MSZ Węgier: decyzja unijnego Trybunału oburzająca i nieodpowiedzialna

Za oburzającą i nieodpowiedzialną uznał szef dyplomacji węgierskiej Peter Szijjarto orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE, który odrzucił tego dnia słowacką i węgierską skargę w sprawie relokacji.

„Zgodnie ze stanowiskiem węgierskiego rządu dzisiejsza decyzja Trybunału jest oburzająca, a przy tym nieodpowiedzialna. Uważamy, że zagraża ona bezpieczeństwu i przyszłości całej Europy. Jest pod każdym względem sprzeczna z interesami narodów, w tym narodu węgierskiego” – oświadczył Szijjarto na konferencji prasowej w Budapeszcie.

Minister spraw zagranicznych ocenił, że orzeczenie Trybunału jest wynikiem decyzji politycznej.

„Polityka pogwałciła europejskie prawo i europejskie wartości. Decyzja ta praktycznie otwarcie legitymizuje kompetencje i władzę KE nad europejskimi narodami i państwami członkowskimi UE” – podkreślił Szijjarto, zwracając uwagę, że w świetle europejskich porozumień KE nie ma żadnej zwierzchności i władzy nad państwami członkowskimi.

Minister zapowiedział, że jeśli Komisja Europejska będzie nadal chciała narzucić system kwot relokacyjnych i wymusić osiedlenie na Węgrzech nielegalnych imigrantów, jego kraj będzie przeciwko temu walczyć.

„Prawdziwa batalia zaczyna się dopiero teraz, po dzisiejszej decyzji Trybunału Europejskiego. Nadal będziemy wykorzystywać wszelkie możliwości prawne, aby nie można było ponad głowami Węgier i Węgrów decydować, kto może wjechać na Węgry” – oznajmił.

Jak podkreślił, orzeczenie Trybunału nie dotyczyło tego, czy Węgry muszą przyjąć imigrantów, tylko tego, czy procedura Rady UE dotycząca obowiązkowych kwot relokacyjnych odpowiadała przepisom europejskim. „Nie mamy więc obecnie żadnego obowiązku realizacji” – oświadczył.

PAP/MoRo

Ambasador USA przy RB ONZ: Iran nie przestrzega postanowień umowy nuklearnej

Iran nie przestrzega postanowień porozumienia nuklearnego – oznajmiła ambasador USA przy ONZ Nikki Haley. Jej zdaniem umowa jest tak skonstruowana, że wycofanie się z niej jest „mało atrakcyjne”.

W wypowiedzi dla think tanku American Enterprise Institute amerykańska ambasador Nikki Haley stwierdziła również, że umowa nuklearna została „zaprojektowana jako zbyt wielka, by upaść”, a irańscy przywódcy „biorą świat jako zakładników swojego złego zachowania”. Haley dodała, że porozumienie jest „bardzo wadliwe i ograniczone”, a Iran wielokrotnie je naruszał.

Jak jednak zaznaczyła, jeżeli prezydent USA Donald Trump powie w październiku Kongresowi, że Iran nie przestrzega postanowień porozumienia nuklearnego, nie będzie to oznaczać, że Waszyngton zamierza wycofać się z umowy.

Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) opublikowała w czwartek raport kwartalny, w którym oceniła, że Iran stosuje się do warunków zawartych w umowie nuklearnej. W październiku Trump wystąpi przed Kongresem, by ogłosić, czy Iran respektuje warunki porozumienia; Haley powiedziała we wtorek, że nie wie, jaką decyzję podejmie prezydent USA.

W odpowiedzi na wystrzelenie przez Teheran rakiety zdolnej do przenoszenia satelitów Waszyngton nałożył 28 lipca sankcje finansowe na sześć irańskich przedsiębiorstw uczestniczących w irańskim programie rakiet balistycznych. Próbę rakietową, którą Iran opisał jako sukces, ale amerykańska stacja Fox News, powołując się na źródła wywiadowcze, określiła jako fiasko, USA uznały za naruszenie postawień rezolucji ONZ oraz pogwałcenie porozumienia atomowego.

Na początku sierpnia prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę wprowadzającą nowe sankcje wobec Iranu, Rosji i Korei Północnej, którą wcześniej przyjął Kongres USA.

Prezydent Iranu Hasan Rowhani zagroził 15 sierpnia, że jeśli Stany Zjednoczone nałożą kolejne sankcje na jego kraj, to „nawet w ciągu kilku godzin” będzie on mógł zerwać umowę nuklearną.

Zawarte w 2015 roku międzynarodowe porozumienie nuklearne ma na celu ograniczenie programu nuklearnego Teheranu i przewiduje, że zrezygnuje on z dążenia do uzyskania broni atomowej w zamian za stopniowe znoszenie nałożonych na niego sankcji międzynarodowych. W ramach paktu zawartego z mocarstwami program jądrowy Iranu został poddany ścisłej kontroli MAEA.

PAP/MoRo

Odbiorcy czy czciciele? Ta druga nazwa jest bliższa prawdy w stosunku do całych grup społecznych korzystających z mediów

Czy mamy jeszcze w kraju dziennikarzy? Radykalizujące się przekazy przedstawicieli prasy, radia, telewizji i portali internetowych pokazują, że dziennikarstwo informacyjne w Polsce zanika,

Michał Bąkowski

Moim zdaniem osoba pracująca w środkach masowego przekazu powinna swoją pracę traktować jako szczególną służbę dla dobra wspólnego, dla społeczeństwa. Informacje przez nią przekazywane powinny być tak wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości, jak to tylko jest możliwe, aby odbiorca miał prawdziwą wiedzę o otaczającym go świecie. Należy umożliwić mu dokonywanie wyborów w sposób świadomy.

Jest to wizja wyidealizowana, ale uważam, że im bliżej rzeczywistość będzie do niej przystawać, tym większe będą korzyści dla odbiorców i nadawców. Tymczasem np. tydzień przed wizytą prezydenta Trumpa wiedziałem, która telewizja zafunduje nam propagandowy serial wmawiający nam, jak wielkim i silnym krajem jesteśmy, a która za wszelką cenę będzie umniejszać znaczenie tej wizyty. Podobnie sprawa wygląda przy wprowadzaniu ważnych ustaw, wizytach dyplomatycznych, uroczystościach. (…)

W społeczeństwie funkcjonuje również stwierdzenie, że media są czwartą władzą. Po pierwsze władza to wywieranie wpływu, aby osiągnąć konkretny cel, a więc media nie powinny uczestniczyć w tym procesie. Po drugie, nie mogę zgodzić się z tym określeniem, ponieważ wiele środków masowego przekazu pozostaje dzisiaj na usługach polityków i innych wpływowych grup. Więc właściwsze byłoby nazywanie ich ewentualnie przydatnym narzędziem w rękach władzy. Zakładając oczywiście, że najważniejszą władzą w Polsce są trzy elementy wymienione w trójpodziale władzy. Co do tego też można mieć wątpliwości.

Cały felieton Michała Bąkowskiego pt. „Media czwartą władzą w Polsce?” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Michała Bąkowskiego pt. „Media czwartą władzą w Polsce?” na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Wielka Brytania po Brexicie: Ograniczenia napływu imigrantów i czasowe pozwolenia na pobyt

Ograniczenia napływu imigrantów z UE, zwłaszcza niewykwalifikowanych, ograniczenia dostępu do rynku pracy oraz prawa do sprowadzania rodzin migrantów – to plany Brytyjczyków wobec UE po Brexicie.

Dokument pt. „System granic, imigracji oraz obywatelstwa po wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej” dotarł brytyjski „Guardian”. Dokument ten liczy ponad 80 stron i „po raz pierwszy określa, jak Wielka Brytania zamierza podejść do politycznie wybuchowej kwestii imigracji” po brexicie – pisze „Guardian”; dziennik przewiduje, że plany resortu spraw wewnętrznych wywołają protesty w Unii.

Europejczycy mogą uznać, że Wielka Brytania ma zamiar traktować na przyszłość obywateli UE „jako obywateli drugiej kategorii”, a to może spowodować retorsje ze strony Wspólnoty – prognozuje „Guardian” .

Z planów resortu wynika, że rząd ma zamiar przyznawać prawo do pobytu i pracy w Wielkiej Brytanii na czas dłuższy (trzy do pięciu lat) tylko osobom o wysokich kwalifikacjach; pozostali obywatele UE mieliby dostawać pozwolenia pobyt na Wyspach na maksimum dwa lata.

Plany takie najprawdopodobniej spodobają się bardzo „twardym brexitowcom” i „konserwatywnej frakcji torysów”, choć mogą być krytykowane przez środowiska biznesowe, które nie protestują przeciw napływowi pracowników z UE – komentuje dziennik.

Dokument ministerstwa spraw wewnętrznych zwiera także takie propozycje jak gwarantowanie „preferencji na rynku pracy dla lokalnych pracowników”; rząd może też – wyjaśnia „Guardian” – ograniczać cudzoziemcom możliwość znalezienia pracy czy osiedlania się w Wielkiej Brytanii na czas dłuższy.

Ponadto osobom poszukującym pracy nie będzie przyznawany status rezydenta. Resort planuje też wprowadzenie „kontroli prawa do pracy”, co oznacza, że na osoby czy firmy zatrudniające osoby pracujące nielegalnie będą nakładane sankcje.

Propozycje resortu „to potencjalne punkty zapalne w negocjacjach w sprawie brexitu” – konkluduje „Guardian”.

PAP/MoRo

 

Putin: Obecność sił pokojowych ONZ w Donbasie uzasadniona. Ukraina: Rosja nie może uczestniczyć w misji

Rosja jako agresor nie może uczestniczyć w misji pokojowej ONZ w Donbasie, a wspierani przez nią separatyści nie mogą być partnerem w rozmowach – oświadczył MSZ Ukrainy po deklaracji Putina.

Separatyści nie mogą być dla Ukrainy partnerem w rozmowach na temat warunków rozmieszczenia takiej misji – oświadczyło we wtorek MSZ w Kijowie.

Jest to odpowiedź na oświadczenie rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, który powiedział, że ewentualna obecność sił pokojowych w Donbasie byłaby w pełni zasadna i korzystna dla rozwiązania konfliktu na wschodzie Ukrainy. Putin polecił, by Rosja wniosła projekt rezolucji do Rady Bezpieczeństwa ONZ w tej sprawie.

Ukraiński resort spraw zagranicznych przypomniał, że Rosja „jako agresor stale sabotowała dotąd propozycje Ukrainy” dotyczące rozmieszczenia misji pokojowej w Donbasie i blokowała ich rozpatrzenie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.

Kijów powtórzył jednak, że opowiada się za obecnością sił pokojowych w tym regionie, ale po konsultacjach, które zaowocują m.in. ustaleniami o wycofaniu z Ukrainy „okupacyjnych wojsk, ich najemników oraz uzbrojenia”. Ukraina chce także odzyskać kontrolę nad swoją granicą z Rosją na wschodzie kraju.

„W razie decyzji o operacji pokojowej (w Donbasie) nie może być nawet mowy o obecności na terytorium Ukrainy wojskowego, czy innego personelu państwa agresora (…). Nie może być też mowy o uzyskaniu zgody na operację pokojową od nielegalnych ugrupowań zbrojnych, które działają na terytorium oddzielnych rejonów obwodów donieckiego i ługańskiego przy finansowym i materialno-technicznym wsparciu ze strony Federacji Rosyjskiej” – oświadczyło MSZ Ukrainy.

Wcześniej we wtorek, podczas pobytu w Chinach, Putin mówił, że Rosja skłonna jest zgodzić się na obecność w Donbasie misji, która zapewniłaby bezpieczeństwo działającej tam Specjalnej Misji Monitoringowej Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE).

„Obecność sił pokojowych, a nawet można powiedzieć, że nie sił pokojowych, a osób, które zapewniają bezpieczeństwo misji OBWE, uważam za całkowicie zasadną i nie widzę w tym nic złego. Na odwrót, uważam, że sprzyjałoby to rozwiązaniu problemu na południowo-wschodniej Ukrainie” – oświadczył prezydent Rosji.

„Po drugie, te siły powinny znajdować się na linii rozgraniczenia, nigdzie więcej. Po trzecie, rozwiązanie tej kwestii powinno nastąpić nie inaczej, niż po rozdzieleniu stron i wycofaniu ciężkiego uzbrojenia i nie może być to rozwiązane bez bezpośredniego kontaktu z przedstawicielami republik DRL i ŁRL” – powiedział Putin mając na myśli separatystyczne republiki – doniecką i ługańską.

PAP/MoRo

Zapad 2017, czyli Rosja ćwiczy scenariusz ataku na kraje NATO. Wysoka gotowość bojowa armii rosyjskiej

Czy manewry Zapad 2017 mogą stanowić zagrożenie dla Polski i państw bałtyckich? Wojskowi i eksperci do spraw bezpieczeństwa komentują rosyjsko-białoruskie ćwiczenia militarne.

[related id=37031]Rosyjsko-białoruskie manewry Zapad 2017 mają się odbyć w dniach 14-20 września. Według oficjalnych danych w ćwiczeniach ma uczestniczyć 12,7 tys. wojskowych, w tym 3 tys. z Rosji; zaangażowanych zostanie 700 jednostek sprzętu wojskowego. Zdaniem ekspertów uczestników manewrów może być jednak znacznie więcej – nawet 100 tys. żołnierzy.

„Prowokacja? Putin nie podjął jeszcze decyzji”

„Manewry Zapad 20117 będą zapewne próbą straszenia Zachodu i mobilizacji społecznej wewnątrz Rosji” – komentuje natomiast publicysta prezes Ośrodka Analiz Strategicznych Witold Jurasz. Dodał, że Polska musi zachować spokój i konsekwentnie budować relacje regionalne. Ekspert uważa, że zarówno w oficjalnych komunikatach, jak i w mediach brak jest pewnych informacji o manewrach Zapad 2017.

„Nie wiadomo ani tego, ilu ludzi i żołnierzy weźmie udział w manewrach, ani tego, czy Rosja zdecyduje się przy okazji manewrów na prowokacje w stosunku do państw NATO, czy też ograniczy się tylko do manewrów. Nie sposób tego przewidzieć i nie wiedzą tego również agencje wywiadowcze, ponieważ decyzji o tym, co będzie miało miejsce, nie podjął zapewne jeszcze Władimir Putin” – wyliczył Jurasz.

Jego zdaniem „cechą polityki zagranicznej Rosji jest to, że Moskwa zawsze równocześnie realizuje kilka równoległych scenariuszy i żonglując nimi, łatwo uzyskuje przewagę polityczną nad Zachodem, który reaguje znacznie wolniej, bo każda decyzja wymaga ustaleń w państwach członkowskich oraz – na dalszym etapie – pomiędzy państwami członkowskimi”. „Już samo to – bez analizy manewrów, oznacza, że Zachód musi uprościć procedury reagowania na działania Rosji, np. przekazując prawo do podejmowania decyzji dowódcom wojskowym” – mówił publicysta.

Według Jurasza jest wątpliwe, by Rosja zdecydowała się zaatakować którekolwiek z państw bałtyckich czy Polskę, jednak „trzeba przyjąć, że o ile politycznie jest to skrajnie mało prawdopodobne, o tyle z militarnego punktu widzenia jest to możliwe”.

„NATO jest oczywiście wielokrotnie silniejsze od Rosji, ale problemem jest wysoka gotowość bojowa armii rosyjskiej, która od kilku lat regularnie bierze udział w niezapowiadanych uprzednio manewrach. Sporo zainwestowano też w jednostki powietrzno-desantowe, co czyni Rosję zdolną do przerzutu sił na sporą odległość, a to oznacza, że Moskwa może dokonać ataku w sposób zaskakujący, niekoniecznie mobilizując siły na granicy potencjalnego przeciwnika” – wskazał Jurasz.

Jak zaznacza publicysta, Rosja „ćwiczy taktykę jądrowej eskalacji w celu deeskalacji, chociaż formalnie nie używa takiego określenia”. „Oznacza to użycie taktycznej broni jądrowej w stosunku do nieposiadającego broni atomowej państwa członkowskiego NATO, a przez to wywołanie efektu psychologicznego – zmuszenie mocarstw nuklearnych NATO do zakończenia konfliktu bez uderzenia na siły rosyjskie, do zaakceptowania skutków rosyjskiej agresji” – wyjaśnia.

Według eksperta obecna sytuacja potwierdza zasadność dyslokacji sił sojuszniczych w państwach bałtyckich i w Polsce tak, by ewentualnie atak na którekolwiek z państw oznaczał natychmiastowe starcie z całym NATO. „Z naszego punktu widzenia kluczowe jest jednak to, żeby ta obecność przekształciła się w istnienie stałych baz na terenie państw bałtyckich i Polski. Formuła rotacyjnej, ale ciągłej obecności sił NATO de facto oznacza stałą obecność, ale zostawia furtkę do zmiany tego korzystnego dla nas stanu rzeczy” – podkreśla Jurasz.

Twierdzi, iż jest mało prawdopodobne, że koncentracja sprzętu może zostać użyta dla zwiększenia napięcia albo zastraszenia Kijowa uderzeniem z kierunku białoruskiego.

„Linia frontu na Ukrainie jest znacznie oddalona od styku granic Rosji, Ukrainy i Białorusi. Atak z terytorium Białorusi miałby sens tylko wtedy, gdyby Rosja zdecydowała się na uderzenie bezpośrednio na Kijów – nic na to jednak nie wskazuje, a ponadto wymagałoby to zaangażowania sił znacznie poważniejszych od tych, które przypuszczalnie mają wziąć udział w manewrach Zapad 2017” – zaznacza publicysta.

Jednym z rozważanych przez ekspertów scenariuszy jest to, że armia Federacji Rosyjskiej może pozostać na Białorusi.

„Jest to oczywiście ryzyko, ale tu z kolei można zakładać, że stopień kontroli Aleksandra Łukaszenki nad armią i służbami specjalnymi jest większy niż to, z czym mieliśmy do czynienia na Ukrainie, gdzie na początkowym etapie wojny służby specjalne w znacznym stopniu stanęły po stronie Rosji. W tym sensie system dyktatorski na Białorusi jest paradoksalnie korzystny dla jej suwerenności” – uważa Jurasz.

Jego zdaniem „manewry Zapad 2017 będą zapewne próbą straszenia Zachodu i mobilizacji społecznej wewnątrz Rosji”.

„Polska musi w tej sytuacji zachować spokój, konsekwentnie budować relacje regionalne, ale też pamiętać, że nie licząc Stanów Zjednoczonych, trzon sił NATO skierowanych do Polski i krajów bałtyckich to siły państw będących równocześnie członkami UE. Walcząc więc o swoje interesy i wchodząc w spór tam, gdzie to konieczne, warto też więc nie otwierać frontów tam, gdzie nie jest to konieczne. Jedność Zachodu może czasem uderzać w nas, gdy usiłuje się przeforsować niekorzystne dla nas zapisy polityki klimatycznej, ale tam, gdzie mowa o bezpieczeństwie, ta jedność jest naszą gwarancją bezpieczeństwa właśnie” – podsumował publicysta.

„Rosja od dziesięcioleci kieruje się własną przewrotną logiką”

„Nie sądzę, by w najbliższych dniach stało się coś złego” – ocenił dla PAP rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zapad 2017 dr Rafał Brzeski, ekspert ds. bezpieczeństwa. Dodał, że co innego straszenie i wywieranie nacisku, zwłaszcza na tych, którzy nie chcą podporządkować się linii Moskwy.

Dr Rafał Brzeski, specjalista w dziedzinie wojny informacyjnej, służb specjalnych i terroryzmu, mówił PAP o scenariuszu manewrów Zapad ’17 podanym w zeszłym tygodniu przez ministerstwo obrony Białorusi.

[related id=36974]”Przewiduje on atak ze strony trzech wyimaginowanych państewek: Wejsznorii, Besbarii i Lubenii. Państwa te podejmują próbę destabilizacji Białorusi przez wywołanie konfliktu wewnętrznego. Udaje im się zdobyć teren, na którym proklamują powstanie nowego państwa. Zgodnie ze scenariuszem separatystów wspiera militarnie Zachód, w domyśle NATO. Zagrożonej rozpadem Białorusi rusza z pomocą wojskową Rosja. Sądząc z opublikowanej mapy ćwiczeń, fikcyjna Wejsznoria leży na ziemiach Białorusi, Besbaria na Litwie, a Lubenia na terenie Polski, a więc nas to zdecydowanie dotyczy. Scenariusz zakłada, że wydarzenia te rozgrywają się na terenie Grodzieńszczyny i północnej Witebszczyzny, czyli w regionach zamieszkałych przez mniejszość polską” – powiedział dr Rafał Brzeski.

Jak zaznaczył rozmówca PAP, „pozornie taki scenariusz manewrów jest niezgodny z logiką, bo trudno sobie wyobrazić, żeby trzy małe państewka zaatakowały dużą Białoruś i zagroziły potężnej Rosji”.

„Jednak Rosja od dziesięcioleci kieruje się własną przewrotną logiką. Scenariusz staje się logiczny przy założeniu, że jest ćwiczona nie tyle obrona Białorusi i Rosji przed zagrożeniem ze strony separatystów wspieranych przez małe państewka, ale rosyjski atak na te państewka i reagowanie Moskwy na różne potencjalne warianty obrony swoich ziem przez Wejsznorię, Besbarię i Lubenię” – zaznaczył dr Brzeski.

Dr Brzeski podkreślił, że plan ćwiczeń jest zgodny z aktualną doktryną wojenną Federacji Rosyjskiej. Moskwa uważa za zagrożenie dla jej bezpieczeństwa powstanie państw graniczących z Federacją Rosyjską, których rządy prowadzą politykę niezgodną z interesami Kremla.

„Aktualna doktryna wojenna Rosji poszerza strefę jej wpływów i wprowadza zasadę ograniczonej suwerenności państw ościennych, które powinny bezwzględnie respektować interesy Rosji. Wedle doktryny priorytetem działań rosyjskich sił zbrojnych, zwłaszcza wojsk walki informacyjnej, jest obrona świata rosyjskiego. Przez to pojęcie rozumieją w Moskwie nie tylko rodaków, lecz także emigrantów, ich potomków, obcokrajowców mówiących po rosyjsku, studentów i wykładowców języka rosyjskiego oraz wszystkich, którzy szczerze interesują się Rosją i jej przyszłością” – przybliża dr Brzeski.

Ekspert zauważył, że rosyjski atak na Gruzję w 2008 roku nastąpił po manewrach na Kaukazie, mimo że ćwiczenia były oficjalnie zakończone. Z kolei, manewry w 2014 roku wykorzystano do rozpoczęcia aneksji Krymu.

„Nie sądzę, żeby w najbliższych dniach stało się coś złego, ponieważ każda konfrontacja, a tym bardziej konflikt na terenie północno-wschodniej Europy są niesłychanie groźne, ryzykowne i potencjalnie nie do opanowania. Co innego straszenie i wywieranie nacisku, zwłaszcza na tych niepokornych, którzy nie chcą podporządkować się linii Moskwy. To straszenie będzie jednym z elementów wywierania długotrwałej presji i tworzenia wewnątrz tych krajów klimatu przyzwolenia na odbudowę utraconego imperium Kremla. My jesteśmy 'za miedzą’ i reagujemy czujniej niż Zachód, który już przywykł do rosyjskich manewrów i powoli akceptuje rosyjską strefę wpływów” – zaznaczył dr Brzeski.

Według rozmówcy PAP, jeżeli jakakolwiek prowokacja została zaplanowana, to najbardziej prawdopodobną datą jej przeprowadzenia będzie 17 września. „Taka rocznica byłaby bardzo silnym sygnałem dla Polski: przestańcie być samodzielni, podporządkujcie się nam” – powiedział dr Brzeski.

 

PAP/MoRo

Zgoda USA na zniesienie limitu wielkości głowic pocisków Korei Płd. Czy Seul zacznie sam produkować broń nuklearną?

Prezydent USA Donald Trump i prezydent Korei Płd. Mun Dze In porozumieli się  w sprawie zniesienia ograniczenia wielkości głowic na pociskach balistycznych posiadanych przez armię Korei Płd.

 

O treści rozmowy telefonicznej między prezydentem USA Donaldem Trumpem i prezydentem Korei Płd. Mun Dze In  poinformowała strona południowokoreańska. Zapada ona w reakcji na przeprowadzoną w niedzielę przez Koreę Płn. szóstą próbę nuklearną, największą z dotychczasowych.

Na mocy porozumienia między Koreą Płd. a USA z 2001 roku, wielkość głowic była dotąd ograniczona do 500 kg.

Trump i Mun zgodzili się ponadto, że nadszedł czas, by zastosować wobec Korei Płn. najsurowsze sankcje i wywierać jak największy nacisk. W Nowym Jorku zebrała się w tej sprawie Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Wcześniej Korea Płd. poinformowała, że prowadzi z USA rozmowy o rozmieszczeniu lotniskowców i bombowców strategicznych na Półwyspie Koreańskim.

W reakcji na najnowszą próbę nuklearną Korei Płn., w Korei Płd. pojawiły się apele, by Seul sam przystąpił do produkcji broni nuklearnej w celu samoobrony przed działaniami reżimu w Pjongjangu. Jednak nie zezwala na to porozumienie z USA z 1974 roku, które w zamian gwarantuje Seulowi objęcie całej Korei Płd. „parasolem nuklearnym” USA. W Korei Płd. stacjonuje na stałe 28 tys. amerykańskich żołnierzy.

PAP/MoRo

Irena Lasota z Waszyngtonu: Czy USA powinny wprowadzić sankcje wobec Chin jako protektora Korei Północnej?

Dzień 69. z 80 / Wisła / Poranek Wnet – W relacji Ireny Lasoty o napiętej sytuacji na Dalekim Wschodzie w związku zapowiedziami przeprowadzenia przez Koreę Północną kolejnych prób broni atomowej.

[related id=36762]W Poranku WNET nadawanym z Wisły Antoni Opaliński rozmawiał z Ireną Lasotą. Mieszkająca w Waszyngtonie dziennikarka uważa, że sprawa z Koreą Północną, która prawdopodobnie dokona kolejnej próby z bronią jądrową, jest bardzo poważna.

Zaistniała sytuacja nie jest wynikiem polityki Donalda Trumpa, ale kilkunastoletniej polityki prowadzonej przez USA, które nie traktowały poważnie tego, co się dzieje w Korei Północnej. Posyłano tam różnych emisariuszy. To był błąd, który Ameryka robi od kilkudziesięciu lat, od czasu do czasu próbując „dogadać się z wampirem”.

Jedyna rzecz, która może – zdaniem Ireny Lasoty – doprowadzić do ograniczenia zbrojeń Korei, to groźby i sankcje. Teraz jednak może już być na to za późno. Obecnie zaczyna się mówić o tym, że USA powinny wprowadzić sankcje wobec krajów, które handlują z Koreą Północną, czyli przede wszystkim wobec Chin. Czy jednak USA byłyby teraz w ogóle w stanie coś takiego zrobić? Chiny są od dawna protektorem Korei Północnej. Irena Lasota uważa, że wprowadzenie sankcji w reakcji na postępowanie Chin potrzebne było już dawno. Tymczasem Donald Trump mówi o zerwaniu umowy handlowej z … Koreą Południową.

Korespondentka Radia WNET zwraca uwagę na to, że tak naprawdę nie wiadomo, „czym jest Korea Północna” i jakie zasoby posiada. Dlatego też trudno przewidzieć, jakie byłyby skutki militarnego zaangażowania USA w konflikt z nią. Mogłoby to zmienić cały porządek świata. USA byłyby wtedy zaangażowane już nie tylko na Bliskim, ale też na Dalekim Wschodzie. Co by to miało oznaczać dla Europy i dla NATO, nikt nie wie.

Niewiadomą też jest to, co się dzieje w Korei Północnej. Dziennikarze, którzy tam byli, oglądali wioski potiomkinowskie. O północnokoreańskim mechanizmie sprawowania władzy, poza tym że jest to zaostrzona wersja komunizmu wojennego, nic nie wiadomo. Ośrodki analityczne podzielone są jak zawsze na tych, którzy „są bardziej gołębiami lub bardziej jastrzębiami”.

[related id=36586]Tymczasem tak samo jak nieprzewidywalna jest Korea Północna, tak też nieprzewidywalny jest sam Donald Trump. Jedyne, co jest przewidywalne, to sztab generalny i Pentagon. Według Ireny Lasoty generałowie nie dopuszczą do pochopnych kroków. Jak na razie Donald Trump zrobił ten sam błąd, który już kilkakrotnie popełnił Obama – krzyknął :”Ani kroku dalej, bo was rozniosę!”, ten krok został zrobiony i… jak na razie, nic się nie dzieje.

Irena Lasota liczy, że najbliższe dni przyniosą coś więcej niż rezolucje ONZ i ogólne wyrazy oburzenia.

Zapraszamy do wysłuchania całej relacji z Waszyngtonu w Poranku WNET w części piątej.

JS/Irena Lasota z Waszyngtonu

Korea Południowa poinformowała o prowadzeniu manewrów rakietowych przy granicy z Koreą Północną

W odpowiedzi na szóstą próbę atomową Pjongjangu Korea Południowa przeprowadziła manewry wojskowe obejmujące ćwiczenia z pociskami rakietowymi dalekiego zasięgu typu powietrze – ziemia.

Jak zaznaczył rzecznik, ćwiczenia przeprowadzono w bezpośrednim sąsiedztwie miejsc, gdzie Pjongjang dokonał w sobotę próby z bombą wodorową.

W manewry były zaangażowane wyłącznie jednostki południowokoreańskie, ale „trwają przygotowania do wspólnych ćwiczeń z udziałem wojsk Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej” – stwierdzono w oświadczeniu.

W odpowiedzi na szóstą próbę atomową Pjongjangu Korea Południowa wykorzysta wszelkie środki dyplomatyczne, w tym nowe sankcje Rady Bezpieczeństwa ONZ, by pogrążyć Północ w „kompletnej izolacji” – oświadczył w niedzielę doradca prezydenta Czung Uj Jung. Ponadto władze w Seulu prowadzą rozmowy z USA w sprawie rozmieszczenia na terytorium Korei Południowej „najsilniejszych zasobów strategicznych armii amerykańskiej” – dodał doradca prezydenta Mun Dze Ina ds. polityki zagranicznej.

Z kolei minister finansów Korei Płd. Kim Dong-joen poinformował o nadzwyczajnym posiedzeniu przedstawicieli banku centralnego, instytucji finansowych i odpowiedzialnych za działalność regulatorską w związku z niestabilnością wywołaną kolejną prowokacyjną próbą nuklearną KRLD. W obawie przed negatywnymi skutkami tego incydentu na sytuację gospodarczą kraju władze „nie wykluczają działań mających pomóc w utrzymaniu stabilności rynków finansowych” – pokreślił szef resortu finansów.

PAP/MoRo

Świat potępia Koreę Północną. Seul chce amerykańskiej broni atomowej

Po przeprowadzeniu przez Koreę Płn. próby nuklearnej płyną słowa potępiania ze wszystkich stron świata. Państwa regionu chcą silniejszej presji na komunistyczną Koreę i broni atomowej od USA.

 

 

USA i Japonia chcą wywarcia silniejszej presji na Pjongjang
Prezydent USA Donald Trump i premier Japonii Shinzo Abe, którzy w niedzielę, po teście bomby wodorowej przeprowadzonym przez Pjongjang, rozmawiał dwukrotnie przez telefon, uzgodnili, że na Koreę Płn. należy wywrzeć silniejszą presję niż robiono to do tej pory.

Zdaniem Abe i Trumpa cała wspólnota międzynarodowa musi znacznie ostrzej odpowiedzieć na prowokacje północnokoreańskiego reżimu – podaje Kyodo.

Premier Abe rozmawiał też telefonicznie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem – pisze Reuters.

Szef japońskiej dyplomacji Taro Kono powiedział wcześniej w niedzielę, że kolejna próba atomowa świadczy, iż reżim w Pongjangu nie jest zainteresowany prowadzeniem dialogu z innymi krajami. Dodał, że Tokio prowadzi już konsultacje z Koreą Południową i USA w sprawie zwołania nadzwyczajnego posiedzenia RB ONZ.

Premier Japonii: Północnokoreański program atomowy i balistyczny wynosi na „nowy poziom wielkie i bezpośrednie zagrożenie” dla regionu

Premier Japonii Shinzo Abe potępił w niedzielę próbę atomową, przeprowadzoną wcześniej tego dnia przez reżim Korei Północnej. Północnokoreański program atomowy i balistyczny wynosi na „nowy poziom wielkie i bezpośrednie zagrożenie” dla regionu – zaznaczył.

„Rada Bezpieczeństwa ONZ stanowczo skrytykowała Koreę Północną za kontynuowanie w tym roku prób pocisków balistycznych. My uważamy za całkowicie nie do przyjęcia fakt, iż kraj ten w obecnej sytuacji przeprowadził próbę atomową” – przekazał Abe w oświadczeniu.

 MSZ: Chiny „stanowczo potępiają” najnowszą próbę atomową Pjongjangu

Chiny „stanowczo potępiają” kolejną próbę atomową przeprowadzoną w niedzielę przez Koreę Północną oraz apelują do władz w Pjongjangu o powstrzymanie się od działań, które mogłyby pogorszyć obecną sytuację – ogłosiło chińskie MSZ w wydanym oświadczeniu.

Korea Północna „zignorowała sprzeciw społeczności międzynarodowej i dokonała nowej próby nuklearnej” – głosi ministerialny komunikat, dodając, że „rząd Chin wyraża stanowczy sprzeciw (wobec tego testu) i zdecydowanie go potępia”.

Wzywając Pjongjang do unikania „niewłaściwych” działań, Chiny pragną podkreślić swoje „niewzruszone” zaangażowanie we współpracę ze społecznością międzynarodową w celu zapewnienia pokoju i stabilności na Półwyspie Koreańskim – dodano.

Chiny, które są najważniejszym sojusznikiem Korei Płn. i jej największym partnerem handlowym, wielokrotnie podczas obecnego kryzysu apelowały o spokój. Pekin dawał wyraz swej frustracji wywołanej zarówno licznymi północnokoreańskimi próbami nuklearnymi i testami rakietowymi jak i zachowaniem Korei Płd. i USA, które postrzega jako powód eskalacji napięcia.

Państwo Środka od dawna obawia się, że konflikt na Półwyspie Koreańskim spowodowałby falę uchodźców i zjednoczenie obu Korei pod wodzą proamerykańskich władz w Seulu. Jak przypomina agencja Reutera, Korea Płn. oddziela też Chiny od wojsk USA stacjonujących w Korei Płd. i Japonii.

Korea Płd. żąda „kompletnej izolacji” Pjongjangu  i „najsilniejszych zasobów strategicznych armii amerykańskiej”
W odpowiedzi na szóstą próbę atomową Pjongjangu Korea Południowa wykorzysta wszelkie środki dyplomatyczne, w tym nowe sankcje Rady Bezpieczeństwa ONZ, by pogrążyć Północ w „kompletnej izolacji” – oświadczył w niedzielę doradca prezydenta Czung Uj Jung.

Ponadto władze w Seulu prowadzą rozmowy z USA w sprawie rozmieszczenia na terytorium Korei Południowej „najsilniejszych zasobów strategicznych armii amerykańskiej” – dodał doradca prezydenta Mun Dze Ina ds. polityki zagranicznej. Nie sprecyzował, o jakie zasoby chodzi. Jak zauważa dpa, nie jest jasne, czy pod tym pojęciem kryje się rozmieszczenie w kraju taktycznej broni jądrowej USA.

Premier Theresa May: Korea Płn. zagrożeniem dla wspólnoty międzynarodowej

Premier W. Brytanii Theresa May powiedziała w niedzielę, po próbie atomowej Pjongjangu, że Korea Płn. stała się zagrożeniem dla wspólnoty międzynarodowej, które jest „nie do zaakceptowania”; wezwała też do nałożenia nowych, surowszych sankcji na reżim.

„Te ostatnie posunięcia Korei Północnej stanowią ryzyko dla całej wspólnoty międzynarodowej (…). Omawiałam te zagrożenia z premierem Japonii (Shinzo) Abe i powtarzam nasz wspólny apel o podjęcie bardziej radyklanych działań (przeciw reżimowi), przyśpieszenie implementacji nałożonych już sankcji i pilne poszukiwanie (na forum) RB ONZ nowych środków (nacisku)” – oznajmiła premier.

Merkel i Macron za ostrzejszymi sankcjami wobec Korei Płn.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Emmanuel Macron potępili w niedzielę najpotężniejszą dotąd próbę jądrową Korei Północnej i wezwali UE do wprowadzenia ostrzejszych sankcji wobec władz w Pjongjangu.

„Najnowsza prowokacja przywódcy w Pjongjangu osiągnęła nowy wymiar” – czytamy w komunikacie opublikowanym przez niemiecki rząd.

Podczas rozmowy telefonicznej Merkel i Macron zgodzili się co do tego, że Korea Północna łamie międzynarodowe prawo i uznali, że w związku z tym społeczność międzynarodowa powinna zdecydowanie zareagować na tę eskalację – dodano.

Według Merkel i Macrona po najnowszym teście jądrowym konieczne są działania nie tylko ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale także Unii Europejskiej. „Kanclerz i prezydent wyrazili poparcie dla zaostrzenia unijnych sankcji wobec Korei Północnej” – czytamy.

PAP/MoRo