Prezes KGHM: Potrzebna jest ocena zasadności inwestycji w Kongo. Był to „bolesny proces” nauki zarządzania

Zyski na chilijskim projekcie (Sierra Gorda) mam nadzieję osiągnąć w perspektywie 2-3 lat – powiedział prezes KGHM Radosław Domagalski-Łabędzki, przyznając, że zainwestowano tam kilkanaście mld zł.

– Przetrwaliśmy ten najgorszy czas, kiedy był dołek surowcowy, i teraz sytuacja firmy jest stabilna – powiedział Radosław Domagalski-Łabędzki, prezes Zarządu KGHM Polska Miedź SA, która obecna jest na warszawskiej giełdzie od 20 lat.
Parkietowe sukcesy i porażki

Na GPW różnie się wiodło papierom KGHM-u. Dziś cena za akcję kształtuje się na poziomie stu kilkunastu złotych i jest spółką, bez której trudno sobie wyobrazić warszawski parkiet. To jedna z najpopularniejszych spółek wśród inwestorów indywidualnych, a przypomnijmy, że były czasy, gdy za akcje tej spółki płacono zaledwie 9,75 zł, ale i takie, gdy kurs poszybował na niebotyczny poziom 200 złotych za akcję.[related id=28780]

Główną przyczyną sukcesów była „surowcożerna” gospodarka Chin, która nakręcała koniunkturę, również dla KGHM. Miedziowy sukces zakończył się, gdy cios spółce zadał premier Donald Tusk, który wprowadził podatek od wydobycia miedzi i srebra. W połączeniu z niższymi cenami metalu sprawiło to, że KGHM zaczął mieć problemy.

Zakup kanadyjskiej firmy – konieczna ocena zasadności

Drugim wydarzeniem, które odmieniło KGHM, był zakup za niemal 10 mld złotych kanadyjskiej firmy Quadra FNX, który formalnie został sfinalizowany 5 marca 2012 roku. Aktualny prezes KGHM przyznał w rozmowie w Poranku Wnet, że przygląda się „potwornie skomplikowanej strukturze inwestycji w Kanadzie chociażby po to, aby wiedzieć, w jaki sposób nią zarządzać”. Wyjaśnił, że działania jego zarządu skupiają się na uproszczeniu struktury i likwidacji struktur w rajach podatkowych.

– Te 10 mld to oczywiście tylko kwota początkowa, bo projekt wymagał jeszcze dokapitalizowania – powiedział Domagalski-Łabędzki. Przyznał, że konieczna jest „ocena zasadności tej inwestycji”, a zwłaszcza czas, w którym została dokonana.

– Pytanie, czy KGHM był przygotowany od strony zarządczej do tego typu inwestycji – zastanawiał się szef lubińskiej firmy.

Sierra Gorda i kolejne straty

Oprócz kilku kopalni w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych KGHM nabył wielki projekt wydobywczy Sierra Gorda.[related id=25658] Chilijska inwestycja jak dotąd przyniosła spore straty. Wydano na nią „kilkanaście mld złotych i jest to największa zagraniczna polska inwestycja kapitałowa”. KGHM kupił drogo i nie docenił skali nadchodzącej wówczas bessy na rynku miedzi. Górniczy kombinat musiał zainwestować w nowe złoża, a za sprawą „kagiemnego” inwestycje w polskie pokłady miedzi stały się nieopłacalne. Dziś nowy zarząd chwali się pierwszym „dodatnim wynikiem operacyjnym z tej inwestycji”.

– Dzisiaj KGHM jest jedyną polską spółką globalną. Prowadzimy biznes na czterech kontynentach, mamy osiem kopalni i ambitne plany rozwojowe. Inwestujemy w nowoczesne formy zarządzania, dokładnie wiemy, co chcemy zrobić – zapewniał prezes.

– Ostatnio odnieśliśmy spore sukcesy, jeśli o chodzi o poprawę parametrów wydobywczych na Sierra Gorda – powiedział.

– Aktywa polskie i ich zrównoważony rozwój to jest priorytet, a na aktywach zagranicznych staramy się poprawić jakość zarządzania i wyjść przynajmniej na minimum, które stanowi „zero plus” – zadeklarował gość Poranka Wnet, który uważa, że celem zagranicznych inwestycji są zyski.

– Zyski na chilijskim projekcie (Sierra Gorda) mam nadzieję osiągnąć w perspektywie dwóch-trzech lat – zadeklarował, zastrzegając, że „parametry samego złoża nie są zachwycające”. Jego zdaniem o wiele lepiej wyglądają sprawy w polskich kopalniach KGHM.

Bolesny proces nauki, czyli miedź w Kongo

Pytany o inwestycje w kopalnie miedzi w Kongo, stwierdził, że inwestycje te „przerosły możliwości zarządcze w tak trudnym otoczeniu” ówczesnych władz KGHM.

Przypomnijmy, że KGHM wydzierżawił prawo eksploatacji złoża Kimpe od kongijskiej firmy Sodimico. Ta zaś na żądanie swego rządu wypowiedziała dzierżawę. Inwestycja w Kongu nie była więc oparta na solidnych podstawach prawnych. Ułatwiłoby to ewentualne wszczęcie procedury przed arbitrażem międzynarodowym i zwiększyło szansę na odzyskanie części nakładów inwestycyjnych. Sprawa zakończyła się tak naprawdę w końcu marca 2009 roku, kiedy zarząd KGHM Congo dosłownie uciekł z Afryki, pozostawiając spółkę z całym majątkiem (w tym kontami bankowymi zablokowanymi przez kongijski fiskus), a KGHM odnotował pokaźne straty.

– To jest temat definitywnie zamknięty i nie przewiduję, aby w najbliższej przyszłości KGHM mógł wrócić do Kongo. Rzeczywiście zostały popełnione wówczas ogromne błędy – powiedział Domagalski-Łabędzki, który stwierdził, że to był „bolesny etap uczenia się”.

Inwestycje KGHM

Również kwestia sprzedaży Polkomtela (sieć komórkowa Plus) wydaje się wpisywać w ów „bolesny” nurt nauki zarządzania w KGHM-ie. Chociaż prezes nie chciał tego jednoznacznie oceniać, stwierdził, że sprzedano wówczas „zdrowe aktywa” firmy, które mogłyby zabezpieczać jej byt w czasach dekoniunktury.

Możliwości inwestycyjne KGHM-u widzi w branży energetycznej, gdzie ma już aktywa, ale – jak zaznaczył prezes – każda inwestycja musi generować określone przychody. [related id=28737]

– Nie chcemy akumulować kapitału i szukamy możliwości inwestycyjnych, które przyczynią się do wzrostu gospodarczego Polski – powiedział Domagalski-Łabędzki. Zapewnił, że polityka KGHM jest zbieżna z planem Morawieckiego, ale inwestycje muszą być rozsądne, bezpieczne i spójne, zapewniające przede wszystkim rozwój spółce.

– Gwałtowne plany inwestycyjne, takie jak w wypadku Quadry, na pewno nie będą miały miejsca – powiedział. Jego zdaniem przyszłość i pozycja spółki jest przewidywalna, zwłaszcza że rynek metali jest stabilny, a złotówka tania, co dobrze wróży na przyszłość.

Rozmowy z prezesem KGHM można posłuchać w pierwszej części Poranka WNET.

MoRo

 

 

 

Dzień 15. z 80/ Poranek Wnet/Jędrysek: Polska ma spór arbitrażowy z zagranicznymi firmami poszukującymi złóż miedzi

– Na zachód od Nowej Soli mamy dwie firmy zagraniczne, które zajmują się poszukiwaniami miedzi i srebra. Otrzymały one koncesje od poprzedniej ekipy rządzącej, która pewnych rzeczy nie dopilnowała.

– Gorzów Wielkopolski na północy to jest jedno z lepszych miejsc w Polsce, jeśli chodzi o geotermię i dobrej jakości strumień cieplny – powiedział Mariusz Orion Jędrysek w rozmowie w Radiu WNET, Główny Geolog Kraju. Zwrócił uwagę na fakt przebiegania przez Polskę „na ukos” granicy geologicznej między platformą zachodnioeuropejską a wschodnioeuropejską, co jest głównym powodem dostępności i bogactwa na tym terenie różnych złóż mineralnych i kopalin.[related id=28776]

– Mamy również w całej ćwiartce południowo-zachodniej Polski potężne złoża węgla brunatnego i idąc w kierunku Dolnego Śląska, chyba największe w Europie złoże „Legnica”. Dalej jeszcze są złoża nieuruchomionej jeszcze kopalni Gubin-Brody, której złoża podzielone są Nysą na pół. Po drugiej stronie Niemcy eksploatują je już i wybudowali tam potężną elektrownię Jänschwalde – powiedział  gość Poranka Wnet. Powiedział, że na temat kopalni Gubin-Brody obradował międzyresortowy komitet polityki surowcowej państwa i „ma nadzieję, że zostanie ona uruchomiona”.

Pod ziemią na terenie gmin Brody i Gubin zalega około 2 miliardów ton węgla brunatnego. Około 60 procent znajduje się na terenie gminy Brody. Wielu analityków rynku energetycznego sądzi, że realizacja kopalni Gubin-Brody i budowa olbrzymiej elektrowni o mocy 3 tys. MW przez PGE jest tam bardziej realna niż realizacja programu elektrowni jądrowej w Polsce.

– Zachód Polski to również bardzo znaczące zasoby geologiczne miedzi, srebra, pierwiastków ziem rzadkich. Czyli to, co na Dolnym Śląsku wydobywa KGHM, jest zaledwie niewielkim ułamkiem tego, co posiadamy – stwierdził prof. Jędrysek. [related id=28776]

– Na zachód od Nowej Soli mamy dwie firmy zagraniczne, które zajmują się poszukiwaniami w tamtym rejonie miedzi i srebra i otrzymały koncesje od poprzedniej ekipy, która pewnych rzeczy nie dopilnowała – powiedział gość Poranka Wnet. Ujawnił, że spory z tymi firmami trafiły do arbitrażu międzynarodowego.

Przypomnijmy, że kanadyjska firma Miedzi Copper Corp. uzyskała pozwolenie i przeprowadziła szereg odwiertów poszukiwawczych w ramach realizacji wartego 360 mln zł programu w zakresie poszukiwań i wydobycia złóż miedzi i srebra w Polsce. Celem prowadzonych w okolicach Chełmka i Lubięcina w Lubuskiem prac jest weryfikacja wielkości złóż oraz opłacalności ich eksploatacji.

– Liczę, że wreszcie się uda wyjść z tej bardzo trudnej sytuacji  – powiedział prof. Jędrysek.

– Nie chciałbym więcej mówić na ten temat, bo rząd Platformy Obywatelskiej wnioskował o utajnienie tego arbitrażu i to, że on istnieje, można ujawnić, ale o tym, czego dotyczy, już nie mogę nic więcej powiedzieć – zastrzegł. Przyznał, że roszczenia tychże firm „są znaczące”.

– Staramy się go tak rozwiązać, aby Polska z tego wiele miała, i każdy zainteresowany – powiedział gość Poranka Wnet.

– Złoże istnieje wtedy, gdy się opłaca coś wydobyć – zastrzegł geolog. Jego zdaniem, jeśli warunki geologiczne wydobycia są trudne albo cena wydobywanego surowca jest zbyt niska w stosunku do nakładów i ryzyka inwestycyjnego, to „wtedy złoża nie ma”.

– Kwestię tę rozstrzyga dokumentacja przedstawiona głównemu geologowi kraju i po wnikliwej analizie zespołów przez niego powołanych wydawana jest decyzja o zatwierdzeniu lub odrzuceniu dokumentacji – powiedział prof. Jędrysek, zauważając przy tym, że potwierdzenie istnienia złoża nie świadczy o tym, że ktokolwiek będzie je wydobywał. [related id=28737]

– Ktoś, kto poniósł wielkie nakłady, nie może zostać z niczym, a my nie możemy wydawać decyzji według swego widzimisię – zauważył główny geolog kraju, który dodał, że tego typu odwierty kosztują zazwyczaj dziesiątki tysięcy dolarów.

– Staramy się, aby interes państwa, inwestora i społeczny był zachowany – zadeklarował profesor.

– Na zachodzie Polski w okolicach Zielonej Góry mamy również dość znaczące złoża gazu – powiedział, zapytany o lubuskie surowce.

– W Polsce mamy słabo rozpoznane głębsze struktury geologiczne i dlatego chciałbym uruchomić program głębokich wierceń i utworzyć nową geologiczną mapę Polski, ponieważ tak podstawowa mapa, jak 1:50000 jest skonstruowana na danych z lat 50. ubiegłego wieku – stwierdził prof. Jędrysek, dodając, że nawet to, co było robione później, nie zostało do mapy wprowadzone. Podniósł również kwestię skoku technicznego, jaki się dokonał przez ostatnich 70 lat i dlatego uważa, że należy stworzyć tę mapę na nowo. Jego zdaniem dopiero wtedy będzie można realnie ocenić, jakimi bogactwami naturalnymi tak naprawdę Polska dysponuje.

MoRo

Chcesz posłuchać całego poranka Wnet, kliknij tutaj.

Dzień 15. z 80/ Poranek Wnet z Łęknicy/ Park Mużakowski – perła polskiej turystyki z listy Światowego Dziedzictwa UNESCO

Park zaprojektowany jako „obraz malowany za pomocą roślin”, wykorzystywał miejscową roślinność do podkreślenia walorów krajobrazu. W skład obiektu wchodzi również odbudowany zamek, mosty i arboretum.

 

Łęknica to niewielkie miasteczko w województwie lubuskim, leżące niemal na samej granicy Polski z Niemcami, nad Nysą Łużycką, na zachód od Żar. Mim że niewielkie, może się ono poszczycić zabytkami formatu światowego. Znajduje się tu dziewiętnastowieczny zespół pałacowo-parkowy, wpisany w 2004 roku na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dziś mało kto w Polsce wie o jego istnieniu. Po parku oprowadzali Krzysztofa Skowrońskiego Robert Brachun – właściciel firmy Leknica.net i Marek Maciantowicz – leśnik i dendrolog.

– Gdy pojechaliśmy na polskie targi we Wrocławiu w Hali Stulecia, Park Mużakowski, okazał się nowością i robił furorę, bo nikt kompletnie tego miejsca nie kojarzył – powiedział Robert Brachun, który przypomniał, że to jest takiej rangi obiekt, jak Wawel, krakowska starówka, kopalnia soli w Wieliczce, Zamość czy Malbork. – Według badań lubuskiego urzędu marszałkowskiego Park Mużakowski kojarzy jedynie 3 procent badanych, a więc „w granicach błędu statystycznego”.

– Można powiedzieć, że mamy w Łęknicy dwa obiekty którym patronuje UNESCO, to jest wspomniany już Park Mużakowski, ale też Geopark, który jest nową rzeczą i podlega ochronie dziedzictwa geologicznego.

Sama Łęknica, jak i jej okolice to bardzo malownicze tereny ze względu na ukształtowanie terenu po epoce lodowcowej. Wokół Łęknicy do tej pory przetrwała dobrze zachowana morena czołowa. Na tym terenie powstał Geopark.

– Przejście lodowca pół miliona lat temu miało duże znaczenie na ukształtowanie terenu i istnienie złóż mineralnych. Nacisk wytworzony przez lodowiec spowodował przemieszanie się różnych warstw geologicznych, co zaowocowało między innymi wypchnięciem ku górze bogatych złóż węgla brunatnego – powiedział Robert Brachun. Wyjaśnił, że przez tereny dawnej kopalni Babina biegnie aktualnie malownicza trasa geościeżki. Jest to obszar dawnych podziemnych i odkrywkowych eksploatacji węgla brunatnego oraz iłów ceramicznych, prowadzonych na skalę przemysłową w latach 1920-1973. W okolicy występuje około stu jezior, pięknych i kolorowych, m.in. szmaragdowych, granatowych, czerwonych. Istnieje tam podwodna trasa nurkowa. [related id=”28737″]

– Część z nich to jeziora utworzone po przejściu lodowca, a część to zalane tereny pokopalniane – powiedział Brachun. Na trasie geościeżki są również wybijające źródełka z wodami mineralnymi.

– Park Mużakowski, który jest częścią Geoparku, to największy park w stylu angielskim w Polsce – powiedział w Poranku WNET Marek Maciantowicz – leśnik i dendrolog, dla którego najcenniejszy jest unikatowy drzewostan parku z przedstawicielami takich gatunków, jak tulipanowce amerykańskie, magnolia drzewiasta czy kasztanowiec drobnokwiatowy, występujący jako krzew, którego kwiaty w USA zapylają kolibry, a w Polsce rodzaj motyla-ćmy – zawisak. Olbrzymia i ciekawa kolekcja różaneczników sprawia, że na przełomie maja i czerwca ogród, jak podkreśla Maciantowicz, jest szczególnie piękny, a od zapachów „można dostać zawrotu głowy”.

– Dąb mużakowski, który został tutaj wyhodowany, to ciekawostka dendrologiczna. Jego listki przypominają trochę liście laurowe – powiedział botanik. Cypryśnik błotny to kolejna ciekawostka dendrologiczna Parku Mużakowskiego, bowiem do 1941 roku było to drzewo znane jedynie z odcisków w węglu brunatnym i odnalazła je w górach Syczuanu wyprawa naukowa.

Park krajobrazowy o powierzchni 750 hektarów, rozciągający się po obu stronach Nysy Łużyckiej, wzdłuż której przebiega granica polsko-niemiecka, stworzony przez księcia Hermanna von Pückler-Muskau w latach 1815-1844, został harmonijnie wpisany w wiejski krajobraz. To zapoczątkowało nowe podejście do projektowania krajobrazu i wpłynęło na rozwój architektury krajobrazu w Europie i Ameryce.

Zaprojektowany jako „obraz malowany za pomocą roślin”, wykorzystywał miejscową roślinność do podkreślenia walorów istniejącego krajobrazu.  W skład obiektu wchodzi również odbudowany zamek, mosty i arboretum. Dzisiaj przez Park Mużakowski przebiega korytem Nysy Łużyckiej polsko-niemiecka granica. Jego obszar, obejmujący łącznie przeszło 700 ha, podzielony jest asymetrycznie rzeką pomiędzy niemieckie Bad Muskau (Saksonia) i polską Łęknicę (woj. lubuskie).

Po niemieckiej stronie znajduje się centralna część założenia, z głównymi budynkami, ogrodami i „pleasuregroundem” (ok. 1/3 historycznej kompozycji), po polskiej zaś – rozległy naturalistyczny park (ok. 500 ha). Obie części łączą dwa mosty parkowe: Most Podwójny oraz Most Angielski.

– Park jest rewitalizowany pod patronatem Rady UNESCO od 1989 roku – powiedział Maciantowicz. W miejscowym arboretum ogrodnik pałacowy miał pod swoją pieczą 2800 taksonów roślin, to jest więcej, niż stanowi cała flora Polski, z czego 1000 to gatunki drzewiaste.

Na rozwój turystyki gmina stara się pozyskiwać środki. Ma otrzymać wsparcie z programu Polska-Brandenburgia.

MoRo

Całej rozmowy o Parku Mużakowskim można posłuchać w pierwszej i drugiej części dzisiejszego Poranka Wnet; kliknij tutaj.

12.07 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 15. / Poranek WNET z Łęknicy koło Parku Mużakowskiego

Od północy do Łęknicy przylega XIX-wieczny park, wpisany w 2004 r. na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 522 ha parku znajduje się po polskiej stronie granicy, a 206 ha po stronie niemieckiej.

Goście Poranka WNET:

prof. dr hab. Mariusz Orion Jędrysek – Sekretarz Stanu, Główny Geolog Kraju, Pełnomocnik Rządu Do Spraw Polityki Surowcowej Państwa;

Radosław Domagalski-Łabędzki – Prezes Zarządu KGHM Polska Miedź SA;

Robert Brachun – właściciel firmy Leknica.net;

Marek Maciantowicz – leśnik, dendrolog;

Piotr Kuliniak – burmistrz gminy Łęknica;

Józef  Tarnowy – dyrektor powiatowego urzędu pracy w Żarach;

Dariusz Śmigielski – właściciel Hotelu Mużakowskiego.


Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Wydawca: Lech Rustecki

Realizator: Karol Smyk


Cześć pierwsza:

Robert Brachun oprowadza Krzysztofa Skowrońskiego po „Geoparku” w Łęknicy.

Radosław Domagalski-Łabędzki o 20-leciu debiutu akcji KGHM na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, o aktualnej sytuacji firmy i jej inwestycjach.

 

Część druga:

Prof.  Mariusz Orion Jędrysek o geologicznych bogactwach zachodniej części Polski i ich wykorzystaniu. W świetle najnowszych badań potencjał geologiczny Polski może okazać się większy niż dotąd uważano. Dlatego trwają prace nad nowym projektem polityki surowcowej państwa.

Polska ma międzynarodowy arbitraż w sprawie sporu o złoża miedzi w kraju.

Robert Brachun i Marek Maciantowicz o  Parku Mużakowskim, którego obszar znajduje się po obu stronach granicy polsko-niemieckiej. Ze względu na warunki klimatyczne zasoby roślinne Parku Mużakowskiego są unikalne w skali kraju.

 

 

Część trzecia:

Wiadomości Radia Warszawa i ogłoszenia

 

Część czwarta:

Burmistrz Piotr Kuliniak opowiada o ekonomicznym i społecznym charakterze gminy Łęknica. W rozmowie mowa między innymi  o rynku pracy, o zaniku przemysłu , o polsko-niemieckim handlu przygranicznym , o planach inwestycji w rozwój turystyki, a także o wpływie przemian własnościowych po 1989 roku na krajobraz okolicy.

W Łęknicy są dwa obiekty, którym patronuje UNESCO. To Park Mużakowski i Geopark.

Dalszy ciąg opowieści o Parku Mużakowskim i o Geoparku.

 

Część piąta:

Józef Tarnowy o pamięci o zbrodni wołyńskiej w Żarach, o kresowym pochodzeniu i współczesnej tożsamości mieszkańców Żar. Nasz rozmówca mówi o pasywności państwa polskiego wobec konsekwencji ludobójstwa na Wołyniu.

Piotr Kuliniak o atrakcjach turystycznych Łęknicy i okolic, między innymi o spływach kajakowych.

 

Cześć szósta:

Goście Poranka – Piotr Kuliniak, Robert Brachun i Marek Maciantowicz   podsumowują informacje o turystycznych atrakcjach Łuku Mużakowskiego i polsko-niemieckiego pogranicza – zarówno przyrodniczych, jak i historycznych, m.in. o podwodnej trasie turystycznej, o autentycznej  szubienicy (nieczynnej) i o bazaltowym moście w Kromlau.

Dariusz Śmigielski, właściciel Hotelu Mużakowskiego, mówi o ograniczeniach dla przedsiębiorczości w Polsce.


Posłuchaj całego Poranka WNET:

 

Dzień 14. z 80/ prof. Leszek Jazownik: Polski MSZ zręcznie ukręca sprawy przeciwko sprawcom ludobójstwa na Kresach

ŁĘŻYCA – 11.07
– Czekamy na wyraźne stanowisko polskich władz, że Ukraina ze swoją pamięcią UPA i SS Galizien nie ma prawa wchodzić do Europy – powiedział w Poranku Wnet profesor Leszek Jazownik.

Dzisiaj po raz pierwszy obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej.

– Po wielu walkach i utarczkach słownych kolejnych ekip rządzących Polską wreszcie udało się wywalczyć ten dzień – powiedział profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego Leszek Jazownik. Jego zdaniem jest to zaledwie pierwszy krok, jaki należałoby zrobić.

– Środowiska kresowe domagają się ustawy, a nie uchwały, mówiącej o ludobójstwie dokonanym na Kresach, to po pierwsze – powiedział Jazownik, który uważa, że skoro to było ludobójstwo, należałoby wyciągnąć konsekwencje prawne. Przypomniał, że na mocy międzynarodowych konwencji rząd zobowiązany jest do ścigania zbrodni ludobójstwa, w tym między innymi ekstradycji zbrodniarzy. Zwrócił uwagę, że mimo istnienia pionu śledczego w IPN-ie, „do tej pory od czasów powojennych nie udało się ani jednego zbrodniarza ukraińskiego ścigać” za to, że dokonywał masowych mordów na ludności polskiej. [related id=”28623″]

Na Ukrainie ujawniają się bohaterowie z UPA, którzy mają polską krew na rękach – powiedział prof. Jazownik. Jego zdaniem ustalenie tożsamości tych zbrodniarzy nie jest szczególnie trudne.

– Prokuratorzy IPN-u, przez wiele lat współpracując ze środowiskami kresowymi, niekiedy ze łzami w oczach mówili, jak polski MSZ w III RP zręcznie ukręca sprawy – powiedział Jazownik.

– Można budować dobre stosunki polityczne tylko wówczas, gdy ureguluje się kwestie prawne – zauważył gość Poranka Wnet. Jego zdaniem sprawa ścigania zbrodni ludobójstwa to nie jest kwestia złej czy dobrej woli politycznej, ale tego, jak traktujemy polskie i międzynarodowe prawo.

– Ukraińcy pochodzący ze wschodniej Ukrainy po prostu najczęściej nie wiedzą, że coś takiego miało miejsce, i nie mają nic wspólnego z tymi zbrodniami, bo żyli w zupełnie innych uwarunkowaniach politycznych i społecznych – powiedział Leszek Jazownik. Zgodnie z jego wiedzą Ukraińcy z zachodniej Ukrainy są podzieleni, bo część ma takie same stanowisko jak Polacy, a część pielęgnuje pamięć UPA i SS Galizien.

– Czekamy na wyraźne stanowisko polskich władz, że Ukraina ze swoją pamięcią UPA i SS Galizien nie ma prawa wchodzić do Europy – powiedział prof. Jazownik.

– Jan Piekło, ambasador Polski na Ukrainie, został natychmiast przez MSZ w Kijowie wezwany na dywanik po tym, jak powiedział, że jeśli Ukraina nie odstąpi od celebrowania pamięci zbrodniarzy nacjonalistycznych, to Polska może wstrzymać swoje bezkrytyczne poparcie dla niej w Europie – powiedział Jazownik, który uważa za jedną wielką manipulację tłumaczenie, jakoby rzeź wołyńska to był temat tylko dla historyków, bo ofiary były po obydwu stronach. [related id=”28604″]

– To tak jakby powiedzieć, bo skala zbrodni jest podobna, że Niemcy mordowali Żydów, ale z drugiej strony w trakcie powstania w getcie Żydzi mordowali Niemców, a więc jesteśmy kwita, pogódźmy się i mówmy tylko o wspólnej przyszłości – zauważył prof, Jazownik. Jego zdaniem warunkiem pojednania i przebaczenia – którego Polacy chcą i potrafią tego dokonać, o czym przekonali się Niemcy – jest prośba o to przebaczenie, a Ukraińcy do tej pory tego nie zrobili, bo cały czas kontynuują politykę ignorowania zbrodni i „gloryfikacji zbrodniarzy”, „upowszechniają symbolikę nazistowską”.

– Tak się nie buduje żadnego pojednania – powiedział prof. Jazownik, który uważa, że Ukraińcy powinni zacząć od przyznania się do popełnionych zbrodni i odstąpić od czczenia tych ludzi, którzy są za to ludobójstwo bezpośrednio odpowiedzialni. Jego zdaniem sytuacja, w której Ukraińcy tłumaczą, że nie czczą ludzi, którzy byli odpowiedzialni za ludobójstwo, a jedynie ich opór przeciwko władzy sowieckiej, przypomina tę, w której ktoś powiedziałby, że „nie czci Eichmanna za to, że wysyłał Żydów do gazu, ale za to, że rozwiązywał kwestie migracyjne na szeroką skalę”.

Chcesz wysłuchać całego poranka wnet, kliknij tutaj

Dzień 14. z 80/ Poranek Wnet/ Ogorzałek: W imię geopolitycznych gierek nie można zamiatać zbrodni tej pod dywan, to błąd

ŁĘŻYCA – 11.07 – Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma szansę dotknąć tej historii na żywo. Ci ludzie już odchodzą – powiedział Jacek Ogorzałek ze Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” z Zielonej Góry.

– Mam poczucie obowiązku – powiedział gość Poranka Wnet Jacek Ogorzałek, mówiąc o swej działalności w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość” Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Obszaru Zachodniego, które ma na celu utrzymanie pamięci o zbrodni wołyńskiej. [related id=”28623″]Wspominał uratowanego z pogromu rzezi wołyńskiej we wschodniej Małopolsce Franciszka Prusa, który mając kilka lat, przeżył te tragiczne chwile i przez całe życie prześladowały go makabryczne wspomnienia o mordowanej rodzinie.

– Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma szansę dotknąć tej historii na żywo. Ci ludzie już odchodzą, czasu się nie oszuka – powiedział Jacek Ogorzałek.

– Państwo polskie od kilkudziesięciu lat sukcesywnie zapomina o ludobójstwie na Kresach Wschodnich, zarówno na Wołyniu, jak i w Małopolsce Wschodniej – powiedział gość Poranka Wnet. Jego zdaniem zbrodnia ta jest „zamiatana pod dywan”.

– W imię geopolitycznych gierek nie można zamiatać zbrodni tej pod dywan, to błąd – powiedział gość Poranka. Mówił o szoku, jaki wywołała informacja, że Jerzy Giedroyć, twórca paryskiej „Kultury”, gościł u siebie niejakiego Doncowa, który był twórcą całej ideologii integralnego nacjonalizmu ukraińskiego, który przejęła Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. [related id=”28604″]Kolejną szokującą dla niego historią była informacja, że generał Anders w latach 1945-47 przyczynił się do tego, że wydano polskie paszporty Ukraińcom z SS Galizien tylko po to, aby nie zostali wydani NKWD i byli traktowani jako obywatele II Rzeczpospolitej. Przypomniał, że była to formacja ochotnicza. Ludzie ci dzięki polskim paszportom mogli udać się do Kanady.

– To byli mistrzowie propagandy, mistrzowie kłamstwa, którzy dzięki dobrodziejstwu generała Władysława Andersa wyjechali do Kanady i Stanów Zjednoczonych, by natychmiast przystąpić do antypolskiej propagandy – powiedział Jacek Ogorzałek.

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

 

Dzień 14. z 80/ Poranek Wnet/ Mjr Starczewski z 27 Wołyńskiej Dywizji AK: Pop czyta odezwę Szeptyckiego „Rizaty Lachiw!”

ŁĘŻYCA 11.07 – Kanonizacja grekokatolickiego abp Szeptyckiego została wstrzymana – poinformował mjr Władysław Starczewski, przewodniczący ZŻAK w Zielonej Górze, który cudem przeżył rzeź wołyńską.

– Z mojej rodziny spalono żywcem sześć osób, czego byłem świadkiem – mówił mjr Władysław Starczewski (ur. 1931 na Kresach Wschodnich). Wspominał, że Ukraińcy okrążyli dom i wrzucili do środka granat zapalający. Gdy budynek się zajął, strzelali do tych, którzy próbowali wyskoczyć z domu. Reszta „miała tylko popalone nogi”, w odróżnieniu od stryja, którego 12-letni wówczas Władek poznał „po charakterystycznych butach”. [related id=”28623″]

Co szczególnie boli gościa Poranka Wnet, to fakt, że w wolnej Polsce musiał się procesować aż przez 10 lat, aby uznano jego stryjostwo wraz z dziećmi za ofiary rzezi wołyńskiej. „Sąd poszatkował to” aż na dziewięć spraw i wyrok w tej sprawie mjr Starczewski otrzymał dopiero wczoraj.

– Sam byłem świadkiem morderstwa i zeznawałem w tych sprawach w sądzie – poinformował słuchaczy Poranka nasz gość.

– Bandy UPA miały wszystko, nawet cysternę z paliwem. Niemcy ich wyposażyli – opowiadał mjr Starczewski, podkreślając, że tylko dzięki przypadkowi udało mu się przeżyć ten nieludzki czas, gdy razem z rodziną ukrywali się po lasach. Z tamtego okresu pamięta przede wszystkim dojmujący strach.

W 1944 roku Władysław Starczewski został łącznikiem 27 Wołyńskiej Dywizji AK.

– Jak on może być święty, jak on odezwy pisał w sprawie mordowania Polaków? – pytał Starczewski w Poranku Wnet, komentując sprawę dotyczącą procesu beatyfikacyjnego arcybiskupa grekokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego, o którego wyniesienie na ołtarze od lat starają się Ukraińcy. Dwukrotnie, w 1958 i 1962 roku, podejmowano starania o beatyfikację Andrzeja Szeptyckiego, jednak Watykan odrzucił te wnioski. Proces beatyfikacji metropolity Szeptyckiego został wówczas dwukrotnie zablokowany przez kardynała Stefana Wyszyńskiego. Parę lat temu archidiecezja lwowska zakończyła przygotowanie nowego wniosku beatyfikacyjnego i przesłała go do Watykanu.

Obecnie trwa kolejny proces beatyfikacyjny. Wyniesieniu biskupa Szeptyckiego na ołtarze ostro sprzeciwiają się polskie środowiska kresowe skupione wokół księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Jan Paweł II wypowiedział się o osobie metropolity Szeptyckiego i jego beatyfikacji w homilii wygłoszonej 27 czerwca 2001 na hipodromie we Lwowie podczas mszy świętej: „Jak moglibyśmy nie wspomnieć dalekowzrocznej i gruntownej działalności pasterskiej Sługi Bożego metropolity Andrzeja Szeptyckiego, którego proces beatyfikacyjny posuwa się do przodu i którego mamy nadzieję oglądać pewnego dnia w chwale świętych”.
16 lipca 2015 roku papież Franciszek w czasie audiencji udzielonej prefektowi Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. Angelo Amato zatwierdził dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego.[related id=”28604″]

– Pop czyta odezwę Szeptyckiego „Rizaty Lachiw!” – ostrzyć siekiery, piły. […] Musimy wyrżnąć wszystkich Polaków – taki sens miały te odezwy – powiedział Starczewski. Jak twierdzi, sam pisał do kancelarii Ojca Świętego Franciszka w tej sprawie. Gdy zadzwonił i chciał się dowiedzieć o losy tego pisma, okazało się, że nie ma go w Watykanie. Przynajmniej taką informację dostał w 2015 roku. Dlatego napisał kolejne pismo i ono zostało przekazane do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

– Kanonizacja grekokatolickiego arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego została wstrzymana – poinformował Starczewski.

Chcesz wysłuchać całej audycji, kliknij tutaj

 

Dzień 14. z 80/ Poranek Wnet z Łężycy: Jak można było mordować wszystkich po kolei, od tego w kołysce po starca?

Chcemy żyć w zgodzie z Ukraińcami, ale zapomnieć nam nie wolno! – powiedział Czesław Laska, inicjator budowy pomnika upamiętniającego ofiary ludobójstwa na Kresach Wschodnich, który stanął w Łężycy.

– Żeby nie zapomnieć o tym ludobójstwie na Kresach Wschodnich, którego dokonali Ukraińcy na narodzie polskim – powiedział Czesław Laska, inicjator budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich w Łężycy, gmina Zielona Góra. [related id=”28623″]

On sam urodził się już na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych w latach 50., ale jego rodzice pochodzili z Kresów Wschodnich i zostali wysiedleni po II wojnie światowej na mocy układów, jakie zawarły państwa alianckie z ZSRR pod koniec wojny.

– 17 lutego 1944 roku został zamordowany mój stryj Władysław Laska, żołnierz XIV Pułku Ułanów Jazłowieckich, za to, że był Polakiem – powiedział Laska.

– Nawet się nie spodziewali, że sąsiad może zamordować sąsiada – powiedział gość Poranka. Dowodził, że ta metodyczna i skoordynowana akcja wymierzona w Polaków miała miejsce na terenie aż sześciu województw II RP jednocześnie. Przypomniał, że „wszystko się zaczęło” w województwie tarnopolskim, mimo że do historii rzeź ta przeszła pod mianem ludobójstwa na Wołyniu. [related id=”28604″]

– Jak można było mordować wszystkich po kolei, od tego w kołysce po starca? – pytał gość Poranka Wnet. Nie może zrozumieć, mimo upływu lat, jak mogli dokonać tak haniebnej zbrodni przy ołtarzu w kościele ludzie „przecież wierzący, grekokatolicy”, „podlegający pod tego samego papieża” .

– Chcemy żyć w zgodzie z Ukraińcami, ale zapomnieć nam nie wolno! – powiedział rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

 

11.07 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 14 / Poranek WNET z Łężycy spod Pomnika Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich

Łężyca to wieś, która do końca 2014 r. była w gminie Zielona Góra, a później została częścią miasta. Tam poznaliśmy pana Czesława Laskę, inicjatora pomnika Polaków pomordowanych na Kresach Wschodnich.

A tak Krzysztof Skowroński zapraszał na Poranek Wnet z Łężycy w transmisji na żywo:

Goście Poranka WNET:

Ryszard Czarnecki – eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości;

Anna Laska – przyjechała w 1958 r. do Łężycy;

Czesław Laska – inicjator budowy pomnika Pomnika Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich;

Mjr Władysław Starczewski (ur. 1931 na Kresach Wschodnich) – świadek historii;

Tomasz Naruszewicz – prezes Stowarzyszenia Lubuszanie dla Rzeczpospolitej;

Beata Pachnik-Łodzińska – Wiceprezes Zarządu Stowarzyszenia Lubuszanie dla Rzeczpospolitej;

Jacek Ogorzałek – Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość Stowarzyszenie Społeczno-Kombatanckie Obszar Zachodni;

Prof. dr hab. Leszek Jazownik – kierownik Zakładu Dydaktyki Literatury i Języka Polskiego Uniwersytetu Zielonogórskiego;

Dr Tadeusz Dzwonkowski – Dyrektor Archiwum Państwowego w Zielonej Górze;

Wojciech Antoń – przedstawiciel firmy Rezonans Dokumentacja Filmowa dla Przemysłu.


Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Wydawca: Lech Rustecki

Realizator: Karol Smyk

Wydawca techniczny: Luiza Komorowska


Część pierwsza:

Czesław Laska i Anna Laska oraz mjr Władysław Starczewski wspominają swoje tragiczne przeżycia z czasów rzezi wołyńskiej.

Jacek Ogorzałek o działalności Zrzeszenia Wolności i Niezawisłości Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Obszaru Zachodniego, która ma na celu utrzymanie pamięci o zbrodni wołyńskiej.

 

Część druga:

Ryszard Czarnecki o napiętych stosunkach międzynarodowych związanych z działaniami Korei Północnej.

Tomasz Naruszewicz tłumaczy na  czym polega spór o pomnik Bohaterów w Zielonej Górze. Pomnik powstał na cześć żołnierzy sowieckich, a potem przeszedł „lifting” i przekształcił się w pomnik bohaterów drugiej wojny światowej, zachowując symbole sowieckiej władzy.

Wojciech Antoń o dokumentacji filmowej dla przemysłu.

Serwis informacyjny Radia Warszawa i słup ogłoszeniowy Radia Wnet.

 

Część trzecia:

Profesor Leszek Jazownik o prawdzie i pamięci historycznej dotyczącej rzezi wołyńskiej, właściwym nazywaniu tej zbrodni. Bez prawdy nie ma pojednania.

Dr Tadeusz Dzwonkowski opowiada o represjach miejscowej ludności przez władze komunistycznej Polski w 1960 roku.

 

Część czwarta:

Henryk Subocz o elektrowni w Tychach.

Małgorzata Krojcig o Starej Winnej Górze w Górzykowie.

Goście z najważniejszym przesłaniem Poranka Wnet z Łężycy.


Posłuchaj całego Poranka WNET:

 

Sławomir Ozdyk o zamieszkach w Hamburgu: „Totalna anarchia, czyli pies urwał się z łańcucha, a mleko się wylało”

Wbrew pragmatyzmowi ustalono, że szczyt odbędzie się w Hamburgu, a nie w miejscu, które łatwo kontrolować. Politycy będą musieli się nagłowić, jak to wszystko załagodzić, bo Niemcy są wstrząśnięci.

Wydarzenia podczas szczytu G-20 wstrząsnęły całymi Niemcami i śmiem twierdzić, że nawet części otworzyły oczy – powiedział Sławomir Ozdyk z Berlina.

W tym roku wbrew pragmatyzmowi postanowiono, że szczyt G-20 odbędzie się w Hamburgu, a nie jak dotychczas w miejscu odosobnionym, gdzie łatwo wszystko kontrolować. Ozdyk przypomniał, że G-20 ulokowano na terenie targów hamburskich, w pobliżu dzielnicy znanej ze swych lewicowych poglądów. W dzielnicy tej znajduje się „Neue rote flora”, to znaczy pustostan i były teatr, zajęty od 1989 roku przez lewackie ugrupowania, który de facto jest centrum lewackich ugrupowań w Niemczech.

– Doprowadziło to do tego, że na szczyt zjechało bardzo dużo lewackich ugrupowań z całej Europy – powiedział Ozdyk. Przypomniał, że w internecie znalazł się „instruktaż”, jak mają się te organizacje zachowywać podczas szczytu G-20. Dodał, że jest również jego wersja w języku polskim i rosyjskim. Wśród aresztowanych jest wielu Hiszpanów, Włochów, Greków i są też tam Rosjanie.[related id=28463]

– Zamieszki w miniony weekend miały zupełnie inny charakter niż dotychczas – zauważył Ozdyk. Jego zdaniem „mieliśmy tutaj do czynienia z totalną anarchią”, niszczeniem własności prywatnej i to nie tylko – jak to nazywają organizacje lewicowe – własności kapitalistów, krwiopijców, ale również tych, którzy na to mienie musieli bardzo ciężko pracować. „Palono nie tylko limuzyny, mercedesy czy BMW”, ale też samochody ludzi biednych.

– To, co szczególnie wstrząsnęło Niemcami, to brutalność tych zajść – zauważył Ozdyk. Przypomniał, że dotkliwie pobito dziennikarza lewicowej gazety, powybijano szyby w bankach, a także w malutkich sklepach. Nie miało prawa bytu i było niszczone wszystko to, co stanęło na drodze „tej przelewającej się ulicami Hamburga lewackiej hordzie”.

– Dochodziło nawet do wojny pomiędzy lewakami, gdyż podczas plądrowania sklepu z iphonami każdy z nich chciał tego iphona zatrzymać – poinformował Ozdyk. Zwrócił uwagę, że mimo iż większość społeczeństwa jest zszokowana zajściami, to znaleźli się politycy lewicowych ugrupowań, którzy plądrowanie nazywają „otwarciem sklepu”, a kradzieże nazywają „dystrybucją towarów”.

Jego zdaniem działania bojówek lewackich były świetnie zorganizowane i opanowały bardzo dobrze tak zwaną taktykę pięciu palców. Odseparowywały niewielkie oddziały policji i usiłowały przedostać się na tereny, które ona chroniła. Korespondent zwrócił uwagę na fakt, że podczas tych zajść zostało rannych niemal 500 policjantów, do których strzelano z procy metalowymi kulami, co spowodowało ciężkie obrażenia.

– Dwadzieścia tysięcy policjantów sprowadzonych do Hamburga nie potrafiło sobie dać rady z tym, co się działo na ulicach – powiedział Ozdyk.

– W tej chwili w Niemczech trwa wielka dyskusja, mająca ustalić, kto jest temu winien – relacjonuje Ozdyk, dodając, że „oczywiście nikogo nie znajdą”. Zwrócił uwagę, że „wśród dziczy, która dokonywała spustoszenia w mieście, znajdowało się bardzo dużo młodych ludzi w wieku 15-20 lat”. Poinformował, że wielu komentatorów w Niemczech podnosi, że jest to „pokłosie wieloletnich zaniedbań”.[related id=28443]

– Po prostu lewacka strona polityczna latami czuła się chroniona przez pokolenie ’68 roku – powiedział Ozdyk. Jego zdaniem policja niemiecka doskonale sobie zdawała sprawę z tego, co się szykuje, bo przecież miała dostęp do internetu, jednak nie doszacowała zagrożenia.

– Na te zamieszki przyjeżdżały do Hamburga całe pociągi i autobusy. Przyjeżdżały ekipy z Berlina, ze Szwajcarii, Włoszech, Hiszpanii – powiedział Ozdyk, który uważa, że policja musiała to w jakiś sposób monitorować. Ale dopiero po zamieszkach zdecydowała się na przeszukiwanie tych pociągów i autobusów. Dopiero wtedy zaczęto te osoby legitymować.

– Lewacy szybko się o tym dowiedzieli i na jednym z tweetów możemy przeczytać, żeby uczestnicy tych zamieszek nie brali ze sobą żadnych materiałów obciążających ich i zostawili je w Hamburgu – powiedział Ozdyk, co świadczy o bardzo dobrej koordynacji całej „imprezy”.

– Oczywiście wszyscy politycy niemieccy, łącznie z lewą stroną sceny politycznej, stanowczo potępiają to, co wydarzyło się w Hamburgu – powiedział Ozdyk.  Zauważył, że schemat postępowania jest taki sam jak w przypadku zamachów terrorystycznych. Politycy niemieccy zrobią wszystko, aby załagodzić sytuację, bowiem we wrześniu odbędą się wybory w Niemczech.

– Nie pokazuje się w mediach brutalności działań Czarnego Bloku, natomiast w sieci możemy znaleźć zdjęcia, kiedy to jeden z ich bojówkarzy odpala policjantowi petardę prosto w twarz – powiedział Ozdyk. Jego zdaniem masowość bandyckich działań była tak duża, że teraz niemieccy politycy będą musieli się nagłowić, jak to wszystko w oczach swoich obywateli wyciszyć.

– Komentarze w sieci są zdecydowanie negatywne i praktycznie oprócz skrajnie lewackich polityków nie można znaleźć nikogo, kto by wspierał działania w Hamburgu – powiedział nasz rozmówca.

Całej rozmowy można wysłuchać w części pierwszej dzisiejszego (10.07) Poranka Wnet

MoRo