Cały program życia zawdzięczam trzem słowom papieża sprzed 40 lat / Paweł Bortkiewicz TChr, „Kurier WNET” nr 52/2018

Papieska myśl o całą długość stadionu wyprzedziła rozważania intelektualistów Zachodu, którzy epokę później zaczęli toczyć spór między iluzją „końca historii” a „zderzeniem cywilizacji”.

Paweł Bortkiewicz TChr

Czterdzieści lat i trzy słowa

Tym, co pojawia się jako pierwsze – jest zakłopotanie i bezradność. Jak bowiem zmierzyć się ze szkicem portretu człowieka, który w jednym swoim życiu drogami sztuki, filozofii, wiary zmierzał ku poznaniu i spotkaniu Boga? Przed nim czyniła to kultura europejska w swoich dziejach. On w swoim życiu, w swojej twórczości czynił to wytrwale sam – wybitny twórca, oryginalny myśliciel, człowiek wiary.

Na dodatek i przede wszystkim – święty. Tą świętością oglądaną publicznie przez wiele lat. Świętością o twarzy pielgrzyma, budzącego zaspane ludy do wiary w Boga, zaangażowanego w dialog.

Nie zapomnę pewnej rosyjskiej uczonej, goszczącej na spotkaniu w Castel Gandolfo. Widząc jej smutek, Jan Paweł II zapytał o jego powód. Jej córka była chora na raka. Po kilku latach pani fizyk była znów na spotkaniu z papieżem. Zapytał o stan zdrowia córki, bo pamiętał o niej w modlitwach.

Człowiek święty, aż po to jedno z ostatnich zapamiętanych portretów – zdjęcie Artura Mariego zrobione w Wielki Piątek. W czasie transmisji z Drogi Krzyżowej w Koloseum Jan Paweł II poprosił o krzyż. Podano mu do schorowanych rąk, a on przylgnął do niego umęczoną twarzą. Wtulił się w niego, zrósł: „Z Chrystusem zostałem przybity do krzyża … Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. To apogeum mistyki chrześcijańskiej.

Jest więc bezradność i niemoc słowa. Ale 40 rocznica wyboru Karola Wojtyły zachęca do refleksji, nawet tej nieporadnej. Z tamtego roku 1978, z października tego roku pragnę wydobyć trzy słowa.

Wezwali go z kraju dalekiego

Komentując w pierwszych słowach wybór, decyzję konklawe, Jan Paweł II powiedział, że kardynałowie wezwali go z kraju dalekiego. Dalekiego, ale zawsze tak bliskiego przez wspólnotę wiary i tradycji chrześcijańskiej. Bałem się przyjąć ten wybór, ale zrobiłem to w duchu posłuszeństwa Panu naszemu – Jezusowi Chrystusowi i w całkowitym zaufaniu Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie.

Charakterystyczna była ta dychotomia – kraj daleki, ale zawsze tak bliski przez wspólnotę wiary i tradycji chrześcijańskiej. Jan Paweł II tak określił Polskę, swoją i naszą ojczyznę. Polskę, oddzieloną przez dziesięciolecia żelazną kurtyną, wyobcowaną, oderwaną od wspólnoty wolnego świata. Ale przecież była i jest to zarazem Polska chrześcijańska, naznaczona szlachetnym dziedzictwem, które było i jest jej imieniem własnym – Polska katolicką, Polonia semper fidelis.

O tej Polsce mówił potem nam, Polakom w 1979 r.: Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie.

W Santiago de Compostela, w 1982 r., a więc w czasie stanu wojennego, gdy Polska po raz kolejny została wyrzucona ze wspólnoty wolnego świata, Papież Polak mówił o tej duchowej konstytucji zjednoczonej Europy ducha: Ja, Jan Paweł, syn polskiego narodu, który zawsze uważał się za naród europejski, syn narodu słowiańskiego wśród Latynów i łacińskiego pośród Słowian, z Santiago kieruję do ciebie, stara Europo, wołanie pełne miłości: Odnajdź siebie samą! Bądź sobą!

Trzeba, byśmy po latach odczytali tę dychotomię: dalekość – bliskość. Byśmy zobaczyli rolę Kościoła katolickiego i kultury chrześcijańskiej. Byśmy zobaczyli nasze dzieje w tej perspektywie ponad 1050 lat tożsamości zawiązanej poprzez chrzest. Bo inaczej, z rej dychotomii – pozostanie tylko słowo „daleki”, a ono może być też rozumiane jako „obcy”.

Nie lękajcie się!

Jan Paweł II. W czasie homilii na inauguracji swojego pontyfikatu wypowiedział z mocą owo „Non abbiate paura!” – nie bójcie się, nie lękajcie się!

Niektórzy z komentatorów podeszli do tych słów z dużym sceptycyzmem – cóż, papież z dalekiego kraju, sceptyczny wobec postępu cywilizacyjnego, zalękniony, sfrustrowany. W następnym roku w programowej encyklice o Chrystusie, Odkupicielu człowieka, wszyscy mogli zrozumieć sedno papieskiej interpretacji lęku: Człowiek dzisiejszy zdaje się być stale zagrożony przez to, co jest jego własnym wytworem, co jest wynikiem pracy jego rąk, a zarazem — i bardziej jeszcze — pracy jego umysłu, dążeń jego woli. Owoce tej wielorakiej działalności człowieka zbyt rychło i w sposób najczęściej nie przewidywany, nie tylko i nie tyle podlegają „alienacji” w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto je wytworzył, ile — przynajmniej częściowo, w jakimś pochodnym i pośrednim zakresie skutków — skierowują się przeciw człowiekowi. Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą zostać skierowane przeciw niemu. Na tym zdaje się polegać główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej egzystencji w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku.

Papieska myśl o całą długość stadionu wyprzedziła rozważania intelektualistów Zachodu, którzy epokę później zaczęli toczyć spór między iluzją końca historii (Fukuyama) a „zderzeniem cywilizacji” (Huntington).

Ale dla nas, Polaków, to wezwanie miało jeszcze inny sens. Ono dawało nam nadzieję. Ono przekonywało, że można żyć inaczej, nie na kolanach, nie w lęku przed służbą bezpieczeństwa, represjami, brakiem awansu zawodowego; że można żyć inaczej, niż przewidywał to projekt pt. Polska Ludowa.

Rok później Jan Paweł II stanął na polskiej ziemi. Władza robiła wiele, wszystko, by za pomocą strachu zniechęcić społeczeństwo socjalistyczne do spotkań z papieżem. Słynne pozostają telewizyjne migawki z czasu poprzedzającego pielgrzymkę o produkowanych trumnach, dla tych nieroztropnych, którzy zdecydują się zaryzykować stratowanie przez tłum.

Władza w pewnym sensie oddała stronie kościelnej organizację pielgrzymki. Bezradny tłum, przeniknięty strachem, miał być gwarantem chaosu i klęski przedsięwzięcia. Ale w tłumie pojawiły się setki tysięcy ludzi, którzy podjęli owo „Nie lękajcie się!”.

Przestali się lękać, po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. Z masy człowieka socjalistycznego zaczęło się tworzyć społeczeństwo obywatelskie. Zaczął odtwarzać się naród polski.

Odwaga, głoszona przez Papieża, budziła świadomość narodową i religijną we wszystkich miejscach na ziemi, do których pielgrzymował. Dla nas, Polaków, stała się początkiem nowych dziejów. Słowa „Nie lękajcie się!” uczyły nas poczucia dumy narodowej, godności, wyzbywały z kompleksów. Tym, co może uderzać przy lekturze papieskich osobowych książek, takich jak Przekroczyć próg nadziei czy Pamięć i tożsamość, to swoiste polonica. Przywoływanie polskiej kultury, sztuki, tradycji intelektualnej, duchowości… naszej tradycji, naszego jagiellońskiego plus ratio quam vus, myśli ks. Pawła Włodkowica na Soborze w Konstancji o samostanowieniu narodów, dzieł romantyków, geniuszu Norwida, muzyki Chopina, sylwetek Adama Chmielowskiego i Faustyny Kowalskiej. Wszystko to czynione przez człowieka głęboko świadomego bogactwa i piękna kultury światowej. Jan Paweł II jakby chciał przekonać nas, przywołując swoich krakowskich profesorów z polonistyki czy swoich wykładowców seminaryjnych, że zawdzięcza im właśnie swoją formację intelektualną, która była dla niego zwycięskim narzędziem w sporze z kulturą współczesnego świata.

Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!

W pamiętnym kazaniu programowym, 22 października, padły też i te słowa, które zaczęły zmieniać dzieje świata: Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!.

Ktoś może zarzucić patos twierdzeniu o sile tych słów. By poznać ich nośność, warto może sięgnąć do fragment wywiadu, jakiego udzielił Jan Paweł II Vittorio Messoriemu. Pytany, dlaczego historii zbawienia jest tak skomplikowana, dlaczego Kościół w centrum tej historii stawia tak niepopularny krzyż, św. Jan Paweł II zaczął w iście akademickim wykładzie kreślić dzieje filozofii. Ukazał zwrot kopernikański, który dokonał się w myśleniu za sprawą Kartezjusza. Wtedy to człowiek, kultura myślenia przestała się interesować realnym światem. Istotne stało się kartezjańskie „myślę”, które szybko zostało przekształcone w „mam świadomość”. Bóg przestał w tym świecie być Tym, który jest, przestał być odkrywanym i poznawanym fundamentem rzeczywistości. Stał się natomiast Bogiem pozaświatowym, wypchniętym poza nawias ludzkich spraw. A człowiek zaczął żyć i żyje tak, jakby Bóg nie istniał. Ale co to znaczy? To znaczy, że człowiek żyje za zamkniętymi drzwiami, na jałowej ziemi, w sytuacji bez wyjścia. Żyje w lęku, bo pozbawił się Boga. W takiej przestrzeni pojawiły się różne ideologie postępu, na czele z marksizmem. Ale były one i pozostają bezradne wobec realnych dramatów i autentycznych pragnień człowieka. Tej wizji świata św. Jan Paweł II przeciwstawiał jego biblijny obraz, opisany w Ewangelii według św. Jana: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.

Cały pontyfikat Jan Pawła II był bezkompromisowym przywracaniem Bogu należnego Mu miejsca.

Wyrażał to Papież spektakularnymi gestami – Eucharystią sprawowaną w miejscach publicznych, nowym zapisem dziejów świata znaczonych osobami świętych i błogosławionych (przekonując, że to świętość, a nie przemoc i konflikty wyznaczają oś dziejów), wreszcie – swoim jednoznacznym jak Ewangelia nauczaniem.

Wiele narodów, wielu, bardzo wielu ludzi przyjęło to przesłanie. Otworzyło drzwi Chrystusowi, przyznało Bogu należne Mu miejsce, wstało z kolan, z lęku, by żyć w bojaźni Bożej, która uzdalnia do nadziei.

***

Przytaczam trzy słowa z początku tamtego pontyfikatu. Przywołuję je ze wzruszeniem i z zakłopotaniem. Dlaczego zapominamy tamto przesłanie? Dlaczego zapominamy, że prorok może nie żyć już wśród nas, ale jego nauka jest żywa? I może być pomocą. Zwłaszcza dziś, gdy – nie waham się powiedzieć – cierpimy na bolesny deficyt nauczania w Kościele. Uderza mnie choćby to, że w przekazie słów Franciszka najczęściej prezentowane są omówienia, streszczenia – papież zauważył, wskazał i przy tej okazji powiedział…. To jakieś komiksowe prezentowanie tego, co ma być słowem Pasterza i Autorytetu.

Dziękuję Bogu za to, że dane mi było wzrastać ku kapłaństwu i w kapłaństwie w szkole Jana Pawła II. Za to, że od niego mogłem się uczyć wiary w Boga, poznawać człowieka, czuć dumę z bycia Polakiem i szanować inne kultury, za wspólnotę Kościoła. To właśnie przynależność do Pokolenia JP II sprawia, że niezmiennie kocham Kościół.

Cenię przynależność do kraju dalekiego, ale bliskiego kulturą chrześcijańską z Europą w jej szlachetnym dziedzictwie.

Wyzwalam się z lęku i mam odwagę przekraczać próg nadziei.

Staram się otwierać drzwi Chrystusowi, bo wiem, że bez Niego nic uczynić nie mogę, a wszystko mogę w Nim, który mnie umacnia.

Cały program życia zawdzięczam tamtym trzem słowom z października 1978 roku.

Artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Czterdzieści lat i trzy słowa” znajduje się na s. 1 i 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Czterdzieści lat i trzy słowa” na stronie 1 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Starty dla Boga i Ojczyzny”. Ksiądz Władysław Gurgacz SJ / Józef Wieczorek, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 52/2018

Ks. Gurgacz zwany jest Popiełuszką czasów stalinowskich, bo te postaci niepokornych, niezłomnych kapłanów są bardzo bliskie i obaj w ciężkich dla społeczeństwa czasach zachowali się jak trzeba.

Józef Wieczorek

Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji

W sobotę 8 września na Hali Łabowskiej w Beskidzie Sądeckim odbyła się już po raz dwudziesty Msza Święta w intencji księdza kapelana Władysława Gurgacza TJ i Żołnierzy Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Msze „gurgaczowskie” odbywają się na Hali od 1998 r. z coraz większą liczbą uczestników – od kilkudziesięciu kiedyś, do setek (a nawet ok. 1000) dziś – mieszkańców Sądecczyzny, ale także przybyszów z odległych nawet stron.

Fot. J. Wieczorek

Kiedyś na Halę nie było łatwo dotrzeć, choć w ostatnich latach można na nią dojechać nawet autem, tyle że zaparkować jest coraz trudniej, bo takie tłumy zdążają na uroczystości. Można też dojść szlakami turystycznymi – czy to z Łabowej, z Krynicy, z Rytra czy Piwnicznej. To mniej więcej 2–4 godz. pielgrzymowania w pięknej scenerii Beskidu Sądeckiego – podejścia na wysokość 1061 m.

Ksiądz Władysław Gurgacz, kiedyś wyklęty przez komunistów, dziś otaczany jest czcią, kultem – i dlatego trudności terenowe na drodze na Halę Łabowską pokonują tak młodzi, jak i starsi. Na Hali można było spotkać także wiekowych, ostatnich kombatantów z Oddziału Żandarmeria, którego kapelanem był ks. Gurgacz. Liczne jest natomiast grono kapelanów sprawujących msze św. – w tym roku pod przewodnictwem bp. Szkodonia.

Uroczystości organizuje Fundacja „Osądź mnie Boże” im. ks. Władysława Gurgacza TJ, przy współpracy innych organizacji lokalnych, a także Instytutu Pamięci Narodowej, bo pamięć o ks. Gurgaczu winna być w narodzie zachowana nie tylko na Ziemi Sądeckiej.

Kim był ks. Władysław Gurgacz?

Msza św. na Hali Łabowskiej 2018 | Fot. J. Wieczorek

Władysław Gurgacz urodził się 2 kwietnia 1914 r. we wsi Jabłonica Polska. W 1931 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi, a do matury kształcił się w Pińsku na Polesiu, wykazując dużą wrażliwość na okoliczną przyrodę, stąd zapewne polubił popularną w okresie przedwojennym piosenkę Polesia czar. Następnie studiował w krakowskim kolegium Towarzystwa Jezusowego, a przed wybuchem II wojny światowej w Wielki Piątek 1939 r. złożył na Jasnej Górze „Akt Całkowitej Ofiary” za Polskę znajdującą się w niebezpieczeństwie.

Po agresji Sowietów na Polskę został aresztowany na krótko w Chyrowie, gdzie znalazł się w Kolegium Jezuitów, uciekając przed Niemcami, a następnie wrócił przez zieloną granicę do Starej Wsi (na teren okupacji niemieckiej). Tam ukończył studia teologiczne i został wyświęcony w 1942 r. w Częstochowie na kapłana.

Msza św. „gurgaczowska” na Hali Łabowskiej 2016 | Fot. J. Wieczorek

Pierwszą Mszę świętą odprawił w kościele parafialnym w Komborni, a kolejne 2 lata wojenne spędził w Warszawie w Kolegium Jezuitów. Po stwierdzonej chorobie poddał się wielomiesięcznej kuracji, spędzając kilka miesięcy w majątku Ludwiki i Adama Grabkowskich w Kamiennej k. Wiślicy, gdzie ukrywał się również światowej sławy profesor Ludwik Hirschfeld. Jeszcze przed końcem wojny 18 sierpnia 1944 r. złożył końcowy egzamin licencjacki w Starej Wsi.

Obraz namalowany przez ks. Gurgacza | Fot. J. Wieczorek

Opuszczenie Warszawy uratowało mu życie – uniknął masakry dokonanej przez Niemców w klasztorze jezuitów przy ulicy Rakowieckiej drugiego dnia powstania warszawskiego. Pod koniec wojny trafił do szpitala powiatowego w Gorlicach, już wyzwolonego od Niemców, gdzie pełnił funkcję kapelana. Dotąd w Gorlicach żyje ministrant ks. Gurgacza – obecnie lekarz Igor Szmigielski (wspomnienia na moim kanale YouTube).

Następnie ks. Gurgacz przebywał w Krynicy u Sióstr Służebniczek, gdzie głosił słynne kazania o wymowie patriotycznej, które ściągały uwagę licznych mieszkańców, a także Służby Bezpieczeństwa. Tam dwukrotnie dokonano zamachów na jego życie, na szczęście nieudanych. Zagrożony, wyjechał z Krynicy i zamieszkał początkowo we Wróbliku Królewskim k. Krosna, skąd pochodził poznany przez niego w Gorlicach por. AK Jan Matejak.

Grób ks. Władysława Gurgacza i Stefana Balińskiego na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie | Fot. J. Wieczorek

Po rozmowach ze Stanisławem Pióro, przywódcą Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców (organizacja cywilna), podjął decyzję o przyłączeniu się do oddziału zbrojnego PPAN – „Żandarmerii”, aby otoczyć partyzantów opieką duchową. Przyjął pseudonim Sem, będący skrótem od łacińskiego wyrażenia Servus Mariae, czyli Sługa Marii (inicjałami SM podpisywał już wcześniej swoje obrazy – był utalentowanym malarzem). Wszedł jednak w konflikt z regułą Towarzystwa Jezusowego – nie podporządkował się prowincjałowi, od którego nie uzyskał zgody na przebywanie z w oddziale leśnym. Uznał jednak, że jego obowiązkiem jest opieka moralna nad oddziałem partyzantów, dla których odprawiał Msze święte, spowiadał, wygłaszał pogadanki o tematyce religijnej, moralnej i społecznej.

Obozowisko oddziału, ulokowane niedaleko Hali Łabowskiej, było trudne do wykrycia, ale wzmocnione obławy SB spowodowały konieczność rozdzielenia się oddziału i szukania możliwości przetrwania i opuszczenia kraju. Po jednej z akcji oddziału w Krakowie ks. Gurgacz został aresztowany 2 lipca 1949 na ul. Krótkiej – nie chciał opuścić swoich towarzyszy. Był przesłuchiwany na UB przy placu Inwalidów, gdzie do dziś nie może stanąć pomnik „Tym, co stawiali opór komunizmowi”. Sądzono go razem ze Stefanem Balickim, Stanisławem Szajną i Michałem Żakiem w procesie pokazowym, zwanym w komunistycznej prasie „procesem bandy ks. Gurgacza”, który miał na celu skompromitować nie tylko niezłomnego kapłana, ale cały Kościół.

