Bohdan Wodiczko: dyrygent, reformator opery i kreator kultury. Michał Klubiński mówi, dlaczego warto o nim pamiętać

Źródło: Goodfon

Michał Klubiński, autor książki „Bohdan Wodiczko. Dyrygent wobec nowoczesnej kultury muzycznej”, przybliża życie nieco zapomnianego, aczkolwiek wybitnego dyrygenta i kreatora kultury.

Nasz gość rozpoczyna swoją opowieść od wątku operowego:

Bohdan Wodiczko rzeczywiście dążył do tego, żeby odnaturalizować operę, czyli pozbawić z pewnego charakterystycznego blichtru i uczuciowego przesytu. I stąd zainicjował szereg działań w Operze Warszawskiej, która wtedy mieściła się jeszcze przed odbudową w sali Roma, obecnym Teatrze Roma przy Nowogrodzkiej 49. Chodziło o to, żeby stworzyć reformę języka wystawienia oper i zaprosić najlepszych reżyserów, teatralnych głównie, żeby ten język unowocześnić i zbliżyć maksymalnie do nowego widza, który miał się według Wodiczki fascynować filmami kryminalnymi (tak jak zresztą on sam), nowoczesną scenografią i nowoczesnym, dynamicznym tempem życia.

I kontynuuje:

 To wszystko szokowało wtedy publiczność. No i wiązało się też ze wspaniałą obsadą i śpiewaków, i tancerzy, i obsadą orkiestry, którą Bohdan Wodiczko odmłodził, usuwając 121 osób, w tym wielkich gwiazd przedwojennych ze składu artystycznego Opery Warszawskiej.

Michał Klubiński mówi też o tym, jak zainteresował się postacią Bohdana Wodiczki. Ważnym dla niego momentem, było otrzymanie płyty z nagraniem Harnasi Karola Szymanowskiego, ale na pytanie, czy ten album stał się punktem zapalnym do napisania książki, odpowiada tak:

Tak jak to bywa głównie w takich historiach, nie wiedziałem, że tak się przywiąże do tej postaci. Ale ponieważ zajmowałem się w czasie studiów również Mieczysławem Mierzejewskim, współpracownikiem Wodiczki, też wybitnym dyrygentem. To tak ten temat mnie zainteresował, reformy operowej pełną parą, a potem przyszła ta książka jako doświadczenie pewnej epopei w życiu kompozytora, dyrygenta, który również miał pewne problemy polityczne, jak wiemy. Ponieważ jego wizja moderny trochę wchodziła w kolizję z oczekiwaniami władz, zwłaszcza około 65 roku, kiedy zmieniono Ministra Kultury z Bohdana Galińskiego na Lucjana Motykę. Jak wiadomo, Lucjana Motyka to już troszeczkę mieszał wokół 68 roku.

Mówi też o szerszym spojrzeniu na funkcję dyrygenta:

To jest chyba najbardziej wszechstronna funkcja muzyczna po kompozytorze ze względu na konieczność opanowania wszystkich tych rudymentów muzycznych, ale też w czasach, kiedy radio i nagrania dopiero raczkowały, dyrygent i jego wizja repertuarowa, muzyczna pewien impresariat wobec orkiestry prowadził, były jedynym źródłem właściwie takiej szerokiej wizji kultury muzycznej. I to jeszcze działo się w XIX wieku przed nagraniami, przed radiem. Właściwie dyrygent był źródłem nie tylko magii, ale też pewnego procesu spojrzenia na historię muzyki generalnie. Także Bohdan Wodiczko pełnił taką funkcję, wzorując się trochę na przedstawiciela awangardy plastycznej, przedwojennej. Pełnił taką funkcję w PRL-u, starał się przybliżać nowoczesność.

Dalej mówi o chwilami nieco kontrowersyjnym podejściu Bohdana Wodiczki do wykonywanego przez niego zawodu:

Tak, oczywiście schlebiał poglądowi modernistycznemu, że dyrygent jest schowany za dziełem i dba tylko o odtworzenie pewnych procesów głęboko ukrytych w dziele, ale też pozwalał sobiez drugiej strony jednak na poprawki, jeśli chodzi o same partytury, czyli np. redukcję pod kątem instrumentacji, kiedy muzycy byli nie najlepsi w orkiestrach, to po prostu wyrzucał partie orkiestrowe, np. Operę Salome Strauss, która słynie z gęstej instrumentacji, chciał wystawić z jednym fletem piccolo i tylko pierwszymi skrzypcami, zdaje się i kontrabasami. Natomiast niewątpliwie dbał o to, żeby nie eksponować pewnego romantycznego potencjału ekspresyjnego. No i przede wszystkim tu wyprzedzał swoich kolegów, choć jak słuchamy jego interpretacji, to dostrzegamy tam jakiś ukryty romantyzm na dnie, czyli pewną ekstatyczność jednak. To też takie typowo modernistyczne. Mamy neoklasycyzm, ale on jest w parze z neoromantyzmem.

Opowiada też o pełnej sukcesów karierze Wodiczki. Wspomina o przejęciu posad dyrektora w Filharmonii łódzkiej, Krakowskiej i w końcu Warszawskiej.

Wreszcie Filharmonia Narodowa, (1955-58), gdzie Sokorski zaprezentował, można powiedzieć, antycypację odwilży, czyli zaprosił Wodiczkę z repertuarem nowoczesnym w 1955 roku, jednocześnie detronizując założyciela Filharmonii Witolda Rowickiego. I ten spór Rowicki-Wodiczka niestety przyczynił się do kolejnej wendety, czyli zabrania przez Rowickiego Teatru Wielkiego w Odiczce w 65 roku, kiedy Rowicki zgodził się na tego typu fasadową rolę dyrektora dwóch instytucji muzycznych w Warszawie, a był dość nieudolnym, prawdę mówiąc, dyrektorem muzycznym Teatru Muzycznego.

Na koniec Michał Klubiński wspomina ślad, jaki polski dyrygent odcisnął w Reykjaviku, gdzie również obejmował posadę dyrektora orkiestry:

Warto zauważyć, że on dla Islandczyków okazał się taką znamienną postacią. Kiedy wyjechał po tych dwóch klęskach odebraniu mu Filharmonii i Teatru Wielkiego do Islandii, żeby w Reykjaviku prowadzić orkiestrę tamtejszego radia, potem Filharmonii, to stworzył tam od nowa kulturę muzyczną i do dzisiaj jest pamiętany jako wybitna postać. Ja tam byłem z wykładem i rzeczywiście wielu muzyków się zebrało, żeby go wspominać.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!