Państwo polskie zdradziło swoich obywateli. Historia orzeczenia sądu, które zrujnowało życie rodziny Klamanów

fot. arch. pryw. Roberta Klamana

Sędzia Laura Rosińska-Litwin z Sądu Rejonowego w Nysie wydała decyzje, które umożliwiły siłowe odebranie dzieci polskiej rodzinie z terenu Polski i przekazanie ich do Szwecji.

Niniejsza historia jest z gatunku tych, które nie mieszczą się w głowie. Polski sąd wyraził zgodę na siłowe odebrania trzech dziewczynek rodzicom, Polakom, którzy nie mieli ograniczonej władzy rodzicielskiej i przekazanie dzieci do Szwecji. Sprawa została już opisana najpierw przez portal nowinynyskie.com, przez Kanał Zero, a później przez inne media, w tym Radio Wnet.

Portal wnet.fm postanowił jednak wgłębić się w meandry tego postępowania pod kątem prawnym. Uzyskana wiedza poraża bezdusznością i brakiem empatii sędzi, ale też deficytami w jej wyobraźni prawnika.

Co wydarzyło się w życiu Klamanów?

Nie sposób jednak omówić tej sprawy bez naszkicowania losów rodziny. Państwo Klamanowie od wielu lat mieszkali w Szwecji. Tam też urodziły się ich 4 córki. Najstarsza ma ok. 14 lat. W 2015 roku rodziną zaczęła się interesować szwedzka opieka społeczna, zgłaszając różne zastrzeżenia, co do sposobu zajmowania się dziećmi. Padały oskarżenia o stosowanie przemocy, jedna z dziewczynek na kilka miesięcy została zabrana rodzicom, jednak później znów trafiła do domu. Ostatecznie jednak szwedzkie organy o przemoc fizyczną rodziców nie oskarżyły, wysunęły za to oskarżenia o „autorytarny styl wychowania” i „przemoc psychiczną”.

Redakcja Radia Wnet zna szczegóły tych zarzutów, ponieważ rodzina w kontakcie z nami zachowuje się całkowicie transparentnie. Nie publikujemy szczegółów, nie chcąc dokonywać publicznej „wiwisekcji” osób dotkniętej traumą. Nie jesteśmy nadto w stanie ocenić prawdziwości wszystkich szwedzkich oskarżeń. Na potrzeby tekstu przyjmiemy na chwilę roboczo, że były one zbliżone do prawdy. Założenie to czynimy nie bez powodu. Postawiony w niewdzięcznej roli tłumaczenia decyzji sędzi Rosińskiej-Litwin rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu mówił Kanałowi Zero, że w sprawie były informacje wskazujące na stosowanie przemocy psychicznej, a także niedożywienie dzieci. W tej ostatniej kwestii warto zacytować szwedzki dokument: „uzyskano informację o tym, że nie przynoszą [dziewczynki] z domu żadnego przygotowanego jedzenia, do dyspozycji mają wyłącznie kanapki [!!! – Wnet]”. Komentuje się to samo przez się…

Ale nawet przy założeniu prawdziwości „oskarżeń”, można stwierdzić z całą pewnością, że żadne z zaniedbań (które, przypominamy, przyjęliśmy wyłącznie roboczo za prawdziwe) nie miało charakteru przestępstw. Dowodzi tego zresztą brak jakichkolwiek działań szwedzkiej policji wobec rodziców. Nie były to również zdarzenia typowe dla rodzin patologicznych. Jeżeli w ogóle rodzina jakieś problemy miała, to właściwym sposobem ich rozwiązania była pomoc opieki społecznej, a nie siłowe jej rozbicie.

Inną sprawą jest to, na ile szwedzkiemu urzędowi można ufać. Kraje skandynawskie znane są z urzędowego wdrażania kontrowersyjnych norm społecznych.

Robert Klaman: Policjanci w kominiarkach siłą odebrali nasze córki

Nieroztropne posunięcie dziewczynki

Ale dlaczego doszło do siłowego rozbicia rodziny, do niezwykłego przyspieszenia działania szwedzkich organów? Bo najstarsza córka Klamanów doniosła na swoich rodziców, oskarżając ich wprost o znęcanie się psychiczne. Wg ojca dziewczynek, który komentował to później w mediach, znęcanie to miało polegać na takich „katuszach”, jak opróżnianie zmywarki, wyprowadzanie psa i inna pomoc w domu. To wystarczyło, by szwedzka maszyna ruszyła. Dziewczynka w grudniu 2023 r. została odebrana rodzicom.

W lutym 2024 r. Klamanowie usłyszeli od opieki społecznej, że ich pozostałe dzieci też powinny zostać im odebrane. Niewiele myśląc wrócili do domu, spakowali się i wyjechali do Polski. Co istotne, w chwili, gdy tego dokonywali, mieli pełnię praw rodzicielskich. Ich wyjazd do Polski nie naruszył w żaden sposób szwedzkiego prawa.

Najgorsze było jednak jeszcze przed nimi. Tuż po ich wyjeździe przewodniczący komisji ds. opieki w gminie Eskjo, gdzie mieszkali, podjął decyzję o natychmiastowym przejęciu opieki nad dziewczynkami. W późniejszym czasie decyzja ta została też zatwierdzona przez szwedzki sąd. Szwedzi zwrócili się w tej sprawie do polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości.

Prawo unijne

I tu przechodzimy do opisu kwestii prawnej tej sprawy. Dla czytelnika może być niezrozumiałe, dlaczego w ogóle polskie organy pochyliły się nad żądaniem wydania polskich dzieci przebywających w Polsce, z polskimi rodzicami, do Szwecji. Otóż konieczność takiego pochylenia wynika z faktu, że częścią polskiego prawa jest następujący akt:

ROZPORZĄDZENIE RADY (UE) 2019/1111 z dnia 25 czerwca 2019 r. w sprawie jurysdykcji, uznawania i wykonywania orzeczeń w sprawach małżeńskich i w sprawach dotyczących odpowiedzialności rodzicielskiej oraz w sprawie uprowadzenia dziecka za granicę

Owa „jurysdykcja” to w praktyce nic innego, jak ustalenie, który organ czy sąd – w tym przypadku polski, czy szwedzki – ma się zająć sprawą, w tym przypadku dzieci. Konieczne jest tu też ustalenie tzw. zwykłego miejsca pobytu dziecka.

Jakiego rodzaju przepisy znajdują się w Rozporządzeniu? Oto przykład: „W sprawach dotyczących odpowiedzialności rodzicielskiej jurysdykcję mają sądy państwa członkowskiego, w którym w chwili wniesienia pozwu lub wniosku dziecko ma zwykły pobyt”.

Gdzie zatem miały „zwykły pobyt” dziewczynki? W Szwecji, gdzie mieszkały wiele lat, czy w Polsce, gdzie przeprowadziły się wraz z rodzicami? Analiza tego problemu przekracza ramy portalu radiowego. Dość jednak powiedzieć, że przepisy Sekcji 2 ww. aktu prawnego dają możliwość interpretacji, która byłaby korzystna dla rodziców dzieci. Są tam bowiem zapisy odnoszące się do kategorii „dobra dziecka”, jak również takie, które dają rozwiązania w sytuacji trudności z określeniem „zwykłego miejsca pobytu”. Sprawny prawnik mógłby z powodzeniem obalić szwedzką tezę, że zwykłe miejsc pobytu dziewczynek było w Szwecji.

Działanie kuratora

Sąd Rejonowy w Nysie, do którego trafiła ta sprawa jeszcze w kwietniu uruchomił postępowanie z udziałem kuratora. Posunięcie to można uznać za zrozumiałe. Skoro do sądu trafiły informacje z innego kraju, wskazujące na defekty opiekuńcze, powinien to zweryfikować. Jednak kurator nie dopatrzył się w rodzinie Klamanów żadnych poważnych dysfunkcji, uznając jedynie, że może wymagać ona wsparcia.
Na tym sprawa z wątkiem szwedzkim powinna się zakończyć. Ale się nie zakończyła. Choć Ministerstwo Sprawiedliwości sygnalizowało Szwedom, że w sprawie wdrożono w Polsce opiekę kuratora i w związku z tym powinni rozważyć wycofanie swojego wniosku, ci byli nieugięci.

Seria szokujących postanowień Sądu Rejonowego w Nysie

Wobec takiej postawy sędzia Laura Rosińska-Litwin postanowieniem z 21 czerwca 2024 r. poleciła kuratorowi przymusowe odebranie dzieci. Techniczne przygotowanie tej operacji zajęło nieco czasu, wobec braku miejsc w ośrodkach opiekuńczych, w których dzieci miały czekać na przejęcie przez szwedzkich „opiekunów”. 27 czerwca sędzia wykonała piłatowy gest umorzenia postępowania o ograniczenia lub pozbawienie władzy rodzicielskiej, stwierdzając, że nie ma w tej sprawie jurysdykcji. 28 czerwca w kolejnym postanowieniu uruchomiła procedurę wyrobienia dzieciom paszportów.

Wskutek działanie sędzi dziewczynki 4 lipca zostały siłowo odebrane rodzicom i przekazane do Szwecji. Państwo Klamanowie nagłośnili sprawę w mediach (czego skutkiem jest m.in. niniejszy tekst), za pośrednictwem pełnomocnika skierowali do Sądu Okręgowego w Opolu zażalenie na decyzję sędzi Rosińskiej-Litwin, a następie za pomocą innego pełnomocnika (z Ordo Iuris) zwrócili się z prośbą do Ministerstwa Sprawiedliwości o wsparcie działań rodziny mających na celu odzyskanie dzieci.

Rażące naruszenia prawa w orzeczeniu nyskiej sędzi

Do czasu publikacji tekstu Radio Wnet nie poznało informacji dot. zarzutów środka odwoławczego, skierowanego do opolskiego sądu przez prawnika rodziny. Nie ulega jednak wątpliwości, że sędzia naruszyła szereg przepisów, a skutkiem jej działania stało się trudne do wyobrażenia cierpienie rodziców i dzieci.

Przede wszystkim, naruszona została Konstytucja RP, która obliguje organy państwowe do zapewnienia ochrony praw dziecka. Dziecko, o ile to możliwe, powinno być w toku postępowań wysłuchane. W niniejszej sprawie fundamentalne znaczenia ma zaś postawa najstarszej córki, która przyznała, że jej donos na rodziców był fałszywy. Dziewczynka wystąpiła nawet w materiale filmowym w Kanale Zero, nagranym za pośrednictwem komunikatora internetowego. Cała sprawa więc, od początku, zasadza się na kłamstwie nastolatki, wypowiedzianym w ramach rewanżu na wymagających, wychowujących dzieci twardą ręką rodziców, co wszakże nie jest żadną zbrodnią.

Elementarzem działania sądów opiekuńczych jest próbowanie umieszczania dzieci w pierwszej kolejności w pieczy zastępczej wśród bliskich. Nawet jeżeli sąd uznał, że wskazane jest odebranie rodzicom dzieci, winien najpierw zbadać, czy nie można ich umieścić w rodzinie. Nie zrobił tego, choć w tym przypadku gotowość do podjęcia opieki nad dziećmi zgłaszają wujek i ciocia dziewczynek, mieszkający w Polsce.

Takie działanie sądu stanowiło brutalne podeptanie zapisów Konwencji o prawach dziecka z 20 listopada 1989 r. Jest to obowiązujący akt prawny, którym można „przelicytować” wspomniane już Rozporządzenie Rady (UE) 2019/1111. Prawo to nie matematyka, podlega ono interpretacji. Nie mówiąc już o tym, że samo rozporządzenie, jak zostało powiedziane, nie jest bynajmniej jednoznaczne przy wyznaczaniu jurysdykcji organów państwa członkowskiego.

Kompletnie niezrozumiałe jest też wydanie dzieci Szwecji przed rozpoznaniem odwołania złożonego przez rodziców. Sędzia miała narzędzie prawne, by pozostawić dzieci w Polsce do czasu rozpoznania odwołania. Teraz, gdy dzieci są w Szwecji, nawet korzystne dla rodziców rozpoznanie zażalenia nie musi sprawić, że dzieci do nich wrócą, bo Szwedzi nie mają żadnego obowiazku prawnego respektować takiego orzeczenia. W gruncie rzeczy, jeśli sądzić po skutkach, takie działanie sędzi Rosińskiej-Litwin prawdopodobnie pozbawiło rodziców prawa do sprawiedliwego procesu, które gwarantuje art. 45 ustawy zasadniczej.

Kodeksem karnym w matkę

Ale to jeszcze nie wszystko. Okazuje się, że sędzia zainicjowała… postępowanie karne wymierzone w matkę dzieci. Ta bowiem nie chciała wydać dokumentów dzieci funkcjonariuszom publicznym, działającym na podstawie postanowienia sądu (prawdopodobnie chodzi o kuratora). Dla pani Rosińskiej-Litwin działanie zrozpaczonej kobiety, która nie chciała wspomagać czynności zmierzających do zabrania jej dzieci, nosiło znamiona przestępstwa z art. 276 kk, czyli ukrywania dokumentów. Czyn taki zagrożony jest karą do 2 lat pozbawienia wolności. Ta żałosna, groteskowa sprawa stanowi świetne podsumowanie dotychczasowych działań nyskiego sądu.

W tym wątku historii będziemy jeszcze informowali. Skierowaliśmy pytania do policji i prokuratury.

Pole do działania dla MS i MSZ

Widać już jak na dłoni tytułową zdradę. Polacy chcąc chronić własne dzieci przybyli do swojej ojczyzny, by uzyskać tu bezpieczną przystań, ale organy ich własnego państwa wbiły im nóż w plecy.

Choć nikt już nie wymaże tej historii, należy zrobić wszystko, by zakończyła się dobrze. Nie jest to sprawa w jakikolwiek sposób związana ze sporem wokół polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Nie ulega wątpliwości, że w pojedynku prawnym z państwem szwedzkim rodzina Klamanów zajmuje pozycję zdecydowanie niekorzystną. Dlatego też ich oczekiwanie, że otrzymają wsparcie państwa jest w pełni zrozumiałe. Pole do popisu ma tu nie tylko Ministerstwo Sprawiedliwości (a w zasadzie również Prokurator Generalny), ale również Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Możliwe są do stosowania środki formalne, ale też nieformalne, zmierzające do przekonania Szwedów, że państwo polskie właściwie zweryfikuje i zadba o dobro dzieci, które jednak powinny pozostawać po opieką osób im możliwie najbliższych. A więc wujostwa, a nie anonimowych obcokrajowców, z którymi nic ich nie łączy.

Jakub Pilarek