Sąd Najwyższy odnosi się do wypowiedzi Donalda Tuska i Adama Bodnara. „Budzą zakłopotanie” – pisze SN

Sąd Najwyższy / Fot. Spens 03 (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Wypowiedzi premiera i ministra sprawiedliwości budzą zakłopotanie – brzmi dyplomatyczny przekaz Sądu Najwyższego w związku z aferą o kontrasygnatę przekazany we wtorek w komunikacie prasowym.

Premier Donald Tusk poinformował w poniedziałek o wycofaniu swojej kontrasygnaty.

Chodzi o podpis premiera pod postanowieniem Prezydenta RP Andrzeja Dudy wyznaczającego sędziego SN Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego dokonującego wyboru kandydatów na stanowisko Prezesa Sądu Najwyższego, kierującego pracą tej izby.

Obowiązek składania przez szefa rządu kontrasygnaty pod postanowieniami prezydenta wynika z art. 144 Konstytucji:

Prezydent Rzeczypospolitej, korzystając ze swoich konstytucyjnych i ustawowych kompetencji, wydaje akty urzędowe.

Akty urzędowe Prezydenta Rzeczypospolitej wymagają dla swojej ważności podpisu Prezesa Rady Ministrów, który przez podpisanie aktu ponosi odpowiedzialność przed Sejmem.

Wycofując kontrasygnatę, premier powołał się na skargę złożoną do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego przez dwóch sędziów SN.

Stanowisko Adama Bodnara

Sprawę komentował też w „Kropce nad i” w TVN24 minister sprawiedliwości Adama Bodnar, który stwierdził, że „rzeczywistość się zmieniła, pojawiły się skargi, stąd decyzja premiera Tuska”.

Jeżeli decyzja się nie zmaterializowała, to premier miał podstawę prawną, aby taką czynność wykonać – ocenił Bodnar.

Krytyka prawników

W dość powszechnej ocenie prawników, premier i minister się mylą, ponieważ Donald Tusk zastosował przepisy prawa administracyjnego do decyzji, która nie jest decyzją administracyjną, a postanowieniem na mocy Konstytucji RP. Taki pogląd wyraził m.in. prof. Jan Majchrowski na antenie Radia Wnet.

Prof. Jan Majchrowski: Polska bez trzeciej władzy może się nie ostać; grozi nam kryzys gospodarczy

Sprawę komentował też prof. Ryszard Piotrowski w rozmowie z Wirtualną Polską:

Jaka byłaby sprawność instytucji publicznych, gdyby można było akt urzędowy prezydenta unieważnić, wycofując podpis niezbędny dla jego ważności? To mogłoby prowadzić do bardzo poważnego chaosu.

Sąd Najwyższy zakłopotany wizją prawa szefa rządu i jego ludzi

We wtorek do sprawy odniósł się w komunikacie Sąd Najwyższy, który napisał, że „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 17 sierpnia 2024 r. wydał na podstawie art. 15 § 3 w zw. z 13 § 3 ustawy o Sądzie Najwyższym postanowienie o wyznaczeniu sędziego SN Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego dokonującego wyboru kandydatów na stanowisko Prezesa Sądu Najwyższego kierującego pracą Izby Cywilnej Sądu Najwyższego”.

Jak podkreślił SN, „wskazanie do pełnienia tej funkcji nastąpiło na mocy postanowienia Prezydenta RP, nie zaś na mocy decyzji Prezesa Rady Ministrów. Premier, kontrasygnując postanowienie Prezydenta, jedynie przyjął odpowiedzialność przed Parlamentem za ten akt”.

Postanowienie wraz z podpisem Prezydenta zostało przekazane Sądowi Najwyższemu oraz opublikowane w Monitorze Polskim i wywołało już skutki prawne. Zakłopotanie wzbudzają więc takie wypowiedzi jak Premiera na platformie X czy Ministra Sprawiedliwości (w programie „Kropka nad i” w telewizji TVN24) sugerujące możliwość cofnięcia skutków prawnych postanowienia Prezydenta RP wyznaczającego sędziego SN Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej

– czytamy w stanowisku SN.

Akt organu władzy państwowej wydany na mocy Konstytucji RP

Sąd Najwyższy jednoznacznie wskazuje, że „postanowienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, a tym bardziej kontrasygnata Premiera, stanowią akty organów władzy państwowej, które są wydawane na podstawie Konstytucji RP, nie zaś w ramach postępowania administracyjnego. Jako takie nie podlegają kontroli sądów administracyjnych i także z tej przyczyny nie mają do nich zastosowania przepisy regulujące postępowanie przed sądami administracyjnymi, w tym również trybu tzw. „autokontroli” z art. 54 § 3 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi, której – gdyby nawet hipotetycznie założyć jej dopuszczalność – musiałby dokonać Prezydent, a nie Premier”.

Sąd Najwyższy zwraca też uwagę, że standardowo to Prezes SN kierujący pracą danej izby prowadzi obrady zgromadzenia, które ma za zadanie wskazać kandydatów na stanowisku nowego Prezesa SN. W tym przypadku jednak urzędująca prezes jest jedynym sędzią, który wyraził zgodę na kandydowanie.  Koniecznie jest więc wskazanie tu innego przewodniczącego zgromadzenia. Stąd uruchomienie procedury z udziałem Prezydenta RP, z kontrasygnatą premiera.

Premier godzi w konstytucyjne prawa sędzi SN

Sąd podkreślił, że „obecne działania, mające przeszkodzić sędziemu SN Krzysztofowi Wesołowskiemu poprowadzeniu zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej, godzą w istocie w konstytucyjne prawa jednej osoby, a mianowicie urzędującej Prezes SN prof. dr hab. Joanny Misztal-Koneckiej”.

Ich bezpośrednim skutkiem byłoby zablokowanie możliwości ubiegania się o funkcję prezesa jedynej kobiecie, która wyraziła zgodę na kandydowanie, naruszając jej prawa podstawowe chronione przez art. 33 oraz art. 60 Konstytucji RP. Natomiast działania te nie mogłyby przeszkodzić Prezes SN Joannie Misztal-Koneckiej w poprowadzeniu zgromadzenia wyborczego sędziów Izby Cywilnej

– pisze Sąd Najwyższy.