W Polsce dokonuje się rugów pod budowę autostrad. Łgarstwo i obłuda władzy nie ma granic moralnych ani terytorialnych

Jak to się dzieje, że ktoś bezkarnie buduje na czyimś? Gdzie są – jakieś tam w końcu nominalne – władze? Dlaczego nie interesuje ich los obywatela, który ich wybrał, któremu winni służyć?

Stefan Truszczyński

Szczuplutkie, eleganckie inteligenciki, które dziś „przewodzą” partyjnemu ludowemu ruchowi, potrafią ładnie gadać (szczególnie przed wyborami). Ale g…o ich obchodzi, że burzą chłopu wiekowy dom rodzinny, marnują zbiory, wylewają do szamba mleko i zabierają bez ceregieli i za grosze pole. I jeszcze, na deser, przysyłając rachunek: płać podatek na dziś i jeszcze na jutro, choć połowę pola ci zabrano już kilka miesięcy temu, a resztę zniszczono, na długo usypując tam ziemię zdjętą z tej części, którą zabrano, ukradziono – bo nie wiadomo nadal, ile i kiedy zostanie za nią zapłacone.

„Możecie iść do sądu” – bekają urzędnicy szczebli różnych. Jasne. I czekać trzy lata na sprawę!

Ci sami urzędnicy, którym przy uroczysto-telewizyjnych otwarciach kolejnych odcineczków usypuje się z piasku „wzgórki” paradne, oczyszcza tło. Wiadomo – przyjedzie kamera, a nawet liczne kamery. Pod krawatem stać będą rzędem urzędnicy z pryncypałem od dróg na czele, a on mówić będzie przez więcej minut niż liczy kilometrów otwierany odcinek. Potem przypną medaliki napiersiowe: rąsia, goździk, buźka. Tak jak i onegdaj było. Wsiądą do swoich wypasionych bryk i pomkną na bankiet.

Nie czepiałbym się. Na zdrowie. W końcu nowe drogi są rzeczywiście niezłe. Tylko dlaczego, budując te niezwykle potrzebne (a wszyscy się z tym zgadzają) autostradopodobne dzieła – tak po chamsku postępuje się z naszymi obywatelami?

Za pieniądze kombinowane (polsko-unijne), dając zarobić obcym (budowlane firmy są z zagranicy), Polakom wyciska się łzy z oczu. Lekceważy się rolników, przedsiębiorców zakładów – czasem nawet dużych – burząc ich dorobek życia, bazy transportowe.

Jest specustawa – zasłania się władza. Owszem, jest, ale sprzed ośmiu lat, nieżyciowa i przestarzała. Urzędnicy śmieją się w kułak.

Ministrowie i ich wice, prezesi prezydiów dużych i małych, wojewodowie, starostowie, a nawet sołtysi. Suną kawalkady aut wstęgą nowych szos. Cieszymy się wszyscy. Jasne. Polska tym razem naprawdę rośnie w siłę, a ludzie (no, nie wszyscy) zaczynają żyć dostatniej. Tylko dlaczego kosztem innych? Dlaczego kosztem ludzi, którym po chamsku zabiera się ich własność? Dlaczego nie uprzedzono, nie zawiadomiono o dokonywaniu brutalnych wycen na bazie wspomnianej specustawy. Dlaczego nie płaci się ludziom przed rugowaniem z ojcowizny, by wcześniej zbudowali sobie miejsce do dalszego życia i pracy? (…)

Opodatkowane rugi

Nikt w Płońsku nie interesuje się dramatem mieszkańców Ćwiklinka. Nikt w gminie. Po co więc ci śpiący sołtysi, wójtowie? Ludzie mają się wynieść z domów do końca marca. Czyli już!

Państwo Bluszczowie mieli czas na odwołanie do końca lutego. Ale te zapewnienia i papierki, zgoda na termin odwołania, okazały się świstkami bez wartości. Już tydzień wcześniej wjechały i na pole buldożery i koparki. I zaczęto ryć, kopać doły pod zbiorniki paliwowe. Tu właśnie ma być kolejny wielki MOP. Nic to, że ziemia tu najlepsza w okolicy. Nic to, że MOP miał powstać (jeszcze niedawno były takie plany) zaledwie kilka kilometrów dalej w Rybitwach. Tamtejszy właściciel zgodził się chętnie. Bo jego grunty podłe i jałowe. Zarobek za nie byłby korzystniejszy niż marnota tamtejszej gleby.

Jak to się stało, że nie dochodzi do transakcji z tym, który chce sprzedać, a zabiera się siłą gospodarstwo i ziemię Państwu Grzegorzowi i Barbarze Bluszczom? A ich synowi Damianowi, spadkobiercy, który jest świetnie przygotowany do dalszego prowadzenia wysoko wydajnego gospodarstwa mlecznego (kilkadziesiąt krów, oprzyrządowanie, bardzo wydajne łąki etc.), wszystko to pójdzie w diabły, ponieważ jakiś urzędas tak to sobie wymyślił. Niech tym się zajmuje pan prokurator albo CBA. Ja uprzejmie proszę i donoszę. Ale nie na ucho władzy, a tak, jak to powinien robić dziennikarz – w gazecie (w dodatku największej, przynajmniej gabarytowo), w „Kurierze WNET”.

Rugi płońskie być może są podobne jak w wielu innych miejscach Polski. Opowiada mi kolega dziennikarz (dobry i mądry, sprawdzający informacje) z Gdańska, że tam wyrzucili i zrujnowali zakład drukarski, budując dodatkową drogę do Chwaszczyna. Podobno można było inaczej rozwiązać problem drogowy, w dodatku tam też nie zapłacono z góry.

Właściciel walczy o pieniądze już trzeci rok. A niestety na Wybrzeżu sędziowie nie mają czasu na rozprawy, bo muszą protestować, maszerując po ulicach.

Podobnie postąpiła GDDKiA Lublin w gminie Górzno pod Garwolinem, przy poszerzaniu S-17. Ucięto tam pole i las na szerokości około 30 metrów. Drzewa wyrąbano i wywieziono bez podliczenia, płacąc potem grosze. Rolnik się odwoływał. Był sąd. W rezultacie właściciel wyrwał jeszcze 4000 złotych. Dokładnie tyle, ile musiał zapłacić adwokatowi. (…)

Mizerota władzy

Zdawałoby się, że wojewoda to brzmi dumnie. Przynajmniej powinno. Fajny tytuł i wiele przypomina. Ale to już było dawno. Dziś wojewoda – jak się okazuje – to tylko mizerne wspomnienie, tytuł ubezwłasnowolniony, kwiatek do kożucha. Nawet jeśli się dumnie nazywa Radziwiłł, to już tylko wspomnienie rodu, który nagradzał szczodrze, ale i karał strasznie, gdy było za co.

Napisaliśmy w grudniowym „Kurierze WNET” (Tryptyk mazowiecki, KW nr 66/2019), że w Ciechanowie wyrzucono brutalnie, zupełnie bezpodstawnie wieloletnią dyrektorkę miejscowego miejskiego centrum kultury, świetnie prowadzonej placówki. W jej obronie odezwało się kilkadziesiąt osób aktywnych w sferze kultury – pisarzy, muzyków, malarzy. Ale ta elita środowiska to nic dla miejscowej starościny (PSL), Joanny Potockiej-Rak. Doktor Teresa Kaczorowska to autorka niezwykle wartościowych książek o Katyniu i obławie augustowskiej, redaktor naczelna piszącego o ziemi ciechanowskiej kwartalnika społeczno-kulturalnego. To wszystko okazało się nieważne. Władza powiatowa wysupłała pieniądze na wysokie podwyżki pensji dla pracowników centrum kultury. Marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik milczy.

Wojewoda mazowiecki, pan Konstanty Radziwiłł – ku naszej radości – początkowo zareagował błyskawicznie. Anulował decyzję o stronniczym i krzywdzącym odwołaniu dyrektor centrum. Zrobił to zdecydowanie, słusznie i kategorycznie. Ale okazuje się, że lokalne władze mogą to lekceważyć. Nowo osadzony na fotelu dyrektora Centrum Kultury siedzi sobie spokojnie. Sprawa nabiera rozpędu w sądach – cywilnym i w sądzie pracy. Na razie sądy odkładają decyzje, oglądając się jeden na drugiego. Decyzja wojewody pozostała tylko na papierze.

Niestety pan wojewoda Radziwiłł okazał się nieskuteczny, a nawet naraża się na utratę poważania. Mówiło się „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Teraz można by rzec, że to starosta jest mu równy.

Cały artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Na chama” znajduje się na s. 15 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Na chama” na s. 15 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dlaczego Andrzej Duda nie powinien zwyciężyć w I turze (Na dwa miesiące przed wyborami) / Felieton Jana Azji Kowalskiego

W 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość objęło w posiadanie państwo teoretyczne, czyli wydmuszkę państwa. I od tego czasu z uporem godnym lepszej sprawy próbuje tę wydmuszkę wzmacniać.

Jan A. Kowalski

Przyznam się po raz kolejny: 5 lat temu, w I turze wyborów prezydenckich, głosowałem na Pawła Kukiza. Niezależny od partii politycznych kandydat, z głównym postulatem odpartyjnienia życia publicznego w Polsce, zyskał prawie 21-procentowe poparcie. Dziś, 5 lat później, już wiemy, że to poparcie obywatelskie Paweł Kukiz zmarnuje. Ale jeżeli nie jesteśmy zbyt nierozsądni, to wiemy również, że społeczna tęsknota za odpartyjnieniem polskiego życia politycznego, społecznego, gospodarczego nie wyparowała jak kamfora. Jakby jej nigdy nie było. Przeciwnie, tęsknota za obywatelskim państwem wolnych Polaków dalej żyje w dużej części naszego narodu.

Na pewno nie umarła w piszącym te słowa. Dlatego nie mogę w I turze poprzeć kandydata, który reprezentuje obcy mi nurt w myśleniu o zarządzaniu państwem. Nurt, który postrzega państwo jako łup zwycięskiej drużyny partyjnych wojowników. Ponieważ zwyciężyli, to mają prawo podporządkować sobie, swojemu wodzowi i drużynie (=Partii) całą strukturę zarządzania państwem. Ze wszystkimi jego instytucjami, nawet tymi, które z definicji powinny pozostać apolityczne i bezpartyjne. Żenujący spór o podporządkowanie sobie prezesa Najwyższej Izby Kontroli, łącznie z pomysłem na pozbawienie go niezależności poprzez zmianę Konstytucji, jest tego wystarczającym dowodem.

Paweł Kukiz bezmyślnie roztrwonił swoje poparcie i na parę lat zablokował poważne myślenie o innym, niepartyjnym pomyśle na zarządzanie państwem.

Ale pamiętamy przecież jedną z pierwszych deklaracji wodza zwycięskiej drużyny, Jarosława Kaczyńskiego, pod jego adresem: połowa posłów może być wybierana w okręgach jednomandatowych. W zamian za Twoje poparcie, Pawle! Ale Paweł Kukiz chciał wszystko. Dlatego nie dostał niczego, a wraz z nim niczego nie dostaliśmy my, obywatele (nie mylić z UBywatelami). To znaczy, uściślijmy, dostaliśmy partyjne zapewnienie, że Partia wie lepiej i prowadzi nas jedynie słuszną drogą ku świetlanej przyszłości. I polecenie, że mamy słuchać i nie przeszkadzać.

Napisałem miesiąc temu, czym groziłoby zwycięstwo Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Nie będę tu przypominał. Kto chce się jeszcze raz przestraszyć, niech odszuka na naszym portalu. Ale bezapelacyjne zwycięstwo Andrzeja Dudy w I turze będzie oznaczać zanik dyskusji na temat reformy polskiego państwa i zarządzania naszym narodem. Niepodważalny i bezdyskusyjny będzie tylko jeden sposób, ten właśnie realizowany przez obóz Dobrej Zmiany.

Andrzej Duda jeszcze nie wygrał w I turze, dlatego podyskutujmy przez chwilę. Czy ten sposób jest dla nas, państwa i narodu, najlepszy? Uważam, że tylko w dwóch elementach jest lepszy od sposobu realizowanego kiedyś przez Platformę Obywatelską.

  1. Pierwszy, wewnętrzny: politycy do spółki z gangsterami nie okradają zwykłych obywateli.
  2. Drugi, zewnętrzny: obóz Dobrej Zmiany zakwestionował koncepcję oddania polskiego państwa pod bezpośredni zarząd niemieckiej Brukseli. Na rzecz odzyskania suwerenności przy poparciu Stanów Zjednoczonych

Nie chcę pomniejszać znaczenia powyższych punktów. Dla polskiej racji stanu (w klasycznym tego słowa znaczeniu) to punkty podstawowe. Ale brakuje tu elementu trzeciego – polskiego społeczeństwa. Polskiego społeczeństwa w każdym przejawie jego żywotności. Oparcia się na nim jako na największym polskim skarbie narodowym. W wymiarze społecznym właśnie, gospodarczym, militarnym i politycznym.

Po okresie wielkiej Patologii Obywatelskiej trwającej od 1990 do 2015 roku, Prawo i Sprawiedliwość objęło w posiadanie państwo teoretyczne, czyli wydmuszkę państwa. I od tego czasu z uporem godnym lepszej sprawy próbuje tę wydmuszkę wzmacniać.

Wewnątrz poprzez budowanie kolejnych autostrad, swoistych pasów transmisyjnych Centrala – gmina. Na zewnątrz poprzez kupowanie kolejnego amerykańskiego sprzętu wojskowego nakierowanego na zewnętrzny amerykański konflikt zbrojny.

Jednak wzmocnienie panowania wewnętrznego poprzez rozbudowę partyjnej (niby-państwowej) biurokracji nie uczyni z pustej skorupki żywego jajka. Nie odrodzi życia. Wręcz przeciwnie, już ponad milionowa armia biurokratów skutecznie utrudnia takie odrodzenie. I za niedługo okaże się, że jest główną przeszkodą w powstaniu polskiego kapitału narodowego. Z samej swej istoty biurokracja może jedynie przeszkadzać i uniemożliwiać. Jak mojej firmie w wywozie śmieci, pomimo 300-złotowej opłaty zgłoszeniowej. A przecież  przez wiele lat płaciłem za wywóz śmieci zgodnie z umową podpisaną z firmą utylizacyjną i worki ze śmieciami nie piętrzyły się przed budynkiem mojej firmy.

Budowa sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi jest, rzecz jasna, najlepszą koncepcją, na jaką stać Polskę w najbliższych dwudziestu latach, a może i dłużej.

Jednak zaangażowanie się w ten sojusz bez wewnętrznego wykorzystania możliwości, jakie stwarza, może okazać się jednym z głównych błędów strategicznych naszego państwa. Aby stać się jądrem Międzymorza, nie wystarczy kupować F-35 na kredyt. Dla pozostałych państw potencjalnie je tworzących musimy stać się atrakcyjni pod każdym względem. A najbardziej pod względem gospodarczym. Musimy stać się państwem bogatym. Swoistym eksporterem bogactwa i wolności, jaką można za nie kupić lub zabezpieczyć.

Jak to osiągnąć i dlaczego w związku z tym w I turze nie zagłosuję na Andrzeja Dudę, napiszę w kwietniowym numerze „Kuriera WNET”.

Artykuł Jana Azji Kowalskiego pt. „Dlaczego Andrzej Duda nie powinien zwyciężyć w I turze” znajduje się na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Jana Azji Kowalskiego pt. „Dlaczego Andrzej Duda nie powinien zwyciężyć w I turze” na s. 7 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ostatnio środowiska czerwonych przybrały barwy tęczy i ogłosiły, że nie wszyscy ich miłują, a tak dłużej nie może być

Jeśli nie powstanie front opozycyjny, tęczowi TęczUJe całkiem zdominują UJ i sformatują na tęczowo kolejne elity, które będą się kłaść Rejtanem, gdyby ktoś ośmielił się choćby skrytykować TęczUJa.

Józef Wieczorek

Na początku obecnego roku akademickiego na jagiellońskiej wszechnicy powstało stowarzyszenie, które przyjęło nader barwną nazwę „TęczUJ”. Powstanie TęczUJa poprzedziła dyskusja w Auditorium Maximum UJ na temat LGBT, pod hasłem „LGBT – potrzeby, możliwości, wyzwania”. Nowe stowarzyszenie „ma zamiar zwalczać homofobię, transfobię oraz seksizm na UJ, a także prowadzić działania edukacyjne, w tym rozpowszechniać informacje na temat społeczności LGBTQ, aby stworzyć środowisko na Uniwersytecie Jagiellońskim, które będzie przyjazne dla wszystkich studentów i studentek LBTGQ”.

Warto mieć na uwadze, że dla tworzenia przyjaznego środowiska akademickiego dla studentów, a także pracowników spoza sfery LBGTQ, jakoś nie powstało żadne stowarzyszenie i nie było debat merytorycznych w tej kwestii ani w Auditorium Maxium, ani w mniej reprezentacyjnych salach UJ.

Środowisko akademickie UJ (i nie tylko UJ) dziwnym trafem nie jest przyjazne dla tych mniej postępowych, którzy – jak dawniej – chcieliby traktować uniwersytet jako korporację nauczanych i nauczających poszukujących wspólnie prawdy. Tak uniwersytet był określany w statucie UJ aż do jubileuszowego roku 2000, ale widocznie uznano na szczytach akademickich, że nie ma co się trudzić poszukiwaniem prawdy, bo to ani nie jest postępowe, ani nie przynosi awansów, ani zysków dla uczelni i ich etatowych pracowników, a także studentów. Zresztą tych, co razem ze studentami poszukiwaniem prawdy się trudzili, usuwano z UJ w czasach panowania systemu kłamstwa, i to z oskarżenia o negatywny wpływ na studentów.

Rzecz oczywista, dla systemu kłamstwa i jego budowniczych/beneficjentów prawda stanowiła śmiertelne zagrożenie. Trzeba było jej się przeciwstawiać, tworzyć przyjazne środowisko dla miłośników tego systemu i to w czasach czerwonej zarazy. Przez wiele lat III RP urabiano opinię, że system ten został obalony, co prawda wskazując, że czerwoni stali się co najwyżej różowymi. W ostatnich latach okazało się, że środowiska czerwonych znakomicie przetrwały swój „upadek” i znacznie ubogaciły się kolorystycznie. Przybrały barwy tęczy i ogłosiły, że nie wszyscy ich miłują, a tak dłużej nie może być. (…)

W PRL instalacja najlepszego z systemów wspierana była przez młodzież skupioną w ZMP – Związku Młodzieży Polskiej, którego aktywiści tworzyli Brygady Lekkiej Kawalerii, zajmujące się zwalczaniem nauczycieli kontestujących idee tego, co miał usta słodsze od malin, niepopierających polityki i ideologii komunistów. W deklaracji TęczUJów jakby się słyszało echo nadciągającej lekkiej kawalerii, która zajmie się zwalczaniem akademików niepopierających ideologii i polityki LGBT.

W tych działaniach studenci nie są osamotnieni. Przecież cała Konferencja Rektorów Szkół Polskich (KRASP) jednomyślnie wydała oświadczenie o kierowaniu na ścieżki dyscyplinarne tych, co by się ośmielili krytykować LGBT, i to w warunkach wojny kulturowej, kiedy każda krytyka może przechylić szalę frontu wojennego.

Władza rektorów została wzmocniona w wyniku reformy Gowina, stąd rektorzy – autonomicznie – każdego niemiłującego LGBT mogą zawiesić albo wypędzić z uczelni, tak jak to robili ich poprzednicy wobec niemiłujących systemu komunistycznego.

Minister Gowin jakby nic nie miał przeciwko takiej sytuacji. Co więcej, broni na uczelniach ideologii gender, zdając sobie sprawę, że jest to ideologia, a nie nauka. Minister zadeklarował: „Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender”.

W czasach PRLu UJ nie był CzuUJem – Czerwonym Uniwersytetem Jagiellońskim, choć rektor Karaś do tego zmierzał, ale zrodzony z UJ Uniwersytet Śląski takim czerwonym uniwersytetem, czyli „CzUŚem” (jak się mówiło) był. W III RP na dobrej drodze jest instalacja na bazie najstarszego polskiego uniwersytetu – Tęczowego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „TęczUJe zdobyli UJ” znajduje się na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „TęczUJe zdobyli UJ” na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tak zwana opozycja totalna, uwierzywszy we własną czarną propagandę, zaprzestała jakichkolwiek wysiłków programowych

Co miał na myśli geniusz, który wymyślił hasło: „Dziś sędziowie, jutro ty”? Czy chciał wszystkich jeżdżących autem po pijaku nakłonić do solidarności z ciemiężonymi rzekomo sędziami?

Henryk Krzyżanowski

Incydent z wojny plakatowej z czasów Solidarności: PZPR odbywała jakieś swoje plenum i oblepiła mury hasłem „Program Partii programem Narodu”. Na to nasi chłopcy zaczęli przemalowywać słowo „Program” na tych plakatach na „Pogrom” – w tamtych czarno-białych czasach miało to moralne uzasadnienie, a do tego okazało się prorocze. Po 13 grudnia 1981 partia już właściwie nigdy nie odzyskała władzy, przejętej otwarcie przez wojsko i bezpiekę.

Niestety totalna opozycja świadomie czy nieświadomie próbuje replikować tamten model, oczywiście w roli PZPR ustawiając PiS i koalicjantów. To ma szereg fatalnych skutków dla świata polityki, ale przede wszystkim dla niej samej, bowiem uwierzywszy we własną czarną propagandę, zaprzestała ona jakichkolwiek wysiłków programowych. Na zasadzie „obalić PiS, a potem się zobaczy”.

Komicznym wymiarem tej propagandy jest oczekiwanie na represje ze strony dyktatury.

Kiedy KOD był w największym rozkwicie, jego aktywistki, damy w okolicach sześćdziesiątki, często ze słodkim pieskiem na profilowej fotce na fejsie, ekscytowały się wzajemnie perspektywą męczeństwa: „Czy spakowałaś już szczoteczkę do zębów?”

Kompletnie nie zauważając przy tym groteskowości swoich dialogów. Powie ktoś, że to był poziom ludowego antyPiS-u. Otóż nie, na poziomie intelektualistów nie było wcale mądrzej. Profesorowie i artyści przerzucali się grepsami o tym, co zrobić, kiedy już „po nich przyjdą”. A co miał na myśli geniusz, który wymyślił hasło: „Dziś sędziowie, jutro ty”? Czy chciał wszystkich jeżdżących autem po pijaku nakłonić do solidarności z ciemiężonymi rzekomo sędziami?

Doprawdy nie warto psuć sobie rozumu analizą tych haseł. One wszystkie sytuują się w poetyce wiecowej, która demokratyczne rządy wsparte mocnym mandatem kilku wygranych wyborów określa jako ‘czas zarazy’, a próbę polityki nieco bardziej niezależnej od Brukseli nazywa ‘wypisywaniem się duchowym i intelektualnym z Europy’.

Mamy w Polsce kolejne wybory, a opozycja zamiast debaty o programie, znowu wybrała wiec. A na wiecu nie liczy się rozumowa analiza i wyciągnięte z niej zalecenia programowe. Ważniejsza jest donośność aparatury nagłaśniającej i chwytliwość haseł. Jak ostatnio przekonaliśmy się, te hasła mogą być wulgarne – liczy się przecież wyrazistość, nie elegancja. Dlatego w ślad za prezydentem Dudą na jego przedwyborcze spotkania jeździ ekipa zagłuszaczy, których głównym orężem jest chamstwo i wulgarne wyzwiska. Wygląda na to, że to oni są teraz najważniejsi. Ciekawe tylko, jak czują się wykwintni Europejczycy z opozycyjnych elit, wzięci w jasyr przez objazdowych miotaczy wulgaryzmów.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „W niewoli objazdowych miotaczy wulgaryzmów” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „W niewoli objazdowych miotaczy wulgaryzmów” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

PKN Orlen jest obecny w około stu krajach na sześciu kontynentach. Przez 4 lata zarobił 23 mld zł i chce je inwestować

Polska potrzebuje dużych inwestycji w energetykę, a one wymagają inwestora, który będzie posiadał odpowiednie środki. Łącząc siły, będziemy bardziej efektywni. To jest wręcz polską racją stanu.

Krzysztof Skowroński, Daniel Obajtek

Z Danielem Obajtkiem, Prezesem Zarządu największej polskiej spółki akcyjnej – Polskiego Koncernu Naftowego Orlen, rozmawia Krzysztof Skowroński.

Jaki jest cel przejęcia przez Orlen grupy kapitałowej Energa?

Gdy obejmowałem stanowisko szefa Orlenu, zapowiadałem, że musi on stać się spółką multienergetyczną i konsekwentnie ten cel realizuję. Rozwój PKN ORLEN w tym kierunku wpisuje się w megatrendy i działania realizowane przez inne, międzynarodowe koncerny z branży paliwowej. Dywersyfikacja źródeł przychodów zwiększa bowiem odporność spółki na wahania rynkowe i zmiany w otoczeniu makroekonomicznym. W ten sposób budowana jest dodatkowa wartość dla klientów i akcjonariuszy. Właśnie tak swoją działalność biznesową rozwijają już regionalni gracze – konkurenci Grupy ORLEN, czyli węgierski MOL, austriacki OMV czy włoskie Eni, a także światowi giganci, jak BP, Shell czy Total. W ciągu czterech lat Orlen zarobił 23 mld zł. Chcemy te pieniądze dobrze zainwestować. Oprócz inwestycji w unowocześnianie rafinerii czy rozbudowę petrochemii, angażujemy się również w energetykę. PKN Orlen już jest czwartym producentem energii elektrycznej w Polsce. Ten obszar chcemy rozwijać, dlatego inwestujemy w farmy wiatrowe na morzu, w nisko- i zeroemisyjne źródła wytwarzania energii. Przejęcie Energi zwiększy jeszcze bardziej możliwości rozwoju tego obszaru. Połączenie Energi z Orlenem ma charakter komplementarny. Skorzystają na tym obie spółki. My mamy doskonale rozwiniętą sprzedaż, a Energa sieć dystrybucyjną. Chcemy wykorzystać efekty synergii. Dzięki temu m.in. będziemy mogli zaproponować klientom kompleksowe usługi.(…)

Mamy długą historię udanych akwizycji. Żadna spółka przejęta przez Orlen na tym nie straciła. W każdym przypadku fuzje dały impuls do rozwoju przejmowanych spółek.

Przykładem jest włocławski Anwil, w który inwestujemy 1,3 mld zł, by zwiększyć o połowę moce wytwórcze nawozów. Mamy wizję, jeżeli chodzi o rozwój Energi, będziemy w nią inwestować. To opłaci się Orlenowi, ale zdecydowanie opłaci się też Enerdze.

Czy projekt przejęcia Lotosu jest od strony prawnej i finansowej dopracowany? Kiedy Komisja Europejska powie „tak”, będzie można to szybko zrobić? W naszym Radiu mówimy: wnet.

To bardzo skomplikowany proces. Wymaga wielu badań, wycen i analiz. Do tego dochodzą też tzw. warunki zaradcze. Prowadzimy zaawansowane rozmowy z naszą konkurencją, której opinie Komisja także bierze pod uwagę. Rozmawiamy również z Komisją. Ta transakcja wiąże się z koncentracją hurtu i detalu. Ma także wpływ na rynki zewnętrzne, bo przecież jesteśmy obecni nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Orlen 60% swoich przychodów uzyskuje spoza rynku polskiego. Z tego więc powodu Komisja bada też koncentrację na każdym rynku Unii Europejskiej, na którym działamy. My również to robimy, dostarczamy analizy. Poza tym Orlen produkuje nie tylko paliwa, lecz także nawozy, energię, środki smarne czy oleje. Grupę tworzą również spółki zależne, które wykonują różnego rodzaju usługi i które później też zostaną połączone. W tych przypadkach także bada się poziom koncentracji. To bardzo trudny proces, ale robimy wszystko, by przeprowadzić go jak najszybciej, bo bez wątpienia będzie on korzystny zarówno dla obu spółek, akcjonariuszy, klientów, polskiej gospodarki, jak i bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Na całym świecie rosną obciążenia regulacyjne. W związku z tym trzeba szukać pewnych możliwości optymalizacji.

Dziś powinniśmy robić wspólne zakupy ropy, bo przez to uzyskujemy większe wolumeny i jesteśmy atrakcyjniejszym klientem. Dzięki temu nie rozmawiamy z trzecim, czwartym pośrednikiem, tylko bezpośrednio z narodowymi koncernami. I to po pierwsze gwarantuje dobry biznes, a po drugie – bezpieczeństwo państwa.

Gdyby doszło do tego połączenia, to które miejsce w Europie będzie zajmował Orlen?

Wszystkie wielkie firmy, z którymi konkurujemy, połączyły się już 20–30 lat temu. Miały odwagę, by przeprowadzić konsolidacje, tworzyć spółki multienergetyczne. U nas tej odwagi wcześniej nie było. Było za dużo niezdrowej polityki. Zwłaszcza za czasów Platformy i PSL-u, ale i jeszcze wcześniej.

Nikt nie miał odwagi zmienić tego postsowieckiego układu spółek. Każdy musiał mieć własny żłóbek, przy którym się żywił. Nikogo nie obchodziła globalna gospodarka. I wszyscy tracili, a przede wszystkim Polacy.

A jeżeli chodzi o nasze miejsce w Europie – wśród koncernów, z którymi rozmowy są trudniejsze i które nie są zbyt przychylne konsolidacji, jest np. BP z ponad 130 miliardami dolarów kapitalizacji. Tymczasem my, nawet po połączeniu, będziemy mieć około 16 mld dolarów. Dzięki fuzji powstanie spółka, która będzie miała możliwości inwestycyjne. To, by do tego doszło, jest wręcz polską racją stanu. Polska potrzebuje dużych inwestycji w energetykę, a one wymagają inwestora, który będzie posiadał odpowiednie środki. Łącząc siły, będziemy bardziej efektywni. (…)

Jakim sportem się Pan Prezes interesuje?

Zdecydowanie lubię kolarstwo. Tym bardziej cieszę się, że w zeszłym roku do Grupy Sportowej Orlen dołączyli utalentowani kolarze torowi. (…)

Poprzez sport najlepiej buduje się rozpoznawalność marki. Tak robią wszystkie liczące się firmy na świecie. Marka ma również swoją cenę i wartość.

Ale przede wszystkim poprzez sport promujemy naszą Najjaśniejszą Rzeczpospolitą, i to na całym świecie. Bardzo mocno inwestujemy w promowanie naszego kraju poprzez barwy narodowe w sporcie.

Choćby nawet ostatnią decyzją związaną z tym, że jesteśmy tytularnym sponsorem zespołu Alfa Romeo Racing Orlen, którego zawodnicy ścigać się będą w bolidzie w biało-czerwonych barwach. Trzecim kierowcą teamu został Robert Kubica. Formułę 1 przed telewizorami ogląda dwa miliardy ludzi na świecie. To jest sto czterdzieści godzin emisji na cały świat. Proszę sobie wyobrazić, jak wtedy rośnie rozpoznawalność i firmy, i kraju.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prezesem Orlenu Danielem Obajtkiem pt. „Kierunek: Orlen” znajduje się na s. 12 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prezesem Orlenu Danielem Obajtkiem pt. „Kierunek: Orlen” na s. 12 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nobel dla autora 11 przykazania? Wystarczy przestrzegać Dekalogu. Hipokryzja mediów i autora hasła „nie bądź obojętny”

To obojętność wobec Dekalogu prowadziła krok po kroku do Auschwitz i do wcześniejszych i późniejszych ludobójstw. Nie spadły one z Nieba, lecz były konsekwencją odrzucenia tego, co z Nieba spadło.

Józef Wieczorek

Wypowiedziane przez Mariana Turskiego słowa „Auschwitz nie spadł nam z nieba” i propozycja 11 przykazania „nie bądź obojętny” poruszyły polską, a także zagraniczną opinię publiczną. Środowisko tygodnika „Polityka” rozpoczęło zbieranie podpisów pod nominacją Mariana Turskiego do pokojowej Nagrody Nobla i już wiele setek osób pod tym apelem się podpisało, nie bacząc na kontrowersyjną wymowę tych wypowiedzi człowieka, który przeszedł piekło niemieckich obozów koncentracyjnych (nie tylko KL Auschwitz), a jakby był obojętny na los ludzi przechodzących piekło nie tylko w Auschwitz, ale także w Gułagu czy w katowniach UB, tworzonych przez instalatorów systemu komunistycznego w ramach walki o szczęście i pokój całej ludzkości. Najbardziej zasłużeni dla wspierania tej walki otrzymali rozmaite odznaczenia, w tym Leninowską (wcześniej Stalinowską) Nagrodę Pokoju.

Marian Turski, który jako młody człowiek przeszedł niemieckie piekło zbrodniczego systemu nazistowskiego, przystąpił w zniewolonej przez Armię Czerwoną Polsce (na której terytorium zainstalowano PRL) do wspierania zbrodniczego systemu komunistycznego. Działał w młodzieżówce PPR, następnie w PZPR, był na froncie propagandowym w randze redaktora naczelnego (w latach 1956–1957) „Sztandaru Młodych” – komunistycznego organu prasowego ZMP (później ZMS). Pismo to zainaugurowało swoją działalność 1 maja 1950 r., zamieszczając na pierwszej stronie przemówienia wybitnych bojowników o pokój i sprawiedliwość społeczną – Bolesława Bieruta, Konstantego Rokossowskiego, Józefa Stalina. Od 1958 był publicystą tygodnika „Polityka” – tuby propagandowej PZPR; kierownikiem jego działu historycznego i jest z tym tygodnikiem związany do dnia dzisiejszego.

„Auschwitz nie spadł nagle z nieba. Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się… Aż stało się to, co stało się tutaj”– mówił Marian Turski, przypominając oczywiste słowa, jakie kiedyś wygłosił prezydent Austrii Alexander Van der Bellen.

W tej „drodze do Auschwitz” nie wspomniał nawet o ludobójstwie Ormian, a znany jest argument Hitlera uzasadniający eksterminację ludności polskiej w 1939 r.: „Kto dziś pamięta o rzezi Ormian?” Czy obojętność świata wobec ludobójstwa Ormian nie stanowiła kroku (nie tylko kroczku) ku Auschwitz?

Dlaczego się tego nie przypomina, podobnie jak wcześniejszego ludobójstwa ludności Wandei podczas rewolucji francuskiej, którą to rewolucję czci się do dnia dzisiejszego, a dokonane podczas niej ludobójstwo jest tematem tabu. Skąd ta obojętność?

KL Auschwitz zaczął funkcjonować od 1940 r. jako miejsce eksterminacji Polaków, których pierwszy transport trafił tam 14 czerwca 1940 r. I to był ważny krok do stworzenia tam fabryki śmierci – miejsca eksterminacji głównie ludności żydowskiej, ale nie tylko.

O tym kroku Marian Turski w swym wystąpieniu nawet nie wspomniał. Podobnie jak o późniejszej historii KL Auschwitz, po wkroczeniu Armii Czerwonej i rozpoczęciu instalacji systemu komunistycznego na terytorium Polski.

Na stronach Centralnej Biblioteki Wojskowej zamieszczono informacje, które Marian Turski winien znać: „W lutym 1945 roku NKWD utworzyło dwa obozy na terenie byłego obozu macierzystego i w obrębie byłego KL Auschwitz II Birkenau. Pierwszy obóz funkcjonował w dawnym KL Auschwitz I przypuszczalnie do jesieni 1945 roku i przetrzymywano w nim wyłącznie jeńców niemieckich. W drugim z nich, założonym w obrębie byłego obozu KL Auschwitz II Birkenau, więziono także osoby cywilne, pochodzące z Górnego Śląska i Podbeskidzia, podejrzewane o brak lojalności wobec Polski. Obóz ten funkcjonował do marca 1946 roku. W obozach tych przebywało łącznie nie mniej niż 25 tys. osób. Były to obozy przejściowe, w których umieszczano więźniów przed ich wywiezieniem do łagrów na terenie ZSRR.

Od wiosny 1945 roku w Oświęcimiu istniał również obóz Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (UBP), utworzony niedaleko dworca kolejowego, do którego początkowo NKWD, a potem ówczesne komunistyczne władze polskie kierowały głównie osoby z okolic Bielska-Białej, Rybnika i Raciborza, pochodzenia niemieckiego, podejrzane o przynależność do NSDAP, lub Polaków nie akceptujących przejęcia władzy w Polsce przez komunistów lub oskarżanych o sympatię dla ich przeciwników”.

W tym czasie Marian Turski działał już w młodzieżówce komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej. Niestety o tych krokach do stworzenia kolejnego zbrodniczego systemu nie wspomina.

System komunistyczny nie spadł nam z nieba, został zainstalowany za pomocą sowieckich czołgów i przy pomocy marionetek Kremla, nazywających się „patriotami polskimi” i mordujących tysiące prawdziwych – nie kremlowskich – Polaków, którzy na instalację zbrodniczego systemu, zniewolenia Polski nie byli obojętni.

To, co się działo w KL Auschwitz w latach 1940–43, opisał w swych raportach inny więzień KL Auschwitz – rtm. Witold Pilecki, który tak był nieobojętny wobec doniesień o eksterminacji więźniów tego obozu, że poszedł tam na ochotnika, aby to zbadać na miejscu.

Historia pierwszych lat KL Auschwitz jest jednak jakby wymazywana z pamięci, stąd nie wszyscy wiedzą, że KL Auschwitz został założony z myślą o eksterminacji ludności polskiej.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Auschwitz nie spadł nam z nieba, komunizm też!” znajduje się na s. 9 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Auschwitz nie spadł nam z nieba, komunizm też!” na s. 9 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zdaniem górników, trwa wojna polsko-polska na wyprzedawanie za grosze węgla wydobywanego w polskich kopalniach

W ramach strajku ostrzegawczego przedstawiciele górniczych związków zawodowych rozsypali węgiel w biurach posłów Ziemi Śląskiej: premiera Mateusza Morawieckiego, Adama Gawędy i senator Ewy Gawędy.

Stanisław Florian

Jak z oburzeniem napisała na portalu społecznościowym pani senator: w jej biurze miał miejsce „akt wandalizmu, którego dopuścili się członkowie związku zawodowego Sierpień ʼ80 z KWK ROW Ruch Marcel”. „Górnicy wtargnęli do biura, które wynajmujemy, rozsypali 350 kg węgla, niszcząc w ten sposób mienie prywatne. Dialogu nie prowadzi się, dewastując czyjąś własność. W demokratycznym kraju nie powinno być przyzwolenia na tego typu chuligańskie zachowania”. (…)

Owe wizyty w biurach poselskich szef górniczej „Solidarności”, Bogusław Hutek, tłumaczył tak: związkowa akcja miała „przypomnieć wszystkim posłom na Śląsku, jak wygląda polski węgiel – żeby go umieli odróżnić od rosyjskiego, który jest w milionach ton sprowadzany przede wszystkim przez spółki państwowe”.

„My z tego powodu mamy dzisiaj poważne problemy. Chcemy, żeby posłowie ze Śląska się obudzili i zaczęli walczyć o miejsca pracy na Śląsku”.

Następnego dnia wiceminister Gawęda poinformował na portalu społecznościowym, że „z pomocą Polskiej Grupy Górniczej udało się posprzątać węgiel z biur śląskich parlamentarzystów i przekazać go dla Stowarzyszenia Charytatywnego „Rodzina”, prowadzącego schronisko dla bezdomnych w Wodzisławiu Śląskim”, a pani senator Gawęda już w zupełnie innym tonie niż dzień wcześniej napisała na Facebooku: „Łzy radości mogliśmy dziś zobaczyć w oczach osób, którym przekazaliśmy węgiel rozsypany wczoraj przez związkowców. Został on uprzątnięty i postanowiliśmy go przekazać potrzebującym. Dzisiaj węgiel trafił do wodzisławskiego schroniska dla bezdomnych mężczyzn, prowadzonego przez Towarzystwo Charytatywne „Rodzina”. Z prezentu bardzo ucieszyli się mieszkańcy oraz członkowie stowarzyszenia”.

Jednak w czasie, gdy pani senator oglądała „łzy radości” osób, którym przekazano z jej biura węgiel dostarczony przez związkowców, 18 lutego od 8 rano kilkuset górników z 13 związków zawodowych tworzących sztab protestacyjno-strajkowy w PGG zorganizowało w euroterminalu przeładunkowym Sławków blokadę torów należących do PKP Linia Hutnicza Szerokotorowa. Część górników przyjechała przygotowana na długotrwały protest: mieli kuchnię polową, kamper dla nocujących.

Prezes PKP LHS Zamość, Zbigniew Tracichleb, dawny działacz kolejarskiej Solidarności, apelował do blokujących, aby zaprzestali tej akcji, bo – według niego – po blokowanych torach z Jastrzębskiej Spółki Węglowej jest wywożony węgiel na Ukrainę, której kopalnie w Donbasie są pod okupacją rosyjskich separatystów.

Według oświadczenia Zarządu PKP LHS żadne transporty węgla z Rosji do terminalu nie docierają od końca 2019 roku. W rozmowie z Dominikiem Kolorzem, szefem ZR Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności, Tracichleb miał otrzymać zapewnienie, że ten o blokadzie nic nie wie, a już na pewno nie uczestniczą w niej związkowcy z Solidarności. Tymczasem na torach pełno było flag i górników w kamizelkach Solidarności.

Ktoś tu kogoś okłamał albo w śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” – jak to się mówi w przenośni o bezhołowiu – „nie wie lewica, co czyni prawica”… Oprócz nich w proteście brali udział górnicy z Solidarności ʼ80, Sierpnia ʼ80 (którzy nadawali radykalny ton blokadzie), Związku Zawodowego Górników w Polsce, Związku Zawodowego Pracowników Dołowych, Związku Zawodowego Jedności Górniczej i inni członkowie związkowego kartelu górniczego w PGG.

Prezes Tracichleb próbował zastraszać przedstawicieli związków uczestniczących w blokadzie, informując, że nagrywa wszystkie rozmowy z nimi. Presję na blokujących wywierała również rosnąca obecność policji i jej „negocjatorów”, którzy koniecznie próbowali wyłuskać liderów związkowych do spisania ich personaliów przez funkcjonariuszy… Gwoli ścisłości trzeba przypomnieć, że były to jednak działania znacznie mniej agresywne niż w lipcu 2014 r., gdy pod niemiłosiernymi rządami neoliberałów z PO i PSL policja w rynsztunku jak ZOMO interweniowała podczas blokady ulicy Groniec na dojeździe do euroterminalu w Sławkowie, zorganizowanej przez pracowników dąbrowskiej firmy Aspekt, którzy domagali się jedynie zapłaty za wykonaną pracę, czyli 2 milionów złotych… (…)

Jak można przeczytać na stronie WZZ Sierpień ʼ80: „Górnicy podają w wątpliwość sens transportowania węgla ze Śląska do centralnego magazynu w Ostrowie Wielkopolskim, co zapowiedział odpowiedzialny za górnictwo węglowe wiceminister aktywów państwowych Adam Gawęda. – To żadne rozwiązanie!

Nie chodzi o to, by nasz węgiel gdziekolwiek składować, ale by to naszym, a nie obcym palić.

Chodzi o polską energię z polskiego węgla, z polskich kopalń – podkreśla szef Sierpnia ʼ80 [Bogusław Ziętek – S.F.]. Związkowcy wskazują (…) euroterminal w Sławkowie za szczególnie negatywny, gdyż to tu odbywa się zsypywanie i przeładunek importowanego węgla, który stąd wysyła się w inne części Polski. Jak mówią, to tu dokonuje się likwidacja miejsc pracy w polskim przemyśle wydobywczym. Jak dodają, protestują nie tylko przeciwko importowi samego surowca do energii, ale i samej energii, która jest sprowadzana przesyłem „z Niemiec czy Skandynawii”. – Węgiel leży dzisiaj na zwałach, on jest zakontraktowany i nie jest sprzedawalny. Nie tylko ten, ale i energetyczny. Mamy prawie 3 miliony ton węgla. Za chwilę będzie problem, że kopalnie albo będą miały ograniczone wydobycie, albo po prostu staną. Jeżeli tego węgla energetyka nie będzie odbierała, nie będzie fakturowany, pieniądze nie będą spływały, to wszyscy mamy świadomość, że PGG za chwilę straci płynność finansową – alarmuje Przemysław Skupin, lider WZZ Sierpień ʼ80 w Polskiej Grupie Górniczej. – Sektor komunalno-bytowy to 6–8 milionów ton węgla rocznie i pochodzi on niestety prawie w całości z importu – dodaje Skupin.

Jak dalej mówi, inna spółka, PGE, zaangażowana finansowo w PGG, w ubiegłych latach sprowadziła ogromne ilości węgla z Rosji, a dziś nie odbiera zakontraktowanego węgla z PGG. To – jak stwierdza – nic innego, jak kryminalny sabotaż.

Nie tylko PGG jako największa spółka węglowa ma problemy. Jak wskazują związkowcy, trzy kopalnie Tauron Wydobycie („Brzeszcze”, „Janina” i „Sobieski”) zagrożone są likwidacją. – Spółka sprowadzała obcy węgiel, lecz jest w katastrofalnej sytuacji. Finansowo niebawem klęknie. I nie ma co liczyć na wsparcie finansowe grupy Tauron. Te kopalnie pójdą do zamknięcia i nikt z tym nic nie robi – mówi jeden z liderów górniczego Sierpnia ʼ80, Rafał Jedwabny. Wcale nielepsza okazuje się być sytuacja Jastrzębskiej Spółki Węglowej. (…) – Mamy pełne zwały i wyprzedawanie węgla poniżej jego wartości. Tak to nic nie ma sensu. Trwa wojna polsko-polska na wyprzedawanie za grosze węgla wydobywanego przez górników. Nie trzeba być ekonomistą, by stwierdzić, że to chore! – oburza się Krzysztof Łabądź z WZZ Sierpień ʼ80 w JSW SA.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Strajk ostrzegawczy w PGG, związkowa blokada Euroterminalu w Sławkowie i kompromis Sasina” znajduje się na s. 1 i 2 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Strajk ostrzegawczy w PGG, związkowa blokada Euroterminalu w Sławkowie i kompromis Sasina” na s. 1 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Anton Drobowycz, nowy szef ukraińskiego IPN: To sam naród ma wyznaczać, kto jest dla niego bohaterem i dlaczego nim jest

Niech sobie Putin w swojej Rosji zajmuje się tym, do czego ma prawo. My w swoich działaniach, w swojej polityce mamy kierować się swoim imperatywem moralnym, naszym rozumieniem dobra.

Paweł Bobołowicz

Historia nie może być instrumentalizowana, zbrodnia nie usprawiedliwia kolejnej zbrodni, a rzeczy trzeba nazywać po imieniu – mówi nowy szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Od ubiegłego roku, po zmianie władzy w Kijowie, jest nim 34-letni Anton Drobowycz, filozof, krytyk sztuki, wykładowca na uniwersytecie im. M. Drahomanowa. Zastąpił on na stanowisku szefa UINP Wołodymyra Wiatrowycza. W Kijowie z Antonem Drobowyczem m.in. o polityce historycznej i obchodach 100-lecia sojuszu Petrlura-Piłsudski rozmawiał Paweł Bobołowicz.

Pana poprzednik, Wołodymyr Wiatrowycz, był przyjmowany w Polsce niejednoznacznie – i to delikatnie mówiąc. Najczęściej uważano, że negatywnie wpływał na relacje polsko-ukraińskie i że przyczyniło się do tego jego osobiste podejście do kwestii historycznych, propagowanie postaci Stepana Bandery czy kult UPA. Czym różni się Pan, Anton Drobowycz, od swojego poprzednika i czym różni się polityka Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej po Wiatrowyczu?

(…) Nie wiem, na ile sprawiedliwie jest mówić o Wołodymyrze Wiatrowiczu w kontekście kultów, bo ja nie badałem tej sprawy, ale jeśli chodzi o mnie, to mogę powiedzieć jednoznacznie, że nie mam zamiaru robić kultu z niczego. Jestem przeciwnikiem instrumentalizacji historii. Nie podobają mi się same procedury heroizacji kogokolwiek. Uważam bowiem, że procesem heroizacji mają zajmować się nie organy i instytucje państwowe ani wszelkie inne utrzymujące się z pieniędzy podatników, lecz sam naród ma wyznaczać, kto jest dla niego bohaterem i dlaczego nim jest. To kwestia złożonej społeczno-politycznej, historycznej dyskusji, w której naukowcy i obywatele z różnych grup, różnych specjalności mają sami dla siebie o tym zadecydować. Być może właśnie to jest kluczowe.

Będę kontynuować to, co zostało rozpoczęte i odniosło sukces, na przykład w kwestii dekomunizacji na Ukrainie – to, co dotyczy mało znanych kart historii, a w czym położył olbrzymie zasługi właśnie Wołodymyr Wiatrowycz i zespół, który on stworzył.

Będę zwiększał praktyki dialogu, zwiększał liczbę formatów, które działają w liberalnych ramach, powiązanych z obywatelskimi konsultacjami, naukowo-społecznymi ekspertyzami itd. Na ile pozwalają nam zasoby, będę to wzmacniać. Tak samo będę kłaść akcent na prace i praktyki edukacyjne.

Trudno jednak uciec od prawnej oceny bohaterstwa. Stepan Bandera jest uznany za bohatera Ukrainy i należy do osób, które wspomina się w różnych ważnych momentach. I ciężko jest też uniknąć oceny ważnych wydarzeń w historii. Takim przykładem są wydarzenia z lat 40. na Wołyniu, do których osobiście odnosił się poprzedni szef instytutu. Czy to była wojna polsko-ukraińska, jak twierdził Wiatrowycz, ludobójstwo, jak uważa strona Polska, czy jeszcze coś innego? Na to trzeba odpowiedzieć!

Tak, na to trzeba odpowiedzieć i w tej odpowiedzi trzeba trzymać się podejścia nieideologicznego. A sens tego nieideologicznego podejścia polega na tym, że mamy zbadać wszystkie historyczne podstawy dla osądu. I gdy uczciwie nazwiemy rzeczy ich imionami, i stwierdzimy, co się stało, czym była na przykład polityka pacyfikacji, co oznaczało być dyskryminowaną mniejszością w II Rzeczypospolitej, jak to odreagowała część ukraińskiego społeczeństwa, która postanowiła wziąć w ręce broń i walczyć przeciwko temu, również stosując terrorystyczne metody. Po prostu musimy nazwać sprawy po imieniu. Powiemy o Berezie Kartuskiej – obóz koncentracyjny, o którym wszyscy wiedzieli i tak go nazywali, ale też powiemy o Ukraińcach, którzy terrorystycznymi metodami walczyli przeciwko polskiej władzy. Nazwijmy rzeczy ich imionami i okazuje się, że nie ma żadnych problemów. Wszystko po prostu trafia na swoje miejsce.

Sytuacja sprzed II wojny światowej, tak czy inaczej nie może być usprawiedliwieniem tego, co stało się później, po 1943 roku…

Nigdy nie może być żadnego usprawiedliwienia dla zabójstwa człowieka. Ja jestem kategorycznym przeciwnikiem kary śmierci i chwała Bogu, na Ukrainie jest ona zabroniona. Jakiekolwiek wydarzenia, też te, które stały się na Wołyniu, mogą mieć przyczyny, ale nie usprawiedliwienie. Jednak kontynuując myśl: jeśli na Wołyniu stała się tragedia, która doprowadziła do śmierci wielu osób i w odpowiedzi na tę tragedię przyszli inni ludzie i doprowadzili do śmierci wielu kolejnych osób, to też nie jest usprawiedliwienie. Tragedia nie usprawiedliwia innej tragedii. Zbrodnia nie usprawiedliwia innej zbrodni.

Ta sprawa, im mniej jest upolityczniona, mniej zinstrumentalizowana, tym staje się bardziej wyraźna. Przywódcy naszych państw już przepraszali i prosili o wybaczenie. Dlaczego tego nie słyszymy, dlaczego nie wczuwamy się w te przeprosiny, czemu nie wczuwamy się we własne przeprosiny i przeprosiny innych – to jest pytanie.

Czemu po raz kolejny rozniecamy te spory? Jeśli ukraińskie i polskie społeczeństwa nie zdecydowały, że te rozmowy zostały zakończone, to powinniśmy sprawę omówić ponownie: historycy, społeczeństwo, media; ale wstrzymajmy się od upolityczniania tego. Przestańmy epatować elektorat, obywateli tymi historiami i demonizować się nawzajem.

My mamy dzisiaj naprawdę poważne wyzwanie w związku z państwem-agresorem, Rosją, która już tutaj i teraz tylko patrzy, jak zdemontować, poniżyć, zabrać fizycznie pod swoją strefę wpływów terytorium Ukrainy, a niewykluczone, że i Polski. I w tym kontekście, jeśli zaczniemy wznawiać nasze kłótnie, to staje się to bardzo niebezpieczne. Jeśli te sprawy nie są do końca omówione, omówmy je w cywilizowany sposób, ale nie róbmy z tego politycznej bomby, która nas w końcu zgubi. Bo wciąż działa to samo założenie: divide et impera. Nas dzielą, osłabiają i wiemy, co będzie według tego scenariusza. Nie pozwólmy spełnić się temu scenariuszowi.

Cały artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Nie słuchamy wzajemnych przeprosin” znajduje się na s. 1 i 8 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Nie słuchamy wzajemnych przeprosin” na s. 8 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poznań uczcił Żołnierzy Niezłomnych. Oddając im cześć, przywracamy ich do panteonu bohaterów narodowych

Płk Jan Górski, żołnierz AK: Pod symbolem PRL kryła się okupacja radziecka. To zawsze była ta sama Rosja, jak za Iwana Groźnego, za carów i jaka jest teraz. Musimy przekazywać to kolejnym pokoleniom.

Andrzej Karczmarczyk

– Władza ludowa chciała zniszczyć fizycznie i moralnie Żołnierzy Niezłomnych – powiedział w czasie poznańskich uroczystości Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych wojewoda wielkopolski Łukasz Mikołajczyk. Przywołał dramat żołnierzy doświadczonych wojenną poniewierką, których miał dobić powojenny aparat terroru.

Fot. A. Karczmarczyk

Żołnierze Niezłomni dali świadectwo, które tuszowane przez wiele lat, mogło zaświecić dopiero pół wieku po dramatycznych losach tysięcy żołnierzy, wywodzących się m.in. z Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, Ruchu Oporu AK, konspiracyjnego Wojska Polskiego czy innych formacji wojskowych – powiedział wojewoda.

Jednym z żyjących wielkopolskich żołnierzy wyklętych jest pułkownik Jan Górski, żołnierz Armii Krajowej, który nie złożył broni po maju 1945 r., za tę walkę był więziony, torturowany i ponad rok przesiedział z wyrokiem kary śmierci. Przypomniał on swoich przywódców, którzy zostali zabici – jak powiedział – radzieckimi rękoma… – Pod symbolem PRL kryła się okupacja radziecka – mówił kombatant. – To zawsze była ta sama Rosja, taka jak za Iwana Groźnego, za carów i jaka jest teraz. Nie wolno nam zapominać, musimy o tym pamiętać i przekazywać to kolejnym pokoleniom.

W czasie uroczystości przy pomniku Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej odczytano listy ministra obrony narodowej. Mariusz Błaszczak przypomniał, że niezłomni walczyli z determinacją, ale nie mieli szans na sukces. Nazwał ich następcami bohaterów wojny z 1920 roku. Pochodząca z Wielkopolski minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg napisała z kolei, że oddając cześć żołnierzom podziemia, przywracamy ich do panteonu narodowych bohaterów.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Poznań uczcił Żołnierzy Niezłomnych” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Poznań uczcił Żołnierzy Niezłomnych” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski dla porucznika Wacława Szaconia „Czarnego”, żołnierza NOW, AK i WIN

Skazany na śmierć, powiedział do sióstr: „Dlaczego płaczecie? Przecież nikt nie będzie żył wiecznie. Tylko że ja pójdę tam za wiarę i ojczyznę, a ci, co mnie skazali, jako pachołki sowieckie”.

Jerzy Bukowski

W Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych prezydent Andrzej Duda odznaczył „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej” Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski 94-letniego porucznika Wacława Szaconia-„Czarnego”.

Ten dzielny żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej i Armii Krajowej, po 1945 roku członek działających na Lubelszczyźnie w ramach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oddziałów antykomunistycznego podziemia zbrojnego majora Hieronima Dekutowskiego-„Zapory” oraz kapitana Zdzisława Brońskiego-„Uskoka”, był jednym z przyjaciół uznawanego za ostatniego Żołnierza Niezłomnego sierżanta Józefa Franczaka-„Lalusia”, który zginął w 1963 roku.

– To niezwykle wzruszająca chwila: móc zobaczyć, dotknąć bohaterów, prawdziwych niezłomnych, którzy nie dali się złamać i zniszczyć w najtrudniejszych czasach; którzy w najtrudniejszych czasach walczyli o prawdziwie niepodległą, suwerenną i wolną Polskę; którzy nie byli koniunkturalistami, oportunistami, nie szukali dla siebie okazji do wygodnego życia. Wręcz przeciwnie, poświęcili się dla innych, by wszyscy mogli żyć w wolnym i suwerennym państwie – powiedział w trakcie uroczystości Prezydent RP.

Wychowany w tradycjach religijnych i narodowych Wacław Szacoń kierował się nimi we wszystkim, co robił w życiu.

Aresztowany w 1949 roku przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, został skazany czterokrotnie na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywocie. Z więzienia wyszedł dopiero w grudniu 1956 roku.

Gdy siostry, którym pozwolono na odwiedziny w więzieniu skazanego na śmierć brata, szlochały, powiedział do nich: „Dlaczego płaczecie? Przecież nikt nie będzie żył wiecznie. Tylko że ja pójdę tam za wiarę i ojczyznę, a ci, co mnie skazali, jako pachołki sowieckie”.

Mimo że zawsze związany był z ruchem narodowym, nie zawahał się w czasach PRL przyjąć propozycji przywódcy krakowskich piłsudczyków, pułkownika Józefa Herzoga, do wzięcia udziału – jako ślusarz artystyczny – w przywróceniu przedwojennego wyglądu zaniedbanej wawelskiej krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów – miejscu wiecznego spoczynku Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego.

Mimo sędziwego wieku, por. Wacław Szacoń chętnie i często bierze udział w spotkaniach z młodzieżą, opowiadając jej o swojej wieloletniej żołnierskiej służbie i o współtowarzyszach konspiracji. Jest też bohaterem filmu dokumentalnego Dariusza Walusiaka pt. Mój przyjaciel „Laluś”.

„Czarny”, którego mam zaszczyt i przyjemność od dawna znać osobiście, jest bardzo skromnym człowiekiem, co przejawia się m.in. konsekwentnym odmawianiem przezeń przyjmowania dalszych awansów oficerskich.

– Jako żołnierz byłem podoficerem. Niektórzy z moich rówieśników są już teraz podpułkownikami. A ja uważam, że wystarczy mi stopień porucznika w stanie spoczynku – powiedział mi podczas jednego ze spotkań patriotycznych pod kopcem Józefa Piłsudskiego na krakowskim Sowińcu.

Teraz „Czarny” jest komandorem.

Artykuł Jerzego Bukowskiego pt. „Komandor »Czarny«” znajduje się na s. 5 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Jerzego Bukowskiego pt. „Komandor »Czarny«” na s. 5 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego