Rozmowa w „Prawadajni” dotyczyła wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 7 listopada, którym odmówiono rozpoznania pytań prejudycjalnych jednego z sędziów Sądu Najwyższego, który zasiadał w składzie orzekającym, który miał zbadać bezstronność innego sędziego w tzw. procedurze prezydenckiej.
Chodzi o sędziego Tomasza Szanciło, który wskazał TSUE, że w składzie orzekającym, który ma badać bezstronność sędziego zasiada sędzia, wobec którego można wysunąć zarzuty pod kątem okoliczności jego powołania. Chodziło o sędziego Włodzimierza Wróbla.
Rzecznik prasowy Zrzeszenia Sędziowie RP Łukasz Zawadzki, nie wskazując imiennie tego ostatniego, zwraca uwagę, że z argumentów wskazanych w pytaniach prejudycjalnych wynika, że orzecznik ten „sam został powołany w nietransparentnej procedurze, z pozorną ścieżką nominacyjną”.
Do dzisiaj jeszcze w sądownictwie powszechnym, nie tylko w Sądzie Najwyższym, ale choćby w moim okręgu, są sędziowie, którzy swoje ścieżki zawodowe rozpoczynali od nominacji uzyskanej od Rady Państwa. Także to wcale nie jest jakiś ewenement, że tacy sędziowie jeszcze orzekają. Tę hipokryzję wytyka sędzia zwracający się do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wskazując, że są sędziowie, którzy zainstalowani zostali w sądownictwie – zwraca uwagę na inne bolączki polskiego wymiaru sprawiedliwości prawnik.
Trybunał pokazał sędziemu „gest Kozakiewicza”
TSUE nie rozpoznał jednak pytań prejudycjalnych sędziego Szanciło podniesionych w toku stosowania „testu prezydenckiego”, uznając, że on sam jest „neosędzią”, więc nie ma prawa takich pytań kierować.
Wskazano na to, że sędzia pytający sam został wyłoniony w procedurze z udziałem nowej Krajowej Rady Sądownictwa, nie spełnia rygorów niezależnego sądu, niezawisłego sędziego, a zatem nie jest sądem i nie ma prawa w ogóle takich pytań formułować. Do tego sprowadza się odpowiedź udzielona przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Odmówiono udzielenia odpowiedzi na pytanie – stwierdza rzecznik prasowy Zrzeszenia Sędziowie RP.
Kolizja orzeczeń trybunałów
Prawnik podkreśla również, że orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 7 listopada 2024 r. zapadło już po wydaniu opinii przez Komisję Wenecką.
Do Komisji Weneckiej przecież nie zwracał się żaden sędzia powołany po roku 2017, ale sam pan minister Adam Bodnar. I w opinii Komisji Weneckiej bodajże sprzed miesiąca padło jednoznacznie sformułowanie, że sędziowie powołani po roku 2017 są sędziami, a wydane przez nich orzeczenia są wyrokami czy postanowieniami – przypomina Łukasz Zawadzki.
Sędzia zaistniałą sytuację ocenia jako „kolizję szanowanego działa, które wprawdzie nie jest umocowane w Unii Europejskiej, ale jest częścią organizacji międzynarodowej [Rady Europy – Wnet], z Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej”.
Suwerenność albo podległość
Na pytanie Jakuba Pilarka, co począć z takim orzeczeniem, sędzia odpowiada:
Wymiar sprawiedliwości to trzecia władza, obok ustawy ustawodawczej i wykonawczej. Zadajmy sobie podstawowe pytanie. Mam na myśli suwerena, czyli naród. Czy chcemy, aby w tym pudełeczku z napisem Rzeczpospolita Polska znajdował się Trybunał Konstytucyjny, Prezydent, Sejm, Senat, sądownictwo powszechne, Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny, czy też chcemy, aby znajdował się tam Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejski Trybunał Praw Człowieka i tak dalej.
Według sędziego Zawadzkiego stoimy jako naród przed pytaniami o „rudymenty naszego ustroju”. Prawnik podkreśla przy tym, że orzeczenia TSUE nie są źródłem prawa.
Wysłuchaj całej audycji już teraz!
jbp/
