Wciąż obecny na falach, czy to za oceanem, w eterze irlandzkim, czy na antenie Radia Wnet. Człowiek-instytucja, jak mawiał inny lubelski poeta. W czasach, gdy Akademickie Centrum Kultury „Chatka Żaka” w Lublinie, tętniło pasją, to właśnie on — wraz z dyrektorem Romanem Kruczkowskim — rozniecał ogień twórczości i wiary w poezję. I teatr…
Z tamtych salek wyszły nie tylko dźwięki, ale i idee, które i po 30 latach kwitną dając piękne owoce.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Igorem Jaszczukiem, w dniu premiery singla „Baobab”:
Ale jak to w życiu artysty bywa — przyszła cisza. Cisza, która bolała. I która dojrzewała. Igor Jaszczuk zszedł ze sceny. Warszawa, potem Berlin. Pisał — ale dla innych. Tworzył — ale w cieniu. Śpiewać przestał. Przestał… ale nie zapomniał.
„Nie byłem gotowy. Potrzebowałem dystansu. I wtedy pojawili się ludzie — przyjaciele, życzliwi, którzy po prostu powiedzieli: wróć.”
Wrócił. Ale już inny. Nie przez innych. Przez siebie.
„Dzikie zwierzę” — pierwszy singiel, pierwszy manifest. To nie tylko utwór. To apel. Ojca do synów. Barda do pokolenia. Człowieka do ludzi.
„Nie należę do was. Będę sobą mimo wszystko. I tego wam życzę — bądźcie sobą.” — Igor Jaszczuk
Nie walczy o zasięgi. Nie goni trendów. Nie kalkuluje. Z nikim się nie ściga. Po prostu chce dzielić się swoimi piosenkami. I czeka cierpliwie, że oto może ktoś poczuje podobnie. I czuć, że to nie deklaracja! To Jego prawda.
„Blizny”, czyli płyta jak domowe ognisko
Nieprzypadkowo Jaszczuk mówi o rodzinie, o wspólnym stole, o rozmowie. Jego płyta „Blizny” ma być właśnie takim stołem — gdzie siądzie ojciec z synem, matka z córką, dziadek z wnuczką. I będą słuchać. I rozmawiać. I budować mosty, tam gdzie dziś zieją przepaście.
„To płyta, której dzieci powinny posłuchać z rodzicami. A potem porozmawiać.” — mówię po stokroć!
Nie moda, nie trend. Tylko dusza. Powiedział kiedyś:
„Straciłem sens pisania. Przestałem śpiewać. Ale może kiedyś wrócę.”
Minęły lata. Wrócił. Do siebie. Do muzyki. Do nas. Nie dlatego, że świat tego chciał. Ale dlatego, że miał coś do powiedzenia. I mówi z mądrością, bez patosu. Cicho, ale dobitnie. Tak, że Jego słowa trafiają w samo serce.
Mosty, nie mury
Igor Jaszczuk wrócił. Nie po aplauz. Nie po złote płyty. Wrócił po to, by jego piosenki — czułe, mocne, piękne — stały się mostami. Bo jak sam mówi:
„Muzyka powinna łączyć. Niech każdy śpiewa i słucha tego, co mu w duszy gra.”
Album „Blizny” sławiący „poezję codzienności” — to nie tylko płyta. To zaproszenie. Do rozmowy. Do refleksji. Do bycia razem. – jak mawiam.
IGOR JASZCZUK – powrót do źródeł, powrót do siebie
Po latach ciszy Igor Jaszczuk – artysta o wielu twarzach, którego twórczość od lat porusza czułe struny słuchaczy – wraca z solowym materiałem. Jego nowa płyta zatytułowana „Blizny” to osobista opowieść o pamięci, doświadczeniu, emocjach – tych trudnych, ale i tych, które zostają z nami na zawsze jak drogowskazy.
Czwartym singlem zapowiadającym ten projekt jest „BAOBAB” – utwór szczególny. Zarówno dla samego artysty, jak i dla tych, którzy pamiętają Lublin lat 90., z jego żywą sceną artystyczną i nieformalnym centrum spotkań młodych twórców – Placem Litewskim.
BAOBAB – miejsce, które żyło
BAOBAB to potoczna nazwa nieistniejącego już drzewa, pięknej topoli czarnej na Placu Litewskim w Lublinie, niegdyś tętniącego życiem punktu spotkań, rozmów, pierwszych muzycznych inspiracji.
„To na Placu Litewskim pod baobabem powstały pomysły na pierwsze piosenki… Inspirowaliśmy się nawzajem, wymienialiśmy płytami, książkami, wrażeniami… Było dużo radości, choć czasem polały się łzy, a czasem krew” – wspomina Igor Jaszczuk.
Drzewo, choć zniknęło z miejskiego krajobrazu, przetrwało w pamięci tych, którzy przeżywali tam młodość – intensywną, pełną poszukiwań, buntu i wzajemnych wpływów. W utworze „BAOBAB” ta przestrzeń wraca jako symbol – nie tylko wspomnień, ale też potrzeby autentyczności, bliskości i twórczego fermentu, który z biegiem lat coraz trudniej odnaleźć w świecie głośnych, lecz pustych komunikatów.

Artysta z nadwrażliwego cienia
Igor Jaszczuk przez lata pozostawał w cieniu, choć jego wpływ na polską piosenkę autorską i artystyczną jest nie do przecenienia. W latach 90. był jedną z najważniejszych postaci alternatywnej sceny Lublina – założycielem zespołu BBK, aktorem i współtwórcą muzyki do spektaklu Album Rodzinny teatru Grupa Chwilowa, współzałożycielem Lubelskiej Federacji Bardów.
W 2000 roku artysta niespodziewanie zrezygnował z solowej aktywności, przeniósł się do Warszawy i zajął się muzyką „od zaplecza” – jako wydawca, producent, autor piosenek dla innych wykonawców. I to właśnie z pisania uczynił swój zawód. Jego utwory wykonywały tak różne gwiazdy jak Violetta Villas, Halina Frąckowiak, Justyna Steczkowska, Golec uOrkiestra, Mieczysław Szcześniak, Stachursky, Leszcze czy Michał Wiśniewski.
Z jego muzyką połączyli się także wybitni wykonawcy poezji Karola Wojtyły – m.in. Stanisław Soyka i Andrzej Piaseczny. Tworzył też piosenki o charakterze społecznym i symbolicznym: „Mała książka – wielki człowiek” dla Instytutu Książki, utwór wspierający akcję „Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę”, hymn „Serce Warszawy” z okazji 110-lecia Polonii Warszawa czy poruszającą pieśń „Dziewczyna Ukraina” dla Fundacji United24 Prezydenta Ukrainy.
Berlin. Przestrzeń do powrotu
„W 2000 r. przyszedł moment, w którym straciłem sens pisania i śpiewania piosenek. Po prostu zszedłem ze sceny” – mówi szczerze Jaszczuk.
Zmiana miasta, zmiana trybu życia, praca w branży muzycznej, lecz z drugiej strony – te wszystkie decyzje zbudowały drogę do ponownego odnalezienia siebie jako twórcy. Ostatecznie to Berlin, przyjaciele i czas, który przefiltrował wszystko, skłoniły go do powrotu. Bez kalkulacji. Bez ścigania się z algorytmami.
„Blizny” – intymna kronika duszy
Nowy album to zapis emocji – tych, które zostają z nami na zawsze. Tytułowe „blizny” są nie tylko pamiątką po przeszłości, ale też znakiem przetrwania i rozwoju. W „BAOBABIE” – jak i w pozostałych utworach – Jaszczuk nie ucieka od melancholii, ale też nie pogrąża się w niej bez końca. Opowiada, dzieli się, wspomina – i zaprasza słuchacza do świata, który jest może mniej głośny, ale głęboko prawdziwy.
Tomasz Wybranowski
