Aerofłot w sieci cyberwojny: kiedy wojna staje się pasażerem na gapę

Źródło: Gerd Altmann/ Pixabay.com

Paraliżujący atak grupy „Silent Crew” wspieranej przez białoruskich „Cyberpartyzantów” odsłonił nie tylko lśniące, lecz puste terminale Aerofłotu, ale przede wszystkim strategiczną kruchość Rosji.

Ponad roczna infiltracja infrastruktury IT narodowego przewoźnika dowodzi, że współczesna wojna przeniosła się z frontu kinetycznego do serwerowni, gdzie ciosy bywają boleśniejsze niż rakietowe salwy. Embargo technologiczne, dronizacja rosyjskiego nieba i kolejne fale cyberataków tworzą zabójczy tryptyk, w którym flota starzeje się szybciej niż mijają kolejne kwartały, a Kreml zmuszony jest kanibalizować przejęte samoloty.

Każde zamknięcie Pułkowa czy Domodiedowa i kolejki po bagaże burzą narrację „wojny ograniczonej”, uświadamiając Rosjanom realne koszty imperialnej polityki.

Moskwa, latami inwestująca wyłącznie w arsenał ofensywny, dopiero teraz odkrywa, że bezpieczne niebo zaczyna się w liniach kodu, a nie w paradach Su 57. Dla NATO i UE incydent Aerofłotu to studium przypadku: konieczność wzmacniania własnej odporności cyber fizycznej i wykorzystania informacyjnych pęknięć, gdy kremlowska propaganda rozmija się z obrazami pustych odlotów. ]

Felieton Artura Żaka pokazuje, że najwierniejszym pasażerem rosyjskich linii stała się wojna – nie potrzebuje karty pokładowej, a jednak decyduje, który samolot wystartuje, a który ugrzęźnie w hangarze.

Prezydent Ukrainy nie przejął kontroli nad instytucjami antykorupcyjnymi. „Chodziło o ludzi Zełenskiego”