Podczas procesu ks. Gurgacz mówił m.in.: „Myśmy walczyli o wolność…. Ci młodzi ludzie, których tutaj sądzicie, to nie bandyci, jak ich oszczerczo nazywacie, ale obrońcy ojczyzny! Każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę. Judica me Deus et discerne causam meam (Osądź mnie, Boże, i rozstrzygnij sprawę moją)”.

Skazany na śmierć, przetrzymywany w więzieniu na Montelupich, konsekwentnie odmawiał uznania władz komunistycznych i napisania prośby do Bieruta o ułaskawienie. Karę śmierci wykonano strzałem w tył głowy 14 września 1949 r. w święto Podwyższenia Krzyża Świętego.

Pochowany został potajemnie, bez katolickiego pogrzebu, w mogile razem ze Stefanem Balickim, jak wiadomo od jego współbraci. Spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie przy ul. Prandoty. Po latach na grobie ustawiono krzyż brzozowy, zgodnie z życzeniem ks. Gurgacza przekazanym współwięźniom, a na tablicy umieszczono napis: ATTRITUS PRO DEO ET PATRIA – STARTY DLA BOGA I OJCZYZNY.

IPN planuje rychłą ekshumację ks. Władysława Gurgacza i ponowny, tym razem katolicki pochówek.

Pamięć o Niezłomnym Kapelanie

Popiersie ks. Gurgacza w krakowskim Parku Jordana | Fot. J. Wieczorek

Ks. Władysław Gurgacz został zrehabilitowany 20 lutego 1992 roku. Kapłan przez lata wyklęty przez komunistów, także zapomniany przez swój zakon, powrócił do pamięci. Napisano o nim liczne artykuły, broszury, a także książki (m.in. Danuta Suchorowska-Śliwińska, Postawcie mi krzyż brzozowy: prawda o ks. Władysławie Gurgaczu, Kraków, WAM, 1999; Dawid Golik, Filip Musiał, Władysław Gurgacz. Jezuita wyklęty, WAM 2014). Liczne teksty dostępne są w internecie, podobnie jak rejestracje wideo, także ze świadkami historii ks. Gurgacza oraz jego krewnymi (wiele z nich można znaleźć na moim kanale You Tube). Ostatnio trafił na ekrany kin fabularyzowany film dokumentalny Gurgacz. Kapelan Wyklętych w reżyserii Dariusza Walusiaka. Powstało kilka utworów muzycznych dedykowanych ks. Gurgaczowi, wykonywanych przy różnych uroczystościach poświęconych Żołnierzom Wyklętym, których jest coraz więcej.

Oprócz największej, corocznej uroczystej mszy św. na Hali Łabowskiej, odprawianej w pierwszą lub drugą sobotę września, 14 września spotykamy się corocznie przy grobie ks. Gurgacza i jego towarzyszy z PPAN na cm. Rakowickim (przy ul. Prandoty), a spotkanie poprzedza msza św. w Kościele Miłosierdzia Bożego. W Beskidzie Sądeckim odbywają się rajdy górskie śladami ks. Gurgacza i PPAN.

Tablica pamiątkowa w Jabłonicy Polskiej | Fot. J. Wieczorek

Ks. Gurgacz ma swój pomnik (popiersie autorstwa ks. Roberta Kruczka) w Galerii Wielkich Polaków XX Wieku w krakowskim Parku Jordana, odsłonięty podczas pięknej uroczystości w dniu 14 września 2014 r. Upamiętniono też miejsce mordu na ks. Gurgaczu na terenie więzienia Montelupich (zbiorcza tablica zamordowanych w więzieniu oraz krzyż w miejscu stracenia księdza). Tablice memoratywne znajdują się m. in. na Bursie w Nowym Sączu, na murze kościoła w Jabłonicy, gdzie ks. Gurgacz się urodził, we Wróbliku Królewskim, w kościele św. Antoniego w Krynicy, a IPN planuje upamiętnienie miejsca zbrodni sądowej na ks. Gurgaczu na ul. Senackiej 3. W Krakowie, Nowym Sączu i Krynicy jego imieniem nazwano ulice, ale najwcześniej, bo w 1957 roku, ulica im. ks. Władysława Gurgacza zaistniała (na krótko w Piotrkowie Trybunalskim i długo na ekranie) na potrzeby realizacji filmu „Ewa chce spać” (cenzura nie zauważyła?). Na Hali Łabowskiej znajduje się kamienny obelisk poświęcony ks. Gurgaczowi i żołnierzom PPAN poległym w walkach z UB i KBW w latach 1948–1949. W intencji beatyfikacji ks. Władysława Gurgacza odbywają się w Krakowie msze święte.

W 2008 r. prezydent RP Lech Kaczyński „Za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej” odznaczył pośmiertnie ks. Gurgacza Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W uzasadnieniu powiedział między innymi: Niech to odznaczenie stanie się znakiem hołdu, jaki w imieniu całego narodu składam temu wspaniałemu kapłanowi i jednemu z najlepszych synów Polski. Cześć jego pamięci!

Można obecnie mówić o kulcie ks. Władysława Gurgacza, który się szerzy szczególnie w ostatnich latach wraz z powrotem do świadomości społeczeństwa Żołnierzy Wyklętych, których ks. Gurgacz był kapelanem. Nie bez przyczyny ks. Gurgacz zwany jest Popiełuszką czasów stalinowskich, bo te postaci niepokornych, niezłomnych kapłanów są bardzo bliskie i obaj w ciężkich dla społeczeństwa czasach zachowali się jak trzeba.

Do Sejmu RP został złożony projekt o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Kapłanów Niezłomnych, który ma przypadać na 19 października, począwszy od 2018 r. Jest ustanawiany w hołdzie prześladowanym księżom, niezłomnym obrońcom wiary chrześcijańskiej i niepodległej Polski. W uzasadnieniu projektu przywołano również postać ks. Władysława Gurgacza.

„Ks. Gurgacz dla nas jest świętym”

Grupa rekonstrukcji historycznej „Żandarmeria” i weterani na mszy na Hali Łabowskiej 2015 | Fot. J. Wieczorek

Kościół w Polsce od 2008 r. (Zebranie Plenarne Episkopatu Polski w dniach 17–18 czerwca 2008 r. w Katowicach) przygotowuje się do zbiorowego procesu beatyfikacyjnego ofiar komunizmu. Na ołtarze mają zostać wyniesieni katolicy, którzy w latach 1917–1989 zostali zamordowani z nienawiści do wiary przez prześladowców należących do reżimu komunistycznego. Postulator procesu ks. dr Zdzisław Jancewicz powiedział KAI w 2017 r. „Trzeba sprawdzić, czy istnieje kult prywatny lub chwała świętości takich osób. Należy zbadać kwestię męczeństwa: czy ktoś rzeczywiście poniósł śmierć za wiarę i Kościół. Może się okazać, że wiele z tych osób to patrioci, ale niekoniecznie spełniający kryteria, które mogą być podstawą do rozpoczęcia procesu”. Wśród ponad 80 kandydatów na ołtarze jest także ks. Władysław Gurgacz, którego patriotyzm nie ulega wątpliwości, podobnie jak śmierć poniesiona za wiarę i Kościół oraz istnienie jego kultu.

Jeden z ostatnich żyjących żołnierzy „Żandarmerii”, znający ks. Władysława Gurgacza – Zbigniew Obtułowicz ps. Sarat, major, żołnierz PPAN, prezes oddziału Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Nowym Sączu, w rozmowie 4 października 2017 r. (dostępna na moim kanale YouTube) w siedzibie AK w Nowym Sączu powiedział: „Ks. Gurgacz dla nas jest świętym”.

Czy takie będzie też stanowisko będzie postulatora procesu beatyfikacyjnego?

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji” znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji” na s. 6 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dzisiejsze krzyże wydają się cięższe niż w czasach Jezusowych/ Abp Gądecki podczas Rady Konferencji Episkopatów Europy

Problemem nie było i nie jest istnienie Boga, ale znaczenie Boga, rola, jaką odgrywa w naszym życiu. Społeczeństwa ponowoczesne zaczynają wierzyć w możliwość osiągnięcia ziemskiej nieśmiertelności.

Abp Stanisław Gądecki

Pierwsza sprawa to wiara. Jest ona czymś więcej niż tylko teoretycznym przyjęciem jakichś prawd, niż wyuczeniem się na pamięć „Credo”. Wyraża się ona nie tylko w uznaniu wszystkich prawd objawionych przez Boga, ale przede wszystkim w zaufaniu Jemu oraz w czynach potwierdzających to zaufanie. (…) Jest sprawą niezwykle interesującą, że chociaż Biblia odzwierciedla kilkanaście wieków dziejów Izraela i przedstawia dzieje ogromnej liczby różnych ludzi, nigdzie nie znajdziemy w niej wyrażonego wątpienia w sam fakt istnienia Boga.

Kiedy Stary Testament powie, że Hebrajczycy „nie uwierzyli” w Jahwe, nie oznacza to wcale, że oni powątpiewali w Jego istnienie. Znaczy to tylko tyle, że Mu nie zaufali, że gdzie indziej szukali swojego życiowego oparcia (można przecież zwątpić w kogoś, nie wątpiąc wcale w jego istnienie. Można wątpić w czyjąś moc, rozum, wierność, lojalność, uczciwość, nie podając jednocześnie w wątpliwość samego istnienia tej osoby). (…)

Wiara nie jest jakimś irracjonalnym uczuciowym i nieprzekazywalnym doświadczeniem, nie znajdującym wystarczających racji rozumowych dla swojego uzasadnienia. Ona jest właśnie rozumowym rozeznaniem wcześniejszego doświadczenia innych lub ich świadectwa traktowanego jako znak. Jest rozumnym odczytywaniem znaków.

