Profesor Wojciech Roszkowski o współczesnych zagrożeniach Europy i przesłaniu książki „Świat Apostołów”

„To, co się dzieje w Europie, jest tragicznym upadkiem. Zamiast stawić czoła wyzwaniom, elity europejskie wybierają łatwiejszą drogę — zaprzeczają realnym zagrożeniom i zamykają oczy na nieuchronny kryzys”. - mówi profesor Wojciech Roszkowski

Profesor Wojciech Roszkowski, autor wielu książek, w tym niedawno wydanego przez Wydawnictwo Biały Kruk „Świata Apostołów”, podjął głęboką refleksję na temat współczesnej Europy.

14 lutego 2025 roku byliśmy świadkami i adresatami przemówienia wiceprezydenta USA Jamesa Davida Vance’a w Monachium, które wzbudziło ogromne emocje i przyciągnęło uwagę polityków, intelektualistów oraz obywateli całej wolnej Europy i świata. Jego słowa, że

„problemem Europy nie są ani Chiny, ani Rosja, lecz sama Europa”,

poruszyły wiele kwestii związanych z tożsamością Europy, paradygmatem wolności, także religijnej oraz jej przyszłością.

Profesor Wojciech Roszkowski, autor wielu książek, w tym niedawno wydanego przez Wydawnictwo Biały Kruk „Świata Apostołów”, podjął głęboką refleksję na temat współczesnej Europy. Z jego wypowiedzi wyłania się zaskakująca diagnoza kryzysu cywilizacyjnego i moralnego, w którym się znajduje. Ja osobiście widzę wiele zbieżności myśli i prognoz książki profesora Roszkowskiego „Świat Apostołów” i monachijskiego przemówienia wiceprezydenta Jamesa Davida Vance’a.

Tomasz Wybranowski


Tutaj do wysłuchania rozmowa z profesorem Wojciechem Roszkowskim:


J.D. Vance w Monachium: słowa prawdy o Europie?

Profesor Wojciech Roszkowski zwrócił uwagę na przemówienie Vance’a, które zaczęło rezonować w wielu europejskich kręgach. Zgadzając się z tezą amerykańskiego polityka, profesor Roszkowski podkreślił, że rzeczywistym zagrożeniem dla Europy nie jest zewnętrzny wróg, ale wewnętrzna degradacja wartości, które niegdyś stanowiły fundament Zachodu.”

To, co powiedział Vance, to pytanie, którego nie można zignorować: 'Czego chcecie bronić?’ Europa nie zna odpowiedzi na to pytanie. W zasadzie, gdy spojrzymy na działania polityków europejskich, odpowiedź jest prosta — bronią anarchii. W takim układzie nie ma mowy o przyszłości” – mówił profesor.

Profesor Wojciech Roszkowski odnosił się do sytuacji wewnętrznej Unii Europejskiej, wskazując na moralną i intelektualną pustkę, która rzekomo doprowadza do niezdolności do stawiania czoła wyzwaniom współczesnego świata. Europejczycy, zamiast opierać się na trwałych wartościach, coraz bardziej oddają się „relatywizmowi i anarchii”, co, według niego, skazuje kontynent na nieuchronną porażkę.

Wojciech Roszkowski o kryzysie tożsamości Europy

Z profesorem Wojciechem Roszkowskim zastanawialiśmy się na problemem, czym jest współczesna Europa i co ją definiuje. W jego ocenie, “stary kontynent” nie ma dziś jednoznacznego kierunku. „Europa stała się miejscem, gdzie wartości są zaginione, gdzie nikt już nie wie, co jest naprawdę ważne. Podstawowy brak poczucia celu i tożsamości jest teraz widać na każdym kroku” – mówił Roszkowski. Zauważył również, że w Europie występuje wyraźny rozdźwięk między elitami a zwykłymi obywatelami.”

Ludzie, którzy mają coś do powiedzenia w polityce, coraz częściej mają problem ze zrozumieniem, co naprawdę jest fundamentem ich kultury i cywilizacji. Część elit, skupiona na interesach globalnych, zaczyna być w konflikcie z tym, co Europejczycy uważają za swoje wartości.”

Świat Apostołów” przesłanie z historii dla współczesnej Europy

W kontekście współczesnych wyzwań Wojciech Roszkowski sięgnął po swoją najnowszą książkę, „Świat Apostołów”, aby wskazać na źródła, które mogą pomóc w odbudowie Europy. Książka ta nie jest jednak zwykłym przeglądem historii chrześcijaństwa. To głęboka refleksja nad fundamentami, które przez wieki kształtowały naszą cywilizację.

W swojej książce starałem się pokazać, że to, co dziś mamy, nie wzięło się znikąd. Wartości, na których opiera się współczesna Europa, mają swoje korzenie w naukach ewangelicznych. To one kształtowały kulturę, etykę, a także politykę przez wieki. Dziś wiele z tych wartości zostało porzuconych.” – mówił profesor Roszkowski w audycji Tomasza Wybranowskiego. 

Jego książka to także refleksja nad tym, w jaki sposób chrześcijaństwo przekładało się na rozwój Europy, w tym na kształtowanie się pojęcia sprawiedliwości, wolności i równych praw. W. Roszkowski dostrzega w chrześcijaństwie jedną z najistotniejszych sił, które nie tylko zbudowały naszą cywilizację, ale też stanowią nieoceniony fundament dla przyszłości Europy.

Europa w stanie kryzysu: Jakie wyjście?

W wywiadzie Tomasza Wybranowskiego. profesor Roszkowski wskazał również na istotny fakt, że Europa znajduje się w stanie kryzysu, który jest wynikiem zarówno braku duchowej głębi, jak i błędnych decyzji politycznych. Zgadzając się z tezami wiceprezydenta J.D. Vance’a, powiedział:

„To, co się dzieje w Europie, jest tragicznym upadkiem. Zamiast stawić czoła wyzwaniom, elity europejskie wybierają łatwiejszą drogę — zaprzeczają realnym zagrożeniom i zamykają oczy na nieuchronny kryzys”.

Profesor wskazał na problem tożsamości kulturowej, który jest zmaganiem się z brakiem jasno określonych zasad. Europa, zamiast bronić swoich wartości, z dnia na dzień staje się coraz bardziej skłócona wewnętrznie. Wzrost liczby imigrantów, różnice w polityce, kryzys ekonomiczny — wszystko to tylko pogłębia trudności, przed którymi stoi.

Przemówienie Johna D. Vanse’a, jak i książka Wojciecha Roszkowskiego, stanowią przestrogi przed dalszym zatarciem granic i wartości, które powinny kierować Europą w przyszłości. Słowa Profesora Wojciecha Roszkowskiego brzmią jak memento! Autor „Świata Apostołów” w swojej ocenie sytuacji, nie pozostawia wątpliwości:

„Europa musi wrócić do swoich korzeni, zanim będzie za późno.”

Jego książka „Świat Apostołów” daje nadzieję, że istnieje jeszcze droga do odbudowy naszej cywilizacji na solidnych fundamentach, które przez wieki dawały nam siłę i przeczucie dobrej przyszłości.

 Tomasz Wybranowski

Nowacka jak von der Leyen o „polskich obozach”! Haniebne „przejęzyczenie” minister Nowackiej. Felieton T. Wybranowskiego

"Docelowa wypowiedź na podstawie przygotowanego fragmentu wystąpienia miała brzmieć: Na terenie okupowanej przez Niemcy Polski, naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady" - przekazało ministerstwo. Co jeszcze gorzej świadczy o pani minister, że NIE UMIE POPRAWNIE ODCZYTAĆ TREŚCI Z KARTKI!!! [sic!]. Tomasz Wybranowski

Wybory słów, które padają z ust osób sprawujących najwyższe funkcje publiczne, nie są przypadkowe.

 Każde sformułowanie, zwłaszcza w kontekście tak wrażliwych tematów jak historia Holokaustu, niesie za sobą ogromną odpowiedzialność. Niestety, ostatnia wypowiedź minister edukacji narodowej Barbary Nowackiej, którą można potraktować już nie jako kolejne potknięcie w polskiej polityce historycznej, ale upadek na twarz w wielkie bagno.

Owe słowa, przepraszam [PRZEJĘZYCZENIA , jak broni się minister Nowacka] budzi głębokie zaniepokojenie i zasługuje na szeroką refleksję.

Tomasz Wybranowski

 


W 2024 roku przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, w jednym ze swoich wystąpień użyła określenia „polski oboz” w kontekście niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau. To wywołało oburzenie w Polsce i pośród Polonii i Polaków na Wschodzie.
Auschwitz-Birkenau był niemieckim obozem koncentracyjnym, a nie polskim. Użycie tego sformułowania przez von der Leyen było błędem, który szybko spotkał się z krytyką ze strony polskich władz oraz różnych instytucji także Yad Vashem, które podkreśliły, że
należy zachować odpowiednią precyzję w odniesieniu do tak wrażliwych kwestii historycznych.

Rok temu, ale dopiero po wybuchu kontrowersji, von der Leyen przeprosiła za swoje słowa, tłumacząc, że był to błąd językowy. Niemniej jednak, incydent ten przypomniał o ważności dbania o prawidłową narrację historyczną, szczególnie w kontekście tragedii związanych z II wojną światową.

Kazus Nowackiej. Czy nadaje się na fotel ministra edukacji?! …

W trakcie międzynarodowej konferencji z okazji 80. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau minister Nowacka stwierdziła, że
„na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady”.
Choć resort edukacji tłumaczy, że było to „przejęzyczenie”, a wypowiedź miała brzmieć inaczej, to nie możemy zapominać o bardzo poważnych konsekwencjach takich słów. Takie „niewinne” zniekształcenie rzeczywistości historycznej to coś znacznie więcej niż drobny błąd.
To zagrożenie dla polskiego wizerunku na arenie międzynarodowej oraz niebezpieczne wzmocnienie narracji o „polskich obozach”, którą polska dyplomacja stara się wytępić od lat.

Ale czyni to nieskutecznie mając za nic POTRZEBĘ SYSTEMOWEGO ROZPOCZĘCIA OPOWIEŚCI O POLSCE I JEJ HISTORII dla Europy,  Ameryki i całego świata. Dobra Zmiana też niczego w tej kwestii  nie uczyniła, o czym mogą zaświadczyć dwie kadencje ministra Glińskiego. 

Sformułowanie „polscy naziści” jest głęboko problematyczne i dla nas Polaków bardziej niż bolesne. Ale wszystko zaczyna się i kończy na brakach wiedzy i lukach edukacyjnych. Oto mały niezbędnik dla pani minister Nowackiej:

Naziści to członkowie NSDAP, niemieckiej partii rządzącej, a nie Polacy.

W okresie II wojny światowej Polacy byli ofiarami niemieckiej agresji, nie współpracownikami nazistowskiego reżimu. Choć niestety nie zabrakło nielicznych kolaboracji z okupantem, nie można utożsamiać Polaków z niemieckimi nazistami, zwłaszcza w kontekście tak poważnym jak obozy zagłady.

Auschwitz – „polski oboz” w oczach międzynarodowych mediów

Wydaje się, że nie jest to pierwszy raz, kiedy w międzynarodowych przekazach pada określenie „polski oboz”. Przypomnijmy sobie kontrowersje związane z wypowiedzią Baracka Obamy w 2012 roku, kiedy to w kontekście Jana Karskiego, prezydent USA użył określenia „polski oboz śmierci”. Po tym incydencie, w wyniku ogromnych protestów Polski, Obama przeprosił za ten błąd, ale niestety był to tylko jeden z wielu przypadków, które świadczą o dużym problemie w edukacji historycznej na temat Polski.

Tego typu nieporozumienia – choćby niezamierzone – mają długofalowy wpływ na postrzeganie Polski na świecie. Przecież nie chodzi tylko o przejęzyczenie. To kwestionowanie historycznej prawdy, która mówi jedno: Auschwitz był niemieckim obozem zagłady, nie „polskim”. Pomijanie roli Niemców w tym tragicznym rozdziale historii to nie tylko błąd, ale i zdrada pamięci ofiar. Stara się to relatywizować Elon Musk ku uciesze AfD. 

 

Przejęzyczenie czy brak wiedzy historycznej?

Nie możemy przejść obojętnie wobec takiego zbiegu okoliczności. To nie jest pierwszy raz, gdy ktoś publicznie „przejęzyczył się” na temat Holokaustu, co skutkowało wzmocnieniem fałszywej narracji. Minister Nowacka, jako osoba odpowiedzialna za edukację w Polsce, powinna znać historię wzdłuż i wszerz. Jej rola w kształtowaniu polityki edukacyjnej w Polsce, w tym odpowiedzialnej edukacji historycznej, nakłada na nią obowiązek posiadania szczegółowej wiedzy o tym, czym były obozy śmierci i jaka była rola Polski w II wojnie światowej.

Kiedy ktoś zajmuje stanowisko ministra edukacji narodowej, to ABSOLUTNIE nie powinno się zdarzyć nawet raz, aby w kluczowych momentach, zwłaszcza podczas obchodów rocznicy wyzwolenia Auschwitz, padały takie skandaliczne błędy. Takie wypowiedzi nie mogą być traktowane jako „przejęzyczenia” – to nie jest drobne niedopatrzenie, ale poważna wpadka, która ma wpływ na postrzeganie Polski na arenie międzynarodowej. Czy pani minister to rozumie? Zacytowałbym pewien cytat z filmu „Miś”, kiedy reżyser pyta: „Czy konie mnie słyszą?!”, ale nie zacytuję…

 

A co z odpowiedzialnością polityków? Pytamy na antenie Wnet od lat!!!

Nie ma wątpliwości, że politycy powinni brać odpowiedzialność za swoje słowa. W sytuacji, gdy padają błędne sformułowania, które mogą mieć poważne konsekwencje w kontekście polityki historycznej, nie można pozwalać na ich lekceważenie. W takim przypadku odpowiedzialność powinna być jednoznaczna: dymisja i przeprosiny. Mówienie o „polskich nazistach” to nie tylko niefortunny dobór słów – to kłamstwo historyczne, które wpisuje się w fałszywą narrację o współudziale Polski w Holokauście.

Słowa pani minister rządu Donalda Tuska, Barbary Nowackiej pokazują, że politycy – nawet ci z najwyższych stanowisk – potrafią w sposób lekkomyślny traktować historię. To nie jest tylko kwestia błędu w przemówieniu. To pytanie o to, jaką rolę edukacja pełni w dzisiejszym świecie.

Polska od lat stara się walczyć o prawdę historyczną. Międzynarodowe oskarżenia o „polskie obozy” nie są tylko propagandą. One mają wpływ na to, jak Polska jest postrzegana na świecie. Wiemy, że prawda jest jedną z najważniejszych wartości, które powinniśmy promować na całym świecie. Niestety, politycy, którzy powinni reprezentować naród, często wydają się zapominać, jak ogromną odpowiedzialność niosą ich słowa.

Mimo wysiłków polskich władz i instytucji edukacyjnych w walce z fałszywymi narracjami Polska wciąż przegrywa. Wczoraj we włoskim dzienniku „Corriere della Sera” pojawiło się określenie „polski obóz”. Takie sformułowania budzą kontrowersje i wymagają dokładnej analizy odpowiedzialności historycznej oraz ochrony wizerunku Polski. No chyba, że słuchali pani minister Nowackiej. 

W artykule opublikowanym w dodatku „Corriere Roma”, opisującym wyzwolenie obozu przez Armię Czerwoną, Auschwitz-Birkenau nazwano „polskim obozem”.

W sytuacji, kiedy polski minister edukacji nie tylko popełnia błąd, ale wręcz wyrządza szkodę w kwestii polityki historycznej, konieczne jest, by odpowiedzialni politycy – niezależnie od strony politycznej – potrafili postawić honor na pierwszym miejscu.

Takie pomyłki, przepraszam „PRZEJĘZYCZENIA” nie mogą pozostać bez reakcji. To wstyd, że Polska, która jest jednym z głównych strażników pamięci o Holokauście, nie jest w stanie zatrzymać tego typu błędów na poziomie swoich najwyższych przedstawicieli.

Wymaga to nie tylko przeprosin czy dementi, która staje się – w moim odczuciu – „płaczem ofiary”, ale przede wszystkim poważnej refleksji nad stanem edukacji historycznej w Polsce. Dlaczego? Bowiem przejęzyczenie pojawia się podczas mówienia, w trakcie wypowiedzi mimowolnie! Możemy jeszcze użyć sformułowania lapsus, jako przypadkową, niezamierzoną deformację wyrazu.

Minister Nowacka mogłaby się (na przykład) pomylić wypowiadając zdanie: Rozrewolwerowany rewolwerowiec przestrzelił przejrzyście wypolerowany kaloryfer. 

Przejęzyczenia występują w języku polskim i słowiańskich  najczęściej w specyficznych kontekstach językowych. Dźwięki (głoski), które się zamieniają, mają podobne cechy, jak np. spółgłoski „l”„r”, które mają zbliżony sposób artykulacji. Nazywamy je płynnymi.

82% przejęzyczeń spółgłoskowych występuje na początku sylaby (nagłosie) wyrazów, a błędy dotyczą dźwięków występujących w podobnym otoczeniu (np. sąsiedztwo tych samych spółgłosek).

Przejęzyczeniem jest kiedy powiemy „labolatorium” zamiast „laboratorium”. TO JEST PRZEJĘZYCZENIE! Natomiast uczynienie z Polaków nazistami budującymi obóz śmierci przejęzyczeniem stanowczo nie jest!  

O przejęzyczeniu mówimy wtedy, kiedy pojawia się w mowie mimowolnie, niezależnie od stopnia przygotowania i wyćwiczenia wypowiedzi. Lapsus nie jest błędem językowym w myśl wielu normatywnych definicji błędu: „lapsus to przypadkowa, doraźna deformacja wyrazu, niezamierzone odstępstwo od normy wymawianiowej, powstałe niezależnie od stopnia opanowania wymowy.”

„Docelowa wypowiedź na podstawie przygotowanego fragmentu wystąpienia miała brzmieć: Na terenie okupowanej przez Niemcy Polski, naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady” – przekazało ministerstwo. Co jeszcze gorzej świadczy o pani minister, że NIE UMIE POPRAWNIE ODCZYTAĆ TREŚCI Z KARTKI!!! [sic!]

I dlatego uważam, że Barbara Nowacka powinna być zdymisjonowana. Jej Honor bowiem i polskie serce nie pozwoli, aby sama zeszła z szalupy zarządzania polską edukacją z „przejęzyczeniami”. Premierze Donaldzie Tusku, ma Pan szansę.

Tomasz Wybranowski

 

Elon Musk, AfD i cienie przeszłości: kiedy pamięć historyczna staje się polem walki. Felieton Tomasza Wybranowskiego

Elon Musk, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Podczas wirtualnego wystąpienia na wiecu niemieckiej skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), stwierdził, że „dzieci nie powinny ponosić winy za grzechy swoich rodziców, a tym bardziej pradziadków”.

„Grzechy przodków” czy obowiązek pamięci? Kontrowersje wokół wypowiedzi Elona Muska na tle niemieckiej historii nie ustają. I słusznie! – dodam.

 Elon Musk, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Podczas wirtualnego wystąpienia na wiecu niemieckiej skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), stwierdził, że 

„dzieci nie powinny ponosić winy za grzechy swoich rodziców, a tym bardziej pradziadków”To stwierdzenie, w kontekście niemieckiej historii, zabrzmiało jak wezwanie do minimalizowania odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy narodu niemieckiego. Brzmi to pogrzebowo w kontekście przyszłości… 

 

80. rocznica wyzwolenia Auschwitz: co znaczą słowa Muska w kontekście Holokaustu?

Wypowiedź Muska miała miejsce zaledwie parę dni przed obchodami 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną. Obóz Auschwitz-Birkenau jest symbolem Holokaustu, gdzie zamordowano ponad milion ludzi. Nie tylko Żydów! Także Polaków, Rosjan, Czechów i Słowaków, Romów i innych ofiar niemieckiego reżimu Hitlera z całej Europy.

Warto przypomnieć, że to właśnie Armia Czerwona wyzwoliła to miejsce kaźni, co stanowi niezaprzeczalny fakt historyczny. Obóz Auschwitz został wyzwolony 27 stycznia 1945 roku przez żołnierzy Armii Czerwonej, wchodzących w skład 60. Armii 1. Frontu Ukraińskiego. Bramy obozu otworzył rosyjski Żyd – porucznik Anatolij Szapiro, dowódca jednego z oddziałów szturmowych. Żołnierze Armii Czerwonej znaleźli w obozie około 7 tysięcy wycieńczonych więźniów, którzy przeżyli likwidację obozu i marsze śmierci. Wyzwolenie Auschwitz stało się symbolem końca hitlerowskiego ludobójstwa i tragedii Holokaustu.

 

AfD i rewizjonizm historyczny: polityczna groźba dla granic i fundamentów pamięci

W kontekście tej rocznicy słowa Muska dodatkowo ranią, sugerując, że Niemcy powinny „przejść dalej” i przestać skupiać się na rozliczaniu przeszłości. Co z reparacjami dla Polski, panie Musk?

AfD od lat kwestionuje znaczenie winy Niemiec za zbrodnie II wojny światowej. Przykładem jest wypowiedź jednego z jej założycieli, Alexandra Gaulanda, który nazwał okres III Rzeszy „plamą ptasiego guana” w ponad tysiącletniej historii Niemiec.

Partia ta często podejmuje też tematy granic z Polską, sugerując konieczność rewizji powojennych ustaleń terytorialnych. Wypowiedzi prominentnych polityków AfD, takich jak Petra Lowsa, która wspomniała o „historycznych terytoriach Niemiec” obejmujących miasta jak Wrocław czy Szczecin, wskazują na niebezpieczne tendencje do rewizjonizmu.

Relatywizm wobec nazizmu – ostrzeżenie Yad Vashem i lekcje z przeszłości

Dani Dayan, przewodniczący Yad Vashem – izraelskiego pomnika ofiar Holokaustu – określił te wypowiedzi jako „znieważenie ofiar nazizmu i zagrożenie dla demokratycznej przyszłości Niemiec”. Tego typu relatywizowanie odpowiedzialności za Holokaust budzi obawy o osłabienie pamięci historycznej, co może prowadzić do groźnych powtórek z przeszłości.

Czy Elon Musk powtórzy błąd Forda? Niepokojące paralele z historią amerykańskiego przemysłu w czasach III Rzeszy

Wypowiedzi Elona Muska, wspierające narrację AfD, mają szczególne znaczenie w kontekście międzynarodowym. Abraham Foxman, były dyrektor Anti-Defamation League, ostrzegł, że takie podejście osłabia pamięć o ofiarach totalitaryzmów [WSZELKICH] i podważa fundamenty demokracji. Musk, dzięki swojemu globalnemu wpływowi, może być postrzegany jako promotor niebezpiecznych ideologii, które podkopują wysiłki na rzecz utrzymania pamięci o zbrodniach nazizmu. Mam nadzieję, że nie zechce się upodobnić się do imć Forda.

Dla przypomnienia, podczas II wojny światowej niektórzy amerykańscy przemysłowcy i finansiści, w tym Henry Ford, byli krytykowani za działania, które pośrednio wspierały niemiecki przemysł wojenny. Ford Werke AG, niemiecki oddział Forda, produkował pojazdy na potrzeby armii hitlerowskiej, a koncern korzystał z pracy przymusowej podczas okupacji. Inne firmy, takie jak General Motors, także prowadziły interesy w Niemczech, co budziło kontrowersje dotyczące ich współpracy z reżimem hitlerowskich Niemiec.

Dlaczego pamięć o Auschwitz pozostaje kluczowa w obliczu nowych form negacji historii?

Nie można pozwolić sobie na metaforyczne zaklęcia speca od zarabiania kasy i „zamiatanie przeszłości pod dywan”, szczególnie w obliczu rosnących tendencji do relatywizmu historycznego. Auschwitz pozostaje symbolem zła, którego rozmiary wymagają, by pamięć o nim była pielęgnowana jako przestroga dla przyszłych pokoleń.

Współczesne zagrożenia dla prawdy historycznej: Musk, AfD i pytanie o odpowiedzialność elit

Relatywizm, jaki proponują obecnie Elon Musk i AfD, przypomina rosnący cień, który może przesłonić prawdę historyczną, jeśli nie zostanie odpowiednio napiętnowany. Obecność Muska na wiecu AfD, partii nawołującej do rewizjonizmu i minimalizowania winy Niemiec, jest w mojej opinii nie tylko poważnym, ale totalnym zagrożeniem dla ładu opartego na sprawiedliwości dziejów i pamięci o ofiarach nie tylko Holokaustu.

