Wiceminister obrony Wlk. Brytanii Mark Lancaster z wizytą w Polsce: polsko-brytyjski traktat obronny przed końcem roku

Lancaster powiedział, że spodziewa się podpisania przed końcem roku polsko-brytyjskiego traktatu o relacjach obronnych. „To podkreśla, że nasza relacja z Polską będzie się nadal rozwijać”.

Lancaster przyleciał do Polski we wtorek, a w środę spotka się z wiceministrem obrony narodowej Tomaszem Szatkowskim i pojedzie do siedziby batalionowej grupy bojowej NATO w Orzyszu. W trakcie wizyty w Europie odwiedzi również Estonię i Ukrainę.

W wywiadzie dla PAP przed przyjazdem do Polski Lancaster podkreślił, że celem wizyty jest odwiedzenie stacjonujących w tych krajach brytyjskich żołnierzy.

Jak ocenił, ich obecność „demonstruje zobowiązanie Wielkiej Brytanii do ochrony wspólnego, europejskiego bezpieczeństwa”, pomimo planowanego wyjścia kraju z Unii Europejskiej, a także „głęboką wiarę, że członkostwo w NATO jest fundamentem naszej polityki bezpieczeństwa”.

Minister dodał, że dotychczasowe funkcjonowanie wschodniej flanki NATO wyraźnie wskazuje, że to „bardzo pozytywny krok w rozwoju Sojuszu”. Brytyjscy żołnierze są obecni w Estonii (ok. 800) i Polsce (ok. 150), a także w Rumunii, gdzie brytyjskie lotnictwo bierze udział w misji obserwacyjnej nad Morzem Czarnym.

Zdaniem Lancastera, obecność w Polsce żołnierzy rozpoznawczego pułku pancernego Light Dragoons, który działał wcześniej m.in. w Bośni, Iraku i Afganistanie, świadczy o sile sojuszu polsko-brytyjskiego, „który – mówił – mam nadzieję będziemy rozbudowywać w kolejnych miesiącach i latach”.

„Nasi premierzy mają regularne spotkania bilateralne i liczymy na podpisanie jeszcze w tym roku traktatu o relacjach obronnych, co pokazuje, jak nasza relacja będzie się rozwijać w przyszłości” – tłumaczył.

Zapowiedź podpisania traktatu pojawiła się podczas wspólnej konferencji prasowej brytyjskiej premier Theresy May i polskiej szefowej rządu Beaty Szydło w trakcie konsultacji międzyrządowych w Londynie w listopadzie ub.r. Nowy dokument ma zastąpić istniejące memorandum polsko-brytyjskie z 1995 roku.

Dokładny zakres tematyczny traktatu nie jest jasny, ale według ubiegłorocznej zapowiedzi ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza może obejmować m.in. współpracę wojskową (w tym dotyczącą obrony terytorialnej), a także wspólne działania przemysłu obronnego i konsultacje w zakresie zamówień dla armii obu państw.

Lancaster uniknął odpowiedzi na pytania o szczegółowe zapisy porozumienia, ale podkreślił, że w ciągu ostatniego roku „wykonano znaczący postęp” w tej sprawie.

„Wielka Brytania i Polska zgadzają się co do bardzo wielu kwestii. Oba państwa realizują swoje zobowiązanie do ponoszenia wydatków na obronność na poziomie 2 proc. PKB, a w tym roku Polska miała swój wkład w formie zmechanizowanej grupy bojowej w działanie Very High Readiness Joint Task Force (tzw. szpicy NATO – PAP), za co odwzajemnimy się w przyszłości, kiedy Polska stanie na czele szpicy w 2020 roku” – tłumaczył wiceminister.

Pytany o brytyjskie obawy związane z rosyjsko-białoruskimi ćwiczeniami Zapad 2017, Lancaster powiedział, że rząd w Londynie „będzie się im przyglądał bardzo uważnie, ale nie widzimy w tym na razie nic nadzwyczajnego, bo to coroczne ćwiczenia wojskowe Rosji”.

Jak zapewnił, konieczne jest jednak naciskanie na większą transparentność w działaniach Rosji i Białorusi, w tym jeśli chodzi o deklarowanie realnej liczby żołnierzy biorących udział w manewrach i ewentualnej wymaganej obecności międzynarodowych obserwatorów, co jest „ściśle uregulowane” za pomocą umów międzynarodowych.

„Powiedzmy sobie jednak jasno, że (…) nasze relacje z Rosją nie są takie, jakby nic się nie działo – tak nie jest. Istnieją obszary, w których zdecydowanie się różnimy, np. w naszym podejściu do Ukrainy i tego, co uważamy za ich destabilizujące podejście do Ukrainy (…) oraz w Syrii. To nie oznacza jednak, że nie powinniśmy mieć konstruktywnej relacji z Rosją i próbować sprawić, żeby nasze interesy były zbieżne, i współpracować w tych obszarach, gdzie tak jest” – powiedział.

Jednocześnie brytyjski wiceminister zapewnił, że Wielka Brytania nadal będzie wspierała rząd w Kijowie w zakresie treningu defensywnego, m.in. logistyki i pierwszej pomocy, „zapewniając, żeby Ukraina mogła sama siebie bronić”.

„Nie chcemy widzieć przeprowadzanych przez inne państwa prób destabilizacji Ukrainy. To nie jest pozytywne ani nie jest dobrą drogą naprzód i dlatego wspieramy ukraiński rząd” – tłumaczył.

