Znamy fakty. Bezkrólewie w Sądzie Okręgowym w Warszawie

Titanic/ fot. Francis Godolphin Osbourne Stuart, Public domain, via Wikimedia Commons

W SO w Warszawie trwa spór o odwołanie prezesów tej instytucji. W niniejszym tekście pochylamy się nad kwestią wpływu tego zamieszania na działanie sądu. Rysuje się obraz szokujący.

Resume

Przypomnijmy: wg Adama Bodnara od 1 lipca biegnie termin zawieszenia władz Sądu Okręgowego w Warszawie i niektórych prezesów sądów rejonowych okręgu warszawskiego. Minister uważa, że 15 lipca zbierze się nowe, legalne kolegium sądu, które zajmie się opiniowaniem jego wniosków o odwołanie sędziów z kierowniczych funkcji.

Prezesi widzą to inaczej. Wskazują, że o fakcie rozpoczęcia wobec nich procedury zawieszenia dowiedzieli się 1 lipca ok. 16. Dokonali interpretacji przepisów ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, Kodeksu pracy i Kodeksu postępowania cywilnego uznając, że bieg ich zawieszenia rozpoczyna się 2 lipca. Podczas zwołanego kolegium – zdaniem Adama Bodnara w sposób nielegalny – obroniono sędziów.

Sąd Okręgowy w Warszawie/ fot. WNET

Niezależnie od tych rozbieżności, obie strony sporu zgadzają się co do faktu, że obecnie sędziowie są legalnie zawieszeni w pełnieniu funkcji. Zastępuje ich zgodnie z przepisami ustawy najstarszy szarżą sędzia – Janusz Włodarczyk.

Chronologia i odpowiedzi IP

Z naszych informacji wynikało, że p.o. prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie Janusz Włodarczyk zaczął realnie zarządzać sądem dopiero ok. 13:00 w dniu 2 lipca. Niezależnie od faktu, że ustawa Prawo o ustroju sądów powszechnych wyznacza, kto pełni władzę w sądzie, w razie absencji prezesa czy wiceprezesów, to osoba, która ma objąć stery nad sądem musi być poinformowana, że nastąpiły zmiany. Być może nie regulują tego obowiązku przepisy, ale jest to sfera zdrowego rozsądku. Trudno wymagać, by sędzia „z urzędu” domyślał się, jakie decyzje zapadły na Alei Róż. I w drugą stronę, trudno by władze sądu powstrzymywały się od działania, skoro nikt im nic na ten temat nie powiedział. Ustawodawca nie regulował tej kwestii, zakładając, być może zbyt optymistycznie, że władzę piastują ludzie świadomi i odpowiedzialni.

Wiedząc, że prezesi SO przez cały dzień 1 lipca prowadzili swoje czynności służbowe, a p.o. prezesa sędzia Janusz Włodarczyk własne czynności zarządcze rozpoczął 2 lipca w środku dnia, zadaliśmy Ministerstwu Sprawiedliwości i Sądowi Okręgowemu w Warszawie pytania w trybie dostępu do informacji publicznej, w jakim dniu, o której godzinie i w jaki sposób Sąd Okręgowy w Warszawie został poinformowany o zmianach z zarządzeniu jednostką.

Ministerstwo Sprawiedliwości udzieliło nam odpowiedzi szybko, ale nie na temat. Poproszone ponownie o rzetelną odpowiedź, odpisało wskazując tylko, że sędzia Janusz Włodarczyk został poinformowany. Jak dodano, „Została zachowana droga służbowa, dekret został wysłany za pośrednictwem poczty elektronicznej na adres prezesa sądu i kierownika oddziału administracyjnego”.

Kiedy szykowaliśmy się do ostatecznego wezwania resortu do odpowiedzi na pytania o precyzyjną datę lub ewentualnie wydania decyzji o odmowie udzielenia odpowiedzi w trybie IP, otrzymaliśmy odpowiedź z Sądu Okręgowego w Warszawie. Instytucja ta, w przeciwieństwie do resortu Adama Bodnara, odpowiedziała z otwartą przyłbicą.

Pełniący obowiązki prezesa sądu sędzia Janusz Włodarczyk, który podpisał się pod odpowiedzią, odniósł się zarówno do sytuacji przy pierwszej próbie odwołania władz sądów, jak i tej z 1 lipca. Jak czytamy w odpowiedzi, pismo wskazujące sędziego jako osobę wyznaczoną do kierowania sądem:

– Od dnia 19 czerwca 2024 r. wpłynęło z Ministerstwa Sprawiedliwości do Sądu Okręgowego w Warszawie drogą mailową w dniu 19 czerwca 2024 r. o godz. 12:40

– od dnia 1 lipca 2024 r., wpłynęło z Ministerstwa Sprawiedliwości do Sądu Okręgowego w Warszawie drogą mailową w dniu 2 lipca 2024 r. o godz. 12: 37 – pismo to Pan Sędzia otrzymał osobiście o godz. 9: 30, w dniu 2 lipca 2024 r.

Wyciągamy wnioski

Co możemy na tę chwilę powiedzieć? Zakładając elementarną odpowiedzialność sędziego Janusza Włodarczyka, który jest bardzo doświadczonym prawnikiem z olbrzymim stażem (jest blisko stanu spoczynku sędziowskiego), widzimy jak na dłoni, że pomimo zawieszenia prezesów od 1 lipca, czyli formalnie rzecz biorąc od godz. 00:01 tego dnia (trzymając się wersji Adama Bodnara o rozpoczęciu biegu zawieszenia), sędzia nie zrobił tego dnia nic, by powstrzymać prezesów od wykonywania czynności zarządczych.

Był to okres, przypomnijmy, w którym do godz. 16  w ogóle nie wiedzieli oni o zawieszeniu. Szanując osobę sędziego Włodarczyka, musimy przyjąć, że i on o tym fakcie wówczas nie wiedział.

Okazuje się zatem, że Adam Bodnar pozbawił najważniejszy sąd okręgowy w Polsce kierownictwa na cały dzień! W jego optyce decyzje podejmowane przez prezes Joannę Przanowską i wiceprezesów powinny być uznane za nieważne. A sędzia Włodarczyk o swoich nowych obowiązkach nie wiedział.

1 lipca 2024 r. był więc, gdyby przyjąć za dobrą monetę wersje Adama Bodnara o zawieszeniu prezesów, dniem „bezkrólewia” w Sądzie Okręgowym w Warszawie.

Jest to konstatacja szokująca, która powinna skłonić premiera do rozważenia dymisji Adama Bodnara jako osoby nie nadającej się do kierowania strategicznym dla bezpieczeństwa prawnego w Polsce resortem.

Jeszcze jedna kwestia

To jednak nie wszystko. Nasze ustalenia oparte na oficjalnej informacji z Sądu Okręgowego w Warszawie rzucają nowe światło na wątek koperty, która znalazła się na biurku jednego z wiceprezesów sądu, sędziego Radosława Lenarczyka.

Wiceprezes Sądu Okręgowego w Warszawie o możliwości „podrzucenia” mu na biurko pism służbowych

Jak pisaliśmy, sędziemu w nielicujący z powagą sytuacji sposób dostarczono w kopercie położonej na biurku, bez żadnej pewności, że zapozna się z ich treścią, pisma dotyczące odwołania jego upoważnień do wykonywania na posiedzeniach kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie, ale też Sądu Apelacyjnego w Warszawie, praw członka kolegium w zastępstwie prezes Przanowskiej-Tomaszek.

Pisma podpisane przez sędziego Janusza Włodarczyka nosiły datę 1 lipca 2024 r. Tymczasem z odpowiedzi na nasze pytanie w trybie IP wynika, że sędzia zapoznał się z pismem informującym go o wskazaniu na p.o. prezesa sądu dopiero 2 lipca o 9:30. Pytanie dotyczyło pisma, a nie samej informacji. Teoretycznie nie można więc wykluczyć, że w godzinach popołudniowych lub wieczornych 1 lipca sędzia został ustnie poinformowany o sytuacji.

Jednak nawet przy takiej interpretacji pozostaje niesmak i zgorszenie. Wg naszych informatorów sędzia zaczął realnie rządzić w sądzie dopiero po 13 następnego dnia, 2 lipca. Wtedy, gdy wpłynęło oficjalne pismo elektroniczne z ministerstwa do sądu. Jeżeli sędzia wiedział już 1 lipca wieczorem o swojej nowej roli, to dlaczego pół następnego dnia zajęło mu uzyskanie kodów dostępu do systemów informatycznych sądu, przeznaczonych dla prezesów? Jest to scenariusz niesłychanego chaosu w tak ważnej instytucji.

Wymiar sprawiedliwości tonie

Rozmawialiśmy z sędziami Sądu Okręgowego w Warszawie. Innymi, niż zawieszeni prezesi. Zwracają uwagę na lekceważenie sędziów przez Ministra Sprawiedliwości. Wskazują, że za czasów Zbigniewa Ziobro w dyskusjach między sędziami często przewijała się kwestia lekceważenia głosu środowiska sędziowskiego przez szefa Suwerennej Polski. „Dziś jednak jest to samo” – mówią. „A nawet gorzej” – podkreślając, że sytuacja, w której sędziowie nie są informowani, kto kieruje ich jednostką, jest czymś trudnym do wyobrażenia.

Za bałagan ten zapłacą przede wszystkim obywatele, których sprawy toczą się w sądach. Już teraz wstrzymaniu uległ cykl kolegów sądu okręgowego. Nie tych nadzwyczajnych, dotyczących opiniowania wniosków Adama Bodnara, ale zwykłych kolegów, na których rozwiązywano codziennie kwestie organizacyjne sądu okręgowego, ale również rejonowych.

Ważne jednak, że orkiestra Adama Bodnara gra do samego końca.