Znamy treść kontrowersyjnego postanowienia warszawskiego sędziego Krzysztofa Chmielewskiego

Zapoznaliśmy się z głośnym postanowieniem sędziego Chmielewskiego wydanym w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Przypomina bardziej tekst publicystyczny, niż pismo procesowe w postępowaniu karnym.

W warszawskich sądach ważą się losy tymczasowego aresztowania posła Suwerennej Polski, byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego. Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa nie wyraził zgody na aresztowanie polityka, wskazując, że skutecznie chroni go immunitet Rady Europy.

Prokuratora Krajowa zaskarżyła to postanowienie. Odwołanie prokuratury miał rozpoznać sędzia Przemysław Dziwański. Prokuratura złożyła wniosek o wyłączenie sędziego. Nie został on uwzględniony, jednak Sąd Okręgowy w Warszawie ustanowił trójkowy skład do rozpoznania sprawy aresztu Romanowskiego, w którym poza sędzią Dziwańskim znalazły się jeszcze sędzia Wanda Jankowska-Bebeszko oraz sędzia Aleksandra Rusin-Batko.

Sąd Okręgowy w Warszawie/ fot. WNET

Ta ostatnia sama złożyła wniosek o wyłączenie, ponieważ w przeszłości pracowała w resorcie sprawiedliwości, gdy Marcin Romanowski był wiceministrem. Wniosek sędzi miał rozpoznawać sędzia Krzysztof Chmielewski.

Zaskakujące posunięcie sędziego Chmielewskiego

Okazało się jednak, że nie tylko wyłączył sędzię Rusin-Batko, ale i.. sędziego Przemysława Dziwańskiego, działając z urzędu. Takie działanie wzbudziło z różnych stron ostrą krytykę, ponieważ sędzia był wyznaczony wyłącznie do rozpoznania wniosku sędzi Aleksandry Rusin-Batko. Wskazywano, że sędzia postąpił wbrew ustawie Prawo o ustroju sądów powszechnych, orzekając w sprawie, do której nie został wyznaczony. Podnoszono również, że sędzia Przemysław Dziwański został już oceniony w toczącym się postępowaniu przy okazji rozpoznawania wniosku prokuratury o wyłączenie.

Przy okazji ujawniono, że sędzia Krzysztof Chmielewski wielokrotnie publikował obraźliwe i zaangażowane politycznie wpisy w mediach społecznościowych, naruszając zasady etyki sędziowskiej i podważające wiarygodność sędziego.

Samowolka sędziego

Dotarliśmy do treści postanowienia sędziego Krzysztofa Chmielewskiego. Nie zawiera ono żadnych informacji związanych ze sprawą bazową, czyli śledztwem ws. Funduszu Sprawiedliwości.

Okazuje się, że swoją decyzję podjął działając „z urzędu na podstawie art. 41 § 1 kpk oraz art. 42 § 1 kpk”. Pierwszy przepis mówi, że „sędzia ulega wyłączeniu, jeżeli istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie”, drugi zaś, że „wyłączenie następuje na żądanie sędziego, z urzędu albo na wniosek strony”.

Gdyby uznać, że sędzia Chmielewski miał prawo z urzędu podjąć sprawę, do rozpoznania której nie był wyznaczony, to niosłoby to za sobą doniosłe skutki. Przy takiej interpretacji każdy sędzia może dowolnie podjąć dowolną sprawę i z urzędu wyłączyć z niej sędziego, co do którego ma takie czy inne wątpliwości. Taki model nieuchronnie skutkowałby anarchizacją systemu sprawiedliwości w państwie, nawet, gdyby zawęzić go tylko do orzekania wewnątrz jednego sądu.

Sędzia-publicysta

Zdumienie może budzić uzasadnienie decyzji, które sędzia zawarł w postanowieniu. I nie chodzi tu nawet o to, że sędzia Chmielewski zarzucił zarówno sędzi Rusin-Batko, jak i sędziemu Dziwańskiemu, że brali udział w procedurze powołania przed Krajową Radą Sądownictwa. Zdumiewający jest sposób, w który zarzut ten został uzasadniony. Sędzia wystąpił bowiem bardziej w charakterze publicysty, niż prawnika. Całość jego merytorycznej argumentacji zamyka się w praktyce w poniższych słowach:

Liczne orzeczenia Sądu Najwyższego, Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, jak również coraz bogatsze orzecznictwo sądów powszechnych kwestionują umocowanie obecnie działającej KRS wskazując na brak niezależności tego organu od władzy ustawodawczej i wykonawczej. Zdaniem sądu, podzielającego stanowisko wyżej wskazanych organów władzy sądowniczej, osób powołanych na urząd sędziego na wniosek nowej KRS nie można uznać za takie, które skutecznie i w sposób legalny objęły urząd na danym stanowisku.

Próżno tam szukać bezpośredniego odniesienia się do konkretnych orzeczeń. I to nawet w postaci wymienienia ich z sygnatury i daty, nie mówiąc już o przytaczaniu argumentacji. Wygląda więc na to, że sędziemu nie chciało się zadać sobie trudu, by rzetelnie sporządzić swoje postanowienie. Kosztowałoby go to nieco pracy, bo w ostatnich latach zapadło dużo orzeczeń odnoszących się do tzw. neosędziów, zarówno w sądach krajowych, jak i zagranicznych. Wbrew pozorom nie wyłania się z nich zresztą spójny pogląd prawny.

Mogło być gorzej

Zamiast przeprowadzenia głębokiej analizy sprawy, sędzia poszedł więc na skróty. Proponowana przez niego ścieżka orzecznicza to nie spór prawników, ale przekrzykiwanie się hasłami propagandowymi. Takie działanie może gorszyć podwójnie, gdy zważy się precedensowy charakter orzeczenia wydanego „z urzędu”, co do którego sędzia mógł być pewien, że będzie szeroko komentowane w debacie publicznej. Najwyraźniej nie chodziło mu o wysoki poziom prawniczy, ale o „show”. Docenić jednak należy, że jeszcze nie takie, jakie prezentował na portalu X.

Jakub Pilarek