „z wyższości ducha polskiego, spotęgowanego pięciowiekowym bojowaniem o wiarę i cywilizację”. Hlond nauczał, iż szło ono „od pól legnickich poprzez Warnę, Cecorę, Chocim. Dojrzewało w bojach i wyprawach bez liku. Było finałem wielkiego zmagania się z naporem zbrojnym półksiężyca”. W podobnym duchu rozpatrywał „cud nad Wisłą” gdy w 1920 r. zbrojne „hufce bezbożnego materializmu” stanęły pod murami Warszawy i „zażądały wolnej drogi do Europy”. Tym razem do walki Polacy musieli stanąć osamotnieni. Dlatego Hlond znacznie wyżej ocenił ten czyn zbrojny w porównaniu z 1683 r. „Stawka większa była niż pod Wiedniem. Trud wojenny niezrównany”. Rozgromienie „potęgi orężnej wschodu” było zdaniem Prymasa możliwe tylko dzięki instynktowi dziejowemu Polaków i głębokiej wierze Chrystusowej. „Ratując raz jeszcze wiarę i kulturę europejską, Polska przysądziła sobie dawne tytuły chwały, a zwycięską krwią przypieczętowała swoje niezestarzałe prawa do bytu i posłannictwa”. Wiedeń i Warszawa w historii symbolizowały niezwyciężone twierdze Zachodu. Z kolei o żołnierzach września napisał: „bili się bez wytchnienia, bez snu, bez zmiany, bez spodziewania się pomocy, bez amunicji, bez połączenia – dniami, tygodniami, jak upiory wcielonego rycerstwa i heroizmu”.
Hlond, przywołując powstania narodowe i wojnę 1939 r., tworzył wizję narodu walczącego i bohaterskiego, przywiązanego do idei wolności i wiary, w przeszłości swoją potęgę budującego bez rewolucyjnych przewrotów i bez rozlewu krwi. Z dumą też podkreślał przywiązanie Polaków do Maryi Wspomożycielki Wiernych, którą szlachta obwołała Królową Polski i której wizerunek zdobił ryngrafy rycerskie i sztandary pułkowe. W trudnych chwilach przypominał, iż gdy Polsce groziła zguba od Szwedów i wrogów ościennych, wtenczas z serca króla Jana Kazimierza i narodu wyszło to krótkie wezwanie: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”. Porównując zasługi orężne Hiszpanów i Polaków wskazywał, iż walczyli pod wspólnym sztandarem: „Pod Lepanto chrześcijanie niszczyli flotę turecką, wzywając Ją pod ślicznym tytułem: Maryjo, Wspomożenie Wiernych, módl się za nami. Z tym samym hasłem zwyciężał wielki Sobieski Turków pod Wiedniem”. Królowa Polski także „Dzieliła upokorzenia, zsyłki, katorgi Polski rozbiorowej, dzieliła powstania i ponosiła ich następstwa polityczne, dzieliła porywy zmartwychwstania, dzieliła z Warszawą jej koleje jako stolicy Rzeczypospolitej, dzieliła dwie okupacje”.
W odczuciu Hlonda optymistyczny, niekiedy wprost apologetyczny pogląd na dzieje Polski sprzyjał integracji społeczeństwa. Nigdy go też nie opuściła nadzieja życia wyzwolonego z ucisku państwa totalitarnego.
Wierzył w Polaków wolną zbiorowość, która nie dała się zgnębić caratowi, nie uległa germanizacji i nigdy nie pozwoli wtłoczyć się w autorytarne struktury komunizmu. „Zżyliśmy się z biedą, nigdy nie zżyliśmy się z niewolą […] wolność jest pasją Polaka, jego mistyką, namiętnym zapatrzeniem jego ducha, tajemnicą jego bytu. Instynkt odrębności narodowej jest u Polaka tak hardy, że wtłoczony przez wypadki w kotłowisko szczepów, nigdy się z nimi całkowicie nie zleje”.
O kształtowaniu charakteru narodu i jednostki
Wypowiadając się na temat charakteru narodowego, mówił o odwadze, gościnności, szczodrości i gotowości do poświęceń w dobrej sprawie oraz szacunku do przeciwnika i umiłowaniu pokoju. Polakom za cel stawiał wykształcenie pokolenia o zdrowym rozsądku i nieugiętej woli, ludzi nie ulegających obcym wpływom, stałego charakteru. Ten bowiem „jest najważniejszą sprężyną człowieka w porządku społecznym i moralnym. Brak charakteru podkopuje uczciwość, sprawiedliwość, umiarkowanie, wierność obietnicom i obowiązkom, odstręcza od poświęcenia i psuje każdą cnotę”. Przywoływał myśl Chamforta, iż ludzie bez charakteru nie są ludźmi, lecz rzeczami. Wyrażał głębokie przekonanie, iż na silnych charakterach opierały się narody, na nich spoczywała pomyślność kraju i Kościoła. O potędze stanowiły więc nie miliony pospólstwa, lecz „wielka ilość ludzi uczciwych, światłych i z charakterem”. Przemyśleniami swoimi w kraju dzielił się także z młodzieżą, a w czasie wyjazdów zagranicznych występował w obronie polskiego honoru i godności, mówiąc o zaletach narodowego charakteru.
Zdaniem Hlonda historia XVIII i XIX stulecia oraz druga wojna światowa zamieniła Polaków we wspólnotę ludzi odpowiedzialnych, zdolnych do działań grupowych, w zbiór jednostek gotowych do największych poświęceń w imię wartości.
Interesowała go rola wybitnej jednostki w dziejach, przy każdej okazji akcentował jednak znaczenie zachowań moralnych. Zwracał dużą uwagę na praktyczne realizowanie w życiu społecznym ideałów i norm moralnych obowiązujących w poszczególnych epokach, dociekał także przyczyn subiektywizmu i namiętności ludzkich mających wpływ na werdykty historyczne. Uważał, iż „wielcy ludzie podlegają surowszemu osądowi niż inni i dzielą los, że mimowolnie są osądzani namiętnie i rozmaicie […]. Błąd oceny tkwi zwykle w tym, że krytycy nie uwzględniają epok, wśród których bohater żył, i tła epoki, do której należał; zna się ich czyny – nie docieka się ich przyczyn i powodów, zna pogląd na zewnętrzne kroki – nie bada się prawdziwych”. Zwracał także stale uwagę na to, że podstawowym fundamentem istnienia jednostki jest jej związek z Bogiem. „Życie ludzkie jest syntezą czynu człowieczego i wpływu Bożego – usuwając to co boskie, człowiek ubożeje i nie idąc w górę, stacza się w dół niżej człowieka”.
W historii Polski intrygowały Prymasa początki państwa piastowskiego, czasy wielkich osobowości Mieszka I i Bolesławów oraz postaci świętych: Wojciecha, Stanisława ze Szczepanowa, Jacka Odrowąża, Jadwigi, Bronisławy i Kingi. Z dumą przypominał , iż „nasza polska ziemia Matką świętych słusznie nazwana”. W jego kazaniach grób św. Wojciecha urastał do symbolu niepodległości i potęgi Polski.
Świadom odpowiedzialności przed historią za naród, z którym niegdyś łączyły nas struktury państwowe, Hlond nie pozwalał Polakom zapominać o dziedzictwie Jagiellonów i świętej ofierze królowej Jadwigi Andegaweńskiej oraz Litwie Maryi – Ojczyźnie świętych, męczenników i bohaterów. Przypominał, że to Władysław Jagiełło był praktycznie ponownym fundatorem Jasnej Góry i że to on zajął się sprawą odnowienia obrazu po zniszczeniu w 1430 r. On sam i jego potomkowie wielokrotnie pielgrzymowali do jasnogórskiego sanktuarium. Toteż gdy ruina zagroziła słynnej wileńskiej świątyni, Hlond stanął na czele komitetu i 28 III 1933 r. wystosował Odezwę: „Ratujmy Bazylikę Wileńską”. Dając przykład obywatelski, ofiarował na ten cel znaczną sumę pieniężną. Ponadto ogłosił w całej Polsce dzień ratowania tej cennej pamiątki przeszłości, w której murach mieściły się groby królów polskich i prochy św. Kazimierza. Za przykładem Hlonda poszli mieszkańcy Ziem Zachodnich, m.in. wojewoda poznański Roger Raczyński, biskup sufragan poznański Walenty Dymek, dyrektor Muzeum Wielkopolskiego i szambelan papieski Edward Potworowski. Na znak jedności z Litwinami na warszawskim biurku Prymasa w gmachu Nuncjatury Papieskiej przy ul. Szucha 12 stał wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Prymas, charakteryzując dzieje Polski, zawsze wskazywał na brak autorytetów, spory i walki rozmaitych frakcji partyjnych oraz spadek wzrostu ludności. Przestrzegał także przed brakiem porządku i nadużywaniem wolności, wichrzeniem i hołdowaniem rewolucyjnym i anarchistycznym „wybrykom”.
Równocześnie utrwalał wizerunek narodu ciężko doświadczonego przez historię. Do powstańców wielkopolskich dotkniętych bezrobociem i trudami życia zwracał się ze czcią i uznaniem za ich karność i wierność polskim ideałom rycerskim: „Kto się z Wami spotyka – mówił Prymas – zadrgać musi i uczcić krew, która się za Polskę lała. Nie dla awantury poszliście w bój. Nie wiódł Was na wielkie orężne zmagania fatalizm ślepy. Mieliście świadomość swych nieprzedawnionych praw do Polski. Wierzyliście, że Jej spętanie i zhańbienie to gwałt i przekreślenie zamiarów Opatrzności. […] I tak przyczyniliście się do wskrzeszenia Polski i wytyczenia Jej granic, łącząc się twórczo z losami kraju, wrastając w Jego nowe życie i krwią gwarantując Jego przyszłość”.
W równie ciepłych słowach zwracał się do swych braci Ślązaków, weteranów zmagań wolnościowych z lat 1919–1921. Według niego „stare piastowskie skiby” wciąż pachniały krwią powstańczych walk, a dziejowe wyzwolenie było główną treścią przeżyć pokolenia Wojciecha Korfantego, Karola Gajdzika, Walentego Fojkisa i innych, bohaterów spod Kędzierzyna i Góry św. Anny. Wciąż pamiętał swoje konferencje z kardynałem Aleksandrem Kakowskim, którego zachęcał do popierania praw Polski do ziem śląskich u ówczesnego delegata i nuncjusza apostolskiego Achillesa Rattiego. Gdy ówczesne władze polskie krytycznie oceniały udział Rattiego w tych negocjacjach, podejrzewając go o niechęć do sprawy polskiej na Górnym Śląsku, to w chwili zakończenia jego misji Hlond razem z kardynałem Kakowskim wpłynął na decyzję rządu, aby w przededniu konklawe przyznać Achillesowi Rattiemu, przyszłemu papieżowi, Order Orła Białego. W tym czasie dawał liczne dowody swojego zaangażowania, miłości do Ojczyzny i gotowości do ofiar na rzecz Śląska, co znajdowało wyraz m.in. w jego listach pasterskich. Dopiero w 1922 r. mógł stwierdzić, iż wraz z powrotem Śląska do Macierzy skończyło się wreszcie „nadużywanie Kościoła do wynaradawiania ludu śląskiego”, a słowo polskie bez ograniczeń pruskiej cenzury upowszechniał „Gość Niedzielny”. Jego redaktorzy (byli współpracownicy Hlonda, gdy był on metropolitą katowickim): bp Teodor Kubina, ks. prałat Jan Kapica, ks. prałat Aleksander Skowroński, ks. prałat Michał Lewek, ks. kanclerz Emil Szramek i ks. proboszcz Wilk pisali prosto, językiem potocznym o sprawach Śląska. Jak wspominał Hlond, „odbijano go w takim nakładzie, jakiego przed nim nie miało na Śląsku żadne inne pismo polskie. Bo „Gość Niedzielny” stał się z miejsca pismem ulubionym, któremu już wtedy bez zastrzeżeń wierzono. Był przyjacielem, nauczycielem, doradcą zarówno zacnym górnikom, hutnikom i kolejarzom, jak i ruchliwemu mieszczaństwu oraz tym kochanym gospodarzom, którzy z polskim uporem od wieków orzą lekką śląską glebę”.
Rola tradycji i jednostki w dziejach
U schyłku II Rzeczypospolitej prymas Hlond – przywódca religijny – obok Józefa Piłsudskiego – męża stanu i „ojca narodu” – urósł do rangi autorytetu. Wówczas obie postaci wiele dzieliło, a próba ich porównania i doszukiwanie się podobieństw uznana zostałaby za przesadną. Dzisiaj, po doświadczeniach z komunizmem, dzielący ich dystans uległ zmniejszeniu. Obok wielkich różnic można także doszukiwać się analogii. Wprawdzie pochodzili z różnych kręgów kulturowych i społecznych:
Piłsudski był szlachcicem, a Hlond synem dróżnika kolejowego, jednak obaj mieli krytyczny stosunek do idei skrajnego liberalizmu. I Naczelnik, i Prymas byli z urodzenia i z instynktu nie tyle konserwatystami, co tradycjonalistami, dla których historia była czymś więcej aniżeli nauczycielką życia.
Obaj byli wpatrzeni w przeszłość, w epokę chwały swojej Ojczyzny. Hlond swój patriotyzm budował na tradycji piastowskiej, a Piłsudski na dorobku Rzeczypospolitej Obojga Narodów i orientacji jagiellońskiej. Trudno powiedzieć, u którego z nich silniejszy był regionalizm. Hlond, związany ze Śląskiem i Polską Zachodnią, stale podkreślał rosnącą rolę świata słowiańskiego w powszechnym Kościele, którą łączył z dziedzictwem św. Wojciecha. Z kolei Piłsudski, marzący o wskrzeszeniu unii z Litwą, snujący prometejskie plany, chciał odrodzenia Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Drugą cechą, która sprawiała, iż byli do siebie podobni, była antypatia do partyjnictwa, warcholstwa i niechęć do komunizmu, który postrzegali jako główne niebezpieczeństwo dla niepodległego bytu narodu polskiego. Zawsze na pierwszym miejscu stawiali dobro narodu i Polski oraz wyrażali troskę o dziedzictwo – patrimonium, o prawo do własnej tożsamości we wszystkich jej przejawach i swobodnego osądu wartości łączących wspólnoty ludzkie. Mimo wielu rozbieżności i różnicy poglądów Hlond wysoko oceniał zasługi Piłsudskiego dla Polski. W rozmowie z królem Belgów Leopoldem podkreślił zasługi zmarłego marszałka dla armii, która była najbardziej „jednolitą pod względem ideowym armią w Europie”, a układ z Niemcami z 1932 r. uznał jako „genialne posunięcie” normalizujące sytuację na kontynencie.
Hlond, mimo przywiązania do tradycji, nie pogrążał się w kontemplowaniu przeszłości. Dobrze rozumiał konieczność przemian ustrojowych i prawo przemijania, co oddaje jego wypowiedź: „Żadna polityka jako ustrój wypracowany nie jest wieczna. Każdy ustrój nawet najlepszy w swym powstaniu, może być dobry tylko pewien czas, potem zmiany warunków będą wymagały poprawek, zmian, może rewolucji. Konserwatyzm ustrojowy jest szkodliwy, bo tłumi, jest uporem w formie”. Zasady te odnosił także do historii Polski:
„Błędem byłoby chcieć żywcem wskrzeszać ustrój okresu piastowskiego, odtwarzać w wiernym wydaniu nowym czasy jagiellońskie itd., można z nich przejąć niejedną ideę, ale nie to, co się z czasem skończyło na zawsze […]. Z nauk czasu trzeba korzystać, a to co było przed trzema laty, jest nam może bardziej obce niż to, co było za Sobieskiego”.
Rodakom wskazywał na rolę historii w ich życiu. Starał im się uzmysłowić, iż „ze świadomości dziejowej, z wiary we własne przeznaczenie rodzą się w duszy polskiej niebywałe energie i niewyczuta dotąd odpowiedzialność”.
Przywiązany do mitu dawnej wielkości Polski, ustroje i wydarzenia polityczne oceniał Hlond pod względem ich przydatności do stworzenia nowej Rzeczypospolitej. Już w wystąpieniu do przedstawicieli władz na dworcu poznańskim w dniu ingresu oświadczył, iż „łączy się z myślą państwową polską”. W przemówieniu wygłoszonym 29 VI 1927 r. na Zamku Warszawskim z okazji otrzymania biretu kardynalskiego z rąk Ignacego Mościckiego nawiązał do tradycji, gdy z upoważnienia papieskiego polscy kardynałowie z królewskich rąk otrzymywali oznaki swej godności. Był świadom swojej roli jako spadkobierca wielkich historycznych Prymasów Polski, którzy „już za Piastów i Jagiellonów pierwsze po królu zajmowali miejsce i sprawowali nie tylko duchowe, ale i państwowe rządy”. Odwoływał się do autorytetu Bogumiła Poraja z XII wieku (27 V 1925 r. papież Pius XI zaliczył go w poczet świętych) i Mikołaja Trąby (1412–1422), który na soborze w Konstancji uzyskał uroczyste potwierdzenie swej prymasowskiej godności i był podobno kandydatem do tiary papieskiej. Czuł się odpowiedzialny za dziedzictwo, jakim były stworzone przez jego poprzedników zrzeszenia i instytucje, Katolicka Szkoła Społeczna, Drukarnia i Księgarnia Świętego Wojciecha i zasłużony „Przewodnik Katolicki”. Akcentował trwałą i stabilną politykę Kościoła oraz urzędu prymasowskiego, podkreślał jego działania na rzecz odbudowy kraju. „Świadomość, że on, syn śląskiego robotnika stał się prymasem Polski, wydała mu się symbolem losów ziemi przez wieki oderwanej, wydała mu się ziszczeniem własnej i kraju legendy” historycznej.
Rozważając powody przetrwania do dnia dzisiejszego polskości na Śląsku, uznał za akt wagi historycznej wybór swojej osoby na Prymasa całej Polski (24 VI 1926). Słusznie obserwatorzy tego wydarzenia oceniali je jako symboliczne zaślubiny Śląska z Warszawą. „Prymasostwo nie było dla ks. Hlonda tylko piękną tradycją, było pojęciem wyrosłym z przeszłości, ale nadal pełnym żywej treści. Ten, kto je sprawował, miał szczególne zadania do spełnienia i był za kraj, za naród współodpowiedzialny”. Opinię tę wypowiedział dyplomata i przedstawiciel Polski w Lidze Narodów, Kajetan Dzierżykraj-Morawski.
Hlond rozumiał, iż historia i urząd prymasa nakładały na niego dodatkowe obowiązki względem narodu i państwa, uświęcone tradycją. Od pierwszego bezkrólewia w 1572 r. prymas jako przewodniczący senatu uzyskał oficjalne stanowisko „międzykróla” – interrexa, głowy państwa i reprezentował kraj na zewnątrz, kierował jego administracją, zwoływał sejmy i sejmiki oraz przygotowywał elekcję nowego władcy. Ponadto miał prawo, wywodzące się ze średniowiecza, koronacji króla i królowej. Z racji swego stanowiska arcybiskup gnieźnieński zajmował drugie miejsce w państwie po królu. Odzwierciedleniem takiego pojmowania i interpretacji przez Hlonda przeszłości były jego notatki: „To piszę jako interrex – nie jako przedstawiciel Kościoła, który się z żadną formą rządu nie łączy i nie identyfikuje, ale każdą władzę popiera”. W trosce o przyszłość rodaków opracował Kartę interrexa do narodu, która zakładała eliminację „błędów wieków” i „grzechów 20-lecia” oraz zebranie naszych „zdrowych tradycji dziejowych”. Ogłosił ponadto pielgrzymkę narodową do Częstochowy, poświęcenie Polski Najświętszemu Sercu Jezusowemu oraz wzniesienie Bazyliki Opatrzności.
„Wysokie pojmowanie uprawnień i obowiązków prymasowskich stało się dla kardynała Hlonda źródłem jego wojennej tragedii. Gdy Niemcy uderzyli na Polskę, zwrócił się doń prezydent Rzeczypospolitej, prosząc o natychmiastowe przybycie do Warszawy. Nie sądził, aby mógł wezwaniu temu odmówić […]. Najwyższe czynniki w państwie nalegały, by powagą swą i wpływem służył sprawie polskiej w wolnym świecie.
Wielokrotnie rozpatrywano jego kandydaturę na następcę prezydenta Rzeczypospolitej, w pewnej chwili proponowano mu objęcie przewodnictwa rządu. Premierostwa kardynał z miejsca odmówił, co do prezydentury rozumiał, że byłaby trudna, jeśli nie niemożliwa do pogodzenia z suknią duchowną, a zwłaszcza z rzymską purpurą.
Nie przeszkadzało to, iż w tych ciężkich chwilach daleki był od wyrzekania się historycznych obowiązków interrexa; jeśli kunsztowna procedura konstytucyjna miałaby zawieść, gotów był w tym charakterze autorytet swój rzucić na szalę, aby ciągłość państwową utrzymać”. Hlond swoimi czynami, mowami i pismami wpisywał się w ciąg polskich władców, bohaterów narodowych i ustrojów: Piastów, Jagiellonów, Wazów, Poniatowskich, II Rzeczypospolitej i PRL. Podczas ingresu do Bazyliki Gnieźnieńskiej nie omieszkał podkreślić, iż przybył z najmłodszej do najstarszej katedry w Polsce, od św. Jacka Odrowąża w Katowicach do św. Wojciecha w Gnieźnie.
Z kolei witając w archikatedrze poznańskiej Ignacego Mościckiego, kreślił obraz początków „historii Polski kroczącej ku wielkości”, której pierwszych władców stawiał za wzór aktualnemu prezydentowi Rzeczypospolitej. Akcentując rolę państwa w życiu narodu, nie zapominał o Bogu i religijności Polaków, która była ważną cechą psychiki Sarmatów. Wygłoszone w tym dniu kazanie adresował do tego, który „po fundatorze świątyni – Mieszku wziął władztwo nad narodem” i był „wykonawcą szczytnych zamiarów oraz testamentu Bolesława Chrobrego”. Zwracając się do prezydenta Mościckiego, oznajmił: „W Twoim Państwie jest mało miejsc tak czcigodnych jak ta katedra. Prastarą tę świątynię wzniósł Mieszko, gdy wraz z Dąbrówką dzieje Polski wiązał z dziejami potężnej i wielkiej rzymskiej kultury. W tej świątyni spoczęły prochy budowniczych Polski Mieszka i Chrobrego. Katedra ta jest pamiątką z pierwszych czasów naszej historii i postawiono ją, gdy Polska weszła w poczet wielkich narodów Zachodu. Biskupi tej świątyni byli władykami całej Polski i ich władztwo dusz, jako wielki łącznik wszystkich Polaków, promieniowało nawet i po rozbiorach na wszystkie dzielnice”.
Przy grobie Bolesława Chrobrego, który – choć na krótko i w sposób nietrwały potrafił stworzyć prestiż armii i zbudować potężną monarchię, Hlond czuł ów powiew wielkości dziejów orężnych i rolę duszpasterstwa wojskowego. Dał temu wyraz w przemówieniu w Szkole Oficerskiej w Bydgoszczy: „Pierwsze karty dziejów Stolicy prymasowskiej mówią o wojsku i świętym krzyżu. Tam, gdzie walczono za Polskę i w imię Polski, tam też stawiano kościoły. Miecz Mieczysławów i Chrobrych na przestrzeni dziejów łączy się z historią Kościoła”. Serdecznie witany przez żołnierzy, czuł się odpowiedzialny za ich właściwy poziom moralny. Zdawał sobie także sprawę, iż swoją postawą umacniał w wojsku fundamentalne zasady ideowe państwa nie tylko w odniesieniu do spraw wojennych. Podkreślał, iż dzielił z armią jej radości i cierpienia oraz wiarę, iż nie pozwoli wrogowi wydrzeć ani piędzi polskiej ziemi. Przeżywał rozterki, gdy na ulicach Krakowa w trakcie niepokojów społecznych strzelano do żołnierzy. Ubolewał, gdy z tłumu wołano „my wam pokażemy!”. Zapewniał wojskowych, iż gdy myślał o potędze Polski, to o nich mówił: „My, zbrojna Polska – to wy jesteście”. W latach wojny, mimo ograniczeń, starał się wspierać żołnierzy w ich dążeniu do osiągnięcia ostatecznego celu, jakim była odbudowa wolnej Polski.
Osąd XIX stulecia i „Nowa Polska”
Podobnie jak XVIII („nadużycia wolności” i rozbiory), surowemu osądowi poddane zostało XIX stulecie.
„To nie był nasz wiek! Nie będziemy żałowali wieku XIX. Podniesiemy z niego spadek literacki: powstańcze wawrzyny i pamięć ofiar dla Polski. Nowym wiekiem jest wiek XX. Tego nowego wieku nie będziemy psowali obczyzną ani tym, co wiek XIX dał Europie jako myśl zwodniczą, jako teorię fałszywą, jako wizję nierealną, jako filozofię już przez wszystkich odrzuconą. Budujemy wiek swój, polski wiek – z naszego ducha”.
Za jednego z godnych tytułu budowniczego nowej Polski uznał Jacka Malczewskiego (1854–1929). Zdaniem Hlonda jego ideały artystyczne były czyste, „zrodzone z dziecięctwa ducha”, a obrazy przepojone człowieczeństwem i polskością, wyrazem kultury chrześcijańskiej – zarówno te, które powstały z inspiracji patriotycznej poezji Teofila Lenartowicza (1822–1893), jak i mitologii antycznej. „Dźwignął on malarstwo polskie na zawrotne wyżyny natchnienia i artyzmu”. Malczewski, będąc „olbrzymem polskiej sztuki”, człowiekiem czystym i prawego serca, spełniał oczekiwania Prymasa co do wyznawanych wartości. Budował nowe czasy na „zasłudze i miłości”.
Drugą wojnę światową i bolesne doświadczenia Polaków, które były ich udziałem od XVIII w. po 1945 r., Hlond uznał za niezapomnianą lekcję historii. Wnikliwie analizował w tych tragicznych wydarzeniach rolę państwa pruskiego od czasów Fryderyka Wielkiego i kanclerza Bismarcka. Próbował także dociec źródeł niemieckiego militaryzmu, żądnego krwi i wojny. Rozumiał, jak tragiczne dla Europy i dla samych Niemiec okazały się próby wykorzystania potężnej machiny militarnej, stworzonej w minionym stuleciu przez Helmutha von Moltkego do ujarzmienia i eksterminacji innych narodów. Świat – według Hlonda – powinien „urządzić Niemcy nie na zasadzie pruskich zwycięstw, nie na zasadzie bismarckowskiej koncepcji potęgi niemieckiego cesarstwa, lecz na takiej, by Europa była na zawsze spokojna; bez innego politycznego załatwienia Niemiec nie ma pokoju i szkoda podpisywać traktat”.
Największego wroga pokoju widział w dawnej tradycji fryderycjańskiej. Na podstawie doświadczeń historycznych wnioskował, iż „trzeba się załatwić przede wszystkim z Prusami, bo one są ośrodkiem, sercem i wiecznym źródłem militaryzmu; bez Prus Niemcy nie będą groźne (ten błąd popełnił Napoleon i Versailles 1919 r.)”. Mimo surowych ocen wydarzeń z lat 1939–1945 i ostrej krytyki hitleryzmu, nigdy nie był wrogiem niemieckiego narodu. Uważał, iż kwestię regulacji pokojowych należy rozwiązać „bez upokarzania Niemców; co innego osądzenie Prusaków, a co innego gnębienie Niemców. Trzeba tak podzielić Niemcy, by Bawarów i Sasów nie bolało, że się podcina butę Prusaków, owszem, by się cieszyli – i nie dotykać boleśnie tych drugich Niemców, owszem, pomóc im. Więc ciężary powojenne złożyć na Prusy, nie na innych. Bez tego podziału Niemiec nic pewnego w Europie, a Polska i wszyscy szczególnie sąsiedzi są znowu bezapelacyjnie wydani na groźbę niemieckiej agresji. To rozwiązanie musi być dokonane zaraz i totalnie”. Mimo chęci przebaczenia rozumiał, iż doświadczenia lat wojny „nie wyjdą z pamięci polskich pokoleń”.
Gdy skończyła się II wojna światowa, chciał, aby na ziemi jego przodków odtworzone zostało nowe państwo; państwo prawa, opierające się na Ewangelii i tradycji. W jego zapiskach coraz częściej przewijały się rozważania dotyczące transformacji systemowych. Hlond zastanawiał się, jak powstawały nowe czasy i nowe ustroje? I dochodził do wniosku, iż „Rzadko, bardzo rzadko przez zupełne przekreślenie bytów wczorajszych. Zwykle jako wynik różnych tendencji i teorii, które z początku zupełnie się kłócą, a pod ręką mądrych kierowników koordynują się i układają się, zlewając się w solidny i trwały system uspołeczniony i spokojny. Z rewolucji przez ewolucję do nowego spokojniejszego układu – przez usunięcie elementów rewolucji i momentów niezgodnych z człowieczeństwem”.
Hlond opowiadał się zdecydowanie za demokracją, której wyrazem była zasada procesu. Jego wiara w demokratyczny proces opierała się na przekonaniu, że wszystkie instytucje społeczne muszą być oceniane poprzez ich funkcjonowanie. Oceny zaś nie powinni dokonywać zawodowi rewolucjoniści, lecz rzesze obywateli. Jawiła mu się demokracja w świetle historycznych doświadczeń polskich i europejskich „nie ta dekadentna, która powaliła Francję i Anglię, ani ta wywodząca się z rewolucji francuskiej, nie ta, co poniżała państwo na rzecz kliki warchołów i wyzyskiwaczy zawodowych, nie ta, która złotem, kiełbasą i terrorem zdobywała mandaty poselskie […], nie ta, która pod hasłem równości oszukiwała nieuków, prostaczków, operując systematycznie kłamstwem, oszustwem i obłudą. Nie polega na formach, które się przeżyły i które demokrację kompromitują; gdy się opiera zmianom potrzebnym dla dobra Państwa, staje się hasłem szkodliwym; pod jej hasłem wiele grzeszono przeciw Państwu!”. Prymas chciał dla Polaków demokracji, która uwzględniała potrzeby i życzenia ludzi co do modelu własnego życia, wyboru i dążenia do szczęścia.
„Polska demokratyczna – to Polska ludowa (w szlachetnym) w zdrowym i szerokim rozumieniu, czyli Polska wszystkich, wszystkich stanów, wszystkich warstw; bez kast uprzywilejowanych”.
Już wówczas nowa Polska kojarzyła mu się z rokiem milenijnym – tysiącleciem naszego chrztu i naszej historii, ale punktem wyjścia nowych dziejów była data ostatecznego wskrzeszenia. Od tego dnia i w jego naświetleniu miały być oceniane i rozważane dzieje pokolenia. Sądził, iż „nie wróci już Polska ani ta z 1792 r., ani ta z r. 1918, ani z 1939. To karty dziejowe. Teraźniejszość jest inna. Nie można odwracać historii. Trzeba iść naprzód – zgodnie z dziejowymi warunkami życia naszego i europejskiego”. Przestrzegał jednak przed zagrożeniami, jakie niosła przyszłość. „Cywilizacja nowoczesna tym zgrzeszyła, że straciła z oka człowieka, goniła za postępem technicznym bez względu na człowieka, mimo niego, poniżając, łamiąc. Człowiek jako istota z powołaniem i posłannictwem zniknął z powierzchni”.
Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Prymas Hlond o człowieku i historii” znajduje się na s. 6– 7 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Prymas Hlond o człowieku i historii” na s. 6-7 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com
W piątkowe przedpołudnie w Radiu WNET, jak zwykle wieści spod nieba Irlandii i sąsiedniej Brytanii. Wywiady, analizy, przeglądy prasy, reportaże i korespondencje z różnych zakątków Irlandii i Anglii.
Prowadzenie: Tomasz Wybranowski i Tomasz Szustek (gościnnie)
Wydawca: Tomasz Wybranowski
Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin)
Realizacja: Paweł Chodyna (Warszawa)
Produkcja: Katarzyna Sudak i Studio 37 Dublin
Piątkowe Studio Dublin, 8 lutego 2019 roku, rozpoczęła korespondencja Bogdana Feręca, redaktora naczelnego portalu Polska – IE.
Bogdan Feręc, portal Polska-IE – Radio WNET Irlandia.
Bogdan Feręc i Tomasz Wybranowski mówili m.in. o całodniowym strajku personelu pogotowia w Republice Irlandii, oraz propozycjach irlandzkiego Ministerstwa Sprawiedliwości w kwestii „uszczelnienia luk prawnych”, które pozwalają na wysuwanie „niebotycznych roszczeń za poniesione szkody, a chodzi przede wszystkim o drobne obrażenia”.
Bogdan Feręc odniósł się także do medialnej burzy w Polsce i Izrealu, które wywołał premier Izraela Benjamin Netanjahu na zakończenie warszawskiej konferencji poświęconej sprawom Bliskiego Wschodu.
W Studiu Dublin, wraz z Krzysztofem Skowrońskim i Antonim Opalińskim, powróciliśmy do burzy, jaką wywołała korespondencja z Warszawy reporterów „The Jerusalem Post”. Wieczorem 14 kutego, serwis internetowy dziennika „The Jerusalem Post” podał, że premier Izraela Benjamin Netanjahu oświadczył po zakończeniu warszawskiego szczytu poświęconego bezpieczeństwu Bliskiego Wschodu, że – tutaj dosłowne tłumaczenie:
„Polacy pomagali Niemcom zabijać Żydów podczas Holokaustu.” / „Poles had helped the Germans kill Jews during the Holocaust.”
Anna Azari, ambasador Izraela w Polsce stwierdziła jednak, że informacje dziennika „Jerusalem Post” na temat wypowiedzi Benjamin Netanjahu są nieprawdziwe.
W przeglądzie prasy irlandzkiej, dzisiaj Tomasz Szustek i Tomasz Wybranowski omawiali artykuły i relacje dziennikarzy „The Irish Times” i „Irish Independent”. Tomasz Szustek omówił jeden z tekstów z piątkowego wydania „Irish Independent”.
Papież Franciszek mianował irlandzkiego kardynała Kevina Farrella na stanowisko kamerlinga – duchownego, który kieruje Kościałem Katolickim od momentu śmierci papieża do wyboru jego następcy.
Postać nowego kamerlinaga wzbudza w Irlandii kontrowersje w związku z zablokowaniem przez niego wystąpeinia byłej prezydent Irlandii, Pani Mary McAleese na konferencji w Watykanie z okazji Dnia Kobiet.
Tomasz Wybranowski omówił relację Dereka Scally, korespondenta „The Irish Times”, o tytule: „USA wzywa UE w kwestii utrzymywanych jej wiézi z Iranem. Przesłanie forum w Warszawie: handel z Teheranem jest zagrożeniem sankcji dla „morderczego” reżimu.”
W piątek w Monachium odbywa się konferencja poświęcona światowemu bezpieczeństwu. Irlandzki korespondent cytował słowa kanclerz Angeli Merkel:
„Będziemy trwać przy Nord Stream 2, mimo że nie był bliski mojemu sercu”.
W dniach 11-12 lutego 2019 r. w Dublinie po raz pierwszy w Irlandii, tak Republice jak i Irlandii Północnej, gościła Komisja Łączności z Polakami za Granicą Sejmu RP, z przewodniczącą poseł Anną Schmidt – Rodziewicz.
Eryk Kozieł, vloger, działacz społeczny w Republice Irlandii.
O podsumowanie tej wizyty, z perspektywy Polaków w Republice Irlandii, poprosiłem vlogera i działacza społecznego Eryka Kozieła.
W kalendarium Studia Dublin opowieść o niezwykłej postaci, która miała irlandzkie korzenie, a urodziła się właśnie 15 lutego, a było to roku 1874, czyli 145 lat temu. Bohaterem naszego kalendarium był polarnik, eksplorator Ernest Shackleton.
Wyprawa Endurance fot. Frank Hurley Wikimedia Commons
Ernest Shackleton został 3 oficerem na statku Discovery, który wyruszył z wyprawą polarną w 1901 roku w celu dotarcia do bieguna południowego, gdyż już wtedy rozpoczął się wyścig o zdobycie bieguna na Antarktydzie.
Wyprawa nie zakończyła się jeszcze pełnym sukcesem, ale członkowie wyprawy dotarli dalej niż jakakolwiek inna wyprawa polarna. Podobny los spotkał drugą wyprawę, którą dowodził już sam Shackleton, na statku Nimrod znów przesunął granicę ludzkich możliwości w zdobywaniu Antarktydy.
W finale Studia Dublin rozmowa Tomasza Wybranowskiego z posłem Wojciechem Kossakowski (PiS),członkiem Komisji Łączności z Polakami za Granicą Sejmu RP.
Komisja uczestniczyła w XII Radzie Konsultacyjnej ds. Oświaty i spotkała się z Polonią w rezydencji Ambasadora RP w Dublinie.
Spotkała się również z przedstawicielami Polskiego duchowieństwa w kościele Św. Audeona, przedstawicielami Domu Polskiego w Dublinie, przedstawicielami organizacji pomocowych oraz harcerskich, spotkała się z władzami i nauczycielami sekcji polskiej Trinity College, a także złożyła wieniec pod pomnikiem Hrabiny Contance Markievicz w parku St Stephen’s Green w Dublinie.
W Londyńskim WNETowym Zwiadzie, szef studia w stolicy Wielkiej Brytanii Aleksander Sławiński opowiedział o Balu Polonijnym.
Starsze osoby pamiętają z PRL-u oskarżenia o godzenie w sojusze i o szerzenie kontrrewolucji. Ostatnio najwięcej krzyczeli o mowie nienawiści ci, którzy opanowali ją do perfekcji i od lat stosują.
Jadwiga Chmielowska
Marzec rozpoczyna Dzień Pamięci Żołnierzy Niezłomnych, przez kilkadziesiąt lat w PRL, a później nawet w III RP – wyklętych. Ośmielili się walczyć o wolną, niepodległą Polskę – mieli być zniszczeni i na wieki zapomniani. Komuniści, zbrodniarze z bezpieki lat 1945–56 i ich dzieci śmią nawet teraz pouczać naród, mówić nam, co jest dobre, a co złe, interpretować historię i wychowywać młode pokolenia.
Coraz bardziej czytelne jest, że na Zachodzie zwyciężył komunizm, ale niebolszewicki. W maju 2018 roku w Unii Europejskiej uczczono 200-lecie urodzin Karola Marksa. To powinno wystarczyć, aby właściwie ocenić towarzysza Jeana-Claude’a Junckera i jego otoczenie w kierownictwie UE. Poszczególne narody coraz bardziej rozumieją istotę ideologii wdrażanej w wolnym świecie.
Znowu chodzi o stworzenie/wychowanie nowego człowieka – niewolnika, który nie myśli, tylko bawi się beztrosko i całe życie spłaca kredyty.
Aby plan się powiódł, trzeba ludziom zabrać Boga, stąd ta nieprzejednana walka z religiami. Na szczęście narody Unii Europejskiej coraz częściej mają już dość polityki swoich przywódców. Oby tylko nie szukały ratunku w Putinie!
Bogaty Zachód jest Rosji potrzebny, aby miała lepszą pozycję we współpracy z Chinami. Polecam teksty w ogólnopolskim „Kurierze WNET” dra Pateya i mój o geopolityce. Są tam również polemiki z tezami zawartymi w tekstach nowych autorów ze styczniowego numeru. Zgodnie z polityką Redakcji, puszczamy niekiedy w wydaniu ogólnopolskim teksty, z którymi się nie zgadzamy, aby inspirować dyskusje na łamach gazety. Rozdając na spotkaniach egzemplarze „Kuriera WNET” różnym osobistościom, uprzedzałam, jak traktować niektóre teksty – nie chciałam się kompromitować. Dostawałam też masę telefonów od czytelników zdziwionych tezami zawartymi w artykułach. Nie chodzi oczywiście o poglądy autorów, ale o podawanie nieprawdziwych informacji i stosowanie niemal szkolnych chwytów z dziedziny manipulacji. W „Kurierze WNET” bardzo rzadko zdarzają się takie teksty i przeważnie nowych autorów. Stali autorzy to osoby nie tylko umiejące pisać, ale i specjaliści w swoich dziedzinach.
