Wiceprezes Sądu Okręgowego w Warszawie o możliwości „podrzucenia” mu na biurko pism służbowych

Sytuacja w SO w Warszawie zaognia się. Wiceprezes tego sądu Radosław Lenarczyk wystąpił do p.o. prezesa sądu Janusza Włodarczyka z pytaniami w związku z możliwością „podrzucenia” mu pism służbowych.

Wiceprezes Sądu Okręgowego w Warszawie Radosław Lenarczyk to sędzia, który opierając się na upoważnieniu prezes tego sądu Joanny Przanowskiej-Tomaszek, zwołał 1 lipca kolegium sądu, które wyraziło negatywną opinię wobec zamiaru odwołania władz Sądu Okręgowego w Warszawie i kilku sądów rejonowych przez Ministra Sprawiedliwości Adama Bodnara.

Według Adama Bodnara kolegium odbyło się w sposób nielegalny, ponieważ władze warszawskiego sądu miały być zawieszone od 1 lipca. Sędziowie twierdzą jednak, że zgodnie z przepisami kodeksu pracy bieg zawieszenia, o którym dowiedzieli się 1 lipca dopiero w godzinach popołudniowych, już po przeprowadzeniu wielu czynności w sądzie, rozpoczynał się od 2 lipca.

Podrzucone pisma?

Jak dowiedziało się Radio Wnet, na biuro sędziego Radosława Lenarczyka trafiła korespondencja, której sposób dostarczenia może budzić wątpliwości. Dotarliśmy do pisma sędziego Lenarczyka do sędziego Włodarczyka w tej sprawie.

3 lipca po przybyciu do pracy około godz. 11 na moim biurku leżała zaklejona koperta zaadresowana pismem ręcznym do mnie „Sz. P. SSO Radosław Lenarczyk” z pieczątką Oddziału Administracyjnego Sądu Okręgowego w Warszawie oraz adnotacją poczynioną pismem ręcznym „ADM. 013.36.2024”, „ADM 013.35.2024”. W kopercie znajdowały się dwa pisma z dnia 1 lipca 2024 r. zatytułowane odpowiednio: „ODWOŁACZNIE UPOWAŻNIENIA NR 35/2024”, „ODWOŁANIE UPOWAŻNIENIA NR 36/2024”, które zostały podpisane przez Pana Sędziego, jako wykonującego obowiązki Prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie, bez jakiegokolwiek pisma przewodniego o przekazaniu mi ww. dokumentów – pisze sędzia Radosław Lenarczyk do p.o. prezesa sądu sędziego Janusza Włodarczyka.

Zdaniem wiceprezesa sądu „w sposób oczywisty zasadnicze wątpliwości musi budzić sposób, prawidłowość  i skuteczność doręczenia mi tych pism, tj. podczas mojej nieobecności w pracy, bez pokwitowania odbioru przeze mnie, brak jakiejkolwiek informacji kto z pracowników sądu przyniósł i położył te pisma na biurku, z czyjego polecenia działał co do takiego sposobu „doręczenia” etc.”.

Podniesione wyżej okoliczności pozwalają na postawienie tezy, że przedmiotowe pisma zostały w istocie „podrzucone” do mojego pokoju podczas mojej nieobecności – czytamy w piśmie.

Kwestia chronologii

Wątpliwości dotyczące chronologii tych zdarzeń skłoniły sędziego Lenarczyka do zadania p.o. prezesa sądu serii pytań:

Zmuszony jestem wystąpić do Pana Sędziego o udzielenie mi także informacji, czy decyzją (dekretem), z jakiej daty, Ministra Sprawiedliwości został Pan wyznaczony jako osoba wykonująca funkcje Prezesa Sądu, a jeżeli to od kiedy, a także kiedy, o której godzinie i w jakiej formie taki „dekret” wpłynął z Ministerstwa Sprawiedliwości do Sądu Okręgowego w Warszawie.

Radio Wnet, które znało wcześniej tę sprawę zwróciło się z podobnymi pytaniami zarówno do Ministerstwa Sprawiedliwości, jak i Sądu Okręgowego w Warszawie w trybie dostępu do informacji publicznej. Czekamy na odpowiedź instytucji.

Chaos na stabilnym poziomie

O sytuacji w Sądzie Okręgowym w Warszawie rozmawialiśmy w zawieszonymi prezesami już po opublikowaniu komunikatu przez Ministerstwo Sprawiedliwości.

Protestują oni przeciwko ocenianiu krytycznym, że kolegium sądu obradowało w nietypowych godzinach.

Sędziowie mają nienormowany czas pracy. Jest on określony wymiarem zadań. Nie jest czymś nietypowym, szczególnie jeśli chodzi o władze sądu, że pracuje się nie tylko w dni powszednie, ale i w weekend, czy w godzinach wieczornych – słyszymy.

Prezesi zwracają też uwagę, że ministerstwo mija się z prawdą, pisząc, że po pierwszym nieudanym odwołaniu Adam Bodnar przywrócił ich „niezwłocznie”.

Protokół kolegium minister otrzymał 19 czerwca, a przywrócił nas do funkcji dopiero 27 i 28 dnia tego miesiąca – zwracają uwagę sędziowie.

Podkreślają, że „w swoim komunikacie ministerstwo nie zmierzyło się z problemem ważności decyzji podejmowanych przez władze sądu 1 lipca. Jak tłumaczyliśmy, decyzja o zawieszeniu sędziów wpłynęła pod koniec dnia, właśnie 1 lipca. Gdyby uznać jej ważność, to pociągnęłoby to za sobą konieczność zakwestionowania legalności wielu kluczowych decyzji, w tym podjętych w ramach działalności kancelarii tajnej”.

Prezesi twierdzą, że sędzia Włodarczyk dopiero po godzinie 13 w dniu 2 lipca otrzymał dostępy np. do zatwierdzania urlopów. Podkreślają, że istnieją duże wątpliwości co do czasu powierzenia mu funkcji p.o. prezesa sądu.

Protestują przeciwko ignorowaniu uchwał organu największego sądu okręgowego w Polsce przez Ministra Sprawiedliwości.

To bardzo niebezpieczne zjawisko dla porządku prawnego. Prześmiewcze potraktowanie kolegium z dnia 1 lipca i określenie go mianem „zebrania sędziów” jest niedopuszczalne. Czy ministrowi nie pomyliły się zebranie Iustitii z powagą obrad kolegium sądu okręgowego? Może zbyt częste spotkania z członkami tych ,,partii sędziowskich” powodują takie luki w znajomości ustawy Prawo o ustrojów sądów powszechnych? – słyszymy z ust rozgoryczonych działaniem ministerstwa prezesów.