Pamiętajmy, że obóz śmierci Auschwitz Niemcy utworzyli dla Polaków. To moje przydługie przypomnienie ma wskazać, że odpowiedzialność za przeszłość jest fundamentem, na którym musimy budować przyszłość, bez względu na polityczne preferencje czy osobiste poglądy.

Tomasz Wybranowski

Barbara Nowak: Nie można ufać władzy; ma różne możliwości manipulowania wyborami. Konieczny jest silny Ruch Kontroli!

Przeciętny obywatel nie ma pojęcia, jak wiele sposobów istnieje w systemie wyborczym w Polsce (oczywiście nie tylko w Polsce), aby przekręcić głosowanie na stronę tego, który ma dostęp do gromadzenia i przesyłania danych, do algorytmów. - mówi Barbara Nowak. Fot. Leszek Sosnowski

Półgodzinna rozmowa z Barbarą Nowak na kanale YouTube „Biały Kruk” otwiera oczy na możliwości manipulacyjne, jakie niesie co prawda tradycyjne liczenie głosów, ale digitalne ich gromadzenie

Mając złą wolę władza znajdzie wiele możliwości, aby zmanipulować wybory na różnych etapach liczenia głosów. Już przy zliczaniu w poszczególnych komisjach lokalnych ktoś może przecież „omyłkowo” wpisać złą liczbę albo zdarzy się tzw. czeski błąd. Albo gdzieś między komisją lokalną a centralą nie zadziała algorytm, ktoś może go zdalnie „zmodyfikować”…

W centralnej bazie gromadzącej głosy z całego kraju też możliwe są manipulacje – to poważne ostrzeżenia przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w maju tego roku. – mówi o tym Barbara Nowak, koordynator Ruchu Kontroli Wyborów z ramienia PiS-u.

Półgodzinna rozmowa z Barbarą Nowak na kanale YouTube „Biały Kruk” otwiera oczy na możliwości manipulacyjne, jakie niesie co prawda tradycyjne liczenie głosów, ale nowoczesne, digitalne ich gromadzenie i przekazywanie.

Przeciętny obywatel nie ma pojęcia, jak wiele sposobów istnieje w systemie wyborczym w Polsce (oczywiście nie tylko w Polsce), aby przekręcić głosowanie na stronę tego, który ma dostęp do gromadzenia i przesyłania danych, do algorytmów.

Elon Musk stwierdził przed wyborami w USA, że jeżeli system elekcji przejmą systemy informatyczne, to o uczciwych wyborach już nie może być mowy. Kto jak kto, ale ten gość wie, co mówi. W podobnym tonie wypowiada się Barbara Nowak. – Podstawowe pytanie brzmi, do kogo należą serwery obsługujące polskie wybory?

Przypomnijmy, że kilka lat temu istniała obawa, że znajdują się one poza granicami kraju i to w Rosji… Stąd kolejne pytanie, jak ta baza informatyczna jest zabezpieczona? Nie mamy możliwości, żeby to skontrolować, żaden obywatel tego nie ma. Ale możemy zrobić coś innego: stworzyć system kontroli na każdym etapie, poczynając od komisji lokalnej. Ruch Kontroli Wyborów, tworzony w całej Polsce, będzie skrupulatnie liczył głosy we wszystkich komisjach.

Liczenie będzie zatem podwójne. Z jednej strony oficjalny przekaz władzy, a ponadto liczenie głosów w całej Polsce w drugim obiegu przez nas. Jeżeli będą rozbieżności to będziemy mieli dowód na manipulacje wyborcze – tłumaczy Barbara Nowak. – Trzeba patrzeć władzy na ręce, tej władzy w szczególności, i spróbować zagwarantować uczciwe wybory. Do tego potrzeba tysiące ludzi. W samym Krakowie chodzi o grono 1 500 osób.

Ale przecież nie brakuje w Polsce osób uczciwych i zarazem zatroskanych losem kraju. Bardzo proszę ochotników o kontakt mailowy z nami na adres krakowskiruchkontroliwyborow@gmail.com – dodaje Barbara Nowak, koordynator Ruchu Kontroli Wyborów.

Całą rozmowę warto posłuchać i zobaczyć na kanale YouTube Biały Kruk. Wiele można się z tej rozmowy dowiedzieć, np. dlaczego liczenie głosów nie jest nagrywane kamerą.

A niestety nie jest! Albo jak członkowie komisji chowają się z kartami wyborczymi i długopisami w toaletach oraz – przede wszystkim – co zrobić, jeżeli wybory rzeczywiście zostaną sfałszowane:

 

Wyciszanie rzezi wołyńskiej to nie polityka, to zdrada polskiej pamięci. – ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski. Wspomnienie

"Nie jestem święty, ale staram się, żeby mój krzyż codzienności nie był pusty. Szykanowanie ludzi, którzy mówią prawdę, nigdy nie przynosi dobrych owoców." - mówił na antenie naszego Radia ksiądz Tadeusz. Tadeusz Isakowicz-Zaleski / Fot. Jan Brewczyński, Radio Wnet

Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski był dla mnie jedynym kapłanem, który walczył o Prawdę Historyczną niewinnie Pomordowanych na Wołyniu, ich ekshumacje i godny pochówek.

 Był wsparciem dla mnie, gdy mowa o poszanowaniu pamięci i procesie beatyfikacyjnym mojego wielkiego wuja ks. Błażeja Nowosada, zamordowanego przez ukraińskich bandytów z UPA i OUN w 1943 roku w Górnym Potoku.

Ksiądz Tadek mawiał poetycko o sobie w wierszu „Dzieciństwo”:

„otrzymałem w spadku ormiańską duszę / lwowski akcent / kresowy patriotyzm / ukraińską tęsknotę za Bogiem”.

Był jednym z najwspanialszych i prawdziwych polskich duchownym katolickim, ale także działaczem społecznym, historykiem Kościoła, publicystą i poetą. Gdyby nie On i garstka ludzi skupiona wokół Niego nie powstałaby w 1987 roku Fundacja im. Brata Alberta.

Fundacja obecnie prowadzi na terenie całego kraju 36 placówek. Od końca lat 70. XX wieku był związany z opozycją. W latach 1985-1989 był kapelanem Solidarności w Nowej Hucie, współpracownikiem ks. Kazimierza Jancarza.

Tutaj do wysłuchania program poświęcony pamięci ks. Tadeusz Isakowicza – Zaleskiego:

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski był znanym duchownym i działaczem społecznym, który aktywnie upominał się o pamięć ofiar rzezi wołyńskiej. Jego stanowcze wypowiedzi na ten temat niejednokrotnie spotykały się z krytyką ze strony przedstawicieli władz.

W lipcu 2023 roku ks. Isakowicz-Zaleski skrytykował prezydenta Andrzeja Dudę za jego wypowiedź, w której prezydent stwierdził, że Polska nie prowadzi „polityki biegania z widłami” w kwestii zbrodni wołyńskiej.

Duchowny określił tę wypowiedź jako „prostacką” i wyraził opinię, że prezydent w ten sposób lekceważy pamięć polskich chłopów, którzy stanowili znaczną część ofiar ludobójstwa na Wołyniu.

„Nie ma zgody na fałszowanie historii w imię poprawności politycznej.”

Ks. Isakowicz-Zaleski wielokrotnie krytykował próby przemilczania ludobójstwa na Wołyniu w relacjach polsko-ukraińskich. Podkreślał, że pamięć o ofiarach nie może być podporządkowana bieżącej polityce.

Ofiary wołyńskie to nie są tylko liczby – to imiona i nazwiska naszych przodków, którzy zginęli w męczarniach. My mamy obowiązek mówić o nich głośno.

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

W związku z 80. rocznicą rzezi wołyńskiej ks. Isakowicz-Zaleski odmówił udziału w oficjalnych obchodach kościelnych, wyrażając swoje niezadowolenie z braku odpowiedniego upamiętnienia ofiar. Zamiast tego zapowiedział, że będzie protestował przed katedrą z transparentem, domagając się godnego uczczenia pamięci pomordowanych.

Ksiądz Isakowicz-Zaleski zmarł 9 stycznia 2024 roku. Prezydent Andrzej Duda oraz jego małżonka pożegnali duchownego, podkreślając jego zasługi jako kapłana oddanego służbie Bogu i Ojczyźnie, a także jego działalność na rzecz upamiętnienia ludobójstwa Polaków na Wołyniu.

Mój komentarz: prezydent Andrzej Duda, gorzkie rozczarowanie wielu jego wyborców, zreflektował się rychło w czas… Wtedy, kiedy ksiądz Tadeusz zmarł. 

Aby lepiej zrozumieć stanowisko ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego w kwestii rzezi wołyńskiej i jego relacje z prezydentem Andrzejem Dudą, warto obejrzeć poniższy wywiad:

 

 

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski był postacią wyjątkową na polskiej scenie religijnej, historycznej i społecznej. Jego życie i działalność charakteryzowały odwaga, konsekwencja w dążeniu do prawdy oraz troska o osoby najbardziej potrzebujące. Pokrótce wypunktuję tylko te największe kamienie milowe Jego pracy i działam na rzecz drugiego człowieka. Pamiętam Jego niezwykłe słowa o nas, katolikach:

„Chrześcijaństwo nie polega na wygodnym siadaniu w ławkach w niedzielę, ale na codziennej walce o godność drugiego człowieka.”

 

Działalność opozycyjna i represje

W latach 70. ks. Isakowicz-Zaleski zaangażował się w działalność opozycyjną przeciwko władzom komunistycznym. Był związany z ruchem opozycji demokratycznej, w tym z „Solidarnością”. Jako młody kleryk wstąpił do konspiracyjnych struktur, które działały na rzecz praw człowieka i wolności religijnej. Za swoją działalność niejednokrotnie doświadczał szykan ze strony Służby Bezpieczeństwa (SB).

W 1985 roku, w czasie stanu wojennego, został brutalnie pobity przez funkcjonariuszy SB. Atak był próbą zastraszenia go oraz zmuszenia do zaniechania działalności opozycyjnej. Pomimo tych represji, ks. Isakowicz-Zaleski kontynuował walkę o prawa człowieka i sprawiedliwość, wspierając osoby prześladowane przez system komunistyczny, zarówno świeckie, jak i duchowne.

Zaangażowanie w ujawnianie prawdy historycznej

Po 1989 roku, ks. Isakowicz-Zaleski zajął się badaniem i dokumentowaniem współpracy duchowieństwa z komunistyczną bezpieką. Jego działalność w tym obszarze była kontrowersyjna, ale jednocześnie przełomowa – przyczynił się do ujawnienia wielu trudnych faktów z historii Kościoła katolickiego w Polsce. Publikował liczne książki i artykuły, w których wzywał do otwartego rozliczenia się z przeszłością.

W kontekście swojej książki „Księża wobec bezpieki” ks. Isakowicz-Zaleski podkreślał, że otwarte rozliczenie z przeszłością jest konieczne dla odnowy Kościoła.

Kościół, jak każda instytucja, ma swoją ciemną stronę, którą musi oczyścić, jeśli ma być wiarygodny. Nie jestem przeciwnikiem Kościoła, jestem przeciwnikiem kłamstwa.

 

O Rzezi Wołyńskiej

Jednak największą uwagę w jego pracy historycznej przyciągała kwestia ludobójstwa na Wołyniu i Kresach Wschodnich. Ks. Isakowicz-Zaleski nieustannie przypominał o tragicznych wydarzeniach lat 1943–1945, w których zginęło dziesiątki tysięcy Polaków, głównie cywilów.

Jego zaangażowanie w upamiętnianie ofiar rzezi wołyńskiej spotykało się zarówno z uznaniem, jak i z krytyką ze strony niektórych środowisk politycznych.

Nie ma zgody na fałszowanie historii w imię poprawności politycznej.

Ks. Isakowicz-Zaleski wielokrotnie krytykował próby przemilczania ludobójstwa na Wołyniu w relacjach polsko-ukraińskich, narażając się kierownictwu politycznemu Prawa i Sprawiedliwości a w szczególności prezydentowi Andrzejowi Dudzie.  Podkreślał, że pamięć o ofiarach nie może być podporządkowana bieżącej polityce.

„Ofiary wołyńskie to nie są tylko liczby – to imiona i nazwiska naszych przodków, którzy zginęli w męczarniach. My mamy obowiązek mówić o nich głośno.” – te słowa wypowiedział podczas obchodów rocznicowych, apelując o budowę pomnika upamiętniającego ofiary rzezi. – „Próba wyciszenia rzezi wołyńskiej to nie polityka, to zdrada polskiej pamięci.”

W ostrych słowach odnosił się do polityków, którzy unikali poruszania tematu Wołynia, by nie zaszkodzić relacjom z Ukrainą.

Tutaj migawka, kiedy prezydent Andrzej Duda strofuje i NAKAZUJE (!) „ważyć słowa” księdzu Tadeuszowi. Wstyd panie prezydencie! Wstyd!

 

Praca na rzecz osób z niepełnosprawnościami

Jednym z najważniejszych aspektów życia ks. Isakowicza-Zaleskiego była jego działalność na rzecz osób z niepełnosprawnościami i ułomnościami. Od 1987 roku związany był z Fundacją im. Brata Alberta, którą współtworzył. Organizacja ta powstała w Radwanowicach pod Krakowem i stała się jednym z największych ośrodków wsparcia dla osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności intelektualnej i fizycznej w Polsce.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski poświęcił wiele energii na rozwój fundacji, tworzenie domów stałego pobytu, warsztatów terapii zajęciowej i świetlic integracyjnych. Dla wielu podopiecznych był nie tylko opiekunem duchowym, ale także przyjacielem i obrońcą ich godności. Jego podejście do osób z niepełnosprawnościami było pełne miłości i szacunku, co odzwierciedlało głębokie wartości chrześcijańskie.

O swojej misji życia mawiał:

„Moja droga to służba na rzecz tych, którzy sami bronić się nie mogą: niepełnosprawnych, prześladowanych, zapomnianych przez historię. /…/ Nie jestem święty, ale staram się, żeby mój krzyż codzienności nie był pusty.”

Ksiądz Tadek: opozycjonista, społecznik i nieustraszony strażnik pamięci

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski pozostawił po sobie ogromne dziedzictwo jako kapłan, opozycjonista i społecznik. Jego życie było świadectwem nieustępliwej walki o prawdę, sprawiedliwość i godność człowieka. Pomimo licznych przeciwności losu, szykan, a nawet fizycznych ataków, pozostawał wierny swoim ideałom i wartościom chrześcijańskim.

wspomina Tomasz Wybranowski

 

Felieton Wybrana: Kto czym wojuje… Czy Jerzy Owsiak pamięta hasło „Robta co chceta” ???

Joachim Gauck, Jerzy Owsiak i Bronisław Komorowski | Fot. R. Lotys (CC A-S 3.0, Wikipedia)

W ostatnich dniach Jerzy Owsiak, założyciel Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (WOŚP), zdecydował się upublicznić wstrząsające treści telefonicznych pogróżek, które dotarły do fundacji.

. Poruszające nagrania, w których słychać groźby i agresję, to dowód na to, jak daleko posunięta jest dzisiejsza spirala nienawiści w przestrzeni publicznej. Owsiak, jako lider organizacji charytatywnej, od lat odważnie konfrontuje się z krytyką, ale ten epizod pokazuje, że granica między krytyką a przemocą została przekroczona.

Jednakże… kij ma dwa końce, jak głosi stare porzekadło. I choć groźby pod adresem kogokolwiek są haniebne i absolutnie nieakceptowalne, warto przyjrzeć się samemu problemowi głębiej. Czyż nie przypomina nam to pewnej innej maksymy: „kto czym wojuje, od tego ginie”? Owsiak przez lata kreował swój wizerunek jako człowieka szczerego do bólu, gotowego na konfrontację, czasem na ostrzu noża. Ale czy takie podejście nie generuje równie mocnych reakcji?

Tomasz Wybranowski

 

„Róbta, co chceta” – ale z głową

WOŚP stała się jedną z największych organizacji charytatywnych w Polsce, ale z ogromnym sukcesem zawsze idzie w parze równie ogromna odpowiedzialność. Krytycy Owsiaka, w tym wielu jego dawnych sympatyków (w tym także i ja), zarzucają mu, że zatracił neutralność, którą powinien cechować się lider organizacji działającej dla dobra wspólnego.

Wchodząc w polityczne spory, Owsiak – świadomie lub nie – dokładał cegiełkę do podziałów, które teraz odbijają się echem. 

 

Niektórzy przypominają jego słynne słowa o „sepsie” – określeniu, którym miał rzekomo lub celowo (właściwe podkreśl) obrazić elektorat Prawa i Sprawiedliwości (afera bilbordów, które kosztowały . Te słowa zostały zapamiętane przez wielu jako moment, w którym WOŚP przestała być postrzegana jako neutralna, a stała się narzędziem politycznego sporu. I choć sam Owsiak zapewne nie spodziewał się, jak daleko zaprowadzą go te emocje, dziś znajduje się w sytuacji, w której każda jego reakcja jest interpretowana przez pryzmat polityki.

Fundacja poinformowała, że koszty tej kampanii zostały pokryte z funduszy zebranych podczas publicznych zbiórek, co jest zgodne z przepisami ustawy o zbiórkach publicznych. Wydatki na kampanię stanowią nieco ponad 1% zebranych środków. Dzięki uzyskanym rabatom od właścicieli powierzchni reklamowych, fundacja mogła zrealizować kampanię po obniżonych kosztach.

Według danych z 31. Finału WOŚP, fundacja zebrała 243 259 387,25 zł. Oznacza to, że na kampanię billboardową przeznaczono nieco ponad 2,4 mln zł, co stanowi nieco ponad 1% zebranych środków.

Czy pytania są atakiem?

To, co wzbudza dodatkowe kontrowersje, to zarzuty dotyczące transparentności finansowej WOŚP. Fundacja, która od lat cieszyła się ogromnym społecznym zaufaniem, coraz częściej musi mierzyć się z pytaniami o szczegóły rozliczeń –

od zarobków członków zarządu, przez wydatki na zewnętrzne usługi, po działania takich spółek jak „Złoty Melon” czy „Mrówka Cała”.

W świecie, w którym każda złotówka publiczna powinna być przejrzysta jak kropla wody, pytania dziennikarzy są naturalnym elementem kontroli społecznej.

Ale czy Jerzy Owsiak rzeczywiście unika odpowiedzi? Czy może to media niekiedy celowo stawiają go pod pręgierzem, sugerując niejasności? Ale z innej strony! Warto pamiętać, że pytania nie są „szczuciem”, a odpowiedzi nie powinny być odbierane jako słabość. Gdyby lider WOŚP bardziej otwarcie podchodził do kwestii finansowych, wiele kontrowersji mogłoby zostać wyciszonych.

Wielki człowiek czy wielki biznes?

Na tle tej debaty pojawiają się porównania z innymi postaciami działającymi na polu charytatywnym. Wspomnę wielkiego się Marka Kotańskiego – człowieka, który bez rozgłosu, za to z ogromnym oddaniem, pomagał najbardziej potrzebującym.

Zawsze także zestawiam WOŚP z Caritasem, który zbiera dwa razy więcej pieniędzy i rozdziela je skuteczniej, pozostając w cieniu mediów. W tych porównaniach Owsiak wypada różnie – jedni widzą w nim wizjonera, inni zarzucają mu zbytni rozmach, a czasem i brak pokory.

Jerzy Owsiak ma jednak jedną przewagę nad innymi organizacjami charytatywnymi: jest (znowu) pupilem mediów i przez lata cieszył się niemal nieograniczonym wsparciem spółek Skarbu Państwa (z wyjątkiem okresów rządów PiS, które mocno ograniczyły takie dotacje).

To rodzi pytania o proporcje – ile środków publicznych rzeczywiście trafia do fundacji, a ile przeznaczane jest na jej organizację i promowanie wizerunku?

Jerzy Owsiak, choć od lat cieszy się ogromnym społecznym poparciem, zmagał się także z odejściem kilku kluczowych współpracowników, którzy mieli wyrażać niezadowolenie z kierunku działań Fundacji WOŚP. Wśród zarzutów pojawiały się kwestie dotyczące transparentności finansowej, stylu zarządzania oraz zatrudniania najbliższej rodziny.

Szczególnie często podkreślano rolę żony Owsiaka, Lidii Niedźwiedzkiej-Owsiak, która od lat pełni istotne funkcje w strukturach fundacji. Lidia, z wykształcenia pedagog i wieloletnia współpracowniczka męża, była związana z zarządzaniem spółką „Mrówka Cała”, budząc kontrowersje związane z przepływami finansowymi między organizacjami kierowanymi przez rodzinę Owsiaków.

Krytycy wskazywali, że rodzinne powiązania mogą rzutować na wizerunek organizacji i osłabiać zaufanie społeczne.

Kiedy polityka wchodzi w grę…

Największym problemem Owsiaka wydaje się jednak jego otwarte zaangażowanie w polityczne spory. Wejście na scenę, na której roi się od obelg, kłamstw i manipulacji, jest równoznaczne z wchodzeniem w bagno. A z bagna trudno wyjść suchą nogą.

Krytycy mówią wprost: gdyby Owsiak trzymał się z dala od polityki, dziś mógłby cieszyć się „świętym spokojem”. Może coś w tym jest? A może prawda leży gdzieś pośrodku – między transparentnością a publicznym wizerunkiem?

Jedno jest pewne: Jerzy Owsiak, jako osoba, która od lat działa na rzecz innych, nie zasługuje jak każdy człowiek na groźby i nienawiść. Jednak każda publiczna osoba, szczególnie tak rozpoznawalna jak on, musi pamiętać, że „co zasiejesz, to zbierzesz”.

I być może nadszedł czas, aby zastanowić się, czy droga konfrontacji, którą wybrał Jerzy Owsiak, była tą właściwą.

Kultura, polityka i przyszłość artystów w Polsce – suma roku 2024: rozmowa z Wojciechem Konikiewiczem

Wojciech Konikiewicz, jako muzyk, kompozytor i założyciel i reaktywator Związku Zawodowego Muzyków RP, często podkreśla, że artyści są niezbędni nie tylko dla samej kultury, ale i dla społeczeństwa oraz państwa. Z kolei w kontekście współczesnej polityki, Konikiewicz zauważa, że artyści są często niedoceniani przez instytucje rządowe, a ich status zawodowy i społeczny pozostaje marginalizowany. W związku z tym, potrzebują wsparcia ze strony państwa – nie tylko w kwestiach finansowych, ale także w kwestiach gwarantujących im stabilność socjalną i prawo do godziwego życia z twórczości.

Kultura i edukacja w Polsce od lat 90. są traktowane przez kolejne rządy w sposób kontrowersyjny i, niestety, często marginalizujący.

 Po zmianach politycznych w 2015 roku, kiedy do władzy doszła ekipa Prawa i Sprawiedliwości, było wiele nadziei szczególnie w kontekście mecenatu państwa i dostrzeżenia artystów, jako ważnej, bo opiniotwórczej grupy, a nie tylko kontestatorów.

Kultura i sztuka w Polsce z jednej strony cieszą się dużym wsparciem finansowym, zwłaszcza w zakresie projektów związanych z tożsamością narodową i patriotyczną, z drugiej zaś często spotykają się z trudnościami, które nie ułatwiają artystom życia. W 2019 roku pojawił się pomysł ustawy o statusie artysty zawodowego. Już od początku był on niejasny, zagmatwany, kontrowersyjny i prowadzący do kolejnej biurokratycznej instytucji mającej decydować o tym kto jest, a kto artystą nie jest.

Ostatecznie projekt ten w formie ustawy nie ujrzał światła dziennego i zawisł gdzieś w niebycie.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Wojciechem Konikiewiczem:

 

Politycy sobie, a życie sobie. Tysiące artystów wciąż zmaga się z wieloma negatywnymi dla nich przepisami, piętrzącymi się przeciwnościami, co sprawia, że wielu z nich nadal nie ma dostępu do podstawowych świadczeń zdrowotnych czy emerytalnych.

Występują również poważne problemy z edukacją kulturalną. Przemiany w szkolnictwie wyższym, takie jak likwidowanie kierunków artystycznych czy cięcia budżetowe na instytucje kulturalne, wpływają na kondycję kultury narodowej. Wiele osób z branży zwraca uwagę na to, że edukacja artystyczna, zamiast być rozwojowa i twórcza, staje się coraz bardziej komercyjna, z dominacją rynku nad wartościami artystycznymi. 

Zanim przejdziemy do rozmowy z Wojciechem Konikiewiczem, kompozytorem, muzykiem, komentatorem polskiej polityki (nie tylko kulturalnej), założycielem i reaktywatorem Związku Zawodowego Muzyków RP, warto przypomnieć kilka faktów. Podczas gdy rząd wspiera niektóre inicjatywy artystyczne, to w kontekście niezależnych twórców pojawia się pytanie, jakim sposobem państwo wspiera tych, którzy nie wpisują się w polityczny główny nurt i rządowi Donalda Tuska „nie biją” czy Mateusza Morawickiego „nie bili braw”.

Wojciech Konikiewicz, który od lat angażuje się w działalność muzyczną, jednocześnie bacznie obserwuje i komentuje sytuację polityczną w Polsce, zauważa, że polityka kulturalna nie służy do końca artystom, którzy pragną zachować niezależność twórczą.

Wojciech Konikiewicz, w licznych wywiadach i to nie tylko na antenie Radia Wnet, często podkreśla znaczenie wolności twórczej i krytykuje sposób, w jaki rząd (rządy) traktuje (traktują) artystów. Jako osoba związana z branżą muzyczną, dobrze zna realia, w jakich funkcjonują twórcy.

Według Wojciecha Konikiewicza bardzo niepokojącym zjawiskiem jest „wykluczanie twórców niezależnych” z przestrzeni publicznej i instytucjonalnej.

Pamiętajmy, że w 2020 roku pojawiły się kontrowersje wokół próby ustawodawcze dotyczące ubezpieczeń społecznych dla artystów. Plan wprowadzenia systemu, który miał na celu zapewnienie minimalnych świadczeń emerytalnych i zdrowotnych dla twórców, w ich opinii, nie był – nawet na papierze – rozwiązaniem problemów. Zamiast uproszczenia procedur w projekcie pojawiły się nowe trudności administracyjne. Ponadto wielu artystów zauważyło, że system w takiej formie byłby skomplikowany i nie dostosowany do ich rzeczywistości zawodowej.

Tego typu zjawiska stają się doskonałym punktem wyjścia do rozmowy z Wojciechem Konikiewiczem o tym, jak obecna sytuacja polityczna i kulturalna w Polsce wpływa na artystów, jakie mają oni wyzwania w dzisiejszym świecie sztuki oraz jak wygląda sytuacja twórców muzycznych, którzy nie podporządkowują się politycznym narracjom bez względu na wektor.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Wojciechem Konikiewiczem „komu w Polsce potrzebni są artyści”:

 

Badanie „Policzone i Policzeni 2024” wykazało, że w Polsce jest 62 423 artystów, z czego 69% ma dochody poniżej średniej krajowej, a 51% zarabia z umów-zleceń i o dzieło. Ponadto, wielu artystów nie ma ubezpieczenia zdrowotnego i nie może korzystać ze świadczeń socjalnych.

Tomasz Wybranowski

Wiara, Muzyka i Przemiany: rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Zygmuntem Staszczykiem, Liderem T.Love”

Wiara, Muzyka i Przemiany: rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Zygmuntem Staszczykiem, Liderem T.Love”

Muniek Staszczyk / Fot. Jacek Poremba, dzięki uprzejmości Agora Muzyka

Wywiad z Zygmuntem Staszczykiem to fascynująca podróż przez dekady muzycznej rewolucji.

 Lider zespołu T.Love, od 42 lat ikona polskiej sceny muzycznej, opowiada szczerze o cenzurze, autocenzurze, przemianach społecznych Polski i Europy, koncertach na emigracji oraz o tym, co łączy Polskę z Irlandią.

Wywiad publikujemy 6 stycznia, w Święto Objawienia Pańskiego – Epifanii, dniu, który z jednej strony przypomina o odkryciu Bożej obecności w świecie, z drugiej zaś stanowi symboliczne tło rozmowy o wartościach, które kształtują życie artysty.

Tutaj do wysłuchania wywiad z Zygmuntem Muńkiem Staszczykiem:

 

W rozmowie z Zygmuntem Staszczykiem nie tylko przyglądamy się muzyce, ale także dotykamy kwestii tożsamości, wartości oraz przemian społecznych, które kształtują nasze społeczeństwo. Artysta podkreśla, jak ważna jest wolność, autentyczność i wiara, które wciąż stanowią fundament jego życia i twórczości.

Muniek i T Love na Stadionie Narodowym, Warszawa 29 stycznia 2012. Dzięki uprzejmości witryny t-love.pl. Fot. Jerzy Kośnik

Zygmunt Staszczyk nie boi się mówić o swojej wierze, nawet w dzisiejszym świecie, który często unika tematów religijnych. Jego słowa dotyczą nie tylko jego osobistego doświadczenia, ale także refleksji nad współczesnym podejściem do religii i duchowości. Artysta podkreśla, że wiara to nie tylko przekonanie, ale także siła do pokonywania trudności, a wartości takie jak miłość, prawda i odpowiedzialność za innych są niezmiernie istotne.

Na zakończenie Staszczyk mówi o wpływie Kościoła na jego światopogląd. Spotkania z zakonnikami i kapłanami, którzy nauczyli go, jak ważna jest troska o drugiego człowieka, mają dla niego ogromne znaczenie. Wspomina też papieża Franciszka, który nawołuje, by kapłan był blisko ludzi i ich problemów, co stanowi inspirację do refleksji nad własną wiarą i relacją z innymi.

 

Oto fragment wywiadu. Całość do wysłuchania pod wstępem:

Chciałbym zapytać o Pana relację z wiarą i Bogiem, bo w dzisiejszych czasach, szczególnie w mediach, wiele osób boi się mówić o wierze publicznie. Jak Pan to widzi?
– Jestem osobą wierzącą. Moja wiara nie jest może idealna, ale jest. Wychowałem się w tradycyjnej rodzinie katolickiej, a w latach 90-tych przeżyłem nawrócenie. Nigdy nie było to coś narzuconego, zawsze wynikało z moich przemyśleń i przeżyć. Teraz nie boję się mówić o Bogu, o moich wartościach, bo to część mojego życia. W dzisiejszych czasach łatwo zapomnieć o tym, co naprawdę ważne. Wiara daje mi poczucie bezpieczeństwa i pewności. Uważam, że wiara w Boga to fundament, który pozwala człowiekowi pokonywać trudności.

Czy w Pana opinii mówienie o wierze publicznie spotyka się z niezrozumieniem?
– Niestety tak. Dziś ktoś, kto otwarcie mówi o Bogu, często traktowany jest z podejrzliwością. Od razu próbuje się go zakwalifikować albo ignorować, uznając za osobę dziwną. To bardzo smutne, bo współczesny świat stawia na sceptycyzm i materializm, zapominając o tym, co głębsze. Prawdziwa miłość i radość przychodzą z czegoś więcej niż tylko z wygodnego życia.

Co skłoniło Pana do głębszej refleksji nad wiarą?
– Na początku lat 90. podjąłem świadomą decyzję o nawróceniu. Wcześniej nie byłem szczególnie religijny, ale poczułem potrzebę bycia bliżej Boga. To była moja wewnętrzna decyzja, niezależna od zewnętrznych wpływów. Przeczytałem wtedy wywiad z Grzegorzem Rosowiczem, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jego świadectwo o walce z depresją i sile wiary miało duże znaczenie – pokazało mi, czym naprawdę jest wiara.

 

Jakie wartości uważa Pan za kluczowe w obecnych czasach?
– Dzisiaj wiele osób odrzuca wiarę jako przeżytek, ale ja uważam, że chrześcijaństwo to fundament naszej cywilizacji. Jako muzyk często spotykam się z pytaniami o moją religijność. Nie ukrywam swojej wiary, bo jest ona częścią mnie. Wartości takie jak miłość, prawda czy odpowiedzialność za innych są niezwykle istotne, a wiara pomaga w ich realizacji.

Czy Pana doświadczenia z Kościołem miały wpływ na ten światopogląd?
– Oczywiście. Spotkałem wielu wspaniałych zakonników i kapłanów, którzy pokazali, jak ważna jest troska o ludzi i ich potrzeby. Kościół zawsze zmagał się z kryzysami, ale to dzięki niemu mamy mocne fundamenty kulturowe i duchowe. Jak mówi papież Franciszek, kapłan powinien być jak szpital polowy – blisko ludzi i ich problemów. To inspirujące podejście, które powinno nas wszystkich skłaniać do refleksji nad własną wiarą i relacją z drugim człowiekiem.

Z T.Love zyskał popularność, wydając płyty takie jak „Pocisk miłości” i „King”. Zespół zdobył ogromny sukces komercyjny w 1997 roku dzięki albumowi „Chłopaki nie płaczą”. Staszczyk kontynuował także działalność solową (wydał trzy albumu w tym m.in. album „Syn miasta”) i w innych projektach muzycznych. Jego teksty często komentują rzeczywistość polityczną i społeczną.

Zawsze chciałem, żeby nasza muzyka była jak szczepionka: żeby była nieprzyjemna, ale żeby na końcu była skuteczna.” – mawia Zygmunt Muniek Staszczyk

Tomasz Wybranowski

50 najlepszych polskich albumów roku 2024, bez względu na style i gatunki: Czwarta Dziesiątka według Radia Wnet

Jacy Polacy, taka Polska – smutne refleksje o bierności w cieniu galopującej autorytarnej „demokracji walczącej”

Ostatnio, w niedzielę popołudniu, przeczytałem w mediach społecznościowych (na rozmówniku „Rozmowy spod pokładu” platformie dla dobrodziejek i patronów Radia Wnet) zapis pewnego, hipotetycznego eksperymentu myślowego, który zaproponował do szerszych przemyśleń dla nas pan Bartek. Wyobraźmy sobie hipotetyczne działanie rządu, który z niedzieli na poniedziałek nacjonalizuje (czyli przejmuje) połowę oszczędności i wszelkiego majątku każdej Polki i Polaka. Ktoś powie, że to „skrajność i fantazyjne bredzenie”. Ale pan Bartek trafnie ilustruje model, […]

Ostatnio, w niedzielę popołudniu, przeczytałem w mediach społecznościowych (na rozmówniku „Rozmowy spod pokładu” platformie dla dobrodziejek i patronów Radia Wnet) zapis pewnego, hipotetycznego eksperymentu myślowego, który zaproponował do szerszych przemyśleń dla nas pan Bartek.

Wyobraźmy sobie hipotetyczne działanie rządu, który z niedzieli na poniedziałek nacjonalizuje (czyli przejmuje) połowę oszczędności i wszelkiego majątku każdej Polki i Polaka.

Ktoś powie, że to „skrajność i fantazyjne bredzenie”. Ale pan Bartek trafnie ilustruje model, w jaki sposób system polityczny, który oplątał nieszczęśliwie Rzeczpospolitą i wycofane, ba! zahukane społeczeństwo w którym każdy rząd może czuć się bezpiecznie wykluczając ponad wszelką miarę niezadowolenia narodu. Ta świadomość pchać może ów rząd do dowolnych działań, przy których naginanie Konstytucji czy zarządzanie przez rozporządzenia i uchwały to betka! Ale owe działania i konkretne decyzje jeszcze drastyczniej mogą wpływać na życie i przyszłość obywateli.

Otóż załóżmy, że dzisiaj – poniedziałek 16 grudnia, w 43. rocznicę pacyfikacji kopalni Wujek, rząd ogłasza decyzję o znacjonalizowaniu połowy oszczędności i majątku każdego obywatela Rzeczpospolitej, którego dochód w rocznym zeznaniu PIT nie przekroczył 500 tys. zł. – tak napisał pan Bartek.

Pytanie brzmi: czy takie działanie rządu wywoła masową reakcję polskiego społeczeństwa w postaci demonstracji, protestów, a być może nawet zamieszek?

Odpowiedź moja brzmi – tak jak w przypadku diagnozy pana Bartka: absolutnie nie! Dlaczego? Opiszę to jednak szerzej niż wspomniany nasz Patron w czterech mini rozdziałach.

 

1. Polskie społeczeństwo jest totalnie zadłużone i zastraszone pętlą kredytową

Strach o utratę tego, co nawet nie jest własnością (bowiem jest na kredyt) jest powszechne! W moim odczuciu Polacy zignorowaliby nawet takie drastyczne posunięcie rządu. Zaległości w spłacie zobowiązań w Polsce osiągnęły rekordowy poziom 86,5 miliarda złotych, co stanowi alarmujący sygnał o problemach finansowych części społeczeństwa.

Owe 86,5 miliarda złotych stanowi około 3,77% polskiego PKB w 2023 roku. Statystyka to taka dziedzina, która służy do odkrywania i komunikowania prawdy o społeczeństwie i państwie. I statystyki co prawda mówią, że

liczba niesolidnych płatników nieco maleje, to ich obecność wciąż jest zdominowana przez duży odsetek osób, które mają trudności z terminowym regulowaniem swoich zobowiązań. Dziś takich Polaków jest już 2,6 miliona.

Jak to oblec w przykład, co przemówi do wyobraźni? Oznacza to, że w Polsce mamy prawie tyle osób z opóźnieniami spłat, ile wynosi łączna populacja takich miast jak stołeczna Warszawa i mój ulubiony Wrocław łącznie (bez dzieci i młodzieży do 18 roku życia).

Skala problemu – dane i liczby

Z danych opublikowanych przez BIG InfoMonitor oraz BIK wynika, że w okresie roku (od 1 września 2023 roku do 1 września 2024 roku) zaległości w płatnościach wzrosły o 2,9 miliarda złotych, co stanowi wzrost o 3,5% w porównaniu do roku poprzedniego. Rekordowy poziom 86,5 miliarda złotych stanowi wyraźny znak, że coraz więcej Polaków boryka się z problemami finansowymi. Dług ten dotyczy nie tylko kredytów, ale także comiesięcznych innych zobowiązań. Mnoży się lista osób z niezapłaconymi rachunkami za media, telefony czy usługi.

Problem jest i taki, że przybywa bezrobotnych. Koalicja z Donaldem Tuskiem na czele, która rządzi od 13 grudnia 2023 odziedziczyła po poprzednikach stopę bezrobocia w Polsce ma poziomie 2,7 %. (dane według Eurostatu). Według Eurostatu wyrównana sezonowo stopa bezrobocia w Polsce wyniosła 3,1% w październiku 2024 r. Ale gdy mowa o danych GUS stopa bezrobocia zarejestrowanego wyniosła 4,9%.

Średnia wysokość zadłużenia

Średnie zadłużenie osoby, która nie reguluje swoich płatności na czas, wynosi obecnie około 33,5 tysiąca złotych. To uśredniona wartość, która uwzględnia zarówno niewielkie zaległości, jak i duże długi, które mogą sięgać setek tysięcy złotych. A jak wyglądają historie kredytowe Polaków w bankach?

Polacy zaciągają kredyty nie tylko na mieszkania, ale również na codzienne potrzeby. Przeciętny Polak, pan Kowalski – pani Nowak, ma około 28 tysięcy złotych długu w różnych formach zobowiązań (kredyty gotówkowe, karty kredytowe i te najgorsze – chwilówki).
Wystarczy wyobrazić sobie, że rodzina czteroosobowa, złożona z dwojga dorosłych i dwójki dzieci, ma do spłaty kwotę przekraczającą 112 tysięcy złotych. Co może martwić bardzo często polskie rodziny nie mają żadnych oszczędności.

Coraz wyższa staje się liczba gospodarstw domowych, które nie są w stanie terminowo płacić rachunków za prąd, gaz czy płacąc czynsz.

Co do czynszów to czas najwyższy na rewolucję w Polsce w tej kwestii! Kwestia czynszów za mieszkania własnościowe w Polsce jest unikalna, kontrowersyjna, że aż śmieszna i bardzo często budzi zdziwienie wśród moich zaprzyjaźnionych Irlandczyków.

W Polsce, mimo posiadania pełnej własności mieszkania, właściciele mieszkań w budynkach wielorodzinnych (blokach, kamienicach) są zobowiązani do opłacania tzw. czynszu do wspólnoty lub spółdzielni mieszkaniowej. Czynsz ten obejmuje przede wszystkim koszty utrzymania części wspólnych budynku i terenu wokół niego, fundusz remontowy, a także media dostarczane do budynku (np. woda, centralne ogrzewanie).

Polska specyfika czynszów wynika z historycznego modelu zarządzania nieruchomościami, który wywodzi się z czasów komunistycznego PRL-u. W okresie powojennym większość budynków mieszkalnych była zarządzana przez państwowe spółdzielnie. Mimo zmian ustrojowych, sposób zarządzania nieruchomościami w dużej mierze pozostał niezmieniony, co skutkuje koniecznością wnoszenia opłat przez właścicieli mieszkań.
Wielu właścicieli mieszkań w Polsce uważa obowiązek płacenia czynszu za niesprawiedliwy.

Argumentują, że skoro mieszkanie jest ich własnością, nie powinni być obciążani dodatkowymi opłatami. Dla porównania, właściciele domów jednorodzinnych ponoszą jedynie koszty związane z utrzymaniem własnej nieruchomości i podatki lokalne.

Zmiana modelu zarządzania nieruchomościami w Polsce wymagałaby reformy prawa oraz sposobu funkcjonowania wspólnot i spółdzielni. Można by wprowadzić bardziej elastyczne mechanizmy finansowania remontów i utrzymania budynków, np. na wzór niemiecki czy amerykański. Ale rządzący boją się – i ci z KO, jak i bali się co z PiS, że wprowadzenie takich zmian spotkałoby się z oporem ze strony zarządców nieruchomości, którzy mają znaczący wpływ na wysokość czynszów. I znowu warstwa – kasta wyższa ma lepiej niż zwykły obywatel (sic!)

Ale wróćmy do kwestii zadłużenia Polaków. Zaległości wobec sektora mieszkaniowego i energetycznego w 2023 roku przekroczyły 10 miliardów złotych. Przykładowo, łączne zadłużenie za czynsz w Polsce można porównać do wybudowania ponad 200 szkół średnich w dużych miastach.
Wielu Polaków decyduje się na leasing lub kredyt samochodowy. Statystyki pokazują, że co trzecie auto na polskich drogach formalnie nie jest własnością kierowcy, lecz banku lub firmy leasingowej. W przypadku utraty pracy lub kryzysu gospodarczego, ogromna liczba ludzi może stracić środki transportu, które są kluczowe, zwłaszcza dla osób dojeżdżających do pracy.

Zadłużenie w parabankach rośnie, nieszczęśników przybywa a państwo polskie i rządy kolejne jak gdyby nigdy nic spokojnie to tolerują!

Parabanki i firmy oferujące chwilówki wciąż cieszą się popularnością, szczególnie wśród osób o niższych dochodach. Szacuje się, że około 20% dłużników w Polsce korzysta z takich usług, często wpadając w spiralę zadłużenia, z oprocentowaniem sięgającym nawet kilkuset a nawet kilku tysięcy procent rocznie.

Depresja i problemy psychiczne

Strach o przyszłość i brak stabilizacji finansowej to czynniki prowadzące do licznych problemów zdrowotnych, w tym depresji. W badaniach wskazano, że co piąta osoba mająca problem z długami cierpi na poważne zaburzenia psychiczne. Organizacje pozarządowe zajmujące się pomocą osobom zadłużonym (m.in. stowarzyszenia anty – windykacyjne) wskazują, że około 10–15% przypadków samobójstw może być związanych z problemami finansowymi.

W 2022 roku w Polsce odnotowano 5 245 samobójstw zakończonych śmiercią, czytamy w danych Komendy Głównej Policji. Przy takich założeniach, można oszacować, że w 2022 roku 500–800 osób w Polsce mogło odebrać sobie życie z powodu trudności ekonomicznych, takich jak niewypłacalność, groźby komornicze, czy utrata majątku.

Kredyty hipoteczne, konsumpcyjne i inne zobowiązania finansowe to życie codzienne Polaków.

Rodzi się więc pytanie, kto pójdzie słusznie protestować przeciwko reglamentowanej obecnie „demokracji walczącej” (przyznają Państwo, że cudny oksymoron) i jednoosobowemu zarządzaniu Rzeczpospolitą (czyżby powoli rodził się nowy kult jednostki?), skoro dla większości Polaków „byt, który określa świadomość” jest najważniejszy, czyli utrzymanie płynności finansowej i unikanie utraty nieruchomości, samochodu, czy innych dóbr obciążonych kredytami.

W obliczu pewnych represji związanych z protestami, których za rządów Zjednoczonej Prawicy nie było (nawet nie potrafili rozliczyć poprzedników zwłaszcza za sprzedaż polskich firm i w wielu wypadkach doprowadzenie do agonii) Polacy obawiają się o swoją zdolność kredytową i bezpieczeństwo materialne.

W sytuacji, gdy krajowy system bankowy w pełni współpracuje z rządem, a instytucje finansowe i ściągające podatki są w stanie skontrolować przepływ pieniędzy, jakakolwiek próba zorganizowania masowego protestu mogłaby skończyć się poważnymi reperkusjami, w tym bankructwem uczestników protestów. Nałożona kredytowa uprząż pęta ducha i swobodę Polaków. Smutne, ale prawdziwe. Ci, co mają kredyty do spłaty, nie będą mieli odwagi wyjść na ulicę, bo dla nich najważniejszym priorytetem jest utrzymanie stabilności finansowej, a nie walka z systemem, który i tak ich powoli pożera…

 

Kibice reprezentacji Polski na meczu z Chorwacją / Fot. Szymon Dąbrowski

Bolączka nr 2. Polak zna się na wszystkim. Rzecz o ignorancji, braku zrozumienia i kłótliwości

1. Ignorancja jako bariera społecznego zaangażowania

Jednym z kardynalnych czynników tłumaczących brak społecznej reakcji na istotne wydarzenia polityczne i ekonomiczne w Polsce ostatnich miesięcy jest ignorancja znacznej części społeczeństwa. Owa podstępna, choć przymilna dama sprawia, że mamy do czynienia z kilku nakładającymi się na siebie przyczynami. Czytelnicy portalu Wnet.fm wybaczą, bowiem nie dotyczą Ich, ale niech pozwolą, że je wypunktuję:

a. ograniczony dostęp do rzetelnych informacji,
b. lenistwo intelektualne, i wreszcie
c. brak JAKIEGOKOLWIEK zainteresowania tematami, które nie wydają się bezpośrednio dotyczyć codziennego życia.

Badania z roku na rok coraz bardziej alarmują, że w Polsce nadal PRZEWAŻAJĄCA część społeczeństwa pozyskuje informacje wyłącznie z mediów głównego nurtu, które często mają charakter stronniczy lub powierzchowny. Z raportu CBOS z 2023 roku wynika, że 67% Polaków ogląda wiadomości w telewizji, głównie w stacjach takich jak TVN, Polsat czy TVP.

Te media od stycznia 2024 roku niewiele różnią się w przekazie politycznym i bardzo rzadko dostarczają szczegółowych analiz zjawisk nie tylko ekonomicznych i politycznych, ale i społecznych. Owe telewizje skupiają się raczej na emocjonalnych aspektach wydarzeń, podkręcaniu atmosfery podziałów politycznych i strachu (chociażby „nieuniknioną wojną”) niż na rzetelnych danych i przedstawianiu faktów.

Polacy bez umiejętności i narzędzi do analizy informacji. Cyfrowy wtórny analfabetyzm

Nasi rodacy często nie mają wystarczających narzędzi, aby krytycznie analizować dostępne informacje. Smutno mi i wstyd, ale muszę przytoczyć te dane …

Według badań OECD podanych w grudniu 2024 roku, a dotyczących umiejętności czytania ze zrozumieniem i analizy tekstów informacyjnych (PIAAC), aż 39% dorosłych Polaków osiąga wyniki poniżej podstawowego poziomu w zakresie rozumienia złożonych informacji. W praktyce oznacza to, że dla 4 na 10 dorosłych Polaków – odbiorców teksty zawierające dane statystyczne, wykresy czy argumentację logiczną mogą być zbyt trudne do pełnego zrozumienia. 38% miało problemy z prostymi zadaniami z matematyki, zaś a 48% z rozwiązywaniem problemów.