Zilustrujmy to prostym obrazem. Otóż wyobraźmy sobie, że jedziemy samochodem i zbliżamy się do szczytu wzgórza. Z naszego punktu widzenia nie widać dalszego ciągu drogi leżącej za wzgórzem. Czy jednak ów brak widoczności spowoduje, że zatrzymamy samochód i pójdziemy sprawdzić pieszo, czy droga ta ciągnie się dalej? Z pewnością nie. Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że ufamy znakowi postawionemu przy drodze, który informuje, iż droga ta prowadzi nas do miejscowości, do której pragniemy dotrzeć. Co więcej, dalej będziemy jechali z tą samą ufnością, co przedtem, gdyż „wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1). (…)

Drugi temat to nasze uczynki wypływające z naszej wiary. Nowy Testament zdaje się zakładać dwie przeciwstawne drogi, prowadzące do usprawiedliwienia. Jedna – reprezentowana przez apostoła Pawła – prowadzi do usprawiedliwienia przez wiarę. Druga – opisana przez apostoła Jakuba – prowadzi do tego samego celu przez uczynki. Na pierwszy rzut oka te dwie drogi wykluczają się wzajemnie. (…)

Jest oczywiste, że słów Pawła Apostoła: „Sądzimy bowiem, że człowiek bywa usprawiedliwiony przez wiarę, bez uczynków Zakonu, nie należy odczytywać w taki sposób, że człowiek, który otrzymał wiarę i pozostał przy życiu, może być uznany za sprawiedliwego, nawet jeśli żyje w zły sposób. […]

Tak twierdzi Jakub, tak też Paweł Apostoł w wielu miejscach wyczerpująco i jawnie powiada: wszyscy, którzy uwierzyli w Chrystusa, powinni wieść prawe życie, aby uniknąć kary. Sam Pan również o tym wspomina, mówiąc: „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, ale ten, co czyni wolę ojca mego, który jest w niebie, ten wejdzie do królestwa niebieskiego” i gdzie indziej: „Czemuż to mnie nazywacie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co powiadam?”, a także: „I każdy, który słucha tych słów moich, a nie wypełnia ich, będzie podobny człowiekowi głupiemu, który zbudował swój dom na piasku”.

Tak więc stanowiska obu apostołów, Pawła i Jakuba, nie przeczą sobie wzajemnie, gdy jeden twierdzi, że człowiek jest usprawiedliwiony z wiary niezależnie od uczynków, drugi zaś – że wiara bez uczynków jest pusta. Pierwszy bowiem mówi o uczynkach poprzedzających wiarę, drugi o tych, które są następstwem wiary […] (Św. Augustyn, Księga osiemdziesięciu trzech kwestii, Kęty 2012, 270-271).

Tak więc słuszne jest stwierdzenie Maxa Plancka: „Nauka konieczna jest do poznania, a wiara do czynów i postępowania”.

(…) Krzyż nie jest tylko prywatnym symbolem pobożności, nie jest tylko oznaką przynależności do pewnej grupy społecznej. On mówi o nadziei, mówi o miłości, mówi o Bogu, który wynosi pokornych, daje siłę słabym, pozwala pokonywać podziały i zwyciężać nienawiść miłością. Świat bez Krzyża byłby światem bez nadziei, światem, w którym słaby nadal byłby wykorzystywany a ostatnie słowo należałoby do ludzkiej chciwości. (…)

Dzisiejsze krzyże zdają się być cięższe, aniżeli w czasach Jezusowych, ponieważ ten świat został prawie całkowicie opanowany przez tzw. ideologię ponowoczesności. Ta ideologia istotowo zmienia sytuację duchową Europy. Pod jej wpływem społeczeństwa ponowoczesne przyjmują cechy społeczeństw utopijnych, czyli zaczynają wierzyć w możliwość osiągnięcia ziemskiej nieśmiertelności i doskonałości.

Całe wystąpienie abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Wiara, uczynki i krzyż”  oraz Komunikat Końcowy Zebrania Plenarnego Rady Konferencji Episkopatów Europy, Poznań, 13–16 września 2018 roku, znajduje się na s. 7 i 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wystąpienie abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Wiara, uczynki i krzyż” oraz Komunikat Końcowy Zebrania Plenarnego Rady Konferencji Episkopatów Europy, Poznań, 13–16 września 2018 roku, na s. 7 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Każdy ma swoje zadanie do spełnienia”. Rozmowa z gospodarzami historycznego klasztoru bernardynów w Warcie

Na szczęście głową Kościoła jest Chrystus i myślę, że On sobie z każdym problemem poradzi. Złowróżbne przewidywania są bardzo realne, jeżeli tylko po ludzku podchodzimy do problemów.

Antoni Opaliński
Hiacynt Balcerzak
Sławomir Zaporowski

Wiele starych kościołów w Polsce ma wnętrza całkowicie pozbawione zabytków. Tymczasem tutaj wiele zachowało się z klasztornego wyposażenia.

Brat Hiacynt: Bernardyni byli zawsze mocno związani z Polską i wszystko, cokolwiek dotykało Polski, dotykało też zakonu. Jakoś w tych wszystkich naszych nieszczęściach, także narodowych, kościół ocalał, mimo kasaty klasztoru i tego, że za Niemca w kościele był magazyn różności. Udało się ocalić najcenniejsze, czyli wnętrze kościoła. W naszym kościele są obrazy Tomasza Dolabelli, ciekawe ołtarze boczne, zwłaszcza Stanisława Wolniewicza, który był rzeźbiarzem wysokiej klasy. Są też freski brata Walentego Żebrowskiego. Niestety klasztor uległ poważnej dewastacji. Nic też nie zostało z klasztornej biblioteki.

Brat Hiacynt Balcerzak, zakrystian i organista | Fot. K. Tomaszewski

Co działo się przez te wieki z budynkiem klasztornym?

Przede wszystkim pełnił swoją funkcję klasztoru. W połowie XVIII wieku utworzono tutaj szkołę zakonną, która była o tyle specyficzna, że uczyli się w niej również protestanci i Żydzi, tak że był, można powiedzieć, ekumenizm tudzież prawdziwe, międzywyznaniowe braterstwo. Zakonnicy dbali, żeby szkoła miała bardzo dobry poziom, a ta sława zachęcała do nauki także protestantów i Żydów.

Podczas zaboru rosyjskiego urządzono tu szpital, co było karą za to, że zakonnicy udzielali się patriotycznie. Cała prowincja została skasowana, klasztor zamieniono na szpital i niestety uległ dewastacji. Zniszczono między innymi tę słynną bibliotekę. Wnętrza klasztorne zostały przerobione na sale szpitalne.

Oglądaliśmy miejsca, które przetrwały, między innymi zakrystię i jej wyposażenie. W zakrystii znajduje się szafa, z której prowadziły tajemnicze drzwiczki. Proszę o tym opowiedzieć.

Dawniej ludzie byli bardziej praktyczni niż teraz. Przy zakrystii potrzebne było miejsce na przechowywanie wina. W klasztorach przeważnie był też i karcer dla co bardziej krnąbrnych zakonników. Taka piwniczka znalazła się u nas akurat pod zakrystią. Żeby ukryć to miejsce, bracia wymyślili, że zrobią wejście w takiej dużej komodzie. Piwniczka do dzisiaj ładnie się zachowała. Jest to jeden z reliktów średniowiecza. (…)

Jak wygląda sytuacja historycznych zakonów dzisiaj, w czasach pewnego zamętu duchowego?

Ojciec gwardian: Może w Polsce nie jest to jeszcze widoczne, ale na Zachodzie liczba powołań drastycznie spada. Wystarczy wspomnieć, że w ostatnich latach trzy prowincje w Niemczech zostały zredukowane do jednej. To świadczy o tym, jak bardzo potrzeba kapłanów, w ogóle – jak bardzo potrzeba, by powróciła idea pięknego życia Świętego Franciszka z Asyżu. Ale bardziej przykre jest to, że w kolebce franciszkanizmu, we Włoszech, kraju o pięknych tradycjach religijnych, patriotycznych, sprawa powołań mocno rzutuje negatywnie na społeczeństwo. Brak młodych ludzi, którzy by podjęli inicjatywę i poszli za ideałami Świętego Patriarchy, Świętego Franciszka.

Z czego wynika kryzys powołań?

Myślę, że przyczyn jest wiele. Można powiedzieć: wygoda życia, także zaprzestanie kultywowania pewnych tradycji w rodzinach. Łatwość życia… Trudno mi tak na zawołanie wyliczyć, ale życie zakonne nie jest łatwe. Ono jest piękne, daje, jak powiedziałem, ogromną satysfakcję. Ale nie jest to życie łatwe. Każdy zakonnik jest w pewnym sensie skazany na samotność.

Brat Hiacynt: Jeśli chodzi o powołania, sytuacja nie jest rewelacyjna, ale tragedii też nie ma. Pan Bóg daje tyle, ile daje. Trzeba to po prostu przyjąć. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Czasami jeden człowiek może zrobić więcej niż wielu. Zostawmy to Panu Bogu.

Każdy ma swoje zadanie do spełnienia. Ja jestem zakrystianem, organistą i mam to robić tak dobrze, jak potrafię. I jeżeli każdy będzie robił to, co do niego należy, to przyszłość Kościoła i narodu nie będzie budziła smutku czy niepokoju, tylko wszystko będzie szło do przodu.

