Między kroniką a misją: Polonia irlandzka w oczach dra Jarosława Płacheckiego. Majowa pocztówka z Dublina

W centralnym miejscu dr Jarosław Płachecki, obok Hanna Dowling | Fot. archiwum H. Dowling

Choć rozmowa rozpoczęła się od żartobliwego wspomnienia celtyckiej wiosny, która podobno przychodzi już 1 lutego, temat szybko skręcił w kierunku spraw znacznie ważniejszych – tożsamości, dziedzictwa.

Dr Jarosław Płachecki – redaktor naczelny i sprawujący nadzór naukowy nad Rocznikiem Towarzystwa Irlandzko-Polskiego, jest także dyrektorem filii Staropolskiej Akademii Nauk Stosowanych w Dublinie, wykładowcą i działaczem społecznym.

Od lat obecny na falach jako gość i ważny komentator na antenie Radia Wnet i irlandzkiej rozgłośni NEAR FM, oraz na scenie polonijnej w Irlandii od prawie 25 lat. Nauczyciel akademicki, kronikarz Polonii na Szmaragdowej Wyspie, podpora IPS, wreszcie człowiek wielu pasji i głębokiego zaangażowania.


 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z doktorem Jarosławem Płacheckim:


Polska w Irlandii – nie tylko Dublin

Choć rozmowa rozpoczęła się od żartobliwego wspomnienia celtyckiej wiosny, która podobno przychodzi już 1 lutego, temat szybko skręcił w kierunku spraw znacznie ważniejszych – tożsamości, dziedzictwa i trwania.

Dr Jarosław Płachecki z dumą zapowiada jedenasty tom Rocznika Towarzystwa Irlandzko-Polskiego. Choć publikacja jest nieco opóźniona, jej zawartość – jak co roku – stanowi bezcenną kronikę życia Polonii na Szmaragdowej Wyspie.

W najnowszym numerze nie zabraknie relacji z wydarzeń nie tylko z Dublina, ale także z takich miejsc jak Limerick, Cork czy Galway. –

„Nie tylko stolica tworzy historię” – podkreśla Jarosław Płachecki, zapowiadając, że kolejne roczniki jeszcze śmielej wyjdą poza ramy jednej organizacji. – „To już nie tylko dokumentacja działań Towarzystwa Irlandzko-Polskiego, lecz szerszy zapis polonijnego życia, który sięga również Polski – MSZ, Senatu czy innych instytucji współpracujących z diasporą.”

Kronika pokoleń i misja dla przyszłości

W czasie rozmowy nie zabrakło refleksji nad zmieniającą się naturą irlandzkiej Polonii. Dziś to już ponad 80 szkół polonijnych, około 100 organizacji i setki inicjatyw – niektóre trwałe, inne efemeryczne. – „Musimy to uchwycić, zanim zniknie” – mówi Płachecki. Prasa, radio, inicjatywy kulturalne – wiele z nich przemija, a ich ślad bywa ulotny. Stąd potrzeba rocznika jako narzędzia dokumentowania, archiwizacji i oddania głosu tym, którzy współtworzą współczesną emigrację.

Dr Płachecki nie tylko pisze o Polonii, ale ją współtworzy. Na co dzień prowadzi wykłady z zakresu pedagogiki i pracy socjalnej w Staropolskiej Akademii – w większości online, dzięki czemu może docierać do studentów zarówno w Irlandii, jak i w Wielkiej Brytanii. –

„Zaskakująco wielu młodych ludzi chce się uczyć, chce rozumieć, jak wygląda życie w społeczeństwie wielokulturowym” – opowiada. Choć z uśmiechem przyznaje, że na kierunkach pedagogicznych dominuje płeć piękna – 95% jego studentów to kobiety.

Nie tylko historia – ale przyszłość

Pytany o przyszłość Polonii, Płachecki odpowiada bez wahania: trzeba robić swoje. Nie liczyć na masowość, ale dbać o jakość. Trzymać się wysokiej kultury słowa, promować sztukę, organizować spotkania. – „Dla niektórych Irlandia to już kraj numer jeden, Polska – emocjonalne wspomnienie. Tym bardziej musimy działać, by ten most nie runął.”

Wkrótce – na początku maja – odbędzie się premiera nowego rocznika. Planowane są wydarzenia w Domu Polskim przy William Street 20 – kulturalnym sercu irlandzkiej Polonii. Odbędzie się też wieczór poezji Edwarda Stachury, który – jak przypomina dr Płachecki – sam był dzieckiem polonijnym, uczniem szkoły we Francji. Jego piękna polszczyzna to dowód, że język serca można pielęgnować nawet poza granicami ojczyzny.

Dr Jarosław Płachecki to nie tylko redaktor i naukowiec. To człowiek, który konsekwentnie tworzy i dokumentuje historię Polaków w Irlandii. A jednocześnie nie przestaje zadawać pytań o to, co dalej. Jego odpowiedź jest prosta:

„Zachowujmy. Twórzmy. Bądźmy obecni”.

Tomasz Wybranowski

 

Pod niebem Galway – rozmowa o życiu, wierze i misji Sióstr Miłosierdzia – Wielki Tydzień w Irlandii

Na zachodnim wybrzeżu Irlandii, w urokliwym Salthill, w cieniu surowych klifów i pod szerokim niebem Galway, rozbrzmiewa historia pełna czułości, oddania i duchowej misji. To tutaj, w domu opieki Stella Maria, Siostry Miłosierdzia – Ann i Maura – otwierają drzwi swojego świata dla Radia WNET i naszych słuchaczy. Tutaj do wysłuchania rozmowa z siostrą Ann i siostrą Maurą: Życie wśród sióstr – codzienność pełna troski Ann i Maura to liderki […]

Na zachodnim wybrzeżu Irlandii, w urokliwym Salthill, w cieniu surowych klifów i pod szerokim niebem Galway, rozbrzmiewa historia pełna czułości, oddania i duchowej misji.

To tutaj, w domu opieki Stella Maria, Siostry Miłosierdzia – Ann i Maura – otwierają drzwi swojego świata dla Radia WNET i naszych słuchaczy.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z siostrą Ann i siostrą Maurą:

Życie wśród sióstr – codzienność pełna troski

Ann i Maura to liderki wspólnoty sióstr – pełnią funkcję administracyjną i duszpasterską wśród 35 kobiet, z których wiele przekroczyło już 90. rok życia. Wspierane przez personel medyczny, kucharzy i personel sprzątający, zaczynają każdy dzień od wspólnej rozmowy z siostrami, pytając, jak się czują. Nie mieszkają na miejscu, lecz są zawsze dostępne – telefonicznie i duchowo.

Catherine McAuley – źródło światła

Historia Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia sięga 1831 roku, gdy w Dublinie młoda kobieta, Catherine McAuley, postanowiła swoje dziedzictwo przeznaczyć nie sobie, lecz najuboższym.

Z czasem dzieło Catherine objęło edukację, opiekę zdrowotną, działania społeczne, a dziś także przeciwdziałanie handlowi ludźmi czy edukację ekologiczną. To misja, która żyje – w każdej obecności, w każdym geście.

„Krętą drogą nad Atlantyk”. 7 marzec 2020. Irlandia, Doolough Vallay.

Wiara w Irlandii – światło i cienie przemian

Irlandia – niegdyś nazywana wyspą świętych i uczonych – przechodzi głęboką przemianę. Wiara, niegdyś wszechobecna, dziś bywa wyśmiewana. Młodzi oddalają się od Kościoła, a katolickość staje się tematem trudnym w przestrzeni publicznej. Ale mimo to – światło się nie wygasło. Wciąż są ludzie, którzy trwają i wierzą, nawet jeśli w ciszy.

Jan Paweł II – ślad w sercach Irlandczyków

Wizyta Papieża-Polaka w 1979 roku była dla Irlandii jak święto. Dziś pamięć o nim wciąż żyje – choć mocniej w pokoleniach, które go widziały. Dla młodszych to już historia. Ale pod krzyżem w Phoenix Park i w opowieściach takich jak ta, wciąż bije puls jego obecności.

Triduum w irlandzkim Galway – święto, które zmienia serca

Wielki Tydzień to czas, kiedy duchowa przestrzeń domu Stella Maria rozświetla się modlitwą i wspólnotą. Msza Wieczerzy Pańskiej, adoracja krzyża, Wigilia Paschalna i Msza o świcie nad oceanem – to chwile ciszy, wzruszenia i nadziei. Siostry, wspólnie z personelem, dzielą się tą drogą – z Bogiem, z sobą nawzajem, z nami.

Under the Galway Sky – A Conversation About Faith, Service, and Legacy – A heartfelt meeting with Sisters Ann and Maura from Stella Maria Care Home in Ireland

On Ireland’s western shore, in peaceful Salthill under the vast Galway sky, lies a sacred space of compassion and quiet strength. Here, in the Stella Maria care home for retired Sisters of Mercy, Ann and Maura welcome us into their world, sharing their mission, their history, and their daily life.

Listen here:

Daily life shaped by presence and care

Sisters Ann and Maura are leaders of their religious community, where 35 Sisters, many over the age of 90, live. Supported by a skilled and caring team, they guide with compassion and attentiveness, beginning each morning by checking in with every Sister. Though they don’t live on site, they are never far – always just a call or a prayer away.

Catherine McAuley – the heart of mercy

The story of the Sisters of Mercy began in Dublin in 1831, with Catherine McAuley – a woman of wealth who gave it all away to serve the poor. Over time, the mission grew into schools, hospitals, shelters, and today even includes ecological justice, advocacy against human trafficking, and adult education. Their work lives on – in each encounter, in every quiet act of love.

Faith in Ireland – a changing landscape

Ireland, once seen as a bastion of Catholicism, has changed dramatically. Many have turned away from Church life, particularly the younger generations. Scandals and cultural shifts have shaken the faithful, yet the flame of belief has not gone out. In quiet churches and steadfast hearts, faith still breathes.

John Paul II – still remembered, still loved

Pope John Paul II’s visit in 1979 was a moment of awe and unity. Today, older generations remember it vividly, while for younger people, it’s more distant. Yet his legacy endures – in names, memories, and in the enduring symbol of the Papal Cross in Phoenix Park.

Holy Week in Galway – faith made tangible

Holy Week in Stella Maria is sacred. From Holy Thursday’s foot washing to the solemnity of Good Friday and the light of Easter morning Mass by the sea, the Sisters enter into this journey deeply. Together with their devoted lay staff, they live the resurrection – with celebration, care, and joy.

Tomasz Wybranowski

Współpraca: Bogdan Feręc

Droga Prawdy – Droga Krzyżowa – rozważania w cieniu Via Dolorosa – Drogi Krzyżowej – odsłona I

Wielki Post to czas szczególny. To nie tylko 40 dni wyrzeczeń i duchowego przygotowania, ale też droga, na której można spotkać Boga tak prawdziwego, że aż bolesnego.

 W dzisiejszym świecie, w którym każdy krok musi być zaplanowany, a każdy wybór uzasadniony – Droga Krzyżowa wydaje się absurdem. A jednak prowadzi do sensu.

W tym krótkim cyklu rozważań zatrzymujemy się nie przy wszystkich, ale przy wybranych stacjach. Nie po to, by opowiedzieć historię, którą już znamy. Ale po to, by zapytać – co ona mówi dziś? O mnie, o świecie, o miłości a może jej wykrzywieniu we współczesności.

 

Tutaj do wysłuchania część pierwsza (część druga poniżej):

Stacja I – Jezus na śmierć skazany

Nie było procesu – był wyrok. Nie było prawdy – był lęk.

Piłat, reprezentant porządku, umywa ręce. Tłum krzyczy. Logika przegrała z emocją.

A Jezus milczy.

Milczenie Boga boli najbardziej. Ale to milczenie nie jest obojętne.

To zgoda – nie na niesprawiedliwość, ale na miłość większą niż sprawiedliwość.

A ja?

Ile razy wydaję wyrok, bo „wszyscy tak mówią”?

Ile razy umywam ręce, by nie musieć się zaangażować?

Czy mam odwagę milczeć nie z tchórzostwa, ale z miłości?

Stacja II – Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Nie trzeba było. Mógł uciec.

Ale Jezus bierze to, co nie Jego – mój ciężar, moje winy. Bez narzekania.

Z pokorą, która zawstydza.

Krzyż – narzędzie hańby – staje się znakiem chwały.

A ja?

Z jaką łatwością zrzucam swój krzyż – na innych, na okoliczności, na „los”?

A może noszę cudzy krzyż… z wyrzutem?

Panie, naucz mnie brać na ramiona to, co moje. I iść. Nawet jeśli nie rozumiem, dokąd.

Tutaj do wysłuchania część druga:

Stacja III – Pierwszy upadek pod krzyżem

Bóg upada.

To nie metafora – to rzeczywistość.

Wszechmogący leży w pyle ulicy.

Nie pierwszy raz człowiek nie wytrzymuje ciężaru miłości.

A ja?

Czuję ulgę, że Jezus upadł. Bo skoro On – to i ja mogę.

Upadek nie przekreśla drogi.

Dopóki się podnosisz – idziesz.

Pojmanie Chrystusa. Fragment inscenizacji pasyjnej z Wejherowa. Fot. © Tomasz Szustek.

Stacja VI – Weronika ociera twarz Panu Jezusowi

W tłumie nienawiści – jeden gest czułości.

Weronika nic nie mówi. Po prostu wychodzi z szeregu.

Wyciera twarz – nie dlatego, że to coś zmieni. Ale dlatego, że nie może nie pomóc.

I zostaje z nią obraz Boga.

Nie cud – tylko pamiątka odwagi.

Delikatność staje się ikoną.

A ja?

Ile razy boję się podejść?

Bo nie wiem, co powiedzieć.

A przecież wystarczy obecność. Milczenie. Ręka. Chusta serca.

Stacja VII – Drugi upadek Pana Jezusa

Znowu.

To boli bardziej niż pierwszy raz.

Bo już wiesz, że boli. A jednak się przewracasz.

Krzyż nie staje się lżejszy – ale Jezus idzie dalej.

A ja?

Czasem myślę, że po drugim upadku nie warto już wstawać.

Że skoro znowu się nie udało – to po co?

Ale Jezus pokazuje: to nie liczba porażek, ale liczba powstań prowadzi do Zmartwychwstania.

Stacja X – Jezus z szat obnażony

Zabrano Mu wszystko. Nawet godność.

Dziś też obnażamy – nie ciała, ale dusze. Dla lajków. Dla akceptacji.

Jezus zostaje nagi – ale nie zawstydzony.

Bo Jego nagość nie jest pokazem – tylko oddaniem.

A ja?

Czego się wstydzę, kiedy naprawdę kocham?

Czy umiem stanąć nagi – bez masek, bez póz, bez autoironii?

Panie, zdejmij ze mnie to, co mnie chowa.

Uczyń mnie prawdziwym.

Jerozolima z drogi prowadzącej do Betanii, Wschodnia Jerozolima. Kolorowa litografia autorstwa Louisa Haghe’a według Davida Robertsa, 1842, Wellcome Collection

Stacja XII – Jezus umiera na krzyżu

Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego” (Łk 23,46)

Śmierć Jezusa na krzyżu to moment, który wstrząsa całym światem. Zawieszony między niebem a ziemią, w bólu, który przerasta słowa – oddaje życie.

Nie umiera z przymusu. Umiera z miłości.

W pełni świadomy, ufa. Nawet wtedy, gdy niebo milczy.

Samotność, która towarzyszy ostatniemu oddechowi,

Jezus, zawieszony w przestrzeni, między niebem a ziemią,

Oddaje swoje życie, jak niewinny baranek,

Dla zbawienia świata, dla naszej wolności.

W Jego agonii objawia się miłość –

Niepojęta, niewysłowiona, lecz prawdziwa.

Stacja XIII – Jezus zdjęty z krzyża

Zaufaj Bogu duszo moja, bo jeszcze wychwalać Go będziesz” (Ps 62,6)

Martwe ciało Jezusa spoczywa w ramionach Matki.

Już nic nie mówi.

Ale mówi wszystko.

Milczenie tego ciała mówi o spełnieniu.

O miłości, która została do końca.

O bólu, który rozumie każdą stratę.

W ramionach Matki, Jezus leży,

Martwy, lecz pełen życia w swojej ofierze.

Zamiast nadziei – pustka,

Ale przecież, gdy patrzymy w dół,

W Jego ciele nie widzimy końca,

Jest w nim nasza przyszłość.

Fot. sgottschalk (CC0, Pixabay.com)

Stacja XIV – Jezus złożony do grobu

I włożyli Go do grobu, i zamknęli kamień u drzwi grobu” (Mk 15,46)

Kamień. Cisza. Koniec.

Ale tylko z pozoru.

Grób to nie puenta – to pauza przed wielką nutą życia.

Grób zamknięty, cisza,

Kamień przetoczył się,

Myśleli, że to koniec,

Że nadzieja jest martwa.

A jednak, w sercu tej ciemności,

Bóg przygotowuje nowy początek.

Bo śmierć nie zatrzymała Go,

A grób nie mógł Go pochłonąć.

Zakończenie: Stacja serca

 

Nie sposób przejść Drogi Krzyżowej bez pytań.

Nie da się jej przejść na skróty.

Nie ma Jezusa bez Krzyża.

Nie ma Zmartwychwstania bez śmierci.

Dziś chciałbym, żeby było łatwiej.

Żeby był Bóg, ale bez decyzji.

Niebo, ale bez sądu.

Życie, ale bez drogi.

Ale Bóg wybiera drogę – nie skrót.

Miłość – nie kompromis.

Prawdę – nie opowieść.

I właśnie dlatego wciąż warto iść.

Tomasz Wybranowski

 

Profesor Andrzej Nowak ostro o Tusku, Giertychu, Wrzosek i Cybie

Profesor Andrzej Nowak: Poczucie dystansu prezydenta Donalda Trumpa wobec Niemiec jest bardzo silne. Fot. Michał Klag

Prof. Andrzej Nowak, jeden z najbardziej cenionych autorytetów w Polsce, udzielił wypowiedzi na kanale YT Białego Kruka gdzie gorzko i w bardzo mocnych słowach podsumował działania ekipy Tuska.

 Nazwał je wprost

szokująco łajdackimi prowokacjami poruszającymi każdą strunę moralnie wrażliwego człowieka.

Prof. Nowak wymienił trzy konkretne wydarzenia, które wstrząsnęły Polską w ostatnich kilkunastu dniach i pokazały pogardę obozu rządzącego wobec polskich obywateli. Pierwsze z nich to przesłuchanie śp. Barbary Skrzypek.

Specyficzne przesłuchanie Barbary Skrzypek i jej śmierć po tym, wskutek tego przesłuchania prowadzonego pod ścisłym nadzorem spuszczonego z łańcucha przez Donalda Tuska, pana mecenasa Giertycha, oczywiście przy bezpośrednim udziale pani prokurator Ewy Wrzosek, pana mecenasa Dubois i reprezentanta, można powiedzieć że osobistego reprezentanta, pana Giertycha. Ten pojedynek trzech na jedną skończył się śmiercią tej jednej” – powiedział prof. Andrzej Nowak.

Następnie bardzo krytycznie odniósł się do roli mediów głównego nurtu, które budują narrację, jakoby Barbara Skrzypek zmarła wskutek rozmowy telefonicznej z Jarosławem Kaczyńskim. Prof. Nowak nazwał te insynuacje „szokującym łajdactwem.”

 

 

Jan Paweł II – wspomnienie o Świętym, który nie milczał. Jolanta Sosnowska i jej książka „Największy z rodu Polaków”.

Książka "Największy z rodu Polaków" Jolanty Sosnowskiej i Adama Bujaka pozwoli nam wrócić do tamtych czasów, kiedy papież Wojtyła z daleka, ze Stolicy św. Piotra, czuwał nad Polską, nad całym Kościołem i światem. Lektura jest dowodem świętości wielkiego człowieka, który od najmłodszych lat wiernie podążał za Chrystusem, głosząc Jego naukę aż do ostatniego tchu, człowieka, który przyczynił się do uszlachetniania naszych czasów na wielu płaszczyznach – duchowej, społecznej i politycznej.

Podczas rozmowy w Radiu Wnet, Jolanta Sosnowska,”, zwróciła uwagę na niepokojący trend w przestrzeni publicznej – jak wielu zapomina o fundamentalnych wartościach.

Dwie dekady po jego śmierci – refleksje o dziedzictwie, które nie milczy, choć wielu by tego chciało

20 lat po śmierci Jana Pawła II, wciąż nie milkną echa jego nauk. Papież, który przez całą swoją pontyfikatową drogę stawiał na prawdę, miłość i walczył z totalitaryzmami XX wieku, stał się symbolem, który nie może zniknąć z naszej zbiorowej pamięci. W kontekście tej rocznicy, nie sposób nie zastanowić się, dlaczego wiele osób, szczególnie w dzisiejszych czasach, nieustannie stara się zepchnąć go w zapomnienie.

Duchowy lider czy niewygodny autorytet?

Podczas rozmowy w Radiu Wnet, Jolanta Sosnowska, autorka książki „Największy z rodu Polaków”, zwróciła uwagę na niepokojący trend w przestrzeni publicznej – jak wielu zapomina o fundamentalnych wartościach, które Jan Paweł II nazywał „cywilizacją miłości”.

Święty Jan Paweł II Wielki mówił, że pedofilia to jedno z najcięższych przestępstw. A mimo to, wciąż zapomina się o tym, co papież czynił, aby wykorzenić z Kościoła to zło. Kiedy papież działał w tej sprawie, działał jednoznacznie, nikt nie miał wątpliwości. – zaznaczała Jolanta Sosnowska.

Niestety, w dzisiejszym świecie panuje tendencja do manipulowania wizerunkiem papieża, a niektóre środowiska próbują zmanipulować opinię publiczną, próbując zapomnieć o jego niestrudzonej walce ze wszelkimi przejawami zła.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z panią wiceprezes wydawnictwa Biały Kruk i autorką książki „Największy z rodu Polaków” Jolantą Sosnowską:


 

Niepokojące milczenie współczesnych hierarchów

Zauważmy, że w czasach Jana Pawła II Kościół stał na straży fundamentalnych wartości, a papież osobiście angażował się w obronę prawdy, nawet w obliczu brutalnych ataków.

Kościół w Polsce, z papieżem na czele, był bastionem, który bronił prawdy. Dzisiaj wielu duchownych milczy, nie chcą walczyć o wartości, które on reprezentował. mówiła w rozmowie ze mną pani Joanna Sosnowska.

W kontekście współczesnych wyzwań społecznych, Sosnowska zwróciła uwagę, jak zmieniają się priorytety Kościoła. To już nie tylko obrona wartości moralnych, ale także obrona przed ideologiami, które usiłują wymazać z naszej świadomości to, co budowało cywilizację.

Prawda a propagandowe brudne oszczerstwa

Na tle współczesnej walki o serca i umysły społeczeństwa, temat pedofilii w Kościele stał się jednym z najbardziej wykorzystywanych narzędzi do szkalowania wizerunku duchowieństwa.

Celem tych oskarżeń jest zniszczenie ludzi, którzy walczyli z totalitaryzmami, z ideologią śmierci. Dziś każdy, kto chce zniszczyć autorytety, posługuje się tą bronią.mówiła Jolanta Sosnowska.

Papież Jan Paweł II nigdy nie tolerował grzechu, a zwłaszcza pedofilii, która w jego oczach była nie tylko moralnym, ale także religijnym przestępstwem. Co ciekawe, w 2001 roku papież wydał dokument, w którym zakazywał mianowania kapłanów, którzy byli zamieszani w jakiekolwiek kontrowersje dotyczące moralności.

To trzeba na zawsze zapamiętać. Jan Paweł II nie tylko mówił o problemach, On działał! – podkreśliła Jolanta Sosnowska.

 

 

Walka o zachowanie wartości: Co pozostaje z nauk  św. Jana Pawła II?

Pamiętam słowa Jana Pawła II, które wypowiedział w 1999 roku do polskich parlamentarzystów: ‘Nie chciejcie ojczyzny, która was nic nie kosztuje’. Dziś te słowa są bardziej aktualne niż kiedykolwiek. To przestroga, by nie zapomnieć o wartościach, które budowały naszą tożsamość i naszą wolność. Tego nie możemy zapomnieć, bo jeśli zapomnimy, stracimy wszystko.  – i te słowa wielokrotnie podkreślam.

Właśnie te przesłania pozostają niezmienne w dzisiejszym świecie pełnym chaosu ideologicznego. To słowa, które przypominają o potrzebie nieustannej pracy nad sobą, nad swoją moralnością, nad szacunkiem do drugiego człowieka.

 

Papież, który wskazywał drogę

Jan Paweł II był papieżem, który nie bał się stawiać wyzwań. Dziś, kiedy zmagamy się z wieloma kryzysami – od ideologii niszczących wartości, przez ataki na Kościół, aż po społeczne niepokoje – powinniśmy wracać do jego nauk. Nie tylko, by zrozumieć przeszłość, ale także by zachować to, co w naszej kulturze, wierzeniach i tożsamości najważniejsze. To on, jako pierwszy papież, wyprowadził Kościół na ulicę, by walczyć o cywilizację miłości i przeciwstawiać się cywilizacji śmierci. Z pewnością, po 20 latach od jego śmierci, nie możemy zapomnieć o tym, co przekazał.

Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” – te słowa Jana Pawła II brzmią dzisiaj jak nigdy wcześniej.

 

Największy z rodu Polaków – świadectwo wielkiego świętego, które przezwycięży ataki

Św. Jan Paweł II – polski symbol nadziei, pokoju i jedności, wywarł ogromny wpływ na nasze czasy. Był człowiekiem dialogu i autorytetem moralnym dla milionów ludzi na całym świecie. Od samego początku wszyscy czuli jego wielkość, od zarania swojej drogi emanował wyjątkową aurą, ale była to wielkość płynąca w mniejszym stopniu ze sprawowanej funkcji, a bardziej z wyraźnie emanującego charyzmatu.

Jakże wielu czuło owo niezwykłe promieniowanie osoby św. Jana Pawła II! Padano na kolana przed nim wprost na bruku – z potrzeby serca, a także, aby oddać mu głęboki szacunek. – napisała Jolanta Sosnowska, znana i ceniona pisarka, biografka Papieża Polaka, w swoim najnowszym dziele pt. „Największy z rodu Polaków” (wyd. Biały Kruk).

Bogato ilustrowana, pamiątkowa książka wydana w 20. rocznicę śmierci św. Jana Pawła II jest wzruszającą opowieścią osnutą wokół znakomitych zdjęć mistrza fotografii Adama Bujaka, naocznego świadka jego świętości. To nie tylko wyjątkowa biografia Ojca Świętego, ale także ilustrowana opowieść o jego misji, duchowości i miłości do Polski.

Narracja o Janie Pawle II zmieniła się od chwili jego śmierci diametralnie; kiedyś, za życia, doceniany, podziwiany i szanowany, dziś jest atakowany, zwalczany i obrażany. Tymczasem największym z rodu Polaków nazwano Jana Pawła II już na początku jego pontyfikatu, a potem miano to było powszechnie wypowiadane z dumą przy bardzo wielu okazjach, w tysiącach miejsc, przez ludzi Kościoła i przez zwykłych wiernych, ale też przez polityków i środki masowego przekazu, nie wyłączając tych, którzy dzisiaj tak zaciekle go zwalczają.

Tym bardziej więc dzisiaj, kiedy zachwyt i podziw wobec Papieża Polaka są wyrazem płynięcia pod prąd, a nawet oznaką cywilnej odwagi i niezłomności – nie unikajmy przypominania, że św. Jan Paweł II naprawdę jest największym z rodu Polaków. Odwołujmy się do tamtych wydarzeń i przeżyć, by również potomni mogli przekonać się o wielkości i świętości Jana Pawła II.

Książka „Największy z rodu Polaków” Jolanty Sosnowskiej i Adama Bujaka pozwoli nam wrócić do tamtych czasów, kiedy papież Wojtyła z daleka, ze Stolicy św. Piotra, czuwał nad Polską, nad całym Kościołem i światem. Lektura jest dowodem świętości wielkiego człowieka, który od najmłodszych lat wiernie podążał za Chrystusem, głosząc Jego naukę aż do ostatniego tchu, człowieka, który przyczynił się do uszlachetniania naszych czasów na wielu płaszczyznach – duchowej, społecznej i politycznej.

Dowody jego wielkości są ewidentne. Spójrzmy zatem na karty tej przepięknej książki, w której słowo i obraz splatają się w jedno, by nie zapomnieć – tak osoby, jak i czynu największego z rodu Polaków.

Tomasz Wybranowski

 

 

Jan Paweł II – dwadzieścia lat po śmierci. Dziedzictwo walki o czystość Kościoła – wspomnienie Tomasza Wybranowskiego

Od kiedy pamiętam lubiłem i szanowałem Jana Pawła II. Nam Polakom w tamtych, komunistycznych czasach pod lupą i butem „wielkiego brata” z Moskwy, był On nieprawdopodobnie i wyjątkowo potrzebny.

Motto:

„Każdy znajduje w swoim życiu jakiś porządek praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić. Obronić dla siebie i innych”. – Jan Paweł II 

Jan Paweł II – dwadzieścia lat po odejściu. Dziedzictwo walki o czystość Kościoła

 

2 kwietnia 2025 roku świat obchodzi dwudziestą rocznicę śmierci Jana Pawła II. To dzień refleksji nad jego pontyfikatem, dziedzictwem duchowym, ale i jego niezłomną postawą wobec najciemniejszych aspektów Kościoła. To także moment premiery filmu Mariusza Pilisa „21:37”, odnoszącego się do godzin śmierci Jana Pawła II i duchowego poruszenia, jakie wówczas ogarnęło miliony ludzi. W cieniu tej rocznicy warto przypomnieć jedną z najbardziej niedocenianych, ale fundamentalnych misji polskiego papieża – jego walkę z pedofilią w Kościele.

Od kiedy pamiętam lubiłem i szanowałem Jana Pawła II. Nam Polakom w tamtych, komunistycznych czasach pod lupą i butem „wielkiego brata” z Moskwy, był On nieprawdopodobnie i wyjątkowo potrzebny. To On, Jan Paweł II sprawdził się w roli prawdziwego odnowiciela całego polskiego narodu. Nie przeszkadza mi to jednak w napisaniu, że w wielu momentach Jego działalność w strukturach Kościoła Katolickiego oceniam jako zachowawczą.

Wiele Janowi Pawłowi II zawdzięczamy i to jest fakt bezdyskusyjny. Osobiście, kiedy patrzę na pole bitwy polsko – polskiej i kopane coraz to nowe okopy podziałów, bardzo brakuje mi tej wspaniałej atmosfery z czasów Jego wizyt w Polsce, zwłaszcza z roku 1979 i lat 80. XX wieku.

Takiej mobilizacji Polek i Polaków, wzajemnego szacunku, braterstwa i wiary w przyszłość – wspólną! –  już nigdy nie doświadczymy. Teraz, po tym pobieżnie czynionym reportażu do z góry nakreślonej tezy, który opiera się na niedomówieniach, przemilczeniach, często stwierdzeniach bez pokrycia, to wszystko zostało upodlone, zdeptane i zabite. Wszyscy za to zapłacimy w chwili próby. A nie daj Boże wojny.

Tomasz Wybranowski


 

 

„Nie chciejcie ojczyzny, która was nic nie kosztuje”. – Jan Paweł II, z przemowy do polskich parlamentarzystów, z dnia 11 czerwca 1999 r.

Zastanawia mnie jedno, czy kiedykolwiek będzie możliwy rzetelny dialog ze stroną kategorycznie twierdzącą i szafującą oskarżeniami, że „Jan Paweł II umyślnie tuszował i wyciszał przypadki pedofilii albo był na nie obojętny”?

Ale ten moment mojej refleksji jest krótki. Odpowiadam i piszę, że nie! Oskarżyciele Jana Pawła II, reportażysta i jego zaplecze, dążą tylko do kategorycznego ocenienia konkretnych przypadków nadużyć w sposób ahistoryczny, aby ogłosić wszem i wobec złą wolę Jana Pawła II.

Zastanówmy się przez chwilę w jakich to czasach Karol Wojtyła, kiedy w latach 1958 – 1964 był krakowskim biskupem pomocniczym, a następnie arcybiskupem metropolitą krakowskim (lata 1964–1978).

Czy zapominamy i rozgrzeszamy inwigilację środowiska kościelnego przez SB? Pytam atakujących Jana Pawła II i lżących Go. 

Młodzież tak śmiało wykrzykująca z lekkością ośmiogwiazdkowe hasełka wczoraj (teraz rządzi Jagodno i Wilanów) nie wie, że za okrzyk „precz z komuną”, czy udział w jakiejkolwiek demonstracji lądowałaby w więzieniu. W najlepszym wypadku skończyłoby się to pobiciem „białą damą” (policyjną, gumową pałką), albo wysokim kolegium i wyrzuceniem z pracy bądź uczelni.

Gdyby nie św. Jan Paweł II tej wolności, której już nie dostrzegamy, by nie było. Bylibyśmy taką Białorusią z prezydentem Łukaszenką jako wodzem narodu. To po pierwsze.

Po drugie, księża mający coś na sumieniu, byli werbowani jako TW (tajni współpracownicy). Donosili, bardzo często kłamali, aby przypodobać się oficerom prowadzącym. Często ze strachu, aby ich grzechy nie ujrzały światła, w wielu wypadkach by dostać brudną, judaszową kasę. Na zdrową logikę zastanówmy się! Skoro wszyscy księża byli pedofilami, zwyrodnialcami i upadłymi, pełnymi słabości ludźmi, to dlaczego SB i Wydział IV powołany przecież do walki z Kościołem Katolickim, nigdy nie zrobili użytku z tych informacji? Czy to nikogo nie zastanawia?

Po trzecie, nie można opierać „wiedzy”, którą autor reportażu nazywa „prawdą”, na jednym tylko źródle, czyli dokumentach Służby Bezpieczeństwa. Są to zeznania z reguły osób, które miały swoje prywatne porachunki z innymi duchownymi czy kościelną hierarchią. Dla jasności dodam, że także nie wierzę we wszystkie „żelazne dowody” z teczek bezpieki na temat prezydenta Lecha Wałęsy.

Po czwarte, uważam, że Kościół Katolicki w Polsce musi otworzyć swoje archiwa najpierw dla historyków dla przeprowadzenia rzetelnej kwerendy, a potem dla dziennikarzy. Kościół musi to zrobić, ponieważ bez tego nie uda się oczyścić z zarzutów, aby przeciąć ropiejący coraz bardziej wrzód. Prawda wyzwala. Tylko prawda…

 

„Nie trzeba nawet dodawać, że nakazywał postępować jak najsurowiej wobec winnych pedofilii we własnych szeregach” – pisał po śmierci Jana Pawła II „Der Spiegel” 

 

Jan Paweł II
Domena Poblczna/ autor Rob Croes (ANEFO)

To Jan Paweł II wprowadził kilka historycznych zmian w „Kodeksie prawa kanonicznego” i nauce Kościoła Katolickiego w walce z wykorzystywaniem dzieci i nieletnich. W wiekach wcześniejszych problem dostrzegano, synody o tym głosiły (o czym w tym tekście nieco dalej), kościelne młyny mieliły wolno a prawa pozostawały często martwe.

Zacznę a chronologicznie. Mało efektywnym ruchem był artykuł 52 konstytucji apostolskiej „Pastor bonus” z czerwca 1988 roku. Konstytucja jak i ten konkretny artykuł reformował Kurię Rzymską przez przekazanie w jurysdykcję Kongregacji Nauki Wiary badania i karania zgłoszonych do niej „poważniejszych wykroczeń” przeciwko moralności.

Zabrakło tam konkretnej listy i wyliczenia „wykroczeń przeciwko moralności” i samego sformułowania „pedofilia duchownych”. Była to jednak historyczna i nadzwyczajna zmiana w prawie kościelnym. Na wniosek Jana Pawła II przerzucono sporą część odpowiedzialności za sądzenie poważniejszych przestępstw z diecezji, gdzie dochodziło często do matactw i ucinania sprawy, bezpośrednio do Watykanu.

Rok później, w listopadzie 1989 roku Watykan przystąpił do sygnowanej przez ONZ „Konwencji o Prawach Dziecka”, która obliguje do ochrony małoletnich przed wykorzystywaniem „w celach seksualnych”.

Artykuł 34

Państwa-Strony zobowiązują się do ochrony dzieci przed wszelkimi formami wyzysku seksualnego i nadużyć seksualnych, Dla osiągnięcia tych celów Państwa-Strony podejmą w szczególności wszelkie właściwe kroki o zasięgu krajowym, dwustronnym oraz wielostronnym dla przeciwdziałania:

nakłanianiu lub zmuszaniu dziecka do jakichkolwiek nielegalnych działań seksualnych;

wykorzystywaniu dzieci do prostytucji lub innych nielegalnych praktyk seksualnych;

wykorzystywaniu dzieci w pornograficznych przedstawieniach i materiałach.

Tutaj jedna uwaga. Stolica Apostolska opatrzyła ją zastrzeżeniem, że

„implementacja Konwencji jest możliwa tylko przy uwzględnieniu specyficznego charakteru państwa watykańskiego i źródeł jego obiektywnego prawa “.

Ważnym wydarzeniem było ogłoszenie przez Jana Pawła II „Katechizmu Kościoła Katolickiego”. W tym zbiorze z 1992 roku pedofilii dotyczą cztery punkty: 2 285, 2 353, 2 356 i 2 389. Pedofilia nazwana jest „zgorszeniem i deprawacją”.

Szczególnie ważny jest artykuł 2 285. Zacytuję go w całości:

 „Zgorszenie nabiera szczególnej wagi ze względu na autorytet tych, którzy je powodują, lub słabość tych, którzy go doznają. Nasz Pan wypowiedział takie przekleństwo: Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych… temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza (Mt 18, 6). Zgorszenie jest szczególnie ciężkie, gdy szerzą je ci, którzy, z natury bądź z racji pełnionych funkcji, obowiązani są uczyć i wychowywać innych. Takie zgorszenie Jezus zarzuca uczonym w Piśmie i faryzeuszom, porównując ich do wilków przebranych za owce.”

Ten zapis koresponduje z wcześniejszym niezwykłym orędziem, które skierował papież Jan Paweł II w maju 1984 roku, podczas pielgrzymki do Korei Południowej. A słowa te wypowiedział w przededniu Międzynarodowego Dnia Dziecka:

„Dzisiaj ja, Jan Paweł II jako przedstawiciel Jezusa, jako biskup Rzymu, daję swą miłość każdemu chłopcu i dziewczynce Korei: każdemu, bez żadnej różnicy. Głoszę waszą ludzką godność jako dzieci Bożych, stworzonych do tego, by uczestniczyć na zawsze w Bożej miłości. Głoszę wasze prawa, bez względu na to, jak małe lub bezbronne jesteście; głoszę obowiązki, które towarzyszą waszym prawom, a które powołane jesteście wypełniać z miłości, by chronić prawa innych. Szczególną miłością darzę każde dziecko, które cierpi, które jest samotne, które jest opuszczone, zwłaszcza to, które nie ma nikogo, kto by je kochał i o nie zadbał.”

W oparciu o decyzje Jana Pawła II, w świetle ogłaszanych przez niego dokumentów, widać wyraźnie, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zdawał sobie sprawę z formatu i powagi problemu.

Nikt nie może zarzucić Janowi Pawłowi II, że nie widział wielkiej potrzeby podjęcia powszechnie zakrojonych działań mających na celu przeciwdziałanie przestępstwom seksualnym wobec małoletnim w Kościele Katolickim i karanie ich sprawców. Refleksja Jana Pawła II nie miała jednak tylko wymiaru moralnego, ale też prawny i karny.

Tutaj zacytuję raz jeszcze „Katechizm Kościoła Katolickiego”. W artykule 2 389 przeczytamy:

 „nadużycia seksualne popełniane przez dorosłych na dzieciach lub młodzieży powierzonych ich opiece” są grzechem, będącym „jednocześnie gorszącym zamachem na integralność fizyczną i moralną młodych, którzy będą nosić jego piętno przez całe życie, oraz pogwałceniem odpowiedzialności wychowawczej”.

Czy wobec powyższych faktów można powiedzieć bezwzględnie, że Jan Paweł II nie miał sumienia? To dowody na świadomość papieża o niszczących skutkach tych przestępstw seksualnych w dorosłym życiu ofiar tych okrucieństw. To przecież Jan Paweł II wezwał amerykański episkopat do okresowego sprawozdania do Watykanu.

W czerwcu 1993 r. wysłał list nakazujący „zero tolerancji dla pedofilii”, w którym jednoznacznie, mocno i wyraziście napisał, że „pedofilia to wielkie przestępstwo”.

 

 

Bezkompromisowość działań Jana Pawła II doceniły amerykańskie media z krytycznie nastawionym do Kościoła Katolickiego pismem „Time” na czele. W grudniu 1994 roku, w apogeum doniesień, artykułów i reportaży o pedofilii szerzącej się w amerykańskich diecezjach, redakcja „Time’a” przyznała Mu tytuł „Człowieka Roku”. Oto uzasadnienie:

„W roku, w którym tak wielu ludzi oglądało upadek wartości moralnych albo próbowało usprawiedliwić złe postępowanie, Papież Jan Paweł II z całą mocą głosił wizję prawego i wzywał świat do jej przyjęcia. Za tę jego niezłomność, czy też bezwzględność – jak powiedzieliby jego krytycy – został ogłoszony Człowiekiem Roku”. – napisała redakcja magazynu „Time” 26 grudnia 1994 roku.

Nazywając go Człowiekiem Roku, w laudacji magazynu „Time” przeczytamy także:

 „Jego moc opiera się na słowie, a nie na mieczu… Jest jednoosobową armią, a jego imperium jest zarówno eteryczne, jak i wszechobecne jak dusza”.

Amerykanie, nawet ateiści i bezkompromisowi przeciwnicy Kościoła, przyznawali, że Jan Paweł II „działa w sprawie pedofilii jednoznacznie i bezkompromisowo”. Ale wróćmy na nasze polskie poletko, w mrok czasów poststalinowskich.

Prawda (brutalna) lat 50. i 60. XX wieku w komunistycznej Polsce

 

Dlaczego biskup Karol Wojtyła nie dawał wiary świadectwom? – to pytanie padło wielokrotnie rok temu w reportażu stacji walczącej o prawdę (nawet „tę bolesną”) i działającą „z najwyższymi standardami dziennikarskimi”.

Kolejne pytanie, które rozbrzmiewało echem w tym reportażu brzmiało: dlaczego biskup krakowski bardziej ufał kościelnym czynnikom i aparatowi niż osobom pokrzywdzonym?

Kilku rozmówców red. M. Gutowskiego wskazuje na ważną rzecz, która wyjaśnia postawę biskupa Wojtyły, późniejszego papieża. Będę posiłkował się słowami George’a Weigela, amerykańskiego pisarza katolickiego i teologa, który napisał najważniejszą (to moja subiektywna ocena) biografii papieża Jana Pawła II „Świadek nadziei”.

 

 

George Weigel podkreśla trudne i bolesne doświadczenia Karola Wojtyły z okresu komunizmu i rozliczne prowokacje służb specjalnych, nie tylko polskich, w stosunku do księży i osób duchownych podlegających jego władzy biskupiej i odpowiedzialności.

Na szczególnych prawach występuje w tym przypadku zagadnienie odpowiedzialności. Jest ona istotna i najważniejsza. Biskup Karol Wojtyła miał głęboko zakodowaną reakcję wiernej i lojalnej obrony księży przed atakami płynącymi z zewnątrz:

Papież pochodził z Polski, kraju naznaczonego represjami wobec kapłanów. Sam tych represji doświadczał i miał świadomość, że kapłani mogą być atakowani i niesłuszne oskarżani o najgorsze rzeczy.

Amerykański teolog i biograf Jana Pawła II zwrócił także uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię wpływającą na możliwości odpowiedniej reakcji Jana Pawła II, po roku 1978 na tragizm i horrorystyczny wymiar przestępstw seksualnych w Kościele Katolickim.

Musimy uświadomić sobie i zrozumieć, że Jan Paweł II nie jest w stanie dbać o dyscyplinę 400 tys. księży. To przede wszystkim odpowiedzialność lokalnych biskupów. Rolą papieża nie jest być na kształt dyżurnego w klasie.  – słowa George’a Weigela z reportażu Pauliny Guzik „Szklany dom”.

Teolog wielokrotnie zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię, mianowicie znacznie mniejszą niż dziś znajomość mechanizmów działania sprawców przestępstw seksualnych. 40 i 50 lat temu psychiatrzy i psychologowie wypowiadali się o księżach – sprawcach przestępstw seksualnych na nieletnich, że „da się ich wyleczyć”. Trudno nie było ufać specjalistom w szczególności, gdy biskupom zależało na księżach. Cytat:

„Wiara w te słowa była błędem, ale był to błąd nieumyślny” – podkreśla do dziś prof. George Weigel.

Tu od siebie dodam, że grzech i zło jest złem i grzechem. Postrzeganie takich przestępstw z powodu rzekomej „niewiedzy o wpływie na ofiary”, albo „zawierzenie w tych sprawach specjalistom i psychologom” nie jest wystarczającym argumentem, szczególnie dla biskupów diecezji, którzy niechętnie raportowali o takich sprawach do Watykanu! Nie można relatywizować moralności, chyba że mamy do czynienia z osobami mającymi problemy natury psychicznej. Ale wtedy należy je izolować od zdrowej tkanki społecznej. Kościół naucza o moralności, więc sam powinien być przykładem.

„Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka.” – św. Jan Paweł II

Psychologia zajęła się tematem pedofilii dużo wcześniej niż na przełomie lat 80. i 90. XX wieku.  Pedofilia z nazwy pojawia się w psychologii w XIX wieku. Austriacko – niemiecki psychiatra Richard Freiherr von Krafft – Ebing w 1886 r. opublikował „Psychopathia Sexualis”. Naukowiec opisał wyczerpująco jak na owe czasy szereg zaburzeń seksualnych: sadomasochizm, masochizm, homoseksualizm, fetyszyzm i pedofilię (łacińska nazwa: paedophilia erotica).

Źródło: Robert Pastryk / Pixabay.com

Richard Freiherr von Krafft – Ebing definiował ją jako „fakt wyłącznego zainteresowania seksualnego dziećmi w wieku poprzedzającym dojrzewanie płciowe”. Naukowe opracowania na jej temat różnicowały sprawców preferencyjnych (osoby, które odczuwają pociąg seksualny do dzieci) od tych, których czyny pedofilne wynikały z innych uwarunkowań.

W prawie karnym państw europejskich zaostrzenia związane z wykorzystywaniem seksualnym osób niedojrzałych płciowo zaczęły się pojawiać na przełomie XIX i XX wieku. Kontakty płciowe z dziećmi były jednak traktowane tak jak zgwałcenia.

W Polsce przepisy prawne związane z tematem pedofilii zaczęły się pojawiać od roku 1918.

Foto. Pixabay

 

Problem pedofilii szczególnie dostrzegano w USA. Tam na przełomie lat 50. i 60. XX wieku w dochodziło do zjawiska paniki społecznej przed pedofilami. Stąd mamy po dziś dzień rady rodziców dla dzieci, aby nie rozmawiały z nieznajomymi czy nie brały cukierków od pana, co przychodzi na plac zabaw.

Patrząc na powyższe daty, to Kościół Katolicki jako pierwszy pochylił się nad wykorzystywanymi w sposób plugawy dziećmi. Nie zawsze wszystko szło zgodnie z intencjami autorów kodeksów i kar dla przestępców.

I tutaj wbrew krytykom Jana Pawła II twierdzącym, że „jest tylko jeden okres w historii Kościoła, gdy kary za pedofilię zostają radykalnie złagodzone, a […] to okres pontyfikatu Jana Pawła II”, nie są prawdziwe. Dlatego sięgnijmy do historii Kościoła.

 

Z historii Kościoła Katolickiego. Rzecz o tropieniu pedofilii

 

Warto trochę poszperać w książkach i kronikach, nie tylko kościelnych, aby znaleźć sporo konkretów na temat zagadnienia pedofilii (nazywanej wówczas inaczej) i samego prawodawstwa kościelnego.

Pierwsza kościelna kodyfikacja na ten temat to Synod Nablusie i ogłoszenie nowych kanonów w styczniu 1120 roku. Powstały w wyniku prac synodu kodeks był bardzo surowy, jeśli chodzi o nadużycia seksualne. W kanonach od 8. do 11. opisano kary za sodomię. Było to novum w prawie średniowiecznym. Zgodnie z kanonem 8., dorosły sodomita, „tam faciens quam paciens” (zarówno strona aktywna jak i bierna), powinien zostać spalony na stosie. Jeśli stroną bierną jest dziecko lub osoba starsza, to w kanonie 9. czytamy, że

„należy spalić tylko napastnika i wystarczy, aby osoba zniewolona tylko pokutowała”, ponieważ wiedziano, że „zgrzeszyła wbrew swojej woli”.

 

Fot. Pixabay

W przypadku pedofilii kodeks nie przewidywał żadnej taryfy ulgowej, czyn nie podlegał wybaczeniu. Ksiądz lub zakonnik, który dopuścił się takiego przestępstwa natychmiastowo był wydalany ze stanu duchownego i sądzony jak świecki. Trafiał na stos.

Kolejną regulacją prawną, tym razem już dla całego Kościoła Katolickiego były Sobory Laterańskie (I. 1123, II. 1139, III. 1179, IV. 1215 i V. 1512 – 1517). W skrócie ich dekrety, które w większości trafiły do zbioru prawa kościelnego, zakazywały duchownym wszelkiej aktywności seksualnej ze szczególnie ciężkimi karami za „sodomię”, do której zaliczano wówczas także pedofilię. Również karą było wydalenie ze stanu duchownego i kara zgodnie ze zwyczajami miejscowymi, najczęściej kara śmierci.

Sobór Trydencki (1545 – 1563) również szedł linią wcześniejszych koncyliów. Duchownych, którym udowodniono ohydne (ale nienazwane) przestępstw przeciwko naturze (a więc i pedofilię) należało zdegradować, pozbawić wszelkich tytułów, wydalić ze stanu duchownego i przekazać władzom świeckim. To oznaczało karę śmierci.

Tutaj jedna uwaga i rzecz o zawodnym „czynniku ludzkim”, który dąży ku złemu i grzechowi. Tak twierdzi chociażby autorka krańcowo różnie ocenianej książki „The Corrupter of Boys” Dyan Elliott:

„Faktyczny zakaz nazywania grzechu działał jak ukryte zezwolenie dla władz kościelnych na całkowite ignorowanie go. Gdy podczas Soboru Laterańskiego III ostatecznie zakazano duchownym sodomii, cała dwuznaczność zawarta w eufemizmie „grzech, którego nie wypada nazywać” stała na przeszkodzie jakiemukolwiek znaczącemu ściganiu przestępstw. Mimo to rosnący rozdźwięk pomiędzy zakazem a milczącym przyzwoleniem nie pozostał niezauważony. Angielscy lollardowie wyraźnie zakwestionowali tabu wokół stosowania terminu „sodomia”, dostrzegając bezpośredni związek między werbalnym tłumieniem a zgodą na skryte wykorzystywanie”.

Fot. congerdesign (CC0, Pixabay.com)

W następstwie reform trydenckich umocniono rolę inkwizycji w zwalczaniu zjawiska. Kary za pedofilię były tak surowe, że w wielu dokumentach historycznych i kronikach natrafimy na opisy, że sprawcy sami potrafili stawić się dobrowolnie przed sądem kościelnym, aby ubiec trybunał inkwizycyjny przed pojawieniem się w mieście.

Od czasów Piusa IX zrezygnowano z praktyki wydawania duchownych w ręce świeckie, ale podtrzymano obowiązkowe wydalenie ze stanu duchownego.

„Kodeks prawa kanonicznego” Benedykta XV z 1917 roku mówi wprost o „obowiązkowej suspensie, obłożeniu infamią, pozbawieniu godności i sprawiedliwych karach”, z wydaleniem ze stanu duchownego włącznie:

w kanonie 1 395 przeczytamy, że „za wykroczenie przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu z osobą małoletnią powinno być karane sprawiedliwymi karami, włączając w to wydalenie ze stanu duchownego”.

Wśród kar wymieniono zawieszenie w obowiązkach, obłożenie infamią, pozbawienie urzędu, beneficjum, godności i funkcji.

Następny dokument to datowany na rok 1922 „Crimen Sollicitationis” / „O przestępstwie nagabywania”, w którym nakazano przekazywanie spraw najcięższej wagi (w tym pedofilii) do Świętej Kongregacji Świętego Oficjum. Ten dokument wydany przez Święte Oficjum (dawna nazwa Kongregacji Nauki Wiary) został potwierdzony przez papieża Jana XXIII w roku 1962.

Buty Jana Pawła II

 

Instrukcja omawia postępowanie w razie podejrzenia, że w trakcie spowiedzi duchowny dopuścił się namawiania penitenta do popełnienia grzechu przeciwko VI przykazaniu „nie cudzołóż” (inaczej solicytacji). Specjalne procedury biorą pod uwagę tajemnicę spowiedzi, czyli obowiązek zachowania milczenia przez księdza na temat tego, co usłyszał w trakcie spowiedzi.

Dlatego instrukcja nakazywała zachowanie szczególnej poufności w trakcie dochodzenia. Pod groźbą kościelnej klątwy (ekskomuniki) trwał obowiązek milczenia przez osoby biorące w nim udział. Nakaz ten dotyczył również osoby składającej skargę oraz świadków.

W oparciu o ten dokument podnosił się wielokrotnie zarzut, że „istniał dokument, który nakazywał milczeć hierarchom i biskupom, aby sytuacje na temat przestępstw seksualnych księży nie wychodziły na światło dzienne”.

I tutaj dochodzimy do kuriozum ataków na Jana Pawła II, że „we wcześniejszych wiekach Kościół sprawców gwałtów dzieci i uwodzeń nieletnich traktował surowo, zaś za czasów pontyfikatu Jana Pawła II im pobłażano”.

To historyczne repetytorium przedstawiłem i muszę je opatrzeć jednym komentarzem: z respektowaniem i stosowaniem szerokiego wachlarza kar dla przestępców seksualnych na przestrzeni wieków w Kościele Katolickim nie było najlepiej.

Zaczęło się to zmieniać, kiedy papieżem został Jan Paweł II. I zacznę od

Zmiany w „Crimen Sollicitationis” / „O przestępstwie nagabywania”

Instrukcja, którą wspomniałem, obowiązywała do roku 2001, kiedy nowe przepisy listem apostolskim wprowadził Jana Pawła II. Ten list został później uzupełniony jeszcze przez ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kardynała Józefa Ratzingera.

W dokumencie określone zostały szczegółowo przewinienia podlegające rozpatrzeniu właśnie przez Kongregację Nauki Wiary. Wymieniono także szczegółowo grzechy przeciwko VI przykazaniu, w tym współżycie z osobą poniżej 18. roku życia. W przepisach nie pojawia się już nakaz milczenia, znajduje się tam natomiast informacja o tym, że owe sprawy objęte są tajemnicą papieską, a zatem dokumenty z postępowań nie podlegają ujawnieniu.

Ta tajemnica została zniesiona w grudniu 2019 roku przez papieża Franciszka, z adnotacją, że „nie można wymagać ani od osoby pokrzywdzonej, ani od świadków, składania obietnicy o milczeniu”.

 

Jan Paweł II
Domena Pobliczna/ autor Rob Croes (ANEFO)

Unikalna zmiana w stosowaniu i egzekwowaniu prawa kościelnego

Jan Paweł II ogłosił „Kodeks prawa kanonicznego” 25 stycznia 1983 roku, który zastąpił poprzedni dokument z 1917 roku, przyjęty za czasów Benedykta XV. Wcześniej dewiacja pedofilii była opisana w ramach kanonu 1 395 § 2, w dziale „Przestępstwa przeciwko specjalnym obowiązkom”. Przepis brzmiał następująco:

„Duchowny, który w inny sposób wykroczył przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, jeśli jest to połączone z użyciem przymusu lub gróźb, albo publicznie lub z osobą małoletnią poniżej lat szesnastu, powinien być ukarany sprawiedliwymi karami, nie wyłączając w razie potrzeby wydalenia ze stanu duchownego”.

W nowym Kodeksie, który powstał za czasów Jana Pawła II, brzmienie kanonu 1 395 pozostało takie samo i należał on do tego samego działu. Ale ważne są jego kolejne modyfikacje! Po noweli kodeksu ów kanon przeniesiony został do działu „Przestępstwa przeciwko życiu, godności i wolności człowieka” i znajdziemy go pod numerem 1 398, gdzie przeczytamy:

„Pozbawieniem urzędu i innymi sprawiedliwymi karami, nie wyłączając wydalenia ze stanu duchownego, jeżeli na to wskazuje dany przypadek, powinien być ukarany duchowny:

 – który popełnił przestępstwo przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu z małoletnim lub z osobą, która na stałe używa rozumu tylko w ograniczonym zakresie, lub z osobą, której prawo przyznaje taką samą ochronę;

– który uwodzi albo nakłania małoletniego albo osobę, która na stałe używa rozumu tylko w ograniczonym zakresie, albo osobę, której prawo przyznaje taką samą ochronę, do ukazywania się w sposób pornograficzny lub do uczestniczenia w rzeczywistych bądź symulowanych przedstawieniach pornograficznych”.

Duchowny popełniający przestępstwa, o których mowa winien być ukarany odpowiednio do wagi przestępstwa, nie wyłączając wydalenia lub pozbawienia urzędu. Przypomnę, że podstawowym aktem prawnym w Polsce, który określa kary za pedofilię, jest „Kodeks karny” i Art. 200, który przewiduje karę od 2 do 12 lat pozbawienia wolności za obcowanie seksualne z osobą poniżej 15. roku życia.  Jan Paweł II podniósł ten wiek w „Kodeksie prawa kanonicznego” do 18 lat, o czym za chwilę.

„Pedofilia to jedno z najcięższych przestępstw” – św. Jan Paweł II

 

 

 

„Nie trzeba nawet dodawać, że nakazywał postępować jak najsurowiej wobec winnych pedofilii we własnych szeregach” – pisał po śmierci Jana Pawła II „Der Spiegel”

 

Św. Jan Paweł II uznał kategorycznie i nazwał pedofilię „jednym z najcięższych przestępstw”. I tutaj dochodzimy do kolejnego dokumentu, który wszedł w życie za jego pontyfikatu. To wydany w roku 2001 „Sacramentorum sanctitatis tutela” – „Ochrona świętości sakramentów” wedle którego „krzywdę popełnioną dziecku w sferze seksualnej uznano za jedno z najcięższych przestępstw kościelnych”.

W dokumencie wiek zabroniony wynosi już 18 lat, a nie jak poprzednio 16. Po wprowadzonych zmianach czytamy w dokumentach kościelnych, że:

1. Najcięższymi przestępstwami przeciw obyczajom, które osądza tylko Kongregacja Nauki Wiary, są: przestępstwo przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, popełnione przez duchownego z nieletnim poniżej osiemnastego roku życia; w tym numerze zrównana jest z nieletnim osoba, która trwale jest niezdolna posługiwać się rozumem; nabywanie albo przechowywanie, lub rozpowszechnianie w celach lubieżnych materiałów pornograficznych, przedstawiających nieletnich poniżej czternastego roku życia, przez duchownego – w jakikolwiek sposób i za pomocą jakiegokolwiek urządzenia.

2. Duchowny popełniający przestępstwa, o których mowa w § 1, winien być ukarany odpowiednio do wagi przestępstwa, nie wyłączając wydalenia lub pozbawienia urzędu.

Po zmianach wprowadzonych za Jana Pawła II wszystkie przypadki wykorzysywania seksualnego nieletnich podlegają prawodawstwu Watykanu i muszą być zgłaszane do Kongregacji Nauki Wiary. Jak czytamy:

„Jeśli ordynariusz lub hierarcha otrzyma wiadomość, przynajmniej prawdopodobną, o popełnieniu przestępstwa zastrzeżonego, po przeprowadzeniu badania wstępnego winien powiadomić o tym Kongregację Nauki Wiary, która z wyjątkiem ewentualnego zastrzeżenia dla siebie sprawy (z powodu szczególnych okoliczności) wskazuje ordynariuszowi lub hierarsze sposób postępowania”.

Decyzja ta dowodzi wprost, że Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z powagi i z globalnej skali charakteru kryzysu w Kościele Katolickim spowodowanym wykorzystaniem seksualnym dzieci i młodzieży.

Przyjęto normę „zero tolerancji”, a potwierdzenie oskarżeń miało skutkować usuwaniem ze stanu duchownego. To był moment przełomowy.

Bazylika św. Piotra, Watykan, fot. Radomil (CC-BY-SA-3.0) Wikimedia Commons

 

W tamtym czasie Jan Paweł II skierował do Kongregacji Nauki Wiary, kierowaną przez kardynała Josepha Ratzingera, prałata Charlesa Sciclunę. Maltański kapłan stał się słynnym z powodu niezłomnego tropienia pedofilii. Jako promotor sprawiedliwości kierował oczyszczaniem Kościoła i wykrywaniem sprawców przestępstw seksualnych.

13 listopada 2018 papież Franciszek powołał go na stanowisko sekretarza pomocniczego Kongregacji Nauki Wiary. Każdy kto twierdzi, że w kodeksie prawa kanonicznego, wprowadzonym dokładnie 40 lat temu, za pontyfikatu Jana Pawła II, „pedofilia została przeniesiona z grupy przestępstw najcięższych do pospolitych” manipuluje i rażąco mija się z prawdą!

Inną sprawą jest to, że według kwerendy z 2019 roku, przeprowadzonej przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, spośród 270 zakończonych już w Polsce procesów kanonicznych dotyczących przestępstwa wykorzystywania seksualnego małoletnich przez osoby duchowne (lata 1990 – 2018) tylko 25,2 proc. spraw zakończyło się wydaleniem ze stanu duchownego. I tym powinien zająć się Konferencja Episkopatu Polski.

Pułapki czasów i na skrzyżowaniu dziejowych wyzwań

Wróćmy jednak do osoby św. Jana Pawła II. Jako biskup krakowski Karol Wojtyła żył jeszcze w czasach, o których nie chce się pamiętać, a reportażyści stacji działającej „z najwyższymi standardami dziennikarskimi” nie ukazują młodym widzom tła i specyfiki lat komuny w Polsce.

Gdynia, 17.12.1970 r. / Fot. Edmund Pelpliński / Wikimedia Commons

W czasie walki systemu z Kościołem Katolickim późniejszy papież Jan Paweł II był między przysłowiowym młotem a kowadłem. Trudnym w tamtych czasach było mówienie czegoś demoralizującego na księży i osoby duchowne, bez osłabiania ducha narodu i wywołania zgorszenia społecznego.

Czy można było pozwolić na pęknięcie monolitu Kościoła, który jawił się jako bastion przeciw zniewoleniu i komunizmowi? Moim zdaniem absolutnie nie! Nawet jeśli wiedział o kilku sprawach, to załatwienie ich w inny sposób absolutnie nie mogło być celowe.

W czasie pontyfikatu Jan Paweł II musiał mieć bardzo dużo wątpliwości odnośnie do poczynań biskupów, kiedy stanowczo zdecydował, że rozstrzygający głos w osądzaniu spraw zawiązanych z wykorzystywaniem seksualnym młodocianych i dzieci ma Stolica Apostolska. O czym już wspominałem.

Przekazanie tych spraw pod bezpośredni nadzór Kongregacji Nauki Wiary było ze strony Jana Pawła II wielkim dowodem nieufności co do zdolności episkopatów w zakresie właściwych i szybkich działań w przypadkach pedofilii i wykorzystywania dzieci.

„Wypaczone pojęcia wolności, rozumianej jako niczym nieograniczona samowola, nadal zagrażają demokracji i wolnym społeczeństwom.” – słowa św. Jana Pawła II z „Autobiografii”.

 

Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Obserwuję od kilku dni internetowe fora, gdzie pełno obelg, wyzwisk, gróźb karalnych i totalny brak szacunku dla siebie nawzajem. Nazwać owe fora kloaką czy szambem to wysoce wyszukany komplement.

Czyżby wielu komentujących należało do ogromnego grona fanów komunistycznej SB (jeśli członkowie rodzin, to niechętnie, ale zrozumiem), które tworzyło nową rzeczywistość pod dyktat komunistycznej Moskwy niszcząc jak tsunami polskie autorytety.

Ktoś powie bzdury! Jeśli tak, to co z uwięzieniem błogosławionego Stefana kardynała Wyszyńskiego, prześladowania i zamordowanie błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki, uśmiercenia przez nieznanych sprawców wielu księży, w tym zamordowanego pół roku (sic!) po obradach „okrągłego stołu” księdza Sylwestra Zycha?!

Czy ktoś jeszcze pamięta księdza Romana Kotlarza, niezłomnego kapelana i uczestnika protestu robotników w 1976 roku, nazywanych „wydarzeniami radomskimi”. To kolejny duchowny prześladowany, nękany, kłamliwie pomawiany, wreszcie brutalnie pobity i torturowany przez oprawców Służby Bezpieczeństwa, w których wyniku zmarł.

Fot. domena publiczna

Częstą praktyką stosowaną przez Wydział IV było kuszenie księży i biskupów poprzez podstawionych agentów i agentki, a oni – absolutnie ich nie usprawiedliwiam – wpadali w te zastawione sidła i do końca swoich dni chodzili na smyczy esbeckiej. Nie o wszystkim wiemy, bo do dziś większość praktyk SB nie jest jawna.

Na temat sposobu działań SB mogą wypowiedzieć się liczni artyści, dziennikarze, pracownicy naukowi i prawnicy, którzy także poddawani byli tym machinacjom i podpisywali papiery na samych siebie.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Z tych też powodów, z całego serca wspierałem ze wszystkich sił księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego, który przez ponad trzy dekady nawoływał (często na puszczy, często lżony i poniżany) polski Kościół Katolicki by wreszcie oczyścił się i ujawnił w pełnej rozciągłości agenturalną przeszłość pewnej części kleru z czasów komunistycznych.

Często to powtarzam i zrobię to raz jeszcze! Polski Kościół ewidentnie nie jest w stanie podołać moralnemu i historycznemu zadaniu przecięcia agenturalnego węzła gordyjskiego.

Wiemy, że abp. Leszek Głódź był informatorem SB. Wielu innych wysokich rangą biskupów także. Ś. p. Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zalewski dostrzegał ważną nić, która łączy wiele patologicznych spraw.

Nieustraszenie twierdzi, że skutkiem nieprzeprowadzenia lustracji w polskim Kościele Katolickim są panoszące się lobby homoseksualne i ukrywanie pedofilii.

W emitowanym w stacji TVN rok temu materiale red. M. Gutowskiego, który – nie tylko dla mnie, na szczęście! – był tylko słabą, pseudo – reporterską mową prokuratorską, zabrakło obok wielu rzeczy przede wszystkim tła historycznego. Zabrakło interpretacji do przeszłości PRL – u z agenturą SB i z nawiązaniem do teraźniejszości, także systemu polskiego sądownictwa A.D. 2025 roku.

Mimo upływu lat ciągle tajni agenci, teczki, szantaże i wymuszenia wiszą nad Polską świecką i kościelną.

„Potrzeba nieustannej odnowy umysłów i serc, aby przepełniała je miłość i sprawiedliwość, uczciwość i ofiarność, szacunek dla innych i troska o dobro wspólne, szczególnie o to dobro, jakim jest wolna Ojczyzna.” – Jan Paweł II w początkach swojego pontyfikatu.

 

fot. Wikipedia.
Milicja katuje ludzi na ulicy Kochanowskiego.

 

Od lat głoszę smutną tezę, że wszystkie stany i grupy zawodowe w Polsce, z ich wieloma autorytetami i liderami skąpane są w agenturze! To efekt sowieckiego zniewolenia i grubej linii (niektórzy mówią i piszą o „kresce” / „linii”) premiera Mazowieckiego spoza (?) układu komunistycznego.

Tego jednak stacja TVN już nie pokazała, ponieważ musiałaby powrócić do swoich korzeni i „ojców założycieli” nieżyjących już panów Waltera i Wejherta.

Brak lustracji, która byłaby oczyszczeniem, skutkuje i skutkować będzie tego typu newsami, reportażami i artykułami, jak chociażby o św. Janie Pawle II. Teczki SB widział między innymi Adam Michnik, który jednak powiedział o Janie Pawle II ważne słowa:

Jan Paweł II to jedna z najwybitniejszych postaci życia publicznego w polskiej historii XX wieku. Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów, są wykuci z jednej skały i święci w każdym wymiarze. Ja staram się myśleć o całym dorobku i życiu Jana Pawła II.

I jeżeli przyjąć, że w tej sprawie on pobłądził, to nie może to unieważniać wszystkich jego dokonań. Zbyt wiele mu zawdzięczam i jestem zdania, że zbyt wiele zawdzięcza mu Polska, żeby sprowadzać jego pontyfikat do tego jednego wątku. Choć jednocześnie uznaję, że spoczywa na nim, jako zwierzchniku Kościoła, część odpowiedzialności za te straszne błędy i ohydne zdarzenia.

Napiszę rzecz, która wielu może się nie spodobać. Mając do wyboru wygranie wolności dla Polski i połowy Europy, a uganianie się za kilkoma księżmi obarczonymi nietypowymi skłonnościami (których nazywam dewiantami i przestępcami seksualnymi), św. Jan Paweł II wybrał sprawę o znacznej większej skali i ciężarze, bo ofiarował połowie Europy wolność. Bowiem dał nam Polakom poczucie dumy, jedność i wspólnotowość.

Tylko co my sami z tymi wartościami zrobiliśmy? Co z nimi robimy?!!! Pytam polityków, duchownych, artystów, dziennikarzy i zwykłych Kowalskich opluwających pod przykrywką internetu sprzed monitora komputerów innych Kowalskich – Polaków. Pytam nas wszystkich!

Dziś wszyscy z zadziwiającą gorliwością dokonują teraz bezzwłocznych sądów kategorycznych. Dzieje się to w przestrzeni publicznej, na forach internetowych w sposób bezrefleksyjny i bezkrytyczny. Jesteśmy świadkami sądów kapturowych. Oby to nie obróciło się przeciwko samym „sędziom”.

Fot. Silar / Wikimedia Commons

W latach wyborów parlamentarnych pojawiają się cyklicznie materiały (teraz po raz kolejny), które uderzają w Kościół Katolicki. Czyżby „stary system” kombinował teraz w inny sposób jakby tu ograć Polaków? 

Reportaż red. M. Gutowskiego, który dzisiaj z odrazą przypominam, wpisał się w szerszy proces grillowania Zjednoczonej Prawicy przez „nowoczesne, europejskie siły”.  Wiemy już, że walka o praworządność i demokrację to tylko licha ściema.

Wiemy już, że w Brukseli można kupić dowolną rezolucję albo odpowiednią ustawę. W tak chorym i kłamliwym kształcie Unia Europejska nie przetrwa, choćby premier Donald Tusk i cała Koalicja 15 października / 13 grudnia podpierali lichymi barkami walący się budynek.

Patrząc na boje polityczne w naszym kraju, które po roku wyborczym 2024 jeszcze bardziej przybrały na sile, można odnieść wrażenie, że zarzuty wobec Jana Pawła II tak naprawdę zeszły na drugi plan. Celem była (jest!) jak zwykle – NIESTETY! – polityka i nadchodzące wybory, tym razem prezydenckie

A zasługi papieża Polaka, jak były, tak są i będą niezaprzeczalne dla naszej wolności od komunizmu i radzieckiego knuta.

Pytania z dysonansem poznawczym 

Fot. CC0, Pixabay

 

Mimo pięćdziesiątki na karku nie rozumiem pewnej rzeczy. A dzieje się tak, gdy przyglądam się ostatnim dyskusjom na rzeczony temat. Oto, kiedy ktoś broni polskiej kultury, religii, ludzi zasłużonych dla naszej wolności, a nawet świętego, od którego zaczęła się nowa era Polski w cywilizowanym świecie, to pada od razu zarzut, że „ktoś chce coś ugrać politycznie”.

Natomiast jeżeli ktoś niszczy uznane autorytety i idee, to wtedy szuka sprawiedliwości (sic!). Pachnie brzydko coraz bardziej hipokryzją.

My Polacy jesteśmy rzeczywiście dziwnym narodem. Narodem cudacznym wręcz! Potrafimy po mistrzowsku niszczyć swój wizerunek, zohydzać symbole i niszczyć bohaterów na oczach świata. Z zaświatów marszałek Józef Piłsudski krzywi się, że niestety prawie sto lat temu… miał rację, wieszcząc permanentne ciężkie czasy:

„Polskę być może czekają i ciężkie przeżycia. Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym”.

Najpierw był Lech Wałęsa, który dla mnie osobiście dokonał rzeczy wielkich. I gdyby przyznał się do chwil słabości, ludzkiego strachu i porzucił brzemię monstrualnego ego, to do tej pory byłby wielki. Teraz do kruszarki „pełnej najwyższych standardów” stacja telewizyjna wrzuca od kilku lat św. Jana Pawła II. A kto później? Może Tadeusz Kościuszko? Przy biogramie innego bohatera Polski i Stanów Zjednoczonych Kazimierza Pułaskiego już się majstruje. Toczą się, na razie nieśmiałe, dyskusje na temat „Jego prawdziwego gender”.

Jedno jest pewne! Pedofilię trzeba zwalczać i to nie tylko w gronie duchownych, ale i wśród artystów, posłów, celebrytów, działaczy LGBT. Nikogo z tych bandytów nie wolno chronić, czy to prominentnych działaczy związanych z Platformą Obywatelską (ostatni dramat z samobójczą śmiercią syna posłanki PO), czy jakąkolwiek inną, bywalców – lubieżników „Zatoki Sztuki” w Sopocie, czy biskupów i księży. NIKOGO!!!

Podczas jednej z wizyt w Polsce św. Jan Paweł II mówił do nas Polaków, właściwie wykrzyczał to:

„Przestańcie mi bić brawo! Zacznijcie mnie w końcu słuchać!”

Na koniec przestrzegam przed wędrówką do królestwa absurdu. Bardzo łatwo jest także i dziś zażyć tabletkę Multi – Binga. Z jeszcze większą łatwością jednak przychodzi człowiekowi zrobienie absolutnie wszystkiego z drugim człowiekiem.

 Tomasz Wybranowski

P.S.

Premiera filmu Mariusza Pilisa „21:37” w tym szczególnym dniu nie jest przypadkowa. Film ukazuje wpływ śmierci papieża na losy zwykłych ludzi, co odzwierciedla jego duchowe dziedzictwo.

Jan Paweł II nie tylko zmienił historię Kościoła, ale i wpłynął na sumienia milionów wiernych, budząc w nich świadomość odpowiedzialności za moralną czystość wspólnoty wierzących.

Dwadzieścia lat po śmierci Jana Pawła II jego dziedzictwo pozostaje żywe. Był pierwszym papieżem, który odważył się wypalać grzech pedofilii z wnętrza Kościoła. Choć jego działania były trudne i spotykały się z oporem, to właśnie on stworzył fundamenty pod dalsze reformy. W obliczu tej rocznicy warto pamiętać nie tylko o jego świętości, ale i o jego determinacji w obronie najmniejszych i najsłabszych – tych, których Kościół miał chronić, a nie krzywdzić.

 

Ojciec Józef Innocenty Maria Bocheński. Wspomnienia o Wielkim Myślicielu – rozmowa II – Paweł Winiewski i T. Wybranowski

U nas, w Polsce, olbrzymia większość księży była i jest z ludu. Nasze duchowieństwo jest, Bogu dziękować, krwią z krwi i kością z kości polskiego chłopa i polskiego robotnika. Nasz kościół jest kościołem ludowym. Dlatego tak trudno bolszewikom go zniszczyć. - mawiał ojciec Bocheński vide "Kościół a demokracja", Wydawnictwo Salwator, Kraków 2005, s. 245.

Paweł Winiewski wprowadził słuchaczy w fascynującą historię życia ojca Bocheńskiego, który od 1931 roku spędził wiele lat w Rzymie, gdzie studiował teologię, a później wykładał logikę na Angelicum.

Moim gościem w blokach specjalnym programów na antenie Radia Wnet poświęconym pamięci ojca Józefa Innocentego Marii Bocheńskiego jest Paweł Winiewski, dziennikarz, filozof i znawca teologii, autor  biografii ostatniego za życia najbardziej znanego Polaka na świecie przed erą św. Jana Pawła II.

W trakcie rozmowy omawiano życie i dorobek intelektualny jednego z najwybitniejszych dominikanów XX wieku, który miał ogromny wpływ na rozwój filozofii, teologii i logiki w Polsce i na świecie.

Tutaj do wysłuchania program o ojcu Bocheńskim:

 


 

Ojciec Bochenski. Fot ze zbiorów Małgorzaty Bocheńskiej

 

Z Rzymu na światowe sceny filozoficzne

Paweł Winiewski wprowadził słuchaczy w fascynującą historię życia ojca Bocheńskiego, który od 1931 roku spędził wiele lat w Rzymie, gdzie studiował teologię, a później wykładał logikę na Uniwersytecie Angelicum. Jak przypomniał Paweł Winiewski,

ojciec Bocheński rozpoczął swoje rzymskie życie jako student teologii, a jego droga szybko zaprowadziła go na wykłady logiki, które prowadził do 1940 roku. Jako młody dominikanin, miał również ogromny wpływ na studentów, choć zauważył, że logika nie była najłatwiejszym przedmiotem do przyswojenia dla wszystkich.

„Zabawa z logiką” – jak ją nazywał – miała swoje komiczne momenty, które przytaczał w listach do ojca.

Warto zaznaczyć, że Bocheński, mimo bycia dominikaninem i duchownym, był również jednym z najwybitniejszych myślicieli swojego czasu, który nie bał się konfrontować z trudnymi tematami społecznymi i politycznymi. Zdecydowanie przeciwstawiał się dominującym ideologiom, takim jak marksizm czy leninizm, które, jak mówił, były „najbogatszym zbiorem zabobonów, jakie kiedykolwiek utworzono”.

Jego krytyka była bezkompromisowa, a szczególnie dotyczyła intelektualistów, którzy wspierali systemy komunistyczne. W książkach i listach Bocheński niejednokrotnie odnosił się do swoich refleksji na temat społeczeństw, ich kondycji intelektualnej oraz filozoficznych absurdów, z którymi musiał się zmagać.

 

 

Poczucie humoru i historie z Rzymu

W rozmowie nie zabrakło także anegdot, które obrazowały osobowość ojca Bocheńskiego. Jedną z takich historii była ta o nieporozumieniu związanym z relikwiami św. Tomasza z Akwinu. Kiedy siostry w rzymskim klasztorze przygotowały fałszywą relikwię, cała sprawa stała się jednym z najzabawniejszych wydarzeń w Rzymie, które stały się tematem wielu żartów. Tego rodzaju historie pokazują, jak ważne było dla Bocheńskiego poczucie humoru i dystans do samego siebie, który pozwalał mu z dystansem podchodzić do spraw, które w innych okolicznościach mogłyby budzić poważniejsze kontrowersje.

 

Tutaj do wysłuchania pierwsza rozmowa z cyklu „Przywracamy należne miejsce ojcu Bocheńskiemu i jego myśli” w Radiu Wnet – Winiewski & Wybranowski:

 

Przełomowe myśli i wprowadzenie do dekomunizacji

Ojciec Bocheński to jednak nie tylko autor zabawnych anegdot, ale również myśliciel, który w swoich refleksjach przewidywał przyszłość Polski i Europy. Zajmując się filozofią i historią, doszedł do wniosku, że konieczna jest dekomunizacja, o której dzisiaj niemal zapomniano. „Po roku 1989, mówił Bocheński, Polska powinna przejść przez proces wyeliminowania ludzi bez charakteru i kręgosłupa. Dziś nikt w Polsce nie mówi o dekomunizacji” – zauważył Paweł Winiewski w rozmowie z Wybranowskim.

Bocheński był również jednym z nielicznych intelektualistów, którzy nie bali się wytykać społeczeństwom, które były uwikłane w ideologię marksistowską.

Po rozpadzie ZSRR, Unia Europejska, która miała dać nadzieję, staje się czymś, co zmierza ku postkomunistycznemu porządkowi – mówił Paweł Winiewski.

Bocheński, krytykując wpływy komunizmu, zauważył, że Europa Zachodnia, mimo pozornej wolności, zaczęła ulegać tym samym iluzjom, które wcześniej były charakterystyczne dla ZSRR.

Nieobecny w przestrzeni publicznej

Jednak pomimo swojego dorobku i nieocenionych zasług, postać ojca Bocheńskiego jest dziś w Polsce niedostatecznie doceniana. Paweł Winiewski wskazał, że w Polsce, w kraju, który zdominowany jest przez medialną głupotę, Bocheński stał się postacią niewygodną dla wielu środowisk. Zwrócił uwagę, że 

myśl Bocheńskiego jest trudna do zaakceptowania dla tych, którzy nie chcą stawić czoła trudnej prawdzie o własnym społeczeństwie i historii.

Winiewski i Wybranowski podkreślają również, że ojciec Bocheński jako intelektualista walczył bezkompromisowo o prawdę, a jego droga życiowa i myśli były ukierunkowane na obronę wartości i prawdy przed wszelkimi fałszywkami i ideologiami, które zagrażały społeczeństwom Europy.

 

Zamiast zakończenia dopowiedzenie, że będzie ciąg dalszy…

W programie poświęconym ojcu Bocheńskiemu nie zabrakło także wspomnień o jego działalności wojennej, gdzie pełnił rolę kapelana wojskowego, a także o jego zaangażowaniu w pomoc dla polskich naukowców uwięzionych przez Niemców. Pamięć o nim, jak podkreślił Paweł Winiewski, jest dziś nadal aktualna, szczególnie w kontekście wartości, które reprezentował. Warto kontynuować przypomnienie o jego pracy, intelekcie i nieustępliwości w dążeniu do prawdy, ponieważ jego myśli są ważne nie tylko dla dzisiejszej Polski, ale także dla całej Europy.

Winiewski & Wybranowski

 

Tysiąclecie Królestwa Polskiego. Tusk nie świętuje, bo drugiego nie planuje. Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

Arkadiusz Jarzecki (fot. Jakub Węgrzyn)

Z okazji Tysiąclecia Królestwa Polskiego Muzeum Historii Polski zorganizuje ubogi konkurs, a to i tak więcej niż planuje rząd Donalda Tuska. W PRL-u było lepiej, ale premier nawiązuje do innej epoki.

W tym roku obchodzimy Tysiąclecie Koronacji Bolesława Chrobrego, ale premiera Donalda Tuska nic to nie obchodzi.

Szef rządu przy wielu okazjach przypomina, że z wykształcenia jest historykiem. Ciekawe do jakiego okresu historycznego teraz nawiązuje, bo o ile wiem to tylko w okresie zaborów władze nie świętowały ważnych rocznic przypominających o trwałości państwa polskiego.

Mimo to w 1910 roku Polacy zorganizowali w Krakowie gigantyczne, trzydniowe obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem. Pochody, przedstawienia, przemowy trwały 3 dni. W Krakowie zgromadzili się najważniejsi przedstawiciele świata sztuki, kultury, nauki i polityki. Czy i tym razem społeczny zapał zdoła zapełnić lukę, którą zostawiło państwo?

„To jedna z najważniejszych i symbolicznych rocznic w historii Polski, a rządzący nie organizują centralnych obchodów” — mówił wczoraj w Rawiczu były premier Mateusz Morawiecki. Po co celebrować polską państwowość skoro mamy być europejskim landem z prawem do decydowania o sprawach trzeciorzędnych. Takie są plany centralizacyjne Unii Europejskiej, więc nie będziemy świętować 1000-lecia Królestwa Polskiego, skoro drugiego tysiąclecia ma nie być.

 

Lepiej było nawet w PRL-u

Wtedy towarzysz Gomułka ścigał się na patriotyzm z Kardynałem Stefanem Wyszyńskim. W 1966 roku mieliśmy okazałe kościelne oraz napompowane państwowe obchody Tysiąclecia Chrztu Polski, a w tym roku…

Muzeum Historii Polski organizuje — uwaga — konkurs historyczny dla szkół. To impreza na miarę ubogiej gminy wiejskiej, a nie na miarę dużego europejskiego państwa.

 

Escape room czyli pomnik wstydu

W konkursie Muzeum Historii Polski wygra ten, kto zrobi lepszy escape room albo grę terenową poświęconą rocznicy Tysiąclecia Koronacji Bolesława Chrobrego. A więc zamiast stawiać pomniki Bolesławowi Chrobremu, to zrobimy mu Espace Roomy. Przecież dla upamiętnienia księcia Władysława Laskonogiego wypada zrobić więcej.

Co można wygrać w tym konkursie? Udział w gali… dyplom i niesprecyzowane nagrody rzeczowe, czyli pewnie książki, które zalegają muzealnym magazynie. Bieda aż piszczy! Nauczyciele, którzy odwalą za państwo czarną robotę, zdobędą dla swojej placówki tytuł “Szkoły tysiąclecia”.

 

Dyplomy zamiast infrastruktury

Władze PRL-u zrobiły dużo więcej. 67 lat temu Władysław Gomułka zapowiedział budowę tysiąca szkół na Tysiąclecie Chrztu Polski i słowa dotrzymał z nawiązką, bo w latach 1958-1966 powstało ponad 1400 placówek. To były prawdzie szkoły tysiąclecia zwane tysiąclatkami, a teraz w Polsce Donalda Tuska szkoły dostaną dyplom na papierze o wysokiej gramaturze. I po co komu bezużyteczny świstek papieru, skoro państwo skapitulowało?

 

Papier też budzi skojarzenia.
W PRL-u brakowało sznurka do snopowiązałki, mięsa i papieru toaletowego. Odrobina wyobraźni wystarczy, żeby dostrzec w tym nawet związek przyczynowo-skutkowy!
Ale skoro nie było co jeść, to władza karmiła lud przynajmniej symbolami i zorganizowała największą w historii defiladę wojskowo-historyczną.

 

Borsuków tyle, co kot napłakał

Teraz defilady nie będzie, ale dzieją się rzeczy równie symboliczne. Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało umowę wykonawczą na produkcję 111 wozów bojowych Borsuk. “Dzisiaj można spokojnie powiedzieć, że Polska jest bezpieczniejsza” — mówił podczas uroczystości minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz nie biorąc jak gdyby pod uwagę, że produkcja wozów zajmie 4 lata, więc Polska nie jest ani odrobinę bardziej bezpieczna dlatego, że maznął długopisem po kartce papieru.

111 borsuków to za mało, żeby wyposażyć w pełni 2 bataliony zmechanizowane, a my mamy takich 30, co więcej będzie ich jeszcze więcej, bo armia ma być nie dwustu a 300-tysięczna.

 

PiS podpisał umowę ramową na zakup 1400 Borsuków, bo to minimum, czego potrzebuje Wojsko Polskie, do tego miały być ciężkie wozy bojowe. Szkoda gadać. W obecnym tempie produkcji będziemy gotowi na konftronację z Rosją za 48 lat.

Po co nam defilada na Tysiąclecie Królestwa Polskiego. Zróbmy od razu marsz żałobny.

 

 

Inne felietony:

Czy i czym obroni nas Unia Europejska, czyli niezwykły dar przekonywania Donalda Tuska. Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

Rezolucja ws. obronności to dowód, że Koalicja Tuska nie ma pieniędzy na Tarczę Wschód. Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

Nie zawsze trafione amerykańskie prezenty, czyli czego chce od nas Trump i co w zamian? Felieton Arkadiusza Jarzeckiego

Radiowozy przez dziesiątki kilometrów spowalniały ruch na „gierkówce”. Policja nabiera wody w usta

Radiowozy policji tamujące ruch na drodze S8

Podczas eskortowania kibiców Legii, jadących na Śląsk, policja przez przeszło godzinę blokowała oba pasy drogi S8. Jadące ok. 80 km/h radiowozy nie jechały „na bombach”, naruszyły więc kodeks drogowy.

Temat jazdy uporczywej jazdy lewym pasem jest znany polskim kierowcom i internautom. Przypomnijmy, że zgodnie z art. 16 pkt 2 kodeksu drogowego kierujący pojazdem, korzystając z drogi dwujezdniowej, jest obowiązany jechać po prawej jezdni.

Pomimo tych jednoznacznych regulacji drogi są pełne kierowców, którzy bez żadnego racjonalnego powodu nie zjeżdżają na prawy pas, po wykonaniu manewru wyprzedzania. W dzisiejszych czasach, w których dużo samochodów ma wideorejestratory, filmy z tego rodzaju zachowaniami zalewają serwisy typu YouTube. Irytujące zachowania miłośników lewego pasa nierzadko prowokują piratów drogowych do wykonywania karłołomnych, niebezpiecznych manewrów, w rodzaju podjeżdżania tuż pod zderzak, tudzież wyprzedzania z prawej strony poboczem.

Policja zdecydowanie bardziej woli „suszyć”, niż ścigać miłośników jazdy lewym pasem, tym niemniej w wielu publikacjach piętnowała zachowania naruszające art. 16 kodeksu drogowego. Przykładem może być tu poniższy wpis gliwickiej „drogówki” sprzed lat (groziły wówczas niższe niż dziś mandaty), zamieszczony pod tytułem „Czy można tak jechać?”.

Przyspawani do lewego pasa

Okazuje się jednak, że nie wszyscy policjanci stosują się do głoszonych przez „firmę” zasad. Co gorsza, także podczas pełnienia służby. Dowodzi tego przypadek, na który zwrócił nam uwagę sygnalista, doprowadzony do furii działaniem funkcjonariuszy na drodze ekspresowej S8. Świadectwo informatora przyjmujemy jako niezwykle wiarogodne, jest on bowiem wieloletnim kierowcą i prokuratorem, a więc osobą znającą i rozumiejacą prawo, jak i pragmatykę działania policji.

Cóż takiego zrobili funkcjonariusze? Przez około godzinę blokowali oba pasy na tzw. gierkówce w kierunku Śląska. Do zdarzenia tego doszło 8 lutego br.

Dojechałem do dziwnego zatoru, jadąc w kierunku Częstochowy. Okazało się, że oba pasy blokują policyjne busy. Funkcjonariusze jechali ok. 80km/h na drodze, na której dozwolona prędkość to 120 km/h. Z każdą minutą jazdy coraz bardziej opadała mi szczęka, bo radiowozy nie jechały w charakterze pojazdów uprzywilejowanych. Zjechałem z ekspresówki wcześniej, niż planowałem, bo miałem już tego dosyć. Przejechałem za policją blisko 100 km. Pojechali dalej, jadąc w ten sposób. To nie do wiary, że tego rodzaju sytuacje mają miejsce

– emocjonalnie opowiadał nam nasz informator o zdarzeniu na S8.

Zapytaliśmy o tę sytuację Komendę Główną Policji. Wysłaliśmy zdjęcie, a także prośbę o wyjaśnienie, na jakiej podstawie prawnej policjanci blokowali tyle kilometrów swobodny przejazd pojazdów. Podkreśliliśmy, że wszystko wskazuje na to, że naruszono art. 16 kodeksu drogowego. Obecnie mandat za takie naruszenie może wynieść do 3 tys. zł i 6 punktów karnych.

Ping pong z policją

Pierwsza odpowiedź z KGP, którą otrzymaliśmy, zawierała informację, że „we wskazanym dniu, na trasie pomiędzy Warszawą, a Piotrkowem Trybunalskim funkcjonariusze Policji prowadzili nadzór nad przemieszczającymi się kibicami >>Legii<< Warszawa udającymi się do Gliwic”.

Funkcjonariuszka dodała również, że nasze pytanie zostało przesłane do właściwej terytorialnie jednostki policji. Cierpliwie czekaliśmy na kolejnego maila. Doczekaliśmy, jednak jego treść była zdumiewająca.

W nawiązaniu do poprzedniej korespondencji uprzejmie informuję, że Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi w dniu 08.02.2025 r. na drodze S8 na odcinku między Warszawą a Piotrkowem Trybunalskim nie odnotowała żadnego zgłoszenia o jakichkolwiek utrudnieniach w ruchu drogowym

– napisała nam funkcjonariuszka z Wydziału Informacyjno-Prasowego KGP.

Odpowiedzieliśmy, że nie pytaliśmy o to, czy policja notowała jakieś zgłoszenia w niniejszej sprawie. To my działając na podstawie prawa prasowego skierowaliśmy pytanie z prośbą o odniesienie się do wskazanych okoliczności. Nasz mail, gdyby policja miała dobrą wolę, stanowił wystarczającą podstawę do zweryfikowania wątpliwości. Podkreślić jednak trzeba, że rolą dziennikarza nie jest kierowanie zawiadomień, szczególnie, gdy potencjalny świadek to sygnalista, chroniony tajemnicą dziennikarską.

W kolejnej odpowiedzi policja napisała, że „zarówno opis zdarzenia jak i załączona dokumentacja fotograficzna nie pozwalają jednoznacznie ocenić jakie manewry wykonywali kierowcy w opisanym zdarzeniu oraz stwierdzić czy doszło do wyczerpania znamion wykroczenia”. Funkcjonariuszka jeszcze raz podkreśliła, że każdy obywatel ma prawo do złożenia zawiadomienia o popełnieniu wykroczenia.

Cel: opóźnienie przyjazdu kibiców?

O sprawie rozmawialiśmy z doświadczonym oficerem policji. Zwrócił nam uwagę, że jest mało prawdopodobne, by pojazdy prewencji – bo to one zapewne brały udział w eskortowaniu kibiców – były wyposażone w działające rejestratory. Nie ma jednak żadnego problemu, by nasze informacje policja zweryfikowała na podstawie monitoringu na S8.

Policjant pytany o przyczyny takiego działania funkcjonariuszy postawił tezę, że być może chcieli celowo opóźnić przyjazd kibiców, dla jakichś celów związanych za zapewnieniem bezpieczeństwa. Przyznał jednak, że jeżeli kierowcy poruszali się w pojazdach nie na „bombach”, to jest ono nie do obrony pod kątem przepisów.

Równi i równiejsi

Woli wyjaśnienia sprawy po stronie policji nie ma. Przyczyn tego można się jedynie domyślać. Policja doskonale wie, że złamano prawo. Nie chce jednak wyciągać konsekwencji wobec kolegów, którzy w zaistniałej sytuacji są „kozłami ofiarnymi”. Bo to zapewne ich dowódca kazał im w ten sposób się przemieszczać.

Ukaranie funkcjonariuszy wysokim, adekwatnym do rangi wykroczenia (co najmniej 100 km jazdy lewym pasem!!!) mandatem z pewnością zostałoby bardzo źle przyjęte w „firmie”.

Tylko co to obchodzi przeciętnego obywatela, który nie może liczyć na analogiczne względy..? Prawo ma być takie samo dla wszystkich. Okazuje się jednak, że są równi i równiejsi.

Jakub Pilarek

W poszukiwaniu prawdy – rozmowa z profesorem Wojciechem Polakiem o Bolesławie Chrobrym i wyzwaniach współczesności

Tak Chrobry gromił Niemców! „Pierwsze królestwo” prof. Wojciecha Polaka, wyjątkowa książka na 1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego

Profesor Polak opowiadał o tysiącleciu koronacji Bolesława Chrobrego i zauważył, jak współczesne społeczeństwo nie dostrzega wystarczająco istotności tej rocznicy.

Rozmowa Tomasza Wybranowskiego z profesorem Wojciechem Polakiem dostarcza nie tylko fascynujących refleksji na temat przeszłości i Bolesława Chrobrego, w milenium Jego koronacji, ale również wskazuje na znaczenie historii w zrozumieniu współczesnych wyzwań Polski i Polaków. Książki profesora Polaka wydaje wydawnictwo Biały Kruk.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z profesorem Wojciechem Polakiem:

 

W rozmowie, która odbyła się na antenie Radia Wnet, profesor Wojciech Polak, autor książki „Pierwsze Królestwo”, podzielił się z Tomaszem Wybranowskim swoimi przemyśleniami na temat historii Polski, w szczególności postaci Bolesława Chrobrego. Profesor opisał Chrobrego jako jednego z dwóch królów Polski, który zasłużył na przydomek „Wielki”. Zwrócił uwagę, że w historii polskich monarchów to właśnie Bolesław Chrobry, obok Kazimierza Wielkiego, został zaszczycony tym tytułem, podkreślając jego znaczenie zarówno w kontekście militarnym, jak i chrześcijańskim.

Profesor Polak opowiadał o tysiącleciu koronacji Bolesława Chrobrego i zauważył, jak współczesne społeczeństwo nie dostrzega wystarczająco istotności tej rocznicy, co wydaje się być efektem pewnych politycznych kalkulacji. W kontekście obchodów rocznicy podkreślił, że rząd nie organizuje wystarczających uroczystości, jednak są inne inicjatywy oddolne, jak Marsz Chrobrego czy konferencje naukowe, które pozwalają pamiętać o wielkości tej postaci.

W rozmowie nie zabrakło także odniesień do współczesnych zagrożeń dla wolności jednostki i spuścizny historycznej. Profesor Polak zauważył, że neomarksizm i współczesna lewicowa ideologia nie sprzyjają czczeniu postaci historycznych, które mają silne powiązania z chrześcijaństwem i tradycją europejską. Wskazał również na wycofanie się niektórych polityków, takich jak Donald Tusk, z obchodów rocznic narodowych, co w jego ocenie może być wynikiem politycznych ambicji, które nie uwzględniają znaczenia polskiego dziedzictwa.

Książka „Pierwsze Królestwo” profesora Polaka ma na celu ukazanie roli Bolesława Chrobrego w kształtowaniu Polski, ale także całej Europy. Właśnie dzięki takiej literaturze, łączącej historię z pasją i wiedzą, możemy odbudować poczucie dumy narodowej, które, według profesora, jest niezbędne do zrozumienia naszej tożsamości i utrzymania silnych więzi z przeszłością.

Profesor Wojciech Polak podkreślił również rolę rodziny i nauczycieli w kształtowaniu patriotycznych postaw młodego pokolenia. W obliczu trudności w systemie edukacji, kiedy nauka historii jest traktowana po macoszemu, to właśnie oddolne inicjatywy społeczne mogą zdziałać najwięcej, aby pamięć o wielkich postaciach i wydarzeniach nie zniknęła.

Spotkanie na antenie Radia Wnet było okazją do promocji książki „Pierwsze Królestwo”, ale także do refleksji nad tym, jak historia Polski powinna być pielęgnowana, by młodsze pokolenia nie zapomniały o swoich korzeniach. Uroczystości związane z tysiącleciem koronacji Bolesława Chrobrego to doskonała okazja do przypomnienia tej wielkiej postaci, która miała ogromny wpływ na kształtowanie się naszej narodowej tożsamości.

Książka prof. Wojciecha Polaka „Pierwsze królestwo” znakomicie przybliża nam koniec wieku X i początek XI, gdy ostatecznie ukształtowało się państwo nazywane do dziś Polską. Znajdziemy w niej opisy zarówno zbrojnych wypraw Bolesława Chrobrego, jak i codziennego życia oraz obyczajów tamtych czasów. Wraz z autorem odwiedzimy miejsca, w których wyznaczano kierunki ówczesnej polityki. Będziemy świadkami umacniania się chrześcijaństwa, które od początku nierozerwalnie złączone było z polską państwowością.

Wojciech Polak „Pierwsze królestwo. Mocarstwo Bolesława Chrobrego”, wyd. Biały Kruk, 344 str., format 16,5 x 23,5 cm, twarda oprawa. Więcej na: https://bialykruk.pl/ksiegarnia/ksiazki/pierwsze-krolestwo-mocarstwo-boleslawa-chrobrego