Niemiecki polityk Friedrich Merz nie uzyskał większości w pierwszej turze wyborów na nowego kanclerza. Uzyskał wynik 310 głosów, podczas gdy minimum, które powinieni uzyskać wynosiło 316. Sytuacja ta jest bezprecedensowa w historii Niemiec.
Przeciwko Merzowi głosowali deputowani z własnej partii CDU. Merz nie panuje nad własną partią. To jest rzecz katastrofalna dla jego dalszej kariery politycznej. Jeszcze w historii Niemiec czegoś takiego nie było, żeby nie przegłosowano wyboru kanclerza. To jest rzecz nie do pomyślenia
– komentuje na gorąco historyk Krzysztof Rak w Odysei Wyborczej.
„Umowa koalicyjna nowego niemieckiego rządu to potężna książka. Wygraną jest SPD.”
Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego i Łukasza Jankowskiego nie sądzi, by przeciwko Merzowi głosowali politycy SPD, niepoważ partia ta była raczej zwycięzcą rozmów koalicyjnych.
Merz to typowy niemiecki polityk, czyli w gruncie rzeczy partyjny aparatczyk. Całą karierę on jest związany z partią. Jak mu się nóżka w partii podwinęła, to poszedł do biznesu, ale nie dlatego, że był wybitnym prawnikiem czy wybitnym biznesmenem, tylko dlatego, że miał znajomości polityczne i był lobbystą amerykańskim. I znowu wrócił do partii. To nie jest polityk z krwi i kości, który ciągnie za sobą ludzi, który potrafi zawierać kompromisy, robić wielkie „deale”. To jest biurokrata partyjny, jak się okazało z małym talentem
– podkreśla Rak.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
jbp/