O konieczności prowadzenia szkoleń dla dziennikarzy i młodzieży z zakresu rozpoznawania fake newsów i dezinformacji mówi się już od lat. Brak czasu powoduje, że społeczeństwo jest niedoinformowane, a coraz częściej – niestety po prostu dezinformowane. Teraz pojawi się nowe zagrożenie dla wolności słowa – „mowa nienawiści”. Ten termin będzie zakładał kaganiec na usta niewygodnym.
Przecież każda prawda może być uznana za mowę nienawiści. Jest to bowiem broń mająca uderzyć w ideologicznego przeciwnika.
Starsze osoby pamiętają z czasów PRL-u oskarżenia o godzenie w sojusze i o szerzenie kontrrewolucji. Ostatnio najwięcej krzyczeli o mowie nienawiści ci, którzy opanowali ją do perfekcji i od lat stosują.
Moralność Kalego obowiązuje coraz częściej: „Kali ukraść krowę – dobrze, a Kalemu ukraść krowę – źle!
Najgorsze jest uleganie histerii. Chory psychicznie człowiek zabija na scenie w obecności widowni i prawie wszyscy tracą głowy. Niestety nawet hierarchia kościelna dała się wciągnąć w tę niezdrową grę. Trudno mi zrozumieć posadzenie Prezydenta i Premiera RP w 5 czy 7 rzędzie w kościele w Gdańsku. To przecież była próba poniżenia godności urzędu RP. Obawiam się, że proniemieckiej części opozycji chodziło przy okazji o próbę destabilizacji Polski. Co na szczęście się nie udało. Polacy są mądrym narodem.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com
Społecznikom, którzy nigdy nie pytają, „za ile?” i „co z tego będę miał?”, serca i ducha nadal nie brakuje, a ich najszczersze intencje widać po tym, że nie stali się beneficjentami „dobrej zmiany”.
Jolanta Hajdasz
Powiedz, co jest nie tak, dlaczego nam się nie udaje? Robimy wszystko tak samo jak wy, a nic nie wychodzi… – zapytał jeden z działaczy dzisiejszej opozycji swojego kolegę ze szkoły, dziennikarza i działacza społecznego prawej strony sceny politycznej. Wam brakuje serca i ducha – odpowiedział redaktor – nie wierzycie w to, co wmawiacie ludziom. U nas jest odwrotnie. Ten prawicowy redaktor to Tomasz Sakiewicz, a dialog przytoczył podczas jubileuszu X-lecia Klubu Gazety Polskiej w Poznaniu. Odpowiedziały mu oklaski wypełnionej po brzegi sali Pałacu Działyńskich.
Patrzyłam na te tak dobrze mi znane twarze i wiedziałam, że ma rację. Na pewno ducha i serca tu nie brakuje. Marysia Zawadzka, która dzielnie szefuje temu klubowi po nagłej śmierci jego założyciela Zenona Torza i jej najbliższa współpracownica i podpora w tej pracy, Ewa Ciosek, która o wszystkim pamięta i każdemu pomoże; Celina i Jan Martini, nasi ludzie z „Kuriera WNET”, od początku związani z klubem; Staszek Mikołajczak z AKO i tylu, tylu innych. Społecznicy, którzy nigdy nie pytają, „za ile?” i „co z tego będę miał?”. Miesięcznice smoleńskie i Msze św. za Ojczyznę, koncerty i spotkania z publicystami, obecność na wszystkich obchodach najważniejszych rocznic patriotycznych i religijnych… Ludzie z Poznania, na których mogą liczyć prawicowi politycy, teraz już także prawicowi urzędnicy, którzy ochoczo z ich społecznego zaangażowania korzystają.
Serca i ducha nadal im nie brakuje, a te najszczersze i najprawdziwsze intencje widać po tym, że nie stali się beneficjentami „dobrej zmiany”, choć teraz zrobi o nich materiał i publiczna telewizja, i publiczne radio. Ale obecny na jubileuszowym spotkaniu Klubu były minister obrony narodowej Antoni Macierewicz na tę przychylność publicznych mediów już nie może liczyć, już żadna kamera za nim nie biega, choć żołnierze nadal mówią o nim w prywatnych rozmowach, że tak oddanego wojsku ministra nigdy w Polsce nie było.
Media to jednak zupełnie inny temat. Niewielu ich odbiorców wie, że dziś są one przede wszystkim narzędziem marketingowym, mówią, co mamy kupować (reklama) i co myśleć (specjaliści od PR). Trzeba i wiedzy, i doświadczenia, by się przed tą manipulacją chronić. W „Kurierze WNET” staramy się uświadamiać to Czytelnikom od początku naszego istnienia. Za nami wielkie okrągłe rocznice 2018 roku – 100-lecie odzyskania niepodległości i 100-lecie powstania wielkopolskiego. Teraz 100-lecie powstań śląskich. W tym roku przed nami dwie kolejne ważne daty, obie w czerwcu. Będziemy obchodzić 40. rocznicę pierwszej pielgrzymki do Polski Jana Pawła II i 30. rocznicę wyborów czerwcowych, tych po Okrągłym Stole. Wielu z nas pamięta te wydarzenia. Z biegiem lat widać wyraźnie, czym one były w naszej historii.
Ile dobra, ile serca rozlało się po Polsce po pierwszej w historii wizycie Papieża w naszym kraju i jak cynicznie w 1989 r. ówcześni przedstawiciele opozycji demokratycznej oszukali naród nie przez to, że siedli do Okrągłego Stołu z komunistami, ale dlatego, że prawdziwe obrady prowadzili w Magdalence i milionom ludzi, którzy z sercem i oddaniem ich popierali, nic o tych ustaleniach nie powiedzieli.
Dziś okazuje się, że najtajniejsze, prywatne archiwa najważniejszych ludzi komuny z tamtych czasów znalazły się w USA, a Polska nie może przeprowadzić ich kwerendy, bo podobno trwa remont w instytucie, gdzie te teczki są, i jeszcze dwa lata będzie trwał… Czy za naszego życia poznamy prawdę o wydarzeniach, których jesteśmy świadkami i uczestnikami? Takich, którzy z serca angażują się w życie publiczne, było i jest w naszym kraju naprawdę wielu, nie liczymy na profity, więc może mamy prawo wiedzieć, kto na naszej działalności zyskuje, a kto traci?
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com
Jarosław Kurski mógłby zostać rzecznikiem prasowym budowy i każdego dnia na pierwszej stronie ogłaszać myśli pesymisty wieszczącego rozmaite katastrofy związane z powstawaniem „wieży Kaczyńskiego”.
Krzysztof Skowroński
Oczywiście jestem za tym, żeby spółka „Srebrna” fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego za zgodą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego przystąpiła do realizacji projektu „dwóch wież”. Po pierwsze, w Warszawie zamiast miejsca szpetnego i obskurnego powstanie kolejna nowoczesna wizytówka miasta. Po drugie, stolicy nie zaszkodzi, jeśli wyrośnie w niej jeden z nielicznych drapaczy chmur, wybudowany z polskiego kapitału, którego „właścicielem” będą znani z imienia i nazwiska warszawiacy.
Dwie wieże przy ulicy Srebrnej niech powstaną jak najszybciej i niech urosną do rangi symbolu Warszawy. Dziennik budowy już zaczęła pisać „Gazeta Wyborcza”. Jest nadzieja, że każdy dzień i każda faktura zostanie w niej opublikowana. Jarosław Kurski mógłby zostać rzecznikiem prasowym budowy i każdego dnia na pierwszej stronie ogłaszać myśli pesymisty wieszczącego rozmaite katastrofy związane z powstawaniem „wieży Kaczyńskiego”.
A przy okazji mógłby sięgnąć do archiwum „Gazety Wyborczej” i przypomnieć sobie i czytelnikom parę faktów z historii. Po pierwsze – przydział papieru dla „Gazety”, uchwalony przy Okrągłym Stole. Wówczas dziennik ten był powodem dumy Polaków wydobywających się z systemu komunistycznego zniewolenia. Znaczek Solidarności na winiecie symbolizował, że to jest medium wszystkich Polaków kochających wolność.
Następnie polecałbym artykuł Adama Michnika z czasów kampanii prezydenckiej w 1991 r., w którym redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” straszył czytelników prymitywnym dyktatorem i nacjonalistą Lechem Wałęsą, wyrażając obawy, że jeśli „potwór z Gdańska” wygra, to znowu nad ranem, zamiast roznoszących mleko, do drzwi mogą zapukać funkcjonariusze SB. Może wtedy redaktorzy „Gazety” przypomnieliby sobie, dlaczego kolejne grupy czytelników i autorów odpadały, zamieniając chęć czytania w osobistą niechęć.
Dla zrozumienia tego, co się dzieje dzisiaj, należałoby przypomnieć, kto, kiedy i przed kim zamykał drzwi, postponując i wykluczając z publicznej debaty. Wtedy okaże się, dlaczego wspólna sprawa, jaką była wolna Polska, została zamieniona we wzajemną niechęć, a w końcu w to, co mamy w tej chwili.
Poprosiłbym też redaktorów z „Gazety Wyborczej”, by przypomnieli sobie debatę telewizyjną Jarosława Kaczyńskiego z Adamem Michnikiem z roku 1990 i zrobili kwerendę materiałów o liderze Prawa i Sprawiedliwości, z całą gamą inwektyw pod jego i jego zwolenników adresem. Taka praca przydałaby się nam wszystkim.
Gdyby udało się pod kątem tworzenia wizerunku wroga sumiennie przejrzeć archiwum GW, to w wybudowanej „wieży Kaczyńskiego” mogłoby powstać Muzeum Mowy Nienawiści. Kustoszem i przewodnikiem po takim muzeum mógłby zostać Jarosław Kurski lub inny z zasłużonych redaktorów „Gazety Wyborczej”. Ów kustosz każdemu zwiedzającemu wyjaśniałby na wstępie: – To wszystko wina Kaczyńskiego, największego potwora, jakiego poznano przy ulicy Czerskiej.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com
Choć to sędzia namawiał dziennikarza do walki z rządem, nie sędzia, lecz dziennikarz został ukarany grzywną! 3 tys. złotych dziennikarz musi zapłacić za opisanie upolitycznionego sędziego.
Trzy lata temu Wojciech Biedroń przygotował prowokację, w której sędzia Wojciech Łączewski, autor m.in. wyroków na min. Mariusza Kamińskiego, za pośrednictwem Twittera nawiązał prywatną korespondencję z – jak był przekonany – Tomaszem Lisem, i namawiał go do przyjęcia nowej strategii w politycznej walce z rządem.
We wtorek (12 lutego) sąd skazał Wojciech Biedronia na podstawie art. 212 Kodeksu karnego, czyli za zniesławienie, na grzywnę. Wyrok jest prawomocny, choć – jak uważa dziennikarz tygodnika „Sieci” – niesprawiedliwy. W Poranku Radia WNET wyjaśnia, dlaczego tak sądzi.
Po trzech latach okazuje się, że jedyną osobą skazaną jestem ja sam. Przez ostatnie trzy lata rzeczywiście opisywałem tę historię, docierałem do nowych informacji i będę robić to nadal. Uważam, że sędzia Łączewski jest człowiekiem, który mija się z prawdą (…) Co ciekawe, w ciągu trwającego przewodu sądowego sądy potwierdzały tezy zawarte w moich artykułach – mówi.
Sąd przyznał rację ustaleniom Wojciecha Biedronia, że sędzia Wojciech Łączewski odpowiada za korespondencje na Twitterze i naprawdę chciał się spotkać z red. Tomaszem Lisem. Podstawą do wydania wyroku skazującego było użycie przez dziennikarza określenia, że przeciwko sędziemu Łączewskiemu toczy się postępowanie dyscyplinarne. Tymczasem to nie było postępowanie dyscyplinarne, a… postępowanie wyjaśniające.
Jak zauważa Wojciech Biedroń, trzeba pamiętać, że był to proces przeciwko niezwykle wpływowemu i popularnemu sędziemu, który cieszył się wielką popularnością wśród części środowiska sędziowskiego toczącego walkę z dzisiejszym rządem:
Kiedy sprawa się rozpoczynała, sędzia Łączewski zgłosił takich świadków, od których wtedy zależała niejedna kariera sędziowska. Byli wśród nich członkowie KRS-u, prezesi ważnych polskich sądów. Miałem poczucie, że od początku do końca nie miałem najmniejszych szans. Sąd traktował mnie w sposób obrzydliwy. Zachowanie sędziów pierwszej i drugiej instancji było ohydne. Ma się nieodparte wrażenie, że to są procesy polityczne.
Teraz Biedroń zastanawia się nad odwołaniem do Trybunału Konstytucyjnego. – Jest to jedna z koncepcji, którą rozważamy. Trzeba w końcu pochować ten komunistyczny relikt, jakim jest artykuł 212 – mówi.
Nieufność wobec rządzących jest w Polsce uzasadniona, bo wielokrotnie zawodziliśmy się na umiłowanych przywódcach. Jednak dowodem na uczciwość rządu PiS są huraganowe ataki ze wszystkich stron.
Jan Martini
„Rząd nie robi nic”
Motto: „Nie wyobrażam sobie coś bardziej obrzydliwego niż rządy Prawa i Sprawiedliwości” (Jerzy Urban. Pisownia oryginalna)
W 1981 roku pracowałem w Zarządzie Regionu NSZZ „Solidarność” w Koszalinie. Jako przewodniczący Komisji Informacji, Oświaty i Kultury zajmowałem się wyłącznie informacją – oświata i kultura musiały poczekać na spokojniejsze czasy, które nie nastąpiły. W mojej gestii było zorganizowanie sztandaru regionu, z czego ciągle nie miałem czasu się wywiązać i byłem notorycznie „rozliczany” na każdym zebraniu zarządu. Bo w sąsiednim regionie słupskim mieli już poświęcony sztandar, na który przysięgę złożył przewodniczący – zresztą tajny współpracownik SB. Spotykałem często gniewnych robotników („co wy tam k…wa robicie w tym zarządzie, pierdzicie w stołki”). A my padaliśmy ze zmęczenia. Teleks wypluwał stosy „makaronu”. Trzeba było zredagować biuletyn, wydrukować, złożyć, popakować (ci, co to robili, wiedzą, jaka to robota), rozwieźć do zakładów pracy i wysłać w „teren”, dostarczając o określonej godzinie na dworce PKS i PKP. Dlatego rzadko jestem skłonny zarzucać komukolwiek opieszałość czy brak działania.
Jaki jest rząd PiS-u, każdy widzi. Autorytaryzm, arogancja, bezczynność, chciejstwo, chwiejstwo, fiskalizm, frymarczenie, imposybilizm, impotencja, indolencja, kolesiostwo, misiewiczostwo, nepotyzm, niekompetencja, nieudolność, nieuctwo, niezdecydowanie, opieszałość, prywata, rozdawnictwo, uległość, tchórzostwo, zamordyzm, zaniechanie – to (w kolejności alfabetycznej) najczęściej spotykane zarzuty pod adresem rządów „dobrej zmiany na gorsze”.
Jest też całkiem prawdopodobne, że w rządzie są osoby pracujące dla „suwerena zewnętrznego”, bo to długa tradycja w polskich dziejach. Jednak nie można zapominać o kilku sprawach, które udało się rozwiązać znienawidzonym przez postępowy świat „populistom-pisiorom”.
Po pierwsze: spółki skarbu państwa pod kierownictwem „kolesi i Misiewiczów” przynoszą zysk, zamiast tradycyjnych strat. Po drugie: zdołano przyhamować gwałtowne zmniejszanie się liczby polskich obywateli. Mówił o tym na poznańskim wykładzie statystyk demograf, prof. Paradysz, według którego pozytywny wpływ programu 500+ na demografię jest wyraźny. Przyrost urodzeń ok. 20 tys. może się wydawać nieduży, ale jest to odwrócenie trendu – fakt w dłuższej perspektywie bardzo istotny. Na demografię korzystnie zadziałać też może obniżenie wieku emerytalnego (niepracująca babcia to skarb dla potencjalnej matki). Po trzecie: dzięki polityce historycznej odzyskaliśmy swoją godność – Polska już nie jest „brzydką panną bez posagu”, która „straciła okazję, by siedzieć cicho”. Typowy dla krajów postkolonialnych upokarzający rozziew między najbogatszymi a najuboższymi uległ zmniejszeniu. Po czwarte: demokracja może zostać umocniona, gdyż jej solą jest klasa średnia posiadająca własność, a dzięki uwłaszczeniu lokatorzy-najemcy staną się „obywatelami” (w pierwotnym znaczeniu obywatelem był posiadacz nieruchomości). Po piąte: bezczelne okradanie Polaków zostało ukrócone. Działający na zlecenie zewnętrzne lobbyści – zwyczajowo panoszący się w organach państwa – muszą się mitygować. Odzyskaliśmy kawałek suwerenności, gdyż jej miarą jest możliwość korzystania z efektów własnej pracy bez konieczności dzielenia się z „patronem”.
Jak to bywało w przeszłości, może posłużyć przykład nieco już zapomniany – „kontraktu jamalskiego”. Specjalista od budowy gazociągów inż. W. Michałowski nazwał ten kontrakt „przekrętem stulecia” (jeszcze nie znał późniejszych afer) i zwrócił uwagę na zapomniany aspekt „wydarzenia smoleńskiego”: „26 marca 2010 roku zespół ekspertów złożył w kancelarii Lecha Kaczyńskiego dokument, który pokazuje, że pakiet porozumień gazowych z Rosją został zawarty z ewidentną szkodą na rzecz polskiego obywatela, że posiadał fundamentalne błędy prawne, że nie pobieramy opłaty za tranzyt (przestrzeń tranzytowa jest jednym z bogactw naturalnych). Europejskie stawki za tranzyt gazu wynosiły wówczas 2,75 $ za 1000 metrów sześciennych przepchnięcia na odległość 100 km. Długość rury od Krowiarek do granicy niemieckiej – 682 km. Miało być przetłaczane do 65 mld metrów sześciennych. Mogło być ok. miliarda dolarów rocznie. Prezydent Kaczyński nie mógł inaczej postąpić, jak tylko anulować porozumienie i wykupić odcinek polski gazociągu. Ale 10 VI 2010 stało się to, co się stało. (…) Polscy negocjatorzy dostali 110 mln $ prowizji za taki kształt porozumień gazowych, że w punkcie nr 5 zostało napisane »Polska gwarantuje swobodny tranzyt gazu«”. Mimo znacznie zawyżonej ceny premier Tusk określił ten kontrakt jako „korzystny dla Polski i Polaków”.
Wydawać by się mogło, że bardzo dobre wyniki gospodarcze powinny działać uspokajająco na nastroje społeczne, które jednak nie poddają się racjonalności. Tylko działaniem emocji można wytłumaczyć wyniki ostatnich wyborów w takich miastach jak Elbląg czy Świnoujście. Miejscowy elektorat powinien wiedzieć, że w wypadku odsunięcia PiS od władzy nie powstanie przekop Mierzei Wiślanej ani tunel na wyspę Uznam (połączenie Świnoujścia z Niemcami nie wymaga tunelu). O tym, że wyniki gospodarcze zupełnie nie wpływają na decyzje wyborcze, przekonaliśmy się już w 2007 roku, gdy PiS stracił władzę mimo szybkiego rozwoju ekonomicznego i poprawy poziomu życia.
Jak to możliwe, że ludzie głosują wbrew swoim interesom, logice i rozsądkowi? To się nie dzieje samoistnie. Potrzebna jest mrówcza praca nad elektoratem.
Skąd się wzięła „Konstytucja! Konstytucja!”
W 1989 roku Lech Wałęsa nieopatrznie obalił komunistów, ale naród demokratycznie, w wolnych wyborach ponownie oddał im władzę w 1993 roku. Aby naród się nie rozmyślił, komuniści natychmiast przystąpili do pisania konstytucji. Zajęli się tym towarzysze sprawdzeni, najbardziej pryncypialni – A. Kwaśniewski (TW „Alek”), W. Cimoszewicz (TW „Carex”) i M. Mazurkiewicz. „Konstytucja była wynikiem kompromisu między rządzącą koalicją SLD-PSL a demokratyczną opozycją skupioną wokół UW pod kierownictwem B. Geremka” – pisała ulubiona publicystka salonów – Janina Paradowska. Opisała ona też kilku posłów najbardziej zasłużonych przy pracy nad konstytucją. Jednym z nich był Marek Borowski, którego określiła jako błyskotliwego (jak tu nie być błyskotliwym, będąc bratankiem Jakuba Bermana). Paradowska wymieniła też parlamentarzystę Jerzego Madeja (UW), który „usuwał rusycyzmy i poprawiał interpunkcję” (autorzy wyssali rusycyzmy z mlekiem matki, a interpunkcja polska trudną jest).
Przezornie nie określono progu frekwencyjnego i przy niedużej frekwencji, z niewielką przewagą głosów przeforsowano konstytucję. Niezawisły, ale zaprzyjaźniony Sąd Najwyższy uznał referendum za ważne. Propozycję, aby w tym samym referendum poddać pod głosowanie drugi projekt, autorstwa Solidarności, odrzucono mimo 2 mln podpisów. W konstytucji wyjątkowo długi fragment poświęcono sądownictwu, uznając „nadzwyczajną kastę” za gwaranta „mocy i trwałości” uprzywilejowanej pozycji komunistów. Ustawa zasadnicza zawiera wiele nieścisłości i luk pozostawiających interpretację sędziom (sędzia Kamińska: „w końcu i tak my będziemy wydawać wyroki”).
Aby „było tak, jak było” i w myśl zasady „raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy”, sędziowie mieli być niezależni, nieusuwalni, niewybieralni i nieodpowiadający przed nikim. Ale konstytucja nie uchroniła komunistów przed utratą władzy, gdy Rywin przyszedł do Michnika z propozycją: „jest koszerny interes do zrobienia”.
Medialny zamach stanu
Dla ciemnych sił kontrolujących sytuację w Polsce niespodziewane dojście do władzy PiS-u i zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego w 2005 roku było wypadkiem przy pracy. Siły te prawdopodobnie uwierzyły w produkowane przez siebie sondaże, co uśpiło ich rewolucyjną czujność. Można sobie wyobrazić popłoch i powołanie sztabów kryzysowych w paru stolicach. W centrali na Łubiance z pewnością nastąpiły dymisje funkcjonariuszy odpowiedzialnych za „bliską zagranicę”, a nowa zmiana ze zdwojoną energią zabrała się do „naprawiania szkód”. Na ten cel uruchomiono ogromne sumy – w samej TVN wydano 4 miliardy zł w czasie antenowym do walki z PiS-em. Niemal każdy mieszkaniec ziemi został poinformowany o „zbrodniach kaczyzmu”.
Pewien Brazylijczyk, dowiedziawszy się, że jestem z Polski, złożył mi wyrazy współczucia. Kiedy nie widziałem powodu, sprecyzował: „ledwo pozbyliście się komuny, a już macie faszyzm”. Nawet w Nowej Zelandii spotkałem gościa, który z troską pytał o sytuację w Polsce pod rządami „terrible twins” (strasznych bliźniaków).
Z tej mobilizacji i ogromu zaangażowanych środków nie zdawali sobie sprawy Kaczyńscy, podejmując decyzję o dymisji rządu i rozpisaniu wcześniejszych wyborów w 2007 roku. W zamyśle była to okazja do pozbycia się uciążliwych, wyniszczających nie tylko wizerunkowo, koalicjantów. Lecz nieszczęsna koalicja z LPR-em i Samoobroną była niczym w porównaniu do ryzyka rozwoju sytuacji, która się zrealizowała. Inna rzecz – nikt wtedy nie znał rozmiaru zewnętrznych umocowań Platformy Obywatelskiej. Myślano, że to nieco inna, niemal bratnia partia postsolidarnościowa. Przecież posłowie tej partii (z wyjątkiem Komorowskiego) głosowali za rozwiązaniem WSI, a poseł Karpiniuk przeprowadził zmniejszenie emerytur funkcjonariuszom SB (został za to nagrodzony zaproszeniem na wycieczkę do Katynia wraz z prezydentem Kaczyńskim). W kampanię wyborczą zaangażowano olbrzymie środki – pamiętamy te czarne bilboardy – „Rządzi PiS, a Polakom wstyd”. Pieniądze napływały z różnych kierunków i dziwnych źródeł, także pozaprawnych.
W promocję kosmopolitycznych „Europejczyków” zaangażowała się Fundacja K. Adenauera. Nawiasem mówiąc, fundacja ta wykazuje powściągliwość w ujawnianiu składu osobowego swojej polskiej filii. Na stronie internetowej FKA daremnie szukać wymaganych przez prawo informacji o jej władzach (pewien dociekliwy internauta zdołał ustalić – Mazowiecki, Bartoszewski i Komorowski), nie ma też informacji, ile pieniędzy wydaje rocznie FKA. Jedyną informacją jest wykaz kilkunastu instytucji partnerskich, m.in. Forum für Bürgerschaftliche Entwicklung in Warschau, która pod polskim adresem internetowym nosi nazwę Forum Obywatelskiego Rozwoju. Ze strony można się było dowiedzieć, że FOR rozpoczęło działalność we wrześniu 2007 r. (na miesiąc przed wyborami) i jest instytucją niezależną (!). Nie ma żadnej informacji o włożonym kapitale i o jego pochodzeniu – poza zdaniem, że „jego wyłącznym fundatorem jest prof. L. Balcerowicz”. W Radzie pod przewodnictwem fundatora jest też były minister Tadeusz Syryjczyk oraz Jan Wejchert, współwłaściciel TVN. W Komitecie Programowym FOR znajdujemy nazwiska Wł. Bartoszewskiego, A. Olechowskiego, M. Safjana, A. Zolla, J. Fedorowicza i innych postaci znanych z postępowości.
A więc na krótko przed wyborami zatroskany o Polskę Balcerowicz wyłożył własne pieniądze na niezależną, bezpartyjną i apolityczną kampanię „Zmień kraj. Idź na wybory”.
Na stronie FOR zamieszczony był raport o przebiegu kampanii. Raport informuje, że dla odsunięcia PiS od władzy powołano koalicję »21października.pl«. W biurach koalicji były produkowane i rozpowszechniane brutalne „antykaczystowskie” hasła („Skończyliśmy kwakać ze wstydu przed całym światem”, „Wybory w Polsce, kraju kaczorów”). Organizatorami koalicji byli: Forum Obywatelskiego Rozwoju – FOR, Fundacja im. Stefana Batorego, Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Stowarzyszenie Agencji Reklamowych, Związek Firm Public Relations, Instytut Spraw Publicznych, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Fundacja dla Wolności, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Stowarzyszenie Szkoła Liderów, Forum Inicjatyw Pozarządowych, Fundacja Projekt: Polska oraz Parlament Studentów RP. W skład koalicji weszło również około 150 innych organizacji pozarządowych z całej Polski. W ramach kampanii – pisze dalej omawiany Raport – „przygotowano reklamy telewizyjne, radiowe i prasowe, które bezpłatnie emitowały największe stacje telewizyjne (TVP, TVN, TVN 24, Polsat) i telewizje adresowane do młodzieży (MTV, Viva), rozgłośnie radiowe (Polskie Radio, Radio Zet, RMF, TOK FM), dzienniki (»Dziennik«, »Fakt«, »Gazeta Wyborcza«, »Przegląd Sportowy«), tygodniki (»Newsweek«, »Gala«, »Angora«), wszystkie dzienniki regionalne oraz portale internetowe (Wirtualna Polska, Gazeta.pl, Onet.pl, O2). W pozyskiwaniu bezpłatnych emisji i publikacji bardzo pomogły firmy zrzeszone w PKPP Lewiatan, domy mediowe – Universal McCann i CR Media oraz członkowie Związku Pracodawców Prywatnych Mediów. W przygotowaniu strategii uczestniczyły firmy DDB, Satchi&Satchi oraz MillwardBrown SMG/KRC. Hasła kampanii oraz wszystkie kreacje bezpłatnie zaprojektowała agencja reklamowa PZL”.
Celem koordynowanej przez FOR kampanii było maksymalne zwiększenie frekwencji w grupie młodych wyborców, ustalono bowiem, że dwudziestolatkowie są grupą najsilniej popierającą PO. Na pozornie neutralne politycznie mobilizowanie młodych wyborców wydatkowano olbrzymie sumy. Raport o kampanii podaje: „poparcie dla działań koalicji zgłosiło prawie 300 instytucji non-profit, mediów lokalnych, portali internetowych, szkół oraz innych instytucji. Dla potrzeb kampanii wydrukowane zostały plakaty oraz naklejki, które zostały rozesłane do ponad 700 szkół w całej Polsce”. Strategię „apolitycznej” kampanii profrekwencyjnej opracowano na podstawie badań prowadzonych przy Instytucie Nauk Politycznych PAN dzięki środkom m.in. Fundacji Batorego, Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, ale także dzięki pomocy z Niemiec (Wissenschaftszentrum Berlin für Sozialforschung).
Ogłoszony na stronie FOR raport zdradza, że elementem kampanii były również działania zniechęcające do udziału w głosowaniu osób starszych („zabierz babci dowód”). Wynik wyborów potwierdził założenia kampanii zaprojektowanej przez koalicję »21 października«. W raporcie czytamy: „3 mln wyborców, którzy zagłosowali pod wpływem kampanii, pokrywają się prawie całkowicie z wielkością grupy docelowej kampanii”.
Rewelacje zawarte w raporcie o kampanii „Zmień kraj. Idź na wybory” porażają – propagandziści ze sztabu Balcerowicza i Smolara sami zdefiniowali wybory 21 października jako medialny zamach stanu.
Tymczasem PiS, niemal kompletnie pozbawiony kanałów komunikacji ze społeczeństwem, nie miał możliwości przeciwstawienia się czarnemu pijarowi czy propagowania własnych dokonań. Klęska wyborcza była nieunikniona, a wraz z odsunięciem PiS-u od władzy została uruchomiona sekwencja złowrogich zdarzeń, czego uwieńczeniem była katastrofa smoleńska. „Zneutralizowanie” niemal całej elity politycznej (i wszystkich wykształconych w USA generałów) miało być „kropką nad i” – ostatecznym rozwiązaniem „kwestii polskiej” (niem. „endlosung”). Miesiąc po tej tragedii w organie putinowskiej „Naszej Rosji” napisano: „Moskwa powinna teraz maksymalnie wykorzystać czas, który ma do dyspozycji, by sprawić, aby korzystne zmiany w stosunkach z Warszawą stały się nieodwracalne”. „Wydarzenia z 7 i 10 kwietnia 2010 stały się punktem zwrotnym w relacjach między naszymi państwami. To, co się wydarzyło na wiosnę 2010 roku, jest szansą”. Efekt był odwrotny od zamierzonego – nastąpiła wielka mobilizacja Polaków i po pięciu latach środowiska niepodległościowe uzyskały władzę.
Nieufność wobec rządzących jest w Polsce uzasadniona, bo wielokrotnie zawodziliśmy się na umiłowanych przywódcach. Jednak twardym dowodem na uczciwość rządu PiS są huraganowe ataki ze wszystkich możliwych stron.
Warto sobie przypomnieć, że Komitet Obrony Demokracji powstał jednocześnie z powołaniem rządu – zanim rząd podjął działalność czy zdołał „złamać konstytucję”. Podobnie rzecz się ma z „naczelnikiem”, który nie wsiadł do samolotu, a którego „trzeba wszelkimi metodami zwalczać. Obmową, działaniami operacyjnymi, wprowadzaniem agentury”. To fragment instrukcji płk. Lesiaka (kolegi Kuronia – tego od „szafy”), pisany już w III RP, w latach dziewięćdziesiątych.
Mamy bogatą scenę polityczną z licznymi partiami, które różnią się programami – „wprowadzimy euro”, „zlikwidujemy IPN i CBA”, „500+ na każde dziecko”, „obniżymy podatki”, „wprowadzimy homomałżeństwa”. Ale zasadniczym programem wszystkich partii totalnej opozycji jest odsunięcie PiS od władzy.
Wszystkie te partie łączy jedność ideowa – są po prostu komunistyczne. Świadczy o tym zasada dynamicznej alokacji – przemieszcza się środki tam, gdzie są bardziej potrzebne. Ludowiec może przejść do socjalistów, chadek do liberałów, a jak poszperać, to zawsze wyjdzie jakiś płk Mazguła. Nawet już się przestali maskować, o czym świadczy choćby sprawa nazw ulic w Warszawie. Dla przypomnienia fragment definicji: „Komunizm to metoda sprawowania władzy przez wąską grupę interesu. Obojętna jest instytucjonalna forma struktur; czy jest to partia, czy jest to bezpieka (lub wojsko), czy są to nieformalne i zdecentralizowane grupy o charakterze mafijnym”.
Artykuł Jana Martiniego pt. „»Rząd nie robi nic«” znajduje się na s. 6 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jana Martiniego pt. „»Rząd nie robi nic«” na s. 6 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com
Prezydent Roosevelt powiedział emisariuszowi Polskiego Państwa Podziemnego Janowi Karskiemu: – Powiesz swoim przywódcom, że Polska wyłoni się bogata, ustabilizowana. Społeczeństwo amerykańskie pomoże.
Zbigniew Berent
Nasza historia dowodzi, że kultura stanowi nie tylko o bogactwie narodu, ale także, a może przede wszystkim, o jego sile i autonomii. Naród rozwija się i kształtuje dzięki kulturze i dla ochrony jej wartości ma prawo do suwerenności i niepodległości. Dla republikanina być wolnym oznacza nie pozostawać pod niczyją dominacją, nie być zależnym od niczyjej woli i presji. (…)
Amerykanie są zadowoleni z tego, że są Amerykanami. Kolejnym czynnikiem wyróżniającym ten naród jest amerykańskie podejście do władzy i przekonanie o tym, że władza to ludzie wynajęci do zarządzenia sprawami kraju.
Podobnie jest w Niemczech, Danii, Szwecji. Polacy też są dumni ze swojego kraju, z tego, że są Polakami. To komuniści wmówili nam, iż Polska słynęła jedynie z warcholstwa, prywaty i liberum veto. Że jesteśmy tak wielkimi nieudacznikami, że nie możemy się sami rządzić. Udało im się to poprzez fałszowanie historii. Uwypuklano porażki, pomijając sukcesy. Zatruto umysły Polaków całkowicie zindoktrynowanym obrazem I i II Rzeczpospolitej.
Tymczasem już od 1468 roku, gdy kraju Pani Ambasador USA, która poucza nas teraz o wolności, niezależności i demokracji, nie było jeszcze na mapie świata, datuje się udokumentowany polski parlamentaryzm; już wtedy powstał zalążek naszej wersji demokracji z prawem do wolności słowa i nietykalności osobistej. Niestety dopiero od niedawna zaczęło funkcjonować w przestrzeni publicznej pojęcie ‘polski republikanizm’.
Nasze wolnościowe rozwiązania ustrojowe ewoluowały, były rozwijane i korygowane w zależności od sytuacji wewnątrz kraju i sytuacji międzynarodowej. Gdy na kontynencie europejskim dominował absolutyzm, samowola władców, prześladowania religijne i polityczne, w Rzeczpospolitej funkcjonowały kardynalne zasady wolności słowa i religii. Do 1795 roku nie można było uwięzić szlachcica bez wyroku sądowego. (…)
Obecnie różne środowiska wypominają Polakom różne historie z różnych czasów, w tym z II wojny światowej. Niektóre z tych historii są zupełnie zmyślone, inne zakłamane.
Wśród wielu Polaków tzw. sprawiedliwych znaleźli się i tacy, co z Niemcami współpracowali, donosili czy wręcz ręka w rękę z nimi zabijali. Nie zmienia to jednak faktu, że polski rząd (w odróżnieniu od np. rządu Francji, Norwegii, Danii, Belgii, Holandii itd.) nigdy nie zdecydował się na jakąkolwiek formę współpracę z nazistowskimi agresorami.
Ewidentnie wstydliwe historie mają także Stany Zjednoczone i nikogo za nie nie przepraszają. W 1939 roku odesłali do Europy statek St. Louis z żydowskimi uchodźcami. Gdy w maju 1939 roku rząd Kuby nie wpuścił na swe terytorium 937 żydowskich uchodźców z III Rzeszy, niemiecki kapitan skierował statek ku wybrzeżu USA. Była to dla przybyszów ostatnia szansa na ratunek. U wybrzeży Florydy statek został jednak zatrzymany przez amerykańską straż graniczną. Wysłała ona kapitanowi komunikat „Statek St. Louis nie otrzyma zgody na cumowanie tutaj ani w żadnym innym porcie Stanów Zjednoczonych”. Po kilku tygodniach tułaczki Żydzi musieli wrócić do Europy. Decyzję o odmowie przyjęcia uciekających z Niemiec Żydów podjął ówczesny prezydent Franklin Delano Roosevelt. Uznał on ich za element niepożądany. Rzekomo kluczowa okazała się obawa, że Żydzi staną się obciążeniem dla budżetu USA. Kilkuset pasażerów St. Louis po powrocie do Niemiec zostało wkrótce rozstrzelanych lub wywiezionych do okupowanej Polski i zaduszonych gazem w Auschwitz i Sobiborze, w tym kobiety i dzieci. Tragedii tej można było uniknąć, gdyby w 1939 r. rząd USA podjął inną decyzję.
W 2011 r. grupa pasażerów St. Louis, którzy przeżyli wojnę, została przyjęta w amerykańskim Departamencie Stanu. Przyjęto ich tam bardzo uprzejmie, ale nie usłyszeli słowa, na które czekali – przepraszamy.
(…) Prezydent Roosevelt w lipcu 1942 roku powiedział emisariuszowi Polskiego Państwa Podziemnego Janowi Karskiemu: „Powiesz swoim przywódcom, że Polska wyłoni się bogata, ustabilizowana. Społeczeństwo amerykańskie pomoże. Jest przyjazne twojemu krajowi. Powiesz swoim przywódcom, że wasze granice ulegną zmianie, na wschodzie na korzyść Rosji. Marszałek Stalin się tego domagał. Te zmiany nie będą duże, ale należy pomóc marszałkowi Stalinowi uratować twarz i ja to zrobię. Polacy dostaną odszkodowanie na północy i na zachodzie (…)”. A po chwili: „Powiesz także swojemu narodowi, że ma w tym domu przyjaciela”. (Odpowiedź Roosevelta – cytowaną „słowo w słowo” – przekazuję na podstawie zapisków Macieja Wierzyńskiego (Emisariusz. Własnymi słowami, PWN 2010).
Podstawowym celem wizyty Jana Karskiego w Waszyngtonie było poinformowanie prezydenta USA o masowej eksterminacji narodu żydowskiego na ziemiach polskich. Podczas 1,5 godzinnej rozmowy prezydent Roosevelt pytał o wiele spraw z okupowanej Polski, o organizację ruchu oporu, o sytuację polskich dzieci, ale sprawę żydowską pomijał i pomniejszał, jakby go nie interesowała.
Nasz amerykański przyjaciel z pewnością myślał globalnie. Czyżby dlatego nie okazał szczególnej empatii dla eksterminowanych Żydów? Stany Zjednoczone od II wojny światowej są żarliwymi adwokatami narodu żydowskiego. Często zabierają głos w ich obronie. Jednak gdy miały możliwości pomocy Żydom przed i w trakcie II wojny światowej, nie skorzystały z niej. Czy dlatego, że do 1947 roku sprawa żydowska nie była z punktu widzenia geopolityki istotna? (…)
Oficjalnie prasa kontrolowana przez Franklina Delano Roosevelta i jego przyjaciół oburzała się „postępem faszyzmu w Europie”. Tymczasem ówczesny prezydent sam był beneficjentem spekulacji dokonywanych na niemieckiej marce od 1922 roku.
Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska mogłaby pouczać o demokracji” znajduje się na s. 13 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Felieton Zbigniewa Berenta pt. „Polska mogłaby pouczać o demokracji” na s. 13 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com