Prof. Karol Samsel: Miłosz jest najukochańszą i najbardziej znienawidzoną postacią polskiej literatury

prof. Karol Samsel, fot. Radio Wnet

Kilka dni po 114. rocznicy urodziny Czesława Miłosza, prof. Karol Samsel w rozmowie z Konradem Mędrzeckim przypatruje się metafizycznemu wymiarowi twórczości polskiego noblisty.

Miłosz jest troszeczkę najukochańszą i najbardziej znienawidzoną postacią polskiej literatury. Miłosz jest trochę naszą narodową własnością, trochę niewłasnością. Ja w jednym ze swoich tekstów o traktacie teologicznym (Miłosz jest autorem właściwie polskiej poetyki traktatowej) zastanawiałem się, czy kiedyś doczekamy w Polsce konferencji naukowej, takiej interdyscyplinarnej, w której o traktacie teologicznym Miłosza mówiliby filozof religii, teolog, ateista, chrześcijanin, literaturoznawca, filozof. Mam jakieś głębokie poczucie, że nam jest wygodnie patrzeć na Miłosza w konkretnym świetle. Polubiliśmy to światło, na przykład heretyka czy gnostyka.

I kontynuuje:

W Miłoszu jest jakiś głęboki synkretyzm religijny i w ogóle, tak jak Gustaw Herling-Grudziński, Miłosz mówił, że chce być pisarzem zła. I to wychodzi w tytule tej książki Łukasza Tischnera, Czesław Miłosz, Sekrety Manichejskich Trucizn. To jest bardzo dobra książka właśnie o Miłoszu jako pisarzu zła. I to taki bardzo ważny atawizm polskiej literatury. Mam na myśli to, że oni się nie lubili. Herling i Miłosz. Mieli ku temu powody metafizyczne. 

Dalej, prof. Karol Samsel mówi o Miłoszu w kontekście chrześcijańskim:

Chodzi o to, że on nie kupował tej intelektualnej wykładni, na jaką chrześcijaństwo się zdobyło. On po prostu uważał, że tomizm jest zbyt nieludzki, aby dotarł do zwykłego chrześcijańskiego Hioba, człowieka cierpiącego, który potrzebuje filozofii prostej jak podanie ręki. Natomiast Miłosz mówił o tym wielokrotnie, że kieruje się w stronę heterodoksji, że porzuca ortodoksję właśnie ze względu na tę nieludzkość tomizmu, to rozczarowanie rzekomym szczytem chrześcijańskiej myśli teologicznej, jaką miał być tomizm. I tu oczywiście możemy dotknąć postaci Jana Pawła II, bo tomizm jest oczywiście zasadniczym elementem jego światopoglądu filozoficznego. Tą drogą również moglibyśmy ich obydwu ze sobą porównywać. Natomiast też nie jest dobrze, że my cały czas w naszej miłoszologii tkwimy w czytaniu motywów biblijnych w twórczości Miłosza, że stworzyliśmy również taką dziedzinę, jaką jest czytanie Miłosza przez duchownych.

I kontynuuje wątek religijny:

Miłosz jest przewrotnie religijny. Jest fascynująco ironiczny w swoim podejściu do religijności. Jak my chcemy go przeczytać w taki sposób chrześcijański, to my go przeczytamy. Ale nie możemy zapominać, że jest chrześcijańskim ironistą. Wie pan, że po prostu kiedy Miłosz mówi, że zadaniem poety jest prorokować, to on ma na myśli coś zupełnie innego niż Mickiewicz. Jemu chodzi o to, że pieśń jest bezwstydna, że oporządzanie rytmu ma w sobie coś z jakiejś wieprzowatości. On nie jest poetą rytmu, on nie jest poetą pieśni. Zadaniem poety jest prorokowanie, a nie sprawdzanie, czy zgadza się muzyka wersu.

Powraca też do niezwykle ważnego dzieła Miłosza, jakim był zbiór esejów „Zniewolony umysł”:

Ten poemat, traktat moralny jest właśnie refleksją jego pracy w ambasadach amerykańskich w Nowym Jorku (…) mówił, że na tym polegał problem, że ci komuniści bierutowscy czy postbierutoscy, oni przypominali neofitów, konwertytów. Mieli w sobie taki religijny zapał. Andrzej Walicki w swojej interpretacjach Miłosza często to podkreślał, że ci komuniści lat pięćdziesiątych byli niczym nowi chrześcijanie i w taki nowochrześcijański katakumbowy sposób do komunizmu usiłowali Miłosza zagrabiać, indagować. No i wtedy ukłuł Miłosz to pojęcie dobrego poganina, właśnie stąd się bierze to pojęcie poganina, Dobrego poganina, że on woli być dobrym poganinem, a nie nowym chrześcijaninem, takim, który nie rokuje nadziei nawrócenia, ale jest sobą.

 

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!