Ojciec Sławomir Zaporowski, gwardian klasztoru i proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP w Warcie | Fot. K. Tomaszewski

Niektórzy mówią, że nadchodzący z Zachodu proces laicyzacji jest nieuchronny. Jak to wygląda w świetle doświadczeń duszpasterskich Ojca?

Ojciec Gwardian: Na szczęście głową Kościoła jest Chrystus i myślę, że On sobie z każdym problemem poradzi. Złowróżbne przewidywania są bardzo realne, jeżeli tylko po ludzku podchodzimy do problemów. Ale w każdej chwili to się może zmienić, prawda? (…)

Powiedział Ojciec, że społeczność Warty jest wspaniała. Jakimi cechami się charakteryzuje?

Tu są ludzie prości i bardzo serdeczni, ludzie ciężkiej pracy – i to należy podkreślić. I właśnie ta ciężka praca powoduje, że mają oni ogromną wdzięczność dla duszpasterzy, którzy ich prowadzą. Służymy im naszą pracą i próbujemy im wychodzić naprzeciw, chociażby w ten sposób, że nie ma normowanych godzin pracy kancelarii, tylko mój numer telefonu komórkowego jest wszystkim znany i w każdej chwili jestem do dyspozycji, bo wiem, że ludzie potrzebują mojej obecności akurat teraz, a nie w innym czasie. To obopólne zrozumienie powoduje, że mamy wspaniałe porozumienie na płaszczyźnie duszpasterskiej i parafialnej.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z bernardynami, ojcem Sławomirem Zaporowskim i bratem Hiacyntem Balcerzakiem, pt. „U współbraci Księdza Robaka w Warcie”, znajduje się na s. 12 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z bernardynami, ojcem Sławomirem Zaporowskim i bratem Hiacyntem Balcerzakiem, pt. „U współbraci Księdza Robaka w Warcie” na stronie 12 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Armagedon intelektualny – czy już nastąpił?/ Danuta Moroz-Namysłowska, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 51/2018

Czy zbliża się rewolucja ogłaszająca śmierć książek i autorów, a jej żerem będzie kolejna dewastacja wszystkiego? Łatwa, prosta i przyjemna, nie wymagająca poznania, dociekań, szacunku do dorobku…

Danuta Moroz-Namysłowska

Armagedon intelektualny?

Pojęcie ‘limotrofy’ (‘limitrofy’? nie natychmiast pojawia się w wyszukiwarce, a kiedy już, to trzeba się naczytać (zachęcam!)… We mnie ono, chyba nie bez racji, wzbudziło podejrzliwość – podobnie jak nie znoszę dyskryminującego pojęcia ‘Kresów’…Kto i kiedy ustanowił ważne centrum i poślednie kresy? I czego – wreszcie – są limotrofy i czego kresy?

Jak się okazuje, filozofowie i geopolitycy wespół w zespół od dawna mieszają i mącą w „narodowych kadziach”, układają potencjalne opcje i scenariusze przyszłych wydarzeń i zmian geopolitycznych, o nic nikogo nie pytając – bo i po co? Przecież przyzwyczailiśmy ich do naszych rąk w nocnikach nie raz – po dziesięcioleciach dopiero dowiadując się, w którą stronę nas prowadzono i ku czemu. W postkomunie i liberalnej „cieciej” RP posłusznie nie robiliśmy polityki, budując rzekomo mosty (gdzie one są?), patrzyliśmy w przyszłość (wypatrzyliśmy tylko Tuska na unijnej intracie), szanowaliśmy „autorytety”, które z własnej ręki legły w gruzach…

Mamy trening. Dlaczego zatem np. Frank Furedi zastanawia się – podobnie jak ja, wiecznie pogubiona na ścieżkach mądrości – „gdzie się podziali wszyscy intelektualiści”? W końcu to profesor socjologii Uniwersytetu Kent w Wielkiej Brytanii. Jeśli „się podziali” – to znaczy, że ich nie ma? „Wszystkich”? To aż tak tragicznie rzeczy się mają?

Chyba niewesoło – skoro autor cytowane pytanie uczynił tytułem jednej ze swoich książek, którą w 2014 roku przełożono na język polski. Już wstęp jest „wyprawą do kraju filistrów” – a zatem prowokowaniem awantury, której się, oczywiście, doczekał. Filister bowiem – to według Oxford Dictionary „człowiek o wąskich horyzontach, zainteresowany wyłącznie sprawami materialnymi i przyziemnymi” (Oxford 1965, s.148). Autora zaatakowano za sformułowanie „choćby jedna książka”, której przeczytania nie wymaga się obecnie w uniwersyteckich programach kształcenia studentów.

Obecnie „książka to tylko jedno z wielu źródeł wiedzy, które z łatwością można uznać za nieistotne lub marginalne – zaś żądzę wiedzy i dążenie do doskonałości i prawdy przedstawia się dziś jako coś niestosownego i dziwacznego, jako rodzaj folgowania własnym zachciankom” (F. Furedi, Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, Warszawa 2014, s. 8).

Sam brytyjski minister edukacji kształcenie się dla samego zdobywania wiedzy uznał za „trochę nieuczciwe” oraz „średniowieczny przesąd”. Według Furediego jest to obecnie istota globalnego „filisterskiego etosu, który kształtuje dzisiejszą politykę edukacyjna i kulturalną” (s. 9).

Jak stwierdza, taki stan rzeczy nie jest współczesnym wynalazkiem, bowiem Goethe, Nietsche, Marks i wielu innych doskonale orientowali się w prawach wpływu rynku na rozwój kultury i sztuki – co gorsza, filisterstwo już dawno ulegało instytucjonalizacji na najwyższych szczeblach władzy wśród zarządców wyższych uczelni, muzeów, galerii… Treść życia kulturalnego i umysłowego stawała się bez znaczenia, liczyło się jedynie to, czy kulturę i naukę da się wykorzystać do celów zupełnie im obcych!

Współcześnie ideę „wspólnoty uczonych poszukujących prawdy” powszechnie i niemal oficjalnie traktuje się z pogardą, do możliwości jej odkrycia odnosi się sceptycznie i lokuje ją w dziedzinie fikcji – a nie jako cel intelektualnych zmagań – pisze Furedi (s. 39). Moja refleksja: czy może w takich realiach dziwić dobre samopoczucie sprawców Smoleńska?

Wszechobecny jest relatywizm – pogląd, zgodnie z którym prawda i moralność nie są absolutne, lecz zależne od tego, jaka grupa czy autorytet za nimi stoją. Odkąd prawdę można podawać w różnych ujęciach i z wielu stron, straciła ona kluczową rolę w kulturalnym życiu społeczności. Degradacja roli prawdy wpłynęła z kolei na sztukę, na uniwersytetach zakwestionowały ją teoria krytyczna i poststrukturalizm. Według Rona Barnetha oznacza to „epistomologiczne podkopanie fundamentów wyższej edukacji (R. Barneth, The Idea of Higher Education, Bukingham 1990, s. X). Odkąd wiedzę zaczęto pojmować jako władzę i dostosowywać ją do wymagań ekonomii, a rządy – traktować ją jako broń o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa narodowego – stała się ona produktem o znaczeniu strategicznym bądź zbanalizowanym i lekkostrawnym na użytek masowy.

Wiedza w ten sposób straciła związek z intelektualnym gruntem, z którego wyrastała, i coraz bardziej staje się wytworem procesu technicznego, a nie pracy umysłowej. Stąd postmodernista Jean Francois Lyotard mógł ogłosić „podzwonne dla Profesora”, gdyż jego zdaniem nie jest on bardziej kompetentny od zasobów komputera.

Czy zatem zbliża się rewolucja ogłaszająca śmierć książek, śmierć autorów i jedynym jej żerem będzie kolejna dewastacja wszystkiego – religii, tradycji, historii, literatury, filozofii, jako „stereotypów”, „przesądów”, „ciemnogrodu” etc.? Łatwa, prosta i przyjemna, nie wymagająca poznania, dociekań, badań, szacunku do dorobku…

Po co kształcić się, przemęczać, wchodzić w merytoryczne dyskusje i spory? Wystarczy krzewić k u l t „zwyczajności”, „zwykłości”, minimalizmu, uprawiać socjologię równania w dół, tworzyć programy „reality show”, w których artyści, niczym kelnerzy, dostarczają menu konsumentom lub, jak lekarze, świadczą usługi pacjentom-widzom. Traktowanie ludzi jak chorych lub dzieci o małym rozumku, pouczanie ich nieustannie, zawstydzanie lub poklepywanie, oświecanie ściemniając, negocjowanie standardów, ustawiczny konformizm, dążenie do najmniejszego wspólnego mianownika, włączanie uprzednio wykluczonych przez pogardzanie nimi, stwarzanie pozorów partycypacji – to notoryczne praktyki współczesnych inteligentów i elit politycznych i kulturalnych.

Jednak elektorat (instrument jednorazowego wyborczego użytku) nie jest taki głupi, jak sądzą o nim „elity” i ich media. Zmęczony i zniesmaczony nieuczciwą grą z nim, odmawia coraz częściej obecności przy urnach wyborczych. Jest to praktyka powszechna. W polskich realiach w 2015 roku nastąpił wyraźny przełom – Polacy zagłosowali na „oszołomów”. „Elity” nie potrafią do dziś niczego zrozumieć i z niczym się pogodzić. Uparte dążenie Prawa i Sprawiedliwości do jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji z tzw. totalną opozycją spełza na niczym.

„Nie, bo nie” i „żeby było tak jak było” stało się niemal standardem, co jak sądzę, wynika z dwóch powodów: 1 – aintelektualnej pogardy dla elektoratu PiS (Katoli, Roboli i Kiboli) i nachalnego, bezkrytycznego trzymania się mniemania „to my jesteśmy elitą” 2 – niechęci do składania programowych obietnic, które wypadałoby dotrzymać – a tego nie zamierzali i nie zamierzają.

Z omówionej, z konieczności w skrócie, książki brytyjskiego socjologa (i tu uwaga!: O ŚWIATOPOGLĄDZIE LEWICOWYM!) wynika powszechność intelektualnej niemocy poznawczej. W USA np. funkcjonują pogardliwe pojęcia ‘pebbledach people’ (małżeństwa w wieku 35–50 lat, pracownicy korporacji, mieszkający w bliźniakach z elewacjami z tynku kamyczkowego, ang. peebledach), ‘worcester woman’ (kobieta z prowincji), ‘valley girl’ (kobieta nadmiernie skupiona swoim wyglądzie) czy ‘salat dodger’ (osoba z nadwagą)… Jednocześnie całe zaangażowanie inżynierii społecznej ma na celu jedno – za wszelką cenę utrzymanie kontaktu z ludźmi pogardzanymi, w celu manipulowania nimi dla swoich korzyści. Rzecz w tym, że na nic są wszystkie sztuczki pijarowe, całe instrumentarium public relations, łącznie z natrętną wszędobylską reklamą – ludzie odsuwają się, wyczuwając nieautentyczność, hipokryzję, fałsz, wyłapują kłamstwa, tropią fake newsy w mediach społecznościowych. Zapaść semantyczna i przekształcanie pojęć nadal są niebezpieczne – jednak należy mieć nadzieję, że zdrowy rozsądek i bezinteresowny gen poznawania prawdy nie dadzą się zabić.

Swoją drogą – lemingi koniecznie powinny tę książkę przeczytać, by zastanowić się, czy ich osławiona już „wrażliwość” nie spowodowała opisywanego w niej Armagedonu intelektualnego…

A limotrofy i kresy? Wspierajmy je nadal, być może to one są ocalającym centrum?

 

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Armagedon intelektualny?” znajduje się na s. 8 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Armagedon intelektualny?” na s. 8 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Modlitwa poranna i wieczorna. Praktykujący rodzice i dziadkowie uczą swoje potomstwo odmawiania jej od najmłodszych lat

Pacierz zawiera wszystkie elementy skutecznej modlitwy. Składają się na to formy odniesienia do Pana Boga zawarte w czterech literach „P”: pochwalenie, podziękowanie, przeproszenie i prośba.

Barbara M. Czernecka

Pacierz jest zbiorem formułek, w skład których wchodzą zwłaszcza te podstawowe, jak Modlitwa Pańska, Pozdrowienie Anielskie, Skład Apostolski, Dekalog, Przykazania miłości Boga i bliźniego… Szczególnie popularną i zarazem prostą jest Modlitwa do Anioła Stróża. Jest to też pierwsza rymowanka, której uczą się nawet bardzo małe dzieci. Aniołowie bowiem bywają postrzegani jako doskonali pośrednicy między Panem Bogiem a ludźmi. Zwłaszcza ich tajemnicza duchowość pobudza człowiecze myślenie o istotach niebiańskich. (…)

Zachowane do naszych czasów starodawne aniołki z pokojowych ołtarzyków są już nieco wyblakłe, przykurzone, a nawet lekko wyszczerbione. Upodobniły się do naszych – ludzi żyjących współcześnie – prywatnych modlitw. Są, delikatnie mówiąc, zaniedbane – porównywalne z naszymi relacjami z ponadziemskim światem. Jesteśmy bowiem bezustannie niewyspani, zagonieni, rozdrażnieni, przemęczeni. Wstajemy już zazwyczaj spóźnieni, ciągle gdzieś dążymy, działamy, czegoś potrzebujemy, czymś się denerwujemy… i kładziemy się spać do wszystkiego zniechęceni. Rzadko znajdujemy kilka minut, aby pobożnymi myślami unieść swoją duszę ponad trudną rzeczywistość. (…)

Potrzeba religijna jest częścią ludzkiej natury. Człowiek musi wierzyć i dawać temu wyraz w praktyce. Jeśli na szczycie hierarchii swoich wartości nie odnajdzie prawdziwego Pana Boga, stoczy się w przepaść zatracenia. A nawiązane relacje z Bytem Absolutnym musi stale pielęgnować poprzez sprawdzone rytuały. Dlatego już od dziecięcych lat zaleca się odmawiać zwyczajny pacierz. Zawiera on wszystkie elementy skutecznej modlitwy. Składają się na to formy odniesienia do Pana Boga zawarte w czterech literach „P”: pochwalenie, podziękowanie, przeproszenie i prośba. Jeszcze bardziej wartościowa dla ciała i duszy jest pieśń religijna, zgodnie z przysłowiem, że „kto śpiewa, modli się dwa razy”.

Bardzo jest ważne, aby dzień zaczynać i kończyć z Panem Bogiem.

Cały artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Modlitwa poranna i wieczorna” znajduje się na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Modlitwa poranna i wieczorna” na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Anna Pawełczyńska – ostatnie ogniwo, poprzez ciągłość idei łączące wczorajszą wielką Polskę z dzisiejszą małą Polską

Kto nie zna historii, nie rozumie, że to, co było, może wrócić, a zbrodnia siedzi w człowieku jak kołek, bez względu na rasę i wykształcenie. Jej skala rośnie proporcjonalnie do postępu technicznego.

Ryszard Surmacz

Prawdy życia nie zrozumiemy poprzez kryterium blichtru, sensacji, fikcji literackiej czy ekranowej. W jej życiu ból bolał, śmierć żyła – jednym zabierała ciało, innym nadzieję; głód wskrzeszał każdy instynkt, a gówno śmierdziało. Było zło, które człowiek człowiekowi zgotował, i było dobro, które rozproszone w ludziach, czekało na ludzką solidarność. Kto nie zna historii, nie zdaje sobie sprawy, że to, co było, może wrócić i że zbrodnia siedzi w człowieku jak kołek, bez względu na rasę i wykształcenie. Jej skala rośnie proporcjonalnie do postępu technicznego. A teraz, Drogi Czytelniku, jeżeli naprawdę chcesz zrozumieć, co tak doświadczona osoba do Ciebie mówi, musisz porzucić świat wirtualnej rzeczywistości, który Cię wychował i wejść w świat prawdy, który przekazuje Ci Pawełczyńska. (…)

Pawełczyńska poruszała się w czterech obszarach: tradycji polskiej, patriotyzmu, wartości i… oczekiwania. Jak interpretuje tradycję?

Z tradycji szlacheckiej i chłopskiej wywodzi się przywiązanie do ziemi, z rzemieślniczej rzetelność pracy, ambicje jej najlepszego wykonania; z robotniczej – idea międzyludzkiej solidarności i sprawiedliwości; z inteligenckich – zrozumienie wartości kulturowych i poczucie odpowiedzialności; z tradycji szlacheckich – umiłowanie wolności, wzory patriotyzmu, bezwzględna uczciwość oraz odpowiedzialność za słowo; z mieszczańskich – gospodarność i oszczędność (Ścieżkami nadziei, s. 49).

Jak interpretuje patriotyzm?

1. Kryterium motywacji patriotycznych jest potrzebne do interpretacji ostatnich 200 lat polskiej historii, a przede wszystkim czasów współczesnych. Pozwala na rozumienie długiego okresu naszych dziejów. Pozwala też na to, by rozważać łącznie całe cykle zdarzeń, ich konteksty, uwarunkowania i skutki. Jest też przydatne do sformułowania hipotez na temat współczesnych i przyszłych zagrożeń Polski oraz do wskazania na grupy interesów zaangażowane w kształtowanie przyszłości Polski i wpływanie na jej miejsce w Europie. Oparcie definicji na kryterium patriotyzmu chroni przed uproszczeniami, do których prowadzi koncentracja na zdarzeniach współczesnych, pomijająca głębię tkwiących w przeszłości uwarunkowań. Pozwala na dynamiczną analizę procesów historyczno-kulturowych i rozumienie motywacji i postaw, które społeczny dynamizm pobudzały (O istocie narodowej tożsamości, s. 113).

2. Równocześnie w ogromnym stopniu zaczęła procentować działalność z okresu międzywojennego, w czasie której pogłębiało i poszerzało się poczucie wspólnoty Polaków zarówno tej rodzinnej, sąsiedzkiej, światopoglądowej, jak i kulturowej. Dzięki temu okres okupacji zaprocentował […] stworzeniem Polskiego Podziemnego Państwa, poczuciem solidarności ludzi sobie obcych, którym świadczono pomoc. Można więc powiedzieć, że nastąpiło upowszechnienie patriotyzmu i kultury współżycia, a normy moralne i obyczajowe działające w okresie międzywojennym dały ogromny efekt dla przetrwania czasów wyjątkowo ciężkich i trudnych (Przyszłość dla przyszłości. Rozmowy o Polsce z prof. Anną Pawełczyńską, (s. 40).

Jak interpretuje wartości?

1. Uznanie nadrzędności wartości materialnych może zniszczyć związek człowieka z tym, co robi (Ścieżkami nadziei, s. 55). Wprawdzie nie jest możliwe, aby ideologia bezinteresownej twórczości upowszechniła się w konsumpcyjnym społeczeństwie. Jest jednak możliwe, aby myślenie jednostek lub grup społecznych ukształtowało w sobie postawę twórczą wzbogacającą ludzkie życie. Cel działania przeniósłby się z potrzeby dominacji na potrzebę poznania i rozumienia (s. 57). Ponadto poczucie uczestnictwa w historii ludzkości poszerza biologiczne trwanie jednostki o trwanie kulturowe (s. 58). (…)

Przyszła Profesor została wychowana na wielowiekowych i tradycyjnych polskich wartościach. Jeżeli pisze o totalitaryzmach, to jednocześnie o dwóch: hitlerowskim i komunistycznym. Hitlerowski został opisany, natomiast totalitaryzm komunistyczny, jak pisze, przeniknął do Polski w sposób podstępny i niejawny. Z jego skutków do dziś nie zdajemy sobie sprawy.

Co więc Pawełczyńska radzi? Wymienia trzy filary, bez których nie może nastąpić ani rekonwalescencja kulturowa, ani powrót do prawdy:

1. Wiedza. Wiedza specjalistyczna jest potrzebna w sprawach zawodowych, ale wiedza ogólna jest niezbędna dla naszego człowieczeństwa i rzetelnych stosunków z innymi ludźmi. Wiedzę obronną daje znajomość własnej kultury i historii. Brak tej wiedzy czyni człowieka dziecinnie bezbronnym (Ścieżkami nadziei, s. 41). A więc na drodze do wolności Pawełczyńska na pierwszym miejscu stawia wiedzę.

2. Rozumienie. Służy ono kształtowaniu właściwej osobowości oraz stosunku do ludzi i świata. Nie zdolność do gromadzenia informacji, lecz zdolność do trafniejszej, intuicyjnej, bardzo szybkiej ich selekcji pozwala nam poznać zjawisko jako określony kształt rzeczywistości (s. 42). Zrozumienie więc drugiego człowieka jest nawiązaniem solidarności we wspólnej walce ze złem.

3. Tolerancja. Jest ona rezultatem wysiłków całego życia i starań o rozumienie ludzi i ich dążeń. Dopiero wygaszanie emocji pozwala powrócić na płaszczyznę dialogu (s. 50–51). Tolerancja jednak nie może przekraczać norm kulturowych i cywilizacyjnych.

(…) Patriotyzm, poczucie odpowiedzialności oraz wiedza są znakami jakości człowieka. Profesor podkreślała, że nie tytuły, lecz zasługi wyznaczają hierarchię ważności. Gdy człowiek odchodzi, staje najpierw przed sądem Bożym, ale niech nikomu się nie wydaje, że uniknie sądu ludzkiego. Gdy umiera, zostaje jego dzieło.

Z prądem czy pod prąd. Anna Pawełczyńska, myśliciel społeczny. Materiały pokonferencyjne. Fundacja Inicjatyw Społecznych „Barwy Ziemi”, ul. Tęczowa 169, 20-517 Lublin, tel. 781-324-245, e-mail: barwyziemi@interia.eu

Cały artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Anna Pawełczyńska. Zamiast Księgi Pamiątkowej” znajduje się na s. 8 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Anna Pawełczyńska. Zamiast Księgi Pamiątkowej” na s. 8 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Prezydent Poznania wsparł demoralizatorów: „Obraliśmy w Poznaniu kierunek miasta europejskiego i będziemy konsekwentni”

Na wszystkich tramwajach w Poznaniu wywieszono tęczowe flagi. Szybko je jednak zdjęto, gdyż zaprotestowali mieszkańcy oraz tramwajarze, którzy nie chcieli prowadzić pojazdów z symboliką deprawatorów.

Kinga Małecka-Prybyło

Stop! deprawatorom seksualnym

W sobotę 11 sierpnia odbył się w Poznaniu tzw. „marsz równości”, w trakcie którego promowano homoseksualizm oraz domagano się legalizacji w Polsce homoseksualnych „małżeństw”. Organizacja tego typu marszu to również pierwszy krok w strategii oswajania Polaków z pedofilią. Jako działacze Fundacji, która od lat przeciwstawia się deprawacjom seksualnym, wiemy o tym aż nadto dobrze.

Pochód demoralizatorów wsparł aktualny prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, który powiedział: „Obraliśmy w Poznaniu kierunek miasta europejskiego i będziemy konsekwentni, nawet gdy pojawiają się trudności”.

Co to w praktyce oznacza? Że władze miasta i podlegające im służby nie będą miały żadnej litości i tolerancji dla tych, którzy ośmielą się mieć inne niż one zdanie na temat deprawacji dzieci, homoseksualizmu i jego związków z pedofilią. Doświadczyli tego nasi wolontariusze, którzy dzięki pomocy naszych darczyńców stanowczo zareagowali na skandaliczne plany deprawatorów. Co się wydarzyło?

Jak to było w Poznaniu?

Na trasie przemarszu homoseksualnych aktywistów nasi wolontariusze ustawili specjalnie przygotowane na tę okazję samochody, oklejone antypedofilskimi plakatami. Jednym z nich kierował mój kolega Dawid, który został siłą zatrzymany przez policję. Funkcjonariusze przez godzinę przetrzymywali go w radiowozie, po czym przewieźli go na komisariat i próbowali skłonić do złożenia obciążających go zeznań. W tym samym czasie służby miejskie odholowały nasze samochody, ale nasi pozostali wolontariusze ukazywali związki homoseksualizmu z pedofilią za pomocą dużych transparentów. Prawdę o pedofilii pokazywał również nasz billboard, który tuż przed „paradą” został zdjęty z kamienicy blisko centrum Poznania. Naciskał na to osobiście prezydent Jaśkowiak, który straszył inspekcją nadzoru budowlanego!

Tuż przed tzw. Poznań Pride Week 2018, w imię „równości” poglądów, na wszystkich tramwajach w Poznaniu wywieszono tęczowe flagi. Szybko je jednak zdjęto, gdyż zaprotestowali oburzeni mieszkańcy oraz tramwajarze, którzy nie chcieli prowadzić pojazdów z symboliką deprawatorów.

Jak donoszą media, jeden z nich odmówił nawet przyjścia do pracy, mówiąc: „Treści, które reprezentują organizacje skupione wokół symbolu tęczowej flagi, dążą do zalegalizowania pedofilii jako orientacji seksualnej. Jako ojciec siedmiolatka nie mogę się zgodzić, aby reklamować swoją pracą w/w treści”.

I właśnie o to nam chodzi! Aby informacja o powiązaniach homoseksualizmu, lobbystów LGBT i „edukatorów” seksualnych z pedofilią i molestowaniem dzieci dotarła do jak największej liczby Polaków. Cieszę się, gdy widzę to na konkretnych przykładach.

Po Poznaniu przyszedł jednak czas na kolejne miasta.

Co nas czeka?

Już niedługo odbędzie się szumnie zapowiadana „parada równości” w Szczecinie. Homoseksualni aktywiści organizują swój pochód po raz pierwszy w tym miejscu. Jeden z nich zapowiedział: „Nie możemy czekać aż »społeczeństwo będzie gotowe«. Wy, zaczynając wasze związki, nie zastanawialiście się, czy ktoś jest na nie gotowy – my też nie chcemy. Każdy z nas ma tylko jedno życie. My chcemy nasze przeżyć godnie. Już teraz, od dziś”.

Aby zmanipulować i omamić cały naród, potrzeba kilku lat propagandy i bierności normalnych ludzi. Deprawatorzy dzieci i pedofile nie chcą tyle czekać. Chcą, aby ich postulaty zostały zrealizowane już teraz. Czy wiemy, na co tak naprawdę społeczeństwo ma być gotowe? Dobrze pokazuje to przypadek Szkocji.

James Rennie był jednym z najbardziej znanych lobbystów homoseksualnych w tym kraju. Kierował organizacją LGBT Youth Scotland, której celem była promocja homoseksualizmu wśród młodzieży i utrwalanie zaburzeń seksualnych u nastolatków. Forsował również wprowadzenie do szkockich szkół „edukacji seksualnej” oraz legalizację adopcji dzieci przez homoseksualistów. Jego stowarzyszenie było finansowane przez państwo, a on otrzymywał od rządu wynagrodzenie w wysokości 40 tys. funtów rocznie. Do czasu… W 2009 roku szkocka policja rozbiła jedną z największych grup pedofilskich, jaka działała na terytorium Wielkiej Brytanii. W trakcie akcji skonfiskowano m.in. 125 tysięcy zdjęć przedstawiających gwałty na małych dzieciach. Okazało się, że na czele tej ohydnej bandy stał James Rennie. Skazano go na dożywocie za wielokrotne molestowanie synka znajomych, którzy zostawiali maluszka pod jego opieką.

W trakcie wykorzystywania dziecka robił zdjęcia i nagrywał filmy, którymi dzielił się później z innymi pedofilami. Podczas procesu matka chłopczyka musiała obejrzeć materiały nakręcone przez pedofila. Przedstawiały one najbrutalniejsze praktyki seksualne.

Rennie dopuścił również do dziecka Neila Strachana – innego pedofila, który w dodatku był zarażony HIV. „To, co zobaczyliśmy, jest odrażające. Zszokowałoby każdego normalnego człowieka” – powiedział szkocki sędzia, który prowadził sprawę.

Proces Jamesa Renniego wywołał w Szkocji i całej Wielkiej Brytanii debatę na temat związków homoseksualizmu z pedofilią, ale temat szybko został zamieciony pod dywan, a wszyscy podejmujący go zostali oskarżeni o „homofobię” i nienawiść wobec homoseksualistów. „Kilka lat temu, gdy jeszcze nie był to temat tabu, policja udostępniła statystki dotyczące molestowania dzieci. W zależności od regionu od 23 do 43 procent tych przestępstw było sprawką gejów” – powiedziała zajmująca się sprawą brytyjska dziennikarka Lynette Burrows.

Te liczby pokrywają się z wieloletnimi badaniami prowadzonymi w USA przez dr Paula Camerona, z których wynika, że: „2% dorosłych regularnie stosuje praktyki homoseksualne. Jednak stanowi to między 20% a 40% wszystkich przypadków molestowania nieletnich”.

Te informacje są szokujące. Na próżno ich jednak szukać chociażby w mediach głównego nurtu, które czynnie wspierają pedofilskich aktywistów. „Homoseksualne lobby nie dopuszcza, by takie dane wychodziły na jaw. Gdy wypowiadam się w BBC, zabraniają mi mówić o tym niewygodnym fakcie” – mówiła Lynette Burrows. Dokładnie to samo już teraz spotyka nas w Polsce. Jakakolwiek krytyka lub odmienne zdanie na temat homoseksualizmu oznacza „homofobię” i „mowę nienawiści”. Widzieliśmy to też wyraźnie podczas ostatnich wydarzeń w Poznaniu. Zatrzymania naszych wolontariuszy, zastraszanie firm billboardowych, procesy sądowe – wszystko jest po to, aby prawda o związku homoseksualizmu i pedofilii nie wyszła na jaw.

Nie dajmy się zastraszyć

W Polsce jednocześnie forsuje się następne „marsze równości”, do oglądania których zostaną zmuszeni mieszkańcy kolejnych miast. W najbliższym czasie takie wydarzenia odbędą się w Katowicach, Szczecinie, w październiku – we Wrocławiu. Dzięki wsparciu naszych Darczyńców zrobiliśmy plakaty na billboardy i na samochody, a prawda o pedofilii dotarła choć do części mieszkańców Poznania, którzy zareagowali na działania deprawatorów. Teraz musimy zrobić to samo w pozostałych miastach. Na przeprowadzenie antypedofilskich akcji w Katowicach i Szczecinie potrzebujemy ok. 11 000 zł, a czasu na przygotowania mamy niewiele – „parady równości” odbędą się już na początku września.

W mówieniu prawdy nie możemy liczyć na duże media, które albo sprzyjają lobbystom LGBT, albo boją się oskarżeń o „homofobię”. Dlatego musimy prawdę pokazywać w niezależny sposób – na ulicach, samochodach i billboardach. Aby tak się stało, niezbędne jest wsparcie Darczyńców. Dlatego proszę o pomoc w organizacji antypedofilskich akcji w Katowicach i Szczecinie. Polacy koniecznie muszą dowiedzieć się, że za symbolem tęczowej flagi kryje się także koszmar dzieci – ofiar pedofilów.

WESPRZYJ DZIAŁANIA

Fundacja PRO – Prawo do życia
pl. Dąbrowskiego 2/4 lok. 32
00-055 Warszawa
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667

Artykuł Kingi Małeckiej-Prybyło pt. „Stop! deprawatorom seksualnym” znajduje się na s. 1 i 5 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Kingi Małeckiej-Prybyło pt. „Stop! deprawatorom seksualnym” na s. 1 i 5 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Fake newsy przyswajamy od dzieciństwa. Ponad 60% ludzi uważa, że nie potrafi odróżnić fałszywych wiadomości od faktów

Nie jest dobrze. Amerykańscy naukowcy dowodzą, że za bezrefleksyjne przyswajanie fake newsów odpowiedzialne są m.in. potrzebne każdemu do rozwoju mechanizmy wypracowane jeszcze w dzieciństwie.

Wojciech Mucha

Nasz mózg ma wykształcony mechanizm akceptacji, odrzucania, wypierania z pamięci, niezapamiętywania lub zniekształcania informacji w oparciu o to, czy są one przez niego postrzegane jako potwierdzenie, czy zaprzeczenie istniejących przekonań – dowodzą badacze.

(…) Tego typu skłonność do stronniczości powstaje we wczesnym dzieciństwie. Wówczas dziecko uczy się rozróżniać fantazję i rzeczywistość. Także wtedy – dowodzi naukowiec – dzieci zdobywają wiedzę o otaczającym je świecie m.in. na podstawie gier lub baśni. Tym samym wykształca się u nich pewien rodzaj akceptacji fantazji i kłamstwa, który zostaje utrwalony. (…)

Ludzie rozwijają w sobie zdolność do szukania potwierdzenia swoich przekonań. Takie potwierdzenie to zarazem nagroda i lek uspokajający. Szukamy potwierdzenia i gdy je znajdziemy, przestajemy zajmować się sprawą. „OK, masz rację, możesz to zostawić” – zdaje się mówić nasz mózg. I to jest właśnie pole do popisu dla wszelakich siewców fake newsów i propagandy.

Jednym ze sposobów na zmniejszenie atrakcyjności fałszywych wiadomości jest zdobycie się na odwagę poszukiwania alternatywnych informacji, które nie są koniecznie tożsame z naszym punktem widzenia. Jeśli uda się nam oswoić niewygodny dla nas pogląd, wówczas, zamiast na siłę starać się go wyprzeć, można z nim polemizować, a nawet (oby po sprawdzeniu) zaakceptować. Przykładem na takie „oswojenie” mogą być żarty ze śmierci.

Cały artykuł Wojciecha Muchy pt. „Fake newsy? Od dziecka uczysz się je przyswajać!”, znajduje się na s. 9 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Muchy pt. „Fake newsy? Od dziecka uczysz się je przyswajać!” na stronie 9 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Unia Europejska czy Stany Zjednoczone to tylko nieudolne naśladownictwo idei, która legła u samych początków Polski

Rzeczpospolita Obojga Narodów – jest określeniem używającym nieco archaicznego dla nas języka. Mowa tu jest o „rzeczy” – symbolizującej ideę, o „pospolitej”, czyli wspólnej, i „obojgu”, czyli wielu.

Marcin Niewalda

Rzecz-pospolita to inaczej mówiąc „rzecz” wspólna – idea połączenia społeczeństw, odmienna od idei podboju, na jakiej budowane były niemal wszystkie wielkie organizmy państwowe w dziejach. Możemy powiedzieć, że idea Rzeczypospolitej, choć toczona rakiem pseudowolności, była czymś unikalnym i niepowtarzalnym w historii świata. Jest też ideą na wskroś chrześcijańską i zwyczajnie ludzką.

Chociaż Polanie byli narodem bitnym i agresywnym, choć podbijali okoliczne plemiona, a niewolników sprzedawali nawet do Arabii, to nie ma śladów wojen i zniszczeń, jakie musiałyby mieć miejsce, gdyby podbijali kraj „potężnego księcia siedzącego na Wiślech”. Zamiast tego, jak przypuszczał prof. Janusz Kurtyka, widzimy potomków książąt wiślańskich dzierżących wciąż swoje posiadłości, mających wielki wpływ, a nawet zastępstwo władzy krakowskiej (palatyn Sieciech w XI wieku). Jednocześnie Polanie zmieniają religię i przyjmują znane Wiślanom już od stuleci chrześcijaństwo. Wszystko wskazuje więc na to, że doszło wtedy do unii polańsko-wiślańskiej na zasadzie – „władza wasza, religia nasza”.

Władysław-Jagiełło, proponując w 1384 roku wizjonerką umowę, nie był więc nowatorem. Propozycja ochrzczenia Litwy, wspólnych rządów dwóch różnych organizmów w szacunku do swojej odmienności, nie była na ziemiach polskich czymś zaskakującym. Mądrzy doradcy króla-Jadwigi doprowadzili do tego, że w chwili przekroczenia przez księcia litewskiego granicy został on obrany, obok swojej żony, również królem.

Cały, trwający 185 lat proces budowy idei jagiellońskiej, zakończony unią lubelską, ma przynajmniej 6 ważnych aktów. Gdy dzisiaj mówimy o powstaniu Rzeczypospolitej w 1569 roku, mamy na myśli cały ów proces jednoczenia „Obojga” narodów w szacunku dla różnej natury wszystkich.

Nazwa, której dziś używamy – Rzeczpospolita Obojga Narodów – jest więc określeniem dla nas nieco niezrozumiałym, używającym archaicznego języka. Mowa tu jest o „rzeczy” – symbolizującej ideę, o „pospolitej”, czyli wspólnej, i „obojgu”, czyli wielu. Tłumacząc tę nazwę na współczesnym język, moglibyśmy powiedzieć „Idea-wspólna Wielu Narodów” – był to bowiem efekt pracy wielu pokoleń Polaków, Litwinów, Rusinów, Wołochów, Kaszubów i rodów napływających do Polski z wielu innych stron. (…)

Mieszkańcy Unii Europejskiej otrzymują namiastkę wolności na polu emocjonalnym. Mogą „lubić” to czy tamto, wyznawać w domu, co chcą, nawet ostatnio pedofilię, ale nie wolno im weryfikować zasad wspólnoty względem jakichkolwiek wartości moralnych.

Nie wolno umoralniać „demokracji”, może to bowiem zagrozić poddaństwu gospodarczemu, z którego korzystają najbogatsi. To nie unia, to podbój z namiastką wolności.

Ale wróćmy do naszej, polskiej, wspaniałej idei wspólnoty, szanującej faktycznie godność państw i osób. Czy Jagiełło lub Oleśnicki – doradca św. Jadwigi – wymyślili coś niezwykłego? Czy może uczynił to Mieszko I wraz z pradziadkiem palatyna Sieciecha? Sięgając tak daleko, zapuszczamy się w nieznany, fascynujący świat przeszłości. Wciąż jeszcze jesteśmy tu zdani na domysły, a każdy krok jest badaniem nieznanego. A jednak mamy pewne przesłanki, które sugerują, że polski – słowiański – charakter wspólnoty istniał wiele tysiącleci wcześniej.

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rzecz-wspólna” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rzecz-wspólna” na s. 2 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego