Sędzia Janusz Włodarczyk piastował od lat funkcję przewodniczącego XI Wydziału Penitencjarnego i Nadzoru nad Wykonywaniem Orzeczeń Karnych Sądu Okręgowego w Warszawie. Był on najwyższym szarżą sędzią w SO w Warszawie po prezes Joannie Przanowskiej-Tomaszek i wiceprezesach tego sądu.
W związku z tym, kiedy Adam Bodnar zawiesił władze sądu, to właśnie sędzia Włodarczyk na podstawie ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych został pełniącym obowiązki prezesa tej instytucji.
Dwie batalie o zmiecenie prezesów
Dokładnie rzecz biorąc, do tej pory miały miejsca dwa zawieszenia władz sądu. Pierwsza próba była nieudana, bo minister wyznaczył datę zawieszenia sędziów na 19 czerwca, ale 18 czerwca zebrało się kolegium sądu, które negatywnie zaopiniowało dostępny już w sądzie wniosek Adama Bodnara o odwołanie prezesów. Ministrowi kilka dni zajęło „przetrawienie” tej porażki, a w końcu jednak przywrócił sędziów na stanowiska. W tym czasie obowiązki prezesa sądu pełnił sędzia Janusz Włodarczyk.
Do drugiej próby odwołania prezesów doszło 1 lipca. Pod koniec dnia otrzymali oni informację o swoim ponownym zawieszeniu od 1 lipca. Na podstawie przepisów Kodeksu pracy i Kodeksu cywilnego doszli jednak do wniosku, że bieg ich zawieszenia rozpoczynał się od 2 lipca. Zwołali kolegium, które ponownie negatywnie zaopiniowało wnioski Adama Bodnara o odwołanie władz sądu.

Tym razem jednak Adam Bodnar uznał kolegium za nielegalne i doprowadził do odwołania prezesów. Sprawa ta będzie miała z pewnością ciąg dalszy, bo przed ministerstwem jest jeszcze zadanie wyłonienia nowych władz sądu. Nastąpi to nie wcześniej, niż 1 sierpnia, kiedy to zbierze się kolejne kolegium SO. Nadto niewykluczone, że odwołani prezesi, którzy nie zgadzają się z decyzją ministra, podejmą kroki prawne.
Od kiedy Janusz Włodarczyk był pełniącym obowiązki prezesa sądu
W czasie obydwu zawieszeń usiłowaliśmy ustalić, od kiedy sędzia Janusz Włodarczyk skutecznie obejmował fotel prezesa sądu. Zadaliśmy pytanie w trybie dostępu do informacji publicznej zarówno Ministerstwu Sprawiedliwości, jak i Sądowi Okręgowemu w Warszawie o wyjaśnienie, kiedy dokładnie Adam Bodnar poinformował Sąd Okręgowy w Warszawie, że obowiązki prezesa sądu wykonywać ma sędzia Janusz Włodarczyk.
Ministerstwo nie odpowiedziało nam precyzyjnie na zadane pytania, początkowo twierdząc wręcz, że „na realizację powyższych uprawnień bez wpływu pozostaje wydanie przez Ministra Sprawiedliwości aktu zawiadamiającego o wykonywaniu funkcji”.
Sąd Okręgowy w Warszawie przeciwnie, odpowiedział precyzyjnie, potwierdzając nasze informacje, że dopiero pod koniec 1 lipca do uszu Janusza Włodarczyka doszła informacja o zawieszeniu władz sądu od tego dnia.
Hipoteza bezkrólewia
Postawiliśmy tezę, że przyjęcie perspektywy Adama Bodnara, czyli uznanie, że zawieszenie działało od 1 lipca skutkowałoby tym, że przez cały dzień decyzje w sądzie wykonywali prezesi, którzy już byli zawieszeni. Zapytaliśmy Janusza Włodarczyka, czy zamierza przeprowadzić audyt decyzji jego dotychczasowych szefów z 1 lipca.
Sąd jednak odpowiedział, opierając się na przepisach Kodeksu cywilnego, że zawieszenie prezes Joanny Przanowskiej-Tomaszek i pozostałych wiceprezesów rozpoczynało bieg 1 lipca, ale dopiero po tym, gdy decyzja dotarła do adresatów.
Sąd Okręgowy w Warszawie odnosi się do naszej publikacji i wskazuje jej tezę jako chybioną
W powyższym materiale odnosząc się do uwag sędziego Włodarczyka zwróciliśmy uwagę, że interpretacja przepisów sędziego jest sprzeczna nie tylko ze stanowiskiem odwołanych wiceprezesów, ale i Adama Bodnara.
Ministerstwo Sprawiedliwości: na realizację powyższych uprawnień bez wpływu pozostaje wydanie przez Ministra Sprawiedliwości aktu zawiadamiającego o wykonywaniu funkcji.
VS
Sąd Okręgowy w Warszawie: oświadczenie woli [czyli w tym przypadku decyzja Adama Bodnara o zawieszeniu sędziów – WNET], które ma być złożone innej osobie, jest złożone z chwilą, gdy doszło do niej w taki sposób, że mogła zapoznać się z jego treścią.
Człowiek Adama Bodnara potwierdza to, co napisało Radio Wnet
Planowaliśmy kontynuację tego tematu i dopytanie resortu sprawiedliwości, czy podtrzymuje swoją opinię, kiedy niespodziewanie wyręczyła nas w tym „Rzeczpospolita”, która opublikowała materiał „Chaos w stolicy ma się skończyć 1 sierpnia”, opisujący sytuację w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Krytyczne uwagi dotyczące pierwszej próby odwołania prezesów wyraził sam sędzia Igor Tuleya. Działania Adama Bodnara bronił na łamach „Rz” jego zastępca Dariusz Mazur, który również jest sędzią:
Wiceminister sprawiedliwości, przyznaje w rozmowie z „Rz”, że można było zawiesić prezesów od dnia wszczęcia procedury ich odwołania. Jak tłumaczy, wyznaczenie konkretnej daty obowiązywania zawieszenia na dzień następny wynika z tego, że mogła się zdarzyć sytuacja, w której zawieszeni prezesi nie dowiedzieliby się na czas o swoim zawieszeniu. Podejmowaliby decyzje, podpisywali faktury i potem pojawiłby się problem, czy tych czynności dokonywała osoba uprawniona.
Dariusz Mazur strzela w stopę Adama Bodnara
Jest to wypowiedź zdumiewająca podwójnie. Zaskakuje po pierwsze z powodu potwierdzenia, że ministerstwo i sąd mają krańcowo różne interpretacje przepisów dotyczących skuteczności odwołania władz sądu. Nie jest to przy tym spór czysto teoretyczny, bo rzutuje on na ważność decyzji, podejmowanych przez prezesów 1 lipca.
Ale przede wszystkim szokuje fakt, że Dariusz Mazur swoimi słowami potwierdza, choć zapewne nieświadomie, naszą tezę o bezkrólewiu w Sądzie Okręgowym w Warszawie 1 lipca. Wiadomo bowiem z odpowiedzi Sądu Okręgowego w Warszawie, że wiedza o zmianach wprowadzonych przez Adama Bodnara dotarła do sędziów dopiero pod koniec dnia, 1 lipca, około godz. 16:00. Skoro ministerstwo, trzymając się swojej wykładni przepisów, chciało zapobiec „bezkrólewiu”, powinno powiadomić sędziów o decyzji Adama Bodnara z samego rana.
Skoro tak się nie stało, to ziściła się sytuacja, w której zawieszeni prezesi nie dowiedzieli się na czas o swoim zawieszeniu. Podejmowali decyzje, podpisywali faktury i pojawił się problem, czy tych czynności dokonywała osoba uprawniona.
Uważny czytelnik zauważył z pewnością, że ostatnie dwa zdania to lekko tylko zmieniona wypowiedź Dariusza Mazura, przytaczana przez Rzeczpospolitą…
Jakub Pilarek