To wyniki znacznie gorsze niż te osiągane w innych dawnych „demoludach”. Kto pomyśli o tym, aby zainwestować w edukację dorosłych czy wspierać grupy o niskich kompetencjach, szczególnie osoby z niższym wykształceniem?  Efektem tego jest powierzchowne rozumienie rzeczywistości, co prowadzi do wypracowania stereotypowego myślenia i oporu wobec głębszych analiz. Łatwiej telewizyjnie i partyjnie jest zapanować nad umysłami Polaków.

W społecznym przekonaniu , często okraszonym niczym niepopartą dumą „Polak zna się na wszystkim” – polityce, medycynie, ekonomii . A to – jak widzimy – często skutkuje głoszeniem uproszczonych opinii, niepopartych wiedzą i w czasie dyskusji włączaniem się tak zwanego „agresora swojości”.

Polityka jako temat tabu lub źródło konfliktu

Wiele osób w Polsce unika angażowania się w sprawy polityczne, ponieważ polityka kojarzy im się z czymś konfliktowym i nieprzyjemnym. Według raportu Pew Research Center z 2022 roku, tylko 32% Polaków deklaruje zainteresowanie polityką na poziomie wyższym niż przeciętne, co jest wynikiem niższym niż w większości krajów europejskich.

Ponadto, w polskim społeczeństwie silnie zakorzenione jest przekonanie (mimo rozbuchanego domowego politykierstwa) , że „polityka jest dla elit”. To postrzeganie skutkuje izolowaniem się obywateli od życia publicznego, które często sprowadzają do stwierdzeń typu „to nie dotyczy mnie” lub „i tak nic nie zmienię”.

Tymczasem brak zaangażowania w politykę sprawia, że decydenci mają większą swobodę w podejmowaniu decyzji, które mogą bezpośrednio wpływać na życie obywateli. Dla zilustrowania wielkiej skali ignorancji przytoczę tylko rok 2022 i wprowadzanie w życie „Polskiego Ładu”. Ów „polski ład” był szeroko krytykowany przez ekspertów i media, ale wiele osób nie zdawało sobie sprawy z jego konsekwencji. Dopiero gdy zmiany zaczęły wpływać na wysokość wypłat netto, część społeczeństwa zorientowała się, jak bardzo dotknęły ich reformy.

To pokazało, że ignorowanie złożoności polityki fiskalnej prowadzi do nieświadomości realnych zagrożeń dla własnej sytuacji finansowej.
Kolejne klocki ignorancji – domina: kłótliwość i rozdrobnienie społeczne. My Polacy często nie angażujemy się w politykę lub sprawy publiczne w sposób konstruktywny, ale mamy – czasem nawet ja! przyznaję – tendencję do kłótni i personalizacji sporów.

Zamiast prowadzić merytoryczne dyskusje oparte na faktach i analizach, rozmowy Kowalskich z Nowakami zamieniają się w wymianę wzajemnych oskarżeń. Przykładem tego są debaty polityczne w mediach społecznościowych i okładanie łajnem na forach internetowych. W 95 % to jałowe spory z buzującymi emocjami, gdzie brak miejsca (sic!) na argumenty. Traktowanie drugiego Polaka – rozmówcę jako potencjalnego osobnika do anihilacji to kolejny kamyczek do ogródka budowania wspólnoty obywatelskiej i skutecznego ruchu społecznego. A stąd już tylko krok do dużego punktu nr 3.

 

3. Struktura społeczna – „bezmózgi lud” i „motłoch”

Pan Bartek, który zainspirował mnie wpisem na naszym chacie „Rozmowy spod pokładu”, był łaskaw skazać analizę (myślowej) struktury społecznej w Polsce przez Janusza Korwina – Mikkego. Uwaga, będzie po bandzie i niepoprawnie do granic!

W swojej koncepcji pan Janusz Korwin-Mikke wyróżnił dwa zasadnicze segmenty społeczeństwa: „jednostki myślące” oraz „tak zwany bezmózgi lud”. Terminologia w dobie hiperpoprawności zdecydowanie kontrowersyjna i pejoratywna, ale wskazuje na bardzo istotne różnice w poziomie zaangażowania obywatelskiego i zdolności do krytycznego myślenia Polaków.

„Bezmózgi lud” to grupa, która charakteryzuje się biernością, podatnością na manipulację. a także brakiem zainteresowania zgłębianiem głębszej mechaniki polityki i spraw społecznych. To ludzie, którzy konsumują informacje bez ich krytycznej analizy, bazując przede wszystkim na przekazie mediów głównego nurtu i prostych haseł populistycznych. Z obu stron politycznej barykady.

„Jednostki myślące” to w Polsce zdecydowana mniejszość społeczeństwa, która jest w stanie analizować rzeczywistość i krytycznie oceniać działania władzy (tamtej czy tej). Ta grupa, z racji swojej niezależności intelektualnej, często staje się celem niewybrednych ataków, zarówno ze strony rządzących, jak i zmanipulowanej większości, która postrzega ich jako zagrożenie dla stabilności swojego światopoglądu. W czasach, kiedy rządził PiS raziło mnie hasło prezesa Jarosława o „wykształciuchach” itp.

Poziom zaufania do władzy i manipulacja medialna

Porażający jest brak zaangażowania obywatelskiego Polaków. Czy wiecie, że tylko 18% z nas uczestniczy regularnie w wyborach samorządowych i parlamentarnych. To świadczy tylko o zatrważającym poziomie bierności społecznej.
Jesteśmy także narodem podatnym na manipulację. Raport Fundacji Panoptykon z 2022 roku wskazuje, że Polacy są szczególnie narażeni na manipulację medialną, z powodu niskiego poziomu edukacji medialnej i wysokiego wskaźnika konsumpcji informacji poprzez emocjonalne, uproszczone przekazy.

 

Czy rządzi PiS czy Platforma Obywatelska pod płaszczem KO jest tak samo

Podobnie jak w czasach późniejszych rządów Prawa i Sprawiedliwości, struktura społeczna w okresie obecnych rządów PO (i partii przystawek – sałatek) była podzielona na aktywną mniejszość i bierną większość. Mechanizmy bierności społecznej i wpływu mediów także odgrywały kluczową rolę.

W latach 2007–2015 rządy PO wdrażały szereg działań, które miały negatywny wpływ na część społeczeństwa. Przeżyliśmy podniesienie wieku emerytalnego, niewystarczające wsparcie dla osób najuboższych, liberalizację rynku pracy czy sprzedaż firm o strategicznym znaczeniu dla gospodarki i sektora bankowego, ale mimo to reakcja społeczna była minimalna.

Reforma zakładająca stopniowe wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat spotkała się z ograniczonymi protestami, mimo że dotykała milionów Polaków. Większość społeczeństwa zaakceptowała zmiany, co można tłumaczyć biernością wynikającą z braku zrozumienia konsekwencji długoterminowych oraz brakiem alternatyw politycznych.

Aktywnie przeciwko reformom emerytalnym protestowały związki zawodowe, takie jak na przykład NSZZ Solidarność. Jednocześnie, krytyczna mniejszość społeczeństwa wskazywała na problem narastającej prekaryzacji zatrudnienia i pogłębiających się nierówności społecznych.

Wpływ mediów i propagandy za rządów PO

Za rządów PO również istniała silna polaryzacja medialna (i wciąż istnieje teraz), która miała wpływ na postrzeganie rzeczywistości przez społeczeństwo. Telewizja i prasa liberalna, takie jak TVN czy „Gazeta Wyborcza”, wspierały i wciąż wspierają narrację Platformy jako ugrupowania europejskiego i proreformatorskiego. Informacje negatywne dotyczące polityki rządu, takie jak wyciek afery taśmowej w 2014 roku, były często minimalizowane lub przedstawiane w kontekście ataku politycznego. W tych mediach brak był jakiejkolwiek reakcji na kryzys demograficzny w Polsce i emigrację zarobkową.

Polacy pozostali w dużej mierze bierni. Wynikało to z zaufania do mediów liberalnych oraz przekonania, że brak realnej alternatywy politycznej czyni PO i Tuska „mniejszym złem”.

W kontekście powrotu Donalda Tuska do władzy w 2023 roku, można zauważyć podobne mechanizmy bierności społecznej i podziałów. Wielu wyborców Platformy, nawet tych niezadowolonych z działań partii, wskazuje w sondażach, że „głosują na PO z obawy przed powrotem PiS do władzy”.

A programy? A rozwój Ojczyzny? Przyszłość wnuków? Nieważne! Jarosław prezes nie rządzi i już „świat jest piękniejszy” (sic!) Społeczeństwo było i jest podzielone, ale duża jego część jest jeszcze bardziej zrezygnowana i bierna, bo „wszystkie partie są takie same” i „nie warto angażować się w życie publiczne”.

Część obywateli krytykuje rządy PO za niedostateczne wsparcie dla służby zdrowia i szkodliwą kontynuację neoliberalnego modelu gospodarczego z kultem paryskiego „klimatyzmu„. Ale bez efektów!

Krytyka, która dotknęła Donalda Tuska za brak zdecydowania w sprawę reparacji wojennych od Niemiec była głośno podnoszona przez prawicowe media, ale – jak zwykle – nie wywołała szerszego oburzenia w społeczeństwie.

PiS wykorzystywał media publiczne do promowania swojej narracji. Społeczeństwo było dzielone na „patriotów” (zwolenników PiS) i „elytę” (przeciwników rządu). Podobnie było za rządów PO, kiedy dominujące media (TVN czy „Gazeta Wyborcza”) budowały obraz Tuska jako „człowieka Zachodu” i „ratunku przed autorytaryzmem PiS”, marginalizując krytyków polityki neoliberalnej, środowiska patriotyczne i ruchy lewicowe.

Struktura społeczna w Polsce, zarówno za rządów PO, jak i PiS, cechuje się znaczącą biernością większości społeczeństwa i podziałem na niewielką, aktywną mniejszość oraz łatwą do manipulacji większość. Mechanizmy te, wspierane przez propagandę medialną, są wykorzystywane przez każdą władzę do utrzymania status quo.
Podsumowując, struktura społeczna Polski opiera się na dwóch wyraźnych segmentach: myślącej mniejszościbiernej większości, co jest źródłem problemów w budowaniu świadomego, aktywnego społeczeństwa obywatelskiego.

 

Sąd Okręgowy w Warszawie/fot. WNET

4. Lęk przed władzą sądowniczą i służbami, czyli mija czas i nic

Pan Bartek napisał: „Podobne mechanizmy obserwujemy w kontekście władzy sądowniczej, służb specjalnych oraz ogólnie pojętego bezpieczeństwa. Choć nacjonalizacja oszczędności obywateli jest skrajnie nierealistyczna, to w rzeczywistości takie analogiczne „nacjonalizacje” zachodzą w innych obszarach życia społecznego i politycznego.”

Zasadny punkt do rozmyślań, bowiem po przejęciu władzy przez Donalda Tuska i jego egzotykę koalicyjną 13 grudnia 2023 roku, kwestie dotyczące władzy sądowniczej, służb specjalnych i bezpieczeństwa stały się jednym z kluczowych obszarów zapalnych. Platforma Obywatelska i jej partnerzy podjęli działania mające na celu odwrócenie reform z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości (PiS), co spotkało się z różnymi reakcjami społecznymi i politycznymi. Warto pamiętać, kto zaczął tę „wojenkę”.

Warto przypomnieć, że w 2015 roku, pod koniec swojej kadencji, rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego podjął kontrowersyjne działania związane z Trybunałem Konstytucyjnym.

Platforma Obywatelska uchwaliła przepisy pozwalające na wybór pięciu nowych sędziów Trybunału, z czego trzech miało zastąpić sędziów kończących kadencję już po wyborach parlamentarnych, co wywołało oburzenie i było szeroko krytykowane jako działanie sprzeczne z konstytucją.
Najpierw była Ustawa z czerwca 2015 roku, w której Rząd PO-PSL wprowadził zmiany w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym, umożliwiające wybór wszystkich pięciu sędziów na jednym posiedzeniu Sejmu, co dotyczyło również sędziów kończących kadencję dopiero po zmianie władzy.

W październiku 2015 roku, tuż przed wyborami planowanymi na dzień 25 tego miesiąca, Sejm VII kadencji wybrał pięciu sędziów Trybunału, co wzbudziło wątpliwości konstytucyjne. Trybunał Konstytucyjny orzekł później, że wybór dwóch z tych sędziów był prawidłowy, ale trzech pozostałych powinno być dokonanych przez nowy Sejm, co wskazywało na częściową niekonstytucyjność działań PO.

Działania te były wykorzystywane przez PiS jako koronny argument na rzecz dokonywania własnych reform sądownictwa, co doprowadziło do dalszej eskalacji konfliktu politycznego wokół Trybunału i podziału społeczeństwa. Warto zauważyć, że te wydarzenia stały się początkiem długotrwałego kryzysu konstytucyjnego w Polsce, którego skutki są odczuwalne do dziś.

A co mamy dzisiaj?! Rząd Tuska zapowiedział stopniową depolityzację sądownictwa oraz przywrócenie standardów zgodnych z wartościami europejskimi. Wśród priorytetów wymieniono min. cofnięcie reformy sądownictwa wprowadzonej przez PiS, która była przedmiotem krytyki Unii Europejskiej, szczególnie w kwestii upolitycznienia Krajowej Rady Sądownictwa i Trybunału Konstytucyjnego.

Założono także stopniowe przywrócenie sędziów odsuniętych od pracy w wyniku reformy PiS. Jednak plany te wzbudzają obawy w środowiskach opozycyjnych i wielu komentatorów. Krytycy obawiają się, że zmiany te mogą być wprowadzane z nadmierną koncentracją władzy, co wywołuje pytania o możliwość nowych form upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości, ale przez inne ugrupowania polityczne.
Z kolei w przypadku służb specjalnych oraz struktur bezpieczeństwa kluczowym problemem jest nadmierna polityczna kontrola nad służbami, która była zarzewiem konfliktu zarówno w czasach rządów PiS, jak i teraz.

Podobnie jak w przypadku innych obszarów polityki, reakcje społeczne na zmiany w sądownictwie i służbach są ograniczone. Społeczeństwo w dużej mierze pozostaje bierne, co wynika z kilku czynników.

Po pierwsze, braku świadomości. Dla wielu Polek i Polaków kwestie takie jak niezależność sądów czy reforma służb są zbyt abstrakcyjne, by uznać je za istotne dla ich codziennego życia (patrz wielkie rozdziały 2 i 3 powyżej).

Po drugie, to strach przed represjami blokuje Polaków. Osoby krytykujące władzę obawiają się negatywnych konsekwencji swojej aktywności.

Po trzecie, panosząca się polaryzacja społeczeństwa. Wysokie mury podziałów politycznych sprawiają, że znacząca część społeczeństwa polskiego jest gotowa zaakceptować nawet kontrowersyjne działania swojego obozu politycznego​ („ciepła woda” ergo „czysta woda” i „wszystko byle nie PiS”.

Tusk demokrata niczego nie zmienia! Koalicja Obywatelska pod dyktando Platformy Obywatelskiej dostała się na wielkie pastwisko posad, urzędów i spółek skarbu państwa. Robi to, co poprzednicy – obsadza kluczowe stanowiska w administracji publicznej przez osoby lojalne wobec niego i partii. Donald Tusk powołując się na nieistniejącą definicję: demokracji walczącej” wywiera presję na niezależne instytucje, takie jak media publiczne czy służby audytowe, co oczywiście ogranicza ich obiektywizm.

Zmiany te są postrzegane różnie w zależności od poglądów politycznych. Zwolennicy rządu Tuska widzą w nich szansę na „przywrócenie standardów europejskich”, podczas gdy przeciwnicy obawiają się o „dalsze upolitycznienie kluczowych instytucji”.

Reakcje społeczne na te zmiany są podobne do opisanych wcześniej mechanizmów: brak zrozumienia, strach przed represjami, bierność wobec zmian. Dla 71% społeczeństwa, które jest nieświadome pełnej skali ingerencji władzy w życie publiczne, te zmiany są „nieistotne” lub „normalne”, ponieważ „nie dotykają bezpośrednio ich życia codziennego”.

 

Fot. 139904 (CC0, Pixabay)

Zamiast podsumowania – pełna zgoda z panem Bartkiem – patronem

W takim eksperymencie myślowym, który wymyślił pan Bartek, w którym rząd [na razie w wyimaginowanej rzeczywistości] przeprowadza drastyczne zmiany znacjonalizowania oszczędności, odpowiedzią społeczną będzie (= jest) brak reakcji.

Społeczeństwo polskie, z jednej strony zadłużone i zastraszone, z drugiej zaś wielce ignorujące i bierne wobec zmian, nie protestuje, bo nie rozumie pełnej wagi tych działań lub nie jest w stanie podjąć skutecznej walki z władzą.

Tylko niewielki odsetek osób, które dostrzegają te nieprawidłowości i mają odwagę działać, choć otrzymają etykietę „wrogów ludu”. To pokazuje, jak skutecznie władza manipuluje przestraszonym społeczeństwem, by realizować swoje interesy, gdy większość obywateli w stanie obojętności powiela „chocholi taniec” z kart dramatu Stanisława Wyspiańskiego.

napisał po smutnych przemyśleniach i lekturach Tomasz Wybranowski

Paweł Winiewski & Tomasz Wybranowski: Niech myśl ojca Bocheńskiego przywróci blask Polsce i Polakom odrzucając zabobony!

Ojciec Józef Maria Bocheński był filozofem, którego myśli, często wyrażane w formie celnych maksym, dotykały problemów racjonalności, wiary, wolności i krytyki ideologii. O racjonalności napisał: „Filozofia nie jest wiedzą o wszystkim, ale jest umiejętnością myślenia o wszystkim.” O współczesnych mitach mawiał, że są „Największym zagrożeniem dla współczesnego człowieka są zabobony – te małe, intelektualne i wielkie, ideologiczne.”

Przesłaniem kolejnego cyklu programów z myślą wielkiego ojca Bocheńskiego jest teza: „Trzeba słuchać ojca Bocheńskiego, bo ma w swoich myślach lek na polską niemoc i zgniliznę moralną!”

 

Powracam w swoich programach do wielkiej myśli ojca Bocheńskiego. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wiedza i światło wiedzy Pawła Winiewskiego.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Pawłem Winiewskim:

 

Paweł Winiewski rozkochany w swoim Krakowie jest dziennikarzem i filozofem, który jako ostatni przeprowadził wywiad z ojcem Józefem Marią Innocentym Bocheńskim, dominikaninem, jednym z najwybitniejszych polskich filozofów XX wieku i najbardziej znanych Polaków poza granicami Ojczyzny.

Wywiad ten odbył się we Fryburgu, gdzie o. Bocheński mieszkał i pracował do końca swojego życia. Rozmowa dotyczyła kluczowych zagadnień filozoficznych, takich jak sens życia, racjonalność wiary i krytyka współczesnych ideologii.

 

W wywiadzie Bocheński podkreślał znaczenie życia teraźniejszością (carpe diem) oraz mądrości polegającej na dążeniu do harmonii w swoim życiu. Był przekonany, że racjonalność nie wyklucza wiary, a światopoglądy naukowe są iluzją, gdyż nauka nie operuje na poziomie metafizyki.

Ostatnia rozmowa ojca Bocheńskiego była nie tylko refleksją nad jego filozoficznym dorobkiem, ale także cennym świadectwem jego duchowej dojrzałości – mówi Paweł Winiewski. ​

Józef Maria Bocheński był wybitnym logikiem, filozofem i sowietologiem. Urodził się w 1902 roku i przez całe życie zajmował się kwestiami związanymi z logiką oraz filozofią analityczną. Był autorem licznych dzieł, w tym klasycznych opracowań historii logiki i krytyki współczesnej kultury intelektualnej​

Dzięki wywiadowi Pawła Winiewskiego, który został przeprowadzony niedługo przed śmiercią dominikanina w 1995 roku, zachowano cenny zapis jego ostatnich przemyśleń. Winiewski zachował status świadka końcowej refleksji jednego z najważniejszych myślicieli chrześcijańskich XX wieku.

 

Ojciec Józef Innocnety Maria Bocheński. Fot. ze

Ojciec Józef Maria Bocheński (1902–1995) – filozof, dominikanin i patriota. Urodził się jako Józef Franciszek Emanuel Bocheński. Jego imiona imię zakonne Innocenty to Maria O.P. (30 VIII 1902 – 8 II 1995).

Używał i publikował pod wielona pseudonimami: Bogusław Prawdota, Emil Majerski, Józef Ursyn, Józef Miche, Giuseppe Miche, dr K. Fred, Fred czy P. Banks

 

Wczesne życie i edukacja

Józef Maria Bocheński urodził się 30 sierpnia 1902 roku w Czuszowie w Małopolsce, w szlacheckiej rodzinie o patriotycznych tradycjach. Już od najmłodszych lat był związany z wartościami wolnościowymi, wyniesionymi z domu. Ukończył szkołę średnią w Krakowie, a następnie rozpoczął studia na Uniwersytecie Lwowskim.

Początkowo studiował prawo, ale szybko zainteresował się filozofią, co zdeterminowało jego dalsze życie intelektualne i duchowe. W 1920 roku, jako ochotnik, wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej, walcząc w obronie odradzającej się Polski.

 

Działalność w obronie Polski podczas II wojny światowej

Wybuch II wojny światowej zastał Bocheńskiego już jako dominikanina i naukowca. W 1937 roku przyjął święcenia kapłańskie. Gdy Niemcy zaatakowali Polskę w 1939 roku, o. Bocheński włączył się w działalność wojenną. Służył w kampanii wrześniowej jako kapelan wojskowy. Po klęsce wrześniowej udało mu się przedostać na Zachód, gdzie dołączył do polskich jednostek wojskowych we Francji, a później w Wielkiej Brytanii.

Jako żołnierz i kapelan II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa przeszedł szlak bojowy, w tym kampanię włoską i bitwę o Monte Cassino. Oprócz posługi duchowej dla żołnierzy prowadził także działalność intelektualną, organizując wykłady z filozofii i logiki dla polskich żołnierzy, aby podtrzymać ich morale i rozwijać intelektualnie w trudnych warunkach wojennych​

Po wojnie – sowietolog i obrońca wolności

Po wojnie o. Bocheński nie mógł wrócić do Polski z powodu przejęcia władzy przez komunistów. Osiedlił się we Fryburgu w Szwajcarii, gdzie stał się profesorem na tamtejszym uniwersytecie. Specjalizował się w logice, epistemologii oraz filozofii analitycznej. Jego badania nad marksizmem i systemem sowieckim przyczyniły się do rozwoju sowietologii jako nauki.

Józef Maria Bocheński był zagorzałym krytykiem komunizmu i jednym z czołowych ekspertów w analizie ideologii marksistowskiej. Jego dzieła, takie jak „Zarys logiki” oraz „Marksizm – Leninism: An Analysis”, stały się kluczowymi pracami w zrozumieniu totalitarnej filozofii sowieckiej.

Zasługi dla Polski i świata

Choć działał poza granicami kraju, bowiem do Ojczyzny pod butem sowietów nie mógł wrócić, o. Bocheński zawsze podkreślał swoją przynależność do Polski. Uczestniczył w życiu polskiej emigracji, wspierał rodaków na Zachodzie i działał na rzecz wolności Polski na arenie międzynarodowej.

Jego analizy ideologiczne oraz krytyka komunizmu miały znaczący wpływ na zachodnią opinię publiczną, pomagając kształtować postawy wobec bloku wschodniego w okresie zimnej wojny​.

 

Dziedzictwo

O. Józef Maria Bocheński zmarł 8 lutego 1995 roku we Fryburgu. Pozostawił po sobie bogaty dorobek naukowy i duchowy, który do dziś inspiruje filozofów, teologów i osoby zaangażowane w życie społeczne. Jego życie to przykład głębokiego połączenia służby intelektualnej, duchowej i patriotycznej.

Jako żołnierz, kapłan i myśliciel stał się symbolem nieustannej walki o prawdę i wolność.

Nie ma swojego grobu, bowiem w testamencie zapisał swoje ciało “nauce”…

Ciąg dalszy nastąpi…

Tomasz Wybranowski

Więcej moich rozmów i programów w zaułku Mixcloud (kliknij poniżej): www.mixcloud.com/tomaszwybranowski