Ja sam należę do tych, którzy nie chcą nowych podatków. Nie ma mowy o dodawaniu tych 25 gr do ceny benzyny. Poprawimy stan dróg nie przez sięganie do kieszeni obywateli, tylko do zysków koncernów.
– Czy PiS wycofa się z tych 25 groszy, które mają być dodane do ceny benzyny? – takie pytanie zadał Jackowi Sasinowi, posłowi PiS, Krzysztof Skowroński w Poranku Wnet.
– W tym pytaniu jest zawarty pewien fałsz – odpowiedział poseł. – Nie ma mowy o dodawaniu tych 25 groszy do ceny benzyny. To nieporozumienie. Proponowane przez rząd rozwiązanie nałoży na koncerny paliwowe opłatę 25 groszy od litra sprzedanego paliwa, ale koncerny osiągają dziś gigantyczne zyski i nie muszą doliczać tej kwoty do ceny.
Mamy oświadczenie ze strony PKN Orlen, największego w Polsce dystrybutora paliwa i właściciela stacji benzynowych, że ta opłata nie przełoży się na wzrost cen. Szczęśliwie mamy dwa duże koncerny kontrolowane przez państwo – Orlen i Lotos – i możemy wpływać na to, by nie podnosiły cen.[related id=29273] Konkurencja zaś również tego nie zrobi, by nie stracić klientów. My zaś jako obywatele zyskamy na tym ponad 5 mld zł, które zostaną przeznaczone na remont dróg lokalnych, które obecnie są w fatalnym stanie. Liczba wypadków w Polsce jest ogromna. Poprawa stanu dróg nie tylko przełoży się na jej zmniejszenie, ale i zmniejszy koszty eksploatacji samochodów dzięki temu, że samochody nie będą się tak szybko zużywać.
Poprawimy stan dróg nie przez sięganie do kieszeni obywateli, tylko do zysków koncernów.
– Opór wobec pomysłu wprowadzenia nowej opłaty paliwowej bierze się także stąd, że właściciele małych stacji benzynowych przy granicy z Niemcami obawiają się bankructwa, kiedy paliwo podrożeje i Niemcy przestaną się zaopatrywać u nich w tańszą polską benzynę – przypomniał Krzysztof Skowroński.
Jacek Sasin jest przekonany, że to jest argument wymyślony przez opozycję, by źle nastawić ludzi do pomysłu opłaty. Jego zdaniem ten scenariusz się nie sprawdzi. Po pierwsze ceny paliwa nie wzrosną wcale albo tylko nieznacznie. Po drugie benzyna w Polsce jest najtańsza spośród państw Unii – tańsza nawet niż w Czechach, na Słowacji czy na Węgrzech. Gdyby nawet podrożała o kilka groszy, Niemcom i tak będzie się opłacało kupować ją u nas. Tak więc nie ma powodu do obaw.[related id=28876]
Nawet młody poseł PiS, który tak dramatycznie protestował przeciw wprowadzeniu opłaty, zdaniem Jacka Sasina dał się ponieść młodzieńczym emocjom albo nie zauważył, że alarm podnoszony w tej sprawie przez opozycję jest bezpodstawny, dał się oszukać.
– Ja sam należę do tych, którzy nie chcą nowych opłat i podatków; rzeczywiście taką obietnicę składaliśmy Polakom. Jednak każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto szukać sposobu na poprawę stanu dróg lokalnych, a co za tym idzie – zwiększenie liczby miejsc pracy. Ja jestem zdania, że warto.
Rozmowa Krzysztofa Skowrońskiego z Jackiem Sasinem miała miejsce w dziesiątej części Poranka Wnet.
Opozycja zwyczajowo bajdurzy o odbieraniu Polakom praw obywatelskich. Tymczasem jest odwrotnie – rząd przywraca obywatelom instytucje państwa, czego przykładem jest reforma Krajowej Rady Sądowniczej.
Wobec dochodzących dość niepokojących wieści ze stolicy, Krzysztof Skowroński, szef radiowej ekipy WNET przebywającej aktualnie na Dolnym Śląsku, zapytał o sytuację w Warszawie przewodniczącego Sejmowej Komisji Budżetowej, posła PiS Jacka Sasina.
Jacek Sasin przyznał, że opozycja zareagowała histerycznie na początek wprowadzania zmian w systemie sądownictwa. Jak powiedział, jesteśmy już przyzwyczajeni do histerycznych reakcji opozycji na każdą próbę zmian. PiS jednak wygrał wybory, bo obiecał Polakom te zmiany, a ich elementem jest reforma sądownictwa. Zwyczajowo opozycja bajdurzy, jak się wyraził, o odbieraniu Polakom praw obywatelskich, podczas gdy jest odwrotnie – instytucje państwa są Polakom przywracane.
Charakterystycznym przykładem postawy opozycji jest hasło wywieszone na gmachu Sądu Najwyższego – „Sąd jest nasz”. Zdaniem posła Sasina to mówi więcej niż wszystkie inne słowa. Jest to kwintesencja tego, czego broni opozycja totalna: żeby sądy pozostały ich, a obywatel czuł się w nich jak intruz, tak jak dotychczas. Sędziowie stworzyli odrębną, zamkniętą kastę, żyli sami dla siebie i załatwiali własne interesy, a obywatele nie mogli doczekać się sprawiedliwości. Tymczasem sądy mają być dla obywateli. I dlatego tej reformy nikt nie zatrzyma.[related id=29273]
Na pytanie o eskalację protestów Jacek Sasin odpowiedział, że można się spodziewać powtórki awantury z grudnia, bo opozycja nie ma innego pomysłu na swoje funkcjonowanie, jak wywoływanie kolejnych awantur. Jednak prawda jest taka, że opozycja dysponuje wprawdzie kilkoma tysiącami ludzi, ale nie znajduje szerokiego poparcia w społeczeństwie. Tymczasem miliony oczekują zmian. Sądownictwo jest skamieliną PRL i dziś Polacy nie dadzą sobie wmówić, że to, co proponuje PiS, jest dla Polski zagrożeniem.
Krzysztof Skowroński przywołał wypowiedź prawnika z Bolesławca, który stwierdził, że nawet po reformie nic się nie zmieni, bo układ w sądownictwie pozostanie ten sam.
– Trzeba od czegoś zacząć – odpowiedział na to Jacek Sasin. – Zaczynamy od góry, od Krajowej Rady Sądowniczej. Tę ustawę już Sejm przyjął. Potem reforma powinna zejść na dół.
Całej rozmowy Krzysztofa Skowrońskiego z Jackiem Sasinem można posłuchać w dziesiątej części Poranka Wnet.
Opozycja zużyła już takie słowa jak „faszyzm”, „dyktatura” – teraz usiłuje się przerzucić na retorykę patriotyczno-solidarnościową. Jednak Bóg, Honor i Ojczyzna nie brzmią w ich ustach wiarygodnie.
Krzysztof Skowroński poprosił Jacka Karnowskiego o przedstawienie sytuacji w Warszawie, jako że z Polski prowincjonalnej, którą od 20 dni podróży przemierza wraz z ekipą Wnet i która żyje innymi sprawami, niewiele widać.
Okazuje się, że w niedzielę odbyły się przed Sejmem manifestacje opozycji. Przyszło około 5000 ludzi; Ratusz tradycyjnie podał liczbę dwukrotnie większą. Po dwóch godzinach wszyscy się jednak rozeszli, pozostały jakieś grupki. Zgromadzenie polegało na wywrzaskiwaniu przez demonstrantów do swoich zwolenników wielkich słów typu „faszyzm” i „dyktatura”, które powtarzane od lat w tym tonie nie robią już na nikim wrażenia.
Według Jacka Karnowskiego najważniejsze i najciekawsze wystąpienie miał Frasyniuk, który jest szykowany wyraźnie na lidera opozycji, jako że nie ma nikogo lepszego. Przemawiał on jednak piskliwie i skrzekliwie, wypadł więc groteskowo, co usprawiedliwiał grypą. Używał dla odmiany frazeologii patriotycznej, wcześniej przez tego typu ugrupowania wyszydzanej (Palikot wręcz ogłosił koniec patriotyzmu). Jacek Karnowski twierdzi, że opozycja, czując jałowość swoich dotychczasowych poczynań, chciałaby się teraz owinąć biało-czerwoną flagą i uderzyć w ton bogoojczyźniany, ale ani to do nich nie pasuje, ani im nie wychodzi.
Podczas manifestacji próbowano śpiewać piosenki Kaczmarskiego, wykrzykiwano hasła typu „Tu jest Polska”. Szermowano argumentami agenturalności przedstawicieli obecnego rządu, szczególnie Antoniego Macierewicza. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego nazwał to nierealną bajką, szczególnie że cała ta formacja, która dziś tworzy opozycję, nie tylko nie dbała o bezpieczeństwo Polski, gdy była u władzy, ale usiłowała po Smoleńsku nawiązać nową przyjaźń z Rosją. Teraz zaś zarzuca agenturalność min. Macierewiczowi, który kupuje dla wojska polskiego broń.
Wygląda na to, że największe manifestacje mogą się odbyć we wtorek przed Sejmem i w Sejmie, gdzie ma być procedowana ustawa o Sądzie Najwyższym. Pan Kacprzak z Obywateli RP sugeruje, że reprezentanci tego ugrupowania mają w tym odegrać jakąś rolę. Ma nastąpić sprzężenie działań opozycji w Sejmie i na ulicy. Niewykluczone, że będzie to próba powtórki puczu z grudnia. Opozycja zapowiada wysłuchania publiczne, Schetyna – nieposłuszeństwo parlamentarne. Nie wiadomo, czy chodzi o blokowanie mównicy.[related id= 29273]
Frekwencja na niedzielnej demonstracji nie zapowiada jakiegoś wielkiego uderzenia ze strony opozycji. Prócz 5000 pod Sejmem (jak już było mówione, Ratusz określił tę liczbę na 10 000 tys.) było jeszcze parę tysięcy ludzi ze świeczkami na pl. Krasińskich. Na budynku Sądu Najwyższego wyświetlano napis „Ten sąd jest nasz” (obywateli) – i jak mówi Jacek Karnowski, z tym się można zgodzić, bo to jest ich ostatni szaniec.
Stawka jest ogromna. Reforma wymiaru sprawiedliwości byłaby naprawdę wielkim krokiem naprzód w naprawie państwa, ale opór będzie bardzo silny.
Opozycja zmienia język. Usiłuje przywłaszczyć sobie wszystkie symbole, którymi posługiwał się PiS i dawna opozycja. To im się nie uda, bo jak mówi Jacek Karnowski, oni tego nie czują, dla nich Bóg, Honor i Ojczyzna to są puste słowa. Dzisiejsza opozycja ma w tle Urbana i postkomunistów, i choć będzie próbowała odtworzyć Solidarność, przywoływać dawnych bohaterów, takich jak Frasyniuk, a także tamten język, to nie znajdzie w społeczeństwie oddźwięku.
Całej rozmowy Krzysztofa Skowrońskiego z Jackiem Karnowskim można wysłuchać w części drugiej dzisiejszego Poranka Wnet.
To będzie Polska Wolnych Polaków, w której każdy będzie mógł robić, co chce, oczywiście w granicach rozsądku i obowiązującego prawa. I będzie mógł liczyć na wsparcie ze strony państwa.
Jan Kowalski
Konfederacja Wolnych Polaków
Jako miarę patriotyzmu przedstawia się bardzo często postawę Józefa Piłsudskiego, twierdząc, że dla Polski gotów był paktować nawet z diabłem. Na tym właśnie polega najpierw intelektualna, a potem życiowa pułapka wielu patriotów. Ręka w rękę z diabłem na pewno nie wywalczymy wolnej Polski, bo tak wywalczona Polska będzie piekłem. Piszę to do wszystkich, którzy uważają, że mogą być dobrymi Polakami, głosząc szczytne hasła, a nie mają Boga w sercu i nie przestrzegają Jego przykazań.
Miesiąc temu omówiłem Społeczną Naukę Kościoła – filozofię naszego programu społecznego – i jej przełożenie na sposób urządzenia państwa. Teraz skoncentrujmy się na dynamicznym procesie przejścia od Republiki Okrągłego Stołu do V Rzeczpospolitej. Omówimy nasz program działania, czyli wszystkie postulaty, które natychmiast po naszym zwycięstwie wyborczym wprowadzimy w życie.[related id=22694]
1. Abolicja podatkowa (w tym ZUS) dla wszystkich przedsiębiorców zrujnowanych poprzez świadomą, rabunkową politykę pieniężną dotychczasowego państwa. Oprócz umorzenia należności skarbowych przeprowadzenie rozmów z bankami, wierzycielami małych firm w celu całkowitego, częściowego umorzenia lub odroczenia ich zobowiązań.
2. Zniesienie obowiązku podatkowego i ubezpieczenia społecznego dla nowo zakładanych firm do czasu uzyskania przez nie określonego pułapu dochodów (50 000 zł) lub na okres dwóch lat.
3. Obniżenie podatku dochodowego dla małych firm do poziomu 10% dochodów netto. Jest to poziom dla nich optymalny, przy którym nie opłaca się unikać płacenia podatku poprzez stosowanie różnych sztuczek. Dzięki temu zamiast marnować czas, właściciele zajmą się rozwojem firm. A to z kolei pozwoli rozładować strukturalne obecnie bezrobocie.
4. Odzyskanie handlu poprzez zrównanie praw wielkich sieci z małymi kupcami. Nie może być tak, że zachodnie sieci handlowe generują ogromne zyski i transferują je do swoich firm-matek, nie płacąc w Polsce prawie żadnych podatków, korzystając z kilkuletnich zwolnień i sprzedając się nawzajem cyklicznie pod koniec okresu zwolnienia podatkowego.
5. Po skandalicznej wyprzedaży sektora bankowego w zagraniczne ręce (prawie 90%), na co nie pozwala prawo wszystkich cywilizowanych państw świata (w Kanadzie kapitał zagraniczny w bankach nie może przekroczyć 8%), po pierwsze opodatkujemy wielkie banki, ale nie lokaty (!). Po drugie podejmiemy wszelkie działania prawne zmierzające do odbudowy polskiej własności w tym sektorze, który jest krwioobiegiem gospodarki każdego państwa. Przede wszystkim poprzez niedopuszczenie do sprzedaży ostatnich polskich banków, wzmocnienie sektora banków spółdzielczych i wszelkie uprawnienia bankowe dla SKOK-ów.
6. Nie tylko przedsiębiorcy zostali ograbieni i doprowadzeni nad przepaść przez nieodpowiedzialną politykę finansową III RP. Ta sama sytuacja dotknęła kredytobiorców indywidualnych, zwłaszcza zadłużonych we frankach szwajcarskich na własne domy lub mieszkania. Ich liczbę szacuje się na 700 tysięcy. Państwo polskie, podobnie jak stało się to na Węgrzech, musi wziąć na siebie odpowiedzialność za taki stan rzeczy i zapobiec bankructwu tych ludzi. Zwłaszcza tych, którzy brali kredyty, przeliczając 1 frank = 2 zł. Obecnie 1 frank = 3,7 zł (stan na 13.06.2017).
Oczywiście wszystkie punkty wymienione przeze mnie przed miesiącem stanowią podstawę naszego paktu z wyborcami. Wy nas popieracie = wybieracie, a my wprowadzamy w czyn nowe państwo. Wiem, najpierw musimy zwyciężyć. A żeby zwyciężyć, musimy dotrzeć z naszym programem, poprzez ludzi ten program przedstawiających i reprezentujących, do wszystkich Polaków, którzy nas poprą, a następnie wspólnie z nami zwyciężą, odzyskując Polskę.
Teraz chwila refleksji. Zmarnowaliśmy prawie 30 lat, a czasu pozostało coraz mniej. Niemcy uzyskały ogromną przewagę w Europie. Rosja kończy przegrupowanie swoich sił i nawet jeśli nie podniesie się do statusu mocarstwa, zawsze może być zapleczem surowcowym i militarnym dla Niemiec (Przynajmniej w części europejskiej, bo Azja równie dobrze może przypaść Chinom).
W obliczu dwóch tak ogromnych potęg Polska stworzyła, jak do tej pory, jedynie iluzję państwa. Iluzję, która ostatecznie rozwiała się 10 kwietnia 2010 roku razem ze smoleńską mgłą. Zatem, skoro nie mamy nic do stracenia, a wiele do zyskania, bierzmy się do roboty! Naród polski, miłujący wolność jak żaden inny, zasługuje na państwo strukturalnie oparte na wolności, wolności, jaką otrzymaliśmy od Pana Boga.
Piszę o tym z jednego względu. Jako miarę patriotyzmu przedstawia się bardzo często postawę Józefa Piłsudskiego, twierdząc, że dla Polski gotów był paktować nawet z diabłem. Na tym właśnie polega najpierw intelektualna, a potem życiowa pułapka wielu patriotów. Ręka w rękę z diabłem na pewno nie wywalczymy wolnej Polski, bo tak wywalczona Polska będzie piekłem.
Piszę to do wszystkich, którzy uważają, że mogą być dobrymi Polakami, głosząc szczytne hasła, a nie mają Boga w sercu i nie przestrzegają Jego przykazań. Nawołują innych do poświęceń, a siebie przedstawiają do zaszczytów i stanowisk, najlepiej unijnych. Rzeczpospolita była wielka, gdy była gwarantem wolności dla ludzi i ludów ją zamieszkujących. Jeśli chcemy odzyskać Polskę, to dla zwykłych ludzi, ledwie wiążących koniec z końcem lub chwilowo emigrujących za chlebem. Dla tych, którzy chcą żyć własnym życiem, a nawet słuchają disco polo. Jeżeli zwykłym Polakom zaproponujemy lepsze życie w Polsce, a nie za granicą – zwyciężymy.
Prawdziwa wiara w Boga zmienia nasze widzenie rzeczywistości. Poszerza je z życia jedynie doczesnego na wieczność. Tak pojmując rzeczywistość, służąc Bogu i bliźnim, niestraszne już nam są chwilowe niepowodzenia, cierpienia czy brak natychmiastowej realizacji naszych pragnień. I brak wyniesienia na cokoły jeszcze przed śmiercią. Służąc Bogu i bliźnim, żyjącym obok nas Polakom – zwyciężymy. I spotkamy się w Wolnej Ojczyźnie, jeśli nie tej doczesnej, to w Niebieskiej.
Chrześcijaństwo jest największym społecznym osiągnięciem człowieka jako jednostki i jako zbiorowości. Jest dane przez Boga, który objawił się nam w postaci Jezusa Chrystusa z pierwszą i najważniejszą społeczną zasadą – przykazaniem miłości bliźniego. Skoro zatem dążymy do budowy państwa, społeczeństwa i narodu według zasad wiary chrześcijańskiej, nie odtrącajmy i nie potępiajmy wszystkich tych, którzy chcą nam pomóc pomimo braku deklaratywnej wiary. I módlmy się za tych, którzy nam przeszkadzają, bo – mamy nadzieję chwilowo – służą złu przeciwko Bogu i człowiekowi.
To brak wiary w życie wieczne i perspektywa zawężona jedynie do tu i teraz pozwoliły elicie opozycyjnej na podpisanie paktu Okrągłego Stołu. A potem do „ustawiania” tu i teraz siebie i swoich dzieci. Wbrew interesom zwykłych ludzi. A ile było przy tym pięknych słówek! Nawiązania do patriotyzmu, do obowiązku i do konieczności wyrzeczeń!
Oszust może wszystko powiedzieć i wszystko obiecać, bo wie, że niczego nie dotrzyma. Zwykli Polacy zbyt często byli oszukiwani przy pomocy pięknych słówek. I nie dziwmy się, że nie chcą słuchać kolejnych proroków, którzy obiecują jedno: że ich urządzą, jak tylko zostaną wybrani.
Wystarczającą ilość razy zostaliśmy urządzeni, czyli załatwieni na cacy. Dlatego dosyć już pięknych słówek, które kolejne kliki polityczne mają czelność nazywać programem. A które służą jedynie oszukaniu wyborców, żeby dorwać się do żłobu.
Po przedstawieniu głównych założeń naszego programu czas wymienić naszych naturalnych zwolenników, nawet jeszcze nieświadomych.
1. Przedsiębiorcy mali, średni i duzi, którzy rozwinęli własne firmy pracą i pomysłem, a zaczynali również jako mali. Niszczeni od co najmniej 1993 roku przez III RP w ramach walki z niezależnym od Systemu kapitałem. Oczywiście do grupy przedsiębiorców nie wliczam tzw. elity polskiego biznesu, czyli uwłaszczonych na majątku narodowym byłych komunistów. Nie są oni solą ziemi, ale słupami systemu Okrągłego Stołu.
2. Drobni rolnicy, najbardziej obok drobnych przedsiębiorców niszczona grupa społeczna w Polsce. Niszczona podobnie, w systemowy sposób, z wyznaczonym celem likwidacji półtora miliona gospodarstw, bez wskazania innego miejsca uzyskiwania dochodów czy wręcz przeżycia. Po zniszczeniu drobnej produkcji rolnej w interesie rolnictwa obcych państw i rozmaitych polskich Stokłosów, ceny produktów rolno-spożywczych oczywiście wzrosną.
3. Pracownicy, w 75% zatrudnieni w małych i średnich przedsiębiorstwach. Upadek przedsiębiorstw oznacza automatyczne bezrobocie dla zatrudnionych w nich osób. Dawny antagonizm z czasów komunizmu: my-robotnicy i jeden wielki przedsiębiorca – państwo, powinien być jak najszybciej zapomniany. Obecnie zdecydowana większość pracowników i przedsiębiorców jedzie na tym samym wózku i czas to wreszcie zrozumieć. Oczywiście funkcjonariusze Systemu robią wszystko, żeby taki antagonizm podsycać.
4. Nauczyciele szkolni i akademiccy. Zapaść państwa polskiego generuje nie tylko nędzę i bezrobocie, ale również stały odpływ polskiej młodzieży za granicę. Drastyczny spadek liczby studentów i uczniów spowoduje w szybkim tempie zamykanie szkół, nie tylko podstawowych, ale i wyższych, a zatem wzrost bezrobocia i obniżki płac dla nauczycieli.
5. Przedstawiciele wolnych zawodów – lekarze, prawnicy. Nie będzie kogo leczyć i komu doradzać, gdy prawie wszyscy wyjadą, a ci, co zostaną, nie będą mieli pieniędzy.
6. Studenci. Nie mają wiele do stracenia. Zawsze mogą wyjechać, ale czy nie jest to kusząca perspektywa – ustawić się tu i teraz, w Polsce, gdzie ma się więcej znajomych i więcej możliwości robienia ciekawych rzeczy? Nie szkoda tych melanży? Z górą kasy wszędzie za granicą można czuć się jak goście, a nie zmywaki.
7. Emeryci. Liczymy na nich. Nareszcie mają czas, żeby po oderwaniu się od zajęć i trosk zawodowych zrobić coś bezinteresownego dla pomyślności wnuków.
8. Emigranci. Skala obecnej emigracji, jeśli miałaby mieć charakter stały, jest przerażająca. Przy takim odpływie młodej krwi trwała zapaść państwa jest nieunikniona. Jest ona wynikiem umowy rządzących od ’89 z Zachodem: transfer kapitału za transfer taniej siły roboczej.
Nie wiedziałbym nic o takiej umowie, gdyby nie wypowiedź otwartym tekstem reprezentanta Biznes Centre Club w Polskim Radiu. Nie dziwi zatem skuteczne odstraszenie po roku ’89. Polonii, która przebywała za granicą w dużej mierze ze względów nie materialnych, ale politycznych. Sztandarowym przykładem takiego zachowania było „wyślizganie” Barbary Piaseckiej-Johnson z zakupu Stoczni Gdańskiej. A trzeba pamiętać, że jej wkład w finansowanie Solidarności był bardzo duży. Dzieci i wnuki komunistów przywiezionych na sowieckich czołgach, którzy przepędzili z Polski elitę II Rzeczpospolitej, nie mogły pozwolić na jej powrót. To oni mieli rządzić III RP i rządzą, z jakim skutkiem – widzimy.
Poza Czechami, drugim państwem, któremu udało się nie popaść w postkomunizm, jest Estonia. Sukces ten zawdzięcza głównie reemigrantom, którzy zaproszeni przez władze państwa, czynnie włączyli się w jego odbudowę. Emigranci! natychmiast zaprosimy was do odbudowy państwa polskiego!
9. Rodzice zatroskani przyszłością dzieci. Obecny system skazuje młode pokolenie na trwałe bezrobocie i ucieczkę z Polski. Nawet za komuny nie zamierzało emigrować tyle osób, co obecnie. Jeśli rodzice nie chcą za parę lat gadać z wnukami na skypie w obcych językach, muszą pomóc w budowie naszej V Rzeczpospolitej.
10. Na koniec najtrudniejsza grupa – przedstawiciele obozu III RP. Pismo Święte potrafi wszystko wyjaśnić, dlatego posłużę się nim. Józef z Arymatei był zamożnym człowiekiem, członkiem Sanhedrynu – najwyższej władzy żydowskiej, która skazała Jezusa Nazarejczyka na śmierć. Ale jak wiemy również z Pisma Świętego, był ukrytym zwolennikiem Jezusa i człowiekiem, który odstąpił mu swój grób.
Nie wierzę, że w obozie III RP mającym nadal wiele władzy rzeczywistej, nie ma ludzi światłych, którzy obserwują bankructwo systemu Okrągłego Stołu. Miał im zapewnić bogactwo, bezpieczeństwo i długie, szczęśliwe życie dla nich samych i ich potomków. Spowodował ruinę państwa polskiego, z którego będą uciekały także ich dzieci. Dlatego najwyższy czas oprzytomnieć. Nikt im już niczego nie odbierze, dlatego powinni poprzeć budowę V Rzeczpospolitej, państwa, którego nie będzie się trzeba wstydzić. W innym wypadku skończą jak murzyńscy kacykowie, z których będzie się natrząsał nie tylko Zachód, ale i Wschód.[related id=28304]
Jeśli kogoś nie wymieniłem, to przez nieuwagę. Niech się nie obraża, tylko czym prędzej do nas dołącza. Konfederacja Wolnych Polaków jest otwarta na wszystkich, którzy nie chcą, żeby Polska była zawłaszczona przez jakąkolwiek sitwę. Na tych, którzy nie chcą być cynicznie wykorzystywani i okradani z życiowych szans przez klikę politycznych hochsztaplerów. Polska musi być nasza i będzie.
To będzie Polska Wolnych Polaków, w której każdy będzie mógł robić, co chce, oczywiście w granicach rozsądku i obowiązującego prawa. I będzie mógł liczyć na wsparcie ze strony państwa, zamiast uważać na kłody rzucane pod nogi, jak to jest obecnie. Tylko taka Polska, zorganizowana w nowoczesny sposób, z wykorzystaniem naturalnych cech narodowych, oparta o sprawdzony fundament chrześcijaństwa, może na stałe zaistnieć jako wielkie państwo w Europie.
Budowa naszej Polski, V Rzeczpospolitej, nie będzie przeciw komukolwiek. Nie będzie zagrożeniem dla żadnego Polaka chcącego normalnie i zgodnie z naszym systemem wartości żyć we wspólnej ojczyźnie. Nie będzie też zagrożeniem dla żadnego obcego państwa lub obywatela innego państwa. V Rzeczpospolita będzie miłującym pokój i handel państwem wolnych obywateli.
Nie unikniemy oczywiście nienawiści ze strony wrogów wolności i Boga. Będziemy się modlić za ich nawrócenie i popierać wszelkie wolnościowe ruchy wewnątrz innych państw. Jako samotna wyspa wolności nie ostaniemy się na morzu wzburzonym od chęci zniewolenia swoich obywateli innych państw. Mam nadzieję, że staniemy się przykładem dla naszych sąsiadów. Zamiast podporządkowywania się władcom czyniącym z nich niewolników chorych żądz, w pierwszym rzędzie dążących do zniszczenia nas – wolnych Polaków, zmienią swoje rządy na podobne do naszych.
Bo w końcu, jakaż to miara sukcesu człowieka, gnać do przodu z frontem i nie oglądać się w tył, bo z tyłu biegnie formalnie nasz współobywatel z odbezpieczonym naganem i również nie ogląda się za siebie? I jakiż to nasz indywidualny sukces, marznąć na froncie wschodnim lub zachodnim, z dala od rodziny, dla realizacji chorych pomysłów wariatów? Albo – tak jak to jest współcześnie – być we własnym państwie dumnym niewolnikiem?
Konfederacje w dawnej Polsce były zawiązywane dla ratowania ojczyzny, w sytuacji, gdy inne formy debaty publicznej nie mogły już pomóc. Nie były występkiem przeciwko państwu utożsamianemu w dużej mierze z królem. Przeciwnie, czekano, żeby król poparł postulaty konfederacji. Nasza Konfederacja Wolnych Polaków również nie będzie występkiem przeciwko państwu. Wręcz przeciwnie, będzie szansą na odbudowę Polski jako sprawnego i silnego państwa.
Nie ma tu miejsca, w tekście publicystycznym, na przedstawienie struktury Konfederacji. Jednak jej naczelną zasadą działania zewnętrznego i współdziałania wewnętrznego będzie to, co już w przeszłości zapewniło Polakom sukces. Tak w przypadku ruchu szlacheckiego, jak i w cywilnej wojnie w zaborze pruskim, a nawet tej chwilowej, jak było w przypadku Pierwszej Solidarności. Tą naczelną zasadą będzie sieciowość i terytorialność naszego społecznego ruchu. Współdziałanie wszystkich grup społecznych, które wymieniłem powyżej, w imię wspólnego dobra. Dobra, które będzie oznaczać korzyść dla każdej z tych grup z osobna i dla wszystkich jako całości. Synergii, dzięki której Rzeczpospolita rozkwitnie jako państwo wolnych i zamożnych obywateli.
„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Wojna, którą właśnie przegraliśmy” cz. 11 – „Konfederacja Wolnych Polaków” na s. 8 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl
Kilka tysięcy Koranów to dopiero początek. Według naszych wiadomości w tureckiej drukarni jest już szykowany następny transport. Doświadczenia innych krajów każą przyglądać się temu z niepokojem.
Kilka dni temu pisaliśmy o dużym transporcie polskich tłumaczeń Koranu, które zostały sprowadzone do naszego kraju z Turcji. Według naszych informacji egzemplarze te, obecnie przechowywane na ulicy Wiertniczej na terenie Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej, mają być przeznaczone do bezpłatnego rozdawania. Trudno oczywiście zabronić komukolwiek bezpłatnego rozpowszechniania książek, także religijnych. Warto jednak zauważyć, że u naszych zachodnich sąsiadów tego typu akcjom towarzyszył szczególny kontekst społeczny. W ubiegłym roku w Niemczech zdelegalizowano stowarzyszenie Prawdziwa Religia, które pod pozorem bezpłatnego rozdawania Koranu werbowało ochotników do walki na Bliskim Wschodzie.
[related id=”28434″ side=”left”]
Osobnym problemem jest sam tekst sprowadzonej do naszego kraju księgi. Czy rzeczywiście opiera się on na filologicznym tłumaczeniu wybitnego arabisty Józefa Bielawskiego? Pytanie to nie ma charakteru jedynie akademickiego. W krajach zachodnich zorientowano się już, że wobec zagrożenia propagandą islamistów aparat państwa powinien kontrolować, jaka wersja islamu jest propagowana wśród europejskich muzułmanów. Jeden z niemieckich ekspertów mówi jasno – problemu nie stanowi samo udostępnianie tekstu z 1400-letnią tradycją, problemem jest, kto go rozdaje i w jakim celu. Czy w Polsce ktoś zdaje sobie z tego sprawę ?
Wolontariusze rozdający Koran na ulicy we Frankfurcie. Gest tawheed, czyli palec wskazujący uniesiony w górę, to symbol takfiri, czyli tych, którzy walczą z niewiernymi i apostatami, obrażającymi Allaha czczeniem innych postaci, np. Chrystusa| Fot. erasmus-monitor.blogspot.com
Wielu prawników, wcale niebędących stronnikami rządu, wyrażało się z aprobatą o dopuszczalności abolicji indywidualnej. Tyle, że ten spór miał dotychczas charakter czysto akademicki.
Jakub Słoniowski
Spór o prezydenckie ułaskawienie
Prezydent Andrzej Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego i kilka innych, razem z nim oskarżonych, mniej znanych osób. Sąd Najwyższy niedawno podjął uchwałę, w której stwierdził niedopuszczalność ułaskawienia przez prezydenta osoby, w stosunku do której nie doszło do prawomocnego skazania. Z treścią i uzasadnieniem uchwały, jak i z nagraniem z jej ogłoszenia i ustnej prezentacji motywów, można zapoznać się na stronie internetowej Sądu Najwyższego.
Co się wydarzyło?
Przypomnijmy, jaki był przebieg procesu. Oskarżeni zostali w pierwszej instancji skazani przez sąd rejonowy na m.in. kary więzienia. Wyrok ten zaskarżyli apelacjami. Po tym prezydent Andrzej Duda zastosował wobec nich z prawo łaski przez „przebaczenie i puszczenie w niepamięć oraz umorzenie postępowania”. W związku z tym sąd drugiej instancji wyrokiem uchylił wyrok sądu pierwszej instancji i umorzył postępowanie w sprawie, uznając, że ułaskawienie jest okolicznością wyłączającą ściganie. Od wyroku sądu okręgowego oskarżyciele posiłkowi złożyli kasacje do Sądu Najwyższego. Ten przedstawił składowi siedmiu sędziów SN – do rozstrzygnięcia – zagadnienie prawne budzące poważne wątpliwości co do wykładni prawa. SN 31 maja 2017 r. wydał uchwałę w tej sprawie (sygnatura akt II KK 313/16).
Uchwała zawiera dwa punkty. W pierwszym SN stwierdza, że prawo łaski, jako uprawnienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, określone w zdaniu pierwszym art. 139 konstytucji, może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu. Tylko takie (tj. ograniczone) ujęcie zakresu prawa łaski, zdaniem SN, nie narusza przepisów konstytucji. W drugim punkcie SN orzekł, że zastosowanie prawa łaski przed uprawomocnieniem się wyroku skazującego nie wywiera skutków procesowych.
Co powiedział Sąd Najwyższy?
Punkt pierwszy uchwały jest wynikiem wykładni przepisów dokonanej przez SN, przede wszystkim przepisów konstytucyjnych, gdyż to na ich podstawie działa prezydent, dokonując ułaskawienia. SN uważa, iż konstytucyjne prawo łaski, przysługujące prezydentowi, ograniczone jest (według samej konstytucji) w ten sposób, że prezydent może je stosować tylko po prawomocnym skazaniu danej osoby, czyli że w zakres prawa łaski nie wchodzi tzw. abolicja indywidualna. W przeciwnym razie, zdaniem SN, naruszone zostałyby takie zasady konstytucyjne, jak trójpodział władzy (art. 10), działanie organów władzy na podstawie i w granicach prawa (art. 7), domniemanie niewinności (art. 42 ust. 3), prawo do sądu (art. 45 ust. 1), sprawowanie wymiaru sprawiedliwości wyłącznie przez sądy, w tym Sąd Najwyższy (art. 175 ust. 1 i art. 177).
Sąd Najwyższy był świadomy, że doktryna prawnicza na ten temat nie była zgodna. Stwierdził jednak, że dotychczas nikt, a zwłaszcza żaden ze zwolenników dopuszczalności abolicji indywidualnej, nie dokonał pogłębionej wykładni konstytucji w tym zakresie. Większość głosów na ten temat ograniczała się do porównania unormowania prawa łaski w konstytucjach obowiązujących w Polsce po 1918 r.
Taką pogłębioną analizę wykonał Sąd Najwyższy i jej rezultat przedstawił w uzasadnieniu uchwały, dochodząc do wniosku m.in., że wykładnia historyczna nie daje powodu do przyjęcia, że w ramach konstytucyjnego prawa łaski prezydent może dokonać aktu abolicji indywidualnej. Podobnie wykładnia oparta na językowej i logicznej analizie art. 139 konstytucji oraz na zestawieniu tego przepisu i pojęć w nim używanych z innym przepisami konstytucji (np. używającymi pojęcia „prawomocne skazanie”). Do tego samego prowadzi, według SN, także odniesienie możliwych wyników takiej wykładni do zasad konstytucyjnych, w taki sposób, aby zapewnić zgodność z nimi (w szczególności z zasadą trójpodziału władzy, prawem do sądu i domniemaniem niewinności).
Przekładając to na proces, którego bezpośrednio dotyczy uchwała, prezydent, według SN, powinien był poczekać z aktem łaski, aż uprawomocni się wyrok skazujący, czyli do czasu, aż zostanie wydany wyrok skazujący, od którego nie będzie już przysługiwać środek zaskarżenia (a więc nie zostaną złożone apelacje lub gdy uprawomocni się wyrok skazujący w drugiej instancji – możliwe są jeszcze inne warianty).
Punkt drugi uchwały jest konsekwencją punktu pierwszego. Skoro prezydent, według SN, nie mógł dokonać aktu łaski, jako że postępowanie jeszcze nie zakończyło się prawomocnym skazaniem, to ogłoszenie aktu łaski wobec jeszcze nie skazanego prawomocnie oskarżonego nie wywołuje skutków prawnych dla tego postępowania.
Upraszczając, można to porównać do sytuacji, w której o ułaskawieniu postanowiłby organ nieuprawniony do tego (np. premier) albo osoba nieuprawniona (np. minister z kancelarii prezydenta).
Z tego musi płynąć wniosek, który zapewne zostanie wyciągnięty przez skład SN orzekający w przedmiocie kasacji. Należy się spodziewać, że przyjmie on, iż nie było podstaw do uchylania wyroku sądu pierwszej instancji i umarzania postępowania. Sprawa wróci więc do momentu, w którym została umorzona, czyli do momentu zaskarżenia wyroku sądu pierwszej instancji i rozpoznana przez sąd drugiej instancji.
Kontrowersje polityczne i prawne
To, że uchwała SN budzi kontrowersje polityczne, nikogo nie powinno dziwić. Skazanie dotyczyło polityków z pierwszych stron gazet. Gdyby „utrzymało się”, byłby to jeden z nielicznych przypadków, a może jedyny w historii III RP, kiedy naprawdę ważny polityk lub urzędnik został skazany na karę więzienia, i to bez zawieszenia.
Nie można też zapominać o atmosferze towarzyszącej sprawie – o ostrym sporze politycznym, toczącym się od wielu lat, przynajmniej od czasu pierwszych rządów PiS (w latach 2006-7), kiedy miały miejsce wydarzenia, w związku z którymi doszło do skazania Mariusza Kamińskiego (i pozostałych osób) – oraz o co najmniej szorstkiej relacji między rządem i prezydentem a środowiskami prawniczymi, głównie sędziowskimi, kwestionującymi planowane przez rząd zmiany ustroju wymiaru sprawiedliwości.
Uchwała spotkała się z bardzo emocjonalną reakcją zarówno ze strony jej krytyków, jak i zwolenników.
Głosy za uchwałą sprowadziły się głównie do takich stwierdzeń:
– SN rozstrzygnął i sprawa załatwiona,
– oczywiste, że SN mógł i powinien tak sprawę załatwić,
– inne poglądy na abolicję indywidualną są oczywiście sprzeczne z konstytucją,
– skoro SN się wypowiedział, nie ma miejsca na dyskusję i krytykę, trzeba się słuchać i koniec,
– a nawet, że prezydent oczywiście złamał konstytucję, za co powinien odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu.
Z kolei przeciwnicy uchwały głosili:
– SN oczywiście złamał konstytucję,
– uchwała psuje prawo,
– SN, łamiąc konstytucję, wkroczył w osobiste prerogatywy prezydenta,
– oczywiste jest, że SN nie miał prawa na ten temat się wypowiadać, bo materia ta nie należy do niego, ale jeśli już, to do Trybunału Konstytucyjnego,
– oczywiste, że prezydent miał prawo dokonać abolicji indywidualnej,
– uchwała SN nie ma mocy prawnej, jest nieważna, łamie prawo itp.
Wypowiedzi z obu stron były bardzo kategoryczne i – jak już napisałem – bardzo emocjonalne. Brakowało w nich oparcia na dokładnej analizie motywów uchwały, zwłaszcza od strony prawnej i konstytucyjnej. Oczywiście jej zwolennicy nie musieli tej analizy dokonywać, bo wynik był po ich myśli.
Przede wszystkim dziwi brak refleksji u krytyków uchwały. Ustne motywy zaprezentowane przy jej ogłaszaniu były bardzo obszerne i przedstawiały istotę argumentacji SN. Już wtedy można się było do nich odnieść merytorycznie. Teraz, gdy znane jest pisemne uzasadnienie, tym bardziej jest to możliwe.
Można to podsumować, że (przynajmniej na razie) nie doszło pogłębionej, merytorycznej krytyki uchwały. Uwaga ta dotyczy także wypowiedzi osób, mających do tego kompetencje (tytuły profesorskie lub doświadczenie i uznanie w zawodach prawniczych). Chciałbym zastanowić się, czy taka krytyka jest w ogóle możliwa i jak mogłaby wyglądać.
Czy wolno krytykować Sąd Najwyższy?
Dla każdego prawnika oczywiste jest, że z sądami, włącznie z Sądem Najwyższym, można dyskutować, a nawet krytykować ich rozstrzygnięcia. Dowodem na to jest to, że typową pracą prawników (i to nie tylko akademickich) jest pisanie glos do orzeczeń sądowych. Nie są to tylko glosy aprobujące. Zdarza się też, że sami sędziowie mają zdanie odmienne od większości w orzekającym składzie i zgłaszają zdania odrębne.
Nieraz sam Sąd Najwyższy werbalnie nieco podważa swój autorytet, gdyż uzasadniając rozstrzygnięcia, używa sformułowań typu: „Sąd Najwyższy w niniejszym składzie jest zdania, że…”. Oznacza to, że jest świadomy, że gdyby orzekał inny skład, wyrok mógłby być odmienny. Tak teoretycznie mogło się zdarzyć w sprawie ułaskawienia Mariusza Kamińskiego.
Warto też pamiętać o tym, co wie każdy prawnik-praktyk, czy to pełnomocnik procesowy, czy sędzia. Otóż analizując orzecznictwo sądowe, w tym – Sądu Najwyższego, natrafia się na orzeczenia wprost sprzeczne ze sobą. Nieraz stanowisk w bardzo ważnych kwestiach jest nawet więcej niż dwa. Podobnie jest w naukowym piśmiennictwie prawniczym. Przysłowiowe pośród prawników stało się mówienie o szkole warszawskiej i o szkole krakowskiej.
Jakie z tego płyną wnioski dla zwykłego obserwatora? Na pewno takie, że nikt nie może kompetentnie twierdzić, że skoro Sąd Najwyższy orzekł teraz tak, to nie może orzec już inaczej oraz że nikt też nie może uczciwie twierdzić, że wszelka krytyka uchwały SN w sprawie ułaskawienia jest niedopuszczalna.
W każdym razie różnoraka krytyka zapadłych rozstrzygnięć sądowych jest jak najbardziej dozwolona, czy to ściśle prawnicza, akademicka, czy też publicystyczna. Życzmy sobie tylko, aby ta krytyka była na poziomie.
Ocena uzasadnienia uchwały
Nie będę dokonywał szczegółowej analizy uchwały ani próbował z nią polemizować. Zresztą, choćby ze względu na jej objętość (ponad 40 stron), musiałoby to przekroczyć ramy niniejszego artykułu. Chciałbym jednak przynajmniej odnieść się do jakości argumentacji użytej przez SN.
Otóż wbrew temu, co mówią krytycy uchwały, jest ona uzasadniona bardzo przekonująco. SN podszedł do sprawy bardzo kompetentnie. Uzasadnił uchwałę kompleksowo, odwołując się do różnych rodzajów wykładni, odpowiedział na większość lub nawet na wszystkie istotne argumenty za dopuszczalnością abolicji indywidualnej. Opierał się przy tym na poglądach utrwalonych w dotychczasowym orzecznictwie TK i SN oraz doktrynie prawniczej.
Przyjęte przez SN rozumienie i uznanie wagi zasad i wartości konstytucyjnych, takich jak trójpodział władzy, prawo do sądu czy domniemanie niewinności, doprowadziły go do uznania, że dopuszczenie aktu łaski przed uprawomocnieniem się wyroku skazującego naruszałoby te zasady.
Można się z tym osobiście nie zgadzać. Pytanie, czy ten brak zgody oparty jest na uprawnionej i dobrze uzasadnionej interpretacji konstytucji, czy na tym, jak, zdaniem danego krytyka, powinny wyglądać relacje między władzą wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą oraz jaka powinna być pozycja prezydenta (np. że powinien być w pewnych sprawach ponad rządem, parlamentem i ponad sądami). A może brak zgody wynika po prostu z sympatii do polityki obozu rządzącego?
Aby dyskusja była w ogóle możliwa, odróżniajmy merytoryczny brak naszej zgody na dane rozstrzygnięcie (tu omawianą uchwałę SN), a więc że naszym zdaniem konstytucję należy rozumieć tak a tak, od naszych poglądów na to, co konstytucja powinna zawierać (np. że prezydent powinien mieć prawo stosować abolicję indywidualną).
Warto na marginesie zauważyć, że meritum uzasadnienia uchwały nie mogło przebić się do opinii publicznej nie tylko ze względu na trudną materię (prawnokonstytucyjną), ale też dlatego, że relacje medialne z ogłoszenia uzasadnienia były co najmniej zdawkowe i upraszczające, a także nacechowane przekazem politycznym.
Czy możliwa jest dyskusja z uchwałą?
Trzeba przyznać, że krytycy uchwały mają trudne zadanie. Nie można kompetentnie powiedzieć, że jest ona oczywiście niezgodna z konstytucją i że SN oczywiście złamał prawo. Tak samo na podstawie lektury uchwały nie można powiedzieć, że ma ona charakter polityczny.
Nawet jeśli orzekający sędziowie, wydając taką, a nie inną uchwałę, w istocie chcieli zabrać głos w obecnie toczącym się sporze o wizję wymiaru sprawiedliwości albo wręcz pokazać władzy politycznej, gdzie jest jej miejsce, to i tak uchwała może być merytorycznie właściwa (tj. zgodna z konstytucją), a przynajmniej na tyle uzasadniona, że nie można jej potępiać w czambuł.
Oczywiście, jak już napisałem, można z uchwałą dyskutować. Trzeba jednak mieć argumenty, a nie tylko grzmieć, że SN psuje prawo itd.
Uchwała dotyczy kwestii kontrowersyjnej politycznie (tj. skazania polityka z pierwszych stron gazet i wydawana jest w czasie ostrego sporu, w którym zainteresowanym i poniekąd uczestnikiem jest sam SN), a także kontrowersyjnej od strony prawnej. W doktrynie prawniczej sprawa nie była rozstrzygnięta. Wielu prawników, wcale niebędących stronnikami rządu, wyrażało się z aprobatą o dopuszczalności abolicji indywidualnej. Tyle, że ten spór miał dotychczas charakter czysto akademicki, gdyż w historii Polski od odzyskania niepodległości do abolicji indywidualnej nie doszło.
Uzasadnienie uchwały bardzo mocno wpisuje się w to, jak konstytucja była interpretowana od jej początków, jak ją rozumiał TK i większość doktryny prawniczej, jak prawa konstytucyjnego uczy się na wydziałach prawa itd. Zgodnie z tymi interpretacjami bardzo dużą wagę przyznaje się zasadzie trójpodziału władzy, niezawisłości sądów, prawie do sądu, domniemaniu niewinności. Zasady te są oczywiście zniuansowane i wiele ich aspektów można rozumieć różnie, ale dotychczasowa tendencja była taka, żeby dawać im prymat, nawet kosztem innych istotnych zasad czy wartości.
Żeby podjąć rzeczową polemikę z Sądem Najwyższym, potrzebne jest więc bardzo gruntownie przeanalizowanie zasad, które SN uznał, że mają większą wagę niż prezydenckie prawo łaski, nie dopuszczając abolicji indywidualnej. Może znalazłyby się wtedy mocne argumenty przeciwko takiemu rozstrzygnięciu i interpretacji konstytucji, na której jest oparta.
Pierwszą kwestią wymagającą analizy jest zasada trójpodziału władz. Jest ona i może być rozumiana różnie, raz bardziej jako zgodna współpraca, innym razem jako z natury tych władz wynikający konflikt, który zasady ustrojowe i zawarte w nich bezpieczniki (checks and balances) mają łagodzić, z zachowaniem kierunku, jakim jest dobro wspólne i praworządność.
Drugą kwestią jest pozycja ustrojowa prezydenta. Ona też może poddać się pewnej rewizji. Prezydent według polskiej konstytucji ma przecież bardzo silną pozycję, co jest nietypowe w parlamentarno-gabinetowym modelu ustrojowym, jaki przyjęła konstytucja z 1997 r. Jego legitymacja jest bardzo mocna, gdyż pochodzi z bezpośrednich, demokratycznych wyborów. Ma przy tym pewne swoiste uprawnienia, będące refleksem dawnej władzy monarchy.
To on powołuje sędziów (można przecież powiedzieć, że to godzi w ich niezawisłość), ma prawo weta, uczestniczy w polityce obronnej i zagranicznej, no i ma właśnie prawo łaski, które może – jak przypomniał SN – stosować czysto uznaniowo i bez uzasadnienia, niwecząc rezultat przeprowadzonego zgodnie z zachowaniem wszelkich standardów procesu karnego (wspomnijmy tutaj, jakie kontrowersje budziła praktyka ułaskawień, zwłaszcza pierwszych dwóch prezydentów w III RP – choćby liczba aktów łaski mogła co najmniej zastanawiać; kolejni prezydenci dokonywali już ich zdecydowanie mniej).
Zauważmy też, że osobie prezydenta – ktokolwiek nim był – towarzyszył i nadal towarzyszy pewien splendor i szacunek dla urzędu, nieporównywalny z innymi, czasem nawet istotniejszymi w bieżącej polityce (np. prezesa rady ministrów).
Wolno stąd próbować wyprowadzić wniosek, nadal zgodny z trójpodziałem władzy, że prezydent stoi niejako obok czy nawet ponad pozostałymi władzami – rządem, parlamentem i sądami. W związku z tym pewne jego działania – jak prawo łaski – mogą być rozumiane nieco inaczej niż w uchwale SN.
Można także dyskutować z poszczególnymi rozumowaniami przedstawionymi przez SN w uchwale.
Na takim gruncie widziałbym prawdziwą polemikę z uchwałą.
Trudne zadanie
Na przykładzie sporu o ułaskawienie widać, jak trudnym zadaniem jest reformowanie wymiaru sprawiedliwości wbrew opiniom środowisk prawniczych. Rząd ma przeciw sobie najtęższe prawnicze głowy, niezależnie od tego, co myślimy o ich poglądach politycznych czy tonie wypowiedzi.
Pokazuje to dyskusja, jaka toczy się w prasie prawniczej i na konferencjach organizowanych przez środowiska prawnicze. Media nagłaśniają pewne kontrowersyjne wypowiedzi, jak te, że prawdziwym suwerenem nie jest naród, ale wartości zapisane w prawie, albo buczenie w czasie wystąpienia przedstawicieli władzy politycznej. Tymczasem warto wsłuchać się w padające tam głosy.
Najlepsi w Polsce prawnicy myślą bowiem nad tym, jak sądy i środowiska prawnicze powinny reagować na działania parlamentu, rządu i prezydenta. Jest to namysł bardzo poważny i głęboki. A prezentowane pomysły wcale nie są absurdalne i wyciągnięte z kapelusza. Na przykład rozwijana obecnie i czasem obśmiewana przez media sprzyjające rządowi koncepcja tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności przepisów nie jest pomysłem nowym i niczym nie popartym.
Według tej koncepcji kontrola zgodności ustaw z konstytucją może odbywać się nie tylko poprzez wnioski i pytania prawne kierowane do TK, ale też w jednostkowych postępowaniach sądowych, w których orzekający sąd mógłby stwierdzić, że dany przepis jest niezgodny z konstytucją i odmówić jego zastosowania przy orzekaniu. Skutkiem nie byłoby usunięcie przepisu z systemu prawnego (jak to czyni TK), ale brak jego działania w danej sprawie. Utrwalenie takiej praktyki w odniesieniu do konkretnego przepisu, poparte autorytetem Sądu Najwyższego czy Naczelnego Sądu Administracyjnego, skutkowałoby faktycznym pozbawieniem go mocy prawnej, bez udziału TK.
Pogląd ten miał poważnych zwolenników od początku obowiązywania konstytucji i już w przeszłości znajdował realizację również w orzecznictwie, co prawda niedominującym, SN i NSA.
Spór o model kontroli konstytucyjności nie został zasadniczo rozstrzygnięty, ale dotąd nie miał tak istotnej wagi, jak obecnie – można powiedzieć, że się tylko tlił, a teraz wygląda na to, że może zapłonąć.
Czy prezydent powinien stanąć przed Trybunałem Stanu?
Załóżmy, że prezydent nie miał racji i nie mógł dokonać abolicji indywidualnej. Czy to oznacza, że należy go postawić przed Trybunałem Stanu? Sądzę, że tutaj z kolei przesadzają zwolennicy uchwały i przeciwnicy polityczni prezydenta.
Pogląd dopuszczający abolicję indywidualną był dość popularny w doktrynie prawniczej. Stawianie prezydenta z tego powodu przed TS byłoby wyrazem złej woli i bardzo wątpliwe od strony prawnej. Na tej samej zasadzie można by żądać postawienia przed TS wszystkich posłów i senatorów, którzy głosowali za ustawą, którą później TK uznał za niezgodną z konstytucją, albo karać dyscyplinarnie sędziów, których wyrok nie ostał się w wyższej instancji. Albo odbierać tytuły profesorskie tym, którzy z aprobatą pisali o abolicji indywidualnej.
Konkluzja
Praktyce politycznej nieustannie towarzyszą spory ideowe, personalne i prawne. Spory te czasem są formalnie rozstrzygane na drodze prawnej, np. sąd skazuje bądź nie jakiegoś polityka za zarzucane mu czyny, albo TK uznaje bądź nie dane przepisy za niezgodne z konstytucją. Przykładem może być kwestia aborcji „na życzenie”, która została rozstrzygnięta przez TK w 1997 r. Od tamtej pory – pomimo prób z obu stron i nadal gorących dyskusji – po pierwsze zasadniczo utrzymuje się status quo (żadna z przesłanek prawnej dopuszczalności aborcji nie została ani usunięta, ani nie została dodana żadna nowa), po drugie – niezależnie od sporów ideowych – bez zmiany konstytucji lub zupełnego przełamania linii orzeczniczej TK aborcja „na życzenie” nie może być wprowadzona.
Polem tych sporów są konstytucyjne organy, w których zasadniczy może być aspekt personalny (jak w niedawnym sporze o obsadę TK) albo aspekt kompetencyjny (jak w sporze o abolicję indywidualną).
Poza bezpośrednią zmianą konstytucji rozstrzygnięcia można również dokonać poprzez zmianę praktyki rozumienia zasadniczych instytucji prawnych, np. trójpodziału władzy lub pozycji ustrojowej prezydenta, także przez sądy i doktrynę prawniczą. Aby do takiej zmiany mogło dojść, niezbędny jest głęboki namysł odnoszący się nie tylko do taktyki czy strategii politycznej, ale też – tak jak to robią gremia prawnicze – ściśle prawny, dotyczący istoty zrębowych zagadnień konstytucyjnych i filozofii prawa (np. wykładni prawa). Przebieg sporu o ułaskawienia chyba pokazuje, czy ten namysł ma miejsce.
„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jakuba Słoniowskiego pt. „Spór o prezydenckie ułaskawienie” na s. 9 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl
Dwanaście państw, trzy morza i jeden cel: rozwój regionu. Tego możemy się dowiedzieć z przygotowanego przez Chorwatów klipu, który obrazuje korzyści dla regionu, jakie daje inicjatywa Trójmorza.
Trójmorze to platforma współpracy prezydentów 12 państw położonych między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. Zacieśnia współpracę infrastrukturalną, energetyczną i gospodarczą państw Europy Środkowej.
Członkami Inicjatywy Trójmorza mają być: Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry.
– Stoimy ramię w ramię z krajami Trójmorza, cieszymy się z historycznej możliwości pogłębiania naszego partnerstwa gospodarczego z waszym regionem – mówił prezydent USA Donald Trump na inauguracji Szczytu Inicjatywy Trójmorza w Warszawie podczas odwiedzin w naszym kraju.[related id=”28235″]
Prezydent Andrzej Duda zapowiedział wtedy: „Chcemy stworzyć gazowy korytarz północ-południe pomiędzy gazoportem w Świnoujściu a przyszłym gazoportem na wyspie Krk w Chorwacji”.
Z kolei prezydent Chorwacji Kolinda Grabar-Kitarović powiedziała, że na ostatnie spotkanie przygotowano katalog ponad 150 projektów o łącznej wartości prawie 50 mld euro i jest to dopiero początek.
Wśród priorytetów inicjatywy we wnioskach końcowych Szczytu w Warszawie wymieniono poprawę połączeń transportowych w regionie i dalszego integrowania ich z Transeuropejską Siecią Transportową, realizację postulatów unijnej polityki energetycznej, promowanie biznesowego charakteru wspólnych projektów gospodarczych oraz osiągnięcie pełnej synergii z politykami UE.
Według Andrzeja Dudy Trójmorze ma dać Europie impuls modernizacyjny, integracyjny i zjednoczeniowy.
– Nie widzę żadnego innego powodu, aby odbywały się wizyty międzynarodowe, jak tylko robienie interesów. A czy to są interesy gospodarcze czy polityczne jest sprawą drugorzędną.
W Poranku WNET nadawanym ze Zgorzelca Krzysztof Skowroński rozmawiał także z Wojciechem Cejrowskim.
– Warszawa to brzydkie miasto, bo zostało wyburzone i nie ma starej substancji – uważa podróżnik. Jedyne, co się Trumpowi mogło podobać, to Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina, który wpisuje się w estetykę wieżowca i jest zrobiony w dekoracjach, jakie były przez chwilę modne w USA. Uważa, że Warszawa to miasto dysharmonii, jeśli chodzi o estetykę. Zawdzięczamy to między innymi aktualnej „gospodyni”.
Wojciech Cejrowski nie miał jeszcze okazji w Radiu WNET skomentować wizyty Donalda Trumpa w Polsce. Przemówienie na pl. Krasińskich bardzo mu się podobało. Napisał na swoim Facebooku, że chciałby, aby któryś z polskich polityków wygłosił tak dobre, tak podnoszące na duchu i patriotyczne przemówienie, jak o obcym przecież kraju wygłosił Trump.
Dla podróżnika istotne było to, że jeśli nawet jednego słowa w tym przemówieniu osobiście nie napisał Trump, to przecież je przeczytał, a wcześniej musiał przygotować się do wystąpienia w Warszawie. „Czegoś z tego przemówienia dowiedział się o Polsce”, a był to – jak powiedział Wojciech Cejrowski – „dobrze napisany artykuł na temat Polski”.
– Chciałem, żeby to o Polsce wiedział Donald Trump, co Donald Trump o Polsce nam powiedział – stwierdził Cejrowski. [related id=28850]
Nawet Polacy mogli usłyszeć w przemówieniu amerykańskiego prezydenta coś, czego wcześniej nie wiedzieli o polskiej historii. Wojciech Cejrowski przyznał, że o kluczowej dla Powstania Warszawskiego obronie przejścia przez Aleje Jerozolimskie, dowiedział się dopiero z wystąpienia Trumpa. Teraz doczytuje sobie całą resztę na ten temat.
Podróżnik nie widzi też problemu w tym, że prezydenci załatwiają różne interesy podczas wizyt zagranicznych dla swych państw, „bo od tego są”. – Nie widzę żadnego innego powodu, aby odbywały się wizyty międzynarodowe, jak tylko robienie interesów. A czy to są interesy gospodarcze, czy polityczne, jest sprawą drugorzędną.
Zapraszamy do wysłuchania Poranka WNET, a w nim w ostatniej, piątej części, rozmowa z Wojciechem Cejrowskim.
Marynarka wojenna USA oświadczyła, że ćwiczenia pod kryptonimem „Malabar 2017” mają pomóc trzem krajom zwalczać zagrożenia w regionie Azji i Pacyfiku. To największe manewry w historii tj. od 1992 r.
Tegoroczne manewry „Malabar” są największymi od momentu rozpoczęcia wspólnych ćwiczeń przez USA i Indie w 1992 roku; Japonia została włączona do nich później.
Dowództwo sił amerykańskich na Pacyfiku podało, iż „Malabar 2017 to najnowsze z serii ćwiczeń, które rozwinęły się zarówno pod względem stopnia skomplikowania jak i zakresu, tak by przygotować te kraje do walki ze wspólnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa morskiego w regionie”.
Przedstawiciele marynarki wojennej poinformowali, że w ćwiczeniach bierze udział amerykański lotniskowiec atomowy USS Nimitz, indyjski Vikramaditya oraz największy japoński okręt bojowy, niszczyciel śmigłowcowy Izumo. Ćwiczenia mają także pomóc w zachowaniu równowagi w rejonie Azji i Pacyfiku wobec rosnącej obecności Chin w tym regionie.
Kraje biorące udział w „Malabar” są zaniepokojone roszczeniami Chin do praktycznie wszystkich terytoriów na Morzu Południowochińskim oraz zwiększaniem obecności chińskich sił wojskowych w tym regionie. Chińskie okręty podwodne zawinęły niedawno na Sri Lankę, która znajduje się blisko południowej granicy Indii.
Dowództwo sił amerykańskich na Pacyfiku w swoim oświadczeniu napisało, że wspólne ćwiczenia pomogą USA i Indiom zintegrować swoje działania oraz lepiej współpracować na morzu. Marynarka wojenna Indii podała natomiast, że będą skupiać się na operacjach z użyciem lotniskowców oraz różnych sposobach polowania na okręty podwodne.
Przed rozpoczęciem ćwiczeń „Malabar” media podały, iż w ostatnich dwóch miesiącach wykryto na Oceanie Indyjskim ponad tuzin chińskich jednostek wojskowych, w tym okrętów podwodnych.
Indie oraz Stany Zjednoczone podczas zimnej wojny były po różnych stronach konfliktu, natomiast w ostatnich latach zostały ważnymi dla siebie partnerami wojskowymi.
Chiny w przeszłości krytykowały przeprowadzanie ćwiczeń wojskowych „Malabar” jako destabilizujące region.
Kolejne sukcesy dyplomatyczne – członkostwo Polski w Radzie Bezpieczeństwa NATO czy wizyta Trumpa w Warszawie – nie świadczą o izolowaniu Polski na forum międzynarodowym – powiedział europoseł PiS.
– W ostatnim czasie nastąpiła eskalacja napięcia w związku z zapowiadanymi przez Koreę Północną kolejnymi próbami atomowych pocisków dalekiego zasięgu – powiedział Ryszard Czarnecki, europoseł PiS, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego i azjatycko-europejskiego forum politycznego. Jego zdaniem działania Korei Północnej. to tylko elementy gry Chin, które swój wpływ na to państwo chcą wykorzystać, aby „coś ugrać na arenie międzynarodowej”. Europoseł nie wyklucza również udziału Rosji w tych rozgrywkach. Zwrócił uwagę na usztywnienie stanowiska w tej sprawie Donalda Trumpa, o czym sygnalizował on jeszcze przed szczytem w Hamburgu. Prezydent USA zapowiedział, że państwa Dalekiego Wschodu mogą czuć się bezpieczne, bowiem Ameryka całym swoim arsenałem gwarantuje im dotychczasowe status quo. [related id=”28690″]
Przypomniał, że Korea Południowa pod koniec wojny koreańskiej była jednym z trzech najbiedniejszych państw świata, a dziś to jedna z czołowych gospodarek na globalnym rynku. Zauważył, że dziś Korea Północna, która pod koniec wojny miała duży potencjał rozwojowy, jest jednym z najbiedniejszych państw świata. „To pokazuje do czego może doprowadzić komunizm” – mówił. Wspomniał o pomocy, jakiej udzieliły Seulowi Stany Zjednoczone, które w gospodarkę Korei Południowej wpompowały więcej niż wyniosła cała pomoc dla Europy po II wojnie światowej w ramach Planu Marshalla.
Według Czarneckiego dzięki pomocy Ameryki nastąpił „gigantyczny skok cywilizacyjny południowców” Jak prognozuje, obecny stan rzeczy utrzyma się jeszcze na Dalekim Wschodzie bardzo długo.
Ryszard Czarnecki 8 lipca został wybrany na wiceprzewodniczącego azjatycko-europejskiego forum politycznego AEPF, które skupia partie polityczne z Europy i Azji o charakterze prawicowym i centroprawicowym.
„Właśnie w Seulu zostałem mianowany na dwuletnią kadencję wiceprzewodniczącym Asia Europe Political Forum” – napisał w niedzielę na Twitterze Czarnecki, i szydząc z katastroficznych wizji opozycji, dopisał: „Izolacja Polski postępuje!”.
– Kolejne sukcesy dyplomatyczne, takie jak członkostwo Polski w Radzie Bezpieczeństwa NATO czy wizyta Trumpa w Warszawie nie świadczą o izolowaniu Polski na forum międzynarodowym – powiedział europoseł PiS. Przypomniał, że w przyszłym tygodniu do Polski przyjeżdża brytyjski następca tronu wraz z małżonką. Jak uważa, Polska stała się „playmakerem [rozgrywającym] na arenie światowej”. „Trzeba się z nami liczyć” – podkreśla polityk.
To pierwszy Polak, który znalazł się we władzach AEPF. Wraz z Czarneckim wiceszefami AEPF zostali: przedstawiciel największej frakcji w Parlamencie Europejskim Europejskiej Partii Ludowej z Austrii, Niemka i Koreanka.