Pytany jednak o to, czy Wielka Brytania jest gotowa naśladować USA po tym, gdy szef Pentagonu James Mattis nie wykluczył przekazania Ukrainie broni ofensywnej, Lancaster powiedział: „na tym etapie nie bierzemy tego pod uwagę”. „Mamy otwartą głowę i będziemy rozmawiali o tym z Ukraińcami” – zaznaczył.

47-letni pułkownik rezerwy Lancaster jest od czerwca 2017 r. brytyjskim wiceministrem obrony ds. sił zbrojnych, a wcześniej był w tym resorcie wiceministrem odpowiedzialnym za sprawy weteranów, rezerw i personelu.

PAP/MoRo

RB ONZ potępiła ostatni test rakietowy KRLD. Japonia i Korea Południowa domagają się ostrzejszej reakcji od ONZ

Rada Bezpieczeństwa ONZ  „ostro potępiła” ostatni „oburzający test rakietowy” Korei Płn. i zażądała wstrzymania dalszych tego rodzaju testów oraz programów zbrojeń rakietowych i nuklearnych Pjongjangu

[related id=36298]W opublikowanym oświadczeniu Rada Bezpieczeństwa podkreśliła, że sprawą o „żywotnym znaczeniu” jest aby Korea Północna niezwłocznie podjęła konkretne kroki zmierzające do obniżenia napięcia i wezwała wszystkie państwa do przestrzegania uchwalonych już sankcji ONZ wobec tego kraju.

Rada zaakcentowała, że „podjęte przez KRLD działania stanowią nie tylko zagrożenie dla regionu, ale dla wszystkich państw członkowskich ONZ”.

Oświadczenie, którego projekt przedstawiła delegacja USA, potwierdza „zaangażowanie ONZ na rzecz pokojowego, dyplomatycznego i politycznego rozwiązania” kryzysu na Półwyspie Koreańskim.

Obserwatorzy zwracają uwagę, że oświadczenie nie wspomina o nowych sankcjach wobec Pjongjangu. Ambasador Japonii w ONZ Koro Bessho wyraził jedynie wobec dziennikarzy nadzieję, że „będziemy mieli, po tym oświadczeniu, ostrą rezolucję”.

Premier Japonii Shinzo Abe i prezydent Korei Płd. Mun Dze In uzgodnili w środę podczas rozmowy telefonicznej, że będą domagać się od ONZ ostrzejszej rezolucji wobec Korei Płn. po dokonanej przez ten kraj ostatniej próbie rakietowej.

Obaj przywódcy zgodzili się, że wystrzelenie przez Pjongjang pocisku średniego zasięgu, który przeleciał nad Japonią, stanowi „akt przemocy” wobec sąsiedniego kraju. Dlatego nacisk na Koreę Północną powinien zostać podniesiony „do maksymalnego poziomu” aby kraj ten nie miał innego wyboru poza powrotem do stołu rokowań.

[related id=35738]Ambasador USA w ONZ Nikki Haley oświadczyła, że „świat jest zjednoczony przeciwko Korei Północnej i nadszedł czas aby kraj ten zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na który się naraża”. Dodała ogólnikowo, że „Stany Zjednoczone nie pozwolą aby to bezprawie było kontynuowane”.

Jednak przedstawiciele Rosji i Chin wypowiadali się bardziej pojednawczo. Ambasador Chin Liu Jieyi wezwał wszystkie strony konfliktu do wykazania powściągliwości i 'unikania wzajemnie prowokacyjnych działań”.

Ambasador Rosji Wasilij Nebenzija podkreślił, że „nie może być militarnego rozwiązania problemów Półwyspu Koreańskiego”.

Obaj wezwali USA do wstrzymania rozmieszczania w Korei Południowej systemu obrony przeciwrakietowej THAAD a Nebenzija dodatkowo wezwał do zmniejszenia skali odbywających się obecnie manewrów wojsk USA i Korei Południowej. Chiny i Rosja są też przeciwne wprowadzaniu jednostronnych sankcji wobec osób i firm związanych z Koreą Północną.

Według źródeł dyplomatycznych cytowanych przez Reutera, dysponujący prawem weta stali członkowie Rady Chiny i Rosja zazwyczaj opowiadają się za dalszymi sankcjami jedynie w przypadku prób Pjongjangu z pociskami balistycznymi dalekiego zasięgu, lub prób nuklearnych.

Sankcje ONZ wobec Pjongjangu obowiązują już od 2006 r. Na początku sierpnia Rada Bezpieczeństwa uchwaliła jednomyślnie nowe sankcje, które mogą kosztować Pjongjang nawet 3 mld dolarów rocznie utraconych dochodów z eksportu.

PAP/MoRo

„Bild”: Teraz 267,5 tys., a w marcu 2018 r. 390 tys. Syryjczyków będzie uprawnionych do sprowadzenia rodzin do Niemiec

Liczba uchodźców z Syrii, którzy mają prawo do sprowadzenia swoich rodzin do Niemiec, ciągle wzrasta, a prawie 60 procent Niemców jest temu przeciwnych, wynika z sondażu zleconego przez „Bild”.

Z decyzji o azylu podjętych w latach 2015 i 2016 wynika, że potencjalna liczba Syryjczyków, którzy są uprawnieni do sprowadzenia członków rodzin, wynosi około 267,5 tys. – pisze niemiecki tabloid.

„W marcu 2018 roku ta potencjalna liczba zwiększy się o 120 tys.” – podaje „Bild”, zaznaczając, że oznacza to, iż przyszłym roku prawie 390 tys. Syryjczyków będzie miało prawo do sprowadzenia swoich rodzin.

Gazeta zauważa, że na razie napływ członków rodzin do Niemiec jest niewielki, a wynika to m.in. z długiego czasu oczekiwania na niemiecką wizę w placówkach dyplomatycznych RFN. Czas oczekiwania dochodzi do 16 miesięcy – informuje tabloid.

Redakcja zaznacza, że większość Niemców jest nastawiona sceptycznie do przyjmowania rodzin uchodźców. Z sondażu instytutu INSA przeprowadzonego na zlecenie „Bilda” wynika, że 58,3 proc. pytanych jest przeciwnych, a 41,7 proc. jest za umożliwieniem rodzinom przyjazdu do Niemiec.

PAP/MoRo

Sławomir Ozdyk o kampanii wyborczej w Niemczech: Skrajna AfD „partia opozycyjna z prawdziwego zdarzenia”

Dzień 63. z 80./ Szczecin Paradoksalnie na terenie Niemiec partnerami do rozmów są organizacje jeszcze do niedawna Polsce bardzo przeciwne, czyli niemiecka skrajna prawica AfD- powiedział Ozdyk.

[related id=35891]Ozdyk wyjaśnił, że poglądy na temat  polskiej polityki w niemieckich mediach kształtowane są przez polskich polityków totalnej opozycji często goszczących w opiniotwórczych mediach niemieckich. Z tego powodu konieczna jest zmiana polityki informacyjnej w stosunku do mediów zachodnich.

-Nie powinniśmy pokazywać, że jesteśmy podnóżkiem Europy, ale równorzędnym partnerem. Niemcy nie będą szanować parobków – powiedział Ozdyk, który uważa, że jedynie artykułowanie twardej racji stanu da jakiś wymierny efekt.

Jego zdaniem tylko konsekwentne przeprowadzanie reform spowoduje, „że będzie to w końcu inaczej odebrane przez panią kanclerz”, bo Polska jest dużym krajem europejskim, w którym Niemcy prowadzą różnorodne interesy i „nie zrezygnują z tych interesów za darmo”.

-Paradoksalnie na terenie Niemiec partnerami do rozmów są organizacje jeszcze do niedawna Polsce bardzo przeciwne, czyli niemiecka skrajna prawica AfD (Alternative fur Deutschalnd)- powiedział Ozdyk. Jego zdaniem jest to fenomen politologiczny, ale faktem jest że AfD nie postrzega już Polski w kategoriach wroga.

[related id=35899]Wyjaśnił, że skrajna prawica to jest w Niemczech również AfD, bo każdy kto jest przeciwny liberalno-demokratycznym poglądom tak jest tam postrzegany. Zauważył, że notowania tej partii w dużej mierze zależą od stopnia zagrożenia, jaki odczuwają potencjalni wyborcy kryzysem emigracyjnym i związanymi z tym pośrednio zamachami terrorystycznymi w całej Europie. Ostatnie sondaże dają temu ugrupowaniu około 10 procent, ale – jak zaznaczył nasz rozmówca – ugrupowanie to posiada duży elektorat ukryty ze względu na odium nazistowskiego, jakim to ugrupowanie jest przez media obarczane.

-W tej chwili jest 10 procent, ale sądzę że będzie więcej – przewiduje nasz ekspert, który uważa, że nie zaszkodzi to pani kanclerz i nie odbierze jej to rządów w Niemczech, ale sprawi że wreszcie „będzie tam partia opozycyjna z prawdziwego zdarzenia”.

Po wyborach, które odbędą się 24 września, jak przewiduje Ozdyk powstanie koalicja CDU, SPD, Zieloni, „a może i nawet Linke”.

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

Wywiad ze Sławomirem Ozdykiem w części 2 Poranka Wnet.

MoRo

Czytaj również: Merkel broni swojej polityki migracyjnej, krytykuje Turcję i odpiera zarzuty związane z kampanią wyborczą

 

 

Merkel broni swojej polityki migracyjnej, krytykuje Turcję i odpiera zarzuty związane z kampanią wyborczą

Kanclerz NIemiec broniła swojej polityki migracyjnej, krytykowała Turcję za przetrzymywanie w więzieniach obywateli niemieckich i odpierała zarzuty związane z przebiegiem kampanii wyborczej.

[related id=35724]Podczas konferencji prasowej w Berlinie Merkel powiedziała, że otwarcie latem 2015 roku granicy dla uchodźców było „ważną i słuszną” decyzją podyktowaną względami humanitarnymi w wyjątkowej sytuacji.

Kwestie migracji, integracji uchodźców i bezpieczeństwa są ważnym elementem kampanii przed wyborami do Bundestagu 24 września.

Szefowa rządu zaprzeczyła, jakoby jej obecna, ostrzejsza polityka wobec migrantów była zaprzeczeniem „kultury powitania” sprzed dwóch lat, gdy do Niemiec przyjechało niemal 900 tys. uchodźców, głównie z Bliskiego Wschodu.

Podejmowane obecnie działania, w tym walka z przemytnikami ludzi, pomoc finansowa dla krajów, z których pochodzą migranci, oraz pomoc dla Libii w celu poprawy warunków życia przebywających tam migrantów, są „zgodne z duchem, jaki przyświecał nam latem 2015 roku” – zapewniła niemiecka kanclerz. Obecnie musimy „uporządkować” procesy migracji i nimi „sterować” – dodała.

Merkel powiedziała, że w kwestii migracji nie wszystkie kraje Unii Europejskiej „odrobiły pracę domową”. Skrytykowała państwa odrzucające „uczciwy podział” uchodźców. „Nie może być tak, że Europa okazuje solidarność tylko wtedy, gdy jest to dla niej korzystne” – zauważyła. Jej zdaniem „nie wolno pozostawić samych sobie” Włoch i Grecji.

Merkel wypowiedziała się przeciwko „izolowaniu się” Europy. Jej zdaniem nasz kontynent będzie mógł zachować dobrobyt, jeżeli pomoże innym obszarom świata w rozwiązaniu problemu migracji.

Szefowa niemieckiego rządu wezwała Turcję do zwolnienia przetrzymywanych z przyczyn politycznych w więzieniach obywateli Niemiec, z których część ma podwójne obywatelstwo. „Nasz postulat jest jednoznaczny: więzione osoby muszą zostać zwolnione” – powiedziała. W tureckich więzieniach przebywa 10 Niemców, w tym dziennikarz gazety „Die Welt” Deniz Yucel.

Oświadczyła, że chciałaby poprawy relacji między Berlinem a Ankarą, lecz „rzeczywistość” na to nie pozwala.

Odnosząc się do sankcji wobec Rosji, Merkel powiedziała, że zostaną one zniesione, gdy ustaną przyczyny ich wprowadzenia. Przypomniała o bezprawnym zaanektowaniu Krymu przez Rosję. Jej zdaniem sytuacja na wschodzie Ukrainy jest nadal niezadowalająca.

Merkel odpierała zarzut o korzystanie w kampanii wyborczej ze śmigłowców Bundeswehry, przysługujących jej jako szefowej rządu, po cenach będących jedynie ułamkiem rzeczywistych kosztów. Jak podkreśliła, stosuje się do przepisów obowiązujących od dawna. Broniła też prawa do ingerencji przy ustalaniu warunków pojedynku telewizyjnego z kandydatem SPD Martinem Schulzem, do którego dojdzie 3 września. Merkel nie wyraziła zgody na większą liczbę telewizyjnych dyskusji.

Gospodarzem wtorkowego spotkania była Federalna Konferencja Prasy, stowarzyszenie zrzeszające dziennikarzy akredytowanych w Berlinie. Konferencję prasową prowadził przedstawiciel tej organizacji, a rzecznik rządu nie miał prawa do ingerowania w jej przebieg. Istnienie stowarzyszenia istotnie wzmacnia pozycję dziennikarzy wobec polityków w Niemczech.

PAP/MoRo

Zobacz także:Zbigniew Stefanik z Francji dla WNET/ Prezydent Macron omawia główne kierunki francuskiej polityki zagranicznej

Sellin: Grupa Wyszehradzka przedstawi swoje stanowisko ws.pracowników delegowanych

Stanowisko negocjacyjne Grupy Wyszehradzkiej w sprawie pracowników delegowanych jest ustalone i będzie przedstawione w Komisji Europejskiej – podkreślił we wtorek wiceminister kultury Jarosław Sellin.

Sellin we wtorek w TVN24 odniósł się do stanowiska prezydenta Francji Emmanuela Macrona ws. unijnej dyrektywie o pracownikach delegowanych.

Francuski przywódca, komentując w piątek w Bułgarii sprzeciw Polski wobec zaostrzenia dyrektywy dotyczącej pracownikówdelegowanych, ocenił, iż stawia się ona „na marginesie” Europy w „wielu kwestiach”. „Polska nie definiuje dzisiaj przyszłości Europy i nie będzie definiować Europy jutra” – powiedział Macron.

„Macron jest zwolennikiem protekcjonizmu. (Rząd polski), oprócz polskiego interesu, broni też zasad, które konstytuowały Unię Europejską. Te zasady poległy m.in. na tym, że jest wolny rynek i wolny przepływ kapitału, osób i technologii w UE” – powiedział wiceminister.

Również zdaniem Rafała Trzaskowskiego (PO) „rozwiązania, które zaproponowała Komisja Europejska i które forsuje Macron są złe”. Poseł zauważył, że poprzedni rząd podjął działania, zmierzające do zablokowania tego projektu w Parlamencie Europejskim. Natomiast, jak dodał, obecna władza „jest osamotniona” i nie będzie potrafiła wynegocjować korzystnego dla Polski układu.

Zdaniem Sellina, w interesie wszystkich krajów Grupy Wyszehradzkiej jest niedopuszczenie do zmian w dyrektywie o pracownikach delegowanych. „Stanowisko negocjacyjne Grupy Wyszehradzkiej jest ustalone i będzie przedstawione w Komisji Europejskiej” – zapowiedział.

Wiceminister pytany był także o wtorkowe słowa kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zapowiedziała, że planuje porozmawiać z szefem Komisji Europejskiej Jeanem-Claudem Junckerem w sprawie naruszenia praworządności w Polsce.

„Merkel nie sprecyzowała, czym się dokładnie niepokoi. Chętnie bym się tego dowiedział i na ten temat dyskutował. Ja też się niepokoję praworządnością w Niemczech, np. ograniczaniem wolności słowa. Poprawność polityczna w tym kraju nie pozwala mówić o tym, co się dzieje w związku ze wzrostem przestępstw kryminalnych i terroryzmu w związku z napływem imigrantów” – powiedział Sellin.

Zdaniem wiceministra, „Merkel tęskni do sytuacji przeszłej, kiedy był w Polsce rząd, który każdej sprawie ustępował interesowi niemieckiemu”. „Dzisiaj jasno artykułujemy nasze interesy” – podkreślił.

Z taką opinią nie zgodził się Trzaskowski. Poseł PO uznał, że „Niemcy tęsknią za partnerem, który był przewidywalny, twardo stawiał interesy i negocjował największe pieniądze z unijnego budżetu dla Polski”.

Zdaniem Sellina obawy o praworządność w Polsce w kontekście prowadzonych zmian w sądownictwie są bezzasadne, gdyż „9 lat temu 800 polskich sędziów zwróciło się do Komisji Europejskiej, żeby pomogła dookreślić status zawodu sędziowskiego w Polsce”.

Jak podkreślił wiceminister, w odpowiedzi KE uznała, „że nie może podjąć działań w sprawach krajowych i nie ma uprawnień do ingerencji w indywidualne sprawy dotyczące problemu związanego z ogólnym zarządzaniem wymiarem sprawiedliwości, lub niewydolności systemu sądowego”.

„Moim zdaniem brakiem praworządności w Polsce byłoby utrzymanie sytuacji, kiedy prezesi sądów rozdają sprawy sędziom w zależności od swoich sympatii bądź antypatii – my wprowadziliśmy losowanie” – dodał wiceszef resortu kultury.

PAP/MoRo

Korea Północna wystrzeliła pocisk balistyczny. Japonia z USA i Koreą Płd. zapowiadają „podjęcie nieodzownych kroków”

KRLD dokonała wystrzelenia niezidentyfikowanego pocisku w kierunku terytorium Japonii – poinformowało Tokio. Zapowiedziano „podjęcie nieodzownych kroków”, włącznie z militarnymi, we współpracy z USA.

[related id=34498]Korea Płn. wystrzeliła we wtorek o godz. 5:58 czasu miejscowego (godz. 22:58 w poniedziałek w Polsce) pocisk rakietowy, który o godz. 6:06 przeleciał nad drugą co do wielkości japońską wyspą Hokkaido, po czym rozpadł się na części i wpadł do Oceanu Spokojnego.

Premier Japonii Shinzo Abe poinformował we wtorek, że podczas rozmowy telefonicznej z prezydentem USA Donaldem Trumpem obie strony zdecydowały zwiększyć presję wywieraną na Koreę Płn. „Stany Zjednoczone są na 100 proc. z Japonią” – zapewnił Trump.

Abe i Trump podkreślili w trakcie rozmowy, że dla rozwiązania problemów wynikających z prób jądrowych i balistycznych KRLD „nieodzowna jest współpraca z Chinami i z Rosją”. Uznali też, że „czas rokowań dobiegł już właściwie końca”.

Przez telefon rozmawiali też szef amerykańskiej dyplomacji Rex Tillerson i minister spraw zagranicznych Korei Południowej pani Kang Kiung Wha.

Jak donosi agencja Yonhap, wysoko postawieni wojskowi południowokoreańscy i amerykańscy, którzy wchodzą w skład Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, nie wykluczają zastosowania środków militarnych, które powstrzymałyby Pjongjang przed podejmowaniem zakazanych przez Radę Bezpieczeństwa prób balistycznych.

„Odpowiedź powinna nastąpić możliwie szybko i być na tyle stanowcza, by zademonstrować determinację sojuszu, włączając w to działania militarne” – powiedział agencji jeden z południowokoreańskich dowódców.

Yonhap twierdzi, że południowokoreański bombowiec przeprowadził serię intensywnych lotów ćwiczebnych w ramach trwających właśnie manewrów południowokoreańsko-amerykańskich.

Jak poinformował rzecznik rządu Japonii Yoshihide Suga, pocisk wpadł do wód Oceanu Spokojnego w odległości 1180 km od przylądka Erimo położonego w południowo-wschodniej części wyspy Hokkaido. Suga zaznaczył, że żadna z części wystrzelonego pocisku nie spadła na terytorium Japonii.

„Wystrzeliwując pocisk w kierunku Japonii, KRLD stworzyła niezwykle poważne, niemające precedensu zagrożenie dla bezpieczeństwa Japonii” – ocenił premier Abe.

Japonia nie podjęła próby „przechwycenia koreańskiej rakiety” – poinformowała agencja Kyodo. Jak wyjaśnił we wtorek przed południem minister obrony Japonii Itsunori Onodera, taką decyzję podjęto, ponieważ stało się jasne, że pocisk nie jest wymierzony w cele na terytorium japońskim.

Pocisk osiągnął maksymalną wysokości 550 kilometrów. Nad Japonią znajdował się nie dłużej niż dwie minuty.

W ocenie japońskiego ministerstwa obrony Pjongjang wystrzelił we wtorek pocisk podobny do tego, który został wyniesiony 14 maja. Eksperci twierdzili, że KRLD wystrzeliła wówczas rakietę typu Hwasong-12, zbliżoną parametrami do międzykontynentalnych pocisków balistycznych typu „ziemia-ziemia”, zdolnych do przenoszenia ładunków jądrowych.

Pentagon potwierdził fakt wystrzelenia rakiety. Rzecznik Pentagonu pułkownik Robert Manning powiedział dziennikarzom, że armia znajduje się „na etapie gromadzenia i wstępnej analizy danych”.

Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej NORAD, obejmującej dwa kraje: USA i Kanadę, zaznaczyło w wydanym przez siebie komunikacie, że wystrzelenie pocisku rakietowego przez Koreę Płn. „nie niosło w sobie żadnego zagrożenia dla krajów Ameryki Północnej”.

[related id=34690]Kolejna próba balistyczna KRLD – poprzednia miała miejsce 26 lipca – wywołała zaniepokojenie w Japonii i w Korei Południowej. Oba kraje – podobnie jak USA – zwróciły się do Rady Bezpieczeństwa ONZ o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia we wtorek wieczorem.

„Zrobimy wszystko, co tylko w naszej mocy, by chronić życie obywateli” – oświadczył premier Japonii Shinzo Abe przed nadzwyczajnym posiedzeniem gabinetu, które zostało zwołane po otrzymaniu informacji o wystrzeleniu przez KRLD pocisku w stronę Japonii.

Podobnie jak w Tokio, również w stolicy Korei Płd. Seulu odbyło się nadzwyczajne posiedzenie gabinetu ministrów zwołane w związku z zaistniałą sytuacją.

Informacja o wystrzeleniu rakiety została podana przez władze Japonii. Ostrzeżenie o jego skutkach zostało wysłane z wykorzystaniem systemu wczesnego ostrzegania „J-Alert”

Wywiad wojskowy Korei Płd. twierdzi, że pocisk został wystrzelony z poligonu w pobliżu stolicy kraju Pjongjangu w kierunku wschodnim, tj. w stronę Morza Japońskiego.

PAP/MoRo

Szef PE Antonio Tajani: Potrzeba 6 mld euro na zamknięcie szlaku migracyjnego z Libii

Na zamknięcie szlaku migracyjnego z Libii do Włoch należy wyłożyć 6 mld euro, a więc tyle samo, ile przekazano Turcji w ramach realizacji umowy, na mocy której zablokowano bałkański trakt migracyjny.

W opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla dziennika „La Repubblica” Tajani wyjaśnił, że taki pilny europejski plan pomocy ma sprzyjać zawarciu porozumienia między dwoma rywalizującymi ze sobą ośrodkami władzy w Libii, a także zamknięciu szlaku w centralnej części Morza Śródziemnego. Część z kwoty 6 mld euro, jak zaznaczył szef PE, powinna też trafić do Nigru i Czadu, by zamknięty został korytarz migracyjny przez Libię.

Zdaniem Tajaniego należy ponadto sfinansować ośrodki ONZ dla migrantów.

Szef PE dodał, że potrzeba długofalowych inwestycji w wysokości 50-60 mld euro dla całej Afryki, by zwalczyć „najgłębsze przyczyny migracji”. Nie chodzi o „czysty wyzysk, jak robią to Chińczycy”, ale o rozwój gospodarczy kontynentu – zastrzegł Tajani. „Na nic nie zda się dawanie drobnych sum, paru dziesiątek milionów. Aby powstrzymać migrację, musimy opracować wielki plan UE dla Afryki” – podkreślił.

Odnosząc się do poniedziałkowego spotkania przywódców Francji, Włoch, Niemiec i Hiszpanii w Paryżu, poświęconego strategii działania wobec migracji, Tajani wyraził nadzieję, że przyniesie ono postęp.

„Potrzebna jest strategia europejska, ale za słuszne uważam to, że rządy krajów odgrywających fundamentalną rolę w Europie, obejmują przywództwo w Unii i próbują nakłonić innych do działania” – powiedział przewodniczący PE.

PAP/MoRo

Piotr Hlebowicz/ Odpowiedź na apel obrońców byłych funkcjonariuszy służb komunistycznych PRL i ich rodzin

Panów pupile, mimo obcięcia im rent i emerytur, i tak będą dostawać wyższe świadczenia niż większość byłych działaczy podziemia antykomunistycznego. Muszą po prostu nauczyć się żyć trochę skromniej.

Piotr Hlebowicz

Do Panów: Pawła Białka, Krzysztofa Bondaryka, Wojciecha Brochwicza, Marka Chmaja, Zbigniewa Ćwiąkalskiego, Adama Rapackiego, Andrzeja Rozenka, Waldemara Skrzypczaka, Piotra Stasińskiego, Jana Widackiego, Pawła Wojtunika i innych sygnatariuszy apelu.

Z obrzydzeniem i niesmakiem przeczytałem Panów apel do władz III RP o odstąpienie od ustawy dezubekizacyjnej, która ma za zadanie zredukowanie wysokich świadczeń emerytalnych byłym ubekom, esbekom i ich rodzinom.

Według Panów ci starzy ludzie, żyjący dotąd w luksusie i nie martwiący się do tej pory o byt powszedni, zostaną w „straszliwy” sposób poszkodowani przez władze III RP. Przekonujecie Panowie, że nowe świadczenia w wysokości 2100 złotych będą dla tych funkcjonariuszy stanowić granicę ubóstwa, a dzięki tej ustawie rząd skaże ich na… śmierć głodową.

Chciałbym Panom przypomnieć los dziesiątków tysięcy byłych opozycjonistów z okresu PRL, będących ofiarami łajdaków bronionych dzisiaj przez Was – większość z tych ludzi przez ostatnie 27 lat musiała żyć w wolnej Polsce za 800–1200 złotych miesięcznie. Nierzadko schorowani działacze niepodległościowi mieli wielki dylemat życiowy i ciężki wybór: czy za swoją emeryturę (rentę) opłacić usługi komunalne, czy kupić wystarczającą ilość produktów żywnościowych, by nie głodować, czy też w aptece wydać pieniądze na drogie lekarstwa, by poprawić swoje nadwątlone zdrowie.

Opozycjoniści tłamszeni w okresie PRL przez funkcjonariuszy SB w ciągu ostatnich 27 lat nie mieli żadnych dodatków i ulg. Znam co najmniej dwie osoby, które popełniły samobójstwo, gdyż nie widziały możliwości dalszego życia w takich warunkach.

Czy interesowaliście się takimi przypadkami wśród działaczy byłej opozycji? Czy zastanowiliście się nad losem rodzin, których dzieci, mężowie, ojcowie, matki zostali zamordowani w latach 1956, 1970, 1981–1989? Jak żyją, co robią, czy ich ból został w jakikolwiek sposób zrekompensowany? Bierzecie w obronę niegodziwców, którzy tym rodzinom oraz działaczom opozycji przysporzyli wiele bólu i cierpienia!

Wypełniając rozkazy reżimu komunistycznego, funkcjonariusze bezpieczeństwa niosą zbiorową odpowiedzialność za popełniane zbrodnie, współudział w morderstwach politycznych, aresztach, torturach, rewizjach, inwigilacji. Tysiącom obywateli zamykali drogę do kariery, edukacji i godnego życia. Wchodzili z butami w życie prywatne, grozili śmiercią i kalectwem. Stosowali niedozwolone (nawet według prawa PRL) środki przymusu przy wykonywaniu swoich „obowiązków”.

I teraz ci rzekomo biedni, poszkodowani funkcjonariusze z czasów komunizmu to – według Panów – …osoby bezradne, często chore. Nie są w stanie podjąć pracy, a wejście w życie ustawy dla wielu z nich oznacza wręcz skazanie na śmierć (cytat z apelu).

To są przestępcy i według nowej ustawy powinni być osądzeni, podobnie jak w ostatnich czasach staruszkowie z SS, zbrodniarze wojenni. Jakoś miłosierna i humanitarna opinia światowa oraz obrońcy praw człowieka nie czynią wrzawy, gdy przed sądami stają 90-letni starcy – funkcjonariusze III Rzeszy, często o kulach lub na wózkach inwalidzkich. Przed trybunałami odpowiadają za swoje czyny i są skazywani na realne kary więzienia! Dlaczego nikt ich nie żałuje? To także starzy, schorowani ludzie…

Panów pupile, pomimo obcięcia im rent i emerytur, i tak będą otrzymywać pokaźniejsze świadczenia niż większość byłych działaczy podziemia antykomunistycznego. Muszą po prostu nauczyć się żyć trochę skromniej, zrezygnować z niektórych luksusów i dobrobytu. Za dwa tysiące złotych można przeżyć, udowodnili to moi koledzy z Solidarności Walczącej, PPN, KPN, NZS, BAZY, PPSZ, OKOR, LDPN i innych struktur podziemia niepodległościowego okresu PRL. Oni musieli w III RP, przez siebie wywalczonej, funkcjonować częstokroć za połowę tej sumy.

Panów cynizm nie wytrzymuje krytyki. Moralność i przyzwoitość – także. Stajecie murem za ludźmi, którzy nigdy nie odpowiedzieli za swoje nieprawości. Nikt ich na siłę nie ciągnął do organów bezpieczeństwa, wiedzieli dobrze, czego się podejmują. To był ich świadomy wybór. A naiwne argumenty w stylu, że tylko wykonywali rozkazy – są powieleniem prób usprawiedliwiania się hitlerowskich zbrodniarzy wojennych sądzonych w Norymberdze i w innych procesach po II wojnie światowej, którzy powtarzali: NIE POCZUWAMY SIĘ DO WINY, WYKONYWALIŚMY TYLKO ROZKAZY.

Piotr Hlebowicz, działacz opozycji antykomunistycznej w latach 1981–1990. Od 1986 szef struktur podziemnych: Solidarność Walcząca Oddział Krakowski, Porozumienie Prasowe „Solidarność Zwycięży”, współprzewodniczący Autonomicznego Wydziału Wschodniego „Solidarności Walczącej”, działacz Ogólnopolskiego Komitetu Oporu Rolników, drukarz podziemny, redaktor gazet podziemnych (tzw. bibuły). Status byłego działacza opozycji antykomunistycznej, legitymacja 321. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

phlebowicz@yahoo.com

https://wiadomosci.wp.pl/apel-w-sprawie-ofiar-ustawy-dezubekizacyjnej-szokujace-milczenie-wladzy-6158253789234817a

 

 

Odbiorca reklam jest jak kochanka, która wie, że jest okłamywana, ale mówi uwodzicielowi: jak ty pięknie kłamiesz…

„Urabiacze opinii publicznej” przekonują nas, że Unia Europejska jest solidarna, sprawiedliwa, pełna dobrobytu i dbałości o każdego obywatela, a jednak każą się nam pochylać nad ludźmi wykluczonymi.

Tomasz Wybranowski

Kilka lat temu w mediach publicznych i komercyjnych, w publikatorach centralnych i regionalnych regularnie pojawiały się dwie typowe reklamy społeczno-gospodarcze związane z funduszami europejskimi. Zapamiętałem szczególnie jedną z nich, która nosiła tytuł „Z funduszy UE korzystają też rodziny”.

Spot reklamowy Mazowieckiej Jednostki Wdrażania Programów Unijnych emitowany emitowano w listopadzie 2010 roku na antenie TVP Warszawa. Ośmioletni bohater opowiadał o korzyściach, jakie odniosła jego rodzina z programu dofinansowania ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego:

Cześć! Jestem Krzyś, poznajcie moją rodzinę. Moja siostra Ania ma super koleżanki. Poznała je na zajęciach integracyjnych. A to mama i tata, dzięki pomocy z Unii będą prowadzić lekcje jazdy konnej i hipoterapii. Dziadek uczy się bezpłatnie obsługi komputera, chyba chce się popisać przed babcią. Cała moja rodzina skorzystała z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. A Twoja? – kończy Krzyś. Potem słyszymy głos spoza kadru: Kampania współfinansowana przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Rezolutny malec mówi z przekonaniem o zyskach płynących z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki 2007–2013. Kampania miała na celu zachęcenie mieszkańców województwa mazowieckiego do korzystania ze środków europejskich oraz budowanie pozytywnego wizerunku Unii Europejskiej. Nosiła nazwę „Człowiek – najlepsza inwestycja”.

Emisja pierwszej reklamy zbiegła się w czasie z emitowanie innej, tym razem społecznej, choć gatunkowo ocierającej się o typ reklamy gospodarczej: „20% mniej, 20% wolniej”.[related id=23115]

Zdaniem unijnych agend, co piąty Polak zmaga się z ubóstwem. Wspólnota Robocza Związków Organizacji Społecznych i zarządzany przez nią Polski Komitet Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu we współpracy z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej przygotowały kampanię „Stop ubóstwu”. Pomysł produkcji i emisji reklamy społecznej na ten smutny temat powstał w związku z obchodami Europejskiego Roku Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym 2010. Oto jej treść:

Wyobraź sobie, że Twój telewizor zmniejsza się o 20%, Twój samochód jedzie o 20% wolniej, Twoje mieszkanie zmniejsza się o 20%. Tak! 20% to sporo. Niemal 20% Polaków na co dzień zmaga się z ubóstwem: rodziny wielodzietne, dzieci, osoby starsze, niepełnosprawni, bezdomni. Ubóstwo – dostrzegaj – reaguj. 2010 Europejskim Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym.

Oglądając tę reklamę ocieramy się o meta-mit Unii Europejskiej. Oglądając jedną po drugiej opisywane reklamy społeczne, odczuwamy pewien dyskomfort. Rzekłbym nawet – zawstydzenie i niedowierzanie. Dostrzegamy pewną antynomię tematyczną, ewidentne zaprzeczenie, wreszcie rys, skazę na doskonałym gmachu Zjednoczonej Europy.

(…) W reklamie „Z Funduszy Europejskich korzysta…” stykamy się z przekazem uniwersalnym. Ta sama reklama mogła zostać wyemitowana także w Czechach, na Węgrzech czy Malcie. Czytelne przesłanie, o którym wie nawet dziecko (Krzyś), głosi, że Unia Europejska dba o zrównoważony rozwój swoich obywateli. Mit „Unia dba i wspiera” dotyczy absolutnie wszystkich obywateli, bez względu na wiek, wykształcenie i pozycję społeczną. (…)

Reklama stara się utrwalić w świadomości statystycznego Europejczyka pogląd, że każdy z obywateli Unii może stać się beneficjentem rzeczonego programu. Cytując Andrzeja Pankallę i Zygfryda Klausa, ocieramy się o esencję iluzji, która nas uspokaja i pozwala „śnić sny na jawie” (to z kolei słowa Jana Kasprowicza). W kategoriach społecznych i mitotwórczych opisywana reklama wkomponowuje się znakomicie w terapeutyczne funkcje mitu: nadaje cel i znaczenie działaniom ludzkim oraz zbiorowości, spełnia potrzebę całościowego i sensownego obrazu świata, dostarcza systemu wartości. (…)

Z jednej strony „urabiacze opinii publicznej”, cytując Piotra Żuka, przekonują nas, że Unia Europejska jest solidarna, sprawiedliwa, pełna dobrobytu i dbałości o każdego obywatela, a z drugiej strony każą się nam pochylać nad ludźmi wykluczonymi.

Ten oto zgrzytliwy i wstydliwy dysonans zwraca nam uwagę, że pomimo tego, iż Unia Europejska jest jednym z najbogatszych rejonów na świecie, to aż 17% Europejczyków ma ograniczone dochody. Środki do życia tych osób są tak dramatycznie niewielkie, że nie mogą oni zaspokoić podstawowych potrzeb życiowych i zmuszeni są oddać się na łaskę (bądź nie) ośrodków opieki społecznej i placówek wolontariatu.

Nad Wisłą ten wskaźnik przekracza nieznacznie 20%. Zawołanie kampanii „Dostrzegaj, reaguj” zwraca uwagę na problem ubóstwa, ale niestety nie daje już konkretnej recepty, co należy zrobić i jak reagować, by ten stan zmienić. Komisja Europejska na poziomie możliwości zwykłych obywateli Unii doradza, by chociaż wysłuchać opowieści o problemach i zgryzotach tych, którzy czują się wykluczeni społecznie.

Mit unijnego dobrobytu w zetknięciu w rzeczywistością także się kruszy. Wbrew powszechnej agitacji europejskiej, największe unijne potęgi (Niemcy i Francja) są „ubogimi krewnymi” (w przeliczeniu PKB na głowę statystycznego mieszkańca) większości stanów USA, które są w epicentrum „finansowego i gospodarczego trzęsienia ziemi” czy dotkniętej kilka lat temu katastrofą tsunami Japonii. W Unii Europejskiej wzrasta bezrobocie i liczba ludzi bezdomnych i trwale wykluczonych. Najlepszym dowodem na to jest powstanie opisywanej reklamy społecznej „20% mniej, 20% wolniej”.

Przy tej okazji jeszcze jedna uwaga. Warto zaakcentować, w jaki sposób statystyczny Europejczyk – w oparciu o tę konkretną reklamę społeczną – ma zauważyć ubóstwo sąsiada i poczuć do niego empatię. (…) Zło i niedolę, wykluczenie i ubóstwo bliźniego Europejczyk może dostrzec za pomocą wyobrażenia mniejszej przekątnej swojego telewizora, wolniejszego auta i mniejszego apartamentu…

Przez pryzmat dobrobytu i galopującej konsumpcji współczesny Europejczyk może dostrzec fatalne położenie swojego sąsiada, który staje się coraz bardziej anonimowy. (…)

Cały artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Jak być szczęśliwym” znajduje się na s. 6 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Jak być szczęśliwym” na s. 6 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl