Ameryka to wspaniały kraj. Ciągle daje nam jakieś prezenty. Trzeba przyznać, nie wszystkie trafione.
Kiedyś Ameryka dała nam Reagana, który pomógł obalić komunizm.
W latach 90-tych dała nam jednak Jeffreya Sachsa. Ten doradził ministrowi Leszkowi Balcerowiczowi terapię szokową, która pomogła w uwłaszczeniu się nomenklatury i utrwaliła postkomuniz.
Teraz przyszedł czas na prezydenta Trumpa, który najwyraźniej nie może się zdecydować, czy chce być nowym Roosveltem, który znowu wepchnie nas w ruskie łapska, czy nowym Reaganem.
Z tymi prezentami to bywa naprawdę różnie.
Dzięki Elonowi Muskowski dowiedzieliśmy się, że lewicowe media i liberalne organizacje pozarządowe były sowicie wspomagane przez niczego nieświadomych amerykańskich podatników.
Oprócz wiedzy, Elon Musk dał nam coś jeszcze. Rakietę. Nie całą, tylko taki trochę większy kawałek. Spadł nam z nieba. Specjaliści mówią, że to zbiornik na hel. Gdyby ktoś spotkał Muska, to niech mu powie, że upuścił 4 tony złomu pod poznaniem.
Polska Agencja Kosmiczna oświadczyła, że “nad terytorium Polski doszło do niekontrolowanego wejścia w atmosferę członu rakiety nośnej FALCON 9. Rakieta wystartowała z Kaliforni 1 lutego”.
Ameryka zrzuca nam złom nie tylko z nieba, ale także podrzuca drogą morską.
W roku dwutysięcznym dała nam dwudziestoletni okręt, fregatę rakietową typu Oliver Hazard Perry, którą nazwaliśmy ORP Generał Kazimierz Pułaski.
Okręt już w chwili transferu był przestarzały. Amerykanie trochę go ogołocili, usuwając między innymi lekki pancerz z kewlaru. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda.
Chodziło o to, żeby Polacy mogli współpracować na morzu z sojusznikami z NATO. No właśnie, bo Ameryka przyjęła nas do sojuszu. To jakby wejść w dziurawym dresie na galę wieczorową, na której wszyscy noszą smokingi. Weszliśmy z tupetem, towarzysząc Ameryce w Afganistanie i Iraku.
Teraz amerykański prezydent chce, aby polscy żołnierze już bez amerykańskiego parasola ochronnego pilnowali rozejmu na Ukrainie. Czyli mamy wejść do klatki z niedźwiedziem, zamknąć ją od środka i wyrzucić klucz.
Czym mamy walczyć, kiedy uzbrojenie zamówione przez PiS w amerykańskich przemyśle dotrze do nas w połowie przyszłej dekady, pod warunkiem, że nie będzie opóźnień? Większość żelaza, z którego wykuta będzie nowoczesna polska armia prawdopodobnie spoczywa jeszcze w ziemi.
Na własną rękę budujemy trzy nowoczesne fregaty, tyle że żadna nie została jeszcze zwodowana. Zapóźnienie armii i marynarki wojennej to nasza wina, bo my wybieraliśy takich polityków. Trzeba jednak dodać, że postkomunizm utrwalany przez Amerykę sprawił, że wybór mamy wciąż ograniczony.
Wychodzi na to, że Bałtyku będziemy bronić tym, co dostaliśmy z Ameryki, czyli okrętem ORP Generał Kazimierz Pułaski, który w tym roku będzie obchodził 45 urodziny.
Muzeum Kazimierza Pułaskiego w Warce otworzyło w grudniu wystawę poświęconą tej fregacie.
To chyba pierwszy w historii okręt wojenny pełniący czynną służbę, który trafił na wystawę muzealną.
Jeśli Donald Trump naprawdę chce, żeby Polska zabezpieczała wschodnią flankę NATO, to musi nam dać coś więcej. Tym razem nie chodzi o prezenty. Za amerykańskie czołgi, helikoptery i artylerię chętnie zapłacimy, bo mimo postkomuny trochę się już dorobiliśmy.
