Uniewinnić dwutlenek węgla. O CO2 powinno się mówić tylko jako o świadku w sprawie, a nie jako o podejrzanym

Aby zohydzić ludziom dwutlenek węgla, dokonano nieuczciwych zabiegów socjotechnicznych powiązania go w świadomości społecznej z trującym tlenkiem węgla, śmierdzącym smogiem i z globalnym ociepleniem.

Jacek Musiał, Karol Musiał

Od dawna wiadomo, że naciągacze lubią żerować na ludzkich lękach, zatem naukowcy-futurolodzy stworzyli na zamówienie katastroficzny obraz świata, wskazując, jakoby winowajcą był dwutlenek węgla. Na podstawie starych hipotez naukowców stał się on głównym oskarżonym o powodowanie globalnego ocieplenia. Teoria globalnego ocieplenia wywołanego CO2 nawiązuje do hipotez z lat 70. ubiegłego wieku i starszych, a wraz z rozwojem technik cyfrowych zyskała potężną nadbudowę w postaci tysięcy pięknie prezentujących się prac.

Dziś praktycznie już nikt za wiele się nie zastanawia, czy wyjściowe modele powstałe ponad pół wieku temu były prezentowały prawdę, czy nie. Tym bardziej, że obecnie mają służyć dwom konkretnym celom – wyparcia węgla przez lobby paliw płynnych i energetykę jądrową oraz ściągnięcia z obywateli dodatkowego podatku, tak pożądanego przez wszystkie pazerne rządy świata.

Aby zohydzić ludziom dwutlenek węgla, dokonano nieuczciwych zabiegów socjotechnicznych powiązania go w świadomości społecznej z trującym tlenkiem węgla, ze śmierdzącym smogiem oraz ze wspomnianym globalnym ociepleniem. Pomimo istnienia już chyba 10 tysięcy prac naukowych na temat globalnego ocieplenia, proces skazania CO2 można bezwarunkowo nazwać poszlakowym, zaś o CO2 powinno się mówić tylko jako o świadku w sprawie, a nie jako o podejrzanym. Wspomniana ilość prac nie dowodzi winy – jakoby wzrost globalnego ocieplenia obserwowany w ostatnich latach był istotnie skutkiem zwiększenia emisji CO2 przez człowieka. Warto wiedzieć, że ilość prac naukowych nie przesądza o czyjejś winie lub niewinności. Podobnie na podstawie ilości prac naukowych opisujących różne religie nie można wnioskować o prawdziwości lub nieprawdziwości jakiejś religii. (…)

W procesie uniewinniającym należy przede wszystkim oddzielić od siebie, jako niezależne cztery tematy, dwutlenek węgla CO2, tlenek węgla CO, smog oraz globalne ocieplenie, a także podjąć przynajmniej niektóre spośród poniższych działań:

1) powołać się na zastrzeżenia zawarte w pracach naukowych i opiniach samych autorów tych teorii; 2) znaleźć błędy w opracowaniach naukowych, np. IPPC Raport 5 lub wcześniejszych pracach, na podstawie których Raport konstruował swoje teorie i dalsze modele; 3) pokazać, że na podstawie najbardziej znanego Raportu IPCC nie można jednoznacznie wskazać winy antropogenicznego CO2; 4) wykazać konflikt interesów naukowców biorących udział w tym przedsięwzięciu; 5) wskazać innego lub innych potencjalnych winowajców obserwowanego wzrostu temperatury Ziemi, bądź to pośród zjawisk naturalnych, bądź działalności antropogenicznej innej aniżeli uwolnienie przez człowieka CO2, lub koincydencji takich czynników.

Cały artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Uniewinnić dwutlenek węgla” znajduje się na s. 17 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Uniewinnić dwutlenek węgla” na s. 17 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Osiedle Piaski w Czeladzi. Historia najatrakcyjniejszego architektonicznie osiedla robotniczego w Zagłębiu Dąbrowskim

Zespół urbanistyczny składał się ze 160 domów mieszkalnych i użytkowych o kilkunastu typach zabudowy, zaopatrzonych w piece kaflowe, wodociągi, oświetlenie elektryczne oraz lokalny system kanalizacji.

Anna Binek-Zajda

Zdjęcia: Krystian Niedbał

Nieodzownym elementem dobrze prosperującej kopalni, szczególnie na terenie znacznie oddalonym od właściwego organizmu miejskiego, gdzie przemysł nie posiadał odpowiedniej infrastruktury, było osiedle przeznaczone dla załogi i usytuowane w bezpośrednim sąsiedztwie macierzystego zakładu, co było zresztą zgodne z panującymi wówczas tendencjami. Powszechność zastosowania takiego rozwiązania wypływała, pomijając filantropijne założenia, głównie z dążenia do zatrzymania wykwalifikowanej kadry robotniczej na miejscu, jak i trwałego związania jej z pracodawcą, minimalizując przy tym fluktuację oraz braki kadrowe, co przekładało się na większe zyski z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej.

Ulica 3 kwietnia. Pierwsze domy robotnicze z końca XIX wieku

Organizacja przestrzeni osiedla patronackiego na Piaskach rozpoczęła się w roku 1882 budową pierwszych wielorodzinnych domów robotniczych. Symetryczny zespół 16 ceglanych, dwukondygnacyjnych budynków pokrytych dwuspadowym dachem, usytuowany kalenicowo względem nowo założonej ulicy (dziś noszącej miano najstarszej) został uzupełniony o przynależne do każdego z mieszkań pomieszczenia gospodarskie do drobnej hodowli zwierząt. Zgrupowane po trzy, formowały w ten sposób niewielką budowlę, odznaczającą się oryginalną formą uzewnętrznioną przez rodzaj drewnianej altany z dekoracją snycerską.

Na początku XIX wieku oddano do użytku lokale wyróżniające się wysokim standardem i przeznaczone dla najwyższej kadry zarządzającej zakładu górniczego, następne służące rodzinom robotniczym oraz pracownikom nadzoru, a także gmachy o charakterze administracyjnym. Występujące na określonym obszarze budynki o mało zróżnicowanych bryłach, choć nie harmonizowały ze sobą poprzez wyodrębniony styl architektoniczny, łączyła typizacja form, powtarzalność materiałów i jednakowy repertuar wykorzystywanych detali dekoracyjnych: lizen, opasek okiennych oraz drzwiowych, a także gzymsów.

Na terenie osiedla, poza obecną ulicą Sikorskiego, przy której znajdowały się otoczone ogrodami budynki odznaczające się willowym typem zabudowy i użytkowane przez członków zespołu zarządzającego, nie istniał sztywny podział na kwartały odpowiadające miejscu w hierarchii organizacyjnej kopalni „Czeladź”. O przeznaczeniu zazwyczaj decydował standard wyposażenia.

Zabudowa mieszkaniowa dla urzędników

Mieszkania dla urzędników, budowane z materiałów dobrej jakości i starannie wykończone, tworzyły: trzy–cztery pokoje, kuchnia, łazienka oraz toaleta. Średni metraż rzeczonych nieruchomości oscylował na poziomie 90 m². Natomiast powierzchnia lokali robotniczych sięgała maksymalnie 47 m². Z reguły składały się one z dwu (niekiedy trzech) izb mieszkalnych w układzie amfiladowym, z których jedna pełniła również rolę kuchni, a także z ustępu ulokowanego na zewnątrz.

Dalsza faza rozbudowy osiedla nastąpiła po I wojnie światowej. Było ono już wtedy na tyle rozwinięte, iż zarządy kopalń „Czeladź” oraz drugiej, funkcjonującej w mieście pod nazwą „Saturn”, wystąpiły z tyleż odważną, co oryginalną inicjatywą odłączenia się od miasta Czeladzi i utworzenia osobnej gminy przemysłowej. Chociaż dyrektorzy obu przedsiębiorstw niestrudzenie lobbowali w Warszawie w tej sprawie, forsowany przez nich plan nigdy nie został zrealizowany, zapewne z powodów natury prawnej. Niewykluczone także, że na przeszkodzie stanął sprzeciw władz miasta, którego dochody zostałyby w znaczącym stopniu zredukowane. Ostatni etap inwestycji zrealizowano w pierwszej połowie lat 30. XX wieku. Z czasem rozwój przestrzenny osiedla patronackiego wzbogacony został o szeroki program socjalny.

Wznoszone stopniowo ogólnodostępne budynki, kontrastujące z pozostałymi swego rodzaju indywidualnym obliczem, wydatnie urozmaicały dotychczasową kompozycję. Do 1914 r. Piaski otrzymały dwie szkoły, ochronkę dla dzieci, dom dla nauczycieli, noclegownię i jadalnię. W dwudziestoleciu międzywojennym zbudowano kolejny budynek szkolny, okazały Klub Urzędników oraz sklepy.

Dom wyższego urzędnika

Wytyczona przez francuskich decydentów polityka społeczna uwzględniała również zaopatrzenie kolonii mieszkaniowej w odpowiedni zasób terenów zielonych, wpływających na ogólną estetykę układu, lecz w głównej mierze służących załodze do wypoczynku. Szczególny wpływ na kształtowanie całości przestrzennej miała koncepcja miasta-ogrodu sformowana przez angielskiego urbanistę Ebenezera Howarda. Inspirowane wspomnianą ideą ogródki przydomowe nie tylko sprawiały wrażenie bliskości przyrody. Nade wszystko dawały możliwość uprawy roślin na własne potrzeby. Podstawowym jednak sposobem zazielenienia osiedla były szpalerowe nasadzenia drzew wzdłuż ulic. Natomiast istotne dla codzienności miejsca, niewątpliwie oddziałujące na komfort życia były ogólnodostępne duże parki.

W rezultacie trwającego prawie pięć dekad procesu inwestycyjnego powstał nad wyraz nietuzinkowy zespół urbanistyczny, cechujący się efektownym wyglądem i zachowany do współczesności w stosunkowo kompletnym stanie, składający się ze 160 domów mieszkalnych i użytkowych, spośród których można wyróżnić kilkanaście typów zabudowy; zaopatrzonych w piece kaflowe, wodociągi i oświetlenie elektryczne z sieci kopalnianej oraz lokalny system kanalizacji, 11 343 metrów bieżących ulic o trwałej nawierzchni, 12 ha parków, ogrodów i zieleńców.

Kościół pw. MB Bolesnej

Warto dodać, że kompozycja osiedla korespondowała z industrialnymi obiektami, tworząc specyficzny kod znaczeniowy dla komunikowania się z otoczeniem. Czytelność języka w ramach ukształtowanego systemu form przestrzennych wyraźnie ułatwiała identyfikację mieszkańców z miejscem zamieszkania. Występujące na jego obszarze kulturowe nakazy i zakazy, a także powinności towarzyszące codziennemu życiu integrowały zbiorowość, czyniąc ją homogeniczną wspólnotą, której rytm życia wyznaczała kopalnia.

Rzadkim przykładem patronackiego finansowania kompleksowej budowy obiektu sakralnego stanowiła świątynia pod obecnym wezwaniem Matki Bożej Bolesnej, udanie wkomponowana w osiedlową architekturę.

Potrzeby wiernych wspierane były przez francuski zarząd spółki, którego przedstawiciele, wywodzący się z katolickich środowisk, hołdowali przekonaniom o niezmienności i nienaruszalności praw naturalnych oraz boskich. Oparta na doktrynie katolickiej struktura społeczności zamieszkującej Piaski w istocie bazowała na przyjętym hierarchicznym porządku ludzi, rzeczy i wartości.

Zdjęcia są własnością Muzeum „Saturn” w Czeladzi.

Ul. Krzywa. Domy robotnicze wzniesione w latach 20. XX w.

Cały artykuł Anny Binek-Zajdy pt. „Zagłębiowski Nikiszowiec” znajduje się na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anny Binek-Zajdy pt. „Zagłębiowski Nikiszowiec” na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Naród równoległy” rozwinął się z grupy pomagierów wprowadzających „rządy mas” u boku dywizji NKWD i Armii Czerwonej

Fot. cyfrowe.mnw.art.pl, domena publiczna

ONI wyglądają tak samo jak my, mówią płynnie po polsku, śpiewają te same piosenki biesiadne, kibicują Małyszowi i Kubicy, ale jak się zachowają w hipotetycznej chwili próby, np. inwazji wrogich wojsk?

Jan Martini

Polska jest najbardziej jednolitym etnicznie i wyznaniowo krajem Europy. Tym niemniej ideowe podziały są wśród Polaków tak głębokie, że mówi się o „dwóch plemionach” określanych różnie, w zależności od „przynależności plemiennej” określającego. (…)

W Polsce 120 lat zaborów nie spowodowało większych spustoszeń mentalnych. Nawet ludzie pracujący w administracji państw zaborczych i dochodzący tam do wysokich stanowisk pozostawali Polakami i nikt nie nazwałby ich kolaborantami. Dlatego możliwa była tak szybka reintegracja podzielonych terytoriów polskich po 1918 roku. Wystarczyło jednak 40 lat PRL, by pojawili się ONI – duża grupa uprzywilejowanych „poturczeńców”, potocznie zwanych komuchami. (…)

Podział nie tylko nie zniknął wraz z upadkiem komunizmu, lecz rozrastanie się „narodu równoległego” paradoksalnie uległo wzmożeniu. W 1989 wydawało się, że ONI ulegną „zresorbowaniu” i powrócą na łono narodu jako marnotrawni synowie. Zapanuje powszechne zjednoczenie, poloneza będą wodzić Polak z Polakiem, wasz prezydent z naszym premierem. Niestety wkrótce okazało się, że rację miały wietrzące podstęp prawicowe „nienawistne oszołomy” – prezydent był rzeczywiście „wasz”, ale za to premier nie nasz. „Alek” z „Bolkiem” porozumieli się jak agent z agentem, a my przekonaliśmy się, że ci, którymi Związek Radziecki posługiwał się do utrzymania swojego panowania nad Polską, wyszli na tym dobrze. To ludzie, którzy „nie płakali po papieżu” i opowiadali dowcipy o kaczce po smoleńsku. Kuba Wojewódzki jest im autorytetem, a biblią Wyborcza. (…)

W etnicznie jednolitej Polsce wytworzyła się nowa mniejszość. Bo ONI są mniejszością, choć dysponują większością majątku narodowego. I stwarzają wszystkie zagrożenia, jakie sprowadza fakt istnienia licznej, wpływowej i nieprzyjaznej mniejszości. To z nich wyrasta agentura wpływu – wszyscy ci, o których wspominał ambasador Rosji, mówiąc: „W Polsce mamy wielu przyjaciół”. Wielotysięczna armia agentów wpływu odpowiednio rozstawionych w polityce, wojskowości, gospodarce, mediach, sądownictwie, nauce, kulturze, nawet w Kościele, ma zasadniczy wpływ na utrzymywanie Polski w stanie znacznej zależności od zewnętrznych ośrodków sterujących. ONI wyglądają tak samo jak my, mówią płynnie po polsku, śpiewają te same piosenki biesiadne, kibicują Małyszowi i Kubicy, ale jak się zachowają w (hipotetycznej) chwili próby, np. inwazji wrogich wojsk? Będą z nami, czy znajdą swoją szansę w pomocy agresorom?

Cały felieton Jana Martiniego pt. „III RP obojga narodów” znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „III RP obojga narodów” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Dublin – 1 marca 2019 -W gronie gości: Ernest Bryll, Alex Sławiński, Jan Czachor, Piotr Słotwiński, Kuba Grabiasz

W piątkowe przedpołudnie w Radiu WNET, tradycyjnie informacje z Irlandii i Wielkiej Brytanii. Wywiady, analizy, przeglądy prasy, reportaże oraz korespondencje z różnych zakątków Irlandii i Anglii.


Prowadzenie: Tomasz Wybranowski i Tomasz Szustek (gościnnie)

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin)

Realizacja: Karol Smyk (Warszawa)

Produkcja: Katarzyna Sudak i Studio 37 Dublin


Piątkowe Studio Dublin, 1 marca 2019 roku, rozpoczął przegląd prasy. Tomasz Szustek i Tomasz Wybranowski omawiali artykuły i relacje dziennikarzy „The Irish Times” i „Irish Independent”. 

 

Irlandzka marynarka wojenna zatrzymała u wybrzeży Dundalk dwa północnoirlandzkie irlandzkie trawlery.  Rybacy z Irlandii Północnej mieli naruszyć wody terytorialne Republiki Irlandii i nielegalnie odławiać kraby, homary i trąbiki.  Zatrzymanie dwóch północnoirlandzkich okrętów kutrów potępił, jako „dość oburzające”,  zastępca Arlene Foster, liderki partii DUP, Nigel Dodds.  Czyżby to początek małych uszczypliwości w przededniu Brexitu?

 

Kościół pod wezwaniem św. Michana w Dublinie. Fot. Studio 37.

W poniedziałek,  jako pierwsi w Polsce, na antenie Radia WNET poinformowaliśmy, że w dublińskim anglikańskim kościele pod wezwaniem św. Michana zbeszczeszczono szczątki doczesne pochowanych w krypcie świątyni. Sprawca profanacji świątyni ukradł także głowę ośmiusetletniej mumii, którą popularnie nazywamy w Dublinie „krzyżowcem”. W Studiu Dublin ciąg dalszy doniesień na ten temat.

 

 

Ernest Bryll. Rysunek: Katarzyna Sudak.

Irkandzka Polonia tęskni do nowego ambasadora Rzeczpospolitej Polskiej, którego… wciąż nie ma. Ale od czego Radio WNET i Studio Dublin.

Ernest Bryll, jeden z poetyckich mistrzów wspomina swoje irlandzkie czasy, jako ambasador Polski na Szmaragdowej Wyspie.

 

 

Kuba Grabiasz, nasz ekspert od sportów galickich podsumował kolejną kolejkę rozgrywek o Puchar Sześciu Narodów w rugby.

Tym razem reprezentacja Irlandii nie zawiodła i z Rzymu przywiozła komplet punktów, choć łatwe to nie było. Czarnym koniem turneju staje się ekipa Walii.

Kuba Grabiasz opowiadał także o obawach przed Brexitem zwykłych Irlandczyków, tych z Ulsteru, i tych z Republiki Irlandii. 

 

 

W kalendarium Radia WNET Tomasz Szustek powrócił do czasów “The Troubles” (czasy konfliktu zbrojnego w Irlandii Północnej w latach 70. i 80. XX wieku).

 

Mural na cześć Bobbiego Sandsa, Belfast i front pubu w Dublinie ozdobionego hasłem Bobbiego Sandsa „Naszą zemstą będzie śmiech naszych dzieci”. Fot. Pedro Layant (CC BY 2.0)(lewe) i archiwum Studio37(prawe)

1 marca 1981 roku, Bobby Sands rozpoczął strajk głodowy w więzieniu Maze. 

Bobby Sands pochodził z irlandzkiej rodziny, urodził się 1954 roku, miał jeszcze troje rodzeństwa, i wszyscy razem mieszkali w miejscowościach, gdzie katolicy byli mniejszością i spotykali się – jako to Irlandczycy i katolicy- z prześladowaniami, oczernianiem i innymi przejawami niechęci. Te negatywne zjawiska pogłębiły się w latach 60tych.

Co prawda, w zakładach pracy był mieszany personel, ale często kończyło się tak jak w przypadku Bobbiego Sandsa, który poszedł po ukończeniu szkoły podstawowej, do szkoły którą można by porównać z polskim technikum, i rozpoczął także praktyki zawodowe w zawodzie tapicera.

 

W trakcie tych praktyk często spotykał się właśnie, z przytykami, nękaniem ze strony swoich kolegów praktykantów, czymś co dzisiaj nazywa się bullyngiem. Jako, że chciał nauczyć się dobrego zawodu, przez ponad rok ignorował, jak opowiadali jego koledzy, te zaczepki, nie wdawał się w dyskusje i utarczki słowne.

Działo się to aż do momentu, kiedy pewnego dnia, gdy wychodził po praktykach do domu, został otoczony przez grupkę swoich „kolegów”- protestantów, którzy ostentacyjnie założyli emblematy ruchu lojalistów, przyłożyli mu pistolet do głowy, i kazali więcej już nie wracać jeśli chce zachować życie.

Później Bobby Sands opisuje to zajście jako moment, w którym zdecydował się, że w swojej obronie i obronie Irlandczyków obierze drogę walki zbrojnej. W tym samym roku rodzinny dom Sands-a został także zaatakowany przez tłum rozwścieczonych Brytyjczyków i cała rodzina musiała przenieść się z wrogiej im okolicy do samego Belfastu, do katolickiej dzielnicy, i tam , w wieku lat 18.

Bobby Sands wstępuje do Provisional IRA , terrorystycznej organizacji, walczącej z rządami brytyjskimi w Irlandii Pn., PIRA oddzieliła się w 1969 roku od właściwej IRA i była jedną z kilku organizacji tego typu w Ulsterze, ale dość wpływowa i liczna.

 

 

W Studiu Dublin Piotr Słotwiński, kronikarz Polonii w Republice Irlandii, dziennikarz i działacz społeczny zaprasza na specjalny bal dla dzieci i kolejne warsztaty My Little Craft. 

Na ostatnich zajęciach „Poznajemy Polskę” mali artyści odwiedzili Łódź, miasto filmu, animacji oraz włókiennictwa.

Dzieci poznały „Łódź Bajkową” i jej wybrane postacie które mają w mieście swoje pomniki, m.in. bohaterów filmów: Zaczarowany Ołówek, Dziwny Świat Kota Filemona, Przygód kilka Wróbla Ćwirka, Plastusia a także legendarnego Misia Uszatka.

W ten oto sposób polskie dzieci w Republice Irlandii zdobywają wiedzę o kraju swoich dziadków.

Piotr Słotwiński odniósł się także do tematu zbeszczenia kościoła pod wezwaniem Św. Michana i kradzieży głowy rycerza krucjat.

Przypomniał, że 22 listopada 2014 roku, wandal ściął krzyż na szczycie Carrauntoohil, najwyższym wzniesieniu Irlandii. 

 

 

W finale Studia Dublin „Londyński WNETowy Zwiad” i gorąca korespondencja Aleksandra Słotwińskiego.

Aleksander Sławiński.
Alex Sławiński, Radio WNET Londyn. Fot. archiwum Alexa Sławińskiego.

 

Szef naszego londyńskiego studia tym razem nie tylko opowiadał o coraz większym chaosie informacyjnym przed zbliżającycm się Brexitem, rezygnacji kolejnego ministra z gabinetu Teresy May, ale i o drożejących polskich artykułach żywnościowych i szczypcie kultury, co łączy Polaków i Anglików, pod dachem POSK.

 

 

 

Partnerem programu „Studio Dublin” i Radia WNET jest najpoczytniejszy portal dla irlandzkiej Polonii https://www.polska-ie.com/ Bogdana Feręca. 

 

            Produkcja Studio 37 dla Radia WNET 

Słynny językoznawca Jan Baudouin de Courtenay o kaszubszczyźnie napisał, że „jest bardziej polska niż polszczyzna sama”

Tymczasem Kaszëbskô Jednota, którą współ-założył b. prezes ZK-P po tym, jak nie uzyskał kolejnej reelekcji, głosi, że nie tylko kaszubszczyzna to odrębny język, ale Kaszubi to jakoby oddzielny naród.

Konrad Turzyński

Kiedy „Stary Fryc” w XVIII wieku odbił bratniemu państwu niemieckiemu (tzn. Austrii) ten kawał polskiej ziemi, miał świadomość, że tam żyją Polacy, a nie jakiś „naród śląski”, „ślązakowski” albo jeszcze jak ktoś chciałby go nazwać. Król nakazał (bo to jeszcze nie był etap forsownej germanizacji!) publikować dekrety dla tych ziem po polsku, a nie po śląsku (czytałem stosowny akt prawny króla prus[ac]kiego w książce Dzieje porozbiorowe Polski w aktach i dokumentach Henryka Mościckiego z 1923 r.). (…)[related id=69086]

Śląskie i pomorskie dialekty mają wiele archaicznych polskich cech językowych. Prof. Tadeusz Kotarbiński właśnie ze śląszczyzny wziął wyraz ‘spolegliwy’. A wcześniej słynny językoznawca prof. Jan Baudouin de Courtenay (1845–1929) o kaszubszczyźnie napisał, że „jest bardziej polska niż polszczyzna sama”. To widać np. w polskiej rocie przysięgi, składanej przez szlachtę (zachodnio)pomorską w 1601 r. księciu Barnimowi X z dynastii Gryfitów (już zniemczonej wtedy), bo tam większość szlachciców (poza trzema) jeszcze nie znała niemieckiego.

Także pod tym względem miał rację Roman Dmowski, a przed nim Jan Ludwik Popławski, że bez Pomorza i Śląska nie ma sensu mówić o Polsce.

Kaszubi i Kociewiacy oraz inni rodowici Pomorzanie za wierność Polsce ogromne ceny płacili, zwłaszcza pod Hitlerem. Piaśnica (po kaszubsku: Piôsznica) bywa nazywana małym Katyniem, a przecież to Katyń jest małą Piaśnicą (w samym Katyniu zamordowano tylko 20% ogólnej liczby ofiar zbrodni katyńskiej, w Piaśnicy zaś naziści zamordowali trzykroć więcej ludzi niż bolszewicy w Katyniu).

Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie utrzymuje partnerskie relacje ze Związkiem Podhalan, obie organizacje na gruncie polskim, jako patrioci jednego narodu polskiego. Tymczasem wśród Kaszubów powstał odpowiednik RAŚ. To jest Kaszëbskô Jednota – organizacja, którą współ-założył b. prezes ZK-P po tym, jak nie uzyskał kolejnej reelekcji. Oni głoszą, że nie tylko kaszubszczyzna to odrębny język (tu zdania filologów są podzielone: „certant philologi”), ale Kaszubi to jakoby (według KJ) jest oddzielny naród, nie będący częścią narodu polskiego. (…)

Co prawda, dotychczas KJ nie głosi separatyzmu państwowego, a tylko narodowy, ale ze strony jednego z członków KJ spotkałem się z poglądem, że polscy księża robili pranie mózgów Kaszubom (i tym na Pomorzu w Polsce, i tym w kanadyjskiej prowincji Ontario, osiadłym tam od 1858 r.), wmawiając im polskość. W każdym razie Kaszëbskô Jednota nie utrzymuje kontaktów ze Związkiem Podhalan, lecz z Ruchem Autonomii Śląska.

Cały artykuł Konrada Turzyńskiego pt. „Jeszcze o separatystach” znajduje się na s. 15 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Konrada Turzyńskiego pt. „Jeszcze o separatystach” na s. 15 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Prawdziwe pieniądze robi się na drogich, słomianych inwestycjach”. Sytuacje jak z filmów Barei powróciły do Poznania?

Trudno wyjść z podziwu nad pomysłowością poznańskich urzędników. Pytanie tylko, po co nam gablotki z rozkładem jazdy, gdy można by zainstalować elektroniczne tablice informacyjne na każdym przystanku.

Małgorzata Szewczyk

„Wiesz, co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości” – mówił bohater głośnego filmu Stanisława Barei sprzed blisko 40 lat, ale – jak można przekonać się w mieście nad Wartą – fraza ta niewiele straciła na aktualności. Zresztą cały obraz, poświęcony rzeczywistości PRL-u, budzi uśmiech wśród kolejnych pokoleń Polaków. Humorystyczne sceny z barów mlecznych, urzędów i sklepów, okraszone kultowymi już dziś dialogami, odzwierciedlały absurd codziennej egzystencji Polaków.

Wielu myślało, że byliśmy świadkami „czasów słusznie minionych”, tymczasem niedawno Bareja powrócił do Poznania. Bo oto stało się.

Urzędnicy stolicy Wielkopolski znowu błysnęli oryginalnością i pomysłowością. Chwilowo – zapewne – porzucono malowanie kolejnych kilometrów dróg rowerowych na rzecz… zmian szaty graficznej rozkładów jazdy autobusów i tramwajów oraz zmiany numeracji miejskich dziennych linii autobusowych.

Oto od 2019 roku poznańskie autobusy mają trzycyfrowe numery linii w miejsce dwucyfrowych. Powodem tego wiekopomnego wydarzenia jest niby coraz większa liczba linii autobusowych, których numery zbliżają się do obecnie wykorzystywanego zakresu numeracji linii tramwajowych (sic!). Dodatkowo Zarząd Transportu Miejskiego w Poznaniu zmianę motywuje numeracją linii autobusowych podpoznańskich gmin, która obejmuje kolejne „setki”. Dzięki temu system ma być bardziej przejrzysty, czytelny i zrozumiały nie tylko dla mieszkańców aglomeracji poznańskiej, ale i dla przyjezdnych.

Naprawdę nie wiem, jakie znaczenie ma mieć dla mieszkańców Poznania zmiana numeru linii autobusu na 152 w miejsce 52 czy 190 w miejsce 90, ale już skwapliwie zapowiedziano uporządkowanie numeracji linii tramwajowych. Szkoda tylko, że nie dodano, że te wspaniałe środki transportu, które najlepiej sprawdzają się w korkach, nie mają po czym jeździć, bo tory albo są w naprawie, albo linie są tak pozmieniane, że wsiadając do pojazdu, pasażerowie pytają się wzajemnie: „dokąd to jedzie?”. Smaczku całej sprawie nadaje fakt, że sam proces wymiany rozkładów jazdy na przystankach przewidziany jest… na kilka miesięcy. Przyjezdny odwiedzający po raz pierwszy ten stary gród nad Wartą na pewno więc bez problemu zorientuje się, że autobus linii 84, którego rozkład studiuje na tabliczce na przystanku, to ten sam, który podjedzie za kilkanaście minut, tyle że z tablicą wyświetlającą numer 184.

Jakby tego było mało, poznaniakom zafundowano – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu – cuda na kiju. Oto bowiem zorganizowano konferencję prasową, podczas której omówiono najnowszy cud – wandaloodporny słupek z nową szatą graficzną rozkładu jazdy.

Pierwszy taki słupek stoi w centrum miasta przy placu Wiosny Ludów, a drugi na przystanku autobusowym przy ulicy Przybyszewskiego. Słupek jest nowoczesny, estetyczny i ma gablotę. Najnowszy, „pilotażowy” słupek z tabliczką informującą o rozkładzie jazdy, ma większą czcionkę w legendzie, godziny oddzielone poziomymi paskami i – najważniejsze – przeniesiono wykaz przystanków na trasie z prawej części rozkładu na lewą!

Naprawdę trudno wyjść z podziwu nad pomysłowością poznańskich urzędników. Pytanie tylko, po co nam gablotki z rozkładem jazdy, czyli z „bardzo przybliżonym czasem przyjazdu/odjazdu”, gdy można by zainstalować elektroniczne tablice informacyjne na każdym przystanku, bo o kolejnej linii tramwajowej to tylko wiele się mówi.

I tylko wobec tej przedziwnej rzeczywistości ciśnie się na usta inny dialog z „Misia”: „Powiedz mi, po co jest ten miś?” – pytał prezes klubu „Tęcza”. „Nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta”. I dodawał: „Prawdziwe pieniądze robi się na drogich, słomianych inwestycjach”.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Miś na miarę 2019 roku” znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Miś na miarę 2019 roku” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Śląsk 1918/1919 przed powstaniami. Przygotowania do zbrojnego przyłączenia Śląska do Polski – i przeciwdziałanie Niemców

W listopadzie 1918 na koszarach i ratuszu powiewał czerwony sztandar. Wtedy to powstał plan przejęcia kierownictwa w Radzie przez Polaków i rozpoczęcia ruchu zbrojnego, by przyłączyć Śląsk do Polski.

Jadwiga Chmielowska

W listopadzie 1918 r. Niemcy były zrewoltowane. Hasła rewolucji październikowej trafiły na podatny grunt w demobilizowanej armii po przegranej wojnie. Ruch komunizujący dotarł także na Górny Śląsk. Naoczny świadek tak opisuje dzień 10 listopada 1918 r. w Bytomiu: „Koło południa lotem błyskawicy rozeszła się po mieście wiadomość, że następnym pociągiem wrocławskim przybędzie do Bytomia brygada marynarzy z Kilonii, która w garnizonie bytomskim dokona właściwego przewrotu. Wieść tę roznosili po mieście agitatorzy niemieckiej partii socjalistycznej, żeby wśród mieszkańców szerzyć postrach i niepokój”. Na budynku koszar wojskowych i ratuszu powiewał czerwony sztandar. Wtedy to powstał plan przejęcia kierownictwa w Radzie przez Polaków i rozpoczęcia ruchu zbrojnego, by przyłączyć Śląsk do Polski.

Niestety dwóch Polaków odmówiło przyjęcia funkcji w Radzie – zrobili miejsce innym, którzy, mimo że nosili polskie nazwiska, mieli „duszę niemiecką – spartakusowską”. Plan nie wypalił. Jest to przykład grzechu zaniechania i postawy „są ode mnie godniejsi” lub „dlaczego właśnie ja – niech inni to robią!”. Skutki opłakane.

Także w listopadzie dwaj proboszczowie: Paweł Brandys z Dziergowic – powiat kozielski – i ks. Banaś z Łubowic w powiecie raciborskim organizowali wiece pod hasłem powrotu Śląska do Polski. Na wiecach tych w mundurze niemieckiego porucznika występował Alfons Zgrzebniok – świetny mówca, porywający tłumy Ślązaków. Niemcy przypuścili kontratak. Por. Burchardt, wysłannik rządu socjalistycznego, zwalczał zarówno polskie ambicje oderwania się od Prus, jak i partie centrowe w parafiach, gdzie księża byli obojętni dla „sprawy polskiej”. Akcją partii Centrum, skierowaną oczywiście również przeciwko dążeniom Ślązaków, jak i przeciwko rządowi socjalistycznemu, kierował z Berlina Erzberger.

12 listopada w Bytomiu zebrała się polska inteligencja. Zebraniu przewodniczył Kazimierz Czapla – adwokat. Jak to wśród prawników bywa: „alfa i omega wszystkich rzeczy to – §. Natomiast wszystko to, co z paragrafem się nie zgadza, jest nielegalne, więc niedozwolone” – tak oceniał go w tamtych czasach J. Grzegorzek – późniejszy komendant Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Uważał on, że inteligencja śląska z powodu swej zachowawczości nie spełniła pokładanych w niej nadziei.

(…)W Poznaniu, jeszcze podczas wojny w 1916 r., powstała Naczelna Rada Ludowa (NRL) jako nielegalny Komitet Międzypartyjny. Korzystając z zamieszania w Niemczech po wybuchu rewolucji i zawieszeniu broni, Tymczasowy Komisariat NRL wymógł na władzach zgodę na zorganizowanie parlamentu składającego się z reprezentantów osób narodowości polskiej. Warunkiem władz niemieckich była zgoda Polaków na to, że sejm nie będzie miał prawa oderwać żadnego fragmentu niemieckiego terytorium. Komisariat Naczelnej Rady Ludowej wydał 14 listopada 1918 r. odezwę w sprawie przeprowadzenia wyborów delegatów do Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Wybory odbyły się pomiędzy 16 listopada a 1 grudnia 1918 r. Kobiety miały czynne i bierne prawo wyborcze.

W dniach 3–5 grudnia 1918 r. w poznańskim kinie Apollo (posiedzenia komisji) i w sali Lamberta w Piekarach (posiedzenia plenarne) obradował jednoizbowy parlament – Polski Sejm Dzielnicowy. Składał się on z 1399 przedstawicieli Polaków zamieszkujących ziemie pozostające w granicach Niemiec. W posiedzeniu wzięło udział 1100 delegatów. NRL popierała pokojowe przejęcie ziem zaboru pruskiego przez odradzające się państwo polskie.

Wojciech Korfanty i Józef Rymer – Ślązacy wchodzący w skład Komisariatu NRL – byli przeciwni walce zbrojnej. Korfanty nawet powstrzymywał wybuch powstania w Wielkopolsce.

Sejm Dzielnicowy wyraził wolę powstania zjednoczonego państwa polskiego z dostępem do morza. Wysłano telegramy do Georges’a Clemenceau, Thomasa W. Wilsona i Davida L. George’a. W składzie Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, powołanej w celu koordynacji działań polskich na terenach byłego zaboru pruskiego, Górny Śląsk „zastępował komisarz Wojciech Korfanty”. Ponieważ przebywał on na stałe w Poznaniu, mianował na Górnym Śląsku podkomisarza – znanego ze swej zachowawczości wspomnianego już adwokata – Kazimierza Czaplę.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed powstaniami” znajduje się na s. 15 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed powstaniami” na s. 15 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza. W odpowiedzi na opis przypadku „nawrócenia” marksistowskiego naukowca

Z 10 tezami Goliata rozprawiłem się w 10 rozprawkach – bez reakcji, bez ruchu obronnego Goliata! Wyliczyłem Goliata do 10, a on ani ręką, ani głową nie ruszył, czyli w języku bokserskim – nokaut!

Józef Wieczorek

Przed pięcioma już laty, po zapoznaniu się z tezami prof. Sztompki odnośnie do kryzysu uniwersytetu, co ujawnił po zakończeniu Kongresu Kultury Akademickiej, poważyłem się stanąć w akademickiej debacie wobec tego Goliata. Krok po kroku rozprawiałem się z kolejnymi tezami prof. Sztompki w tej materii kryzysowej, rzecz jasna to rozprawianie przesyłając autorowi tez, z nadzieją na podjęcie walki o swoje racje, bo debata to sens życia akademickiego – tak Dawidów, jak i Goliatów. (…) Przytoczę fragment tekstu, w gruncie rzeczy pochwalnego dla prof. Sztompki, bo zatytułowanego Prof. Sztompka chyba wreszcie coś zrozumiał:[related id=69252]

Prof. Sztompka słusznie pisze: „Banicja środowiskowa musi dotykać winnych plagiatów, fałszowania danych, dopisywania swoich nazwisk do cudzych prac, demaskować trzeba »spółdzielnie cytowań« i »towarzyskie, grzecznościowe recenzje«. Źródłem takich różnorodnych zjawisk patologicznych jest klimat permisywności, który odrzucić musi samo środowisko” – ale nie podaje środków, które pozwolą realizację tych postulatów zapewnić. Do tej pory chyba częściej banicja dotykała tych, którzy plagiaty ujawniali, przeciwko dopisywaniu nazwisk jednych, a pomijaniu drugich protestowali.

Dla demaskatorów rozlicznych patologii akademickich drzwi uniwersytetów (i nie tylko uniwersytetów) są zamknięte od lat i Prof. Sztompka/uczestnicy Kongresu jakoś nie przedstawili projektu, aby takim demaskatorom drzwi otworzyć.

(…) Środowisko akademickie zostało uformowane wg kryteriów patologicznych i w swych patologiach chce być autonomiczne, więc niby kto je zmusi do działań antypatologicznych? Prof. Sztompka zauważa: „Dominuje zgoda na totalną, powszechną bylejakość”, ale nie zauważył, że ci, którzy na powszechną bylejakość, i to szczególnie profesorów, zgody nie wyrażali, znaleźli się poza uniwersytetem. Co prof. Sztompka (i jego koledzy) zrobił, aby było inaczej? Dlaczego wyraża/wyrażał zgodę i do dominacji tej bylejakości chyba się przyczynił, z czego zdaje sobie sprawę?…

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza” znajduje się na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza” na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

OPOKA – Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego. Upowszechniajmy własną wizję kulturalno-historyczną Polski w świecie

W polskim ustawodawstwie istniała koncepcja MaBeNy-OPOKI w okresie międzywojennym. Zamiast trzymać rękę w nocniku, już 30 lat temu należało uchwalić jednym zdaniem dalsze obowiązywanie tego przepisu.

Zbigniew Berent

Premier Mateusz Morawiecki podczas swego exposé zapowiedział utworzenie Centrum Analiz Strategicznych (CAS): „Musimy uczyć się przygotować spójne prawo i podejmować decyzje podporządkowane długofalowym strategiom rozwojowym”. Zdecydowano, że w CAS znajdą się trzy departamenty: Departament Analiz, Departament Oceny Skutków Regulacji oraz Departament Studiów Strategicznych. Założono, że CAS będzie zapleczem intelektualnym i analitycznym Rady Ministrów, dzięki któremu praca rządu stanie się jeszcze bardziej efektywna. (…) Do prac należałoby zaangażować struktury państwowe, naukowe, wynalazcze, biznesowe, instytuty i instytuty naukowo-badawcze (Narodowy Instytut Kultury, Instytut Adama Mickiewicza, Polski Instytut Sztuki Filmowej, IPN, Instytut Badań nad Totalitaryzmami itd.), fundacje (Polska Fundacja Narodowa), agencje (Polska Agencja Prasowa, Agencja Rozwoju Przemysłu itd.). Profesor Zybertowicz zaproponował nazwę projektu MaBeNa – Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego.

Okazuje się, że w polskim ustawodawstwie funkcjonowała koncepcja MaBeNy-OPOKI w okresie międzywojennym. Zamiast trzymać rękę w nocniku, już 30 lat temu należało uchwalić jednym zdaniem dalsze obowiązywanie tego przepisu.

Oto główna treść dekretu Prezydenta RP z 14.01.1936 r.

„Art. 1. Jeżeli państwo obce:

  1. traktuje obywateli polskich gorzej niż obywateli innych państw obcych albo
  2. ogranicza Państwo Polskie lub jego obywateli w rozporządzaniu swym majątkiem znajdującym się poza granicami Rzeczypospolitej, a w szczególności utrudnia im dochodzenie swych roszczeń,
  3. nie zapewnia obywatelom polskim przebywającym na jego obszarze ochrony prawnej udzielanej powszechnie przez państwa obce, albo wreszcie
  4. w jakikolwiek inny sposób na skutek wydanych przez siebie przepisów prawnych naraża na uszczerbek interesy materialne Państwo Polskiego lub jego obywateli,

mogą być wydane zarządzenia ochronne”.

Od początku 2018 roku rozgorzała dyskusja na temat wizji i tematyki, jakimi powinna zająć się MaBeNa. Gdyby równolegle w równie zacięty sposób toczona była dyskusja nad jej aspektami organizacyjnymi, mogłoby to przynieść konkretne efekty. Niestety nic podobnego nie nastąpiło. W 2018 roku doszło do ewidentnego mieszania się zagranicznych środowisk w nasze wewnętrzne sprawy podczas ataku na nowelizację ustawy o IPN, ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS.

Nastąpiła próba zmiany miejsca pomnika katyńskiego w New Jersey. Wykazaliśmy się wówczas niezwykłą czujnością i skutecznością. Było to jednak działanie na zasadzie pospolitego ruszenia ludzi dobrej woli. Byłbym spokojniejszy, gdyby podobne akcje odbywały się w sposób bardziej sformalizowany, na wzór prac Reduty Dobrego Imienia. (…)

Obecnie serwisem informującym o najważniejszych zjawiskach i tendencjach w kulturze polskiej oraz o wydarzeniach kulturalnych organizowanych w Polsce i za granicą jest Culture.pl. To największe i najbardziej wszechstronne źródło wiedzy o twórcach i dziełach, zawierające także publikowane na bieżąco recenzje, analizy i omówienia autorstwa profesjonalistów fascynujących się historią i socjologią kultury, estetyką i poszczególnymi dziedzinami twórczości. Od ponad dekady portal Culture.pl prowadzony jest przez Instytut Adama Mickiewicza – narodową instytucję kultury, której zadaniem jest budowanie marki „Polska” w wymiarze kultury oraz udział w międzynarodowej wymianie kulturalnej. (…)

Piotr Gociek na łamach „Do Rzeczy” podpowiada, że praktycznie wszystko jest do zrobienia przez MaBeNę od nowa, w oprawie godnej XXI stulecia. „Celem tej machiny powinno być przypomnienie światu, że Polacy dają radę. Zawsze dawali. Bili się i dawali radę. To nie znaczy, że zawsze wygrywali, ale nie dali się zniszczyć fizycznie, nie dali się upodlić moralnie”.

Do tej charakterystyki kapitalnie pasuje wiele życiorysów znanych i nieznanych bohaterów. Ale nawet te najbardziej znane nie doczekały się spopularyzowania w postaci filmów fabularnych czy seriali, które najlepiej upowszechniłyby ich postawy w Polsce i może poza jej granicami.

Pierwszym z brzegu nasuwającym się na myśl heroicznym przykładem jest postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Urodził się w 1901 roku w Ołońcu w dzisiejszej Rosji. Był rotmistrzem kawalerii Wojska Polskiego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej oraz żołnierzem Armii Krajowej. Z własnej woli znalazł się w obozie koncentracyjnym Auschwitz, żeby zapoznać się z panującymi w nim warunkami i założyć tam ruch oporu. Dokonał brawurowej ucieczki z obozu. Jako jeden z pierwszych napisał trzy raporty o holokauście, zwane Raportami Pileckiego. Zginął zamordowany przez władze komunistyczne w 1948 r. w Warszawie.

Generał Stanisław Sosabowski (1892–1967) – legendarny dowódca polskich spadochroniarzy – był jednym z niezliczonych polskich bohaterów II wojny światowej. Talentem dowódczym wykazał się na wielu frontach, ale przez historię został zapamiętany przede wszystkim jako twórca i dowódca Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Po II wojnie światowej pracował w Wielkiej Brytanii jako robotnik magazynowy w fabryce silników elektrycznych, a następnie telewizorów. Zmarł na zawał 25 września 1967 r. w Londynie. W 1969 r. spadochroniarze przywieźli jego prochy do Polski, gdzie spoczęły – zgodnie z wolą Sosabowskiego – na warszawskim Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Elżbieta Zawacka – cichociemna z Torunia – ukończyła matematykę na Uniwersytecie w Poznaniu. Po studiach prowadziła zajęcia z przysposobienia obronnego dla kobiet. We wrześniu 1939 roku wraz z Kobiecym Batalionem Pomocniczej Służby Wojskowej walczyła w obronie Lwowa. W lutym 1943 roku wyruszyła jako emisariuszka Komendanta Głównego AK Stefana Roweckiego przez Niemcy, Francję, Andorę, Hiszpanię i Gibraltar do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. W czasie II wojny światowej przekraczała granice III Rzeszy ponad sto razy, nielegalnie przenosząc meldunki i informacje. W przerwach między wyprawami uczyła się na tajnych kompletach. W 1951 roku aresztowało ją UB. Została skazana na 10 lat więzienia za szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu. Więzienie opuściła po 4 latach. Poświęciła się pracy naukowej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Gromadziła materiały historyczne związane z działalnością AK.

Nazwiskami i życiorysami można by sypać jak z rękawa, a i tak ich liczba stanowiłaby ułamek procenta Polaków godnych upamiętnienia. Ich losy, poglądy i postawy są tak ciekawe i godne podziwu, że gdyby nie pewność, że te postaci i ich dzieje są prawdziwe, można by przypuszczać, że zostały wymyślone przez mistrzów powieści sensacyjnych.

A polscy naukowcy, wynalazcy, podróżnicy, politycy? Wielu nazwisk polskich sław na skalę światową przypominać nie trzeba. Ale ilu z nas wie, że polski biolog Rudolf Weigel wynalazł pierwszą skuteczną szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu, witaminę A odkrył Polak Kazimierz Funk, grupy krwi – Polak Ludwik Hirszfeld, Tadeusz Sędzimir jest wynalazcą technik cynkowania i walcowania blachy, Witold Zglenicki – pomysłodawcą wydobywania ropy naftowej spod dna morskiego, Mieczysław Bekker – konstruktorem łazika księżycowego z misji Apollo, a Patrycja Wizińska-Socha to twórczyni przenośnego aparatu do badania serca dzieci w okresie prenatalnym? To tylko nieliczne, pierwsze z brzegu przykłady naszych rodaków, z których osiągnięć możemy być dumni.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „OPOKA. Upowszechniajmy własny wizerunek Polski w świecie” znajduje się na s. 13 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „OPOKA. Upowszechniajmy własny wizerunek Polski w świecie” na s. 13 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

System obrotu tzw. zielonymi certyfikatami jako sposób na uregulowanie emisji dwutlenku węgla i ochronę środowiska

Na szczycie klimatycznym w Katowicach nie pochylono się nad potrzebami krajów rozwijających się ani takich, które dopiero dołączają do rozwiniętych gospodarek świata. Dotyczy to także Polski.

Mariusz Patey

Polska może promować alternatywę dla polityki klimatycznej UE pozwalającą na utrzymanie naszego wzrostu gospodarczego, jednocześnie nie rezygnując z celu, jakim jest poprawa warunków ekologicznych Europy i świata, znajdując na pewno wielu sojuszników tak w Europie, jak i poza nią. Zanim przejdziemy do opisu modelu o bardziej sprawiedliwym podziale kosztów polityki klimatycznej, zdefiniujemy parę wielkości.

Emisja netto niech będzie dana wzorem: E netto = emisja brutto – absorpcja brutto,

gdzie

absorpcja brutto = absorpcja CO2 przez substancję zieloną w danym kraju + absorpcja CO2 gleb i osadów oraz inne źródła pochłaniana w danym kraju.

Emisja brutto = emisja przemysłowa CO2 + emisja gospodarstw domowych CO2 + emisja środków transportu CO2 w danym kraju.

Postulujemy powołanie jednej, globalnej instytucji (może pod auspicjami ONZ), która zarządzałaby emisją tzw. zielonych certyfikatów, tworząc globalne cele emisji CO2, oraz agend krajowych w krajach uczestniczących w systemie, które monitorowałyby ilość emisji i absorpcji na danym terenie. Instytucja projektująca politykę klimatyczną miałaby wpływ na ilość zielonych certyfikatów w obiegu. Rynek szukałby równowagi między popytem a podażą, tym samym promując inwestycyjne ograniczające niezbilansowane emisje CO2.

Ilość tzw. zielonych certyfikatów, które dany kraj mógłby otrzymać, byłaby powiązana z możliwościami absorpcyjnymi (większa zdolność pochłaniania – większa ilość przekazanych zielonych certyfikatów).

Emitenci CO2 musieliby kupować zielone certyfikaty na giełdach w ilości proporcjonalnej do ilości emisji CO2 (za możliwość emisji każdej tony CO2 trzeba byłoby nabyć tzw. zielony certyfikat). Podmioty absorbujące CO2 otrzymywałyby za każdą tonę absorbowanego CO2 zielony certyfikat, który mogłyby sprzedać na giełdzie.

Zielone certyfikaty byłyby przedmiotem globalnego obrotu i mogłyby być wymieniane na środki pieniężne właśnie z pomocą specjalistycznych giełd transakcyjnych. Emitenci mogliby zaangażować się kapitałowo w zakup powierzchni leśnych, poprawiając tym samym swój bilans zielonych certyfikatów. System taki łatwo byłoby sobie wyobrazić, jeśli wykorzystać przy tym technologię blockchain.

Polska i kraje Europy Środkowo- Wschodniej powinny głośno podnosić potrzebę głębokiej redukcji CO2 w krajach, które mają wysokie emisje netto CO2 (odliczając absorpcję CO2 przez substancję zieloną w danym kraju) w przeliczeniu na mieszkańca.

Polska mogłaby jeszcze zwiększyć areał leśny, przyczyniając się do ochrony klimatu, gdyby zmieniono system obrotu tzw. zielonymi certyfikatami. System nagradzający kraje utrzymujące i powiększające swoje obszary leśne jest jednym z kluczowych elementów budowy zrównoważonej gospodarki w skali świata.

Kto byłby beneficjentem takiego rozwiązania? Kraje, które posiadają duże zasoby leśne, takie jak Brazylia i inne kraje Ameryki Południowej czy zwrotnikowe kraje Afryki i Azji. One dostawałyby największą ilość zielonych certyfikatów, które mogłyby następnie sprzedać tym, którzy emitują CO2. Taki mechanizm dotyczyłby także prywatnych właścicieli lasów. Środki pochodzące z zakupu tzw. zielonych certyfikatów powinny wspomagać np. inwestycje w zalesianie, regenerację tkanki leśnej. Być może zahamowana zostałaby rabunkowa gospodarka leśna przyczyniająca się do ograniczenia ilości drzewostanu, a przez to – zmniejszania możliwości pochłaniania CO2.

Moglibyśmy sobie wyobrazić na przykład cementownię inwestującą aktywnie w obszary leśne i w ten sposób obniżającą swoje limity emisji CO2 netto. Polska, odchodząc od polityki klimatycznej forsowanej przez niektóre gremia polityczne na Zachodzie, mogłaby u siebie uruchomić taki innowacyjny system transferu środków od emitentów do adsorbentów. Jednym z efektów tak skonstruowanego systemu byłoby to, iż kraje o niższej emisji netto na mieszkańca, ale bogate we florę, miałyby możliwości rozwoju finansowanego przez kraje wyżej rozwinięte, ale ubogie w roślinność. Kraje o dużym przyroście areału leśnego byłyby zatem nagradzane. Być może taki system skuteczniej hamowałby rabunkową gospodarkę leśną, wycinanie lasów tropikalnych, niż restrykcje i kary.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Szczyt klimatyczny i co dalej?” znajduje się na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Szczyt klimatyczny i co dalej?” na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego