Opozycja boi się, że prezydent Duda zwycięży już w I turze. Liczy na to, że w II jej kandydat może wygrać 1% głosów

Może to przesada, ale nieraz już doświadczaliśmy, co znaczy przewaga 1 głosu: np. prezydentura Jaruzelskiego, upadek rządu Suchockiej, wybór marszałka Grodzkiego itp. – „Aby było tak, jak było”.

Antoni Ścieszka

Trzeba było opozycji z początku do wyborów wystawić wszystkich lewaków, dewiantów, niby-zielonych, liberalnych konserwatystów, przeciwników o. Rydzyka, feministki, aborcjonistki (jest ich wiele i są zapiekłe), młodzież skłonną do anarchizowania, euroentuzjastów, podejrzanych patriotów, ateistów i antyteistów, umoczonych na wszelkie sposoby teraz i w przeszłości. W ogóle wszystkich: utyskiwaczy na państwową służbę zdrowia (nieuczciwych lekarzy), wszystkich tych, którym przeszkadza brak możliwości prywatyzacji (kręcenia lodów), obrażonych na oświatę (zakaz propagowania ideologii LGBT w szkołach), na policję. Oj, jakby się opozycja ucieszyła; jakie larum by podniosła na całą Europę, że w Polsce biją demonstrantów tak, jak we Francji, pałują brutalnie nawet leżących uczestników protestów.

Najmniejsze poparcie będzie miał Andrzej Duda wśród przestępców. Poznałem pewnego strażnika więziennego, członka komisji wyborczej, który oświadczył mi, że w jego zakładzie karnym 87% osadzonych głosowało na PO.

Prezydent Duda w pierwszej turze wyborów będzie miał 9 kontrkandydatów. Sięgnięto nawet po Mirosława Piotrowskiego, często występującego w TV Trwam, który w pierwszej kadencji Parlamentu Europejskiego był w grupie wielkiego polskiego patrioty Filipa Adwenta, rozpoczynającej walkę o nieużywanie określenia „polskie obozy koncentracyjne” i inicjującej „modę” na stawianie narodowych chorągiewek przy swych miejscach w PE. (Nawiasem mówiąc Filip Adwent po roku działalności w PE jako waleczny przeciwnik „eurokołchozu” został zmiażdżony na swoim pasie drogi przez TIR-a).

Drugie tyle chętnych do startowania odpadło, bo nie mogli uzyskać stu tysięcy podpisów wyborców z opozycyjnego elektoratu. Pomijam słabe partyjki, które zdążyły się podłączyć do różnych koalicji i konfederacji, niby patriotycznych.

Trudno tutaj odnosić się do wszystkich wodzów opozycji, toteż poprzestanę na Grzegorzu Braunie, którego dokładnie przejrzałem na spotkaniu w Nowym Tomyślu 2 lata temu. W spotkaniu uczestniczyło około 100 osób z okolicy, a nawet z Poznania, zwabionych filmem o Lutrze. Mimo wielowiekowej niemieckiej inwazji na nasze dziedzictwo duchowe, Grzegorz Braun należy do takich, którzy umyślnie sieją więcej kąkolu niż pszenicy. Ochrania nielegalnych demonstrantów, ich obwoźną grupkę krzykaczy; obraża legalnego prezydenta, a jednocześnie swoje pełne nienawiści wystąpienia w Sejmie zaczyna od słów „Szczęść Boże”.

Co może stać się w drugiej turze wyborów? Cała opozycja, łącznie ze zwolennikami Rosji, pod zawołaniem „Hajże na Soplicę!” będzie głosować na wyłonionego w pierwszej turze, swego najlepszego kandydata i znów będzie możliwe osiągniecie 1% przewagi.

Majowe sondaże wykazują poparcie dla aktualnego Prezydenta 51% obywateli i nie wiadomo, jaki jeszcze diabelski chwyt opozycja zastosuje w ostatnim rzucie na taśmę.

Jak zachować się wobec takiej niepewności? Trzeba sięgnąć do świadomości i sumień o poparcie kilkunastu procent elektoratu jeszcze niezdecydowanego, bo „co mi to da?” (mimo dobrych dla Polaków rządów Prezydenta). Również do tych, którzy zniesmaczeni walkami politycznymi z reguły nie chodzą na wybory, bo „oni i tak się sami wybiorą”. Twardy elektorat PiS-u i totalnej opozycji zaś już dokonał wyboru i tutaj mało co się zmieni.

Felieton Antoniego Ścieszki pt. „Hajże na Soplicę!” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Felieton Antoniego Ścieszki pt. „Hajże na Soplicę!” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polakom mafia kojarzy się z Włochami, ale metody mafijne czy paramafijne traktuje się jako standard nauki polskiej!

W czasie pandemii koronawirusa polscy lekarze pomagali kolegom włoskim. Może by włoscy akademicy pomogli polskim kolegom przestawić patologiczny polski system akademicki na właściwe tory?

Józef Wieczorek

Nauka uprawiana na włoskich uczelniach od dawna nie dominuje już w Europie, edukacja wyższa od dawna szwankuje, ale to z Włoch wyszedł przed ponad 20 już laty tzw. proces boloński, mający na celu podniesienie prestiżu uczelni europejskich w stosunku do amerykańskich. W praktyce proces nie za bardzo się sprawdza, uniwersytety jakoś oderwały się przez wieki od swoich korzeni, niektóre uschły lub skarlały, wiele jest uniwersytetami/wyższymi uczelniami jedynie z nazwy, a to już prestiżu w skali światowej nie przynosi.

Widać to chociażby w Polsce, która jest potęgą, jeśli chodzi o ilość wyższych uczelni bijącą na głowę pozostałe kraje europejskie, w tym Włochy – a jednocześnie bitą na głowę, jeśli chodzi o poziom nauki i edukacji wyższej, także przez kraje, które potęgami w tej materii nie są, w tym Włochy. W kolejnych „rankingach szanghajskich” co najmniej kilka, a czasem nawet kilkanaście uczelni włoskich jest wyżej notowanych od najlepszych polskich.

W dyskusji nad reformami akademickimi w Polsce na ogół słyszymy, że nie można naszych uczelni porównywać z amerykańskimi, bo przecież budżet jednej prestiżowej uczelni amerykańskiej jest większy od budżetu wszystkich polskich. Nie można, bo także nasze systemy są odmienne. To fakt.

W USA konkursy na etaty są rzeczywiste i bierze w nich udział nawet ponad 100 kandydatów i przed konkursem nie wiadomo, kto w nich wygra, a u nas na etat startuje zwykle tylko jeden kandydat, wytypowany na zwycięzcę według kryteriów konkursowych do niego dostosowanych.

Rzadko w takich ustawianych konkursach startuje ktoś inny. Bo i po co? Wymaga to iście heroicznej odwagi, a los takich po konkursie jest marny. Przegrał, więc jest do niczego, choćby nie wiadomo jaki miał dorobek i umiejętności. Przebieg i merytoryczne kwestie konkursów są niejawne i nie można się odwoływać – bo od czego? Oczywiście fakt braku kandydatów na takie (pseudo)konkursy jest tłumaczony rzekomą nieatrakcyjnością pracy naukowej, a to ze względu na niskie zarobki. Ale prawdą jest, że kandydatów pracujących naukowo (i to z wynikami) nawet bez zarobków nikt nie chce. Jaki z tego by mieli pożytek inni? Jeno zawstydzenie. (…)

W USA nie jest możliwa kariera naukowa od studenta do profesora dożywotnio na tej samej uczelni, a u nas jest to model kariery utrzymujący się od lat, a nawet wieków.

W USA nie ma profesorów prezydenckich ani habilitacji, a nauka jest, i to nie najgorsza, a u nas mamy mnóstwo profesorów, i to „belwederskich”, ogrom „dr hab.”, a nauki – co kot napłakał i nie ma woli, aby to zmienić.

Skoro jednak porównania systemów Polski i USA natrafiają na taki opór środowiska broniącego swojego patologicznego status quo, spróbujmy porównać nasze standardy z włoskimi. Kontrast budżetowy w tym przypadku nie jest już tak wielki. (…)

Prasa włoska w ostatnich latach donosi o licznych aresztowaniach, w tym rektorów włoskich uczelni, z powodu ustawianych konkursów na obsadzanie etatów! Można o tym przeczytać także w społecznościowych mediach polskich i np. w „Polonia Christiana” (przed 3 laty): „Włoska policja w akcji zakrojonej na wielką skalę prowadzi śledztwo w sprawie korupcji i licznych nadużyć 59 prawników, specjalistów w zakresie prawa podatkowego. W sprawę korupcji, fałszowania wyników egzaminów na studia, wywierania presji na innych naukowców i uprzywilejowania mniej zdolnych członków rodzin prawniczych, zaangażowanych jest m.in. dwóch ministrów”.

Korupcyjne praktyki przy konkursach na obsadzanie stanowisk na włoskich uczelniach, szczególnie wśród prawników, ujawnił włosko-angielski naukowiec Philip Laroma Jezzi z uniwersytetu we Florencji. Rzucił on światło na powszechny nepotyzm na uczelniach włoskich, na których można awansować nie w oparciu o kryteria merytoryczne, ale genetyczno-towarzyskie. Taką politykę kadrową zapewniają „baronowie” – szefowie wydziałów uniwersyteckich. Patologie obejmują także fałszowanie wyników egzaminów na studia czy powszechność plagiatów.

W 2017 r. siedmiu naukowców z uniwersytetów w Rzymie, Neapolu, Bolonii, Sienie, Cassino, Foggii, Varese zostało aresztowanych za korupcję, a 22 pozbawiono stanowisk naukowych na okres 12 miesięcy.

Media społecznościowe ogłosiły profesora bohaterem, domagając się przy tym oczyszczenia uczelni ze szkodników akademickich – czyli wielkiej czystki akademickiej.

I jak się sytuacja rozwinęła? W 2019 r. w wyniku operacji anykorupcyjnej – „Operazione Università Bandita Catania” – stwierdzono dziesiątki ustawianych konkursów, nie tylko w Katanii, ale także na wielu innych uniwersytetach włoskich. Podejrzanych jest wielu profesorów i ich listy można znaleźć w internecie. Można też trafić na dokładniejsze omówienia ustawianych konkursów i charakterystykę paramafijnych metod ich ustawiania.

Czyli tak, jak u nas! Rzecz w tym, że u nas wszyscy (niemal) o tym wiedzą i nikogo (niemal) to nie oburza, a organy ścigania czegoś takiego nie ścigają. Polakom mafia kojarzy się z Włochami, ale metody mafijne czy paramafijne, stosowane także w systemie akademickim, traktuje się u nas jako standard autonomicznej nauki polskiej! [sic!].

Gdy porówna się działania wobec takiego procederu we Włoszech i w Polsce, można rzec: gdzie tam mafii włoskiej do naszej – przynajmniej w sektorze akademickim. Naszej nikt nie ruszy!

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Z ziemi włoskiej do Polski. Rzecz o konieczności odwirusowania nauki” znajduje się na s. 18 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Z ziemi włoskiej do Polski. Rzecz o konieczności odwirusowania nauki” na s. 18 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Historyczny rajd drogami i bezdrożami Ukrainy po miejscach, gdzie przed stu laty toczyły się walki przeciwko bolszewikom

Nasza akcja „Rok 1920 – Pamięć w czasach zarazy” się nie zakończyła. Przejechaliśmy już ponad 3000 km i wciąż szukamy miejsc chwały polskiego i ukraińskiego oręża i miejsc pochówku naszych bohaterów.

Paweł Bobołowicz

Paweł Bobołowicz i Dmytro Antoniuk | Fot. Ołeh Semeniuk

Czas epidemii sparaliżował także na jakiś czas moją pracę reporterską. (…) Cały czas miałem też w pamięci fakt, że legną w gruzach pomysły uczczenia 100 rocznicy polsko-ukraińskiego braterstwa broni, że w setną rocznicę wyzwolenia Kijowa nie przejdzie Chreszczatykiem polsko-ukraińska parada, tak jak miało to miejsce 9 maja 1920 roku. I że nie odbędę planowanej radiowej wyprawy motocyklowej szlakiem 1920 roku na Ukrainie.

Drzwi w zrujnowanym kościele rzymskokatolickim w Czarnuszowicach | Fot. P. Bobołowicz

Jeszcze przed epidemią z moim druhem, ukraińskim dziennikarzem, krajoznawcą, przewodnikiem Dmytrem Antoniukiem mieliśmy też własny pomysł na uczenie 100 rocznicy wyzwolenia Kijowa z bolszewickich rąk. Plan był prosty: może w mundurach z epoki, a może z polskimi i ukraińskim flagami przejedziemy wynajętym tramwajem historyczną trasą z podkijowskiej Puszczy Wodycy do serca ukraińskiej stolicy. (…)

Instytut Polski rozpoczął wielką, dwujęzyczną akcję informacyjną o 1920 roku w internecie, wystawa w kijowskim metrze została przesunięta na czas po kwarantannie, ale jednak mieliśmy poczucie, że tak tej sprawy nie możemy zostawić. (…) Jeśli nie możemy wjechać tramwajem, nie odbędzie się wspólna parada rekonstruktorów, to może chociaż pojawimy się w centrum Kijowa w mundurach z epoki, może we dwóch staniemy z flagami polską i ukraińską 9 maja na Chreszczatyku! To przecież nie naruszy przepisów kwarantanny. A że mundury były we Lwowie, to może jadąc po nie, odwiedzimy cmentarze, gdzie pochowani są żołnierze 1920 roku, zapalimy znicze, zmówimy modlitwę.

W drodze do Wapniarki – ksiądz proboszcz Stanisław Stwórka przy krzyżu z polską inskrypcją na cmentarzu w Komargrodzie | Fot. P. Bobołowicz

Gdy nasz pomysł ogłosiliśmy na antenie Radia Wnet, pierwszy odezwał się ksiądz proboszcz Stanisław Swórka z podwinnickiego Tomaszpola – z zaproszeniem i opowieścią o walkach polskiego lotnictwa w czasach Operacji Kijowskiej. Lotnisko dla poznańskich samolotów znajdowało się w Wapniarce. Wiadomość od księdza Stanisława była dla nas silnym impulsem: musimy to zrobić i nam się to uda! (…)

Kwatera polskich żołnierzy 1920 roku w Barze na Podolu | Fot. P. Bobołowicz

I potem zaproszenia, sygnały, kolejne historie posypały się jak lawina. Zrozumieliśmy, że 9 maja może stać się momentem kulminacyjnym akcji, ale na pewno tak samo ważne jest przypomnienie o walkach i bohaterach 1920 roku i miejscach z nimi związanych na olbrzymim obszarze dzisiejszej Ukrainy. W czasie pierwszego etapu naszej wyprawy byliśmy m.in. w Nowogrodzie Wołyńskim, Susłach, Korcu, Równym, Zdołbunowie, Lwowie, Żółtańcach, Horpinowie, Pawłowie, Łopatyniu, Nowym Witkowie, Czornuszowicah, Żurawnikach, Zborowie, Tarnopolu, Strusowie, Latyczowie, Barze, Brajłowie, Tomaszpolu, Wapniarce, Tulczynie, Strutynce, Lipowcu, Nemirowie i Winnicy.

Upamiętnienie żółnierzy Ukraińskiej Armii Halickiej w Barze na Podolu | Fot. P. Bobołowicz

Wyjeżdżając z Kijowa, nie mieliśmy żadnego konkretnego planu – było za mało czasu na przygotowania. Wiedzieliśmy, że chcemy dotrzeć do Równego, potem Beresteczko (do którego wciąż jeszcze nie dojechaliśmy) i planowany nocleg we Lwowie.

Cały artykuł i fotoreportaż Pawła Bobołowicza pt. „Rok 1920. Pamięć w czasach zarazy” znajduje się na s. 10–11 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł i fotoreportaż Pawła Bobołowicza pt. „Rok 1920. Pamięć w czasach zarazy” na s. 10–11 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

16.06. 2020 r. zmarła Maria Szcześniak – patriotka, opozycjonistka w PRL, działaczka Solidarności, dziennikarka, pisarka

W 1999 r. wydała książkę „Idź i zabij”, którego kanwą były zapiski z procesu dotyczącego pacyfikacji kopalni Wujek, którego była obserwatorką i relacjonowała jego przebieg dla Tygodnika Solidarność.

Pożegnanie Marylki

Marylka Szcześniak odeszła 16 czerwca 2020 r. w szpitalu w Chorzowie.

Była znaną obserwatorką procesu zomowców uczestniczących w pacyfikacji Kopalni „Wujek” 16 grudnia 1981 r., kiedy zginęło 9 górników. Dopiero w III RP członkowie plutonu ZOMO stanęli przed sądem. Trudno jednak było skazać rozkazodawców – Jaruzelskiego i Kiszczaka. Maria Szcześniak razem ze śp. Jolantą Gardynik z Gliwic obserwowały wszystkie rozprawy toczącego się procesu. W tym czasie była wielokrotnie zastraszana i szykanowana. W 1993 r. policja wkroczyła do jej mieszkania, pobiła matkę i wyprowadziła jej kolegę, z którym działała w Ruchu dla Rzeczpospolitej.

W 1999 r. wydała książkę „Idź i zabij”. Wykorzystała w niej zapiski z procesu dotyczącego pacyfikacji kopalni „Wujek”. Za tę książkę została nagrodzona dyplomem Literackiej Nagrody Solidarności przez NSZZ „Solidarność” oraz Stowarzyszenie Literatów Polskich. W 1999 r. „Idź i zabij” została uznana za książkę roku.

Maria Szcześniak urodziła się 18.01.1965 r. w Katowicach. Skończyła Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Ligonia. Już w latach szkolnych kolportowała w szkole niezależną prasę, między innymi „Ucznia Polskiego”. Na przerwach organizowała spotkania polityczne i modlitewne. Była wzywana do dyrekcji i straszono ją niezdaniem matury.

Maria Szcześniak z ojcem Marianem i kolegą z Solidarności Jackiem Jagiełką | Fot. archiwum prywatne

Podczas studiów na Wydziale Nauk Społecznych współpracowała z podziemnym NZS-em i KPN (J. Lipski, K. Błażejczyk, S. Sowa, P. Szmajdziński i J. Kustra) Była kolporterką i przywiozła z Uniwersytetu Jagiellońskiego powielacz. W 1985 r., w rocznicę zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki, w parafii św. Floriana w Chorzowie zorganizowała montaż słowno-muzyczny. Konsekwencją była interwencja SB u dziekana i zablokowanie jej studiów na kierunku dziennikarstwa.

Po obronie pracy magisterskiej w 1989 r. rozpoczęła pracę w biurze prasowym NSZZ Solidarność. Działała w Chorzowskim Komitecie Obywatelskim, gdzie pełniła funkcję redaktor naczelnej „Górnoślązaka”. W 1990 r została uhonorowana medalem „Zasłużony dla Kultury” miasta Chorzowa. Podczas pracy w Zarządzie Regionu Solidarności była redaktor naczelną „Gazety Górniczej” i śląską korespondentką „Tygodnika Solidarność”. Relacjonowała w nim proces plutonu specjalnego ZOMO o zabicie 9 górników z KWK „Wujek”. Regularnie współpracowała z tygodnikiem „Nasza Polska”, redakcją „Naszego Dziennika” i Radiem Maryja.

Pełniła funkcję rzecznika prasowego Komitetu Budowy Pomnika ku czci Górników KWK „Wujek”. Była też rzecznikiem Komitetu Pamięci i rodzin ofiar.

W latach 1998–2002 należała do Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności oraz była delegatką na Zjazd Krajowy. Działała w Lidze Republikańskiej i we władzach naczelnych Ruchu dla Rzeczpospolitej, a po 1995 r. była przewodniczącą Zarządu Wojewódzkiego RdR.

W 1998 została odznaczona Złotą Odznaką Honorową „Za Zasługi dla Województwa Śląskiego”, a w 2001 r. – Srebrnym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, nadawanym przez Radę Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa.

Po śmierci matki rozchorowała się i od 2000 roku miała coraz większe problemy ze zdrowiem. Od 2006 r. była na rencie, a od czerwca 2015 r. wraz z ojcem mieszkała w DPS im K. Jaworka w Chorzowie.

Historia Marylki jest niestety przykładem na to, że różni hochsztaplerzy brylują i prosperują, a prawdziwi, cisi bohaterowie i patrioci skazywani są na niebyt.

Żegnaj, Przyjaciółko!

Jadwiga Chmielowska

Msza św. pogrzebowa śp. Marii Szcześniak odbędzie się 23 czerwca we wtorek o 9.00 w kaplicy pw. św. Jadwigi na cmentarzu przy ul. Drzymały w Chorzowie (przy ZUS). Po mszy nastąpi pogrzeb na tamtejszym cmentarzu.

Rządzący zmienili termin wyborów na korzystny dla opozycji. Bardzo altruistyczna postawa – kandydat do nagrody Fair Play

Opozycja zyskała dodatkowy bonus w postaci możliwości wystawienia rezerwowego kandydata, z czego skrzętnie skorzystała, unikając tym samym pewnej kompromitacji. A to już kuriozum na skalę światową.

Zbigniew Kopczyński

W wielu demokratycznych bez wątpienia krajach rządzący mają pewien profit, polegający na tym, iż w pewnych granicach mogą ustalać terminy wyborów, a nawet sposób ich organizowania. Zasady są różne: od amerykańskich, gdzie dzień wyboru prezydenta jest ściśle określony, do na przykład brytyjskich, gdzie wprawdzie nie wybiera się głowy państwa, ale w najważniejszych tam wyborach parlamentarnych premier może w bardzo szerokich granicach określić ich termin, odpowiednio korzystny dla partii rządzącej, a poza tym ustalić granice okręgów wyborczych, co też ma istotny wpływ na wynik, szczególnie w ordynacji jednomandatowej.

Polska plasuje się bliżej systemu amerykańskiego, a ogłaszający wybory prezydenckie Marszałek Sejmu ma dość wąskie granice manewru, sprowadzające się do w zasadzie kilku dni do wyboru. Jednak wskutek determinacji jednego z koalicjantów, w Polsce zdarzyła się rzecz niespotykana. Otóż rządzący zmienili termin wyborów na korzystny dla opozycji. Bardzo altruistyczna postawa, wręcz kandydat do nagrody Fair Play. (…)

Wraz z przesunięciem terminu opozycja zyskała dodatkowy bonus w postaci możliwości wystawienia rezerwowego kandydata, z czego skrzętnie skorzystała, unikając tym samym pewnej kompromitacji. A to już jest kuriozum na skalę światową.

Słabo spisującą się zawodniczkę, której notowania schodziły do poziomu wysokości oprocentowania lokat, zastąpił świeży i wypoczęty napastnik. Jest to oryginalny Polski wkład w demokratyczne standardy wyborcze.

Tak jak 100 lat temu Polska była jednym z pierwszych krajów, które dały prawo wyborcze kobietom, tak teraz znów jest niepodważalnym pionierem w stanowieniu nowych standardów. Ewolucja prawa wyborczego może przebiec podobnie do ewolucji przepisów piłkarskich. Tam też konserwatywne towarzystwo, decydujące o zasadach gry, długo nie dopuszczało możliwości żadnych zmian w czasie meczu. Doskonale pamiętam te czasy. Złamali ci nogę? Trudno, drużyna gra w dziesiątkę. Później wprowadzono możliwość najpierw jednej, dwóch zmian, teraz trzech, a coraz częściej mówi się o pięciu. Jeśli to samo przyjmie się w prawie wyborczym, cała kampania nabierze nowego tempa i nowych kolorów. Przestanie być nudnym powtarzaniem tych samych haseł przez tych samych kandydatów. Decydować będzie długość ławki rezerwowych poszczególnych komitetów wyborczych. I najważniejsza, strategiczna decyzja każdego komitetu: kogo i kiedy wpuścić na ostatnią prostą? Kolejnym etapem mogą być transfery kandydatów z komitetu do komitetu. Warto o tym pomyśleć.

Ze sporym rozbawieniem mogliśmy wysłuchiwać wypowiedzi liderów Platformy Obywatelskiej do wczoraj zachwalających Małgorzatę Kidawę-Błońską jako najlepszą kandydatkę i prawdziwego prezydenta, a dzisiaj z tym samym zapałem przekonują nas, że to właśnie Rafał Trzaskowski jest bardziej najlepszym kandydatem i będzie jeszcze prawdziwszym prezydentem.

Przy okazji zobaczyliśmy, jak wygląda praktyczna demokracja wśród niezłomnych obrońców demokracji. Kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej to wynik wygrania przez nią prawyborów, w których głosować mogli wszyscy członkowie partii. Kiedy jednak nie spełniła oczekiwań, ktoś z partyjnych decydentów, oficjalnie Zarząd, skorygował wynik tych prawyborów.

Członkowie partii dowiedzieli się o tym z mediów. Jakoś kojarzy mi się to z czasami demokracji ludowej.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Polskie kurioza” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Polskie kurioza” na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Różnice między polskimi politykami można sprowadzić do podziału na zwolenników przedmiotowości i podmiotowości Polski

Nie jest tak, że w Polsce żyją sami patrioci czy świadomi Polacy. Wielu jest takich, których Roman Dmowski określał jako „żywioł polski” – bardzo wdzięczny materiał dla medialnych manipulatorów.

Jan Martini

Miłośnicy przedmiotowości noszą różne kostiumy i nawet jeśli wewnątrz grupy występuje coś w rodzaju rywalizacji, to w każdej chwili są w stanie zawiązać jakąś „koalicję europejską” czy „pakt senacki”, by jako „opozycja demokratyczna” wspólnie zwalczać zwolenników podmiotowości. Cechuje ich postulowana przez Konfederację „wielowektorowość”, ale jeden wektor jest najsilniejszy – to spolegliwość (służalczość?) wobec czynników zewnętrznych ubrana w retorykę „stosunków dobrosąsiedzkich” czy „współpracy międzynarodowej”.

Gdy komuniści sowieccy przygotowywali się do swego „upadku”, wymyślili „doktrynę Falina-Kwicinskiego” polegającą na zastąpieniu obecności militarnej w dawnych krajach „demokracji ludowej” uzależnieniem energetycznym. Kraje już formalnie niepodległe zamierzano kontrolować metodą tańszą, wizerunkowo lepszą, a równie skuteczną.

Pewnie niewielu ludzi wie, że prezydent Putin jest doktorem gazownictwa, a jego praca doktorska dotyczyła eksportu gazu jako środka do osiągania celów politycznych.

Grupa ludzi skupionych wokół braci Kaczyńskich była zdania, że choćby częściowe uniezależnienie się od dostaw węglowodorów z Rosji jest niezbędnym warunkiem naszej suwerenności. Niestety ugrupowania polityczne sprawujące władzę przez większość historii III RP albo nie dostrzegały takiej zależności, albo nie uważały suwerenności za wartość istotną. Historia starań o dostawy gazu z Norwegii liczy już ćwierć wieku, bo starania te były dwukrotnie zatrzymywane natychmiast po dojściu do władzy koalicji SLD-PSL (2003) i PO-PSL (2007). Podczas pierwszych rządów PiS udało się rozpocząć budowę gazoportu w Świnoujściu, ale kadencja skończyła się po 2 latach, co wystarczyło na budowę Muzeum Powstania Warszawskiego, było jednak okresem zbyt krótkim na ukończenie terminala gazowego. Następny rząd – premiera Tuska – musiał już kontynuować budowę, choć zdołano opóźnić jej ukończenie o 3 lata.

Z ujawnionych amerykańskich danych analitycznych wynika, że Lech Kaczyński był „niesterowalny”, i to, obok uporczywych starań o niezależność energetyczną Polski, było przyczyną jego śmierci.

Porozumienia z Gazpromem były nadzwyczaj korzystne dla Rosji. Były też korzystne dla negocjatorów, a tak się dziwnie składa, że Rosjanie na negocjatorów upodobali sobie „ludowców”. Inżynier Witold Michałowski, który całe swoje życie zawodowe budował rurociągi na wielu kontynentach, twierdził, że negocjatorzy porozumień otrzymali prowizję 160 mln $, choć „gazowy biznesmen” Aleksander Guzowaty korygował tę sumę do 110 mln. (…)

Czy to energetyka leży u podłoża ciągłych desperackich prób wymiany ekipy rządzącej w Polsce? Dziś, w obliczu pandemii, przedstawiciele wielu partii opozycyjnych w Europie deklarują zawieszenie walki politycznej i pełne poparcie rządów. Lecz u nas widzimy proces całkiem odwrotny – ataki na rząd uległy wzmożeniu, a nawet jest już organizowany „gniew ludu”. (…)

Z dzisiejszej perspektywy widać, że ten bezprecedensowy w dziejach świata demontaż państwa, to wygaszanie Polski, było świadomym niszczeniem dorobku pokoleń Polaków w celu pozbawienia podstaw materialnych do odbudowy suwerenności. Ponadto świat nie był gotowy na przyjęcie „nowego gracza”. Powiedział o tym wyraźnie pewien amerykański senator Andrzejowi Gwieździe podczas jego wizyty w Stanach Zjednoczonych w latach dziewięćdziesiątych: „Co zrobić z waszym przemysłem? Z zarobkami rzędu centów za godzinę zdestabilizujecie gospodarkę światową. Dlatego nie możemy poprzeć waszej niepodległości”. Dlatego konieczny był „plan Balcerowicza” i powstanie państwa montowni, hurtowni i akwaparków – państwa z przywódcami w rodzaju Tuska czy Pawlaka.

Gdy poinformowano Donalda Tuska o katastrofalnym stanie polskiej demografii, o dosłownym wymieraniu narodu, jedyną reakcją premiera był chamski żart – „panowie, bierzmy się do roboty!”. Przy okazji mowy wygłoszonej z okazji nadawania kolejnego doktoratu h.c. Lech Wałęsa stwierdził, że w Polsce powinno mieszkać 20 mln ludzi do obsługi linii tranzytowych wschód-zachód. Oczywiście „mędrzec Europy” sam sobie tego nie wymyślił, ale taką wizję kreślili Polakom przywódcy i na tyle wyznaczono górną granicę naszych ambicji i aspiracji. Przyszli historycy będą spierać się który z nich bardziej zaszkodził Polsce. Gorzej, że ciągle w kraju są miliony ludzi skłonnych powierzyć władzę sukcesorom tych postaci. Bo nie jest tak, że w Polsce żyją sami patrioci czy świadomi Polacy. Wielu jest takich, których Roman Dmowski określał jako „żywioł polski” – bardzo wdzięczny materiał dla medialnych manipulatorów.

Być może znaleźliby się także budowniczowie bram triumfalnych dla wkraczających obcych wojsk. Uleciały z naszego słownika słowa „renegat” czy „zdrajca”, ale to nie znaczy, że nie istnieją ludzie, którzy w pełni wyczerpują znamiona tych pojęć.

(…) Pomijając już wszystkich, którzy rodzinnie i niejako „systemowo” nie znoszą „kaczyzmu” (w samej Warszawie jest 400 tys. „Mazgułów”), nawet ludzie dalecy od sympatyzowania z komunizmem surowo recenzują rząd. Znamy te utyskiwania: „Rząd jest słaby i sobie nie radzi”. „Bo trzeba rządzić mądrze, a nie głupio”. „Nie zrobiono tego, nie ruszono owego, to się wali, a tamto leży”. „Ponadto przedsiębiorcy są niszczeni i szaleje drożyzna”. Oczywiście prawie nikt nie wierzy w przeznaczoną dla „zagranicy” bajerę o „łamaniu konstytucji”, „niszczeniu demokracji”, „dyktaturze” itp. Gdyby było inaczej – opozycja nie domagałaby się tak uporczywie wprowadzenia stanu wyjątkowego. Bo mieliśmy jedyną na świecie opozycję, która żądała stanu wyjątkowego – a przecież taki stan to nic przyjemnego dla opozycji. Nasi „totalsi” mogliby się o tym dowiedzieć choćby od kolegów-opozycjonistów w Turcji.

I Rzeczpospolita upadała przez 100 lat, później 5 pokoleń walczyło o jej odtworzenie. Dziś możemy państwo zniszczyć błyskawicznie jedną nierozsądną decyzją wyborczą, powierzając władzę zwolennikom „rozproszonego przywództwa lokalnego”.

Możliwe, że rząd jest zły (lub bardzo zły), ale jest polski. Powinniśmy cenić rząd i państwo polskie, nawet jeśli jest ono z „dykty”. Niezbyt wielu Polaków w ostatnich 300 latach miało szczęście posiadać choćby słaby, ale polski rząd.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Podmiotowość czy przedmiotowość” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Podmiotowość czy przedmiotowość” na s. 4 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przesunięcie wyborów pozwoliło pozbierać się PO, która ze świeżym kandydatem odzyskała wszystkie utracone głosy poparcia

Resztki po Kukizʼ15 są wrzaskliwie nieprzekupne. I podobnie żadnych stanowisk za zerwanie sojuszu z totalną opozycją nie przyjmą Konfederaci. Od Gazpromu by wzięli, ale od polskiego rządu nie wezmą!

Jan A. Kowalski

Nieprzekupni posłowie rujnują Polskę

(znowu przed wyborami)

Myślałem w naiwności swojej, że posłowie opozycji (PSL, SLD, Konfederacja) obsypią mnie jeśli nie złotem, to przynajmniej bitcoinami (jak na młodych liberałów przystało) za rady sprzed miesiąca. Zaproponowałem przecież prosty i niezawodny sposób na wykończenie przeciwnika politycznego już leżącego na deskach i czekającego na ostatni cios. Tak przecież leżała i czekała na zasłużoną śmierć Platforma Obywatelska w postaci jej niewydarzonej kandydatki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Takie szybkie dokończenie dzieła byłoby w interesie każdej z wymienionych wyżej formacji opozycyjnych, łącznie z opozycyjną i zarazem rządową formacją Jarosława Gowina czyli (Nie)Porozumieniem.

Z prostego humanistycznego rachunku wynikało, że każda z formacji przynajmniej podwoi swój stan posiadania w elektoracie. Dodatkowo każdy kandydat opozycyjny: Biedroń, Kosiniak-Kamysz, Hołownia i nawet Krzysztof Bosak ma szansę na drugą rundę przeciwko Andrzejowi Dudzie po zbiórce głosów rozsypanych przez kandydatkę PO. To, co się stało – przesunięcie wyborów nie wiadomo na kiedy – pozwoliło pozbierać się PO, która ze świeżym kandydatem odzyskała wszystkie utracone głosy poparcia. I teraz będzie próbowała przesunąć wybory aż do wybuchu kryzysu ekonomicznego i zyskania szansy na elekcję Rafała Trzaskowskiego.

Tak, jak zademonstrowała to opozycja (bez PO), nie zachowuje się nikt prawdziwy i racjonalny, no chyba, że jest bezdennie głupi politycznie. Ale w takim razie niech wraca do śpiewania (Paweł Kukiz) albo do tańca z gwiazdami (Krzysztof Bosak), bo ostatnie głosowanie ramię w ramię z PiS już niczego nie mogło zmienić.

Dlaczego zatem nominalni konkurenci polityczni uratowali Platformę Obywatelską pozbawiając się szans na sukces? Odpowiedzi mogą być tylko dwie.

Pierwsza, łagodna, to naiwność polityczna. Oczywiście skończonym tępakiem politycznym może być Paweł Kukiz (pewnie nie wiecie, że studiował politologię), który zaczął odgrywać w Koalicji Polskiej rolę taką, jak kiedyś w PO Stefan Niesiołowski. Czyżby politolog po Uniwersytecie Wrocławskim był jedynym naiwnym członkiem tej formacji i nie dostrzegał rzeczywistości, w jakiej żyje? Naiwni mogą być też posłowie Konfederacji, którym przecież liberalna i narodowa doktryna nie może udzielać prawidłowych odpowiedzi na bieżące polityczne wyzwania.

Pozostając przy wersji łagodnej, dowiedzieliśmy się, że resztki po Kukizʼ15 są wrzaskliwie nieprzekupne. I podobnie żadnych stanowisk za zerwanie sojuszu z totalną opozycją nie przyjmą Konfederaci. Od Gazpromu by wzięli, ale od polskiego rządu nie wezmą! Co za pokraczna logika. Po liberum veto zafundowanym przez Jarosława Gowina i powyższej postawie, Prawu i Sprawiedliwości nie pozostało nic innego, jak się chwilowo poddać. Skazując siebie i Polskę na niepewność losu.

Druga odpowiedź z naiwnością nie ma już wiele wspólnego. Musi istnieć władza zwierzchnia, która zadecydowała, że interes każdej z grup zyskujących po PO to za mało. Bo korzystne dla niej jest utrzymanie przy życiu projektu powołanego w roku 2001, czyli właśnie Platformy Obywatelskiej. Nazwijmy tę władzę Wysokim Komunistycznym Państwem (nie mylić z amerykańskim Deep State, o czym możemy tylko pomarzyć).

Jeżeli to Wysokie Komunistyczne Państwo jest rzeczywistym decydentem w stosunku do całej opozycji, to strach się bać. Bo im gorzej dla państwa polskiego, to tym lepiej dla WKP.

Widzieliśmy to na własne oczy. Na jednym kolorowym obrazku postępowo-europejski Rafał Trzaskowski, a obok złowroga stara k…reacja 71-letniej Jolanty Lange vel Gontarczyk, zamieszanej w śmierć księdza Blachnickiego pracownicy SB. Teraz oczywiście w nowej aranżacji zaangażowanej działaczki feministycznej i proaborcyjnej. I nie możemy mieć żadnych wątpliwości – Niemcy, Francja i Rosja poprą Rafała Trzaskowskiego i jego nowoczesne otoczenie. Poprą przeciwko próbie odrodzenia się państwa polskiego dokonywanej pod rządami Prawa i Sprawiedliwości.

Może to nie są rządy specjalnie udane. Nie tylko dla mnie mogłyby być lepsze. Krytykuję je od samego początku za prawie wszystko. Ale jedno jest bezsprzeczne – są to rządy polskie. Nie światowe, nie europejskie, nie niemieckie ani rosyjskie, ale polskie. Trochę bezmyślnie populistyczne i zbiurokratyzowane, ale polskie. Lewicowe i socjalistyczne, ale polskie. Kto tego nie widzi, jest ślepy. Dla kogo nie ma to znaczenia, bo jego partyjne lub prywatne interesiki są ważniejsze, nie powinien mieć ani kawałka miejsca w polskiej polityce i na polskiej ziemi. Bo jednak ma znaczenie, czy publiczne pieniądze są „marnowane” na biedne polskie dzieci (PiS i Duda), czy na ich zabijanie, zanim się narodzą (PO i Rafał Trzaskowski).

Z Prawem i Sprawiedliwością, nawet po zwycięstwie Andrzeja Dudy, będziemy mogli walczyć. Sam będę walczył do ostatniej zdartej klawiatury.

Po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego będziemy mogli znowu w trakcie wieczoru wyborczego zobaczyć uradowanego Jerzego Urbana z szampanem i starą bezpieczniacką k…reację po liftingu, Jolantę Lange.

Prawdziwe oblicze bolszewickiej nowoczesności. Wysokie Komunistyczne Państwo odzyska utracone na 5 lat żerowisko. A my stracimy szansę na odbudowę państwa, bo nie będzie to w interesie Niemieckiej Unii Europejskiej i Rosji.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nieprzekupni posłowie rujnują Polskę” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nieprzekupni posłowie rujnują Polskę” na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Byli dziennikarze Trójki walczą o swoje, ale nie o wolność słowa – uważa Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP

Ich walka o pracę, do której nikt nigdy nie będzie im się wtrącał, z walką o wolność słowa nie ma nic wspólnego. CMWP SDP w maju zajmowało się więc zupełnie innymi sprawami. Warto przeczytać, jakimi.

Jolanta Hajdasz

Brak reakcji jest reakcją. To odpowiedź CMWP SDP na pytanie o nasze stanowisko w sprawie zamieszania wokół Programu III Polskiego Radia i dziwacznego exodusu dziennikarzy po tym, jak ujawniono manipulacje i ręczne sterowanie głosami słuchaczy najbardziej znanej listy przebojów w Polsce.

Mniej i bardziej spontaniczne protesty przed siedzibą Trójki czy dobrowolne zwalnianie się z pracy przez nawet najbardziej znanych dziennikarzy nie sprawi, byśmy mogli całą tę – nie waham się użyć tej nazwy – szopkę nazywać naruszeniem zasady wolności słowa demokratycznego państwa.

Zbyt często nazywając Trójkę kultową, zapomina się bowiem o komunistycznej genezie tej rozgłośni i o agenturalnej przeszłości wielu jej dziennikarzy; zbyt często pomija się jej polityczne zaangażowanie przez lata i jej „zasługi” w promowaniu ugrupowań tylko jednej strony sceny politycznej, takich jak Sojusz Lewicy Demokratycznej, Unia Wolności czy Platforma Obywatelska, no i oczywiście praktycznie nieukrywane wspieranie prezydenta Bronisława Komorowskiego – by nie mieć złudzeń, że każda próba jakiejkolwiek ingerencji w ten układ napotka zdecydowany opór.

Trzeba przyznać, że tym razem medialna akcja #muremzatrojka, obliczona na wywołanie jak największego chaosu i politycznego zamętu, udała się jej organizatorom i wykonawcom znakomicie. Kolejny dyrektor Programu III Polskiego Radia musi opuścić swoje stanowisko, a w Trójce wszystko wraca na stare tory – „kultowi” dziennikarze w wieku emerytalnym będą nadal nadawać swoje „kultowe” audycje słuchane przez coraz bardziej kurczącą się, bo znudzoną grupę słuchaczy, będą bez przeszkód sami ustalać miejsca konkretnych wykonawców i ich utworów na swojej liście hitów i nikt im nie będzie przeszkadzał.

Ta ich walka o pracę, do której nikt nigdy nie będzie im się wtrącał, z punktu widzenia każdego człowieka jest oczywiście zrozumiała, ale naprawdę z walką o wolność słowa nie ma nic wspólnego.

CMWP SDP w maju zajmowało się więc zupełnie innymi sprawami. Warto przeczytać, jakimi.

7 maja 2020

CMWP SDP na temat zachowania policji wobec fotoreportera „Gazety Wyborczej” 29 marca br.

Reporterzy bez Granic znów bezzasadnie krytykują polskie władze, jak zwykle ofiarą jest dziennikarz „Wyborczej” | Fot. cmwpsdp.pl

23 kwietnia br. dziennikarz „Gazety Wyborczej”, red. Paweł Rutkiewicz, zwrócił się do CMWP SDP z prośbą o komentarz w sprawie dotyczącej niedawnego zachowania policji wobec fotoreportera „Gazety Wyborczej” i w rozmowie telefonicznej (nie dysponował dokumentami) przedstawił okoliczności skierowania do sądu sprawy przeciwko fotoreporterowi GW, który 29 marca br. robił zdjęcia podczas antyrządowego protestu przed domem prezesa partii Prawo i Sprawiedliwość, Jarosława Kaczyńskiego.

„Jeśli fotoreporterzy, których dotyczy skierowanie sprawy do rozpatrzenia przez sąd, faktycznie nie mieli szansy wyjaśnić policji swojej roli w miejscu zgromadzenia powyżej 5 osób, to jest to omyłkowe działanie policji i konieczne będzie na etapie postępowania sądowego wyjaśnienie i udowodnienie, że byli w pracy. Ze względu na nadzwyczajne okoliczności pandemii koronawirusa, w jakich obecnie się znajdujemy, może się zdarzyć takie właśnie, bardzo rygorystyczne i może nawet dla niektórych nadgorliwe i zbyt szybkie działanie policji” – odpowiedziała dyrektor CMWP. Dodała także, że bez pełnej znajomości sprawy i związanej z nią dokumentacji nie jest możliwe wydanie opinii oraz zaoferowała nieodpłatną pomoc prawną CMWP.

8 maja 2020

Odpowiedź CMWP SDP na protest organizacji Reporterzy bez Granic przeciwko rzekomym atakom polskich władz na niezależne media w okresie kampanii wyborczej

6 maja br. na stronie internetowej organizacji Reporterzy bez granic (ang. Reporters Without Borders, RWB) została opublikowana informacja o rzekomej presji wywieranej przez władze w Polsce na niezależne media w przededniu wyborów prezydenckich. Informacja ta została także wysłana dziennikarzom w wielu krajach UE w formie komunikatu prasowego. Organizacja Reporterzy bez Granic wezwała w niej polskie władze, by nie wykorzystywały kryzysu epidemiologicznego do „sabotowania pracy niezależnych mediów zajmujących się kampanią wyborczą”. Jedyne przykłady tego „sabotowania”, jakie przytoczyła organizacja, to epizodyczny przypadek dwóch dziennikarzy z Polski, fotoreportera „Gazety Wyborczej” i portalu okopress.pl, którzy zostali oskarżeni o łamanie zasad bezpieczeństwa zdrowotnego podczas kilkuosobowego protestu antyrządowego przed domem lidera rządzącej partii oraz „ataki” na prywatną telewizję TVN, która w ocenie RWB jest oskarżana przez TVP o rozpowszechnianie fałszywych wiadomości (fake news) i powiązania z byłym reżimem komunistycznym w celu osłabienia krytycznego głosu przed wyborami prezydenckimi. Innych przykładów na uzasadnienie swojej tezy w komunikacie RWB nie podano.

Dlatego CMWP SDP stanowczo oświadczyło, iż oceny, które na podstawie epizodycznych, odosobnionych zdarzeń przedstawia RWB, są zbyt daleko idące i nieuzasadnione.

W Polsce, mimo obiektywnych trudności związanych z zagrożeniem bezpieczeństwa wywołanym pandemią koronawirusa (przede wszystkim o charakterze ekonomicznym), środki masowego komunikowania funkcjonują bez przeszkód, a zmiany w organizacji ich pracy są czasowe i wynikają z ogólnie przyjętych przepisów bezpieczeństwa. Wskazane dwa przypadki skierowania do sądu sprawy przeciwko fotoreporterom „Gazety Wyborczej” i portalu okopress.pl są skutkiem nadzwyczajnej sytuacji, spowodowanej rygorystycznymi przepisami dotyczącymi bezpieczeństwa w czasie epidemii, do których przestrzegania zobowiązany jest obecnie każdy obywatel. Na etapie postępowania sądowego, które toczy się w tej sprawie, możliwe będzie wyjaśnienie i udowodnienie, iż ww. dziennikarze znajdowali się w miejscu zgromadzenia, bo byli w pracy i dlatego nie powinni podlegać karze. CMWP SDP w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” już 23 kwietnia br. zaoferowała tym reporterom bezpłatną pomoc prawną.

Z kolei „ataki” na telewizję TVN to publikacje materiałów dziennikarskich w telewizji publicznej na temat konkurencyjnej stacji telewizyjnej. Bez względu na ocenę ich merytorycznej zawartości należy dostrzec, iż są one jedynie elementem ogromnej ilości różnego rodzaju publikacji w przestrzeni medialnej w Polce, a obok telewizji TVN i TVP funkcjonuje dorównująca im wielkością audytorium telewizja prywatna Polsat oraz setki innych i niezależnych podmiotów na rynku telewizyjnym, internetowym, radiowym i prasowym.

Wszelkie, nieraz kontrowersyjne publikacje w Polsce, także w mediach publicznych, są obrazem intensywnego dyskursu, jaki ma miejsce w przestrzeni publicznej w Polsce i są efektem silnej polaryzacji politycznej całego społeczeństwa

Dyskusja ta toczy się na gruncie medialnym, bo do tego służą środki masowego komunikowania, i jest świadectwem nieskrępowanego korzystania przez dziennikarzy i obywateli z prawa do wolności słowa i wolności dostępu do informacji, które gwarantuje polska Konstytucja.

Ochrona prawa do dobrego imienia w Polsce jest objęta przepisami prawa cywilnego, a nawet karnego. Każdy podmiot, który uważa, iż jego dobra osobiste zostały naruszone, może bez przeszkód skorzystać z egzekwowania tego prawa. Telewizja TVN tego nie zrobiła. Dlatego CMWP SDP po raz kolejny apeluje do organizacji RWB o obiektywizm przy opisywaniu poszczególnych wydarzeń dotyczących mediów i dziennikarzy w Polsce. Bez tego organizacja ta, być może nieświadomie, staje się narzędziem w konfrontacji opcji politycznych w naszej części Europy, opowiadając się jednoznacznie po jednej stronie sporu politycznego, w Polsce – po stronie przeciwników aktualnie rządzącego obozu politycznego, co w przypadku organizacji zajmującej się oceną poziomu wolności prasy w krajach całego świata nie powinno mieć miejsca.

CMWP SDP opublikowała stanowisko w tej sprawie, ponieważ z nieznanych nam przyczyn organizacje międzynarodowe zajmujące się mediami i wolnością słowa nadały jej duży, międzynarodowy rozgłos, który przypisuje tej sprawie o wiele większe znaczenie, niż ma ona w rzeczywistości.

14 maja 2020

Oprogramowanie #FakeHunter udostępnione na zasadach otwartej licencji

Twórcy projektu #Fakehunter – PAP i GovTechPolska (program rządowy działający w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pod patronatem Premiera) – zdecydowali o udostępnieniu kodu źródłowego narzędzia do walki z dezinformacją w sieci innym podmiotom. Oprogramowanie aplikacji jest już rozpowszechniane na zasadzie otwartej licencji umożliwiającej kopiowanie, rozwój i dalszą dystrybucję. Celem działania obu instytucji jest ograniczenie negatywnych skutków rozprzestrzeniania się fałszywych treści przez ich merytoryczną weryfikację i dementowanie. Platforma #Fakehunter została uruchomiona 8 kwietnia w odpowiedzi na zalew fałszywych informacji związanych z pandemią covid-19, stanowiących w tym czasie wyjątkowe zagrożenie dla bezpieczeństwa i zdrowia społeczeństwa. CMWP SDP wsparło PAP w tym projekcie poprzez informowanie na swojej stronie internetowej i w mediach społecznościowych oraz poprzez mailingową akcję informacyjną.

Linki do tego oprogramowania są dostępne na stronie cmwp.sdp.pl i fakehunter.pap.pl

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa AD 2020. Maj” znajduje się na s. 3 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa AD 2020. Maj” na s. 3 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spór czesko-rosyjski o pamięć historyczną. Co było konkretnym powodem zaognienia dobrych dotąd stosunków tych państw?

Bez udziału Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej po stronie Czechów, zapewne Praga podzieliłaby los Warszawy. Nie zdziwiłbym się, jeśli w Czechach ktoś postawi pomnik żołnierzom ROA – „Wyklętym Rosjanom”.

Mariusz Patey

Niedawno byliśmy świadkami sporu o pamięć historyczną między władzami FR a burmistrzem Pragi, którego tłem była decyzja o usunięciu pomnika gen. Koniewa. Dla Polaków to, że FR próbuje narzucać swoją wizję historii, nie jest niczym nowym. Każde usunięcie z polskiej przestrzeni publicznej pomnika apologizujacego totalitarny reżim stalinowski, wywołuje nerwową reakcję ze strony Rosji.

Ostatnio doszło także do zaognienia do tej pory dobrych stosunków czesko-rosyjskich. Co się stało?

Grupa czeskich patriotów od dłuższego już czasu zwracała uwagę na niestosowność upamiętniania akurat w Pradze sowieckiego generała, który przygotowywał inwazję na Czechosłowację w 1968 roku. Wcześniej, w 1956 r., był on jednym z dowódców oddziałów radzieckich dokonujących krwawej agresji na Węgry.

Zginęło wtedy kilkadziesiąt tysięcy cywilów. Tysiące musiało uciekać, pozostawiając często cały swój dobytek i rodzinę. W czasach komunistycznych funkcjonował mit wyzwolicielskiej Armii Czerwonej. Generał Koniew miał być tym, który przyniósł Czechom wolność od nazizmu.

Przypomnijmy, że 6 maja 1945 r. wybuchło powstanie w Pradze. Jego celem miało być przechwycenie władzy, przed wejściem Armii Czerwonej, przez organizacje konspiracyjne związane z rządem Czechosłowacji z siedzibą w Londynie. (…)

Już wiosną sowieckie rozgłośnie nadające w języku czeskim wzywały Czechów do powstania przeciwko Niemcom. Wiedząc, że w Czechach stacjonowała Grupa Armii Środek, mająca do dyspozycji 900 tys. żołnierzy, czołgi i samoloty, łatwo sobie wyobrazić skutki. Czy chodziło o to, by rękami Niemców pozbyć się niewygodnych zwolenników prezydenta Benesza, głowy oficjalnie uznawanego przez Stalina rządu Czechosłowacji? Czy szykowano podobny scenariusz, jaki został zrealizowany w 1944 roku w Warszawie? Być może. Czesi jednak czekali na odpowiedni moment. (…)

Niestety na wieść o powstaniu Amerykanie się nie ruszyli, zachowując lojalność wobec ustaleń jałtańskich. I wszytko wskazywało, iż źle uzbrojeni i przeszkoleni powstańcy zostaną zmasakrowani przez doborowe jednostki niemieckie. Czeskie podziemie zaczęło szukać ratunku. Niedaleko Pragi, bo niecałe 50 km, stacjonowała dywizja ROA. To do niej dotarli czescy konspiratorzy z prośbą o pomoc. (…)

Bez udziału Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej po stronie Czechów, zapewne Praga podzieliłaby los Warszawy. Oddziały Waffen SS już zaczynały masowe egzekucje i niszczenie miasta. W walkach z Niemcami zginęło 300 żołnierzy ROA.

Po częściowym wyparciu Niemców oddziały rosyjskie wyszły z Pragi 8 maja, na skutek nieporozumień z czeskimi komunistami, którzy to zdążyli zdominować Czeski Komitet Wyzwoleńczy – ciało koordynujące działania powstańcze. W tym samym dniu także Niemcy, w wyniku porozumienia z Czeskim Komitetem Wyzwoleńczym, opuścili Pragę. Armia Czerwona pod dowództwem gen. Koniewa weszła do już właściwie wolnej Pragi 9 maja.

Po zajęciu Pragi przez wojska radzieckie NKWD rozstrzelało rannych w walkach z Niemcami żołnierzy rosyjskich. Zaczęto także tropić czeskich antykomunistów.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Rosyjsko-czeski konflikt pamięci” znajduje się na s. 8 i 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Rosyjsko-czeski konflikt pamięci” na s. 8 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Skandal związany z wycofaniem się władz Poznania z budowy Pomnika Wypędzonych Wielkopolan, którego projekt zatwierdzono

Czytelnikom przedstawiamy, jak obecne władze Poznania traktują poważne inicjatywy społeczne, nawet ponadpartyjne, zaległe od dziesięcioleci i o bezsprzecznych walorach zgodności z polską racją stanu.

Henryk Walendowski

Śp. Henryk Walendowski

W połowie maja zmarł Henryk Walendowski, poznański społecznik i wielki patriota, Prezes Stowarzyszenia Budowy Pomnika Wypędzonych w Poznaniu. Za tymi kilkoma słowami kryją się i jego dramatyczne osobiste losy dziecka – więźnia niemieckiego obozu przesiedleńczego Lager Poznań-Główna i profesjonalna znajomość kamieniarstwa, bo był wybitnym specjalistą w tej dziedzinie, oraz wielkie oddanie sprawom Polski i Poznania. W ostatnich latach Henryk Walendowski angażował się z pasją w sprawy ważne dla pamięci historycznej Poznania i Wielkopolski, takie jak odbudowa Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa, zwanego Pomnikiem Wdzięczności, czy dzieło jego życia – budowa Pomnika Wypędzonych Wielkopolan, inicjatywa, którą podjął już w 2006 r. Niestety nie udało się tych przedsięwzięć doprowadzić do szczęśliwego finału, o czym pisaliśmy nieraz na łamach „Wielkopolskiego Kuriera WNET”. Henryk Walendowski był naszym czytelnikiem, z uśmiechem i życzliwością zachęcającym do tworzenia „Kuriera”, i stale przekazywał pozdrowienia wszystkim jego Autorom. Dziś zamieszczamy artykuł Henryka Walendowskiego napisany w 2018 r. specjalnie dla „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, w którym opisuje on skandal związany z wycofaniem się władz miasta z budowy Pomnika Wypędzonych Wielkopolan.

Ten artykuł jest jak jego testament przekazany nam, byśmy kontynuowali jego dzieło, bo minęły lata, a Pomnika Wypędzonych Wielkopolan w Poznaniu nadal nie ma. (…)

Czytelnikom przedstawiamy poniżej, jak obecne władze Poznania traktują poważne inicjatywy społeczne, nawet te ponadpartyjne, zaległe od dziesięcioleci i mające niezaprzeczalne walory zgodności z polską racją stanu. Są to niezwykle ważne dla mieszkańców Wielkopolski (i Polski!) pomniki historyczne Najświętszego Serca Jezusowego, czyli Pomnika Wdzięczności, oraz pomnika Wypędzonych Wielkopolan.

12 lat temu, w roku 2006 powstała trzyosobowa grupa inicjatywna budowy Pomnika Wypędzonych w składzie: Aleksandra Bendkowska, Stanisław Jankowiak i Henryk Walendowski. Wszyscy jako kilkuletnie dzieci byli ofiarami wypędzeń przez Niemców i więźniami obozu przesiedleńczego na Głównej. Nasze rodziny przeżyły wojnę w Małopolsce lub regionie świętokrzyskim, na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

Przez wiele lat obserwowaliśmy dziwną niemoc władz samorządowych w kwestii godnego upamiętnienia systemowych czystek etnicznych w Wielkopolsce, która została włączona w granice III Rzeszy Niemieckiej już w roku 1939

Chodzi o znak pamięci dla ok. 600 000 uwięzionych, ograbionych i deportowanych Wielkopolan oraz ofiar rugów, tj. wyrzucania rodzin z dochodowych gospodarstw rolnych w warunkach represyjnego niemieckiego terroru.

Inicjatorzy traktują budowę pomnika Wypędzonych Wielkopolan jako przeciwwagę nieustannej niemieckiej kłamliwej narracji historycznej reprezentowanej przez m.in. Erikę Steinbach i jej następcę Bernda Fabritiusa z niemieckiego Związku Wypędzonych (kłamliwa nazwa Bund der Vertriebenen!).

Wychodząc z założenia, że pomnik jest spóźniony, istotne jest zatem wzniesienie go bez zwłoki, dopóki jeszcze żyją świadkowie wypędzeń. Grupa inicjatywna, przekształcona w stowarzyszenie zarejestrowane w KRS (Społeczny Komitet Budowy Pomnika Wypędzonych) rozpoczęła prace z własnych niewielkich środków, pochodzących z emerytur i rent członków.

Tablica informacyjna w miejscu przyszłego pomnika. Fot ze zbiorów Autora

W styczniu 2014 roku Społeczny Komitet uzyskał lokalizację w zaproponowanym przez nas prestiżowym miejscu (ul. Towarowa róg ul. Powstańców Wielkopolskich). 17.03.2014 r. Prezydent Poznania Ryszard Grobelny objął patronat honorowy nad budową pomnika Wypędzonych Wielkopolan. W kwietniu 2014 r. z 30 projektów i wizualizacji Zarząd Społecznego Komitetu wybrał najbardziej przekonujący swym lapidarnym przesłaniem wstępny projekt artysty rzeźbiarza Jarosława Mączki z Bielska-Białej. W lipcu 2014 r. Zarząd Dróg Miejskich i Zarząd Zieleni Miejskiej wyraziły zgodę na dysponowanie nieruchomościami pod pomnik. Społeczny Komitet oznaczył miejsce sjenitową tablicą informacyjną.

Ideowym przesłaniem pomnika J. Mączki jest memento z rozwinięciem: krzywdy wyrządzone dzieciom przez wypędzenia to barbarzyństwo, zbrodnia przeciwko ludzkości. (…) Gdyby w Poznaniu wzniesiono Pomnik Wypędzonych wcześniej niż Pomnik Wypędzonych w Gdyni (październik 2014 r.), z pewnością jego centralnym symbolem byłaby kilkuosobowa rodzina. Realizacja w Gdyni stworzyła dla Poznania m.in. obawę o plagiat. (…)

22.03.2016 r. na Posiedzeniu Zespołu do Spraw Wznoszenia Pomników pozytywnie zaopiniowano w głosowaniu przedstawioną przez wnioskodawców formę pomnika Wypędzonych Wielkopolan (8 głosów za, 1 głos wstrzymujący się).

Od momentu zatwierdzenia projektu Społeczny Komitet zintensyfikował prace przygotowawcze i skompletował dokumentację niezbędną do wystąpienia o pozwolenie na budowę. Rozwinęliśmy projekt we wszystkich branżach: architektura, konstrukcja, geodezja, drogi, zieleń, oświetlenie, odwodnienie, kiosk informacyjny, wstępne rozmowy z właścicielami kamieniołomów granitu na Dolnym Śląsku. Wydawało się, że wkrótce rozpoczniemy pracę na parceli pod pomnik, zgodnie z przepisami zapraszając na początek archeologów.

W dniu 4.10.2016 r. na posiedzeniu Zespołu stała się rzecz niesłychana: dwie panie ze stowarzyszenia Wspólnota Polaków Wypędzonych i Poszkodowanych przez III Rzeszę skrytykowały już zatwierdzony projekt. Inicjatorów poproszono o opuszczenie sali. Później dowiedzieliśmy się, że Zespół nagle zmienił zdanie i wbrew poprzednim ustaleniom przegłosował we własnym gronie rozpisanie konkursu na pomnik.

Okazało się, że 6 członków Zespołu w tej samej kwestii głosowało za i przeciw: wcześniej przeciw konkursowi, później za konkursem. Byli to: Joanna Bielawska-Pałczyńska, Łukasz Mikuła, Rafał Ratajczak, Jacek Maleszka, Jędrzej Oksza-Płaczkowski i Piotr Marciniak. Należy dodać, że porządek obrad nie przewidywał głosowania, lecz po wysłuchaniu opinii odrębnej miał przejść do następnej sprawy. Tak się nie stało. Powstała całkiem nowa dla Społecznego Komitetu sytuacja – odrzucenie naszej dziesięcioletniej pracy, chaos proceduralny. Zespół złamał zasadę pacta sunt servanda, podstawową zasadę obowiązującą decydentów. Nie było żadnych racjonalnych powodów, by zarządzać jakiekolwiek głosowanie. Oprócz absurdu mamy tu do czynienia po prostu z cynizmem i bezczelnością.

Głosowanie Zespołu do Spraw Wznoszenia Pomników z dnia 4.10.2016 r. unicestwia całą wieloletnią pracę Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Wypędzonych. My, starsi seniorzy, którzy przeżyli wypędzenia lat 1939–1945, zostaliśmy niespodziewanie zaatakowani w strefę naszej wolności i godności, oszukani. Zespół nie uchwalił ani podziękowania za dziesięcioletnią pracę Społecznego Komitetu, ani nie zaproponował zwrotu kosztów poniesionych przez Społeczny Komitet, wiedząc, że wykonaliśmy ze specjalistami wiele bardzo zaawansowanych prac koncepcyjnych, dokumentacyjnych i projektowych. W oczach Zarządu naszego Stowarzyszenia Zespół się skompromitował, stał się niewiarygodny. Działa niedemokratycznie, arogancko, nie oddając praktycznie żadnego obszaru inicjatywom społecznym.

Pisma odwoławcze i protestacyjny list otwarty do władz Miasta Poznania pozostały bez merytorycznych odpowiedzi. Tymczasem umarli kolejni członkowie Społecznego Komitetu (Stanisław Jankowiak z Grupy Inicjatywnej, Jerzy Tomkowiak, Stanisław Łakomy i Stanisław Juszczak), inni poważnie chorowali.

Z żalem stwierdzam, że gdyby Zespół ds. Wznoszenia Pomników nie wtrącił się 22.09.2015 r. do toku procedowania, a 4.10.2016 r. nie podjął głosowania nad sprawą już przegłosowaną – pomnik już byłby gotowy lub przynajmniej w budowie. Cieszylibyśmy się nie tylko razem z jeszcze żyjącymi świadkami wypędzeń, lecz także ze wszystkimi, którzy doceniają obecność znaków pamięci narodowej. Sprawa pilnego upamiętnienia deportacji w Poznaniu jest zadaniem zaległym od lat, naszą sprawą narodową i częścią mądrze rozumianej polskiej polityki historycznej.

Zaistniałą przykrą sytuacją należy obarczyć Prezydenta Jacka Jaśkowiaka, blokującego trzy ważne dla mieszkańców Wielkopolski pomniki: Wdzięczności, czyli Najświętszego Serca Jezusowego, Wypędzonych Wielkopolan i króla Przemysła II.

Cały artykuł Henryka Walendowskiego pt. „Pomnikowy paraliż” znajduje się na s. 1,4 i 5 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Henryka Walendowskiego pt. „Pomnikowy paraliż” na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego